Kazania pasyjne
WITAJ KRZYŻU NADZIEJO JEDYNA
Pozdrawiam bardzo serdecznie wszystkich zgromadzonych na Gorzkich Żalach w pierwszą niedzielę Wielkiego Postu. Czterdzieści dni będzie trwał czas pokuty, modlitwy, postu, jałmużny, abyśmy wszyscy mogli wniknąć w wielki znak zbawienia - w Chrystusowy Krzyż. Wielki Post - to czas rozważania bolesnej Męki Chrystusa Pana i Jego Matki. Śpiewając Gorzkie Żale, pieśni pasyjne, odprawiając Drogę Krzyżową, stajemy w obliczu męki Chrystusa. Uświadamiamy sobie, że ta męka jest wielką „Bożą przepaścią”, która przenika głębię naszych serc. Zbliżając się do Chrystusa Odkupiciela dziękujemy Mu za to, że za nas cierpiał rany.
W czasie Wielkiego Postu ze szczególną uwagą patrzymy na Chrystusowy Krzyż - Święty znak naszego zbawienia. Niech on przypomina nam o wielkiej miłości Pana Jezusa do ludzi. Miłości, która sprawiła, że zgodził się cierpieć i umrzeć, aby nas zbawić. W wielu kościołach, w czasie Wielkiego Postu, położony jest na posadzce krzyż, abyśmy mogli do niego się zbliżyć i na kolanach z największą czcią ucałować przebite dłonie i stopy Zbawiciela, i tę najświętszą ranę Jego serca.
W dzisiejszym, pierwszym kazaniu pasyjnym chcemy bardziej wniknąć oczyma wiary w tajemnicę krzyża, na którym zawisło Zbawienie świata. Krzyż, który był głupstwem dla uczonych Greków i zgorszeniem dla pobożnych Żydów stał się znakiem naszego zbawienia i chlubą wyznawanej wiary. Wołamy więc za Apostołem: „nie daj Boże, abym się miał czym innym chlubić jak tylko krzyżem Pana naszego Jezusa Chrystusa” (Gal. 6,14).
Zbawiciel dźwigając krzyż na Kalwarię, zostawił na ziemi ślady drogi krzyżowej, aby ci, którzy pójdą za Nim wiedzieli, że tylko ta droga prowadzi do zmartwychwstania, do zwycięstwa, do nowego życia. Trzeba nam wszystkim wziąć krzyż na każdy dzień i pójść z Chrystusem. Chrześcijanin nie ucieka od krzyża, ani z drogi krzyżowej. Co więcej, wpatrzony w Chrystusa, wyciąga ręce po krzyż z nadzieją: witaj krzyżu nadziejo jedyna.
Krzyż jest dla nas świętym znakiem zbawienia, świadectwem nieskończonej miłości Boga do człowieka i drogą do zmartwychwstania. Czyniąc znak krzyża, chwalimy Boga w Trójcy Świętej Jedynego i publicznie przyznajemy się do Chrystusa - Zbawiciela świata.
Minęło już tysiąc lat od czasu, gdy na polskiej ziemi postawiono pierwszy krzyż. A tam, gdzie stawia się krzyż, znaczy, że tam dotarła Chrystusowa Ewangelia. Przez tyle już wieków doznaje on w naszej Ojczyźnie szczególnej czci i uwielbienia. Od krzyża na Wzgórzu Lecha w Gnieźnie poprzez krzyż na kolumnie króla Zygmunta w Warszawie, aż po Krzyż na Giewoncie w Tatrach, Polska znaczona jest wieloma krzyżami. Można je spotkać na wieżach kościołów i kaplic, w domach i na placach miejskich, w lesie i na rozstajach dróg. Wszędzie tam, gdzie żyje i pracuje człowiek. Każdy krzyż swymi ramionami ukazuje nam niebo. Krzyż postawiony na chrześcijańskim grobie głosi zmartwychwstanie. Bądź pozdrowiony krzyżu gdziekolwiek się znajdujesz w polach, przy drogach, gdzie ludzie cierpią i konają, na miejscach, gdzie pracują, kształcą się i tworzą. Na każdym miejscu: na piersi mężczyzny czy kobiety, chłopca czy dziewczyny, na piersi małego dziecka, w każdym ludzkim sercu.
Wiele jest miejsc w Polsce, gdzie krzyż otoczony jest szczególnym kultem. Są też kościoły, które cieszą się posiadaniem relikwii Krzyża Chrystusowego. Największa cząstka z Drzewa Krzyża Świętego znajduje się w Sanktuarium w Górach Świętokrzyskich. W ubiegłym roku (2006) w czerwcu uroczyście obchodzono tysiąc lat życia zakonnego Benedyktynów na Świętym Krzyżu. Obecnie pracują tam Ojcowie Oblaci - Misjonarze Maryi Niepokalanej i są stróżami relikwii Krzyża Świętego.
Dziś zatrzymamy się dłużej również w znanym Sanktuarium Krzyża Świętego w Krakowie-Mogile, którego stróżami są Ojcowie Cystersi. Jest to błogosławione miejsce, gdzie od ośmiu już prawie wieków czczony jest Cudowny Wizerunek Pana Jezusa Ukrzyżowanego. Spieszyli tu polscy królowie, biskupi, sławni wodzowie, szlachetni rycerze, mieszkańcy Krakowa i całych okolic. I dziś płyną do Cudownego Krzyża rzesze ludzi z różnych stron Polski, choć zmienił się krajobraz wokół średniowiecznego klasztoru Cystersów. Po wojnie rozpoczęto tu budowę Nowej Huty - największej dzielnicy Krakowa. Nowe, miejskie bloki wyrosły opodal starego klasztoru - opactwa.
Wśród ogromnej rzeszy pielgrzymów zdążających w ciągu tylu wieków do Cudownego Krzyża w podkrakowskiej Mogile, znalazł się najczcigodniejszy pielgrzym - Sługa Boży Jan Paweł II w czasie swojej pierwszej podróży do Polski w 1979 r. W kazaniu wygłoszonym do licznych pielgrzymów powiedział: „Jestem przy tym Krzyżu, do którego tak często pielgrzymowałem. Przybyłem tu dziś, by uczcić tę najcenniejszą Relikwię naszego odkupienia - Krzyż Święty”. Mówił dalej Papież: „Zawsze, kiedy tutaj byłem, myślałem z największym szacunkiem i czcią o tej gigantycznej polskiej pracy, której na imię Nowa Huta. I w duchu braterskiej solidarności budowałem ją razem z Wami: dyrektorzy, inżynierowie, robotnicy! Budowałem ją razem z Wami, ale budowałem na fundamencie Chrystusowego Krzyża”.
Kiedy ówczesna władza państwowa usiłowała usunąć krzyż z miejsca, gdzie miał stanąć pierwszy kościół w Nowej Hucie, jej mieszkańcy stanęli w obronie Krzyża i nie pozwolili go usunąć. Polała się krew, robotnicza krew, a krzyż się ostał i stoi tam do dzisiejszego dnia. A ulica prowadząca do nowego kościoła Arka Pana nosi nazwę „obrońców krzyża”. Tą nazwą szczyci się Nowa Huta!
Dlaczego ludzie spieszą do krzyża, dlaczego go bronią? Na to pytanie daje nam odpowiedź św. Jan Ewangelista: „Tak Bóg umiłował, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3,16-17). W ołtarzu Cudownego Krzyża w Mogile znajduje się napis w języku łacińskim: „Charitas sine modo”, to znaczy: „Miłość bez granic!”. „Bezgraniczna Miłość!” Tak! Miłość Jezusa wtopiła się w krzyż.
