(Wiatr nadziei 19) U twego boku Frid Ingulstad

background image

FRID INGULSTAD

U TWEGO BOKU

Saga Wiatr Nadziei

część 19

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Kristiania, Boże Narodzenie 1907 roku

- Johan? - szepnęła Elise, nie wierząc własnym oczom. Już miała rzucić się mu

w ramiona, ale coś ją powstrzymywało.

Na twarzy Johana pojawił się znajomy serdeczny uśmiech, który tak kochała.

- Nie obejmiesz mnie? - spytał.

Elise spojrzała na Hugo i Isaca. Chłopcy w milczeniu wodzili za nimi

wzrokiem. Żaden z nich się nie poruszył.

Oczywiście, że go przytuli. Nikt nie miał prawa czynić jej wyrzutów z tego

powodu, oto stary przyjaciel powraca do domu z wielkiego świata. Nogi wciąż jednak

nie chciały jej słuchać.

- Więc twój pobyt w Paryżu dobiegł końca? Uśmiech na twarzy Johana zgasł.

Nie zrozumiał?

Nie słyszał o chorobie Emanuela? Johan potrząsnął głową.

- Nie, przyjechałem na święta.

background image

Ś

więta... Tu nad rzeką to słowo miało dziwny wydźwięk. Poza dziatwą

szkolną nikt w tym czasie nie wypoczywał.

- Miałem nadzieję, że napiszesz. - W jego wzroku pojawił się cień urazy, a w

słowach kryła się nutka zdziwienia i rozczarowania.

- Przecież pisałam - zdziwiła się. - Nie dostałeś mojego listu?

Pokręcił głową.

- Pierwszy list spaliłam.

Johan nie poruszył się. Patrzył jej prosto w oczy, czekając na wyjaśnienia.

- Kiedy dostałam list od ciebie, postanowiłam rozmówić się z Emanuelem.

Zamierzałam odejść od niego, ale los chciał inaczej.

Johan słuchał z napięciem.

- Emanuel zachorował. Choroba przykuła go do łóżka. Nie mam pojęcia, czy

kiedykolwiek wydobrzeje.

Obserwowała, jak zmienia się jego twarz, zrazu przestraszona i zaskoczona,

potem pojawił się na niej wyraz zastanowienia.

W końcu pokiwał głową, dając znak, że pojął.

- Usiłujesz mi powiedzieć, że nic się nie zmieni, póki twój mąż jest chory.

Znów chciała podbiec, zarzucić mu ramiona na szyję i powiedzieć, że jest

mężczyzną jej życia, ale nie uczyniła tego. Targały nią uczucia tak potężne, że lękała

się dopuścić je do głosu.

- Tak mi przykro, Johan - szepnęła.

- Mnie też jest przykro.

- Więc potrafisz mnie zrozumieć?

- Potrafię, choć nie ukrywam, że jestem rozczarowany. Sam nie wiem, czego

się spodziewałem. Brak odpowiedzi tłumaczyłem sobie dwojako: że wciąż się wahasz

lub że chcesz sprawić mi niespodziankę. Gdybyś nie miała nadziei na wspólną

przyszłość, odpisałabyś od razu.

Elise pokiwała głową.

- Szkoda, że list do ciebie nie dotarł. W tym pierwszym, tym, który spaliłam,

napisałam, że Emanuel zachorował ze zgryzoty. Miałam zamiar zaproponować mu,

byśmy rozstali się w przyjaźni, więc poniekąd poczułam ulgę. Na wargach Johana

pojawił się zabłąkany uśmiech.

- Nie dane nam jest być ze sobą, Elise. A ja sądziłem, że to właśnie jest nam

pisane.

background image

- Ja też tak sądziłam.

Głos się jej załamał, nie była już dłużej w stanie panować nad sobą. W jednej

chwili znalazła się przy Johanie i przytuliła się do niego. Z twarzą przyciśniętą do

jego ciepłego, silnego ciała wypłakiwała z siebie cały ten żal, który ściskał jej serce od

chwili, kiedy Emanuel trafił do szpitala.

Johan trzymał ją mocno, głaskał po włosach i plecach, dawał pociechę, sam

szukając pocieszenia.

- Rozumiem cię, Elise, nie sądź, że jest inaczej. Nie możesz opuścić człowieka

przykutego do łóżka. Przeżywasz rozczarowanie równie mocno jak ja, ale

jednocześnie czujesz ciężar odpowiedzialności za dom, chorego męża i dzieci.

Pokręciła głową, łkając.

- Nie żałuj mnie. Chłopcy bardzo mi pomagają, nie są już dziećmi. Pracują

nawet jako subiekci w sklepie Emanuela.

Johan odsunął Elise od siebie, spojrzał na nią tkliwie i pogładził delikatnie po

policzku. Po raz kolejny zdumiała się, że ta silna spracowana dłoń ma w sobie taką

miękkość i czułość. Ta sama myśl przyszła jej do głowy dawno temu, kiedy siedziała

na kolanach Johana w kuchni pani Thoresen.

- Moja mała, dzielna Elise. Dlaczego musisz znosić tyle przeciwności losu? -

Przytulił ją mocno, zanurzył twarz w jej włosach i westchnął głęboko. - Nie bój się,

kochana. Będę czekać na ciebie. Choćby miały upłynąć lata, zawsze będę czekać na

ciebie.

Elise pokręciła głową.

- Nie, Johan. Nie możesz złamać sobie życia z mojego powodu.

- Robię to dla siebie. Nie ma zresztą mowy o złamanym życiu. Uznaję siebie

za szczęściarza, bo mam o kim marzyć. Poza tym do mnie należy twoja miłość, a to

jest najważniejsze.

- Zasługujesz jednak na to, by mieć rodzinę. Dzieci...

- Przyjdzie jeszcze na to czas, wciąż jestem młody. Elise podniosła głowę i

patrząc mu w oczy, pokręciła nią powoli.

- Emanuel może spędzić w łóżku całe lata. Lekarze nie znają całej prawdy.

Długi czas łudziliśmy się, że się mylą, ale teraz przyszłość rysuje się w ciemnych

barwach. Jeśli nigdy nie odzyska władzy w członkach, to... - Urwała.

- To nie odejdziesz od niego - dokończył Johan. - To niczego nie zmieni,

Elise, zawsze będę czekać. Los był dla mnie łaskawy. Pomyśl tylko, zostałem

background image

obdarowany mocą tworzenia! I dzięki niej mogę zarabiać na życie.

Znowu wybuchnęła płaczem i przytuliła się do niego.

- Ale potrzebujesz kobiety. Pogłaskał ją po włosach.

- Mam kobietę. To, o czym myślisz, nie jest takie ważne. Mężczyzna może żyć

we wstrzemięźliwości, zwłaszcza jeśli potrafi wypełnić dzień wartościową pracą. A

kiedy kocha i jest kochany, cała reszta schodzi na plan dalszy. Nie wątpię, że wolę żyć

w taki sposób niż spędzać dni w małżeńskim stadle, w którym brak miłości. To

doświadczenie mam już za sobą.

- Możesz jednak kogoś pokochać. W Paryżu nie brakuje ślicznotek.

Johan roześmiał się cicho.

- A na co mi Francuzka? Kobieta, która nie zna szumu wodospadu, która nigdy

nie śpieszyła do fabryki w zimnym świetle księżyca? Która nie słyszała wycia syren

nad rzeką Aker i nie widziała licho odzianych dziewcząt pędzących przez most do

pracy? Podobieństwa się przyciągają, jak to mówią. Pasujemy do siebie, Elise.

Pamiętamy smród w sieni Andersengarden, szczury rojące się w śmietniku, ulicznych

grajków, rok po roku śpiewających te same pieśni, Wiemy, jak trudno usnąć, kiedy

ciało trzęsie się z zimna, a żołądek kurczy się z głodu, lecz jednocześnie potrafimy

cieszyć się pierwszymi płatkami śniegu. Umieliśmy płakać ze szczęścia, znalazłszy

miedziaka na ulicy, i cieszyć się, kiedy siostry z misji przynosiły kawałek

wyschniętego ciasta przed świętami. Kto tego nie doświadczył, nie potrafi myśleć ani

czuć jak my.

Stała nieruchomo w jego ramionach, wsłuchując się w jego słowa. A kiedy

skończył, dodała cicho: - I każde z nas otrzymało boży dar. Ty potrafisz rzeźbić w

glinie, a ja słowami.

Skinął głową.

- Właśnie. Nie wiedzieliśmy tego, kiedy byliśmy dziećmi, a jednak czuliśmy,

ż

e łączy nas coś więcej niż wspólny adres zamieszkania i kłopoty rodzinne. - Znów

odsunął ją od siebie. - Opowiedz mi o książce! Już się ukazała w Norwegii?

Elise otarła łzy i potaknęła z uśmiechem.

- Panna Johannessen, która pracuje w kantorze razem ze mną, twierdzi, że

mówi o niej całe miasto. Nie ma pojęcia, iż ja ją napisałam, i z irytacją nazywa autora

wichrzycielem i socjalistą. W jej ustach to chyba najgorsze obelgi. Twierdzi poza tym,

ż

e te historie są zmyślone. Kiedyś stojąc w kolejce u Magdy na rogu, podsłuchałam,

jak o książce rozmawiają dziewczęta z fabryk. Mówiły, że Magda postanowiła kupić

background image

egzemplarz i wypożyczać go za parę ore. Namawiały się, by ją przeczytać i

dowiedzieć się, o kim mowa i kto ją napisał.

- Nie bój się, Elise. Nigdy nie zgadną, że ty jesteś autorką.

- Mam nadzieję.

- Wspomniałaś, że chłopcy pracują w sklepie Emanuela.

- Tak, Emanuel zajął się drobnym handlem. Wynajął w tym celu mały domek

na Maridalsveien. Pewnego wieczora wysłał chłopców, by pilnowali interesu, i Peder

sprawił się najlepiej ze wszystkich.

Johan roześmiał się.

- Wcale mnie to nie dziwi. Nie musisz niepokoić się o jego przyszłość, Elise.

Chłopak da sobie radę.

Elise uśmiechnęła się. Poczuła przypływ radości. Wrócił Johan, wciąż ją

kochał, czegóż mogła chcieć więcej? Oznajmił, że może czekać na nią całe lata, póki

Emanuel nie wydobrzeje. Skoro Anna wróciła do sił, Emanuel też może kiedyś

odzyskać zdrowie.

- Co jeszcze napisałaś w liście?

- Że cię kocham, że moje uczucie pozostaje silne i nigdy nie przeminie. Ale

także i to, byś żył własnym życiem i korzystał z szans, które podsuwa ci los.

- To piękne słowa.

- I szczere. Napisałam też, że zaliczam się do tych szczęśliwych ludzi, którym

dane było poznać smak miłości niezostawiającej miejsca na zwątpienie.

Dostrzegła, że jego oczy zwilgotniały.

- Jaka szkoda, że nie dostałem tego listu - powiedział, nie odrywając wzroku

od Elise, ale zaraz potem się poprawił: - Gdybym go jednak dostał, nie przyjechałbym

na święta. Więc może dobrze się stało.

Elise poczuła ucisk w gardle i ogarnęła ją słabość.

- Pomóż mi, Johan! Starałam się być silna i odpychać marzenia, ale kiedy cię

widzę i słyszę twój głos, wszystko inne przestaje mieć znaczenie. Chcę jedynie być z

tobą. Na zawsze.

Jęknął głośno, przyciągnął ją do siebie i pocałował, z początku delikatnie,

potem mocno i namiętnie. Przywarli do siebie z taką mocą, jakby świat miał się zaraz

skończyć, jakby kolejne pożegnanie przerastało ich siły.

Elise opamiętała się, kiedy usłyszała głosy chłopców. Gwałtownie uwolniła się

z objęć Johana i odwróciła głowę. Zupełnie o nich zapomniała, Hugo i Isac stali wciąż

background image

w tym samym miejscu, przyglądając się im ze zdziwieniem i lekkim zawstydzeniem.

Chyba nigdy dotąd nie widzieli całujących się dorosłych. Hilda i majster

zapewne nie robili tego na oczach Isaca, a ona dawno już nie przytulała się do

Emanuela w obecności Hugo. Zresztą jakby się dobrze zastanowić, to w ogóle rzadko

to robiła, jedynie wtedy, gdy w łóżku Emanuel domagał się swoich praw. Taki był jej

wybór, czułości z mężem przestały sprawiać jej przyjemność.

Kucnęła przed chłopcami i każdemu dała buziaka w policzek.

- Wesołych świąt, Isac. Wesołych świąt, Hugo. Zaczęli chichotać i hasać po

kuchni, krzycząc: - Wesołych świąt, wesołych świąt!

Elise uśmiechnęła się do Johana przez łzy.

- Myślę, że się przestraszyli. Zobaczyli, że płaczę, i nie wiedzieli, co jest tego

przyczyną.

- Powinniśmy byli panować nad sobą w obecności dzieci.

Pokiwała głową.

- Spędzisz święta z Anną i Torkildem? - spytała, żeby zmienić temat

rozmowy.

- Tak, przyjechałem wczoraj i zatrzymałem się u nich. Na mój widok Anna

rozpłakała się jak dziecko. Nie wspomniała ani słowem o Emanuelu. O niczym nie

wie?

- Nie sądzę. Nie widziałam się z nimi od dnia, w którym spotkałam się z moim

wydawcą. Wtedy przyszli zapytać, jak mi poszło, i bardzo się radowali moim

sukcesem. Powiedzieli też, że dostali list od ciebie. Anna bardzo się martwiła,

mówiła, że przeżywasz trudne chwile.

- Mam to już za sobą.

Nic więcej nie powiedział, a Elise bała się pytać. To irracjonalne, ale

opowieści o zabawach w towarzystwie kobiet wzbudziłyby w niej zazdrość.

Nasłuchała się plotek z szalonego życia cyganerii w Kristianii, a paryscy artyści

zapewne w niczym jej nie ustępowali.

- Nad czym teraz pracujesz? Masz pomysł na nową książkę?

- Pan Wang - Olafsen, „dżentelmen”, jak nazywa go Peder, zaproponował,

bym napisała książkę o nim właśnie. Może pomogłaby zrozumieć dzieciom z

lepszych sfer, że nie z każdym los obchodzi się łaskawie. I nauczyć dorosłych, iż

rzeczy materialne nie są najważniejsze.

Johan spojrzał na nią zaskoczony.

background image

- Zaproponował, byś napisała książkę o Pederze?

- Pan Wang - Olafsen nie jest taki jak inni - uśmiechnęła się Elise. - Bardzo go

bawią spontaniczne komentarze Pedera i wyraźnie daje do zrozumienia, że darzy

chłopca wielką sympatią. Odwiedziłam go pewnego wieczora.

Zdała mu krótką relację z wizyty, podczas której pan Wang - Olafsen zachęcał

ją do dalszych prób pisarskich.

- Mogę ją przeczytać?

Skinęła głową. Zastanawiała się, jak długo zamierza zostać, ale lękała się

zapytać wprost. Odpowiedź, że wraca za parę dni, wprawiłaby ją w przygnębienie.

- Wpadnę jutro rano do Anny i Torkilda i ci ją przyniosę. Boże Narodzenie to

dzień wolny?

I wtedy przypomniała sobie o rodzicach Emanuela.

- W każdym razie spróbuję. Państwo Ringstadowie pewnie już przyjechali.

- Postaraj się! - Johan spojrzał na nią błagalnie. Drzwi otworzyły się

gwałtownie, choć wcześniej nie słychać było kroków.

- Przepraszam - Hilda była zasapana. - Idzie Paulsen. Elise złapała sweterek i

czapkę i zaczęła pośpiesznie ubierać Hugo.

Hilda roześmiała się.

- Nie macie się czego wstydzić. On wie, że jesteś przyjacielem rodziny, Johan.

Nic w tym dziwnego, że przychodzisz złożyć nam życzenia świąteczne.

Elise kończyła właśnie ubierać chłopca, kiedy majster zapukał do drzwi.

- Przychodzę za wcześnie? - spytał trochę spłoszony. Hilda uśmiechnęła się.

- Ależ nie. Będziesz miał okazję, poznać Johana Thoresena. Właśnie

przyjechał z Paryża na święta. Pamiętasz, opowiadałam ci, że tam studiuje. Zostanie

rzeźbiarzem.

Pan Paulsen przywitał się serdecznie z Johanem.

- To ciekawe. Otrzymał pan stypendium państwowe?

Johan skinął głową i wyjaśnił pokrótce, że dzięki pomocy pewnego profesora

przebywał w Kopenhadze, a teraz kontynuuje naukę w Paryżu.

Majster był pod wrażeniem.

- Ten profesor musi pokładać wielką nadzieję w pański talent. Zapewne od

dawna ćwiczy się pan w rysunku?

Johan przytaknął ponownie. Elise dostrzegła, że teraz już odzyskał pewność

siebie w głosie i postawie. Zawsze podziwiała tę jego umiejętność, która pozwalała

background image

mu ukrywać pochodzenie. Miała nadzieję, że majster nie będzie pytał o szczegóły.

Kariera Johana zaczęła się wszak w więzieniu.

- Wystawiał już pan swoje prace?

- Tak, jedną, w Kopenhadze. Wykonaną na podstawie szkicu, który zrobiłem,

pracując u pewnego snycerza w Kristianii.

- Chętnie bym ją zobaczył. Zechciałby pan pokazać mi swoje rysunki któregoś

dnia? Bardzo interesuję się sztuką.

- Z przyjemnością. Wyjeżdżam dopiero po Nowym Roku.

Elise odetchnęła z ulgą. A więc zostanie choć tydzień. W następnej chwili

przypomniała sobie o bolesnej rzeczywistości. Nie mogła spotkać się z Johanem na

osobności, to było zbyt niebezpieczne. Wstydziła się swojej słabości, ale wiedziała, że

nie zdołałaby zapanować nad sobą. Gdyby nie miała przy sobie dzieci, gdyby nie

wiedziała, że Hilda wróci lada moment, już dałaby upust dławionej od dawna

namiętności. Johan też by się nie powstrzymał. Nie ośmieliła się nawet pomyśleć,

czym by się to skończyło.

- Będę tutaj jutro. Może dotrzyma nam pan towarzystwa?

Majster tryskał życzliwością. Może dlatego, że rozmawiał z przyszłą sławą

artystyczną?

- Dziękuję za zaproszenie, ale umówiłem się już z Elise, że jutro przyjdzie z

wizytą do mnie i mojej siostry.

Pan Paulsen odwrócił się do Elise.

- Panią też zapraszam, pani Lovlien - powiedział z ożywieniem. - Siostrę pana

Thoresena może pani odwiedzić innego dnia.

- Proszę, Elise! - dołączyła się Hilda. - Musisz korzystać z okazji, póki twoi

teściowie są u ciebie. To jedyna możliwość.

- Zgadzam się - pokiwał głową majster. - Hilda opowiadała mi o sytuacji w

pani domu. Jest nadzwyczaj niezręczna, pani Ringstad. Miałem zamiar pomówić o

tym z panią, ale dotąd nie nadarzyła się sposobność. Jeśli nie zadba pani o siebie,

sama wpędzi się pani w chorobę.

Elise podniosła Hugo i otworzyła drzwi. Nie wiedziała, co odpowiedzieć.

- Porozmawiam z Emanuelem.

- To na nic! - rzuciła zdecydowanie Hilda. - Wcześniej nie miał pojęcia, ile

masz na głowie, a teraz rozumie jeszcze mniej. Znajdź jakąś wymówkę. Powiedz, że

jestem chora.

background image

Elise spodziewała się, że majster się oburzy, ale ku jej zdumieniu przytaknął

Hildzie.

- To dobry pomysł. A więc spotykamy się tu w czwórkę jutro przed

południem. Zapraszam na porządne świąteczne śniadanie.

Elise zerknęła na Johana. Wyglądał na zadowolonego.

Czyjej odpowiedzialność ograniczała się tylko do Emanuela? Czy nie powinna

okazać troski Johanowi? To nie jego wina, że dał się kiedyś zwieść Lortowi -

Andersowi i uwierzył w jego zapewnienia, że go zdradziła. Nie mógł nic poradzić na

to, że Ansgar Mathiesen ją zgwałcił, a z tego aktu przemocy zrodziło się dziecko. Nie

był winien żadnych krzywd, których doznała. Dlaczego miałaby mieć wyrzuty

sumienia wobec Emanuela? Johanowi pierwszemu obiecała, że będzie dzielić z nim

ż

ycie, tyle że los zdecydował inaczej.

Zapadł zmrok. Elise nie spojrzała na zegar przed wyjściem. Emanuel wiedział,

ż

e skończyła pracę o trzeciej, i zapewne zastanawiał się teraz, dlaczego jeszcze nie

wróciła do domu.

Ile czasu spędziła z Johanem w kuchni? Nie liczyła upływających minut,

ujrzawszy Johana, zapomniała o całym świecie.

Wielki Boże, jak się teraz wytłumaczy? Miała okłamywać Emanuela i jego

rodziców?

ROZDZIAŁ DRUGI

We wszystkich oknach przy Maridalsveien paliły się światła. Zaglądając do

niskich izb, Elise widziała ludzi zajętych przygotowaniami do świątecznego wieczoru.

Jedni dekorowali choinki wstążkami i koszykami z błyszczącego papieru, inni

stawiali na stołach odświętną zastawę. Po tej stronie rzeki bieda nie była tak dotkliwa,

niektórzy mieli nawet prawdziwe talerze. Pomysł Emanuela nie trafił jej do

przekonania, ale może rzeczywiście uda mu się zdobyć klientów w tej części miasta?

Kiedy chłopcy byli w sklepie, interes szedł całkiem nieźle.

Jej myśli pobiegły do Johana i poczuła, jak serce zaczyna bić przyśpieszonym

rytmem. Spotkanie u Hildy nie było najszczęśliwszym rozwiązaniem, ale Elise

zamierzała z nie - , go skorzystać. W obecności majstra i siostry nie zdobędą się na

nic niestosownego. Zresztą zachowałaby się nieładnie wobec Johana, odmawiając

przyjścia. Majster niczego by nie zrozumiał, a Hilda uznałaby ją za tchórza. Anna też

ż

yczyłaby sobie, by spotkała się z jej bratem, mimo że była osobą z gruntu uczciwą i

background image

pobożną. Torkild to co innego, ale on brał Pismo zbyt dosłownie. Poza tym zostając w

domu, Elise nie przestałaby kochać Johana. Emanuel nie ma nic do gadania, w końcu

porzucił ją dla Signe i miał z nią dziecko.

Zeszła ze wzgórza i znalazła się przed sklepem Emanuela, jedynym

budynkiem pogrążonym w ciemności.

W tej samej chwili rozkołysały się dzwony kościoła w Sagene, wzywające na

bożonarodzeniowe nabożeństwo. Zamiast grzeszyć, powinna była zabrać chłopców na

mszę. A ona całowała się z Johanem i nie ukrywała pożądania. Czy za taki występek

przysługuje rozgrzeszenie?

Na szczycie wzgórza pojawił się powóz, dzwony brzmiały miękko i łagodnie

w gęsto padającym śniegu. Z kuchennego okna sączyły się smakowite zapachy. Elise

obróciła głowę i zobaczyła jakiegoś człowieka, ciągnącego ogromną choinę na

sankach. Czytała w piśmie kobiecym, że w domach mieszczan dekorowano drzewka

pod nieobecność dzieci. Niektóre choinki sięgały aż pod sufit, a do gałązek

przyczepiano mnóstwo świeczek. Kiedy wreszcie otwierano drzwi do salonu, dzieci

zatrzymywały się w progu zachwycone niezwykłym widokiem.

W domach, które znała, nie było miejsca na takie ekstrawagancje. Ludziom nie

starczało pieniędzy na drzewko i ozdoby świąteczne, ale to nie umniejszało radości z

Bożego Narodzenia. Przynajmniej w tych rodzinach, w których ojcowie nie przepijali

każdego grosza. Elise przypomniała sobie historię, którą kiedyś opowiedziała jej

Jenny. W Wigilię Marta pojechała do miasta szukać siostry, która gdzieś zniknęła.

Późnym wieczorem znalazła ją na Lakkegata. Matka oznajmiła, że wolałaby ujrzeć

córkę w grobie niż w tamtym miejscu, ale Jenny nie zrozumiała, o co jej chodziło.

Siostra zachowywała się dziwnie od chwili, kiedy jakiś podstarzały mężczyzna

podglądał ją podczas kąpieli. Elise podejrzewała, że nie poprzestał na podglądaniu, bo

dziewczyna po tamtym zdarzeniu zmieniła się nie do poznania. Ojciec jak zwykle się

upił i wrócił do domu, niosąc klatkę z dwiema papużkami. Matka rozpłakała się,

wyrzucając mu, że nie kupił nic do jedzenia. Nie mieli nic poza owsianką, a cukier

dawno się skończył.

Elise westchnęła. Radość wieczoru wigilijnego nie była pisana każdemu.

Wreszcie dotarła do Arendalsgaten. Szła szybko, zastanawiając się, jak

wytłumaczyć spóźnienie. Emanuelowi i teściom mogła powiedzieć cokolwiek, ale

Pedera nie sposób było oszukać. Patrząc w jego duże niebieskie oczy, nie potrafiła

kłamać. Może zdoła szepnąć mu na ucho, że spotkała Johana, ale nie chce mówić o

background image

tym głośno, by nie irytować Emanuela?

Czy jednak w ten sposób nie uczyła go kłamać?

W oknach jaśniały światła, pani Ringstad musiała zapalić wszystkie lampy i

ś

wiece. A może nie będzie musiała niczego tłumaczyć? Może uznają za oczywiste, że

dzień pracy się przedłużył?

W kuchni nie było nikogo, przez uchylone drzwi do pokoju dobiegały jakieś

głosy.

Piec buzował, na fajerkach stały garnki, część z nich nie należała do niej.

Zrzuciła szal i rozebrała Hugo. Chłopiec pobiegł do pokoju, a Elise zajrzała ciekawie

pod pokrywki.

Ż

eberka, kiełbasy, mielone kotlety i kapusta. Wszystko wyglądało

przepysznie. Sos był gotowy, ziemniaki obrane. Dziwne, że pani Ringstad nie zaczęła

ich gotować.

Nabrała tchu, wyprostowała się i ruszyła do pokoju.

Zdziwiona ujrzała, że Emanuel siedzi na wózku inwalidzkim. Pan Ringstad

znalazł sobie miejsce w fotelu bujanym. Obaj palili cygara, obaj trzymali kieliszki z

jakimś złocistym płynem.

Teść wstał na jej widok.

- A oto Elise! Wesołych świąt, moje dziecko. Biedactwo, musiałaś pracować

w takim dniu? Dzielna z ciebie dziewczyna.

Elise zaczerwieniła się lekko i spojrzała na Emanuela.

- Pożyczyłeś wózek?

- Nie, ojciec mi go kupił. Co za ulga, teraz mogę przemieścić się do kuchni i

napalić w piecu.

- Zamówiłem go przez telefon - wtrącił pan Ringstad - i odebrałem przesyłkę

na Dworcu Wschodnim. Dostaniemy też łóżko od Carlsenów - dodał. - Wozak przy-

wiezie je w najbliższych dniach. Wstawimy je do pokoju, Emanuel będzie mógł

prosto z łóżka przesiadać się na wózek. Łóżko odsprzeda się, kiedy wróci mu władza

w nogach.

Elise rozejrzała się wokół.

- Nie będzie miejsca na inne meble.

- Tak, trzeba je będzie usunąć na jakiś czas. Sofa i stół zostaną, ale fotele,

łącznie z tym bujanym, muszą zniknąć. A tak przy okazji, ten stolik na przybory do

palenia jest przepiękny. Gratuluję.

background image

Elise uśmiechnęła się grzecznie.

- A gdzie pozostali? Na górze?

- Matka zabrała chłopców do kościoła - wyjaśnił Emanuel. - Sądziłem, że

skończysz o trzeciej i do nich dołączysz.

- Przykro mi, nie zdążyłam. To miło ze strony twojej matki, że ich zabrała.

- Ojciec sprowadził dorożkę. Matka nie lubi chodzić po zapadnięciu zmroku i

miała nadzieję, że dotrzymasz jej towarzystwa. Powiedziałem jej, że w Wigilię

chętnie chodzisz do kościoła.

Elise zawstydziła się.

- Jensine jest u pani Jonsen? Emanuel skinął głową.

- Matka od przyjazdu krzątała się w kuchni. Obiad jest prawie gotowy, trzeba

jedynie ugotować ziemniaki.

- Zajmę się tym, przebiorę się i przyprowadzę Jensine.

Ruszyła ku drzwiom rada, że ominą ją kolejne pytania.

Pozostali wrócili, kiedy naciągała na siebie niedzielną suknię. Przez chwilę

miała ochotę włożyć tę piękną z niebieskiej wełny, którą dostała od pani Stangerud,

ale się opamiętała. Jeśli Signe miała ją na sobie podczas poprzednich świąt, pani

Ringstad mogłaby ją poznać. A to przypomniałoby jej tamten przykry epizod, kiedy

Signe obrzuciła ją wyzwiskami. Elise nie zamierzała psuć świątecznego nastroju

niewłaściwym strojem.

Pani Ringstad przywitała się z nią serdecznie. Elise dostrzegła z miejsca, że

Peder jest nie w sosie. Wysłała Kristiana po Jensine i zwróciła się do chłopca.

- Co się stało, Peder? Nie cieszysz się, że mamy święta?

- Tak.

Evert pośpieszył mu z pomocą.

- W kościele nie było skrzata.

Elise zamyśliła się. Peder źle znosił brak zaufania. Może koledzy szkolni

nabijali się z niego, bo twierdził, że widział w kościele skrzata? W tej samej chwili

przypomniała sobie coś.

- Wiesz, co gdzieś wyczytałam, Peder? Że kościelne skrzaty mają dobry słuch i

nie tolerują dźwięku dzwonów. Kiedy rozpoczyna się nabożeństwo, wchodzą do

swoich kryjówek. Gdybyś jednak znalazł się sam w kościele dzień przed Wigilią,

zobaczyłbyś, jak pracowicie odkurzają ławki i robią porządki.

Peder patrzył na siostrę sceptycznym wzrokiem.

background image

- Nie kłamiesz?

- Jakżebym mogła! Przeczytałam to w piśmie, które pani Johannessen

przyniosła do kantoru. Jeśli mi nie wierzysz, poproszę ją, by pożyczyła mi to pismo.

Sam będziesz mógł przeczytać.

Twarz Pedera rozjaśniła się. Chłopiec odwrócił się na pięcie.

- Słyszałeś, Evert? Jeśli mi nie uwierzą, zaświadczysz, że to prawda.

Evert skinął głową z powagą.

- Zaświadczę, że skrzat siedzi za kamieniem i trzyma się za uszy, kiedy biją

dzwony.

Peder zdziwił się.

- Skąd wiesz, że trzyma się za uszy i siedzi za kamieniem? Elise tego nie

powiedziała.

- Nie, ale ja tak uważam. Sam bym tak zrobił.

- Rozbierzcie się i idźcie do Emanuela i pana Ringstada. My w tym czasie

nakryjemy do wieczerzy.

- Pomysłowa jesteś, Elise! - powiedziała z uśmiechem teściowa, kiedy chłopcy

zniknęli w pokoju.

- Niczego nie wymyśliłam - odrzekła Elise. - Przeczytałam artykuł o dawnych

wierzeniach.

- Te przesądy wciąż są żywe. My też wystawiamy skrzatom miskę kaszy. Co

dziwne, w Boże Narodzenie zawsze jest pusta.

- Więc skrzaty istnieją.

Nie zdążyła powiedzieć nic więcej, bo zjawił się Kristian z Jensine.

- Pani Jonsen jest sama - oznajmił.

- Sama? Sądziłam, że wybiera się do siostry.

- Nic z tego nie wyszło. Siostra wyjechała do swojej przyjaciółki w Kampen.

Elise spojrzała na teściową.

- Miałabyś coś przeciw temu, byśmy ją zaprosili? To bardzo miła i uczynna

kobieta. Bez niej nie dałabym sobie rady.

- Oczywiście, że nie mam nic przeciw temu. Nie mamy jednak dość taboretów,

a stół kuchenny jest za krótki.

