mnie czymś bez znaczenia, czymś nieważnym. Król ograbił mnie z mojej własności — więc własność jest niczym. Moje dzieci poumierały z niedożywienia i chorób — uznaję zatem, że rzeczy ziemskie, nawet miłość do własnych dzieci, są niczym w porównaniu z miłością do Boga. I tak dalej. Stopniowo człowiek ogradza się swego rodzaju murem, usiłując zredukować do minimum podatną na ciosy powierzchnię własnego „ja”. Chce być raniony w stopniu tak nieznacznym, jak to tylko możliwe. Doznał już wszelkich ran i dlatego pragnie się skurczyć do jak najmniejszych rozmiarów tak, by na przyszłe raniące ciosy była wystawiona jak najmniejsza powierzchnia.
Taka była atmosfera, w której działali niemieccy pietyści. Zaowocowało to intensywnym życiem wewnętrznym, ogromną ilością bardzo wzruszającej i bardzo ciekawej, ale wysoce osobistej i nacechowanej gwałtownymi emocjami literatury, niechęcią do intelektu, a nade wszystko, co całkiem oczywiste, gwałtowną nienawiścią do Francji, do peruk, do jedwabnych pończoch, do salonów, do demoralizacji i zepsucia, do generałów, do cesarzy, do wszystkich wielkich i wspaniałych postaci tego świata, które ucieleśniają po prostu dobrobyt i niegodziwość, które są wcieleniami szatana. Jest to naturalna reakcja ze strony ludzi pobożnych i upokorzonych, reakcja, jaka później pojawiała się także i w innych miejscach. Wytwarza ona pewną osobliwą formę antykultury, antyintelektualizmu i ksenofobii — na które, w tym właśnie momencie, Niemcy byli szczególnie podatni — wytwarza prowincjonalizm, który pewni niemieccy myśliciele cenili i którym się zachwycali w wieku osiemnastym, a który Schiller i Goethe zwalczali przez całe swoje życie.
Istnieje pewien typowy cytat z Zinzendorfa, lidera Heem-huter stanowiących odłam braci morawskich, którzy z kolei stanowili odłam pietyzmu. Otóż Zinzendorf powiedział: „Ten, kto pragnie pojąć Boga za pomocą intelektu, staje się ateistą”. Było to po prostu echo słów Lutra, który twierdził, że rozum jest ladacznicą i należy go unikać. Trzeba tutaj
powiedzieć, że fakty społeczne dotyczące tych Niemców nie są całkiem bez znaczenia. Zastanawiając się, kim byli ci osiemnastowieczni Niemcy, kim byli myśliciele mający wówczas największy wpływ na Niemcy i o których już słyszeliśmy, dostrzegamy dość szczególny dotyczący ich fakt
0 charakterze socjologicznym, fakt, który potwierdza moją tezę, że wszystko to jest produktem zranionych uczuć narodowych, produktem okropnego narodowego upokorzenia, że taki właśnie jest u Niemców korzeń ruchu romantycznego. Jeżeli zapytacie, kim byli ci myśliciele, to przekonacie się, że pochodzili oni z całkiem innego środowiska społecznego niż Francuzi.
Lessing, Kant, Herder, Fichte — wszyscy oni byli ludźmi bardzo niskiego stanu. Hegel, Schelling, Schiller, Hólderlin pochodzili z niższej warstwy klasy średniej. Goethe był bogatym przedstawicielem burżuazji, ale osiągnął stosowny tytuł dopiero w późniejszym okresie życia. Tylko Kleist i No-valis byli ludźmi, których w owych czasach nazwano by wiejskimi dżentelmenami. Jedynymi osobami mającymi związki z arystokracją, o których można powiedzieć, że uczestniczyły wówczas w niemieckiej literaturze, w niemieckim życiu, w niemieckim malarstwie, w jakiejkolwiek formie niemieckiej cywilizacji, otóż jedynymi takimi ludźmi, jakich mnie się udało znaleźć, byli dwaj bracia, hrabiowie Christian
1 Friedrich Leopold Stolbergowie oraz mistyk baron Carl von Eckertshausen. Nie były to bynajmniej postacie pierwszoplanowe, postacie najwyższej rangi.
Jeżeli natomiast przyjrzymy się Francuzom tego okresu, wszystkim tym radykałom, lewicowcom, najskrajniejszym przeciwnikom ortodoksji, Kościoła, monarchii i status quo, to przekonamy się, że wszyscy oni pochodzili z zupełnie innego świata. Monteskiusz był baronem, Concordet markizem, Mably duchownym, Condillac też duchownym, Buffon został hrabią, Volney był dobrze urodzony. D’Alembert był synem szlachcica z nieprawego łoża. Helvetius nie pochodził ze szlachty, ale jego ojciec był nadwornym lekarzem, a on
71