Nie ma Chrystusa, Kościoła i chrześcijaństwa bez krzyża, bez męki, bez cierpienia. I nie ma też ludzkiego życia bez krzyża, bo w ludzkie życie wpisana jest obecność krzyża, tajemnica krzyża, prawo krzyża.. Nie da się go wyrwać, ani powalić. Krzyż jest wieczny!
Bóg daje człowiekowi krzyż, a krzyż daje człowiekowi Boga. Krzyż trwa, choć zmienia się świat. Na krzyżu bowiem dokonało się największe dzieło miłości, dzieło zbawienia każdego, bez wyjątku człowieka. Dlatego ten krzyż całujemy, dlatego przed nim klękamy, bo jest to święty i czcigodny znak Bożej Miłości. Dziękujemy Bogu, że krzyż wrócił do szkół, urzędów publicznych, szpitali i do polskiego Sejmu.
Miejcie w swoich mieszkaniach na widocznym i zaszczytnym miejscu krzyż. Niech on Wam przypomina, że Wasza rodzina jest domowym kościołem. Niech rodzice znakiem krzyża błogosławią dzieci, gdy te rozpoczynają nową drogę życia. Niech rolnicy znaczą ziemię krzyżem na początku pracy. Niech górnicy czynią znak krzyża zjeżdżając do kopalni. Znakiem krzyża rozpoczynajmy nasze podróże.
Do wszystkich wołam: szukajcie krzyża oczami wiary i miłości. Na tym świecie nie ma nic droższego, nic cenniejszego od krzyża, bo on przypomina to, co jest największe i najpiękniejsze: miłość, Boga do człowieka. Miłość bez miary i ograniczeń.
U progu Wielkiego Postu, tak Was proszę, i tak Wam radzę, abyście często, codziennie, z miłością spoglądali na ten krzyż w naszym kościele i na ten domowy i ten na piersiach noszony. Często też z wiarą całujmy misyjny krzyż stojący przy naszym kościele, postawionym na pamiątkę misji parafialnych.
Przykładem niech będzie rodaczka nasza błogosławiona Aniela Salawa. W jej życiorysie czytamy, że kilka godzin spędziła na modlitwie przed Cudownym Krzyżem w Mogile w uroczystość Podwyższenia Krzyża 14 września. Wracając z koleżanką do Krakowa wyznała jej swoją duchową radość, że mogła adorować cierpiącego Zbawiciela: „Jaka jestem szczęśliwa, że mogłam dziś uwielbić Chrystusowy Krzyż i najświętsze Rany Jezusa”.
Oby każdy z nas mógł powiedzieć za bł. Anielą: jacy jesteśmy szczęśliwi, że w czasie tego Wielkiego Postu mogliśmy rozważać Mękę Pana Jezusa i czcić Jego Boskie Rany, i tę najdroższą relikwię - Krzyż Święty. Oby każdy z nas mógł tak powiedzieć w głębi swej duszy. Tego Wam życzę i o to razem z Wami modlę się u stóp Krzyża.
II. MODLITWA PANA JEZUSA W OGRÓJCU
W drugą niedzielę Wielkiego Postu pójdziemy z Chrystusem Panem do Ogrodu Oliwnego, aby być świadkami Jego modlitwy i agonii.
W czasie ziemskiej działalności Pan Jezus wielokrotnie zapowiadał swoją mękę i śmierć krzyżową. Powoli więc zdążał do Jerozolimy, gdzie miał umrzeć. Na drodze prowadzącej ku męce szczególne miejsce w życiu Chrystusa zajmuje Góra Oliwna leżąca na wschód od Jerozolimy, oddzielona głęboką doliną Cedronu. Jej nazwa pochodzi od rosnących tu licznych drzew oliwkowych. Na stromych zboczach góry rozciągały się też ogrody oliwne. Jeden z nich nazywał się Getsemani ze względu na tłocznię oliwy wydrążoną w skalnej grocie. Cienisty ogród Góry Oliwnej stał się świadkiem modlitwy Chrystusa.
Po skończonej Ostatniej Wieczerzy Jezus opuścił Wieczernik i udał się do Ogrodu Oliwnego. Po trudach pracy apostolskiej Zbawiciel często przychodził w to ciche ustronne miejsce na modlitwę i wypoczynek. Ciemności nocy powoli rozpościerały się nad Ogrodem Oliwnym, nad Jerozolimą i nad światem. Zbliżała się noc, wyjątkowa noc w ziemskim życiu Zbawiciela.
Przybył tu w towarzystwie apostołów, którym powiedział: „Wy wszyscy zgorszycie się ze Mnie tej nocy” (Mk 14,27). Piotr pełen gorliwości stanowczo zaprzeczył słowom Mistrza: „Choćby się wszyscy zgorszyli z Ciebie, ale nie ja” (Mk 14,29). Pamiętamy dobrze, że Piotr przecenił swoje siły. Po tej rozmowie z Piotrem, Pan Jezus nakazał uczniom pozostać na miejscu, a sam postanowił oddalić się od nich na modlitwę.
Świadkami modlitwy i agonii Chrystusa w Ogrójcu będą trzej apostołowie: Piotr, Jakub i Jan. Byli kiedyś świadkami przemienienia Pana Jezusa na Górze Tabor. Teraz będą świadkami Jego śmiertelnego lęku i agonii. Ośmiu uczniów pozostało na zewnątrz ogrodu. Przeczuwali zapewne, że tej nocy stanie się coś niezwykłego z Jezusem, z którym spożyli Paschalną Wieczerzę.
Wśród nich nie było już Judasza. Biedny uczeń udał się do arcykapłanów, by zdradzić miejsce pobytu swego Mistrza. Zdrada Judasza napełniła serce Chrystusa największą boleścią.
Górę Oliwną powoli spowija noc. Mieszkańcy Jerozolimy gaszą oliwne lampy, układają się na nocny spoczynek. Nie wiedzą, jaki dramat rozegra się tej nocy w Getsemani. Z daleka słychać lekki szmer potoku Cedron. Ciemne chmury przysłoniły księżyc. Zapanowała głęboka, nocna cisza. Jakże inna od tej nocy, gdy w grocie betlejemskiej rodził się Zbawiciel świata. Teraz w tę jerozolimską noc Chrystus Pan wstępował w smutku i lęku. Wyznał to szczerze wobec apostołów: „Smutna jest dusza aż do śmierci. Zostańcie tu i czuwajcie”(Mt 26,38). Sam oddalił się i upadł na twarz. A kiedy tak leżał rozpięty na ziemi, błagał Ojca aby, jeśli to jest możliwe, odsunął od Niego to przeznaczenie. Ojcze, jeśli to możliwe, niechaj odejdzie ode mnie ten kielich, ale po chwili dodał, lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty niech się stanie. Wstał i podszedł do trzech apostołów. Zastał ich w głębokim śnie. Szymonie, śpisz? Nie mogłeś czuwać jednej godziny ze mną? (Mk 14,26-52).
Potem znów się oddalił. Powrócił do rozpoczętej modlitwy. Przeczuwał ogrom męki, która Go czekała. Ogarnęła Jezusa trwoga i udręka. Chrystus poznał przyczyny swych cierpień. Wszystkie obrazy męki, wszystkie bolesne sceny stanęły Mu przed oczyma. Krwawe biczowanie, cierniem koronowanie, fałszywe oskarżenia, gorzkie drwiny, szyderstwo, droga krzyżowa, przybicie do krzyża i śmierć na Golgocie. Z twarzą przyległą do wilgotnej ziemi szeptał: bądź wola Twoja. Oddawał się w ramiona kochającego Ojca. Raz jeszcze przyszedł do apostołów. A oni wciąż spali. Wrócił na miejsce modlitwy.