- Pożyczymy stół i taborety od pani Jonsen. Kristian, weź Pedera i Everta i

biegnijcie do niej!

Kiedy chwilę później zasiedli do posiłku, Elise potoczyła wokół radosnym

background image

wzrokiem. Było ciasno, ale nie miało to żadnego znaczenia. Oczy Pedera, Everta,

Kristiana i Hugo błyszczały jak świece stojące na stole. Nawet Emanuel zdawał się

być zadowolony, samodzielnie przetoczył wózek do kuchni i zajął miejsce u szczytu.

Pani Ringstad udekorowała biały obrus gałązkami świerku, przez uchylone drzwi

widać było drzewko na stoliku, ozdobione aniołkami i koszykami z błyszczącego

papieru, które Emanuel zrobił w dzieciństwie.

- Jak dobrze! - westchnął Peder zachwycony. - Czy dla każdego jest kawałek

mięsa, pani Ringstad?

Matka Emanuela roześmiała się.

- Oczywiście. Możesz jeść, ile chcesz. Przypomnij sobie jednak, co się stało,

kiedy przejadłeś się u nas bułeczkami! Zaczniemy modlitwą.

Złożyła dłonie, skłoniła głowę i zaczęła się modlić wyraźnym, podniosłym

głosem: - Boże, dzięki Ci składamy za to, co pożywać mamy Ty nas żywić nie

przestajesz, bądź pochwalon za to, co nam dajesz. Amen.

Peder patrzył na nią ze zdziwieniem.

- On nam daje jedzenie? A ja myślałem, że ty je przygotowałaś?

Emanuel uśmiechnął się z rezygnacją.

- Ależ Peder! Nie pierwszy raz słyszysz modlitwę przed jedzeniem. Poza tym

dzieci nie powinny zabierać głosu przy stole.

Zapadła cisza. Wszyscy jedli w milczeniu, nawet Jensine siedząca na kolanach

Elise bez słowa otwierała usta, by przełknąć zawartość podsuwanej jej łyżeczki.

Elise myślała o Johanie. Siedział teraz w towarzystwie Anny i Torkilda i na

pewno dobrze się bawił. Ta myśl sprawiła Elise przyjemność. Współczuła mu, z

pewnością źle znosił samotność w obcym kraju. Im też nie było łatwo, ale

przynajmniej mieli z kim dzielić przeciwności losu. Teraz zaś powrócił do domu

rodzinnego, słyszał szum wodospadu, śpiew ulicznych grajków, czuł swojski zapach

sieni w Andersengàrden; wszystko to wiązało go z przeszłością i ukształtowało na

człowieka, którym był.

Na deser był krem ryżowy z dwoma migdałami. Nagrody za znalezienie

migdała, dwie marcepanowe świnki, stały na tacy. Elise pomodliła się w duchu, by

ś

winki trafiły do Pedera i Everta, ale szansa na to była niewielka.

Jej teść miał wyraźnie nadzieję na inne rozwiązanie. - Spojrzał na Hugo.

- To dopiero zabawa, prawda, mój mały? - powiedział. - Może znajdziesz coś

w swojej miseczce?

background image

- Małe dzieci nie powinny jeść migdałów - sprzeciwiła się jego żona. - Mogą

się zadławić.

- W takim razie dajcie mu ciasta, wyjdzie na to samo - zgodził się

dobrodusznie pan Ringstad i ponownie zwrócił się do Hugo. - Jak ci było u cioci

Hildy? Bawiłeś się z jej synkiem, twoim kuzynem? - Spojrzał na Elise. - Jak on ma na

imię? Isac?

Elise skinęła głową.

- Isac boi. Isac płakać - oznajmił nagle Hugo. - Mama też - dodał beztrosko,

wpychając do buzi kolejny kęs jedzenia.

Pan Ringstad zdziwił się.

- Wygłupiasz się, Hugo. Mama płakała?

Hugo pokiwał głową, nie zaszczycając go spojrzeniem.

Wszyscy odwrócili się ku Elise, a ta miała ochotę zapaść się pod ziemię.

Zmusiła się do uśmiechu. Lekki rumieniec wystąpił jej na policzki. Wszyscy

spodziewali się jakiegoś wyjaśnienia.

- Przyszedł majster Paulsen. Powiedział coś śmiesznego i wszystkich nas

rozbawił.

- Mama też - powtórzył Hugo.

Elise poczuła, jak krople potu występują jej na czoło.

- Hugo jest za mały, by zrozumieć. Popłakałam się ze śmiechu.

- . No to musisz nam powtórzyć tę zabawną historyjkę. - Emanuel wyrzekł to

zdanie takim głosem, jakby ją przejrzał.

- Szczerze mówiąc, nie pamiętam jej. Może śmiałam się ze zmęczenia. - Elise

rozgniotła kawałek ziemniaka w sosie.

Jej teść ożywił się.

- Z tego majstra taki zabawny człowiek? Emanuel zaśmiał się sucho.

- Ten epitet w ogóle do niego nie pasuje. Oboje z Elise nie mamy pojęcia, co

Hilda w nim widzi. Po pierwsze mógłby być jej ojcem, a po drugie jest przeraźliwie

nudny.

- Może święta wprawiły go w dobry humor - wtrąciła się pani Ringstad. -

Może wychylił świąteczną szklaneczkę trochę wcześniej niż zwykle. Co ty na to,

Hugo? Wszak zrobiliście to samo z Emanuelem? Widziałam dwa puste kieliszki na

stole.

- Uznałem, że Emanuel zasłużył sobie na coś mocniejszego po tym, co

background image

przeszedł.

Ton jego głosu kazał pani Ringstad zmienić temat.

- Jesteście dzisiaj bardzo eleganccy. Mama kupiła wam nowe ubrania?

Elise chciała kopnąć Pedera pod stołem, ale nie zdążyła.

- Dostaliśmy je od matki Signe. Przyszła do nas z wielką paczką! Właściwie

zamierzała zanieść ją do Armii Zbawienia, ale zostawiła u nas. - Peder obrócił się do

siostry. - Dlaczego nie włożyłaś tej niebieskiej sukni, Elise?

Dziewczyna nie odpowiedziała. Rodzice Emanuela wymienili się

spojrzeniami.

- To miło ze strony pani Stangerud - stwierdziła chłodno pani Ringstad i

spojrzała na syna. - A co ty na to?

- Nie miałem nic do powiedzenia. Nie było mnie wtedy w domu.

Pani Ringstad odwróciła się do Elise.

- Nie uważasz, że to wstyd przyjmować rzeczy przeznaczone dla ubogich?

- Tak, w pewnym sensie. Pani Stangerud zostawiła mi wolną rękę, a mnie nie

stać na zakup nowej odzieży. Te rzeczy bardzo się nam przydały.

Pan Ringstad patrzył na nią zdumiony.

- Emanuel opowiadał, że twoja książka ukazała się w Norwegii. Gratuluję! Od

czasu waszej wizyty u nas nie miałem okazji z tobą porozmawiać. Uważam, że

książka jest dobra, ale obawiam się też, że wzbudzi nieprzychylne komentarze.

- Już wzbudziła - przyznała Elise. - Na szczęście ludzie nie wiedzą, że to ja ją

napisałem.

W tej samej chwili przypomniała sobie o pani Jonsen i posłała jej

przestraszone spojrzenie. Pani Jonsen nie usłyszała jednak tej wymiany zdań,

siedziała na drugim końcu stołu pogrążona w rozmowie z Kristianem. Wymieniali

uwagi na temat portów we wschodniej Afryce. Brat pani Jonsen był marynarzem i

często przysyłał jej listy z podróży. Kristian, zafascynowany obcymi krajami i

miastami, z ciekawością słuchał jej wywodów.

- Ile kosztuje książka? - wtrąciła się pani Ringstad.

- Pięć koron.

- Dostałaś zaliczkę?

- Tak, sto czterdzieści siedem koron. Niepokoję się jednak stanem zdrowia

Emanuela, więc jestem ostrożna z wydatkami.

Zapadła cisza. Sytuację uratował Peder.

background image

- Słyszał pan, że zostałem subiektem, panie Ringstad? Ojciec Emanuela

roześmiał się.

- Doprawdy? A co sprzedajesz? Stoisz koło bramy i wciskasz ludziom

obwarzanki?

Peder pokręcił głową oburzony.

- Nie sprzedaję na ulicy, tylko w prawdziwym sklepie. W sklepie Emanuela.

W ostatnim tygodniu sprzedałem więcej niż Schwencke. Sam to przyznał. Na wiosnę

będę taki bogaty jak on. I wtedy rzucę szkołę.

Pan Ringstad spojrzał na syna.

- Wpuszczasz dzieciaki za ladę, Emanuelu? Emanuel skinął głową.

- Tak. Świetnie dają sobie radę. Kristian twierdzi, że Peder potrafi zagadać

klientów na śmierć. Czasami kupują coś tylko po to, by wreszcie wyjść ze sklepu. -

Roześmiał się serdecznie, najwyraźniej zapomniał już o słowach Hugo.

Peder pokraśniał z dumy.

- Wdowa po Jacobie kupiła wczoraj dzbanek do kawy, chociaż przyszła po

linijkę do mierzenia ciastek.

- I jeszcze warząchew, choć ma dwie w domu - dodał ochoczo Evert.

Pani Ringstad ściągnęła brwi.

- Dlaczego kupiła coś, czego nie potrzebowała?

- Bo mnie pożałowała.

- Pożałowała? - zainteresowała się Elise. - Co masz na myśli?

- Powiedziałem jej, że matka mnie porzuciła - zaczął Peder ze skruszoną miną.

- I że ojciec utopił się w rzece, a właściciel sklepu stracił władzę w nogach. No i że

matka Everta umarła i nikt nie wie, kto jest jego ojcem.

Elise zaczerwieniła się ze złości.

- Jak możesz mówić takie rzeczy, skoro mieszkasz w porządnym domu?

Opiekujemy się tobą z Emanuelem, masz co jeść i gdzie spać. A mama była

niedawno, przyniosła jabłka, dwa słoiki dżemu i trzy butelki soku z czerwonej po-

rzeczki. Przecież wiesz.

Peder zrobił nieszczęśliwą minę.

- Nie kłamałem! - Łzy trysnęły mu z oczu. - Przecież to prawda, że tata się

Utopił! A mama nas zostawiła! Mama Everta nie żyje i nikt nie wie, kto jest jego

ojcem.

Elise westchnęła z rezygnacją.

background image

- To prawda, Peder, ale powiedziałeś to wszystko, by wzbudzić współczucie

klientki i coś jej sprzedać, a tak się nie godzi. Nie jesteś biedakiem godnym

pożałowania.

- Ale wczoraj trochę byłem, bo o tym wszystkim nie wiedziałem! - Peder

rozłożył ręce, wskazując na stół. - Nie wiedziałem, że pani Jonsen będzie tutaj. Poza

tym pociąg mógł spaść z mostu i rodzice Emanuela mogli się utopić razem z

ż

eberkami i kapustą i jeszcze...

Emanuel powstrzymał go ruchem dłoni.

- Wystarczy, Peder! Mówiłem już, że dzieciom nie przystoi paplać, kiedy

dorośli jedzą.

- Twoja matka zaczęła. Spytała o nasze nowe ubrania. Pani Ringstad

pośpiesznie zmieniła temat.

- Kto to jest ten Schwencke? Jakiś twój nowy znajomy, Emanuelu?

- Znam go od jakiegoś czasu. Kiedyś pomógł Elise uratować chłopca przed

utonięciem i od tego czasu widujemy się. To on pomógł mi znaleźć pomieszczenie

sklepowe przy Maridalsveien i zdobyć towar. Nawet pożyczył mi trochę pieniędzy i

nie nalega na szybką spłatę.

- To musi być bardzo miły człowiek! I na dodatek bardzo zdolny, skoro tak

dobrze zarabia.

- O tak, to znakomity sprzedawca. Prawie tak dobry jak Peder - dodał

Emanuel, mrugając do chłopca.

Peder otarł oczy i uśmiechnął się.

- Znalazłem migdał! - oznajmił pan Ringstad, podnosząc łyżkę.

- A ja drugi! - krzyknął Emanuel. - Od lat mi się to nie zdarzało.

Pani Ringstad roześmiała się.

- Zawsze było nam ciebie żal z tego powodu. Któreś z nas zazwyczaj

podkładało migdał na twój talerzyk.

Emanuel uśmiechnął się.

Obaj otrzymali swoje nagrody i spałaszowali je ze smakiem.

Elise dostrzegła zawiedzione miny Pedera i Everta.

- Zdaje mi się, że pod drzewkiem czekają na was niespodzianki - powiedziała

pośpiesznie. - Najpierw jednak obejdziemy je wkoło, śpiewając kolędy.

- Zmieścimy się wszyscy w pokoju? - powątpiewała matka Emanuela. -

Choinka jest malutka.

background image

- Oczywiście, że się zmieścimy - odrzekł zdecydowanie jej mąż. - Postawimy

drzewko na podłodze i zepchniemy stół do kąta.

Dziwnie wyglądali, tłocząc się wokół małej choinki, ale nie to było

najważniejsze. Oczy chłopców lśniły, Jensine gaworzyła rozkosznie, a Hugo usiłował

powtarzać słowa kolęd.

Tylko szkoda, że nie było Johana. Dzień się jednak kończył i za parę godzin

znów go zobaczy.

Jeśli zdoła się wyrwać z domu.

ROZDZIAŁ TRZECI

Zdecydowano, że tę noc Emanuel spędzi na sofie. Przeniesienie go na piętro

po stromych schodach byłoby bardzo uciążliwe, a zresztą za parę dni pokój i tak miał

się stać jego sypialnią. Rodzice Emanuela zamierzali przenocować u Carlsenów,

dokąd przewieźć ich miała dorożka zamówiona na godzinę dziesiątą. Pierwszy dzień

ś

wiąt zamierzali znów spędzić wspólnie.

- Nie spodziewaj się nas zbyt wcześnie. - Matka Emanuela zmarszczyła czoło

w zamyśleniu. - Carlsenowie przeżywają ciężkie chwile. Karolinę nie przyjechała na

ś

więta, wciąż gniewa się, że ojciec ją odprawił. Dzisiejszy wieczór mieli spędzić w

towarzystwie siostry i szwagra, ale obawiam się, że jutro zostaną sami.

- Nie możesz przyprowadzić ich tutaj? - spytał Emanuel.

- Tutaj? - Matka nie ukrywała zaskoczenia. - Nie sądzisz, że i tak jest nas za

dużo?

- Lepsze to niż święta w samotności.

- Sądzę, że Betzy i Oscar mają inne zdanie na ten temat, Emanuelu.

Elise przestraszyła się, że teściowie zmienią zdanie i spędzą dzień Bożego

Narodzenia z przyjaciółmi. W takim wypadku nie mogłaby wyjść z domu. Emanuel

nie był w stanie zająć się Hugo i Jensine, a chłopcy wybierali się na sanki. Pani

Jonsen nie opiekowała się Jensine w dni świąteczne.

- Byłoby nam miło, gdyby nas odwiedzili. Jestem im to winna, bo przecież

byłam u nich z wizytą.

- Dziękuję, Elise, to miło z twojej strony, ale nie sądzę, by to był dobry

pomysł. Betzy najlepiej czuje się u siebie. Trudno ją wyciągnąć z domu, zwłaszcza w

ś

więta.

Elise znała tok jej myśli. Betzy Carlsen nie przyszłoby do głowy, by spędzić

background image

ś

wiąteczny dzień w malutkim domku przy Hammergaten u byłej robotnicy i dzieci

mówiących miejską gwarą. A zresztą nie wiedziała, czym mogłaby ich ugościć.

Teściowa nie wspomniała ani słowem o jedzeniu na kolejny dzień, a Elise nie miała

nic poza pieczywem i kośćmi na wywar.

Pani Ringstad przywiozła ze sobą duże pudło wypieków, ale w ciągu wieczora

zniknęła prawie cała jego zawartość. W tej kwestii możliwości chłopców były

nieograniczone. Teraz Pedera bolał brzuch, a Evert słaniał się ze zmęczenia. Kristian

już się położył, a Hugo i Jensine od dawna byli w łóżkach.

Wszyscy szaleli ze szczęścia, rozpakowując prezenty. Kristian dostał książkę

Cudowna podróż i zaraz z nią gdzieś przepadł. Evert otrzymał harmonijkę, a Peder

samochodzik. Cała trójka patrzyła na Elise z radością i zaskoczeniem, spodziewali się

raczej jakichś praktycznych podarków.

Rodzice Emanuela sprezentowali im rękawice i szale zrobione na drutach

przez ciotkę Ulrikke. Jensine dostała piękną sukienkę, a Hugo kolejkę. Elise

podejrzewała, że Peder będzie się nią bawił równie chętnie jak Hugo. Od dawna

marzył o kolejce, z zazdrością spoglądał na tę, którą miał Isac.

Pani Jonsen niewiele mówiła tego wieczora, zapewne speszona obecnością

„tych państwa z Eidsvoll”, jak się wyraziła, kiedy Elise odprowadzała ją do drzwi.

Kłaniała się jednak w pas i dziękowała po wielekroć, podkreślając, że była to

najpiękniejsza Wigilia w jej życiu.

Kiedy wszyscy wyszli, w pokoju zrobiło się pusto i cicho. Elise pościeliła

Emanuelowi na sofie, usunęła popielniczkę, sprzątnęła skórki pomarańczy i wyniosła

kieliszki do kuchni, zostawiając sobie zmywanie na następny ranek. Nogi miała

ciężkie jak z ołowiu, w uszach jej szumiało i tętniło w skroniach. Nie wiedziała

właściwie, skąd wzięło się to zmęczenie, zwykły dzień pracy bywał bardziej

wyczerpujący.

- Boli mnie głowa - powiedziała zwrócona plecami do Emanuela. - Jeśli do

jutra ból nie minie, wybiorę się na spacer. Świeże powietrze dobrze mi zrobi.

- Nie dziwota, że jesteś zmęczona. Najpierw długi dzień w kantorze, potem

długi wieczór w domu. Dzisiaj zresztą wstałaś wcześniej niż zazwyczaj.

Zaśmiała się nieco sztucznie.

- Trudno, żebym była zmęczona w dzień świąteczny. Mam nadzieję, że nie

przyplątała się mi jakaś choroba. Może przejdę się do Anny po tabletkę

przeciwbólową, ona zwykle trzyma je w domu.

background image

- Do jutra poczujesz się lepiej. Pewnie denerwowałaś się wizytą moich

rodziców i bałaś się, że wieczór źle wypadnie. Pomóż mi dostać się na sofę i połóż

się. Możesz pogasić świece, będę przyglądał się Hammergaten w świetle latarni. Ten

widok działa usypiająco: płatki śniegu tańczące w powietrzu i opadające w

migotliwym świetle.

- Nie jesteś śpiący?

- Trudno zasnąć, kiedy w głowie kłębią się złe myśli.

- Myślisz o chorobie? - spytała, odwracając się do niego.

- O tym też. Zapadła cisza.

Może powziął jakieś podejrzenia. Elise nie odważyła się zapytać.

- Myślę również o tobie, o nas i o dzieciach. Jak dasz sobie radę, kiedy

zostaniesz sama?

- Nie mów tak, Emanuelu. Lekarz nie twierdził, że to śmiertelna choroba.

- Ale zapewne i tobie przyszła taka myśl do głowy. Widziałaś, jak postępuje.

Zaczęło się od zawrotów, bólu głowy, potem zacząłem tracić czucie w nogach, a teraz

jestem sparaliżowany. Co mnie dalej czeka?

- Pomyśl o Annie. Wiele lat leżała przykuta do łóżka, a teraz już chodzi

nieomal samodzielnie.

- To co innego. Anna zachorowała, będąc dzieckiem. Mój stan wciąż się

pogarsza.

- Lekarz w szpitalu nie wiedział, co ci dolega. Twierdził, że wiele chorób ma

podobne objawy.

- Usiłujesz mnie pocieszyć i powinienem być ci wdzięczny, ale nie tego od

ciebie oczekuję. Bądź szczera i porozmawiaj ze mną o przyszłości. Jeśli w ogóle

czeka mnie jakaś przyszłość.

Elise wyszła do kuchni, zastanawiając się nad jego słowami. Nie mogła mu

powiedzieć, że nie lęka się o przyszłość. Nigdy nie będzie sama, ma przecież Johana.

Może nie zejdą się od razu, może minie rok lub dwa, lecz nigdy nie będzie sama. Kto

wie, może Emanuel znalazłby w tym wyznaniu jakąś pociechę, ale Elise wolała nie

ryzykować. Równie dobrze mogła go zranić, wzbudzić gniew i zazdrość. Mógłby

zacząć podejrzewać ją o zdradę, zacząć śledzić jej kroki. Kiedy leżała w Ulleval,

wyznał jej, że kocha ją nad wszystko i nie może bez niej żyć. Uwierzyła mu, lecz

jednocześnie nie potrafiła zrozumieć, iż ktoś, kto miłuje, może tak bardzo uprzykrzać

ż

ycie ukochanej. Nie spytał jej o zdanie, kiedy rzucił pracę i kiedy kupował towar do

background image

sklepu. Nie przyznał się, iż wydał miesięczną pensję na stolik, i nie dawał jej

pieniędzy na jedzenie i ubranie. Więc jakże mógł ją kochać?

Kiedy weszła z powrotem do pokoju, Emanuel zdążył się już rozebrać,

naciągnąć koszulę nocną przez głowę i położyć się na sofie.

- Wspaniale! - pochwaliła go. - Nie pojmuję, jak dajesz sobie radę z tym

wszystkim.

Emanuel uśmiechnął się.

- Nie codziennie spotykają mnie wyrazy uznania. Warto się było trudzić.

Usiądź przy mnie, Elise. Pomasuję cię, może ból głowy ustąpi.

Przycupnęła na stołku koło sofy. Emanuel ostrożnie rozpuścił włosy, które

upięła w kok na czubku głowy.

- Masz takie piękne włosy - powiedział. - Powinnaś nosić je rozpuszczone.

Elise roześmiała się.

- To coś dla młodych dziewcząt.

- Przecież jesteś młoda. Masz tylko dwadzieścia jeden lat.

- Tylko? - zaśmiała się ponownie.

Nic nie odrzekł, wplótł palce w jej włosy i zaczął masować jej kark. To było

miłe uczucie. Elise rzeczywiście bolała głowa. Nie potrafiła się jednak odprężyć z

obawy, że stanie się zbyt natarczywy.

Ale przecież nie może tego zrobić, bo ma sparaliżowane nogi, powiedziała w

duchu.

Usiłował wsunąć palce pod kant sukni, ale kołnierzyk był zbyt wąski. Zaczął

wolno odpinać guziki.

- Gorąco tutaj. Zdejmij suknię.

- Jestem zmęczona, Emanuelu. Za chwilę kładę się do łóżka.

- Zaraz sobie pójdziesz, pozwól mi tylko na odrobinę pieszczoty. Nie mogę

zrobić tego, czego pragnę najbardziej, ale i tak dobrze nam z sobą.

Zaczął szarpać materiał.

- Pomóż mi. Mam tyle złych myśli. Może uda mi się o nich zapomnieć choć na

chwilę.

Nie miała serca się sprzeciwiać. Niechętnie ściągnęła suknię przez głowę i

powiesiła ją na oparciu krzesła. W pokoju paliła się jedna świeca, na krześle obok

sofy. Ich cienie poruszały się na ścianie, płomień świecy chybotał się w przeciągu od

okna i drzwi. Śnieg padał gęsto, dom i ulica pogrążone były w ciszy.

background image

Znów zaczął masować jej kark, po czym zsunął dłoń w dół na plecy pod rąbek

bielizny. Westchnął cicho i przesunął ją w przód, usiłując sięgnąć jej piersi.

- Możesz zdjąć resztę? - spytał chrapliwie.

- Zimno mi, poza tym jestem zmęczona.

- Zrób to dla mnie.

- Któryś z chłopców może wejść.

- Przecież śpią. Zrób to dla mnie, Elise! Spraw mi tę przyjemność.

Posłuchała go niechętnie, zsunęła bieliznę, obnażając się do pasa.

Emanuel uniósł się nieco, przekręcił na bok i dotknął jej piersi.

- Masz piękne ciało. Jędrne i zdrowe, mimo że urodziłaś dwójkę dzieci. -

Połaskotał jej sutki, które stwardniały, raczej z zimna niż z podniecenia. Przeszył ją

słodki dreszcz. Jak to możliwe, skoro pożądała Johana? - Ty też masz ochotę, Elise.

Proszę cię, połóż się na mnie.

I znów posłuchała go z niechęcią. Myśl, że będzie musiała mu pomóc,

napełniła ją wstrętem. Dlaczego? Nie wystarczało mu, że z nim została, opiekowała

się nim, była jego pomocą domową i pielęgniarką, że go utrzymywała? Czego jeszcze

od niej zażąda? Czy prawo naprawdę stanowiło, że kobieta musi być we wszystkim

posłuszna swemu mężowi?

- Tak, dobrze. Unieś się nieco, bym mógł pieścić twoje piersi.

Elise odwróciła twarz, by ukryć wyraz odrazy.

- Jeszcze chwilkę. Może się uda. Jeśli mi pomożesz.

Elise gwałtownie zsunęła się na podłogę i pozbierała ubranie.

- Dobranoc, Emanuelu. Przykro mi, ale nie mogę. To niewłaściwe. Boję się, że

mogłabym ci zaszkodzić. Nic nie powiedział. I nie życzył jej dobrej nocy.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Obudziła się z uczuciem niepokoju. Nie wiedziała, czy teściowie zjawią się z

wizytą, a nie chciała zawieść chłopców prośbą o opiekę nad najmłodszymi dziećmi.

Obiecała im wszak, że będą mogli pójść na sanki. Rzadko mieli okazję do zabawy,

praca i nauka wypełniały im całe dni.

Niepokój zamienił się w irytację, choć Elise starała się jej nie okazywać. W

końcu było Boże Narodzenie, a poprzedniego dnia wszyscy przeżyli jedną z najpięk-

niejszych Wigilii w ich życiu. Chłopcy wciąż byli radośnie podekscytowani. Poczuła

ulgę, kiedy zamknęły się za nimi drzwi.

background image

Napaliła w pokoju i zapaliła lampy dla Emanuela. Przewinęła Jensine,

posadziła Hugo na nocniczku, a potem zamierzała zająć się mężem.

Ż

eby tylko niczego się nie domyślił! Choć powtarzała sobie, że nie robi

niczego złego, to poczucie winy jej nie opuszczało. Było jej żal Emanuela.

Ś

wiadomość, że może nigdy nie podniesie się z wózka inwalidzkiego, musiała być

straszna. Emanuel zdradził ją i zachowywał się podle wobec niej, ale nie darzyła go

nienawiścią. Nie miała ochoty się mścić, odpłacać pięknym za nadobne. Mimo jego

przewin darzyła go szacunkiem i chciała być mu przyjacielem. Ale nie żoną.

Kiedy skończyła zajmować się dziećmi, wzięła ich zabawki i zaniosła do

pokoju. Emanuel śledził ją wzrokiem.

- Jak się dzisiaj czujesz? Wciąż boli cię głowa? Przytaknęła, nie patrząc na

niego.

- A jak ty się czujesz?

- Tak samo. Szkoda, że nie możesz wyjść na powietrze. Bardzo bym chciał,

ale boję się wziąć na siebie odpowiedzialność za Hugo i Jensine.

- Dobrze to rozumiem. Przejdę się, jak zjawią się twoi rodzice.

- Zapewne nie zjawią się tak szybko. Boją się urazić panią Carlsen.

- Może przekonają ją do wizyty u nas?

- Nie sądzę. Słyszałaś, co powiedziała matka. Pani Carlsen najlepiej czuje się

u siebie.

- Ale przecież wychodzi? Do teatru, na spotkania towarzyskie.

Emanuel nic nie odrzekł, ale Elise znała jego myśli.

- Pomasuję cię, kiedy skończymy z toaletą. Zwykle ból głowy nie trzyma się

ciebie tak długo.

- Dzisiaj masaż mi nie pomoże. Mam wrażenie, że głowa mi pęknie.

- Coś innego ci dolega? - Emanuel spojrzał na nią badawczo. - Jesteś taka

niespokojna.

Elise schyliła się po zabawkę, by uniknąć jego wzroku. Jej policzki płonęły.

- Ostatnio mieliśmy sporo pracy w kantorze.

- Ktoś jeszcze komentował twoją książkę? Ktoś cię uraził?

Elise pokręciła głową.

- Panna Johannessen wspomniała, że w którejś z gazet ukazała się recenzja.

Nie miałam okazji zapytać, w której.

- Może Torkild coś wie na ten temat, zazwyczaj jest dobrze zorientowany.

background image

Jeśli zjawią się rodzice, możesz zajść do nich i zapytać. Przy okazji się przewietrzysz.

Emanuel ożywił się, wzmianka o recenzji wyraźnie go zainteresowała. Sam o

tym nie wiedząc, dał jej pretekst, którego potrzebowała.

Dobry Boże, niech teściowie się zjawią, pomodliła się w duchu. Emanuel nie

będzie miał żadnych podejrzeń, kiedy wyjdzie. Elise poczuła ulgę.

Posmarowała jego kromki chleba grubszą warstwą masła i zaparzyła świeżą

kawę. Te gesty pomagały jej stłumić wyrzuty sumienia.

- A ty nic nie zjesz? - spytał zatroskany.

- Nie jestem głodna. Wypiłam kubek kawy, kiedy chłopcy jedli śniadanie.

- Kawy z fusów, jak się domyślam - uśmiechnął się. Odwzajemniła uśmiech,

sprzątając ze stołu. - Zawsze myślisz o innych, nigdy o sobie. Musisz zacząć dbać o

siebie, Elise. Jesteś taka chuda. I blada.

Podeszła do okna. Rozjaśniło się, ale niebo wciąż zaciągnięte było chmurami.

Zapowiadała się śnieżyca. Poprzedniego dnia chłopcy pracowicie odśnieżali ulicę. To

była ciężka praca i Elise miała nadzieję, że pogoda oszczędzi im powtórki.

Ziąb ciągnął od okien, wyraźnie się ochłodziło.

- Prognozy się sprawdzają, zapowiada się mroźna i śnieżna zima.

Emanuel westchnął ciężko.

- W gazecie pisali, że pokrywa na Sarabraten wynosi siedemdziesiąt pięć

centymetrów. To dużo, zima ledwie się zaczęła.

- Mam nadzieję, że pogoda się odmieni. Kiedy idę do pracy, śnieg zalega na

ulicach, a Hugo krzyczy, kiedy płatki opadają mu na twarz.

Emanuel westchnął raz jeszcze.

- Chciałbym móc się nim zająć. Byłbym jednak bezradny, gdyby coś się stało.

- Nie myśl o tym. Hugo dobrze się czuje u Hildy. Może bawić się z

rówieśnikiem.

- Usiądź przy mnie. Nie musisz tak się krzątać w świąteczny dzień. Dawnymi

czasy nie wolno było wykonywać żadnych prac w Boże Narodzenie poza tym, co

absolutnie niezbędne.

Elise obróciła się i spojrzała na męża.

- Pewnie brak ci kościoła? Emanuel pokiwał głową.

- W domu chodziliśmy na nabożeństwo w Wigilię i Boże Narodzenie. To były

wielkie uroczystości, ludzie przyjeżdżali saniami, na pagórku przed kościołem szpilki

nie można było wcisnąć.

background image

Jego twarz ożywiła się. Wspomnienia z dzieciństwa nie zawsze są złe,

pomyślała.

- Zawsze pragnęłam przeżyć Gwiazdkę na wsi. Uśmiechnął się, ostatnio

rzadko się uśmiechał.

- Powinnaś. Chłopcy też. Nastrój jest wyjątkowy, kiedy sanie suną szeregiem,

a z oddali dobiega głos dzwonów. Śnieg skrzypi pod płozami, a światło pochodni jest

jak sznur pereł. A u góry kruczoczarne niebo upstrzone gwiazdami. Za każdym razem

miałem łzy w oczach.

