Śmierć odwrócona
Gdzie się skrywa śmierć?
Jeszcze na początku XX w. śmierć wiązała ze sobą pewne określone zachowania, które dotyczyły nawet całej lokalnej społeczności. W domu zmarłego zbierała się rodzina, przyjaciele, sąsiedzi... Palono świecę , modlono się. Na drzwiach wejściowych wywieszano nekrolog (dawniej wystawiano trumnę). Nabożeństwo skupiało całą społeczność i wszyscy szli w korowodzie za trumną aż na cmentarz. Okres żałoby wypełniały wizyty
rodzina chodziła na cmentarz
krewni i przyjaciele odwiedzali rodzinę zmarłego.
Każdy nie tylko umierał publicznie, ale śmierć każdego była wydarzeniem publicznym, które dotyczyło całej społeczności. Umierała jednostka, a jej strata dotyczyła wszystkich.
Wszelkie zmiany, które przyczyniły się do zmiany postawy wobec śmierci, nie zmieniły jej wymiaru społecznego i publicznego. (Do dziś jej stary model istnieje na łacińskim Zachodzie)
Wraz z rozwojem cywilizacji powstał jednak nowy model umierania. Nastąpiło odwrócenie obrazu - społeczeństwo wyrzekło się śmierci (wyjątek stanowi śmierć mężów stanu). Życie miast toczy się tak, jakby nikt nie umierał.
Narodziny oszustwa
W drugiej połowie XIX w. nastąpiła zmiana między relacją umierającego a otoczeniem. Dawniej jeśli nie lekarz to ksiądz przygotowywał chorego do ostatecznego momentu. Powiadomienie o nadchodzącej śmierci odbywało się według pewnych reguł.
Ukazuję to opublikowane w 1859 r. opowiadanie Lwa Tołstoja pt: Trzy śmierci.
Żona kupca umiera na gruźlicę, ale nikt nie chcę jej o tym powiedzieć. Kobieta wciąż żyje nadzieją powrotu do zdrowia. W końcu daleka kuzynka zaczyna przygotowywać ją na tą wiadomość. Chora odpowiada: „Ach, moja droga! [...] Niepotrzebnie mnie przygotowujesz. Nie traktuj mnie jak dziecko. Wszystko wiem. Wiem, że już długo nie będę żyła.”
Niechęć do powiadomienia bliskich o nadchodzącej śmierci leży w miłości do drugiego człowieka, lęku przed skrzywdzeniem go i odebraniem mu nadzieji.
Społeczeństwo nie chciało brać na siebie takiej odpowiedzialności. We Francji to ksiądz przynosił taką wiadomość. Pojawienie się jego osoby było jednoznaczne ze zbliżająca się śmiercią.
Tołstoj jednak pokazał, że chory już wie. Powiedzenie mu tego wprost odziera go jedynie ze złudzeń. Nie chce być traktowany jak konający więc milczy. Wszyscy biorą udział w oszustwie, grają komedię pt: „nic się nie zmieniło”.
To jest etap w którym chory trafia pod opiekę rodziny. Dawniej to konający miał jeszcze „władzę”, a spadkobiercy musieli się dostosowywać do jego życzeń. Dziś i to zostało odwrócone. To chory jest uzależniony od otoczenia, a ono ma obowiązek milczenia o śmierci.
Przez to na początku XX w. sakrament umierających stał się sakramentem zmarłych, gdyż kapłan był wzywany gdy chory nie był już tego świadomy, lub po prostu skonał. Kościół odszedł od tego zwyczaju zastępując ostatnie namaszczenie sakramentem chorych, przyjmowanym raz w roku przez osoby starsze.
Początek medykalizacji
W opowiadaniu Tołstoja pt: Śmierć Iwana Iljicza wchodzimy w świat rodzącej się „medykalizacji”.
Iwan ma 45 lat, od 17 jest żonaty z przeciętną kobietą. Miał czwórkę dzieci, ale dwójka z nich zmarła. Ich strata nie dotknęła go zbyt boleśnie. Iwan jest urzędnikiem, który marzy o awansie. Na szyi nosi wisiorek z napisem Respice finem (patrz końca). Jest to memento mori znane na Zachodzie od XV do XVII w. w Rosji raczej niespotykane. Jego wiara w Boga jest powierzchowna. Wiedzie spokojne i szare życie. W końcu dostaje upragniony awans i przenosi się do większego domu. To pozwala mu na przyjmowanie „lepszego towarzystwa”. Wtedy zaczyna się choroba.