Ojciec niebieski posłał z nieba anioła, aby umocnił Syna w bólu i udręce. Wciąż była w Nim głęboka trwoga i boleść przed czekającą Go haniebną śmiercią na krzyżu. Jezus zawierzył Ojcu do końca i zdecydowanie odpowiedział tak, i przyjął śmierć z całą jej grozą. „Nie moja, ale twoja wola niech się stanie” (Łk 22,42). I kiedy otarł ręką twarz, mokrą od śmiertelnego potu, w białej poświacie księżyca zobaczył swoje poczerniale palce. „Pot Jego był, jak gęsta kropla krwi” (Łk 22, 43-44).
Jezus podniósł się z ziemi. Rozejrzał się wokół siebie, Jeszcze raz wrócił do apostołów, a oni znużeni własną słabością wciąż byli senni. Uwagi Mistrza o senności apostołów, nie były wyrzutem, ale usprawiedliwieniem ich zmęczenia. Pan Jezus chciał ich pouczyć, że ufna modlitwa pomaga wytrwać do końca. Czuwanie Chrystusa w otoczeniu zaspanych uczniów, to także przykład, jak powinna wyglądać odpowiedzialność człowieka za losy innych ludzi. Pan Jezus poucza wszystkich o potrzebie modlitwy w różnych życiowych sytuacjach: „Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe” (Mk 14,38).
Nasze mieszkania często zdobią obrazy przedstawiające Pana Jezusa na modlitwie w Ogrójcu. Zbawiciel klęczy na ziemi. Jego dłonie wsparte o kamienny głaz. Postać Chrystusa pogrążona w głębokiej modlitwie. Wzrok wzniesiony ku niebu, skąd oczekuje ojcowskiego wsparcia. Wśród obłoków widać anioła. W jednej ręce trzyma on kielich - symbol cierpienia i goryczy, drugą ręką ukazuje niebo, skąd ma przyjść duchowa moc. Na boskim i ludzkim Obliczu Zbawiciela rysuje się głębokie skupienie..
Ten obraz Chrystusa modlącego się w Ogrójcu przypomina także chwile naszego życia. Ileż tego rodzicielskiego potu spływa po twarzy rodziców? Ileż tego potu spływa z czoła ojca, który trudzi się nad utrzymaniem rodziny? Ileż tego matczynego potu spływa w trosce o wychowanie dzieci? Drodzy ojcowie i drogie matki, znacie smak trudu i łez przelanych samotnie. Umiejcie swój pot, często może krwawy pot, łączyć z kroplami krwi Chrystusa podczas Jego ogrójcowej modlitwy. Pragnę was, drodzy rodzice podnieść na duchu i powiedzieć, że wasza modlitwa ma przed Bogiem wielką wartość i ona nigdy, naprawdę nigdy nie idzie na darmo.
W kaplicy Cudownego Krzyża w Krakowie-Mogile modliła się matka w intencji syna, który pogubił się w życiu i stracił wiarę. Kiedyś otwarła swoją torebkę i wyjęła z niej zdjęcie syna od pierwszej komunii świętej. Patrzy stroskana matka na komunijne zdjęcie syna i patrzy na oblicze ukrzyżowanego Zbawiciela. Prosi o łaskę wiary dla dziecka. Matczyne łzy spływają z jej oczu i spadają na zdjęcie syna.
A ona wierzy i modli się, i ufa jak tylko to matka czynić potrafi. Kiedyś przyszła do zakrystii i wyznała kapłanowi: „Jaka jestem szczęśliwa, mój syn odnalazł drogę do Boga, razem ze mną przystąpił do spowiedzi i komunii świętej. Taka jestem szczęśliwa, że mogłabym już dziś umrzeć. Bóg wysłuchał mojej prośby”.
Modlitwa ojca, modlitwa matki w intencji dzieci ma wielką wartość przed Bogiem i ona nigdy nie idzie na darmo. Może czasem rodzice nie doczekają się za swojego życia pociechy z nawrócenia syna, czy córki. Może po ich śmierci przyjadą dzieci, często, z daleka na grób rodziców, położą kwiaty, zapalą znicze i przypomną sobie rodzinny dom, wspólną modlitwę, niedzielną Mszę Świętą. Przypomną też rodzicielską przestrogę, by strzec skarbu wiary. Obudzi się sumienie, przyjdzie opamiętanie, nastąpi nawrócenie, i powrót do Boga. Ale za tym nawróceniem stać będzie wytrwała modlitwa ojca i modlitwa matki, modlitwa babci i dziadka.
Rozważając dziś modlitwę Jezusa w Ogrójcu, trwajmy wytrwale w naszej modlitwie, bo ona ma wielką wartość przed Bogiem. Umacnia nas, abyśmy z pomocą Bożą jak najlepiej mogli wypełnić swoje powołanie, którym obdarzył nas Stwórca.
III. POJMANIE I PRZESŁUCHANIE PANA JEZUSA
Pozwoliła nam Opatrzność Boża doczekać trzeciej niedzieli Wielkiego Postu. Dziś w pasyjnym kazaniu będziemy rozważać zdradę Jezusa i Jego pojmanie i przesłuchanie przed Annaszem i Kajfaszem.
Oto w nocną ciszę Ogrodu Oliwnego wdarł się odgłos kroków nadciągającego tłumu ludzi. Była to straż świątynna i słudzy kapłanów. Wszyscy zostali dobrze uzbrojeni w miecze i kije, w rękach mieli latarnie i pochodnie. Prowadził ich jeden z dwunastu - Judasz Iskariota. Jezus powiedział do apostołów, że zbliża się zdrajca ze swoją zgrają. „Wstańcie, pójdźmy; oto zbliża się ten, który mnie wyda” (Mk 14,42). Wystarczyła mu suma trzydziestu srebrników, aby wydać wrogom swego Mistrza, który mu zaufał i wybrał spośród wielu. Zdradził kogoś, kto go kochał jako jednego z najbliższych. Ci, którzy wyszli pojmać Nauczyciela z Nazaretu, nie znali Go zbyt dobrze. Umówili się, że Judasz specjalnym znakiem wskaże tego, którego mają pojmać. Tym znakiem będzie pocałunek. „Judaszu, pocałunkiem wydajesz Syna Człowieczego” (Łk 22,48). Te przyjacielskie słowa Jezusa wypowiedziane do Judasza wypełnione były troską o dalsze losy ucznia. Ale on zaraz wystąpił z gromady uzbrojonych ludzi, objął Zbawiciela i zwyczajem wschodnim pocałował Chrystusa w czoło. Ten znak szacunku i pocałunku stał się znakiem zdrady. Judaszu, kogo zdradzasz: człowieka, czy Boga, który ci zaufał. Jeśli Boga, to także człowieka, jeśli człowieka, to także Boga.
Jeszcze tej nocy zrozumiał Judasz, że wydał wyrok na kogoś, kto go kochał i był mu życzliwy. Ta świadomość nie daje mu spokoju, odczuwa wyrzuty sumienia, chce zwrócić otrzymane srebrniki, a kiedy arcykapłani nie chcą ich przyjąć, rzuca pieniądze w świątyni. Wpada w rozpacz, udaje się na odludne miejsce i po ukrzyżowaniu Jezusa, popełnia samobójstwo przez powieszenie. Swoją tajemnicę Judasz zabrał ze sobą do grobu. Jeśli zobaczymy, że jesteśmy na drodze grzechu, pamiętajmy, że zawsze jest droga powrotu do Jezusa. Największe nawet grzechy, zdrady Odkupiciel zabrał ze sobą na krzyż, aby je zmazać swoją Boską Krwią.
