śniętym torsie. I chyba chcąc ominąć szczeeiniaste włosy. przesunęła rękę na brzuch. Dotarła do ud w okolicy
pasa. Zamknęła oczy. a on tymczasem sumiennie pieścił
jej prawą pierś. Wiedział, że ją to podnieca.
Aniu. nie bój się... — szeptał. — Głaszcz moje ciało w każdym miejscu...
Zsunęła nogę z jego podbrzusza, zahaczając o wyprężoną już męskość. Powoli zsuwała dłoń niżej. Ale lawirowała ostrożnie po jego udach, aby znów nie zawadzić... W'ziął jej dłoń w ręce, rozsunął pałce i umieścił ją na najintymniejszym szczególe swojego ciała. Lekko syknęła, z emocji. Ale nie szarpała się. Gdy puścił jej rękę. nie cofnęła jej. Znów zaczął pieścić ją całą.
Poczuł jak jej palce powoli ożywają. Delikatnie, najpierw nieznacznie zaczęła je przesuwać, jakby chcąc zbadać kształt tej męskiej osobliwości. Fred przekręcił się na bok, aby miała łatwiej... Zdecydował, że właśnie teraz dotrze do jej kobiecości. Ze sprytem lisa zaczął ugniatać łono, skutecznie rozchylając jej nogi.
— Jaka ty jesteś świeżutka... — szeptał. — Urocza moja Ania. Dotykaj też jeszcze niżej.... O, jaki delikatny masz puszek... Zaufaj wujkowi, nic złego ci nie zrobi... Bozsuń odrobinę jeszcze... No, toina pewno nie sprawi ci przykrości—
Skorygował pieszczoty jej ręki. Już teraz nie dotykała jego brzucha czy nóg. Posłusznie i w miarę rytmicznie pieściła go tak. jak jej pokazał. Sam "był zaś bardzo aktywny.
— No, jesteś wspaniała... Ale mnie podnieciłaś! Aniu. słodka dziewczyno... ty już jesteś kobietą! No, no... Ho. jaka jesteś miła. Połknę cię całą z kosteczkami. Jesteś jak cztery księżniczki...
,Fred rzeczywiście się podniecił. Świeżość nastolatki bardzo podziałała na jego zmysły. Zaczął odczuwać intensywna rozkosz. Ta mała dostarczy mu doprawdy miłych wspomnień, pomyślał. Był bardzo bliski finału!
— Och! — krzyknęła Ania i odrzuciła kołdrę. Bez
^krępowania patrzyła aa jego drgającą jeszcze męskość.
Po prostu była bardzo ciekawa—
Podał jej kieliszek z winom i wyszedł do łazienki.
Przyniósł ręcznik. Gdy się położył, ona sama przytuliła
się do niego. Zapewne nie minęło jej podniecenie. Trochę bez sensu powiedział:
— Teraz już wiesz, z czego biorą się dzieci.
— Wujku...
— Mów do mnie po imieniu!
— Fred— jak byłam młodsza, to—
•— Wal śmiało, słucham...
— ... wydawało mi się to obrzydliwe. Ale teraz, to wcale nie czuję wstrętu. Bardzo mnie to dziwi!
— To dobrze — ucieszył się. — Nic, co Natura stworzyła, nie może być obrzydliwe. Musisz uwierzyć.
— Fred— — mała się rozgadała — ... nie sądziłam, żc może to nastąpić... no, wiesz... bez włażenia na kobietę. Zaskoczyło mnie to...
— Musisz sporo się jeszcze dowiedzieć... — rozpoczął jak belfer na lekcji wychowania obywatelskiego. —
Oczywiście że mężczyzna może osiągnąć rozkosz bez spółkowania z kobietą. Aniu, ale dziewczyny też mogą mieć orgazm, bez tegoż spółkowania.
— Tak?
— Oczywiście!
— Hm, a ja myślałam—
— Aniu,, dzisiaj miałem cię całą wycałować. No, to biorę się do tego. Tylko niczego mi nie broń; pozwól całować się wszędzie.
— Lubię, jak mnie całujesz... Przechodzą mnie ciar-
ki!
Dość szybko obcałował mniej wrażliwe miejsca. Dość długo pieścił jej piersi. Już bez krępacji dociskała jego głowę... A piersi miała nad podziw dorodne. Jędrne, kształtne... Przeciągała się jak kotka, pod ręką swojego pana. Gdy uznał, żc już solidnie podniecił ją znowu, zsunął się nisko do jej pachnącego puszku. Bez oporów roż