skoro fałszem jest to, co mówi Kościół katolicki, to prawdą jest coś przeciwnego i że skoro fałszem jest to, co mówi re-ligia Azteków, to prawdą jest coś przeciwnego. Dlatego myśl, że twierdzenia, które nam nie wydają się prawdziwe, mogą być wystarczająco dobre dla innej kultury, że wartość prawd religijnych należy oceniać nie w zgodzie z jakąś obiektywną normą, lecz w sposób znacznie bardziej elastyczny i pragmatyczny, a mianowicie pytając, czy czynią one ludzi w nie wierzących szczęśliwymi, czy pasują do sposobu ich życia, czy wytwarzają wśród nich pewne ideały, czy dostrajają się do ogólnej tkanki ich życia i doświadczenia — otóż ta myśl wydawała się obu stronom, zarówno Kościołowi rzymskiemu, jak i będącym zwolennikami ateizmu materialistom, zdradą. Niemniej jednak Monteskiusz dokonał takiej właśnie krytyki, a fakt ten, jak powiadam, zmodyfikował do pewnego stopnia cały obraz. Dokonał mianowicie modyfikacji twierdzenia, w myśl którego istnieją prawdy wieczne, wieczne instytucje, wieczne wartości — nadające się dla każdego i wszędzie. Należało się wykazać większą elastycznością. Należało powiedzieć: No cóż, być może nie wieczne, i nie wszędzie; być może dla większości ludzi, w większości miejsc, jednakże z uwzględnieniem czasu i miejsca. Należało tak powiedzieć, a uczyniwszy to, można było mimo wszystko nadal zachować podstawowe założenia oświeceniowych poglądów.
Nieco większego wyłomu dokonał Hume. Carl Becker, w swojej nader inteligentnej, ciekawej, zabawnej i niezwykłej książce Państwo Boże osiemnastowiecznych filozofów twierdzi, że Hume wysadził w powietrze całe oświeceniowe stanowisko, dowodząc, iż konieczności, w które wierzyli oświeceniowi filozofowie, że siatka ścisłych logicznych zależności, z których, ich zdaniem, składał się świat i które był w stanie pojąć oraz dzięki którym był w stanie radzić sobie rozum, w rzeczywistości nie istnieje. Becker jest zdania, że z tego właśnie powodu Hume podważył ogólną koncepcję zakładającą istnienie pewnego rodzaju pozbawionego szwów ubioru, czy też harmonii koniecznych zależności.
Ja w tej sprawie nie zgadzam się z Beckerem, nie będę jednak zagłębiał się tutaj w szczegóły. Główną zasługą Hu-me’a wynikającą z jego ataku na oświecenie — choć on sam z pewnością nie sądził, że taki atak przypuszcza — było to, że wątpił on w prawdziwość dwóch twierdzeń. Po pierwsze, wątpił, czy zależność przyczynowa jest czymś, co postrzegamy bezpośrednio, a właściwie, czy jest ona czymś, o czego istnieniu w ogóle wiemy. Twierdził, że rzeczy nie są powodowane przez inne rzeczy; twierdził, że następują one po sobie w sposób regularny, ale nie powodują się wzajemnie. Zamiast więc mówić, że określona przyczyna musi wywołać określony skutek, albo że to zdarzenie musi spowodować tamto zdarzenie, czy też że ta sytuacja musi wyniknąć z tamtej, należy jedynie stwierdzić: zwykle ta sytuacja następuje po tej sytuacji; zazwyczaj to pojawia się przed tym, równocześnie z tym albo po tym. W zasadzie jednak nie stanowiło to zbyt wielkiej różnicy.
Drugie twierdzenie, w którego prawdziwość wątpił Hume, jest z naszego punktu widzenia ważniejsze. Zadawszy sobie pytanie, skąd wie, że świat zewnętrzny w ogóle istnieje, odrzekł, że nie może się tego dowiedzieć na drodze logicznego wnioskowania. Według niego nie istniał sposób na to, by dowieść, że istnieją stoły. Nie istniał sposób na to, by udowodnić, że w tej chwili jem jajko albo piję wodę ze szklanki. W geometrii można różnych rzeczy dowieść. W arytmetyce można różnych rzeczy dowieść. W logice można różnych rzeczy dowieść. Sądzę, że mógłbym dowieść różnych rzeczy w heraldyce lub szachach czy innych naukach opartych na sztucznych regułach, regułach stworzonych w sposób konwencjonalny. Jednak nie mogę dowieść z matematyczną pewnością, że cokolwiek istnieje. Wszystko, co mogę powiedzieć, to to, że jeżeli jakąś rzecz zignoruję, to pożałuję tego. Jeżeli będę przypuszczał, że przede mną nie ma stołu, to na niego wpadnę i prawdopodobnie się uderzę. Jednak dowieść
63