W atmosferze takiego zaniedbania glos Małpy rósł w sil Po części dlatego, że nie byłam twarda, a po części dlateg
twu, z powodu braku odpowiedniego jedzeni, acić na wadze. Wstrzymano mi przepustki weekend iz wizyty. Załamana, błagałam mamę. żeby i
- Wypisz mnie stąd, proszę, wypisz mnie! - jęczałam na okrągło. - Wiem, że byś mogła to zrobić, mamo. Tli je strasznie! Nie znam w ogóle tych pielęgniarek i cały czas st boję! Staram się być posłuszna, ale to przez nie nie jestem Wypisz mnie stąd, co? Wypisałabyś?
- No dobra, mogę cię wypisać - w końcu przyznała. - A Jessica... po prostu się boję.
-Czego?
- Że nie będę miała żadnego wsparcia.
Z poczuciem winy chwilowo porzuciłam temat.
Powolny upadek oddziału wiązał się nie tylko z odcho dzeniem personelu, ale też z brakiem funduszy i z rutyno wym podejściem starszej kadry, dla której byliśmy tylko .je.
Jasne, że były jeszcze pielęgniarki, którym zależało - Pip by la jedną z nich. Ale większość nowych była świeżo po stu diach i nie miała kompletnie żadnego pojęcia o naszych problemach.
Brakowało rai Clive'a. Chodziły plotki, że nie wróci, bo jesl bardzo ciężko chory, i że może umrzeć. Julie też wyparowała.
Za każdym razem, gdy usiłowaliśmy nawiązać jakiś kontakt z personelem, okazywało się to niemożliwe - nie mogliśmy się porozumieć. Nie wiedzieli, czego chcemy, czego poty świetlicy znajdowała się tablica, na której wszyscy mogli pisać, co tylko chcieli, począwszy od: .Życzę wszystkim miłego dnia", aż po: .Nienawidzę tego pierdolonego więzienia". Poprzedniego dnia Robert napisał: .Rzeczywistość - to,
Uznałam to za całkiem zabawne. Roześmiałam się i powiedziałam na ten temat parę słów w obecności dyżurującej pielęgniarki, a potem zapomniałam o całym zdarzeniu. Mój wielki błąd polegał na tym, że jej zupełnie nie znałam.
Nadeszło spotkanie pacjentów. Za pięć dni Robert opuszczał oddział na zawsze. Atmosfera była spokojna, o ile nie radosna - prawie normalna. Tb znaczy dopóki prowadząca zwyczajowo nie spytała:
Zawsze tak kończyło się każde spotkania. Gdyby ktoś nas w jakiś sposób obraził, mogliśmy o tym mówić. Z reguły nikt się nie skarżył, no. chyba że na zasady używania telefonu na korytarzu. Wiadomo, że nie wszyscy pacjenci dobrze ze sobą żyli, ale z pewnością mieliśmy tu pewien rodzaj wspólnoty. Często czuliśmy, że to mecz .my przeciwko personelowi"
blowaliśmy. Myślę, że nawet gdyby ktoś na kogoś doniósł, reszta by interweniowała. Tak się po prostu nie robiło. Poza tym szczerze nienawidziliśmy tych spotkań i zasadniczo chcieliśmy je skończyć najszybciej, jak się tylko dało. Zatem
111