FRID INGULSTAD
NA TROPIE
1
Kristiania, październik 1910 roku
Elise nie krzyczała. Nawet nie pisnęła, żeby zaprotestować. Zanim ruszyła za
funkcjonariuszami w stronę czarnego policyjnego powozu, poleciła tylko Dagny, aby ta
zawiadomiła Johana. Myśli całkiem zniknęły, a głowa wypełniła się pustką. Resztkami
świadomości zarejestrowała, jak pani Børresen na moment zatrzymała się w drodze do spiżarni,
gapiąc się z otwartymi ustami. Elise kątem oka spostrzegła, jak Karen, pokojówka pani Berge, stała,
rozmawiając z inną pokojówką, i jak obydwie naraz odwróciły głowy, wlepiając w nią wzrok. Nie
widziała ich wyraźnie, ale wiedziała, że tam stoją.
Od czasu do czasu jej słuch wyławiał pojedyncze słowa wypowiedziane przez policjanta,
które wpadały jej do ucha, ale równie szybko znikały. To nie mogła być prawda. Ciało nie mogło
należeć do Kristiana. Niemożliwe, żeby leżało w fiordzie przez tyle miesięcy, podczas gdy oni nie
mieli o niczym pojęcia. Kristian musiał żyć. On się tylko ukrywał. Zapadł się pod ziemię razem ze
Svanhild.
Siedzący obok policjant odezwał się do niej. Odwróciła głowę w jego kierunku, posyłając
mu nic niepojmujące spojrzenie. Nie chciała przyznać, że nie zrozumiała jego słów, tylko po to, by
ich nie powtarzał.
Więcej pytań jej nie zadawano. Funkcjonariusze sądzili pewnie, że nie dosłyszała albo była
zupełnie nieobecna duchem, to nie miało znaczenia. Mogli myśleć, co chcieli. Marzyła, żeby mieć
już to wszystko za sobą i móc wrócić do domu. Wtedy zapomni o tym, co się stało, i zajmie się
dalej pisaniem powieści o Birgerze Olsenie z Sagene.
Pomyśleć, że dojechanie powozem na pogotowie trwało tak długo.
Może powinna była sama powiadomić Johana, zamiast wysyłać do niego Dagny. Wtedy na
pewno nalegałby, aby jej towarzyszyć. Jej ręce nie byłyby teraz zimne jak lód, a chłód tak
dokuczliwy. Szczękała zębami, a kolana jej dygotały. Ponieważ już od dawna trwała jesień, na
zewnątrz panowało przeraźliwe zimno.
- Dziwne, że dzisiaj mamy tak piękną pogodę - powiedział w tej samej chwili policjant. -
Nie przypominam sobie tak ciepłych dni w połowie października.
Na drodze było mnóstwo kałuż, więc w nocy musiało padać. Kiedy jedno z kół powozu
wpadło w dziurę, Elise podskoczyła na swoim siedzeniu.
Drzwi sklepu Magdy były otwarte, a dwie kobiety właśnie przekraczały ich próg. Powinna
kupić paczkę kaszy, kiedy tam była. Wciąż została jej jedna butelka pysznego soku porzeczkowego,
który dostała od pani Jonsen.
Pani Jonsen była miła. Powinni częściej zapraszać ją do siebie. Albo korzystać z jej
zaproszeń. Pani Evertsen także. Na chrzcie dziecka była zachwycona panem Thoresenem, który
jednak jest teraz z powrotem w Toten. Bardziej podobało mu się życie na wsi. Ani Anna, ani Johan
nie mieli nic przeciwko jego powrotowi, mimo że był ich ojcem. Sytuacja była dziwna, ale
rozumiała ich.
Powóz dudnił, tocząc się przez most Beierbrua. Zastanawiała się, czy Anna była w domu.
Jeśli zobaczy Elise w czarnym policyjnym powozie, na pewno się przestraszy. Nie wspominając już
o tym, co powiedziałaby pani Evertsen, gdyby tam dzisiaj była i pomagała Annie.
Plac szkolny świecił pustkami. Na szczęście nie trwała w tej chwili przerwa między
lekcjami. Gorzej byłoby, gdyby Peder, Evert i ich koledzy z klasy ją teraz zobaczyli.
W okolicy browaru Ringnes panował spory ruch. Wielu dostawców piwa stało z
załadowanymi wozami gotowymi do drogi. Ich konie były najlepsze w mieście. Przetrzymywano je
w znacznie lepszych warunkach niż samych pracowników fabryki. W stajniach miały nawet za-
wieszone tabliczki z własnymi imionami.
Przestań myśleć! Przestań myśleć! Przestań myśleć!
Powóz szybko mknął w dół, w stronę miasta. Walczyła, aby skierować myśli ku czemuś
innemu. Chodziło o cokolwiek, byleby nie przypominać sobie, dlaczego tu siedzi.
Jednak im bliżej było celu, tym było jej trudniej. Na koniec okazało się to niemożliwe.
Dźwięczały jej w uszach nieprzyjemne słowa, wypowiedziane przez policjanta. W fiordzie
znaleziono zwłoki młodego mężczyzny. Wiele wskazuje na to, że to pani brat, Kristian Løvlien.
Płacz sprawił, że jej ciałem wstrząsnęły spazmy, ale z ust nie wydobył się żaden dźwięk.
Przecież o tym wiedziała. Zdawała sobie z tego sprawę od dnia, kiedy Hilda przyszła do niej
zdenerwowana, tłumacząc, że Kristian nie spał poprzedniej nocy w swoim łóżku. Zostawił też list,
w którym pisał, że dłużej już nie wytrzyma.
Przez tygodnie, a potem przez miesiące próbowała przekonać samą siebie i pozostałych, że
istnieje inna możliwość. Winą obarczała kaznodzieję. Ten przestraszył zarówno Kristiana, jak i
Svanhild, dlatego uciekli. Mimo iż nie odnaleziono ich w opuszczonym gospodarstwie w Ekebergu,
mogli przecież przebywać gdzie indziej. W Kristianii znajdowało się mnóstwo porzuconych
gospodarstw, zarówno w dolinie Maridalen, jak i Lommedalen oraz Sørkedalen. W samym
Ekebergu było ich znacznie więcej, niż się spodziewała.
O tej porze roku mogli znaleźć w lesie grzyby, jagody i korzonki, a może nawet zapomnianą
rzepę czy kartofle na polu. Poza tym nietrudno byłoby im się zatrudnić do pracy w gospodarstwach.
Kogo obchodziło, skąd przyszli, jeśli mogli pracować? Podobne myśli pocieszały ją w trudnych
chwilach.
Oszukiwała samą siebie, dając Pederowi i Evertowi złudne nadzieje. Johan widział, że nie
kłamała świadomie, więc oszczędzał jej wypowiadania własnego zdania na ten temat.
Stchórzyła. Nie śmiała przyznać, że nie było już nadziei. Jeśli Kristian wciąż by żył,
napisałby list, wyjaśniając, co się z nim dzieje. Nie narażałby ich na niepewność i wynikający z niej
ból.
Teraz otrzymają dowód. Nie będą musieli dłużej spekulować. Kristian spocznie w grobie,
którym będą się opiekować i który będą odwiedzać. W ten sposób cierpienie będzie mniej dotkliwe,
bo najgorsza zawsze jest niewiedza.
Dlaczego to zrobili? W Brekkedammen czy Stilla? A może zeszli do Seilduken, poniżej
wodospadu? Albo całkiem w dół, aż do ostatnich kaskad Nedre Foss i młynu Grünera? Co
zrobiłaby ona?
Płacz ściskał gardło, jednak nie mogła się temu poddać.
Sama ruszyłaby dalej, aby ominąć wodospady i pozostać niezauważoną przed dotarciem do
fiordu. Ponieważ nie umiała pływać, na pewno wolałaby utonąć stosunkowo szybko. Gdyby doszło
do tego nocą, nikt by nawet nie usłyszał jej krzyku, którego mogłaby nie powstrzymać ze strachu.
Sęk w tym, że nigdy by tego nie zrobiła. Jedynie ogromna desperacja potrafiłaby pchnąć
człowieka do podjęcia takiej decyzji.
Jednocześnie przyszło jej do głowy jedno zdarzenie. Przypomniał jej się pewien wiosenny
dzień, kiedy wyruszyła w górę rzeki, po tym jak stary Torgny, gospodarz, groził jej wyrzuceniem
ich z gospodarstwa Andersengården. Nie miała wtedy nawet grosza przy duszy. Z uwagi na to, jak
wiele zrobiła dla nich Armia, nie mogła prosić jej o pomoc. Ubieganie się o zasiłek dla biednych też
nie wchodziło w grę. Nie dostrzegała najmniejszej nadziei ani rozsądnego rozwiązania. Do czasu,
aż nagle pojawił się Emanuel. Co by zrobiła, gdyby jej nie pomógł? Czy byłaby na tyle
zrozpaczona, żeby rzucić się do wodospadu?
Potrząsnęła głową. Myśl o matce i chłopcach nie pozwoliłaby jej na to.
Kristiana nie łączyły jednak z nikim tak silne więzi. Nie po tym, jak przeprowadził się do
Hildy i majstra oraz zakochał się w Svanhild. Na domiar złego, jego myśli błądziły gdzie indziej, od
kiedy zaczął uczestniczyć w tych spotkaniach.
Konie zatrzymały się, ponieważ w poprzek stał furgon, uniemożliwiając im przejazd.
Obydwaj funkcjonariusze wysiedli, aby sprawdzić, co się stało.
Mogła wymknąć się z powozu i uciec, unikając okropnego widoku, który na nią czekał. Jak
wyglądał człowiek, który leżał w wodzie przez tyle miesięcy? Nie była w stanie sobie tego
wyobrazić. Na samą myśl zbierało jej się na mdłości.
Co jednak zrobiłaby policja, gdyby im nie pomogła? Poprosiliby o pomoc Hildę? Dla niej
byłoby to zbyt wiele. Najpierw rozpłakałby się, potem wpadła w szał, a na końcu kłóciłaby się,
żeby ją wypuścili. Oprócz tego doznałaby ataku histerii albo omdlenia.
Nie, Elise nie mogła na to pozwolić, a nikt inny im nie pozostawał. Były najbliższą rodziną
Kristiana teraz, gdy nie miał matki ani ojca.
Usłyszała, jak policjanci kłócą się z woźnicą, stojącym przed nimi. Bez wątpienia coś było
nie tak z koniem, który nie chciał go słuchać.
Jej wzrok prześlizgiwał się po szeregach domów, zatrzymując się na tym czy innym oknie.
Dziwne, że dla wszystkich innych ludzi był to całkiem zwyczajny dzień. Życie toczyło się dalej tym
samym torem.
Dwie starsze kobiety stały na chodniku, rozmawiając. Pijak zataczał się wzdłuż krawężnika,
a dwie małe dziewczynki właśnie wybiegały z podwórza, każda ze swoją zabawką pod pachą. Za
kilka godzin staną wszystkie maszyny, a robotnicy zaczną wylewać się szerokim strumieniem przez
bramę fabryki. Kilka samotnych matek odbierze dzieci ze żłobków albo placówek opiekuńczych. W
tym samym czasie inne będą się spieszyły do domów i czekających tam dzieci, obawiając się, że ich
pociechom mogło się coś stać, gdy one przebywały poza domem.
Wszystko żyło swoim rytmem, nawet gałęzie, które znowu były nagie, po tym jak silne
podmuchy wiatru pozbawiły ich ostatnich liści. Nie działo się nic nadzwyczajnego za wyjątkiem
tego, co czekało ją na pogotowiu.
Zawiązała szalik ciaśniej wokół szyi. Trzeba było włożyć płaszcz, ale nie zdążyła o tym
pomyśleć. Lekarze traktowaliby ją z większym szacunkiem, gdyby przyszła w palcie i kapeluszu.
Kobiety w szalach i chustach traktowali z góry.
Biedny Kristian. W szkole zawsze dostawał takie dobre stopnie. Piękne ubranie i parasol do
konfirmacji, których nigdy nie dostanie. Dlaczego Bóg jest taki niesprawiedliwy? Czy pozwoliłby
również zginąć młodym chłopcom z bogatszych dzielnic? Dlaczego sprowadzał nieszczęście na
jedne rodziny, a na inne nie?
W końcu woźnicy udało się odprowadzić konia i wóz na bok drogi. Policyjny powóz mógł
jechać dalej.
Wydawało jej się, że jeden z funkcjonariuszy spojrzał na nią zaskoczony, kiedy znowu
usiadła na swoim miejscu. Czyżby zastanawiał się, jak dała radę usiedzieć na miejscu, nie
uciekając? Z pewnością rozumiał, że była przerażona. Może nawet jej współczuł? Otworzył usta,
żeby coś powiedzieć, ale wstrzymał się. Czy cokolwiek mogłoby ją pocieszyć? To, że identyfikacja
zwłok przebiega szybko i po wszystkim Elise poczuje się znacznie lepiej? Albo wręcz przeciwnie,
rozpoznanie zmarłego może okazać się trudne. Nie wiadomo, czy na podstawie opinii Elise uda się
ustalić, czy ciało należy do Kristiana, czy też nie. Poza tym dobranie odpowiednich słów, zdolnych
ją pocieszyć było w tym momencie niemożliwe.
Dobrze, że nie próbował. Tak było najlepiej, zarówno dla niej jak i dla niego. Zachować
ciszę.
Przypomniała sobie dzień, w którym musiała zidentyfikować ciało ojca. Nieokreślony
kształt na stole, przykryty białym prześcieradłem. Posterunkowy ściągnął materiał z jego głowy i
spojrzał na nią z wyczekiwaniem. Kiwnęła głową, po czym odwróciła się do niego plecami. Nie
miała wątpliwości, mimo że ojciec wyglądał inaczej. Miał opuchniętą, pożółkłą twarz, pokrytą
pęcherzami. Poza tym przypomniała sobie wrażenie, które wtedy odniosła, że był mniejszy. Według
tego, co opowiadała matka, był on najpotężniejszym mężczyzną w okolicy. Na jego ustach nie było
błogiego uśmiechu, a na twarzy spokoju, jak zwykle opisywano zmarłych. Na stole leżało jedynie
sztywne ciało z twarzą białą jak ściana, zamkniętymi oczami i rękami nienaturalnie skrzyżowanymi
na piersiach.
Z Kristianem będzie inaczej.
Odpędziła od siebie tę myśl. Policjant odwrócił się w jej kierunku.
- Czy pani przypadkiem nie pochodzi z Sagene? Chodzi mi o to, że słyszałem pani akcent,
jak rozmawiała pani z tą młodą dziewczyną.
Drugi policjant mówił podobnie jak ona, a jednak trochę inaczej.
- Tak, jestem z Sagene. Pochodzę z gospodarstwa Andersengården na Holstsgate. - Nie
musiała tłumaczyć, dlaczego mówiła w inny sposób, mimo iż mieszkała w tej samej dzielnicy, co
wszyscy pozostali. Ludzie nie rozumieli, że matka nauczyła ją tego, aby łatwiej mogła dostać pracę.
Skinął głową.
- Wiem, gdzie to jest. Tuż obok mieszka pisarz. Pisze o ludziach takich jak my.
- Oskar Braaten. Znowu kiwnął głową.
- Chcę kupić jego książkę. Nikt inny nie opisuje środowiska, z którego się wywodzi. A
wielkim bogaczom wydaje się, że wiedzą o nas wszystko.
Milczała. Nie miała odwagi powiedzieć, że sama pisze książki. Właściwie po co miałaby to
robić? Należał do mężczyzn, którzy nie czytali książek napisanych przez kobiety.
- Spotkała go pani? Tego pisarza?
- Wydaje mi się, że raz go widziałam. Pracuje w księgarni. - Rozmowa okazała się
łatwiejsza, niż się spodziewała.
Policjant wydawał się jeszcze bardziej podekscytowany.
- Różnił się wyglądem od innych?
- Nie zdążyłam mu się dokładnie przyjrzeć. Przechodził wtedy obok szkoły w Sagene, a ja
szłam od strony mostu Beierbrua.
- To musi być dziwne. Pisać o ludziach, którzy nie istnieją.
- Zdarza się, że pisarz opiera swoje książki na historiach żyjących ludzi. Mam na myśli to,
że pisze o osobach, które zna, ale nie używa ich prawdziwych imion.
Posłał jej wystraszone spojrzenie.
- A co, jeśli te osoby się zorientują, że to o nich jest książka? Gdyby chodziło o mnie,
byłbym wściekły.
- Zależy od tego, co by o nich napisał. Jeśli zrobiłby to w piękny sposób, powinni być raczej
dumni.
Pokręcił głową.
- To powinno być prawnie zakazane.
Nie miała siły dłużej dyskutować z nim na ten temat.
- Tylko tak powiedziałam. On na pewno tego nie robi.
- Ma pani na myśli to, że nie opisuje znanych mu osób?
- Tak. Dlatego nazywamy to fikcją literacką. Jego twarz się rozjaśniła.
- Aaaa tak! O tym wcześniej nie pomyślałem. Sądzi pani, że uda mi się go namówić do
podpisania się na moim egzemplarzu?
- Oczywiście. Proszę zapytać w księgarni albo wydawnictwie, dla którego pisze.
Pogawędkę przerwał im drugi policjant.
- Jesteśmy na miejscu.
Przestraszona wyjrzała za okno. Rozmowa sprawiła, że na ułamek sekundy udało jej się
skierować myśli na inny tor. Poczuła, jak wracają mdłości, jeszcze zanim weszła do środka.
W drodze między powozem a drzwiami znowu poczuła mróz. Było jej tak zimno, że
dzwoniła zębami, a całe jej ciało się trzęsło.
Policjant musiał rozumieć, co czuła. W odruchu współczucia wziął ją pod ramię.
- Będę przy pani. Powinno zostać to pani oszczędzone, ale inaczej nie poradzilibyśmy sobie.
Dobrze, że to tylko pani brat. Co by było, gdyby chodziło o syna, który runął do wodospadu z tak
dużej wysokości?
Skinęła głową, nic nie mówiąc. Nie zamierzała odpowiadać, tym bardziej że nie była w
stanie. Musiała tylko przez to przejść, a później zniknąć.
2
To nie był Kristian.
Zupełnie rozbita stała przed kostnicą, podczas gdy powoli zaczęła do niej docierać prawda.
Nic nie pasowało. Ani ubrania, ani buty, ani wzrost. Ciało, które obejrzała było znacznie dłuższe i
bez wątpienia należało do kogoś dorosłego. Nad resztą nie dała rady się dłużej zastanawiać.
Musiała wyrzucić ostatnie obrazy z pamięci. Wymazać je ze świadomości.
Drogę powrotną do domu pokonała w samotności. Podchodząc pod kolejne wzniesienia,
czuła, jak stopniowo zaczyna się na nowo rozgrzewać. Mimo to ulga nie zdołała całkiem odgonić
złych myśli i nieprzyjemnego uczucia, jednak z każdym krokiem było jej coraz lżej.
Kiedy zbliżała się do szkoły w Sagene, Elise zdecydowała, że odwiedzi Annę. Nie
podejrzewała, żeby przyjaciółka dojrzała ją w wozie policyjnym, ale nie miała pewności.
W drzwiach spotkała panią Evertsen. Podskoczyła jak oparzona.
- Skąd się tu wzięłaś, Elise? Czy to nie ciebie widziałam w powozie policji?
Dobrze, że zdecydowałam się przyjść w odwiedziny. Zanim bym się obejrzała, wiedziałoby o
tym całe Sagene, pomyślała. Opowiedziała o tym, co się wydarzyło.
Pani Evertsen ze strachu mocno ściskała razem dłonie.
- Musiałaś oglądać ciało? Po tym, jak od kwietnia leżało na dnie fiordu?
- Mówię, że to nie był Kristian. Nikt nie wie dokładnie, jak długo ten mężczyzna tam leżał.
- Jak wyglądał? - Z jej oczu wyzierała ciekawość.
- O tym nie jestem w stanie mówić, bo zbiera mi się na wymioty. W końcu pani Evertsen
zrozumiała, przez co przeszła Elise. Chwyciła ją pod ramię i zaprowadziła do kuchni.
- Biedna dziewczyno! Nie oszczędzono ci tej okropnej niepewności. Zawsze tak dobrze
opiekowałaś się swoim bratem.
Anna wyszła z sypialni z Aslaug na ramieniu.
- Co się stało? Czy to prawda, że jeszcze nie tak dawno temu siedziałaś w policyjnym
powozie?
Elise skinęła głową i opadła na jeden z kuchennych stołków. Usłyszała szum wody. Po
ostatnich deszczach rzeka niosła jej bardzo dużo. Pani Evertsen odpowiedziała w jej imieniu.
- Musiała zidentyfikować szczątki. Policja sądziła, że to Kristian.
- To okropne! - Anna posłała jej współczujące spojrzenie. - I dałaś radę?
- Nie miałam wyboru. Jeśli bym się na to nie zgodziła, mogliby poprosić o pomoc Hildę.
Nie wytrzymałaby tego widoku.
Anna kiwnęła głową.
- Masz rację. Dopiero wróciła, więc jest w świetnym humorze. Śmiała się i świergotała ze
świecącymi oczami, a na sobie miała zupełnie nowy strój. Nie mam pojęcia, ile pieniędzy musi
mieć majster, żeby kupować jej tyle nowych ubrań!
- A pamiętasz, jak było w Molstad, kiedy kupił jej szal ze strusich piór za piętnaście koron?
- dodała pani Evertsen, kiwając głową. - I do tego francuski gorset! Na całe włosy nałożyła
lokówki, a na dodatek tak mocno spryskała się perfumami, że musiałyśmy wstrzymywać oddech.
Elise musiała się uśmiechnąć.
- Dobrze wiecie, że Hilda zawsze uwielbiała się stroić. W końcu ma tę możliwość. Gdzie
teraz jest?
- Miała wybrać się do Granda na spotkanie z nową znajomą. Wieczorem idzie do teatru.
- Majster lubi być na bieżąco z wydarzeniami kulturalnymi.
- Nie wydaje mi się, żeby miał jej towarzyszyć. Ten wieczór spędza z panami.
Elise uśmiechnęła się do małej dziewczynki.
- Tak ślicznie dzisiaj wyglądasz, Aslaug. Masz na sobie nową kokardę?
Aslaug dotknęła wstążki upiętej na swoich włosach a na jej twarzy pojawił się szeroki
uśmiech.
- Aslaug piękna. Anna się roześmiała.
- Ta mała strojnisia też przepada za ozdobami. Czy odzywali się wuj Kristian i ciotka
Ulrikke?
Elise zaprzeczyła ruchem głowy.
- Nie, i uważam to za bardzo dziwne. Spodziewałam się, że napiszą, jak tylko dojadą na
miejsce.
- List może iść pocztą bardzo długo. Tak samo było z podróżą przez Atlantyk. Na pewno
wkrótce nadejdzie. - Anna zawahała się przez chwilę, jakby zabrakło jej pewności, że właśnie to
chciała powiedzieć. - Czy słyszałaś, że na zachód przez góry jeździ pociąg? W tym roku zostało
otwarte połączenie kolejowe z Bergen.
Elise kiwnęła głową, nie rozumiejąc, dlaczego Anna wspomniała o tym akurat w tamtej
chwili. Anna znalazła wycinek z gazety.
- Pisze o tym Nils Kjær. - Przeczytała głośno: - Kolej poprowadzona przez góry jest
osiągnięciem na skalę krajową, tym bardziej iż została wybudowana w słabo zaludnionym państwie.
Powinniśmy być dumni z każdej jednej inwestycji - każdy most, zabezpieczenie przed obsuwającym
się śniegiem czy tunel jest wart więcej niż wszystkie skarby i wykopaliska razem wzięte. W końcu
pokonaliśmy góry. Kolejne akapity rozwijają tę myśl. Zgadzam się z autorem artykułu w tym, że
mamy do czynienia z sensacją. Pomyślcie, że teraz będziemy mogły pojechać pociągiem aż do
Bergen! Elise spojrzała na nią.
- Czy jest jakiś konkretny powód, dla którego wspominasz o tym akurat w tym momencie?
Anna się zawahała.
- Nie, ja tylko myślałam, że... jeśli ma się pieniądze na bilet, można pokonać dużą odległość
w krótkim czasie.
- Myślisz o Kristianie. O tym, że razem ze Svanhild mogli pojechać koleją na zachód kraju.
- Można założyć, że odkładając parę koron jako pomocnik woźnicy i mistrz zmiany, mógł
zaoszczędzić odpowiednią sumę.
Elise skinęła głową.
- Odwiedziła mnie kiedyś jasnowidzka, która w wizji zobaczyła go w gospodarstwie na
wzgórzu Ekeberg. Jednak kiedy tam dotarłam, mieszkała w tym miejscu inna para.
Anna ze zdziwienia szeroko otworzyła oczy.
- Wybrałaś się tam całkiem sama?
- Tak. Johan jej nie uwierzył. Zresztą nie miał przecież powodu.
- Nie możesz się poddawać, Elise. Nawet jeśli tamta kobieta się pomyliła, inne jasnowidzące
mogą zobaczyć to, czego my, zwykli ludzie, nie potrafimy dostrzec. Przypomnij sobie Marcello
Haugena! Mieszka w małym domu niedaleko Lillehammer, w którym przyjmuje ludzi
potrzebujących porady. Mogłabyś tam pojechać i zapytać, czy potrafi ci pomóc w odnalezieniu
Kristiana!
- W jaki sposób miałabym się tam dostać? Nie mogę wydawać pieniędzy na tak długą
podróż, a tym bardziej zostawić dzieci samych.
- Wydawało mi się, że ostatnio Johan dobrze zarabia na swoich rzeźbach.
- Tak. Jedną sprzedał starszemu panu Diriksowi, a drugą wujowi Kristianowi, ale trudno
stwierdzić, kiedy uda mu się znaleźć następnego nabywcę. Musiałam kupić chłopcom ubrania na
chrzciny, nowe kurtki, a także buty. Rosną w takim tempie, że aż trudno w to uwierzyć.
- Moim zdaniem używasz wydatków jako wymówki, aby uniknąć podróży. Prawda jest
taka, że Johan nie będzie zadowolony z tego pomysłu, a ty nie lubisz sprzeciwiać się jego woli.
Elise przytaknęła.
- Jest w tym trochę racji. Johan na pewno nie będzie ukrywał niechęci, twierdząc, że
narażam się na kolejne rozczarowania i że potem będzie jeszcze gorzej. Widział, jaka przejęta
byłam po powrocie z Ekebergu.
Anna się zamyśliła.
- A może udałoby się namówić kogoś innego? Osobę podróżującą w tym samym kierunku.
- Kto by to miał być? Nie znam nikogo, kto jechałby tak daleko.
- Zdarza się, że ten czy inny oficer Armii Zbawienia wybiera się tu lub ówdzie, aby
rozeznać się, czy w innych miastach lub skupiskach ludności warto zostawić żołnierzy. Mogę
porozmawiać z Torkildem.
Elise poczuła szybsze bicie serca. Słyszała o Marcello Haugenie. Może on zdoła im
powiedzieć cokolwiek o Kristianie?
- Dziękuję, Anno. Jesteś aniołem.
W drodze do Vøienvolden poczuła, jakby spadł jej kamień z serca. Powodem był pomysł
Anny. Nie chodziło już tylko o jej wiarę, że istnieją ludzie widzący. Pomóc jej mógł
prawdopodobnie najbardziej znany z nich - Marcello Haugen.
Kiedy schodziła z ostatniego wzgórza, zauważyła Johana powoli idącego w jej kierunku. Z
pewnością musiał się o nią niepokoić po tym, jak Dagny powiedziała mu, co się stało.
Zatrzymał się i spojrzał na nią z wyrzutem.
- Dagny wszystko mi opowiedziała. Dlaczego mnie nie powiadomiłaś, żebym mógł z tobą
pojechać?
Nie zapytał, czy chodziło o Kristiana. Zdążył zauważyć, że na jej twarzy nie było
przerażenia.
- Nie miałam jak. Policjanci byli niecierpliwi. Chcieli, żebym od razu z nimi pojechała. Poza
tym nie było takiej potrzeby. Wystarczyła im jedna osoba.
- Wiesz, co o tym myślę.
- Ciało nie należało do Kristiana. Musiałam jedynie rzucić okiem, żeby się o tym przekonać.
Patrzył na nią zupełnie, jakby nie rozumiał, o czym mówiła.
- Ten mężczyzna był znacznie wyższy od Kristiana. Poza tym miał na sobie inne ubranie.
Podejrzewam, że mógł być jednym z robotników z warsztatu w Nyland albo Aker. Słyszałeś może,
że ktoś zaginął?
Nie odpowiedział, robiąc za to kilka długich kroków w jej stronę, po czym objął ją
ramionami.
- Nie było aż tak źle, Johanie. W drodze powrotnej odwiedziłam Annę, która dała mi dobrą
radę. Kiedy któryś z żołnierzy Armii będzie się wybierał w kierunku Lillehammer, poprosimy, by
zapytał o radę Marcello Haugena, który mieszka w okolicy i pomaga ludziom w potrzebie. Wiesz
chyba, że jest jasnowidzem, prawda?
Milczał, ściskając ją tylko przez moment, po czym znowu ją puścił.
- Przyszedł list od ciotki Ulrikke i wuja Kristiana - powiedział.
- Naprawdę? Czy wszystko u nich w porządku? Potwierdził ruchem głowy.
- Dotarli aż do Spokane, a nawet przysłali zdjęcia rodziny twojego drugiego wuja.
- To wspaniale! - Zaczęła iść. - Zamierzają niedługo wracać?
- Nic na ten temat nie pisali.
- Mam nadzieję, że nie zostaną tam na dłużej. Stęskniłam się za śmiechem i optymizmem
wuja Kristiana. Przydałby się nam teraz.
List znalazła na stole w kuchni, więc szybko sięgnęła po leżące obok fotografie. Długo
patrzyła na piękne zdjęcia. Na jednym zobaczyła przystojnego mężczyznę z jasnymi włosami,
trzymającego dwa malutkie kocięta tuż przy twarzy. Musiał bardzo kochać zwierzęta. Obok niego
stał młody chłopiec w wieku Kristiana i grał na skrzypcach. Obydwaj ubrani byli w ciemne
garnitury i białe koszule z krawatami. Mieli także podobnie, gładko zaczesane włosy z
przedziałkiem. Pod zdjęciem ciotka Ulrikke napisała swoim eleganckim pismem: Twój wuj
Waldemar i jego syn Viggo.
Pomyśleć, że miała kuzyna, który grał na skrzypcach! Na drugim zdjęciu zauważyła kobietę
w jasnej, marszczonej spódnicy, sięgającej tylko do połowy łydki. Bluzka z długimi rękawami i
ciemną wstążką świadczyła o dobrym guście. Kapelusz z szerokim rondem nie miał ani piór, ani
kwiatów. Zdjęcie ciocia Ulrikke podpisała: To jest ciotka Rosemary.
Z zapałem zaczęła czytać:
Kochana Elise, Johanie, Pederze i Evercie. Właśnie wróciliśmy z obfitującej w przygody
podróży. W ciągu całego rejsu przez Atlantyk mieliśmy piękną pogodę i widzieliśmy zarówno
wieloryby, jak i wielkie ryby przeskakujące i tańczące ponad powierzchnią wody. Zachody słońca
były zachwycające. Całe morze stało wtedy w ich blasku. Na pokładzie poznaliśmy wielu miłych
ludzi, z wieloma chcemy utrzymać kontakt. Ucięłam sobie też pogawędkę z kapitanem, dzięki czemu
przez resztę podróży siedziałam przy jego stoliku.
Brat Kristiana jest miły i spokojny. Niestety nie pamięta języka norweskiego, więc nie
rozumiem ani słowa z tego, co mówi. Gdyby to jeszcze był niemiecki. Uczyłam się tego języka od
mojej guwernantki, a moi rodzice mieli w Niemczech wielu przyjaciół. Szwagierki Kristiana nie da-
rzę sympatią. Patrzy na mnie, zupełnie jakbym była wybrykiem natury. Sądzę, że nie podoba jej się,
że Kristian ożenił się ze znacznie starszą od siebie kobietą, która na dodatek jest Norweżką. Myśli,
że Norwegia jest dziką krainą pokrytą lodem, niedaleko bieguna północnego, zamieszkaną przez
barbarzyńców. To dziwne, że mąż nie opowiedział jej o swoim dzieciństwie spędzonym w ojczyźnie.
Poza tym zdecydowanie sprzeciwia się temu, by wuj Kristian wrócił do Norwegii na dobre. Był
wobec nich niezwykle szczodry, wiele razy pomagając im finansowo, więc teraz ona boi się, że to
utraci. Oprócz tego jest fatalną gospodynią, która okropnie gotuje. Jedzenie przygotowane przez
nią jest w połowie surowe. Jest znacznie młodsza od swojego męża, więc sądzę, że wyszła za niego
dla pieniędzy.
Jeździ tutaj tyle automobilu Są niemal na każdym kroku. Wszyscy wokół palą papierosy,
więc prawie nie spotyka się osób z fajkami. Kobiety są znacznie mniej wstydliwe niż u nas.
Zobaczyliśmy nawet kobietę siedzącą na schodach przed domem i cerującą swoją bieliznę! Są tu
także kobiety ubierające się jak mężczyźni. Wyobraź sobie, że widziałam damę w spodniach, koszuli
i swetrze! Po angielsku mówią na niego sweater.
W zeszłym tygodniu odwiedziliśmy San Francisco. Miasto okazało się ogromne! Szerokie
ulice, wysokie budynki, a także duży park z placem wydzielonym na groby żołnierzy. Nie potrafią
jednak utrzymywać ulic w takiej czystości, jak robiono to w Seattle. Zwiedziliśmy szwedzki kościół,
duży i wspaniały.
Teraz jednak przejdę do najważniejszego. Wybraliśmy się do wróżki o
norwesko-amerykańskim pochodzeniu. Była to stosunkowo młoda kobieta o imieniu Katinka
Jonsdatter. Jej rodzina wyemigrowała do Ameryki w poprzednim stuleciu. Ona sama utrzymuje się
z odnajdowania zaginionych ludzi i przedmiotów oraz przewidywania przyszłości. Już wiosną 1906
roku „ujrzała" jak „Gjøa", statek Roalda Amundsena przepływa Północno-Zachodnie Przejście.
Jak wiecie, doszło do tego we wrześniu tego samego roku. 3 stycznia, dzień przed katastrofą,
„zobaczyła", jak parowiec „Lindholmen" tonie w okolicy Farsund. Jej wuj był na pokładzie i
zginął, próbując dopłynąć do stałego lądu. Mogłabym wymieniać podobne przypadki w
nieskończoność, bo nie istnieją dla niej żadne granice. Opisaliśmy wygląd Kristiana, podaliśmy
datę urodzin oraz rok. Opowiedzieliśmy też o nim szczegółowo, nie pomijając spotkań na
Hausmannsgate, jego rodziców, rodzeństwa i Svanhild. Co prawda, niewiele byliśmy w stanie
powiedzieć o jego charakterze i usposobieniu. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu twój wuj miał ze
sobą stary, zniszczony kaszkiet Kristiana. Chciałaś go wyrzucić, bo był znoszony i do niczego się
nie nadawał. Panna Jonsdatter długo trzymała go w rękach, po czym zamknęła oczy, prosząc,
abyśmy zachowali ciszę. Minęło tyle czasu, że zdążyłam pomyśleć, że się jej nie powiodło. Może ze
względu na dużą odległość, mimo że „widziała" zarówno statek „Gjøa, jak i „Lindholmen". Nagle
jednak jej policzki poczerwieniały, zaczęła kręcić głową we wszystkie strony i mamrotać coś
niezrozumiale. Kristian i ja patrzeliśmy na siebie nawzajem. Byliśmy tak spięci, że prawie
zapomnieliśmy oddychać. Na koniec otworzyła oczy i spojrzała na nas takim dziwnym wzrokiem,
jakby przybywała z bardzo daleka i powrót do rzeczywistości kosztował ją bardzo wiele wysiłku.
Zmarszczyła czoło, odkrywając naszą obecność. Wyglądało na to, że zapomniała, kim byliśmy i
dlaczego się tam znaleźliśmy. Wtedy powiedziała zdziwionym głosem: - Wyobraźcie sobie, że ist-
nieją malutkie domy, o których nie wiedziałam! Otoczone są dziką przyrodą i pokrytymi śniegiem
górami. Nieopodal widać niewzruszoną taflę wody i małe szopy z trawiastymi dachami, stojące
ciasno obok siebie. Czy te wszystkie kobiety schodzące gęsiego ze stromego zbocza z nosidłami na
ramionach i kankami na mleko po obu stronach, doiły krowy? - Kristian i ja gapiliśmy się na siebie
z wyrazem osłupienia wymalowanym na twarzach. Więcej jednak nie udało nam się z niej
wyciągnąć. „Ujrzała" norweską wieś i było to w jakiś sposób powiązane z Kristianem.
Według mnie, były to szopy pasterskie. Pytanie, gdzie znajdują się takie, które stoją w tak
ciasnej zabudowie. Zawsze wydawało mi się, że są położone przy chatach pojedynczo.
Więcej napiszę w kolejnym liście. Szkoda, że ominęły nas chrzciny, ale na pewno w ciągu
najbliższych lat czeka nas niejedna tego rodzaju uroczystość. Ucałuj wszystkich.
Serdeczne pozdrowienia od ciotki Ulrikke i wuja Kristiana
Elise zamarła w bezruchu z listem w rękach, wpatrując się prosto przed siebie. Dama o
norwesko-amerykańskim pochodzeniu widziała Kristiana w chałupie pasterskiej,
najprawdopodobniej w tym czy innym miejscu na wsi! Gdzie pasterze wybudowali swoje szopy tak
blisko siebie, a mleczarki schodziły po stromym zboczu, jedna za drugą, przypuszczalnie, żeby
dostarczyć mleko do gospodarstwa?
Nagle poczuła, że Johan stoi tuż za nią.
- Czytałeś list - powiedziała, nie odwracając się.
- Tak, czytałem.
- I oczywiście uważasz, że to stek bzdur.
- Jeśli koniecznie chcesz znać odpowiedź, to tak. Jednak zabawnie jest przeczytać uwagi
ciotki Ulrikke na temat Amerykanów. Dość wyraźnie różnią się przecież od nas.
Elise nic nie powiedziała.
Johan położył ręce na jej ramionach, zmuszając ją do odwrócenia się.
- Moja Elise.
Po raz pierwszy słyszała jego głos tak czuły i pełen troski.
- Dlaczego ludzie nie mogą zostawić cię w spokoju? Za każdym razem, kiedy ktoś daje ci
nadzieję, jesteś narażona na nowe rozczarowania. To z ich strony szczyt bezmyślności. Skoro ktoś
uważa, że odnalazł jakiś ślad, powinien zbadać go sam.
Oparła się o niego, czując, jak nagle ogrania ją ogromne zmęczenie.
- Nie mają złych intencji. Chcą mi tylko pomóc.
Johan milczał. Objął ją ramionami, przyciskając mocno do siebie. Długo jej nie wypuszczał.
Kiedy Elvira została ułożona do snu, oni też mogli położyć się do łóżka. Elise leżała i, nie
mogąc zasnąć, wpatrywała się w ciemność. Myśli kłębiły się jej w głowie. Zastanawiała się nad
tym, co Anna mówiła o kolei do Bergen. Teraz podróż pociągiem przez cały kraj, aż na zachód, nie
stanowiła żadnego problemu. Jeśli ktokolwiek życzył sobie zniknąć na długo w możliwie
najkrótszym czasie, kolej do Bergen była dla niego idealnym rozwiązaniem.
Po chwili jej myśli powędrowały do listu od ciotki Ulrikke. Wysokie, pokryte śniegiem góry,
jasny fiord, zagrody pasterskie, leżące blisko siebie oraz mleczarki idące gęsiego w dół stromego
stoku, w kierunku wsi.
Może istniały tysiące takich miejsc, a może nie, ale jak się o tym przekonać? Czy Marcello
Haugenowi się powiedzie?
3
Hilda zeszła ze stopnia powozu, podnosząc wszystkie warstwy sukni i ostrożnie stawiając
cieknie buciki w śnieżnej zaspie. Powinna była włożyć cieplejsze, sznurowane obuwie, ale półbuty
wyglądały bardziej elegancko.
Rozejrzała się wokół z wyczekiwaniem, odczuwając zdenerwowanie. Wmawiała sobie
samej, że nie robiła nic złego. Każdy mógł przecież siedzieć z drugą osobą w Grandzie bez
prowokowania plotek. Sęk w tym, że nie znała wszystkich przyjaciół i ludzi z otoczenia Ole Ga-
briela. Któryś z nich mógł ją podejrzeć, a ona nawet nie wiedziałaby, z kim ma do czynienia.
Jeśli ta sama osoba zawiadomiłaby Ole Gabriela, zawsze mogła wytłumaczyć, że całkiem
przypadkiem wpadła na przyjaciela Torkilda. Akurat stacjonował w mieście i zaprosił ją na
filiżankę kawy w nadziei, że ta wesprze Armię. Ole Gabriel nawet nie mrugnąłby okiem, bo nie
dbał o to, co robiła popołudniami.
Ivar, woźnica, popędzał konia batem, jadąc dalej ulicą Karla Johana. Uzgodnili, że odbierze
ją za dwie godziny.
Jeszcze raz rozejrzała się dokoła. Umówili się na zewnątrz, ale nie mogła go nigdzie
dostrzec. Dziwne. Liczyła, że kiedy przyjedzie, on będzie już na nią czekał.
W końcu kątem oka zauważyła mężczyznę zmierzającego w jej stronę. Dla pewności, że go
zobaczy, pomachał kapeluszem. Serce zabiło jej szybciej. Na Boga, jak on elegancko wyglądał!
Ruszył w jej kierunku z uśmiechem, ukazującym białe zęby. Blond włosy miał zaczesane do
tyłu. Efekt, jaki wywołał, podkreślał znakomicie dopasowany garnitur i biały kołnierzyk. Nie
pamiętała już, że był taki wysoki, cudownie młody i w porównaniu z Ole Gabrielem pełen energii.
Przywitał ją serdecznie, wziął pod ramię i zaprowadził do kawiarni.
Usiedli przy małym stoliku w rogu, w głębi lokalu.
- Na co ma pani ochotę? Gorącą czekoladę z bitą śmietaną?
- Brzmi wyśmienicie.
- Może do tego napoleonkę? Hilda zaśmiała się.
- Czy tak po mnie widać, że lubię ciastka?
- W żadnym razie, pani Paulsen. Wygląda pani dokładnie tak, jak powinna wyglądać dama.
- Jego wzrok ześlizgnął się po jej ciele. Zdjęła płaszcz, odsłaniając koronkową bluzkę z długimi
rękawami, która podkreślała jej figurę. Ciasno zaciśnięty gorset uwidaczniał wąską talię i podnosił
piersi. Zauważyła, jak jego wzrok się na nich zatrzymał. Była dumna ze swych kształtów. Jego
zainteresowanie wzmogło jej fascynację. Żałowała, że nie była już taka młoda, wolna i beztroska
jak kiedyś.
- Zwróciłem na panią uwagę od razu, za pierwszym razem, gdy panią ujrzałem. - Jego głos
był głęboki i przyjemny dla ucha. - Uważam, że jest pani najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek
widziałem. Przez ułamek sekundy żyłem próżną nadzieją, że nie jest pani ani zaręczona, ani
zamężna, jednak ta szybko się rozwiała. - Uśmiechnął się niemal ze smutkiem. To sprawiło, że
wydał się jej jeszcze bardziej pociągający. - Dlaczego nie udało mi się spotkać pani wcześniej?
Gdzie się pani ukrywała przez te wszystkie lata, skoro nie poznaliśmy się u wspólnych znajomych
albo na balu?
Hilda uśmiechnęła się, spuszczając wzrok. Gdyby tylko wiedział, pomyślała. Gdyby mu
powiedziała, że zanim urodziła swoje pierwsze dziecko, pracowała jako tkaczka w przędzalni
Graaha oraz jako pomoc domowa u jej majstra, byłby skonsternowany.
- Nie ma pan chyba na myśli tego, że chciałby mnie spotkać wcześniej? - zapytała ostrożnie.
- Dlaczego nie?
Poczuła, jak na jej policzkach pojawiły się rumieńce, więc szybko odwróciła głowę.
- Nie chcę, aby źle mnie pan zrozumiał, ale... - Ugryzła się w język. - Czasami trudno pojąć,
co przygotował dla nas los.
Zdawała sobie sprawę z tego, że zabrzmiało to dość niezdarnie. Nie wyglądało jednak na to,
że zrozumiał, co chciała powiedzieć.
- Wiem tylko jedno - powiedział bez ogródek. - Oczarowała mnie pani w tej pięknej
jasnozielonej, jedwabnej sukni, kiedy zobaczyliśmy się po raz pierwszy w towarzystwie pani
szwagra. Od tej chwili myślę o pani w dzień i w nocy.
Rzuciła ukradkiem szybkie spojrzenie, czy przypadkiem nikt się im nie przyglądał.
Podążył za jej spojrzeniem.
- Boi się pani, że mąż dowie się, że siedzi tu pani razem ze mną?
- Raczej nie sądzę, żeby przyszedł tutaj sam, ale ma wielu znajomych. Zazwyczaj nie
interesuje się tym, co robię popołudniami.
- Chyba wygodnie jest być żoną znacznie starszego od siebie mężczyzny?
Nie miała pojęcia, co mu na to odpowiedzieć. Nie mogła przecież przyznać się, iż wyszła za
Ole Gabriela, żeby uniknąć biedy po drugiej stronie rzeki. Majster w przędzalni był miłym
człowiekiem. Poza tym był tak samo dobrym kandydatem na męża jak pozostali. Marzyła jedynie,
by udało jej się uciec od życia, które do tej pory wiodła. Krótkotrwałe małżeństwo z Reidarem
nauczyło ją, że bez względu na to, jak bardzo jest się zakochanym, i tak wkrótce traci się
zainteresowanie drugą osobą. Miłość nie jest czymś, na czym należy budować małżeństwo.
- Przepraszam. - Jego głos wyrażał skruchę. - Ta uwaga była nietaktowna. Oczywiście
ważne jest oddanie, które może on zaoferować. Poza tym nie każdy ma możliwość samodzielnego
wyboru współmałżonka. Po milczeniu wnioskuję, że dotyczy pani ta druga sytuacja.
Uśmiechnęła się.
- Nie miała pani jeszcze okazji, żeby opowiedzieć mi o swoim dzieciństwie, a także kim był
pani ojciec. Słyszałem, że kontakt został zerwany i woli pani nie wspominać pierwszych lat
swojego życia. Jest pani odważną osobą. Niewiele córek śmie sprzeciwić się ojcom, a tym bardziej
te wywodzące się z bogatych i wpływowych rodzin.
Hilda poczuła, jak znowu się czerwieni. W dalszym ciągu unikała jego spojrzenia.
- Może jestem buntowniczką.
- Jak Camilla Collett i Aasta Hansteen - dodał z uśmiechem. - Czy podziela pani ich
poglądy, że kobiety są dyskryminowane?
- Niektóre na pewno, chociaż nie wszystkie. Zależy od siły drzemiącej w ich wnętrzu.
Słyszała, jak jeden z przyjaciół Ole Gabriela wypowiadał się w ten sposób.
Spojrzał na nią z podziwem w oczach.
- Pani bez wątpienia do nich należy. Lubię silne kobiety. Te, które tylko ulegają
mężczyznom i nie mają odwagi, żeby im się przeciwstawić, irytują mnie. Jednak wracając do
dzieciństwa, chyba może pani zdradzić, gdzie się pani wychowała?
Zaśmiała się, a jej śmiech zabrzmiał obco w jej własnych uszach.
- Tak bardzo panu na tym zależy?
- Oczywiście. Dzieciństwo wpływa na całe nasze późniejsze życie i na to, jakimi ludźmi się
stajemy. Chcę wiedzieć o pani wszystko. Kim pani jest, o czym pani myśli i czego oczekuje od
życia.
Tym razem jej śmiech zabrzmiał naturalnie.
- O czym myślę? Prosi pan o zbyt wiele, panie Clausen.
Zamyśliła się. Gdzie żyli bogacze? Nie mogła wybrać ulicy, na której go znano. Nagle
przypomniała sobie, jak pewnego razu usłyszała o miejscu o nazwie Ljan, na południowy wschód
od Kristianii, gdzie zamożniejsi i bardziej wpływowi ludzie budowali wielkie wille w szwajcarskim
stylu. Nie miała wątpliwości, że kilka z nich stało także bliżej miasta, w Nordstrand i Bekkelaget.
