214
Uprzywilejowanie rodzicielstwa.
trzeba przyjąć dla europejskich krajów kulturalnych), to na 1000 ludności wypadnie jocznie 20 wypadków śmierci. Tych 20 zgonów musi więc być zastąpionych urodzinami 20 ż y w y c h d z i e c i, o ile stan liczebny ludności ma przynajmniej pozostać bez zmiany. Więc w kraju, w którym liczba urodzin jest trwale niższa od 20, nastąpi ubytek ludności wraz z wszystkiemi swenii niepokojącenn skutkami, (jlównym z nich byłby nieunikniony napływ obcych, obniżających zarobki sil roboczych z krajów, stojących niżej pod względem kultury. Niedługo nie będzie już można uniknąć tego napływu, który zajmie warsztaty pracy w przemyśle, jak dziś już zajął w rolnictwie.
Pytanie, czy Niemcy dzisiejsze mogłyby znieść równie wielki przyrost ludności, jak przed wojną stało się zbędne. Nie jesteśmy już narodem wzrastającym. W obliczu ostatniego zwrotu naszego ruchu ludnościowego nie chodzi już w rozważaniach polityki ludnościowej o popieranie wzrostu, lecz o zachowanie stanu liczebnego naszego ludu. Także i wynik spisu ludności z r. 1925, okazujący obraz wzrostu liczby ludności, wzrostu, który nastąpił mimo wojny i drożyzny, nie powinien wywołać złudzeń, co do krytycznego położenia ludnościowo-poli-tycznego. Wzrost ów jest zjawiskiem przejściowem, przyczyną jego jest, po pierwsze napływ mnóstwa uchodźców i wydalonych, powtóre niska liczba śmiertelności. Jeżeli tej nadzwyczaj niskiej śmiertelności przyjrzymy się krytycznie, nie ucieszy nas ona istotnie. Nie jest ona bynajmniej następstwem szczególnie dobrego stanu zdrowotnego, lecz jedynie paradoksem statystyki ludnościowej, wywołanym niezwykłym stosunkiem ilościowym poszczególnych roczników ludności, wśród której z powodu wojennego i powojennego spadku urodzin, znajduje się mało dzieci, a teinsamem mało zgonów dzieci i niemowląt. Na ukształtowanie się śmiertelności wpłynęło też korzystnie przedwczesne wymarcie wielu słabszych konstytucyj, które nastąpiło w ostatnich latach wojennych z gruźlicy, grypy i niedożywienia. W każdym razie obecnej niskiej liczby śmiertelności nie można uważać za normalną i stalą. Można być pewnym, że w przyszłych latach wzrośnie ona szybko, a to tern bardziej, że skład roczników będzie znów normalny. Wtedy nawet najbardziej obojętnemu stanie się jasna prawdziwa klęska ubytku urodzin. Zbłądzilibyśmy jednak, zwlekając ze środkami zaradczemi aż do owej chwili, mogłoby już bowiem wogóle być zapóżno, jak to jest widoczne we Francji.
Łatwiej jest obliczyć ową liczbę wytyczną w odniesieniu do 1000 ludzi, niż do poszczególnych małżeństw. Przyjmijmy, np., że wśród ludności
0 normalnym składzie na 1000 istot urodzonych, około 300 umiera, nie osiągnąwszy przeciętnego wieku zawierania związków małżeńskich, że z pośród zdolnych do małżeństwa 8% pozostaje w stanie wolnym i że 10% małżeństw pozostaje bezdzietnemi. Według Bortkiewicza?) musi w takim razie wypaść na każde wogóle płodne małżeństwo przeciętnie nie mniej dzieci niż 3-46, jeżeli stan liczebny ludności ma się utrzymać. To obliczenie jest nietylko najzupelniej-szem potępieniem systemu dwojga dzieci, lecz zarazem wskazówką, że także
1 troje dzieci tylko wtedy wystarczy do zachowania stanu liczebnego ludności, gdy każde z pośród płodnych małżeństw wychowa troje dzieci, liczących conajmniej więcej niż pięć lat. Jednakowoż bardzo wielu rodziców zadowala się mniej niż trojgiem dzieci, lub nawet w wielu wypadkach z ważnych przyczyn musi się tern zadowolnić, prócz tego mnóstwo dzieci umiera przed 5 rokiem życia. Jest więc jasne, że nietylko wzrost jakiegoś narodu, ale już samo tylko zachowanie stanu liczebnego ludności wymaga, by wielu rodziców było „wielodzietnymi”, t. zn., by wychowało więcej, niż troje dzieci. Z tego dalej wynika, że pomoc (opieka) wyrównawcza, któraby łagodziła obciążenie gospodarcze rodzin wielodzietnych (obciążenie niejednakowe ze względu na różną ilość dzieci) powinna być jak najrychlej udzielona nietylko ze względów słuszności i dla ulżenia niedostatkowi, ale i ze względu na konieczność zachowania stanu liczebnego naszej ludności, a tern samem siły narodu.
Nasi sąsiedzi zachodni zrozumieli, o cc. chodzi, i wprowadzili gminne wsparcia (allocations) dla niezamożnych głów wielodzietnych rodzin. Prócz tego, przed
?) L. v. Bortkiewicz, Artykuł „Bevólkerungstheorie”, Bd. I. der Schmoller-Festschrift, Leipzig 1908, XIII. S. 8.