Zwrócenie się do lekarza w latach '80 XIX w. było czymś koniecznym i ważnym, nie tak jak za czasów rodziny de La Ferronays (50lat wcześniej). Żona Alberta de La Ferronays dopiero po jego śmierci zaczęła dociekać co było jej przyczyną. Choroba nie była przedmiotem władzy i wiedzy lekarza. Dziennik paryskiego mieszczanina spisany w czasach Rewolucji Francuskiej, ukazuje do jakiego stopnia zajmowano się własnym ciałem. Autor codziennie notuje jaki był jego stan fizyczny (katar, gorączka, itd.) Nigdy jednak nie napisał, że poradził się jakiegoś lekarza. Ufa naturze i sam troszczy się o własne ciało.
U Balzaka lekarz odgrywa ważną role społeczną i moralną. Opiekuje się biednymi, jest doradcą bogatych... Zajmuje się leczeniem, ale nie uzdrawia. Liczy się z naturą, której nie zmienia. Dominuję przekonanie, że gdy Albert de La Ferronays przekroczy 30-stkę nastąpi naturalne wyzdrowienie. Gdy stan pacjenta się pogarsza wzywa się znaną osobistość z Paryża, która zjawia się niby deus ex machina i podchodzi do sprawy naukowo. Lekarz (tylko dla bogatych) opiekuje się chorymi i zajmuje się raczej łagodzeniem objawów niż rozpoznaniem choroby i leczeniem. (ogólnie to puści se krew, lewatywkę zrobi takie tam...)
Iwan Iljicz szuka diagnozy na swoja przypadłość więc czepia się lekarza jak pasożyt. Żyje w przeświadczeniu, że jego cierpienie nikogo tak naprawdę nie obchodzi. Czyta książki medyczne i szuka odp. na własną rękę. Wątpliwości lekarza budzą w nim lęk. W końcu zaczyna dowiadywać się więcej o leczeniu ikonami. (piękne zdanie) Jest jak wiewiórka w klatce. (dlaczego wiewiórka?)
Postępy oszustwa
Iwan czuje się coraz gorzej. Ukrywa to przed innymi jak i przed samym sobą, by nie nadać chorobie realnego wymiaru. O ile diagnoza powoduje chwilowe ukojenie o tyle zwiększa zdenerwowanie pacjenta. To przykład samotności chorego „[...] całe otoczenie [...] nie rozumiało, czy też nie chciało zrozumieć i myślało, że na świecie wszystko idzie jak dawniej” A chory robi wszystko by nadal było normalnie.
W taki sposób przyjaciele Iwana zaczynają śmiać się z jego hipochondrii. Żona natomiast udaje, że wierzy w jego chorobę i traktuję go jak dziecko.
Wszystko się zmienia gdy Iwan podsłuchuje rozmowę małżonki ze szwagrem. Słyszy: „Ty tego nie widzisz, ale to trup[...]”. Bohater odrzuca śmierć i szuka kolejnego lekarza. Zastanawia się nad swoja chorobą zamiast nad nieuchronnym końcem życia.
Ostrzeżenie o śmierci zostało przez niego zignorowane, ale zagnieździło się w jego świadomości. W końcu wraz ze wzrostem bólu przychodzi ta świadomość, nie chodzi tu o chorobę, ale o życie i śmierć. On o tym wie, jego żona także, ale nie burzą muru milczenia. Zmowa obejmuje coraz większe grono ludzi z lekarzem na czele.
W ostatnią noc zmagań chorego z tym światem to nie ból fizyczny mu dokucza najbardziej tylko świadomość ostatnich dni przeżytych w kłamstwie.
Iwan został więźniem osobowości, jaką pozwolił sobie narzucić i która sam sobie narzucił. Tołstoj napisał: „To kłamstwo, które sprowadzało ten straszny uroczysty akt jego śmierci” Niemal sto lat później ojciec F. De Dainville na łożu śmierci kieruje takie słowa do ojca Ribesa: „ Pozbawiają mnie mojej śmierci”
Śmierć nieczysta
W długich opowieściach o śmierci nie pojawiają się opisy wydzielin ludzkiego ciała, szpetoty spowodowanej cierpieniem i zapachy towarzyszące umierającym na różne choroby.
U Tołstoja śmierć jest nieczysta.
Taką już ją widział w 1857 r. Flaubert opisując śmierć pani Bovary.
„Karol zauważył, że na dnie miednicy [do której zwymiotowała] osoadło
coś w rodzaju białego piasku, który oblepiał porcelanowe wnętrze. [...]