- Jeśli wyjawię, że dorastałam nad fiordem, na południowy wschód od Kristianii i że w
tamtym kierunku jeździ pociąg, będzie pan zadowolony?
Uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Czy nie chodzi przypadkiem o Ljan? Mój wuj, dyrektor Jacob Clausen ma piękną, wielką
willę niedaleko stacji kolejowej.
Hilda zaczęła się pocić. Kiwnęła głową z uśmiechem.
- Nie do końca, ale jest pan coraz bliżej.
- W takim razie musi chodzić o Nordstrand. Według mnie miejsce to jest odpowiednie dla
zwykłych urzędników i podobnych ludzi, ale zdaję sobie sprawę z tego, że istnieją wyjątki. Moja
kuzynka mieszka w wielkiej szwajcarskiej willi nad samym brzegiem morza. Sosnowy stok, tak
chyba nazywa się to miejsce. Jej mąż jest urzędnikiem wysokiego szczebla. Poza tym wyżej
znajduje się jeszcze kilka willi, lecz tamtych okolic nie znam.
Hilda milczała i uśmiechała się tajemniczo. Śmiejąc się, zajrzał jej w oczy.
- Czy w końcu udało mi się odgadnąć właściwe miejsce?
- Mówiłam, że nie będę rozmawiać o moich rodzicach i domu rodzinnym.
- Jednak pani nie zaprzecza, więc dobrze wydedukowałem. Nie zamierzam dłużej
zasypywać pani pytaniami, ale teraz już wiem, że wywodzi się pani z bogatego domu, położonego
w górnym Nordstrand albo w Bekkelaget. To mi wystarczy. Na razie. Rodzeństwo?
Zaśmiała się.
- Nie poddaje się pan. Naprawdę nie mam ochoty na dalszą rozmowę na ten temat.
- Zapytałem tylko, czy ma pani rodzeństwo. Większość je ma, a taka skromna i piękna
osoba jak pani raczej nie jest jedynaczką.
- Mam siostrę i dwóch braci, ale nic więcej na ich temat nie powiem.
- Skoro pochodzi pani z tamtych stron, wie pani na pewno, że Sarabråten ma zostać
wykupione przez królową i w ramach prezentu podarowane królowi Håkonowi.
Hilda skinęła głową na znak, że o tym wie, choć nie miała pojęcia, o czym mówił.
- Dawniej mieszkańcy Kristianii spędzali niedziele albo we Frognerseteren albo w
Sarabråten, lecz odkąd w lasach w Holmen i Frognerseter pojawiły się hotele i piwo, jeżdżą właśnie
tam. Ile jest warte łono natury, jeśli człowiek nie może paradować w cylindrze, upajając się
zawartością swojej szklanki, jak pisano w „Gazecie Porannej". Uważam, że to smutne. Te
romantyczne rejsy parowcem o nazwie „Sara" w okolicy Nøldevann! Moi rodzice wiele mi o nich
opowiadali. Dzisiaj w tamtejszych lasach można tylko spotkać włóczęgów. Kapitan Heftye, który
odziedziczył Sarabråten po ojcu, sprzedał dziesięć lat temu las o powierzchni stu hektarów
właścicielowi Aker. Cztery lata temu cały ten teren wystawiono na sprzedaż w cenie stu tysięcy
koron. Wiele osób widziało tę miejscowość jako idealne miejsce na wybudowanie letniej rezydencji
dla pary królewskiej, ale radzie zabrakło na ten cel pieniędzy. Sam król nie chciał komentować
pogłosek. Powiedział tylko, że jeśli zamarzy mu się letni dom do uprawiania sportów, będzie
musiał znajdować się na tyle daleko od Kristianii, żeby nie mógł szybko dojechać z niego do
stolicy. Jak pewnie pani wie, nic z tych planów nie wynikło. Szkoda. Nie sądzi pani?
Hilda kiwnęła głową.
- Tak, wielka szkoda. Uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Widzi pani! Mamy ze sobą wiele wspólnego. Pochodzi pani z tych samych stron, co mój
wuj i kuzynka od strony matki. Mimo że dorastałem we Frogner, sporo słyszałem o willach po
drugiej stronie i czuję więź z ludźmi, którzy postanowili tam zamieszkać. Oczywiście nie mam na
myśli chłopów, rdzennych mieszkańców tych terenów, ale właścicieli posiadłości, którzy dorobili
się majątku jako handlarze drewnem, kupcy i im podobni.
Rozmowa tak go zaabsorbowała, że zapomniał o ostrożności i położył rękę na jej dłoni w
momencie, gdy sięgała po serwetkę.
- Nie musi już pani więcej opowiadać o swojej rodzinie. Rozumiem, że łączą panią z ojcem
trudne relacje, ale na pewno kiedyś ulegną poprawie. Nie mam wątpliwości, że jego złość nie
potrwa długo. Zbyt wiele pani dla niego znaczy! - Przysunął się bliżej. - Spotykamy się po raz
trzeci. Czy mógłbym mówić pani po imieniu? Czy po Hildzie kryją się jakieś inne imiona?
Hilda zdawała sobie sprawę, że większość osób, zwłaszcza te pochodzące z bogatych
domów, mają po kilka imion.
- Hilda Camilla Amalie Carlsen - powiedziała jednym tchem.
- Camilla po Camilli Collett, a Amalie po Amalie Skram, jak mniemam. Rozumiem, że pani
rodzice są pasjonatami literatury. Większość używa imion dziadków, z czego mogą powstać
naprawdę złe zestawienia. Jakie książki lubi pani czytać, Hildo Camillo? Prawda, że te dwa imiona
brzmią razem pięknie?
Kiwnęła głową, wytężając jednocześnie pamięć. Nie czytała książki, której tytuł by
zapamiętała, o ile w ogóle kiedykolwiek jej się to przydarzyło. Sądziła jednak, że miło czyta się
magazyny dla kobiet. Czy przypadkiem Ole Gabriel nie wspominał o młodej pisarce, Sigrid
Undset? O tym, że napisała książkę, która dopiero co została wydana? Nie pamiętała tego zupełnie,
ponieważ irytowało ją, jak o tym mówił. Czy nie opowiadała o równouprawnieniu kobiet? Gdyby
tylko pamiętała. Tytuł chyba zaczynał się od Pani Marta ... Tak, teraz się przypomniało. Pani Marta
Oulie.
Udawała, że potrzebuje czasu do namysłu.
- Wydaje mi się, że ostatnią, jaką czytałam była Pani Marta Oulie Sigrid Undset.
Wpatrywał się w nią, aż jego niebieskie oczy zaświeciły się.
- W takim razie jestem ciekawy, co pani o niej sądzi.
- Podobała mi się.
- Naprawdę? Miło to usłyszeć. W takim razie prezentuje pani nowoczesny styl myślenia.
Uśmiechnęła się w nadziei, że nie będzie jej zadawał więcej pytań o fabułę.
- Bardzo odważnie z jej strony, że zaczyna książkę od słów: Nie jestem wierna swojemu
mężowi.
Na swoje nieszczęście Hilda poczuła, jak oblewa się rumieńcem. W nadziei, że go ukryje,
chwyciła koronkową chusteczkę, wycierając nią nos.
- Odrobinę się przeziębiłam. Nie powinnam była wychodzić w cienkich butach.
- Hildo Camillo, spójrz mi w oczy! - Chłonął ją palącym spojrzeniem. - Wydaje mi się, że
nie przypadkiem wspomniała pani akurat o tej książce?
Zrozumiała, że powiedziała coś, czego nie powinna, i nie wiedziała, jak tym razem wybrnąć
z sytuacji.
- Nie, wymieniłam tylko jedną z ostatnich, jakie zostały wydane.
- Wydano po niej jeszcze niejedną. Książka, o której mowa, weszła do sprzedaży trzy lata
temu.
Próbowała się zaśmiać, wstydliwie spuszczając oczy.
- Naprawdę? Czas tak szybko płynie.
- Poprosiłem, żebyś na mnie spojrzała, Hildo Camillo. Według mnie pisarka była odważna.
Może pani spokojnie przyznać, że wymieniła tę książkę, ponieważ opowiada o zamężnej kobiecie
uwikłanej w romans z innym mężczyzną.
Zaprzeczyła ruchem głowy, nie chcąc spojrzeć mu w oczy. Sprawy toczyły się zbyt szybko i
nie tak, jak sobie wyobrażała. Liczyła jedynie na drobny flirt, bo dręczyła ją nuda. Pragnęła przeżyć
coś innego niż pozbawione wyrazu popołudniowe spotkania z eleganckimi damami.
W dalszym ciągu przykrywał swoją ręką jej dłoń. Teraz jednak zaczął powoli przesuwać po
niej palcem. Jej ciało ogarnęło słodkie mrowienie.
- Pragnie pani tego samego, co ja - ciągnął cichym, zdławionym głosem.
- Myśli pani, że życie jest nudne i monotonne. Poza tym wyszła pani za mąż za człowieka,
którego pani nie kocha. Taka piękna i młoda kobieta jak pani nie może czerpać przyjemności, będąc
w ramionach starszego, otyłego mężczyzny o odrzucającym wyglądzie i z garstką włosów na
głowie. Jestem przekonany, że marzy pani o czymś innym. Czy nie byłoby szkoda przejść przez
życie bez doświadczenia tego?
Jego słowa wywarły na niej dziwne wrażenie. Jej ciało nagle ogarnęła tęsknota, budząc coś,
co od dawna było uśpione. Patrzyła na filiżankę, nie mając odwagi na niego spojrzeć ze strachu
przed zdradzeniem się.
- Wiem, o czym pani myśli - kontynuował ściszonym, niskim głosem, który tak na nią
działał. - Pani Marta żałowała, kiedy umarł jej mąż, Otto. Żałowała być może już, kiedy była w
ciąży i wydawała dziecko na świat, pozwalając Otto wierzyć, że to on jest ojcem. Nie zgadzałem się
z nią jednak. Ona nie powinna odczuwać wyrzutów sumienia. Jej mąż na nią nie zasługiwał. Był
współwinny temu, co się wydarzyło, bo nie poświęcał jej wystarczającej uwagi. Nie jest tak, że w
chwili gdy mężczyzna wkłada obrączkę na palec swojej żony i daje jej swoje nazwisko, nie musi się
już dłużej wobec niej starać. O żonę należy dbać. Podobnie jest z przyjaźnią między dwiema
osobami. Jeśli się jej nie pielęgnuje, umiera. Otto zaniedbał Martę.
Hilda słuchała z zainteresowaniem. Miał rację, twierdząc, że nie chodzi tylko o to, żeby
wziąć ślub i żyć dalej, wychodząc z założenia, że małżeństwo nie wymaga wysiłku. Urodziła Ole
Gabrielowi zarówno Isaka, jak i małego Gabriela. Ponadto starała się mówić jak inne damy i
zachowywać tak, by nie przynieść mu wstydu. Chodziła również do teatru, mimo że uważała, iż jest
okropnie nudny. Towarzyszyła mu na wystawach, chociaż obrazy w najmniejszym stopniu jej nie
interesowały. Jedynym, co okazało się ciekawe, była wystawa automobili.
Nagle spoważniał.
- Niestety mam dla pani złą wiadomość. Jestem na tyle zarozumiały, że sądzę, iż przyjmie to
pani w ten sposób. - Zrobił pauzę przed wyjaśnieniem, o co chodzi, co wywołało w niej niepokój.
Czy jego ojciec zabronił mu się z nią spotykać? Ale przecież nikt nie wiedział, że się widują, bo
chowali to w największej tajemnicy. - Muszę wyjechać za granicę.
Nie potrafiła ukryć rozczarowania.
- Mam nadzieję, że nie na długo? Uśmiechnął się.
- Okazuje się, że miałem rację. Jest pani zawiedziona, prawda? Jej policzki znowu spłonęły
rumieńcem.
Ścisnął jej dłoń.
- Wracam na Nowy Rok.
- Na Nowy Rok? - Od tej chwili dzieliła ją cała wieczność.
- Hildo Camillo, kiedy patrzy pani na mnie z takim rozczarowaniem w oczach, kolana mi
miękną. Proszę sobie wyobrazić, że na świecie jesteśmy tylko my dwoje. Mógłbym wtedy siąść
blisko obok pani, objąć panią ramieniem i poczuć, jak pani serce bije w takt z moim. Teraz bije ono
bardzo szybko. Czy wie pani, co to oznacza?
Hilda poczuła słabość i zakręciło jej się w głowie. Gorąco ogarnęło jej ciało, a serce prawie
wyrywało się z piersi. Spojrzała na jego wargi, pragnąc, aby zechciał ją pocałować.
- Wyjeżdżam w czwartek. Czy jest choćby cień nadziei, żebyśmy mogli się zobaczyć jutro
po południu?
Mimo że w ten dzień przypadały urodziny Ole Gabriela i na obiad mieli przyjść goście, nie
umiała odmówić.
- Postaram się przyjść. Gdzie mielibyśmy się spotkać?
- Mój przyjaciel ma mieszkanie niedaleko pani. Na Ullevålsveien. Wytłumaczę pani, o który
dom chodzi. Proszę, niech pani przyjdzie.
Kiwnęła głową. Wszystko zależało od tego, czy znajdzie wiarygodną wymówkę. Mogłaby
powiedzieć, że mała Elvira, córka Elise, nagle poważnie zachorowała. Albo że do Elise dotarły
nowe wieści o Kristianie. Takie rzeczy bez przerwy się zdarzają.
- Dokąd pan wyjeżdża?
- Do Niemiec. Moja rodzina stamtąd pochodzi. Mam tam też babkę ze strony ojca.
Nie wiedziała, co powiedzieć. Czuła tylko ból, który wywoływała perspektywa niewidzenia
go przez tak długi okres.
- Dlatego tak bardzo chciałbym bez przeszkód porozmawiać z panią sam na sam, zanim
wyjadę. Będziemy później mogli wspominać to spotkanie, jeszcze bardziej ciesząc się na kolejne.
Zastanawiała się, co miał na myśli, mówiąc o rozmowie sam na sam. Czy jego przyjaciela
nie będzie? Może udostępni im mieszkanie, żeby mogli pobyć we dwoje. Na samą myśl jej policzki
zapłonęły rumieńcem. Nie mogła tego zrobić! To było niewłaściwe, niemoralne i do tego
niebezpieczne. Jeśli dowie się o tym Ole Gariel, może od razu wytoczyć jej pozew o rozwód. Z
czego ona będzie wtedy żyć i jak sobie poradzi?
Kiedy opuszczała Grand, ciągle jeszcze było jej gorąco i odczuwała zawroty głowy. Ivar na
pewno czekał już na nią w powozie. Najpierw zerknęła w górę, a później w dół ulicy, ale go nie
zauważyła.
- Hildo Camillo? - W jego głosie pobrzmiewała ostrożność, a jednocześnie chęć zadania jej
pytania.
Odwróciła się w jego stronę.
- Proszę się jutro ze mną zobaczyć!
Spojrzała mu w oczy. Miała wrażenie, jakby przyzywał ją swoim wzrokiem. Wolno skinęła
głową.
- Dobrze, Christofferze. Zrobię to.
4
Elise ustawiła krzesła i rozłożyła talerze.
- Przy stole usiądzie piętnaście osób! Nigdy wcześniej nie przygotowywaliśmy Wigilii dla
tylu gości.
Johan pomagał chłopcom ozdabiać małą choinkę świecami, norweskimi flagami,
łańcuchami i koszykami z błyszczącego papieru. Poświęcili wiele wieczorów na przygotowanie
ozdób, najpiękniejszych, jakie kiedykolwiek mieli. Gdy drzewko stało na kuchennym taborecie
wydawało się większe i wyglądało imponująco.
Peder podszedł do Elise.
- Policzyłaś Elvirę? Elise się roześmiała.
- Ona przecież jeszcze nie siedzi przy stole.
- A czy liczyłaś panią Jonsen i panią Evertsen?
- Tak. A oprócz tego Annę, Torkilda, Aslaug, pana Thoresena, a także Dagny i pana oraz
panią Børresen. Możesz mi pomóc w liczeniu, żebym przypadkiem o nikim nie zapomniała.
- Dlaczego rodzice Emanuela nie mogli przyjechać? Spędzali razem z nami święta, kiedy
mieszkaliśmy na Hammergata.
- Pani Ringstad nie ma już siły na tak dalekie podróże. W każdym razie nie zimą.
- W takim razie dlaczego pan Ringstad nie mógł przyjechać sam? Teraz nie ma już nikogo, z
kim można by zatańczyć dookoła choinki. Nawet ciotki Ulrikke.
- Może przyjdzie kuzyn z żoną. Na pewno kogoś ze sobą wezmą.
- Nie możemy pójść do nich? Nasz nauczyciel opowiadał, jak spędził raz święta w wielkim
gospodarstwie i było wspaniale.
Elise się zaśmiała.
- Przecież mieszkamy w gospodarstwie.
- Ale nie mamy fabryki ani takiego pięknego salonu, w którym moglibyśmy usiąść do stołu.
- Nasze święta zapowiadają się wspaniale. Nigdy wcześniej nie było tak pięknej choinki.
Zapomniałeś już, że zaledwie parę lat temu mieliśmy ją po raz pierwszy? Pani Jonsen przyniesie
świąteczne wypieki, pani Evertsen świeżo upieczone ciasto, a pan i pani Børresen mięso
wieprzowe.
- A ojciec Johana na pewno weźmie ze sobą butelkę czegoś mocniejszego - dodał z
entuzjazmem Evert.
- No tak - powiedziała zmartwiona Dagny. - Ja za to nie przyniosłam nic.
Peter odwrócił się do niej przodem.
- Bez ciebie nie byłoby prawdziwych świąt, Dagny. Elise wzruszyło to wyznanie.
- Masz rację, Pederze. Pomyśl, jakby było smutno, gdyby Dagny do nas nie trafiła.
Twarz Dagny nagle się rozjaśniła.
- Mogę pomóc, zajmując się maluchami i podając do stołu. Hugo zerknął na nią.
- Którymi maluchami?
- Jensine, Elvirą i Aslaug - szybko odparła Dagny. Była bystra, więc od razu zrozumiała, że
nie chciał zostać zaliczony do najmniejszych dzieci.
Peder spojrzał na nią w zamyśleniu.
- Ale co powiedzą twoi rodzice, kiedy nie zjawisz się w domu na Wigilię?
Dagny wzruszyła ramionami.
- Wątpię, żeby w ogóle dostrzegli różnicę. W naszej kuchni zawsze jest pełno gości.
Elise przypomniało się, jak ich odwiedziła, żeby powiadomić Dagny, że wuj Kristian
odkupił oddaną w zastaw lalkę. Wtedy ich kuchnia także wypełniona była ludźmi, którzy byli
kompletnie pijani.
Usłyszeli pukanie do drzwi. Do środka weszła pani Jonsen w futrze pokrytym śniegiem.
Była cała biała, tylko policzki płonęły czerwienią.
- Mróz, aż trzeszczy! Bałam się, że odmrożę sobie nos i uszy. Elise pomogła jej zdjąć
płaszcz oraz kapelusz.
- Dlatego właśnie nie poszliśmy dzisiaj do kościoła, zamiast tego zjedliśmy wcześniej obiad.
Jest za zimno dla maluchów. Proszę, niech pani usiądzie przy piecu, a zaraz się pani rozgrzeje.
Niedługo potem przyszli pan i pani Børresen. Zanim jeszcze zdążyli zdjąć z siebie płaszcze,
między pięknymi wzorami, które zostawił na szybie mróz, Elise dojrzała ostatnich gości. Torkild
pchał Annę i Aslaug na saniach, a za nimi pod ramię szli pani Evertsen oraz pan Thoresen!
- Mmm, jak cudownie pachnie! - zawołała pani Evertsen, kiedy weszli do środka. - Kapusta!
Pan Thoresen wybuchnął śmiechem.
- Ja rozpoznaję tylko zapach świątecznej kiełbasy. Pieczone kartofle, kapusta i wieprzowina
pieczona na maśle. Z łykiem gorzały - dodał, wyciągając piersiówkę z tylnej kieszeni. - Mamy
święta. Zdrowie! - Następnie odkręcił korek i pociągnął łyka.
Dagny rozebrała małą Aslaug, a Johan odprowadził Annę do kanapy. Potem wyjął małe
okulary, które dostał od ciotki Ulrikke, zanim wyjechała. Goście grzali się przy piecyku, podczas
gdy Elise kończyła przygotowywać kolację.
Pani Jonsen otworzyła swoją starą podręczną torebkę i wyjęła z niej kilka niewielkich
paczuszek, elegancko zapakowanych w zeszłoroczny papier do prezentów. Położyła je pod małym
drzewkiem.
Peder, Evert i Hugo zrobili kilka niepewnych kroków w tamtym kierunku.
Peder oczywiście nie mógł wytrzymać bez zapytania: - Czy to bożonarodzeniowe prezenty?
Pani Jonsen skinęła głową uroczyście.
- Dla tych dzieci, które były grzeczne. Peder rozejrzał się wokół.
- Czy są takie w naszym domu?
- Ja byłem grzeczny - szybko zapewnił Hugo. - Jensine także. Pani Jonsen uśmiechnęła się.
- Myślę, że wszyscy byliście grzeczni. Musicie jednak zaczekać, aż wszyscy zjemy kolację i
zgromadzimy się wokół choinki.
Hugo spojrzał na nią przestraszony.
- Taaak długo?
W tym momencie podeszła do nich również pani Evertsen. Na ramieniu zawieszoną miała
zniszczoną torbę na zakupy, z której wyłowiła małe pakunki, zapakowane w szary papier i owinięte
sznurkiem.
- Znajdzie się jeszcze odrobina miejsca na taborecie? Hugo podszedł do niej.
- Mogę pomóc, jeśli pani zechce.
Podała mu pierwszą paczkę. Oglądał ją przez chwilę, obracał w dłoniach, wąchał.
Peder zezłościł się.
- Hugo, nie możesz zgadywać, co jest w środku! To oszustwo. Hugo szybko odłożył prezent
pod choinkę.
Kiedy pozostałe paczuszki znalazły się pod drzewkiem, Peder zaczął je liczyć. Gdy doszedł
do czternastu, do pomocy użył palców.
- Na każdą osobę przypadają dwa prezenty.
- Policzyłeś Kristiana. - Evert miał zadowolony głos. - Jest nas tylko sześcioro: Aslaug,
Dagny, Hugo, Jensine, ty i ja.
- Zapomniałeś o Elvirze! - podpowiedziała pani Jonsen. - Ma już osiem miesięcy i też musi
dostać prezent.
Elise przysłuchiwała się rozmowie toczonej przy choince. Stała przy kuchence, pilnując,
żeby kartofle za bardzo się nie rozgotowały. Słowa Everta sprawiły jej ból. Sądził, że panie Jonsen i
Evertsen przyniosły prezenty dla Kristiana. Nie zapomniano o nim. Chłopcy ciągle mieli nadzieję,
że pewnego pięknego dnia powróci.
Pomiędzy świętami a Nowym Rokiem dwaj oficerowie Armii Zbawienia mieli pojechać do
Lillehammer z prezentami dla małych dzieci. Obiecali wtedy również odwiedzić Marcella Haugena
i pokazać mu jedno z ubrań Kristiana w nadziei, że uda mu się coś dostrzec.
Nie powiedziała o tym Johanowi, ale Hilda okazała się bardziej niż chętna do pomocy.
Podarowała jej koszulę Kristiana, którą nosił dzień przed zniknięciem.
Hilda była ostatnio bardzo miła i uprzejma. Bez przerwy odwiedzała Elise pod tym czy
innym pretekstem. Często przynosiła pozostałości po obiedzie albo ciastka upieczone przez
kucharkę. Szkoda, że nie mogli spędzić tej Wigilii razem, ale jak tłumaczyli, Hilda i Ole Gabriel
otrzymali zaproszenie od młodszego pana Paulsena.
Elise przepędziła złe myśli. Tego dnia wszyscy jej najbliżsi zgromadzili się razem przy
stole, więc nie czas wypominać, że kogoś brakuje.
Nagle ktoś zapukał do drzwi.
Przerażona, wyjrzała zza garnków. Kolejni goście? Wszyscy już przecież przyszli!
Przez ułamek sekundy przeleciała jej przez głowę myśl, przez którą bliska była omdlenia.
Zaraz ją jednak od siebie odgoniła. Uwaga Everta pobudziła jej wyobraźnię.
Drzwi otworzył Johan. Na progu stał listonosz.
Johan zaprosił go do środka, proponując łyk czegoś mocniejszego, zanim ten pójdzie dalej.
W czasie mrozów to świetny sposób, żeby się odrobinę rozgrzać.
Listonosz nie dał się prosić dwa razy, więc pan Thoresen szybko wyjął butelkę oraz
dodatkowy kieliszek.
Roznosiciel miał zgrabiałe z zimna palce, dlatego ledwo utrzymywał w dłoni niewielki
kieliszek.
- Żal mi pana - powiedziała Elise, posyłając mu współczujące spojrzenie. - Dużo pracy panu
jeszcze dzisiaj zostało?
Zaprzeczył ruchem głowy.
- Muszę tylko dojść do Arendalsgata i na dzisiaj koniec. - Miał tak czerwone policzki, że
musiał je sobie odmrozić. Zauważyła również, że jego buty były zupełnie przemoknięte i
zostawiały za sobą kałuże. Był za lekko ubrany na długie przebywanie na tak siarczystym mrozie.
- Czy ma pan ochotę na ciepły posiłek przed wyruszeniem w dalszą drogę? - zapytała, licząc
jednocześnie kawałki kiełbasy. Nie musiała jeść swojej porcji. Wystarczy, że nałoży sobie na talerz
dużo ziemniaków i kapusty, żeby inni tego nie odkryli.
Pokręcił głową.
- Żona i dzieci czekają, ale miło było odrobinę się rozgrzać. - dodał, odprowadzając butelkę
pełnym żalu wzrokiem.
Pan Thoresen zrozumiał sugestię, napełniając jeszcze raz kieliszek.
- Nic tak dobrze nie rozgrzewa jak prawdziwa gorzałka - powiedział zachęcająco.
Pani Jonsen wyjęła pudełko po ciastkach, które nosiła w swojej torbie. Wyjęła z niego dwa
faworki.
- Nie należy pić na pusty żołądek, ale skoro zaraz pan rusza, żona nie powinna być zła.
Zaśmiał się kpiąco.
- I tak nie będzie zadowolona. - W pośpiechu zjadł faworki, jeszcze raz posyłając tęskne
spojrzenie w kierunku stojącej na stole butelki.
Pan Thoresen nalał trzecią kolejkę. Po chwili listonosz był gotowy do drogi.
- Czy nie ma przypadkiem dla nas żadnej poczty? - zapytał Johan ze zdziwieniem w głosie. -
Po to chyba pan przyszedł.
Listonosz znowu uśmiechnął się z drwiną i zaczął przeszukiwać swoją torbę z listami.
Pogrzebał w niej chwilę, po czym wyjął grubą kopertę.
Od razu, gdy Elise ją zobaczyła, odgadła, że przysłali ją ciotka Ulrikke i wuj Kristian.
- Zrobili nam piękny prezent na święta! - oznajmiła z radością. - Najpierw jednak
usiądziemy do stołu.
List odczytano na głos podczas deseru. Elise podała ryż ze śmietaną, w którym ukryty był
migdał. Znalazła go Jensine, ale nie chciała go zjeść. W zamian dostała kulkę z marcepana, ale na
nią również nie miała ochoty. Oddała ją roześmianej od ucha do ucha Dagny.
Kochani!
Kiedy otrzymacie ten list, prawdopodobnie będę już święta. Bardzo chcielibyśmy spędzić je
wspólnie z wami. Rosemary jest bardziej niechętna do gotowania niż ktokolwiek inny, ale Kristian
usprawiedliwia ją słabym zdrowiem. Ja sama mam inne zdanie na ten temat. Dopiero co odwiedził
nas brat, mieszkający na co dzień w Michigan, który w ciągu ostatnich pięciu miesięcy zarobił 1000
dolarów w firmie Shevorlet Mater Company. Wszyscy wokół rozmawiają tutaj o pieniądzach, nie
pomijając wysokości swoich zarobków.
Dla Amerykanów nie ma w tym nic dziwnego. Dziwne, ale mimo wszystko wielu rzeczy mi
tutaj brakuje. Kristian śmieje się ze mnie, uważając, że jestem staroświecka, ale zupełnie się tym nie
przejmuję. Kobiety są silnie zbudowane, dlatego już dłużej nie uważam, że tęga postawa to powód
do wstydu albo domena mężczyzn. Płeć piękna nie jest też tak bardzo zaangażowana w obowiązki
domowe jak norweskie kobiety. Wiele z nich przeprowadza się do tzw. „Osiedli Społecznych" w
wielkich miastach, gdzie głównym ich celem jest polepszanie warunków życia najuboższych
mieszkańców. Do tej pory założono 30 podobnych placówek, które pomagają tysiącom
najbiedniejszym. Mimo tego, ci sami ideowcy nie mają odwagi wyjść na ulicę, gdzie znajdują się
najbardziej potrzebujący. Są tutaj także kobiety z bogatych domów, które zostawiły luksusy,
przeprowadzając się do ubogich dzielnic, aby zajmować się pracą u podstaw. Mówią, że mają dość
pustego życia w kręgach wyższych sfer. Sukces finansowy jest bardzo ważny w życiu Amerykanów.
Majątek osób prywatnych rocznie w samym Nowym Jorku przelicza się na wiele milionów dolarów.
Do listu dołączam drobny prezent. Jest to coś, co nazywamy matą piknikową, którą można
zabierać na wycieczki. Piknik to jedzenie na łonie natury najczęściej w porze naszego drugiego
śniadania. Kristian prosi, abym was pozdrowiła. Zaczęliśmy już pakować rzeczy z myślą o powrocie
do domu. Mała Eleonora nie chce, żebyśmy wyjeżdżali. Biedna mała, nie ma szczęśliwego
dzieciństwa. Rodzina nie ma jej fotografii, dlatego wysyłam tylko te z Viggo. (Wydaje mi się, mimo
że nie mogę tego powiedzieć głośno, że ojciec nie jest dla niej miły. Pragnął jeszcze jednego syna,
więc po jej narodzinach był bardzo rozczarowany).
Serdeczne pozdrowienia przesyła ciotka Ulrikke.
- Jezu Chryste! - wyrwało się pani Jonsen. - To już koniec? Nie pisze o ubraniach ani o tym,
co jedzą?
- Albo jak wygląda z zewnątrz ich dom - dodała z przejęciem pani Evertsen.
Pan Thoresen wyprostował plecy.
- Dlaczego miałaby o tym pisać, skoro ja tu jestem?
- O przepraszam! - pani Jonsen zmieszana zakryła usta dłońmi. - Zupełnie o tym
zapomniałam, panie Thoresen.
Pani Evertsen uśmiechnęła się dumna.
- Opowiadał mi, jak ubierają się tam kobiety. Spódnice nie sięgają kostek, tylko kończą się
tuż za kolanami. To skandal!
Pan Thoresen zaśmiał się głośno.
- Skandal? Uważam, że nie było w tym nic niewłaściwego. Co jest złego w pokazywaniu
nóg, jakimi je Pan Bóg stworzył?
Zarówno na twarzy pani Jonsen, jak i pani Evertsen pojawiły się czerwone wypieki.
Sprawca odwrócił się w stronę pani Evertsen.
- W pokazywaniu pani nóg również nie widzę niczego złego. Proszę pomyśleć, jaka to
szkoda, że nikt nie może zobaczyć, iż wyglądają jak nogi młodej dziewczyny!
Pani Evertsen jeszcze bardziej nabrała rumieńców. Johan miał zakłopotaną minę. Elise
postanowiła oszczędzić mu kolejnych uwag ojca. Wstała.
- Teraz zbierzemy się wokół choinki.
Elise była ledwie żywa ze zmęczenie, kiedy wychodzili ostatni goście. Pan Thoresen z
czasem robił się coraz bardziej pijany, opowiadając jedną rubaszną historyjkę za drugą. Nawet pani
Evertsen, która na początku była w świetnym humorze, pod koniec miała kwaśną minę. Pani Jonsen
była na tyle wstrząśnięta, że siedziała z zaciśniętymi ustami, przez dłuższy czas nie mówiąc ani
słowa. Tylko Peder i Evert się cieszyli, chociaż próbowali ukryć uśmiechy, gdy Elise posyłała im
surowe spojrzenia.
Dlaczego byłam na tyle bezmyślna, żeby zapraszać ich wszystkich naraz?, powtarzała sobie
pod nosem, odprowadzając zataczającego się teścia do drzwi.
Chciała je szybko za nim zamknąć, aby nie uciekało ciepło, gdy jej wzrok zatrzymał się na
czymś, co wystawało ze śniegu na schodach. Schyliła się, dostrzegając, że jest to list. Listonosza
pewnie tak zamroczyły trzy kieliszki wódki, że musiał mu wypaść z torby. Westchnęła. Nie
powinni częstować go taką ilością alkoholu, skoro ciągle jeszcze wykonywał swoje obowiązki.
Zauważyła przecież, jaki był niezdarny, kiedy wyciągał list od ciotki Ulrikke. Mogło się okazać, że
zgubił ich więcej.
Kiedy znalazła się w środku, zerknęła na list.
Elise Thoresen, gospodarstwo Vøienvolden, Kristiania.
Zaskoczona odwróciła kopertę. Brakowało adresata.
Czy przypadkiem nie widziała już kiedyś tego pisma?
Poczuła, jak jej ciało ogarnia dziwna słabość, ale nie śmiała pozwolić dojść do głosu temu,
co rodziło się w jej głowie.
Drżącymi dłońmi otworzyła list.
Kochana Elise!
Czy kiedykolwiek będziesz mi w stanie wybaczyć? Wiem, że przeze mnie masz za sobą
niezwykle ciężki okres, ale nie miałem wyboru. Teraz także go nie mam, ale przynajmniej mogę
sprawić, by te święta były dla ciebie weselsze. Żyję, mimo że dla wszystkich innych poza tobą jestem
martwy. Będzie to nasza wspólna tajemnica. Pozdrowienia. Kristian
Szybko podniosła wzrok. Dzieci zajęte były prezentami, natomiast Johan dokładał do ognia,
aby jak najdłużej utrzymać ciepło w ciągu nocy. Odwróciła się na pięcie, pośpiesznie ruszając przez
plac w stronę szopy. Droga nie była odśnieżona po ostatnich opadach, więc Elise zapadała się w
świeżym śniegu po same kostki. Zanim dotarła na miejsce, miała przemoczone nogi. Usiadła w
rogu, opierając trzęsące się ciało o ścianę.
- Kristian żyje! - Te wypowiedziane przez nią słowa zabrzmiały jak jęk. - On żyje! -
powtórzyła, jakby zamierzała przekonać tę część samej siebie, która wciąż bała się w to uwierzyć. -
To jego pismo. Nie mam żadnych wątpliwości. Kristianie, ty żyjesz! - Przymknęła oczy i pochy-
lając głowę, pozwoliła płynąć łzom.
5
Nocą długo nie mogła zasnąć. Rozsadzała ją radość, bo spełniło się jej marzenie, które
dzielili z nią już tylko Peder i Evert. Nie mogła jednak wtajemniczyć ani ich, ani Johana ze względu
na prośbę i lojalność wobec Kristiana. Dla wszystkich innych poza tobą jestem martwy.
Udało jej się w końcu dojść do siebie. Ocierała oczy, wracając do swoich obowiązków.
Samo położenie najmłodszych dzieci do łóżek zajmowało niemało czasu. Oprócz tego należało
nakarmić przed snem Elvirę oraz posprzątać po gościach. Zauważyła, że Johan posyłał w jej stronę
pytające spojrzenia, ale udawała, że tego nie dostrzega. Nawet, gdy całował ją na dobranoc, udało
jej się powstrzymać słowa, cisnące się na usta.
Gdy tylko usłyszała, jak zegar wybijał godzinę drugą, zdecydowała się. Kristian na pewno
liczył się z tym, że będzie chciała powiadomić Johana. Johan nie należał do wszystkich innych,
ponieważ był częścią niej samej.
- Johanie? - Tak?
W ciemności odwróciła twarz w jego stronę.
- Nie śpisz jeszcze? Byłam przekonana, że tak, skoro położyłeś się do łóżka kilka godzin
temu.
- Nie mogę, bo coś przede mną ukrywasz. Uśmiechnęła się, układając się blisko niego.
- To nic strasznego. Nie zrobiłam niczego, co można uznać za niewłaściwe.
- Jesteś pewna? Nie zaprosiłaś chyba tych wszystkich kobiet z domu skąpca Scrooge'a na
śniadanie w pierwszy dzień świąt?
Wybuchła śmiechem.
- Chyba że odstąpiłaś swojemu dziadkowi oraz Julii Andersen nasze łoże małżeńskie? -
kontynuował, drażniąc się z nią.
- Nie. Nie zaprosiłam też Jenny, Olaug i Jorund i mam z tego powodu wyrzuty sumienia.
Objął ją ramieniem i mocno przyciągnął do siebie.
- Opowiadaj!
- Dostałam list. Odetchnął z ulgą.
- To spędzało mi sen z powiek przez całą noc? A może chodzi o list z pomocy społecznej, w
którym proszą, abyś zajęła się wszystkimi, na których wsparcie zabrakło im pieniędzy?
Zaśmiała się, przytulając się do jego ciepłej szyi.
- Zgaduj dalej.
- Twierdzisz, że otrzymałaś list, chociaż listonosz przyniósł tylko ten od ciotki Ulrikke?
- Nie, przyniósł dwa. Jednak ponieważ twój ojciec wlał w niego trzy kieliszki wódki,
listonosz był na tyle rozkojarzony, że upuścił jeden z nich na schodach. Odkryłam go przypadkowo,
dopiero gdy wszyscy wyszli.
- W takim razie musiał zostać przysłany z tego czy innego wydawnictwa, które chce ci
zaproponować lepszą ofertę i honorarium niż Grøndahl i Syn.
- Bardzo zabawne. Aż tak zdolna nie jestem.
- Ty tak twierdzisz, ale niektórzy mają odmienne zdanie. O tym porozmawiamy później.
Czy list był stemplowany w Kristianii?
- Nie.
- W Norwegii?
- Tak, ale nie udało mi się ustalić konkretnego miejsca.
- Znam osobę, która go przysłała?
- Tak, bardzo dobrze.
- I mimo tego nie wiem, gdzie ta osoba mieszka? Czy chodzi o jednego z moich szkolnych
przyjaciół?
- Dlaczego miałby pisać do mnie, zamiast do ciebie?
- Może nie wie, że wzięliśmy ślub i gdzie się obecnie znajduję. Dlatego pomyślał, że
możesz wiedzieć, dokąd wyjechałem, skoro w przeszłości byliśmy parą.
- W przeszłości? Sądziłam, że wciąż nią jesteśmy.
Teraz z kolei roześmiał się Johan. Schylił się ku niej i pocałował w usta.
- Kochanie. Kiedy w końcu zdradzisz mi tę tajemnicę? Jutro rano? Nagle w pełni
uzmysłowiła sobie prawdę. Wybuchła płaczem, łapiąc powietrze: - Kristian żyje! Zapadła
kompletna cisza.
Nie wypowiadając ani słowa, nieznacznie się od niej odsunął. Myśli teraz, że znowu dałam
się oszukać. Z całych sił próbowała zachować spokój.
- Pisze, że nikt inny nie może się o tym dowiedzieć. Dlatego zwlekałam z opowiedzeniem ci
o liście do momentu, gdy dzieci zostaną ułożone do snu.
- Śpią już od dawna. - Miał zrezygnowany głos, świadczący o tym, że nie wierzył w jej
historię.
- Możemy razem pójść do salonu. Zapalimy światło i zobaczysz list na własne oczy.
- Skąd możesz wiedzieć, że napisał go Kristian?
- Poznaję jego charakter pisma.
- Nietrudno jest je sfałszować, jeśli dysponuje się wcześniej napisaną próbką.
- List napisał Kristian.
- W takim razie należy mu się tęgie lanie!
Milcząc, wyślizgnęła się z łóżka i skradając się cicho przez pokój dzieci, dotarła do salonu.
Usłyszała jego kroki tuż za sobą. Udało jej się po omacku odnaleźć pudełko z zapałkami, więc
zapaliła świecę stojącą na stole. List leżał w kieszeni fartucha. Podała mu go.
Nawet w świetle ledwie tlącego się, migoczącego płomienia, Elise zauważyła, jak bardzo
wydawał się przybity i zrezygnowany.
Zdaniem Johana list napisany został przez oszusta, wykorzystującego ich nieszczęście, aby
zwrócić na siebie uwagę. Możliwe również, że działał z innych pobudek.
Przeczytał szybko list i podał go jej z powrotem.
- Jest za ciemno, aby dokładnie obejrzeć stempel. Sprawdzimy go jutro. Chciałbym się
dowiedzieć, kto znajduje przyjemność w dręczeniu cię.
- Nie wierzysz, że to Kristian.
- Nie. Nie mógłby być tak okrutny. Mogę sprawić, by te święta były dla ciebie weselsze -
powtórzył z oburzeniem w głosie. - A co ze wszystkim dniami, kiedy na granicy załamania
odzyskiwałaś nadzieję, a potem znowu traciłaś, aby odzyskać ją na nowo? Jeśli autorem jest
Kristian, mam nadzieję, że nie zmienił się aż tak bardzo.
Zaraz potem odwrócił się i zdenerwowany wrócił do sypialni.
W tym samym momencie uchyliły się drzwi do pokoju chłopców. Peder wyszedł z niej,
powłócząc nogami. Miał na sobie przykrótkie spodnie od piżamy.
- Co się dzieje? Dlaczego stoisz tu w środku nocy?
Elise szybko schowała list do kieszeni fartucha. Płacz ściskał jej gardło.
- Wszystko w porządku. Nie mogłam zasnąć, więc przyszłam poszukać czegoś na ból
głowy.
- Boli cię głowa, mimo że jest Wigilia?
- Miałam bardzo dużo pracy przy przygotowywaniu jedzenia. Nie każdego dnia przychodzi
do nas tylu gości na kolację. Poza tym zrobiło mi się przykro, że pan Thoresen nie potrafił ugryźć
się w język, kiedy były u nas panie Evertsen i Jonsen.
- Nie przejmuj się tym, Elise. Wiedzą przecież, jaki jest. Nawet kiedy pije, przeklina, żartuje
i robi wokół siebie hałas.
- Nie dzisiaj. Obydwie miały stężałe twarze.
- Nie możesz się za to obwiniać.
- Pomyśl o państwu B0rresen, którzy są religijni i nie znają go tak dobrze. Zauważyłam, jak
ciągle odwracali wzrok. Teraz na pewno zastanawiają się, co z nas za rodzina.
- Nie szkodzi, sami nie są lepsi. Jeśli cokolwiek powiedzą, przypomnę im, jak stali pod
starym dębem i rozmawiali z duchem. Wierzyli, że nadchodzi koniec świata.
Elise nie potrafiła powstrzymać śmiechu.
- Jesteś dobrym chłopcem, Pederze. Teraz jednak połóż się do łóżka. Jutro wcześnie rano
idziemy do kościoła.
Idąc, odwrócił się jeszcze.
- Elise?
- O co chodzi?
- Myślisz, że Święty Mikołaj pojawi się także pierwszego dnia świąt, czy można go
zobaczyć tylko w Wigilię?
- Spróbuj go poszukać. Ostatnim razem po tym, kiedy go dostrzegłeś, wszyscy zaczęli się za
nim rozglądać.
Skinął głową z wyraźną dumą.
- Rozumiesz, że nie wszyscy mogą go ujrzeć. Nieliczni mają na tyle otwarte umysły. Tak
było w przypadku starej Marii, która raz zobaczyła Kristiana, ale więcej już jej się to nie udało.
Jednego dnia ma się szczęście, a drugiego nie.
- W takim razie miejmy nadzieję, że jutro ci się uda. Musisz się teraz położyć do łóżka,
Pederze.
Johan leżał cicho w łóżku. Zresztą wcale nie miała ochoty rozmawiać. Poczuła
rozczarowanie. Jutro znajdzie jeden ze starych dzienników Kristiana i porówna charaktery pisma.
Dlaczego właściwie miałaby to robić? Skoro Johan nie chciał uwierzyć, że chodziło o
Kristiana, miał do tego prawo. Ona sama nie miała cienia wątpliwości.
Następnego ranka, gdy tylko zrobiło się jasno, w końcu nadarzyła się możliwość obejrzenia
stempla na znaczkach. Może będzie można z niego wyczytać, skąd wysłano list.
Włożyła kopertę do kieszeni, nałożyła buty i zarzucając szal na ramiona, wymknęła się za
róg domu, żeby nikt nie mógł jej zobaczyć.
Na kopertę naklejono dwa znaczki za 5 øre, między którymi przystawiony został stempel.
Udało jej się odczytać datę 19 XII 1910, natomiast ustalenie miejsca nadania listu okazało się
niemożliwe. Bez względu na to, z jakiej perspektywy patrzyła, w którą stronę go obracała i jak
długo oglądała pod światło, litery były nieczytelne. Jedyne, co rozszyfrowała, to duże N na
początku słowa. Rozczarowana, wcisnęła kopertę z powrotem do kieszeni i drżąc, ruszyła w
kierunku domu. Jedno było pewne - Kristian żył i znajdował się w Norwegii. Będzie musiała się
tym zadowolić.
Skoro nie podał miejsca swojego pobytu, z pewnością nie życzył sobie, żeby to wiedziała.
Nikt inny również nie powinien się dowiedzieć, że Elise otrzymała od niego znak, że chłopak żyje.
Nie powinna była opowiadać o tym Johanowi. Należało przewidzieć, że nie zechce jej
uwierzyć. Mimo że pokazała mu list napisany przez Kristiana oraz porównała charaktery pisma,
Johan upierał się, że ktoś się pod niego podszywał. Sugerował, że Kristian nie potrafiłby być na tyle
pozbawiony serca, i tu miał rację. Musiało się zdarzyć coś na tyle poważnego, że Kristian nie miał
innego wyboru, jak tylko pozwolić im żyć w niewiedzy.
Pytanie tylko co.
6
Hilda odwróciła się, posyłając pokojówce zdziwione spojrzenie.
- Pan, który chciałby ze mną porozmawiać? Czy to jeden z gości, który przyszedł za
wcześnie? Do obiadu zostało jeszcze wiele godzin.
- Nie jest jednym gości, pani Paulsen. Mówi, że musi z panią pomówić o czymś ważnym.
- Zaprowadź go do biblioteki. Poczekaj. Powiedz też, że nie mam wiele czasu. Przychodzi
dzisiaj do nas na obiad dwadzieścia osób.
Dziewczyna zniknęła, a Hilda szybko opuściła jadalnię. Komu przyszło do głowy nachodzić
ich w samym środku świąt? Jeśli to kolejna osoba namawiająca ją do finansowego wsparcia
podróży morskiej, misjonarzy w południowej Afryce lub też podobnego przedsięwzięcia, nie miała
dzisiaj czasu na tego typu rozmowy. Poza tym składanie wizyty w święta świadczyło o złym
wychowaniu. Nie potrafiła zresztą zrozumieć, dlaczego tyle osób chce pomagać biednym dzieciom
w Afryce, skoro tak samo ubodzy ludzie żyli tuż obok.
Kiedy stała w bibliotece i wsłuchiwała się w zbliżające się kroki, przygotowana była na
burzliwą rozmowę, którą będzie musiała wszcząć.
Drzwi uchyliły się i dziewczyna wpuściła gościa do środka.
- Christofferze...! - Nie zdawała sobie sprawy, że głośno wypowiedziała jego imię. W tej
samej chwili dotarło do niej, że nabrała rumieńców. Przyszedł do niej do domu! Kipiała w niej
radość, a jednocześnie była przerażona. Dlaczego postanowił zobaczyć się z nią w jej własnym
domu? Nie mógł przecież wiedzieć, że Ole Gabriel był obecnie zajęty i przebywał w fabryce.
- Hildo Camillo! - Ruszył w jej stronę, jakby miał zamiar zamknąć ją w swoich ramionach.
Wysłała mu ostrzegawcze spojrzenie, zanim upewniła się, że pokojówka w końcu zamknęła za sobą
drzwi.