Akcja pojmania Chrystusa w Ogrójcu szybkim krokiem posuwa się naprzód. Do tych, którzy nadeszli z głębi nocy, aby Go pojmać - zapytał: „Kogo szukacie? Odpowiedzieli Mu. Jezusa Nazarejczyka. Mówi im: Ja nim jestem” (J 18,6). Musiały te słowa w ustach Jezusa zabrzmieć z wielką mocą i godnością, skoro napastnicy cofnęli się i upadli na ziemię, powaleni imieniem Boga. Jezus dobrowolnie wyciągnął ręce, aby Go związano. Chociaż swoją mocą wypędzał złe duchy, wypędził przekupniów ze świątyni, tu, w Ogrodzie Oliwnym nie okazał Boskiej mocy.
Skrępowany Jezus powiedział do napastników: „Wyszliście z mieczami i kijami jak na zabójcę. Kiedy codziennie byłem z wami w świątyni, nie podnieśliście na Mnie ręki. Ale to jest właśnie wasza godzina i moc ciemności” (Łk 22, 52-53). Chociaż był Bogiem, Jezus nie znalazł innego sposobu ukazania miłości, jak tylko przez dobrowolne przyjęcie cierpienia. Pamiętajmy o tym, kiedy w naszym życiu zjawi się krzyż.
Jeszcze tej samej nocy, podczas której pojmano Jezusa, poddano Go wstępnym przesłuchaniom. Najpierw związanego Jezusa zaprowadzono do Annasza. Choć nie piastował on w tym czasie najwyższej godności arcykapłana, to nadal cieszył się dużym poważaniem w całym społeczeństwie żydowskim. Chrystus Pan stanął przed Annaszem pełen królewskiej godności, spokoju i majestatu, takim był również podczas aresztowania w Ogrójcu. Na pytanie Annasza o głoszoną nauką i o uczniów Jezus odpowiada z wielką godnością: „Ja przemawiałem jawnie przed światem. Uczyłem zawsze w synagodze i w świątyni, gdzie się gromadzą wszyscy Żydzi. Potajemnie nie uczyłem niczego. Dlaczego mnie pytasz? Zapytaj tych, którzy słyszeli, co im mówiłem. Oto oni wiedzą, co powiedziałem” (J 18, 19-23). Ta odpowiedź nie podobała się Annaszowi. Wywołała na jego twarzy odruch zniecierpliwienia i grymasu. Widząc to jeden ze sług świątynnych, chcący się przypodobać swemu panu, doskoczył do Jezusa i uderzył Go w twarz, wołając z oburzeniem: „Tak odpowiadasz najwyższemu kapłanowi?” (J 18,22). Z tą samą godnością i spokojem Zbawiciel zwraca się do sługi, każąc mu udowodnić, że źle powiedział, i uzasadnić swój uczynek. Na tym zakończyło się przesłuchanie u Annasza, który odesłał Jezusa do swego zięcia Kajfasza, bo ten był aktualnie urzędującym arcykapłanem.
Tymczasem w pałacu Kajfasza, mimo nocnej pory, zaczęli pospiesznie zbierać się członkowie najwyższej rady żydowskiej - Sanhedrynu. Członkowie tej wysokiej rady składali się z trzech grup społecznych: grupa byłych arcykapłanów i bardziej znanych i wpływowych kapłanów, grupa przedstawicieli zamożnych rodzin żydowskich oraz grupa uczonych w Piśmie. Mieli oni przesłuchać oskarżonego, zanim skaże się Go na śmierć.
Późną nocą skrępowany Jezus stanął przed Sanhedrynem. Rozpoczęło się przesłuchanie. Kajfasz prowadzi śledztwo i zadaje Panu Jezusowi pytania. Ale tak, jak to bywa na świecie, postawili faryzeusze świadków. A byli to świadkowie fałszywi, przepłaceni i przekupieni. Podchodzili do Jezusa i zwyczajem żydowskim wkładali na Niego ręce i oskarżali: „Słyszeliśmy, jak mówił: Rozwalę tę świątynię wzniesioną rękami, a po trzech dniach zbuduję inną, nie wzniesioną rękami” (Mk 14,58).
Zapomnieli biedacy, że Pan Jezus mówił o świątyni swego ciała, kiedy umrze i po trzech dniach zmartwychwstanie. I rozmaite jeszcze świadectwa przytaczano przeciwko Oskarżonemu. Ale te wszystkie zeznania nie były ze sobą zgodne i Panu Jezusowi nie mogły zaszkodzić. A Jezus słysząc fałszywe zarzuty milczał. A tymczasem trzeba było znaleźć jakiś dowód, by skazać Jezusa na śmierć i przynajmniej zachować pozory prawa. Na koniec, kiedy nie udały się fałszywe świadectwa, Kajfasz wśród panującej ciszy, uroczystym głosem zadaje Panu Jezusowi pytanie: „Zaklinam Cię na Boga Żywego, powiedz nam, czy Ty jesteś Mesjaszem, Synem Bożym?” (Mt 26,63).
Słuchajcie prorocy Starego Testamentu, którzyście zapowiadali przyjście Mesjasza na ziemię, aby ludzkość z grzechu wybawić. Słuchaj Boże Ojcze w niebie, któryś nad Jordanem i na Górze Tabor powiedział: „Ten jest Syn mój umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie”.
Słuchajcie niebiosa, słuchaj ziemio cała, słuchaj ludzkości cała, co odpowie Jezus Chrystus, bo ta odpowiedź ze wszech miar będzie ważna dla dalszych losów, dla historii, dla zbawienia człowieka!
Zmęczony Jezus podnosi głowę jak bohater i odpowiada: Jestem Synem Boga Najwyższego. „Odtąd ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego, i przychodzącego w obłokach niebieskich” (Mt 26.64). Usłyszawszy te słowa Arcykapłan rozdziera szaty swoje na znak bólu spowodowanego zasłyszanym, według jego myśli, bluźnierstwem i woła: „Na cóż nam jeszcze innego potrzeba świadectwa? Jeśli ktoś mieni się Synem Bożym według prawa żydowskiego winien umrzeć! Cóż wam się zdaje? A wszyscy zgromadzeni krzyknęli: Winien jest śmierci! Winien jest śmierci! Musi umrzeć!
Ponieważ jednak wyrok będzie musiał być zatwierdzony przez Rzymian, więc i kara będzie rzymska - ukrzyżowanie. Tymczasem zanim to nastąpi, należy pomścić już teraz to bluźnierstwo. Dlatego niektórzy z członków Sanhedrynu zaczęli pluć na Chrystusa, zakrywać Mu twarz, policzkować i wołać: Prorokuj! Do zabawy dołączyli się słudzy Sanhedrynu, bijąc Jezusa po twarzy. Spełniło się to, o czym mówił prorok Izajasz o Słudze Pańskim: „Nastawiłem plecy tym, którzy mnie bili, policzki tym, którzy szarpali mnie za brodę, nie ukrywałem mej twarzy przed zniewagami i pluciem” (Iz 50,6).
Następnie odprowadzili Pana Jezusa do piwnicy, ażeby zaczekać do świtu dnia, gdyż wyrok śmierci musiał zatwierdzić Piłat Poncki, namiestnik cesarza rzymskiego.
Proces Jezusa, przed trybunałem żydowskim, który przeżywaliśmy w dzisiejszym rozważaniu pasyjnym, dał Chrystusowi okazję do objawienia swej mesjańskiej i boskiej godności. Jezus ukazał siebie jako wysłanego przez Boga Mesjasza i Syna Bożego.
