p
ośrodka trawa wysokości człowieka, trawa sięgająca bioder, kolan; z balkonów na pierwszym piętrze w dużym, położonym przy głównej alei budynku [...], wystrzeliły tryumfalnie pędy akacji - jak zwycięscy sabotażyści... Jednak piękno krajobrazu potęguje wrażenie poznawczo-teoretycz-nej bezradności; łagodne pagórki i gładkie jeziora zostają objęte zestandaryzowanym spojrzeniem, które jest jedynie wstanie (...) stwierdzić, że pozwoliły się one zawłaszczyć i wykorzystać jako kulisy i że ich piękno nie posiada siły, która mogłaby czemukolwiek zapobiec. Podobnie jak nie mają jej budowle. Wydawać by się więc mogło, że również natura jest bezsilna wobec historii. Jednak to tylko złudzenie: historia, choć posiada destrukcyjną moc, jest krucha i nietrwała, natura jest natomiast ponadczasowa. Takie wrażenie odnosi Vetle Lid Larssen, przemierzając wietrzne okolice nadmorskiego norweskiego miasteczka Vardo (będącego zarazem najbardziej wysuniętym na wschód punktem Europy Zachodniej): Droga biegnie niczym wstęga przez rozległy księżycowy krajobraz, ostre kamienie, dzikie góry, głębokie fiordy - gdzie białe piaszczyste plaże lśnią dziewiczo w jaśniejącej nocy (...) Płaty śniegu zwisają ze zboczy gór i liżą cienką linię drogi koniuszkiem języka. Zielone, lodowate potoki wlewają się do morza. Tak wyglądał świat, zanim wszystko się zaczęło. Albo tak będzie wyglądał po tym, jak wszystko się skończy.
Człowiek od zawsze próbował zniewolić naturę i od zawsze ponosił klęskę - to ona ostatecznie go ujarzmiała, jak niepokornego syna. Człowiekowi nie było nawet dane jej do końca poznać. Larssen szuka, znajdującego się niedaleko Vardo, mitycznego zejścia do piekła. Odnajduje szczelinę o głębokości dwustu metrów, której dna ponoć nikt jeszcze nie zbadał. Surową i nieznaną, jak życie na tym wybrzeżu. Autorowi nawet marzenia o przeszłości i przyszłości wydają się malutkie i bezradne wobec ogromnego wszechświata z morza i wiatru.
Świadomość potęgi natury nie przeszkadza nam jej jednak krzywdzić. Po zakończeniu wycinki na danym obszarze powinno się to miejsce uprzątnąć i zasadzić nowy las. Ale teraz nikt już o to nie dba. Trwa nieustanne łysienie zboczy. Po prostu rąbią las. I oczywiście tam, gdzie łatwiej się do niego dostać. Czyli niekoniecznie ten, który już dojrzał do wyrębu - tłumaczy autorowi opowiadania „Żywokost sercowaty", Jurijowi Andruchowyczowi, przyjaciel pośrodku ukraińskich Karpat. Jak twierdzi drugi, karą ze strony natury są częste na tych terenach powodzie. Ludzie z Karpat, podobnie jak mieszkańcy angielskich nadmorskich miejscowości w opowiadaniu Lavinii Greenlaw, godzą się jednak ze zwycięstwem napierającej wody: Rozstrzygnięto problem na korzyść żywiołu - po co budować coś, co i tak wcześniej czy później znów zostanie zniszczone?
Natura jest w stanie pokonać nie tylko człowieka, ale wszelkie jego wynalazki. Odnosi zwycięstwo nawet nad postnukle-arną nekropolią w Prypeci, wdzierając się między spękane ściany bloków. Także Dagmar Leupold zwraca jej ostatecznie honor: Może również nieruchomości w Hohenly-chen w dalekiej, a może i nie tak bardzo dalekiej, przyszłości znikną pod takim łaskawym, pełnym życia, zielonym futrem, które pogrzebie wszystko. Spoczną w pokoju.
Lavinia Greenlaw, opisując przybrzeżne angielskie miasteczka, pisze o dwóch rodzajach umocnień, jakie budują ich mieszkańcy. Są to wały przeciwpowodziowe i umocnienia pamięci. Bo „Znikająca Europa" nie jest książką o zapominaniu, ale o pamięci. Autorzy odwiedzają miejsca, które często poznają tylko po ich geograficznym położeniu. Oznacza to, że, paradoksalnie, miejsca te nie są skazane na zapomnienie, a mogą przetrwać w pamięci i tęsknocie. Z własną pamięcią postępujemy jednak równie lekkomyślnie jak z naturą, nie szanując chwil, którymi żyjemy i przedmiotów, które nas otaczają. Vetle Lid Larssen pyta lokatora ostatniego domu w Vardo, o to, jak to jest mieszkać w ostatnim domu na krańcu Europy Zachodniej. Reakcja jest niespodziewana: Mija kilka sekund. Mężczyzna ciągle wpatruje się we mnie. „Co?", wydusza z siebie w końcu. Jaki użytek robią z zabytkowych przedmiotów wyrzucanych przez morze bohaterowie Lavinii Greenlaw? O kamiennym sarkofagu, który woda wymyła z ruin kaplicy św. Franciszka w 1740, mówi się, że pochowany w nim był biskup z VIII wieku. Wieka i dolnej części sarkofagu używano podobno najpierw w charakterze schodów, a później jako koryta dla świń. (...) Wspaniały holenderski kufer, używany do składowania akt miejskich w ratuszu, nabyto w roku 1596, a podobno został on wyrzucony na brzeg aż dwieście lat wcześniej. Niesforni uczniowie szkoły w Dunwich musieli na nim stać za karę.
Autorzy „Znikającej Europy" zdają sobie sprawę z wartości życia i pamięci. Z tego, że jesteśmy częścią natury i tych wszystkich drobiazgów wyrzucanych przez morze. Życie na tym świecie polega na nieustannym recyklingu dziejów, natury i pamięci. Prawdziwe piękno i prawdziwa miłość zawsze nas osierocają - twierdzi Andrzej Stasiuk w kończącym książkę opowiadaniu - Tylko wtedy możemy przeżywać je tak głęboko i mocno, jakby zatrzymał się czas. Pamięć jest jedyną nieśmiertelnością, na jaką nas stać. Może dzięki niej choć na chwilę uda nam się ocalić Europę przed naturą i historią?
Karolina Przesmycka
„Znikająca Europa', pod redakcją Kalhariny Raabe i Moniki Sznajderman. Wołowiec 2006
50
wiadomości Uniwersyteckie-, grudzień 2000