Zamknął jej dłonie w swoich i pocałował najpierw jedną, a zaraz potem drugą.
- Wydaje się, jakby minęła wieczność, odkąd widziałem się z panią po raz ostatni. Byłem
okropnie rozczarowany, bo nie przyszła pani na umówione spotkanie na dzień przed moim
wyjazdem. Pomyliła pani drogę?
Zaprzeczyła ruchem głowy. Odczuwała rozczarowanie prawie jak fizyczny ból.
- Tego dnia były urodziny mojego męża, a na obiad mieli przyjść goście. Wymyśliłam
nawet wymówkę, aby móc się wymknąć choćby na moment. - Zaśmiała się cicho. - Zamierzałam
powiedzieć, że malutka córka mojej siostry zachorowała, więc muszę pojechać do gospodarstwa
Vøienvolden. Jednak w chwili, gdy otworzyłam usta, żeby to powiedzieć, ona niespodziewanie się
pojawiła. Na dodatek ze zdrowym dzieckiem w ramionach.
Roześmiał się.
- Mam nadzieję, że była pani tak samo zawiedziona jak ja. Skinęła głową i spuściła wzrok.
- Byłam. Miałam ochotę zamordować wszystkich gości. Znowu się zaśmiał.
- Jest pani uroczą i pełną temperamentu kobietą. Hilda usłyszała kogoś przy wejściu i
zaczęła nasłuchiwać.
- Mam nadzieję, że osobą, która weszła nie jest mój mąż. Pokręcił głową, nie przejmując się
tym zanadto. W jaki sposób udało mu się zachowywać spokój?
- Widziałem, jak jechał powozem w kierunku Aker. Czy nie łatwiej byłoby wziąć
automobil, skoro wzgórze jest takie strome?
Zaprzeczyła gestem.
- Śmiertelnie boi się, że hamulec nie zadziała. Ma do załatwienia pewną sprawę w fabryce.
- Proszę się nie obawiać, Hildo Camillo. Jeśli się nagle pojawi, wytłumaczę, że przyszedłem
z wiadomością od mojego wuja. Znają się. W zasadzie nie jest to nawet kłamstwo. Dwa dni temu
byłem u wuja w Ljan. Przypadkiem wspomniał o panu Paulsenie, więc wyjaśniłem, że spotkałem
go oraz jego żonę na przyjęciu i sądzę, że pani Paulsen jest zachwycająca.
Na twarzy Hildy pojawił się uśmiech. Ścisnął jej dłonie.
- Nie wyjadę na długo. Teraz, kiedy wiem, że ma pani równie wielką ochotę spotkać się ze
mną jak ja z panią, nie ma takiej siły na świecie, która odciągnęłaby mnie od stolicy.
Pochylił głowę, przysuwając się bliżej niej, jednocześnie patrząc jej głęboko w oczy.
Hilda poczuła zawroty głowy, zastanawiając się jednocześnie, czy przypadkiem nie widać
ich z ulicy. Stali całkiem niedaleko jednego z okien.
Jego twarz zbliżyła się jeszcze bardziej. Nie miała siły, aby się mu oprzeć. Ułamek sekundy
później poczuła jego usta tuż przy swoich. Wystraszyła się, chciała się cofnąć, ale położył rękę na
jej szyi i znowu ją przyciągnął. Przez chwilę odwzajemniała pocałunek, czerpiąc z niego
przyjemność, aż przerażona wyrwała się w końcu z jego uścisku.
Zaśmiał się cicho.
- Doszłoby do tego prędzej czy później. To co między nami jest silniejsze od nas samych. -
Westchnęła. - Ja nie mogę... To znaczy...
Powoli pokiwał głową, przykładając jednocześnie palec do jej ust, aby nie mogła nic więcej
powiedzieć.
- A jednak, Hildo Camillo. Los postanowił, że mamy się spotkać. Bez względu na to, jak
mocno będziemy się bronić i uciekać - i tak nas dogoni. Proszę się nie bać. Będę ostrożny tak, aby
nie spotkały pani nieprzyjemności. Nie należy też zadręczać się wyrzutami sumienia jak
Marta Oulie. - Uśmiechnął się. - Majster fabryki, pan Paulsen, jest za stary, żeby dać
kobiecie to, czego ona potrzebuje. Rozumie pani, co mam na myśli? Nie chodzi mi o dobra
materialne.
Hilda poczuła mrowienie w podbrzuszu. Serce zabiło jej szybciej.
- Nie miałby nic przeciwko, żeby pani w sposób dyskretny zaspokajała swoje potrzeby z
kimś innym. Zdołał zapewnić sobie piękną, młodą małżonkę, która urodziła mu dwóch zdrowych
synów. Czego jeszcze może oczekiwać? Jego zainteresowania koncentrują się wokół fabryki i
utrzymaniu pozorów. Jestem pewien, że jeśli by pani zapytała, z radością pozwoliłby pani na
odrobinę rozrywki, przeżycie czegoś ciekawego i ekscytującego, czego nawet w części nie mogą
dać nudne poobiednie spotkania. Jednocześnie katolickie wychowanie, normy społeczne i
środowisko, w jakim dorastał uniemożliwiają mu zezwolenie na to wszystko. Gdyby należał do
bohemy, sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej.
Hilda chłonęła każde jego słowo. Miał rację. Coraz rzadziej Ole Gabriel odwiedzał ją w jej
sypialni. Wieczorami był często zmęczony i kładł się znacznie wcześniej niż ona. Zauważyła także,
że prawie nie zwracał uwagi, gdy wkładała mocno wydekoltowaną sukienkę. Zdarzało się, że prosił
ją o podciągnięcie jej wyżej, aby nikt nie mógł jej oskarżyć o brak przyzwoitości, ale w nim nie
budziło to namiętności. Kilka dni temu zaskoczył ją, gdy będąc w trakcie przebierania się, stanęła
przed nim całkiem naga. Kiedyś wykorzystałby sytuację, aby się do niej dobrać i pieścić jej piersi.
Teraz jednak zatrząsł się, mówiąc: - Musisz szybko coś na siebie założyć, inaczej możesz się
przeziębić.
- Wspaniale byłoby żyć tak beztrosko jak bohema - wymknęło się jej.
Roześmiał się, zbliżając do niej swoje usta i całując ją po raz drugi.
- Nie możemy udawać, że nią jesteśmy? Mój przyjaciel dał mi klucze do swojego
mieszkania. Wyjechał na dwa tygodnie - dodał szeptem.
Poczuła, że coraz ciężej jej się oddycha.
W tym samym momencie uchyliły się drzwi wejściowe.
Hilda wyrwała mu się.
- To Ole Gabriel.
Odskoczyła od niego na parę kroków. Doprowadziła fryzurę do porządku i próbowała się
uspokoić. Christoffer Clausen stał tak samo jak przed momentem, jakby w ogóle nie był
zdenerwowany.
Po chwili do pokoju, zziajany i dyszący wszedł Ole Gabriel.
- Podobno mamy gościa? Mam nadzieję, że odpowiednio o niego zadbałaś, Hildo?
Podszedł bliżej, zezując w stronę obcego.
- Służąca poinformowała mnie, że odwiedził nas Christoffer Clausen. Chyba nie chodzi o
bratanka kupca Alberta Laurentiusa Clausena z Ljan?
Christoffer uśmiechnął się.
- Zgadza się. Przyszedłem przekazać pozdrowienia. Odwiedziłem go dwa dni temu. Niestety
męczą go bóle w biodrze, więc dni spędza w domu. Obiecałem jednak, że przekażę panu
pozdrowienia i wyrażę nadzieję, że niebawem pana spotka.
- Miło z jego strony, że przysłał tu pana. Proszę go także ode mnie pozdrowić oraz życzyć
szybkiego powrotu do zdrowia. Niestety, w naszym wieku nie jest to rzecz niespotykana. Słyszę o
jednym nieszczęściu za drugim. Jedni mają problemy z sercem, inni z żołądkiem. Wielu ma
trudności z chodzeniem. Nie powinno się siedzieć w automobilu, na koniu albo w powozie, ale
zamiast tego powinno się dużo chodzić pieszo. Jednak komu starczy na to czasu? - Zaczął się
śmiać. - Czy żona zaproponowała panu coś do picia?
- Tak, dziękuję, zaproponowała, ale odmówiłem. Jestem w drodze na świąteczny obiad u
starej ciotki, więc obowiązuje mnie punktualność.
Ole Gabriel znowu się roześmiał.
- Tak, moja ciotka jest taka sama. Siedzi ze złotym zegarkiem w ręce i udziela mi
reprymendy, jeżeli pojawię się nawet o pól minuty za późno. Miło z pana strony, że nas pan
odwiedził, panie Clausen. Chętnie usłyszałbym trochę więcej o tym, jak układa się pana wujowi i
jego małżonce, ale odłóżmy to na kolejną wizytę. Może uda się panu nas odwiedzić po Nowym
Roku? - Szybko spojrzał na Hildę. - Nie mamy chyba żadnego wolnego wieczoru ani popołudnia w
okresie miedzy świętami, kochanie?
Hilda posłała mu przepraszające spojrzenie. Nie potrafiła wyobrazić sobie, jak Christoffer
ucina sobie pogawędkę z Ole Gabrielem, podczas gdy ona siedzi cicho jak myszka i bierny widz,
nie mogąc spojrzeć Christofferowi prosto w oczy i poczuć jego pożądania.
- Przykro mi, Ole Gabrielu, ale niestety nie. Zrezygnowany, potrząsnął głową.
- Święta są wykańczające. Ciągle tylko przyjęcia i stoły uginające się pod ciężarem jedzenia
ze wszystkich stron świata, którego nam w dodatku ciągle za mało. Witają nas sherry, częstują
winem do jedzenia, likierem do kawy i koniakiem do cygara. To przesada i nadmierne obciążenie
dla serca i żołądka.
Christoffer uśmiechnął się uprzejmie, przesuwając się wolno w kierunku wyjścia.
- Mogę państwa odwiedzić w pierwszych dniach stycznia.
- To świetny pomysł. Do widzenia, panie Clausen. Proszę pozdrowić ode mnie wuja.
Gdy tylko Christoffer opuścił dom, Ole Gabriel odwrócił się w stronę Hildy.
- Co za miły i sympatyczny młody człowiek. Powinniśmy włączyć go do listy naszych
gości. Trzeba trochę poszerzyć grono naszych znajomych. Ci, którzy przychodzą co roku, zaczynają
być nudni.
Hilda skinęła głową, ale nie powiedziała ani słowa. Musiała wymyślić coś, co skierowałoby
myśli Ole Gabriela na inny tor. Mimo że miło byłoby widzieć się z Christofferem tak często, nie
zniosłaby tego. Czuła, jak budzi się w niej pożądanie zaledwie na samą myśl o nim. Jak poradzi
sobie z ukrywaniem swoich uczuć? Poza tym nie była całkiem pewna, czy Christoffer jest w stanie
zachować odpowiednią ostrożność.
Goście zaproszeni na obiad okazali się nieznośnie nudni. Spoglądała na wszystkich
obecnych mężczyzn. Ani jeden z nich nie wydawał się interesujący czy godny uwagi. Nie było też,
na kim zwiesić oka, ponieważ wszyscy byli starzy. Zerkała też na ich żony. Jak mogły chodzić do
łóżka z mężczyznami, którzy tak wyglądali? A może już tego nie robiły? Co za okropne życie! Nie
mieć za czym tęsknić! Spędzać dzień po dniu w tym samym, niemożliwie nudnym towarzystwie,
odwiedzając te same muzea czy oglądając usypiające przedstawienia w teatrze. Żadna z tych kobiet
nawet nie zniżyłaby się do tego, aby obejrzeć kabaret. Jak one wytrzymywały?
Jej myśli krążyły wokół Christoffera. Robiło jej się gorąco, gdy tylko powtarzała w głowie
jego imię. Czy się ośmieli?
Przypomniała sobie pewien okropny jesienny dzień, kiedy planowała opuścić towarzystwo
w polowie obiadu pod pozorem wiadomości, przysłanej jej od Elise. Wszystko zostało drobiazgowo
przemyślane. Poświęciła wyjątkowo dużo czasu na dopracowanie wyglądu, układając loki za
pomocą lokówki i spryskując się różaną wodą toaletową. Na tę okazję założyła nowe jedwabne
rajstopy oraz bieliznę, a także najbardziej elegancką sukienkę, jaką kiedykolwiek miała.
Przynajmniej po raz pierwszy Ole Gabriel zwrócił uwagę na to, co na siebie założyła i
skomplementował ją.
Była tak spięta i zdenerwowana, że przewróciła flakon z wodą toaletową i upuściła swoją
najpiękniejsza chustkę do balii. Miała równie duży problem z rozluźnieniem się. Stres opanował ją
w równym stopniu, co gorączka obezwładnia ciało. W jednym momencie ogarniała ją dzika radość,
aby po chwili zesztywnieć ze strachu na samą myśl o realizacji zamierzonego planu.
Wtedy przyszła służąca z wiadomością, że jej siostra stoi przed drzwiami wejściowymi z
małym dzieckiem na rękach. Informacja ta była niczym wymierzony jej policzek. Nie mogła już
wykorzystać swojej wymówki. Elise wszystko zepsuła.
Poradzenie sobie z własnym z rozczarowaniem zajęło jej wiele dni i nocy, jednak teraz nie
miało to żadnego znaczenia. Christoffer wrócił do domu. Odwiedził ją dzisiaj, pokazując, że w
dalszym ciągu jest tak samo zainteresowany. Co najmniej tak samo. Poprosił, aby spotkali się w
mieszkaniu na Ullevålsveien, które udostępnił mu przyjaciel. Dlaczego nie u niego, zastanawiała
się. Uznała jednak, że to za daleko.
Była pewna, że będą tam sami. Skoro podjęła już decyzję, należało się przygotować na to,
co miało nastąpić.
Joachim Hals, jej sąsiad przy stole, odwrócił się w jej stronę.
- Słyszała pani, że firma Mobjerg & Co. w Grensen rozdawała biednym jedzenie w Wigilię?
Zmusiła się do odsunięcia od siebie myśli o Christofferze.
- To bardzo miło z ich strony.
- Rano, na wiele godzin przed otwarciem sklepu, jeszcze w ciemności, przed wejściem
ustawiła się długa kolejka biedaków. W większości były to kobiety, niektóre nawet z niemowlętami
na rękach. Znam młodego ekspedienta, którego zadaniem było rozdzielenie paczek z jedzeniem.
Otrzymał wyraźne polecenie, żeby każdej osobie przyznawać tylko po jednej paczce. Obraz nędzy
go przeraził. Kiedy zostało zaledwie kilka paczek, stara kobieta namówiła go, żeby przyniósł jedną
pod adres na Torvgaten. Nie śmiał zaprotestować. Ubóstwo i ludzkie nieszczęście zbyt mocno
odcisnęły się w jego pamięci. Kiedy dotarł na Torvgaten 26, okazało się, że mieszkała tam
poważnie chora matka ze sporą gromadką dzieci. Po ich dużym siedlisku hulał wiatr, a otwory w
jednej ze ścian powypychane były workami z papierem, aby w miarę możliwości zatrzymać zimno
na zewnątrz.
Hilda słuchała z rosnącym przerażeniem. Sama widziała niemało biedy, ale zdołała już
prawie o niej zapomnieć. Takiej nędzy jednak nie doświadczyła. Nie, zaraz. Kilka szwaczek z
Graah znajdowało się w podobnej sytuacji. Również pani Petersen w gospodarstwie Andersena.
Gdyby się zastanowić, znała wiele osób, którym wiodło się równie ciężko. Od takiej biedy udało jej
się uciec.
Przekażę trochę pieniędzy na opiekę społeczną w Kristianii, postanowiła w myślach, aby
uciszyć dręczące ją wyrzuty sumienia.
Nareszcie obiad się skończył. Panowie wycofali się do palarni, żeby podyskutować o
polityce, a panie przeszły do salonu porozmawiać o paryskiej modzie, działalności misyjnej i
nowinkach w dziedzinie literatury i teatru.
Hilda nie uczestniczyła w rozmowie. Udawała, że słucha, o czym mówią. Próbowała się
uśmiechać i śmiać w odpowiednich momentach. Wewnątrz niej rodziła się jednak tęsknota za tym,
czego nigdy nie udało jej się przeżyć.
Nie zastanawiała się, czy ma na tyle odwagi, czy nie. Nie miała wyboru. Podjęła decyzję w
dniu, kiedy spotkała Christoffera po raz pierwszy.
7
Kristian odłożył polana drewna i strząsnął z siebie śnieg, zanim wszedł do środka.
Svanhild w dalszym ciągu leżała w łóżku. Spojrzał na nią i strach utkwił mu w gardle,
uniemożliwiając przełykanie. Od kilku dni prawie nie jadła, chciała tylko spać. Wyglądała na bladą
i wyraźnie osłabioną, miała cienie pod oczami. Jednak tym, co go najbardziej przerażało, były bóle
brzucha.
Najprawdopodobniej został jeszcze miesiąc albo dwa. Nie robili tego przed przedostaniem
się do zachodniej części kraju. Wtedy także nie. Nie, zanim po wielu tygodniach podróży kutrem
rybackim trafili do małej, ukrytej wioski w okolicy północnego fiordu. Gdyby gospodarz Borga nie
rozchorował się akurat w tym tygodniu, może popłynęliby jeszcze dalej na północ.
Według Svanhild sam Bóg ich tutaj doprowadził i przynajmniej z początku tak to właśnie
wyglądało. Przybyli w trakcie sianokosów, kiedy zmęczony gospodarz miał za mało rąk do pracy.
Kristian zgłosił się do nieodpłatnej pracy w zamian za pokój i pożywienie. Jedzeniem dzielił się ze
Svanhild. Jednak, kiedy zakończyły się sianokosy, gospodarz wycofał się z umowy, tłumacząc się
barkiem pieniędzy na ich utrzymywanie. Nie był w stanie wyżywić więcej osób, jak sam mówił.
Kristian usiadł ciężko na chybotliwym drewnianym taborecie, obserwując nieruchomą
sylwetkę w łóżku. Brzuch był duży i okrągły. Zastanawiał się nawet, jak tak duże dziecko może
przedostać się przez tak niewielki otwór. Na samą myśl oblał się zimnym potem.
W maleńkim pokoju panowało ciepło. Zdjął z siebie czapkę i szalik Gdyby nie kobieta z
Ryggjatunet, w ogóle nie mieliby gdzie się podziać, chodząc od drzwi do drzwi w poszukiwaniu
pomocy.
Kobieta okazała się miła. Współczuła im, kiedy odkryła, że mieszkali ukryci w starej
stodole. Zaproponowała, żeby zajęli jedną z chat w dolinie Traudalen, którą właśnie na rok opuścili
mleczarze. Ostrzegła ich tylko przed rusałką, która mogła ją zamieszkiwać. Pomimo że
uśmiechnęła się, kiedy o tym wspominała, uważnie się rozejrzała, zanim odważyła się wejść do
niewielkiej szopy.
Kobieta nie zdawała sobie sprawy, jaką tajemnicę ukrywali. Gdyby wiedziała, mogłaby
zawiadomić pastora albo lensmana. Obydwoje nie byli konfirmowani ani nie ukończyli szkoły.
Okłamali ją, pozwalając jej myśleć, że są o trzy lata starsi, niż byli w rzeczywistości.
Powiedzieli, że nie mają rodziny ani przyjaciół oraz że nie mogą zapewnić sobie pracy. Skłamali
też, że zostali wygnani z małej wioski na wschodzie, ponieważ opieka społeczna nie chciała ich
dłużej utrzymywać.
Rozejrzał się wokół. Majster powinien zobaczyć ich chatę! Nie była większa niż salon w
letnim domu jego przyjaciół w Drammensveien, o którym opowiadał. Na wystrój wnętrza składało
się jedno łóżko, krzesło, piec i niewielki stół. Przez pierwszą połowę lata mieszkał tutaj pasterz,
później chata została przejęta przez mleczarki. Każdego poranka po dojeniu, zmęczone kobiety
wiosłowały, przeprawiając się z mlekiem przez wodę. Jedna sterowała, a druga wiosłowała.
Następnie pokonywały długą drogę w dół do miasta, dźwigając kanki napełnione mlekiem. Mimo
że miały nosidła na ramionach, musiało być im ciężko. Rutyna ta odbywała się każdego dnia, w
deszczu, słońcu i mgle. Mleko musiało zostać dostarczone i w żaden inny sposób nie można było
tego zrobić.
Szopy stały bardzo blisko siebie, wszystkie tak samo małe, z torfem na dachu. Kristian
nigdy wcześniej nie słyszał o chatach, leżących w tak niewielkiej odległości od siebie. Mało jednak
wiedział o tutejszym życiu.
Mleczarzom musiało być ciężko, ale mimo to zazdrościł im. Wolał to od hałasu wyjących
rur fabrycznych, toczących się po torach kół pociągu czy smrodu dochodzącego znad rzeki.
Przypomniał sobie też nauczycieli, bijących linijkami oraz trzciną!
Tutaj nie czuł nieprzyjemnego zapachu ścieków odprowadzanych z fabryki ani dymu z jej
kominów. Ku niebu wznosiły się góry, z białym jak kreda śniegiem na wierzchołkach. Woda była
tak czysta, że można było ją pić, a powietrze na tyle świeże, że człowiek czerpał przyjemność z
każdego oddechu. Zimą na śniegu nie było innych śladów niż jego własne, ani żadnych dźwięków
oprócz nawoływania lisa. Byli sami w cichym i spokojnym otoczeniu, gdzie nikt nie krzyczał Amen
ani Alleluja, gdzie nikt nie groził dniem Sądu Ostatecznego i ogniem piekielnym. Łowili pstrągi w
wartkim górskim strumieniu, a także dostali od gospodyni worek ziemniaków. Więcej nie było im
trzeba. Od czasu do czasu kobieta wysyłała do nich chłopca z zapasem mąki, mleka oraz jaj, mimo
że mieszkańcy gospodarstwa nie byli zamożni i sami musieli oszczędzać. Ostatnio, gdy przyszła do
nich dziewczyna ze wsi, przekazał jej list do Elise z prośbą, aby wysłała go dopiero w okolicy
świąt.
Wszystko układałoby się dobrze, gdyby nie wypadek ze Svanhild. Skąd mógł wiedzieć, że
do nieszczęścia wystarczy tak niewiele? W dalszym ciągu trudno mu było to pojąć. Starał się być
ostrożny, nie przypuszczał nawet, że wyniknie z tego dziecko. Teraz byli tutaj, sami w górach i
wydawać by się mogło, że na całym świecie. Żadne z nich nie miało pojęcia, co robić, kiedy się
zacznie.
Pamiętał, jak Elise rodziła Jensine. Poród rozpoczął się, kiedy on wrócił ze szkoły. Olaf,
dzierżawca, biegł w górę Sandakerveien, aby przyprowadzić akuszerkę. Elise poprosiła, żeby
nastawił czajnik z wodą. Na szczęście po chwili przyszli Peder i Evert, więc nie musiał sobie radzić
sam.
Oczywiście to nie wszystko, co zapamiętał. Głęboki męski głos Lagerty mówił: - W bólu
będziesz rodziła dzieci, jak mówi Pismo Święte. - Tuż po tym, gdy rozpoczął się poród, usłyszał
przerażony głos: - Jezu Chryste, dlaczego nie kazałaś przyjść po mnie wcześniej?
W tym momencie na jego czole zaczął skraplać się pot, a koszula przylepiła się do szyi. Nie
miał pojęcia, co Lagerta robiła w pokoju, usłyszał tylko częściowo zduszony jęk i krzyk Elise.
Dopiero kiedy doszedł do nich płacz niemowlęcia, Peder, Evert i on zdobyli się na odwagę, żeby
uchylić drzwi.
Po co potrzebowała gorącej wody? Co robiła akuszerka? Dziecko wyszło samo czy ktoś
musiał mu w tym pomóc? Przypomniało mu się, jak pan Ringstad opowiadał o źrebaku, który miał
tak duże problemy z wydostaniem się, że sądził, iż zarówno klacz, jak i młode zdechną. Poza tym,
co robi się później z dzieckiem? Svanhild była równie nieuświadomiona, jak on. Nawet nie
wyobrażała sobie, że może zajść w ciążę. Dopiero niedawno zaczęła miesiączkować. Spóźnia się,
powtarzała mu. Wiele koleżanek z klasy dostało pierwszy okres już w wieku dwunastu albo
trzynastu lat.
Przechodziły ją lodowate dreszcze, kiedy opowiedziała mu, czego się obawia. Nie chciał
przyjąć tego do wiadomości, patrzył na nią, jakby postradała zmysły.
- W ciąży? Bzdura! - Prawie się rozzłościł. Zupełnie jakby wina była tylko po jej stronie.
Po pewnym czasie uspokoili się, dochodząc do wniosku, że Bóg im pomoże. Co prawda
zgrzeszyli, ale wiedzieli, że do tego dojdzie. Poza tym byli przekonani, że Bogu nie podobały się
spotkania na Hausmannsgate i nie zgadzał się z mowami kaznodziei o piekle i z zastraszaniem jako
sposobem na pozyskanie wiernych.
To właśnie Bóg pomagał im od momentu, gdy wsiedli do pociągu do Bergen aż po
zakończenie podróży w północnym fiordzie. Bóg wskazał im drogę do Ryggjatunet i pozwolił
kobiecie z gospodarstwa odnaleźć ich w zapadającej się szopie, kiedy nie mogli już dłużej praco-
wać. On poprowadził ich drogą do doliny Traudalen i zadbał o to, żeby zimno nie miało dostępu do
chaty, w której mieszkali.
Wierzyli w to do dzisiaj. Jednak rano, gdy zobaczył, w jak złym stanie była Svanhild,
obudził się w nim strach. Zaczął się zastanawiać, czy Bóg w ogóle istnieje. Może był tylko ludzkim
wymysłem? Nie istniały żadne dowody. Nikt go nie widział. Żaden zmarły nie wrócił, żeby opo-
wiedzieć, co znajduje się po drugiej stronie.
Mimo że czasami otrzymywał pomoc, gdy o nią prosił, równie często zdarzało się, że nie
zostawał wysłuchany. Prosił, żeby matka znowu ich pokochała, przyszła w odwiedziny, pokazała,
że jej na nich zależy. Modlił się, by Emanuel nie musiał umierać, mimo że sam był na niego
wściekły. Jednak Emanuel mimo wszystko umarł. Jego prośby, żeby ojciec przestał pić i nie bił
matki, również nie zostały wysłuchane.
Jeśli Bóg nie istniał, Svanhild i on pozostaną sami w dniu narodzin dziecka. Wtedy Svanhild
może także umrzeć, bo nie mieli akuszerki, a on nie miał pojęcia, jak może pomóc. Zostanie sam
wysoko w górach. Czy pewnego dnia ośmieli się wrócić z powrotem do Kristianii i czy opowie
rodzicom Svanhild, co się wydarzyło?
To Svanhild nie miała odwagi wrócić do domu.
- Matka i ojciec mnie zabiją - tłumaczyła. - Mówią z pogardą o niezamężnych dziewczętach
z fabryki. Twierdzą, że same zasłużyły na taki los. Gdyby wierzyły w Boga i żyły według jego
przykazań, nigdy nie przydarzyłoby im się nieszczęście.
Podniósł się ciężko ze stołka i dołożył drewna do niewielkiego piecyka.
Svanhild odrobinę przekrzywiła głowę, ale nie otworzyła oczu.
- Svanhild? Źle się czujesz? Ledwo zauważalnie pokręciła głową.
- Nie. Po prostu jestem okropnie zmęczona - szeptała, nie będąc w stanie mówić głośniej.
Ani razu na niego nie spojrzała.
- Mam zejść do wsi i poprosić o pomoc gospodynię z Borga? Svanhild otworzyła oczy.
Rozszerzyły się pod wpływem przerażenia.
- Nie! Nie wolno ci tego zrobić! Przyrzeknij mi, Kristianie!
- Ale pomyśl sama... Przecież ja nie mam pojęcia, co miałbym zrobić, gdyby...
Nie dokończył. Svanhild przesunęła się wyżej na łóżku, stanowczo potrząsając głową.
- Obiecaj mi to, Kristianie! Proszę cię! - W jej oczach pojawiły się łzy. - Inaczej umrę ze
wstydu! - Wyciągnęła ręce w jego stronę, ścisnęła jego dłonie i trzymała zadziwiająco mocno jak na
stan, w jakim się znajdowała. - Powiedz, że tego nie zrobisz! Jeśli odkryję, że wyruszyłeś w drogę,
wyjdę i położę się w śniegu.
Spojrzał na nią z przerażeniem.
- Svanhild! Nie wolno ci mówić takich rzeczy!
- Dlaczego? Pozwoliliśmy uwierzyć naszym rodzinom, że odebraliśmy sobie życie. To
jeden z najcięższych grzechów.
- Ale nie myślisz o mnie? Zostanę wtedy sam. Co ze sobą zrobię? Jak sobie bez ciebie
poradzę?
- Możesz pojechać do wuja do Ameryki. Możesz obierać kartofle albo wykonywać inną
pracę, żeby załapać się na darmową podróż. Planowałeś to pół roku temu, więc równie dobrze
poradzisz sobie teraz.
- Leżysz, planując moją przyszłość i nie uwzględniając w niej siebie samej?
Łzy popłynęły jej po policzkach. Skinęła głową.
- Tak, Kristianie. Zdaję sobie sprawę, że dzieje się coś złego. Naprawdę okropnego. Nawet
jeśli przyprowadziłbyś kobietę z Borga, nie potrafiłaby mi pomóc.
Kristian, przełykając ślinę walczył z płaczem. Potrząsnął mocno głową.
- Nie wiadomo, czy masz rację. Nie wiesz, jak wygląda poród.
- Nie, ale nie mam wątpliwości, że to, co się we mnie rozwija nie jest takie, jakie powinno
być. Módl się za mnie, Kristianie. Módl się za nas obydwoje.
Kristian oparł się o stołek, pochylił głowę i składając dłonie, zaczął się modlić tak żarliwie
jak nigdy dotąd.
8
Elise w pośpiechu weszła do sklepu i zamknęła za sobą drzwi. Na zewnątrz panował tak
straszliwy mróz, że z ust wydobywała się para. Śnieg skrzypiał pod stopami, a palce sztywniały pod
wpływem temperatury. Musiało być co najmniej minus piętnaście stopni, o ile nie dwadzieścia.
W sklepie było mnóstwo kobiet, za którymi należało się ustawić w kolejce. Stały, ciasno
owinięte szalami, sine od mrozu. Rozpoznawała większość, mimo że nie za często robiła tutaj
zakupy. Była dopiero godzina ósma rano, więc słońce jeszcze na dobre nie wzeszło. Ladę
oświetlały dwie duże lampy naftowe, natomiast pod sufitem wisiała kanka na mleko, dzbany,
skórzane buty, wiadra i latarnie.
Sprzedający miał na sobie wełniane rękawiczki bez palców, mimo że sztywniały mu z
zimna. Pomimo że sklep wypełniony był klientami, w środku było zimno. Usłyszała, jak trzaska w
kominku, w pomieszczeniu na zapleczu, do którego drzwi były w połowie uchylone. Ogień musiał
zostać rozpalony przed chwilą, bo ciepło nie zdążyło jeszcze dotrzeć do sklepu.
Na ladzie stały wagi z odważnikami. Mężczyzna wysunął dużą szufladę z mąką, nie
śpiesząc się ze sprawdzeniem jej ciężaru. Następnie klient poprosił o cukier i kaszę. Wydawało się,
jakby minęła wieczność, zanim krążąc między poszczególnymi szufladkami, udało mu się w końcu
wszystko zważyć.
Zamierzała dzisiaj kupić trochę sera nøkkelost, wyrabianego z krowiego mleka, do którego
dodawana była wędlina. Poza tym potrzebny był jej na jutro śledź, kawa, pieczywo chrupkie oraz
klopsiki rybne. O syropie także nie wolno jej było zapomnieć.
Kobieta, która właśnie była obsługiwana, też kupowała syrop. Podała kupcowi swoje
blaszane wiaderko, które położył na wagę. Zamoczył duży czerpak w pojemniku z syropem,
napełniając go brązowym, ciągnącym się płynem. Pozwolił, by syrop powoli przelał się do kubła.
Elise podążała wzrokiem za jego ruchami. Nie po raz pierwszy nalewał syrop do wiaderka,
pomyślała. Większość kupowała go codziennie.
Dwie kobiety rozmawiały o zakazie otwierania sklepów przed wpół do ósmej rano i
handlowania po godzinie siódmej wieczorem. W soboty i przed świętami według rozporządzenia
powinny być otwarte do dziewiątej. Tym dwóm paniom najwyraźniej spodobały się nowe ustalenia.
Później jedna z nich opowiedziała zabawną historię, przeczytaną w zeszłorocznej gazecie.
Kiedy balon nazwany Norwegią podczas jednego ze swoich ostatnich lotów przelatywał nad
północną częścią Oslo, Nordmarka, dwóch chłopców łowiło ryby przy Tryvann. Jeden z nich
położył się do snu, podczas gdy drugi zarzucił wędkę. Nagle dostrzegł żółtą kulę unoszącą się nad
wierzchołkami drzew. Z dzikim krzykiem rzucił wędkę i obudził brata.
- Musimy szybko wracać do domu! Księżyc się zepsuł! Wszyscy w sklepie wybuchnęli
śmiechem. Zrobiło się cieplej, więc
twarze tym bardziej się rozjaśniły, a atmosfera przygnębienia poprawiła się. Kolejna osoba
zaczęła opowiadać inną śmieszną historię, aż w końcu wszyscy zaczęli ze sobą rozmawiać.
Nareszcie przyszła kolej Elise.
Sprzedawca uprzątnął czerwony kubeł z ziarnami kawy i zapytał, nie patrząc na nią.
- Jak pani idzie?
Posłała mu nic nierozumiejące spojrzenie. Nie zapytała go, jak mu się powodzi, dlatego nie
oczekiwała tego z jego strony.
- Mam na myśli pani książkę.
Zauważyła, że wokół niej zapadła cisza i wszyscy słuchali, co mu odpowie.
Prawdopodobnie żadna z kobiet stojących w kolejce nie wiedziała, że pisze książki. Zresztą Elise i
tak nie miała ochoty, żeby się dowiedziały. To budowało dystans. Była jedną z nich, ale nie do
końca.
- Dziękuję, dobrze.
- Wiele książek pani napisała?
Nie mogła skłamać. Co jeśli chociaż jedna z obecnych wiedziała, ile książek napisała Elise?
- Trzy - odpowiedziała cicho.
- Aż trzy? Wszystkie są o kurtyzanach? Zaprzeczyła ruchem głowy.
- Nie. Dwie pierwsze opowiadają o losach różnych osób żyjących nad rzeką, a trzecia o
córce straganiarki ze Stortorvet.
- Mój mąż przeczytał pierwszą! - Usłyszała głos, dochodzący z tyłu. - Uważa, że to hańba!
Jesteśmy porządnymi ludźmi, a teraz mieszkańcy zachodnich dzielnic pomyślą, że wśród nas są
same ladacznice, pijacy i nędzarze!
Zrobiło się zupełnie cicho. Elise nie wiedziała, co powiedzieć. Mogła się odwrócić i
spokojnie wytłumaczyć, o czym opowiadają poszczególne rozdziały oraz że oparła się na losach
znanych jej ludzi. Poza tym zamierzała w ten sposób zwrócić uwagę na nierówności w
społeczeństwie, ale nie sądziła, żeby chcieli jej wysłuchać. Upierali się, że książka jest
nieprzyzwoita, niemoralna i obraźliwa wobec pracowników fabryki.
- Tak samo powiedziała moja matka - oznajmiła młoda dziewczyna. - Książka powinna
zostać zakazana - stwierdziła. - Ta kobieta pisze tylko dla pieniędzy - dodała.
Elise odwróciła się i spojrzała na nią, zmuszając się do zachowania spokoju.
- To nieprawda. Wszystkie trzy książki napisałam po to, żeby bogaci zrozumieli, jak to jest
żyć, nie posiadając niczego, nie mieć pieniędzy na chleb, mieszkając w ciasnych, małych klitkach.
Dobrze wiecie, że dużo dziewcząt zostało zmuszonych do wyjścia na ulicę, ponieważ inaczej
umarłyby z głodu. Właśnie to chciałam przekazać. Nie zarobiłam wiele na książce, a w następnej
wydawnictwo zakazało mi pisać o prostytutkach, ponieważ mogłoby to kogoś urazić. Gdybym
pisała dla pieniędzy, książka opowiadałaby raczej o bogaczach, którzy mają własne konie, podłogi
wyłożone drogimi dywanami oraz posiadłości za miastem.
Kobiety zmieszały się, a większość zaczęła unikać jej wzroku. Dziewczyna, która
powtarzała opinię matki, opuściła głowę, udając, że nie słyszy. Najwidoczniej nie lubiła, gdy ktoś
podważał jej słowa.
- Uważasz się za lepszą, prawda? Według ciebie pisanie książek jest takie szlachetne?
Dlatego, że zarabiasz więcej od nas, siedząc w salonie, podczas gdy stoimy na mrozie albo
obsługujemy maszyny do późnego wieczora? Dlaczego nie mówisz tak samo jak my? Aż tak się
wywyższasz, że nawet w sposobie mówienia zaczęłaś upodabniać się do wyższych sfer?
Elise znowu odwróciła się przodem do kupca. Był tak zajęty rozmową, że zapomniał
napisać, ile mu powinna zapłacić. Szybko wyjął z kieszeni ołówek i zaczął dodawać.
Gdy tylko uregulowała rachunek, chwytając pełną torbę zakupów, utorowała sobie drogę
między innymi klientkami, aby wyjść tak szybko, jak tylko się dało. Pogarda w głosie młodej
dziewczyny, wścibstwo, zazdrość oraz zgorszone spojrzenia wszystkich obecnych mocno ją uraziły.
Czy przestępstwem było zajęcie się czymś innym niż wszyscy? Odstawanie od normy?
Miała właśnie skręcić z powrotem w dół Maridalsveien, kiedy zauważyła elegancki wóz
jadący w jej kierunku. Woźnica miał na sobie obszerne wilcze futro, ale mimo to wyglądał na
zmarzniętego.
Powóz raptownie się zatrzymał.
- Elise? - Hilda wystawiła głowę na zewnątrz. - Wskakuj! Muszę z tobą porozmawiać.
Elise wdrapała się do środka z poczuciem ulgi, że będzie mogła pomyśleć o czymś innym.
Woźnica cmoknął na konie, które powoli ruszyły z miejsca.
- Tak silnych mrozów już od dawna nie pamiętam! - Zerknęła na Hildę, która miała na sobie
gruby, wełniany płaszcz ze skórzanym obszyciem oraz duży pled, leżący na kolanach. - Mimo że
jesteś odpowiednio ubrana, nie powinnaś tak za długo siedzieć.
Hilda pokręciła głową.
- Byłam w Vøienvolden, szukałam cię. Pani Børresen wyjaśniła, że poszłaś do sklepu
kolonialnego.
- Szukałaś mnie? Chyba nie zdarzyło się nic złego? Hilda uśmiechnęła się tajemniczo.
- Wręcz przeciwnie. Chciałabym cię prosić o małą przysługę. W ramach odwdzięczenia się
za to wszystko, co dla ciebie zrobiłam.
Elise próbowała sobie przypomnieć, co Hilda dla niej ostatnio zrobiła, ale nic nie
przychodziło jej do głowy. Co prawda zeszłego lata Hilda i Ole Gabriel wzięli do siebie Kristiana,
ale Hilda miała wtedy wobec niego takie same obowiązki co Elise. Może chodziło jej o chrzest,
kiedy majster fabryki pożyczył im zarówno automobil, konia, jak i powóz?
- Pamiętasz tę Wigilię, kiedy Emanuel jeszcze żył, a Johan wrócił z Paryża i mieszkał u
Anny i Torkilda?
Elise uśmiechnęła się.
- Oczywiście, że pamiętam. Święta 1907 roku, ponad trzy lata temu. Zaprosiłaś mnie i
Johana do posiadłości Ole Gabriela.
- Nie do końca - poprawiła ją Hilda. - Pojechałam na Hammergatan, udając, że Isak
zachorował, i poprosiłam, żebyś przyjechała. Prawda była taka, że Johan czekał na ciebie w naszym
domu.
Elise skinęła głową. Odtwarzała cała sytuację w myślach. Siedziała z Johanem na kanapie.
Ona płakała, a Johan ją pocieszał. Któregoś dnia przyjdzie pora na nas, powtarzał. Wyobrażenie
sobie tego wywoływało u niej jednocześnie radość i smutek. Johan miał rację, ale ciągle, głęboko w
niej odzywały się wyrzuty sumienia.
- Teraz przyszła twoja kolej.
Elise odwróciła twarz w jej kierunku.
- Co masz na myśli?
- Słyszałaś, co powiedziałam. Teraz przyszedł czas na to, żebyś ty mnie kryła. Chętnie
pomogłam ci w zorganizowaniu spotkania z Johanem.
Elise otworzyła usta ze zdziwienia. - Ty chyba nie...?
- Właśnie tak. Zakochałam się po uszy i umrę, jeśli nie uda mi się zostać z nim sam na sam.
Elise potrzebowała chwili, żeby się pozbierać.
- Ale, co powie...? To znaczy, jak zareaguje twój mąż, kiedy to odkryje? To niebezpieczne,
Hildo. Możesz stracić zarówno obydwoje dzieci, dom, jak i całe swoje nowe życie.
- Zaryzykuję.
Elise westchnęła ciężko.
- Nie masz pojęcia, na co się decydujesz. Pan Paulsen nie puści ci tego płazem. Jeśli zacznie
cokolwiek podejrzewać, wyrzuci cię jeszcze tego samego dnia!
- Niczego się nie dowie. Na tym właśnie polega twoja rola.
- Moja? Ale co, jeśli zacznie cię śledzić? Ktoś może was zobaczyć i rozpuścić plotkę, a
wtedy on będzie cię obserwować, żeby ją potwierdzić. Zresztą, o kogo chodzi? W kim się tak
bardzo zakochałaś?
- Nie znasz go.
- Więc to ktoś z kręgu znajomych samego majstra. Żonaty?
- Oczywiście, że nie. Nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby zakochiwać się w żonatym
mężczyźnie, który mógłby kłaść się do łóżka obok swojej żony, kiedy wraca do domu.
- On za to nie przejmuje się tym, że idziesz do łóżka ze swoim mężem, gdy wracasz do
domu?
- Wcale tego nie robię. Ole Gabriel się zestarzał. Nie sprawdza się już w swoich
małżeńskich obowiązkach. Prawdopodobnie już nie może. Ze sprawą nie ma to nic wspólnego. Ma
znaczenie jedynie to, że znalazłam duże mieszkanie. Och, Elise, nie wyobrażasz sobie, jak za nim
tęsknię! Jeśli się nam nie uda, umrę!
Elise nagle poczuła się jak skostniała, stara panna. Powinna rozumieć Hildę, bo sama
tęskniła za Johanem, kiedy ten wyjechał do Paryża. Powinna wiedzieć, czym jest tęsknota,
cierpienie i pożądanie. Mimo to siedziała, niemal trzęsąc się z oburzenia i narastającego zgorszenia.
Próbowała się tłumaczyć troską o Hildę oraz lękiem przed tym, co mogło się stać, ale i tak było jej
wstyd. Nie należy potępiać innych, kiedy zrobiło się w życiu to samo.
Westchnęła.
- Oczywiście, że ci pomogę. Uważam jednak, że nie powinnaś liczyć na Johana. Mężczyźni
są inni. Nawet jeśli przypomnę mu, co zrobiliśmy trzy lata temu, obawiam się, że nie zrozumie.
Nabrał sporego szacunku do majstra. Lubi go, więc prawdopodobnie zrobiłoby mu się go żal. Poza
tym słaby z niego aktor. Nie potrafi wymyślić nawet najbardziej niewinnego kłamstwa.
- W takim razie polegam na tobie. Czy istnieje coś, czym mogłybyśmy się razem zająć w
mieście? Nie naprawdę. Coś, co zabrzmiałoby prawdopodobnie.
Elise zrobiła głęboki wdech.
- Wiesz, jak ciężko jest mi się wyrwać z domu pełnego dzieci, zwłaszcza jeśli chodzi o
Elvirę.
- Nie możesz udawać, że otrzymałaś nowe informacje w sprawie Kristiana?
Elise poczuła, że płoną jej policzki. Może opowiedzieć Hildzie o wszystkim?
Jednak Hilda nie zachowa tajemnicy dla siebie i wkrótce wszyscy dowiedzą się, że Kristian
żyje. Wiadomość w końcu dotrze do rodziców Svanhild, a następnie ze zwielokrotnioną siłą do
Vøienvolden, gdzie zmuszona zostanie do wyjawienia wszystkiego, co wie.
Hilda musiała przyjąć jej milczenie jako znak, że propozycja warta jest zastanowienia.
- Zdaję sobie sprawę, że Johan nie lubi, kiedy spotykasz się z ludźmi uważającymi się za
jasnowidzów, ale zdaje sobie również sprawę, że masz inne poglądy. Nie może jednak od ciebie
wymagać bezwzględnego posłuszeństwa.
- Wcale tego nie oczekuje. Martwi się tylko, że kolejny raz się rozczaruję.
- Ale jesteś nudna! Nigdy nie powiedziałaś ani jednego złego słowa pod adresem swojego
męża! Nikt nie jest doskonały. On też nie.
Elise nie mogła powstrzymać śmiechu.
- Twoja nowa miłość też nie? Hilda odpowiedziała z uśmiechem: - On jest idealny. Elise od
razu z powrotem spoważniała.
- Zazdroszczę ci radości i podekscytowania, Hildo. Miałaś ciężki start w życiu i trudne
początki jako matka. Bez względu na to, jakie jest twoje zdanie na ten temat, wiem, że wyszłaś za
majstra przędzalni, ponieważ nie mogłaś wytrzymać pracy w fabryce oraz biedy i krzywdy, która
była ci wyrządzana. Jednak dokonałaś wyboru, składając obietnicę. Musisz zdawać sobie sprawę z
tego, że to, co masz zamiar zrobić jest z nią sprzeczne, i być przygotowana na konsekwencje. Nie
byłam lepsza, spotykając się w tajemnicy z Johanem, kiedy Emanuel siedział przykuty do wózka,
ale zostałam ukarana. Ty także zostaniesz.
Hilda spojrzała na nią z uniesionymi brwiami.
- Jaką karę otrzymałaś? Zostałaś zmuszona do poślubienia miłości twojego życia?
Elise zamilkła. Zrozumiała, że nie było sensu tłumaczyć tego Hildzie. Za każdym razem,
gdy działo się coś złego, wierzyła, że to kara boska, ponieważ nie była wobec Emanuela tym, kim
powinna. Zanim otrzymała list od Kristiana, zdarzało jej się myśleć, że zginął z jej winy. Teraz
obawiała się, że znowu ma kłopoty przez nią. Nie chciał wrócić do domu, więc musiało się
wydarzyć coś złego. O co mogło chodzić?
- Kiedy zamierzasz się z nim spotkać? - zapytała.
- Pojutrze - Hilda odpowiedziała bez wahania.
9
Hilda obejrzała się w lustrze nad kominkiem. Nie była zadowolona ze swojej fryzury, ale w
tej chwili nie miała już czasu, żeby cokolwiek poprawiać.
- Wspomniałaś, że dokąd się wybierasz? - Ole Gabriel wrócił do domu w przerwie
obiadowej. Teraz siedział w fotelu i czytał gazetę. Nie wydawał się specjalnie zainteresowany tym,
co planowała, pytając jedynie z przyzwyczajenia.
- Jadę z Elise do miasta. W końcu przekonałam ją do kupienia sobie nowych ubrań. Nie ma
jednak zielonego pojęcia, dokąd pójść.
- Nie zapominaj, że nie wiedzie im się szczególnie dobrze. Nie stać jej na tak drogie
ubrania, do których ty jesteś przyzwyczajona.
- Aż tak źle im się nie powodzi. Za swoją ostatnią rzeźbę Johan otrzymał tysiąc koron, a
Elise właśnie skończyła swoją czwartą książkę.
- To, że ją skończyła nie jest równoznaczne z tym, że książka zostanie przyjęta. Poza tym,
do tej pory, z tego co zrozumiałem, wydano tylko jedną książkę dla dzieci. Nie sądzę, żeby wiele na
niej zarobiła.