Za chwilę uklękniemy przed Najświętszym Sakramentem, by przyjąć Jezusowe błogosławieństwo. Wzbudźmy w sercu najgłębszą wiarę, że pod postacią Hostii ukryty jest prawdziwy Syn Boży - Jezus Chrystus, nasz Zbawiciel.
IV. SKAZANIE CHRYSTUSA NA ŚMIERĆ
Minęła już pierwsza połowa Wielkiego Postu. W czasie dzisiejszych Gorzkich Żali będziemy rozpamiętywać skazanie Chrystusa na śmierć krzyżową przez Poncjusza Piłata.
Sanhedryn pod przewodem arcykapłana Kajfasza wydał Jezusa z Nazaretu na śmierć, za to, że będąc człowiekiem, mienił się Mesjaszem, Synem Bożym. Ale ten sędziowski werdykt, wymagał zatwierdzenia przez namiestnika rzymskiego. Zanim oskarżyciele zaprowadzą Jezusa do Piłata, wcześniej pozostawią Go w piwnicy, by tam czekał do rana.
Tymczasem na dziedzińcu pałacu Arcykapłana bawią się przy ognisku żołnierze i podwórkowa gawiedź. A blisko ogniska stanął Piotr. Chciał wiedzieć, co stanie się z jego Mistrzem. Oto przechodzi jakaś kuchenna kobieta ze służby najwyższego kapłana. Zobaczywszy Piotra grzejącego się przy ogniu, przypatrzyła mu się dobrze i rzekła. I ty jesteś jeden z towarzyszy tego skazańca, bo tak mi wyglądasz na Galilejczyka. A biedny Piotr przerażony o swoje życie zapiera się i twierdzi: kobieto, ja nie znam tego człowieka. Potem druga służąca odzywa się do niego podobnie. Czy ty nie jesteś jednym z tych, którzy chodzili z tym skazańcem, bo i mowa twoja cię zdradza. Znowu przerażony Piotr powiada: wierzcie mi, nie znam tego człowieka. Wreszcie po raz trzeci ci, którzy tam stali, mówili znów do Piotra, ty jesteś także Galilejczykiem. Wystraszony, przerażony, biedny Piotr, lękający się o swoje życie, zaczyna się zaklinać i przysięgać: nie znam tego człowieka, o którym mówicie. A wtedy powtórnie zapiał kogut. Spełniła się zapowiedź Jezusa. Piotrze, zanim kogut dwa razy zapieje, trzy razy Mnie się zaprzesz. Przypomniał sobie Piotr słowa Mistrza pospiesznie opuścił podwórze. Wyszedł na zewnątrz i zaczął gorzko płakać. Te gorzkie łzy, pełne żalu i skruchy, uratowały Piotra. Pozwoliły mu wypłakać swój grzech zaparcia. To potrójne zaparcie wynagrodzi potrójnym wyznaniem miłości nad jeziorem Genezaret po cudownym połowie ryb.
Pójście do Jezusa z naszym grzechem, to konieczny warunek trwałego nawrócenia. Gdy przychodzimy do Niego z naszymi grzechami i słabościami, wtedy dzieje się coś wielkiego i niezwykłego w życiu. Mocą Jego przebaczającej miłości, stajemy się więksi od naszych słabości. Miłość Chrystusa większa jest niż nasze grzechy. Wszystko możemy w Tym, który nas umacnia. Niech takie będzie nasze spotkanie ze Zbawicielem podczas wielkopostnej spowiedzi.
Nastał poranek Wielkiego Piątku. Na niebie zaświeciło złote słońce. Wczesnym rankiem ulicami Jerozolimy posuwa się dziwny pochód. Idą arcykapłani, idą uczeni w Piśmie, idzie cała Wysoka Rada, idzie tłum ludzi, a wśród nich nauczyciel z Nazaretu już przez Sanhedryn na śmierć skazany. Zatrzymali się przed pałacem Namiestnika Rzymskiego. Wychodzi do nich Piłat i pyta: Czego chcecie? Odpowiadają: Przywiedliśmy tutaj złoczyńcę, abyś zatwierdził wyrok śmierci, bo się czyni królem żydowskim i Synem Bożym. Pyta Go Piłat: Czy Ty jesteś królem żydowskim? A Pan Jezus pełen spokoju odpowiada: Tak, jestem królem, ale królestwo moje nie jest z tego świata. Gdyby królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie został wydany Żydom. Teraz zaś Królestwo moje nie jest stąd (por. J 18,35-37). Jezus dał do zrozumienia, że Jego królestwo jest królestwem ducha i serca, wiary świętej i królestwem nieba. „Jam się na to narodził i po to przyszedłem na świat, aby zaświadczyć o prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu” (J 18,37-38). Cóż to jest prawda, odpowiada sceptyk Piłat i wychodzi zakłopotany, bo widzi, że Pan Jezus jest człowiekiem niewinnym. Tymczasem oskarżyciele natarczywie krzyczą, by ich wyrok zatwierdził. Chwiejny Piłat poszukał innego wyjścia i odesłał Jezusa jako Galilejczyka do zwierzchnika Galilei - Heroda Antypasa, tego samego, który kazał w wiezieniu ściąć św. Jana Chrzciciela. Ucieszył się Herod, że zobaczył Chrystusa. Jeszcze Go nie widział, słyszał tylko o Jego wielkich cudach. I myślał, że przed nim Jezus jakiś cud uczyni i na to czekał. Ale Pan Jezus nie przybył po to, by czynić cuda przed lubieżnym królem, który żył z żoną brata swego Filipa. Milczał więc Pan Jezus i żadnego cudu przed nim nie uczynił. Wtedy Herod kazał Chrystusa oblec na pośmiewisko w białą szatę i z powrotem odesłał do Namiestnika. Upokorzony przez królewskich dworaków, Jezus ponownie stanął przed Piłatem. Namiestnik ciągle był skłonny uwolnić Go z rąk prześladowców. Usiłował Jezusa ratować, bo widział, że jest niewinny. Ale tłum coraz natarczywiej wołał: Ukrzyżuj Go! Pomyślał sobie Piłat, każę Go ubiczować, może twarde ich serca wzruszą się na widok krwi płynącej z ciała Chrystusa. Oddał więc Jezusa żołnierzom, aby Go ubiczowali. Straszne to było biczowanie. Przekonał się o tym, kto oglądał sławny film „Pasja”. Żołnierze Rzymscy bili batami rzemiennymi, zakończonymi kulkami z ołowiu. Znęcali się ile chcieli. Całe ciało Zbawiciela pokryło się krwią, która spływała na ziemię.
Ubiczowanego, cierniem ukoronowanego Jezusa stawiają żołnierze przed Piłatem. Zapewne jego serce się ścisnęło, bo wyprowadza Chrystusa w takim stanie przed tłum, jakby chciał skruszyć ich opór i twarde serca, powiada: „oto człowiek - ecce homo”. Tłum był nieustępliwy i trwał w uparcie przy żądaniu kary śmierci. Wtedy Namiestnik postanowił użyć jeszcze jednego wybiegu.