Zęby jej szczękały, rozszerzone oczy spoglądały nieprzytomnie dookoła.[...] Stopniowo jęki stawały się coraz głośniejsze. Wyrwał się jej głuchy ryk.[...] Wargi jej zacięły się jeszcze mocniej. Członki miała skurczone, ciało pokryte brunatnymi plamami, a puls ślizgał się pod palcami jak napięta nitka. [...] Pierś jej zaczęła dyszeć szybko. Język cały wysunął się z ust; oczy, przewrócone, bladły jak dwie dogasające lampy [...]” (skróciłam;)
Agonia Emmy Bovary jest krótka, choroba Iwana Iljicza natomiast długa, odrażająca, niestosowna i nieprzyzwoita. Takiej śmierci nie spotykaliśmy wśród członków rodziny de La Ferronays, Bronte ani u Balzaka.
Czystość stała się wartością mieszczańską. Chrześcijańscy misjonarze głosili czystość nie tylko duszy, ale i ciała. Do dziś walkę z długimi włosami motywuje się względami higienicznymi i moralnymi. Czysty łepek to czyste myśli w łepku .
W drugiej połowie XIX w. śmierć przestaje być postrzegana jako coś pięknego. Już XV i XVI w. poetów „makabrycznych” jak Ronsarda ogarniało obrzydzenie do starczych zgrzybiałości.
Na przełomie XVIII/XIX w. ów starca zastępuje dostojny patryjarcha Gneuze(malarz, moralista), który bardziej harmonizował z romantycznym modelem pięknej śmierci. Pod koniec XIX w. wracają jednak napawające wstrętem obrazy. Z tą różnicą, że to co w średniowieczu dotyczyło rozkładu ciała po śmierci, teraz zaczęło dotykać człowieka pod koniec agonii.
Śmierć staje się czymś niestosownym dla społeczeństwa. Do pokoju umierającego mogą wejść tylko najbliżsi, którzy przezwyciężą w sobie odrazę do zapachu moczu, potu, brudnych prześcieradeł, itd. Śmierć staję się brzydka i ukrywana.
To co w literaturze rozpoczęli Tołstoj i Flaubert rozwinęło się w trzech kierunkach.
Pierwszy z nich to literatura obrachunkowa mająca swój początek od 1914 r. Opisuję rewolucje, wojny po dzień dzisiejszy. Jest to model śmierci ludzi pióra i żołnierzy: Remarque, Barbusse, Sartre, czy Genet.
Tołstoj, czy Flaubert opisywali wstręt do choroby, u pisarzy wojny idea śmierci i strachu powoduje, że zupełnie zdrowe ciało staje się podobne do ohydnego ciała chorego (np. rozluźnienie zwieraczy- łopatologicznie: sranie w majty:)
Cela skazanego na śmierć, bądź torturowanego przyprawia o takie mdłości jak pokój chorego.
W literaturze lat '60 oficer z Parawanów J. Geneta umiera wśród wiatrów puszczanych przez żołnierzy, a samotnik A. Saundersa, gdy sam je puszcza.
Taki model śmierci wywołał skandal, jest on jednak częścią folkloru dawnych żołnierzy i natchnieniem dla pisarzy.
Przeniesienie do szpitala
Drugi kierunek zapoczątkowany przez Tołstoja to obraz śmierci ukrywanej w szpitalu. Początki tego zjawiska datuje się na 1930- 1940r., a upowszechnienie przypada na okres po 1950 r.
W początkach XX w. nie zawsze udaję się ochronić pokój konającego przed oczami „obcych” (spuścizna średniowiecza). Dla rodziny, chory przebywający w domu staje się ciężarem. Wpływ na to ma szybki wzrost poziomu życia, higieny i intymności. Ludzie stają się bardziej wrażliwi na fizjonomiczne aspekty umierania. Szpital, z wzorowaną ma więzieniu dyscypliną, staje się rozwiązaniem dla rodzin mających wśród bliskich ciężko chorego. Opieka nad takimi osobami należy teraz do bardzo wąskiego grona osób. Z sąsiadów, znajomych, krewnych... zacieśnia się do bliskiej rodziny, a nawet do współmałżonka. Wzrost poziomu medycyny i stosowanie nowych technologii medycznych w leczeniu powoduje, że chory musi przebywać częściej w szpitalu. To szpital ofiarowuje miejsce, w którym rodzina może ukryć swojego niewygodnego członka. (brzmi fatalnie:) Zrzuca się odpowiedzialność rodziny na pracowników szpitala, a samemu można wrócić do normalności.
