KAZANIA PASYJNE ks Staniek Edward II


Kazania Pasyjne ks. Staniek

WIECZERNIK

Rozpoczynamy rozważania męki Pana naszego Jezusa Chrystusa. Za przewodnika, po tych niezwykle bolesnych, a zarazem bogatych godzinach cierpienia Jezusa Chrystusa, wybierzemy bezpośredniego świadka wydarzeń Wielkiego Tygodnia, św. Marka. W oparciu o tekst jego Ewangelii spróbujemy odkryć potęgę i metody zła działające w świecie oraz niepojętą miłość, którą Bóg objawił w Jezusie Chrystusie.

Św. Marek pisze Ewangelię po to, aby ukazać kim jest Jezus Chrystus, ukazać Jego niepojętą tajemnicę godności Syna Bożego i godności Mesjasza. Ewangelista bardzo wyraźnie podkreśla, że Chrystus ukrywał tę godność, aż do momentu swego zmartwychwstania. W czasie Jego publicznej działalności, tylko niektórzy ludzie, na podstawie pewnych znaków, rozpoznali tę godność Syna Bożego i godność Mesjasza.

Chrystus jest czystą dobrocią, a pojawił się na świecie, który jest pod panowaniem zła. Od samego początku Pan Jezus, czysta Dobroć, musiał się ukrywać, ponieważ zło chciało Go zniszczyć. Kiedy tylko, w Betlejem, ukazał się pierwszy blask Jego Dobroci, natychmiast pojawiło się zło, które chciało zniszczyć Serce zbudowane z czystej Dobroci. Przez trzydzieści lat Chrystus żyje w ukryciu, nie promieniując dobrocią. W Nazarecie jest czystą Dobrocią, ale nią nie promieniuje i dlatego zło Go nie atakuje.

Z chwilą rozpoczęcia publicznej działalności, Chrystus zaczyna jakby promieniować swoją dobrocią, poszukując ludzkich serc dobrej woli, aby nawiązać z nimi kontakt, by ich wprowadzić do świata czystej dobroci. Ludzie zaczynają odpowiadać na Jego wezwanie i zbliżają się do Niego, jak do ognia, chcąc się od Niego zapalić. Natomiast ludzie złej woli uciekają od Niego, a jeśli podchodzą to po to, aby Go zniszczyć.

Chrystus działa w konspiracji

W ostatnich miesiącach Chrystus musiał się ukrywać, a pomagają Mu w tym ludzie dobrzy. W tym kontekście trzeba odczytać słowa mówiące o przygotowaniu do Paschy. „W pierwszych dniach przaśników, kiedy ofiarowano Paschę, zapytali Jezusa Jego uczniowie: «Gdzie chcesz, abyśmy poszli poczynić przygotowania, żebyśmy mogli spożyć Paschę?» I posłał dwóch swoich uczniów z tym poleceniem: «Idźcie do miasta, a spotka się z wami człowiek, niosący dzban. Idźcie za nim i tam, gdzie wejdzie, powiedzcie gospodarzowi: Nauczyciel pyta, gdzie jest dla Mnie izba, w której mógłbym spożyć Paschę z moimi uczniami? On wskaże wam na górze salę dużą, usłaną i gotową. Tam przygotujecie dla nas». Uczniowie wybrali się i przyszli do miasta, gdzie znaleźli, tak jak im powiedział, i przygotowali Paschę" (Mk 14,12-16).

Pan Jezus działa w ostatnich miesiącach swojego życia, według praw konspiracji, w ukryciu i dlatego swoim dwom uczniom nie podaje nawet adresu. Chodzi o św. Jana i św. Piotra. Wskazuje uczniom człowieka z dzbanem w ręku, który spełnia rolę łącznika między Chrystusem a gospodarzem. Jezus już wcześniej załatwił z gospodarzem salę. Trzeba podkreślić, że zarówno ten dobry człowiek, pełniący rolę łącznika, jak i sam gospodarz - ryzykują. Chrystus był poszukiwany listem gończym, a więc każdy, kto Go ukrywał, narażał się władzy. Mimo to w samym Jeruzalem jest człowiek, który ma dobre serce, oddaje swoje mieszkanie i przygotowuje salę na tyle przestronną, aby trzynastu mężczyzn mogło przyjść i spożyć świętą ucztę. Dwaj uczniowie, którzy przychodzą wcześniej, przygotowują baranka paschalnego. Trzeba go było złożyć w świątyni w ofierze, a następnie przyrządzić do spożycia.

Zwróćmy uwagę na tych ludzi, których imion nie znamy. Św. Marek prawdopodobnie znał zarówno tego człowieka, który szedł z dzbanem wody, jak i samego gospodarza. Istnieje nawet tradycja, że Wieczernik był w domu Marka, stąd też jego wiadomości są pewne. Ludzie ci potrafili ryzykować dla Chrystusa. Ktokolwiek bowiem tu na ziemi opowie się po stronie Chrystusa naraża się na niebezpieczeństwo. Taka jest prawda Ewangelii. Tu trzeba postawić pytanie: W jakiej mierze potrafimy narazić siebie, swoje życie, mienie dla Chrystusa? Czy potrafimy sprzeciwić się opinii publicznej, która często nie chce aprobować wymagań Ewangelii? W jakiej mierze potrafimy w imię Chrystusa narazić się ludziom, którzy mają władzę? Mistrz czeka na dobroć i odwagę naszego serca. To jest ważny moment, który trzeba dostrzec, jeśli chcemy dobrze odczytać Ewangelię. Zmaganie dobra ze złem trwa i każdy człowiek, który się opowie po stronie Chrystusa, musi być przygotowany na różne przykre konsekwencje, jakie go spotkają. Dziś bowiem zło, nie mogąc dosięgnąć Chrystusa, uderza w ludzi dobrej woli, którzy odpowiadają na Jego wezwanie.

Wtyczka

Chrystus przybywa do Wieczernika, gdzie wszystko jest przygotowane, aby spożyć dziękczynną Paschę. Św. Marek notuje: „Z nastaniem wieczoru przyszedł tam razem z Dwunastoma. A gdy zajęli miejsca i jedli, Jezus rzekł: «Zaprawdę, powiadam wam: jeden z was Mnie zdradzi, ten, który je ze Mną». Zaczęli się smucić i pytać jeden po drugim: «Czyżbym ja?» On im rzekł: «Jeden z Dwunastu, ten który ze Mną rękę zanurza w misie. Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi, jak o Nim jest napisane, lecz biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził»" (Mk 14,17-21).

Mimo tej osłony ludzi dobrej woli, zło dociera do Chrystusa, ponieważ w Jego najbliższym otoczeniu znajduje się wtyczka. Bezpieczeństwo Chrystusa jest ciągle zagrożone.

Poznajmy tu metodę działania zła. Syn Boży w świat zła wszedł w ukryciu, utaił swoją dobroć i świętość. Wokół Niego zaczęli gromadzić się ludzie tęskniący za tym światem. Podobną metodę wybrał szatan. On się utaił w Judaszu. Zbliża się do świata czystego Dobra po to, by Go zniszczyć. Taka jest odpowiedź zła. Chrystus wszedł w świat zła, a zło posługuje się zdrajcą i wchodzi w Jego najbliższe otoczenie. Oczywiście Pan Jezus doskonale wiedział kogo wybiera. Judasz dostał się w tak bliskie Jego sąsiedztwo za zgodą Mistrza. Niemniej w Wieczerniku możemy obserwować, jak w niezwykle sprytny sposób zło potrafi uderzyć w to, co jest dobre. Nie wiemy, co Judasz myślał, kiedy usłyszał słowa: „Jeden z was Mnie zdradzi", a następnie te najstraszniejsze słowa, jakie padły z ust Jezusa Chrystusa: „Biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził".

Dotykamy wielkiej tajemnicy. Judasz, który stanął tak blisko Jezusa, autentycznie powołany, nigdy nie ukochał Jezusa. Nie połączył własnego serca z Jego Sercem, nie dostosował swojego myślenia do myślenia swojego Mistrza. Okazuje się, że samo bliskie przebywanie z Jezusem nie wystarczy do tego, aby człowiek był dobry. Judasz nie chciał nauczyć się dobroci. Chrystus przez długie miesiące czynił wszystko, aby go nauczyć kochać i nie potrafił tego osiągnąć. Drugiego człowieka nie da się nauczyć kochać, jeśli on sam nie chce się tego nauczyć. Nie da się! Tu rozpada się w gruzy cała teoria kształtowania człowieka przez środowisko. Judasz miał środowisko świętych i wspaniałych ludzi. Czy można było mieć wspanialszego wychowawcę, jak samego Chrystusa? A jednak pod Jego okiem wyrasta ktoś, o kim sam Mistrz powie: „Lepiej byłoby dla tego człowieka, gdyby się nie narodził".

Ciągle musimy pamiętać o tym, że sama bliskość fizyczna - nasze czytanie Ewangelii, Komunia św., chodzenie do kościoła, nasze spotkania z Chrystusem - owo „zanurzanie ręki w misie razem z Nim", wcale jeszcze nie są gwarancją naszej doskonałości. Tu chodzi o serce, a nie o ręce, bo ręka może zdradzić. Tu chodzi o serce, a nie o słowa, bo słowa mogą zdradzić. Judasz przez wieki jest ostrzeżeniem, że sama fizyczna bliskość z Jezusem nie gwarantuje jeszcze przynależności do Niego. „Lepiej by było, żeby się nie narodził". Zło jest bardzo blisko Serca Jezusa Chrystusa. Judasz w każdym momencie mógł wydać Mistrza. Za to zabrał pieniądze. Jego było stać na to. Był bardzo blisko. Najbliżsi Apostołowie nie rozpoznawali w nim złego człowieka. Chrystus, który dobrowolnie wydał się w ręce zła, kiedy nadeszła Jego godzina, demaskuje zdrajcę, by zaznaczyć, że On jest Panem sytuacji. Świadczy o tym następna scena w Wieczerniku.

Nie wydawać innych, lecz dawać siebie

„A gdy jedli, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał i dał im mówiąc: «Bierzcie, to jest Ciało moje». Potem wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie dał im, i pili z niego wszyscy. I rzekł do nich: «To jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana. Zaprawdę, powiadam wam: Odtąd nie będę już pił z owocu winnego krzewu aż do owego dnia, kiedy pić go będę nowy w królestwie Bożym»" (Mk 14,22-25). Ostatnia Wieczerza, ostatnie spotkanie przy stole. Chrystus wiedział, że nie udało Mu się nauczyć Judasza miłości. Chce jeszcze w ostatnim momencie pokazać na czym polega prawdziwa miłość. Prawdziwa miłość to troska o prawdziwe dobro osoby kochanej, to płacenie sobą, aby ją ubogacić. Dlatego Jezus powiada: „Bierzcie i jedzcie". Uprzedza wydarzenia. Zanim Judasz Go wyda w ręce złych ludzi, Chrystus sam siebie wcześniej wydaje, rozdaje siebie i to na zupełnie innej zasadzie. Judasz Go wyda, aby ludzie Go zniszczyli, a Chrystus wydaje siebie w ręce ludzi, aby ich ubogacić. Judaszowi chodzi o śmierć, a Chrystusowi o to, abyśmy mieli życie. To jest gest Chrystusa, gest Jego nieskończonej miłości. Rzecz znamienna, im mocniej uderza zło, tym większym gestem miłości odpowiada dobro. Gdy zło z wyrokiem śmierci jest bardzo blisko, na progu, spotęgowana miłość objawia się w Eucharystii. Jezus umie kochać, to najwspanialszy przykład miłości. „Bierzcie i jedzcie". Kiedy mówi o Krwi, powiada, że jest to Krew Przymierza. Chrystus chciał zaznaczyć, że On nigdy nie zawiedzie. Nawet wtedy, kiedy poleje się Jego Krew, uczniowie nie powinni w Niego zwątpić, On daje Krew na świadectwo swojej miłości.

