szczebli, a także rozmaite instytucje. Tak więc niedawno dowiedzieliśmy się, że wydawnictwa wyjdą naprzeciw oczekiwaniom miłośników twórczości Czesława Miłosza i opublikują tomy jego poezji. Czy kliszę tę musimy koniecznie traktować jako przejaw nowomowy w jej przemienionym kształcie?
Nie byłbym tego pewien. Jest faktem, że w świecie masowej komunikacji trudno oczekiwać, by nagle znikły wszelkie stereotypy, utarte zwroty, zakrzepłe zbitki frazeologiczne. Są one jej niezbędnym elementem. 1 nie muszą, albo przynajmniej nie muszą wszystkie, stać się składnikami nowomowy. To zaś, czy wejdą one w jej obręb, czy też los ich potoczy się inaczej, zależy przede wszystkim od ogólnej sytuacji językowej, a w konsekwencji — od sytuacji społecznej. Inaczej kształtowana niż w latach siedemdziesiątych, nowomowa istnieje już dzisiaj jako potencjalność, ale odpowiedź na pytania dotyczące poszczególnych formuł byłaby jeszcze zdecydowanie przedwczesna.
I tu trzeba zwrócić uwagę na fakt, który można chyba opisać jako zróżnicowania stylistyczne ujawniające się w sferze wypowiedzi prasowych, radiowych czy telewizyjnych. Zróżnicowania wynikające nie z takich czy innych upodobań poszczególnych autorów, ale o charakterze ogólnym. Nowomowa uległa jakby rejonizacji, pewne gatunki publicznego mówienia pozostały jej domenami — i tutaj nie zaszła żadna istotna zmiana. Przykładem najdobitniejszym jest gatunek, który można określić jako „ataki na siły antysocjalistyczne”. Ciążą nad nim szczególne tradycje nowomowy i wypracowane w niej procedury retoryczne, ciągłość ujawnia się tu z wyjątkową siłą. Gdy jednak porówna się teksty gatunek ów reprezentujące z analogicznymi tekstami z lat 1976—1977, uwydatniają się pewne różnice w wysłowieniu. Autorzy uprawiający ten niezbyt wdzięczny gatunek dbają na ogół o to, by nie w pełni powielać dobrze wypracowane i dobrze utrwalone w społecznej pamięci wzory. Wprowadzają więc swego rodzaju udziwnienia, starają się wyszukiwać formuły nieco bardziej oryginalne. Element w jakiejś mierze nowy stanowi przytaczanie fragmentów z wypowiedzi przeciwnika. Zjawiskiem charakterystycznym jest jednak nieprzyleganie agresywnego w tonie komentarza do cytowanych słów. Nie ma w tym nic dziwnego, tak się dziać musi w gatunku, który daje się określać jako „atak”, w żaden sposób bowiem nie można nazwać go „polemiką”, z reguły zakładającą dwustronną wymianę racji. Te „odświeżenia” gatunku, zmierzające — jak się zdaje — do tego, by się w swej obecnej postaci choć częściowo wyróżniał na tle swych tradycji, niewiele zmieniły w jego sytuacji i charakterze. Pozostał wiemy nowomowie w jej najbardziej agresywnej postaci.
Osobna sprawa to kwestia manipulacji słowem. Jak wiadomo, nowomowa to język manipulowany, manipulowany tym swobodniej i intensywniej, im bardziej procedery takie są bezkarne, a więc im bardziej manipulator czuje
się nieskrępowany, albowiem wie, iż nic jego poczynaniom nie może zostać publicznie przeciwstawione. A w każdym razie nic na tyle donośnego i społecznie słyszalnego, by musiał się z tym liczyć. Nie ulega wątpliwości, że od czasu wielkich strajków manipulacje pewnymi słowami zostały znacznie ograniczone, samego procederu jednak nie zaniechano. W pewnych wypadkach, najbardziej drastycznych, jest on tak wyraźny, że się go dostrzega gołym okiem. Przykład dobitny stanowi operowanie słowami „niezależny, samorządny” jako określeniami związków zawodowych. Operowanie takie, by zagmatwać i zaciemnić to, co normalnie byłoby jasne i nie mogło budzić wątpliwości. Intencje były bardzo wyraźne zwłaszcza na najwcześniejszym etapie formowania nowych związków zawodowych, niezależnych, samorządnych bez cudzysłowu. Jak się jednak zdaje, poczynania takie są manipulacjami o krótkim oddechu, szybko—gdy miejsce jednogłosu zajął wielogłos — okazują swą niewielką skuteczność. Toteż niedługo trzeba było czekać, by manipulacje tymi właśnie słowami straciły na intensywności.
Jak wiadomo, jedną z podstawowych cech nowomowy jest je i charakter oznakowy. Tekst zredagowany w nowomowie może być interesujący nie ze względu na treści, które bezpośrednio przekazuje, ale jako oznaka pozwalająca poznać intencje, zamiary, programy itp. Im nowomowa bardziej jJschematyzowana, a więc mniej przygotowana do przekazywania infomacji, tym silniejsza staje się jej oznakowość. Dotyczy to tak całości zjawiska, jak poszczególnych wypowiedzi. Jest to wyraźne także teraz, albowiem zaniechanie nowomowy w tych typach wypowiedzi, które były dotąd jej niekwestionowanym królestwem, staje się również oznaką. Jest tak, choć w samej wypowiedzi, którą się w ten sposób interpretuje, bezpośrednia informacja może być czynnikiem istotniejszym niż to, co skłonnym by się było traktować jako oznakę.
Ponadto gdy nowomowa jako całość się załamała, a upierałbym się przy twierdzeniu, że tego właśnie załamania jesteśmy obecnie świadkami, jej elementy stają się oznakami ze szczególną mocą. Potwierdzić to może taki przykład: dnia 29 sierpnia w dzienniku nadanym przez Polskie Radio w programie II o godzinie 7.30 usłyszałem wiadomość, że jakiś aktywista partyjny z Białostocczyzny wystąpił z żądaniem, by wreszcie ujawnić, kim są przywódcy strajku i kto za nimi stoi. W wiadomości tej nie było oczywiście istotne to, że jakaś zupełnie nieznana osoba sformułowała taki postulat, ważne było, że takie zdanie podane zostało w dzienniku, że w ten właśnie sposób zostało zredagowane, że padło w nim sformułowanie w nowomowie klasyczne: „kto za nimi stoi”, zwłaszcza w tej jej odmianie, która służy przekazywaniu policyjno-spiskowej wizji świata. Wyznam, że formuła ta mnie przeraziła, choć oczywiście nie dlatego, że użył jej jakiś anonimowy
105