Zawsze był zwyczaj, że na Święta Paschy wypuszczano jednego z więźniów. Był właśnie w wiezieniu złoczyńca Barabasz, który zamordował człowieka w rozruchach miejskich i czekał na swoją śmierć. Kazał go Piłat przyprowadzić i postawić przed tłumem. Którego chcecie, abym wam uwolnił na Święta Paschy, Jezusa czy Barabasza - zapytał Namiestnik. Ale manipulowany przez członków Sanhedrynu tłum wybrał nie Jezusa, ale notorycznego zbrodniarza Barabasza, krzycząc głośno do Piłata: Uwolnij nam Barabasza, a Jezusa z Nazaretu ukrzyżuj. Podburzony przez starszyznę i arcykapłanów tłum złamał opór sędziego szantażem: Jeżeli go nie uwolnisz nie jesteś przyjacielem Cezara. Każdy, kto się czyni królem, sprzeciwia się Cezarowi! Przeląkł się Piłat Poncki. Pełen obawy o losy swojej kariery, ugiął się przed żądaniem tłumu. Spojrzał na stojącego Chrystusa i powiedział: Pójdziesz na krzyż! Siedząc na sędziowskim trybunale, umył publicznie ręce mówiąc: nie jestem winien krwi tego sprawiedliwego. Odpowiedziano mu: Krew jego na nas i na dzieci nasze!
Kara krzyża jest haniebną i straszną zarazem. A Jezus wie jak ukochał lud. Przyjmuje wyrok z poddaniem, ponieważ w tym widzi wolę Ojca, ponieważ chodzi o nasze zbawienie. Kiedy przyjdą cierpienia, wtedy naucz nasze serca poddać się woli Ojca tak, jak Ty to uczyniłeś.
Tak wygląda opis sądu na podstawie Ewangelii. Niechaj każdy z nas w cichości swego serca odszuka siebie samego. Kimże jestem? Arcykapłanem, który szuka świadków fałszywych, aby potwierdzić swoje, od dawna gotowe wnioski i wyroki. Kim jestem? Piotrem deklarującym oddanie i wierność? Piotrem zapierającym się Mistrza po trzykroć? Piotrem płaczącym z żalu i upokorzenia? Może biednym uczniem, do którego żal przyszedł zbyt późno, aby odepchnąć rozpacz? Kim jestem? Może przymilnym sługą wymierzającym policzek niewinnemu koledze, aby przypodobać się swemu szefowi? A może kimś, kto prawdę nazywa kłamstwem? Może kimś spośród tych, którzy wołali o wolność dla zabójcy a śmierć dla niewinnego? Czy żaden z naszych uczynków nie był szyderstwem, pokłonem żołnierza rzymskiego, drwiną, uderzeniem, zniewagą.
Niech będzie nad nami miłosierdzie Twoje Panie Jezu Chryste. Dla Jego bolesnej męki, miej miłosierdzie dla nas i całego świata. Pobłogosław nas Najświętszym Sakramentem, abyśmy zrobili szczery rachunek sumienia, powzięli mocne postanowienie poprawy i odprawili dobrą rekolekcyjną i wielkopostną spowiedź. Niech miłosierdzie Boże okaże się większe od naszych słabości. Niech stanie się dla nas wezwaniem do życia według Ewangelii.
V. DROGA KRZYŻOWA CHRYSTUSA
Wielki Post powoli zbliża się do końca. Dziś będziemy towarzyszyć Zbawicielowi na Jego Drodze Krzyżowej, od pałacu Piłata aż na Kalwarię.
Gdy Piłat Poncjusz wydał wyrok skazujący Chrystusa na śmierć krzyżową, żołnierze rzymscy przynieśli ciężki, drewniany krzyż. Skazaniec ma go sam ponieść na miejsce stracenia. Pan Jezus bierze na siebie narzędzie tortury. Trzeba je podjąć obolałymi rękami i wziąć na barki obite i pokaleczone. I kiedy Pan Jezus zobaczył przed sobą narzędzie swej męki, jak mówi tradycja, wyciągnął ręce i zawołał: „Witaj krzyżu, nadziejo jedyna”. W krzyżu widzi Chrystus zlecenie Ojca, i nasze zbawienie, i pożąda go ze wszystkich sił swego serca. Wychodzi naprzeciw krzyża i świadomie bierze go w ramiona. Otoczony strażą i tłumem ludzi, około południa w Wielki Piątek powlókł się krok za krokiem w swoją ostatnią, ziemską drogę, znacząc ja śladami Boskiej Krwi. Ruszył pochód wąskimi i krętymi ulicami Jerozolimy. Na czele pochodu jechał na koniu rzymski setnik dowodzący eskortą żołnierzy, którzy mieli wziąć udział w egzekucji. Od czasu do czasu legionista przystawał i trąbił ogłaszając wyrok, żeby ludzie wiedzieli, kto idzie na śmierć krzyżową.
Jerozolima widziała nie jedną już drogę skazańca, nie jeden krzyż, nie jedne ślady krwi na kamieniach. Teraz prowadzono na ukrzyżowanie Syna Bożego, ukrytego w ludzkim ciele. Tak niedawno rzucano Mu pod stopy gałązki oliwne, wołając „Hosanna”. To był Ten, który uzdrawiał i leczył, wypędzał złe duchy i wskrzesił Łazarza, a teraz z krzyżem na ramionach idzie na śmierć. Ubiczowany, cierniem ukoronowany potyka się o wystający kamień albo potrącony przez kogoś z tłumu - upada. Na leżącego na ziemi, jak grad padają zelżywości, drwiny i razy. Zebrawszy siły, powstaje Jezus z ziemi, wkłada z trudem na poranione barki i idzie dalej. Upadał będzie jeszcze parokrotnie. Ale zawsze się podniesie, by pójść dalej. A te upadki pogłębiały boleść rany, jaką Pan Jezus miał w ramieniu wyciśniętą kantem krzyża.
Tę ranę czcił św. Bernard, który mówił, że sprawiała ona Odkupicielowi więcej bólu, niż inne rany na ciele i głowie. Wpatrując się w boskie rany Chrystusa wołał: „Choć ciężko zgrzeszyłem i moje sumienie jest niespokojne, to nie popadam w rozpacz, ponieważ pamiętam o ranach Zbawiciela mego”.
Po każdym upadku podnosi i niesie krzyż, aż do celu przeznaczenia. Tam oczekuje Go nie wybawienie, ale straszliwa śmierć. W zaułku wąskiej ulicy stoi kilka kobiet, a wśród nich dostrzega Jezus swoją Bolesna Matkę. Matka i Syn. Nic nie mówią do siebie. Cóż mają mówić w tym momencie? Ile miłości i bólu przesyłają sobie wzajemnie ich spojrzenia i dusze, o tym wie tylko sam Bóg. Patrzy Matka Najświętsza i myśli: Synu, co z Ciebie zrobili ludzie? Jak Ty strasznie wyglądasz? Co z Ciebie zrobiły grzechy ludzkie? A Jezus patrząc na swoją Najdroższą Matkę, również nie wypowiedział ani jednego słowa. Pomyślał tylko: Matko, Matko moja najdroższa, patrz co uczyniły grzechy ludzkie z Twojego Syna. Na chwilę ogarnęło Go ciepło rodzinnego domu w Nazarecie, miłość Matki.