Pokój umierającego został przeniesiony do szpitala, przez co śmierć nie jest już aktem publicznym. Szpital to miejsce śmierci samotnej. G. Gorer w 1963 r. przeprowadził w Anglii badania na grupie żałobników. Tylko ¼ była przy śmierci osoby z rodziny.
Śmierć Melizandy
Trzeci kierunek wiedzie od Tołstoja do Maeterlincka i Debussy'ego oraz do ich dzisiejszego komentatora V. Jankelevitcha (historyk). Jest to obraz śmierci skromnej i nie rzucającej się w oczy, nie wstydliwej śmierci Melizandy.
Jankelevitch nie lubi pięknej śmierci romantyków. Zamiast niezauważalnej chwili, pojawia się chwila „wspaniała”. Autor ten odczuwa znane już Tołstojowi poczucie niestosowności śmierci o charakterze wstydu. Wiąże się to z zakazem wypowiadania słowa „śmierć”. Występuje tu pewien związek między współczesnym zakazem, a romantyczną emfazą („omówieniem”), która służy zamaskowaniu rzeczywistości. Pierwszą próbą było maskowanie się retoryką, w XX w. sięgnięto po milczenie. Iwan umarł śmiercią wstydliwą, Melizanda śmiercią skromną. Nie była w tym momencie sama. W domu nad morzem było wtedy wiele osób. Melizanda umiera podczas opowiadania starego króla, a on nawet tego nie zauważa.
Jankelevitch mówi, że Melizanda umarła jako pierwsza bezgłośnie, pianissimo.
Ostatnie chwile zostały jeszcze tradycyjne
W czasach gdy pisał Tołstoj mieszczaństwo zaczęło dopiero odkrywać niestosowność śmierci. Ale było zbyt wcześnie by odraza wzięła górę nad obyczajowością.
Iwan Iljicz na łożu śmierci rozmyślał w samotności nad swoim życiem i zbliżającym się jego kresie. Do dziś gdy zmowa milczenia trwa do końca, wielu ludzi umiera jak Iwan.
Badania socjologiczne dowodzą też, że coraz mniej osób z kręgu kultury chrześcijańskiej wierzy w życie pozagrobowe, zwłaszcza wśród młodzieży. Badania w latach 1965 - 72 na 360 osobach umierających wykazują w 84% nadzieje na życie po życiu. Wśród zdrowych osób do takiej wiary przyznaje się 33% badanych.
Iwan odwraca się do ściany i podkłada rękę pod policzek, naśladuje tym dawnych konających, którzy zakończyli już swoje sprawy z ludźmi. Tak leżeli Żydzi ze ST, w XVI w. w Hiszpanii rozpoznawano po tej pozie nawróconych maurów. Tak tez umarł Tristan („obrócił się do ściany”)
Iwan staje się coraz bardziej agresywny. Krzyczy na żonę i dzieci, odsyła lekarza. Następnie uspokaja się, jego stan, tuż przed śmiercią, poprawia się. Lekarze dowodzą, że u umierających następuje zwiększona aktywność życiowa, domagają się jedzenia, chcą jeszcze coś zrobić...
Iwan uświadamia sobie, jak umierający z XV w. zgodnie z ars moriendi „że jego życie nie było takie jak trzeba, ale że to można jeszcze naprawić”.
Emma Bovary, gdy zobaczyła księdza doznała ukojenia. Ostatnie namaszczenie sprawiło, że jej twarz „miała wyraz pogodny, jakby sakrament ją uzdrowił”.
Następuje odwrócenie sytuacji z początku XIX w. Iwan odwraca się do swoich bliskich. Teraz jemu jest żal ich. Rozumie, że musi odejść. Każe wyprowadzić syna, by nie widział tego odrażającego momentu. (Karol zabiera małą od Emmy).
Iwan mówi do żony „żal mi... i ciebie” nie ma siły dodać „przebacz”. Agonia trwa dwie godziny. Odpowiada to romantycznemu modelowi śmierci. (pomijając wyprowadzenie dzieci)
Odrzucenie śmierci najwidoczniejsze jest wśród osób bliskich umierającego. To oni rozpoczynają zmowę milczenia. Ludzie XX w. robią to samo, chcą by umierający nie wiedział, że umiera.
Bardzo dyskretne uroczystości pogrzebowe
Na początku XX w. usuwa się śmierć poza nawias społeczeństwa i odbiera się jej charakter publiczny. Śmierć staje się prywatna, a ze wzrostem hospitalizacji, chorych wyklucza nawet rodzina.