Zwątpienie

Ludzie zawiodą, nawet ci, którzy byli tak blisko, którzy gromadzili się wokół tego promieniującego miłością Serca. Jeśli to Serce zostanie zniszczone, oni się zgubią, Mówi o tym Chrystus w następnych słowach: „Wszyscy zwątpicie we Mnie. Jest bowiem napisane: Uderzą pasterza, a rozproszą się owce. Lecz gdy powstanę, uprzedzę was do Galilei». Na to rzekł Mu Piotr: Choćby wszyscy zwątpili, ale ja nie». Odpowiedział mu Jezus: Zaprawdę, powiadam ci: dzisiaj, tej nocy, zanim kogut dwa razy zapieje, ty trzy razy się Mnie wyprzesz». Lecz on tym bardziej zapewnił: Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie». I wszyscy tak samo mówili" (Mk 14,27-31).

„Wszyscy zwątpicie we Mnie". W tekście greckim jest słowo: „Wszyscy zgorszycie się ze Mnie". Zgorszyć się można nie tylko wtedy, kiedy przychodzi zło, ale i wówczas, gdy rozpada się to, co jest piękne, bogate i wspaniałe. Słabość Chrystusa będzie powodem zgorszenia i zwątpienia dla Jego uczniów. Dlaczego? Ponieważ oni budowali swoją wiarę i zawierzenie na mocy Chrystusa. Budowali na Jego mocy, a nie na Jego miłości. Jeżeli ktoś buduje na miłości, to wtedy, kiedy ten drugi przeżywa godziny słabości, miłość się nie kończy. Tylko miłość nie zwątpi nawet w najtrudniejszej sytuacji.

Pan Jezus posługuje się obrazem, „uderzą w pasterza, a rozproszą się owce". On nie ma żalu do swoich Apostołów, bo jeżeli oni się zgromadzili wokół promieniującego miłością Serca, a Serce to zostanie zranione, przestanie bić, to oni stracą orientację. Dlatego podstawę naszej wiary stanowi nie Chrystus ziemski, ale dopiero Zmartwychwstały, kiedy jest już niezniszczalny. My budujemy swoją wiarę nie na Chrystusie, który przegrywał w Wielki Piątek, ale na Zmartwychwstałym Zbawcy, którego zło już nie zniszczy. Jezus udowodni, że jeśli serce wypełnia czysta miłość, nie można go zniszczyć. Dlatego Pan Jezus w Wieczerniku dodaje: „Lecz gdy powstanę, uprzedzę was do Galilei". On wie, że to będzie tylko okresowe zwątpienie. Św. Marek wspomina jeszcze przepiękne wyznanie św. Piotra „Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie". Gotowość Piotra na poniesienie śmierci razem z Chrystusem. Piotr należał do świata dobra, połączył swoje serce z Mistrzem i wydawało mu się, że już nikt i nic nie potrafi go od Serca Chrystusowego oderwać. On prawdziwie Chrystusa kochał. Wydawało mu się, że może o własnych siłach dochować wierności Bogu. Wkrótce przekona się, że wytrwanie w świecie dobra jest możliwe tylko przy pomocy łaski Bożej.

Kończąc pierwsze rozważanie pasyjne w oparciu o tekst Ewangelii św. Stawiam pytania.

1. Czy stać nas na ryzyko przynależności do świata dobra? Czy stać nas na cierpienie, na utratę, nawet na zniesławienie, na ubogie życie dla Chrystusa? Czy mamy serce tak otwarte, jak gospodarz Wieczernika, który mimo zagrożenia oddał i przygotował salę swojemu Mistrzowi? Czy stać nas na to?

2. Czy mimo tej wielkiej bliskości z Chrystusem - jesteście w kościele, przystępujecie tu do Komunii św. - czy wasze serce należy do Chrystusa? Czy potraficie kochać?

3. Kto dla was jest ważniejszy? Czy postępujecie, jak Judasz, dla którego wszystko było ważne, tylko nie Chrystus? Czy tak, jak Chrystus: („Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje"), aby ubogacić?

GETSEMANI

Tydzień temu, razem ze św. Markiem, przebywaliśmy w Wieczerniku, odkrywając tajemnicę wielkiego dramatu, jakim jest atak zła na Dobro wypełniające Serce Chrystusa. Najwspanialszy z ludzi, na podstawie decyzji księcia tego świata, ma być zniszczony. Pamiętamy odpowiedź Jezusa, który uprzedza wydanie w ręce złych ludzi, przez dobrowolne wydanie siebie samego w Eucharystii w ręce swoich przyjaciół.

Lęk o życie

Opuściliśmy Wieczernik, udając się do Ogrodu Oliwnego Św. Marek nadal nam towarzyszy. On był obecny w Ogrodzie Getsemani i prawdopodobnie posiadłość, w której Jezus się zatrzymał, była własnością jego rodziny. On sam przebywał tej nocy w domku ogrodnika i dokładnie przedstawia scenę pojmania Jezusa Chrystusa. W Getsemani jest obecny św. Piotr, któremu Marek przez lata towarzyszył, będąc jego sekretarzem. Stąd relacja Marka jest bardzo wiarygodna.

Marek pisze: „A kiedy przyszli do ogrodu zwanego Getsemani, rzekł Jezus do swoich uczniów: «Usiądźcie tutaj, Ja tymczasem będę się modlił». Wziął ze sobą Piotra, Jakuba i Jana i począł drżeć, i odczuwać trwogę. I rzekł do nich: «Smutna jest moja dusza aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie». I odszedłszy nieco dalej, upadł na ziemię i modlił się, żeby - jeśli to możliwe ominęła Go ta godzina. I mówił: «Abba, Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie. Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty niech się stanie»" (Mk 14,32-36). Pan Jezus wychodzi z Wieczernika otoczony ludźmi dobrymi. Wśród nich nie ma człowieka złego. Ośmiu Apostołom pozwala odpocząć. Prawdopodobnie odpoczywają oni razem ze św. Markiem u wejścia do ogrodu. Natomiast trzech najbliższych bierze ze sobą i wzywa ich do czuwania. Mimo, że jest w kręgu ludzi dobrych, znając zbliżające się zagrożenie, zaczyna odczuwać trwogę. Jest człowiekiem, a każdy człowiek w obliczu zniszczenia, w obliczu zagrażającego zła odczuwa lęk. Jest to naturalny odruch. Nawet najodważniejszy człowiek może był wypełniony lękiem.

Lęk wobec nadchodzącego nieszczęścia stwarza pokusę ocalenia. Pojawia się ono wtedy, kiedy na drodze naszego życia wyrastają poważne trudności, kiedy trzeba płacić sobą. Im więcej trzeba zapłacić, im wyższa jest cena, tym większa pokusa, aby nie płacić.

Chrystus mocuje się z tą właśnie pokusą. Bóg zgodził się na to, aby doczesne życie Jego Syna zostało zniszczone. Mimo, iż ciało Jezusa Chrystusa jest święte, na ziemi jest dostępne dla zła, i właśnie w to ciało uderzy nieprzyjaciel.

Jezus Chrystus tuż przed spotkaniem ze złem chce jeszcze raz porozmawiać ze swoim Ojcem. Chce przezwyciężyć pokusę pełnienia swojej własnej woli, a więc pokusę ocalenia siebie przed zniszczeniem, przed śmiercią. Ojciec może wszystko. Ojciec kocha Syna, stąd Jego słowa: „Tato, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ode Mnie ten kielich, ale nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie". Syn doskonale wie, że Ojciec wybiera najlepsze rozwiązanie i dlatego chce przyjąć to rozwiązanie. Gotowy jest zrezygnować z wypełnienia swojej własnej woli, odrzucić pokusę ocalenia, byleby pełnić wolę Ojca.

Sens cierpienia

Dlaczego Bóg zgadza się na tę godzinę męki? Jest to pytanie niezwykle trudne, a zarazem bardzo istotne. Bez niego nie potrafimy zrozumieć Ogrodu Oliwnego. Świat jest pod panowaniem zła. Bóg, skoro stworzył istoty wolne, a one odeszły od Niego, musi się z ich złym działaniem liczyć. Takie są konsekwencje wolności. Ponieważ Bóg pragnie odnieść zwycięstwo, postanowił wykorzystać zło dla swoich własnych celów. Zło nigdy nie jest twórcze, nigdy nie buduje, ono zawsze niszczy, zmierza do unicestwienia, do burzenia. Jak zatem wykorzystać tę niszczącą energię zła?

Otóż Bóg zsyła swojego Syna, który staje się człowiekiem. W Nim jest ukryta Boska rzeczywistość. Na zewnątrz Chrystus jest podobny do nas wszystkich. Jak długo żyje życiem doczesnym jest wielki, genialny, ale tylko jeden z wielkich proroków. Jego życie przypomina życie innych ludzi. Pan Bóg postanawia wykorzystać zło, które uderzy w Jego Syna, po to, aby wyzwolić ukrytą w Nim Bożą energię. To jest mniej więcej tak, jak z atomem, z którym ludzkość miała do czynienia przez długie wieki nic o jego tajemnicy nie wiedząc. On kryje w sobie potężną energię. Ta energia ujawnia się dopiero wtedy, kiedy atom zostaje rozbity. Dopiero zniszczenie atomu powoduje wyzwolenie tkwiącej w nim potężnej energii. Podobnie jest z całą tajemnicą Wcielenia. Bóg ukrył potężną energię w Swoim Synu, który stał się człowiekiem, nie rozpoznanym w pełni dotąd, dopóki zło nie uderzyło w Niego, starając się Go zniszczyć. Zło jednak nie wiedziało, co wyzwoli. Gdy zło na Golgocie niszczy Syna Bożego, w tym momencie pojawia się tak potężne źródło zbawczej, twórczej energii miłości, że ta energia potrafi zbawić cały świat. Oczywiście jest to połączone z cierpieniem, bo każde zniszczenie jest połączone z cierpieniem. Bóg w ten sposób wykorzystuje zło istniejące na ziemi, dla swoich własnych celów. Dlatego w Getsemani Ojciec nie odpowiada na prośbę Syna. On wie, że Syn rozumie to, że aby wyswobodzić tę wielką energię miłości i przekonać świat, jak bardzo Bóg kocha ludzi, potrzebne jest Jego cierpienie. Dopiero wtedy ludzie odkryją, ile w Bogu jest zbawczej mocy. Ostatecznie Chrystus odpowiada Ojcu pozytywnie, zgadzając się całkowicie na Jego wolę objawioną w zbawczym planie. To było treścią rozmowy Ojca z Synem i Syna z Ojcem. Ale w Getsemani chodzi jeszcze o coś więcej. Nie tylko o przezwyciężenie pokusy pełnienia swojej woli, ale również o to, aby Syn miał tę wielką, najgłębszą pewność, że Ojciec jest z Nim, że On jest podłączony do Ojca, który jest źródłem wszelkiego dobra. Jeżeli tę pewność będzie posiadał, to nigdy zło nie potrafi Go zniszczyć. To jest celem Jego modlitwy w Ogrodzie Oliwnym.

Zaniedbanie modlitwy

Na tym tle można zrozumieć troskę Chrystusa o to, aby Apostołowie przez modlitwę podłączyli się do Boga, ponieważ atak będzie wymierzony nie tylko w Niego, ale i w Apostołów. Wezwał ich do modlitwy, a następnie wrócił, modlił się i po pewnym czasie jeszcze raz podchodzi do swojej wybranej trójki: „I zastał ich śpiących. Rzekł do Piotra: «Szymonie, śpisz? Jednej godziny nie mogłeś czuwać? Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe». Odszedł znowu i modlił cię, powtarzając te same słowa. Gdy wrócił, zastał ich śpiących, gdyż oczy ich były snem zmorzone, i nie wiedzieli, co Mu odpowiedzieć" (Mk 14,37-40). Panu Jezusowi wyraźnie chodzi o to, aby Apostołowie w godzinie ataku na ich wspólnotę mieli łączność z Bogiem. Kiedy więc przychodzi po raz drugi i trzeci i widzi, że oni śpią, wie, że zło ich zniszczy. O ile u Niego zniszczy ciało, a nie tknie ducha, który jest całkowicie podłączony do Boga, o tyle u nich nie tknie ciała, ale zniszczy ducha, ponieważ duch nie został przez modlitwę zespolony z Bogiem. Zabrakło modlitwy.

