BIBLIOTEKI NAUKOWE WOBEC CENZURY 331
mogli pozostać całkowicie pozbawieni źródeł. Odebranie bibliotekom naukowym prawa do przechowywania wszelkich druków nie wchodziło w rachubę. Władze dążyły więc do stworzenia w nich działów niedostępnych dla przeciętnego czytelnika — prohibitów, nazywanych oficjalnie „zbiorami zastrzeżonymi”. Domagano się też, aby wycofać z katalogów karty „niebezpiecznej literatury”1. Meandiy wpisywania na listy książek niebezpiecznych poszczególnych pozycji nie zostały jeszcze ostatecznie opisane. Sprawa formalnego i faktycznego statusu zbiorów zabezpieczonych w placówkach naukowych wymaga zbadania, bowiem znaczna część zarządzeń w tej sprawie nie pozostawiła śladów w dokumentacji bibliotecznej. Mogą o nich powiedzieć jedynie ci, co je pamiętają. Z początkiem lat 80. w ramach pewnej liberalizacji systemu powstała oficjalna instrukcja w tej sprawie. Mówiła ona, że w uczelniach samodzielni pracownicy naukowi mogą pisemnie zawiadamiać
0 potrzebie sięgnięcia do zasobów zastrzeżonych; doktorzy, doktoranci
1 studenci potrzebowali w tym celu pisemnego określenia potrzeby i poparcia profesora prowadzącego zajęcia.
Władze miały powody, aby nie ufać bibliotekarzom, wśród których było niewielu zaangażowanych członków partii. Z drugiej jednak strony pracownicy bibliotek zasadniczo niechętni całej sprawie godzili się na różne formy współpracy. W bibliotekarstwie naukowym istniała dawna tradycja ukrywania przed czytelnikami pewnych treści, istniały „szafy z trucizną”, do których trafiało m.in. piśmiennictwo fiywolne, zwane pornograficznym. Żywiono obawy, że z powodu braku choćby podstawowej współpracy personelu bibliotecznego władze mogą dopuścić się brutalnych ingerencji w zbiorach i zarekwirować niektóre pozycje. Istniała też nadzieja, że przechowywane w bibliotekach pozycje doczekają lepszych czasów i będąmogły być ujawnione. Warto pamiętać, że istniejące w zbiorach druki zawsze były w pewnym zakresie udostępniane. Nieuchronnie czytali je sami bibliotekarze, sięgali po nie niektórzy naukowcy, nierzadko też udostępniano je nielegalnie zaufanym osobom. Oficjalnie udostępniano prohibity urzędnikom tzw. frontu ideowego. Biblioteki zawsze stanowiły dla władz pewien problem, oczyszczenie zbiorów liczących setki tysięcy, a nawet miliony egzemplarzy, było w praktyce zadaniem niewykonalnym. „Niebezpieczne trucizny” kryły w sobie najniewinniej wyglądające książki czy roczniki czasopism. Wszystkim chodziło głównie o zachowanie pozorów.
Do czasu rozwoju wydawnictw drugiego obiegu bieżące polskie piśmiennictwo krajowe nie stanowiło dla władz większego zagrożenia. Groźniejszym wydawał się im napływ zagranicznych druków niecen-zurowanych. Najbardziej irytujące bibliotekarzy stało się zatrzymywa-
Podobnie czyniła też cenzura, zmuszając bibliografów do wykreślenia ze spisów niewygodnych dla władz nazw autorów i tytułów. Por. J. Czachowska: Zmagania z cenzurą słowników i bibliografii literackich w PRL. Tamże. s. 214-236.