Elise zrobiło się go żal. Tak wyglądały kiedyś jego święta. Wyobraziła sobie

duże pokoje w domu Ringstadów rozświetlone lampami, z choinką sięgającą sufitu.

Stół uginający się pod ciężarem jedzenia, zapach pieczonego ciasta i ogień strzelający

wesoło w piecach i kominkach. Do wieczerzy zasiadali odświętnie ubrani ludzie,

panowie we frakach, panie w jedwabnych i aksamitnych sukniach, usługiwały im

pokojówki.

A teraz leżał na sofie, nie mogąc się poruszyć, w pokoju tak małym, że trzeba

było usunąć większość mebli, by wstawić łóżko. Gdyby nie jego rodzice, nie mieliby

ś

wiątecznych wypieków, a wieczerza wyglądałaby znacznie skromniej. Pomyślała, że

ich związek nie ma najmniejszego sensu. Powinien zostać w Ringstad i prowadzić

ż

ycie, do którego przywykł. Po dolegliwościach sercowych jego matka bardzo

złagodniała. Gwałtowne scysje z dzieciństwa zapewne już nigdy się nie powtórzą.

Siedział spokojnie i przyglądał się jej.

- O czym myślisz?

- Wyobrażam sobie wasz dom w świąteczny czas. Oczy Emanuela rozbłysły.

- Matka miała smykałkę do urządzania przyjęć. Dalecy i bliscy krewni

przyjeżdżali do nas i mieszkali u nas przez wiele dni. Dom wypełniał śmiech i gwar,

wszędzie były ozdoby świąteczne i udekorowane stoły. Póki mieliśmy gości, matka

nie traciła humoru. Bawiliśmy się w gry towarzyskie, chodziliśmy wokół choinki,

ś

piewając kolędy, jadaliśmy obficie i jeździliśmy z wizytami do sąsiadów, zabierając

ze sobą wszystkich przyjezdnych - dodał z uśmiechem. - Czasami wokół stołu

zasiadało trzydzieści, nawet czterdzieści osób.

- Pewnie ci tego brak.

- Czasami, nie za często. Rzadko wracam do tamtych chwil. Co było, to było.

Ż

ycie w Ringstad należy do przeszłości. Świąteczne wspomnienia też.

- Przecież nie musi tak być - stwierdziła. Uśmiech zgasł na jego wargach.

background image

- Uważasz, że wydobrzeję?

- Tak. Nikt nie twierdzi, że to niemożliwe. Wbił w nią wzrok.

- Wierzysz w to?

Emanuel nie chwytał się nadziei, nie błagał o litość. Żądał szczerej

odpowiedzi.

- Nie przestanę wierzyć, póki nie mamy pewności.

Te słowa odniosły właściwy skutek. Emanuel pokiwał powoli głową.

- Może masz rację, może zbyt ponuro patrzę w przyszłość.

- Musisz wierzyć, Emanuelu. Wiara przenosi góry. Cuda się zdarzają.

Ta myśl i jej dodała otuchy. Wstała i podeszła do drzwi kuchennych.

- Chyba jednak zjem kawałek chleba.

Przedpołudnie wlokło się niemiłosiernie. Elise co rusz zerkała na zegar z

kukułką. Z każdą upływającą godziną jej nadzieja topniała.

Nie była w stanie usiedzieć spokojnie. Nie mogła zająć się cerowaniem czy

naprawą odzieży, bo był dzień świąteczny i Emanuelowi by się to nie spodobało. Do

czytania nie miała nastroju. Hugo bawił się grzecznie w kąciku, ale Jensine zaczęła

marudzić. Elise wzięła dziewczynkę na ręce i podeszła do okna, by wypatrywać

Ringstadów. Spotkało ją rozczarowanie.

Emanuel podniósł oczy znad książki, którą pożyczył od Schwenckego.

- Co z tobą, Elise? Jesteś dziś bardzo niespokojna.

- Wciąż boli mnie głowa, chciałabym już, żeby twoi rodzice się zjawili.

- Nie powinnaś była puszczać chłopców na sanki. Mogliby ci pomóc.

- Nie miałam serca im odmówić. Tak rzadko mają okazję się pobawić.

- Zazwyczaj im nie odmawiasz. Bardzo ich rozpieszczasz - dodał z naganą w

głosie.

Elise poczuła przypływ irytacji.

- Nie uważam, by byli rozpieszczeni. Właśnie opowiadałeś mi o swoim

dzieciństwie, porównaj je z dzieciństwem chłopców. Już przecież przykazałeś im,

ż

eby całe wakacje spędzili za ladą sklepu.

- W takim razie idź na spacer, póki Jensine śpi. Jakoś zajmę się Hugo.

Elise wyczuła napięcie w jego głosie. Pokręciła głową.

- Nie mogę. Co zrobisz, jeśli Hugo złapie coś, czego nie powinien dotykać,

przewróci się, uderzy lub oparzy przy piecu?

Nic nie odpowiedział.

background image

Elise westchnęła ciężko i zaczęła przewijać Jensine. Rozczarowanie sprawiło,

ż

e czuła się poirytowana, ale uznała, że nie powinna dać tego poznać po sobie.

Emanuel na to nie zasłużył.

Johan z pewnością też był rozczarowany. Przecież cieszył się, że przyjdzie, że

pobędą chwilę razem. Z przyjemnością wysłuchałaby opowieści o Paryżu, o jego

pracy, chciała zapytać go, jak długo zamierza zostać na obczyźnie. Teraz to już

nieważne, Johan stracił zapewne nadzieję na spotkanie. Skoro nie udało się dzisiaj,

nie uda się w kolejne dni. Johan nie wiedział wprawdzie, że Evert i Peder obiecali

pomóc Emanuelowi w sklepie przez całe świąteczne wakacje, a Kristian zamierzał do

nich dołączyć, jak tylko skończy pracę u wozaka, ale rozumiał przecież, że coś jej

przeszkodziło w przyjściu. Zdawał sobie wszak sprawę, że zrobi wszystko, by się z

nim zobaczyć.

Coś dławiło ją w gardle. Johan miał rację: nie było im pisane, by być razem.

Nié mieli nawet prawa darzyć się miłością.

Było już po dwunastej i Elise straciła wszelką nadzieję, kiedy usłyszała jakieś

głosy na zewnątrz. Emanuel podniósł wzrok znad książki.

- Idą rodzice.

- Jesteś pewien, że to oni?

- Głosu matki nie sposób pomylić z innym. Idź na spacer, Elise. Zajrzyj do

Anny i Torkilda i zapytaj o tę recenzję.

- Może powinnam najpierw podać im kawę?

- Wyjaśnię im, że musisz się przewietrzyć. Matka potrafi przyrządzać kawę.

Z reakcji pani Ringstad Elise domyśliła się, że jej zamiar nie przypadł

teściowej do gustu.

- Wychodzisz? Przecież właśnie się zjawiliśmy! Emanuel pośpieszył jej z

odsieczą.

- Elise idzie do Anny i Torkilda, żeby pożyczyć gazetę, w której zamieszczono

recenzję książki. Nie mogła uczynić tego wcześniej, bo nie chciała zostawiać mnie

samego z dziećmi.

- Mieliśmy wypić razem kawę. Jest Boże Narodzenie. Pan Ringstad odwrócił

się do syna.

- Recenzja, mówisz? To bardzo ekscytujące! - I zwracając się do Elise, dodał:

- Idź, Elise! Damy sobie radę. Marie zaparzy kawę, a my wypijemy po szklaneczce z

Emanuelem.

background image

Pani Ringstad wciąż była niezadowolona, ale nie powiedziała ani słowa.

W chwilę potem Elise zamykała za sobą furtkę.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Ruszyła w dół Sandakerveien, by uniknąć spotkania z chłopcami lub

znajomymi. Mogła pójść lewym lub prawym brzegiem rzeki, dystans był ten sam, ale

chłopcy mieli zwyczaj bawić się na wzgórzu przy Maridalsveien.

Kiedy zbliżała się do Andersengarden, serce zabiło jej mocniej. Może Johan

wciąż tam był? A może, znużony oczekiwaniem, podziękował gospodarzom i poszedł

do domu? Rzuciła spojrzenie ku oknom. Powinna wejść i zapytać o recenzję, ale nie

było na to czasu. Zresztą nie wypadało tak po prostu wpaść jak po ogień i ruszyć

dalej.

W oknie kuchennym domku majstra paliło się światło. Cała Hilda, jak można

palić lampę za dnia? Co się z nią stanie, kiedy majster zniknie z jej życia? Takie

nawyki są kosztowne.

Serce biło jej w piersi. Skąd brały się te emocje? Znała Johana na wylot, byli

wszak nie tylko parą, całe dzieciństwo spędzili na wspólnych zabawach. Jeśli nie

zdoła zapanować nad sobą, pan Paulsen gotów powziąć podejrzenie, że coś jest

między nimi. To by mu się nie spodobało, Elise miała przecież męża. Kto wie, może

nawet zwolniłby ją z pracy.

Nabrała tchu, by się uspokoić. Posiedzę tylko z Hildą, majstrem i Johanem i

wypiję kawę, powtarzała sobie w duchu. Niewiele to pomogło, uczucie niepokoju nie

chciało ustąpić.

Drzwi otworzyły się, zanim zdążyła zapukać, i w progu ukazała się Hilda.

- Widziałam cię z okna. Późno się zjawiasz!

- Nie mogłam wyjść, zanim rodzice Emanuela się nie zjawili. Niemal już

straciłam nadzieję.

Hilda spojrzała na siostrę ze współczuciem.

- Mogłaś wziąć dzieci ze sobą.

- Bałam się, że to ci się nie spodoba, skoro on tu jest.

- Siedzą w pokoju. Johan pokazał Paulsenowi swoje rysunki i Paulsen jest pod

wrażeniem. Powiedział, że zademonstruje je swoim wpływowym znajomym.

Elise zrobiło się ciepło z radości. Hilda nie ruszyła się z miejsca, studiując ją

krytycznym wzrokiem.

background image

- Nie stać cię, by kupić sobie płaszcz i kapelusz? Ubierasz się jak, nie

przymierzając, robotnica czy przekupka z targu.

- Dostałam piękną niebieską suknię od pani Stangerud, ale nie odważyłam się

jej włożyć, bo należała do Signe.

Hilda spojrzała na nią przerażona.

- Zamierzasz chodzić w rzeczach kochanki twego męża?

Elise uniosła podbródek.

- Suknia jest piękna.

- Nie masz za grosz honoru?

- Nie stać mnie na honor, ledwie opędzam cotygodniowe wydatki. - Elise

podeszła do drzwi do pokoju. - Jedliście już?

- Nie, czekaliśmy na ciebie.

Na jej widok majster i Johan unieśli się z krzeseł. Elise podała dłoń panu

Paulsenowi i złożyła mu życzenia świąteczne. Potem odwróciła się do Johana.

Jego niebieskie oczy jaśniały radością. Długo przytrzymał jej rękę w swojej

ciepłej dłoni.

- Jak dobrze, że przyszłaś.

- Ledwie mi się udało. Rodzice Emanuela przyszli niedawno, a nie mogłam

zostawić go samego z małymi dziećmi - powiedziała, trochę zbyt głośno i za szybko.

- Jest aż tak bezradny? - wtrącił się majster, głęboko poruszony.

- Tak, niestety - odrzekła Elise. - Obie nogi ma bezwładne i porusza się na

wózku. Gdyby dzieciom przydarzył się jakiś wypadek, nie byłby w stanie zareagować.

Pan Paulsen pokręcił głową.

- Co za los! Dobrze, że ma panią, pani Ringstad. Co on robi całymi dniami?

Czy ktoś dotrzymuje mu towarzystwa?

- Teraz są u nas jego rodzice, ale na co dzień musi radzić sobie sam. Dużo

czyta, pożycza książki od przyjaciela.

Hilda postawiła na stole półmisek z kanapkami, kiełbasą i żeberkami na

zimno. Na osobnym talerzu podała stopki wieprzowe w marynacie. Elise poczuła

ssanie w żołądku.

- Mówisz o Schwenckem? - spytała Hilda. Elise przytaknęła.

Ku jej zdziwieniu Hilda zmarszczyła czoło.

- Co wy właściwie o nim wiecie?

- Że jest bardzo zdolnym kupcem. Emanuel mówi, że Schwencke zdąży

background image

sprzedać towar, zanim trafi na półki - roześmiała się Elise.

Hilda była poważna.

- To dziwne. Sklep leży na uboczu. Chodzę tamtędy przedpołudniami i jeszcze

nie widziałam w środku klientów.

Tym razem roześmiał się pan Paulsen.

- To miałaś pecha, Hildo. Czym on handluje, pani Ringstad?

- Drobnym towarem, głównie sprzętem kuchennym. Ma też droższe rzeczy,

ś

wieczniki, filiżanki z porcelany, ozdoby. Jego dom jest pełen pięknych przedmiotów.

- Hm. I nazywa się Schwencke?

- Paul Georg Schwencke. Sklep mieści się na Maridalsveien, niedaleko

Arendalsgaten. Trudno nie trafić.

- Z pewnością zajrzę w to miejsce.

Zasiedli do stołu i Hilda nalała wszystkim kawy.

Elise znalazła się na - sofie obok Johana. Johan sięgnął po jej dłoń pod stołem.

Strumień gorąca przepłynął przez jej ciało i była gotowa siedzieć tak całą wieczność.

W pokoju panowało przyjemne ciepło. Hilda i pan Paulsen tryskali uprzejmością, stół

uginał się pod ciężarem pysznego jedzenia, a zapach świeżo parzonej kawy łaskotał

nozdrza. Było jak w bajce, nie mogłoby być lepiej nawet, gdyby zostali sami. Wtedy

bowiem musieliby walczyć z pożądaniem lub dać upust żądzom, a potem cierpieć z

powodu wyrzutów sumienia. A teraz było cudownie. Rozkosznie i wbrew pozorom

niewinnie.

Musieli puścić dłonie, by zabrać się do jedzenia, ale Johan wykorzystał ten

moment i przysunął się do Elise. Oparł się udem o jej udo, sprawiając, że znów

poczuła falę gorąca.

Nie wiedziała, co je i czego dotyczy rozmowa. Pokój spowijała mgła, w

ś

wiadomości Elise istniał tylko Johan. I jej własna tęsknota.

Słowa majstra przywołały ją do rzeczywistości.

- Żal mi autora, to chyba najostrzejsza krytyka, jaką zdarzyło mi się

przeczytać. W pełni zasłużona, ale i tak uważam, że taka recenzja to cios. Samson

tłumaczy autora, twierdząc, że historie nie są zmyślone, ale ten człowiek nie ma chyba

piątej klepki. W każdym razie nie zachowuje się i nie mówi jak inni.

Hilda i Elise wymieniły się spojrzeniami.

Johan też się ożywił.

- O jakiej książce mowa?

background image

- Ukazała się niedawno pod tytułem Podcięte skrzydła. Jakiś młodzieniaszek,

zapewne zbuntowany syn z dobrego domu, spisał kilka opowieści, które mają

przedstawiać życie ubogich ludzi znad rzeki Aker. Biedak nie ma pojęcia, o czym

pisze. Twierdzi na przykład, że dziewczęta wyrzuca się z pracy w fabryce za

spóźnienia i że wiele z nich idzie na ulicę, by zarobić na życie. Słyszał kto podobne

bzdury? Ten, kto spóźni się dwukrotnie z rzędu, nie zostaje wpuszczony do fabryki

przed godziną dwunastą i potrąca mu się resztę tygodniówki, ale przecież nie traci

zatrudnienia! Autor wspomina o robotnicy, która rzuca się do wodospadu, utraciwszy

robotę. Poczułem się dotknięty, bo przędzalnia leży koło mostu i czytelnicy mogą

powziąć podejrzenie, że rzecz cała nas dotyczy. Całkiem niedawno gazeta „Verdens

Gang” wydrukowała podobną historię. Podejrzewam, że autorem jest ten sam

człowiek. Wiem, że pewna młoda niezamężna kobieta odebrała sobie życie w ten spo-

sób, ale powód był zupełnie inny. Właściwie powinienem wytoczyć sprawę autorowi,

ale jeszcze się wstrzymam. Recenzent dał mu stosowną reprymendę, informując

czytelników, że opowieść jest zmyślona. Z pewnością pojawią się inne oburzone

głosy, ale ja mogę spać spokojnie. Nikt nie ma prawa oskarżać fabryki Graaha o

przyczynienie się do śmierci młodej osoby.

Johan zakręcił się niespokojnie.

- Czy można się dowiedzieć nazwiska autora?

- To oczywiste, że wydawnictwo Grondahl & Son będzie musiało je ujawnić.

Zwłaszcza jeśli ktoś zażąda zadośćuczynienia w sądzie. Zamierzam się do nich

wybrać.

Mam prawo poznać nazwisko autora, uważam bowiem, że oskarżenie

skierowane jest przeciwko mnie. Nie pogodzę się z tym, że mam anonimowego

wroga. Hilda nie zdołała ukryć zdenerwowania.

- Nie uważam, by chodziło o ciebie. Może majster w innej fabryce zwolnił

jakąś dziewczynę za niestosowne zachowanie, a ona okłamała wszystkich, twierdząc,

iż wyrzucono ją za spóźnienie spowodowane chorobą dziecka?

Pan Paulsen spojrzał na nią zdumiony.

- Czytałaś tę książkę?

Ku przerażeniu Elise Hilda zaczerwieniła się.

- Ja? - roześmiała się sztucznie. - A skąd miałabym ją wziąć? Książki kosztują

majątek.

- To skąd wiedziałaś, że opowiada ona o matce, która zostawia chore dziecko?

background image

- Słyszałam w kolejce w sklepie u Magdy. Magda kupiła książkę i wypożycza

ją za parę ore.

Majster wpatrywał się w nią z napięciem. Wyraz jego twarzy zmieniał się, w

końcu pokiwał głową powoli i powiedział zadowolony: - Ach tak! To bardzo

interesujące. W takim razie przejdę się po fabryce i zapytam robotnice, co sądzą o tym

dziele.

Elise była pewna, że żadna nie powie prawdy. Nawet jeśli rozpoznały się w

książce, nie zaryzykują zwolnienia. Będą wiedzieć, jakiej odpowiedzi majster

oczekuje.

Myśli Johana biegły tym samym torem.

- Ludzie są różni, panie Paulsen. W tych historiach może tkwić ziarenko

prawdy. Niewiele fabryk może pochwalić się tak dobrymi relacjami między

kierownictwem a robotnikami jak przędzalnia Nedre Voien.

Majster gładko przełknął pochlebstwo.

- Tak, to możliwe. Nie mam pewności, że autor ma na myśli wodospad przy

Beierbrua. Na naszej rzece jest sporo wodospadów. I ma pan rację, ludzie są różni.

- Wiemy wszak, że w Yaterlandzie i Fjerdingen dzieją się straszne rzeczy -

ciągnął Johan. - Wielu przymyka oko na ten wrzód na ciele naszego miasta, ale mało

kto gotów byłby twierdzić, że powieść Albertine Christiana Krohga nie ma oparcia w

rzeczywistości. Niewielu twórców podejmuje wątki społeczne. W zeszłym roku

ukazała się książka Lill - Anna i inne pisarki Nini Roli Anker, w której przedstawiono

los kobiet pracujących w fabrykach, ale poza tym kilku jedynie artystów ma odwagę

krytykować nierówności społeczne.

Elise zerknęła na majstra i dostrzegła, że wywód Johana zrobił na nim

wrażenie, choć pan Paulsen z pewnością nie należał do zwolenników ruchu

robotniczego. Sporo ludzi uważało, że kraj zmierza w złym kierunku i należy coś

przedsięwziąć. Kapitalizm panoszył się, industrializacja przekraczała granice

rozsądku.

Paulsen pokiwał głową z zamyśleniem.

- Uważa więc pan, że ten Elias Aas ma trochę racji?

- Nie czytałem książki, panie Paulsen, ale obracam się w kręgach

artystycznych i wiem, że wielu ludzi niepokoi się rozwojem wydarzeń. Rozdźwięk

między biednymi i bogatymi to prosta droga do rewolucji. Może Elias Aas pragnął

uświadomić ludziom to niebezpieczeństwo, ale zrobił to niezdarnie.

background image

Majster roześmiał się.

- Niezdarnie, trafił pan w samo sedno! Na zdrowie, panie Thoresen! Rozmowa

z panem to czysta przyjemność.

Johan opróżnił kieliszek. Elise nie wiedziała, co zawierał, ani ona, ani Hilda

nie zostały poczęstowane trunkiem. Miała jedynie nadzieję, że to nie było nic

mocnego, bo Johan nie nawykł do picia.

Pan Paulsen obrócił się do Hildy.

- Możesz przynieść kawy, moja droga? Proszę jeść, pani Ringstad i panie

Thoresen. W kuchni jest mnóstwo jedzenia.

Elise pomyślała o chłopcach. Zastanawiała się, czy matka Emanuela

przygotowała im jakiś posiłek, kiedy wrócili do domu. Ona siedziała tutaj, zajadając

smakołyki, a im musiała wystarczyć kromka chleba. Nic innego nie miała w szafce

kuchennej.

Johan znów chwycił jej dłoń, ścisnął i splótł z nią palce. Zrobiło się jej gorąco.

Hilda wróciła z dzbankiem i spojrzała na siostrę.

- Za ciepło tutaj dla ciebie, Elise? Masz czerwone policzki. My z Paulsenem

lubimy ciepło, ale u was na Hammergaten jest zapewne dużo chłodniej.

Elise skinęła głową, nie patrząc na Johana.

- Tak, u nas jest dużo chłodniej.

Johan znów ścisnął jej dłoń. Czuła jego bliskość, zdawało się jej, że tworzą

jedną całość. Te same myśli, ta sama tęsknota, ten sam pogląd na większość spraw.

- Jak pani daje sobie radę, pani Ringstad? - Majster spojrzał na nią z

ciekawością, jakby ujrzał ją po raz pierwszy. - Najpierw praca w moim kantorze,

potem odbiera pani synka od Hildy i biegnie do domu, gdzie czeka niemowlę, kaleki

mąż i trzech rozbrykanych chłopców. Jak pani daje sobie radę? - powtórzył.

- Chłopcy mi pomagają. Noszą drwa i wodę, usuwają śnieg i kładą maleństwa

wieczorami. Rano pomagają mi je ubrać.

Majster pokręcił głową zdumiony.

- Mają raptem kilkanaście lat.

- Peder i Evert mają po jedenaście lat, Kristian dwanaście.

- I potrafią zająć się niemowlęciem?

- Nie mają wyboru. Sama bym sobie nie poradziła. Pan Paulsen zamyślił się.

- Tak się zastanawiam... Może wyświadcza im pani przysługę? Może trzeba

ż

ałować tych, którzy nie mają żadnych obowiązków? Ci chłopcy wyrosną na pracowi-

background image

tych obywateli. Tak sobie myślę, że dzieci wyrastające na wsi i nawykłe do pracy

mają coś, czego ludziom z miasta brak.

Elise uśmiechnęła się w duchu. Majster mówił o dzieciach z dobrych domów,

gdzie pełno było służby. Dzieci wzrastające nad rzeką Aker potrafiły zadbać o siebie i

swoje młodsze rodzeństwo.

Pan Paulsen stuknął się w czoło.

- Skoro pani mąż nie pracuje, z czego będziecie żyć? Elise poczuła, że robi się

jej gorąco. Musiała starannie dobierać słowa.

- Emanuel niedawno rzucił pracę w zakładach Myren i zajął się handlem

drobnym towarem w małym sklepiku przy Maridalsveien. Tak jak Paul Georg

Schwencke. Kiedy zachorował, moi dwaj bracia i Evert stanęli za ladą. Będą tam

pracować do końca wakacji.

- Droga pani, nastoletni chłopcy nie mogą zajmować się handlem.

- Nie, rzecz jasna, że nie. To dorywcza pomoc. Mam nadzieję, że po świętach

Emanuel nauczy się dojeżdżać do sklepu na wózku.

- Jeśli nie będzie śnieżyć - wtrąciła się Hilda.

- Jeśli nie będzie śnieżyć - powtórzyła ze strachem Elise.

Johan ścisnął jej dłoń. W tym uścisku było wszystko: współczucie, wsparcie,

podziw. Mając miłość Johana, dam sobie radę ze wszystkim, pomyślała.

Zegar Hildy wybił godzinę drugą. Wielki Boże, czas pędził jak opętany! Elise

miała wrażenie, że ledwo co przyszła. Zerwała się z miejsca.

- Nie wiedziałam, że już tak późno.

- Przecież państwo Ringstadowie są z Emanuelem - zaprotestowała Hilda.

- Nie zamierzali zostać długo, a ja obiecałam, że zaraz wrócę.

Johan też się podniósł.

- Ja też już pójdę. Przyrzekłem siostrze, że wybiorę się z nią na cmentarz. Już

zdążyła mnie zbesztać, że nie towarzyszyłem jej na porannym nabożeństwie - dodał,

uśmiechając się.

Elise pożegnała się pośpiesznie z majstrem i wybiegła z pokoju. W kuchni

zatrzymała się.

- Powiedziałam w domu, że idę do Anny po gazetę - szepnęła do Hildy.

Hilda pokiwała głową z rezygnacją.

- Po co zachowujesz pozory? On na to nie zasługuje.

- Co byś powiedziała, gdybyś siedziała przykuta do wózka?

background image

- Pomyślałabym, że to kara za moje grzechy. On powinien tak myśleć.

Elise pożałowała, że zadała to pytanie. W tej kwestii miały całkowicie

odmienne zdanie. Johan wyszedł z pokoju i podziękował za gościnę. Elise odwlekała

czas pożegnania. Razem ruszyli do Andersengarden.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

- Majster zamierza pokazać moje rysunki swoim wpływowym znajomym -

powiedział Johan zadowolonym głosem.

- Hilda wspomniała mi o tym. Jestem z ciebie dumna.

- Mam nadzieję, że nie spotkają cię nieprzyjemności, kiedy wrócisz do domu?

- Matka Emanuela była obrażona, że wychodzę, ale jego ojciec mnie poparł.

Wyjaśniłam, że idę do Torkilda, by pożyczyć gazetę, w której jest recenzja mojej

książki. Majster ją czytał, ale bałam się spytać, o którą gazetę chodzi.

- Torkild ją ma. Ja też czytałem tę recenzję. Elise odwróciła się ku niemu.

- Naprawdę? Jest aż tak zła?

- Na twoim miejscu bym do niej nie zaglądał.

Elise posmutniała. W głębi duszy była przygotowana na ostre słowa krytyki,

ale liczyła też na pozytywne komentarze.

Johan rozejrzał się wokół, a potem otoczył ją ramieniem.

- Nie przejmuj się, Elise. Jestem z ciebie dumny. Dobrze wiem, że recenzja

zrodziła się z przesądów dziennikarza i ze strachu o własną pozycję. To

konserwatywna gazeta, a on dobrze zna oczekiwania swoich czytelników. Nawet jeśli

miałby inne zdanie, nie odważyłby się go przelać na papier.

Pocałował ją, długo i gorąco. Elise na chwilę poddała się uczuciom, ale zaraz

odsunęła się od niego i rozejrzała wokół.

- Ktoś nas może zobaczyć.

- Nikogo tu nie ma. Robotnicy śpią, zbierając siły przed kolejnym dniem

harówki, a ich szefowie siadają właśnie do obiadu. - Uśmiechnął się. - Tak się

ucieszyłem, kiedy przyszłaś. Zdążyłem już zwątpić, że się zjawisz.

Elise odwzajemniła uśmiech.

- Ja też się raduję, że przeżyłam z tobą tę chwilę. Pragnęłam, by trwała

wiecznie.

Johan westchnął głośno i pogłaskał ją czule po policzku.

- Elise, tak bardzo cię kocham! Nie spałem pół nocy, myśląc o tobie. Los

background image

ciężko cię doświadczył, ale dzielnie znosisz wszystkie przeciwności. Anna też tak

uważa i pociesza się słowami z Biblii. „Jak dni twoje moc twoja trwała”. Anna mówi,

ż

e dostajemy tyle, ile jesteśmy w stanie unieść na swoich barkach. - Znów się

uśmiechnął. - Ona wierzy głęboko, a mimo to wyganiała mnie z domu, bym się z tobą

spotkał.

Elise roześmiała się.

- W oczach Anny należymy do siebie. Johan spoważniał.

- Bo tak właśnie jest. Oboje popełniliśmy błędy, Agnes i Emanuel nie powinni

pojawić się w naszym życiu.' Związałem się z Agnes, bo straciłem ciebie, a ona

twierdziła, że spodziewa się mojego potomka. Ty wyszłaś za Emanuela z powodu

dziecka, które zmuszona byłaś urodzić. Oboje przeżyliśmy tragedię. Współczułbym

Agnes i Emanuelowi, gdyby byli szczęśliwi w tych związkach, ale tak wszak nie jest.

Mówiłaś przecież, że Emanuel męczy się i że zamierzałaś się z nim rozstać. Elise

przytaknęła.

- Zrobiłabym to, ale jego choroba spadła na nas jak grom z jasnego nieba.

- Pozostaje mieć nadzieję, że lekarz się pomylił i Emanuel wróci do zdrowia.

Pocałował ją jeszcze raz i ruszyli dalej. Chciał złapać ją za rękę, ale Elise

wzbraniała się.

- Możemy przypadkiem trafić na chłopców. Mogli wybrać się do Hildy po

jedzenie, tak jak to mają w zwyczaju w dni szkolne.

- Sądzisz, że mieliby coś przeciw temu, byśmy trzymali się za ręce?

- Sądzę, że byliby zachwyceni na twój widok, ale z pewnością zdumieliby się,

zrozumiawszy, że wciąż się kochamy. Zwłaszcza Kristian.

Johan nic nie odrzekł i dłuższą chwilę szli w milczeniu.

- Zobaczę cię jeszcze przed wyjazdem? - spytał cicho i ostrożnie. W jego

głosie brzmiała nadzieja, ale starał się jej nie naciskać.

- Mam taką nadzieję. Codziennie po pracy odbieram Hugo od Hildy. Po

szóstej.

- Będę tam na ciebie czekał. Hilda nie będzie chyba miała nic przeciw temu.

Elise roześmiała się.

- Wręcz przeciwnie. Jest takiego zdania jak Anna.

- Co za szczęście, Anna i Hilda gotowe są wziąć udział w naszym spisku. -

Johan nie ukrywał rozbawienia.

- Jak znam Hildę, to pewnie - znajdzie jakiś pretekst, by zostawić nas samych.

background image

- Nie wiem, czy to rozsądne - droczył się z nią Johan. Elise poczuła w sobie tę

samą tęsknotę. .

- Jestem rada, że ostatnim razem do niczego nie doszło. Johan spoważniał.

- Ja też, Elise. To mogło mieć poważne konsekwencje. Elise spłoniła się.

- To byłaby katastrofa.

- Zgadzam się.

Przeszli w milczeniu parę kroków.

- Ale miałaś ochotę?

Nie odważyła się spojrzeć na niego, serce jej dudniło, a w ciele szalał pożar.

- Muszę odpowiadać na to pytanie?

- Nie, nie musisz. Wtedy to poczułem, a dzisiaj zrozumiałem. Masz te same

pragnienia co ja. Byłoby nam cudownie razem.

- Wiem. Marzę o tobie przed zaśnięciem. Czasami... - urwała.

Johan odwrócił się ku niej i chwycił ją za rękę.

- Czasami aż za bardzo, to chcesz powiedzieć? Przytaknęła i schyliła głowę,

zagryzając wargę ze wstydu.

- Tak bardzo za bardzo, że w końcu doznajesz ukojenia?

Jej policzki płonęły, nie wykrztusiła z siebie ani słowa. Doszli do

Andersengarden.

- Wejdziesz na górę po gazetę?

- Powinnam. Emanuel był bardzo podekscytowany. Znów chwycił ją za rękę i

wciągnął do środka.

- Chodź, Elise, odświeżymy dawne wspomnienia. Zamiast ruszyć na schody na

piętro, pociągnął ją do wejścia do piwnicy, gdzie tak często całowali się w ciemności.

- Pani Ringstad nie wybaczy mi tak długiej nieobecności.