Drugim wydarzeniem we współczesnej historii śmierci jest odrzucenie i zniesienie żałoby. W 1955 r. G. Gorer opublikował w „Encounter” artykuł pt: „Pornography of Death”, w którym wykazał, że śmierć staje się czymś wstydliwym i zakazanym, jak seks w epoce wiktoriańskiej, którego miejsce zajęła.
W 1965 r. w Death, grief and Mourning publikuje badania socjologiczne. Wynika z nich, że nie tylko nie jesteśmy obecni przy łożu śmierci, ale 70% osób ankietowanych nie bierze udziału w pogrzebach. Dzieci nie są obecne nawet na pogrzebach swoich rodziców. A Jezus staje się św. Mikołajem. Nie wierzy się w niego, ale jego postać świetnie się nadaje do tłumaczenia śmierci bliskich. (Jezus go wziął do siebie).
U ludzi w podeszłym wieku Gorer odnalazł XIX w. antropomorficzną eschatologię. To oni widzą swoich zmarłych, to po nich przychodzą bliscy by zabrać ich na drugą stronę. Wiara w niebo występuje u 30-40% (ludzi zdrowych), natomiast prawie zupełnie wyparta jest świadomość piekła. To zjawisko zauważono już na początku XIX w.
Znacznie wzrasta liczba kremacji, zamiast tradycyjnego pochówku w ziemi. Wybór kremacji oznacza odrzucenie kultu grobów i cmentarzy. Większość skremowanych osób nie posiada bowiem nagrobka upamiętniającego ich osobę. Niektórzy decydują się na ewentualny wpis do księgi, lub rozsypanie prochów.
Cmentarz jest miejscem wspomnień, ci którzy wybierają kremację nie odrzucają swojego ciała, tylko jego fizyczny kształt. Obecnie rośnie kult wspomnień domowych. Występuje tzw. zjawisko mumifikacji np. pokoju zmarłego. Pozostawia się go w dokładnie takim stanie w jakim był za życia danej osoby.
Istnieją dwa sposoby podtrzymywania wspomnień:
tradycyjny, związany z grobem, sięga XVIII w. (zanika w Anglii szybciej niż w reszcie Europy)
związany z domem (przejawia się też w „ołtarzykach domowych” zdjęcie i świeczki...)
Niestosowność żałoby
Obecnie żałoby nie okazuje się już publicznie. We Francji od około !970 r. odchodzi się od składania kondolencji po skończeniu nabożeństwa. Często nekrologi zawierają informację „Prosimy o nie składanie kondolencji”. Rodzina odcinając się od wszystkich pokazuje swoje cierpienie i stosuje się do wymogów społeczeństwa.
Gorer wyróżnia 3 kategorie żałobników:
Ci którym udało się uwolnić od żałoby - zajmują się czymś w ramach hasła: keep busy
Ci którym udało się ukryć żałobę - skrywają swoje uczucia, przeżywają żałobę w samotności
Ci którzy okazują żałobę na zewnątrz - są to osoby wykluczone ze społeczeństwa, traktowane jakby postradały zmysły.
Odrzucenie śmierci
Śmierć budzi wiele emocji. Kiedyś obowiązywały kodeksy przewidujące jak należy się zachowywać w danej sytuacji (jak się zalecać, rodzić dzieci, jak umierać). Kodeksy jednak zniknęły na przełomie XIX/XX w. To co gwałtowne i niezwyczajne zostało zakazane. Miłość i śmierć trafiły do „klatki”. G. Gorer stwierdził, że „śmierć i żałobę traktuje się dzisiaj z taka pruderią, jak sto lat temu popęd seksualny”. Dziś kobiety i mężczyźni nie okazują jawnie żałoby i żalu to raczej ciche i skryte cierpienie (porównane do masturbacji :P)
Zniesienie żałoby to wpływ społeczeństwa, które wypiera śmierć i jej przejawy. Tak powstaje przekonanie, że długa żałoba jest chorobą, a wybuchy płaczu to ataki nerwowe. Kto się obnosi z nią, ten dowodzi słabości swego charakteru. Mark Twain przejawia sarkazm w odniesieniu do żałoby, humorem broni się przed sentymentami. Dziś to nie żałobnik milczy, ale jego otoczenie, które poddaje go kwarantannie. Śmierć staje się „zaraźliwa”, wszystko co się z nią wiąże (cmentarze, pokoje umierających, itd.) napełniają nas żałobą.
Jednak żałoba, według psychologów, jest niezbędna. Freud oraz Karl Abraham zadali sobie wiele trudu by wskazać jej różnice od melancholii. Społeczeństwo odrzucające śmierć wydaje się głuche na tego typu głosy.