- Mimo że o nich opowiada, nie jest to książka dla dzieci.
- Żaden dorosły nie marnuje czasu na czytanie o dzieciach. Wątpię, żeby ta książka
osiągnęła sukces. Owszem, mogą utrzymywać się z tysiąca koron ze sprzedaży rzeźby, ale dużo
czasu minie, zanim znajdą kupca na kolejną.
- Elise nie zarobiła mało na poprzedniej książce.
- Ale nie wystarczająco dużo, żeby móc ją sprzedawać w Molstad albo Doblougu. Nie
lepiej, żeby uszyła coś dla niej twoja krawcowa? Wyjdzie znacznie taniej.
- Nie wiadomo, czy w ogóle cokolwiek kupimy. Według Elise samo odwiedzanie sklepów i
obserwowanie najnowszych trendów w modzie jest sporym przeżyciem. Teraz kiedy sprzedawcy
wiedzą, kim jestem, zostaniemy także odpowiednio obsłużone.
Ole Gabriel zaśmiał się cicho.
- Zrobisz, jak zechcesz. Przy okazji kup sobie nowy kapelusz. Zauważyłem, że moda się
ostatnio zmieniła. Ogromne kapelusze, ozdobione kwiatami, ptakami i Bóg wie czym jeszcze, są
już przestarzałe.
Hilda szybko odwróciła się od lustra, przewracając porcelanową figurkę, która upadła na
podłogę i rozsypała się na kawałki.
- Przepraszam, Ole Gabrielu! Tak bardzo ją lubiłeś!
Spojrzała na niego, zauważając, jak opuszcza gazetę i z irytacją marszczy czoło.
- Co się dzisiaj z tobą dzieje? Po raz drugi coś niszczysz. - W tonie jego głosu tkwił zarzut.
- Tak mi przykro. Wydaje mi się, że to wina tego, co wczoraj wieczorem powiedział twój
bratanek. Rozmawiał ze mną, jakbym nie potrafiła sobie z niczym sama poradzić.
- Kochanie, nie możesz brać wszystkiego do serca. Wobec mnie zachowuje się identycznie.
Musisz już iść, żeby nie pozwolić Elise zmarznąć na mrozie w oczekiwaniu na ciebie. Odbierasz ją
spod Vøienvolden?
Hilda potwierdziła skinieniem głowy, całując go na pożegnanie w czoło. Śpieszyła się w
stronę wyjścia, ubierając w biegu płaszcz i kapelusz. W środku cala drżała. Dobrze zdawała sobie
sprawę z tego, że nerwowość nie była w tej sytuacji jej sprzymierzeńcem. Była taka od samego
rana. Pomogła jej trochę rozmowa z Elise oraz zapewnienie sobie alibi, ale przez cały czas bała się,
że coś stanie jej na przeszkodzie.
Wszystko było szczegółowo zaplanowane. Nie mogła ryzykować, że Ole Gabriel wyjrzy
przez okno i odkryje, że jedzie w złym kierunku. W tym celu musiała jechać przez Maridalsveien aż
do samego miasta. Kiedy dotrze do Molstad, odeśle powóz do domu, biorąc następnie dorożkę na
Ullevålsveien. Co prawda istniało niebezpieczeństwo, że Ole Gabriel przypadkiem natknie się
później na woźnicę i zacznie z nim rozmawiać, ale musiała zaryzykować. Ole Gabriel już prawie w
ogóle nie używał konia ani powozu, ponieważ wolał automobil.
Poczuła, jak mocno bije jej serce. Christoffer oczekiwał jej o godzinie drugiej. O tej porze
Ole Gabriel od dawna powinien być z powrotem w fabryce, znajdującej się w odwrotnym kierunku
niż Ullevålsveien. Zostanie tam co najmniej do godziny szóstej albo nawet dłużej. Rzadko wracał
do domu wcześniej. Nawet jeśli się tak zdarzy, wytłumaczy mu, że dużo czasu zabrało im
chodzenie po sklepach.
W najbliższych dniach nie powinna spotykać się z Elise. Nie miały w zwyczaju spędzać
dużo czasu razem, bo Elise i Johan zawsze byli bardzo zajęci. Czasami odwiedzała Vøienvolden,
zabierając ze sobą dzieci, co nie stanowiło najmniejszego problemu. Jednak Johan nie wiedział o
ich umowie, dlatego wolała nie kusić losu.
Teraz kiedy w końcu udało jej się opuścić dom, strach i podenerwowanie zaczęły ustępować
miejsca radości i wyczekiwaniu. Za chwilę znajdzie się w mieszkaniu na Ullevålsveien, w
ramionach Christoffera. Na samą myśl jej ciało ogarniało podniecenie.
W tym, co powiedziała Elise, była część prawdy. Małżeństwo z Ole Gabrielem nie opierało
się na miłości. Teraz równie dobrze mogła przyznać, że wyszła za niego po to, żeby uciec od biedy,
od życia, którego nienawidziła. Tak naprawdę, on także jej nie kochał. Był starzejącym się,
próżnym mężczyzną, który z młodą żoną w łóżku stanowił obiekt zazdrości dla swoich przyjaciół.
Traktował ją jako swoje trofeum.
Coś wewnątrz niej protestowało, mówiąc, że Ole Gabriel nie byłby wobec niej taki miły i
uprzejmy, jeśli w grę nie wchodziłaby miłość, ale odgoniła te myśli.
- Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal - oznajmiła cicho pod nosem. Tak długo, jak Ole
Gabriel nie wiedział, co się dzieje, nie mógł mieć pretensji. Była zakochana, co wprawiało ją w
dobry humor. Wszystkim w rodzinie wyjdzie to na dobre. Ostatecznie jeśli każdy to przeżyje,
między małżonkami będzie mniej kłótni i więcej spokoju w domach.
Gdy powóz wyjechał poza Molstad, woźnica stanął i pomógł jej wysiąść. Jeśli do Ole
Gabriela dotrze informacja, że została sama, mogła powiedzieć, że Elise spóźniła się na spotkanie.
Hilda szybko weszła do sklepu, udając zainteresowanie nowymi strojami, które dopiero co zostały
sprowadzone. Spódnice sięgały do kostek, ale były wąskie. Żeby damy nie niszczyły wewnętrznych
warstw przy stawianiu zbyt dużych kroków, mogły używać specjalnych stelaży - szerokich obręczy,
zamocowanych wokół nóg oraz za kolanami i połączonych razem w całość. Wzdrygnęła się. Do tej
pory kobiety tak często się potykały. Żakiet wiszący na manekinie był długi, zakrywający uda i
miał dużą klapę. Na nim wisiało boa ze strusich piór, owinięte wokół, pofarbowane i zszyte razem z
żakietem.
Hilda tak bardzo zainteresowała się nową kolekcją, że prawie się zapominała. Strój był
przepiękny, więc może znajdzie chwilę, żeby go przymierzyć? Ledwie dostrzegalnie pokręciła
głową. Musiała się pilnować. Czekało na nią coś innego, znacznie bardziej emocjonującego niż
nowe ubranie.
Poprosiła ekspedientki o zawołanie dorożki, więc po chwili znów była poza miastem.
Mniej więcej wiedziała, gdzie znajdował się dom - niedaleko od Szkoły Katedralnej w
Kristianii, mieszczącej się na Ullevålsveien 31. Christoffer twierdził, że z okna salonu rozciągał się
widok na cmentarz Wybawiciela. Może nawet mogłaby dostrzec okna domu, gdyby spojrzała w
kierunku wzgórza Aker?
Drżała jej ręka, kiedy sięgnęła, by zastukać mosiężną kołatką.
Ze środka nie dochodziły żadne dźwięki. Czyżby go tam nie było? Poczucie rozczarowania
zaczęło ogarniać całe jej ciało.
Jeszcze raz zastukała. Na pewno dał służącej wolne. Może zapomniał, że sam powinien jej
otworzyć. Bez wątpienia nie był do tego przyzwyczajony.
W końcu usłyszała stłumione kroki, dochodzące z daleka. Serce zabiło jeszcze mocniej.
Niedługo potem drzwi rozchyliły się i stanął tuż przed nią. Przystojniejszy i bardziej
czarujący niż kiedykolwiek wcześniej. Był męski, wyprostowany, wysoki i miał szerokie ramiona.
Miał na sobie spodnie w pasy, dopasowaną, długą marynarkę przykrywającą ciemną kamizelkę oraz
biały kołnierzyk i ciemnoniebieski krawat. Miał zadbane, starannie przystrzyżone wąsy, a także
gładką fryzurę z przedziałkiem.
- Hildo Camillo! - Wciągnął ją do środka i zatrzasnął drzwi, zamykając ją w swoich
ramionach. - Cieszyłem się na nasze spotkanie od samego poranka.
Nie zdołała wydać z siebie ani słowa. Serce waliło jej tak mocno, że bała się stracić oddech.
Znowu ją puścił i wyciągnął rękę, aby zabrać od niej płaszcz. Żałowała, że nie ma na sobie
eleganckiego stroju, który widziała w Molstad. Sukienka, którą miała, z wysokim, koronkowym
kołnierzem i obszernym dołem, wydała jej się nagle niemodna. Halka także pewnie wyszła już z
mody, więc musiała uważniej śledzić najnowsze trendy.
- Słodko wyglądasz w tej sukience - odezwał się ciepłym i miękkim głosem. Wolałaby, żeby
raczej użył słowa elegancko niż słodko. - Chodź! - dodał, biorąc ją za rękę i prowadząc do salonu.
W komiku trzaskał ogień, a na okrągłym stole paliła się lampa parafinowa, mimo że jeszcze przez
kilka godzin przez okna wpadało światło dzienne.
- Czym mogę cię poczęstować? Małą szklaneczką sherry? - Zaczął mówić jej na ty.
Skinęła. Do tej pory nie wypowiedziała ani jednego słowa, zupełnie jakby zesztywniał jej
język. Wiedziała, w jakim celu tam poszła. Nie chodziło o wypicie szklanki sherry, ale nie śmiała
na razie myśleć, co wydarzy się za chwilę.
- Jak się czułaś, odkąd widzieliśmy się po raz ostatni? Mam nadzieję, że nie przeziębiłaś się
od chodzenia w śniegu w cienkich butach?
Potrząsnęła głową i odchrząknęła, żeby odzyskać siłę w glosie.
- Na szczęście nie. - Zabrzmiała dziwnie nisko, ochryple i mało kobieco. - Jestem
całkowicie zdrowa - dodała, jednocześnie płonąc rumieńcem. Może miał na myśli zupełnie innego
rodzaju chorobę niż przeziębienie.
Co za głupi pomysł! Myślała o mężczyźnie z wyższych klas, a nie włóczędze z Lakkegata
czy dzielnicy Vaterland.
Podał jej szklankę. Opróżniła ją trzema dużymi łykami, zanim dotarło do niej, co zrobiła.
Znowu oblała się rumieńcem, uśmiechając się z poczuciem winy.
- Przepraszam, ale okropnie przemarzłam.
Uśmiechnął się i napełnił na nowo szklankę, patrząc jej prosto w oczy.
- Postaram się odpowiednio cię rozgrzać. — Nie spuścił wzroku. Hilda poczuła mrowienie
w koniuszkach palców. Co za cudowne uczucie! Czas mógł się dla nich zatrzymać, aby stali i
patrzyli sobie głęboko w oczy do końca dnia.
Wziął łyk ze szklanki, a ona ze swojej. Prawie nie tknęła jedzenia przed wyjściem, będąc za
bardzo spięta, żeby poczuć głód. Teraz poczuła przyjemne odurzenie, które zniwelowało niepokój i
sprawiło, że stała się odważniejsza.
Powolnym ruchem odstawił od siebie szklankę, wziął ją za rękę i posadził obok siebie.
Potem uniósł palcem wskazującym jej podbródek i przechylił w swoją stronę, po czym pocałował ją
w usta.
Przymknęła oczy, ciesząc się chwilą.
Pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny. Westchnął cicho, mocniej ją do siebie
przyciągając. Stopniowo mu się poddawała. Tego właśnie chciała, decydując się na to z całą
świadomością. Kiedy jego dłoń zacisnęła się na jednej z jej piersi, zrozumiała, że nie było odwrotu.
Powoli zaczął odpinać guziki od sukienki. Były małe, więc czynność ta zajmowała
wieczność. Nareszcie sobie poradził, ściągając sukienkę.
- Musisz się odwrócić, żebym mógł odwiązać gorset - wyszeptał jej prosto do ucha.
Kiedy był w trakcie rozsznurowywania, zastanawiała się, jak często miał okazję to robić z
innymi kobietami. Jego wprawa pociągała ją, a jednocześnie skłaniała do rozmyślań. Wcześniej
sądziła, że był zakochany w niej równie mocno, co ona w nim, ale możliwe, że tylko się nią bawił,
tak jak innymi kobietami.
Żałowała, że w pomieszczeniu nie było ciemno. Ole Gabriel i ona robili to w ciemności, po
położeniu się i przygotowaniu do snu. Rzadko widziała go nago, bo zawsze zamykał drzwi gdy się
przebierał.
Z Reidarem było inaczej, ale tak dawno temu. Byli zakochani, ale brakowało mu
doświadczenia. Była jego pierwszą i po zastanowieniu uznała, że zachowywał się dość niezdarnie.
Z Christofferem wszystko było inne. Wiedział, jak pozbawić kobietę tchu i jak ją podniecić.
Świadczyły o tym jego powolne, ale pewne ruchy.
Gdy skończył odwiązywanie, jego dłonie ześlizgnęły się na piersi. Niezręcznie było jej stać
na wpół nago w cudzym salonie. Bała się, że w każdej chwili ktoś może wejść. Dlaczego nie
zaprowadził jej do sypialni? Przyjaciel nie pozwolił mu z niej korzystać?
Gdyby chociaż zgasił parafinową lampę. Na zewnątrz robiło się szaro, więc niedługo miało
zacząć się ściemniać.
Odwrócił ją do siebie przodem.
- Chcę na ciebie patrzeć.
Stała do połowy naga, pozwalając mu oglądać swoje piersi, podczas gdy powoli zaczął ją
pieścić. Płonęła z pożądania, nagle ogarnięta żądzą tak obezwładniającą, że ledwo potrafiła się
opanować.
- Hildo Camillo! - Sposób, w jakim to powoli powiedział, sprawił, że oblała ją kolejna fala
gorąca.
Jeszcze raz ją pocałował.
- Musisz mi pomóc z pozbyciem się reszty ubrań - wyszeptał. - Pragnę zobaczyć cię
zupełnie nagą.
Nie ośmieliła się zaprotestować, mimo że poczuła się zawstydzona i zażenowana. Była
niezdarna, jakby nigdy wcześniej nie ściągała z siebie ubrań bez cudzej pomocy. Christoffer cicho
się zaśmiał.
- Jak rozumiem, jesteś przyzwyczajona do obecności służącej. Nie było to prawdą, ale tego
nie miała zamiaru wyznać. Gdyby się chociaż odwrócił. Było jej wstyd, kiedy tak stał bez słowa i
wpatrywał się w nią.
Wreszcie, wszystkie ubrania zostały zdjęte. Przypomniały jej się stelaże, które widziała w
Molstad, ciesząc się, że nie miała takiego na sobie.
Jakim cudem zdołał stać cicho i oglądać ją, skoro miał na nią taką ochotę? Do tego stopnia
potrafił się powstrzymywać? Podniósł ją i zaniósł na kanapę.
Następnie odpiął spodnie i wszedł w nią, w dalszym ciągu mając na sobie ubranie.
Nie tego oczekiwała. Zabrakło dzikiej, zmysłowej miłości, o której czytała w zakazanych
magazynach. Właściwie Christoffer jako kochanek nie różnił się w znacznym stopniu od Ole
Gabriela. Nie kochali się ani mocno, ani intensywnie. Mimo iż na początku płonęła z pożądania, z
każdą chwilą ogień ten coraz bardziej wygasał.
Kiedy skończyli, wyglądał na zadowolonego, tymczasem ona miała wrażenie, jakby
znajdowała się na samym początku drogi prowadzącej do spełnienia. Zdawała sobie sprawę, że
doświadczenia z punktu widzenia kobiety były zupełnie inne. Często przysłuchiwała się rozmowom
dziewcząt w fabryce bez przerwy poruszających ten temat. Sama jednak nigdy nie przeżyła
rozkoszy. Nawet teraz, pomyślała.
Pocałował ją, podnosząc się i doprowadzając ubranie do porządku.
- Jesteś słodka - powtórzył, uśmiechając się. - Prawie po tobie nie widać, że urodziłaś
dwójkę dzieci.
Trójkę, powiedziała w myślach, czując, jak zbiera się jej na płacz. Nie z powodu maleńkiej
Jensine, która żyła tak krótko na tym świecie. Powiedział, że prawie po niej nie widać i uznał, że
jest słodka. Co miał na myśli, mówiąc prawie? Czy jej biust nie był już jędrny?
Udało jej się wstać z sofy i się ubrać. Jednocześnie walczyła ze wzbierającym płaczem. Nie
zadowoliła go. Była pewna, że nie zaspokoiła jego oczekiwań.
Spotkanie okazało się pomyłką. Nie była kobietą, z którą chciałby się spotykać. Pochodziła
z zupełnie innych kręgów społecznych, nie mając pojęcia, jak zachowują się wykształceni ludzie.
Kilka lat wspólnie spędzonych z Ole Gabrielem nie wystarczyło, aby pozbyć się przyzwyczajeń z
okresu dorastania.
Nałożyła wreszcie na siebie z powrotem rajstopy, halki oraz całą resztę. Usiadła na kanapie,
zastanawiając się, co będzie dalej. Powinna zaakceptować swoje niepowodzenie, wstać i wyjść?
Ku jej zaskoczeniu, usiadł koło niej, obejmując i przyciskając ją mocno do siebie.
- Jesteś cudowna - szepnął. - Kiedy znowu będę mógł cię zobaczyć?
10
Kristian był u kresu wytrzymałości. Musiał wyjść. Gdy zawodzenie Svanhild przeszywało
jego uszy, wszedł nogami w świeży śnieg, przeklinając, kopiąc kawałki lodu, krzycząc i znowu
miotając przekleństwami. Boga nie było. W innym razie nie pozwoliłby na to. A jeśli mimo
wszystko istniał, co takiego zrobili ze Svanhild, że postanowił ich w ten sposób ukarać?
Zdążył się już nasłuchać gróźb o spłonięciu w piekle, dniu ostatecznym oraz wszystkich
nieszczęściach, które miały ich spotkać, jeśli przestaną wierzyć w Boga. O ile kometa nie uderzy w
Ziemię, nie nastąpi koniec świata. Kaznodzieja kłamał. Oszukiwał ich, twierdząc, że pozostało im
już tylko kilka miesięcy życia. Svanhild był tak przerażona, że prawie przestała jeść. Na końcu było
tak źle, że przestraszył się, iż ją straci. Wtedy postanowił, że znikną.
Poczuł, jakby otrzymał w prezencie drugą szansę, kiedy minęła noc z 18 na 19 maja i nic się
nie wydarzyło.
Jednak szybko pojawiły się wyrzuty sumienia. Zostawili swoje rodziny w wierze, że
odebrali sobie życie, tak jak planowali z początku. Może Elise i Hilda byłyby w stanie mu
wybaczyć, ale nie pan Paulsen. Johan prawdopodobnie również nie. W żadnym wypadku nie
rodzice Svanhild. Tak bardzo się tego bała, że odmówiła powrotu do domu.
Przez lato postanowili zostać w zachodniej części kraju, a Bóg miał im podpowiedzieć, co
robić dalej.
Wypadek Svanhild przekreślił wszystko. Nie było drogi powrotnej. Nigdy więcej nie mogą
wrócić do Kristianii.
Teraz nie miało to już żadnego znaczenia. Svanhild czekała śmierć, więc nie miał po co
dłużej żyć. Zaczęło się. Bóle zwiększające się z każdą minutą były gorsze niż przejście przez
czyściec. Nie mógł zrobić nic poza patrzeniem jak ona cierpi. Odczuwał bóle prawie, jakby
dotykały jego samego.
Przełamał się, wysuszył łzy rękawem kurtki i odwrócił się, torując sobie drogę powrotną.
Był tchórzem. Nie mógł uciekać od tego, co go czekało. Musiał zmierzyć się ze swoim własnym
lękiem i zaakceptować jutro.
Bała taka blada, wyglądała, jakby już nie żyła. Miała zamknięte oczy, ale miotała się
niespokojnie. Jej ruch zgasił świecę.
Ostrożnie położył jej rękę na czole.
- Bardzo cię boli? Kiwnęła, nie otwierając oczu.
- Wytrzymam.
- Jak mogę ci pomóc? Potrząsnęła głową.
- Nie możesz. Wyjdź. Nie chcę, żebyś mnie taką oglądał.
- Nie zostawię cię samej, gdy cierpisz.
- Czy wiatr chociaż odrobinę się uspokoił?
- Prawie ustał.
- Wiele zniszczył?
- Zdmuchnął połowę dachu. Próbowałem chociaż częściowo go naprawić.
Zrobiła grymas, mocno ściskając zniszczoną narzutę, pod którą leżała.
- Wyjdź, Kristianie! Proszę!
Jej twarz wykrzywił ból. Przegryzła wargę do krwi, wydając krzyk, który śmiertelnie go
przeraził. Z wahaniem wycofał się z okolic łóżka.
Zamykając za sobą drzwi, czuł się jak ostatni drań. Wina leżała po jego stronie, a jednak
znowu uciekał. Co miał jednak zrobić? Nie chciała, żeby przy niej został. Jedyne, co mu pozostało
to pokazanie współczucia, którego nie chciała. Uczyniłoby to ból jeszcze mniej znośnym.
Osunął się na szarą, zniszczoną niepogodą ścianę. Złożył razem dłonie i zaczął się modlić.
Kiedy skończył, zdecydował się zejść do chaty, gdzie przechowywano łódź, żeby
sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Zrobił to już rano, więc obchód był niepotrzebny, ale
musiał się przecież czymś zająć.
Wstrzymał oddech. Coś ciemnego poruszyło się na pokrytej lodem powierzchni wody.
Wpatrywał się z wysiłkiem, aż popłynęły mu łzy. Zwierzę? Wilk, ryś albo niedźwiedź? Mogło się
jednak okazać, że niepotrzebnie schodził do szopy z łodzią.
Stał, wytężając wzrok, podczas gdy ciemna plama robiła się coraz większa. Zwierzę
podchodziło bliżej. Teraz widział je dokładniej. To koń! Na dodatek ciągnący sanie!
Serce zaczęło mu bić szybciej. Może gospodarz postanowił wybrać się do szopy, aby
sprawdzić, czy nie została wczorajszej i dzisiejszej nocy zniszczona przez szalejący wiatr.
Nie mógł pozwolić, żeby dowiedział się o Svanhild! A jeśli będzie krzyczała? Przekonywała
i błagała go, żeby nie sprowadzał pomocy. Poza tym gospodarz i tak nie zdoła dojechać do wsi i
przyjechać z powrotem z akuszerką, zanim wszystko się skończy.
Nie wiadomo, czy mężczyzna jechał akurat do Ryggja. Może zmierzał do innej zagrody.
Kristian szybko wszedł do środka, zdmuchnął świecę i przez chwilę przestał dokładać drewna do
pieca. Za moment ogień zgaśnie i z komina przestanie wydobywać się dym, który mógłby ich
wydać. Jeśli to był obcy gospodarz, prawdopodobnie nawet nie zajrzy do środka.
Co jeśli to właściciel zagrody Ryggja? Co ma zrobić, żeby zniechęcić go do wejścia?
Skłamać, mówiąc, że Svanhild zachorowała na zaraźliwą chorobę? Gdzie miałaby się nią
zainfekować, skoro mieszkali tu sami od lata?
Poczuł, że się poci. Koń ciągnący sanie zbliżał się coraz bardziej.
Nieznajomy mógł przyjechać po drewno, a może chciał sprawdzić stan dachu.
Jeszcze raz zaczął się cicho modlić o to, żeby nie był to właściciel szopy.
Stojąc przyciśnięty do ściany, mógł z tej odległości pozostać niezauważony. Widoczność
dodatkowo utrudniał lód. Kristian musiał obserwować przybysza, żeby dowiedzieć się, kim był.
Usłyszał krzyk, dochodzący z chaty, poczuł, że zjeżyły mu się włosy na głowie.
Momentalnie odwrócił się i pobiegł do Svanhild.
- Co się stało?
- Co się stało? - prawie wykrzyczała, powtarzając jego słowa. - Na Boga, nie wiesz co się
dzieje? Dziecko chce wyjść, a ja nie potrafię mu pomóc.
Kristian poczuł, że zbiera mu się na mdłości.
- Nie wiemy, czy nie powinno tak być - wymamrotał. Powtarzał to po raz kolejny jak
zaklęcie, które miało im pomóc. - Może poród zawsze tak wygląda - powiedział szybko. -
Pamiętam, jak Lagerta powtarzał Elise, że dziecko urodzi się w bólu. Tak mówi Pismo.
Svanhild parsknęła.
- Nie rozumiesz, Kristianie? Dzieje się coś złego. Błagam cię, wyjdź! - dodała ze złością.
Kristian nie miał odwagi powiadomić jej o koniu i saniach zbliżających się w ich stronę.
Jeszcze raz cicho wycofał się z chaty.
Teraz sanie znajdowały się znacznie bliżej. Wyraźnie widział konia. Nie miał innego
wyboru, jak tylko stać tam i czekać. Czekać na najgorsze, co mogło się wydarzyć w środku oraz na
zbliżającą się postać. Kto wie, może i tak zostanie zmuszony do wyjawienia prawdy, która dotrze
do pastora i lensmana? Na samą myśl oblał go zimny pot. Jeśli Svanhild umrze, może zostać
oskarżony o morderstwo. To jego wina, że zaszła w ciążę, i na nim spoczywała odpowiedzialność
sprowadzenia pomocy. Nie trzeba było jej słuchać, tylko zejść do wsi po akuszerkę. Tak czy
inaczej, byli skazani na potępienie. Możliwe, że gospodyni Ryggjatunet nie pozwoli im tu dalej
mieszkać, kiedy usłyszy, co zrobili. Oby tylko Svanhild przeżyła. Będą mogli razem pojechać do
Ameryki. Przed nimi niejedni, nie mając grosza przy duszy, zdołali sobie poradzić.
Dręczyły go wyrzuty sumienia. Dlaczego postąpił tak głupio? Svanhild nie była świadoma
powagi sytuacji. Teraz było już za późno.
Koń ciągnący sanie dojechał do szopy. Kristian zobaczył, jak zsiada z nich mężczyzna...
Rozszerzył oczy ze zdziwienia. To nie był mężczyzna, tylko kobieta! Nosiła długą spódnicę
i chustkę na głowie. Wstrzymał oddech Czy to nie przypadkiem jedna z dziewcząt, które
dostarczały im jedzenie? Może jakimś cudem wiedziała o porodzie?
W jednej chwili nadzieja się rozwiała. Nie było takiej możliwość.
Stał, wpatrując się w zbliżającą się postać. W dłoni trzymała kosz, więc prawdopodobnie
przyjechała do nich z jedzeniem. Mieszkańcy gospodarstwa okazali się wielkoduszni. Nie mieli
wiele, a jednak dzieli się z nim tym, co mieli.
Nie mogli przypuszczać, że ich trudy poszły na marne i mogli zachować jedzenie dla siebie.
Svanhild nie będzie już potrzebne. Jemu także nie.
Zmuszony był do zachowania pozorów. Powinien przyjąć to, co przynosiła i grzecznego
podziękować. Na pewno nie oczekiwała zaproszenia do środka, może jej się śpieszyło, aby jak
najszybciej dotrzeć do wsi. Niedługo zacznie się ściemniać, a taka młoda dziewczyna nie powinna
w ciemności błądzić sama na odludziu.
Szła wolno. Była trochę przygarbiona. Nie mogła być w takim razie młodą osobą. Kim
była?
Nagle ogarnął go niepokój. Może wcale nie niosła jedzenia w koszyku? Nie wiadomo, czy
w ogóle przybywała z Ryggjatunet. A jeśli była trollem, który o nich usłyszał i postanowił
spróbować szczęścia?
Szybko odgonił przychodzące mu do głowy niemądre myśli. Trolle nie istnieją.
Nigdy nie wiadomo. Wielu ludzi je spotkało, opowiadał nauczyciel w szkole.
Skoro istniały rusałki, niewykluczone, że trolle także były prawdziwe. Gospodyni
Ryggjatunet wspominała, że zawsze zachowują ostrożność, odwiedzając chatę pierwszy raz po
zakończeniu lata. Wiedzieli, że rusałka zamieszkiwała szopę, kiedy nie było tam ludzi. Nieraz wi-
dziano ją znikającą za domem. Ostatnia rzecz, którą można było dostrzec, był jej długi ogon.
Przypominał to sobie, niejednokrotnie siedząc na łodzi i łowiąc ryby. Nie mówił o tym
Svanhild, ale sam się bał.
Zrobił krok do tyłu, aby ukryć się w krzakach. Z wewnątrz docierały do niego jęki i krzyk
Svanhild. Czuł, jakby te dźwięki rozdrapywały rany w jego wnętrzu. Jeśli ta kobieta miałaby złe
zamiary, Svanhild umarłaby pod wpływem szoku. Może tak byłoby najlepiej.
W tej samej chwili zobaczył, jak kobieta podnosi głowę, żeby spojrzeć w górę. Podeszła na
tyle blisko, że był w stanie wyraźnie ją zobaczyć. Głęboko odetchnął z uczuciem ulgi. Kobietą
okazała się gospodyni z Ryggjatunet, która ocaliła ich od śmierci głodowej i pozwoliła zamieszkać
w chacie!
Zrobił kilka kroków do przodu. Nagle zrozumiał, że go zauważyła. Uśmiechnęła się,
machając wolną ręką. Z poczuciem ulgi, a jednocześnie z obawą ruszył jej na spotkanie.
- A jednak ktoś tu jest - skonstatowała. - Przyniosłam wam kosz z jedzeniem.
Kristian zebrał się na odwagę. W skrócie wyjaśnił jej, co się właśnie dzieje.
Spojrzała na niego przerażonym wzrokiem. Zanim skończył mówić, z impetem otworzyła
drzwi do chaty.
11
Elise pomogła Annie dojść do kuchennego taboretu.
- Wspaniale, że Torkild podwiózł cię saniami, zanim odjechał.
- Tak, inaczej bym nie przyjechała. Myślałam o tym codziennie, ale Torkild był zajęty.
Muszę ci o czymś opowiedzieć.
Elise poczuła, że serce zaczęło jej bić szybciej. Czy miało to coś wspólnego z Kristianem?
Czy znajomi Torkilda dowiedzieli się, gdzie się znajdował?
- Dwaj żołnierze Armii, którzy pojechali do Lillehammer, wrócili. Elise wstrzymała oddech.
- Odwiedzili Marcella Haugena i przeprowadzili z nim długą rozmowę. Dzień wcześniej
zatrzymał koszulę Kristiana i kiedy wrócili, miał im wiele do opowiedzenia.
Elise usiadła na stołku naprzeciw niej z walącym sercem.
- Twierdził, że zobaczył Kristiana w jednej z wiosek na zachodzie kraju. Otaczały go
wysokie góry o stromych zboczach oraz rozległe, pokryte lodem jezioro. Sama chata była niewielka
i ciasna. Kristian bał się czegoś, wydawał się też niespokojny i słychać było czyjeś głośne jęki.
Kiedy Marcello Haugen trzymał koszulę i opowiadał, co widzi, wizja nagle straciła wyrazistość, a
Haugena ogarnął zimny i trudny do wytłumaczenia strach. Aby się uspokoić, odłożył na chwilę
koszulę. Jednak, gdy ponowił próbę, okazało się, że obrazu nie da się na nowo przywołać.
Elise w jednej chwili ogarnęło złe przeczucie.
- Jaki według niego był tego powód? Anna potrząsnęła głową.
- Nie potrafił tego wytłumaczyć. Wcześniej zdarzało się, że obrazy znikały. Nie zawsze jest
w stanie zobaczyć osobę, której szuka, ale w tym przypadku widział Kristiana wyjątkowo wyraźnie.
- Czy powiedział, o które miejsce dokładnie chodzi?
- Niestety nie. Żołnierze Armii zapytali o to samo, ale zmartwiony pokręcił tylko głową.
Bardzo dobrze widział zarówno góry, jak i wodę. Poza tym wspominał o szopach wybudowanych
bardzo blisko siebie, leżących w wąskiej dolinie.
- Na zachodzie kraju jest na pewno wiele podobnych miejsc. Anna skinęła.
- Powiedziałam to samo.
- Czy opowiadałam ci, że w Spokane ciotka Ulrikke i wuj Krisitian odwiedzili jasnowidzkę?
- Nie. - Na twarzy Anny pojawiło się napięcie. - Co powiedziała?
- Ona również mówiła o małych domach, wysokich górach oraz wodzie. Oprócz tego
widziała kobiety mogące uchodzić za mleczarki, ponieważ każda niosła w nosidle na ramionach
dwie pełne kanki mleka.
- Elise, to musi być prawda! To niepojęte! Dwóch jasnowidzów, zupełnie niezależnie od
siebie widzi dokładnie to samo! W takim razie jesteśmy na tropie. Pytanie tylko, jak uda nam się
dowiedzieć, o którą wieś chodzi?
Elise zaraziła się entuzjazmem od Anny.
- Wydaje mi się, że rzadko poszczególne chaty stoją tak blisko siebie, praktycznie ściana w
ścianę. Wysokie, pokryte śniegiem góry i rozległa woda znajdują się w wielu miejscach, ale
musimy skupić naszą uwagę na rozmieszczeniu chat. Może warto napisać list do jednej z gazet w
zachodniej części kraju?
Anna kiwnęła głową z zapałem.
- Porozmawiam z Torkildem. Zaczyna się robić ciekawie, Elise.
Elise spojrzała na nią.
- Przez cały ten czas wierzyłaś, że Kristian żyje, prawda, Anno?
- Tak Nie chciałam o tym mówić, żeby nie podsuwać ci złudnych nadziei, lecz przez cały
czas czułam, że Kristian nie umarł.
Elise wahała się chwilę. Po tym jak przedsięwzięła postanowieni zniknęła w sypialni,
wracając z niewielką kopertą w dłoni.
- Obiecasz mi, że nie opowiesz o tym nikomu? Nawet Torkildowi? Anna posłała jej pełne
wahania spojrzenie.
- W innym przypadku odmówiłabym, ale rozumiem, jak wiele ta sprawa dla ciebie znaczy.
Elise podała jej pognieciony, niewielki list. Anna czytała kilka zapisanych w nim linijek.
Kiedy się podniosła, jej oczy wypełnione były łzami.
- Dziękuję, Elise. Obiecuję, że będę milczeć jak grób. Johan pewnie jednak w to nie
uwierzył?
Elise pokręciła głową.
- Johan uważa, że ktoś sfałszował charakter pisma Kristiana i teraz próbuje mnie oszukać.
Anna pokiwała z powątpiewaniem.
- Nie sądzę. Nikt nie mógłby zdobyć się na takie okrucieństwo. Jaki zresztą miałby w tym
interes? Dlaczego jednak Kristian aż tak bardzo odczuwa lęk na myśl, że dowiemy się, że żyje? Boi
się kary za to, co zrobili?
- To nie byłoby takie dziwne. Musiałby wytłumaczyć się tego, co zrobił, zarówno przed
szkołą, jak i pastorem oraz całą rodziną. Majster rozzłości się, kiedy się dowie, że został oszukany.
Jak zareagują rodzice Svanhild, boję się nawet pomyśleć.
- Myślisz, że uciekli, ponieważ wszyscy mówili o dniu Sądu Ostatecznego?
- Uważam, że byli śmiertelnie wystraszeni, a wina leżała po stronie kaznodziei.
- Tylko dlaczego udawali, że zamierzają odebrać sobie życie?
- Po to, żeby nikt ich nie szukał.
- Według ciebie zdecydowali się uciec i nigdy nie wrócić?
- Tak Dlatego też zastanawiam się, czy dobrym pomysłem jest próba ich odnalezienia.
Dokonali wyboru. Kristian zdawał sobie sprawę z tego, jak cierpię, więc wtajemniczył mnie w swój
sekret. Zdawał sobie jednocześnie sprawę z tego, jak zareagowaliby Johan i majster, gdyby dowie-
dzieli się, że on żyje. Nie powinnam opowiadać o tym Johanowi. Tobie zresztą także. Kristian
poprosił mnie, abym nikomu o tym nie mówiła.
- Tego nie powinien oczekiwać. To zbyt duży ciężar, żeby dźwigać go samemu.
Zaległa cisza, obie głowy miały wypełnione myślami. Anna odezwała się jako pierwsza.
- Gdybyśmy chociaż miały pewność, że dobrze sobie radzi... Elise zgodziła się.
- Za każdym razem myślę o tym samym. Gdybym wiedziała, że ma się dobrze,
przestałabym się martwić. Mam jednak złe przeczucie, że z czymś się zmaga. Może jest chory lub
nie udało mu się znaleźć pracy i nie ma się z czego utrzymywać. Albo zmaga się z olbrzymimi
wyrzutami sumienia. Mógł też zwątpić w Boga. Nie jest do końca tak, jak twierdził kaznodzieja.
Skąd wiedział, co jest prawdą, a co nie? Jednak tylko zgaduję.
- Najprawdopodobniej boi się wrócić do domu z obawy przed karą. Może spotkania na
Hausmannsgate do tej pory wpływają na ich ocenę sytuacji? Ktoś powinien zostać obarczony winą
za taką sytuację.
Elise westchnęła.
- Chciałabym mu pomóc, tylko jak?
- Możemy się za nich modlić, Elise. Elise zacisnęła wargi.
- Jestem w stanie pomodlić się o Kristiana, ale nie jestem pewna, czy mam ochotę robić to w
intencji Svanhild. Jestem prawie przekonana, że ponosi winę za to, co się stało. Kristian nigdy nie
rzuciłby szkoły tuż przed końcowymi egzaminami i przystąpieniem do konfirmacji. Ktoś musiał go
namówić. Ktoś, kto miał nad nim władzę. Nie mogło chodzić o nikogo innego, jak tylko o Svanhild.
- Ona jest jeszcze przecież taka młoda. Czy piętnastoletnia dziewczyna może mieć tak duży
wpływ na młodego mężczyznę?
- Nie mam najmniejszej wątpliwości. Uczymy się tego od urodzenia. Niektórzy są ulegli i
podporządkowują się silnym, którzy obejmują przywództwo od najwcześniejszych lat swojego
życia.
- W takim razie może to stanowi problem, z którym się zmaga. Nie ma odwagi się jej
przeciwstawić, głęboko w środku mając jednak ochotę wrócić do domu.
- Tak czy inaczej, potrzebuje pomocy. Anna zmarszczyła czoło.
- Jest już prawie dorosły, Elise. Musi wziąć odpowiedzialność za swoje życie.
Na podwórze wjechał automobil. Obydwie spojrzały w tamtą stronę.
- To na pewno majster. Powinnaś była zobaczyć ten czerwony automobil, którym wczoraj
przyjechał. Na szczęście chłopcy byli w domu. Stali przyklejeni do szyby, gapiąc się na pojazd, aż
odjechał. Zaproponowałam, żeby wyszli na zewnątrz i obejrzeli go ze wszystkich stron, ale nie
chcieli. - Podeszła do okna. - Może ten sam przyjechał dzisiaj.
Nagle Else wstała, zasłaniając dłonią buzię. Anna posłała jej zdziwione spojrzenie.
- Czy coś się stało?
- Nie, to tylko majster. Nie spodziewałam się go.
- To źle? Chyba nie zamierza zostać na dłużej? W każdym razie, mogę przyjść innym
razem. Może Dagny będzie mogła odwieźć mnie do domu saniami. Przy okazji, gdzie są dzieci?
- W stodole. - Elise nerwowo zaciskała dłonie. Dlaczego Hilda nie poprosiła jej, aby Elise ją
dzisiaj kryła?
Najpierw rozległo się pukanie, po czym pan Paulsen otworzył drzwi, zanim zdołała się w
ogóle odezwać. Był ubrany w obszerny futrzany płaszcz i skórzaną czapkę.
- Czy jest tutaj Hilda?
- Nie. Już wyszła.
- W takim razie była tutaj?
Elise skinęła, prawie nie zdając sobie sprawy z tego, co robi.
- Miała coś do załatwienia. Z zamętu nie pamiętam, co dokładnie. Na pewno miało to coś
wspólnego z dziećmi. Napijesz się filiżanki kawy razem z Anną i ze mną? Anna przed chwilą
przyszła i właśnie miałam nastawić czajnik na kawę.
Wydawało się, jakby dopiero teraz zauważył obecność Anny. Zdawał się być nieobecny,
stojąc ciągle w tym samym miejscu, zupełnie jakby nie mógł się zdecydować, co robić dalej.
- Mam świeży chleb i dżem malinowy, który dała mi pani Jonsen.
Musiało go to przekonać, bo ku jej zdziwieniu kiwnął głową, zdejmując futrzany płaszcz.
Wolałaby, żeby odjechał. Wtedy mogłyby z Anną kontynuować swoją rozmowę. Jednak w tym
samym momencie zaczęła się martwić, co wymyśliła Hilda. Żeby tylko majster przędzalni nie
zaczął być podejrzliwy! Może powinna go zatrzymać tak długo, jak tylko było to możliwe.
Hilda musi bardziej uważać. Wplątała się w ryzykowną grę. Biorąc pod uwagę luksusy, do
których się przyzwyczaiła, trudno będzie jej znowu utrzymywać się za dwadzieścia koron tygodnio-
wo. Co stanie się z dziećmi? Jak zareaguje, jeśli okaże się, że nie uzyska do nich praw?
Elise westchnęła. Nie miała wyboru. Bez względu na to, jakie miała na ten temat zdanie,
musiała kryć Hildę.
Majster przędzalni usiadł na jednym z taboretów. Ogromny mężczyzna w białym
kołnierzyku i czarnym garniturze rozsiadający się na chybotliwym stołku wyglądał osobliwie.
Anna przywitała się z nim z uśmiechem.
- Mam pan piękny automobil, panie Paulsen. Rozchmurzył się trochę, uśmiechnął i
powiedział dumnie.
- Jeśli ma pani ochotę, może pani pojechać ze mną, pani Abrahamsen.
- Bardzo dziękuję, ale nie chcę sprawiać problemu.
- Ani trochę nie sprawia mi pani problemu. Wręcz przeciwnie.
Miło będzie znowu siedzieć obok damy. Hilda jest taka zajęta, że całymi dniami prawie w
ogóle jej nie widuję. - Mówiąc to, wysłał Elise pełne wyrzutu spojrzenie. Anna się roześmiała.
- Wiem, że uwielbia odwiedzać sklepy w dolnej części miasta. Ostatnim razem, kiedy u
mnie była, prawie kupiła sobie nowe boa z farbowanymi strusimi piórami.
Elise odetchnęła z ulgą. Nieoceniona i niczego nieświadoma Anna! Majster przędzalni
potrząsnął głową.
- Ale jak można odwiedzać butiki każdego dnia? Bez przerwy! - dodał poruszony. Odwrócił
się w stronę Elise. - Ty także jednego dnia wybrałaś się z nią na zakupy, Elise. Kupiłaś coś sobie?
- Niestety, musiałam zrezygnować. Ceny okazały się za wysokie.
- Mogę to sobie wyobrazić. Mówiłem Hildzie, żeby nie zabierała cię do drogich sklepów, w
których sama robi zakupy. Mam nadzieję, że przemówisz swojej siostrze do rozsądku. Zaniedbuje
zarówno dzieci, jak i mnie. To istne szaleństwo. Kiedy ma wyjść z domu, na jej policzkach
pojawiają się intensywne rumieńce i przewraca wszystko po drodze. Jakby tego wszystkiego było
mało, zapomina dać polecenia służącym. Kucharka ani razu nie dostała wytycznych odnośnie menu
na obiad.
Anna zachichotała zakłopotana.
- Rany, co się dzieje z naszą Hildą?
Elise zamierzała powiedzieć coś na obronę siostry, ale nie była w stanie niczego wymyślić.
W końcu wpadła na pomysł.
- Może powinniście wyjechać na pewien czas? Hildzie trudno było przyzwyczaić się do
nowego życia. Eleganckie damy nie zawsze były w stosunku do niej miłe, a sam doskonale wiesz,
że Hilda ma temperament. Czy ktokolwiek ją wspierał? Nie wiadomo, czy te częste wyjścia do
sklepów nie są pewnego rodzaju ucieczką.
Majster fabryki spojrzał na nią zaskoczony.
- Nie słyszałem, żeby się skarżyła. Wiem, że na początku było jej ciężko i nie zawsze była w
pełni akceptowana, ale wydawało mi się, że ma to już za sobą. Teraz jest bez przerwy zapraszana,
ale wszystkim odmawia, zrzucając winę na ból głowy. Zamiast tego wyrusza do miasta. Anna
przestraszyła się nie na żarty.
- Brzmi, jakby się zmagała z jakimś problemem. Jeśli pan chce, mogę spróbować z nią
porozmawiać.
- Dziękuję, byłbym bardzo wdzięczny, pani Abrahamsen. Zaczęli rozmawiać na inny temat,
podczas gdy majster pochłaniał kawałki świeżo upieczonego chleba z dżemem malinowym,
popijając filiżanką kawy. Podniósł się, zakładając płaszcz. Anna jeszcze raz mu podziękowała,
tłumacząc, że bardzo chętnie przejechałaby się z nim samochodem, ale musi jeszcze przez chwilę
porozmawiać z Elise.
Tak szybko, jak tylko znalazł się za drzwiami, Anna popatrzyła na nią pytająco.
- Jak uważasz, co dzieje się z Hildą?
Elise zabrakło odwagi, aby spojrzeć jej prosto w oczy.
- Nie wiem. Zawsze jest uśmiechnięta i pełna dobrego humoru. Może chciała go ukarać za
coś, co zrobił. Teraz możemy znowu wrócić do rozmowy o Kristianie - dodała szybko. - Co według
ciebie powinnam zrobić, Anno?
12
Elise zerknęła na Johana.
- Wiesz, jaki mamy dzisiaj dzień? Zerknął znad gazety.
- Nie, jaki?
- Właśnie mija rok od zaginięcia Kristiana. Nie odpowiedział, ale zauważyła, że na samo
wspomnienie zrobiło mu się smutno. Mimo wszystko zdecydowała się mu o tym przypomnieć.
Uważała, że to nie w porządku udawać, jakby nic się nie stało, podczas gdy przez głowę wciąż
przelatywały złe myśli.
Wysłała do gazety w Bergen list, opowiadający o całej historii. W odpowiedzi otrzymała
jednak informację, że mleczarze, góry i woda mogły znajdować się praktycznie w każdym miejscu
na zachodzie kraju. Na końcu napisali, że to jak szukanie igły w stogu siana.
- Peder i Evert w dalszym ciągu wierzą, że pewnego dnia Kristian wróci - kontynuowała.
Sama zauważyła, że w jej głosie brzmiała skarga. Gdyby miała chociaż część ich nadziei, byłoby jej
znacznie łatwiej. Czuła, że nie powinna teraz wspominać o Kristianie, ponieważ mieli różne zdania
w sprawie tego, co się wydarzyło. Zaledwie wymieniając imię brata, przypominała mu, że się nie
zgadzali, a ona wciąż wierzyła w autentyczność listu oraz w to, że prędzej czy później Kristian
wróci do domu.
Johan wziął łyk kawy, patrząc prosto przed siebie. Prawie zapomniał o leżącej przed nim
gazecie. Zrozumiała, że myślał o Kristianie. W końcu się odezwał.
- Kiedy wczoraj wyszłaś do sklepu, odwiedził nas pan Wang-Olafsen. Nie wspominałem o
tym, bo chciałem sprawić ci niespodziankę. Kupił moją ostatnią rzeźbę - Chłopca na posyłki.
Nie zareagowała. Próbował zmienić temat? Mimo że cieszyła się, że udało mu się sprzedać
jedną z prac, wolałaby, żeby porozmawiali o Kristianie.
- Gratulacje. Nie miałam wątpliwości, że ją kupi, bo zachwycał się nią, odkąd po raz
pierwszy do nas przyszedł.
