określać, za szkołą frankfurcką, mianem racjonalności instrumentalnej. Ta instrumentalizacja przejawiać się będzie zwłaszcza w dziedzinie moralności. Odkąd uznamy drugiego człowieka za przedmiot, na przykład wychowawczej troski, odtąd przestajemy uważać go za równorzędnego partnera dialogu i stosujemy wobec niego moralność innego typu. Taką samą, jaką kierujemy się w podboju przyrody. Wydaje się więc, że myślenie typu naukowego wcale nie przyczynia się do budowania wrażliwości moralnej, a wręcz odwrotnie - wspomaga szerzenie moralnej obojętności.
Nie zdziwimy się zanadto, widząc, że produkt tego myślenia - państwo narodowe - także wykazuje tego typu tendencje, i to zarówno w okresie nowoczesności, jak i ponowoczesności. Państwowa machina biurokratyczna doprowadza do takiego ezasowo-przestrzenncgo rozdzielenia czynów od skutków, że wymykają się one działaniu popędu moralnego, że stają się obojętne, moralnie neutralne. Po pierwsze, jako funkcjonariusz instytucji nowoczesnej nie wiem za bardzo, kto jest odpowiedzialny za wydane mi polecenia, albowiem odpowiedzialność ta rozmywa się w odmętach Kafkowskiego sądu. Ja natomiast jestem zobowiązany tylko do przestrzegania przepisów. Jak słusznie zauważyła Hannah Arendt, organizacja taka wydaje się rządzona przez Nikogo1. Taki formalizm uwalnia mnie od jakichkolwiek zobowiązań wobec innych ludzi, pojmowanych jako żywe istoty, nie zaś jako podmioty prawa. Po drugie, zwykle nie oglądam skutków moralnych własnych działań, a jeśli nawet jakimś cudem to się zdarzy, to i tak trudno będzie mi w nich rozpoznać własną sprawczość, którą przecież uważam za tak nieznaczną. Odpowiedzialna za zło moralne jest raczej instytucja jako całość niż tworzący ją ludzie. Po trzecie, jeśli przedmiotem działań instytucji są ludzie, wtedy do akcji wkracza racjonalność instrumentalna i ich wymiar moralny znika, zostają zaś cyfry, wykresy, jednostki planu.
Niestety, możemy podejrzewać, że w świecie ponowoczesnym ta obojętność moralna wcale nie zniknie. Owszem, państwo narodowe przestaje odgrywać decydującą rolę w życiu jednostki, ale to nie oznacza, że zniknie biurokracja. Ta istnieć może równie dobrze z planowym kierownictwem, jak i bez niego, popychana tylko „siłą bezwładu", jak o tym przekonuje choćby ONZ. Dlatego też sądzę, że jest możliwe znakomite funkcjonowanie biurokratycznego molocha już bez legitymizującej podstawy, bez żadnych legislacyjnych wyjaśnień i prawodawczych uzurpacji. A jeśli dodamy jeszcze Bau-drillardowskie „proroctwo", wedle którego zatrze się granica pomiędzy rzeczywistością a jej „odwzorowaniom", to wtedy może się okazać, że obojętność moralna członków instytucji biurokratycznych osiągnie wręcz stopień
doskonałości. Jeśli bowiem różnica pomiędzy realnym światem a wymyślonym i przedstawianym na ekranie telewizora lub komputera przestanie być istotna, jeśli obydwa traktuję jako dostarczycieli przyjemnych doznań, to w jaki sposób miałbym odróżnić ból prawdziwy od zmyślonego? Pod tym warunkiem naturalnie, że nie ja go odczuwam. Krótko mówiąc, ponieważ tylko moje cierpienie jest nader realne, tylko ono mnie interesuje.
Ponadto w kulturze ponowoczesnej pojawi się nowy czynnik podtrzymujący obojętność moralną. Myślę tu o konsumeryzmie lub też - nazywając rzecz inaczej - o cstetyzacji impulsu moralnego. Przeżycie estetyczne jest tu ex cicfiniłione przeżyciem jednostkowym, tylko ja odczuwam przyjemność i jakiekolwiek współodczuwanie z innymi ludźmi jest raczej dziełem przypadku. Inni to tylko źródła estetycznych doznań. „Walor rozrywkowy jest zaprzysiężonym wrogiem odpowiedzialności moralnej"2, ponieważ ustanawia dystans pomiędzy odbiorcą spektaklu a jego aktorami. Tymczasem moralność wymaga zburzenia tego dystansu i zaangażowania emocjonalnego w kontakt z drugim człowiekiem.
Nie jest więc chyba przypadkiem, że agenda myślenia naukowego -szkoła - blokuje rozwój moralny swych wychowanków, niepozwalając im na osiągnięcie moralności postkonwencjonalnej wedle typologii Kohlberga. Nauce i moralności chyba nie po drodze.
Indywidualizm, ogólnie rzecz ujmując, to idea przyporządkowująca jednostce najwyższą możliwą wartość. W święcie na niej opartym nie liczy się zanadto ani sama wspólnota (chyba że w znaczeniu tworu złożonego z pojedynczych osób), ani też moralność do niej się odwołująca. Przykładem takiej sytuacji może być moralność Kantowska, która opiera się na własnym, jednostkowym osądzie, co jest słuszne, a co nie, nie zaś na reakcjach innych ludzi. Z ideą indywidualizmu jest bezpośrednio związane zjawisko potocznie pojmowanego humanizmu oraz pogląd polityczny zwany liberalizmem. Pod pojęciem takiego humanizmu rozumiem tutaj nie tylko poglądy wyrażające umiłowanie człowieczej różnorodności, ale przede wszystkim przyzwolenie na jej wszystkie możliwe odmiany oraz tendencję do tłumaczenia i wybaczania wszelkich odstępstw od norm społecznych. Liberalizm to z kolei ruch polityczny dążący do zagwarantowania jednostkom tak zwanych swobód obywatelskich, które są niczym innym, jak tylko pakietem praw i obowiązków zakreślającym granice jej wolności.
Zoh. H Arendt, Eichnumn w Jerozolimie, przcl. A. Szostkiewicz, Kraków: Znak 1987.
/.. Bauman, Etyka pomnoocuwui, przeł. J. Bauman,). Tokarska-Bakir, Warszawa: PWN 1996, s. 245.