Poszedł, a raczej powlókł się dalej. Droga była jeszcze długa, a Jezusowi sił zabrakło. W pewnym momencie tak osłabł, że ani kroku dalej iść nie mógł. Istniała obawa, że może nie dojść na miejsce egzekucji. Podniósł się setnik na koniu w strzemionach, rozglądnął się po ludziach. Zobaczył w tłumie jakiegoś człowieka wracającego z pola do domu z narzędziami pracy w ręku. Był to Szymon z Cyreny. Zawołał go setnik i kazał mu pomagać w dźwiganiu krzyża. Wziął więc Szymon w swoje twarde chłopskie ręce krzyż i nie zdawał sobie sprawy komu, pomaga. Przyjął Zbawiciel tę pomoc chociaż z przymusem udzieloną. Niosą ten krzyż razem: Bóg i człowiek. Człowiek i Bóg. Szymon stał się dla wszystkich przykładem i wzorem tego, jak należy za Jezusem postępować biorąc na siebie krzyż swoich codziennych obowiązków, tego, co trudne, bolesne, co kładzie się ciężarem na barki i przygniata. Panie, daj nam wtedy odczuć, że jesteś przy nas. Po jakimś czasie Cyrenejczyk uwolnił się od tej pomocy. Jezus jest całkiem osamotniony, tylko Ojciec jest przy Nim. Droga wznosi się coraz wyżej. Krzyż przygniata przerażająco. Wszystko kołysze Mu się przed oczami. I oto jakaś kobieta wychyla się z tłumu i własną chustą ociera zakrwawione, spocone Oblicze Chrystusa. Żołnierze i pospólstwo odpędzają odważną Weronikę. Na jej chuście odbiło się Oblicze Jezusa, ślady świętych Jego rysów. W boski sposób wynagrodził Zbawiciel dobry czyn litościwej kobiety. Naucz nas Panie dostrzec każdą drobną przysługę miłości i okazać za nią wdzięczność.
Idzie dalej. Głowa umęczona cierniami, ciało pokryte głębokimi ranami, dręczone gryzącym potem. Upada już prawie pod ciężarem krzyża... I oto na jakimś zakręcie ulicy spotyka gromadę kobiet jerozolimskich. Znalazły się blisko Jezusa, że mógł je zauważyć zbolałym wzrokiem. Słychać było ich cichy płacz. Możliwie, że jeszcze niedawno niektóre z nich krzyczały z tłumem: Ukrzyżuj Go! Teraz jednak wzruszone płakały. Okazywały Jezusowi serdeczne współczucie. Skierował do nich Zbawiciel ostatnia w swoim życiu naukę. I chociaż drży z bólu rozmawia z nim spokojnie, poucza je i naprowadza na właściwą drogę.
Wreszcie cały pochód zbliżał się powoli ku Golgocie. Było to popołudnie Wielkiego Piątku. Faryzeusze chcieli dokonać tej egzekucji jak najszybciej, bo zbliżał się szabat i po zachodzie słońca Żydzi rozpoczynali święto. Naglili więc jak mogli, żeby Pan Jezus skonał przed zachodem słońca.
Chrystus stanął na szczycie Golgoty. Płakał kiedyś nad Jerozolimą, ponieważ nie rozpoznała czasu swojego nawiedzenia. Jerozolima nie przyjęła Bożego wezwania. Spojrzał na miasto. Spojrzał na wspaniałą świątynię, na błyszczące w blaskach słońca jej kolumny i złocone dachy. Spojrzał po raz ostatni na Górę Oliwną, gdzie został pojmany. I był gotowy do oddania swojego życia za zbawienie świata.
Żołnierze niezwłocznie zabrali się do krzyżowania Ofiary. Zwleczono z Chrystusa suknię i tunikę. Umęczone Ciało Zbawiciela rozpostarto na krzyżu, który przydźwigał na własnych skrwawionych ramionach. Rozpoczęło się przybijanie do krzyża. Dwa gwoździe przybiły dłonie Chrystusa; jeden długi wystarczył, by przybić stopy. Z przebitych rąk i nóg spływały powoli krople boskiej krwi i wsiąkały w ziemię. Po przybiciu, krzyż z Ciałem Chrystusa podniesiono do góry. Koniec pionowej belki wpuszczono w przygotowany dół. Dokonało się! Utrudzony żołnierz rzymski otarł wierzchem ręki spoconą twarz i podjął z ziemi tunikę. Tunika nie była szyta, ale od góry tkana cała, nie można jej było podzielić wśród żołnierzy. Będą rzucali o nią los, któremu z nich przypadnie. Taka była przepowiednia i żołnierze spełnili ją dokładnie.
Na szczycie krzyża przybito tabliczkę z wypisaną w języku greckim, łacińskim i hebrajskim winę Skazanego. Jezus Nazareński Król Żydowski. Stało się to wbrew woli kapłanów, którzy żądali od Piłata, aby raczej kazał napisać: Jezus z Nazaretu, który uważał się za króla żydowskiego, ale namiestnik w tym przypadku nie ustąpił. Zdecydowanym głosem odpowiedział: „Com napisał, napisałem”.
Razem z Jezusem ukrzyżowano dwóch złoczyńców, jednego po prawej, drugiego po lewej stronie. Tak wypełniło się słowo Pisma: „W poczet złoczyńców został zaliczony” (Mk 15, 27-28).
U stóp krzyża trzeba sobie postawić pytanie: Czy Pan Jezus musiał tak cierpieć? Odpowiedź jest prosta. Nie musiał! Ale chce nam powiedzieć, jak wielka jest cena ludzkiej duszy. Ile warte jest zbawienie człowieka. Chrystus umarł za mnie, abym ja mógł żyć wiecznie i zbawić swoją duszę nieśmiertelną.
Żeby dzisiejsze rozmyślanie miało sens i skutek, niech każdy z nas zapyta teraz, czy dopełnił obowiązku drogi wytyczonej przez Boga dla niego. Dokąd idziemy? Quo vadis? Dokąd idziesz duszo ludzka, pyta dzisiaj Jezus Chrystus, który stanął na ostatniej ziemskiej drodze swego życia i woła nas ku sobie. Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy spragnieni jesteście zbawienia. Ja za was cierpiałem, za was podjąłem tę okrutną mękę. Niechże każdy z nas w ten wieczór dzisiejszy wielkopostnej niedzieli zapyta, czy idzie droga przez Boga mu wytyczoną. Czy idzie dobrym krokiem? Czy idzie za Chrystusem, czy idzie obok Chrystusa, albo przeciwko Chrystusowi? I kiedy przyjdzie śmierć nasza, pójdziemy ostatnim krokiem po naszej ziemskiej drodze, o daj Boże, abyśmy ten krzyż do serca przytulić mogli, do ust przytulić mogli i powiedzieli: Chryste szedłem za Tobą, upadałem, ale się dźwigałem. Teraz oddaję Ci duszę moją, za którą cierpiałeś. Jezu, kocham Cię, Jezu, miłuje Cię, Jezu całuję Twoje święte rany.
VI. ŚMIERĆ CHRYSTUSA NA KRZYŻU
Niedzielę Palmową przeżyjemy na Kalwarii u stóp Chrystusowego Krzyża. W czasie Wielkiego Postu śpiewamy: „Wisi na krzyżu Pan, Stwórca nieba. Płakać za grzechy, człowiecze, potrzeba”. Razem z Matką Bożą Bolesną, św. Janem i św. Marią Magdaleną rozważać będziemy tajemnicę śmierci Odkupiciela. Przybity do krzyża Jezus nie może już więcej czynić, jak tylko wisieć i cierpieć. Przychodzą takie chwile i dla nas, że nie możemy niczego czynić i pozostaje nam tylko wytrwać z Bogiem.
Chrystus żył trzydzieści trzy lata, trzy lata nauczał, ale najważniejsze były trzy ostatnie godziny Jego życia. Wówczas ofiarował swoje życie za zbawienia świata.
