odbiera człowiekowi wolności, nie ogranicza jej ani nie tłumi, lecz umożliwia, wspiera i dopełnia. I dlatego właśnie mogę ufać, że niosąc, utrzymując i kierując, jest przede mną w całym życiu i działaniu, a także w niepowodzeniach i upadkach.
W ten sposób niewątpliwie zostawiamy za sobą kwestię Boga z dawnego światoobrazu, Boga cudotwórcy, pomocnika w potrzebie, zapeiniacza luk, którego przywołuje się tylko tam, gdzie nie możemy już iść dalej z naszą nauką i techniką lub nie radzimy sobie z naszym osobistym życiem. W żadnym razie jednak nie pomijamy pytania o Boga nowego światoobrazu, owego Boga mogącego także dla nauki być odpowiedzią na podstawowe pytania, których nie potrafi ona uniknąć i które nieustannie wskazują na racjonalność wiary w Boga:
„Kim jesteśmy?” Istotami braku, które nie są tym, czym mogłyby być. Istotami oczekiwania, nadziei i tęsknoty, które ciągle przekraczają same siebie. Dlaczego zaś tym jesteśmy? Czym wyjaśnić ten osobliwy pęd do nieustannego transcendo-wania? Czym wyjaśnić to nie tylko faktycznie, prowizoiycznie, lecz ostatecznie, definitywnie? Czy nie ma na to odpowiedzi? Czy też nie można w ogóle tak pytać? Jeśli Bóg istnieje, uzyskujemy głębokie zrozumienie, dlaczego jesteśmy nader skończonymi istotami obarczonymi brakiem, a jednocześnie istotami pełnymi nieskończonego oczekiwania, nadziei i tęsknoty.
„Skąd przychodzimy?” Możemy się cofać przyczyna za przyczyną wzdłuż łańcucha przyczynowego. Przyczyna za przyczyną będzie jednak odpadać, gdy pojawi się konieczność wyjaśnienia całości. Co więc jest przyczyną wszelkich przyczyn? Czy nie dochodzimy tu do nicości? Co jednak wyjaśnia nicość poza właśnie niczym? A może powinniśmy się zadowolić materią lub energią, którym zostają przypisane boskie atrybuty, wieczność i wszechmoc, albo wręcz wodorem, który sam stawia pytanie „skąd?”? Czy nie ma na to odpowiedzi? Czy też nie można w ogóle tak pytać? Jeśli Bóg istnieje, to znajdujemy gruntowną odpowiedź, skąd wodór i materia, skąd świat i człowiek.
„Dokąd zmierzamy?" Możemy się posuwać naprzód cel za celem. Choć jednak osiągamy cel za celem, nic wystarcza to do nadania sensu całości - całości ludzkiego życia i całości dziejów człowieka. Co więc jest celem wszelkich celów? Czy nicość, tak jak początkiem, tak też ma być końcem? Tak jednak, jak nicość nie wyjaśnia początku, tak też nie wyjaśnia końca. Czy taki ma być koniec: społeczeństwo totalnie stechnicyzowane lub radykalnie zrewoltowane? Czy i jedno, i drugie nie jest dziś bardziej wątpliwe niż kiedykolwiek? Czy nie ma na to odpowiedzi? Czy też nie można w ogóle tak pytać? Jeśli Bóg istnieje, to można zaryzykować na nowym poziomie odpowiedź w wielkiej kwestii, dokąd zmierzają człowiek i ludzkość, ludzkie życie i dzieje ludzkości.
Czy te najbardziej elementarne pytania człowieka są tylko prywatną sprawą jednostki, a nie także sprawą najwyższej wagi publicznej? Czy więc w czasach bezprzykładnego pozbawiania Boga wszelkich tabu ma tu pozostać ostatnie tabu? Nie, kwestia Boga jest zbyt ważna i delikatna, aby pozostawić ją tylko teologom.
Nie chodzi o to, by każdy o każdej porze mógł niekompetentnie mówić o każdej sprawie. Rzecz natomiast w tym, by w odnośnej dziedzinie nic ignorować ani nie odsuwać kwestii etycz-no-religijnych, lecz brać je poważnie i podejmować dyskusyjne kwestie - także interdyscyplinarnie: na przykład w astrofizyce pytanie o pochodzenie wszechświata, w mechanice kwantowej i w biologii molekularnej pytanie o przypadek i konieczność, w medycynie pytanie o życic i umieranie. Czy nie powinno się potem mieć odwagi, by wyznać, gdzie kończy się nauka z jej wiedzą i planami lub gdzie nauka ta dochodzi do kwestii zaufania opartego na wierze?
Na szczęście relacje nauki i religii. a zwłaszcza przyrodoznawstwa i religii wyczuwalnie się dziś poprawiły; walczący ate-izm stał się u nas powszechnie czymś przestarzałym.
Nie domagamy się przez to, by każdy naukowiec na katedrze składał wyznanie wiary. Przeciwnie: opowiadamy się za tolerancją i pełną swobodą wypowiadania opinii także dla agnostyków i ateistów.
249