*
133
Zwyczajna gmina, zwyczajny biskup w III wieku
*
Niektórzy czytelnicy mogą uznać, że moje zainteresowanie Didaskaliami jest przesadne: czy warto poświęcać tyle uwagi poglądom naiwnym, dalekim od metafizycznego napięcia, tak fascynującego nas w chrześcijaństwie?
Kilka powodów skłoniło mnie do przedstawienia owego tekstu, na pewno nie należącego do najważniejszych dzieł chrześcijańskiego piśmiennictwa.
Po pierwsze Didaskalia dobrze ilustrują rozważania z poprzedniego eseju. Perspektywa uwięzienia, śmierci za wiarę lub zesłania do pracy w kopalniach i kamieniołomach nie znika z horyzontu myślowego naszego biskupa, ale jednocześnie represje kojarzą mu się nie tyle z przelaną krwią i heroizmem, ile z wysiłkiem finansowym, na jaki gmina musi się zdobyć. Ze sposobu, w jaki Didaskalia opisują sytuację, wynika, że na pewno nie każdy, kto zostanie postawiony przed namiestnikiem, będzie umęczony: wiele da się załatwić, byle starczyło pieniędzy. Zapewne uruchamia się także wszelkie znajomości i naciski, aby ratować braci. Niewątpliwie w owych czasach i w środowisku znanym autorowi Didaskaliów męczennicy i wyznawcy byli nieliczni — budzili oni podziw i dumę, przypadkom represji poświęcano wiele uwagi, ale przeciętny członek gminy nie czuł się nieustannie zagrożony.
Po drugie lektura Didaskaliów pomaga nam zdjąć chrześcijaństwu antycznemu koturny, które włożyła mu apologetyczna historiografia katolicka. Dzieło to dostarcza informacji interesujących, a nie budujących, oczywiste jest, że zajmować się nim trzeba po to, by poznać przeszłość, nie by ją podziwiać czy jeszcze gorzej — naśladować (jak gdyby to w ogóle było możliwe). Owo mniej tryumfujące chrześcijaństwo okazuje się przy tym czymś godnym szacunku, autor Didaskaliów jawi nam się jako człowiek wielkiej pobożności, dobry pasterz, prowadzący swą gminę ku Bogu szczerze, sumiennie, po ojcowsku i po ludzku. Na ten rodzaj religijności znajdujący wyraz w Didaskaliach chciałabym położyć wielki nacisk. Zazwyczaj takie intelektualnie prostsze postawy religijne traktuje się z pobłażaniem lub nawet z zażenowaniem. Tymczasem mają one prawo do naszego respektu i sympatii.
Właśnie sympatii, tej sympatii, bez której trudno o dobre historyczne studium, sympatii nie wychodzącej jednak poza pewne granice, które przekraczając, ześlizgujemy się z pola badań na pole apologety ki. Nie jest łatwo nauczyć się sztuki lubienia ludzi przeszłości bez jednoczesnego identyfikowania się z ich racjami. Na pewno prościej będzie ćwiczyć to na przykładzie autora wyraźnie różniącego się od nas sposobem myślenia, a przy tym jako człowieka — przeciętnego. Bronić się przed apologetyzmem, gdy mamy do czynienia z wielkimi ludźmi Kościoła, jest o wiele trudniej.
Po trzecie Didaskalia pozwalają nam bliżej doświadczyć ciężaru dziedzictwa antycznego, z którym chrześcijaństwo prowadziło otwartą walkę, ale często po cichu wchodziło w kompromisy. Zdolność do kompromisów była