nego dyskursu, o odnalezienie niemego, szemrzącego i niewyczerpanego słowa, co ożywia głos, który słyszymy, o przywrócenie kruchego i niewidzialnego tekstu, który biegnie między napisanymi linijkami łamiąc czasem ich szyk. Analiza myśli jest zawsze alegoryczna w stosunku do dyskursu, jakim się posługuje. Jej pytanie brzmi nieuchronnie tak: co mówiło w tym, co zostało powiedziane? Analiza pola dyskursywnego jest zorientowana zupełnie inaczej. Ma ona uchwycić wypowiedź w szczupłości i w jednostkowości zdarzenia, określić warunki jej istnienia, oznaczyć jak najdokładniej jej granice; ustalić współzależności sytuujące ją wobec innych wypowiedzi, z którymi może się wiązać, wreszcie wskazać, jakie formy wypowiadania wyklucza. Nie szuka się więc pod tym, co się zjawia, na poły milczącej gadaniny jakiegoś innego dyskursu. Trzeba pokazać, dlaczego dana wypowiedź nie może być inna, niż jest, w czym inne wypowiedzi wyklucza, w jaki sposób zajmuje pośród nich — i w stosunku do nich — pozycję, której żadna inna zająć by nie mogła. Pytanie, jakie stawia taka analiza, dałoby się sformułować następująco: czym jest owo szczególne istnienie objawiające się w tym, co jest wypowiadane — i nigdzie indziej?
Można spytać, do czego ostatecznie służy zawieszenie wszelkich z góry dopuszczanych jednostek, skoro chodzi w końcu o odnalezienie kategorii, które w punkcie wyjściowym było rzekomo kwestionowane. Otóż systematyczne usuwanie jednostek danych raz na zawsze pozwala przede wszystkim przywrócić wypowiedzi jej jednostkowość zdarzeniową oraz wykazać, że nieciągłość nie jest tylko jednym z owych wielkich przypadków tworzących uskoki w geologicznych warstwach historii, lecz że ujawnia się już tu — w prostym fakcie wypowiedzi. Ta ostatnia ukazywana jest w momencie jej historycznego wtargnięcia; rzecz, która ma przyciągać uwagę, to owo przecięcie, jakie tworzy, owo nie-redukowalne — i często nieznaczne — wyłonienie się. Wypowiedź, choćby najbardziej banalna, choćby najmniej istotna w swoich skutkach, choćby natychmiast zapomniana po swoim zjawieniu się, choćby uznana za słabo słyszalną lub źle odczytaną, stanowi zawsze zdarzenie, którego ani język, ani sens nie mogą w całości wyczerpać. Zdarzenie z pewnością niezwykłe: najpierw dlatego, że wiąże się z jednej strony z czynnością pisania lub z artykulacją słowa, z drugiej zaś zapewnia sobie istnienie trwałe — w obrębie jakiejś pamięci, albo w materialności rękopisów, książek czy jakiejkolwiek innej formy zapisu; dlatego również, że, choć jednostkowe jak każde zdarzenie, podlega wszakże powtórzeniu, transformacji, reaktywizacji; wreszcie dlatego, że związane jest nie tylko z sytuacjami, które je wywołały, oraz z konsekwencjami, które zapowiada, ale też równocześnie — i to na całkiem innej zasadzie :— z wypowiedziami, które je poprzedzają i które po nim następują.
Jeżeli jednak wydzielamy z systemu języka czy myśli moment zdarzenia dyskursywnego, to nie po to, by tworzyć pył rozproszonych faktów. Zdobywamy w ten sposób pewność, iż nie odnosimy owego momentu do czynników syntetyzujących, czysto psychologicznych (intencja autora, charakter jego umysłu, porządek jego myśli, idee, które go nie opuszczają, zamiar przenikający jego egzystencję i nadający jej znaczenie), i że możemy uchwycić inne formy regularności, inne typy stosunków. Będą to stosunki między wypowiedziami (nawet jeśli wymykają się świadomości autora, nawet jeśli mamy do czynienia z wypowiedziami różnych autorów, nawet jeśli autorzy się nie znali); dalej, stosunki między utworzonymi tą drogą grupami wypowiedzi (nawet jeśli te grupy nie dotyczą tej samej dziedziny lub dziedzin sąsiednich, nawet jeśli nie mieszczą się na tym samym poziomie formalnym, nawet jeśli nie stanowią obszaru dających się oznaczyć kontaktów); wreszcie, stosunki pomiędzy wypowiedziami lub grupami wypowiedzi a zdarzeniami zupełnie innej natury (technicznej, ekonomicznej, społecznej, politycznej). Ukazać w całej czystości przestrzeń, gdzie zjawiają się zdarzenia dyskursywne, nie znaczy to wcale objawić jej odosobnienie, którego nic nie jest w stanie przezwyciężyć, nie znaczy to zamknąć ją od wewnątrz: to tyle co uwolnić się, ażeby opisać widoczne w niej i poza nią układy stosunków.
Trzecia wreszcie korzyść płynąca z tak pojętego opisu faktów dyskursywnych: uwalniając je od kategorii uchodzących za jednostki naturalne, bezpośrednie i powszechne, stwarzamy możliwość opisania — ale tym razem drogą kontrolowanych operacji — innych jednostek. Może się okazać, jeśli tylko wyraźnie określimy ich uwarunkowania, że dałoby się w zasadny sposób zbudować na podstawie poprawnie opisanych stosunków zespoły dyskursywne, które, nie będąc arbitralne, pozostawałyby mimo to niewidoczne. Nie
53