Gdyby Chrystus wziął do Ogrodu Getsemani swoją Matkę, to na pewno nie musiałby Jej upominać trzy razy, aby czuwała i modliła się. Zresztą Ona na pewno tej nocy nie spała. Jest rzeczą niemożliwą, aby kochające serce Matki nie odebrało tych bardzo głębokich przeżyć, tego zmagania, które dokonywało się w sercu Jej Syna. Te dwa Serca były tak mocno połączone ze sobą, że reagowały, mimo iż nie byli blisko siebie. Matka Najświętsza czuwała natomiast Apostołowie, mimo wcześniejszych zapewnień, nie czuwali, nie pełnili też woli Ojca Niebieskiego, który chciał, aby w tym momencie byli z Jego Synem. Apostołowie odpoczywając pełnili swoją własną wolę. Chrystus musiał boleśnie odebrać to zachowanie swoich trzech wybranych Apostołów. Nie udało Mu się dotychczas nauczyć ich modlitwy, nie umieli rozmawiać z Ojcem, nie potrafili słuchać Boga. Nie pozostali w kontakcie z rzeczywistością Boga, mimo że tyle miesięcy przebywali razem.

Zmęczenie

Co odegrało decydującą rolę? Słabe ciało. Dobrze wiemy, jak trudno się modlić, kiedy człowiek jest zmęczony, gdy słabość ciała bierze górę. W takich momentach usprawiedliwiamy się. Tymczasem Pan Jezus ich nie usprawiedliwia.

Trzeba bardzo kochać, by umieć przezwyciężać słabość swojego ciała. Tylko prawdziwa miłość jest w stanie w godzinie zmęczenia zmobilizować słabe siły. Obserwujemy to czasem u matki, która pada ze zmęczenia, ale w nocy na głos dziecka potrafi wstać i zająć się nim. U Apostołów zabrakło tej miłości. Trzykrotnie przychwyceni na tym, że śpią, na swoim zaniedbaniu, cóż mieli odpowiedzieć Chrystusowi? Jezus wiedział, że zwycięstwo zła nad Jego uczniami jest bliskie. Chcieli należeć do świata dobra. Chcieli być ludźmi dobrej woli, lecz nie stać ich było na przezwyciężenie zmęczenia, na podjęcie pewnego trudu. Zawiodą Chrystusa, i to zawiodą nie tyle ze złej woli, ile ze słabości. Zło bardzo często odnosi nad nami zwycięstwo przez to, że wcześniej nas zmęczy. Zmęczonego człowieka można jednym palcem przewrócić. Trzeba o tym pamiętać. Kiedy człowiek jest wykończony i zmęczony życie religijne nie będzie się rozwijać. Wtedy nie ma mowy o modlitwie. Samo zmęczenie człowieka jest częścią taktyki zła zmierzającego do zniszczenia. W naszym świecie chodzi o to, aby ludzie byli zmęczeni od rana do wieczora, kładąc się spać i wstając, bo wtedy można ich łatwo przewrócić i pokonać. To trzeba dostrzec w Getsemani. Cóż z tego, że duch ochoczy, ale ciało za słabe. Jeden atak zła i wszyscy pouciekali.

„Gdy przyszedł po raz trzeci, rzekł do nich: «Śpicie dalej i odpoczywacie? Dosyć. Przyszła godzina, oto Syn Człowieczy będzie wydany w ręce grzeszników. Wstańcie, chodźmy, oto zbliża się mój zdrajca»" (Mk 14,41-42).

Przyjąć cierpienie

Chrystus dobrowolnie wychodzi na spotkanie z Judaszem, ze złem. Już nie ma - „nie moja, ale Twoja wola". Chrystus w czasie modlitwy utożsamił swoją wolę z wolą Ojca. On już chce czynić to, czego pragnie Ojciec i dlatego wychodzi taki mocny. Dobrowolnie oddaje się w ręce zła. Zgadza się, aby tak jak atom był rozbity, by objawiła się w Nim energia Bożej Miłości.

Cierpienie jest twórcze tylko wówczas, kiedy człowiek dobrowolnie się na nie zgodzi. Jeżeli jest ono wciągnięte w zbawczy plan przez samego Pana Boga, to musi być twórcze. Również nasze cierpienie może być twórcze pod jednym warunkiem - jeśli dobrowolnie się na nie zgodzimy.

Chrystus się modlił, bo dobrowolne podjęcie cierpienia jest jednym z najtrudniejszych zadań, jakie istnieje na ziemi. Taka decyzja może być podjęta tylko na modlitwie. Chrystus w Getsemani uczy nas dobrowolnej zgody na cierpienie.

Był tylko jeden Apostoł, który tej nocy nie spał, czuwał jeden z Dwunastu - Judasz, bo zło czuwa zawsze. Przyjaciele spali, ale wróg - Judasz czuwał. Zło jest niezmordowane w niszczeniu. Zło potrafi mobilizować wszystkie swoje siły w najbardziej nieoczekiwanym momencie. Dzieje się tak dlatego, że każde zniszczenie jest zawsze dla niego połączone z radością odniesienia sukcesu. Zło prowadzi wielkie polowanie, a myśliwy, jeżeli chce zwierzę upolować, musi czuwać. Judasz czuwał, on jeden jedyny. Czuwał Mistrz i czuwał Jego zdrajca.

Zdrada

„I zaraz, gdy On jeszcze mówił, zjawił się Judasz, jeden z Dwunastu, a z nim zgraja z mieczami i kijami wysłana przez arcykapłanów, uczonych w Piśmie i starszych. A zdrajca dał im taki znak: «Ten, którego pocałuję, to On; chwyćcie Go i prowadźcie ostrożnie». Skoro tylko przyszedł, przystąpił do Jezusa i rzekł: «Rabbi», i pocałował Go. Tamci zaś rzucili się na Niego i pochwycili Go. A jeden z tych, którzy tam stali, dobył miecza, uderzył sługę najwyższego kapłana i odciął mu ucho. A Jezus zwrócił się i rzekł do nich: «Wyszliście z mieczami i kijami, jak na zbójcę, żeby Mnie pochwycić. Codziennie nauczałem u was w świątyni, a nie pojmaliście Mnie. Ale Pisma muszą się wypełnić»" (Mk 14,43-49).

Dochodzi do spotkania dwóch światów: świat dobra zgromadzony wokół Jezusa, to Mistrz z Nazaretu i Jego uczniowie oraz świat zła, któremu w tym momencie przewodniczy Judasz. Szatan, książę świata zła jest niewidoczny. Judasz jest tylko tym, którym on się posługuje. Rzecz znamienna, pojmanie dokonuje się w nocy. Zło lubi ciemności. Judasz stanowi w tym momencie most między światem zła i światem dobra. Kiedyś Chrystus wezwał go do swojego świata dobra i Judasz zewnętrznie opowiedział się po stronie Chrystusa, ale wewnętrznie jego serce zostało w świecie zła, temu złu ciągle służył. Nadszedł wreszcie moment, w którym zło wykorzystuje go do zdrady Mistrza. Pocałunek Judasza głębiej i boleśniej zranił Serce Jezusa, aniżeli włócznia, bowiem ostrze włóczni kierowane było ręką człowieka, który wykonał rozkaz, natomiast pocałunek złożył przyjaciel. Można zniszczyć człowieka jednym pocałunkiem zdrady. Można zniszczyć jednym słowem „Rabbi". Obserwujemy, jak zło posługuje się człowiekiem. Judasz jest tylko narzędziem. Zło potrzebuje współpracowników, którzy zewnętrznie należą do świata dobra. Ci ludzie czynią najwięcej zła. Może to być zły ojciec, który zawsze winien być dobrym ojcem; zła matka, która zawsze winna być dobrą matką, bowiem krzywda wyrządzona dzieciom przez złych rodziców jest jedną z największych krzywd, jakie można spotkać na ziemi. Może to być zły mąż, zła żona, zły kapłan, zła zakonnica. Jeśli zło posłuży się takim człowiekiem, wtedy jego sukcesy są wielkie. Judasz działa z wielkim wyrachowaniem. Potrafi nawet powiedzieć „prowadźcie Go ostrożnie", to znaczy uważnie, abyście Go doprowadzili do arcykapłana. W tym momencie ostrze zła najgłębiej uderza w Chrystusa. Rozpada się osłona dobra. Ludzie, którzy byli zgromadzeni wokół Chrystusa, uciekają, a Mistrz dostaje się w ręce złych ludzi, którzy odtąd będą Go niszczyć. Judasz jest tym, który pierwszy zniszczył to Boże Arcydzieło, jakim jest Wcielone Słowo Ojca. Pierwszy również zostaje porażony tą wielką energią, która została wyswobodzona na Golgocie. Ponieważ nie odpowiedział miłością, nie stać go było nawet na prośbę o przebaczenie. Idzie i popełnia samobójstwo. Niszczy Chrystusa i niszczy siebie. Takie jest działanie zła. Chrystus dostaje się w ręce zła. Jeszcze Piotr próbuje Go bronić, ale ucina tylko ucho. Rani sługę najwyższego kapłana i musi schować miecz do pochwy. Chrystus oddaje siebie dobrowolnie w ręce złych ludzi. Jezus mógł sięgnąć do przemocy, mógł pokonać wroga przy pomocy siły, tak jak chciał Piotr. Gdyby Piotr wezwał pozostałych Apostołów, doszłoby do walki, i w tych ciemnościach mogliby ratować Chrystusa. Ale dobroć nigdy nie walczy przy pomocy siły. Dobroć potrafi przyjąć uderzenie, ale nie zada ciosu. Piotr schował miecz, chociaż niewiele zrozumiał z postawy Mistrza. Dopiero następne godziny wyjaśnią mu to dziwne zachowanie Chrystusa, a w Wielką Niedzielę zrozumie dlaczego dobro nie może posłużyć się siłą. Uciekli wszyscy, opuścili Mistrza. Opis pojmania w Getsemani Marek kończy takim zdaniem:

„A pewien młodzieniec szedł za Nim, odziany prześcieradłem na gołym ciele. Chcieli go chwycić, lecz on zostawił prześcieradło i nago uciekł od nich" (Mk 14,51-52). To jest podpis św. Marka, który był obecny przy pojmaniu. Nie podaje tu swojego imienia. Szedł za Chrystusem, chciał towarzyszyć Mu nadal już przy pojmaniu, ale ponieważ go zaatakowano, wówczas zostawił prześcieradło, w którym spał i uciekł. To jest dyskretnie zaznaczona obecność Ewangelisty przy aresztowaniu Mistrza.

Kończąc nasze rozważanie chciałbym zwrócić uwagę na następujące elementy:

1. Tam, gdzie ma miejsce zmaganie między pełnieniem własnej woli, a pełnieniem woli Boga, potrzebna jest modlitwa. Tak długo bowiem nie ma właściwego rozwiązania, jak długo nie przyjmiemy woli Bożej za własną.

2. Cierpienie zostało przez Boga wykorzystane dla Jego zbawczych celów. Jest ono narzędziem, przez które Bóg wydobywa największą energię, jaka jest zamknięta w ludzkim sercu - energię prawdziwej miłości.

3. Słabość ciała i zmęczenie stanowi bardzo poważną przeszkodę w rozwoju życia religijnego i trzeba uważać, by zawsze zachować tyle sił, by człowiek mógł się modlić.

4. Zdrada najbardziej boli wówczas, gdy pochodzi od osoby bliskiej. Nasza zdrada tym bardziej boli Boga, im jesteśmy Mu bliżsi.

W DOMU KAJFASZA

Rozstaliśmy się z Chrystusem tydzień temu w momencie pojmania w Ogrodzie Oliwnym. Chrystus został w rękach ludzi złych. Wszyscy Apostołowie pouciekali. „Z Getsemani Jezusa zaprowadzono do najwyższego kapłana, u którego zebrali się arcykapłani, starsi i uczeni w Piśmie. Piotr zaś szedł za Nim z daleka aż na dziedziniec najwyższego kapłana. Tam siedział między służbą i grzał się przy ogniu" (Mk 14,53-54). Na podstawie relacji św. Marka, spróbujemy dziś zobaczyć metody działania zła na sali przesłuchań Sanhedrynu żydowskiego oraz na dziedzińcu arcykapłana.

