sny rachunek podjęły, nie wykraczają poza pozytywistyczny kodeks. Otóż postawa taka w fenomenologii egzystencjalnej jest niemal powszechna. Świadomość fundamentalnej różnicy między „badaniem” i „namysłem”, między „dokładnością” naukową i „ścisłością” filozoficzną, między „problemem” i „zapytywaniem” albo „problemem” i „tajemnicą” dochodzi do głosu u wszystkich filozofów tej- orientacji — równie dobrze u Heideggera, jak u Jas-persa czy u Marcela. Co więcej, nowsze kierunki teologiczne, zwłaszcza protestanckie, przyjmują również do wiadomości pozytywistyczną krytykę i uprawiają religijną interpretację świata w zgodzie z jej wymaganiami, przynajmniej w tej złagodzonej wersji. Nie silą się dowodzić (Paul Tillich, John Hiek), że teologiczne rozumienie świata jest opisem faktów lub prawomocną dedukcją lub konstrukcją hipotez; uznają, że polega ono na czynnościach interpretacyjnych, dzięki którym fakty nabierają szczególnego sensu jako składniki celowego ładu organizowanego przez zamiar opatrzności i że ten rodzaj sensowności przypomina w swoim nieempirycznym .charakterze inne, zdroworozsądkowe interpretacje — np. realistyczne rozumienie świata fizycznego niezależne od teologii. Inni korzystają z rozluźnionych reguł sensowi ności, jakie można znaleźć u późnego Wittgensteina, i dowodzą, że w każdym razie reguły posługiwania się terminami teologicznymi są na tyle określone, że spełniają warunki sensowności nie gorzej niż empiryczne terminy. Ten ostatni sposób uprawiania apologetyki jest raczej powrotem do wysiłków zrównujących poznawczo naukę z metafizyką, wykracza tedy poza pozytywistyczne przykazania również w ich złagodzonej postaci. Pierwszy na-, tomiast może uchodzić za istotną zmianę postawy, wyrosłą z częściowej zgody, na wynik pozytywistycznej krytyki; można by to stanowisko przyrównać do próby Pascala, który bronił religii chrześcijańskiej przyjmując do wiadomości całą racjonalistyczną krytykę scholastyki i uznając jej rezultaty za nieodwracalne; ratował się tedy racjami praktycznymi chcąc przekonać innych o potrzebie akceptacji czegoś, co do czego godził się, iż dowie* dzione być nie może,
Gdyby wspólnotę pozytywistycznych haseł, powtarzanych ma obszarze paru stuleci, zredukować do owej złagodzonej wersji antymetafizycznego programu, pozytywizm byłby tylko odnawianą ciągle próbą autokonstyr tucji nauki w jej kolejnych odróżnieniach od teologii, od religii, od polityki, od sztuki; byłby tedy naturalną se-krecją życia naukowego, jego pogłębiającą się samowie-dzą własnej miesprowadzalnej pozycji w życiu społecznym. Natomiast wariant radykalny ma sens kulturalny vzgoła inny. Jest próbą utwierdzenia samowystarczalności nauki jako czynności, która wyczerpuje wszelkie możliwe umysłowe oswajanie świata. Realności świata, które dają się, oczywiście, na sposób przyrodniczy interpretować, ale które ponadto są dla człowieka przedmiotem „zaciekawienia egzystencjalnego”, źródłem lęku lub niepokoju, miejscem zaangażowania lub odmowy — wszystkie,, jeśli mają być refleksyjnie ujęte, słownie trafione, redukują się, w pozytywistycznym ujęciu, do swoich empirycznych jakości. Cierpienie, śmierć, walki ideowe, starcia społeczne, konflikty wartości wszelkich — wszystko to objęte zostaje, na mocy zasady milczenia, odmownym gestem, którego artykulację stanowi zasada sprawdzalności. Tak pojęty pozytywizm jest aktem ucieczki od pytań angażujących, a ucieczka maskowana jest taką definicją wiedzy, która pytania te ryczałtem unieważnia jako mniemane tylko i wyrosłe z umysłowego próżniactwa. Tak pojęty pozytywizm jest rodzajem życiowego programu, dobrowolnie okrojonego, po uciekiniersku rezygnującego z udziału we wszystkim, co nie może być'dobrze opowiedziane. Próbuje narzucić język, który zwalnia od obo-.wiązku głosu w najważniejszych konfliktach życia ludzkiego i tworzy rodzaj pancerza, co uniewrażliwia na owe ineffabilia mundi, na nieopisywalne — bo jakościowe — dane doświadczenia.
Zależy mi wszakże szczególnie na ujawnieniu pewnej dwuznaczności interpretacyjnej, a może pewnej trudnej do uchwycenia granicy, jaka oddziela dwie możliwe interpretacje pozytywistycznych założeń. Mówiłem właśnie o scjentystycznej ideologii, która próbuje podać rodzaj dyscypliny intelektualnej, zapobiegającej dowolności