Poradzić sobie ze śmiercią bliskiej osoby nie jest łatwo, ale jest to możliwe. Psychologowie radzą przyzwyczaić się do nieobecności zmarłego, następnie zmienić swoje „libido” nastawione na żywego człowieka. Tą drogą dojść do „zinterioryzowania” zmarłego. Najgorsze dla żałobnika jest „mumifikacja” i brak zmian w życiu, które śmierć osoby bliskiej przynosi ze sobą.
Dawniej w pokonaniu tych etapów pomagało żałobnikowi społeczeństwo, dziś został sam.
Model żałoby „idealnej” sięga XVIII w. Żałoba XIX w. mimo teatralizacji spełniała warunki psychologów. Rodzina de La Ferronays miała wsparcie w otoczeniu i przeszła wszystkie etapy żałoby.
Dawniej żałoba rozkładała się na wszystkich obecnych przy śmierci. Żal jednak był szybko stonowany i wdowiec po kilku miesiącach nawet żenił się ponownie. Zdarzały się jednak także wyjątki i ludzie nieradzący sobie z bólem.
Wcześniej rodzina miała szerszy zakres i obejmowała silnym uczuciem większość jej członków. Strata jednego bliskiego była wypełniana inaczej. Śmierć nie była niespodzianką, ludzie spodziewali się jej mniej lub bardziej od urodzenia. W XIX w. następuje wydłużenie życia, które zmienia obraz śmierci.
Modlitwa Hioba to wynik mądrości ludowej, wyrazem zwykłej rezygnacji. Śmierć zabierała to co było darem życia - samo życie!
Żałoba średniowieczna jak i nowożytna była wyrazem lęku społeczności nawiedzonej przez śmierć. Okazywano ją z uporem by wymazać śmierć i nie dopuścić do jej powrotu. Żałoba była zrytualizowana. Czas zwalniał, a ludzie poświęcali się sobie nawzajem. Ceremonie zawierały niekiedy elementy radosne i śmieszne, które osuszały łzy.
Od XIX w. żałoba nie tylko stała się wyrazem straty, ale też bólu i cierpienia. Pokoleniem, które odrzuciło śmierć było pierwsze pokolenie romantyków. Uwielbiło ją, uprzedmiotowiło, a jednocześnie uczyniło z niej byle kogo. Mimo to ugruntowało pogląd, że z ukochaną osobą nie rozstajemy się nigdy.
Takie pojmowanie śmierci sprawiło odwrócenie się od wdów i wdowców. Osoby te często zostają same, a jedyny im bliski temat do rozmów (o osobie zmarłej) jest nie miły dla ucha innych rozmówców. Często nie pozostaje nic innego, jak pójść w ślady swojej miłości i umrzeć. Badania dowodzą, że śmiertelność wdów i wdowców wynosi 12,2% w ciągu roku - wykluczając samobójstwa.
Triumf medykalizacji
Pod koniec XIX w. dochodzi do ogólnego zakazu powiadomienia chorego o zbliżającym się końcu. W XX w. po wojnie zakończonej w 1914 r. następuje zakaz żałoby. Nietknięty został tylko sam moment śmierci: podsumowanie życia, publiczny charakter, sceny ostatniego pożegnania. Jednak i on po 1945 r. w następstwie medykalizacji zanika.
Wysoki poziom medycyny sprawił, że widok umierającego to ciało „najeżone” rurkami. Pacjent jest karmiony przez kroplówki, znieczulany, itd. Każdy umierający został zrównany z pacjentem pooperacyjnym. W dużych miastach przestało się umierać w domu i tam rodzić.
We Francji w prywatnych klinikach zaraz po śmierci odsyła się ciało zmarłego do domu i prawo cywilne uznaje, że tam ten człowiek skonał. W ten sposób szpital broni się przed śmiercią.
W niektórych krajach myśli się o tym, żeby stworzyć szpitale tylko dla umierających. Pomysł ten jest wzorowany na hospicjum św. Krzyża w Londynie
Zmieniła się też definicja śmierci. Przestała być chwilą rozciągniętą w czasie, jak sądzono do XVII w. Od tego momentu rozpowszechnia się wiara w dwoistość ciała i duszy. Moment śmierci to rozdzielenie tych pierwiastków przez to zgon stał się czymś nagłym i określonym.
Współczesna śmierć medyczna odtworzyła jednak ten margines czasowy, jednocześnie dzieląc go. Wyróżnia się śmierć mózgu, śmierć tkanek, śmierć komórek. Zatrzymanie akcji serca to za mało by umrzeć, obecnie bada się mózg. To pozwala lekarzom na zdecydowaniu o długości umierania. Tak długo jak żyje mózg, pacjent może być podtrzymywany przy życiu (nawet 13 lat).