Fałszywi świadkowie

Oto co pisze św. Marek: „Tymczasem arcykapłani i cała Wysoka Rada szukali świadectwa przeciw Jezusowi, aby Go zgładzić, lecz nie znaleźli. Wielu wprawdzie zeznawało fałszywie przeciwko Niemu, ale świadectwa te nie były zgodne. A niektórzy wystąpili i zeznali fałszywie przeciw Niemu: «Myśmy słyszeli, jak On mówił: Ja zburzę ten przybytek uczyniony ludzką ręką i w ciągu trzech dni zbuduję inny, nie ręką ludzką uczyniony». Lecz i w tym ich świadectwo nie było zgodne" (Mk 14,55-59).

Zło chcąc zniszczyć coś wartościowego zawsze musi to czynić pod pozorem jakiegoś dobra. Zło potrzebuje usprawiedliwienia swojego działania. Stąd też wrogowie Jezusa szukają fałszywych świadków. Znamienne jest to, że św. Marek odkreśla, iż było ich wielu. Wynika z tego, że wielu ludzi brało udział w niszczeniu Chrystusa. Każdy z tych fałszywych świadków współpracował ze złem. Tu należy postawić sobie pytanie, czy przypadkiem nie próbowaliśmy oczernić lub kłamać drugiego człowieka? Jeśli tak, to stajemy w rzędzie fałszywych świadków. Zło posługuje się fałszywym świadectwem.

Fałszywe świadectwa trzeba było uzgodnić. Kłamstwo nie jest zgodne. Tylko prawda jest jedna. Kłamstwo może być w dziesiątkach tysięcy różnych wersji. Chrystus milczy. Wobec fałszywych oskarżeń prawda nie musi się tłumaczyć. Prawda broni się sama. Wcześniej czy później prawda wychodzi spod wielkiego stosu kłamstw. Zło ma dziwną metodę działania - niszczy dobro pod pozorem troski o większe dobro. Wprawdzie nigdy tego większego dobra nie osiąga, ale po drodze potrafi zniszczyć istniejące dobro, a więc osiągnąć swój własny cel.

Oficjalnie zło ciągle występuje w obronie dobra. Np. dla wygody rodziców każe zniszczyć dziecko, które się jeszcze nie narodziło. Wygodne życie stawiane jest tutaj jako większe dobro i aby je osiągnąć, trzeba zniszczyć inne dobro - życie człowieka. Pod płaszczykiem bezpieczeństwa mocniejszego, tego, który ma władzę, trzeba zniszczyć słabszego. Dla spokojnego życia ludzi uzbrojonych, niszczy się bezbronnych. I tak dalej. Oficjalnie nie można niszczyć dobra dlatego, że jest dobrem i nikt się na to nie zgodzi. Dlatego zawsze trzeba oskarżyć jedno dobro jako niebezpieczne dla innego dobra.

Nieuczciwy kapłan

Skoro świadkowie nie byli zgodni i nie dało się ich wykorzystać dla skazania Chrystusa, zło zaczyna rozmawiać z samym Jezusem i próbuje wydobyć z Niego takie zdanie, które mogłoby stać się podstawą oskarżenia. Kto śledzi uważnie dzieje Jezusa Chrystusa łatwo zauważy, że tę drugą metodę zło stosowało już wiele razy. Przychodzili uczeni w Piśmie, faryzeusze, saduceusze, stawiali podchwytliwe pytania po to, aby oskarżyć Jezusa na podstawie Jego wypowiedzi. Tak dzieje się i teraz. „Wtedy najwyższy kapłan wystąpił na środek i zapytał Jezusa: «Nic nie odpowiadasz na to, co oni zeznają przeciw Tobie?» Lecz On milczał i nic nie odpowiedział. Najwyższy kapłan zapytał Go ponownie: «Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Błogosławionego?» Jezus odpowiedział: «Ja jestem. Ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego i nadchodzącego z obłokami niebieskimi». Wówczas najwyższy kapłan rozdarł swoje szaty i rzekł: «Na cóż nam jeszcze potrzeba świadków? Słyszeliście bluźnierstwo. Cóż wam się zdaje?» Oni zaś wszyscy wydali wyrok, że winien jest śmierci. I niektórzy zaczęli pluć na Niego; zakrywali Mu twarz, policzkowali Go i mówili: «Prorokuj». Także słudzy bili Go pięściami po twarzy" (Mk 14,60-65).

Arcykapłan musiał znaleźć prawną podstawę do oskarżenia. On miał władzę i nie mógł skazać na śmierć człowieka, jeśli by nie było prawnych podstaw do tego wyroku. Gdyby się okazało, że skazał na śmierć człowieka niewinnego, obróciłoby się to przeciwko niemu. Stąd, jeśli nie można było znaleźć fałszywego świadectwa, to trzeba było sfabrykować oskarżenie na poczekaniu. Dramat Chrystusa nie rozegrał się ani u Piłata, ani na Golgocie. Dramat Chrystusa rozgrywa się przed najwyższym kapłanem, u Kajfasza. Piłat na sprawach religii się nie znał. Na Golgocie byli żołnierze, którzy wykonywali rozkaz ukrzyżowania. Losy Chrystusa ważą się u Kajfasza, który jako najwyższy kapłan, winien był wiedzieć z Kim ma do czynienia. On winien znać czyste Dobro, Świętość. On jeden, lepiej niż wszyscy inni, winien rozeznać, co na ziemi pochodzi od Boga i co Boga dotyczy. Kto jak kto, ale najwyższy kapłan powinien wiedzieć z Kim ma do czynienia. Posiadał nieomylną władzę prorocką, którą otrzymał od samego Boga. Mógł wchodzić do miejsca Świętego Świętych, które było zarezerwowane dla tego, kto ma prawo dostępu do Boga. Wprawdzie ta część świątyni za czasów Kajfasza była pusta, Żydzi po powrocie z niewoli nie odnaleźli Arki Przymierza, ale najwyższy kapłan powinien wiedzieć, kto jest rzeczywiście Święty Świętych. A oto stał przed nim Jednorodzony Syn Boga i on tego nie rozpoznał.

Śledzimy metodą działania zła. U Kajfasza trzeba uświadomić sobie, że zło często posługuje się człowiekiem na stanowisku i że największego zła na ziemi może dokonać kapłan. Jak w oparciu o otrzymaną władzę może dokonać największego dobra, uświęcić i udostępnić zbawienie, tak też może dokonać największego zła. Kajfasz, najwyższy kapłan jedynego, prawdziwego Boga, staje się narzędziem zła. On nie szuka ocalenia Chrystusa, jemu nie zależy na prawdzie, on chce Chrystusa zniszczyć. Kajfaszowi zabrakło wiary. Nie mógł w Chrystusie rozpoznać Syna Bożego, bo nie uwierzył. Stąd też, zamiast uświęcać - niszczył. Najwyższy kapłan musiał wiedzieć, że Chrystus uznaje się za Mesjasza. Doniósł mu o tym Judasz. Wystarczyło zmusić Chrystusa do wyznania tej godności, aby mieć oskarżenie w ręku.

Wróćmy do porównania Jezusa do pierwiastka promieniotwórczego. Kajfasz, ponieważ nie wierzył, nie dostrzega w Chrystusie Boga. Traktuje Go jako zwykłego człowieka i stawia Mu pytanie: „Czy Ty rzeczywiście jesteś tym Mesjaszem zesłanym przez Boga, który dysponuje wielką zbawczą mocą? Czy to jesteś Ty?". Chrystus mu odpowiada: „Tak, to Ja jestem" i od razu dodaje, że tę zbawczą moc zobaczą w całej pełni przy Jego powtórnym przyjściu. Wtedy będzie ona promieniować na cały świat.

Kajfasz tymczasem widzi tylko słabego, związanego człowieka. Jaką On ma moc? Mesjasz? Gdy Mesjasz przyjdzie to my powinniśmy być w Jego rękach. A tymczasem ten Mesjasz jest w naszych rękach. Zatem On kłamie. On bluźni? - po czym dodaje: „Winien jest śmierci". Nie na takiego słabego Mesjasza czekali Żydzi. Ty jesteś słaby, Ciebie można odrzucić. Teatralny gest rozdarcia szat. Odtąd Jezus jest poza prawem. Wyciągają się do Niego ręce, które niszczą. Szczególnie chcą zeszpecić Jego twarz. To jest znamienne: „Zaczęli pluć na Niego; zakrywali Mu twarz, policzkowali Go i mówili: «Prorokuj». Także słudzy bili Go pięściami po twarzy".

Gdyby Kajfasz szanował człowieka to nigdy by nie wydał wyroku skazującego na Chrystusa. To dzieje się na jego oczach. A zatem to nie tylko brak wiary, ale i brak szacunku dla człowieka. Jesteśmy świadkami największej kompromitacji starotestamentalnego kapłaństwa. Nie należy się dziwić, że to kapłaństwo szybko się skończy i to na zawsze. Bo jeśli idealnie niewinnego człowieka, arcykapłan i Sanhedryn, a więc ludzie odpowiedzialni za wiarę, tak potraktowali, to nie należy się dziwić, że Bóg odebrał im winnicę i oddał innym.

Interesują nas metody działania zła. Chrystusa nie niszczą komuniści ani ateiści. Chrystusa niszczą ludzie powołani przez Boga: Kajfasz i Judasz. Apostoł Judasz, który miał dostęp do Chrystusa, był kandydatem do święceń i zdradził swoje powołanie idąc na współpracę ze złem. I Kajfasz, konsekrowany na kapłana starotestamentalnego.

Warto przy tej okazji zwrócić uwagę na to, że granica między dobrem a złem nie przebiega między instytucjami, lecz przebiega w sercu człowieka. Niejeden milicjant może więcej zrobić dobrego, aniżeli ksiądz. Bywa też, że kapłan dokonuje więcej zła niżeli setki wojujących ateistów razem wziętych. Ewangelia dowodzi, że zło potrafi posługiwać się ludźmi, których Bóg wybrał. Posługiwało się w Starym Testamencie, czego dowodzi postawa Kajfasza i posługuje się w Nowym Testamencie, czego przykładem jest Judasz. Ludzie, którym zabrakło wiary.

Brak roztropności

Drugie wydarzenie ma miejsce na dziedzińcu pałacu arcykapłana. W tym samym momencie, to samo zło niszczy ucznia Jezusa Chrystusa.

„Kiedy Piotr był na dole na dziedzińcu, przyszła jedna ze służących najwyższego kapłana. Zobaczywszy Piotra grzejącego się, przypatrzyła mu się i rzekła: «I tyś był z Nazarejczykiem Jezusem». Lecz on zaprzeczył temu, mówiąc: «Nie wiem i nie rozumiem, co mówisz». I wyszedł na zewnątrz do przedsionka, a kogut zapiał. Służąca, widząc go, znowu zaczęła mówić do tych, którzy tam stali: «To jest jeden z nich». A on ponownie zaprzeczył. Po chwili ci, którzy tam stali, mówili znowu do Piotra: «Na pewno jesteś jednym z nich, jesteś także Galilejczykiem ». Lecz on począł się zaklinać i przysięgać: „Nie znam tego człowieka, o którym mówicie». I w tej chwili kogut powtórnie zapiał. Wspomniał Piotr na słowa, które mu powiedział Jezus: «Pierwej, nim kogut dwa razy zapieje, trzy razy Mnie się wyprzesz». I wybuchnął płaczem" (Mk 14,66-72). Piotrowi zabrakło mądrości. Po cóż poszedł w sam środek wrogów swojego Mistrza? W jakim celu? Mądrego człowieka poznaje się po tym, że podejdzie do potrzasku, ale nigdy nogi do niego nie włoży. Piotr nie tylko wsadził nogę, ale także głowę. Osaczony, zostaje znienacka zaatakowany przez zło. Na pewno bardzo uważał, żeby go nie rozpoznali żołnierze, ale nie przypuszczał, że atak przyjdzie ze strony kobiety. To ona jest w tym momencie narzędziem zła. Czy ona sama jest zła? Nie, ona nie chce nic złego zrobić, nawet nie wie, że jest narzędziem zła, że zło się nią posługuje dla zdemaskowania Piotra. Kiedy sobie uświadomił, że jest osaczony i może być aresztowany, próbuje się wycofać, ale zło go już nie wypuści dotąd, dopóki nie złamie jego ducha. I to się udaje.