Rozpoczęło się trzygodzinne konanie. Męce fizycznej towarzyszyły naigrawania otoczenia. Oskarżyciele miotali w Jego stronę drwiny i szyderstwa. Tłum wołał: „Jeśli jesteś Synem Bożym, zejdź z krzyża. Ty, który burzysz świątynię Bożą i odbudowujesz ją w trzech dniach, wybaw samego siebie. Innych ocaliłeś, a sam siebie ocalić nie możesz? Zejdź z krzyża, a uwierzymy. Ufałeś Bogu, niechże cię teraz wybawi, przecież jesteś Synem Bożym” (Mk 15, 29-30). Umęczony Jezus słysząc te słowa zwraca się do Ojca Niebieskiego z wielkoduszną prośbą: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”. Są to pierwsze słowa wypowiedziane z krzyża. To miłość kazała Chrystusowi prosić Ojca o wybaczenie ludzkich grzechów. Jezus żywi nadzieję, że owoce krzyża i Jego męki staną się także udziałem tych, którzy wydali na Niego niesprawiedliwy wyrok. Zbawiciel z krzyża spełnia to, co było treścią Jego życia - miłość do ludzi, a nawet do nieprzyjaciół. Słowa Chrystusa zachęcają do naśladowania. Powinny stać się apelem Jezusowej miłości do każdego z nas. Zbawiciel daje przykład przebaczania i zapominania doznanych krzywd.
Odkupiciel świata wisi między dwoma łotrami. Jeden z nich wątpi w to, że Jezus jest prawdziwym Mesjaszem. Drugi wierzy w niewinność Chrystusa i w Jego mesjańskie posłannictwo, dlatego strofuje swojego współwinowajcę zapytując go, czy nie boi się Boga, jako sędziego, skoro stoi w obliczu śmierci. Potem zwrócił się do Jezusa: Panie, wspomnij na mnie, gdy przybędziesz do swego Królestwa. I rzekł mu Jezus: Zaprawdę powiadam tobie, dziś jeszcze będziesz ze mną (Mt 16, 28). Skrucha i szczerość dobrego łotra ujęła Jezusa, który mu przebacza i obiecuje nagrodę. Te Jezusowe słowa można każdemu konającemu włożyć w usta, byle tylko był wpatrzony w krzyż i uwierzył w Jezusa. Tak! Miłosierdzie Chrystusa nie ma granic, potrafi nawet w chwili śmierci przebaczyć tym, którzy za życia o Nim nie pamiętali. Wystarczy akt doskonałej skruchy, wystarczy nawet w ostatnim momencie uwierzyć Jezusowi, Jemu zaufać i ukochać Go.
Głośny film Pasja ma przejmującą scenę. Ostatni moment życia Chrystusa, z przebitego boku Zbawiciela wytrysnęła krew. Jedna z tych kropli dotknęła dobrego łotra. Otworzył swe oczy z wiarą spojrzał na Chrystusa. Krew Chrystusa stała się dla niego zbawieniem. Drugi nie skorzystał, zamknął swe oczy na miłość Jezusa. To jest wielkie przesłanie dla nas. Największy grzesznik, jeżeli powie wspomnij na mnie, gdy będziesz w raju może liczyć na zbawienie. Taka jest lekcja Chrystusowej męki.
W szpitalu leżał pacjent - profesor uniwersytecki. Przygotowywał się na bardzo poważną operację serca. Leżąc na szpitalnym łóżku, miał wiele czasu, by przemyśleć swoje dotychczasowe życie. Miał jakieś wewnętrzne przeczucie bliskiej swojej śmierci, choć rodzina i lekarze mówili inaczej. Kilku chorych z jego sali przyjmowało komunię świętą, którą codziennie rano przynosił kapelan szpitalny. Profesor długo szukał w swojej pamięci, kiedy ostatni raz był u komunii. Przypomniał sobie, że było to kilkanaście lat temu, kiedy najmłodszy syn przystępował do pierwszej komunii. Po długim namyśle poprosił księdza kapelana o rozmowę, a później o spowiedź i komunię. I dobrze, że pojednał się z Bogiem, bo choroby swej nie przeżył. Po śmierci w jego pościeli znaleziono kartkę z napisem: Dzięki Ci Chryste, żeś się pochylił nade mną na ostatniej drodze mojego życia. Słowa te rodzina kazała umieścić na grobie profesora.
Jezu Chryste, Zbawco mój, spraw, aby u mego śmiertelnego łoża stanął kapłan udzielił mi rozgrzeszenia i podał Ciało Twoje - Pokarm na wieczność. Niech usta Twoje również do mnie wyrzekną to słowo: Zaprawdę, powiadam ci: dziś jeszcze będziesz ze mną w raju. Spraw Panie, abym z Tobą i w Tobie wszedł do Królestwa Ojca Twego.
Z każdą minutą konania Jezusa zbliżała się nieubłaganie chwila Jego śmierci. Wiedział o tym, dla tego też zdobył się ogromnym wysiłkiem woli na pożegnanie ze swoją Matką. Była blisko. Przeszła razem z Nim całą drogę ku śmierci. Była taka chwila, kiedy na ulicach Jerozolimy spotkali się oczami. Przyszła pod krzyż wierna aż do końca. Przeżywała agonię Syna. Obok stał umiłowany uczeń - apostoł Jan. Drżącymi wargami Jezus powiedział: Niewiasto, oto syn Twój. I ruchem głowy wskazał Jana. Jemu zaś rzekł: Oto Matka Twoja. I od tej chwili wziął Ją uczeń do siebie (J 19,27). Jezu, dając Matkę uczniowi, dałeś nam wszystkim swoją Matkę. Mówisz do nas z wysokości krzyża. Synu, córko, oto Matka twoja. Udziel nam laski, byśmy miłowali Twoją Matkę i czcili Ją. A patrząc na nas, powiedz do Niej: Niewiasto, oto syn twój; Matko, oto córka twoja.
Jezus powoli gasł w agonii, która trwała już około trzech godzin. Mrok powoli okrywał ziemię. Gęste chmury zakryły słońce. Jerozolima przygotowywała się do obchodów uroczystości paschalnych.
Wyczerpany Jezus odczuwał niezmierne pragnienie. Żołnierze usłyszeli słowo: Pragnę. Jeden z nich umoczył gąbkę w napoju składającym się z kwaśnego wina zmieszanego z wodą i nasadziwszy ją na trzcinę zbliżył do ust spragnionego. Kiedy Jezus poczuł smak octu, rzekł: Dokonało się. Po chwili niespodziewanie mocnym głosem zawołał: Ojcze w ręce Twoje oddaję ducha mojego. Po tych słowach skonał. A kiedy umarł, przyszedł żołnierz z włócznią przebił Mu bok, i wypłynęła krew i woda.
Na niebie do tego czasu spokojnym, zaczęło się dziać coś dziwnego. Najpierw wicher, potem szum, potem gaśnie blade jak opłatek słońce, potem bija pioruny. Rozszalały się żywioły, pękają skały. Umiera nie człowiek, ale Bóg - Człowiek. Ludziom nagle ziemia zakołysała się pod nogami. Tłum runął ku miastu bijąc się w piersi. Setnik zdjął hełm z głowy, spojrzał na Ukrzyżowanego i zawołał: Zaiste ten był Synem Bożym!
Chrystus umarł. Jego wrogom wydawało się, że odnieśli wielkie zwycięstwo. Tymczasem nic bardziej fałszywego. Śmierć Jezusa stała się początkiem nowego życia, stała się początkiem nowej ery w dziejach świata.
Stańmy dziś pod krzyżem Zbawiciela i z największą wiarą, nadzieją i miłością wypowiedzmy wobec Ojca w niebie: Ojcze w ręce Twoje oddaję moją duszę nieśmiertelną. I jeszcze to jedno wezwanie: Ach Jezu mój, ach Jezu mój, gdy będę umierał, Ty przy mnie stój.
Przyjmij mnie do swej miłości. A gdy nadejdzie kres mojej ziemskiej wędrówki i mój dzień skłoni się ku zachodowi, i otoczy mnie mrok śmierci, wypowiedz wtedy również nad moim kresem swoje ostatnie słowo: Ojcze, w ręce Twoje powierzam ducha jego.
11