darze. Czasem trochę potańczyli na golasa... No i licowali nu wielkim tapczanie, nazywanym oceanem. Sil Starczało na... dwa razy1 Zasypiali zgodnie we czwórkę.
Raz się zdarzyło, że Fred objął go przez sen i tak spali co
jr.ina, jak para pederastćw —panie żartowały sobie z tego dość długo.
Rozmawiali kiedyś z Mirką, tak na trzeźwo, o tym całym układzie z Fredkiem i Ewką. Przyznali się przed sobą, iż to ich podnieca... Fred dobrze zaspokajał Mirkę — zawsze osiągała orgazm. Marcin chwalił sobie pomysłowość Ewki i jej dziwaczne pozycje. Zoneczka, czyli Mirka, lubiła dwie, tr/y pozycje, zaś Ewka wymyślała ciągle coś nowego, preferując włażenie na Marcina, czego z kolej nie chciało się Mirce.
Oboje uznali, że spółkowanie z innym małżeństwem, czyli dokumentna wymiana żon i mężów, de facto nie jest żadną zdradą małżeńską. Zdradą jest, gdy mąż, w tajemnicy pized własną żoną, spotyka się z młodą (dziewczyną, lub wiąże się z jakąś kobietą. A w tym przypadku Marcin wiedział i wręcz widział, z kim i jak ciupcia się Mirka, jego żona. Ona widziała to samo. Przecież robili to na wspólnym tapczanie. Nie, tu z pewnością nie można móiyić o zdradzie małżeńskiej.
Zbliżał się luty i ferie zimowe. Fred nie mógł wyjechać z Warszawy. Mirka z Marcinem i ich córeczką Anią mieli pojechać do Bukowiny. Od lat wynajmowali tam duży pokój u górala. Czwórkę dorosłych trochę smuciło rozstanie się na dwa tygodnie. Ewka wyraźnie zadrościła Mirce tych wypadów na narty. Widać było, że z chęcią by pojechała w góry. No i właśnie Mirce przyszedł do głowy zwariowany pomysł. Ona zbytnio nie zachwycała się górami w zimie — ostatnio źle znosiła zimno i duży wysiłek fizyczny. Zaproponowała więc:
— Tym razem zróbmy inaczej! Niech w tym roku do Bukowiny pojadą ul ar cm, Ewlca i A?iui. A w Warszawie zostanie Fred, bo musi, Marek, no i ja.
— A jak to wytłumaczymy dzieciom? — spytała Ewka.
— Wydawało mi się, że wasz Woreczek uioh pozostać
tr Warszawie, tetęc to jest jasne. Powtórny dzieciom, że mi nie mogę dostać urlopu w pracy. A szkoda byłoby,
gdyby zmarnowało s-ę jedno miejsce, tyle to teraz forsy
kosztuje. Za>em Marcin zabiera Ewunię.
— Rzeczywiście proste! — skomentowała Ewka. — A więc Mireczko, mienzamy się chłopamiZobaczymy, czy
będą sobie chi-ałić nasze gotowanie. Mireczko. rób Fredowi na śniadanie jajka na miękko — to wprawia go w dobry humor na cały dzień.
— A ty Ewuniu nie gotuj Marcinowi grochówki, bo go straszliwie pęczy.
Dorośli szybko zaakceptowali pomysł Mirki. Młode latoroślą nie zgłosiły sprzeciwów. Ania bardzo lubiła „ciocię" Ewkę i uznała za normalne, że zamiast mamy ona pojedzie z nimi. Markowi było wszystko jedno i nawet nie zareagował na wieść, że na te dwa tygodnie „ciocia"1 Mirka zamieszka u nich i będzie im gotować, i w ogóle karmić.
Mirka sprawnie wyszykowała Marcina i Anię. Pojechali ich polonezem, z mocno przytroczonymi do dachu trzema parami nart. Życzyła Marcinowi słonecznych dni i udanych... nocy. On jej życzył tego samego, zupełnie bez żalu, iż będzie teraz przez czternaście dni dzielić łoże z Fredem.
W sypialni Freda i Ewki były dwa łóżka, Mareczek miał osobny pokoik. Młody człowiek liczył już prawie 17 lat f nie go nie obchodziło, co robią jego rodzice, ani co się w domu dzieje. Pewnie miał swoje problemy, pomyślała Mirka. Pewnie w ogóle nie zastanowi go fakt, że będzie spała w łóżku jego mamy, w jednym pokoju z ojcem...
Pierwszy dzień wspólnego mieszkania z Fredem i Markiem fatalnie wypadł dla Mirki. Wcześniej urwała się z pracy, aby przyrządzić dła dwóch panów ten pierwszy obiad na wysokim poziomie. Chciała ich oczarować swoim kulinarnym kunsztem. I jak na złość mrożona brukselka okazała się gorzka, mięso było żylaste i trochę
5 —