Strach paraliżuje Piotra. Zapomniał o zapowiedzi Chrystusa. Gdyby się modlił, a przez to był podłączony do Boga, nie doszłoby do tego. Modliłby się również na dziedzińcu, a pozostając w kontakcie z Bogiem, potrafiłby mądrze rozegrać trudną sytuację. Gdyby był w towarzystwie Jana lub innego Apostoła, nie upadłby tak szybko. Ale on był sam. Zło bardzo lubi odwieść człowieka od wspólnoty. Gdy poczuje się samotny, potrafi go szybko zniszczyć. Samotność to bardzo niebezpieczny teren, na którym zło odnosi zwycięstwo.

Zdumiewające jest to, że w tym samym momencie, kiedy Chrystus, który dotąd ukrywał swoją mesjańską godność, zobowiązując wszystkich do zachowania jej w tajemnicy, sam publicznie wyznaje, że jest Mesjaszem, pozostaje sam. Wszyscy uczniowie uciekają, a Piotr się Go zapiera. W momencie publicznego ogłoszenia swej mesjańskiej godności, Chrystus zostaje sam. Zastanawia również połączenie grzechu Piotra z pianiem koguta. Proszę sobie uświadomić, w jaki sposób Piotr, do ostatniego momentu życia, słuchał piania koguta. Zapewne, ile razy słyszał pianie koguta, tyle razy uświadamiał sobie to, co się stało na dziedzińcu Kajfasza. Przecież Chrystus nie powiedział, że rano się Mnie zaprzesz, ale „nim kogut dwa razy zapieje". Śpiew koguta będzie budził sumienie Piotra do końca jego życia.

Płacz - mężczyzna w sile wieku płacze nad sobą, nad swoim upadkiem, płacze nad popełnionym grzechem, którego nie da się już zmazać. To jest właśnie dramat. Można spalić dom i wybudować nowy, ale grzechu ciężkiego nie da się wymazać. Można prosić o jego przebaczenie, ale po dwudziestu wiekach, do dziś, o grzechu Piotra wiemy, jego grzech wprawdzie przebaczony, ale trwa do dziś.

Tyle refleksji na dzień dzisiejszy nad potęgą zła. Niszczy ono Chrystusa w sali przesłuchań Sanhedrynu i niszczy Piotra na dziedzińcu domu arcykapłana. Zło wykorzystuje dobro dla swoich własnych celów, po to, aby je zniszczyć. Ale Bóg jest mocniejszy. Ostatecznie to On potrafi wykorzystać wszelkie zło dla swoich celów, dla swojego dobra. Stoimy wobec wielkiej tajemnicy. Zapytajmy siebie:

1. Czy w mojej świadomości granica między dobrem a złem przebiega przez serce człowieka, czy też przez instytucje, przez to, co widzialne?

2. Czy upadek, słabości umiemy naprawić wylewając łzy prawdziwego żalu?

PRZED PIŁATEM

Tydzień temu towarzyszyliśmy Jezusowi Chrystusowi w sali przesłuchań w Sanhedrynie. Dowiedzieliśmy się, że arcykapłani, uczeni w Piśmie i faryzeusze wydali na Niego wyrok - „Winien jest śmierci". Były dwie możliwości. Mogli Chrystusa ukamienować, pozwalało im na to prawo Mojżesza, zawiadomiliby tylko Piłata, że wyrok został wydany na podstawie prawa religijnego - Jezus zginął za bluźnierstwo. Takie rozwiązanie zostanie zastosowane w kilka lat później ze Szczepanem. W Wielki Piątek arcykapłani nie korzystają z tej możliwości. Kierują nimi prawdopodobnie dwa motywy. Po pierwsze, nie zawsze można być pewnym, że człowiek, którego się obrzuciło kamieniami i przewrócił się na ziemię, rzeczywiście został zabity. Bywały wypadki, kiedy po takim kamienowaniu bliscy zabierali ofiarę i powoli wracała do zdrowia. Arcykapłani chcą mieć stuprocentową pewność, że Chrystus nie żyje. Drugi motyw był jeszcze bardziej uzasadniony, chcieli przerzucić odpowiedzialność za śmierć Chrystusa na władzę okupanta. Jerozolima była wypełniona pielgrzymami. Dziesiątki tysięcy ludzi zgromadzonych w mieście i okolicy. Rozpoczęły się święta. Ludzie uważali Chrystusa za wielkiego proroka i jeżeli się dowiedzą, że zamordowali Go kapłani, mogą powstać rozruchy. Arcykapłani woleli mieć czyste ręce, a cudzymi zamordować tego Człowieka.

Skazaniec polityczny

A oto relacja św. Marka: „Zaraz wczesnym rankiem arcykapłani wraz ze starszymi i uczonymi w Piśmie i cała Wysoka Rada powzięli uchwałę. Kazali Jezusa związanego odprowadzić i wydali Go Piłatowi. Piłat zapytał Go: «Czy Ty jesteś królem żydowskim?» Odpowiedział mu: Tak, Ja nim jestem». Arcykapłani zaś oskarżali Go o wiele rzeczy. Piłat ponownie Go zapytał: Nic nie odpowiadasz? Zważ, o jakie rzeczy Cię oskarżają ». Lecz Jezus nic już nie odpowiedział, tak że Piłat się dziwił" (Mk 15,1-5).

Obserwujemy mechanizmy działania zła. Dotychczas zło posługiwało się władzą religijną, a w tym momencie chce wciągnąć do współpracy w zniszczeniu Jezusa Chrystusa władzę polityczną. Przed tą władzą trzeba było postawić zarzut o charakterze politycznym. Piłata zarzuty religijne w ogóle nie interesowały. Zarzut jest konkretny. Chrystus uważa się za wodza narodu podbitego, za króla Izraela. Piłat, który był odpowiedzialny za porządek w tym narodzie, powinien interesować się takimi ludźmi. Taki król mógł doprowadzić do rewolucji przeciw okupantowi.

Widocznie jednak sami oskarżyciele dochodzili do wniosku, że argument jest za słaby, ponieważ przytaczali również wiele innych argumentów. Gdyby to oskarżenie było słuszne, wystarczyłoby do wydania wyroku. Piłat od dawna znał Jezusa Chrystusa. Śledził Jego publiczną działalność i wiedział, że jest to niegroźny król. Zapewne zauważył, że Chrystus z dużą sympatią odnosił się do okupanta. Nigdy nie występował przeciwko Rzymianom, nawet kazał Żydom płacić podatek okupantowi. Teraz Piłat miał przed sobą króla związanego, a jako taki nie jest groźny, takiego króla Rzym się nie obawia.

Piłat jest zaskoczony milczeniem Chrystusa. Jezus odpowiada tylko na konkretnie postawione pytanie: „Czy jesteś królem?" „Tak, Ja nim jestem", jestem królem żydowskim. Tym oświadczeniem Chrystus wydał na siebie wyrok śmierci. Piłat nie mógł tolerować kogoś, kto uważa się za króla podbitego narodu. A jednak Chrystus budzi w Piłacie sympatię. Dziwi go milczenie Proroka z Nazaretu. Jezus nie odpowiada na żadne uwagi arcykapłanów. Skończył z nimi rozmowę w sali Sanhedrynu. Wszyscy rozbijają się o Jego milczenie.

W tej sytuacji Piłat postanawia ratować Chrystusa z rąk oskarżycieli. Namiestnik doskonale zna mechanizmy zła i wie, że w tej rozgrywce najwięcej będzie miał do powiedzenia tłum. Władza bowiem musi się liczyć z tłumem. Próbuje zatem przeciwstawić arcykapłanom tłum ludzi. Wiedział, że wokół Chrystusa gromadziły się tysiące, i liczy na to, że ta rzesza pomoże mu w ratowaniu życia Jezusowi.

„Na każde święto miał zwyczaj uwalniać im jednego więźnia, którego żądali. A był tam jeden, zwany Barabaszem, uwięziony z buntownikami, którzy w rozruchu popełnili zabójstwo. Tłum przyszedł i zaczął domagać się tego, co zawsze im czynił. Piłat im odpowiedział: «Jeśli chcecie, uwolnię wam króla żydowskiego? » Wiedział bowiem, że arcykapłani wydali Go przez zawiść. Lecz arcykapłani podburzyli tłum, żeby uwolnił im Barabasza. Piłat ponownie ich zapytał: «Cóż więc mam uczynić z tym, którego nazywacie królem żydowskim?» Odpowiedzieli mu krzykiem: «Ukrzyżuj Go!» Piłat odparł: «Cóż więc złego uczynił?» Lecz oni jeszcze głośniej krzyczeli: «Ukrzyżuj Go!» Wtedy Piłat, chcąc zadowolić tłum, uwolnił im Barabasza, a Jezusa kazał ubiczować i wydał na ukrzyżowanie" (Mk 15,6-15). Piłat próbuje skorzystać z prawa amnestii. Z okazji święta Paschy mógł uwolnić im jednego więźnia. Zestawia do licytacji z jednej strony Barabasza, który jest posądzony o udział w morderstwie, a z drugiej Chrystusa, proroka i króla żydowskiego. Kogo wybierze tłum? Tłum nigdy nie myśli, zawsze jest sterowany. Arcykapłani wiedzieli o potędze tej siły i wcześniej już odpowiednio ustawili tłum, aby domagał się uwolnienia Barabasza, a zniszczenia Chrystusa.

Zwróćmy jeszcze raz uwagę na to, ilu ludzi bierze udział w zniszczeniu Jezusa Chrystusa. Ponad siedemdziesięciu ludzi na sali Sanhedrynu, sama śmietanka religijna narodu wybranego wydaje na Niego wyrok śmierci. Jeszcze wcześniej, przynajmniej trzydziestu czy czterdziestu ludzi musiało przyjść do Ogrodu Getsemani, aby Go aresztować, a więc już jest ponad stu ludzi. Teraz zostaje wciągnięty Piłat i jego żołnierze. Do tego dochodzi tłum. To musiała być duża rzesza, ponieważ kilkudziesięciu ludzi Piłat by nie posłuchał. Kilkudziesięciu ludzi nie wywarłoby na niego presji. Trzeba to mieć na uwadze. Kim i w jaki sposób posługuje się zło? Przed pałacem Piłata posługuje się tłumem, urabia opinię publiczną przeciwko Chrystusowi. Warto również zwrócić uwagę na to, że zło potrafi chytrze doprowadzić do uwolnienia swojego człowieka po to, aby w jego miejsce zniszczyć Jezusa Chrystusa. To jest tragiczny paradoks, kiedy za niebezpiecznego uważa się człowieka, który czynił dobrze, a za godnego wolności tego, który czynił źle. Chrystus, który wskrzeszał umarłych, jest niebezpieczny, winien jest śmierci. Natomiast Barabasz mordował - jego trzeba uwolnić, może się złu jeszcze przydać. Takie jest myślenie zła. Zło ratuje swojego człowieka. Trzeba także podkreślić, że Chrystus jest niszczony ze wszystkich stron. Był zaatakowany ze strony władzy religijnej, teraz jest atakowany przez władzę państwową i przez tłum. Oczywiście tłum się myli, opinia publiczna często wydaje niesprawiedliwe wyroki. Straszna pomyłka tłumu, który ratuje mordercę, a żąda zniszczenia tego, który czynił dobrze.

