O UPIORACH I WILKOŁAKACH
0 go do trumny* ] licbezpiccznc afrjuy erstwa, które pw&J A zamordowanj4p^ dnie na ziemię, fe-nimi w miejscu zki
a pnygwazdzanieoife:
tależą też środki npr ma hostia. Nkgifeij h praktyk (Dom Gis nie nieboszojW*
eł II, s. 62-63). IM ia z alkoholem, itańskimi pokusami > ef Maksymiliw0^
anikęfl
»wywołuj6 P Jka. Proszck
lii
ludzi ze swego otoczenia, doszło w 1701 roku do zbiorowej histerii i masowych egzekucji na zmarłych. Dziesięć dni po pochówku odkopano zwłoki wieśniaka, wyrwano mu serce, a ciało spalono. Według naocznego świadka niepokojące objawy ustały niemal natychmiast (ibidem, s. 50—59).
Podobne praktyki antydemoniczne powszechne były i w Polsce. „Lada dziad sędzią, i exekutorem, / Ścina umarłych rydlem lub toporem” — oburza się Elżbieta Drużbacka (w. 47-48). O kaleczeniu trupów (obcinanie głowy łopatą) wspomina Wacław Potocki w wierszu Strzyga.
Bohomolec zwraca uwagę na niebezpieczne konsekwencje upioromanii, a mianowicie ekshumacje i profanacje zwłok. Przekonuje, że wiara w wampiry sprzyja złodziejom i szarlatanom, bezlitośnie wykorzystującym naiwność wieśniaków. Pisarz nie szczędzi czytelnikowi makabrycznych szczegółów przy opisie sposobów neutralizacji wampirów, nie kryje też oburzenia podobnymi praktykami (Diabeł II, s. 62—63). „Ze łzami w oczach” ubolewa, że u pogan ciała zmarłych były w wielkim poszanowaniu, a u chrześcijan dochodzi do bezczeszczenia zwłok, i to niejednokrotnie przez najbliższych krewnych (ibidem, s. 94).
Bywało, że pod wpływem wiadomości, iż zmarły wraca jako upiór, odkopywano jego zwłoki po wielu miesiącach od pochówku. Dokonywano tego proce-sjonalnie, często w asyście duchownych lub za ich przyzwoleniem97. W unieszkodliwianiu wampirów wyspecjalizowali się mnisi, zwłaszcza przedstawiciele zakonów żebraczych.
Bohomolec w Diable przytacza zasłyszaną historię, która miała wydarzyć się na Rusi. Umieszczona w przypisie pokazuje jak niebezpiecznym zajęciem było „upiorołówstwo”. Relacja pochodzi od bezpośredniego uczestnika wydarzeń, prawosławnego zakonnika.
Na Rusi Czerwonej, gdym był zakrystianem ^ wspomina braciszek — pochowano w kościele panię jedno osiemnasto lub dwudziestoletnie, niewinne może co do duszy, ale złośliwego diabła w ciele mające, bo zaraz zaczął po ołtarzach chodzić, one krwawić, świece łamać i inne sprośności czynić. To postrzegłszy, kazałem z dnia grób otworzyć, a w nocy o godzinie jedenastej łeb mu uciąć postanowiłem. [...] Po tym uczynionym przygotowaniu, gdy się bawię aż do nocy z bracią zakonną, słyszę godzinę jedenastą. Uląkłem się, aby to opóźnienie nie dało czasu upiorowi do wyjścia z grobu, i tak obalenia rad i gotowości mojej, biege tedy co żywo do grobu pochodnię gorejącą w jednej, a topor w drugiej ręce niosąc. Jakoż znalazłem trunę otwartą i próżną, sądząc jednak, że nie mógł tak rychło upiór wyniść z grobu, zacząłem zaglądać we wszystkie kąty. A o to pod trunami ukrytego i na wznak leżącego tak, że nogi tylko widać było, znalazłem.