I ciągle pniemy się wzwyż
Wysoki poziom adrenaliny, zmęczenie osiąga najwyższy pułap, a Ty mimo wszystko nadal pniesz się wzwyż. Jeszcze tylko jedno podciągnięcie, wydaje się, że nie dasz rady, a mimo to ostatkiem sił łapiesz za uchwyt, podciągasz się i … jesteś. „Blok!” - krzyczysz i dumny z siebie zjeżdżasz na dół.
Pomysł pojawił się w mojej głowie już jakiś czas temu. Zawsze lubiłam nieco ekstremalne zajęcia i sporty. Ale jakoś brakowało impulsu, może też nie wierzyłam, że to może się udać. Do czasu, dopóki nie poznałam drużyny, która linami i wspinaczką zajmuje się na co dzień. Skoro im się udało, to dlaczego my nie mielibyśmy spróbować? Przecież mamy możliwości: duże miasto, sponsorów zawsze się znajdzie. Postanowiłam zadziałać na serio i zarazić wspinaczką XV ŁDH.
Pierwszy wypad na ściankę…Obawiałam się, że nie dam rady wejść nawet na najprostszą ściankę. Towarzyszący Adam M, pewno też miał takie myśli. Mimo wszystko, weszliśmy, założyliśmy uprzęże - nie było już odwrotu. Moja pierwsza ścianka, nazwana Kościelcem, przerażała. Ja mam na to wejść? - pytałam z niedowierzaniem. A jak mi się nie uda, to nie będzie wstydu?. Powiedziałam sobie: raz kozie śmierć - i postawiłam nogę na pierwszy uchwycie. Potem był drugi, trzeci, kolejny, następny. Coraz wyżej, wyżej i wyżej. I tak aż do końca. Udało się! Okazało się to wcale nie takie trudne. Ale za to niewiarygodnie męczące. Słabe mięśnie, oj niewyrobione ;)
Potem jeszcze parę razy poszłam na ściankę. Już towarzyszyły mi dwie osoby z drużyny. Też niedowierzały, że dadzą radę. A śmigały po ściankach jak zawodowe alpinistki . Kurs asekuracji ściankowej okazał się być banalnie prosty i nikt nie miał problemów z ze zrozumieniem jak zadbać o bezpieczeństwo osoby wspinającej się. Z mojej drużyny ukończyły go trzy osoby. To na dobry początek.
Od czasu kursu w miarę możliwości chodzimy na ściankę regularnie, czy średnio raz w tygodniu. Za każdym razem wchodzimy nieco wyżej, więcej i coraz lepiej. Okazało się, że nie tylko ja wciągnęłam się w te „linowe klimaty”. Tylko czy takie męczenie się może być przyjemne? Oczywiście!
Pokonywanie swoich słabości daje mnóstwo satysfakcji i radości. Ścianka wspinaczkowa, nawet sztuczna, daje niesamowite możliwości rozwoju swojej osoby. W dużej mierze pracujemy nad swoją fizycznością: siłą mięśni, wytrzymałością, uchwytem i mocnymi palcami. Dodatkowo to wspaniały sprawdzian naszej wytrzymałości psychicznej - czy poddamy się już na początku, czy będziemy, pomimo odmawiających posłuszeństwa mięśni, piąć się ku górze? Czy będziemy podejmować coraz to nowe wyzwania zdobywając inne ścianki i pokonując trasy o większym stopniu trudności. Dodatkowo ścianka uczy podejmowania decyzji. Nie jest bowiem takie oczywiste który uchwyt wybrać, gdzie postawić nogę. Często gęsto, trzeba zaryzykować odpadnięciem sięgając ręką do pozornie niedostępnego uchwytu. Wszystko to, piszę na podstawie własnych, niewielkich doświadczeniach wspinaczkowych. A obstawiam, że ktoś, kto wspina się dłużej i więcej mógłby pewnie całą książkę napisać o tym, co daje wspinaczka.
Niezwykle cieszy mnie fakt, że osobom z drużyny podoba się wspinaczka i chcą robić coraz więcej w tej dziedzinie. Niedługo trzeba będzie wybrać się na kolejny kurs asekuracji i przeszkolić nowe osoby. Zimą część z pewnością weźmie udział w kursie wspinaczkowym na sztucznej ściance. Wszystko po to, aby móc na wiosnę wyjechać na prawdziwe skałki i spróbować swoich sił w terenie. Do tego dążymy i wierzę w to całym sercem, że nam się uda. Wspinaczka i wszelkie inne formy „aktywności linowej” (zjazdy, tyrolki) to świetny sposób na pracę z drużyną. Oczywiście, jeżeli oni tego chcą i się nie boją. Dla harcerzy interesujących się wspinaczką przewidziane są dwie sprawności: wspinacz** i wspinacz doskonały***. Wymagania nie są wygórowane i naprawdę w zasięgu możliwości każdego chcącego. Poza tym wspinaczkę można wykorzystać jako sposób na urozmaicenie prób na stopnie. Wyczynem może być zdobycie jakiejś pochyłej ścianki, albo pokonanie trasy o wysokim stopniu trudności. Kolejnym ogromnym plusem tego sportu jest to, że daje możliwość przeżycia przygody. Już teraz nie mogę doczekać się wyjazdu na skałki, bo wiem, że sprawi nam ogromną frajdę i dostarczy niezapomnianych przeżyć.
Warto nie tylko interesować się wspinaczką, ale też zdobywać uprawnienia państwowe. Kursy wspinaczkowej dają możliwość pracy na wysokościach. Są też przepustką do zostania instruktorem wspinaczki i zarobkowania w ten sposób. A przecież każdy chciałby mieć ciekawą pracę, która łączy w sobie nasze pasje.
W Łodzi organizacją kursów skałkowych zajmują się między innymi:
-Akademicki Klub Górski ul. Piotrkowska 132 tel.: 636 35 43
-„Stratosfera” Centrum Wspinaczkowe, Manufaktura-Rynek ul. Karskiego 4 tel.: 633 34 90
To są dwaj pewni i profesjonalni organizatorzy kursów skałkowych. Bo nie zapominajmy, że aby było bezpiecznie potrzebni są nam instruktorzy, dobry sprzęt (który jest naprawdę drogi) i doświadczenie. Dlatego najlepiej i najtaniej jest pojechać na zorganizowany kurs. Koszt to 600-800zł. W cenie zazwyczaj opieka instruktora, sprzęt, zakwaterowanie i oczywiście dużo wspinaczki w praktyce. Transport i posiłki we własnym zakresie.
Polecam także Kurs Taternika Jaskiniowego organizowany przez Speleoklub Łódzki (speleo_lodz.republika.pl). Kurs trwa około roku, obejmuje wyjazdy w różnych porach roku w różne góry, naukę chodzenia po jaskiniach, wspinaczkę skałkową i autoratownictwo, czyli jak ratować się i innych na skałkach. Koszt całego kursu to ok. 1000zł. Rusza dopiero w marcu, ale naprawdę warto .
Zachęcam naprawdę gorąco do uprawiania wspinaczki i wciągania w to ludzi z drużyny. Można zyskać mnóstwo: sprawność fizyczną, nowe umiejętności dające nowe możliwości (zdobywanie wysokich i trudnych szczytów górskich), przeżyć wspaniałą przygodę i poczuć, że się żyje! Stracić można jedynie pieniądze, ale przecież jak się chce, to można. Nie ma sensu odkładać marzeń na później, bo kto wie, czy później tych pieniędzy nie będzie jeszcze mniej?
Do zobaczenia na ściance!
pwd. Paula Szymańska