7. PSYCHOTERAPIA A RELIGIA
Na koniec chcemy spytać, w jakim bezpośrednim związku mają pozostawać wszystkie zarysowane tu zagadnienia z praktyką lekarską czy badaniami medycznymi. Przecież lekarz nie interesuje się jako lekarz, z racji zawodu, sprawami re-ligii. Ale gdy dochodzą do głosu takie zagadnienia światopoglądowe, zobowiązany jest jako lekarz do bezwarunkowej tolerancji.
Trzeba powiedzieć, że ów wymóg tolerancji obowiązuje również lekarza wierzącego. Wprawdzie w żaden sposób nie można o nim powiedzieć, że nie interesuje go religijność czy niereligijność jego pacjentów, jednakże nie jako lekarz, lecz jako człowiek, jako sam wierzący w najwyższym stopniu interesuje się tego rodzaju rzeczami. Ale nie zapominajmy, że owego lekarza w równej mierze będzie interesować religijność drugiego człowieka jak spontaniczność tej religijności. Innymi słowy, będzie musiał interesować się w najwyższym stopniu, by doszło do spontanicznego przełomu w owej religijności. Toteż będzie spokojnie oczekiwał na ów przełom. Tym łatwiej będzie mu to przychodziło, że jako człowiek religijny będzie z góry przeświadczony o utajonej religijności również ludzi jawnie niereligijnych. Lekarz wierzący bowiem wierzy nie tylko w swego Boga, lecz jednocześnie w nieświadomą wiarę chorego, wierzy więc nie tylko świadomie we własnego Boga, lecz zarazem wierzy w Niego jako w „Boga nieuświada-
mianego” przez chorego. Ale w owego „nieuświa-damianego Boga” wierzy jako w Tego, który „jeszcze nie” stał się świadomy choremu.
Religijność, jak już słyszeliśmy, tylko wtedy jest autentyczna, gdy jest egzystencjalna, gdy więc człowiek nie jest jakoś ku niej pociągnięty, lecz decyduje się na nią. Otóż widzimy, że do tego momentu egzystencji dołącza się jeszcze moment spontaniczności. Autentyczna religijność — poza tym, że powinna być egzystencjalna — musi mieć jeszcze czas, by spontanicznie zakiełkować. Nigdy nie powinno się człowieka ponaglać do niej. Możemy tedy powiedzieć: Ani id nie może
człowieka popychać, ani lekarz ponaglać do autentycznej- religijności.
Już Freud, który w podobnych kontekstach mówił, jak wiadomo, o „dwojakiej świadomości”, wskazywał, że e£ekt terapeutyczny uświadamiania treści nieświadomych trwa wraz ze spontanicznością owego uświadamiania. Podobnie rzecz się ma również z religijnością. I tak jak w przypadku stłumionych „kompleksów” do wyzdrowienia prowadzi jedynie spontanicznie uzyskana świadomość, tak też w przypadku nieświadomej religijności tylko jej spontaniczne przełamanie może przynieść wyzdrowienie..
Wszelkie postępowanie według wytkniętego programu byłoby tu błędne. Każda mniej lub bardziej świadoma intencja prowadziłaby tu do udaremnienia skutku. Wiedzą o tym bardzo dobrze nawet kapłani i bynajmniej nie są skłonni zaprze- ^ czać spontaniczności wszelkiej prawdziwej religii. Przypominam sobie odczyt, w którym pewien ksiądz opowiadał, jak został wezwany pewnego dnia do łoża umierającego, o którym wiedział, że jest niewierzący. Człowiek ten miał po prostu po-
69