Zazdrość

Św. Marek podkreśla również to, że Piłat doskonale zdawał sobie sprawę z tego, czym kierują się oskarżyciele Jezusa Chrystusa. W grę wchodziła zawiść. „Wiedział bowiem, że arcykapłani wydali Go przez zawiść" (Mk 15,10). Zawiść to szatański grzech. Jawi się jako połączenie nienawiści z zazdrością, a więc ten rodzaj uczucia, który jest nastawiony tylko i wyłącznie na niszczenie. Jeżeli serce człowieka wypełni zazdrość, to działa na podobieństwo kwasu solnego. Ona zżera serce, w którym przebywa i równocześnie za każdym jego uderzeniem tryska owym kwasem na otoczenie i rani ludzi. Czasami potrafi tak ciężko poparzyć innych, że jest to poparzenie trzeciego stopnia, a nawet śmiertelne. Ten rodzaj uczucia, nienawiść człowieka, nie ma w sobie nic twórczego, ono wyłącznie niszczy. Dlatego wszyscy ludzie, którzy znajdą się w zasięgu zazdrosnego, próbują się od niego najdalej odsunąć, aby zazdrość ich nie zniszczyła. Zło odsłania tu swoje oblicze. Równocześnie obserwujemy właściwą postawę Jezusa Chrystusa, Jego milczenie. Zazdrosnemu człowiekowi w żaden sposób nie da się pomóc. Każdy kto podejdzie do zazdrośnika zostanie przez niego zraniony. A każde podejście spotęguje zazdrość i tego kwasu w sercu będzie przybywać. Istnieje tylko jedna możliwość, nie dotykać. Odsunąć się, by nie drażnić zazdrosnego serca i uważać, aby nic z tego kwasu nie dostało się do naszego serca.

Ważne jest owo stwierdzenie o zawiści. Marek bowiem jako świadek tych wydarzeń, doskonale wiedział, jakie układy panowały w Jerozolimie. Piłat również wiedział, że z zawiści Go wydali. Marek podaje najgłębszy powód zniszczenia Jezusa Chrystusa. Oto możecie zrozumieć dlaczego wszystkie kazania pasyjne w tym roku zmierzają do zdemaskowania metod działania zła. Z jednej strony mamy czyste Dobro - Jezusa Chrystusa, a z drugiej zawiść, a więc nienawiść i zazdrość. Zło w najczystszej postaci, które za wszelką cenę próbuje zniszczyć Mistrza z Nazaretu. Tłum wydaje wyrok śmierci domagając się „Ukrzyżuj Go". Piłat próbuje jeszcze raz postawić pytanie: „Cóż więc złego uczynił?". Szuka dowodów winy, na podstawie której według prawa, może zniszczyć człowieka. Jednak w tym momencie i dowody są już mało ważne. Rozszalały tłum staje się dowodem, wobec którego władza musi się ugiąć. Tłum nie podaje żadnych argumentów, tylko żąda wykonania wyroku i to wyroku śmierci. Piłat spełnia wolę tłumu. Chrystus umrze na krzyżu po ubiczowaniu jako król żydowski. To jest istotne, bowiem krzyż był karą, Rzymian. Żydzi nigdy nikogo nie krzyżowali, oni zabijali kamieniami. Jeśli zatem Chrystus zginie na krzyżu, nikt nie będzie oskarżał Żydów, wszyscy będą obwiniać Rzymian.

Brak szacunku dla człowieka

Po wydaniu wyroku Chrystus dostaje się w ręce ludzi małych, tych, którzy dysponują przemocą. „Żołnierze zaprowadzili Go na wewnętrzny dziedziniec, czyli pretorium, i zwołali całą kohortę. Ubrali Go w purpurę i uplótłszy wieniec z ciernia włożyli Mu na głowę. I zaczęli Go pozdrawiać: Witaj, królu żydowski!» Przy tym bili Go trzciną po głowie, pluli na Niego i, przyklękając, oddawali Mu pokłon. A gdy Go wyszydzili, zdjęli z Niego purpurę i włożyli na Niego własne Jego szaty" (Mk 15,16-20).

Pluton egzekucyjny, kohorta kilkunastu ludzi, którzy bawią się ofiarą. Po ubiczowaniu Chrystusa zaczynają kpić z Niego. Chrystus staje wobec przemocy. To są ludzie, którzy nie szanują drugiego, boją się jedynie mocniejszego od siebie. Jeśli jest słaby, potrafią bawić się jego kosztem. Odkrywamy nowe aspekty zła. Kpina, która potrafi zranić człowieka głęboko, niszcząc jego serce. Chrystus zostaje wykpiony. Jest to okrutna zabawa. Cierniem ukoronowany. Powiedziałeś, że jesteś królem, a gdzie Twoja korona? Zrobimy Ci koronę z ciernia. Twierdziłeś, że jesteś królem, a gdzie Twój królewski płaszcz? My damy Ci płaszcz, łachman szkarłatnego płótna. Mówiłeś, że jesteś królem, a gdzie masz berło? Damy Ci w jego miejsce trzcinę. Będziemy Ci składać pokłon. Podchodzili i klękali, brali tę trzcinę i bili po głowie, pluli w Jego twarz.

Chrystus milczy i kocha. Oto odpowiedź na potęgę zła i przemocy. Kiedyś powiedział, „Kto Cię uderzy w jeden policzek, nadstaw mu drugi", teraz to realizuje. Odkrywamy metodę działania dobra w spotkaniu ze złem, które objawia się w przemocy. Chrystus nie może oddać ciosem za cios, bo jest czystą Dobrocią, a Dobroć nigdy nie niszczy. Pozostaje zatem przyjąć uderzenie i odpowiedzieć na cios miłością. Dotykam tu wielkiej tajemnicy, w której dobro niszczone przez zło, wzrasta. Trzeba kochać tę rękę, która uwiła cierniową koronę, która wymierzyła policzek, trzeba kochać te usta, które napluły mi w twarz. Istnieje tylko jedna odpowiedź - ukochać tych ludzi. Chrystus na każde uderzenie odpowiada miłością. Zło nie potrafiło jeszcze rozłupać tego atomu czystej dobroci i miłości, jaki pojawił się na ziemi. Bije, uderza, ale to wszystko jest jeszcze za mało, bowiem za każdym uderzeniem energia dobroci i miłości w Chrystusie wzrasta. Kiedy zostanie całkowicie zniszczony, wówczas objawi się ona w pełni, a dokona się to w dniu zmartwychwstania.

Rozważając wydarzenia, które miały miejsce na dziedzińcu Piłata, odkryliśmy postawę Chrystusa wobec okupanta, urzędnika państwowego, a także ataku zazdrości, wobec tłumu i wobec przemocy.

Pytania wciąż aktualne:

I. Czy w naszym sercu nie znajduje się coś z zazdrości?

2. Ile razy w życiu kierowaliśmy się opinią ludzką? Ile razy nasze środowisko zmusiło nas do zajęcia niewłaściwej postawy wobec człowieka krzywdzonego?

3. Czy potrafimy sami w momencie ataku zła odpowiedzieć miłością?

GOLGOTA

Wędrując razem ze św. Markiem z Wieczernika na Golgotę, tydzień temu rozstaliśmy się z Chrystusem cierpiącym w pretorium Piłata. Jest już po wydaniu wyroku, po ubiczowaniu. Zmieniono szaty, Chrystus otrzymał swoją własną suknię, drzewo krzyża i wyszedł w stronę Kalwarii.

Mimowolni słudzy zła

„Następnie wyprowadzili Go, aby Go ukrzyżować. I przymusili niejakiego Szymona z Cyreny, ojca Aleksandra i Rufusa, który wracając z pola właśnie przechodził, żeby niósł krzyż Jego. Przyprowadzili Go na miejsce Golgota, to znaczy miejsce Czaszki" (Mk 15,20b-22).

Interesuje nas w tym roku odkrycie potęgi i metod działania zła, a równocześnie postawa Jezusa Chrystusa wobec tego zła. Szymon z Cyreny został przymuszony przez żołnierzy, aby dźwigał krzyż. Zło szuka pomocników. Zbyt długo trwałaby krzyżowa droga, ponieważ Chrystus jest bardzo wyczerpany, osłabiony biczowaniem, nie przespaną nocą. Skazaniec powinien sam nieść belkę krzyża na miejsce stracenia. Pozostali towarzysze Chrystusa, którzy również idą na śmierć, niosą swój krzyż.

Zło przymusiło Szymona. Ten czyni to niechętnie, z musu, ale Bóg potrafi takie przymuszone dobro nagrodzić. Marek Ewangelista, podając imiona synów Szymona, Aleksander i Rufus, dowodzi, że są to osoby znane pierwszym chrześcijanom, a więc otrzymali łaskę wiary. Przymuszony ojciec pomógł Chrystusowi dźwigać krzyż, a jego synowie otrzymali łaskę wiary. Tak Bóg płaci nawet za dobro dokonane z przymusu. Chrystus przyjmuje tę pomoc jako zaplanowaną przez Ojca Niebieskiego. On wie, że to Ojciec w swojej Opatrzności postawił na drodze krzyżowej Szymona, aby Mu pomógł. Uczymy się od Chrystusa, jak należy przyjmować pomoc nawet od tych ludzi, którzy czynią to niechętnie. Trzeba umieć współpracować z tymi, którzy czynią to z przymusu. Nam często taka pomoc się nie podoba, i najchętniej powiedzielibyśmy: Jak nie chcesz, to zrobię sam. Chrystus jednak wzywa: Przyjmij przymuszoną pracę. Nie zawsze też potrafimy usunąć czy skrócić cierpienie człowieka i wtedy trzeba umieć pomóc w trwaniu na drodze cierpienia. Stojąc po stronie cierpiącego, stoimy zawsze po stronie dobra. To jest chrześcijańska postawa. Następnie św. Marek pisze, że na szczycie Golgoty dawali Chrystusowi „wino zaprawione mirrą, lecz On nie przyjął. Ukrzyżowali Go i rozdzielili między siebie Jego szaty, rzucając o nie losy, co który miał zabrać. A była godzina trzecia, gdy Go ukrzyżowali" (Mk 15,23-25).

Wino i mirra to środek znieczulający, który podawano, aby oszczędzić bólu, był on bowiem tak wielki, że niektórzy ludzie umierali podczas krzyżowania. Zło, aby przedłużyć cierpienie, podawało środek znieczulający i w ten sposób najcięższy moment przebicia rąk i podniesienia ciała w górę na stojącą belkę, był nieco złagodzony.

Obserwujemy, jak zło ciągle zabiega o to, aby kaźń była zrealizowana do końca, by Chrystus nie umarł w czasie przybijania do drzewa. On miał wisieć jako przestroga dla innych. Jego krzyż miał odstraszać tych, którzy dotychczas byli Jego zwolennikami. Pan Jezus odmawia tego napoju, bo chce cierpieć świadomie i dobrowolnie. On od początku do końca jest Panem sytuacji. Gdyby Chrystus wypił ten napój, to Jego słowa na krzyżu byłyby słowami człowieka odurzonego. Nie byłby odpowiedzialny za słowa, które wypowie na drzewie krzyża. Odpowiedzialność za każdy gest to znak prawdziwej dobroci.

Dobro jest zawsze odpowiedzialne za wszystko. Ten kto stoi po stronie dobra, powinien od Chrystusa uczyć się odpowiedzialności za swoje czyny i słowa do końca.

Egzekucji dokonuje pluton żołnierzy. Jest rzeczą znamienną, że Chrystus nie ma do nich większych pretensji, to są ludzie, którzy wykonują rozkaz. Zło posługuje się swoimi poddanymi. Czytając Ewangelię wiemy, że Chrystus odnosił się z dużym szacunkiem do wszystkich instytucji polityczno-gospodarczych. Sam żył w ramach tych instytucji i w tych ramach umiera. Ma pretensje do ludzi odpowiedzialnych za wydany na Niego wyrok, a więc do Judasza, Kajfasza, Piłata. Nie ma natomiast pretensji do żołnierzy, którzy wykonują rozkaz. Są sługami zła mimo woli.

Św. Marek podaje, że rzucili los o suknię. Jest już po ukrzyżowaniu. Chrystus przez kilka godzin będzie konał na krzyżu. Żołnierze są odpowiedzialni za cały przebieg egzekucji. Muszą zostać pod krzyżem aż do Jego śmierci. W tej sytuacji grają w kości o suknię Jezusa Chrystusa, o Jego szatę. To świadczy o typowo żydowskiej atmosferze, jaka panowała pod krzyżem. Na krzyżu umiera czyste Dobro, Zbawiciel świata, człowiek sławny, który czynił wiele dobra, a legioniści siedzą i grają w kości. Dostrzegamy ten straszny kontrast między tym, co Bóg czyni dla człowieka, a tym, jak podchodzi do tego człowiek. Obok wielkich wydarzeń, zabawia się grą w kości. Ile rozumie z tego, że Bóg dla niego cierpi?

