*£ś W. Sliwowsko Kitko uwag do nor tret u polskiego spiskowca
prawdy ma w sobie uspokajającą potęgę...”*1 Tego typu deklaracji przytoczyć możemy bez liku. I nie tylko w zaborze rosyjskim. Aleksander Guttry wspominając o „niewczesnych zeznaniach” Mierosławskiego z ubolewaniem nazywa je „zbyt szczerą spowiedzią jednego z naczelników spisku”. 53
Korzyli się przed władzą uosabianą w carze-ojcu wszystkich poddanych zarówno przywódcy, jak i szeregowi członkowie, od razu i po dłuższym czasie, najczęściej pod wpływem okazywanych im „szczerych” zeznań współtowarzyszy i gróźb najwyższego wymiaru kary za upór i ukrywanie prawdy. Mówili więc dużo, o wiele za dużo, pogrążając ludzi, którzy im zaufali, i samych siebie. Motywy tych zeznań nie zawsze są jasne: do dziś nie wiemy, co naprawdę skłoniło Łukasińskiego do wyjawienia faktów istnienia Towarzystwa Patriotycznego? Czy rzeczywiście tylko obawa przed chłostą? 1 Czemu tyle zbędnych informacji podali — straceni wkrótce potem — zaliwszczycy Artur Zawisza i Antoni Winnicki? 55 Czemu uznał za wła-•** Rewolucyjna konspiracja..., s. 235
» A. Guttry, W przededniu Wiosny Ludów. Wspomnienia z r. 1846—18, Wilno 1803, s. 1J3; por. M. Żychowski, Ludwik Mierosławski 1814—1878, Warszawa
«* pp takiego objaśnienia przychyla się R. Gerber we wstępie do Pomiątni-11 W. Łukasińskiego, Warszawa 1960, g. 15—16.
* Niezbadane są drogi mitotwórstwa narodowego: spośród szesnastu stra-■eocycb zaliwszczyków kultem otoczono jedynie Artura Zawiszę, choć to nie on, lecz stracony w Grodnie Michał Wottowicz i skazany we Lwowie na cztery lata wlezienia Henryk Dmochowski przeszli zwycięsko próbę śle-<Ukwa i nikogo nic wydali. Może zadziałała magia nazwiska? Faktem pozo-•■***je., i* panowało powszechne przekonanie, iż w czasie śledztwa zacho-ssM aiicsenie.; Anna Sspieżyna notuje w swym dzienniku z 1833 r., ze Ajuu Zawisza „w swych indagacjach pokazuje wiele męstwa A Małości charakteru" (Odgłosy po list opadowe, według dziennika Anny *•»-«*»*» Mmpmttny UBU—W$. Podał do druku Sz. Askenazy „przegląd Pol.
IBI, i. 10, s. tifł To po Zawiszy zbierano pamiątki (Cyprian Norwid 0Ę& uaeeó Pfł świadkiem wy chłostania swych starszych kolegów za takie „przagttepetwo"). o znajdowanych „w dużych ilościach” w IBM r. Pdrtrejmćb /tam Kittńskiege, Sz. Konarskiego, a. Zawiszy, M. Wołłowicza ł teta tmOewicka wspomina %. o. Poprużenko (K istoHi „btezumnogo WnaBS** MM, a. #6), po upływie zaś ćwierć wieku masakrą iftooshowjftb * IV IMi poprzedziło nabożeństwo za Artura Zawiszą w Km-mitt&ćm m L«s*Błe-
ściwe w roku 1839 „wyznać wszystko” Gustaw Ehrenberg, on, który umiał milczeć w czasie swego dwukrotnego aresztowania i w Krakowie, i w Warszawie? I tylu innych przedtem i potem?
Bo przecież jednocześnie w tych samych procesach zawsze znajdowali się też tacy, którzy nie szli na ustępstwa, kluczyli, dawali wykrętne odpowiedzi, mówili przeważnie o zmarłych lub zbiegłych kolegach, wiedząc, że im już nie zaszkodzą, zaprzeczali — wbrew wszystkiemu — oczywistym faktom. Mogli na tym i wygrać, jak Henryk Dmochowski, zaliwszczyk, który w Sądzie Karnym we Lwowie wypierał się absolutnie wszystkiego i po czterech latach wyszedł z więzienia zdrów na ciele i umyśle, by zasłynąć jako rzeźbiarz w Stanach Zjednoczonych i następnie zginąć „na polu chwały” w jednej z potyczek powstania styczniowego. Mogli też za upór i nieujawnianie pełnej prawdy otrzymać wyższy wymiar kary, jak działacze Stowarzyszenia Ludu Polskiego i Powszechnej Konfederacji Narodu Polskiego, Karol Bogdaszewski i Karol Podlewski w roku 1838/39 czy Gerwazy Gzowski w roku 1844. ** Dwaj
" W ciągu sześciomiesięcznego pobytu w więzieniu Gzowski się nie poddaje i wszystkiego wypiera. W zeznaniach z 21 VIII i 4 IX 1843 — mimo konfrontacji, okazywanych mu „szczerych” zeznań Denkera i innych — obstaje przy swoim. 14 II Ir. zmienia taktykę; składa „własnoręczne” zeznania zaczynające się od słów: „Nie wiem, jak okazać pokorę i poniżenie, którymi teraz jestem przejęty”, po czym następuje długi wywód o błądzeniu, o „wdzięczności dozgonnej JW Senatorowi” za umożliwienie mu „powrotu na drogę cnoty” i o gotowości wyznania wszystkich zbrodni. Nie dajmy się jednakowoż zwieść ani tym wiernopoddańczym zapewnieniom, ani formułkom końcowym o „wyrzeczeniu się błędów”, „powrocie na drogę prawą”, „żalu, skrusze, przyrzeczeniu poprawy”. Była to dań złożona stylowi epoki terroru. Sposób bycia w śledztwie. Najwidoczniej takiej formy zeznań od więźnia wymagano zarówno w Warszawie, jak i w Wilnie, Kijowie czy Petersburgu. Inaczej trudno by objaśnić, czemu nic o sobie wzajemnie nie wiedząc tak właśnie zeznawali i dekabryści, i pietraszew-cy, i Bakunin, i więźniowie warszawskiej Cytadeli w całym omawianym okresie. Poza nielicznymi wyjątkami (Łunin wśród Rosjan, Grudziński, źmichowska wśród Polaków) „spowiadali się” ze swego marnotrawnego życia najmiłościwszemu panu, ojcu poddanych, zarówno spiskowcy, którzy rzeczywiście załamali się w śledztwie i usiłowali w ten sposób uzyskać łagodniejszy wymiar kary lub wręcz łaskę cesarską, jak i „zatwardziali grzesznicy", bynajmniej nie zamierzający korzyć się przed zwycięzcą. Należał do nich właśnie Gzowski, co potwierdził dalszy bieg jego życia, SŁ*