- Jesteś z Emanuelem czternaście godzin na dobę. Ja proszę o kilka minut.

Objął ją ramionami.

- Kocham cię, Elise. Będę czekać na ciebie, choćby to miało trwać całe życie.

- A ja na ciebie, Johan.

Czas zniknął, rzeczywistość przestała istnieć. W jednej chwili znaleźli się tam,

gdzie byli, zanim zło wkradło się do ich świata. I on był tym, kim kiedyś: wielkim i

silnym bohaterem jej życia. Z nim miała dzielić wszystkie radości i smutki, sukcesy i

przeciwności losu. A przede wszystkim miłość. Pani Thoresen zaoferowała im

kuchnię, mogli wprowadzić się w każdej chwili. Co za radość! Jakże szczęśliwi byli,

background image

mogąc dzielić niewielkie łóżko w malutkiej, ubogiej kuchni. Chłód i przeciąg, cóż to

miało za znaczenie, skoro mieli siebie?

Zamknęła oczy i przyciągnęła go do siebie, przyjmowała pocałunki i

pieszczoty, odwzajemniała je z całą mocą. Zakręciło się jej w głowie, to uczucie było

potężne i dominujące. Czy tak właśnie czuła się wtedy, taka lekka i radosna, tak

bezgranicznie szczęśliwa?

Nie musiała odpowiadać na to pytanie, znała odpowiedź od zawsze. Przez cały

ten czas w głębi serca skrywała miłość do Johana, niezmienną, trwałą, silną jak skała.

Była tam nawet wtedy, gdy stawała z Emanuelem przed ołtarzem i gdy nocami

oddawała mu swoje ciało.

- Kocham cię, Johan. Zawsze cię kochałam i zawsze będę kochać.

Jęknął w odpowiedzi, ale niczego więcej nie potrzebowała. Znała jego myśli i

uczucia. Tworzyli jedność.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Elise nie mogła sobie przypomnieć, by kiedykolwiek dręczyły ją większe

wyrzuty sumienia niż teraz, gdy zbliżała się do Hammergaten. Dochodziła trzecia,

spędziła poza domem prawie trzy godziny. A przecież miała tylko zaczerpnąć

ś

wieżego powietrza i pożyczyć gazetę od Torkilda. A teraz pewnie na zawsze

zniszczyła swą relację z teściową, ledwie co odbudowaną. A przecież pomoc

rodziców Emanuela była im potrzebna. Teraz, lecz przede wszystkim w przyszłości.

Obawiała się, że wyrzuty sumienia i gorące doznania zostawią ślad na jej

obliczu. Policzki wciąż jej płonęły na wspomnienie pieszczot Johana, a kiedy ciało i

duszę wypełnia moc uczuć, trudno ukryć je wobec świata.

Zbliżając się do drzwi kuchennych, usłyszała ożywione chłopięce głosy. Bogu

dzięki, że wrócili już do domu! A państwo Ringstad może już poszli, może uznali, że

powrót Kristiana, Pedera i Everta zwalnia Emanuela z konieczności opiekowania się

najmłodszymi dziećmi. Pchnęła drzwi i weszła do środka.

Jensine leżała na chodniku, a Kristian zmieniał jej pieluszkę.

Peder z Evertem karmili Hugo.

- Tak długo cię nie było! - Peder spojrzał na siostrę z wyrzutem.

- Odwiedziłam Hildę. Wpadłam też do Anny i Torkilda.

- Wiem, ale dlaczego byłaś u nich cały dzień?

- U Hildy zastałam majstra, który koniecznie chciał coś ze mną

background image

przedyskutować. Poczęstował mnie kawą i kanapkami, więc nie wypadało odmówić.

W tej samej chwili usłyszała głosy z pokoju.

- Rodzice Emanuela są jeszcze? Peder i Evert pokiwali głowami.

Evert podsunął łyżkę kaszy pod buzię Hugo.

- Matka Emanuela chciała iść na policję - oznajmił, nie podnosząc głowy. -

Uznała, że coś ci się stało.

Elise przeraziła się.

- Ale chyba tego nie zrobiła?

Obaj zaprzeczyli. Elise dostrzegła z ulgą, że nie dali się przestraszyć. Peder

uśmiechnął się nawet z pobłażliwością.

- Powiedziała, że mieszkamy w niebezpiecznym miejscu. A my wiemy, że tu

nad rzeką żyją sami mili ludzie. No, może poza Pingelenem, ale on jest groźny tylko

dla mnie, nie dla dorosłych.

Kristian skończył przewijać Jensine i podniósł ją z podłogi.

- Nie musiałaś jednak iść do Hildy i Anny, kiedy oni przyszli z wizytą -

stwierdził i zniżył głos. - Matka Emanuela ma kwaśną minę.

Elise zaczerpnęła tchu i ruszyła do pokoju. Cała trójka spojrzała na nią, ale

nikt nic nie powiedział.

- Przepraszam, że tak długo mnie nie było. Wpadłam do Hildy, nie chciałam,

by w taki dzień czuła się samotna. I natknęłam się na majstra Paulsena, który siedział

tam, popijając kawę. Bardzo nalegał, bym coś z nimi przekąsiła.

Pan Ringstad posłał jej zdziwione spojrzenie.

- Majster? Dziś znów u niej był? Emanuel odwrócił się do ojca.

- Mówiłem ci, że coś jest między nimi.

- Tak się nie godzi! - oburzyła się pani Ringstad. - Hilda wciąż jest mężatką,

nieprawdaż?

- Tak - przytaknęła Elise - ale zamierza rozstać się z Reidarem.

- Rozstać? - Pani Ringstad poczerwieniała na twarzy. - I znów wstyd spadnie

na waszą rodzinę. Jakbyście nie mieli dość.

Elise czuła na sobie badawczy wzrok Emanuela.

- Długo cię nie było.

- Przykro mi. Wywiązała się nieprzyjemna rozmowa. Pan Paulsen wspomniał

o mojej książce. - Zwróciła się do teścia. - Oczywiście nie ma pojęcia, że ja ją

napisałam, ale złościł się strasznie, twierdząc, że rzecz jego dotyczy. Był w bojowym

background image

nastroju i uznał, że recenzent wsparł jego pogląd. Domyślam się, że recenzja jest

bardzo nieprzychylna. Paulsen zamierza wytoczyć sprawę autorowi.

Emanuel ożywił się.

- Torkild miał gazetę?

- Tak, ale nie przeczytałam jeszcze tego tekstu. Po wywodach Paulsena nie

odważyłam się. Boję się, że mnie zniechęci do pisania.

- Przyniosłaś gazetę ze sobą?

- Tak - potwierdziła. - Leży w kuchni.

- Przynieś ją, proszę.

Pani Ringstad nie odzywała się od dłuższego czasu, ale teraz wtrąciła się,

przybierając oskarżycielską pozę.

- Uważam, że nie powinnaś spędzać świątecznego przedpołudnia u innych,

skoro w domu czeka na ciebie chory mąż, Elise.

Elise posłała jej zawstydzone spojrzenie.

- Przykro mi z tego powodu. Nie zdawałam sobie sprawy, że zrobiło się tak

późno.

- Nie było cię trzy godziny.

- Daj już spokój, mamo! - zirytował się Emanuel. - Chcę przeczytać recenzję.

Elise wybiegła do kuchni.

Kiedy wracała, dobiegły jej słowa teściowej.

- Młode kobiety nie rozumieją już wagi odpowiedzialności i zobowiązań.

Wystarczy dać im palec, a zabiorą całą dłoń.

Elise nie miała pojęcia, czy pije do niej, czy do Signe. Pani Ringstad zamilkła,

gdy dziewczyna pojawiła się w progu.

Elise podała gazetę Emanuelowi, lekceważąc słowa teściowej.

- Nie mów mi, co tam jest napisane. Nie chcę tego słuchać.

- Taki z ciebie tchórz, Elise? - roześmiał się pan Ringstad. - Miałem inne

zdanie o tobie.

- Jeśli usłyszę, że nie potrafię pisać, stracę cały entuzjazm i rzucę to wszystko.

Jestem tego pewna.

- Zajmij się domem, Elise - powiedziała teściowa łagodniejszym głosem. -

Opieka nad dziećmi i Emanuelem i tak zabiera ci mnóstwo czasu. Kobiety w

dzisiejszych czasach uważają, że powinny pracować zawodowo, ale ja sądzę, iż

miejsce kobiety jest w domu. I nie powinny mieć prawa wydawania książek, książki

background image

mają zły wpływ na młodzież. Weźmy Magnhild Bjornstjerne Bjornsona. Jak taki

dobry pisarz, na dodatek mężczyzna, mógł napisać takie bzdury? Główna bohaterka

zrywa małżeństwo, bo nie ma w nim miłości. A pisarz nazywa ten związek

nieobyczajnym! Pytam się więc: co nas teraz czeka? Czy ludzie spodziewają się, że

małżeństwo to wieczne upojenie i namiętność?

Pan Ringstad nie słuchał żony.

- Przeczytaj nam recenzję, Emanuelu! Emanuel spojrzał na Elise.

- Możesz wyjść do kuchni, jeśli nie życzysz sobie tego słuchać.

Elise pokręciła głową. Poczuła się urażona uwagą teścia o tchórzostwie.

- Zmieniłam zdanie. Czytaj na głos, Emanuelu. Emanuel przerzucił kilka stron,

rozłożył gazetę i zaczął czytać:

Wydawnictwo Grondahl & Son powinno działać rozważnie! Czy wykazało się

rozwagę, wypuszczając na rynek tom opowiadań „Podcięte skrzydła”? A może to

zwykła prowokacja? Jeśli tak, to udana. Nie ma czytelnika, który nie poczułby się

sprowokowany tym tandetnym dziełkiem. Ta książka to kpina z podstaw naszej

egzystencji, naszej wiary, moralności i z wartości, które pragniemy przekazać

dzieciom. Autor bierze w obronę prostytucję, pijaństwo i niesumienność w pracy,

sympatyzuje z młodymi, bezwstydnymi kobietami, które poszukują przygód i łatwego

zarobku w przybytkach rozpusty, sprzedają się byle komu, zostawiając swoje potom-

stwo o głodzie i chłodzie. A dzieci u nich pod dostatkiem, te wykolejone indywidua

mają ich zwykle całą gromadkę! Pytanie ciśnie się na usta: gdzie podziewa się ojciec

tych dzieci? Udzielę odpowiedzi: w ogóle go nie mają!

Te kobiety bowiem trudnią się nierządem, rodzą dzieci włóczęgom i pijakom,

a w końcu trafiają do szpitala Ullevdl, gdzie wydzielono specjalny oddział, by leczyć

choroby, których same się nabawiły! A kto za to płaci? Ty, drogi Czytelniku, i ja.

Tym celom, między innymi, służą pieniądze z naszych podatków. Ladacznice

wychodzą wyleczone i wracają do swego grzesznego procederu.

Jaki wpływ mieć będzie ta książka na nasze córki? Zapewne nigdy się z nią nie

zetkną ani nie przeczytają z własnej woli. Powtarzam jednak pytanie: jaki wpływ

będzie mieć na nasza młodzież? Ukazując się nakładem renomowanego

wydawnictwa, książka daje młodym ludziom asumpt do wiary, że historie w niej

zawarte opierają się na prawdzie. Że młoda robotnica zostaje „zmuszona” do

prostytucji, bo zwolniono ją z pracy w fabryce. Na rany boskie, istnieje chyba jakieś

inne zajęcie? Mogła zatrudnić się jako pomoc domowa, wolnych posad jest bez liku.

background image

Sam nie znalazłem jeszcze właściwej opiekunki dla moich dzieci, ale Boże broń, bym

wpuścił taką ulicznicę za mój próg. Autor wspomina o szesnastoletniej tkaczce, która

zachodzi w ciążę z dyrektorem fabryki i zmuszona jest oddać własne dziecko. Elias

Aas wyraźnie współczuje tej pannie. Nie powinien raczej spytać, dlaczego była na tyle

głupia i lekkomyślna, by inicjować związek z dyrektorem? Dyrektor na pewno miał

ż

onę, o tym też ta biedaczka nie pomyślała? Gdzie była matka tego dziewczęcia, jak

mogła pozwolić nieletniej na tak bezwstydne zachowanie? Proponuję, by wnieść

sprawę przeciwko autorowi. Ten człowiek nie powinien mieć prawa drukować swoich

wypocin ani wypowiadać się publicznie. Stanowi zagrożenie dla naszych norm

społecznych.

Emanuel powoli odłożył gazetę. Był śmiertelnie blady. Kiedy czytał, nikt nie

odezwał się słowem. Elise wstrzymała oddech.

Zrobiło jej się ciemno przed oczyma, czuła, że zaraz zemdleje, i wsparła się o

stół. Pan Ringstad chrząknął.

- Mocna rzecz - powiedział, niezdarnie ukrywając, jak bardzo poruszył go ten

tekst.

Pani Ringstad wstała z krzesła i zatoczyła się. Wbiła wzrok w Elise.

- Ty napisałaś tę książkę? - spytała z niedowierzaniem.

Pan Ringstad usiłował się wtrącić.

- Nie irytuj się, Marie. Czytałem ją i muszę przyznać, że siebie tam nie

rozpoznaję. Też musisz ją przeczytać. Zrozumiesz, że recenzent nie wykazał się

obiektywizmem. Kieruje ten tekst do czytelników własnej gazety i wątpię, by

naprawdę tak uważał. Miejmy nadzieję, że recenzje ukażą się w innych gazetach,

mniej jednostronnych w swoich opiniach.

Pani Ringstad nie dała się uspokoić.

- Nie wiem, czy odważę się teraz wyjść na ulicę - powiedziała, załamując

nerwowo dłonie i posyłając Emanuelowi zrozpaczone spojrzenie. - Jak mogłeś mi to

zrobić? Nie dość się nacierpieliśmy? Wiele zrobiłam, by zaakceptować twoją

sytuację, Emanuelu, i nie myślę wyłącznie o chorobie. Starałam się być dobrą babcią

dla twoich i nie twoich dzieci. Przygotowałam wieczerzę wigilijną, przyniosłam

jedzenie i podarki, spędziłam z tobą całe przedpołudnie. Teraz zaś czuję, że to

wszystko na próżno. Co bym nie zrobiła, twoje życie legło w gruzach i moje też.

Zaczęła płakać i gwałtownym ruchem sięgnęła po chusteczkę.

- Co powiem ludziom? Jak spojrzę w oczy rodzinie i przyjaciołom?

background image

- Ależ mamo! - Emanuel wreszcie odzyskał głos. - Nikt nie wie, że tę książkę

napisała Elise. Musisz po prostu udawać, że o niczym nie wiesz.

- Mam więc kłamać? - załkała. Pan Ringstad ruszył ku drzwiom.

- Chodź, Marie. Betzy i Oscar czekają na nas. Zasiedzieliśmy się.

Mijając Elise, poklepał ją po ramieniu.

- Nie przejmuj się. Jestem przekonany, że pozostałe gazety napiszą w innym

tonie. Sprawdzę u Oscara.

Elise pomogła teściowej nałożyć płaszcz i pożegnała ich u drzwi.

Kiedy wróciła do pokoju, Emanuel siedział z ponurą miną. Uznała, że

powinna się bronić.

- Powiedziałam, że recenzja jest bardzo krytyczna. To wy nalegaliście, by ją

przeczytać.

Emanuel nie odezwał się. Elise łzy napłynęły do oczu.

- Mówiłeś, że książka jest dobra, że jesteś ze mnie dumny.

- Tak uważałem. Nie spodziewałem się jednak, że wzbudzi tak gwałtowne

reakcje. Byłem przygotowany na krytykę, ale nie aż tak druzgocącą.

- Nie powinnam była prosić Torkilda o tę gazetę.

- Nie powinnaś była. A on powinien był podrzeć ją na strzępy lub

przynajmniej cię ostrzec.

Johan też uważał, że nie powinnam jej czytać, pomyślała. Czuła się strasznie.

- Jadłeś coś? - spytała cienkim głosem.

- Tak. Matka przygotowała smaczny posiłek.

- Twoja matka ma rację, Emanuelu. Zniszczyłam ci życie.

Spodziewała się, że zaprotestuje, ale Emanuel nie powiedział ani słowa.

ROZDZIAŁ ÓSMY

Cały następny dzień Elise spędziła w domu. Drugi dzień świąt, dzień wolny od

pracy. Wiedziała, że powód, dla którego go ustanowiono, był prosty: dać możliwość

uczestnictwa w nabożeństwie wiernym w parafiach, w których pastor dzielił

obowiązki między dwie świątynie. Dla robotników był to jeden z niewielu dni

odpoczynku, nie licząc niedziel.

Miażdżąca recenzja książki bardzo ją dotknęła, rozczarowanie Emanuela i

rozpacz teściowej też bardzo ją zabolały. Wczesnym rankiem Emanuel stwierdził, że

jeśli Elias Aas zostanie pozwany, może się to dla niej skończyć surową karą

background image

pieniężną. Po wyjściu rodziców siedział w wózku z ponurą miną i na wszystkie jej

pytania odpowiadał półsłówkami. No i nie zmrużył oka w nocy, tak przynajmniej

oświadczył. Gdyby się rozzłościł, mogłaby dać mu odpór, ale teraz rozumiała jego

zaniepokojenie. W ich sytuacji finansowej nic gorszego niż grzywna nie mogło ich

spotkać.

Bała się myśleć o Johanie. To chyba nie przypadek, że wszystko zdarzyło się

tego samego dnia, kiedy porzuciła swoje obowiązki, by oddać się przyjemnościom.

Johan też pewnie był rozczarowany. Otworzyła przed nim serce, spodziewał

się więc, że uczyni wszystko, by się z nim zobaczyć. Hilda pewnie też się jej

spodziewała.

Chłopcy śledzili ją zdziwionym wzrokiem. Dowiedzieli się, że jakiś

dziennikarz wyraził się pogardliwie o jej książce, ale Elise nie pokazała im recenzji.

Peder otoczył ją ramieniem.

- Nie przejmuj się, Elise. Jeśli on uważa, że kłamiesz, to ma nierówno pod

sufitem.

Elise otarła łzę z kącika oka.

Twarz Pedera pociemniała z gniewu.

- Pójdę do tej gazety i walnę go w gębę! - krzyknął wzburzony. - I jeszcze mu

powiem, że moja siostra to najmilsza istota w całej Kristianii. Jak nie poprosi cię o

przebaczenie, to mu utnę głowę!

Elise uśmiechnęła się przez łzy.

- Nic nie jest straszne, jak się ma takiego obrońcę. Pamiętaj tylko, Peder, że to

Elias napisał tę książkę.

W tej samej chwili usłyszeli jakieś głosy na dworze. Twarz Pedera pojaśniała.

- Ktoś idzie! Może goście?

Elise otrząsnęła się. Rozczarowanie recenzją sprawiło, że zapomniała o

chłopcach. Był to ich ostatni dzień wakacji. Powinna im go jakoś uprzyjemnić, tym

bardziej że zostawiła ich samych w Boże Narodzenie.

Wstała z taboretu kuchennego, by otworzyć drzwi. Ku jej zdumieniu zza

narożnika domu wyłonili się teściowie. Po tym, co zaszło poprzedniego dnia, nie

spodziewała się, że jeszcze ich odwiedzą przed wyjazdem do Ringstad.

Teść wymachiwał jakąś gazetą.

- Nie smuć się, Elise! Niosę ci coś zupełnie innego. „Socjaldemokrata” zna się

na rzeczy!

background image

Otrzepał śnieg z butów, wszedł pośpiesznie do środka i przerzucił strony

gazety.

- Czytaj!

Jego twarz błyszczała. Za nim, ku jeszcze większemu zdumieniu Elise,

postępowała pani Ringstad, rozpromieniona i uśmiechnięta. Zdawało się jej, że widzi

ducha.

Z drżeniem serca zaczęła czytać.

Wreszcie ktoś odważył się powiedzieć prawdę!

W wydawnictwie Grondahl & Son ukazał się właśnie skromny zbiór nowel

pióra nieznanego autora Eliasa Aasa. Tytuły tych opowiadań nie zapowiadają nic

szczególnego, są nawet dość nieporadne. Podajmy przykład: „Kiedy wróci mama?” Z

dużym sceptycyzmem zaczęliśmy przewracać strony.

I co się stało? Ujrzeliśmy słowa płynące za słowami, zdania płynące za

zdaniami, jak ożywczy strumień wiosną. Ciche i spokojne, lecz podszyte emocją,

wizjonerskie i pełne mocy, które, dzięki swej skromnej formie, poruszają serca i

napełniają najwyższym podziwem.

Pojęliśmy wkrótce, że to, co trzymamy w rękach, nie jest iskierką talentu, ale

prawdziwą pochodnią. Elias Aas w mistrzowski sposób maluje obraz ponurych relacji

między bogatymi a biednymi, między robotnikiem a pracodawcą i opisuje morze

niesprawiedliwości, które sprawiło, że ludzie znad rzeki Aker noszą to piętno, które

tak dobrze znamy. Pisarz nie patrzy na nich z zewnątrz, do czego przecież zdążyliśmy

się przyzwyczaić. Wręcz przeciwnie, potrafi wczuć się w los dziewcząt z fabryk, dać

wyraz ich radościom i troskom dnia codziennego. Książka nie jest manifestem, ale z

pewnością stanie się kamieniem milowym walki klasowej, przełomem w batalii o

sprawiedliwość. Nie można czytać „Podciętych skrzydeł” bez uczucia wzruszenia.

Książka opowiada o zwykłych, ciężko pracujących ludziach. O młodych matkach

pędzących do fabryk bladym świtem i wracających na ołowianych nogach do domu po

dwunastu godzinach harówki tylko po to, by znów pracować: przy mężu, dzieciach, w

kuchni. Mówi o tysiącach kobiet i mężczyzn, którzy przyczynili się do

uprzemysłowienia tego kraju i polepszenia naszego losu. Za jaką cenę? Wysoką,

czasami za cenę własnego życia! Elias Aas nie czuje wzgardy, pisząc o pijakach z

Fjerdingen i Vaterlandu, raczej tłumaczy, skąd się wzięli. Nie potępia dziewek ulicz-

nych z Lakkegata, tylko pozwala nam zrozumieć, co każe im uprawiać ten wstydliwy

proceder. Nie obwinia matki, która odbiera sobie życie, zostawiając małe, niewinne

background image

dzieci na pastwę losu, ale wyjaśnia przyczyny jej desperackiej decyzji. Jedno z

opowiadań autor zatytułował „Bliźni”. Może powinniśmy zapytać samych siebie:

okazaliśmy im współczucie czy jesteśmy współwinni ich losu?

Elise przełknęła ślinę, usiłując zapanować nad łzami, ale nie zdołała. Poczuła,

jak otaczają ją ramiona teścia, i łkając, wsparła się na nim.

- Już dobrze, moje dziecko. Masz prawo wylewać łzy radości. Jestem z ciebie

dumny. Mam pewność, że wielu ludzi odczuwa podziw dla ciebie, nawet ci, którzy

mają inne poglądy polityczne. Wierzę też, że mnóstwo osób sięgnie po książkę,

przeczytawszy tę recenzję.

- Oscar przeczytał tę drugą - wtrąciła się teściowa i wzdrygnęła się. -

Udawaliśmy, że nie wiemy, czego dotyczy. Nie bój się, Elise, nie zdradzimy, że to ty

napisałaś tę książkę.

Teść puścił ją i ruszył do pokoju.

- Musimy powiedzieć Emanuelowi o wszystkim. Widziałem, jak bardzo był

wzburzony. To go uspokoi.

Chłopcy obserwowali tę scenę w milczeniu, ale Peder nie mógł się dłużej

opanować.

- Zabili go? - spytał.

Pani Ringstad nie zrozumiała.

- Kogo, Peder?

- Tego bandytę, który źle napisał o Elise?

- Ależ Peder! Nie można się tak wyrażać o człowieku z wyższym

wykształceniem, który pracuje w poważanej gazecie.

Peder umilkł.

Elise weszła za teściem do pokoju. Zauważyła, że Emanuel był jeszcze

bledszy.

- ' Spójrz, Emanuelu, to coś zupełnie innego! - Głos teścia zabrzmiał potężnie

w małej izbie. - Najwyższy czas, by ludzie przestali mamić się romantycznymi

kłamstwami. Trzeba nam realistycznych opisów życia mieszczan i robotników. Twoja

ż

ona idzie przodem, wydeptując ścieżkę, która wkrótce przemieni się w szeroki trakt.

Wręczył synowi gazetę.

Pani Ringstad roześmiała się.

- Nie przesadzaj, Hugo. Wielu twórców podążało tą drogą przed nią. Pomyśl o

Bjornsonie i Garborgu.

background image

Pan Ringstad nie słuchał jej.

- Drogę do lepszego społeczeństwa wytyczają pisarze. Twórcy muszą dać nam

prawdziwy obraz rzeczywistości poprzez powieści, w których czytelnicy mogą

przejrzeć się jak w lustrze.

Zamilkł i patrzył na Emanuela, przestępując z nogi na nogę.

Kiedy Emanuel skończył, opuścił gazetę na kolana, odwrócił się do Elise i

uśmiechnął się.

Blade kolory pojawiły się na jego policzkach.

- Gratuluję, Elise. Zasłużyłaś na to. Za dużo szczęścia naraz, pomyślała.

- Niewiele osób czyta „Socjaldemokratę”. W kręgach mieszczańskich to nie

jest popularna gazeta.

- Nie, ale książka i recenzje wzbudzą z pewnością ożywioną dyskusję.

Konserwatyści będą wściekli, robotnicy poczują się pewniej. Mimo pozytywnej

recenzji uważam, że dobrze się stało, iż wydałaś książkę pod pseudonimem.

Ojciec Emanuela odwrócił się do Elise.

- Napisz jeszcze jedną! Spisz więcej historii o ciężkim losie robotników!

- Nie zgadzam się z tobą - zaprotestował Emanuel. - Nie wiemy jeszcze, co

będzie dalej. Pamiętaj o karze, która spotkała Christiana Krohga za wydanie

Albertine.

- Drogi chłopcze, to było dwadzieścia lat temu. Od tamtej pory wiele się

wydarzyło. Ukazały się Strajk Pera Sivle i Ponad siły Bjornsona.

Emanuel pokręcił gwałtownie głową.

- Wielcy zniosą grzywny i ostre słowa krytyki. Nas na to nie stać, nie mamy

sił, by podjąć walkę. Nie zmrużyłem oka w nocy, zamartwiając się, do czego to

wszystko może doprowadzić.

- Zgadzam się z Emanuelem - wtrąciła się matka. - To nie są sprawy dla takich

łagodnych istot jak on. Tym bardziej dla kobiet.

Elise uznała, że musi się bronić.

- Nie napisałam tej książki, by wzbudzić debatę czy uczestniczyć w walce

klasowej. Napisałam ją po to, by opowiedzieć historię Oline, Mathilde i Hildy.

Pragnęłam, oczywiście, by ludzie pojęli ten ogrom niesprawiedliwości, ale nie

zamierzałam drażnić ludzi z drugiej strony rzeki. Oni żyją w swoim świecie, my w

swoim. Nigdy nie zazdrościliśmy „państwu”, jak zwykliśmy ich nazywać. Różnice

między nami są tak wielkie, że wszelkie porównania nie mają sensu. W dzieciństwie

background image

zdawaliśmy sobie sprawę, że pójdziemy w ślady naszych rodziców i czeka nas takie

samo życie. Tak jest i tak zawsze było. Wiedzieliśmy również, że wielu ludzi po

naszej stronie rzeki cierpi większy niedostatek. My przynajmniej mieliśmy pracę.

Jej teść uśmiechnął się.

- Otworzyłaś mi oczy, Elise, i wierzę, że inni też to pojmą. Gdyby ktoś

powiedział mi parę lat temu, że będę wymachiwał „Socjaldemokratą” i występował

przeciwko prawicy, nie uwierzyłbym. Pozwoliłaś mi zrozumieć, że ten kraj utknął w

ś

lepym zaułku. Cóż z tego, że mamy elektryczne tramwaje, króla, turbiny i maszyny

parowe, jeśli przepaść między biedą i bogactwem wciąż się pogłębia? To się może

skończyć rewolucją. Wraz z postępem technicznym trzeba usuwać różnice klasowe i

finansowe. Emanuel spojrzał na ojca ze zdumieniem.

- Nigdy nie mówiłeś w ten sposób.

- Najwyższy czas, bym zaczął.

Zdjął płaszcz i kapelusz i podał żonie, po czym zasiadł w fotelu bujanym i

zapalił cygaro.

- Przeczytawszy książkę Elise, zacząłem studiować stosunki społeczne w

Kristianii i to, co wykryłem, mną wstrząsnęło. - Pociągnął cygaro i mówił dalej: -

Nasza stolica podzieliła się. W pewnym artykule przeczytałem następujące zdania:

„Wschodnia część Kristianii leży z dala od tego, co zwykliśmy nazywać miastem.

Kamienice wyglądają inaczej niż po zachodniej stronie, zwłaszcza jeśli zajrzy się do

ś

rodka”. We wschodniej części mieszkania składają się z jednego, dwóch pokojów,

twierdził dziennikarz, w których mieszka czasem siedemnaścioro lokatorów. Na

podwórkach roi się od karaluchów i szczurów, a te wstrętne gryzonie dostają się

nawet do siedzib ludzkich. Jakaś matka opowiadała mu, że jej trzyletnia córka nazy-

wała je kotkami.

Elise przysłuchiwała się uprzejmie. Pan Ringstad opowiadał o jej świecie,

jakby dopiero go odkrył.

- Słyszałem o człowieku, który odwiedził pewną rodzinę na Torvgaten 26 -

ciągnął. - W malutkiej izbie pełno było dziur wygryzionych przez szczury, a ścianę

zasłonięto workami i papierem, by odgrodzić się od przeciągu. Ten sam człowiek

opowiadał o innej rodzinie z Toyen, najbiedniejszej okolicy naszego miasta. Z ośmiu

dzieci czworo zmarło z niedożywienia. Ojciec miał wypadek w pracy i został kaleką,

a matka utrzymywała rodzinę, sprzątając u ludzi.

Emanuel uśmiechnął się pobłażliwie.

background image

- Takich historii znamy z Elise na pęczki, dla nas to nic nowego. Odwiedzałem

takie domy, będąc żołnierzem w Armii Zbawienia, a Elise wychowała się w

podobnych warunkach. Pytanie brzmi, co władza zamierza zrobić z tym problemem.

Buduje się domy, lecz robotników nie stać na ich utrzymanie. W ostateczności trafiają

do schronisk salwacjonistów, gdzie śpią na żelaznych łóżkach ustawionych w rzędy i

przykrytych twardymi materacami. Ludzie wybijają szyby lub popełniają inny

występek, by trafić do aresztu dla bezdomnych. Inni wkradają się do cegielni i kładą

się na piecach, by zaznać odrobiny ciepła.

Ojciec posłał mu przerażone spojrzenie.

- Jest aż tak źle?

- Gorzej, niż myślisz.

Pani Ringstad zdjęła płaszcz i kapelusz.

- Dosyć tych ponurych rozmów. Są święta, będziemy jeść i się radować. Elise

zasłużyła na to, by uczcić recenzję jej książki.

Wieczór upłynął w miłej atmosferze. Rodzice Emanuela przynieśli jedzenie,

które, jak się domyśliła Elise, pochodziło z kuchni państwa Carlsenów: kotlety

mielone i gotowane ziemniaki. Na deser był krem ryżowy.

- W Wigilię jadają kaszkę z ryżu. Polecają kucharce, by zrobiła zapas, i potem

przecierają ją na krem - świergotała matka Emanuela. - W tym roku nie mieli gości,

więc mnóstwo zostało.

Peder otworzył oczy ze zdziwienia.

- Tyle mają jedzenia?

Pani Ringstad pokiwała głową.

- Niewiele jedzą, a w domu nie ma dzieci. Peder zwrócił się do siostry.

- Pomyśl tylko, Elise. Jak Kristian, Evert, Hugo, Jensine i ja dorośniemy,

będziesz codziennie najadała się do syta.

- Sądzisz, że wolę jedzenie od was? Peder zamyślił się, a potem pokręcił

głową.