Zatarcie granicy między dobrem a złem

Następnie św. Marek zaznacza: „Był też napis z podaniem Jego winy, tak ułożony: Król żydowski». Razem z Nim ukrzyżowali dwóch złoczyńców, jednego po prawej, drugiego po lewej Jego stronie. Tak wypełniło się słowo Pisma: W poczet złoczyńców został zaliczony" (Mk 15,26-28).

„Król żydowski". To jest wina, która stała się podstawą do wydania wyroku śmierci. Oświadczenie Jezusa uznano za uzurpację królewskiej godności. Chrystus jest prawdziwym królem żydowskim, królem świata i wszechświata, ale prawda w świecie kłamstwa zasługuje na wyrok śmierci. W oczach okupanta rzymskiego Chrystus jako król żydowski, uchodzi za buntownika politycznego i dlatego zasługuje na śmierć.

Tak jest przez wieki. Więźniowie dzielą się na więźniów politycznych i więźniów kryminalnych. Kryminaliści cierpią i giną z powodu przestępstwa, polityczni z powodu prawdy. Zło posługuje się tymi samymi prawami, instytucjami, więzieniami, strażnikami porządku, karząc w imię sprawiedliwości kryminalistów i w imię niesprawiedliwości tych, którzy znają prawdę i mogą zagrozić władzy. To zatarcie granicy między dobrem a złem jest bardzo bolesne. W tłumie ludzie pytają, dlaczego on umiera, skoro nic złego nie uczynił?

Chrystus umiera jako więzień polityczny, jako król żydowski, jako buntownik, ale On umiera za prawdę. Łączy się to ściśle z zestawieniem Chrystusa razem z dwoma złoczyńcami. Zbawiciel zrównany z łotrami. Św. Marek posługuje się słowem „złoczyńcy", to znaczy ci, którzy czynią zło. Było ich dwóch. Prawdopodobnie jako trzeci miał być Barabasz, skazany również na karę śmierci. Chrystus jest dobroczyńcą, który nic złego nie uczynił, ale zostaje zrównany ze złoczyńcami. Zbrodniarze giną ze względu na lud, by władza mogła dać dowód, że stoi na straży prawdziwego porządku, karząc zło. Dobroczyńca, Jezus Chrystus, ginie ze względu na władzę, ponieważ wydaje się być groźnym dla porządku, którego władza strzeże.

Warto stanąć pod tymi trzema krzyżami, nie pod jednym, ale pod trzema, by sobie uświadomić, że z punktu widzenia czysto doczesnego, nie warto być ani bardzo złym, ani bardzo dobrym. Bo taki sam koniec jest bardzo złego i bardzo dobrego. Najwygodniej być w środku - trochę złym i trochę dobrym. Tak jest w oczach ludzi, ale nie w oczach Boga. Właśnie Pan Bóg powiada: „Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust" (Ap 3,15-16). Zatem lepiej być albo zimnym, albo gorącym. Św. Marek potwierdza, że ten zimny łotr, złoczyńca, potrafił w ostatnim momencie nawrócić się do Boga. Natomiast trudniej jest nawrócić się tym, którzy zgodzili się na tę wygodną drogę w środku, być trochę złym i trochę dobrym. Chrystus swoją postawą wzywa, by opowiedzieć się po stronie dobra, nawet za cenę własnego życia.

Św. Marek wyraźnie podkreśla to zaliczenie Chrystusa do złoczyńców, ponieważ w całej jego Ewangelii chodzi o ukazanie drogi poniżenia, którą Chrystus dobrowolnie wybrał, aby wejść do swojej chwały. Chrystus udowodnił, że prawdziwie dobry człowiek nic nie traci na wartości, chociaż został poniżony i uznany w oczach tego świata za złoczyńcę. Prawdziwe dobro w największym poniżeniu nie traci swojej wartości. Chrystus sam przeszedł tę drogę poniżenia, aby nam powiedzieć: Nie bójcie się poniżenia, bo jeśli wasze serce jest czyste i połączone z moim Sercem, to nigdy nie zostanie zniszczone, nawet gdyby było poniżone, jak Ja.

Dobro przeklęte

W dalszym ciągu swojej relacji św. Marek zaznacza: „Ci zaś, którzy przechodzili obok, przeklinali Go, potrząsali głowami, mówiąc: «Ej, Ty, który burzysz przybytek i w trzech dniach go odbudowujesz, zejdź z krzyża i wybaw samego siebie». Podobnie arcykapłani wraz z uczonymi w Piśmie drwili między sobą i mówili: «Innych wybawiał, siebie nie może wybawić. Mesjasz, król Izraela, niechże teraz zejdzie z krzyża, żebyśmy widzieli i uwierzyli». Lżyli Go także ci, którzy byli z Nim ukrzyżowani" (Mk 15,29-32).

Anonimowi przechodnie, ludzie, którzy wcześniej nie brali udziału ani w procesie, ani w egzekucji bluźnią, przechodząc obok krzyża. Sądzą z pozoru, ponieważ ktokolwiek był zawieszony na drzewie krzyża, ten był przeklęty. Taki człowiek był godzien przekleństwa. Oni nie wiedzą z Kim mają do czynienia. Wydają wyrok na podstawie pozorów. Przeklinają czyste Dobro, swojego Zbawiciela. Zło posługuje się metodą przewrotną. To jest mniej więcej tak, jak gdyby na butelkę zawierającą najlepsze lekarstwo na wszystkie choroby naklejono etykietkę z ostrzeżeniem, że w środku znajduje się trucizna. Ludzie sądzą tylko po etykiecie. Ponieważ Chrystus zawisł na krzyżu, zostaje odrzucony. Nikt nie sprawdza Kim jest, o to zatroszczyło się zło. Taka jest metoda niszczenia dobra. Często dobro jest umieszczone w opakowaniu, na którym wymalowano trupią czaszkę z ostrzeżeniem, że jest w nim trucizna. Ludzie zamiast podejść i sprawdzić, na podstawie samej etykiety odrzucają to, co jest dobre. Bywa niekiedy i odwrotnie, zło na opakowaniu pisze, że w środku jest wspaniałe lekarstwo, a jest w nim trucizna. Na Golgocie trzeba odkryć i tę niezwykle groźną metodę działania zła.

Złośliwość

Obserwujemy jeszcze jeden atak na Chrystusa i to zbiorowy. Chrystus wisiał na krzyżu około trzech godzin i przechodziło obok Niego wielu ludzi. Ich język ranił. Jakże głęboko może ranić ludzka złośliwość. Język to wielki dar Boga, którym można dokonać wspaniałych dzieł, ale równocześnie może to być ostra żyletka, która tnie głęboko i boleśnie tych, którzy są blisko. Wówczas język staje się narzędziem zła. Złośliwy człowiek potrafi zranić tysiące ludzi. Jest to tym groźniejsze, że często człowiek złośliwy nie uświadamia sobie ogromu zła, jakie jest jego dziełem. Rzadko kto robi rachunek sumienia z własnej złośliwości, a tymczasem obok niego, całymi miesiącami i latami, płaczą ludzie.

Warto zastanowić się nad sceną ukrzyżowania. Jest to ostatni drapieżny atak zła na Chrystusa. Już przybili ręce i nogi. Zrobili wszystko co mogli, ale jeszcze został język, którym można boleśnie ranić. Św. Marek zaznaczył, że te złośliwe słowa padały od tych, którzy przechodzili obok, od arcykapłanów i uczonych w Piśmie i od tych, którzy byli razem z Nim ukrzyżowani. Ludzie złośliwi mogą pod krzyżem znaleźć swoich towarzyszy. Chrystus milczy, ponieważ wobec złośliwości nie ma odpowiedzi. Złośliwość uderza w człowieka i jeśli tamten nie odpowie, to zatrzymuje się i rozbija o jego milczenie. Jeśli na atak odpowie się złośliwością, to fala staje się coraz wyższa i zło wzrasta. Chrystus uczy nas milczącej postawy wobec złośliwości. I wreszcie pokusa: „Niechże teraz zejdzie z krzyża, żebyśmy widzieli i uwierzyli". Odpierał Chrystus pokusę chleba, kiedy był głodny; odpierał pokusę władzy, odpierał pokusę sensacji i teraz jest to ostatnia szatańska pokusa - „zejdź z krzyża". Chrystus na krzyżu zostaje dla tych, którzy z Niego drwią. Nie zstąpi z krzyża. Odrzuci ostatnią szatańską pokusę, aby pokonać zło i wszystkie jego formy, jakie istnieją w świecie. Nasze pytania:

1. W jakiej mierze uświadamiamy sobie, że wartość człowieka poznajemy po jego postawie w godzinie poniżenia, upokorzenia?

2. Czy w rachunku sumienia uwzględniam złośliwość? Czy nie stoję po stronie tłumu, który ranił Chrystusa swoim językiem?

3. Czy zawsze pamiętam, że na ziemi cierpi się nie tylko z powodu zła, ale również z powodu dobra?

ŚMIERĆ CHRYSTUSA

Spotykamy się po raz ostatni, aby razem ze św. Markiem być świadkami śmierci i pogrzebu Jezusa Chrystusa. Odczytując opis męki naszego Zbawiciela według św. Marka, próbowaliśmy dostrzec metody działania zła oraz postawę Chrystusa wobec ataków zła. Trzeba, by w ostatnich minutach życia Zbawiciela, w obliczu cierpień na krzyżu, postawić fundamentalne pytanie: Dlaczego Chrystus zgodził się na tak różnorodne ataki zła, skierowane na Niego? Mógł zginąć śmiercią męczeńską, nie musiał przechodzić przez najróżniejsze formy cierpienia.

Objawić potęgę zła

Aby na to pytanie odpowiedzieć, trzeba sobie uświadomić że Chrystus przyszedł na ziemię po to, aby nam objawić z jednej strony wielkość i potęgę dobroci, z drugiej potęgę i metody działania zła. Sam mógł objawić czym jest dobroć, dlatego że sam był czystą Dobrocią. Natomiast nie mógł objawić zła, bo jako, Syn Boga nie może czynić zła. Będąc czystą Dobrocią może uczynić tylko dobro. Nie może uczynić nic złego. Musiałby wtedy poprzestać tylko na nauce o złu, ale wyjaśnienia na temat zła nie ujawnią jego potęgi. W tej sytuacji zgodził się, aby zło zaatakowało Jego. Chciał nam na sobie objawić potęgę oraz wszystkie formy niszczącego działania ze strony zła. Wchodząc zatem w mękę Jezusa Chrystusa, można rozpoznać wszystkie formy działania zła istniejącego na świecie: zdrada, opuszczenie, zwątpienie, zaparcie się, przekupstwo, bluźnierstwo, złośliwość, kłamstwo, poniżenie, upokorzenie, zazdrość itd. To wszystko zostało objawione na Chrystusie. On, będąc czystym Dobrem, zgodził się na to, abyśmy mogli odkryć, jak konkretnie wyglądało zło, grzech. Równocześnie Jezus chciał ukazać, jak człowiek wierny Bogu powinien zachować się wobec zła.

