PERSWAZJA 207
Kącik faktów i komentarzy
Wkrótce po przyjeździe do Stanów nasza najmłodsza córeczka, wówczas siedmioletnia, czyli pierwszoklasistka, przyniosła ze szkoły kilkustronicową broszurkę, mówiąc, że pani kazała ją wypełnić wraz z rodzicem. Gdy ją otworzyłam, zareagowałam początkowo przerażeniem. Otóż książeczka ta najwyraźniej informowała o... szkolnych gangach! Obrazki przedstawiały postacie uczniów gangsterów, z przepaskami na głowach, tatuażem na przedramieniu i ubranych w podobnie skrojone koszule. Na kolejnych rysunkach pokazane było, jak podchodzą oni do ucznia, wciskają go w róg korytarza i mówią do ofiary: „Jutro masz przynieść nam 20 dolców, bo inaczej wywiesimy twoje zdjęcie pokazujące, jak się malujesz szminką". Słowa takie były wpisane na „dymku" wychodzącym z ust mówiącego. Uczeń miał się wczuć w rolę zaatakowanego chłopca i wpisać w „dymek" wychodzący z jego ust, jak by na takie słowa zareagował. W tym wypadku wyzwanie było łatwe do odparcia, ponieważ fakt malowania się szminką nie zaistniał. Na kolejnych obrazkach zadania i groźby były coraz „mocniejsze", na przykład „Jak tego nie zrobisz, to coś złego może się przytrafić twojej małej siostrzyczce/twoim starym".
Początkowo zareagowałam lękiem i oburzeniem na to, że szkoła uczy moje niewinne małe dziecko o istnieniu takich niemoralnych zjawisk, jak szkolne gangi. Była to dość zrozumiała reakcja u matki, która spędziła swoje szkolne lata, a następnie wiele lat nauczycielskich, w systemie edukacyjnym, gdzie nie było nic podobnego do gangów szkolnych. Za chwilę jednak zorientowałam się, że jest to trening w zakresie inokulacji postaw: uodparniania małych dzieci, które poprzez swoją naiwność są najbardziej podatne na wpływy szkolnych gangów. Na pierwszym obrazku „wyzwanie" było słabe, niezagrażające, łatwe do odparcia, a na kolejnych zagrożenie perswazyjne narastało. Na przykład atakująca grupa groziła, że jeśli uczeń nie przyniesie butelki alkoholu, to wywieszą oni w szkole w miejscu publicznym zdjęcie masturbacji wykonywanej przez to dziecko. Chodzi w tym wypadku znów o to, by dziecko odparło ten argument stosunkowo łatwo, ponieważ fakt taki nigdy nie zaistniał, więc nie powinno ono się tego lękać.
Gdy zorientowałam się, jak pożądany jest taki trening, jednocześnie oczekiwałam, że podobne pojawią się w przyszłości. Nie doczekałam się. Znakomite idee wymagają dużych kosztów ekonomicznych, a nadmiaru środków nie posiada na nie nawet system edukacyjny w Stanach. Program, którego doświadczyło jednorazowo moje dziecko, był prawdopodobnie „próbą eksperymentalną". W tym fakcie odnalazłam głębokie podobieństwo do systemu edukacyjnego w Polsce.