- Razem ze sprzedaniem panu Diriksowi Dziewczynki z lalką, w tym roku zarobiłem tysiąc
koron, czyli tyle samo, co w zeszłym. Z zaliczką za Birgera Olsena z Sagene i honorarium za Córkę
przekupki nasze tegoroczne zarobki będą co najmniej dwa razy wyższe, niż gdybyśmy obydwoje
pracowali w fabryce. Poza tym niewiele kosztowało nas utrzymanie domu, mimo że teraz będziemy
musieli się przeprowadzić. Dom państwa Børresen nadaje się do zburzenia, więc naturalne jest, że
jako nasi dzierżawcy otrzymają pomieszczenia dla służby.
Elise kiwnęła głową. Zdawała sobie z tego sprawę, więc nie musiał po raz kolejny tego
powtarzać. Nie potrafiła się powstrzymać.
- Dlaczego ciągle rozmawiasz o czymś innym? Spojrzał jej głęboko w oczy.
- Nie mówię o innych sprawach. Jeszcze nie skończyłem.
- Wspomniałam, że minął rok, odkąd zaginął Kristian, a ty zaczynasz mówić o naszych
zarobkach.
Skinął twierdząco.
- Właśnie tak. Próbuję wyliczyć, czy stać nas na podróż do zachodniej części kraju.
Patrzyła na niego, nie mając pewności, czy dobrze usłyszała.
- Podróż do zachodniej części kraju? Ty i ja? Kiwnął głową.
- Pomyślałem, że na nasz wyjazd możemy zatrudnić nianię do opieki nad najmłodszymi
dziećmi. Peder i Evert są wystarczająco duzi aby sami mogli o siebie zadbać. Możemy wyruszyć
razem z rozpoczęciem ferii.
- Ale... - Elise czuła się kompletnie zaskoczona. - Chłopców czeka konfirmacja, która będzie
kosztowała majątek.
Johan potrząsnął głową.
- Rozmawiałem z Hildą. Peder ubierze strój przeznaczony na konfirmację Kristiana, a Hilda
kupi ubranie dla Everta.
- Dyskutowałeś z Hildą na temat podróży na zachód? Co powiedziała?
- Uznała, że to znakomity pomysł. Najwyższy czas, abyście gdzie razem wyjechali,
zasugerowała.
- Chyba nie powiedziałeś jej o liście?
- Nie, ale wie o jasnowidzach, którzy go widzieli, zachowując przy tym mniejszy
sceptycyzm ode mnie. Obydwoje mamy jednak nadzieję, że kiedyś w końcu odnajdziesz spokój.
Widzimy, jak strach i przygnębiające myśli spędzają ci sen z powiek.
- Ale po co nam wyjazd na zachód kraju? Nie wiemy, dokąd jechać.
- Torkild rozmawiał z członkami Armii w Bergen. Kilku z nich zajmuje się tą sprawą,
próbując się dowiedzieć, które wsie warto brać pod uwagę. Szukają zagród, które są położone
bardzo blisko siebie.
Elise poczuła, jak rozpiera ją radość. Johan nie okazał się obojętny wobec opowieści
jasnowidzów! Musiał kilkakrotnie przeczytać list od ciotki Ulrikke i usłyszeć od Anny i Torkilda,
co spotkało dwóch żołnierzy Armii w Lillehammer. Albo ostatecznie uwierzył, że musiała się w
tym kryć cząstka prawdy, albo zamierzał raz na zawsze podważyć słowa jasnowidzów, dowodząc,
że się pomylili. Najistotniejsze dla niego było zapewnienie jej spokoju.
W jej oczach zakręciły się łzy.
- Dziękuję, Johanie. Machnął ręką.
- Życzyłbym sobie tylko, żebyś znowu była szczęśliwa.
- Nie chciałam sprawić, żeby wasze życie było pełne smutku.
- Nie zrobiłaś tego. Jesteś dzielna i nigdy nie pokazujesz, jak bardzo cierpisz. Znam cię
jednak zbyt dobrze, żebyś potrafiła to przede mną ukryć. Zauważyłem, że twój smutek nie maleje i
nie potrafisz się cieszyć jak dawniej, nawet naszą kochaną, malutką córeczką. Nie ciesz się jednak
za wcześnie. Muszę się najpierw dowiedzieć, ile kosztuje podróż pociągiem oraz gdzie ewentualnie
moglibyśmy przenocować, kiedy dojedziemy na miejsce.
Elise potrząsnęła głową, podczas gdy kipiała w niej radość.
- Nie będę rozczarowana, jeśli się nie uda. Najważniejsze dla mnie jest to, że wyrażasz chęć.
- Musimy się także dowiedzieć, czy jest możliwe znalezienie osoby, która mogłaby zająć się
domem i dziećmi na czas naszej nieobecności. - Wskazał gazetę. - Właśnie siedziałem, czytając
artykuł o pomocach domowych. Tytuł brzmi: Czy gosposie mają czas wolny? Posłuchaj, co piszą.
Pomoce domowe zakładają własne związki zawodowe! Wielkie poruszenie. Niemożliwe do
zrealizowania żądania kończenia dnia pracy o godzinie 21.00. Pani Egede-Nissen z ośmiorgiem
dzieci uważa, że domaganie się dnia wolnego od pracy co drugi piątek jest nie do pomyślenia. Inna
matka mówi, że postulaty są na tyle nierealne, że większość kobiet zrezygnuje z usług członkiń
związków. Teraz matki utworzą własne stowarzyszenie na znak protestu przeciw nowemu
związkowi.
- Pamiętam, jak było z Agnes. Musiała wstawać o świcie, żeby rozpalić w piecu, i
jednocześnie nie mogła położyć się spać, zanim państwo nie znaleźli się w swoich łóżkach. To
ciężka praca od świtu do nocy. Chodzenie z brudnymi ubraniami do pralni, a potem na strych, aby
rozwiesić mokre rzeczy. Ubrania trzeba później, mimo ciężaru, znieść na dół. Kiedy białe rzeczy są
prawie suche, należy zejść do piwnicy, aby rozprostować pościel, a następnie znowu powiesić ją na
strychu. Pomoce domowe mają tak dużo pracy, że są niemal półżywe, kiedy w końcu kładą się do
łóżka. Mają mniej wolnych dni i cięższą pracę niż zatrudnieni w fabryce.
- Jednak osoba, która do nas przyjdzie, nie będzie miała tylu zajęć.
Nie mamy ani magla w piwnicy, ani suszarni na poddaszu. Jeśli Dagny w dalszym ciągu
będzie zajmowała się Hugo i Jensine, a dziewczyn Elvirą, uważam, że sobie poradzą.
- Myślisz, że będziemy mieć problem ze znalezieniem nowego domu?
- Nie, kiedy będziemy w stanie zapłacić. Właściciel powiedział że mogę zatrzymać warsztat,
ale wszystko zależy od tego, co znajdziemy. Widziałem, że niżej, w dolinie Maridalsveien są dwa
domy do wynajęcia. Pierwszy z nich zwany Mydlanym Gospodarstwem to dom, w którym wdowa
po wytwórcy mydła, Wilhelmie Olsenie, przez trzydzieści lat od śmierci męża zajmowała się
produkcją mydła oraz korka. W tym momencie dom jest na sprzedaż, ale wdowa zamierza go
wynajmować, aż znajdzie kupca.
Elise poczuła, jak wzrasta w niej sprzeciw. Zmartwiła się, gdy usłyszała, że nie mogą już
dłużej mieszkać w domu dla służby i być może będą musieli się przeprowadzić do jednego z
ciasnych mieszkań robotniczych. Zdążyła się przyzwyczaić do bliskości drzew i zielonej trawy,
której by jej brakowało. Dzieci z kamienic najbardziej lubią się bawić przy śmietnikach za
budynkiem, mimo że nietrudno o inne miejsca.
- A gdzie znajduje się drugi dom?
- To dom obok gospodarstwa Biermanna. Przytulny i niewielki, zbudowany z drewna,
pochodzi z osiemnastego wieku. Woźni ca Skjolden zamierza go sprzedać. Swój interes rozpoczął
od stajni na podwórzu.
- Czy jest tam ogród?
- Tak, między domem a stajnią.
- W takim razie wolę wynająć ten dom zamiast Mydlanego Gospodarstwa.
Johan skinął głową.
- Zgadzam się z tobą. A co sądzisz na temat podróży pociągiem do Bergen? Chciałabyś
pojechać?
Zaśmiała się.
- Jeszcze pytasz?
13
Elise powiesiła na haku ubrania na konfirmację dla Pedera i Everta, uśmiechając się
jednocześnie smutno do siebie samej. Chłopcy byli już prawie dorośli. Niedługo wyprowadzą się z
domu i zaczną życie na własny rachunek. Evert na pewno świetnie sobie poradzi z egzaminami
kończącymi szkołę. Mąż Hildy zaproponował, że pomoże mu finansowo, aby chłopak mógł
kontynuować naukę w szkole ponadpodstawowej w Kristianii, najbardziej renomowanej szkole
średniej w stolicy. Everta wiele czekało w życiu, a do tego był zdolny. Nikt nie miał co do tego
wątpliwości.
Poczuła ukłucie w sercu. Kristian miał taką samą szansę, ale odrzucił wszystkie możliwości,
które tak wspaniałomyślnie zaproponował mu majster.
Jak poradzi sobie Peder, nie wiedziała. Teraz próbowała odsuwać od siebie wszelkie
niepokoje. Najpierw musi zdać egzamin. Później rozstrzygną, co robić dalej.
Była zmęczona przyjęciem z okazji konfirmacji. Wszystkie dzieci leżały już w łóżkach.
Johan odprowadzał do domu panią Jonsen. Przyjechali nawet państwo Ringstad, chociaż nie miała
okazji dłużej z nimi porozmawiać. Zamieszkali u Carlsenów, ale już jutro mieli wracać do siebie.
Przed ich powrotem chciała jeszcze wypić z nimi filiżankę kawy.
Oby tylko ojciec Johana zachowywał się przyzwoicie! Co prawda dzisiaj także miał w
kieszeni butelkę, ale Johan odebrał mu ją, grożąc, że ojciec zostanie wyproszony z towarzystwa,
jeżeli za dużo wypije.
Westchnęła. Dobrze będzie w końcu zostawić to za sobą. Nie pamiętała już, ile razy
siedziała z Pederem, pomagając mu wkuwać kolejne wersy psalmów oraz historię Biblii na
spotkania z pastorem Zeszłej niedzieli - przed egzaminem - była co najmniej tak sam
zdenerwowana jak on. Cudem udało mu się prawidłowo odpowiedzieć na pytania pastora.
Przesunęła ręką po eleganckim, ciemnym materiale garnituru. Peder nie był aż tak wysoki jak
Kristian przed rokiem, dlatego musiała podłożyć zarówno nogawki, jak i rękawy. Teraz za to będzie
mógł nosić garnitur aż dorośnie.
Wyglądał na niewielkiego i wątłego, kiedy stał przed ołtarzem razem z innymi
przystępującymi do konfirmacji. Był najniższy. Dziewczęta nosiły długie spódnice, ułożone włosy i
były przynajmniej o pół głowy wyższe od chłopców. Wyglądały tak dorośle, że nic dziwnego, że
uważały Pedera za dziecinnego. Evert nie był od niego dużo wyższy, ale sprawiał wrażenie
starszego przez wszystko, co przeszedł.
Powinna zająć się stosem brudnych naczyń, ale brakowało jej siły. Następny dzień miała
poświęcić na pracę nad książką. Nogi były jak z ołowiu, a kręgosłup dokuczał. Wstanie wcześnie i
po sprząta, zanim chłopcy pójdą do szkoły.
Usłyszała, że ktoś przyszedł. Johan musiał już wrócić. W takim razie, musiał szybko
chodzić. Odwróciła się w kierunku drzwi.
To nie był Johan, ale pani Børresen. Razem z mężem powynosili stół oraz krzesła, okazując
się wyjątkowo pomocni.
- Myśli pani, że mogę pozmywać naczynia dopiero jutro rano, pani Børresen?
Pani Børresen pominęła jej pytanie i wydawała się przestraszona.
- Usłyszałam hałas, dochodzący z szopy. Myślę, że ktoś tam jest. Elise posłała jej zdziwione
spojrzenie.
- Czy nie możesz poprosić męża, aby to sprawdził?
- Został z panem Thoresenem przy drodze. Słyszałam ich głośne rozmowy i śmiech. Mam
wrażenie, że wypili zawartość butelki, którą pan Thoresen nosił w kieszeni.
Elise westchnęła.
- Akurat dzisiaj poczułam ulgę, ponieważ teść zachował trzeźwość przez cały dzień.
- Myślisz, że to złodziej? Co powinnyśmy zrobić?
- Ma pani pewność, że się pani nie przywidziało? W szopie są szczury.
Pani Børresen pokręciła głową.
- To nie szczur, ale człowiek. Na zewnątrz zaczyna się ściemniać i boję się nawet pójść do
wychodka.
Elise ziewnęła.
- Powinna pani pójść się położyć i zostawić to zmartwienie swojemu mężowi. Od czasu do
czasu włóczędzy kładą się w sianie na noc, ale znikają przed dojeniem krów. Zdają sobie sprawę,
jak surowe jest prawo.
Pani Børresen, która wydawała się uspokojona, odwróciła się i poczłapała z powrotem.
Kiedy zamykała za sobą drzwi, Elise zdawało się, że tamta wymamrotała coś jeszcze.
Dopiero kiedy wrócił Johan i w końcu mogła położyć się do łóżka, zaczęła się zastanawiać
nad tym, co powiedziała pani Børresen.
Czy możliwe, że dziadek wrócił i położył się na sianie?
- Dlaczego wzdychasz? - zapytał Johan.
- Naprawdę? Musiało to być westchnienie ulgi, że dzień nareszcie się skończył.
Johan zaśmiał się cicho.
- Było aż tak źle? Nie byłaś dumna z Pedera i Everta, dwóch prawie dorosłych chłopców,
przystępujących do konfirmacji?
- Tak, ale poczułam się dziwnie. Wciąż nie mogę się przyzwyczaić, że tak wyrośli. Elvira
ma półtora roku, Jensine cztery lata, a Hugo pięć lat. Tak szybko dorastają.
- Tak musi być. Musimy doceniać każdy rok, który mija bez złych wydarzeń. Przyszłość jest
niepewna. Pomyśl o tych, którzy umierają na ospę, gruźlicę, zapalenie płuc albo koklusz.
Skinęła, układając się pod jego ramieniem.
- Mamy wiele powodów do wdzięczności, Johanie. Choćby dlatego, że mamy siebie
nawzajem.
Przyciągnął ją mocniej i wyszeptał do ucha.
- To zabrzmiało, jakbyś żałowała, że dzieci rosną tak szybko. Może nadszedł czas na jeszcze
jedno?
Roześmiała się cicho, drażniąc ciepłym oddechem jego szyję.
- Myślę, że jest już w drodze, ale może nie powinniśmy jeszcze zapeszać.
Pocałował ją, kontynuując szeptem rozmowę.
- Tak podejrzewałam, ale nie miałem odwagi zapytać.
Pan i pani Ringstad przyszli następnego dnia przed południem akurat wtedy, gdy kończyła
wycierać ostatni talerz.
Na zewnątrz padało, więc Dagny razem z najmniejszymi dziećmi przebywała w domu.
Elise spojrzała z podziwem na swoją byłą teściową. Na konfirmacji również była elegancka,
jednak dzisiaj wyglądała jak dama ze zdjęć, umieszczanych w magazynach z modą, jakby dopiero
co wróciła z Paryża. Chociaż trzymała się za jedną nogę, a w jej twarzy dostrzegało się nieznaczny
grymas, wyglądała prawie tak samo młodo jak przed kilkoma laty.
- Wspaniale, że poświęciliście czas, aby nas odwiedzić. Nie miałam szansy porozmawiać z
wami wczoraj, a poza tym nie o wszystkim możemy dyskutować przy innych.
Rozsiedli się w rogu sofy, a Hugo Ringstad kiwnął głową.
- Nie, oczywiście masz rację. Przypuszczam, że nie masz na myśli nikogo innego, jak tylko
panią Signe Bergeseth?
Elise przytaknęła.
- Jak wam się z nią układa? W dalszym ciągu wam dokucza?
- Nie. Ostatnio, zrobiło się dziwnie cicho, ale podejrzewam, że to nie koniec. Sebastian
tymczasowo zamieszkał u babki i dziadka o strony matki. Ze względu na to, że nie jest łatwym
dzieckiem, nie chcieli go początkowo przyjąć, ale zostali zmuszeni do ustąpienia. Ostatnio
zatrudnili nianię, która się nim zajmuje. Zeszłej niedzieli na wzgórzu prowadzącym do kościoła
spotkałem ojca Sjura. Był w naprawdę dobrym humorze, opowiadając, że wyliczył, jak duże będzie
gospodarstwo, kiedy nasze ziemie zostaną połączone. Powstanie największe gospodarstwo we wsi,
powiedział. Na szczęście zdołałem się opanować, odpowiadając, że absolutnie nie ma o tym mowy.
Hugo odziedziczy Ringstad, dodałem. Tak zadecydowaliśmy razem z Emanuelem. Z pociemniałym
wzrokiem odparł, że musielibyśmy poświadczyć o tym razem. Według niego Signe była w
posiadaniu dokumentów podpisanych przez Emanuela. Napisane jest w nich czarno na białym, że
Sebastian jest synem Emanuela. Tym samym obejmuje go klauzula, z której wynika, że ma prawo
do dziedziczenia na równi z innymi dziećmi Emanuela. Poza tym Hugo nie jest jego synem. To
ojcostwo, które Emanuel przyjął w akcie dobroci. Jak można powiedzieć coś takiego!
Elise wiedziała, że gotował się ze złości, ale zdołał to ukryć. Państwu Ringstad było już
wystarczająco trudno, dlatego nie powinna pogarszać sytuacji.
Hugo musiał się zorientować, że o nim rozmawiano, bo po chwili stał przy krześle pana
Ringstada.
- Mój brat jest w niebie.
Elise się zachłysnęła. Od dawna nie słyszała, żeby Hugo coś takiego powiedział. Jak mógł
zapamiętać to, co wydarzyło się, gdy był malutki. Pan Ringstad poczochrał go po miedzianych
lokach.
- Raczej nie brat, tylko ojciec. Hugo zaprzeczył z przekonaniem.
- Nie, mój tata ma takie same włosy jak ja i daje mi czekoladę. Pan Ringstad potrząsnął
głową, śmiejąc się.
- Myślę, że Hugo jest rzeczywiście tak samo skory do opowiadania historii jak Peder i ty,
Elise.
Elise wymusiła uśmiech, lecz w środku poczuła niepokój, który sprawił, że jej serce zabiło
szybciej. Ansgar i Helene znowu musieli wejść na wojenną ścieżkę! Jak inaczej można
wytłumaczyć Hugo, opowiadającego o kolorze włosów Ansgara? Czy zwabili go do siebie, kiedy
bawił się w ogrodzie, dając mu czekoladę i opowiadając, kto jest jego ojcem?
Odkąd całkowicie straciła kontakt z panią Muus po śmierci matki i po tym, jak Asbjørn i
Anna Sofie przeprowadzili się do Bekkelaget, nie wiedziała, co się działo z rodziną Mathiesen. Czy
przypadkiem Helene nie spodziewała się kolejnego dziecka? Ta wiadomość musiała być dla nich
pocieszeniem po stracie pierwszego, ale dlaczego przyszli do Hugo?
Rozległo się pukanie do drzwi. Na pewno pani Børresen przyszła odebrać swój serwis.
Śpieszyła się, aby otworzyć. Wolała, żeby dzierżawczyni nie przychodziła z wizytą w momencie,
gdy gościł niej państwo Ringstad.
Przed drzwiami stała Julia Andersen!
Elise zamierzała powiedzieć, że tak nie wypadało, ale w tej samej chwili Julia oparła się o
futrynę, sprawiając wrażenie, jakby za moment miała upaść. Jej twarz była równie blada, co
ostatnim razem, kiedy u nich była. Wychudzona i z zapadniętymi oczami, ubrana była w łachmany.
Pan Ringstad musiał zobaczyć ją w wejściu, bo podszedł z pomocą. Obydwoje chwycili ją,
zanim się przewróciła, i pomogli wejść do środka.
Pan Ringstad posłał Elise pytające spojrzenie.
- Gdzie ją położymy?
- Na sofie. Wolę jej nie kłaść w jednej z sypialni, nie wiem, czy nie ma jakiejś choroby
zakaźnej.
Pani Ringstad wstała.
- Myślę, że powinniśmy już iść, Hugo. Jej mąż spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Dopiero przyszliśmy. Do pociągu pozostało wiele godzin.
- Zapominasz, że byłam poważnie chora, Hugo. Nie wolno mi narażać się na takie ryzyko.
Pan Ringstad popatrzył na żonę, po czym przeniósł wzrok na Elise.
- Wiesz, że ta kobieta jest chora, czy tylko opierasz się na domysłach?
- Była tutaj raz wcześniej i wtedy dałam jej kilka koron. Później położono ją w szpitalu w
Ullevål, ale nie sądzę, że z powodu choroby zakaźnej.
Pani Ringstad skrzywiła się.
- Może znowu powinni ją tam zabrać? Czy naprawdę nie ma nikogo w mieście, kto
zajmowałby się biedakami?
Julia otworzyła oczy, mozolnie się podnosząc.
- Nie idę do przytułku. Przyszłam tylko, aby zobaczyć Elise, skoro jestem jej ciotką.
Elise poczuła, jak robi jej się na zmianę zimno i gorąco. Zarówno pan, jak i pani Ringstad
stali, wpatrując się w nią. Obydwoje byli równie zszokowani. Nie miała odwagi zmierzyć się z ich
spojrzeniami, szukając odpowiednich słów. Chciała zaprzeczyć temu, co oznajmiła Julia. Zaśmiała
się cicho, zażenowana.
- Twierdzi, że jest moją ciotką, ale pierwszy raz w życiu słyszę, żebym ją miała. Julię
spotkałam po raz pierwszy w zeszłym roku.
Pan Ringstad obrócił się przodem do Julii.
- W jaki sposób może pani wiedzieć, że jest ciotką Elise, skoro nigdy o pani nie słyszała?
- Opowiedział mi o tym mój ojciec - odpowiedziała zadziwiająco szybko Julia. Elise prawie
zaczęła podejrzewać, że wcześniej udawała zasłabnięcie.
- Jak mógł cokolwiek wiedzieć o rodzinie Elise?
- Ponieważ jest jej dziadkiem. Możecie go sami zapytać, jeśli mi nie wierzycie.
Pan Ringstad spojrzał nic nierozumiejącym wzrokiem na Elise.
- Czy pojmujesz coś z tego, Elise?
Pokręciła głową, czując, że tchórzy. Powinna być na tyle silna, aby wyjaśnić, że miała
dziadka włóczęgę. Nie zdołała jednak. Pan Ringstad potrząsnął głową.
- Lepiej, żebyśmy panią wyprowadzili. Proszę - dodał, wyjmując portfel. - Dostanie pani
ode mnie parę koron na jedzenie i nocleg na dzisiejszą noc. Jednak proszę być tak miłą i nie
nachodzić pani Thoresen, która ma wystarczająco dużo własnych zmartwień.
Julia przyjęła pieniądze i z trudem ruszyła w stronę drzwi.
To na pewno ona leżała nocą na sianie, pomyślała Elise. Oby tylko znowu tam nie przyszła
i nie wróciła do niej jutro!
Gdy tylko Julia znalazła się za drzwiami, pan Ringstad odwrócił się w stronę Elise.
- Co za okropna kobieta! Radzę, żebyś nie dawała jej już więcej pieniędzy. Jest jedną z tych,
które od razu je przepiją. - Pan Ringstad zmarszczył czoło. - Jest trochę racji w tym, co mówi
Marie. Dajesz palec, chcą całą rękę. Jednocześnie rozumiem, że trudno ci było wygonić ją za drzwi.
Wyglądała tak żałośnie. Co o niej wiesz?
- Mówi, że książka Albertina Christiana Krohga opowiada o niej. Twierdzi, że słysząc o jej
losie, zrobiło mu się jej żal i napisał książkę. Potem miała pozować do jego obrazu Albertina w
poczekalni lekarza policyjnego.
Pan Ringstad uniósł brew.
- Czy to w ogóle jest możliwe?
- Pokazała mi swoje zdjęcie, na którym była młodą dziewczyną, świeżo po przyjeździe do
Kristianii. Policja robi zdjęcia wszystkim prostytutkom, a później te fotografie przechowuje.
Pan Ringstad wywrócił oczami.
- Była prostytutką? I mimo wszystko zapraszasz ją do domu, gdzie mogą ją zobaczyć
dzieci?
- Nic o niej nie wiedziałam, kiedy przyszła tutaj po raz pierwszy. Wyglądała tak strasznie,
że nie miałam serca, aby odmówić jej jedzenia I i kawy. Dopiero później opowiedziała mi historię
swojego życia. Jej los na pewno dzieliło wielu przed nią, ale nie zmienia to faktu, że zapadał w
serce. W wieku zaledwie ośmiu lat została zostawiona samej sobie I i odtąd jej życie to jedno
wielkie pasmo nieszczęść.
Zdawało się, że historia nie wywarła zbyt wielkiego wrażenia na pani Ringstad.
- To nie upoważnia jej do insynuowania, że jesteście rodziną. Bez | wątpienia słyszała o
sukcesie twoich książek oraz o tym, że masz dobre serce, więc teraz próbuje wycisnąć z ciebie tyle,
ile tylko się da. Zwróciłaś chyba uwagę, jak zadziwiająco szybko doszła do siebie?
Elise nie odpowiedziała. Z jednej strony zgadzała się z Marie, jednak z drugiej, było jej żal
człowieka, który tyle w życiu wycierpiał. Łatwo było potępiać i krytykować, zwłaszcza tym, którzy
wychowywali się w skrajnie innych warunkach. Nie byli w stanie postawić się w sytuacji biednej
dziewczyny z pijącym ojcem i poważnie chorą matką.
- Tak, tak - podsumował pan Ringstad, siadając. - Teraz, kiedy się już jej pozbyliśmy, kawa
powinna smakować lepiej. Zostały ci jeszcze ciastka, które pani Jonsen upiekła na wczoraj, Elise?
Elise uśmiechnęła się i pośpieszyła do kuchni, aby nastawić wodę na kawę.
- Wiecie może, co słychać u Karoline i Sigvarta Samsonów? - zapytała głośno, wyjmując
jednocześnie dzbanek ze śmietanką, cukier i ciastka.
- Chyba słyszałaś, że urodziła im się córeczka? Jest oczkiem w głowie swoich rodziców.
- Ale stosunki między nimi nie układają się najlepiej - dodała Marie. - Karoline ma
temperament, a Sigvart zamyka się w swoim gabinecie, aby mieć z nią jak najmniej do czynienia.
Biedna Betzy jest całkowicie zrozpaczona.
- Mam ostatnio wrażenie, że mój przyjaciel, Oscar, lubi go i trzyma stronę swojego zięcia -
spokojnie oznajmił pan Ringstad.
Elise wiedziała swoje. Małżeństwo to było skazane na porażkę. Dziwne, że się w ogóle
zdecydowali na dziecko.
- Widujesz pana Wang-Olafsena? - pan Ringstad podtrzymywał rozmowę, kiedy weszła,
nalewając kawę do filiżanek. Dzieci przyszły do salonu, żeby dostać parę ciastek i trochę mleka.
Hugo wdrapał się na kolana dziadka. Dobrze się czuł w jego ramionach.
- Nie widziałam go od bardzo dawna - kiedy to powiedziała, uświadomiła sobie, że
rzeczywiście długo się nie odzywał. Podczas ich ostatniego spotkania obiecał, że spróbuje znaleźć
informacje dotyczące jej dziadka, ale od tamtego czasu milczał. Miała nadzieję, że nie zachorował.
- Słyszałem, że jego syn z żoną mieli się rozwieść. Elise spojrzała na niego z przerażeniem.
- Rozwieść? Carl Wilhelm i Olga Karina? Ale... oni przecież mają razem dzieci!
Pan Ringstad kiwnął głową z powagą.
- Tak, to prawdziwa tragedia. Może dlatego go ostatnio nie widywałaś. To musiał być dla
niego prawdziwy szok, usłyszeć, że jego własne dziecko ucieka od odpowiedzialności i grzeszy
przeciwko prawom ustanowionym przez Kościół. W Biblii jest napisane, że małżonkowie powinni
żyć razem, póki śmierć ich nie rozłączy.
- Biedny pan Wang-Olafsen! Nie mam wątpliwości, że ciężko to przyjął. Ma tak małą
rodzinę. Dlatego też zawsze lubił spędzać czas razem z nami.
Pan Ringstad uśmiechnął się.
- Na pewno nie było to jedynym powodem. Przede wszystkim bardzo ceni sobie waszą
rodzinę.
Elise zarumieniła się, chichocząc.
- Zawsze świetnie się dogadywał z Pederem.
- Jak, swoją drogą, ma się biedny Peder? - zapytała była teściowa Elise. - W kościele
wyglądał na małego i chudego. W dalszym ciągu wygaduje mnóstwo dziwnych rzeczy, ale raczej
nie przekłada się to na jego inteligencję.
- Peder da sobie radę - odpowiedział jej mąż. - Brak błyskotliwości rekompensuje jego
wielkie serce. Zaproponowałem, żeby przyjechał do nas latem i popróbował swoich sił jako
stajenny. Zawsze lubił zwierzęta. Jestem pewien, że spodoba mu się praca w stajni przy koniach.
Coś w Elise pękło. Myśl, że Peder miałby się wyprowadzić z domu, wywoływała ból.
Jednocześnie zdawała sobie sprawę, że będzie miał problemy ze znalezieniem innej pracy. W
sklepiku świetnie się sprawdzał jako sprzedawca, ale kto zatrudni osobę, mającą trudności z ra-
chunkami?
- Jestem bardzo wdzięczna. To miłe z waszej strony. - Szybko przeniosła wzrok na panią
Rigstad. - Czy ty także nie będziesz miała nic przeciwko?
Marie Ringstad westchnęła.
- Uczciwi ludzie nie wyrastają na drzewach. Mimo że czasami wydaje się być nieco
męczący, mam przeczucie, że jest godny zaufania.
- Na Pederze można polegać. Nigdy nie zrobił niczego złego. W każdym razie nie
naumyślnie.
Pan Ringstad wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale ugryzł się w język. Ostatecznie
jednak zapytał.
- Nie dowiedzieliście się, co stało się z Kristianem? Elise potrząsnęła głową przecząco,
unikając jego wzroku.
- Pewnie nigdy się tego nie dowiecie - uznała, wzdychając pani Ringstad.
14
Od razu, gdy państwo Ringstad wyszli, Elise zwróciła się do Hugo.
- Dlaczego mówisz, że twój ojciec ma takie same włosy jak ty i że masz brata w niebie,
Hugo?
Spojrzał na nią przepraszająco.
- Tak powiedział mój ojciec. A włosy zobaczyłem, kiedy zdjął czapkę.
Elise starała się opanować gniew, żeby dziecko tego nie zauważyło.
- Spotkałeś go tutaj, w gospodarstwie? Dagny wtrąciła się do rozmowy.
- Stał za płotem, gdy bawiliśmy się w ogrodzie.
- Zawołał mnie i dał mi czekoladę! - zawołał Hugo z entuzjazmem.
- Hugo był miły i się z nami podzielił - dodała Dagny z zadowoleniem. - Jego ojciec
powiedział, że jest wspaniałym chłopcem, i zapytał, czy pójdzie z nim któregoś dnia na spacer.
Wtedy dostanie jeszcze jedną czekoladę.
Elise poczuła, że policzki jej poczerwieniały. Ansgar próbował zwabić do siebie Hugo,
kusząc go czekoladą! Dziewczynkę także!
- Nigdy nie wolno ci z nim rozmawiać, Hugo! Słyszysz mnie? Nie wolno ci opuszczać
gospodarstwa bez któregoś z nas.
- Ale dlaczego nie?
- Ponieważ to może być niebezpieczne, a ja pogniewałam się na tego człowieka. Był wobec
mnie niedobry.
Dagny posłała jej zdumione spojrzenie.
- Czy zrobił ci coś złego? To, co mężczyźni robią małym dziewczynkom?
Co właściwie spotkało tę dziewczynkę w życiu? Elise opanował gniew.
- Nie opowiadaj bzdur, Dagny! Nie masz pojęcia, o czym mówisz! Powtarzam jedynie, że
Hugo nie wolno widywać się z tym człowiekiem! Jeśli to zrobi, dostanie lanie!
Dagny wydawała się nieporuszona.
- Nie jest ojcem Hugo?
- Oczywiście, że nie. Dobrze przecież wiesz, kto jest ojcem w tym domu.
- Nie. Wiem tylko, że Johan jest ojcem Elviry, ale nie wszystkich pozostałych dzieci.
Elise odwróciła się do nich plecami, wracając ze złością do kuchni.
Zanim zdążyła sprzątnąć filiżanki po kawie, znowu usłyszała kogoś na zewnątrz. Wyjrzała
za okno i ku swojemu zaniepokojeniu dostrzegła Julię. Zrezygnowana, otworzyła drzwi.
- Nie rozumiesz, że nie możesz tutaj przebywać? Dostałaś pieniądze od pana Ringstada i
polecenie, żeby odejść.
- Teraz już odjechali.
- To niczego nie zmienia. Mam w domu czworo dzieci, a nie wiem, co ci może dolegać.
- Twój dziadek leży na sianie, w szopie. Jest poważnie chory. Nie wiem, ile mu pozostało.
To było jak policzek wymierzony jej w twarz. Następny problem! Poczuła, że sytuacja ją
przerasta. Jęknęła, rzucając okiem w kierunku podwórza, aby sprawdzić, czy w pobliżu nie było
pani Børresen ani nikogo innego. Następnie dołączyła do Julii idącej do szopy. Skończyło padać i
wyjrzało słońce. Wokół jednak znajdowało się pełno kałuż, a trawa była wilgotna.
- Gdzie go znalazłaś? - zapytała po drodze.
- Na Lakkegata.
- Czy był wcześniej w Eidsbergu?
- Nie pytałam go, ale tak mi się wydaje.
- Co mu dolega?
- Podejrzewam, że to zapalenie płuc.
- Ty go tutaj przyprowadziłaś? Julia kiwnęła głową potakująco.
- Jest twoim dziadkiem. Nie możesz go przegonić, kiedy stoi jedną nogą w grobie.
Elise zesztywniała. Co na Boga miała zrobić z tym dwojgiem? I tak pewnie niedługo znikną.
Nie chciała jednak, aby całe sąsiedztwo dowiedziało się, że jej dziadek jest włóczęgą, a ciotka
uzależnioną od alkoholu prostytutką.
Julia wskazała jej drogę, kiedy weszły do szopy. W tym samym momencie w ciemności
Elise rozpoznała zarysy dwóch sylwetek. Ku swojemu przerażeniu odkryła, że to państwo Børresen.
Znaleźli go! Teraz w każdym razie nie uda jej się zachować obecności dziadka w tajemnicy przed
innymi mieszkańcami gospodarstwa.
Dostrzegła, jak pan Børresen pochylił się nad czymś, a kiedy podeszła bliżej, zauważyła
postać wykonującą niespokojne ruchy na sianie. Leżał z przymkniętymi oczami, ciężko oddychając.
Twarz była blada jak u trupa, a ubrania zabrudzone i zniszczone. Wokół niego unosił się odór.
Pani Børresen zwróciła ku niej twarz.
- Zabierzemy go do małego pokoju przy wejściu. I tak nikt go nie używa.
Elise spojrzała, nie rozumiejąc.
- Bierzecie go do siebie?
- Ty nie masz miejsca, a poza tym mieszka u ciebie tyle dzieci. Nie możemy pozwolić, aby
leżał tu i umarł, skoro jest twoim dziadkiem.
Elise jeszcze bardziej poczerwieniała. Czyżby Julia opowiedziała im, że jest jej dziadkiem?
Pani Børresen musiała zauważyć jej zażenowanie.
- Nie powiemy o tym gospodarzowi. Nie ma z tym nic wspólnego.
My decydujemy o gospodarstwie. Widzieliśmy, jak wyjeżdżał razem z żoną. Natychmiast
przenosimy dziadka na wózek i przewozimy go do nas.
Elise odetchnęła z ulgą. Nie wiedziała, co by się stało, gdyby państwo Børresen nie
zaofiarowali swojej pomocy. Odesłanie go do szpitala, aby tam umarł byłoby bezduszne. Nie
powinno się umierać w samotności, bez nikogo obok siebie.
- Dziękuję.
- Pobiegnę po wózek - dodała szybko.
Nigdy wcześniej nie była u dzierżawców, w małym pokoiku przy wyjściu. Oprócz tego, że
pomieszczenie było niewielkie, jedynymi stojącymi w nim meblami było krótkie łóżko, drewniany
stołek i stara skrzynią. Pani Børresen pobiegła po obszerne prześcieradło, które umieściła na
słomianym materacu razem z poduszką i przykryciem. Następnie wspólnymi siłami podnieśli
dziadka. Pomimo wychudzenia, był wysoki i solidnie zbudowany. Nic dziwnego, że dzieci wystra-
szyły się, gdy pewnego dnia nagle się pojawił.
Julia szła za nimi, aby na końcu stanąć przy drzwiach. Najwyraźniej miała nadzieję, żeby
tam zostać. Naturalnie był jej ojcem, ale nie wiadomo, czy pani Børresen brała pod uwagę
przenocowanie dwóch osób.
Elise cieszyła się, że Johana nie było w domu. Wczesnym rankiem wyruszył do profesora,
przepraszając, że nie może być obecny podczas wizyty państwa Ringstad.
- To bardzo uprzejme z waszej strony. Przyznam, że bałam się wziąć go do siebie, nie
wiedząc, co mu dolega. Elvira jest jeszcze malutka, więc mogłoby to być dla niej niebezpieczne.
- Poza tym w drodze jest następne i musisz również dbać o siebie - powiedziała
zdecydowanie pani Børresen.
Elise poczuła, jak znowu jej twarz zalewa rumieniec. Pani Børresen uśmiechnęła się z
błyskiem w oku.
- Sądziłaś, że nie znam prawdy? Bez przerwy mam do czynienia ze zwierzętami.
Elise uśmiechnęła się zawstydzona.
- Pójdę tylko szybko do Dagny i powiadomię ją, że zostanę tu przez chwilę.
- Nie śpiesz się, zajmiemy się twoim dziadkiem. Przemęczasz się, Elise. To niedobre, gdy
spodziewasz się dziecka. Przyjdziemy i zawiadomimy cię, kiedy nadejdzie czas. Sądzę, że nie
potrwa to długo.
Elise jeszcze raz podziękowała, śpiesząc się z powrotem do domu. Elvira i Jensine ścigały
się ze sobą. Zdaniem Dagny Jensine miała przewagę nad Elvirą. Hugo zezłościł się na nią, szarpiąc
Jensine za włosy, więc teraz obydwoje byli równie obrażeni. Jakby tego było mało, Jensine
przewróciła swój kubek tak, że mleko wylało się na stół, potem na krzesło, a następnie na podłogę,
gdzie utworzyło dużą, białą kałużę. Elvira narobiła w spodnie, a zapach rozszedł się po całym
salonie. Hugo dobrał się do ołowianych żołnierzyków Pedera, wysypując je z pudełka, mimo iż
wiedział, że nie było mu wolno ich ruszać.
- Nie mam pojęcia, co dzisiaj w was wstąpiło - westchnęła zrezygnowana, zaczynając
wycieranie podłogi. Jednocześnie myślała o Julii i dziadku. Julia na pewno nie będzie chciała
odejść w momencie, gdy jej ojciec leży na łożu śmierci. Czy pani Børresen wobec tego zgodzi się
na jej obecność?
Kiedy w końcu przewinęła Elvirę, posprzątała w pokoju i podała im śniadanie, kazała im
pójść pobawić się na zewnątrz. Jensine zaczęła protestować, rzucając się na podłogę i wymachując
nogami. Hugo obraził się, ponieważ zakazano mu zabawy ołowianymi żołnierzykami. Wpełznął
pod łóżko Pedera, układając się przy samej ścianie, więc nie była w stanie go stamtąd wyciągnąć.
W tej samej chwili Peder i Evert wrócili ze szkoły, dwie godziny wcześniej niż mieli w zwyczaju.
Nauczyciel się rozchorował. Peder rozzłościł się dlatego, że Hugo ruszał jego żołnierzyki, a Evert
zaczął się skarżyć na ból głowy i żołądka. Gdy Elise obejrzała go z bliska, okazało się, że jego
zaczerwienione i załzawione oczy wskazywały na gorączkę. Po dotknięciu jego czoła zrozumiała,
że gorączka jest wysoka. Kazała mu położyć się do łóżka. Wyciągnęła olejek kamforowy i
nastawiła czajnik z wodą na herbatę rumiankową.
Dopiero popołudniu zyskała szansę, aby wpaść do Børresenów i zobaczyć, jak miewa się
dziadek.
Ku jej ogromnej uldze, Julia zniknęła. Posłała pani Børresen pytające spojrzenie.
- Wyszła sama?
Pani Børresen potrząsnęła głową.
- Nie, musiałam ją przepędzić. Myślała, że będzie mogła tu zamieszkać tylko dlatego, że
ojciec leży chory. Czy jesteś w ogóle pewna, że to jej ojciec, Elise? Mam wrażenie, że kłamała. Nie
nazywała go ojcem, a poza tym nie wydawała się zbytnio przejęta bliskością jego śmierci.
- Nie wiem nic poza tym, co sama mi opowiedziała. Pojawiła się całkiem niespodziewanie
pewnego dnia w zeszłym roku, twierdząc, że jest moją ciotką. Nie mogę jednak tego potwierdzić.
- Na twoim miejscu, nie ufałabym jej. Zależy jej tylko na twoich pieniądzach.
Elise nic nie odpowiedziała.
- Jak on się czuje? - zapytała, wskazując na nieruchomą postać na łóżku.
Pani Børresen ponownie pokiwała głową.
- Jego stan będzie się już tylko pogarszał. Nie ma nawet sensu wzywać doktora.
- Nie powinniśmy się jednak dowiedzieć, co mu dolega? Może to coś zaraźliwego?
- Nie sądzę. Nie pluje krwią, jeśli myślisz o gruźlicy. Wracaj do dzieci, Elise. Posiedzę przy
nim. Wiesz, że jestem wierząca i moim obowiązkiem jest opieka nad takimi biedakami jak ten tutaj.
Elise z wyrzutami sumienia zostawiła ją samą. Nie oczekiwała takiego zachowania po pani
Børresen. Teraz wstydziła się tego, co wcześniej o niej myślała.
Johan wrócił do domu dopiero, gdy zbliżała się pora kolacji. Od razu opowiedział mu, co się
stało.
- Julia Andersen i twój dziadek? Na Boga! - Jęknął głośno. - Teraz całe Sagene będzie
rozpowiadać o tajemniczej rodzinie pisarki Elise Ringstad! Mam nadzieję, że Pedera nie spotkają
przez to nieprzyjemności. Pozostałe dzieci są na szczęście jeszcze za małe.
- Pani Børresen postąpiła zupełnie inaczej, niż przewidywałam. Uznała, że to jej obowiązek
jako chrześcijanki zajmować się biedakami. Nie użyła słowa Cygan, mimo że od początku to
odgadła. Poza tym nie wierzy w to, że Julia jest moją ciotką. Jeśli byłaby to prawda, nazywałaby
dziadka ojcem, a tego nie robiła.
Elise zadecydowała, że nie wspomni o spotkaniu Hugo z jego ojcem. W każdym razie nie
tego dnia. Wydarzyło się zbyt wiele na raz. Johan spojrzał nią zdziwiony.
- Pięknie z jej strony, że postąpiła w ten sposób. Nawet pozwoliła go u nich położyć. Mam
nadzieję, że się niczym nie zarażą.
- Powiedziałam to samo, ale uznała, że nic im nie grozi. Nie pluje krwią, powiedziała. W
takim razie w grę nie wchodzi gruźlica.
- Jest aż tak poważnie chory, że uważacie, iż w każdej chwili może umrzeć?
- Zarówno Julia, jak i pani Børresen tak uważają.
- Gdzie podziała się Julia?
- Nie wiem. Pani Børresen ją wyprosiła. Żal mi Julii, bez względu na to, czy jest moją
ciotką, czy nie. Pani Børresen uznała, że nią nie jest. Może ma rację. - Pokręciła głową. - Wiedziała
za wiele na temat mojej rodziny, żeby móc to sobie wymyślić.
Pogłaskał ją po policzku.
- Boję się, że spadło na ciebie zbyt dużo problemów. W dzień prawie nie masz czasu na
pisanie, a doskonale wiem, ile to dla ciebie znaczy. Jak zresztą idzie ci książka?
- Doszłam do piętnastego rozdziału. Do momentu, kiedy Julia p raz drugi przyjeżdża do
Kristianii.
Johan się roześmiał.
- Chyba tylko ona będzie wiedzieć, że książka opowiada o niej. Może powinnaś poświęcić
więcej czasu na rozmowę z nią, aby podała więcej szczegółów?
- Według mnie nie. Używam własnej wyobraźni do stworzenia jej dzieciństwa, aby nie było
zbyt łatwo zgadnąć, o kogo chodzi. Poza tym opowiadała tyle dziwnych rzeczy, że sama już nie
wiem, co jest prawdą. Raz mówiła, że jej ojciec nie żyje, a innym, że nazywa się Mathias Løvlien,
urodził się w Eidsbergu i jest włóczęgą. Najistotniejsze było dla mnie dowiedzenie się, jak czuje się
ośmiolatka oddana obcym, którzy nie są dla niej mili. Poza tym mogę używać wyobraźni. Później
może będę potrzebowała rozmowy, aby poznać więcej szczegółów. Na przykład, jak się czuła,
przebywając w Dikemarku, w szpitalu chorób kobiecych albo w domu opieki Ebenezera. Kiedy w
grę wchodzą wciąż istniejące miejsca, nie mogę zmyślać.
- Mam nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży. Potrzebujesz spokoju podczas pisania książek.
Przytaknęła, podczas gdy do głowy przyszła jej pewna myśl. Gdyby była mężczyzną,
mogłaby poświęcać pracy całe dni bez obawy, że ktoś jej będzie przeszkadzał.
- Evert także się nie najlepiej czuje. Ma wysoką gorączkę, ale sądzę, że to tylko silne
przeziębienie. To, co szybko przychodzi, równie szybko nas opuszcza, miała w zwyczaju mówić
matka. Jednego dnia dzieci mogą mieć wysoką temperaturę, a następnego być zdrowe.
15
Kristian wziął małego Halfdana na ręce i wyszedł z szopy. Na niebie nie było ani jednej
chmurki, a powietrze było tak ciepłe jak w środku lata. Wciąż tu i tam leżały jeszcze płachty śniegu,
ale większość stopniała, a lód ustępował. Na zboczu zalanym słońcem przebijały się pierwsze
kwiaty, a brzozy pokryły się pąkami.
Wkrótce mieli nadejść pasterze. Nie mogli dłużej zamieszkiwać I szopy, ale co dalej
począć? Nie byłoby problemu, gdyby Svanhild J była zdrowa. Może któryś z gospodarzy we wsi
potrzebował pomocy do pracy w polu, a jeśli nie, zapewniliby sobie inne zajęcie. Przynajmniej by
próbował.
Wolno ruszył w stronę przystani, gdy jednocześnie dręczyły go I myśli. Co się stanie ze
Svanhild? Nie miała siły, żeby nawet wyjść. I Głównie siedziała na brzegu łóżka, wyglądając na
zmartwioną. Miała zapadnięte policzki, bladą skórę i wychudzone ciało. Tej zimy żywiła się
głównie kartoflami oraz rybami, które nie zawsze udawało im się złowić na haczyk. Ale nie mógł
być to jedyny powód. Musiało jej coś dolegać, tylko co?
Gdyby tylko gospodyni jeszcze raz ich odwiedziła, zapytałaby ją. Doświadczone wiejskie
kobiety znajdowały radę na wszystko. Widzieli się z nią tylko dwa razy od czasu, gdy
niespodziewanie pojawiła się, pomagając Svanhild przy porodzie. Gdyby nie przyszła, niewiadomo,
czy Svanhild i Halfdan by przeżyli. Jęknął na samą myśl. Dzień później odwiedziła ich z torbą
pełną dziecięcych ubranek oraz czystymi szmatkami, a także jedzeniem dla Svanhild oraz dla niego.