Samotność

Przejdźmy teraz do relacji św. Marka. „A gdy nadeszła godzina szósta, mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. O godzinie dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: Eloi, Eloi, lama sabachthani», to znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? Niektórzy ze stających obok słysząc to, mówili: «Patrz, woła Eliasza». Ktoś pobiegł i napełniwszy gąbkę octem, włożył na trzcinę i dawał Mu pić, mówiąc: «Poczekajcie, zobaczymy czy przyjdzie Eliasz, żeby Go zdjąć z krzyża». Lecz Jezus zawołał donośnym głosem i oddał ducha" (Mk 15,33-37). Św. Marek sygnalizuje ostatnią, najcięższą formę cierpienia - samotność wobec zła. Jak długo człowiek jest jeszcze połączony z kimś, kto go kocha, tak długo potrafi trwać w cierpieniu, w zmaganiu ze złem. Potęga zła jest jednak straszliwa i ciągle zmierza do tego, by człowieka odciąć od tych, którzy go kochają, by wrzucić człowieka do głębokiej studni samotności. Jeśli się to uda, w studni na głowę człowieka bezradnego i bezbronnego, zło może wylać wszelką swoją nieprawość. Ludzie mogą opuścić, ale Bóg nie opuszcza. Są jednak sytuacje, gdy ogrom zła jest tak straszny, iż człowiekowi wydaje się, że Bóg go opuścił. Pamiętajmy, że Chrystus przez trzy godziny wisi na trzech gwoździach, walczy o każdą sekundę swojego życia, walczy cierpiąc. Jest to czas agonii. Każda minuta takiego cierpienia na krzyżu wydaje się wiecznością, a co dopiero, jeśli to są długie godziny. W tej sytuacji, Chrystus przygwożdżony tym strasznym cierpieniem zostaje zaatakowany przez pokusę samotności. Wydaje się, że Bóg Go opuścił. Wówczas sięga do modlitwy starotestamentalnego żyda, ujętej w Psalmie 22: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?".

Zwątpienie

Ostatecznym celem wszystkich ataków zła na człowieka jest zwątpienie w Boga, w Jego Opatrzność, w Jego miłość. Chrystus doświadcza tej pokusy chcąc nam pokazać, że do ostatniego momentu musimy być czujni. On sam nie ulega tej pokusie. Odkąd rozpoczął publiczną działalność, raz po raz odrzucał różne formy pokusy, odnosząc nad nimi zwycięstwo. W tym momencie modlitwą odrzuca pokusę zwątpienia. Słowa: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił" są modlitwą, która świadczy o tym, że Jezus wie do Kogo woła. Gdyby zwątpił, to w miejsce modlitwy pojawiłoby się bluźnierstwo.

Stojący obok żołnierze, odpowiedzialni za egzekucję, słysząc Jego słowa doszli do wniosku, że odnoszą się one do Eliasza proroka, który według tradycji żydowskiej miał być wzięty do nieba. Ten Eliasz miał przyjść po raz drugi, dlatego uważają, że Jezus woła przebywającego w niebie Eliasza, aby przyszedł i wybawił Go z krzyża. Podają nawet ocet, który służy do przywrócenia na moment przytomności. Ale Chrystus przytomności nie stracił. Odpowiedzią Chrystusa jest tylko modlitwa. On przeżywa ten ostatni moment po podaniu octu, jako niezwykle świadomy akt oddania siebie w ręce Boga, swojego Ojca. Św. Marek nie przytacza ostatnich słów Jezusa Chrystusa, mówi tylko o donośnym Jego krzyku.

Mesjasz i Syn Boży

Następnie Ewangelista notuje: „Zasłona przybytku rozdarła się na dwoje, z góry na dół. Setnik zaś, który stał naprzeciw, widząc, że w ten sposób oddał ducha, rzekł: «Prawdziwie, ten człowiek był Synem Bożym»" (Mk 15,38-39). Św. Marek pisząc Ewangelię, kładzie nacisk na to, że Jezus Chrystus, będąc na ziemi, ukrył swoją godność mesjańską oraz godność Syna Bożego. Ukrył dlatego, aby nie przerazić zła, bo gdyby objawił się w majestacie swojej potęgi, to zło natychmiast złożyłoby Mu pokłon. Zło nie będzie walczyć z czystym Dobrem, Świętością, z Bogiem. Nawet szatan złoży Bogu pokłon. Aby zło mogło być wolne w działaniu, Bóg ukrył w Jezusie Chrystusie swoją Boską moc oraz godność Mesjasza. Ale ukrycie to było, jak wspomniałem w pierwszym rozważaniu, do czasu. Miała się objawić cała potęga zła atakująca Jezusa Chrystusa. Dopiero z Niego na Golgocie wyzwala się ta potężna Boska moc.

Św. Marek łączy moment śmierci z objawieniem się Bożej potęgi w dwóch wymiarach. Pierwsze to jest zasłona w świątyni, która rozdarła się z góry na dół. Razem ze śmiercią, Jezus Chrystus zaczyna objawiać swoją godność i przemawia prawie natychmiast do kapłanów, do arcykapłanów, oni bowiem byli stróżami miejsca świętego. Tylko arcykapłan, a więc w tym roku Kajfasz, miał prawo wejścia do miejsca świętego, które stanowiło największą świętość dla Izraelitów. Kiedy Chrystus kona, zasłona się rozrywa i nie ma już miejsca świętego. Kajfasz musiał zrozumieć, że stracił sens swojego kapłaństwa, bo to miejsce, którego strzegł i do którego on jeden miał prawo wejść, zostaje udostępnione dla wszystkich. Miejscem świętym staje się Golgota. Tam jest ołtarz, tam jest Najwyższy Kapłan i tam największa i jedyna Ofiara. To jest znak dla świątyni i jej stróżów - kapłanów. O tym mieli się inni dopiero dowiedzieć bo nikt poza kapłanem nie miał możliwości wejścia do miejsca świętego.

I drugie wydarzenie. Setnik, a więc pogański żołnierz, który był odpowiedzialny za ukrzyżowanie, który czuwał nad tym, by gwoździe były dobrze wbite i miał zameldować Piłatowi o śmierci Skazańca, zostaje uderzony łaską. Jemu tuż pod krzyżem Chrystusa objawia swoją godność. On też pierwszy wyzna je: „Zaiste, ten człowiek był Synem Bożym". To jest objawienie dla pogan. Chrystus po swojej śmierci zaczyna ujawniać swoją mesjańską i Boską godność. Mesjańską dla arcykapłana, Boską dla pogan. Kluczowy tekst z punktu widzenia zrozumienia redakcji Ewangelii w ujęciu św. Marka.

Dobro nie walczy - dobro tworzy

Ewangelista pisze: „Były tam również niewiasty, które przypatrywały się z daleka, między nimi Maria Magdalena, Maria, matka Jakuba Mniejszego i Józefa, i Salome. Kiedy przebywał w Galilei, one towarzyszyły Mu i usługiwały. I było wiele innych, które razem z Nim przyszły do Jerozolimy" (Mk 15,40-41). W kazaniach pasyjnych widzieliśmy Chrystusa ciągle w rękach ludzi złych. Zdawało się, że w ogóle nie ma ludzi dobrych. Nie było ich obok Chrystusa. Były tylko ręce i serca złe albo słabe, ulegające złemu. Tymczasem ludzie dobrzy byli blisko, byli w Jerozolimie, obserwowali, co się dzieje, ale przebywali w ukryciu. Tak jest zawsze. Ile razy zło dochodzi do głosu, wtedy dobro ucieka do podziemia, ukrywa się, aby atak zła minął. Kiedy ten ryczący lew pożarł swoją ofiarę, syty krwią nie był już taki groźny, wówczas dobro staje się odważniejsze i zaczyna działać. Dobro bowiem nie lubi walczyć, ono lubi tworzyć. Dobro zajmuje się tym, co słabe; dobro zajmuje się ranami, które trzeba opatrzyć. Dobro nie lubi bezpośredniego starcia ze złem, ponieważ tu na ziemi kończy się to dla niego klęską. I tak też jest pod krzyżem.

„Pod wieczór już, ponieważ było Przygotowanie, czyli dzień przed szabatem, przyszedł Józef z Arymatei, poważny członek Rady, który również wyczekiwał królestwa Bożego. Śmiało udał się do Piłata i poprosił o ciało Jezusa. Piłat zdziwił się, że już skonał. Kazał przywołać setnika i pytał go, czy już dawno umarł. Upewniony przez setnika, podarował ciało Józefowi. Ten kupił płótno, zdjął Jezusa z krzyża, owinął w płótno i złożył w grobie, który wykuty był w skale. Przed wejściem do grobu zatoczył kamień. A Maria Magdalena i Maria, matka Józefa, przyglądały się, gdzie Go złożono" (Mk 15,42-47).

Józef, o którym tu jest mowa, był członkiem Rady, która wydała wyrok na Jezusa. On sam tego wyroku nie podzielał. Najprawdopodobniej nie był zaproszony na Radę, w czasie której podjęto decyzję o śmierci Jezusa Chrystusa. Zdumiewa jego odwaga. Chrystus, jak pamiętamy, umiera jako więzień polityczny, jako buntownik i w tej sytuacji opowiedzenie się po stronie takiego Skazańca, było połączone z narażeniem siebie na różne podejrzenia. Tymczasem Józef z Arymatei śmiało idzie bezpośrednio do Piłata i prosi o wydanie ciała. Odwaga Józefa musi zdumiewać. Żaden z Apostołów, z bliskich, bezpośrednich uczniów. tylko Józef z Arymatei prosi o ciało Mistrza. Piłat dziwi się, że Jezus już skonał i wzywa do siebie setnika. Przed Piłatem, wiadomość o śmierci Jezusa Chrystusa podaje ten, który pod krzyżem wyznał wiarę w Bóstwo Jezusa Chrystusa. Piłat otrzymuje oficjalnie zapewnienie o śmierci i św. Marek zaznacza, że Piłat podarował Józefowi ciało Jezusa. Podarował! Jeden z największych darów, jaki w ogóle Józef mógł otrzymać.

Opis pogrzebu jest bardzo zwięzły. Złożono Chrystusa do grobu, który był wykuty w skale. Maria Magdalena i Maria, matka Józefa, są obecne przy tym pogrzebie. Czy Chrystus powiedział już ostatnie swoje zdanie? Czy tak ma wyglądać koniec Mesjasza i taki ma być koniec dziejów Syna Bożego na ziemi? Czy faktycznie zło odniosło zwycięstwo? Czy grób to koniec ludzkiego życia? Czy śmierć ma ostatnie słowo tu na ziemi?

Trzeba stanąć przy tym grobie w Wielki Piątek i cierpliwie czekać, bo grób ten przemówi w poranek Wielkiej Niedzieli. Przekonamy się, że zwycięstwo zła było tylko chwilowe, że trzeba było, aby Mesjasz i Syn Boży przeszedł przez tak wielkie poniżenie, aby wejść do swojej chwały. Potrzeba było ze względu na nas. Bóg nie usunął zła z ziemi. Żyjemy w tym świecie, który podlega złu i droga do naszego zbawienia wiedzie przez ten świat. Tak ją wytyczył Chrystus. Nie dziwmy się, jeśli w takiej czy innej formie zło nas zaatakuje. Pozostańmy wierni Chrystusowi, wierni nawet wtedy, kiedy upokorzenie sięga tak daleko, jak dosięgło Jego.

21



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
KAZANIA PASYJNE ks Staniek Edward I
PYCHA ks Edward Staniek KAZANIA PASYJNE
KAZANIA PASYJNE, x Edward Staniek
KAZANIA PASYJNE - Ludzie Golgoty, HOMILETYKA
KAZANIA PASYJNE - W powiązaniu z Eucharystią, HOMILETYKA
Miłosierdzie wobec setnika i jego sługi ks Staniek, Biblistyka
Kazanie prymicyjne ks. Grzegorza Rąpały
Kazania sejmowe-Ks. Skarga(1), Lektury Okresy literackie
LEPIEJ MI UMRZEĆ niż żyć ks Staniek, Biblistyka
KS RÓŻNICE KOMUNIKACYJNE, II semestr, Skrypty
KAZANIA PASYJNE - 01, HOMILETYKA
KAZANIA PASYJNE - 02, HOMILETYKA
KAZANIA PASYJNE - Bóg jest Miłością, HOMILETYKA
KAZANIA PASYJNE - Poszczególne godziny, HOMILETYKA
KAZANIA PASYJNE - Znak sprzeciwu i uwielbienia, HOMILETYKA
KAZANIA PASYJNE - Wierność Chrystusa, HOMILETYKA
KAZANIA PASYJNE - O Chrystusie miłosiernym, HOMILETYKA
KAZANIA PASYJNE - 03, HOMILETYKA
KAZANIA PASYJNE - Być uczniem Jezusa, HOMILETYKA

więcej podobnych podstron