- Nie, pewnie się popłaczesz, kiedy przeprowadzę się do Ringstad. - Odwrócił

się do ojca Emanuela. - Nie zapomniałeś, że zostanę u ciebie stajennym?

- Nie, nie zapomniałem, Peder - roześmiał się pan Ringstad.

- Nie wiem jednak, czy się nie rozczarujesz. Może się okazać, że nie będę miał

czasu, jeśli zostanę kupcem. Chyba że w wakacje kartoflane, bo wtedy zamykamy

sklep. Ludzie nie mogą zbierać ziemniaków i chodzić na zakupy w tym samym czasie.

background image

- To się okaże, Peder - stwierdził pan Ringstad. - Minie jeszcze parę lat, zanim

skończysz szkołę.

Peder otworzył usta, by zaprotestować, ale się powstrzymał.

- Dobry z ciebie człowiek, panie Ringstad - powiedział. - Jeśli nie znajdziesz

innego pomocnika, to zamknę sklep na jakiś czas.

Najmłodsze dzieci leżały już w łóżkach, rodzice Emanuela wyjechali do

Carlsenów, a chłopcy właśnie się kładli, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Zjawiła

się Hilda w płaszczu i kapeluszu przysypanym białym puchem, znacząc podłogę

mokrymi plamami śniegu.

- Hilda? - zdziwiła się Elise. - Coś się stało? Hilda rozejrzała się wokół, jakby

kogoś szukała.

- Możesz pójść ze mną? - spytała zdyszana. - Coś dziwnego dzieje się z

Isakiem.

Elise nie zdążyła zapytać ją o nic, kiedy wtrącił się Peder.

- Może ma dyfteryt? Jak siostra mojego kolegi z klasy. Jej ojciec zbił dla niej

trumnę.

- Umarła? - przeraziła się Hilda.

- Nie, ale niedługo umrze.

Elise weszła pośpiesznie do pokoju.

- Emanuelu, przyszła Hilda i prosi, bym z nią poszła. Isac zachorował, Hilda

obawia się, że to coś poważnego.

- Mam nadzieję, że to nic zaraźliwego - przestraszył się Emanuel.

Hilda usłyszała jego słowa.

- Nie, nie sądzę - powiedziała. - Chyba się przeziębił. Ma jednak wysoką

temperaturę i to mnie niepokoi.

Emanuel pokiwał głową.

- Idź, Elise. Chłopcy mi pomogą.

Po chwili obie znalazły się przy furtce. Szły jakiś czas ulicą Maridalsveien,

kiedy Hilda zwróciła się do siostry.

- Okłamałam cię, Elise. Johan czeka na ciebie w domku majstra.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Elise zatrzymała się gwałtownie.

- Okłamałaś mnie?

background image

- Daj spokój! Przeszłam kawał drogi w ciemności i na mrozie, by wam pomóc,

a ty nawet się nie ucieszyłaś! Musiałam coś wymyślić, by Emanuel cię puścił. Chyba

nie przypuszczasz, że kłamstwo sprawia mi przyjemność? Dla was jednak gotowa

jestem kłamać.

- Dziękuję, Hildo, ale to wszystko nie jest takie proste. Wczoraj wiele

przeżyłam. Pani Ringstad chciała wezwać policję, uznała, że coś mi się stało. Chłopcy

też byli niespokojni. Teściowa patrzyła na mnie z wyrzutem i stwierdziła, że nie

powinnam zostawiać chorego męża w najważniejszy dzień świąt. Potem zaś

perorowała o obowiązkach kobiet i odpowiedzialności. To nie było zabawne.

Hilda szturchnęła siostrę w ramię.

- Dla chwili szczęścia trzeba trochę pocierpieć. Pośpiesz się, Johan czekał na

ciebie cały dzień.

- Cały dzień?

- Przyszedł przed południem, pytając, czy coś wiem. Powiedziałam, że

zapewne trudno ci będzie wyrwać się z domu dwa dni z rzędu. Nie uwierzył, był

pewien, że znajdziesz jakiś sposób. Przecież wie, że niedługo wyjeżdżam, zrobi, co w

jej mocy, tak się wyraził. Obiecałam zawiadomić go, kiedy się zjawisz, ale parę

godzin później znów przyszedł. Serce mi pękało na widok jego znękanej twarzy.

Kiedy pojawił się po raz trzeci, postanowiłam cię sprowadzić.

Elise westchnęła. Johan chyba nie do końca rozumiał, w jakiej znalazła się

sytuacji. Wiedział, że zanim Emanuel zachorował, ona zdecydowała podjąć z nim

kwestię rozwodu, i to zapewne dało mu nadzieję. Jeśli diagnoza lekarska nie była

trafna, droga do wspólnego szczęścia leżała otworem, uważał Johan. Tryskał

optymizmem, ale on patrzył na to z zewnątrz, ona tkwiła w związku po uszy.

- Paulsen był u ciebie dzisiaj?

- Tak, ale zamierzał wyjść wieczorem. Ja wejdę tylko, by włożyć cieplejsze

pończochy, potem wybieram się do przyjaciółki. Będziecie sami, musicie tylko

zajrzeć do Isaca raz na jakiś czas.

- Nie musisz wychodzić, Hildo.

- Ale z ciebie świętoszka. Przecież zżera cię ochota.

- Co nie znaczy, że zdradzę Emanuela i zrobię coś, co może mieć przykre

konsekwencje.

- Wielki Boże, co się z tobą dzieje? Wszystkie dziewczęta znad rzeki Aker

zjadłyby cię z zazdrości. Kto ma tyle szczęścia, by trafić na takiego mężczyznę jak

background image

Johan? Który kocha cię nad życie i zrobi wszystko, by cię zdobyć? Który, na dodatek,

ma przed sobą przyszłość? Jeśli będą konsekwencje, to się nimi zajmiesz. Masz

raptem dwójkę dzieci. Chłopcy są już prawie dorośli, zresztą to twoi bracia. Cały czas

o tym zapominasz.

- A jeśli Emanuel nie wydobrzeje?

- To jego rodzice się nim zajmą. Mają mnóstwo miejsca i pełną spiżarnię.

- On jest ojcem Jensine.

- I Sebastiana. Nie może mieszkać z wszystkimi pannami, którym zrobił

dziecko.

- Jesteś złośliwa.

- Być może, z ciebie zaś wielki tchórz. Myślisz, że Emanuelowi podoba się

związek z kobietą, która tęskni za innym? A co z Johanem? On się nie liczy? Wiemy

przecież, że to, co się stało w styczniu trzy lata temu, to był wypadek, nie

przestępstwo. Johan zaś był ofiarą, a nie przestępcą. Odbył karę i nie zasługuje na to,

by cierpieć przez resztę życia. Przyjęłaś jego oświadczyny i mieliście zamieszkać w

kuchni pani Thoresen. Zapomniałaś już o tym?

Obróciła się ku siostrze w ciemności. Z brzmienia jej głosu Elise wnosiła, że

Hilda jest wzburzona.

- Nie, Hildo, nie zapomniałam. Wciąż o tym myślę i powtarzam sobie, że

oprócz Emanuela w moim życiu liczą się inni. Masz rację, jestem tchórzem. Jednak

kiedy widzę, jak Emanuel cierpi i dzielnie znosi swój los, coś we mnie pęka. Nie

mogę mu przysparzać większego bólu.

- Mówisz, jakby wciąż ci na nim zależało.

- W jakimś sensie tak jest. Lubię go jak przyjaciela. Nie chcę jednak być jego

ż

oną.

- W takim razie sprawa jasna. Powinniście się rozstać i pozostać przyjaciółmi.

Nie bądź taka staroświecka! Nie zostaniesz jedyną rozwódką w Norwegii. Słyszałam

o aktorkach i pisarkach, które rozwiązywały małżeństwo.

- Kto taki?

- Nazwisk nie pamiętam, ale jestem pewna, że gdzieś o tym czytałam.

- Nie wszyscy dostają rozwód, a poza tym Kościół nie daje zgody na powtórny

ożenek.

- A po co mielibyście się żenić? Nie wystarczy wam, że się kochacie?

Elise nie odpowiedziała. Hilda miała rację we wszystkim. Mogła żyć z

background image

Johanem na kocią łapę, tak jak wielu ludzi nad rzeką. Johan zasługiwał na

współczucie w równym stopniu co Emanuel. Chłopcy go lubili, nawet bardziej niż

Emanuela. Hugo i Jensine byli zbyt mali, by zrozumieć cokolwiek, Hugo zresztą nie

miał z Emanuelem nic wspólnego. A państwo Ringstadowie mogli zająć się synem.

W Ringstad byłoby mu znacznie lepiej niż w domku na Hammergaten.

Mógłby z łatwością przemieszczać się wózkiem z pokoju do pokoju, dobrze się

odżywiać, spotykać z ludźmi, uczestniczyć w przyjęciach organizowanych przez

rodziców, a latem przesiadywać w ogrodzie.

Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślała? Zamknięty w czterech ścianach

małego domku, Emanuel jeszcze bardziej podupadał na zdrowiu. Żałował za grzechy i

chciał je naprawić, dochowując jej wierności; gdyby jednak miał możliwość wyboru,

pewnie przeprowadziłby się z powrotem do rodzinnego domu. Twierdził, że ją kocha,

ale miłość w takich warunkach szybko wietrzeje. Zwłaszcza jeśli ktoś przywykł do

wygodniejszego życia.

Poczuła się lepiej. Dotąd oskarżała Hildę o lekkomyślność i brak rozsądku, ale

jej młodsza siostra wyraźnie dojrzała przez ostatnie lata.

Czuła, jak bije jej serce, kiedy zbliżały się do domku przy Beierbrua. Światła

w kuchennym oknie zapraszały do środka. Zakręciło się jej w głowie na myśl, że

Johan na nią czeka.

- Do kogo się wybierasz?

- Nie znasz jej, poznałam ją niedawno.

- Mieszka gdzieś w pobliżu?

- Nie, wynajmuje poddasze przy Maridalsveien 70.

- W starej mydlarni?

- Pani Olsen wciąż produkuje mydło, chociaż jej mąż już nie żyje.

- Jak się nazywa twoja przyjaciółka?

- Johanna Ruud. Pracuje w Hjula, nie ma męża ani dzieci i pochodzi z

Hedemarken.

- Co to za dziewczyna?

- Ależ Elise! - jęknęła Hilda. - Nie jesteś moją matką. Od dwóch i pół roku.

Elise roześmiała się.

- A więc przyznajesz, że kiedyś ci ją zastępowałam?

- Tak, bo nie miałam innego wyjścia. Męczyłam się z tym, a ty byłaś bardzo

surowa.

background image

- I nic to nie dało - wytknęła jej Elise.

- To dobrze. Gdybym cię słuchała, nie miałabym dziś Isaka. Ani Paulsena.

Wybuchnęły śmiechem i uściskały się serdecznie.

- Dziękuję, Hildo - szepnęła Elise siostrze na ucho. Podeszły do drzwi.

- Myślisz, że Isac śpi?

- Tak, nie będzie wam przeszkadzał. Olaf jest u swoich rodziców. Uważaj

tylko, by Johan nie zgubił guzika od koszuli na sofie. Paulsen mógłby uznać, że ja

spałam na sofie. Z kimś innym - roześmiała się.

- Nie masz za grosz wstydu.

- A z ciebie niezła hipokrytka. Udajesz porządną, a wcale nie jesteś lepsza ode

mnie.

- Może i nie, Hildo, ale nie prosiliśmy, byś zostawiała nas samych...

- Znaleźlibyście sobie inny sposób, żeby to zrobić.

- Nie zrobiliśmy „tego”, jak się wyraziłaś, i nie zamierzamy zrobić.

- Nie opowiadaj bajek! Oczywiście, że to zrobicie. Prędzej czy później. Johan

jest przecież normalny. Ty zresztą też.

Elise nie zdążyła odpowiedzieć, bo Hilda pchnęła drzwi.

Obie otworzyły szeroko oczy ze zdziwienia. Johan tkwił za stołem

kuchennym, ale nie był sam. Obok siedziała Mimmi Tynees, narzeczona

Schwenckego.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Hilda była równie zaskoczona jak Elise.

- Mamy gościa?

Mimmi Tynaes wstała z krzesła.

- Przepraszam, pani Jensen. Przyszłam porozmawiać z panią w pewnej

sprawie. - Przeniosła wzrok na Elise. - Właściwie to chciałam rozmówić się z panią,

pani Ringstad, ale nie mogłam przyjść z tym do pani domu.

Elise patrzyła na nią ze zdziwieniem, oczekując wyjaśnień.

Panna Tynass zaśmiała się nerwowo.

- Wszystko wytłumaczę, ale wolałabym uczynić to w cztery oczy.

Hilda spoglądała to na jedną, to na drugą i wyraźnie miała ochotę

zaprotestować.

Elise nie ukrywała zaskoczenia.

background image

- To coś ważnego? Muszę zaraz wracać do domu, mój mąż jest chory.

- To coś bardzo ważnego. I dotyczy również pani męża. Elise spojrzała na

Johana, a ten wzruszył ramionami.

- Nie chciała mi powiedzieć, o co chodzi. Elise podjęła kolejną próbę.

- Może spotkamy się któregoś dnia po pracy, panno Tynaes? Wiem, gdzie pani

mieszka, i mogę wpaść do pani któregoś wieczoru.

Mimmi Tynaes pokręciła głową.

- To bardzo pilne. Jeśli przychodzę w nieodpowiednim momencie, to

poczekam za drzwiami i odprowadzę panią do domu.

Elise i Johan wymienili się spojrzeniami.

- Możecie pójść do pokoju i porozmawiać na osobności - wtrąciła się Hilda. -

Ja potowarzyszę Johanowi. Przecież do mnie przyszedłeś, Johan? Przepraszam, że

musiałeś tak długo czekać. - Hilda puściła do niego oko.

Elise przystała na to niechętnie. Razem z narzeczoną Schwenckego ruszyły do

pokoju.

Kiedy przekroczyły próg i zamknęły drzwi za sobą, Mimmi Tynaes odwróciła

się do niej i szepnęła:

- Jestem bardzo zaniepokojona, pani Ringstad! Podejrzewam, że Paul Georg

wplątał się w jakieś lewe interesy.

Elise zmarszczyła czoło.

- Co ma pani na myśli?

- Kiedy jestem u niego, ktoś bez przerwy puka do drzwi, a potem z korytarza

dochodzą mnie jakieś tajemnicze rozmowy. Słyszę też dziwne odgłosy na podwórzu,

raz wydawało mi się, że przewracają się kanki na mleko. Paul Georg śmieje się ze

mnie i twierdzi, że mam bujną wyobraźnię. Jestem taka zdenerwowana, że musiałam

z panią porozmawiać.

- Co to ma ze mną wspólnego?

- Nic pani nie rozumie? Jeśli Paul Georg zajmuje się nielegalnym procederem,

to pani mąż też może zostać w to wmieszany. Nigdy nie dziwiło pani, skąd Paul

Georg ma tyle pieniędzy i skąd bierze taki drogi towar? I dlaczego klienci tak rzadko

przychodzą do jego sklepu? Czas jakiś było mi to obojętne, bo korzystałam z jego

bogactwa. Płaci za mnie czynsz i co rusz wtyka mi parę koron. Sądziłam, że sklep tak

dobrze prosperuje, ale kilka razy przespacerowałam się koło niego i powiem pani, że

nawet w święta rzadko kto tam zaglądał. Wiem także, że Paul Georg opłacił czynsz za

background image

sklepik pani męża i wyłożył gotówkę na towar. Co będzie, jeśli policja zacznie coś

podejrzewać? Boję się nawet o tym myśleć.

Elise zadrżała. Razem z Emanuelem wielokrotnie zastanawiali się, skąd bierze

się bogactwo Schwenckego i jego wysokie dochody. Ich podejrzenia właśnie znalazły

potwierdzenie.

Emanuel był niewinny. W dobrej wierze przyjął pożyczkę na czynsz i towar i

nikt nie może oskarżać go o przestępstwo.

Pytanie tylko, czy policja w to uwierzy.

- Jestem wdzięczna, że opowiedziała mi pani o tym wszystkim, panno Tynaes.

Porozmawiam z mężem. Emanuel uważa pani narzeczonego za przyjaciela, więc na

pewno potrafi przemówić mu do rozumu.

- Dziękuję, pani Ringstad - odrzekła panna Tynaes i zawahała się. - Jest pani

pewna, że mąż o niczym nie wie?

Elise zaczerwieniła się.

- Sugeruje pani, że bierze w tym udział? To nie do pomyślenia. Emanuel był

oficerem Armii Zbawienia i nie jest zdolny do popełnienia przestępstwa.

Panna Tynass nic nie powiedziała, tylko ruszyła do drzwi.

- Jeśli nic pani nie zrobi, będę musiała przedsięwziąć odpowiednie kroki.

- Co pani przez to rozumie?

- Nie chcę zostać wciągnięta w jakieś nielegalne interesy, bo mogę stracić

mieszkanie i cały dobytek. Moja miłość do Paula Georga nie jest aż tak wielka, bym

była gotowa go kryć.

Wypowiedziawszy tę kwestię, otworzyła drzwi i wyszła. Elise nie ruszyła się z

miejsca, zastanawiając się nad znaczeniem tych słów. Czy panna Tynass zamierza

udać się na policję? Przestraszona wyszła do kuchni.

Johan i Hilda spojrzeli na nią z zaciekawieniem.

- Czego ona chciała? - spytała Hilda.

- Przyszła, by mnie ostrzec. To narzeczona Paula Georga Schwenckego.

Powzięła podejrzenie, że Schwencke jest zamieszany w jakąś nielegalną działalność.

Szybko zdała relację z kontaktów Emanuela ze Schwenckem i z wątpliwości,

które oboje z Emanuelem mieli. Johan zmarszczył czoło.

- To niepokojące. Mam nadzieję, że Emanuel nie zostanie wplątany w coś, co

wam wszystkim może zaszkodzić.

Hilda wstała.

background image

- Idę się przebrać.

- Może powinnam pójść do domu - zawahała się Elise - i porozmawiać z

Emanuelem?

Hilda posłała jej zdziwione spojrzenie.

- A co on zdziała w wieczór drugiego dnia świąt? Po chwili wybiegła z domu.

- Tylko się nie zasiedź! - krzyknęła za nią Elise. - Nie mogę wracać zbyt

późno.

Hilda nie odpowiedziała, zeskoczyła ze stopnia i zniknęła za rogiem.

Johan uśmiechnął się.

- Ona nam dobrze życzy.

Elise też się uśmiechnęła, choć targał nią niepokój.

- Usiądź i napij się kawy. Hilda wszystko przygotowała. Kiedy nalewał kawę

do kubków, Elise śledziła ruchy jego rąk. To dziwne, że obserwacja takich

zwyczajnych czynności przyprawiała ją o dreszcze. Jego silne dłonie nie były

stworzone do pracy w fabryce, tylko do modelowania, rysowania, wycinania w

drewnie. I do pieszczot. Zrobiło się jej gorąco.

- Próbowałem się jej pozbyć - ciągnął. - Też nie zrobiła na mnie zbyt dobrego

wrażenia. Może sama tkwi w tym po uszy i usiłuje się jakoś wywinąć?

- Nie wiem - pokręciła głową Elise. - Prawie jej nie znam, ale zawsze się

dziwiłam, że zwykłą robotnicę stać na dwupokojowe mieszkanie i ładne meble.

Chwaliła się czasami, że jeździ do Fredrikstad tylko po to, by obejrzeć przedstawienie

cyrkowe.

Johan siedział przez chwilę zamyślony, po czym uśmiechnął się i przesunął

taboret w jej stronę.

- Zostawmy to. Dlaczego nie przyszłaś przed południem?

- Nie odważyłam się. Emanuelowi i jego rodzicom nie spodobało się, że

wczoraj tak długo mnie nie było. Jego matka uznała, że stało mi się coś złego, i

chciała iść na policję.

- Emanuel coś podejrzewa?

- Chwilami mam takie wrażenie, ale to pewnie dlatego, że targają mną wyrzuty

sumienia. On nie wie, że przyjechałeś na święta. Anna i Torkild nas ostatnio nie

odwiedzali, więc skąd miałby wiedzieć? Całe dni spędza w domu. Chłopcy też

jeszcze tego nie odkryli, ale pewnie prędzej czy później się dowiedzą.

- Mam nadzieję, że zobaczę się z nimi przed wyjazdem. Wiesz, że ich los leży

background image

mi bardzo na sercu. Traktuję ich jak młodszych braci.

- Peder bardzo cię lubi. Kristian też, ale on nie jest tak wylewny.

- Mam ochotę przejść się do tego sklepu przy Maridalsveien i przywitać się z

nimi, ale to utrudni nam spotkania.

- Zrób to! Bardzo ich ucieszysz. A ja udam, że o niczym nie wiem.

- A potrafisz? - droczył się z nią. Przysunął się i przyciągnął ją do siebie. - Tak

strasznie za tobą tęskniłem, Elise. O niczym innym nie potrafię myśleć, gubię wątek,

rozmawiając z ludźmi, nie mogę skupić się na pracy.

Elise pochyliła się i wtuliła twarz w jego ciepłe ciało. Płonął w niej ogień, ale

jeszcze nad nim panowała.

- Jakie masz plany? Będziesz rysować?

- Majster Paulsen dał mi sporo do myślenia. Wybieram się do niego jutro ze

szkicami, choć niektóre wymagają jeszcze poprawek.

- Anna i Torkild wiedzą, że jesteś tutaj?

- Anna wie, że cały dzień czekałem na ciebie, ale kiedy zjawia się Torkild,

staramy się nie rozmawiać o tobie. Torkilda często nie ma w domu, w święta zajmuje

się najbardziej potrzebującymi.

- Na pewno uważa, że póki jestem żoną Emanuela, nie powinniśmy się

spotykać.

- Ja też nie rozwiodłem się z Agnes. Rozumiem go, kieruje się zasadami

moralności chrześcijańskiej.

- Też go rozumiem i dlatego łatwiej mi się z tym pogodzić. Dowiedziałeś się

czegoś o Agnes?

- Siostra Magnusa twierdzi, że wyjechali do Ameryki.

- Więc już pewnie nigdy nie zobaczysz Larsa?

- Zaczynam przyzwyczajać się do tej myśli. Od chwili gdy dowiedziałem się,

ż

e nie jest moim synem, starałem się to zaakceptować, choć to nie takie proste. Lubię

dzieci i byłem z niego dumny. Mam nadzieję, że Magnus potrafi wziąć na siebie

odpowiedzialność za jego wychowanie. Agnes nie jest dobrą matką.

- Może Magnus zdoła ją utemperować? Wydał mi się człowiekiem

zdecydowanym.

- Agnes kogoś takiego właśnie trzeba. Kogoś, kto by budził w niej respekt.

Zapadła cisza. Isac spał w pokoju obok, Olafa nie było w domu.

- Myślisz o tym samym co ja? - spytał cicho i ostrożnie.

background image

- Chyba tak.

- Ale boisz się powiedzieć na głos? - Jeszcze mocniej przyciągnął ją do siebie.

- Że siedzimy, gawędzimy i tracimy czas...

- Nie możemy, Johan - odrzekła, choć cała płonęła z pożądania.

- Nie posuniemy się za daleko, tylko położymy się na sofie.

Nic nie odrzekła.

- Przecież też tego chcesz, prawda? Skinęła lekko głową.

Puścił ją z objęć, wstał ze stołka i pociągnął ją w górę.

- Chodź, Elise! Zasługujemy na to. Od chwili gdy wyszłaś za Emanuela,

poświęcasz się dla innych. Pomyśl wreszcie o sobie.

Weszła za nim do pokoju. Johan zdmuchnął lampę.

- Wystarczy, że światło pada od otwartych drzwi, nie możemy ryzykować.

Gdyby ktoś nas śledził, widziałby nas przez okna jak na dłoni.

Elise odwróciła się. Dwa okna wychodziły na południe i jedno na zachód, we

wszystkich wisiały szydełkowe białe firanki, które nie chroniły przed wzrokiem

obcych. Kwitnące kaktusy Hildy też zresztą nie. Kto jednak mógłby ich podglądać? O

szóstej godzinie następnego poranka zawyją syreny fabryczne, wzywające do pracy.

Robotnicy już spali, dzieci pewnie też, bo większość z nich zwykła pracować w

wakacje świąteczne. Zresztą nikt nie mógł podejrzewać, że zostali sami. Nawet

Mimmi Tynaes sądziła, iż Hilda dotrzymuje im towarzystwa.

Położyli się na sofie i przytulili do siebie.

- Hilda mnie nie rozumie. Uważa, że powinnam się cieszyć, iż mam ciebie, i

wykorzystywać każdą nadarzającą się okazję.

- Znasz Hildę. Ona tak robiła trzy lata temu i już pogodziła się z

konsekwencjami.

- A dzisiaj jest zadowolona, tak przynajmniej twierdzi. Bo nie miałaby ani

Isaca, ani majstra.

- No i widzisz - pocałował ją w szyję. - Czasami warto korzystać z okazji -

zaśmiał się cicho i dodał: - Nie wszyscy mają takie szczęście jak Hilda.

- Ale też rzadko która dziewiętnastolatka zgodziłaby się żyć z podstarzałym

mężczyzną. Na dodatek tak nieatrakcyjnym jak pan Paulsen.

- Dla niej dobrobyt jest ważniejszy od uczucia. Elise pokręciła głową ze

zdumieniem.

- Tak bardzo się różnimy.

background image

- To prawda. - Usiłował wsunąć rękę pod jej ubranie. - Pomóż mi, wszystko

masz tak ciasno pozapinane.

Elise posłuchała. Serce tłukło się jej w piersi, policzki pałały. Płonąc z

pożądania, pozwoliła jego dłoni wślizgnąć się pod koszulkę. Zamknęła oczy, chłonąc

rozkosz całą sobą. Johan podciągnął koszulkę w górę i zaczął całować jej obnażone

piersi. Dreszcz przeszedł przez jej ciało.

- Elise! - jęknął. - Pozwól mi, choć przez chwilę. Potrafię się powstrzymać.

Nic nie odrzekła, nie miała siły odmówić, a jednocześnie bała się wyrazić

zgodę.

Uniósł jej suknię, zaczął walczyć z bielizną.

- Tyle masz na sobie, nie mogę poradzić sobie z zapinkami u pończoch.

Znów mu pomogła. Poczuła jego męskość, kiedy znów przycisnął ją do siebie,

i zakręciło się jej w głowie.

- Choć przez chwilę - powtórzył. - Chcę cię posmakować choć przez parę

sekund.

Przesunął dłonią po jej pośladkach, rozchylił nogi i wsunął rękę między uda.

- To nie jest grzech, Elise - szepnął, wstrzymując oddech. - Bóg chce, byśmy

byli razem. Na zawsze.

Łzy popłynęły jej po policzkach. Dwie przeciwstawne siły walczyły w jej

duszy: żądza ścierała się z poczuciem winy. W nagłym przebłysku ujrzała ciężki

wzrok Emanuela siedzącego w wózku inwalidzkim, wzrok bezradnego,

zrozpaczonego człowieka. Byłoby inaczej, gdyby zdradziła go wtedy, gdy ją okłamał,

a potem porzucił i wyjechał z Signe do Ringstad. Teraz zaś oszukiwała chorego męża,

grzeszyła wobec Boga i postępowała wbrew zasadom, których przestrzegania

domagała się od innych.

Łza spłynęła jej po twarzy i spadła na jego dłoń.

Podniósł głowę i objął ją z całej siły.

- Elise, kochanie. Nie zrobię niczego wbrew twej woli.

- Przecież wiesz, że tego chcę - powiedziała ledwie słyszalnym głosem.

- Tak, wiem. Czuję to, słyszę, jak ci bije twoje serce. Chcesz tak samo mocno

jak ja, ale sumienie ci nie pozwala. Nie dlatego, że kochasz Emanuela bardziej ode

mnie, lecz dlatego, że w ten sposób sprzeniewierzasz się swoim obowiązkom.

- Nie kocham go. To okropne, ale poczułam ulgę, kiedy stracił zdolność, by

domagać się swoich praw małżeńskich.

background image

Johan poprawił jej koszulkę i suknię, przysłaniając nagie ciało.

- Będę czekał na ciebie, Elise. Skoro zakonnicy i mniszki mogą żyć w

celibacie, my też damy radę. Podziwiam cię za twą stanowczość i siłę woli i wiem, że

powstrzymuje cię jedynie sumienie. Nie będę cię naciskać, w dniu, w którym

przyjdziesz do mnie bez poczucia wstydu i zahamowań, przyjmę cię z otwartymi

ramionami i razem wzniesiemy się na szczyty rozkoszy. A potem będziemy leżeć

przytuleni, wiedząc, że nie mamy czego się bać ani czego żałować.

- Jesteś najlepszym człowiekiem na ziemi - powiedziała zdławionym głosem.

- Nie, Elise, nie jestem lepszy od innych, ale może kocham bardziej niż inni.

Mam szczęście, że trafiłem na dziewczynę moich marzeń, kiedy byłem chłopcem, i

nie zamierzam wypuścić jej z rąk. Ani z myśli, snów i tęsknot.

W zestawieniu z miłością nic się nie liczy. I nie zapominaj, że lepiej jest

marzyć i tęsknić niż posiadać. Pocałował ją, długo i namiętnie.

- Teraz łatwiej znajdziesz pretekst, by spędzić ze mną trochę czasu przed

moim wyjazdem. Nie musisz sobie niczego wyrzucać, nie masz się czego wstydzić. A

na drobne grzeszki możesz sobie pozwolić, bo życie cię nie oszczędzało.

Elise uśmiechnęła się przez łzy.

- Wątpię, czy pastor i ludzie z Armii Zbawienia by się z tobą zgodzili.

- Gdyby znali całą historię, zrozumieliby.

Dłuższą chwilę leżeli w milczeniu przytuleni, policzek przy policzku.

- Ta sytuacja nie może trwać wiecznie, Elise. Kiedyś przyjdzie nasza kolej. A

póki co musimy wypełniać nasze obowiązki, ciężko pracować i nie tracić z oczu celu

naszych dążeń.

- Ty zostaniesz rzeźbiarzem, a ja pisarką.

- Już jesteś pisarką. Zapomnij o recenzji. Ona nic nie mówi o twoich

zdolnościach, jest jedynie dowodem politycznych tarć w tym kraju.

- Czytałeś recenzję w „Socjaldemokracie”? - spytała z uśmiechem.

- Nie - odrzekł zaintrygowany. - Oni też zrecenzowali książkę?

Skinęła głową.

- Tak, i to na tyle pozytywnie, że moja teściowa zapomniała o pierwszej

recenzji.

Johan westchnął z ulgą.

- Bogu dzięki! Ale mnie ucieszyłaś! Zasłużyłaś na to, Elise. Masz ją przy

sobie?

background image

- Nie, nie pomyślałam, by ją zabrać.

- Przeczytam ją innego dnia. Może Torkild ma egzemplarz. Pamiętasz, co w

niej napisali?

- Nazwali książkę pochodnią. Twierdzą, że udało mi się odmalować ponury

obraz relacji między biednymi a bogatymi, robotnikami i pracodawcami. I że ludziom

nad rzeką Aker niezasłużenie przylepiono złą etykietkę. Że każda tragedia ma swoje

przyczyny.

- Wiedziałem, że ci się uda - pokiwał głową Johan. - Jestem z ciebie dumny -

dodał i znów ją pocałował. - Nie przyniosłaś rękopisu książki o Pederze. Będę mógł ją

przeczytać?

- Oczywiście. Nie zrobiłam tego celowo. Wczoraj udałam, że idę pożyczyć

gazetę od Torkilda, a dzisiaj Hilda mnie tutaj ściągnęła. Dziwnie by to wyglądało,

gdybym zabrała ze sobą rękopis.

- Rozumiem - odrzekł, zamyślił się na chwilę i dodał: - Może powinnaś

odłożyć na bok pisanie o Pederze i ciągnąć dalej poprzedni temat? Mam na myśli

ż

ycie nad rzeką. Teraz zacznie się ożywiona debata i powinnaś wziąć w niej udział.

