wencji cenzury. Spór między Gerolamo Asteem, inkwizytorem i kanonistą, a młynarzem Domenico Scandellą, zwanym Menocchio, na temat noweli o trzech pierścieniach i pochwały tolerancji w niej zawartej, nabiera tu znaczenia w pewnym sensie symbolicznego. Kościół katolicki toczył wówczas walkę na dwóch frontach: przeciw kulturze elitarnej dawnej i nowej, która nie poddała się schematom kontrreformacji, oraz przeciw kulturze ludowej. Pomiędzy tymi dwoma, tak odmiennymi przeciwnikami mogły się ujawniać, jak już widzieliśmy, ukryte zbieżności.
Odpowiedź Mcnocchia na pytanie zadane przez inkwizytora („Wierzysz więc, że nic sposób wiedzieć, która re-ligia jest słuszna?**) była wyjątkowo subtelna: „Tak, panie; wierzę, że każdy wierzy, że jego wiara jest słuszna, lecz nie wiadomo, która jest słuszna...” Zgodne to było z tezą ideologów tolerancji; tolerancji, którą Menocchio rozciągał —jak Sebastian Castellion * — nie tylko na trzy główne religie, ale także i* na heretyków. Podobnie jak u współczesnych mu teoretyków, głoszona przez Menoc-chia pochwała tolerancji zawierała pozytywne treści: „Majestat Boga wszystkim dał Ducha Świętego: chrześcijanom, heretykom, Turkom, Żydom, i wszystkich ich miłuje, i wszyscy oni w ten sam sposób zbawieni zostaną.” Mamy tu do czynienia nie tyle z tolerancją w wąskim znaczeniu pojęcia, ile z wyraźnym uznaniem równości wszystkich wyznań, w imię uproszczonej religii pozbawionej cech dogmatycznych i wyznaniowych. Jest to więc ujęcie zbliżone do wiary w „Boga natury”, jaką Mandevil-le dostrzegał u wszyśtkich ludów, nawet najbardziej odległych, najbardziej odmiennych i monstrualnych, jakkolwiek zobaczymy, że Menocchio odrzucał faktycznie pojęcie Boga jako stwórcy świata.
Lecz Mandeviłle pojęcie tolerancji łączył z uznaniem wyższości religii chrześcijańskiej nad częściową tylko prawdą innych religii. Kolejny już raz Menocchio posuwał się dalej niż jego lektury. Jego religijny radykalizm, choć okazjonalnie wyrosły na gruncie średniowiecznej toleran-
96
mieszane...” (7 lutego). Na następnym przesłuchaniu, jak generalny wikariusz przerwał mu, w chwili
cji, bliższy był raczej wyrafinowanym teoriom religijnym współczesnych mu heretyków wykształconych na kulturze humanizmu.
Widzieliśmy już, jak Menocchio podchodził do czytanych książek, jak izolował słowa i zdania, niekiedy deformując je, jak zestawiał ze sobą odmienne fragmenty, wyprowadzając nieoczekiwane analogie. Każdorazowe porównanie tekstu z reakcją Menocchia skłania do dopatrywania się w jego obcowaniu z tekstem specyficznego klucza, jaki w tajemniczy sposób posiadł, a którego nie tłumaczą w pełni stosunki z taką czy inną sektą heretycką *. Menocchio rozdrabniał i przetwarzał przeczytane teksty nie kierując się żadnym ustalonym modelem. Co więcej, jego najbardziej przejmujące stwierdzenia powstawały pod wpływem tekstów pozornie niewinnych, jak Podróże Mandeville’a czy Historia Sądu. Tę mieszankę wybuchową tworzyła w jego umyśle nie książka jako taka, lecz zetknięcie tekstu pisanego z kulturą przekazów ustnych.
Powróćmy do kosmogonii Menocchia, która początkowo wydawała się niemożliwa do rozszyfrowania. Teraz jesteśmy już w stanie odtworzyć jej złożoną stratyfikację. Zaczynała się odstępstwem od przekazu Księgi Rodzaju i jej ortodoksyjnych interpretacji, co umożliwiało wysunięcie hipotezy początkowego chaosu: „Powiedziałem,* że zgodnie z moim przekonaniem i wiarą początkowo był chaos, czyli ziemia, powietrze, woda i ogień razem po-
7 | Sct... 97
jąć, że tutaj mamy mieć korzeń, pień, gałęzie, owoce i liści^ i choć jeszcze ich nie ma. lecz z niego maia nowtnr