sprzątanie. Marcin poprosił kierownika, aby pozwoli! im
rozbić namioty na terenie ośrodka. Dozorcy zaś da? trochę forsy, aby nagrzał wody. by dziewczęta mogły wziąć
prysznic.
I tak oto doszło do kąpania Marcina przez jego uczennice. Zenek umył się w zimnej wodzie, zaś Mirka zanim pojawiły się dziewczęta. Potem para ta znów się ulotniła.
*
W namiocie Marcin mia! duży, gruby, podwójny luft-materac. Przykrył go kocem, pod podgłówki włożył różne swetry i kurtki. Śpiwór rozsunął, robiąc zeń lekką kołderkę. Klapy do namiotu lekko uchyli! i czekał...
Przyszły obie! Miały na sobie tylko bluzeczki, przypominające krojem męskie koszule. Bluzka Justynki była zapięta, Edytki tylko na jeden guziczek. Domyśli! się że są bez majteczek. Przysiadły na skraju materaca.
— Dziewczęta, ja śpię zawsze nagi. Gramolcie się pod śpiwór. Ale może zdejmiecie te bluzeczki, bo się pogną. No, śmiało.
Edytka klęknęła i jednym ruchem pozbyła się przyod-zienia. Nagusieńka wsunęła się pod „kołdrę” z prawej strony Marcina. Justynka dość wolno rozpinała swoją bluzeczkę. Ale wreszcie i ona ułożyła się obok swojego profesora. Wstydliwie przykryła pupkę, ale ten manewr zmusił ją do dotknięcia nagiego boku Marcina. Inicja-tywę przejęła Edytka:
— Bardzo przepraszam panie profesorze, że tak raptownie uciekłam od pana w łazience. Strasznie się podnieciłam. Pan bardzo działa na moje zmysły. Pan ma takie wspaniałe ciało. Marzę, aby wycałować pana od stóp do głowy. Może opowie pan Justynce piękną bajkę, a ja zniknę pod kołdrą?
Marcin nie zdążył odpowiedzieć, gdy szopa włosów Edytki powędrowała gdzieś w dół. Dziewczyna zsunęła się i bezceremonialnie przykryła dłonią jego męskość. Na razie całowała mało ważne szczegóły. Justynka nic nic ■nowiła, leżała jak trosia. Położył jej głowę wysoko na
barku, obrócił buzię w swoja stronę i łagodnie zaczął całować jej oczy. Przesunął ją bliżej siebie, przełożył jej
rękę przez swoją szyję. Nie broniła się, ale była wyjątkowo pasywna.
Wreszcie zaczął całować ją w usta. Nadal była bierna, jak pod prysznicem. Rękami odszukał jej piersi i cierpliwie stara) się rozbudzić tę piękną dziewczynę.
— Ja chciałabym, abyśmy tylko razem... — wyszeptała w końcu nieśmiało.
— Ba, ale jak odgonić Edytkę? — odszepnął jej do ucha.
Oboje się zachichotali i odruchowo spojrzeli w dół. Wybrzuszenie kołdry dokładnie wskazywało, gdzie znajduje się głowa Edytki. Justynka nie mogła mieć żadnych wątpliwości. Westchnęła. On znów zachichotał, no i ona też w końcu się uśmiechnęła. Wreszcie się odblokowała. Zaczęła oddawać pocałunki, mocniej przytuliła swoje piersi do jego ciała.
A tymczasem Edytka rozmawiała po francusku z jego członkiem. Pomagała sobie wszystkimi palcami. Leżała teraz tak, że jej pupka wysunęła się całkowicie spod kołdry. Mocno zaciskała uda, drżała na całym ciele. Znów była bardzo podniecona. Przesunął jedną rękę ńa uda Edytki. Po chwili zrozumiała czego poszukuje i ochr.czo rozsunęła nogi. Palce Marcina były doświadczone...
— Panie profesorze... — to Justynka znów zaczęła szeptać. — Bardzo bym chciała odwiedzić pana w Warszawie. Ale tak, abyśmy byli sami! Bardzo proszę!
— Dobrze Justynko! — zgodził się bez wahania.
Edytka wypuściła z ust jego członka. Gwałtownym
ruchem odrzuciła śpiwór i głęboko wciągnęła powietrze. Posykiwala i pokrzykiwała. Jej nogi zaczęły wykonywać dziwne esy-floresy. Wreszcie osiągnęła orgazm, wydając taki krzyk, jak kapitan kutra podczas straszliwego sztormu. To było po prostu wycie, przeraźliwy jęk rozkoszy. Spłoszyła tym Justynkę, która bez słowa przyglądała się drgającemu ciału koleżanki.