Nie wypowiedziała ani słowa krytyki, ale spoglądała na nich z lekkim współczuciem. Jeśli na ziemi
mieszkały anioły, musiała być jednym z nich.
Następnym razem pojawiła się w lutym. Miał wtedy dziwne przeczucie, że coś było nie tak
jak powinno. Była małomówna i wydawała się smutna, a poza tym nie wyglądała zbyt zdrowo. Od
tamtego czasu jej nie widzieli.
Przez ostatnie tygodnie żyli w strachu, że Svanhild straci pokarm. Nie miała go
wystarczająco dużo. Halfdan krzyczał za każdym razem, gdy przystawiano go do piersi. Według
Kristiana ssał i ssał, ale mimo to się nie najadał. Tak nie mogło być dalej. Skoro Svanhild nie była
w stanie zejść z nim do wsi, zmuszony był iść sam.
Przytulił do siebie malutkie, dziecięce ciałko. Halfdan także za mało ważył. Patrzenie na
niego podczas przewijania niemal sprawiało Kristianowi ból.
Rozejrzał się wokół. Nigdy nie widział przyrody tak wszechogarniającej jak dzisiaj lecz nie
potrafił czerpać z tego radości. Z duszą na ramieniu odwrócił się, ruszając w drogę powrotną.
Svanhild znowu położyła się do łóżka.
- Boli cię coś?
Pokręciła słabo głową, nie otwierając oczu.
- Nie, tylko czuję się okropnie zmęczona. Mam wrażenie, jakbym tonęła między źdźbłami
słomy.
Halfdan zasnął u niego na ramionach, więc położył dziecko obok niej, sam siadając na
krańcu łóżka.
- Svanhild... Tak sobie myślałem...
Przerwał, czekając, aż podniesie głowę i na niego spojrzy, ale dalej leżała z zamkniętymi
oczami.
- Potrzebna nam pomoc - ciągnął dalej. - Nie jesteś zdrowa, a na dodatek brakuje ci mleka,
aby wykarmić Halfdana.
Nieznacznie poruszyła głową. Czy znaczyło to, że się z nim zgadzała czy też, że nie chciała
pomocy?
- Gospodyni od pewnego czasu przestała nas odwiedzać, dlatego musimy zejść do wsi.
Nie zareagowała, jakby nie usłyszała, co powiedział. Chwycił ją pod ramię, ostrożnie
potrząsając.
- Słyszysz mnie? Nie można tak dużej. Halfdan jest niedożywiony. Jeśli całkowicie stracisz
pokarm, zagłodzimy go na śmierć.
Ciągle żadnej reakcji. Westchnął z rezygnacją.
- Skoro mnie nie słuchasz, będę musiał pójść do wsi sam. Odległość jest duża, więc zajmie
mi to trochę czasu. Trudno mi też powiedzieć, czy otrzymam pomoc.
Nie poruszyła się. Ogarnęła go złość.
- Chyba nie chcesz, żeby twoje dziecko umarło? Kąciki jej ust zadrżały. Na Boga, miał
nadzieję, że nie zaczynała płakać.
- Nie rozumiesz, że się o ciebie martwię? O nas oboje? Nie pozostał mi nikt inny, a ty
znaczysz dla mnie wszystko. Trudno mi patrzeć, jak powoli robi się ciebie coraz mniej, a Halfdan
głoduje.
W końcu otworzyła usta.
- Idź, Kristianie. Zostanę tutaj sama.
- Poradzisz sobie beze mnie? Mogę wziąć sanki, mimo że nie pozo stało już wiele śniegu.
Potrząsnęła głową, zamykając oczy.
- Ruszaj. - Zamilkła, dodając po chwili, mimo że każde słowo wypowiadane było z
wysiłkiem. - Zabierz ze sobą chłopca.
Otworzył szerzej oczy.
- Mam wziąć ze sobą Halfdana? Nie przeżyje bez twojego mleka.
- Nie mam więcej pokarmu. Zaległa cisza. Strach owiał go jak zimny podmuch wiatru.
Poczuł go aż w cebulkach włosów. Nie miała już mleka. Halfdan umrze z głodu.
Nie!, odezwał się krzyk w jego wnętrzu. Jego syn nie umrze! Podnosząc się, poczuł, jak
uginają się pod nim kolana. Następnie zaczął w pośpiechu szukać szmatek, w które mógłby owinąć
chłopca w razie, gdyby wieczorem zrobiło się zimniej. Podał Svanhild wodę wraz z ugotowanym
ziemniakiem, który został z poprzedniego dnia. Niedługo później wyruszył w długą drogę do wsi.
Nie zdobył się na odwagę, żeby przejść po lodzie, nawet w miejscu, które wydawało się
bezpieczne. O tej porze roku, kiedy powoli zaczynają pojawiać się kwiaty, nigdy nie można być
pewnym, czy kra nagle nie pęknie. Doświadczył tego na jeziorze Maridalsvannet, zdając sobie teraz
sprawę z niebezpieczeństwa.
Wydawało mu się, jakby okrążenie jeziora zajmowało wieki. Brzeg okazał się urwisty i
trudny do przejścia. W niektórych miejscach zapadał się w wilgotnym śniegu, natomiast w innych
zmuszony był do wspinaczki po skałach. Momentami było tak trudno, że obawiał się, że będzie
musiał się poddać. Nigdy nie udałoby się mu pociągnąć Svan-hild na sankach po takim podłożu.
Mimo że wędrował po okolicy jesienią, nigdy nie próbował okrążyć całego jeziora. Przeprawa
okazała się znacznie dłuższa i trudniejsza, niż przypuszczał.
Dziwne, ale Halfdan wydawał się ciężki, pomimo iż ważył tak niewiele. Torba z jego
ubraniami wisiała przewieszona przez jedno ramię Kristiana, ale sam nie miał niczego do
narzucenia na plecy, gdyby niespodziewanie zerwał się wiatr. Gdyby Halfdan nie był osłabiony, bez
wątpienia krzyczałby przez całą drogę. Teraz jednak leżał senny i osłabiony, zawinięty w koc aż po
samą szyję.
Gardło Kristiana zacisnęło się, a pod rzęsami pojawiły się łzy. Niewykluczone, że skazał ich
obydwu na śmierć. Co dalej robić? Nigdy nie będzie mógł pojawić się w Sagene. Może nie
powinien był wysyłać listu do Elise? Dał jej fałszywą nadzieję. Nie było powrotu do domu. Prak-
tycznie równie dobrze mógłby teraz umrzeć.
Przeszła mu ochota na podróż do Ameryki. Nie miał odwagi wyobrazić sobie życia bez
Svanhild. Począwszy od wieczoru, kiedy spotkał ją po raz pierwszy, była dla niego najważniejsza.
Pomogła mu się nawrócić i skłoniła do innego spojrzenia na wiele spraw. Była mądra i zawsze miał
pewność, że na jej słowach można polegać. Mimo że nie była od niego starsza, mógł na nią liczyć.
Na początku zwrócili się ku naukom kaznodziei, ale to dzięki Svanhild zrozumiał, że popełnili błąd.
Po raz kolejny okazało się, że miała rację. Svanhild również zaplanowała ich ucieczkę.
W rajstopach, na pięcie pokazała się dziura, a buty były kompletnie zniszczone. Przemokły
wodą, a z każdym krokiem było coraz gorzej. Szyja oraz ramię bolały pod ciężarem Halfdana i
dodatkowo zaczął dokuczać mu kręgosłup. Jak zdoła dostać się na drugi koniec jeziora, a później
do wsi?
Nie może liczyć na czyjąkolwiek pomoc. Niewielkie gospodarstwa położone w zachodniej
części kraju zbierają małe plony. Wszędzie panuje bieda, zwłaszcza teraz, po długiej zimie. Nie bez
powodu tysiące ludzi wyruszyło za wielką wodę. Czy przypadkiem nie przeczytał gdzieś, że
piętnaście tysięcy osób wyemigrowało w ciągu kilku ostatnich lat? Jak mógł oczekiwać, że ludzie,
którzy sami na co dzień głodowali, mieliby się jeszcze podzielić z obcym?
Nie prosił o wiele. Chciał jedynie odrobiny mleka do wymieszania z wodą i z cukrem, aby
nakarmić Halfdana. Może któraś z kobiet we wsi właśnie straciła dziecko i miała pokarm, z którego
nie było żadnego pożytku?
Potrząsnął głową, odpychając od siebie niemądre myśli. To mała wioska, więc
prawdopodobieństwo, że coś takiego wydarzy się akurat teraz, było znikome. Poza tym okrutna
była myśl, że czyjeś dziecko umarło, skoro sam tak bardzo obawiał się o stratę własnego.
Mokry od potu zorientował się, że temperatura powietrza spadła i zbliżał się wieczór. Jeśli
nie uda mu się trafić do wsi przed zmrokiem, nie zdoła odnaleźć drogi. Pamiętał, że nie tyle
chodziło o ścieżkę, co o wąskie, strome przejście. Spojrzał w niebo. Na zachodzie zaczęły zbierać
się chmury.
Halfdan obudził się, wydając z siebie jęk, po czym zamrugał oczami. Niedługo zacznie
płakać pełnym żalu, bezsilnym płaczem, który jemu samemu sprawiał ból. Nie należało dodatkowo
smucić płaczącego z głodu dziecka. Musiał mu na to pozwolić, aż znowu zaśnie z wyczerpania.
Próbował skupić uwagę na innych myślach. Peder i Evert wkrótce rozpoczną egzaminy. W
maju przystąpili do konfirmacji. Czy któryś z nich otrzymał garnitur kupiony dla niego przez
Hildę? Czy poród Elise przebiegł bez komplikacji? Nie wiedział nawet, czy dziecko przeżyło ani
jakiej było płci. To, czy Elise przeżyła poród, również nie było pewne. Wiele kobiet umierało
podczas wydawania dziecka na świat. Na samą myśl poczuł ból w sercu. Kochał Elise. Zaraz po
Svanhild była tą osobą, która znaczyła dla niego najwięcej. Za każdym razem, kiedy uzmysławiał
sobie, ile smutku musiał jej przysporzyć, oddalał od siebie te myśli. Sprawiały mu ból.
W końcu dostrzegł dym pomiędzy drzewami. Na pewno dochodził z najwyżej położonych
zagród. Przez moment miał ochotę się poddać. Halfdan i tak nie przeżyje. Jeśli natomiast Svanhild i
chłopiec umrą, on też nie będzie już miał po co żyć.
Teraz wstąpiły w niego nowe siły. Pocieszając go, pogładził Halfdana po plecach i ruszył w
dalszą drogę.
Wiele zagród leżało ściśniętych wokół wspólnego placu. Obrał kierunek na najbliższą chatę.
Tu, na zachodzie, gospodarstwa były niewielkie i ledwie wystarczało miejsca dla samych
właścicieli. Zbliżył się z wahaniem.
Usłyszał beczenie owiec, a ze stodoły doszło go muczenie krowy. Może przyszedł w trakcie
dojenia?
Zrobił kolejnych kilka kroków, nie mając odwagi zapukać.
Wtedy otworzyły się drzwi i stanęła w nich kobieta. Była ubogo ubrana i wyglądała, jakby
doświadczyło ją życie. Odgadnięcie jej wieku wydawało się niemożliwe.
Zatrzymał się tuż przed nią. Do tej pory nie wypowiedział ani słowa. Bez wątpienia dziwiła
się, widząc młodego chłopca z dzieckiem na ramionach.
- Dobry wieczór. Zastanawiałem się, czy mógłbym poprosić o trochę mleka dla dziecka.
Jego matka zachorowała i straciła pokarm.
W tej samej chwili zorientował się, że wszystko zaczęło wirować mu przed oczami. Z lęku
przed upadkiem, oparł się o słup, stojący przy drzwiach wejściowych.
- Przepraszam - wyszeptał. - Za mną długa droga, a po raz ostatni jadłem wczoraj rano.
Otworzyła drzwi szeroko, dając mu do zrozumienia, że jest zaproszony do środka. Walcząc
z zawrotami głowy, złapał za futrynę, po czym z trudem udało mu się wejść do chaty. Tam opadł na
stojący obok drzwi taboret. Oparł głowę o ścianę i zamknął oczy z nadzieją, że osłabienie wkrótce
minie.
16
Elise odwróciła się, zerkając na niewielki korowód żałobny, podążający za nimi w stronę
cmentarza. Nie było ich wielu. Ich dwoje, pan i pani Børresen, Julia, pani Jonsen, Anna oraz
Torkild. Wszyscy ubrani byli na czarno.
Hilda z mężem odmówili udziału w ceremonii. Hilda nie wierzyła, że był ich dziadkiem.
Właściwie nie chciała w to uwierzyć. Pan Berge z żoną nie mieli o niczym pojęcia i nikt nie
zamierzał ich informować. Pani Jonsen dowiedziała się zupełnie przypadkiem, kiedy przyszła z
wizytą tego samego ranka, gdy znaleźli go nieżyjącego w łóżku, dzień po przyprowadzeniu go ze
stodoły. Elise próbowała sprawiać wrażenie, jakby chodziło o zwyczajnego włóczęgę, którego
znaleźli w sianie. Pani Jonsen musiała pomimo to powziąć podejrzenie, skoro Elise tak bardzo
zależało na uczestniczeniu w uroczystości.
Opieka społeczna nie chciała pokryć kosztów pogrzebu, ponieważ zmarły nie był
zarejestrowany w żadnym przytułku w Kristianii.
Problem stanowili chłopcy. Najpierw razem z Johanem zdecydowali się, że nie wyjawią im
prawdy. Rozmyślili się jednak. Nie należało postępować w ten sposób. Staruszek był mimo
wszystko ojcem ich taty. Po śmierci nie będzie im sprawiać kłopotów.
Po raz kolejny zwróciła twarz w kierunku czarnej trumny. Na wieku leżał duży wieniec
kwiatów. Chłopcy pomogli jej go ułożyć. Dobrze, że trwało lato i rosło wystarczająco wiele
kwiatów. Przypomniała sobie pogrzeb ojca pewnego mroźnego dnia w środku zimy. Nie znaleźli
niczego do przystrojenia oprócz kilku gałęzi jodły.
W zamian usłyszeli piękny głos Emanuela. Nigdy nie zapomni tego momentu, gdy nagle
cisza została przerwana przez jego śpiew. Pamiętała, że śpiewał tak zachwycająco, że
wstrzymywała oddech. Nie potrafiła zaśpiewać ani jednej pieśni, więc bała się odwrócić głowę, aby
czar nie prysnął. Kiedy ostatnie wersy przebrzmiały w przejrzystym, zimnym styczniowym
powietrzu, nikt się nie poruszył. Przepiękny psalm i głęboki męski głos sprawił, że wciąż stali
zauroczeni.
Usłyszawszy cichy szloch, po raz kolejny odwróciła głowę. Za nią szła pani Børresen,
prowadząc za rękę Dagny. Dzierżawczyni była blada i wyglądała na wyczerpaną. Przez całą noc
czuwała przy chorym, jak opowiadała następnego dnia rano. Nie chciała przeszkadzać Elise.
Zdawała sobie sprawę, że Elise miała wiele pracy.
Za panią Børresen niewyraźnie dostrzegała Julię. Kobieta spała na sianie w stodole,
począwszy od dnia, w którym się pojawiła. Żona dzierżawcy nie miała serca, aby ją stamtąd
przegonić, tym bardziej że jej ojciec leżał na łożu śmierci. Nawet dwa razy dziennie przynosiła jej
jedzenie. Obawiała się jednak, że właściciel gospodarstwa albo inna osoba zamieszkująca główne
zabudowania odkryją, czym się zajmowała.
Teraz Julia wyglądała zdecydowanie lepiej. Na jej twarzy dostrzegało się nawet wyraz
zadowolenia. Trudno było po niej dostrzec żal po ojcu.
Johan ścisnął ją za rękę.
- To najlepsze, co mogło się wydarzyć, Elise - powiedział cicho.
Kiwnęła głową. Istotnie, to najlepsze, co mogło się stać. Dziadek nie miała dobrego życia.
Ciągle uciekał przed policją. Nie przez kradzież albo popełnienie innego przestępstwa, ale dlatego,
że był włóczęgą. Teraz, gdy skończyła się jego tułaczka i nikt dłużej nie dawał mu do zrozumienia,
że różnił się od innych ludzi, w końcu odnalazł spokój.
Wszyscy odczuli ulgę. Miała wyrzuty sumienia, bo przepędziła go spod drzwi za pierwszym
razem, kiedy przyszedł. Później dręczyło ją poczucie winy, gdy pozwoliła, żeby pani Børresen
zaopiekowała się nim w noc przed jego śmiercią.
Po ostatnich wydarzeniach nabrała szacunku do dzierżawczyni. Mało kto zdecydowałby się
zrobić to samo. Było jej teraz wstyd z powodu tych wszystkich brzydkich rzeczy, które kiedyś
opowiadała pod adresem pani Børresen oraz organizowanych u niej spotkań. Człowiek mógł
mówić, co chciał o sposobie, w jaki inni praktykowali wiarę. Jednak biorąc pod uwagę życie, pani
Børresen udowodniła, że nie uciekała od związanych z nim problemów.
Hugo trzymał ją za wolną rękę. Johan pchał wózek z Jensine i Elvirą. Przed nimi szli Peder i
Evert.
Pedera nie sposób było pocieszyć, ponieważ płakał przez całą noc, po tym jak dowiedział
się o dziadku. Dlaczego im o nim nie opowiedziała? Może wyzdrowiałby, dowiedziawszy się, że
kochało go tak wiele osób.
Próbowała tłumaczyć, dlaczego wcześniej obawiała się im o tym powiedzieć. Dziadek był
Cyganem. Peder na własnej skórze doświadczył, z czym wiązało się to słowo. Jeśli jego koledzy z
klasy dowiedzieliby się, że jego dziadek uciekł z Akershus, odbiłoby się to także na nim. Ponieważ
Peder w dalszym ciągu nie potrafił się uspokoić, na koniec opowiedziała mu o pieniądzach, które
kiedyś zaginęły. Zostały jednak odnalezione przez Kristiana, tego samego dnia wieczorem.
- Sama widzisz! - rzucił Peder. - Nie był żadnym złodziejem!
Westchnęła. Może jednak powinna była im powiedzieć wcześniej.
Wreszcie dotarli na cmentarz Północny. Wóz pogrzebowy z czarnym zasłonami zatrzymał
się nieopodal ciemnego otworu w ziemi, gotowego na przyjęcie trumny z ciałem.
Elise trzęsła się z zimna. Czy kiedykolwiek uda jej się zaakceptować fakt, że ludzie, którzy
umierają odchodzą na zawsze? To, że ciało przestaje funkcjonować, serce się zatrzymuje, myśli
ulatują, a ciało, które pozostaje, jest zagrzebywane pod ziemią i zamienia się w proch? Może
wkrótce zapomni o dziadku, ale nigdy nie zrozumie istoty śmierci. Niemożliwe, że to ostateczny
koniec. Musiało istnieć coś więcej, czego człowiek nie potrafił pojąć. Pastorowie opowiadali o
niebie i piekle i życiu pośmiertnym, ale co to właściwie znaczyło? Życie na innym świecie? Tak
wysoko, ponad chmurami, że nie byliby sobie w stanie tego wyobrazić? Czy zmarli ich obserwują?
Czy są świadkami tego, co dzieje się na ziemi? Może cieszą się, że zakończyli swoje życie tu, na
dole?
Peder głośno płakał. Wcale nie było lepiej, kiedy niewielki chór, na który zdecydowali się
razem z Johanem, zaśpiewał piękny psalm Lin Sandell pod tytułem Dzień po dniu, dla każdej nowej
chwili. Wtedy Peder głośno zaczął zanosić się szlochem.
Kiedy opuszczono trumnę i ceremonia się zakończyła, pani Jon-sen dołączyła do państwa
Børresen. Torkild prowadził Annę w pożyczonym od Armii wózku inwalidzkim. Pani Evertsen
została w domu, opiekując się Aslaug.
Nie zdecydowali się na stypę. Zorganizowanie jej stanowiłoby trudność zarówno ze
względu na Julię, jak i na mieszkańców sąsiedniego budynku, którzy nie powinni się dowiedzieć o
wydarzeniach ostatnich dni.
Peder protestował.
- Dlaczego nie zapraszamy gości? Zawsze to robimy, gdy ktoś umiera.
- A mi się to podoba - spokojnie oznajmił Evert. - Nigdy nie rozumiałem, dlaczego stratę
bliskiej osoby świętowaliśmy przy kawie i ciastkach.
Elise zauważyła, że do Julii podszedł pastor. Stała dostatecznie blisko, żeby usłyszeć, o
czym rozmawiali. Pastor podał Julii dłoń, składając kondolencje.
- Przykro mi, że tak nagle straciłaś ojca. Rozumiem, że dopiero niedawno spotkaliście się po
długiej rozłące.
Mówiąc łagodnym głosem, patrzył na Julię ze współczuciem. Elise słuchała z rosnącym
zainteresowaniem. Ku swojemu zaskoczeniu dostrzegła, jak Julia zwiesza głowę z poczuciem winy.
Na pewno nigdy wcześniej pastor nie mówił do niej takim przyjaznym tonem. Większość oburzało
życie, jakie wiodła.
- Proszę o wybaczenie - odpowiedziała Julia. - On nie był moim ojcem.
Elise wstrzymała oddech, aby lepiej słyszeć. Pastor spojrzał na nią zdziwiony.
- Twierdzisz, że nie był twoim ojcem? Chyba nie mówisz tego poważnie?
Wydawało jej się, jakby Julia nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy.
- Mieszkał w tym samym miejscu co ja. Na Finnestadplass w Eidsbergu. Mój ojciec
zajmował się wypasaniem bydła i został pochowany na cmentarzu w Fossum.
Teraz również Johan zorientował się, że rozmowa między pastorem a Julią przybrała
nieoczekiwany obrót.
Peder i Evert zaczęli iść, natomiast ona i Johan dalej stali w miejscu.
- W takim razie dlaczego skłamałaś, Julio? - zapytał zaskoczony pastor.
- Żeby nie zawieziono go na wozie do opieki społecznej.
- Z tego co słyszę, najwyraźniej troszczyłaś się o niego. Był starym przyjacielem rodziny?
Julia skinęła, milcząc i uciekając przed jego spojrzeniem.
- Rozumiem, że pan i pani Thoresen opłacili pogrzeb. Czy ty ich o to poprosiłaś?
Nie wyglądało na to, że pastor odkrył, iż ona i Johan stali, obserwując ich i podsłuchując
rozmowę.
- Ona jest córką jego syna. Nie można przecież odmówić pomocy dziadkowi?
- Mathias Løvlien był dziadkiem pani Elise Thoresen? - W głosie pastora brzmiało
niedowierzanie. - Skąd to przypuszczenie?
Julia nie chciała odpowiedzieć.
- Nie wolno kłamać, Julio. Teraz Jezus smuci się, widząc, że nie mówisz prawdy.
Rozmawia z nią jak z dzieckiem, pomyślała Elise.
- Słyszałem, że dostałaś miejsce w Instytucji Christiana Augusta, gdzie przyjmują osoby
ubogie, między innymi z problemami psychicznymi i alkoholowymi, a także zapewniają im pracę -
kontynuował pastor. - Będziesz musiała porządnie się zachowywać. Znam doktora Smedala z
państwowego więzienia w Akershus, do którego wczoraj zadzwoniłem. Napisał list do twojej
siostry, Karoline Foss. Poprosił w nim, żeby się tobą zajęła po opuszczeniu zakładu. Jednak twój
szwagier, Johan Adolf Foss nie zgodził się ze względu na to, że mają siedmiomiesięczne dziecko, a
nie wiadomo, jaki jest charakter twojej choroby. Jeśli panna Rud z ulicy Herslebsgate nie będzie
mogła ciebie przyjąć, nie będziesz miała wyboru. Wrócisz do zakładu na Storgaten.
Julia kiwnęła głową, odwróciła się i ruszyła w stronę wyjścia, nie oglądając się ani w lewo,
ani w prawo. Odprowadzili ją wzrokiem, aż zniknęła za wielkim klonem.
W tym samym momencie dostrzegł ich pastor. Podszedł wolno, kręcąc głową.
- Co za tragiczny los. Lekarz z Akershus opowiedział, że nie dość, iż jest dziwna, to na
dodatek niezdolna do pracy. Sugerował, że nie jest w stanie normalnie funkcjonować w naszym
społeczeństwie. Jej siostra próbowała skierować ją na właściwą drogę, ale na próżno. - Spojrzał na
Elise. - Przykro mi, że nadużyła waszej dobroci i sprawiła wam kłopot, pani Thoresen. Nie
zdawałem sobie sprawy, że wmówiła pani, że jest pani ciotką.
Elise nie wiedziała, co powiedzieć. Uwierzyła Julii, ponieważ tak wiele z tego, co mówiła,
okazało się prawdą. Johan odpowiedział w jej imieniu.
- Cieszę się, że Instytucja Christiana Augusta weźmie ją pod opiekę i zdołała namówić Julię
do dobrowolnego powrotu. Mimo to nie sprawia wrażenia, jakby była z tego faktu zadowolona.
- Jeśli nie zostanie w zakładzie, będzie trzeba ją umieścić w Dikemarku. - Zawahał się
zanim znowu zwrócił się do Elise: - Opowiedziała mi, że zmarły, Mathias Løvlien był pani
dziadkiem?
Elise poczuła, jak się czerwieni.
- Bez uprzedzenia pojawił się u nas, twierdząc to samo. Nigdy wcześniej jednak o nim nie
słyszałam i nie wiem, czy to prawda.
- W takim razie, może warto to sprawdzić? Czy słyszała pani o tym, że pani ojciec był
synem włóczęgi?
Elise poczuła, że na jej twarzy pojawiły się jeszcze bardziej intensywne rumieńce.
- Tak, wiedziałam o tym, ale sądziłam, że umarł wiele lat temu. Moi rodzice nigdy nie
opowiadali mi o nim oraz o jego rodzinie. Matka wstydziła się wyjścia za mąż za syna Cygana, a
ojciec także starał się utrzymywać ten fakt w tajemnicy.
Pastor kiwnął głową.
- To zrozumiałe. Może najlepiej będzie, jeśli pozostanie to między nami, pani Thoresen.
Szczególnie teraz, kiedy zyskała pani rozgłos jako pisarka. Do widzenia. Niech Bóg was
błogosławi.
Następnie kiwnął na pożegnanie, odwracając się i wracając do kaplicy.
Elise spojrzała na Johana.
- Nawet pastor zasugerował, że nie powinnam rozgłaszać, że mój dziadek był włóczęgą.
Sądziłam, że niebo jest otwarte na wszystkich.
Przez dłuższą chwilę szli w ciszy. Wydawało się, jakby Johan odpędzał od siebie
niespokojne myśli.
- Przeczytałem w gazecie, że w Tøyen założono punkt opieki nad dziećmi, jako część
przyparafialnej opieki społecznej. Przyjmują tam tylko te dzieci, które mogą być karmione piersią.
Elise słuchała jednym uchem, w dalszym ciągu rozmyślając o Julii i dziadku.
- Matki są często bardzo ubogie. Jedna z nich karmiła przez 12 lat, bez przerwy. Kiedy
kończyła karmić jedno dziecko, zaczynała kolejne. Kiedy człowiek żywi się niewielką ilością
chleba oraz kroplą kawy, nie jest to dobre dla dziecka. Każda matka powinna mieć około litra
pokarmu dziennie ze wskazaniem na to, żeby sama także jadła. - Zabrzmiało, jakby Johan był
wstrząśnięty tym, co przeczytał, mimo że powinien był usłyszeć o takich matkach niezliczoną ilość
razy.
Nagle myśli Elise zwróciły się ku Hugo i Ansgarowi. Zastanawiała się, dlaczego punkt
opieki nad dziećmi wywołał w niej te skojarzenia.
- Johanie, zapomniałam ci o czymś powiedzieć. Rozgniewasz się. Johan szybko skierował
ku niej swoje spojrzenie. Zauważyła, jak cały zesztywniał w oczekiwaniu na najgorsze.
- Sądzę, że Ansgar i Helene znowu wkroczyli na wojenną ścieżkę. Hugo powiedział panu i
pani Ringstad, że jego ojciec ma dokładnie taki sam kolor włosów co on. Wspomniał też, że dostał
od niego czekoladę. Dagny wyjaśniła, że jego ojciec stał za płotem i zwabił Hugo do siebie. Zapytał
nawet, czy mały nie miałby ochoty odwiedzić go któregoś dnia. Wtedy dostanie jeszcze więcej
czekolady.
Johan zatrzymał się. - I dopiero teraz mi o tym opowiadasz?
- Uważałam, że masz wystarczająco dużo na głowie, z Julią oraz moim dziadkiem na czele.
To wszystko wydarzyło się dzień po konfirmacji.
Johan aż kipiał ze złości, a jego oczy płonęły.
- Zakończę to raz na zawsze! Nie mieści mi się w głowie, że ten dr; skrada się wokół
naszego domu i próbuje zwabić Hugo w taki sposób! Hugo nie może się dowiedzieć, że jego ojcem
jest gwałciciel i łajdak!
- Zgadzam się z tobą. Zezłościłam się i obiecałam Hugo, że zostanie ukarany, jeśli jeszcze
raz zobaczy się z tym człowiekiem. Nie wolno mu wychodzić poza ogrodzenie bez jednego z nas.
Problem tkwi w tym, że Dagny rozumie znacznie więcej, niż powinna. Zdążyła już zrozumieć, że
nie jesteś prawdziwym ojcem Hugo.
Johan poczerwieniał ze złości.
- Musimy porozmawiać z nimi obojgiem. Poza tym sądzę, że któregoś dnia trzeba będzie
złożyć wizytę panu Mathiesenowi.
- Bądź ostrożny, Johanie.
- Nie zapominaj, że już raz miałem z nim do czynienia. Nastraszyłem go, jak pamiętasz.
Poza tym rozmawiałem z nim wtedy, gdy pomagałem ci w poszukiwaniu Pedera. Nie jest potężnie
zbudowany. Jest za to tchórzem. Jeśli nie obieca, że zostawi nas w spokoju, zagrożę, że ostro tego
pożałuje.
Elise nic nie powiedziała. Rozumiała go.
17
Peder nie zmrużył oka w noc przed pierwszym egzaminem. Bolało go gardło i kaszlał.
Dodatkowo dokuczał mu ból głowy oraz problemy z żołądkiem.
- To z nerwów - wyszeptał Johan, gdy Elise posłała mu zaniepokojone spojrzenie. - Kiedy
tylko egzaminy dobiegną końca, od razu poczuje się lepiej.
Johan miał rację. W chwili gdy zakończy wszystkie egzaminy, ustąpiły zarówno bóle
żołądka, jak i głowy. Elise spojrzała na Peder z napięciem.
- Jak według ciebie poszło? Wzruszył ramionami.
- Jeśli obleję, znowu nie zaliczę siódmej klasy. Wtedy zaciągnę się na statek od razu, po
ostatnim dniu nauki.
- Ale pan Ringstad zaproponował ci posadę stajennego w Ringstad. Nie chcesz jej? Będziesz
miał możliwość, aby przemyśleć swoje plany w ciągu lata. Może się zmienią, zanim znowu
rozpocznie się szkoła.
- Równie dobrze mogę pracować jako stajenny latem, a jesienią wyruszyć na morze. Nie
zamierzam jednak po raz kolejny powtarzać siódmej klasy! - Nigdy przedtem nie był tak
stanowczy.
- W takim razie napiszę do pana Ringstada i powiadomię go, że przyjedziesz pociągiem
dzień po zakończeniu roku szkolnego.
Peder zaliczył egzaminy. Elise nie mogła uwierzyć, że to prawda. Bóg musiał ją w końcu
wysłuchać. Nawet w najbardziej optymistycznych chwilach nie śmiała wierzyć, że może mu się
powieść. Nawet Peder tak bardzo się cieszył, że skakał i tańczył z radości, nie potrafiąc przez
sekundę ustać w jednym miejscu.
Evert otrzymał najlepsze oceny ze wszystkich przedmiotów. Widniała przed nim świetlana
przyszłość. Majster Paulsen zdążył go już zapisać do szkoły średniej Borgerskolen.
Elise uśmiechnęła się do Johana.
- W końcu wszystko zaczyna układać się po naszej myśli. Pocałował ją w policzek.
- Zaczęło już dwa lata temu, moja Elise. W dniu, w którym obiecaliśmy sobie nawzajem
miłość. Nie wszyscy jednak mają tyle szczęścia co my - dodał, pokazując jej artykuł w gazecie. -
Członkowie związku robotniczego rozpoczynają strajk, a pracodawca grozi zwolnieniem
trzydziestu tysięcy robotników!
Elise westchnęła.
- Muszą zrozumieć, że robotnikom nie można wypłacać tak niskich pensji!
Johan kiwnął głową, znowu zaglądając do gazety.
- Piszą, że Gustav Vigeland jest podejrzany o zniszczenie swoich własnych prac. Miały
uczestniczyć w konkursie na nowy wystrój uniwersyteckiej auli.
Spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- O zniszczenie swoich własnych prac? Po co miałby to robić?
- Prawdopodobnie dlatego, że nie był z nich zadowolony. Vigeland zaprzeczył oskarżeniom,
twierdząc, że za szkodę należy winić jego konkurentów. Poprosił o wyjaśnienie sprawy na drodze
dochodzenia.
- Ty także powinieneś był wystartować w konkursie. Na pewno wykonałbyś równie
efektowne prace co pozostali.
Johan roześmiał się.
- Cieszę się, że we mnie wierzysz, ale nie należy przesadzać. - W tej samej chwili nagle
spoważniał. - Napisali, że nowo narodzone dziecko umarło po ugryzieniu przez szczura na oddziale
położniczym.
- Co? Szczury na oddziale położniczym? Skinął twierdząco.
- Dziecko urodziło się w niedzielę po południu. W poniedziałek rano dostrzeżono ugryzienia
pod nosem, na policzku i jednym ramieniu. W środę nastąpił zgon. Kobieta leżąca obok matki
twierdzi, że widziała szczura w łóżeczku dziecka.
Elise jęknęła.
- To najgorsza historia, jaką w życiu słyszałam! W żadnym razie nie urodzę w innym
miejscu niż w swoim własnym domu. - Zerknęła przez jego ramię. - Co pokazuje kinematograf?
Pomyślałam, że moglibyśmy uczcić zakończenie szkoły Pedera i Everta, zabierając ich ze sobą na
coś wesołego. Na pewno uda mi się namówić panią Børresen, aby zajęła się najmłodszymi dziećmi.
- Świetny pomysł. Powinniśmy także niedługo uprzedzić ich o naszym wyjeździe do
zachodniej części kraju. Zanim wyjedziemy, musimy namówić Pedera do wyjazdu do Ringstad.
Wertował kolejne strony.
- Zobaczmy, co piszą dalej. - Znowu zerknął do gazety.
- W Kosmoramie na Stortingsgaten grają pierwszą norweską sztukę, która została
sfilmowana, Przekleństwo Biedy, tragedię w trzech aktach autorstwa Victora Mogensa.
Jednogłośnie oceniona w prasie jako najlepszy film roku, biorąc pod uwagę zarówno grę, fabułę,
jak i pracę kamery. Seanse godz. 17.00,17.45,18.30,19.15,20.00,20.45,21.30 i 22.15. Sztuka z
akompaniamentem pianina i skrzypiec.
- Mam wrażenie, że to będzie smutne przedstawienie. W każdym razie jak na dzień, w
którym powinniśmy świętować.
- Nie stanie się im krzywda, jeśli je obejrzą. Przyzwyczaili się, że piszesz o ubogich, a ja
wykonuję rzeźby, które ich przedstawiają. W ten sposób mogliby jednak dowiedzieć się, do czego
bieda może człowieka doprowadzić. Właśnie taka jest główna myśl naszych prac. Poza tym poznają
teatr oraz sztukę fotografii.
Elise zgodziła się. Będą zadowoleni, bez względu na temat. Zaledwie kilka razy oglądali
film wyświetlany przez kinematograf.
Następnego ranka odwiedziła panią Børresen, aby zapytać, czy ta nie zaopiekowałaby się
dziećmi jednego wieczoru. Zamierzali zabrać ze sobą również Dagny.
Ku jej zaskoczeniu, kuchnia okazała się pusta, mimo że dojenie krów zakończyło się
znacznie wcześniej. Pan Børresen pracował w polu.
- Pani Børresen?
Z wewnątrz nie dochodziły żadne dźwięki, więc musiała przebywać poza domem. Pomimo
tego na wszelki wypadek zawołała jeszcze raz. Od razu usłyszała słaby dźwięk, podobny do
miauknięcia młodego kota. Podążając za dźwiękiem zrozumiała, że dochodził z sypialni. Ogarnął ją
nagły niepokój. Ostrożnie zapukała do drzwi, ledwie dosłyszała ciche proszę.
Pani Børresen leżała w łóżku z kołdrą naciągniętą aż po samą szyję.
- Kochana, czy jest pani chora?
- Przeraźliwie marznę! Bez względu na to, ile na siebie wkładam, i tak jest mi zimno. -
Dzwoniła zębami. - Całe ciało mam obolałe i mam wrażenie, jakby moja głowa miała zaraz
eksplodować.
- Objawy wystąpiły nagle? Chora skinęła twierdząco.
Elise podeszła do niej, kładąc dłoń na jej czole. Było rozpalone.
- Ma pani wysoką gorączkę. Wezwać lekarza?
- Nie, proszę. To dużo kosztuje. - Świszczało jej w piersi, kiedy mówiła. - Hjalmar będzie
wściekły. Mówił, że nie powinnam przez całą noc czuwać przy twoim dziadku. Odpowiedziałam
mu, że jeśli wierzy w Boga, musi mu zaufać.
Elise zamarła. Pani Børresen zaraziła się od jej dziadka, a jemu nie udało się przezwyciężyć
choroby. Ale on na pewno miał mniej sił, aby walczyć z tą niebezpieczna chorobą, bo przebywał na
zewnątrz bez przerwy, bez względu na pogodę, pomyślała. Próbowała się sama uspokajać.
Pani Børresen jednak także nie wyglądała na okaz zdrowia. Zawsze była blada i chuda,
począwszy od chwili, kiedy Elise zobaczyła ją po raz pierwszy. Na szczęście miała do dyspozycji
większą ilość jedzenia niż przeciętny człowiek.
To moja wina. Powinnam była sama przy nim czuwać. Był moim dziadkiem.
Nie poszli, aby obejrzeć film z kinematografu. Stan pani Børresen coraz bardziej się
pogarszał, aż siódmego dnia umarła. Dzierżawca spoglądał na Elise oskarżającym spojrzeniem.
- To wina Cyganów! Powinno się ich wszystkich powystrzelać! Dlaczego byłaś taka głupia,
że dałaś im pieniądze? Gdybyś wyrzuciła ich za pierwszym razem, nie wróciliby po raz drugi.
Elise przyjmowała jego oskarżenia bez słowa sprzeciwu. Miał rację. To przez jej dziadka
pani Børresen teraz nie żyła. Męczyły ją okropne wyrzuty sumienia, bo złożyła czuwanie oraz
opiekę nad nim na barki żony dzierżawcy. Nie potrafiła teraz zrozumieć, dlaczego do nich nie
wróciła. Jednak tego dnia dzieci zachowywały się t niemożliwie, że była bez przerwy zajęta
uspokajaniem ich. Poza pani Børresen nalegała, żeby położyć chorego u nich, ponieważ sądziła, że
nie cierpiał na nic zakaźnego. Wychodziła z takiego założenia, bo nie pluł krwią.
Strach oraz żal ogarnęły mieszkańców gospodarstwa jak zaciskająca się wokół szyi dłoń.
Służba prowadziła ciche i nieśmiałe rozmowy we własnym gronie. Pastorowie przychodzili, jeden
po drugim, wszyscy wystraszeni i nie mający choćby odrobiny współczucia. Pani Børresen jeszcze
kilka dni temu była całkiem zdrowa, więc jak mogło do tego dojść? Wieczorem zebrali się u
dzierżawcy na wspólną modlitwę i pieśni. \
Psalmy wydobywały się przez otwarte okno, kiedy Elise i Johan dołączyli do obecnych, aby
współuczestniczyć w chwili upamiętniającej zmarłą. Peder i Evert zostali z najmłodszymi dziećmi.
- Zastanawiam się, czy któregoś dnia zdołam sobie wybaczyć, Powinnam była ciebie
posłuchać. Gdybym nie pomogła dziadkowi oraz Julii, nie wróciliby, a pani Børresen by nie
zachorowała.
- Nie wolno ci myśleć w ten sposób. Słyszałaś o matce, która wzięła do siebie chorą na
gruźlicę córkę siostry, kiedy ta odeszła? W rezultacie wszystkie jej dzieci zaraziły się i umarły. Cała
piątka.
Elise kiwnęła głową.
- Tak, pamiętam. Trudno o tym zapomnieć. Na miejscu tej matki nigdy bym sobie z tym nie
poradziła, obwiniając się do końca życia.
- Mimo to postąpiłabyś identycznie jak ona. Nie potrafiłabyś odmówić przygarnięcia
chorego dziecka, które straciło matkę.
Elise milczała, wiedząc, że miał rację. Kto nie zająłby się maleństwem, które zostało samo
na tym świecie, nawet jeśli było chore?
Rozpłakała się, wchodząc do środka i mijając drzwi do małej sypialni, w której odszedł jej
dziadek. Dlaczego nie mógł przeżyć swoich ostatnich chwil w lesie albo przy drodze? Z jakiego
powodu jej szukał, gdy zrozumiał, że zbliża się koniec?
Czy miał zamiar jej coś wyznać? Może na przykład to, że Julia nie była jego córką? Albo
coś na temat jej ojca? Tyle pytań i ani jednej odpowiedzi.
Wszystkie twarze zwróciły się w ich stronę, kiedy weszli do salonu. Elise wydawało się, że
dostrzega w ich oczach żal. To wszystko jej wina. Na pewno usłyszeli całą historię od dzierżawcy.
Stary Cygan położył się na sianie, ale żona dzierżawcy przygarnęła go do nich ostatniej nocy jego
życia. Niewątpliwie już dawno wiedzieli, że był jej dziadkiem. Dlaczego sama się nim nie zajęła? O
tym właśnie myśleli.
To samo czuła, stojąc nad trumną na cmentarzu Północnym, zaledwie trzy tygodnie po
poprzednim pogrzebie.
Zamierzała szybko opuścić ceremonię, nie była w stanie stanąć twarzą w twarz z pastorem,
ale ten był szybszy.
- Czy zaraziła się od pani dziadka, pani Thoresen? Skinęła.
- Istnieje takie przypuszczenie. Uparła się, aby zostać przy nim przez całą noc. Skoro nie
pluł krwią, uznała, że nic jej nie grozi. Poza tym nie chciała, żebym się zajmowała chorym,
ponieważ mam małe dzieci.
- To bardzo szlachetne z jej strony. Pani Børresen musiała być bardzo dobrym człowiekiem.
Elise kiwnęła głową, czytając jednocześnie w jego myślach. Jak mogła zrzucić
odpowiedzialność za dziadka na inną osobę, a tym bardziej na starszą i chorowitą?
Dzień po pogrzebie odprowadzali Pedera na stację kolejową Wschód. Kiedy stali na peronie
i obserwowali, jak wygląda przez okno pociągu, wydawał się Elise mały i nieporadny. Przez
większą część nocy płakał, mówiąc, że nie zniesie rozłąki z nią przez tyle tygodni.
- Wiesz, że cię kocham, Elise. Zastępujesz mi matkę - mówił, gdy łzy ściekały mu po
policzkach. - Co mam zrobić, gdy w nocy przyśnią mi się koszmary i nie będę mógł zasnąć? Albo
gdy będę leżał sam w sypialni i usłyszę, że ktoś skrada się za drzwiami? Pamiętasz, jak w gazecie
pisali o mężczyźnie, który odciął głowę swojemu własnemu wujowi? Bandyci są wszędzie, jak
mówi Pingelen. Sam widział mężczyznę z rewolwerem na Lakkegata.
Próbowała mu wytłumaczyć, że może Pingelenowi coś się pomieszało. Pedera nie dało się
jednak przekonać.
Teraz siedział skulony przy oknie, nie będąc w stanie na nich spojrzeć. Był blady oraz miał
czarne cienie pod oczami. Radość ze zdanego egzaminu minęła. Gdyby istniała taka alternatywa,
wybiegłby pędem z pociągu i wrócił do szkoły, zapominając o dokuczaniu i nauczycielach bijących
linijkami i trzciną.
Zapukała w szybę, chcąc przypomnieć mu, że woźnica Andreas będzie na niego czekał na
peronie i go z niego zabierze, jednak zagłuszył ją hałas lokomotywy. Posłał jej pytające i
niespokojne spojrzenie. Skoro krzyki na nic się nie zdały, zamiast tego wysłała mu buziaka. Od
razu odwrócił wzrok. Nie tylko z powodu zawstydzenia, ale również dlatego, że bał się, że znowu
zacznie płakać.
- Wszystko będzie dobrze - powiedział spokojnie Johan. - Ma piętnaście lat, Elise. Nie
możesz się zachowywać, jakby miał pięć.
- Ale nigdy wcześniej nie przebywał sam poza domem.
- Jego rówieśnicy wypływają w morze, aby wrócić z powrotem dopiero po roku.
- Peder nie jest taki jak inni. Jest mocno przywiązany do rodziny. Poza tym boi się
ciemności, a nocami śnią mu się koszmary.
- Będzie zmuszony nauczyć się większej samodzielności. Nie zrobi tego, póki nie
przestaniesz być w stosunku do niego nadopiekuńcza.
- Przypomnij sobie, ile złego doświadczył w życiu. Stracił obydwoje rodziców, panią Berg,
nowo narodzoną siostrzyczkę, szczeniaka, dziecko Hildy, swojego dziadka i...
Johan przerwał jej.
- Teraz przesadzasz. Nie był świadkiem tego, jak zarówno wasza matka, jak i Hilda straciły
swoje dzieci. Śmierć pani Berg też go bezpośrednio nie dotknęła. Everta może tak, ale nie Pedera.
Możliwe, że ciężko przeżył śmierć matki, skoro znał ją przez całe swoje życie. Mimo wszystko nie
sądzę, żeby odczuł tak wielki smutek. Skoro wspominałaś o dziadku, żal wynikał głównie z tego
powodu, że wcześniej nie wiedział, że ten człowiek był jego dziadkiem! Większość dzieciaków z
Sagene straciło tę czy inną bliską im osobę. Po prostu trudno ci się z nim rozstać. Taka jest prawda.
Elise zrozumiała, że trafił w sedno.
- Może masz rację. Jak zareagował, kiedy powiedziałeś, że prawdopodobnie pojedziemy na
zachód kraju?
- Stwierdził, że to niesprawiedliwe, że on i Evert nie mogą jechać z nami.
- Wytłumaczyłeś, dlaczego się tam wybieramy? Johan pokręcił głową. V
- Dałbym mu tylko fałszywą nadzieję.
Elise zamilkła. O ile wcześniej miała wątpliwości, teraz ostatecznie się ich pozbyła. Johan
jechał z nią do Bergen, aby raz na zawsze zrozumiała, że już nigdy więcej nie zobaczą Kristiana.
18
Hilda uchyliła drzwi wejściowe, delikatnie wślizgując się do środka. Zdjęła buty i cicho jak
to tylko było możliwe, skradała się dalej w samych rajstopach. Ole Gabriel kładł się wcześnie, więc
na pewno od dawna spał.
Nie zdążył jeszcze wrócić, kiedy po południu wymknęła się kuchennymi drzwiami.
Uprzedziła pokojówkę, że nie czuła się dobrze, dlatego nie życzyła sobie, żeby jej przeszkadzano.
Udawała, że wcześnie położyła się do łóżka. Teraz w całym domu panowała ciemność i wszyscy
zdążyli się już udać na spoczynek.
Doskonale wiedziała, że sporo ryzykowała, jednak nie potrafiła sobie odmówić. Jej ciałem
rządziło pożądanie. Po pierwszej, mało udanej schadzce, często pozwalała sobie na spotkania z
Christofferem. Za drugim razem było lepiej. Teraz obydwoje czerpali z nich przyjemność.