Śmierć przestano uważać za konieczne zjawisko naturalne. To raczej przegrana lekarza. Dlatego też śmierć w szpitalu przychodzi „na palcach”, jest dyskretna. Personel ma mniej kłopotów z pacjentami, którzy nie wiedzą, że umierają. To co dzisiaj nazywamy dobra, piękną śmiercią, jest odpowiednikiem tego, co niegdyś uważano za śmierć przeklętą.
Pacjenci często bardzo chętnie uczestniczą w zmowie milczenia, a gdy przychodzi ból nie do zniesienia działa morfina, która zaburza także świadomość.
Przeciwieństwem tej śmierci jest śmierć zła, nietaktowna, nieelegancka. To śmierć chorego, który wie. Często pacjent buntuje się przeciw śmierci: krzyczy, jest agresywny, niekiedy tylko akceptuje swój los i odwraca się do ściany tracąc kontakt ze światem. Te dwa zachowania utrudniają pracę szpitala.
W domach starości lub biednych szpitalach organizuje się zgon pacjenta, tak by umarł przed dzienną zmianą. Biurokracja bierze górę nad naturą.
Powracają ostrzeżenia. Apel do godności. Śmierć dzisiaj.
Ta sytuacja przedstawiająca się w końcu lat '50, zmieniła się w jednym punkcie - niewiedzy umierającego. Jedynym państwem, w którym się nadal kultywuje ten zwyczaj jest Francja.
W USA obserwuje się zmianę stanowiska, mieli na to wpływ psychologowie i socjolodzy. Mimo wielu oporów środowiska medycznego znalazło się kilka osób, które chciały mówić o śmierci. Elizabeth Kubler - Ross wydała w 1969 r. książkę pt: Rozmowy o śmierci i umieraniu. Śmierć nie tylko zyskuje wymiar medyczny, ale filozoficzny.
Pojawia się problem godności śmierci, który wymaga uznania śmierci za fakt bardzo istotny, którym nie można manipulować. Jednym z warunków uznania śmierci jest powiadomienie pacjenta. Jako pierwsi czynią to angielscy i amerykańscy lekarze.
29 kwietnia 1976 r. M Roemer nadaje publicznie w TV swój dokument pt: Dying. To obserwacja śmierci w USA. Reżyser spędził wiele czasu wśród ludzi umierających na raka i ich rodzin. Dokument okazał się wstrząsający i wywołał burzę głosów.
Roemer pokazuje 4 przypadki śmierci, w której pacjent i otoczenie są świadomi nadchodzącego końca.
Młoda kobieta (30-40 lat) w monologu opowiada o chorobie i śmierci swojego męża. To, że byli jej świadomi pozwoliło im się zbliżyć i przeżyć najpiękniejsze dni życia - romantyczny model pięknej śmierci.
Ostatni przypadek to śmierć czarnoskórego pastora, który posiada liczą rodzinę. Kamera towarzyszy mu od wiadomości o nadchodzącej śmierci po pogrzeb. Pastor żegna się z wiernymi, odwiedza swoją ojczyznę i grób rodziców. Umiera w pokoju pełnym ludzi. W pogrzebie uczestniczy cała wspólnota parafialna- to śmierć oswojona i publiczna.
Dwa pozostałe przypadki to śmierć współczesna.
Dziewczyna lat 30 mieszka z matką. Ma raka mózgu. Rozmawia swobodnie o swoim życiu i śmierci. Czeka na koniec, nie boi się go, musi przecież umrzeć - wszystko jedno kiedy, byle tylko nieświadomie.
Wraz ze zbliżającym się końcem dziewczyna traci kontrolę nad ciałem. Pozostają tylko łzy i porozumienie z matką, poza tym jest tylko jej samotność.
Kolejny umierający to mężczyzna żonaty, ma dwójkę synów, choruje na raka mózgu. Jego żona nie radzi sobie z emocjami, ukrywa je. Pewnego dnia idzie do lekarza i wyrzuca mu, że ona już dłużej tak nie może. Mąż nie jest już w stanie być głowa rodziny, a na ponowne jej za mąż pójście może być już za późno.
Mąż wraca do domu po kolejnej kuracji. Zaszywa się w milczeniu- jest zupełnie sam.
W rzeczywistości Dying pokazuję izolację umierającego, który podporządkowuje się ogólnemu odrzuceniu śmierci. Sprawia, że śmierć staje się faktem technicznym i mało ważnym.
