duchowo stygmatyzowane słowo. Niemniej nie ulega wątpliwości, że prazasadą - „arche” Natury było przeżywanie dwoistości zewnętrznej formy i wewnętrznej treści (znaczenia) układu w walce ostrych, dialektycznych przeciwieństw lub w mean-drycznych wzorcach łagodnego komplementary-zmu. To mniej lub bardziej drastyczne rozdzieranie Natury lub spokojne jej rozwarstwianie, dokonujące się w poszukiwaniu pierwotnych śladów i rysów w monolitowym bloku naturalnym, wydaje się konieczne dla indukowania kontrastu przy powstawaniu jeszcze esencyjnego, atraktarowo-repilerowego krajobrazu wszechświata, a przede wszystkim dla konstruktywnej, już egzystencyjnej fraktalowo-holi-stycznej sylwetki neuropsychicznej wszystkich żyjących stworzeń, a zwłaszcza człowieka. Z tego właśnie względu opisy świata są przesadnie redundan-cyjnie, programowo konfabulacyjnie rozdęte z jednej strony, a z drugiej - słownie - chciałoby się rzec - z „drugiego podania” - zawsze będą zawierać gorszące redukcje, pragmatycznie niedopatrzenia i zaniedbania, które świadczyłyby niesłusznie o mankamentach lub brakach w Naturze.
Z pojawieniem się człowieka pojawiło się wiele nowości, a patrząc z innej perspektywy konstatujemy, że nie zaistniało prawie nic nowego na Ziemi. Pojawił się egzystencyjny strach a jednocześnie esen-cyjny zachwyt i uwielbienie; objawił się Bóg jako wielka Miłość, choć jednocześnie z Szatanem, z którym podzielił się rządami nad światem, bo wylęgło się zło. Zjadając jabłko z rajskiego drzewa „wiedzy dobra i zła”, człowiek zaczął grzeszyć. Kainizm to pierwszy gorzki owoc poczęty przez pierwszych nieposłusznych rodziców. Dobro i zło nie mają osobowego aspektu, pomimo to na świecie zapanowała wiara w Aniołów i Diabłów, choć są jedynie personalistycz-nymi ideami przenikającymi egzystencję ludzką.
Musiała więc narodzić się koncepcja aksjomaty-ki, etyki i moralności. Człowiek zamiast przeżywać, czyli robić bezpośrednio użytek z życia, jak wszystkie stworzenia pod słońcem, zmuszony był prowadzić podwójną buchalterię, mierzyć, szacować, sądzić i dokonywać trudnych wyborów. A rozpoczynając historyczny wyścig z nową, nieznaną zwierzętom kategorią - czasem, wprowadził pomiarowe instrumentarium z zegarami na widocznych miejscach oraz parametryzował przestrzeń, aby nie stracić orientacji w stronach świata ani pozycji własnego ciała względem otaczających przedmiotów po uprzednim znalezieniu punktów odniesienia. Troska o ich odszukanie dotyczy zarówno czasu i przestrzeni. Historia jak widać, to duży pożytek i wielki kłopot, bez których żadne poznanie nie byłoby możliwe.
Stworzenia przedludzkie nie potrzebowały wykształcać specjalnych poznawczych procedur ani urządzeń kodująco-pośredniczących, czyli swego rodzaju manipulacji przedmiotami zewnętrznymi, ponieważ tkwiły autonomicznie i spontanicznie ukryte w wewnętrznym porządku natury; wystarczyło im przeżywać związki sympatii lub krwawe animozje i wrogość. Zwierzęta przeżywają swój świat tylko sercem i mózgiem, o ile ewolucja zdążyła wyposażyć je już owymi organami, choćby w formie rudymentarnego zawiązku. Dopiero człowiek zainaugurował poznanie w całej okazałości przez to, że przesunął punkt ciężkości na mózg manifestujący się dominacją rozumu. Ale to nie znaczy, że serce przestało funkcjonować. Wystarczy zacytować zdanie najmądrzejszego z ludzi Blaise Pascala, że „rozum nie musi znać wszystkich racji, którymi kieruje się serce człowieka”. To nie figura poetycka, ale najbardziej autentyczna rzeczywistość.
Z drugiej strony także przedludzkie istoty żywe, choć nie prowadzą rachunkowości sumienia, ani bilansów uczynków dobrych i złych, prezentują wielokrotnie swój duży rozum swoim zdumiewająco mądrym zachowaniem.
Co więc zdarzyło się podczas tego przeskoku na ewolucyjnej drabinie? Dużo dobrego i dużo złego. Człowiek częściowo wynicował swoje wnętrze, czyli z naturalnego kontekstu selfu (świadomości wewnętrznej, zwierzęcej, biologicznie posadowionej) wysekwestrował, wyprowadził na zewnątrz i ukonstytuował podmiot zdolny do poznawania, rozpoczynając odmienny typ bytowania, określany jako egzystencja, obecna także w poronnej, rudymentarnej postaci u zwierząt.