Awansowała do rangi mistrzyni w sztuce kłamania. Wymyśliła na- I wet nową przyjaciółkę,
która rzekomo mieszkała na Ullevålsveien. I Nie musiała być odwożona, bo, jak sama tłumaczyła,
wolała się przespacerować. Ole Gabriel był tak zajęty pewnym problemem w fabryce, że słuchał
jednym uchem, kiedy mu o tym opowiadała.
Dzisiaj nawet nie musiała kłamać. Ole Gabriela i tak nie było w domu, kiedy wychodziła.
Ostrożnie zawiesiła płaszcz na odpowiednim miejscu, aby nie zerwać któregoś z haczyków.
Raz jej się to przydarzyło i przybiegła służąca, wystraszona, że do domu dostał się złodziej.
Ole Gabriel nawet nie zauważał, że płaszcz znikał. Poza tym nie należał do najbardziej
uważnych, pomyślała zadowolona. Istniały pewne zalety tego, że mąż się starzał.
Na szczęście nie panowała zupełna ciemność. Letnie noce były jasne. Nie musiała zapalać
światła, aby zdjąć z siebie ubrania. Słaba jasność przebijała się do środka przez okno.
Ostrożnie ściągnęła z siebie cienką sukienkę. Kupiła ją w Molstad w poprzednim tygodniu.
Jasna i lekka, wąska w talii, a jednocześnie rozłożysta, z drobnymi marszczeniami w okolicy
kostek. Ten fason sprawiał, że wizualnie dół stanowił osobną część. Według Christoffera wyglądała
elegancko. Sukienkę widział na wystawie w Molstad, dlatego wiedział, że to ostatni krzyk mody.
Cieszyło ją to, że nie nazywał ją już więcej słodką.
Pozbycie się gorsetu kosztowało niemało czasu. Wyczytała w gazecie, że powoli
wychodziły z mody. Teraz kobiety powinny pokazywać swoje naturalne kształty bez konieczności
dodatkowego ściągania talii. Miała nadzieję, że ta moda szybko trafi do Kristianii.
Czuła, że wciąż była wilgotna. Christoffer zaczynał się robić bardziej beztroski niż na
początku. Byłoby nieciekawie, gdyby po wzięciu długiej kąpieli jej bielizna wydzielała woń
mężczyzny. Ale zapach i tak chyba szybko zanikał?
W myślach wciąż przeżywała cudowne chwile, które ze sobą spędzili. Dzisiaj się rozebrał.
Po raz pierwszy. Zdjął wszystkie ubrania. Nigdy wcześniej nie widziała go nago.
Nie śpieszyli się. Jego przyjaciel w dalszym ciągu był nieobecny. Teraz mowa była o tym,
że na kilka miesięcy wyjechał do Afryki. Gosposia była zwolniona ze swych obowiązków. Mogli z
Christofferem spotykać się tak często, jak tylko mieli na to ochotę.
Było im razem wspaniale. Do tej pory nie wyobrażała sobie, że mężczyźnie i kobiecie może
być ze sobą tak dobrze. To, co przeżyła z Reidarem i Ole Gabrielem, nie mogło w żaden sposób się
z tym równać. Jeszcze zanim skończyli, nabierała ochoty na więcej. Po każdym powrocie do domu
z wytęsknieniem oczekiwała na kolejny raz. Umarłaby, będąc odcięta od tych przeżyć!
Właśnie miała zamiar zdjąć bieliznę, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Do środka wszedł
Ole Gabriel!
Poczuła serce bijące jak oszalałe. Wstyd i strach sprawiły, że spąsowiała. Dobrze, że w
pokoju nie paliło się światło!
- Gdzie byłaś?
- Nie mogłam spać, więc wybrałam się na krótki spacer.
- Powiedziano mi, że nie czujesz się dobrze i położyłaś się wcześniej spać.
- Tak, męczył mnie potworny ból głowy. W końcu nie wytrzymałam i wyszłam pooddychać
trochę świeżym powietrzem. Nie miałam serca, aby cię budzić. Całymi dniami jesteś zapracowany.
- Jak to miło z twojej strony. Czy ból ustąpił?
- Na szczęście tak. - Żeby tylko nie poczuł zapachu! Co jeśli zobaczy jasną sukienkę,
przewieszoną przez oparcie krzesła? Nigdy nie założyłabym tak eleganckiej sukni na zwykły spacer.
Usiadł na krawędzi jej łóżka, sprawiając wrażenie, jakby zabrakło mu tchu.
- Nie powinnaś wychodzić sama, Hildo. Mimo że mieszkamy w dobrej dzielnicy, nigdy nie
wiadomo. Wbrew pozorom nie jest stąd daleko do fabryk i tych wszystkich robotników.
- Więcej tego nie zrobię. Poza tym przeszłam się tylko do Ullevålsveien i z powrotem.
Niebo było tak piękne po zachodzie słońca.
- Trzeba było zawołać którąś z dziewcząt, aby pomogła ci się rozebrać. Gorset nie jest łatwy
do rozsznurowania.
Zaśmiała się cicho, stojąc do niego tyłem. Zanim zdjęła bieliznę, włożyła przez głowę
koszulę nocną.
- Według najnowszej mody kobiety nie powinny nosić gorsetów. Tak pisano w magazynie.
- Mam nadzieję, że ta moda szybko przeminie! Nie będzie już na czym zawiesić oka.
Kobiety bez figury! Podejdź tutaj i usiądź mi na kolanach, moja droga. Tyle czasu minęło, odkąd po
raz ostatni do ciebie zajrzałem.
Słuchała, bo to jedyna rzecz, jaką była w stanie w tym momencie zrobić. Widziała, jak
zbliżał się w jej kierunku jego wielki brzuch. Objął ją ramionami, przyciągając tak blisko siebie, jak
tylko mógł.
- Podniecająco pachniesz. - Zamierzał podciągnąć do góry jej koszulę nocną, ale w porę go
zatrzymała. - Nie dzisiaj, Ole Gabrielu. Mam swoje dni.
- Znowu? Wydawało mi się, że skarżyłaś się z ich powodu w zeszłym tygodniu?
- Bywają nieregularne. Na pewno dlatego męczą mnie bóle głowy. Oparł głowę o jej szyję.
- Tęsknię za tobą. Minęło tyle czasu od ostatniego razu. Pogładziła go po łysinie.
- Wiesz, że nie jest ci już tak łatwo jak kiedyś, ale mimo to jest nam razem dobrze, prawda?
Westchnął ciężko.
- Nie zamierzałem się poddawać. Aż tak stary nie jestem! Gdyby tylko sytuacja w fabryce
nieco się uspokoiła, sam byłbym bardziej odprężony. Zachciało im się narzekać i upominać o lepsze
zarobki, mimo że mają w naszej przędzalni tak dobrze!
Kiwnęła głową.
- Gdybyś zaczął się kłaść trochę wcześniej, może rano czułbyś się bardziej wypoczęty.
Skinął głową.
- Masz rację. Odpowiednia ilość snu jest decydująca, jeśli mężczyzna chce spełniać swoje
obowiązki. - Roześmiał się, usłyszawszy swoje własne słowa. - Wiesz, co mam na myśli - dodał,
prawie z zawstydzeniem w głosie.
Zsunęła się z jego kolan.
- W takim razie powinieneś zacząć od zaraz. Jest już późno, a ty jutro wcześnie wstajesz.
Gdy powoli wycofał się z pokoju, wślizgnęła się pod kołdrę, wzdychając z ulgą. Nie
rozpoznał zapachu! To nieprawdopodobne!
19
Johan wpatrywał się w Hugo.
- Co powiedziałeś? - prawie krzyczał. - Dzisiaj znowu przyjąłeś czekoladę od tego łajdaka?
Usta Hugo zaczęły drżeć. Nie był przyzwyczajony, do tego, że Johan się na niego złościł. W
następnej sekundzie jego oczy wypełniły się łzami.
Elise nie potrafiła powstrzymać się przez wtrąceniem do rozmowy.
- Jest tylko dzieckiem, Johanie. Nie rozumie, dlaczego w ten sposób zareagowaliśmy.
Spojrzał na nią pociemniałymi oczami.
- Dostał zakaz brania czegokolwiek od tego mężczyzny, a jednak nie posłuchał!
- Zrobiłbyś tak samo, gdyby ktoś zaproponował ci czekoladę, kiedy miałeś pięć lat.
Johan westchnął.
- Jeśli mamy nauczyć Hugo, czego mu nie wolno, powinniśmy przynajmniej się ze sobą
zgadzać. Teraz pomyśli, że nie podzielasz mojej opinii.
Elise poczuła się winna. Spojrzała w dół na Hugo.
- Ojciec ma rację. Nigdy więcej nie wolno ci przyjąć niczego od tego człowieka. Jest
niebezpieczny.
Hugo patrzył na nią wielkimi oczami.
- Dlaczego jest niebezpieczny? Zjada ludzi? Uśmiechnęła się.
- Nie aż tak. Jest tylko... chodzi mi o to... - Posłała Johanowi bezsilne spojrzenie. - Nie jest
groźny, po prostu nie powinno go tu być. Nie życzymy sobie jego obecności.
Johan nałożył czapkę i ruszył w stronę drzwi.
- Próba wytłumaczenia tego Hugo na nic się nie zda. Sam zajmę się tą sprawą.
Dostrzegł, że się zmartwiła, ale nie zmieniło to jego decyzji. Tak nie mogło być dalej.
Dotarcie na miejsce zabrało mu pół godziny. Zerkał na numery domów, nie mając pewności,
który z nich był tym właściwym. Dzielnicę zamieszkiwali ludzie wykształceni, urzędnicy,
nauczyciele i tym podobni, ale żaden z nich nie był na tyle bogaty, żeby kupić automobil.
Drzwi uchyliły się i stanął przed nim mężczyzna, którego znienawidził od momentu, kiedy
dowiedział się o jego gwałcie na Elise. Nie widział go od dawna. Pochodzili z różnych środowisk i
mieszkali w dużej odległości od siebie. Według opowiadań Elise, jego rodzice mieszkali w
pięknym domu przy Wzgórzu Świętego Jana. Była tam nawet tego dnia, kiedy Ansgar prawie utopił
się w rzece, a Asbjørnowi oraz matce udało się go uratować. Elise poszła tam, aby odnieść jego
ubrania, po tym jak pożyczyli mu suche.
Johan spojrzał mu prosto w oczy, dostrzegając ku swemu zadowoleniu, że Ansgar zbladł.
- Poznajesz mnie jednak? Ansgar ledwo dostrzegalnie skinął.
- W takim razie dobrze wiesz, dlaczego tu jestem. Ansgar zaprzeczył ruchem głowy.
- Nie. - Jego głos zabrzmiał cienko, więc musiał być przerażony. To usunęło nieznaczny
niepokój w żołądku, ale jednocześnie zniwelowało wzburzenie. Czy ten mężczyzna naprawdę był
aż tak żałosny?
- Słyszałem, że złożyłeś nam wizytę? I to niejedną. Ansgar udawał niewinność.
- Ja? - Pokręcił głową. - Na pewno zaszło jakieś nieporozumienie.
- Twierdzisz też, że nie stałeś przy płocie, wabiąc do siebie Hugo za pomocą czekolady?
Ansgar poczerwieniał, ale w dalszym ciągu zaprzeczał.
- Nie, nie zrobiłem tego.
Johan poczuł, jak na nowo wzbiera w nim wściekłość.
- Kłamiesz. Hugo sam o tym opowiadał. Mówiłeś mu, że jesteś jego ojcem i zapytałeś, czy
przyjdzie was odwiedzić. Jeśli to zrobi, dostanie więcej czekolady.
Ansgar zwilżył wargi ze zdenerwowania.
- Dzieci mówią dużo dziwnych rzeczy - wycedził.
- Dziewczynka, która z nim była, potwierdziła jego słowa. Jest spostrzegawcza i niejedno
zdążyła już przeżyć. Nie przyszedłem tutaj, aby z tobą o tym dyskutować. Doskonale wiem, że tam
byłeś. Próbuję przekonać samego siebie, że to z zazdrości. Paraliżuje mnie jednak twoja
bezczelność! Najpierw gwałcisz dziewczynę, aby później rościć sobie prawa do jej dziecka! Jeśli w
okolicy natrafię choćby na najmniejszy ślad ciebie, nie skończy się na pogróżkach. - Podniósł rękę,
zbliżając pięść do twarzy Ansgara. - Obiecuję, że wiele wtedy z ciebie nie zostanie.
Ansgar zrobił się blady jak ściana, jeszcze raz oblizując usta. W tej samej chwili w drzwiach
pojawiła się Helene. Spojrzała na intruza lodowatym wzrokiem.
- Słyszałam, co powiedziałeś, Johanie Thoresenie. Ta sprawa dotyczy Elise i Ansgara. Elise
wybaczyła mu wiele lat temu. Powstrzymała go przed skokiem do rzeki, tłumacząc, że wina nie
stała po jego stronie. To koledzy namówili go do tego postępku. Skoro ona mu wybaczyła, ty też
powinieneś. Elise uznała, że nie jest już dłużej na niego zła i jest jej go żal. Przyjęła nawet
pieniądze od jego rodziców.
Johan otworzył usta, żeby się odezwać, ale słowa pozostały niewypowiedziane.
- Uważam, że to całkowicie bezmyślne i niegodne z twojej strony. Dostałeś w życiu
wszystko, o czym marzyłeś - wykształcenie, dobrze płatną pracę i jako ostatnie, ale niemniej ważne,
kobietę, z którą się zaręczyłeś i którą z miłości poślubiłeś. Oprócz tego urodziła się wam córka, nie
licząc dwójki dzieci, które Elise miała wcześniej. Nie zdziwi mnie, jeśli zdecydujecie się na kolejne
dziecko. Biorąc to wszystko pod uwagę, trudno by wam było uważać się za nieszczęśliwą parę,
która cierpi z powodu słabego kontaktu z chłopcem, dla którego tak bardzo chcielibyśmy być
rodzicami.
Johan zastanawiał się, czy go słuch nie myli. Znowu otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale
wtedy zaczęła mu robić wyrzuty.
- Jesteś zepsutym, egoistycznym i mało wrażliwym człowiekiem, próbującym
przywłaszczyć sobie wszystko, co tylko się da! Odebrałeś Elise Emanuelowi, mimo że sam byłeś
już zaręczony, przebywając w Akershus. Od razu, gdy odkryłeś zainteresowanie innego mężczyzny,
z powrotem nabrałeś na nią ochoty. W ten sam sposób zawłaszczasz wszystko, co spotykasz na
swojej drodze. Mężczyźni tacy jak ty, wywołują we mnie taką złość, że mam ochotę plunąć ci w
twarz! Nie widzisz jaki nieszczęśliwy jest Ansgar? Nie ma nic. Gdyby nie pomogli nam jego
rodzice, ani razu nie zdołalibyśmy opłacić czynszu. Ansgar nie tylko stracił pracę, ale również
dwójkę dzieci. Gdyby nie ja, odebrałby sobie życie dawno temu. Tymczasem ty przychodzisz i
wygrażasz mu pięścią. Jeśli przyjdzie ci do głowy, aby jeszcze raz powiedzieć coś takiego, to z
ciebie niewiele zostanie! Mam swoje znajomości. Miej się na baczności. Nagle, pewnego dnia ty
także stracisz wszystko, co posiadasz. Wynoś się stąd! Nie mogę na ciebie patrzeć!
Po tych słowach drzwi zatrzasnęły się tuż przed jego nosem.
Johan stał całkowicie zbity z tropu. Podobnego zalewu wyrzutów ze strony Helene nigdy
wcześniej nie słyszał. Najbardziej przerażające było to, że jej nienawiść skierowana była ku niemu,
chociaż nie miał pojęcia, jaką krzywdę mógł jej wyrządzić. Chyba nie sądziła na poważnie, że
mogli sobie rościć jakiekolwiek prawa do Hugo, dlatego że Ansgar wziął Elise przemocą? Pokręcił
głową, czując się całkowicie skołowany.
Mam swoje znajomości. Miej się na baczności. Nagle, pewnego dnia stracisz wszystko, co
posiadasz. Co na Boga miała na myśli? Czy star znajomi Ansgara byli gotowi nadstawiać za niego
kark? Ci sami, którzy namówili go do zaatakowania Elise, kiedy wracała pewnego dnia z miasta?
Wiedział, że banda składała się z mężczyzn z kryminalnego półświatka. Wielu z nich
przesiadywało albo dalej siedzi w więzieniu. Żaden z nich nie pracował, a mimo to mieli pieniądze.
Czy Ansgar naprawdę był na tyle głupi, aby wciąż utrzymywać z nimi kontakt? Mimo że wiedział,
jakie z nich szumowiny?
Nie wiedział, czy powinien się śmiać, czy odczuwać wściekłość. Odszukał swojego
największego wroga w celu pozbycia się go raz na zawsze. Tymczasem skończyło się na tym, że
żona tego drania zwymyślała go, oskarżając o brak wrażliwości. Czy to z nim czy z nimi było coś
nie tak?
Elise stała cicho, słuchając jego sprawozdania. Na jej twarzy pojawiały się różne uczucia, od
ulgi, przez zakłopotanie, aż po złość.
- Zachowywała się w ten sam sposób w mieszkaniu majstra. Wydawało jej się, że ma
wszelkie prawa do opieki nad Hugo, bo wyszła za mężczyznę, który wziął mnie siłą! Powinna trafić
do szpitala psychiatrycznego!
- Obydwoje są niezrównoważeni. Uważam, ze powinniśmy trzymać się od nich z daleka.
Musimy pilnować Hugo ze wzmożoną czujnością, w przypadku nieposłuszeństwa, grożąc mu
laniem.
Uprzedzili Dagny, że w razie, gdy po raz kolejny pojawi się mężczyzna z czekoladą, nie
może pozwolić Hugo, aby maluch do niego podchodził, ani nawet rozmawiał.
- Moja mama go zna - odpowiedziała szybko Dagny. - Rozmawiała z jego matką. Wie o
tym, o czym inni ludzie nie mają pojęcia.
Elise wlepiła w nią wzrok. Pani Mathiesen chyba nie opowiedziała matce Dagny, czego
dopuścił się jej syn?
- Twoja matka ją zna? - zapytała zdziwiona.
Dagny kiwnęła potakująco.
- Sprząta u niej.
- Co jej opowiedziała?
- Tego dokładnie nie wiem, ale moja mama powiedziała, że wyjawi mi to, jeśli nikomu nie
zdradzę, że nie chodzę do szkoły.
Elise i Johan wymienili spojrzenia. Johan pogłaskał Dagny po głowie.
- Wiesz, że możesz na nas liczyć, Dagny. Trzymaj się z daleka od tych ludzi. Stracili dwoje
dzieci i prawdopodobnie nie mogą mieć więcej. Ludzie, którzy doświadczają tylu nieszczęść, mogą
być czasami dziwni.
Dagny skinęła głową, jakby wiedziała, co chcieli jej przez to powiedzieć.
- Wiem, co to znaczy. Na Sagveien stoi mężczyzna, który pokazuje swojego siusiaka
przechodzącym obok dziewczynom.
Elise spojrzała na nią z przerażeniem.
- Powinnaś zgłosić to na policję. Takie rzeczy są zabronione. Dagny posłała jej zdziwione
spojrzenie.
- Nie można pokazywać swojego ciała? Co ze wszystkimi paniami stojącymi na Lakkegata,
które pokazują swoje nogi?
Elise wyjrzała za okno.
- Powoli się rozjaśnia, Dagny. Możesz zabrać dzieci na zewnątrz.
20
Elise zaczynała pakować rzeczy. Musieli odłożyć podróż na zachód kraju. Pan Børresen
wyjechał do Romerike, na północ od Oslo. Nie był w stanie dłużej tu mieszkać po stracie żony. Do
Vøienvolden miał się wprowadzić nowy dzierżawca z dużą rodziną. Niewielki dom po panu
Børresenie nie starczy dla wszystkich, więc dzierżawcy przyda się chata dla parobka.
Cieszyła się, że Peder był w Ringstad i ominie go przeprowadzka. Był taki wrażliwy, że
przez cały czas by płakał. Evert natomiast okazał się bardzo pomocny. Robił kiedyś za chłopca na
posyłki dla Magdy, właścicielki sklepu kolonialnego na rogu. Po zakończeniu pracy pomagał pchać
wózek z rzeczami do domu, który zamieszkiwała.
Stary, drewniany dom pochodził z przełomu XVII i XVIII wieku i stał niedaleko
gospodarstwa Biermannsgården. Wszystkie trzy okna na parterze wychodziły na główną ulicę. Na
bramę, wybudowaną nieco w głębi, wychodziło okno od sypialni, a kiedy wchodziło się przez furt-
kę, człowiek dostawał się do wielkiego ogrodu z pachnącymi różami, krzakami owoców oraz
jabłonią. Najbardziej z tyłu znajdowała się biała stajnia, pokryta drewnianym wykończeniem, w
której poprzedni właściciel, woźnica Skjolden, prowadził swoją działalność. Teraz wszystko
należało do kupca Christensena, który nie mógł się jeszcze wprowadzić, więc pozwolił im
wynajmować dom na czas nieokreślony.
Elise dom oczarował od razu, kiedy minęła bramkę. Duże drzwi wejściowe znajdowały się z
boku. W ten sposób za każdym razem, kiedy człowiek chciał się wydostać, musiał przechodzić
przez rozległy ogród. Ogród i ziemie Biermannsgården odgradzał od siebie pas świerków. W domu,
na lewo od wejścia mieściła się sypialnia z oknem wychodzącym na kwietnik. Następnie, przez
małe wejście dostawało się do dużego pokoju z dwoma oknami wychodzącymi na ulicę. Obok
znajdowała się kuchnia, co najmniej dwa razy większa od tej w Vøienvolden. Stół stał przy oknie i
siedząc przy nim, można było obserwować, co się dzieje na zewnątrz. Od wejścia prowadziły
schody na poddasze, gdzie znajdowały się kolejno trzy sypialnie. Każda leżała odrobinę wyżej od
poprzedniej i wybudowane zostały nad wejściem do budynku. Peder na pewno siedziałby
przyklejony do szyby, obserwując wszystkich przechodniów, pomyślała z nutką tęsknoty. Chwilowo
Evert zamieszka w pokoju sam, natomiast ona i Johan razem z Elvirą zajmą środkowy. Hugo i
Jensine zostaną ulokowani w najbardziej wewnętrznym.
Sypialnia na parterze na razie pozostanie pusta. Cieszyła się myślą, że pewnego dnia zajmie
ją Kristian, jednocześnie zdając sobie sprawę, że takie myślenie do niczego nie prowadzi. Jeśli
pewnego dnia zdecyduje się na powrót, na pewno nie zechce z nimi zamieszkać.
W końcu uporali się z przeprowadzką. Właściciel fabryki udostępnił im swojego woźnicę
oraz stróża przędzalni do pomocy przy przenoszeniu do ich nowego domu mebli Emanuela,
stojących na strychu u Carlsenów. Znalazło się również trochę miejsca na fotel bujany oraz szafkę
na tytoń.
Elise opadła na krzesło, rozglądając się wokół. Mieli tyle szczęścia, że udało im się znaleźć
ten dom! Pani Jonsen przyszła z dwiema czerwonymi pelargoniami, z których każda została
posadzona pod innym oknem. Sztywne, białe firanki Elise otrzymała od Hildy, a od Anny Johan
kupił nowy dywanik na podłogę. Po tym jak Anna zaczęła się czuć coraz gorzej i należało jej
zapewnić więcej spokoju, zaczęła tkać dywany, aby wspomóc męża finansowo.
W tym samym momencie usłyszała okrzyk zdziwienia Johana, który zatrzymał się tuż przy
drzwiach wejściowych. Odwróciła głowę, nasłuchując. Rozmawiał z kimś, ale miała nadzieję, że
nie odwiedzili ich goście. Nie teraz, kiedy dopadło ją zmęczenie.
Wtedy okazało się, że rozpoznaje drugi głos. Wstrzymała oddech, wytężając słuch. Co za
niespodzianka, głos należał do Pedera! Czy oznaczało to, że pan Ringstad odesłał go do domu, aby
mógł pomóc w przeprowadzce? W dodatku teraz, kiedy właśnie skończyli!
Johan wszedł jako pierwszy. Za nim kroczył Peder, ze skurczonymi ramionami i spuszczoną
głową. Wydawało jej się, że usłyszała pociąganie nosem, ale musiała się pomylić.
- Peder? Jaka miła niespodzianka! - Podbiegła, aby go uściskać, ale nagle zatrzymała się.
Miał zapłakaną twarz, a oczy zaczerwienione i opuchnięte.
- Peder ma ci coś do wyznania - głos Johana zabrzmiał surowo. Przesuwała wzrok z jednego
na drugiego, czując rosnący niepokój.
- Co się stało?
Johan posłał Pederowi nieugięte spojrzenie.
- Opowiedz sam, Pederze.
Peder stał, gapiąc się w podłogę. Od wejścia do środka nie miał odwagi, aby choćby przez
chwilę spojrzeć jej w oczy.
- Uciekłem.
Elise przypatrywała mu się z niedowierzaniem.
- Uciekłeś? Z Ringstad?
Peder kiwnął głową, przełykając łzy.
- Ale... Dlaczego... Co się wydarzyło i jak mogło ci przyjść do głowy coś podobnego?
- Stajenny powiedział: Zjeżdżaj. Zjeżdżaj, i to już! Tak bardzo się wystraszyłem, że nie
miałem odwagi tam wrócić.
Elise pokręciła głową z rezygnacją.
- Nie trzeba było uciekać z powodu tego, co powiedział jakiś głupi chłopiec stajenny! Nie
pamiętasz, jak ciotka Ulrikke opowiadała, że coś było z nim nie tak? Nie jest taki jak inni.
Posłała Johanowi bezsilne spojrzenie, zanim znowu przeniosła wzrok na Pedera.
- Co według ciebie powie pan Ringstad, kiedy odkryje, że zniknąłeś? Sam zaproponował ci
pomoc, zatrudniając cię w gospodarstwie.
- Wiem o tym, ale pomyślałem, że załamiesz się, jeśli ja także umrę.
- O czym ty mówisz?
- Stajenny powiedział, że zaatakowała go lokówką do włosów. Gdyby dostał pracę w innym
gospodarstwie, już dawno by go tam nie było.
W głowie Elise powoli zaczęła kiełkować pewna myśl, jednak nie chciała dopuścić jej do
głosu, nie była w stanie. Należała do przeszłości.
- Co ty opowiadasz? Kto kogo uderzył? - W swoim głosie wyczuwała własną
niecierpliwość, niemal rozdrażnienie.
- Matka Emanuela. Uderzyła go w głowę lokówką. Dlatego umarł. Skoro zabiła jedną
osobę, może też zabić kolejną, powiedział stajenny. Tak czy inaczej, nie chciał tam dłużej
pracować.
- Co za głupoty! Chyba nie wierzysz, że matka zabiłaby swojego własnego syna? Zwłaszcza
taka wspaniała i dobrze wykształcona dama jak Marie Ringstad?
Peder odwrócił się w kierunku Johana, jakby oczekiwał z jego strony wsparcia.
- Nie sądzisz chyba, że kłamię?
Johan pokręcił głową. Nie był ani zły, ani poirytowany, tylko bardzo poważny.
- Nie wydaje nam się, że kłamiesz, Pederze, ani że robi to stajenny. Po prostu wyobraźnia
podpowiada mu coś, prawdopodobnie nieprzypadkowo. Mogło się zdarzyć, że któregoś dnia kątem
oka zauważył, jak pani Ringstad nie potrafiła opanować swojej złości. Może nawet także
mimowolnie uderzyła Emanuela lokówką. Jednak rozpowiadanie, że go zabiła, jest okropne i
stanowi bardzo poważny zarzut. Nigdy nie wolno ci o tym komukolwiek mówić.
Peder spojrzał na niego wielkimi, szeroko otwartymi oczami.
- A jeśli to prawda?
- Wtedy odkryłby to lekarz i zawiadomił policję. Elise skinęła głową.
- Johan ma rację. Jeśli pan Ringstad miałby choć cień podejrzenia, że coś takiego się
wydarzyło, nie zdołałby udawać, że nic się nie stało.
Peder się nie poddawał.
- Nie było go tam! Niczego nie widział. Poza tym nikt nie wierzy małemu, biednemu
chłopcu stajennemu, który prawie w ogóle nie chodził do szkoły. Mówił, że prawie przez tydzień
nie mógł zasnąć. Tak bardzo się bał, że trzymał język za zębami. Wydawało mu się, że matka
Emanuela go widziała. Spodziewał się, że może zrobić z nim to samo.
- Biedak, musiało go to kosztować wiele nerwów. Próbowałeś mu wytłumaczyć, że znasz
panią Ringstad i jesteś pewien, że nigdy nie zrobiłaby czegoś takiego Emanuelowi?
- Teraz ty kłamiesz. Słyszałem, jak rozmawiałaś o tym z Kristianem. On też słyszał, do
czego doszło w Ringstad i mówił, że nigdy więcej tam nie pojedzie.
Elise i Johan znowu wymienili spojrzenia.
Czy w tym, co mówił Peder było źdźbło prawdy? Nawet jeśli tak, nigdy nie może dać mu
tego do zrozumienia. Ze względu na pana Ringstada.
- Jeśli pani Ringstad faktycznie uderzyła go lokówką do włosów, musiał to być
nieszczęśliwy wypadek. Nie sądzę, żeby zrobiła to rozmyślnie. Nieszczęścia zdarzają się
codziennie. Pamiętasz, jaka była miła na uroczystości twojej konfirmacji? Chyba nie sądzisz, że
osoba, która tak wygląda i się zachowuje, byłaby zdolna do morderstwa?
Rozległ się szloch Pedera, ale ten szybko otarł łzy.
- Sądzisz, że powinienem tam zostać, czekając, aż przyjdzie do mnie w środku nocy i
zatłucze, kiedy będę spał?
Elise nie potrafiła powstrzymać uśmiechu.
- Według mnie naczytałeś się za dużo opowieści o gangsterach z Ameryki, które do szkoły
przynoszą Pingelen i inni koledzy z twojej klasy. Masz zbyt bujną fantazję, Pederze. - Nagle z
powrotem spoważniała. - Muszę szybko pojechać, aby zadzwonić do pana Ringstada. Na pewno
martwi się, że mogło ci się przytrafić coś złego. Może pójdę do fabryki i skorzystam z telefonu
pana Paulsena. Johan spojrzał na nią.
- Co mu powiesz?
- Wytłumaczę, że Peder się czegoś wystraszył i wrócił do domu. - Odwróciła twarz w stronę
Pedera. - Kto dał ci pieniądze na powrót?
Peder poczerwieniał.
- Nikt. Jechałem na gapę. Drżąc, wlepiła w niego wzrok.
- Dojechałeś aż do Kristianii, nie kupując biletu? Peder wyglądał na zawstydzonego.
- Ukryłem się za ogromną skrzynią, kiedy wszedł konduktor.
- Jazda bez biletu jest niedozwolona, Pederze. To tak jak kradzież.
- Nikogo nie okradłem! - Znowu uderzył w płacz.
- Owszem, ukradłeś miejsce w pociągu.
Pokręcił głową, podczas gdy łzy spływały mu po policzkach.
- Nie zajmowałem siedzenia. Stałem na zewnątrz, przyciśnięty do ściany, krztusząc się
dymem z lokomotywy.
Elise westchnęła, odwracając się i zmierzając w stronę drzwi.
- Dagny bawi się z maluchami na poddaszu. Możesz jej pomóc do momentu, aż wrócę?
- Nie dostanę kary?
- Nie, przynajmniej na razie. Muszę najpierw porozmawiać z panem Ringstadem.
Niepokoiła się, biegnąc w kierunku przędzalni. Na Boga, co miała mu powiedzieć? Nie
zamierzała przytoczyć wyjaśnień Pedera, ale co innego byłoby w stanie tak bardzo wystraszyć
Pedera, że uciekłby do domu? Jej były teść bardzo lubił Pedera i wiedziała, że był godny zaufania.
Od razu zrozumiałby, że sprawa dotyczyła czegoś poważnego.
Na szczęścia znalazła swojego szwagra w środku.
- Przepraszam, ale czy mogę skorzystać z telefonu? - Brakowało jej tchu. Nie miała czasu na
przebranie się. Jej ubrania były zabrudzone po pracy przy przeprowadzce. - Muszę zadzwonić do
pana Ringstada w ważnej sprawie - dodała wyjaśniająco. Majster przędzalni wydawał się
nieobecny.
- Nie mieliście się przypadkiem przeprowadzać?
- Tak, właśnie skończyliśmy. Ostatnie rzeczy przewieziono zaledwie przed chwilą.
- Widziałaś się z Hildą? Według tego, co mówiła, zamierzała ci pomóc, ale kiedy
wyjeżdżała powozem, miała na sobie nową, jasną sukienkę.
Elise nie śmiała spojrzeć mu w oczy.
- Może miała coś wcześniej do załatwienia? Peder wrócił do domu - dodała, kierując jego
myśli na inny tor. - Uciekł z gospodarstwa Ringstadów.
Pan Paulsen uniósł brew.
- Uciekł? Mam nadzieję, że nie pod wpływem brata? Zaprzeczyła ruchem głowy.
- Coś go wystraszyło. Będę musiała porozmawiać z moim byłym teściem.
- Kristiana także coś przeraziło, jak twierdziła Hilda. Ja sam mam inną teorię.
Zdziwiona, błyskawicznie przeniosła na niego wzrok.
- Na czym się opiera?
- Na tym, że w jego krwi płynie to samo, co u waszego ojca oraz dziadka. Najwyraźniej nie
można się tego pozbyć, tak słyszałem. Daje o sobie znać potrzeba przenoszenia się z miejsca na
miejsca bez zaznania spokoju.
Elise momentalnie zapłonęły policzki.
- Masz na myśli cygańską krew? Nie sądzę. Kristian nigdy nie wykazywał tego rodzaju
niepokoju. Prędzej jestem skłonna uwierzyć w słowa Hildy, że czegoś się wystraszył. Ludzie
twierdzili, że przeraziły go proroctwa kaznodziei o dniu Sądu Ostatecznego oraz szaleńcy z
Hausmannsgate.
Paulsen nie odpowiedział.
- Dzwoń. Rozmyśliłem się jednak. To, co dzieje się ostatnio z Hildą, zaczyna działać mi na
nerwy. Pojadę i sprawdzę, czy wróciła już do domu.
- Nie, nie, usiądź! Nie będę z nim długo rozmawiać. - Zrozumiała, jak swawolne życie
Hildy wpływało na jej nerwy. Nigdy nie powinna była się zgodzić, aby ją kryć. Postępowanie Hildy
było niewłaściwe, a jeśli zamierzała to ciągnąć, całość zakończy się katastrofą. Pan Paulsen nie
będzie tolerował żony, która doprawiała mu rogi. Hildzie natomiast będzie wyjątkowo trudno
przystosować się na nowo do starego, skromnego życia po posmakowaniu luksusu.
Kierownik fabryki założył kapelusz i płaszcz i wyjąwszy laskę, opuścił biuro. Elise
pomodliła się cicho, aby nie przyłapał Hildy na gorącym uczynku.
Trochę czasu upłynęło, zanim telefonistka połączyła ją z gospodarstwem Ringstad. Kiedy w
końcu Elise udało się usłyszeć głos pana Ringstada, wydawał się być przybity i zmieszany.
- Elise, jestem załamany. Peder...
Nie zdążył powiedzieć nic więcej, ponieważ mu przerwała.
- Wszystko jest w porządku. Peder jest u nas.
- Co ty mówisz? Jest w Kristianii?
- Tak, udało mu się dojechać pociągiem bez biletu. Teraz czeka na karę, którą dla niego z
Johanem wymyślimy.
- Ale moja droga ... Co się stało? Dlaczego wyjechał?
- Wcześniej stajenny wystraszył go nieprzyjemną historią. Tak mi przykro. Byłam
rozgniewana, kiedy nagle się pojawił, opowiadając, co się wydarzyło... Przed wyjazdem powinien
był was uprzedzić, ale był zbyt wstrząśnięty.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
- Halo, jest pan tam?
- Tak, jestem, Elise. Po prostu stoję i zastanawiam się. Czy Peder wspominał, o czym
opowiadał mu chłopiec stajenny?
- No cóż... Tak... trochę. Opowiedział mu coś, co według mnie opatrznie zrozumiał.
- Czy... czy to miało coś wspólnego z Marią?
Elise poczuła, że zrobiło jej się nagle gorąco. Nie mogła przytoczyć mu słów Pedera.
- Tak, ale wyjaśniłam mu, że stajenny musiał się pomylić. Poza tym to na pewno był
wypadek, a nieszczęścia zdarzają się wszędzie i przytrafiają się każdemu, powiedziałam.
Znowu zrobiło się cicho. W końcu zaczął mówić.
- Chyba wiem, co zdradził mu chłopak zajmujący się końmi. Masz rację, Elise. Do
nieszczęść dochodzi wszędzie. Spróbuj przekonać Pedera, że to był wypadek. Nie będę się na niego
złościł, a ty go nie karz dlatego, że przyjechał z powrotem. Powiedz, że będzie mi bardzo miło, jeśli
do nas wróci, a wtedy zadbam, żeby nic mu się tutaj nie stało. Obydwoje byliśmy zachwyceni jego
przyjazdem, zarówno Marie, jak i ja.
- Serdecznie dziękuję, panie Ringstad. Porozmawiam z nim. Wie pan, Peder zawsze był
typem samotnika. Jest uprzejmy i pomocny, a także dobry i wrażliwy, ale nigdy nie uchodził za
twardziela. - Próbowała się zaśmiać, ale nie zabrzmiała zbyt wiarygodnie.
- Wyślij telegram, tak aby Andreas mógł go odebrać ze stacji kolejowej.
- Tak zrobię. Do widzenia, panie Ringstad. Proszę pozdrowić ode mnie żonę.
W drodze powrotnej w jej głowie kotłowały się myśli. Pan Ringstad wiedział, czego
wystraszył się Peder. Czy znaczyło to, że to wszystko prawda? Zamarła. Wiedział o tym od samego
początku i udawał, jakby nic się nie stało?
W takim razie musiało mu być dwukrotnie ciężej. Najpierw stracił jedynego syna, aby
następnie dowiedzieć się, że winę za jego śmierć ponosi żona. Jak zdołał jej wybaczyć? W jaki
sposób potrafi dalej żyć z kobietą, która dopuściła się takiego czynu?
Znalazła ich zgromadzonych wokół stołu, który stał blisko okna wychodzącego na ulicę.
Dagny, wyjęła mleko, chleb i ser, nakryła stół najpiękniejszym obrusem Elise oraz porcelaną
Emanuela. Elise zamierzała im powiedziedzieć o rozmowie z byłym teściem, jednak uprzedziła ją
Dagny: - Świętujemy powrót Pedera! Sąsiadka z domu obok przyniosła jaja i śmietanę, witając nas
na Maridalsveien.
- Gospodyni Biermannsgården? Bardzo miło z jej strony! - Nie miała jednak serca upominać
Dagny, że nie powinna wyjmować obrusu i porcelanowych filiżanek. Jeśli coś się wyleje, na pewno
zdoła usunąć plamy.
W tym samym momencie ktoś zrobił głośny wdech, a po sekundzie rozległ się dźwięk
porcelany rozbijającej się na drobne kawałki. To Jen-sine dobrała się do jednej z filiżanek.
Wszyscy zwrócili się w jej stronę z paraliżującym przerażeniem wymalowanym na
twarzach. Jensine wybuchła płaczem. Johan był nieobecny, więc była jedyną dorosłą osobą z
sześciorgiem dzieci. Mimo że najchętniej rozpłakałaby się po stracie pięknej filiżanki, obyło się bez
awantury. Po rozmowie z panem Ringstadem zniszczenie porcelanowej filiżanki wydawało się
błahostką w porównaniu z tym, z czym musieli się zmagać inni.
Kiedy niebezpieczeństwo otrzymania nagany minęło, Dagny bezgłośnie podniosła się ze
stołka.
- Posprzątam.
- Dziękuję, Dagny. Wiem, że chciałaś dobrze. Cieszyłaś się z powrotu Pedera jak my
wszyscy. To jest znacznie ważniejsze od filiżanki z porcelany. - Elise podeszła, ocierając łzy z
policzka Jensine.
Dagny akurat kończyła sprzątać, wyrzucając okruchy porcelany do wiadra na śmieci, kiedy
wszedł Johan. Otworzył szerzej oczy.
- Świętujemy przeprowadzkę do nowego domu?
- Nie - z powagą odpowiedział Hugo. - Świętujemy to, że Peder siedzi na swoim stołku, a
mama nie jest wściekła.
Johan uśmiechnął się, rzucając Elise czułe spojrzenie z odrobiną ironii.
- O tak, to musimy uczcić! Czy dla mnie też znajdzie się niewielka filiżanka kawy?
Dopiero kiedy położyli się do łóżka, Elise miała możliwość porozmawiania z Johanem na
osobności. Peder i Evert zdążyli już zasnąć w swojej nowej sypialni nad wejściem, po tym jak
siedzieli razem przy oknie, komentując wszystkich przechodniów. W wewnętrznej sypialni od
dawna panowała cisza, ponieważ Jensine i Hugo zostali ułożeni do snu wiele godzin temu.
- Z niepokojem wysłuchuję, co powiedział pan Ringstad.
- To straszne. Głęboko w środku jest mi go żal. Odwrócił się twarzą w jej stronę.
- Co masz na myśli?
- Odgadł, co usłyszał Peder. Co prawda potwierdził, że chodziło o nieszczęśliwy wypadek,
ale mam dziwne przeczucie, że nie był o tym do końca przekonany.
- Nie sugerujesz chyba, że podejrzewa swoją żonę o zamordowanie ich jedynego syna?
- Oczywiście, że nie. To był wypadek. Straciła panowanie nad sobą, jak często bywało. W
gniewie i desperacji, że zdecydował się do mnie wrócić, uderzyła go lokówką.
Zauważyła jak Johan zamarł.
- I pogodził się z tym, nie starając się pociągnąć jej do odpowiedzialności za to, co zrobiła?
- Dał do zrozumienia, że nie było innego wyboru. Nie mógł się wyrzec swojej własnej żony.
Poza tym wiedział, że wcale nie zamierzała tak mocno uderzyć. Jeśli dowie się o tym policja,
rozpęta się skandal, który na zawsze oczerni dobre imię tej rodziny. Nie tylko jej życie zostanie
zrujnowane, ale również jego. Nie wspominając już o reputacji gospodarstwa jako najbardziej
szanowanego w okolicy.
- Nie możemy po tym wszystkim wysłać tam Pedera. Pochyliła twarz w jego stronę.
- Pomyśl jednak o biednym panu Ringstadzie. Tak bardzo się cieszył na jego przyjazd.
- Skoro Peder raz powziął podejrzenie w stosunku do pani Ringstad i tego, co się wydarzyło,
już zawsze będzie wobec niej czujny. Mimo że ledwo zdał egzaminy, nie jest głupi. Jeśli jest tak,
jak mówisz, ma powody, żeby się jej bać. Następnym razem może próbować wyładować swoją
złość na kimś innym.
- Musiała śmiertelnie się bać, że tajemnica wyjdzie na jaw. Jestem pewna, że ze wszystkich
sił stara się, żeby po raz kolejny nie doprowadzić do podobnej sytuacji. Poza tym choroba ją
zmieniła.
- Teraz cię nie rozumiem, Elise. Mówisz tak, jakbyś jej broniła.
- Wcale nie, po prostu żal mi pana Ringstada. Przeżył tyle cierpienia.
Na chwilę zapadła między nimi cisza. Johan ziewnął, przewracając się na drugi bok.
- Miałem przekazać ci pozdrowienia od Hildy. Wpadła na moment z wizytą.
Elise w jednej chwili zrobiła się czujna.
- Po co przyjechała?
- Chciała pomóc przy przeprowadzce. - Roześmiał się cicho. - Założyła białą, sięgającą
kostek letnią sukienkę. Powiedziała, że może pomóc pakować porcelanowe filiżanki.
- Spotkała po drodze pana Paulsena?
- Nic na ten temat nie wspomniała. Była w znakomitym humorze. Odprężona i tryskająca
energią. Nie przypominam sobie, żebym widział ją taką wcześniej.
Gdybyś tylko wiedział, pomyślała Elise.
21
Kristian spróbował wyprostować plecy, ale okazało się to niemożliwe. Zamiast tego chodził
sztywny i zgięty po polu, które dopiero co skosił.
Był przyzwyczajony do takiej pracy. Jednak nawet praca na roli w Ryggjatunet
poprzedniego lata nie była taka ciężka jak teraz.
Wolnymi krokami ruszył w stronę zabudowań. Czuł się niemal jak starzec. Ostatni rok
dodał mu lat. Tak się przynajmniej czuł.
Magnhild mówiła, że przysłał go tam Bóg. Urodziła swoje trzynaste dziecko w noc przed
jego pojawieniem się. Urodziło się martwe, z czego się ucieszyła. Nie potrafiła wykarmić
poprzednich dwanaściorga, a co dopiero kolejnego. Nie sądziła, że w jej wysuszonych piersiach
znajdzie się w ogóle mleko. Miała czterdzieści dziewięć lat, więc nie była pewna, czy będzie
jeszcze mogła rodzić dzieci. Wtedy do drzwi zapukał młody chłopiec z maleńkim dzieckiem na
rękach. Niemowlę mogło wkrótce umrzeć z głodu. Nie potrafiła widzieć w tym niczego innego jak
tylko palec Boży.
Zajęła się Halfdanem, podczas gdy Kristian ruszył z powrotem w pole.
Zanim jeszcze wrócił do niewielkiej chaty czuł, że czeka go zła wiadomość.
Odrzucił od siebie nieprzyjemne przeczucie. Dziecko krzyczało i wydawało mu się, że
rozpoznaje Halfdana. Magnhild nie miała już w piersiach więcej pokarmu, a Syver, jej mąż nie
zamierzał karmić więcej niż swoją rodzinę. Do tej pory było nieźle, bo potrzebował pomocy
Kristiana. Teraz jednak praca w polu dobiegła końca. Poza tym odkrył, że Kristianowi dokucza ból
pleców. Poprzedniego dnia wyraźnie dał do zrozumienia, że nie mogli dłużej zostać w ich
zagrodzie.
Halfdan miał już siedem miesięcy. Gdyby tylko Kristian dostał dla małego trochę mleka, nie
byłby już dłużej zależny od karmienia piersią. Może pomogłaby im gospodyni z Ryggjatunet?
Okazała się dla nich miła i hojna. Pomyślał, że inni mogli odkryć jak wiele oddała im z zapasów,
które potrzebne było jej rodzinie jesienią. Na pewno otrzymała zakaz zaopatrywania ich w
pożywienie, dlatego też więcej się nie pojawiła.
Ponieważ tego lata pasterze wcześniej wyruszali w góry, obawiał się, że rozpozna go ktoś,
kto był tam zeszłego roku. Jednak nikt do nich nie podszedł. Odtąd widywał mleczarki, schodzące
w dół wąską ścieżką, dźwigające na nosidłach wiadra pełne mleka. Zmierzały do wsi, a jednak nie
miał odwagi podejść i zapytać, czy któraś mieszkała w Ryggjatunet.
Magnhild spojrzała znad garnków, kiedy wszedł do środka. W jej spojrzeniu było coś
smutnego. Zdawało mu się, że patrzy na niego ze współczuciem, ale to także pewnie tylko jego
wyobraźnia.
Podniósł Halfdana z kołyski, której używał, odkąd się tam pojawili. Śpieszył się, by to
zrobić, zanim wróci Syver, który nie tolerował mężczyzn, pełniących obowiązki, które według
niego należały do kobiet.
Halfdan momentalnie się uspokoił, jednak Kristianowi tak mocno dokuczał ból kręgosłupa,
że ledwo zdołał go utrzymać. Usiadł na rogu kominka. Może ciepło bijące od ognia pomoże na jego
dolegliwości?
- Dokąd pójdziesz? - Przestraszył się, ponieważ Magnhild rzadko kiedy się odzywała.
- Do Ryggjatunet.
Spojrzała na niego, kręcąc powoli głową. Nie powiedziała jednak ani słowa, nie zdradzając,
co miała na myśli.
W tym samym momencie przed drzwiami rozległy się ciężkie kroki. Kristian zamierzał
szybko wstać z miejsca, ale zapomniał o plecach. Ból przeszył go jak ogień i nie potrafił zdusić
jęku. Syver burknął niezadowolony, kiedy go zobaczył.