- Nie rozsądniej byłoby poczekać na rozwój wydarzeń? Emanuel obawia się

oskarżeń i grzywny, tak jak było w przypadku Christiana Krohga, kiedy wydał

Albertine.

Johan pokręcił głową.

- Nie sądzę, by do tego doszło. W końcu mamy już dwudziesty wiek i wiele

wody upłynęło od czasu, kiedy Krohg spisał historię szwaczki uwiedzionej przez

policjanta i oddającej się nierządowi. Nie zapominaj, że choć autora książki skazano

na grzywnę, to efekt został osiągnięty: rok później prostytucję zdelegalizowano.

Zresztą waszych książek nie da się porównać.

- Myślę jednak, że najpierw skończę książkę o Pederze. Myśli same pchają mi

się do głowy, kiedy kładę się wieczorami, nie mogę zasnąć, bo słowa układają się w

zdania i nie dają mi spokoju. Jest w tym jakiś głęboki sens. To pomysł pana Wang -

Olafsena, ale myślę, że prędzej czy później sama bym na to wpadła. Nigdy nie

przyszło mi do głowy, żeby z komentarzy Pedera ułożyć książkę, ale często czułam

ochotę, by zapisać gdzieś te jego zabawne powiedzonka. I kiedy pan Wang - Olafsen

podsunął mi ten pomysł, słowa same zaczęły spływać na papier. A teraz odczuwam

potrzebę, by ją skończyć. Chcę pokazać, ile dobrego tkwi w naszych dzieciach, trzeba

tylko zacząć słuchać. Nie należy spisywać ich na straty, bo mają kłopoty z nauką czy-

background image

tania. Może ta książka sprawi, że spojrzę na własne życie z innej perspektywy i

zrozumiem sens tego, co mi się przytrafiło? Pamiętasz, jak bardzo gnębiło mnie

poczucie winy po śmierci ojca. Gdybym nie przegnała go wtedy z kuchni, może wciąż

by żył.

- Kochana, nie myśl w ten sposób. Ojciec oddalił się od was na długo przed

ś

miercią. Byłoby dla was najlepiej, gdybyście nie musieli go oglądać, kiedy alkohol

zmienił go w strzęp człowieka. Pamiętam, że matka opowiadała historie o nim z

czasów, kiedy jeszcze pracował w tkalni płótna żaglowego. Ledwie go takim

pamiętam, ale dzieci nie oceniają dorosłych. Mama mówiła, że miał ciemną karnację i

był przystojny. Inne dziewczęta z fabryki zazdrościły twojej matce.

Elise pokiwała głową.

- Też słyszałam te opowieści. Mama twierdziła, że kochała go bardzo, póki nie

zaczął pić. Wtedy życie z nim stało się nie do zniesienia. Wiesz, jak się poznali? -

Elise uśmiechnęła się w półmroku.

- W drodze z Ulefoss do Kristianii?

- Tak - roześmiała się. - Nigdy nie mogłam pojąć, że moja matka, porządna i

skromna panna, zawarła znajomość w takich okolicznościach. I jeszcze oszukiwała

wuja i ciotkę i wymykała się na potajemne schadzki. To mi do niej nie pasuje.

Johan też się roześmiał.

- Kiedyś twoje dzieci usłyszą opowieści o twoim życiu i powiedzą to samo.

Elise spoważniała.

- Myślę, że Kristian zdaje sobie sprawę, że nie zapomniałam o tobie. Kiedy

czasami twoje imię pada w rozmowach, wbija we mnie wzrok. Miał dość lat, by

zrozumieć, jak bardzo byliśmy w sobie zakochani i jak cierpiałam, kiedy zamknięto

cię w twierdzy. Nigdy nie zapomnę wyrazu jego twarzy, gdy się dowiedział, że

wychodzę za mąż za Emanuela.

- To twój brat, Elise. Zna cię lepiej, niż sądzisz. Choć ma ledwie dwanaście

lat, nie potępiałby twojego wyboru.

I znów ją pocałował, długo i namiętnie.

- Nie rozumiem, dlaczego Hilda nie wraca - zaniepokoiła się Elise. - Co

powiem po powrocie do domu? Przecież gdyby Isac naprawdę miał jakąś poważną

dolegliwość, Hilda posłałaby po lekarza.

- Ubierz się, żebyśmy mogli wyjść, jak tylko zjawi się twoja siostra.

Elise podniosła się i zaczęła zbierać bieliznę z podłogi.

background image

- Pewnie cię zawiodłam.

- Uważasz, że tak źle cię rozumiem? To mój błąd, powinni byliśmy zostać w

kuchni. Mamy sobie tyle do powiedzenia, a tak rzadko nadarza się okazja bycia we

dwoje na osobności. Byłoby nam dobrze, nawet gdybyśmy nie ulegli pokusie.

- To też moja wina. Mogłam protestować. Johan też wstał i przyciągnął ją do

siebie.

- Ale też mnie pragnęłaś. Niby dlaczego miałabyś wykazać się większą siłą

charakteru? - zażartował.

- Bo jestem kobietą. Mężczyźni są inaczej stworzeni. Roześmiał się.

- Uważasz, że miałem większą ochotę niż ty? Odniosłem inne wrażenie.

- To jesteśmy kwita. Ja przynajmniej odczuwam większy lęk.

- Bo masz ku temu powody. Ty poniosłabyś większe konsekwencje, gdyby coś

poszło nie tak.

Wypuścił ją z objęć i chwycił za rękę.

- Chodź do kuchni, przekąsimy coś. Nic chyba nie jadłaś.

Podgrzał czajniczek kawy i wystawił resztki świątecznego jedzenia z szafy.

- Hilda powiedziała, że możemy się czuć jak u siebie w domu, więc trzymam

ją za słowo. Zresztą chyba niczego jej nie brakuje.

- Nie, majster jest bardzo szczodry. W przeciwieństwie do Reidara, który skąpi

jej pieniędzy.

- Powinni wystąpić o rozwód. Sytuacja, w jakiej się znaleźli, nie służy

nikomu. Jeśli jest tak, jak mówisz, że Hilda żyje z majstrem, to znów może zajść w

ciążę.

- Sama nie wiem, co mam sądzić. Nie rozumiem, skąd biorą się jej uczucia do

Paulsena, ale już przecież urodziła mu dwójkę dzieci.

- Może wcale tak bardzo się nie różnicie, może obie odziedziczyłyście pełną

pasji naturę waszej matki? Pomyśl tylko, związała się z obcym marynarzem, na

dodatek człowiekiem z domieszką cygańskiej krwi. Była, zdaje się, w zaawansowanej

ciąży, kiedy stanęła przed ołtarzem? Moja matka słyszała to od pani Evertsen.

Elise zaczerwieniła się.

- To prawda, w końcu zdobyła sobie szacunek dziadków, ale bracia nigdy jej

nie wybaczyli. Może teraz coś się zmieni.

- Miałaś od nich jakieś wieści?

- Niedawno przyszedł list. Wygląda na to, że zależy im na utrzymywaniu

background image

kontaktu.

- Na pewno żałują, że odwrócili się do niej plecami. I może bali się o jej

przyszłość. Wiesz przecież, że Cyganie przeszli wiele prześladowań w zeszłym

stuleciu. W niektórych wioskach stawiano straże, które nie wpuszczały włóczęgów.

Przytaknęła.

- Teraz nie jest im wcale łatwiej, przynajmniej od kiedy uchwalono prawo

zabraniające wędrować osobom nie - mającym stałego adresu zamieszkania.

- Niektórzy ludzie twierdzą, że wszystko się zmieni, jeśli zapewni się

obywatelom odpowiednie wychowanie i wykształcenie.

- Ty też tak uważasz?

- Nie jestem pewien. Te zadrażnienia sięgają głębiej, zwłaszcza w przypadku

Cyganów. To jest lud, który żył w ten sposób od stuleci. Wędrówkę mają we krwi i

nie będzie łatwo to zmienić.

- Peder i Kristian czasami się boją. Ukrywają fakt, że w żyłach ojca płynęła

cygańska krew, bo to oznacza, że w naszych też. Przypominam sobie, jak Peder się

przeraził, kiedy usłyszał o cygańskich dzieciach odbieranych siłą rodzicom i

oddawanych do sierocińców. I to tylko dlatego, że rodzice nie chcieli

podporządkować się nowemu prawu.

Johan westchnął.

- W naszym kraju dzieje się wiele złego. Musisz pisać o tych sprawach, Elise.

Niczego nie da się zmienić od razu, ale w dłuższej perspektywie wszystko ma

znaczenie. Tak też myślę o swojej pracy. Nie mam ochoty rzeźbić popiersi znanych

mężczyzn, których sława bierze się stąd, że są członkami wpływowych rodzin. Wolę

stawiać pomniki zwykłych ludzi, kobiet i mężczyzn, którzy pracują dla dobra innych.

Ich się nie zauważa i o nich nie pisze się w gazetach.

Na dworze rozległy się szybkie kroki.

- Wraca Hilda. - Elise zerwała się z miejsca. - Pójdziemy razem do

Andersengarden czy każde w swoją stronę?

Johan też wstał i przygarnął ją raz jeszcze do siebie.

- Oczywiście, że pójdziemy razem. Nic złego nie zrobiliśmy. No, może

troszeczkę.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Hilda spojrzała na nich ze zdziwieniem.

background image

- Cały czas siedzieliście tutaj i piliście kawę? Johan uśmiechnął się wesoło.

- Prawie cały czas. Hilda roześmiała się.

- Więc dzisiaj też znajdę na sofie guzik od koszuli?

- Kto wie? Może znajdziesz zapinkę od pasa do pończoch?

Elise spojrzała na niego z zażenowaniem i zaczerwieniła się.

Hilda zaniosła się śmiechem.

- Gdyby tak było, nie siedzielibyście tutaj. Bylibyście w pokoju i gorączkowo

narzucalibyście na siebie ubranie. Przepraszam, że tak szybko wróciłam, ale do

Joanny przyjechał z wizytą jakiś krewny.

Elise spojrzała na zegar ścienny i ku swemu przerażeniu stwierdziła, że od

wyjścia z domu minęły dwie godziny.

- Mówisz, że szybko wróciłaś?

- Chciałam was zostawić na całą noc, ale mam nadzieję, że dobrze

wykorzystaliście ten czas, który mieliście dla siebie.

- Tak, Hildo. - Johan skinął poważnie głową. - Dzielnie wspierasz nasz spisek.

- Jutro też możecie przyjść. Paulsen się nie zapowiadał, a Olaf wraca dopiero

za cztery dni.

- Zapominasz, że ja pracuję - pokręciła głową Elise.

- Johan będzie czekał na ciebie na poddaszu, kiedy przyjdziesz po Hugo.

Możesz wejść niepostrzeżenie i Hugo cię nie zauważy. Emanuelowi powiesz, że

panna Johannes - sen kazała ci zaadresować całą stertę kopert. Napalę, żeby było wam

ciepło na górze. Olaf ma dobre łóżko z prawdziwym materacem.

- Jesteś szalona, Hildo - przerwała jej siostra. - Nie pojmuję, skąd ci się to

bierze, przecież mama była bardzo surowa w sprawach moralności.

- Nie jestem lepsza ani gorsza od innych. Jedyna różnica polega na tym, że

mówię głośno o tym, o czym inni nieustannie myślą. Wszystkie zakochane pary, które

znałam, prędzej czy później znajdowały sobie jakieś ustronne miejsce, magazyn w

fabryce, strych w Biermannsgarden czy stajnię Węglarza. Ja oferuję wam mieszkanie

na poddaszu, a w podzięce słyszę, że jestem bezwstydnicą.

Johan roześmiał się i wstał od stołu.

- Myślę, że masz dobre serce, Hildo - powiedział. - Tylko że świat nie jest taki

prosty, jakim go malujesz.

Zdjął kurtkę i czapkę z wieszaka.

- Przyjdziecie jutro? - nie poddawała się Hilda. Johan skinął głową.

background image

- Tak, przyjdziemy, ale nie musisz palić na poddaszu. Hilda miała zawiedzioną

minę.

- Nie pojmuję, co się z wami dzieje.

- Musisz zrozumieć, że oboje pozostajemy w związkach małżeńskich -

westchnęła Elise z rezygnacją - i nie możemy robić, co nam się żywnie podoba. Jeśli

Emanuel nie wróci do pracy, będę miała siedem osób na utrzymaniu.

- Nie zamierzasz więc odesłać Emanuela do rodziców?

- Też byś tego nie zrobiła na moim miejscu. Łatwo ci mówić. Dobranoc,

Hildo, i dziękuję ci za wszystko.

Johan śmiał się, kiedy zbliżali się do furtki.

- Twoja młodsza siostra ma obrotny języczek.

- Tak, natomiast nie ma żadnych zahamowań. Gdyby mama ją słyszała,

doznałaby szoku.

- Matki nie powinny wiedzieć o wszystkich poczynaniach swoich córek.

Zresztą twoja matka nie jest znów takim niewiniątkiem?

Elise musiała się roześmiać.

- Zobaczymy się jutro?

- Oczywiście. Nie obiecuję jednak, że będę czekał na ciebie na poddaszu, choć

brzmi to dość kusząco. - Chwycił ją za rękę. - Nie bój się, Elise, nikt nas nie zobaczy.

O tej porze w drugi dzień świąt na ulicy nie ma żywej duszy. Poza pijakami, ci jednak

zajęci są sobą.

Elise rzuciła okiem w kierunku zabudowań robotniczych, wszystkie okna były

ciemne.

- Gdybyśmy szli ulicą Oscarsgate, otaczałyby nas światła. Przez firanki

widzielibyśmy choinki sięgające sufitu i rozjaśnione świeczkami, panie w eleganckich

sukniach i dzieci w strojach identycznych jak ubrania dorosłych. Gdyby ktoś otworzył

okno, usłyszelibyśmy śpiewy i muzykę, poczulibyśmy zapach cygar i świeżego ciasta.

U nas zaś panują ciemności. Za parę godzin rozlegną się syreny fabryczne.

Johan ścisnął jej dłoń.

- Kiedyś, Elise... Kiedyś w przyszłości ty i ja będziemy chodzić wokół choinki

z naszymi dziećmi w jednym z tych pięknych domów przy Oscarsgate lub na Frogner.

Pokojówka sprzątnie filiżanki, włoży nam do pościeli butle z ciepłą wodą i przyniesie

gorące kakao przed snem. Następnego ranka wyśpisz się do woli, potem przejdziesz

do gabinetu i zapiszesz parę stronic swej nowej książki. Ja zejdę do pracowni, by

background image

przyjrzeć się świeżo zaczętej rzeźbie przedstawiającej kobietę, którą kocham. Na

obiad zaprosimy Annę i Torkilda, Hildę i pana Paulsena, panią Evertsen, jeśli wciąż

będzie żyła, i może panią Albertsen. Nie zapomnimy o profesorze, twoim redaktorze z

wydawnictwa, twojej matce, Asbjornie i Anne Sofie. Ani o siostrze Maren Sorby z

Armii Zbawienia, o której opowiadałaś mi tyle dobrego. Kiedy skończymy śpiewać

kolędy, każdy dostanie podarek: twoją nową książkę.

Elise wyobraziła sobie tę scenę: jasne pokoje, stół jadalny zastawiony piękną

porcelaną, świece w wypucowanych kandelabrach, ona, Johan, gromadka dzieci i

wszyscy, których kocha, zgromadzeni wokół wielkiego świątecznego drzewka.

Obraz rozpłynął się i Elise uśmiechnęła się.

- Co za zestawienie! Wyobrażam sobie redaktora Guldberga w towarzystwie

pani Albertsen!

W tej samej chwili zamilkła. Jakiś chłopiec szedł w ich kierunku, a w jego

sposobie poruszania się było coś dziwnego. Elise usiłowała go rozpoznać, ale w

półmroku nie widziała szczegółów. Na wszelki wypadek puściła dłoń Johana.

Chłopiec zbliżył się do latarni i Elise zadrżała. To był Hjalmar, brat Jenny!

Johan dostrzegł jej zaskoczenie.

- Znasz go? - spytał cicho.

- To jest Hjalmar! - szepnęła przerażona. Chłopak zataczał się, jakby był

pijany, ale przecież to niemożliwe, żeby zaczął pić. W jego wieku?

- Kto to jest Hjalmar? - spytał Johan.

- Brat Jenny. Poznałam ich wiosną, kiedy ich matka leżała na łożu śmierci.

Jakiś czas później ojciec zginął w wypadku. Dziadkowie Anne Sofie pozwolili im

mieszkać u siebie, ale Hjalmar wkrótce zniknął. Chodziłam z najstarszą siostrą do

szkoły, to ona utrzymywała rodzinę przy życiu w ostatnich latach. Ojciec pił, a matka

leżała w łóżku, jak daleko Jenny sięgała pamięcią.

- Ta historia przypomina twoje doświadczenia.

- Dlatego właśnie zrobiło mi się ich żal i starałam się pomóc. Niepomiernie się

ucieszyłam, kiedy dziadkowie Anne Sofie postanowili przyjąć do siebie dwójkę naj-

młodszych. Bardzo tęsknią za własną wnuczką. Uważam, że matka i Asbjorn powinni

częściej ich odwiedzać.

Johan ścisnął jej dłoń.

- Nie jesteś w stanie pomóc wszystkim. W tej okolicy znajdziesz setki takich

rodzin.

background image

Hjalmar dostrzegł ich i kołysząc się, przeszedł na drugą stronę ulicy.

Elise dogoniła go.

- Hjalmar?

Przystanął i kiwając się, spojrzał na nią mętnym wzrokiem.

- Czego chcesz?

- Dowiedzieć się, co u ciebie słychać. Spotkałam niedawno Jenny, była

radosna i zadowolona. Dlaczego nie mieszkasz u państwa Tollefsenów?

- Bo nie mam ochoty. A zresztą co ci do tego? Twarz miał spiętą, był brudny,

wychudzony, ubrany w łachmany.

- Gdzie teraz mieszkasz?

- Nie twoja sprawa.

- Całe święta spędziłeś na ulicy?

- A nie wolno?

Johan zbliżył się do nich i Elise odwróciła się do niego.

- Całe święta spędził na ulicy! Zobacz, jak jest żałośnie ubrany! I chyba

ostatnio niedojadał. - Znów zwróciła się do chłopca. - Siostry z Armii Zbawienia

pomogą ci znaleźć jakiś kąt.

- Nie sądzisz, że dziadkowie Anne Sofie przyjmą go z powrotem? - zdziwił się

Johan.

Elise była innego zdania. Hjalmar z pewnością zrobił coś sprzecznego z

prawem, może zaczął znów kraść i bał się wracać do dziadków Anne Sofie z obawy

przed policją. Dlaczego popełniał kolejne głupstwo, kiedy wreszcie znalazł

prawdziwy dom?

- Myślę, że Hjalmar obawia się, iż oddadzą go w ręce policji, i dlatego nie

chce tam wracać.

W tej samej chwili Hjalmar rzucił się do ucieczki, ale Johan złapał go za

ramię.

- Tak łatwo się nie wywiniesz, mały spryciarzu. Pójdziesz ze mną do domu i

sobie pogadamy.

Odwrócił się do Elise.

- Będziesz musiała dalej iść sama.

- Tak zamierzałam zrobić. Chciałam tylko odprowadzić cię do

Andersengarden.

Uśmiechnęła się, wzruszona tym, że Johan zamierzał pomóc Hjalmarowi, a

background image

jednocześnie ucieszona, iż nie doszedł z nią aż do bramy. Emanuel mógł zobaczyć ich

z okna.

- Spotkamy się jutro.

Johan pociągnął Hjalmara za sobą. Chłopak kopał i machał pięściami, ale nie

miał żadnych szans. Znikali już z jej oczu, kiedy Johan złapał go i wniósł do sieni.

Elise przebiegła ostatni odcinek drogi, myśląc z lękiem o spotkaniu z

Emanuelem.

Wchodząc do domu, dostrzegła, że mimo późnej pory w pokoju pali się

ś

wiatło. W kuchni panował ziąb, przez ostatnich parę godzin nikt nie dokładał do

pieca. Przemieściwszy się na wózku, Emanuel mógł napalić w pokoju, ale nie była

pewna, czy to zrobił. Pełna najgorszych przeczuć pchnęła drzwi.

Emanuel siedział przy oknie i wpatrywał się w mrok. Bogu dzięki, że rozstała

się z Johanem wcześniej!

- Emanuelu?

Nie odwrócił się i nic nie powiedział. Podeszła bliżej.

- Przepraszam, że wracam tak późno. Zdarzyło się coś nieprzewidzianego.

- Jak się ma Isac? - spytał głuchym głosem, nie patrząc na nią.

- Hilda przesadziła. Nie jest chory, tylko trochę się spocił. - Kłamstwo miało

gorzki smak. - Co innego miałam na myśli. Zjawiła się Mimmi Tynass, by rozmówić

się ze mną.

- Z tobą? - W końcu się odwrócił. - A skąd mogła wiedzieć, że tam jesteś?

- Nie wiedziała. Przyszła przekazać Hildzie wiadomość, że zależy jej na

spotkaniu ze mną.

Zdała Emanuelowi relację ze spotkania z narzeczoną Schwenckego.

Emanuel pobladł.

- To nie może być prawda! - powiedział wstrząśnięty. Elise wyczuła, że

pierwszy raz słyszy o tych rewelacjach.

- Ja też się przeraziłam. Są jednak rzeczy, nad którymi razem się

zastanawialiśmy. Skąd on bierze pieniądze? I dlaczego w jego sklepie prawie nie

widuje się klientów, skoro według jego słów interes idzie dobrze? Nic się nie zgadza.

Emanuel pokręcił głową z niedowierzaniem.

- Nie przyjmuję tego do wiadomości. Paul Georg nie jest łobuzem. Zna się na

rzeczy, wie, skąd zdobyć dobry towar, i ma niezwykły talent kupiecki. Pewnie

najwięcej sprzedaje w domu. Opowiadał mi o klientach, którzy przyjeżdżają z daleka i

background image

spotykają się z nim prywatnie. To wszystko tłumaczy.

Elise przypomniała sobie nagle mężczyznę, którego spotkała na ulicy,

wychodząc z domu Schwenckego. On też go szukał, tyle że wymienił inne nazwisko.

Orvar Olstad, Elise dobrze je zapamiętała, bo wydało się jej podejrzane.

- Pamiętasz, że odwiedziłam kiedyś Schwenckego, prosząc go, by cię

przekonał do wizyty u lekarza?

- I cóż z tego?

- W drodze powrotnej natknęłam się na mężczyznę, który też się do niego

wybierał. Schwencke bardzo się ucieszył, kiedy go zobaczył, i poprosił go do środka.

Ten mężczyzna nazywał się Ole Westerlund.

- To nazwisko nic mi nie mówi.

- Najdziwniejsze jest to, że ten człowiek nie pamiętał nazwiska Schwenckego,

lecz pytał o kupca Orvara Olstada.

- Pewnie zna wielu kupców i pomyliły mu się nazwiska.

- Może. Lecz jeśli Mimmi Tynaes ma rację, Schwencke używa fałszywego

nazwiska.

Emanuel spojrzał na nią ponuro.

- Uważasz go za oszusta?

- Ze względu na ciebie, na nas, wolałabym, by nim nie był. Panna Tynaes

bardzo się rozgniewała i powiedziała, że pójdzie na policję, jeśli wykryje, że

Schwencke zajmuje się jakimś przestępczym procederem. Uważa też, że i ty możesz

zostać w to wmieszany, bo Schwencke pożyczył ci pieniądze na czynsz i zakup

towaru.

- Nie zrobiłem nic złego.

- Wiem. Pytanie tylko, czy policja ci uwierzy. Twarz Emanuela skurczyła się.

- Nie chcę cię straszyć, ale uważam, że powinniśmy zbadać sprawę. Mogę

pójść do niego jutro rano i poprosić, by cię odwiedził.

Emanuel kiwnął głową. Minę miał ponurą. Wcale nie jest pewien niewinności

Schwenckego, pomyślała Elise i ją też ogarnął niepokój.

ROZDZIAŁ DWUNASTY

W kantorze przywitała ją uśmiechnięta panna Johannessen.

- Mam nadzieję, że miło spędziła pani święta, pani Ringstad?

Elise zmieszała się. Czy to pytanie było podszyte ironią? Czyżby panna

background image

Johannessen widziała, jak spaceruje z Johanem ręka w rękę? Pokiwała głową,

zmuszając się do uśmiechu.

- Tak, dziękuję. A pani?

- Byłam u siostry i szwagra. Ich dzieci są tak nieznośne, że powrót do domu

sprawił mi ulgę.

Elise uśmiechnęła się i ruszyła do swojego biurka.

Samson był już na miejscu i wydawał się bardzo zajęty, ale kiedy panna

Johannessen wyszła do majstra po instrukcje, podniósł głowę i rozciągnął usta w

szerokim uśmiechu.

- Gratuluję!

Elise nie zrozumiała.

- Czego?

- Recenzji w „Socjaldemokracie”. Elise pokraśniała.

- Dziękuję, bardzo podniosła mnie na duchu.

- Przeczytała pani tę drugą?

- Niestety tak. I się załamałam, myślałam, że nigdy już nie usiądę do pisania.

Trochę się też przestraszyłam.

Pokręcił głową z uśmiechem.

- Nie ma najmniejszego powodu się bać. Nie zrobiła pani niczego złego,

jedynie dała prawdziwy opis tego, co się u nas dzieje.

- Niektórzy twierdzą, że to zmyślenia.

- Proszę się nimi nie przejmować. Ci ludzie dbają jedynie o własną pozycję,

dobre samopoczucie i mają taki pogląd na świat, jaki im najbardziej odpowiada.

Mimo wszystko na pani miejscu wciąż pisałbym pod pseudonimem.

- Taki mam zamiar - Elise zniżyła głos. - Co się stało z naszym „Potworem”?

Bardzo dziś milutka.

- Nie dla mnie - zaśmiał się Samson. - Rozpromieniła się dopiero na pani

widok.

Elise poczuła ścisk w żołądku. Panna Johannessen na pewno trzymała w

zanadrzu jakąś nieprzyjemną niespodziankę, nigdy bowiem wobec nikogo nie była

uprzejma. O co chodziło tym razem, o Ansgara Mathiesena i Hugo, sklep Emanuela

czy książkę? Może panna Johannessen odkryła, że Emanuel zajął się handlem, może

nawet wiedziała coś o Schwenckem? Albo może dowiedziała się, kto się kryje za

pseudonimem Elias Aas? Gdyby poleciała z taką plotką do majstra, sytuacja

background image

zmieniłaby się diametralnie. Elise straciłaby pracę. Hildzie też by się dostało. I

Johanowi. Dzisiaj właśnie wybierał się do Paulsena ze swoimi rysunkami.

Ktoś zapukał i w tej samej chwili panna Johannessen wyszła z gabinetu

majstra. Podeszła do drzwi i otworzyła je. W progu stał Johan!

Elise usłyszała, że coś mówi, i na dźwięk jego głosu serce zabiło jej mocniej.

Panna Johannessen wpuściła go do środka, choć nie okazała mu większego

zainteresowania. Zapewne wydał się jej zbyt zwyczajny. Johan miał na sobie to co

zawsze: wytartą kurtkę i czapkę z daszkiem. Całkiem możliwe, że stać go było na

lepsze ubranie, ale nigdy nie przywiązywał wagi do ubioru. Elise zresztą nie

wiedziała, czy Johan zaczął zarabiać na sprzedaży swoich prac, nie wątpiła jednak, że

z czasem tak się stanie.

Ś

ciskał pod pachą duży pakunek, zapewne rysunki. Elise pomodliła się w

duchu, by szkice spodobały się majstrowi i by panna Johannessen nie zepsuła niczego

złym słowem.

Johan posłał jej długie spojrzenie, ale udał, że jej nie zna.

- A co to za łazęga? - zażartował Samson. Panna Johannessen wzruszyła

ramionami.

- Tak bym go nie nazwała, ale to chyba nie jest ważny klient. Całkiem

przystojny młodzieniec, tylko mógłby się lepiej ubierać.

- Ale co za interes ma do naszego majstra? Co miał w tej paczce? Wyglądało

to na obrazy. Może to jeden z tych współczesnych malarzy usiłujących wcisnąć

ludziom swoje dzieła, które niczego nie przedstawiają?

Panna Johannessen roześmiała się.

- Jeśli to jeden z nich, to u pana Paulsena nic nie wskóra. Pan majster ma

dobry gust. Ten młodzieniec twierdził zresztą, że był z nim umówiony.

- Tajemnicza sprawa. Musimy być czujni, panno Johannessen, żeby ktoś

naszego miłego majstra nie wyprowadził w pole. Zostańmy jego strażnikami.

Panna Johannessen znów się zaśmiała. Nieczęsto to się jej zdarza, pomyślała

Elise, przysłuchując się wymianie zdań z lekkim niepokojem. Wiedziała, że Samson

nie miał nic złego na myśli, ale nazwanie Johana „łazęgą” nie przypadło jej do gustu.

- Ale z pana żartowniś, panie Samson - zachichotała panna Johannessen. -

Zgaduję, że wesoło spędził pan święta. Może jakieś słodkie dziewczątko jest

przyczyną pańskiego dobrego humoru?

Elise rzuciła okiem na Samsona i dostrzegła, że się zaczerwienił. Zapewne

background image

ż

adne „słodkie dziewczątko”, tylko miły młody mężczyzna, pomyślała. Biedny

Samson, niełatwo żyć z taką tajemnicą i ze świadomością, że jej wykrycie

skończyłoby się katastrofą. Czekałaby go kara więzienia... Elise zadrżała.

Czas jakiś pracowali w milczeniu.

- Bardzo długo tam siedzi - powiedziała w końcu panna Johannessen głosem

zabarwionym niepokojem. Żartobliwe komentarze Samsona zrobiły chyba na niej

pewne wrażenie.

W końcu drzwi się otworzyły i ukazał się Johan. Nie miał pakunku, skinął

głową i wymruczał słowa pożegnania.

Samson i panna Johannessen wymienili się spojrzeniami. Panna Johannessen

odprowadziła Johana wzrokiem aż do chwili, gdy ten wyszedł w zimowy chłód.

Dopiero wtedy odwróciła się w stronę Samsona.

- Widział pan? Wyszedł z pustymi rękami! Więc udało mu się wcisnąć panu

Paulsenowi te swoje malowidła! A pan Paulsen wspominał ostatnio często, że ma

ochotę kupić obrazy Gudego lub Johana Christiana Dahla. Tyle że są trochę za drogie,

nawet dla niego.

Samson roześmiał się.

- Przecież nie wiemy, czy to był malarz, panno Johannessen.

- Wyglądał na malarza - pokiwała stanowczo głową panna Johannessen. -

Wiedział pan, że Johan Christian Dahl dostał za jeden ze swoich obrazów kilkaset

srebrnych talarów? To było wprawdzie parędziesiąt lat temu, ale chyba opłaca się być

malarzem.

- Nie wszyscy mogą liczyć na podobne honorarium - stwierdził Samson. -

Większość malarzy klepie biedę. Konkurencja fotografii nie ułatwia im zadania.

Rzeźbiarze mają większe szanse. Elise nastawiła uszu.

- Nie słyszał pan, co powiedział Edvard Munch? - roześmiała się ponownie

panna Johannessen. - „Aparat fotograficzny nie będzie stanowić konkurencji dla

pędzla i palety tak długo, jak nie będzie można go używać w piekle ani w niebie”.

Drzwi do gabinetu otworzyły się i pojawił się pan Paul - sen. Wyraźnie się

gdzieś śpieszył, ale mijając biurko Elise, zatrzymał się na chwilę.

- Bardzo sympatyczny młody człowiek, pani Ringstad. A szkice są

zadziwiająco dobre.

Wypowiedziawszy te słowa, ruszył dalej. Elise poczuła na sobie spojrzenia

Samsona i panny Johannessen, ale nie podniosła głowy.

background image

Samson nie zdołał powściągnąć ciekawości.

- Zna go pani, pani Ringstad?

Elise podniosła wzrok i spojrzała na niego z pozorną obojętnością.

- Nie.

