powietrzem. Wszelkie gwałtowniejsze ruchy powietrza traktowane były w mitologii ludowej jako harce duchów. Legenda głosi, że topór rzucony w wir powietrzny spadnie zbroczony krwią1. Moszyński mówi wręcz o wierze w tożsamość duszy ludzkiej i wiatru, podając również szereg przykładów wiązania różnych rodzajów ruchu powietrza z demonami i mitycznymi postaciami2 3. Nie sposób tu referować treści wszystkich legend i opowieści o duchach, diabłach i upiorach, gdzie demony te i duchy, występując zawsze w konkretnych, „materialnych” postaciach, związane są z konkretnymi miejscami stałego przebywania i obdarzone ludzkimi przymiotami. Upiory i diabły w istocie swej były tak identyczne ze zwykłymi śmiertelnikami, iż zdolne były nawet do stosunków seksualnych z kobietami w najzwyklejszy ludzki sposób*. Jeżeli demony bywały często niewidoczne, cechę tę zawdzięczały w wielu przypadkach nie tylko swej „wrodzonej przezroczystości”, niewidoczności, ale raczej czapce-niewidce, która również w ręku człowieka dawała ten sam efekt.4
Pomiędzy demonami sensu stricto a światem przyrody istniała dość szeroka sfera przejściowa różnych półdemonów i zwierząt mitycznych. Odróżnienie demona od zwykłego śmiertelnika nie było wcale rzeczą łatwą, toteż lud orientował się według szeregu znamion rozpoznawczych, na przykład cechą diabłów był brak owłosienia pod pachami i w kroczu.5
Jeszcze ciekawszym zjawiskiem umysłowości ludowej jest to, iż różne jakości wyabstrahowane z konkretnych przedmiotów są następnie przez lud perso-nifikowane lub też pojmowane substancjalnie. Taki charakter w wierzeniach Indu białoruskiego nadawano na przykład zaklęciu. Czarownik mógł je rzucić bez określonego celu, „na wiatr”. Zaklęcie wówczas leci z wiatrem i pada na tego, kogo spotka, jeśli zaś nie spotka nikogo — wchodzi w drzewo, które niebawem usycha6. Lud lękał się takich przydrożnych uschniętych drzew ze względu na drzemiące w nich zaklęcia czarowników.
Kazimierz Moszyński przytacza dziesiątki przykładów, nieraz wręcz zabawnych, substancjalnego traktowania przez lud różnych dolegliwości fizycznych. I tak choroby można pozbyć się przez: wypędzanie, wysysanie, wyciskanie, wytrząsanie, zdmuchiwanie, ocieranie, zeskrobywanie, zlizywanie, zmywanie, wystraszanie nagłym hałasem, gryzienie, drapanie, przypiekanie) ogniem, kadzenie, wreszcie zwykłe bicie (choroby), przy czym razy oczywiście otrzymuje sam chory2.
W materiałach etnograficznych odnoszących się do Słowiańszczyzny znajdujemy dane dotyczące personifikacji czy też substancjalizacji wielu innych oderwanych pojęć, jak śmierć, szczęście, dola, płodność, „napaść” czy „niedziela”, będąca upostaciowaniem niedzieli mszczącej się na tych, którzy jej nie świętują.
Zatrzymaliśmy się dłużej nad dziedziną, którą można by nazwać ontologią ludową. Jednak pytanie, na które w tym miejscu chcielibyśmy odpowiedzieć, dotyczy nie obrazu świata zewnętrznego w tej kulturze, ale miejsca człowieka w tym świecie. Krótko mówiąc, chcielibyśmy wiedzieć, jak rozwiązywane były w obrębie kultury ludowej problemy, które stawia współczesna filozofia człowieka. Zgodnie z tym, o czym mówiłem wyżej, możemy przyjąć ewentualność, iż problemy te nie były w analizowanej kulturze ani stawiane, ani nawet uświadamiane, co nie oznacza, byśmy dzisiaj nie mogli ich dostrzegać czy
57
» M. Federowski: op, clt., t. I, s. 23. Zob, również przykłady tego rodzaju wierzeń u różnych ludów słowiańskich przytoczone przez k. Moszyńskiego: Kultura ludowa Słowian, t. II, cz. I, Warszawa 1967, s. 471.
Tamże, s. 469—490 oraz 591 i nast.
* Tamże, s. 635 1 nast.
‘ Tamże, s. 605.
1 M. Federowski: op. cft., t. I, s. 20.
K. Moszyński: op. cłt., s. 202—208.