- Ciągle tutaj jest?
Magnhild otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale akurat wtedy w drzwiach pojawiła się
gromadka dzieci, jedno bardziej głodne od drugiego. Wszystkie pomagały w polu, za wyjątkiem
trójki najmłodszych.
Kristian dalej siedział na rogu kominka z Halfdanem na kolanach.
Najstarsi chłopcy szeptali coś do siebie nawzajem, po czym zaczęli się śmieć jeszcze
bardziej.
Halfdan przytulił główkę do jego ciała. Bez wątpienia był głodny, ale w ramionach ojca
było mu ciepło i czuł się bezpiecznie.
Ojca... Czy kiedykolwiek uda mu się przyzwyczaić do tej myśli? Do tego, że miał dziecko,
małego synka, całkowicie od niego zależnego? Z jego własnego ciała oraz krwi. Mały człowiek
stworzony ze Svanhild i niego samego?
Spojrzał na synka, uznając, że to najpiękniejsze dziecko, jakie kiedykolwiek w życiu
widział. Jednocześnie serce krwawiło mu ze współczucia wobec malutkiego dziecka bez matki. Czy
miał szanse na przeżycie?
Rolnicy nie życzyli sobie pomocy, która byłaby ciężarem dla ich własnej rodziny. Mieli
wystarczająco dużo osób do wykarmienia. Kristianowi brakowało również pieniędzy, aby
gdziekolwiek pojechać, a nawet gdyby je miał, nie odważyłby się na podróż do domu.
Syver jeszcze raz mruknął, gdy korytko z ziemniakami pojawiło się na stole.
- Czy ciągle tu jest, pytałem.
Kristian zacisnął zęby i podniósł się, czując, jak przeszywa go ból.
- Nie, już go tutaj nie ma - odpowiedział, bez odwracania się i ruszył w kierunku drzwi.
Zapracował na siebie, więc było nie w porządku, że Syver potraktował go jak żebraka.
Magnhild wyszła razem z nim.
- Nie bierz tego do siebie. Próbuje szukać nowych źródeł dochodu, aby jakoś związać
koniec z końcem. Nie jest łatwo. Mimo że czasem zachowuje się jak prostak, jest w gruncie rzeczy
dobrym człowiekiem.
Kristian kiwnął głową.
- Rozumiem. Należą ci się podziękowania, Magnhild. Gdyby nie ty, Halfdan by nie przeżył.
- Tak postanowił Bóg.
Jeszcze raz skinął głową, wymuszając uśmiech, mimo że zbierało mu się na płacz. Zdawało
się, że Magnhild była jedyną osobą, na której mógł polegać. Teraz miał opuścić również ją.
Zaczęło zmierzchać, kiedy dochodził do Ryggjatunet.
W pobliżu gospodarstwa panowała cisza. Ludzie zakończyli pracę i teraz udali się na
zasłużony spoczynek. Pomodlił się w duchu, żeby gospodyni była w domu i miała odwagę pomóc
mu jeszcze ten jeden jedyny raz.
Ze stodoły wyszła młoda dziewczyna, która kierowała się w stronę jednego z budynków.
Zatrzymał ją, wyjaśniając swoją sytuację. Nie widział jej nigdy wcześniej, a dziewczyna dawała mu
do zrozumienia, że najchętniej wolałaby go nie spotkać.
- Leży w łóżku i nic nie jest tak, jak powinno. Możesz wejść i zapytać. Mówiłeś, że jak ci na
imię?
Niedługo potem siedział na taborecie obok jej łóżka. Prawie jej nie poznał. Miała zapadnięte
policzki, a oczy osadzone głęboko w oczodołach. Włosy połyskiwały siwizną i leżały przyklejone
do czoła.
Rozpoznała go. Jej twarz rozjaśniła się od razu, kiedy go zobaczyła. Poprosiła, żeby
powiedział, jak im się powodziło od czasu, kiedy odwiedziła ich po raz ostatni.
Kristian opowiadał. O swoim załamaniu i strachu, gdy zrozumiał, że Svanhild nie będzie
miała więcej pokarmu, a Halfdan umrze. Opisał wycieńczającą podróż do najbliżej mieszkających
ludzi oraz o Magnhild, która właśnie straciła swoje trzynaste dziecko i dlatego mogła nakarmić
Halfdana.
Kobieta słuchała ze zdziwieniem w mętnym spojrzeniu. Potem poprosiła go o podanie jej
starej torby, zawieszonej na haku na ścianie. Otworzyła ją i wyjęła banknot ze zniszczonej
portmonetki.
- Masz - wyszeptała. - Weź go i wracaj do domu. Kiedy dostaniesz pracę w fabryce,
będziesz mógł mi odesłać pieniądze. Ufam ci.
Kristian był oszołomiony. To na pewno ostatnie pieniądze, jakie miała. Może nawet jedyne.
Dlaczego tak bardzo jej na nim zależało? Potrząsnął głową. Nie chciał ich przyjąć, ale wtedy
spojrzała na niego wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu.
- Idź już! W zamian zrób tylko jedno. Pomódl się za mnie.
Kristian opuścił ją, nie wiedząc jednak, w którą stronę iść. Tego samego wieczoru w jednym
z gospodarstw kupił dla siebie jedzenie oraz mleko dla Halfdana. Następnego dnia postanowił
spróbować dostać się na statek, płynący na południe.
Nie mogę wrócić do Kristianii, powtórzył w myślach po raz kolejny. Ale gdzie indziej
miałbym się podziać?
22
Peder nie pojechał z powrotem do Ringstad. Ani Elise, ani Johan nie byli w stanie go do
tego namówić. Płakał, błagając, żeby odpuścili. Gdyby go zmusili, wyruszyłby w morze,
powiedział. Wtedy mogliby go nie widzieć nawet przez rok, o ile w ogóle by kiedykolwiek wrócił.
Elise nie wierzyła w jego groźby, bo wiedziała, że był typem domatora. Jednak kiedy
dostrzegła jego desperację, zdecydowała się go nie zmuszać.
Usłyszała od Torkilda, że zarządca fabryki kołowrotków w Kristianii, Emil Larsen,
poszukiwał nowego ekspedienta. Zdawała sobie sprawę, że Peder był zbyt młody, a dodatkowo
wyglądał na niskiego i wątłego jak na swój wiek, jednak wykazywał szczególne zdolności jako
sprzedawca podczas pracy w sklepiku Emanuela. Warto było spróbować.
Nie zdradziła swoich planów żadnemu członkowi rodziny. Nawet Johanowi. Wspomniała,
że musi się wybrać do sklepu na Maridalsveien, aby kupić wełnę do zrobienia rajstop. Wyruszyła w
drogę z samego rana, kiedy otwierano sklepy. Może będzie miała szczęście i zastanie kupca.
Zawsze lubiła przechodzić obok niewielkiej fabryki szpul ze względu na przyjemny zapach
brzozowego i olchowego drewna, ułożonego wewnątrz w stos. Obok budynków mieszkalnych
ustawionych przy ulicy, stała drewniana przybudówka, w której poprzedni właściciel, woźnica Ole
Dæhli trzymał sześć koni, cztery krowy i dwie świnie. Zawsze zastanawiała się, jak te wszystkie
zwierzęta się tam mieszczą. Za przybudówką, wewnątrz podwórka, stał szeroki, dwupiętrowy budy-
nek fabryczny, gdzie wcześniej produkowano miotły.
Zawahała się przed zapukaniem, po czym weszła do środka.
Emil Larsen stał odwrócony do niej tyłem, zajęty wyjmowaniem towarów przeznaczonych
do sprzedaży. Poza staniem za ladą miał na pewno mnóstwo innych zaległych spraw do załatwienia
w związku z działalnością fabryki.
- Dzień dobry, panie Larsen. Piękną mamy dzisiaj pogodę. Odwrócił się bokiem,
dostrzegając, z kim ma do czynienia.
- Wspaniale, że tylu ludzi przechadza się po świeżym powietrzu. Nie powinnaś siedzieć i
pisać książek, Elise?
Roześmiała się:
- Tak, powinnam. Nie mogę jednak zaniedbywać rodziny. Chłopcy potrzebują nowych
rajstop na zimę. Czy ma pan dla mnie jakąś dobrą wełnę?
Obrócił się do niej przodem, kładąc na stole kilka motków z wełną.
- Wydawało mi się, że Peder wyjechał do twojego byłego teścia?
- Tak, ale tęsknił za domem i wrócił. Poza tym, według mnie, praca w gospodarstwie nie jest
dla niego odpowiednia. Powinien raczej zostać kupcem. Na pewno pan pamięta, że mój mąż,
Emanuel, prowadził mały sklepik na Maridalsveien 104? Musiał go zamknąć z powodu choroby,
ale tak długo, jak był otwarty, interes szedł świetnie. Właśnie dzięki Pederowi.
Emil Larsen posłał jej zdziwione spojrzenie.
- Dzięki Pederowi? Kiwnęła głową.
- Okazało się, że znakomicie dawał sobie radę za ladą. - Zaśmiała się, częściowo
zawstydzona, opowiadając o talencie Pedera do zjednywania sobie klientów.
Emil Larsen słuchał, wyraźnie zainteresowany.
- Dlatego uważam, że dalej powinien iść tą drogą - zakończyła. - Mimo że obecnie, tak jak
wielu jego rówieśników, najbardziej ciągnie go do wyruszenia w morze.
- Nie pracuje już jako sprzedawca? Zaprzeczyła ruchem głowy.
- Był zarówno woźnicą, jak i ekspedientem, a wcześniej pomagał majstrowi w szkole,
nosząc drewno i węgiel do pieca. Nawykł do pracy.
- Sądzisz, że byłby zainteresowany pracą u mnie za ladą przez pewien czas? Zatrudniłem
sprzedawcę, który jednak obejmie stanowisko dopiero jesienią.
Rozejrzała się, unosząc brwi, jakby potrzebowała czasu do namysłu.
- Mogę go zapytać.
- Naprawdę? Byłoby wspaniale. Nie mogę być w dwóch miejscach jednocześnie, a
powinienem być raczej w fabryce.
Peder był zachwycony, kiedy mu o tym opowiedziała.
- Zostanę sprzedawcą u Larsena? Uprzedziłaś, że mam piętnaście lat?
- Tak. Wspomniałam mu też, jak świetnie sobie radziłeś, pracując u Emanuela.
Zarzucił jej ramiona na szyję i pocałował w policzek.
- Jesteś najlepszą starszą siostrą, jaką znam! - Roześmiał się, zakłopotany, dodając po
chwili. - Opowiedziałem o tobie starszej damie w pociągu. Zmyśliłem trochę, mówiąc, że jesteś
moją matką. Nie jest to chyba poważne kłamstwo, prawda? Nigdy nie słyszała o twoich książkach,
ale zamierza zacząć je czytać. Poradziłem jej, żeby nie czytała pierwszej, bo według mnie miała za
dużo lat, żeby zrozumieć, kim jest ulicznica. Może okaże się, że o pijakach również nie będzie
miała ochoty czytać.
Elise nie potrafiła powstrzymać śmiechu.
- Widzę, że za twoją rekomendacją zdobędę wielu nowych czytelników.
- Ktoś idzie! - Dagny, podlewając pelargonie przy oknie, miała świetny widok na
przechodniów na ulicy. - Wydaje mi się, że to ten adwokat, Pederze - dodała podekscytowana.
Peder wybiegł, zatrzymując się przy drzwiach.
- Adwokat? Jesteś pewna? Nie wie, że tutaj mieszkamy.
- W takim razie musimy za nim biec.
Zniknęli obydwoje za drzwiami, natomiast Elise włożyła arkusz papieru do maszyny do
pisania, gotowa do rozpoczęcia pracy. Wcześniej zamierzała urządzić kącik do pisania na poddaszu,
ale uznała, że nie będzie to dobre rozwiązanie. Ciągle potrzebowało jej któreś z dzieci, a poza tym
sądziła, że lepiej jest mieć je wszystkie na oku. W kącie ustawili mały stolik, którego nie można
było dostrzec z ulicy, a ona sama również nie rozpraszała się przez to ludźmi, przechodzącymi obok
domu.
Czy naprawdę był to pan Wang-Olafsen? Nie miał w zwyczaju spacerowania tutaj, na
Maridalsveien.
Może pojechał do Vøienvolden, aby się z nimi przywitać, a tam dowiedział się o ich
przeprowadzce? Rozwód Carla Wilhelma wpłynął na niego tak negatywnie, że przez długi czas się
nie pokazywał.
Z ogrodu doszły do niej głosy, głęboki, męski, wyróżniający się na tle dwóch cieńszych,
należących do Dagny i Pedera. Peder nie przeszedł jeszcze mutacji. W pośpiechu wyszła na schody
przed drzwiami wejściowymi.
Pan Wang-Olafsen podszedł do niej z uśmiechem.
- Jak miło panią znowu widzieć, pani Thoresen. Dużo czasu minęło od naszego ostatniego
spotkania.
Kiwnęła głową, witając się z nim serdecznie.
- Dobrze, że się pan pojawił. Tylko najbliższym wspomnieliśmy o naszej przeprowadzce.
- Wstąpiłem do Vøienvolden. Pomoc domowa pana Paulsena wyjaśniła, że wynajęliście
dom poniżej Biermannsgården.
- Proszę wejść do środka. Musi pan obejrzeć, jak wspaniale urządziliśmy wnętrze.
- Najpierw chciałbym zobaczyć ogród. Jakie piękne kwiaty! I jaka wspaniała stajnia!
Dawniej mieszkał tu woźnica, prawda?
- Tak. Również on dbał o ogród. Na pewno bardzo lubił kwiaty.
Po jego twarzy przeszedł cień smutku.
- W ten sposób powinni mieszkać wszyscy ludzie. Prosto, urokliwie i przytulnie. Może
byłoby mniej niezadowolonych małżeństw oraz kłótni. Wyszłoby im to na dobre. Oczywiście mam
na myśli osoby, które na to stać, nie robotników. Jest takie powiedzenie, które mówi, że im więcej
masz, tym więcej chcesz mieć. Te słowa uderzają mnie za każdym razem. Jako adwokat poznałem
wiele ludziach historii. Osoby, które wydawałoby się, mają wszystko, czego mogliby sobie
zażyczyć, nie są jednak zadowoleni. Marzą im się większe domy, więcej służby, automobil, ubrania
zgodne z najnowszą modą oraz wakacje raz lub dwa razy do roku w Anglii czy innym miejscu.
Robi mi się ich żal. - Jeszcze raz rozejrzał się wokół. - Dlatego tak bardzo cenię sobie odwiedziny
w waszym domu, pani Thoresen. Nigdy nie mieliście zbyt wielu pieniędzy, a mimo to nie
narzekaliście. Wasze dzieci nie są rozpieszczone i potrafią się cieszyć z drobnych rzeczy. Jeśli inni
czerpaliby z was przykład, świat byłby lepszy.
Elise się zawstydziła. Nie zasłużyła na takie pochwały. Nie zawsze była taka miła,
zwłaszcza za życia Emanuela.
Peder i Dagny zainteresowali się kociakiem, któremu udało się przedostać przez ogrodzenie
z Biermannsgården. Pobiegli za nim w kierunku stajni. Zawahała się, zaczynając ostrożnie.
- Pan Ringstad wspomniał mi, że Carl Wilhelm i Olga Katrine zamierzają wziąć rozwód.
Odwrócił twarz w jej stronę i skinął głową.
- Dlatego tak długo się nie odzywałem. Ciężko przeżyłem tę wiadomość.
- Rozumiem pana. Tak się cieszyli, że w końcu doczekał się pan wnuków.
- Nie będę się z nimi od teraz zbyt często widywał. Zabrała je ze sobą do Kristiansand, gdzie
mieszka jej rodzina.
- Nie rozumiem, dlaczego odbiera się dzieci ojcu. Potrzebują obydwojga rodziców.
- Prawda? Ja także tego nie rozumiem. Dopiero co przeczytałem artykuł w „Pani Domu". -
Na jego twarzy pojawił się uśmiech. - Zazwyczaj nie czytuję magazynów dla kobiet, ale tam można
znaleźć wiele ciekawych artykułów. Ten opowiadał o miłości, małżeństwie i rozwodzie. Autor
twierdził, że wiele osób z tych, które nawiązują pozamałżeńskie romanse, później żałuje. Zakochują
się, nie wiedząc zbyt wiele na temat swojej nowej miłości. Dlatego tak ważne jest wcześniejsze
przemyślenie decyzji o zawarciu małżeństwa. Niektórzy tak bardzo do siebie nie pasują, że wspólne
życie jest praktycznie niemożliwe. Zanim człowiek podejmie tak poważną decyzję, powinien
zapytać siebie samego: Czy mogę unieszczęśliwić moją wybrankę? Czy moje uczucie jest na tyle
silne, że wytrzyma wszelkie przeciwności, które napotkamy w przyszłości? Czy jestem gotowy na
wielokrotne poświęcenia? - Uśmiechnął się. - Pewnie ludzie nie zawieraliby tylu małżeństw, gdyby
wszyscy zadawali sobie te pytania.
Elise zamyślona kiwnęła głową. Myślała o Emanuelu i o Johanie. Dla Johana byłaby w
stanie poświęcić wszystko, ale dla Emanuela nie potrafiłaby tego zrobić.
- Czy wiele par się teraz rozwodzi? - zapytała.
- Niestety tak. Wystarczy, że cofniemy się pamięcią o pięć-sześć lat, kiedy w Kristianii nie
mówiło się o ani jednym rozwodzie. Teraz słyszę o jednym za drugim.
Weszli do salonu i usiedli. Pan Wang-Olafsen właśnie skończył drugie śniadanie, więc
grzecznie podziękował za filiżankę kawy.
- Powinienem był was odwiedzić dawno temu, pani Thoresen. Kiedy rozmawialiśmy
ostatnim razem, sądzę, że przed rokiem, obiecałem, że spróbuję uzyskać informacje na temat pani
dziadka. Było to trudne, tym bardziej, że był włóczęgą i nie miał stałego miejsca zameldowania.
Łatwiejszym zadaniem okazało się zbadanie sprawy Julii Andersen, bo się prostytuowała, a policja
prowadzi szczegółowe akta dotyczące kobiet lekkich obyczajów. Miałem także wgląd w kroniki
więzienne.
Elise skinęła głową.
- Brałam pod uwagę, że może być trudno.
- Tymczasem dotarłem do prawie pewnej informacji, że Julia Andersen nie jest twoją ciotką.
Jej rodzice umarli wiele lat temu w przytułku dla ubogich w Fossum. Ma brata, który pracuje w
tartaku w Sarpsborgu, oraz siostrę, która przeprowadziła się do Stabekk. Rozmawiałem ze
szwagrem Julii. Potwierdził, że jego teść umarł w Fossum. Nie ukrywał też, ile w ciągu lat Julia
przysporzyła im problemów. Zarówno on, jak i jego żona, Karoline spotkali się osobiście z
dyrektorem zakładu po otrzymaniu od niego listu. Pisał w nim, że Julia twierdziła, że po wypusz-
czeniu zamieszka u nich, czemu się zdecydowanie sprzeciwiali. Elise szybko mu przerwała.
- Nie wiem, czy pan słyszał, ale mój dziadek umarł przed rozpoczęciem lata.
Uniósł brwi, wyraźnie zaskoczony.
- Nie, nie miałem pojęcia.
- Pojawili się w Vøienvolden, on i Julia. A dokładnie położyli się na sianie w stodole.
Dziadek był poważnie chory, a pani Børresen, żonie dzierżawcy, zrobiło się go żal, więc zabrała go
do małej sypialni w ich domu. Umarł następnego ranka. Najgorsze jest to, że pani Børresen musiała
się od niego zarazić. Zmarła tydzień później.
Pan Wang-Olafsen przerażony potrząsnął głową.
- Zaraz po pogrzebie do Julii podszedł pastor, rozmawiał z nią bardzo życzliwie. Wtedy
przyznała się, że mój dziadek nie był jej ojcem. Twierdziła, że zamierza wrócić do zakładu
Christiana Augusta. Od tej pory słuch o niej zaginął.
Pan Wang-Olafsen odetchnął z ulgą.
- W takim razie miejmy nadzieję, że pozbyła się pani tego problemu. A jak ma się reszta
rodziny? Peder opowiadał cały rozpromieniony, że dostał pracę ekspedienta w Wełnie i robótkach
ręcznych, niżej, na Maridalsveien. Wydawało mi się, że miał pojechać do pani byłego teścia i
pracować u niego w gospodarstwie?
Elise poczerwieniała. Podniosła się z krzesła, wyjmując niewielki półmisek z ciastkami.
Jako adwokat nie powinien się dowiedzieć, że pani Ringstad uderzyła Emanuela lokówką do
włosów, co mogło stanowić bezpośrednią przyczynę jego śmierci.
- Zna pan Pedera - powiedziała, uśmiechając się nieznacznie. - Jest taki wrażliwy. Tęsknił
za domem, więc nie wytrzymał tam zbyt wielu dni.
- Szkoda. Przydałby mu się pobyt latem na wsi. Ważne, że ma pani w dalszym ciągu dobry
kontakt z panem Ringstadem, pani Thoresen. Z tego co zrozumiałem, kwestia spadku nie została
jeszcze rozwiązana. Według nowego prawa, które weszło w życie, drugi syn Emanuela ze związku
pozamałżeńskiego ma takie same prawa, co pani syn, Hugo. Jeśli rzeczywiście jest tale, że Emanuel
pisemnie potwierdził, iż jest ojcem syna Signe Stangerud oraz dowiedziono, że zaszła ona w ciążę
przed zawarciem waszego małżeństwa, a Hugo ma innego ojca, stoi pani na słabej pozycji. Byłoby
szkoda. Jestem przekonany, że zarówno Emanuel, jak i jego ojciec życzyli sobie, żeby to właśnie
Hugo z czasem przejął gospodarstwo.
- Ciotka pana Ringstada opowiedziała mi, że spalił on dokumenty, które podpisywałam.
Okropnie się bała, co może przyjść do głowy pani Ringstad, jeśli się o tym dowie. Dokumenty
wystarczyłyby, żeby Signe Stangerud oraz Sjur Bergeseth mogli mnie szantażować i grozić poda-
niem do prasy informacji, że jestem Cyganką.
- Czy widziała ich pani albo odzywali się do pani ostatnio? Elise zaprzeczyła ruchem głowy.
- Wiem tylko, że się pobrali, a jej rodzice zajmują się Sebastianem. Ojciec Sjura Bergesetha
twierdzi, że gospodarstwa z czasem zostaną połączone, po tym jak Sebastian odziedziczy Ringstad.
To doprowadza do wściekłości mojego byłego teścia.
- Biedny człowiek! Musi tyle walczyć na stare lata. Elise kiwnęła głową.
- Wie pani, na co mam ochotę, pani Thoresen? Zabrać was do teatru. Oczywiście nie
najmniejsze dzieci, ale Pedera, Everta, pana Thoresena oraz panią. Dagny może przecież zostać w
domu i zaopiekować się najmłodszymi. Nie macie zbyt wielu przyjemności, a robicie tyle dla
innych. Co pani na to, żebym kupił bilety na sztukę w Teatrze Fahlstrøma na Torvgaten albo w
Teatrze Narodowym? Ten ostatni niedawno wystawił sztukę Ibsena. Są ambitni i stawiają sobie
niełatwe cele. To Peer Gynt. Przeczytała go pani?
Elise zaprzeczyła, potrząsając głową. Było jej wstyd, że wielu książek nie czytała oraz o tak
licznych sprawach nie miała pojęcia.
- Nasza nauczycielka opowiadała o tej książce, kiedy chodziłam do siódmej klasy, ale
większość zapomniałam. Po tym jak skończyłam szkołę, nigdy nie miałam czasu na czytanie.
- Ale na pewno słyszała pani, o czym opowiada? Skinęła głową.
- O młodym synu chłopa, Peeru Gyncie z doliny Gudbrandsdalen, jego matce Åse i młodej
Solveig, o której Peer nie potrafił zapomnieć, nawet podczas wieloletniego pobytu za granicą.
Pamiętam też o grocie Króla Gór, kusicielce Anitrze i Przetapiaczu Guzików.
Pan Wang-Olafsen roześmiał się.
- W takim razie pamięta pani naprawdę wiele, nie czytając ani nie oglądając sztuki. Jestem
przekonany, że się pani spodoba.
- Jednak nie możemy się zgodzić tak wielki prezent. Tyle biletów do teatru będzie
kosztowało majątek!
Pan Wang-Olafsen jeszcze raz zaczął się śmiać.
- Nie wiem, na co innego chciałbym przeznaczyć swoje pieniądze. - Podniósł się z miejsca. -
Pójdę od razu do teatru, aby zarezerwować bilety. Wrócę, żeby uprzedzić was, na jaki dzień zostały
zamówione. Teatry często zmieniają dzień przedstawienia, jeśli jest zbyt mało chętnych. Niektórzy
chodzą tylko w ciągu tygodnia.
Odprowadziła go na zewnątrz.
- Nie wiem, jak mam panu dziękować. Chłopcy będą zachwyceni. Odwrócił się do niej,
nagle przybierając poważny wyraz twarzy.
- A Kristian? Nie doszły do pani żadne nowe wiadomości na jego temat?
Potrząsnęła głową, unikając jego wzroku. Było jej przykro, że go okłamywała, ale Kristian
napisał wyraźnie, że dla wszystkich poza nią jest martwy. Nie mogła go zdradzić, opowiadając to,
co wiedziała. O liście nie wiedział nikt poza nią, Johanem i Anną.
Peder i Dagny byli tak zaabsorbowani kociątkiem, że zapomnieli o adwokacie. Teraz Peder
zrobił zdziwioną minę.
- Już pan wychodzi? Przecież dopiero pan przyszedł? Pan Wang-Olafsen roześmiał się.
- Mogę was odwiedzić innego dnia. Kto wie, może przyjdę jeszcze dzisiaj po południu?
Najpierw jednak muszę pójść do miasta i załatwić pewną ważną sprawę. Chcę kupić bilety do teatru
dla nas wszystkich.
- Dla wszystkich? To znaczy dla wszystkich ludzi, którzy mieszkają w okolicy?
Gość zachichotał.
- Nie, miałem na myśli Elise i Johana Thoresenów, Pedera Løvliena i Everta. Dagny będzie
musiała zająć się dziećmi, ale w ramach podziękowania dostanie ode mnie prezent.
Peder wpatrywał się w niego, nic nie rozumiejąc.
- Kupi pan bilety dla nas wszystkich? Ma pan tyle pieniędzy?
- Jesteś podobny do swojej siostry - odparł pan Wang-Olafsen i zaśmiał się. - Ona także nie
wierzyła w zawartość mojego portfela.
Elise odpowiedziała uśmiechem, odprowadzając go wzrokiem do furtki.
- Czy można sobie wyobrazić milszego człowieka niż on? Dagny stała z rozanielonym
wyrazem twarzy.
- Dostanę prezent!
Peder spojrzał na nią szybko.
- Ciekawe, co to będzie za prezent.
- Znowu ktoś idzie - przerwała Dagny. - Słyszę płaczące dziecko. To na pewno twoja
siostra, Elise.
Elise westchnęła. Kiedy w końcu znajdzie trochę czasu na pisanie? Usłyszeli otwierającą się
i po chwili zamykaną furtkę oraz kroki za rogiem domu.
Elise szeroko otworzyła oczy. Jej oczom ukazał się się młody mężczyzna z małym
chłopczykiem na ramionach. Gapiła się, nie rozumiejąc. Sekundę później zarówno ona, jak i Peder
wybiegli na podwórko na powitanie nieoczekiwanego gościa.
- Kristian! - krzyknęli chórem z mieszaniną płaczu i radości w głosie.
23
Obsiedli go wkoło, wszyscy razem.
Elise nie potrafiła powstrzymać łez, które nieustannie spływały jej po policzkach. Peder z
kolei nie był w stanie usiedzieć cicho nawet przez sekundę, kręcąc głową, klaszcząc w ręce i
przeszkadzając wszystkim swoimi komentarzami i gestami. Evert natomiast siedział całkowicie
nieruchomo, gapiąc się na Kristiana, jakby ten był istotą z innego świata.
Minęło trochę czasu, zanim do końca zrozumieli, że wrócił, a do tego został ojcem
malutkiego dziecka. Johan był tym faktem przerażony, ale Elise tak się cieszyła na widok Kristiana,
że nie miała czasu na zmartwienia. Miał tylko szesnaście lat, owszem, ale nie był pierwszą osobą,
która została ojcem w tym wieku. W każdym razie nie tutaj, nad rzeką.
Chłonęli każde jego słowo, wysłuchując absorbującej, chociaż smutnej opowieści. Kiedy
wspominał o wycieńczającej przeprawie przez jezioro oraz w dół, do wsi, wstrzymali oddech, mimo
że zakończenie musiało być szczęśliwe. Dowód stanowili Kristian i malutki chłopiec, którzy
siedzieli żywi naprzeciwko nich.
- Kobieta, Maghild, obiecała zająć się chłopcem, podczas gdy ja wyruszyłem z powrotem do
pasterskiej szopy - zaczął, zmierzając do końca swojej historii.
Elise przeszył dreszcz. Zrozumiała już, że Svanhild nie żyła, ale nie wiedziała, jak do tego
doszło.
- Byłem kompletnie wyczerpany, a na zewnątrz zapadał zmrok, ale nie mogłem czekać do
następnego dnia. Magnhild była na tyle uprzejma, że dała mi trochę kaszy na mleku. Potem
ruszyłem w drogę. Pożyczyła mi również latarnię, ale nie śmiałem używać jej przez cały czas ze
strachu, że gdy będę potrzebował jej najbardziej, zgaśnie.
Elise nie mogła się powstrzymać przed zadaniem pytania.
- Nie bałeś się dzikich zwierząt? Kiwnął twierdząco.
- Tak, okropnie się ich bałem. Magnhild wspomniała, że na traktach widywano stada
wilków, które po długiej i srogiej zimie muszą być wygłodniałe. Przez całą drogę modliłem się do
Boga i to on mnie uratował. W wielu miejscach potykałem się i upadałem, zwłaszcza na ogromnych
głazach pokrytych zmrożoną wodą. Mogłem nieszczęśliwie stanąć i spaść, ale czułem, że Bóg idzie
obok mnie, czuwając nad każdym moim krokiem.
Teraz Peder w końcu się uspokoił. Wpatrywał się w Kristiana z wytrzeszczonymi oczami.
- Widziałeś go?
Kristian uśmiechnął się. Elise uderzyło to, że różnica wieku między tą dwójką znacznie się
powiększyła. Peder wciąż był dzieckiem, podczas gdy Kristian stał się mężczyzną.
- Nikt nie potrafi zobaczyć Boga, ale można poczuć, że podąża obok nas.
- Myślisz, że idzie przy mnie?
- Na pewno. Porozmawiaj z nim, a sam zobaczysz.
- Opowiadaj dalej! - zawołała zniecierpliwiona Elise. - Co się stało ze Svanhild?
- Leżała w łóżku, dokładnie tak jak wtedy, gdy ją opuściłem. Umieściłem latarnię koło
łóżka, opowiadając jej o miłej kobiecie, która nakarmiła dziecko piersią, po tym jak straciła swoje
trzynaste dziecko. Wspomniałem też, że zaoferowała się karmić Halfdana aż do mojego powrotu.
Uśmiechnęła się wtedy, tak szeroko jak tylko była w stanie. Udało mi się nawet nakarmić ją
kilkoma łyżkami kaszy. Jednak, kiedy obudziłem się następnego ranka, już jej nie było. - Głos mu
się załamał. Zakrył twarz dłońmi, a ramiona zaczęły mu się trząść.
Elise wstała i bez słowa go objęła. Smutek nie potrzebował słów, pomyślała. Jedyne, co
mogła zrobić, to pokazać mu, że zawsze go wspierała, bez względu na to, jakie podejmował
decyzje.
-Nie było jej? -zapytał Peder, nic nie rozumiejąc. - Ktoś ją zabrał?
Kristian kiwnął głową, nie podnosząc wzroku.
- Tak, Bóg ją zabrał. Do swojego domu. Peder był zagniewany.
- W takim razie nie wiem, czy chciałbym, żeby był blisko mnie. Johan siedział w ciszy
podczas opowieści Kristiana. Od czasu do czasu Elise rzucała w jego stronę ukradkowe spojrzenia.
O czym myślał? Ten, który nie chciał uwierzyć, że Kristian wciąż żyje? Wreszcie się odezwał.
- Musisz opowiedzieć wszystko jeszcze raz od początku, Kristianie. Czy proroctwa o dniu
ostatecznym tak cię przeraziły?
Kristian skinął głową, czerwieniąc się. Jego twarz posępniała.
- Nie mówmy więcej o kaznodziei! To on jest winien śmierci Svan-hild! - dodał
gwałtownie. - Nigdy w życiu nie pójdę już na podobne spotkania.
- Powiadomiłeś rodziców Svanhild o tym, co się stało? Kristian potrząsnął głową.
- Nie wiedziałem, czy odważę się wrócić do Kristianii. Jestem pewien, że obarczą mnie
winą. Tylko dzięki pieniądzom otrzymanym od gospodyni Ryggjatunet zdołałem tu dotrzeć,
najpierw łodzią rybacką, a potem większym statkiem, płynącym wzdłuż całego wybrzeża. Na
pokładzie znajdowało się więcej pasażerów, między innymi tacy, którzy zamierzali wyemigrować
do Ameryki. Wśród nich był młody pastor. Rozmawiałem z nim, opowiedziałem mu swoją historię.
Pomógł mi zrozumieć, że część winy powinni wziąć na siebie rodzice Svanhild. Rozpętali piekło
podczas histerii związanej z Sądem Ostatecznym. Svanhild tak bardzo się bała, że prawie przestała
jeść. To ona namówiła mnie do ucieczki.
- Tylko dlaczego pozwoliłeś nam myśleć, że odebrałeś sobie życie? - W głosie Johana
brzmiał wyrzut.
- Nie miałem takiego zamiaru. Po czasie zdałem sobie sprawę, że musiałem być wtedy
zagubiony i zarazem zrezygnowany. Wszystko jedno, czy umarłbym wtedy, czy 18 maja, kiedy
kometa miała trafić w Ziemię, i tak bym doczekał dnia sądu. Nie myślałem wtedy rozsądnie. Kiedy
zmieniliśmy zdanie, nie sądziliśmy, że ktoś będzie nas szukał. Chcieliśmy jedynie zniknąć z
Hausmannsgate, zniknąć z Kristianii, rozstać się ze strachem, który towarzyszył nam przez cały
zeszły rok, począwszy od przyjścia nowego kaznodziei.
- Może nie powinieneś zabierać ze sobą dziecka, kiedy wybierzesz się z wizytą do państwa
Wiborgów.
Kristian potrząsnął głową.
- Nie mogę go ze sobą wziąć. To byłby okropny spektakl. Muszę im jednak powiedzieć, że
urodziło nam się dziecko.
- Chcesz, żebym z tobą poszedł? Kristian znowu zaprzeczył ruchem głowy.
- Dziękuję, ale wolę załatwić to sam. Elise wtrąciła się do rozmowy.
- Najpierw musisz pójść do Hildy i pana Paulsena.
- Musisz też uprzedzić pana dżentelmena, żeby dla ciebie również kupił bilet
Kristian spojrzał na Pedera ze zdziwieniem. - Jaki bilet?
- Do teatru. Funduje nam wszystkim bilety, tylko Dagny wolała dostać prezent.
Elise była niespokojna, kiedy Kristian następnego poranka zniknął za drzwiami. Stała przy
oknie, z jego małym synkiem na rękach, próbując sobie wyobrazić reakcję rodziców Svanhild. Są
inni niż wszyscy, więc prawdopodobnie zachowają się zupełnie inaczej, niż zrobiłaby to ona. Wcale
nie była taka pewna, czy smutek po utracie ich jedynej córki będzie dla nich w tym momencie
najistotniejszy. Głęboko w środku może mieli niewielką nadzieję, ale teraz czeka ich potwierdzenie,
że zniknęła na zawsze. Pozostawał jeszcze wstyd. Urządzili nawet pogrzeb, zaaranżowaną
ceremonię nad pustym grobem. W rzeczywistości Svanhild leżała na cmentarzu w małej wiosce na
zachodzie kraju, w miejscu sfinansowanym przez opiekę społeczną w tamtejszym okręgu.
Bez wątpienia grzech, którego się dopuścili, wzbudzi w nich największy gniew. Ich córka,
dobrze wychowana, posłuszna i religijna, piętnastoletnia młoda dziewczyna dała się skusić diabłu i
urodziła dziecko swojemu kochankowi. To hańba. Albo nie będą chcieli mu uwierzyć, przyjmując,
że to kłamstwo albo oskarżą Kristiana o gwałt.
Przytuliła maleńkiego chłopca blisko do ciała. Był niewiarygodnie ufny, od samego
początku wyciągając do niej rączki, zupełnie jakby znał ją od zawsze.
- Biedny, mały, osierocony przez matkę chłopczyk - wyszeptała w stronę miękkiego,
dziecięcego policzka. - Zaopiekuję się tobą. Teraz w końcu będziesz miał dość jedzenia i nikt nie
będzie mógł być wobec ciebie zły.
Pomyślała o chłopie, który przegonił ich ze swojego gospodarstwa, i serce zaczęło jej
krwawić. Jednocześnie nie mogła zapomnieć, że gospodyni uratowała Halfdanowi życie.
Schorowana kobieta we wsi nie tylko pomogła Svanhild przy porodzie, ale również pożyczyła
Kristianowi pieniądze na powrót.
Pierwszą rzeczą, jaką zrobiła po obudzeniu się następnego ranka było włożenie identycznej
kwoty do koperty i przekazanie jej Kristianowi.
- Napisz do niej list, włóż do środka pieniądze i wyślij tak szybko, jak tylko się da! Pozdrów
ją ode mnie i napisz, że Bóg odpłaci jej za okazaną dobroć.
Elvira podeszła do niej nieporadnie, szarpiąc za skraj spódnicy. Była zazdrosna, bo też
chciała znaleźć się w jej ramionach. Dagny zabrała ze sobą do ogrodu Hugo i Jensine, gdzie
kontynuowali poszukiwania kociaka, którego widzieli tam poprzedniego dnia.
Kristian wybrał się do Hildy poprzedniego wieczoru, ale dość szybko wrócił. Hildy nie było
w domu, a majster narzekał, bo nie wiedział, gdzie ona jest. Zdziwił się, kiedy zobaczył Kristiana,
ale był bardziej przejęty brakiem obecności Hildy.
- Bałem się, że będzie na mnie wściekły - przyznał Kristian z ulgą. Spotkanie wypadło
lepiej, niż się spodziewał. - Sprawiał wrażenie, jakby niemal zapomniał, że zaginąłem.
- Był dzisiaj dosyć rozkojarzony - zauważyła Elise. - Może to przychodzi z wiekiem. -
Mimo to w środku wcale nie była taka spokojna, jak się wydawało. Hilda musiała być teraz
ostrożna! Wszystko zmierzało do katastrofy, która obejmie nie tylko ją samą.
Zobaczyła, że Kristian wraca. Poprzedniego dnia skarżył się na bóle pleców, ale dzisiaj
sprawiał wrażenie, jakby mu się polepszyło. Szedł lekko i z podniesiona głową, był najwyraźniej w
dobrym humorze. Odetchnęła z ulgą. W takim razie nie mogło być aż tak źle.
Podeszła do niego, kiedy wchodził.
- Jak poszło?
Kristian potrząsnął głową, jakby nie potrafił uwierzyć w to, co się stało.
- Muszą być niespełna rozumu, cała rodzina! Matka twierdziła, że nigdy wcześniej mnie nie
widziała. Jej córka umarła znacznie wcześniej i została pochowana na cmentarzu Północnym,
powiedziała. Nie rozumiała, o kim mówię. Widziałem, że babcia chce zaprotestować i się odezwać,
ale matka ją powstrzymała. Wyprosiła mnie na zewnątrz, mówiąc, że musiałem pomylić Svanhild z
kimś innym. Według niej Svanhild była gorliwą wyznawczynią nauk pastora Barratta. Nie opuściła
ani jednego spotkania w kościele na Hausmannsgate, zanim zachorowała i umarła.
Elise stała, słuchając z otwartymi ustami.
- Nie interesowało ją, co się działo z jej córką od momentu, kiedy zniknęła?
- Nie chciała przyznać, że Svanhild zaginęła. Matka musiała zmyślić swoją własną historię i
opowiedzieć ją tak wielu osobom, że sama w nią uwierzyła. Kiedy próbowałem wytłumaczyć, że
mam syna, którego urodziła Svanhild, zbielała ze złości, prosząc, abym wyszedł i nigdy więcej się
tam nie pokazywał.
Elise pokręciła głową z niedowierzaniem. Przycisnęła Halfdana bliżej do siebie.
- Biedny chłopiec. Pomyśleć, że wypierają się go jego dziadkowie.
Nie dostrzegła, że Dagny i Peder weszli do środka, póki nie usłyszała głosu Pedera. Evert
był w pracy, Johan w pracowni w Vøienvolden, natomiast Pederowi pozostały jeszcze trzy dni do
objęcia stanowiska sprzedawcy w sklepie z pasmanterią.
- Myślę, że zostałaś jego babcią, Elise. Zawsze zastępowałaś mamę Kristianowi, Evertowi i
mnie, więc wszystko wskazuje na to, że teraz jesteś babcią Halfdana. Prawda, Kristianie?
Kristian kiwnął głową, sprawiał wrażenie nieobecnego.
- Pan Paulsen nie powiedział ani słowa na temat mojego powrotu. Nie wspomniał też o
rozpoczęciu przeze mnie nauki w liceum Borgerskolen. Chociaż chyba i tak nie mogę się tam
dostać bez zaliczenia egzaminów końcowych w szkole podstawowej, prawda?
- Prawdopodobnie nie. - Elise zrobiło się przykro. - Evert zaczyna Borgerskolen jesienią.
Pan Paulsen zaproponował, że za niego zapłaci.
- W takim razie nie wiadomo, czy zapłaci także za mnie. Westchnęła po cichu. Jeśli dowie
się, co ukrywa Hilda, nie ma pewności, czy w ogóle będzie chciał mieć z nimi cokolwiek do
czynienia.
W tej samej chwili Jensine i Elvira wróciły z ogrodu. Jensine trzymała na rękach kotka,
podczas gdy Elvira próbowała go jej odebrać. Elise uśmiechnęła się.
- Nigdy przedtem nie widziałeś Elviry, Kristianie. Przyszła na świat w dniu twojego
zniknięcia. Tak bardzo byłam zmartwiona twoim zaginięciem, że nie mogłam w pełni cieszyć się z
jej narodzin. Na szczęście później się to zmieniło i teraz nie wyobrażam sobie bez niej życia. Ona i
Halfdan zostaną towarzyszami zabaw.
Kristian spojrzał jej w oczy.
- Przyjmujesz to jako pewnik, że z wami zamieszkamy.
- Gdzie indziej się podziejesz?
- Zdobędę pracę i wynajmę pokój.
- Nie opowiadaj bzdur. Mamy wolną sypialnię naprzeciwko drzwi wejściowych. Stoi pusta,
czekając tylko, aż ktoś ją zajmie. Z twoimi zdolnościami byłoby szkoda, gdybyś nie ukończył
szkoły. Johan i ja zarabiamy teraz dobrze, więc stać nas na utrzymanie jeszcze dwóch osób.
Najpierw jednak zjemy - dodała. - Tak się zdenerwowałam, kiedy poszedłeś do rodziców Svanhild,
że nie zdołałam wmusić w siebie śniadania.
Odwróciła się przodem do Dagny.
- Czy możesz pomóc Elvirze, Dagny? Halfdan usiądzie u mnie na kolanach. W kance
zostało trochę mleka, a chleb znajdziesz w pojemniku.
- Gdzie jest Hugo?
- Pewnie jest w ogrodzie. Jensine i Elvira bawiły się tam przed chwilą z kotem. Pederze,
pobiegnij i przyprowadź go.
Dagny pomogła Elvirze usiąść na taborecie, a następnie wyjęła wszystko, czego
potrzebowali.
Elise rzuciła okiem na Kristiana. Wychudł od poprzedniego roku, ale urósł, przewyższając
teraz Johana. Ubrania na nim wisiały. Powinni go dobrze żywić, aby z czasem przybrał na wadze. Z
jego twarzy można było też wyczytać dojrzałość. Nie było w tym nic dziwnego, biorąc pod uwagę
ciężki rok, który miał za sobą.
Napotykając jej wzrok, uśmiechnął się.
- Dobrze być znowu w domu. Odwzajemniła jego uśmiech.
- Bóg nas pobłogosławił, pozwalając ci wrócić. Ani przez chwilę nie straciłam nadziei.
- Przeczuwałem to. Cieszę się, że wyprowadziliście się z Vøienvolden. Nie czułem się tam
jak w domu.
- Dobrze się nam tam mieszkało, a wszyscy w gospodarstwie byli dla nas mili. Nie
zamierzaliśmy jednak z Johanem pokazywać w naszych pracach życia właścicieli fabryk Teraz
mieszkamy wśród podobnych nam ludzi, bliżej przędzalni oraz tkalni, a wszystkie sąsiednie domy
zamieszkują ich pracownicy.
Peder wszedł do środka.
- Hugo się schował. Nie reaguje na moje wołanie, więc nie dostanie jedzenia.
Elise westchnęła z rezygnacją.
- On także nic nie jadł w porze śniadania, a stół nie będzie nakryty w nieskończoność. -
Posadziła Halfdana na kolanach Kristiana i wybiegła na podwórze.
- Hugo, natychmiast tu przyjdź! Siedzimy przy stole i czekamy na ciebie. Jeśli zaraz nie
przyjdziesz, nie dostaniesz jedzenia.
Nie pokazał się. Z tego wynika, że poszedł do starej stajni i nie usłyszał, jak go wołali.
Pobiegła szybko wąską dróżką pokrytą żwirem, zachwycając się pięknymi dzikimi różami,
pamiętając, żeby je podlać w okolicy wieczoru.
Nagle zatrzymała się zdumiona. Drzwi od stajni były zamknięte z zewnątrz na sztabę!
Czy któreś z dzieci zamknęło go w środku?
Potrząsnęła głową niewiele z tego rozumiejąc. Peder i Dagny byli jedynymi, którzy
wchodzili w grę, a Peder sam wyszedł, aby go zawołać.
Uniosła zasuwę i otworzyła drzwi.
- Hugo? - W środku było ciemno, cicho i pusto. - Hugo! - zawołała jeszcze raz, nie mając
już jednak nadziei, że go tam zastanie. Przyszedłby od razu, gdyby usłyszał, że to ona.
Zbita z tropu, wyszła na zewnątrz i przeszukała ogród. Nie był zbyt rozległy, mimo że na
jego obszarze rosło wiele gatunków roślin i krzaków. Hugo mógł się ukryć pod krzakiem porzeczki
albo wysokimi łodygami kwiatów, ale wydawało jej się, że wtedy by go zauważyła.
Czy to możliwe, że przeszedł przez ogrodzenie do gospodarstwa Biermannsgården? Ta myśl
wywołała w niej poczucie ulgi. Oczywiście, że tak! Wiedział, że w gospodarstwie przyszedł na
świat miot kotów, więc na pewno nie oparł się pokusie, aby się tam wślizgnąć.
Kristian wyszedł na zewnątrz.
- Nie znalazłaś go? Zaprzeczyła ruchem głowy.
- Nie, nie ma go tutaj. Myślę, że przekradł się do sąsiadów, żeby popatrzeć na kociaki.
W tej samej chwili pojawili się Peder i Dagny.
- Tego by nie zrobił - oceniła zdecydowanie Dagny. - Powiedziałam mu, że po drugiej
stronie jest rozgniewany byk.
- Gdzie się w takim razie podział? Nie ma go przecież tutaj.
- Może wyszedł na ulicę? Peder zaprzeczył.
- Nie sięga do klamki od furtki. Dagny skurczyła się w ramionach.
- Myślę, że zabrał go jego ojciec. Stał za płotem, kiedy wychodziłam dzisiaj rano, ale bałam
się o tym powiedzieć.
Elise wpatrywała się w nią, czując, że jej serce zaczyna bić coraz szybciej. Czy Ansgar
porwał Hugo, po tym jak Johan zagroził mu pobiciem?
Więcej sag na:
http://chomikuj.pl/kotunia89