Sama nie wiedziała, jak mogła udzielić takiej odpowiedzi na pytanie o

człowieka, którego znała całe życie. Znów zadziałało poczucie winy.

Samson zaśmiał się cicho.

- Majster pewnie wciąż jest w świątecznym nastroju. Zwracał się do pani

takim tonem, jakbyście mieli wspólnych znajomych.

Elise uśmiechnęła się i opuściła głowę, wracając do swoich zajęć.

Wspólni znajomi! Żeby znal choć cząstkę prawdy!

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Elise zastanawiała się, czy Johan będzie na nią czekał w przerwie obiadowej, i

tak się stało. Ujrzała go w oknie korytarza, zanim jeszcze weszła na most. Pomachał

do niej, ale Elise nie odwzajemniła tego gestu. Obróciła się, by sprawdzić, czy

Samson zmierza w tę stronę, lecz go nie spostrzegła.

Zdyszana dotarła do drzwi, jednak to nie spacer ją zmęczył, tylko serce

trzepoczące się w piersi.

Johan otworzył jej, na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

- Elise... - zaczął z tęsknotą w głosie i wciągnął ją za próg. - Hilda poszła do

blacharza, a ja pilnuję Isaca i Hugo.

- Chłopcy spali już po obiedzie? Skinął głową.

Szukała znaków rozczarowania na jego twarzy, ale nie dostrzegła ich. Może

nawet mu ulżyło, że nie będzie okazji, by ulec pokusie.

Hugo i Isac siedzieli na skrzyni na drewno i bawili się cynowymi

ż

ołnierzykami, które Isac dostał od majstra. Hugo ledwie na nią spojrzał, kiedy weszła

do kuchni, zabawa pochłaniała go bez reszty.

- Jak ci poszło wczoraj wieczorem? - spytał zatroskany.

Elise odwiesiła szal.

- Opowiedziałam Emanuelowi o wizycie panny Tynaes. To mu dało do

myślenia.

- Uwierzył w jej historię?

- Z początku nie, ale wyraźnie się zaniepokoił. W głębi serca zawsze

background image

podejrzewał, że co jest nie tak.

Johan pokiwał głową.

- Też tak sądzę. Emanuel nie jest głupcem, musiał się zastanawiać, w jaki

sposób ten drobny handlarz osiągnął taki sukces w interesach. Zwłaszcza że, jak

twierdzicie, niewielu klientów zagląda do jego sklepu.

- Zaproponowałam mu, że przejdę się do Schwenckego wieczorem i zaproszę

go do nas. To nie powinno go zdziwić, przecież wie, że Emanuel nie rusza się z do-

mu.

Usiadła przy stole i zauważyła, że ktoś nakrył go do posiłku. Johan usiadł koło

niej.

- Jak on się czuje? Jego stan się poprawia? Pokręciła głową.

- Sądzę, że zaczyna sobie zdawać sprawę, że nigdy nie odzyska władzy w

nogach. Mam nadzieję znaleźć kogoś, kto by pomagał mu dostać się do sklepu.

Myślę, że możliwość pracy dodałaby mu otuchy. Każdy chce czuć się potrzebny, a

chłopcy przecież nie mogą stać za ladą, kiedy zacznie się szkoła.

- Powinniście więc zatrudnić ekspedienta. Jeśli sprzedaż idzie dobrze, to takie

posunięcie się opłaci.

Zerwał się na równe nogi.

- Na śmierć zapomniałem, że Hilda prosiła, bym cię nakarmił. Wciąż ma

resztki świątecznego jedzenia.

Elise przewróciła oczyma.

- Resztki świątecznego jedzenia? Aż tyle jej zostało?

- Hilda żyje sobie jak pączek w maśle. - Johan przyniósł garnek z pieca i

nałożył jedzenie na jej talerz. - Lubi swojego podstarzałego kawalera i nie ma żadnych

skrupułów wobec Reidara. Zresztą już go nie kocha.

Elise przytaknęła z uśmiechem.

- Tak właśnie myślałam. Wygląda na to, że już wyrzuciła własnego męża z

pamięci.

- Torkilda bardzo to irytuje, natomiast Anna jakoś to zaakceptowała. Ona tak

bardzo lubi was obie, że zawsze znajdzie jakieś usprawiedliwienie.

Roześmiał się, odsłaniając białe zęby. Dzień był ponury, Johan zapalił świecę i

postawił ją na stole. Elise zaczęła jeść.

- A ty nic nie przekąsisz? Pokręcił głową.

- Za godzinę mam być u Anny na obiedzie.

background image

- Zgłodniejesz, patrząc na mnie.

- Jedz na zdrowie. Nie zapomnę, jak źle ci było parę lat temu. Kiedyś

spotkałem cię dzień przed Wigilią, wracałaś z pracy w przędzalni. Musieliście brać

nadgodziny bez żadnej zapłaty, twoja twarz pod chustką była tak blada i zmęczona, że

serce ścisnęło mi się z żalu. W Andersengarden czekało na ciebie dwóch głodnych

chłopców, chora matka i ojciec, który zataczając się i przeklinając, wdrapywał się na

schody. Hilda też miała swoje problemy, tylko że wtedy jeszcze o nich nie

wiedzieliśmy.

Johan urwał, a po chwili znów zaczął mówić.

- Siedząc w moim pokoiku w Paryżu nad rysunkiem lub rzeźbą, myślę często o

tamtych czasach. Przed oczyma stają mi zmęczone twarze i zgarbione sylwetki ludzi

sunących mostem w drodze do domu po dniu harówki. Pamiętam hałasy w sieni:

tupot podkutych butów, kaszel i chrząkanie robotników, wypluwających z siebie pył

fabryczny. Okna na podwórze otwierały się i smród wychodka mieszał się z zapachem

gotowanego mleka i kapusty. Dzieciaki czekały w bramie i wieszały się

powracającym dorosłym u ramion, głodne i spragnione opieki. Rzadko ich widywały,

ledwie zjadły kolację, zaraz musiały kłaść się spać. Dzień zaczynał się o bladym

ś

wicie. Elise potakiwała.

- To było ciężkie, ale dobre życie. Byliśmy razem, czuliśmy się jedną wielką

rodziną. Nie tylko my w Andersengarden, ale ludzie z naszej ulicy, właściwie z całej

okolicy mostu i znad rzeki. Inni nie są w stanie tego zrozumieć, nasza egzystencja

wydaje im się szara i smutna, ale w naszej pamięci wygląda ona zupełnie inaczej. Nie

odczuwaliśmy ciężaru losu, przynajmniej wtedy, gdy byliśmy dziećmi. Nie znaliśmy

innego życia. Jeśli nigdy nie miało się choinki na święta, to nie odczuwa się jej braku.

Johan uśmiechnął się.

- Aż dziw, jak podobne są nasze myśli. Wielu ludzi krytykowało twoją matkę

za to, że porzuciła rodzinę, powróciwszy do zdrowia. Uważają, że nie powinnaś była

brać odpowiedzialności za swoich braci, a ja wiem, iż nie mogłaś postąpić inaczej.

Taka po prostu jesteś.

Elise spojrzała na niego z ukosa.

- Życzyłbyś sobie, żebym była inna? Żebym wczoraj postąpiła inaczej?

Pokręcił głową.

- Nie, to byłoby wbrew twojej naturze. Gdybyś zrobiła to dla mnie, nie

czulibyśmy się szczęśliwi. Wiedziałbym, że gnębią cię wyrzuty sumienia, a ty byś

background image

jeszcze bardziej zmizerniała. - Pogłaskał ją po ramieniu. - Życie się jeszcze nie

skończyło, Elise, jesteśmy dopiero u początku drogi. Wiem, że ludzie znad rzeki nie

dożywają sędziwego wieku, ale miłość doda nam sił. Poza tym mamy szansę na

lepszą przyszłość. Zostań z Emanuelem i opiekuj się nim, a zapewnisz sobie spokój

duszy. Nasz czas przyjdzie, jestem tego pewien.

Poczuła łzy pod powiekami, ale nic nie powiedziała.

Johan tryskał optymizmem, miał niezachwianą pewność, że kiedyś będą

razem.

Nie życzyła Emanuelowi śmierci. Nie, ta myśl nie postała w jej głowie. Nie

darzyła go nienawiścią i wiedziała, że nigdy nie zostawi go na pastwę losu. Mimo

choroby mógł żyć jeszcze wiele lat, może nawet dłużej niż ona sama, bo nie musiał

ciężko pracować. Ona będzie się starzeć, Johan i Emanuel pozostaną młodzi. Znała

dobrze ten proces, powtarzał się u większości kobiet mieszkających nad rzeką.

Zaczynały się garbić, zapadały się im policzki, a ciało marniało od godzin przestanych

przy maszynie, bezsennych nocy przesiedzianych przy chorym dziecku, dni spędzo-

nych na praniu pieluch i szorowaniu podłóg. Pracowała teraz krócej o dwie godziny,

siedząc za biurkiem, ale musiała zajmować się piątką dzieci i chorym mężem. Nie

była silniejsza od innych kobiet, właściwie nawet wątlejsza od większości z nich.

Czekał ją ten sam los i nie było na to rady.

Johan pogładził ją po włosach.

- O czym myślisz?

- O niczym - pokręciła głową.

- Posmutniałaś.

Obróciła twarz ku niemu, łzy spłynęły po jej policzkach.

- A ty nie jesteś smutny? Przytulił ją mocno.

- Nie płacz, Elise. Jestem dzielny tylko dlatego, że ty dodajesz mi sił. Jeśli

stracisz wiarę, załamię się. Stracę cel w życiu.

Potrząsnęła głową i schowała twarz na jego piersi.

- Nie możemy się poddawać, Johan. Będę odważna. Wytrzymam, póki wiem,

ż

e mnie kochasz. Natchnij mnie optymizmem, pomóż mi być wdzięczną za to, co

mam. Zawsze powtarzasz, że tego nikt nam nie odbierze. Umiesz cieszyć się dniem

dzisiejszym, nie dbając o to, co przyniesie przyszłość. A ja wciąż chcę więcej. Ale to

ty masz rację. Można być szczęśliwym, radując się chwilą. Pogłaskał ją po włosach.

- Nie wiem, czy jestem taki w istocie, ale staram się odsiewać złe myśli. Mam

background image

w sobie tę przedziwną pewność, że w końcu będziesz należeć do mnie. Wielu powie,

ż

e to niemożliwe. Nie zrozum mnie opacznie, nie życzę źle Emanuelowi. Popełnił

sporo błędów, ale to idealista, który zrobił wiele dobrego dla innych. Ciebie też

uratował z beznadziejnej opresji. Może powinienem mu podziękować za to, że żyjesz.

- Wiem, co masz na myśli, Johan. Mam podobne zdanie i dlatego nie mogę od

niego odejść.

Na głos Hugo oderwała się od Johana, odwróciła głowę i oblała się rumieńcem

wstydu. Zupełnie zapomniała o dzieciach, uznała, że zajęte zabawą, nie zwracają na

nich uwagi. A teraz zobaczyła, że obaj chłopcy śledzili ich zadowolonym wzrokiem.

Hugo zawołał ją, domagał się zainteresowania.

- I co, łobuziaki? Może przyjdziecie do nas i coś zjecie?

Nie miała pojęcia, czy ktoś wcześniej nakarmił chłopców, ale chciała

skierować ich uwagę na inne tory. Ześlizgnęli się ze skrzyni i podreptali do stołu.

- Mniam, mniam - powiedział Hugo, gramoląc się na kolana Elise.

Johan podniósł Isaca. Z łatwością nawiązywał kontakt z dziećmi, miał

niezwykły u mężczyzny dar zajmowania się nimi w naturalny sposób. Dzieci

wyczuwały to w lot i darzyły go zaufaniem.

Johan i Elise sięgnęli po kawałek mięsa z talerza i zaczęli karmić chłopców.

Johan puścił do niej oko.

- Masz swoje sposoby - zażartował. Elise zaczerwieniła się.

- Na szczęście dzieci żyją chwilą. W tym wieku nie pamiętają zazwyczaj tego,

co zdarzyło się wcześniej tego samego dnia.

- My i tak nie mamy nic do ukrycia. Uśmiechnęła się do niego i szybko otarła

łzy, które napłynęły jej do oczu.

- Zapomniałam ci powiedzieć, że majster jest zachwycony twoimi rysunkami.

Jak zniknąłeś, wyszedł z gabinetu i przechodząc koło mojego biurka, powiedział:

„Bardzo sympatyczny młody człowiek, pani Ringstad. A szkice są zadziwiająco

dobre”.

- Tak się wyraził? - roześmiał się Johan.

- Tak. Ucieszyłam się, choć sytuacja była dość niezręczna; udawaliśmy wszak,

ż

e się nie znamy. Kiedy wszedłeś do gabinetu majstra, panna Johannessen i Sam - son

długo dywagowali na twój temat. Uznali w końcu, że jesteś nieznanym artystą, który

przyszedł wcisnąć panu Paulsenowi swoje prace. Usłyszawszy opinię majstra, zaczęli

się mi bacznie przyglądać - roześmiała się. - W końcu Samson nie mógł pohamować

background image

ciekawości i spytał, czy cię znam.

- I co odpowiedziałaś?

- Musiałam zaprzeczyć, wszak udałam wcześniej, że nie wiem, kim jesteś.

Samson uznał, że majster wciąż nie ochłonął po świątecznej przerwie.

Oboje wybuchnęli śmiechem, a widząc to, chłopcy też się roześmiali.

Johan pogładził Isaca po głowie.

- Inteligentne bestie. Mają raptem po dwa lata i rozumieją wszystko, co mówią

dorośli.

Elise obserwowała tę scenę ze wzruszeniem.

- Gdybyśmy wiedzieli to wszystko wtedy, kiedy opłakiwaliśmy Braciszka! -

wyznała.

Johan uśmiechnął się.

- Czasami dobrze żyć w niewiedzy, czasami zaś lepiej byłoby znać prawdę.

Na dworze rozległy się szybkie kroki i do kuchni wpadła Hilda.

- Twój kolega z pracy czeka na zewnątrz.

- Samson? - zdziwiła się Elise.

- Chyba spodziewa się, że zaraz wyjdziesz.

Elise posadziła Hugo na podłodze i wstała z krzesła.

- Przerwa obiadowa się skończyła? Ale ten czas leci!

- Czas szybko leci w miłym towarzystwie. Dzieci były grzeczne?

Elise spojrzała na Johana rozbawiona.

- Prawie zapomnieliśmy, że są tutaj z nami.

- Szkoda, że tak wcześnie się obudziły.

Ani Elise, ani Johan nie skomentowali słów Hildy. Elise ruszyła do drzwi.

- Wracam do kantoru.

Johan posłał jej ciepłe spojrzenie.

- Będę tutaj, kiedy przyjdziesz odebrać Hugo.

Samson stał na moście.

- Byłem pewien, że jest pani u siostry! - krzyknął z ożywieniem na jej widok. -

Muszę z panią o czymś porozmawiać, pani Ringstad. Spotkałem się wczoraj z moimi

szkolnymi kolegami. Rozmawialiśmy o pani książce. Żona jednego z nich należy do

koła młodzieży socjaldemokratycznej. W tamtym gronie też dyskutowano o książce i

wszyscy byli nią zachwyceni. Uznali, że nareszcie znalazł się ktoś, kto rozumie

położenie robotników. Wątpią, że autor wywodzi się z kręgów mieszczańskich. Ktoś

background image

z nich słyszał o młodym pisarzu z tych stron, inni uważają, że Elias Aas pracuje jako

brygadzista w którejś z fabryk i pisze pod pseudonimem z lęku przed utratą pracy. Są

nawet tacy, którzy są przekonani, że to ktoś z redakcji „Ny Tid”, z którą

współpracował Martin Tranmael po powrocie z Ameryki.

Ruszyli na drugą stronę rzeki.

- Proszę mi wybaczyć moją niewiedzę, ale kim jest Martin Tranmasl?

- Nie słyszała pani o nim? - zdziwił się Samson. - Nie interesuje się pani

ruchem robotniczym?

- Nie jestem politykiem. Piszę o ludzkich losach, chcę innym opisać życie nad

rzeką.

Nie skomentował jej słów.

- Martin Tranmael ma ledwie dwadzieścia osiem lat, pracował jako czeladnik

malarski w Ameryce. Tam zainteresował się amerykańskim ruchem robotniczym.

Wrócił dwa lata temu i zaczął działalność w Trondelag, skąd pochodzi. Jest bardzo

zdolny, wielu ludzi twierdzi, że to nasz przyszły premier.

Elise słuchała jednym uchem. Nie interesowała się polityką, uważała, że

politycy myślą wyłącznie o sobie. Poglądów robotników w ogóle nie brano pod uwagę

i nikt się z nimi nie liczył.

- A czy ktoś zasugerował, że autor jest kobietą? Samson pokręcił głową.

- Chyba nie, choć niektórzy uważają, że to ktoś bardzo szczególny, kto potrafi

wczuć się w naturę kobiety. Myślę, że kryje się za tym jakiś podtekst, sugestia, że to

ktoś taki jak ja - uśmiechnął się zażenowany.

Zrozumiała i nie ciągnęła dłużej tego tematu.

- W kręgach burżuazyjnych nastroje są zapewne inne i trudno oczekiwać słów

pochwały.

- Tak, tego proszę się nie spodziewać, ważne jest jednak i to, że ludzie reagują.

To zdrowy objaw. Johan Falkberget też spotkał się z krytyką, kiedy wydał Czarne

góry wcześniej tego roku. I proszę sobie przypomnieć, co przeszedł Bjornson po

opublikowaniu Króla i Magnhildl Wszyscy pisarze, którzy odważyli się tworzyć

powieści w duchu realizmu, spotykają się z niechęcią krytyki i czytelników. Jak się

wyjmuje głowę z piasku, trzeba być przygotowanym na burzę - zakończył

sentencjonalnie.

Doszli do bramy fabryki i Samson przepuścił ją przodem. Panna Johannessen

siedziała już przy biurku, wyglądało na to, że w ogóle go nie opuściła w przerwie

background image

obiadowej.

Elise rzuciła okiem na zegar ścienny. Spóźnili się dwie minuty. Panna

Johannessen za chwilę dostanie ataku wściekłości. A jednak, ku zdziwieniu obojga,

uśmiechnęła się przyjaźnie.

- Nie byłam głodna, więc przepracowałam całą przerwę. Ustaliliśmy z panem

Paulsenem, że możecie dzisiaj skończyć pół godziny wcześniej.

Elise nie wierzyła własnym uszom. Najpierw spojrzała na pannę Johannessen,

by się upewnić, że nie kpi, a potem pokraśniała z zadowolenia. Będzie mogła dłużej

posiedzieć z Johanem.

- Dziękujemy, panno Johannessen, to miło z pani strony.

- Chciałabym jednak zamienić z panią parę słów przed wyjściem, pani

Ringstad. To zajmie chwilkę - uśmiechnęła się słodko panna Johannessen.

Radość Elise stopniała. Może uśmiech panny Johannessen jedynie wydał się

jej niewinny? Może czeka ją wyjaśnienie tej niezwyczajnej uprzejmości, którą jej

dzisiaj okazywała?

Dostrzegła zatroskany wzrok Samsona i jeszcze bardziej się zaniepokoiła.

Samson zdawał się potwierdzać jej przeczucia: czeka ją niemiła niespodzianka.

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Majster i Samson wyszli, zostały same w kantorze.

Panna Johannessen podeszła bliżej, wolno i z wahaniem. Co takiego zrobiłam?

- pomyślała Elise, czując zimny dreszcz na plecach. W ostatnich dniach zdała sobie

sprawę, że nie starcza jej czasu na pisanie, bo opieka nad Emanuelem i inne

obowiązki pochłaniają ją bez reszty. Gdyby straciła pracę w kantorze, nie mieliby z

czego żyć. W zaliczce za książkę powstał znaczny wyłom, kiedy kupiła choinkę i

podarki świąteczne. Choć uważała z wydatkami, pensji nie starczało na wszystko.

Pieniądze zarobione przez chłopców w sklepie szły na spłatę pożyczki od

Schwenckego. Emanuel dał jej do zrozumienia, że suma była znaczna i pomimo

przyzwoitych obrotów w sklepie trzeba ją będzie oddawać przez cały rok.

- Chcę z panią o czymś pomówić, pani Ringstad - powtórzyła panna

Johannessen. Co do niej zupełnie niepodobne, wydawała się zdenerwowana. -

Pamięta pani, jak trafiłyśmy na siebie kiedyś w drodze do kantoru? Miała wtedy pani

taką drobną... hm... scysję z młodzieńcem, który ciągnął pani sanki.

Elise poczuła zimny pot na plecach, lecz zaraz otrzeźwiała. Chodzi więc o

background image

Ansgara i Hugo. Majster nie wiedział, że Hugo nie jest synem Emanuela; Hilda

gadała, co jej ślina na język przyniesie, ale nigdy nie powiedziała mu o gwałcie.

Nawet Hilda zdawała sobie sprawę z konsekwencji. Elise pochodziła z robotniczej

rodziny, skończyła ledwie szkołę powszechną, a teraz okazałoby się jeszcze, że ma

bękarta! To, że Hilda była w identycznej sytuacji, pewnie w ogóle by Paulsena nie

obeszło, tę sprawę trzymał w tajemnicy. Gdyby jednak podobny problem tyczył jego

własnej urzędniczki, poczułby się w obowiązku zwolnić ją z pracy ze względu na

renomę firmy.

Pokiwała głową, nie patrząc na nią. Kłamstwo nic nie da, prawda i tak wyjdzie

na jaw.

Ku jej zdziwieniu panna Johannessen przyciągnęła krzesło i usiadła obok niej.

Wydawała się zażenowana. Sytuacja była niezręczna i Elise poczuła jeszcze większy

niepokój. Panna Johannessen nie zamierzała prawić jej kazań, w takim wypadku nie

usiadłaby. Może chciała ją ostrzec, pogrozić jej palcem? Cóż by jednak dała taka

reprymenda, skoro dotyczyła przeszłości? Oboje z majstrem musieli zaakceptować ją

taką, jaka jest.

Panna Johannessen chrząknęła i przysunęła się bliżej. Otworzyła usta i

powiedziała przyjaznym tonem: - Usłyszałam coś, co chyba nie było przeznaczone dla

moich uszu...

Elise zjeżyła się. Dobrze, więc wie o wszystkim, i co z tego? Gwałt to straszne

doświadczenie, chyba nawet ona potrafi to zrozumieć?

- Nie mam w zwyczaju podsłuchiwać cudzych rozmów - ciągnęła panna

Johannessen tym samym przyjaznym, nieomal przepraszającym tonem. - Zwróciłam

jednak wtedy uwagę, że była pani zdenerwowana, i przestraszyłam się o panią.

Zapadał zmrok, w pobliżu nie było nikogo innego, więc uznałam za swój obowiązek

dopilnować, by nie zrobił pani krzywdy. Zawsze mogłam zacząć krzyczeć i wzywać

pomocy. - Umilkła i spuściła głowę. - Dopiero później zdałam sobie sprawę z wagi

pani słów.

Elise milczała. Co miała powiedzieć? Nie pamiętała słów, które rzuciła wtedy

w twarz Ansgarowi, chyba coś o tym, by nie zmuszał dziewcząt do rodzenia dzieci.

Nie trzeba wielkiej wyobraźni, by dopowiedzieć sobie resztę, choć przecież mogła

mieć na myśli kogoś innego. Jakąś przyjaciółkę.

Panna Johannessen podniosła głowę i spojrzała na nią z niezwyczajną dla

siebie łagodnością.

background image

- Nie musi pani nic mówić, pani Ringstad, wiem, jak się pani czuje. Jeśli dziwi

pani otwartość, z jaką rozmawiam z panią, to przyznam, że sama jestem nią zaskoczo-

na. To do mnie niepodobne, zwykle ukrywam uczucia. Jestem jednak starsza od pani,

mam większe doświadczenie życiowe i czuję się odpowiedzialna za panią, w końcu

pełnię funkcję pani zwierzchniczki w kantorze. To zdarzenie prześladowało mnie

przez wiele dni i wciąż nie mogę się otrząsnąć.

Wielkie rzeczy, pomyślała Elise, chyba nie pierwszy raz usłyszała historię

zgwałconej dziewczyny? Wynosiła się nad robotnice, ale przecież znała wiele z nich.

Miała już dość tej rozmowy, z każdą upływającą minutą skracał się czas, który będzie

mogła poświęcić Johanowi. Nie potrafiła jednak zdobyć się na nieuprzejmość i

przerwać konwersację.

Panna Johannessen spojrzała na nią z ukosa, oczekując jakiegoś komentarza,

ale Elise nie miała najmniejszej ochoty dzielić się z nią bolesnymi wspomnieniami.

Minęły już trzy lata i chciała wyrzucić wszystko z pamięci. Zresztą nikt nie miał

prawa mieszać się do jej spraw.

- Dobrze odgadłam? - Panna Johannessen wyraźnie przestraszyła się, że

powiedziała coś niewłaściwego. - Chodziło o panią?

Dlaczego jest taka uparta? Co to ma z nią wspólnego? Dlaczego nie zostawi

mnie w spokoju?

I nagle Elise zdecydowała się na szczerość. Panna Johannessen i tak

dowiedziałaby się wszystkiego, skoro tamto zdarzenie prześladowało ją dzień i noc.

Przypomniała sobie słowa, które kiedyś wyrzekła do Jenny: To nie twoja wina, ty nie

zrobiłaś niczego złego. Kochała Hugo i nie wstydziła się go, choć został poczęty w

haniebny sposób.

Wolno pokiwała głową.

- Tak, dobrze pani odgadła, pani Johannessen. Chodziło o mnie.

Panna Johannessen wbiła w nią wzrok, czerwone plamy wystąpiły jej na

policzki.

- Pani syn jest więc... ?

Elise uniosła podbródek i mężnie spojrzała jej prosto w oczy.

- Nie jest dzieckiem mego męża. Zostałam zmuszona, by go urodzić, ale i tak

kocham go bezgranicznie.

- Oczywiście, że go pani kocha, to pani ciało i krew. Nic nie może pani

poradzić na to, co się stało. Zyskała sobie pani mój szacunek, pani Ringstad.

background image

Przyznaję, że z początku nie byłam pani przychylna. Nie rozumiałam, dlaczego pan

Paulsen zatrudnił panią, chociaż miał do wyboru urzędniczki z porządnym

wykształceniem. Teraz inaczej patrzę na wszystko. Podziwiam pani odwagę i siłę

woli, bo bez tych przymiotów charakteru nie zdecydowałaby się pani urodzić tego

dziecka. I zazdroszczę pani...

Ostatnie słowa wypowiedziała tak cicho, że Elise ledwie je usłyszała. Czego

może zazdrościć jej panna Johannessen? Czuła się samotna? Chciała mieć dzieci?

- Ma pani rodzinę? - odważyła się spytać i w tej samej chwili przypomniała

sobie, że pani Johannessen wspomniała o świętach spędzonych w towarzystwie

siostrzeńców i siostrzenic, które tak ją zmęczyły, że z ulgą wróciła do domu.

Pani Johannessen. uśmiechnęła się smutno.

- Tak, mam rodzinę, ale nie mam dzieci, z którymi mogłabym być.

To oczywiste, skoro nie jest zamężna, pomyślała Elise, a na dodatek ma

mieszczańskie pochodzenie. W następnej sekundzie zrozumiała sens tej wypowiedzi,

bo panna Johannessen położyła nacisk na ostatnie słowa. Zdumiała się niepomiernie.

Panna Johannessen pokiwała głową powoli, nie odrywając od niej wzroku.

- Tym razem pani odgadła prawidłowo, pani Ringstad. Mam dziecko,

dwunastoletnią córkę, ale nie mogę się z nią widywać. Została adoptowana zaraz po

urodzeniu.

W pokoju zapadła cisza. Elise wstrzymała oddech. Nie do wiary! I to, że miała

dziecko, i to, że zdecydowała się jej zwierzyć!

Uznała, że musi coś powiedzieć, ale nie znajdowała właściwych słów.

- Współczuję pani... - wydusiła z siebie. Pani Johannessen pokiwała głową.

- Oddałabym rok życia, by móc cofnąć tę decyzję. Byłabym gotowa wyjść za

mąż za byle kogo tylko po to, by zatrzymać dziecko. Nawet pani nie wie, jakie miała

pani szczęście, pani Ringstad, bo umiała pani przeciwstawić się przesądom i

podszeptom złych ludzi.

Elise pokręciła głową.

- Nikt mnie nie namawiał, bym oddała dziecko. Chciałam je usunąć, ale nie

miałam pieniędzy ani odwagi, by pójść do osoby, która zajmuje się tym procederem.

Mój obecny mąż uratował mnie, proponując mi małżeństwo, choć znał całą prawdę.

- Więc przyjęła go pani z potrzeby, a nie z miłości? Elise zamyśliła się.

- Lubiłam go i mnie pociągał. Był oficerem Armii Zbawienia, podziwiałam go

za jego oddanie dla ludzi ubogich.

background image

- Ale komuś innemu oddała pani serce?

Elise zaczerwieniła się. Co pani Johannessen wiedziała na ten temat? Znowu

coś zobaczyła czy usłyszała?

Nieoczekiwanie panna Johannessen położyła chłodną dłoń na jej dłoni.

- Nie chciałam być niedyskretna. Pomyślałam jedynie, że znalazła się pani w

takiej samej sytuacji jak ja trzynaście lat temu. Potajemnie zaręczyłam się z pewnym

wykształconym młodzieńcem z dobrego domu, kiedy tutaj niedaleko miało miejsce

podobne przestępstwo. To się zdarzyło po zmroku, gdy wracałam z kantoru.

Elise patrzyła na nią jak sparaliżowana.

- Więc pani też... ? - nie dokończyła. Panna Johannessen pokiwała głową.

- Tak, ja też. Nikomu o tym nie powiedziałam, póki konsekwencje nie stały się

widoczne. Moi rodzice zatuszowali sprawę, zostałam wysłana do krewnych na

zapadłą wieś i wróciłam, kiedy było po wszystkim. Nie wiem, gdzie trafiło dziecko,

ale na widok dwunastoletniej dziewczynki podobnej do mnie serce zaczyna mi bić i

jestem bliska omdlenia.

Skończyła i spuściła wzrok. Chwilę siedziały w milczeniu.

- Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek opowiem komuś o tym, zwłaszcza

koleżance z pracy. Przekonał mnie pani ciepły, przyjazny stosunek do innych, pani

Ringstad. Nie jest pani zdolna, by wyrządzić komukolwiek krzywdę.

Elise zawstydziła się. Przypomniała sobie wszystkie te chwile, kiedy z

Samsonem nazywali ją „Potworem” i natrząsali się z niej za jej plecami.

- Może pani mi zaufać, panno Johannessen. Zachowam tę wiadomość dla

siebie. Schlebia mi, że okazała mi pani zaufanie i opowiedziała o wszystkim. Czuję,

ż

e zbliżyłyśmy się do siebie. Nie będę się już pani bała - powiedziała i ugryzła się w

język. - Przepraszam, nie chciałam...

Panna Johannessen uśmiechnęła się smutno.

- Zdaję sobie sprawę, że odstraszam ludzi. Wcale nie chcę taka być, po prostu

łatwo się irytuję. Może z zazdrości, a może dlatego, że zdaję sobie sprawę z własnej

niedoskonałości.

Elise zdziwiła się.

- Niedoskonałości? Przecież jest pani bardzo kompetentna.

- Jak to mówią, co z tego, że zdobędziesz świat, jeśli zmącisz duszę.

- Nie doznała pani uszczerbku na duszy, panno Johannessen. W innym

wypadku nie przeżyłaby pani takich silnych wzruszeń, poznawszy moją tajemnicę.

background image

Znienawidziłaby mnie pani i otoczyła wzgardą.

Panna Johannessen wstała i westchnęła ciężko.

- Czasami czuję, że przepełnia mnie gorycz. Wiem, że ranie ludzi słowami, a i

tak to robię.

- Pewnie dlatego, że nie ma w pani radości - odrzekła Elise i nagle przyszła jej

do głowy pewna myśl. - Może powinna pani zająć się jakimś dzieckiem?

Panna Johannessen przeraziła się.

