Jej dalszy ciąg — cienki jak laska — ginie gdzieś w przepaściach mankietu i suto sfałdowanego rękawa.
Kto sobie zada trud porównania tych albo innych pasteli Wyspiańskiego np. z jakim męskim portretem Simmlera, ten zrozumie różnicę pomiędzy „duchem" natury, a „formą" natury. Pomiędzy stosunkiem artysty do niej władczym, — a stosunkiem niewolnika.
To, co artysta bierze z natury — rzecz jasna — nie jest dziełem przypadku, ale wypływa z natury jego wizji, oraz jego woli twórczej. Wyspiański jest malarzem nastroju, narzędziem zaś tego nastroju, który mu podsuwa jego instynkt i upodobanie, jest linja — miękka, pastelowa kreska. Jego proces twórczy przedziwnie odsłania nam postać św. Salomei — pastel, później użyty do witrażu u Franciszkanów. Z jak nieprawdopodobną siłą i prostotą wyraża Wyspiański jej stan duchowy!... święta zesztywniała w ekstazie...
Ze zdrętwiałych jej rąk wypadła korona. Dłonie — niby źle rysowane i niezgrabne — są jednak niesłychanie wymowne w swych sztywnych, połamanych linjach. Zdrętwiałe! I ta sztywność jest w każdym calu kompozycji, wszystkie sylwety, wszystkie linje szaty są jak druty wysztywnione, czem znakomicie potęgują nastrój całości. Tak samo głowa — genjalna w ruchu, czy raczej — znieruchomieniu, — tak samo — sucha, ściągnięta dreszczem maska twarzy świętej.
Jasnem jest, że Wyspiański maluje tu nie z natury, ale z widzenia wewnętrznego, z wizji malarskiej. Dlatego giną mu z oczu wszystkie szczegóły drugorzędne, które my zauważymy, obserwując naturę biernie. Wizja Wyspiańskiego gubi to wszystko, co nie zmierza bezpośrednio do celu, t. j. do wywołania pewnego nastroju czy wyrazu.
Ten wyraz daje się osiągnąć niekoniecznie w złożonych kompozycjach. Tai się on w najskromniejszej, pojedyńczej głowie, — w twar-dem, zawziętem spojrzeniu siwych chłopskich oczu na jednem ze stu-djów postaci jego żony, w portretach dziewcząt więdnących przedwcześnie jak kwiaty, a zwłaszcza w twarzach dzieci. Wyspiański szuka w nich subtelnych, lirycznych odcieni wyrazu, ale ujmuje go i wypowiada bardzo po męsku.
Przedziwnym sentymentem owiana jest jego Caritas. Twarze dziewcząt bardzo chłopskie i bardzo dziecinne, o niewyrobionych, naiwną linją obciągniętych rysach i ciepłem, nieśmiałem spojrzeniu biednych, jasnych oczu. Włosy proste, łapięta chude. Przedziwnym ruchem garną się ku sobie te dwie istotki, rzucone ręką Niewiadomego na świat twardy i bezlitosny, przed którego chłodem broni je ta skorupka wzajemnej miłości i zaufania.
286