Geografia śmierci odwróconej
Model śmierci odwróconej sięga społeczeństwa mieszczańskiego schyłku XIX w., do którego należała szlachta rosyjska. Wzorzec ten można odnaleźć już u Tołstoja. Dziś model takiej śmierci jest przyjęty w USA i Anglii.
Europa kontynentalna stanowi bastion oporu. Obecna granica przebiega na części północno-zachodniej Europy.
W Szkocji zwłoki zmarłego przenosi się zawsze do domu, aby tam urządzić tradycyjne ceremonie pogrzebowe.
Zachowania wobec śmierci są różne ze względu na klasę społeczną. Np. bogaci i wykształceni wykazują wobec śmierci czynną postawę (sporządzają testament, ubezpieczają się). Przedstawiciele klas niższych wahają się przed podjęciem jakichkolwiek kroków, śmierć jest dla nich poważna i obecna. Rozpoznać tu można „dawne ślady śmierci”. Wiejskie ceremonie są wyrazem religijnego stosunku do natury, zaś cmentarze miejskie świadczą o obojętności.
Geografia śmierci odwróconej jest związana z rewolucją „białych kołnierzyków”. Pewien pozytywista nazwał to zjawisko „szczęśliwym industrializmem”. Wraz z rozwojem techniki na danym obszarze wypiera się śmierć. Wiara w technikę i naukę wyeliminowała wiarę w naturę i pozwoliła wykluczyć zjawisko odchodzenia człowieka (dążenie do wiecznej młodości i nieśmiertelności).
Przypadek amerykański
Nawet anglosaska kolebka różni się w swoich postawach wobec śmierci. W Anglii dążono do wyeliminowania tego widocznego zjawiska i to się udało (kremacja, uproszczenie pogrzebów, itd.).
W Stanach i Kanadzie wygląda to inaczej. Trudno tam spotkać konwój pogrzebowy, ale na ulicy można spotkać szyld „funeral home”. Zakaz jawności obowiązuję do momentu śmierci i po pogrzebie. Natomiast miedzy zgonem, a pogrzebem czas jest nadal zrytualizowany, choć współcześnie wygląda inaczej.
Pogrzebem zawiadują dyrektorzy domów pogrzebowych, którzy nie tylko organizują pogrzeb, ale pocieszają rodzinę.
Trumna dla zmarłego to już nie tylko wybór skrzynki, ale przejście do sztuki. Trumny dla dzieci w niczym nie przypominają dawnego pudełka na kości. Taki zabieg ma eliminować średniowieczne memento mori z życia współczesnych. Trumna ma być piękna i ma zastąpić pomnik. Na grobie widnieje już tylko tablica.
W tym samym czasie zaczęto balsamować zwłoki. (Wiąże się to z wojną secesyjną podczas, której rodziny nie godziły się na mogiły zbiorowe, więc przewożono ciała zabalsamowane.) Następnie ten proceder utrzymał się, gdyż rodzina dzięki niemu ma dłuższy kontakt z ciałem zmarłego.
Następuje rozkwit zakładów pogrzebowych, które działają dyskretnie, ale na rynku usług biją swoją konkurencję. Pod koniec XIX w. zakłady zmieniają swój charakter. Dyrektorzy przyjęli kodeks moralny tak wysoki, że tylko stan kapłański ich przewyższa. Śmierć wychodzi z kościołów i przekracza progi domów pogrzebowych. Dyrektorzy stali się pocieszycielami rodziny i świadkami ich żałoby.
Taki dom oferuję usługi zabalsamowania ciała i wystawia zwłoki dla rodziny. (Niekiedy zmarły jest sadzany przy biurku np. z cygarem - to raczej filmowe przykłady, ale mają one na celu zamaskowanie śmierci i przedstawienie zmarłego w taki sposób jakby żył.) MAKABRA
Domy pogrzebowe zaczęły czerpać ogromne zyski na bólu i bezradności rodziny. To podniosło głos by przyjąć model pogrzebów angielskich. Pogrzeb to spotkanie rodziny, na którym się rozmawia, wygłasza przemówienia i czasem modli.
Cmentarz Forest Lawn (L.A.) to właściwie park, miejsce ślubów, chrztów, ale też muzeum i miejsce handlu.
Francja zaczyna przyjmować wzorzec z USA. Natomiast północna-zachodnia część Europy bierze wzór z Anglii. Śmierć ma teraz dwa miejsca wyznaczone przez społeczeństwo: szpital i dom pogrzebowy.