- Obcym dzieckiem?

Elise pokiwała głową energicznie.

- Ja przyjęłam Everta i teraz kocham go jak własne dzieci. Państwo

Tollefsenowie zaopiekowali się dziewczynką, która straciła rodziców i żyła w

krańcowym ubóstwie. Jenny odzyskała radość życia, przytyła i jest szczęśliwa, że ma

prawdziwy dom.

Wzrok panny Johannessen ożywił się, ale zaraz zgasł.

- Wymienia pani pary małżeńskie. Samotna kobieta nie może zająć się

dzieckiem.

- Dlaczego nie? Gmina ma mnóstwo bezdomnych na utrzymaniu. Ucieszą się,

jeśli ktoś im ulży w obowiązkach. Przyjmą panią z otwartymi ramionami.

Panna Johannessen wahała się.

- Zna pani dzieci, które potrzebują pomocy?

- Nie będzie trudno takie znaleźć - uśmiechnęła się Elise. - Porozmawiam z

Maren Sorby, siostrą Armii Zbawienia. Ona zna je najlepiej.

- Proszę dać mi czas do namysłu, pani Ringstad.

Elise odprowadziła ją wzrokiem, kiedy panna Johannessen ruszyła do swojego

biurka, by zrobić porządek w papierach. Zauważyła, że na jej ustach błąka się nikły

uśmiech, nie ironiczny ani złośliwy, lecz pełen nadziei.

Już się zdecydowała, pomyślała z radością.

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

Elise stwierdziła z żalem, że straciła te dodatkowe trzydzieści minut, które

miała spędzić z Johanem. Nawet myśl o cudownej przemianie panny Johannessen nie

pomogła.

Ku jej zdziwieniu Hilda była już w domu. Był też majster, siedział w pokoju i

rozmawiał z Johanem, co rusz dobiegały stamtąd salwy śmiechu.

background image

Hilda uśmiechnęła się przepraszająco.

- Nie mogłam go powstrzymać - szepnęła. - Paulsen jest zafascynowany

pracami Johana, skontaktował się już ze swoimi wpływowymi znajomymi i wychwala

go pod niebiosa. Jakiś pan ma się pojawić tutaj wieczorem, on ponoć ma stosowne

kontakty we właściwych kręgach.

Elise zawahała się, nie wiedziała, czy wejść do pokoju. Rozmowa z majstrem

miała duże znaczenie dla Johana, a ona i tak musiała wkrótce wracać do domu. Johan

chyba nie zauważył jej przyjścia, więc mogła niepostrzeżenie udać się w drogę.

W tej samej chwili usłyszała głos majstra.

- Inni rzeźbiarze nie mają lepszego wykształcenia od pana, panie Thoresen.

Bergslien, Budal, Skeibrok zaczynali jako snycerze na wsi. Kiedy odkryto ich talent,

przenosili się do stolicy, a potem ktoś pomagał im ruszyć w wielki świat, tak jak było

w pańskim przypadku. Tylko malarze pochodzą z domów wyższych urzędników i z

kręgów burżuazji.

Elise i Hilda zaczęły słuchać z zainteresowaniem. Na szczęście Isac i Hugo

zajęci byli zabawą.

- Najważniejsze są dzieła - mówił z ożywieniem pan Paulsen. - Nie wszystkim

się to udaje, ale jestem głęboko przekonany, że nazwisko Johan Thoresen za parę lat

będzie na ustach wszystkich. Wiem, że wielu artystów przeżyło szok, przenosząc się z

Norwegii do Paryża, ze względu na język, inne otoczenie i rozmach artystyczny.

Niektórzy poddawali się, zanim doszli do czegoś, ale pan nie należy do tej kategorii!

Proszę trzymać się motywów narodowych i ludowych, by zbudować solidną podstawę

dla dalszego rozwoju.

Z izby dobiegł je przeraźliwy krzyk. Elise i Hilda wpadły do środka. Chłopcy

zderzyli się głowami i spadli z łóżka. Leżeli na podłodze posiniaczeni i wrzeszczeli

wniebogłosy.

Podniosły ich z ziemi i Elise zaczęła ubierać Hugo w wierzchnią odzież.

- Idę do domu - powiedziała. - Pozdrów ode mnie Johana.

- Jeśli jutro Paulsen zjawi się o tej samej porze, znajdę sposób, by się go

pozbyć - szepnęła Hilda.

Elise spojrzała z przestrachem na drzwi, jakby chciała się upewnić, że majster

ich nie słyszy.

- Zdaje mi się, że zrobisz wszystko, by nas połączyć - stwierdziła z

uśmiechem.

background image

Głos Paulsena brzmiał donośnie, kiedy wymykała się przez drzwi kuchenne z

Hugo na ręku. Bardzo chciała zobaczyć się z Johanem, ale jego praca była teraz

ważniejsza.

Ciągnąc sanki stromą ulicą Sagveien, rozmyślała nad słowami majstra. Radził

Johanowi tworzyć rzeźby realistyczne, przedstawiające codzienność zwykłych ludzi.

Ona też to robiła, opisywała rzeczywistość, przynajmniej tę, którą znała.

Kiedy zbliżała się do sklepiku Emanuela, usłyszała za sobą pośpieszne kroki.

Odwróciła się z nadzieją.

- Elise! - Johan dyszał ciężko, chyba biegł całą drogę. - Wyszłaś bez

pożegnania!

Serce zadrżało jej z radości na jego widok.

- Nie chciałam wam przeszkadzać. Johan z trudem łapał powietrze.

- A jak myślisz, kto jest dla mnie ważniejszy: ty czy pan Paulsen?

- Najważniejsza jest twoja przyszłość. Johan pokręcił głową.

- Niewiele jest warta, jeśli ciebie w niej nie będzie.

- Nie mów tak, Johan. Praca znaczy dla ciebie wiele. Stałam pod drzwiami i

słyszałam słowa pana Paulsena. Nie starałby się ci pomóc, gdyby nie miał pewności,

ż

e górujesz talentem nad innymi.

Johan chwycił za rzemyk i razem pociągnęli sanki.

- Nie można mieć jednego i drugiego? Twojej miłości i wsparcia pana

Paulsena? - spytał żartobliwie.

Elise zachowała powagę.

- Masz moją miłość - powiedziała.

Odwróciła wzrok na budynek o numerze sto cztery. W oknach było ciemno,

chłopcy pewnie poszli już do domu.

- Wiem, Elise. - Johan też spoważniał. - Dlatego nie pojmuję, że miałaś serce

pójść do domu, nie pożegnawszy się ze mną.

Elise usłyszała jakieś głosy, a po chwili na zapleczu sklepu Emanuela

pokazały się jakieś postaci, jeden mężczyzna i trzech chłopców. Dobiegł jej głos

Pedera, zawsze odrobinę jaśniejszy i bardziej ożywiony niż głos pozostałej dwójki.

- Sądziłam, że już poszli do domu - powiedziała. Peder i Evert dostrzegli ich i

ruszyli ku nim pędem.

- Wiesz co, Elise! - zaczął Peder, ale zaraz zamilkł i zwolnił, starając się

odgadnąć, kim jest jej towarzysz. Elise nie miała wątpliwości, że czegoś się domyśla.

background image

- To jest Johan! - pomogła mu. - Przyjechał do domu na święta.

Peder zawył z radości i ruszył z kopyta.

- Czy to prawda? To ty, Johan?

Pędził z taką szybkością, że ledwo przed nimi wyhamował.

- Przyjechałeś na święta, Johan? Dlaczego nas nie odwiedziłeś?

Johan roześmiał się.

- Nie mogłem zostawić Anny i Torkilda, ale oczywiście zamierzałem was

odwiedzić. Jak się macie, chłopcy? Dobrze wam tu w Sagene?

- Tęsknię za mostem i wodospadem - stwierdził Peder.

- Ale nie za smrodem wychodka w Andersengarden - dodał Evert.

- Za tym też. Nie pamiętasz, o czym rozmawialiśmy, Evert? Żeby sobie

posiedzieć na kuble do śmieci i pobawić się żołnierzami z guzików?

Podszedł Kristian. Ukłonił się z zażenowaniem, jakby spotkał kogoś obcego.

- Wesołych świąt. Nie wiedziałem, że jesteś w domu. Johan wyjaśnił, kiedy

przyjechał i kiedy wybiera się z powrotem.

Mężczyzna, który dotąd towarzyszył chłopcom, trzymał się na uboczu. Elise

rzuciła na niego okiem, ale nie rozpoznała go w ciemności, choć sylwetka wydała się

jej znajoma.

- To Schwencke - wyjaśnił Kristian.

- Doprawdy? - zdziwiła się Elise, przypomniawszy sobie rozmowę z panną

Tynaes. Nie będzie więc musiała odwiedzać go wieczorem. Puściła sanki i postąpiła

parę kroków. - Pan Schwencke?

- Wesołych świąt, pani Ringstad. Nie chciałem przeszkadzać, bo nie jest pani

sama.

- To nasz dawny sąsiad, Johan Thoresen. Wychowaliśmy się w tym samym

domu. Johan kształci się na rzeźbiarza. Mieszka w Paryżu, ale przyjechał do domu na

ś

więta. Zamierzałam odwiedzić pana dziś wieczorem, panie Schwencke. Emanuel źle

się czuje i nie wychodzi z domu, a bardzo zależy mu na rozmowie z panem.

- Chłopcy opowiedzieli mi wszystko. Bardzo mi przykro. Pamięta pani, co

mówiłem, pani Ringstad? Potrzebna mu odmiana, musi zamieszkać w lepszych

warunkach, bez gromady marudzących dzieci wokół siebie.

- Najlepiej będzie, jak sam mu pan to powie, panie Schwencke. Pana chętniej

posłucha niż mnie. - Odwróciła się, by dołączyć do chłopców i Johana. - Może pan

zjawić się dziś wieczorem?

background image

- Nie wiem, czy zdążę. Właśnie przywiozłem nowy towar do waszego sklepu:

skrzynię bardzo pięknych przedmiotów. Chłopcy wstawili ją do piwnicy.

- Bardzo dziękujemy, panie Schwencke. O tym też powinien pan porozmawiać

z Emanuelem, ja jeszcze niewiele wiem o prowadzeniu sklepu.

Dostrzegła w mroku, że uchylił kapelusza i ruszył w przeciwnym kierunku.

- Wszystkiego dobrego - powiedział na odchodnym. Elise zwróciła się do

Kristiana.

- Schwencke przywiózł nowy towar?

- Tak, skrzynię pełną obrazów w złotych ramach, lalek porcelanowych, fajek

ze srebrnym kapturkiem zdobionych sznurem pereł, gipsowych popiersi i fikuśnych

półmisków. Nie rozumiem, po co to przytargał, bo tutaj nikt takich rzeczy nie kupuje.

- A więc na tym polega talent kupiecki - zażartował Johan.

- Powinnam była was sobie przedstawić, ale okazja wydała mi się niezręczna -

powiedziała Elise.

- Nic nie szkodzi.

- Przywiózł towar, pełno ozdobnych przedmiotów. Kristian obawia się, że nie

da się ich sprzedać.

Chłopcy śledzili ich rozmowę i Peder uznał za stosowne zaprotestować.

- Nie ma się czego obawiać. Zobaczycie, ja sprzedam to wszystko.

Johan roześmiał się.

- Tak trzymaj, Peder. Nie poddawaj się! - Odwrócił się do Elise. - Słyszałaś?

Nie poddawaj się!

Fala ciepła przeszyła jej ciało. Nie, nie możemy się poddać. Chwyciła rzemyk

sań, dotyk jego ręki znów przyprawił ją o dreszcze.

- Sądziłam, że macie sprzedawać artykuły gospodarstwa domowego - zwróciła

się do Kristiana - rzeczy, którym ludziom potrzeba. Schwencke o tym nie wie?

- Myślę, że dostaje te przedmioty od kogoś i nie musi wiele za nie płacić. Nie

wiem, skąd je bierze, ale chyba nie ma wyboru.

Elise nic nie odrzekła, tylko spojrzała znacząco na Johana.

Zrobiło się znacznie chłodniej. W świetle latarni Elise widziała

zaczerwienione twarze Pedera i Everta, obaj chłopcy naciągnęli czapki głęboko na

uszy. Evert szczękał zębami. Byli zbyt lekko ubrani jak na tę pogodę, a w gazecie

zapowiadano tęgie mrozy. Pisano o zimie stulecia. Elise zatrzęsła się na samą myśl o

tym.

background image

Minął ich powóz, w którym siedzieli dorośli i dzieci w futrzanych czapach i

kaftanach ze skóry renifera. Głośno rozmawiali i śmiali się, śpiewali kolędy do wtóru

kościelnych dzwonów.

- Takim to dobrze - stwierdził z zazdrością Peder. - Z okien domu koło sklepu

pachniało kapustą i świąteczną kiełbasą, chociaż od Bożego Narodzenia minęły już

trzy dni.

Elise nic nie powiedziała, ale pomyślała z lekkim wstydem o wszystkich tych

przysmakach, które jadła u Hildy.

- Słyszeliście bajkę o dziewczynce, która musiała tańczyć ze skrzatem? -

spytał Johan, wyraźnie po to, by zmienić temat rozmowy.

- Opowiadaj! - krzyknęli Peder i Evert jednocześnie.

- Zdarzyło się to w Hallingdal w wigilię świąt. Pewna dziewczynka miała

zanieść skrzatowi kaszy na śmietanie, ale pożałowała mu smacznej strawy i sama ją

zjadła. Potem nalała do świńskiego koryta kwaśnego mleka, dodała owsianki i

wyniosła do stodoły. Masz tu swoje koryto, brzydalu! - powiedziała. Ledwie

wymówiła te słowa, zjawił się skrzat, złapał ją w objęcia i zaczął z nią tańcować.

Tańcował tak z nią do białego rana, aż miała dość, i cały czas śpiewał: Kaszy mi

pożałowała, będzie ze skrzatem tańcowała! Kiedy ludzie znaleźli ją nad ranem, była

ledwie żywa. Uważajcie więc, bo ze skrzatem nie ma żartów.

Peder złapał Elise za rękę i rozejrzał się wokół.

- Jest gdzieś tutaj? - spytał przestraszony. Elise uśmiechnęła się.

- Jeszcze całkiem niedawno byłeś zawiedziony, bo nie zobaczyłeś go w

kościele.

- Tak, ale to nie to samo, co spotkać go w ciemności. Poza tym to inny skrzat.

Ten z kościoła jest miły. Inaczej Jezus by go wygonił.

Kristian prychnął.

- Tylko małe dzieci wierzą w skrzaty.

- Przecież muszę w niego wierzyć, bo go widziałem - oburzył się Peder.

Zbliżali się do Hammergaten i Johan puścił rzemyk sanek.

- Pójdę już do Anny i Torkilda, na pewno zastanawiają się, czemu mnie tak

długo nie ma.

Peder stanął jak wryty.

- Nie wejdziesz do środka? - powiedział z takim smutkiem, że Elise żal ścisnął

serce. - Mamy prawdziwe drzewko i ozdoby, które zrobił Emanuel, jak był małym

background image

chłopcem - dodał na zachętę. - Siedzi tam cały dzień i nie ma do kogo ust otworzyć.

Schwencke mówi, że krzyki dzieci mu szkodzą i powinien mieć jakieś męskie

towarzystwo. A jego rodzice będą dzisiaj u Carlsena.

Johan spojrzał na Elise, która lekko skinęła głową.

- W takim razie wejdę na chwilkę - odrzekł spokojnie.

Otrzepali buty ze śniegu na kamiennym progu i ustawili je w rzędzie za

kuchennymi drzwiami. Chłopcy nauczyli się, że należy usuwać kulki lodu, które

czepiają się skarpet z koziej wełny, i oczyścić kurtki i czapki, zanim odwieszą je na

kołku. Evert i Peder złapali Johana za ręce i pociągnęli do pokoju. Kristian pobiegł po

Jensine.

Elise zaczęła rozbierać Hugo. Jak zareaguje Emanuel na widok Johana?

Wolała trzymać się z daleka.

Usłyszała głos Johana, który przywitał się uprzejmie. Wyjaśnił, że przyjechał

na święta i uznał za stosowne odwiedzić ich przed wyjazdem do Paryża. Emanuel

odpowiadał monosylabami, ledwie słyszała jego głos.

Może źle się poczuł? Zaniepokojona podeszła do progu.

- Witaj, Emanuelu. Przyszliśmy całą gromadką. Natknęłam się na chłopców

koło sklepu, tam też spotkałam Johana i Schwenckego. Schwencke może odwiedzi cię

dzisiaj wieczorem.

Emanuel spojrzał na nią ponuro.

- To nie będzie miłe spotkanie.

Zdziwiła się, że zdecydował się na takie wyznanie w obecności Johana, ale

powstrzymała się od komentarza.

- Jak się czujesz? - spytała.

- Niezbyt dobrze. Mam zawroty głowy.

- Cieszę się, że udało ci się napalić w kuchni i pokoju. Miło jest wrócić do

ciepłego domu.

Zauważyła wcześniej, że pokrywa skrzyni była odsunięta, a w środku leżało

ledwie parę polan. Zużywali za dużo opału. W niedzielę trzeba będzie pójść do lasu w

Grefsen i nałamać suchych gałęzi z drzew. Chłopcy mogli pojechać do portu i

poszukać kawałków węgla lub przeczesać okolicę składu Węglarza. Emanuel nie

musiał palić w kuchni, przecież cały dzień spędzał w pokoju, ale Elise nie zamierzała

czynić mu z tego wyrzutu w święta. Zresztą może odwiedzili go rodzice, choć

wcześniej nie zapowiadali się z wizytą.

background image

Czajniczek był ciepły, ale w puszce na kawę zostało tylko parę ziaren. Więc

jednak państwo Ringstadowie odwiedzili syna, Emanuel nie sięgnąłby do młynka ani

nie wypiłby sam takiej ilości. Poza tym poprzedniego dnia zaparzyli świeżej kawy, a

mieli w zwyczaju przez parę dni pić napar na fusach.

Elise otworzyła drzwiczki szafki i ku swemu przerażeniu nie znalazła mleka

dla Jensine i Hugo. Skończyło się też jedzenie, które przyniosła teściowa, a dzbanek

na syrop był pusty. Została połówka chleba upieczonego przez kucharkę pani

Ringstad.

Wzięła Hugo na ręce i przeszła do pokoju.

- A więc rodzice cię jednak odwiedzili?

Emanuel podjechał wózkiem do kredensu i wyjął dwa małe kieliszki i butelkę,

którą dostał od ojca.

- Tak, wpadli, by się pożegnać. Wyjechali popołudniowym pociągiem.

Elise zdziwiła się.

- Sądziłam, że mają zamiar zostać parę dni w Kristianii.

- Mają zaproszenia na świąteczne przyjęcia przez kolejne dwadzieścia dni.

- Matka pomogła ci zemleć kawę? Posłał jej zdumione spojrzenie.

- Oczywiście. Chyba nie przypuszczasz, że sam wdrapałem się po młynek?

Elise usiłowała się uśmiechnąć. Pani Ringstad nie mogła nie zauważyć, że

mają niewiele jedzenia, kawy i opału, a mimo to skorzystała ze wszystkiego.

Zaraz jednak odtrąciła od siebie to oskarżenie. Matka Emanuela

prawdopodobnie w ogóle o tym nie pomyślała, w jej domu zaopatrzeniem zajmowały

się służące.

Johan usiadł na sofie, ale wyraźnie czuł się nieswojo. Na szczęście jeszcze nie

przywieziono łóżka dla Emanuela, pan Ringstad wyjaśniał, że zaszło pewne

nieporozumienie i wozak zjawi się za parę dni. Wtedy trzeba będzie wynieść z pokoju

fotele, by zrobić miejsce na nowy mebel.

Peder pokazał Johanowi Cudowne podróż z taką dumą, jakby książka należała

do niego.

Evert opowiadał z zapałem, ile skrobaków do garnków zdołał sprzedać Peder

tego dnia.

Emanuel spojrzał na Elise z rezygnacją.

- Czy dzieci muszą siedzieć z nami? Chętnie posłuchałbym opowieści o

Paryżu.

background image

Peder i Evert bez słowa wyszli z pokoju. Elise dostrzegła ich rozczarowanie,

bo wizyta rzadkiego gościa bardzo ich ucieszyła.

Wyniosła Hugo do kuchni, zostawiając uchylone drzwi.

Peder spojrzał na siostrę spłoszonym wzrokiem.

- To niesprawiedliwe! - szepnął, bojąc się, że Emanuel go usłyszy.

- Pamiętasz, co powiedziałeś Johanowi? - odszepnęła Elise. - Że Emanuel

spędza całe dnie w samotności i potrzebuje towarzystwa dorosłych.

- Powiedziałem tak, bo chciałem go przekonać, by do nas zajrzał.

- Stańcie przy drzwiach, to usłyszycie, o czym mówi Johan.

Nie dali się dwa razy prosić, a kiedy zjawił się Kristian z Jensine, gestami

pokazali im, by byli cicho. O dziwo, Hugo też zamilkł, naśladując pozostałych. Kiedy

Elise zaczęła smarować kromki chleba, cała piątka stała w bezruchu koło drzwi,

słuchając opowieści z wielkiego świata.

Oczy Kristiana błyszczały z zachwytu. Kiedy Johan skończył i wstał, by

pożegnać się z Emanuelem, Kristian odwrócił się do siostry i powiedział: - Ja też tam

kiedyś pojadę, Elise! Kiedy skończę szkołę powszechną, będę pracować dzień i noc,

by dostać się do gimnazjum. Z czasem może nawet zdam maturę.

Evert spojrzał na niego z zazdrością. Był równie uzdolniony, ale brakowało

mu determinacji Kristiana. Wątpił, że znajdzie siły, by pracować bez ustanku i zarobić

pieniądze na wykształcenie. Pamiętał, co obiecał lekarzowi, u którego był, kiedy

podejrzewano u niego gruźlicę. Powiedział mu, że też zostanie doktorem i pomoże

wszystkim chorym na suchoty.

Johan wyszedł do kuchni.

Chłopcy patrzyli na niego z zachwytem. Pierwszy odezwał się Evert.

- Naprawdę jest tam ten wielki pałac, muzea i szerokie ulice?

- Słyszeliście, co opowiadałem Emanuelowi? - roześmiał się Johan.

Wszyscy pokiwali głowami.

- Opowiem wam więcej innym razem, ale teraz muszę wracać do Anny i

Torkilda.

Posłał Elise szybkie spojrzenie, włożył czapkę i zniknął za drzwiami.

- Szczęściarz z niego - stwierdził Peder. - Jak już raz zamieszkał w pałacu,

nigdy nie wróci do Andersengarden.

- Johan nie mieszka w pałacu, głupku. Opowiadał tylko, jak wyglądają pałace.

Elise skarciła Kristiana spojrzeniem. Nie miał prawa nazywać Pedera

background image

głupkiem.

- A ja i tak myślę, że nie wróci. Albo wprowadzi się do Agnes, albo znajdzie

sobie damę z wielkim kapeluszem, białymi rękawiczkami i parasolką. Kiedy już

będzie bogaty i sławny, dojdzie do wniosku, że rzeka śmierdzi, a domy tutaj są małe.

Tak jak Emanuel. - Peder spojrzał ze strachem w kierunku drzwi, jakby się

przestraszył, że Emanuel słyszy jego słowa.

Kristian pokręcił głową.

- Ja tak nie myślę - powiedział i posłał Elise przeciągłe spojrzenie.

Elise udała, że szuka kubków do kawy. Dlaczego Kristian spojrzał na nią w

ten sposób? Czyżby się czegoś domyślał?

ROZDZIAŁ SZESNASTY

Hugo i Jensine leżeli już w łóżkach, a chłopcy poszli na górę, kiedy rozległo

się pukanie do drzwi i pojawił się Schwencke.

Elise liczyła się z jego przyjściem. Miała nadzieję na szybkie rozwiązanie

sprawy, ale jednocześnie lękała się tej wizyty. Jeśli Mimmi Tynaes się nie myliła, ich

sytuacja mogła ulec gwałtownemu pogorszeniu.

Schwencke przywitał się z nią serdecznie, wręczył jej torbę ciasteczek i

przeprosił za późną porę. Wskazując mu drogę do pokoju, zobaczyła głowy chłopców

nad poręczą schodów. Dała im znak, żeby zeszli do kuchni. Kiedy Schwencke witał

się z Emanuelem, dała każdemu z nich po dwa ciastka. Zdziwili się niepomiernie.

- Aż dwa? Pokiwała głową.

- Wiem, że się nie najedliście, i przykro mi, iż nie miałam więcej jedzenia. Te

ciastka spadły nam z nieba.

- To chyba tata włożył je do torby - stwierdził Peder. Kiedy pobiegli na górę,

postanowiła schować resztę ciastek na następny dzień. Schwencke spodziewał się być

może poczęstunku, ale uznała, że on najada się do syta codziennie, a Emanuel zjadł

dość podczas wizyty rodziców.

Miała zamiar zająć się cerowaniem, ale kosz stał w pokoju. Nie chciała

przeszkadzać w rozmowie, bo ta zapowiadała się nieprzyjemnie.

Był to jej pierwszy wolny wieczór od wielu dni. Może powinna wykorzystać

go na dopisanie kilku stronic do książki o Pederze? Papier i ołówek trzymała w

kuchennej szufladzie. Nie czuła też zmęczenia, pewnie spotkanie z Johanem dodało

jej sił.

background image

Podkręciła lampę i dorzuciła jedno polano do pieca, zapominając, że wcześniej

zarzucała Emanuelowi marnotrawstwo opału.

Dawne wspomnienia powróciły, nagle przypomniała sobie zwroty i

wydarzenia, które wyrzuciła już z pamięci: dobre i złe chwile wymieszane ze sobą.

Ujrzała ojca z najgorszych czasów. Kristian i Peder chowali się przed nim w piwnicy

lub na strychu, a ona z Hildą błagały go, by ich oszczędził.

Słyszała słowa Pedera, który zwracał się później do matki cienkim

przestraszonym głosem: „Dlaczego nie powiesz mu, że go wyrzucisz, jeśli nie będzie

dla nas miły?” Matka odpowiadała, że ojciec jest miły, ale pije truciznę, która zu-

pełnie go odmienia. Peder nieraz potem zaglądał do kubków, sprawdzając, czy kawa

też jest zatruta.

Z uśmiechem przypomniała sobie, jak Peder rozładował atmosferę, kiedy w

trakcie ślubu z Emanuelem zjawiła się Agnes i wygłosiła swoje rewelacje o jej

dziecku. W głuchej ciszy, która zapadła przy stole, zabrzmiał jego głos: „Patrzcie,

znalazłem kawałek mięsa w gulaszu!”

I jeszcze te słowa, z którymi zwrócił się do surowej ciotki Emanuela:

„Zdrówko, cioteczko. Zawsze chciałem mieć ciotkę, ale moje wszystkie leżą już w

grobie”.

Zaśmiała się w duchu, przypomniawszy sobie epizod z deserem. Pani Evertsen

złożyła dłonie zachwycona i krzyknęła: „Jest i deser?”, po czym nałożyła sobie

ogromną porcję. Peder nie omieszkał tego skomentować we właściwy sobie sposób:

„Niech pani zostawi trochę dla nas, pani Evertsen”.

Wesołe wspomnienia mieszały się ze smutnymi. Pamiętała, jak Peder dostał

od pani Berg starą, zniszczoną książkę z obrazkami i dumny wrócił z nią do domu.

Obie z matką ucieszyły się, mając nadzieję, że może wreszcie chłopiec nabierze

ochoty do czytania. Właśnie wtedy napatoczył się pijany ojciec. Wyrwał Pederowi

książkę z rąk, krzycząc: „W moim domu nie będzie żadnych książek!” Drąc ją na

kawałki kartka po kartce, wrzeszczał: „Zostaniesz marynarzem, Peder, jak twój ojciec.

Nie masz głowy do czytania”. Potem wybuchnął drwiącym śmiechem.

Peder rozpłakał się. Chodził wtedy do drugiej klasy i wszyscy koledzy zdążyli

już opanować podstawy czytania. Poza tym nie chciał zostać marynarzem, bo

nasłuchał się strasznych historii o wypadkach na morzu i o statkach przewożących

niewolników. Najstraszniejsze było jednak to, że ojciec podarł książkę na jego

oczach. Jedyną książkę, jaką kiedykolwiek posiadał.

background image

Tamtego wieczoru zasypiał zalany łzami. Leżał w łóżku razem z Kristianem,

ostatnie słowa, które usłyszała, zanim zapadł w sen, brzmiały tak: „Dobry Boże. Jeśli

jesteś w niebie, zabierz truciznę z butelki ojca, bo moja mama nie ma odwagi tego

zrobić. Amen”.

Podniosła wzrok znad kartki i spojrzała w przestrzeń. Czy ludzie, którzy nigdy

tego nie przeżyli, mogą zrozumieć, co to znaczy, kiedy leży się w łóżku, nasłuchując

kroków pijanego ojca na schodach? Wstrzymując oddech ze strachu, że znów

wymyśli jakąś podłość? Stłucze matkę, poprzewraca stołki w kuchni, rąbnie kubkami

o podłogę i wyleje posiłek przygotowany na kolejny dzień?

Pokręciła wolno głową. Może nie powinna pisać o tych smutnych zdarzeniach.

Dorosły czytelnik odłoży książkę i powie, że nie nadaje się dla dzieci. Winna

ograniczyć się do miłych wspomnień, przetykając je smutnymi epizodami, by

zachować ciągłość opowieści. I przede wszystkim musi opisać walkę Pedera z

opornymi literkami. , Usłyszała kroki i głos Schwenckego.

- W takim razie zobaczymy się za parę dni, Emanuelu. Przyniosę ci więcej

tego wina agrestowego. Dla wzmocnienia.

Emanuel spodziewał się zapewne, że wejdzie i odprowadzi gościa do drzwi,

ale Elise udała, że nie słyszy. Serce biło jej mocno, czyżby Schwencke zamierzał

zrobić z jej męża pijaczynę? I dlaczego zdawał się tryskać zadowoleniem, skoro

Emanuel przedstawił mu swoje zastrzeżenia?

Poczekała, aż drzwi się za nim zamkną, po czym złożyła papiery i weszła do

pokoju.

- Schwencke już sobie poszedł? - spytała.

- Tak, przed chwilą - odrzekł Emanuel z ożywieniem. Na stole przed nim stała

pusta butelka i dwie szklanki. Na szczęście to nie była wódka. Emanuel się nie upił,

tylko wprawił się w dobry humor.

- Jak ci poszło? - spytała z napięciem.

- Pokłócił się z panną Tynaes, więc wcale go to nie dziwi, że ona wymyśla te

niestworzone historie. Opowiadał mi, że ta Tynass ma trudny charakter. Raz jest miła

i grzeczna jak aniołek, a w chwilę potem robi mu sceny, wyzywa i krzyczy

wniebogłosy. Kiedy dowiedziała się, że Schwencke zamierza zerwać zaręczyny,

wpadła w histerię. Zrobi wszystko, by go oczernić.

Elise stała w milczeniu, słuchając tego, co miał do powiedzenia. A więc

Mimmi Tynaes wszystko zmyśliła? Nie wydawało się to prawdopodobne, zresztą

background image

oboje z Emanuelem mieli podobne podejrzenia.

- A więc mu wierzysz?

- Dał mi słowo. Przysiągł, że zdobył towar w uczciwy sposób. Rozmawiałem z

nim dość oględnie, ale mam wrażenie, że i tak poczuł się urażony. To było bardzo

nieprzyjemne.

Elise nic nie odrzekła. Nie chciała odbierać mu radości, ale też nie potrafiła

dać wiary słowom Schwenckego.

- On jest bardzo kompetentny - ciągnął Emanuel, wyczuwając jej sceptycyzm.

- Zna wielu ludzi, umie z nimi rozmawiać i negocjować dobre ceny. Potem sprzedaje

z dużym zyskiem. Starzy ludzie, którzy mieszkają koło jego sklepu, kupują u niego,

bo nie mają siły chodzić w inne miejsce, gdzie towar jest dużo tańszy.

- To niegodziwe z jego strony, nie sądzisz? Pomyśl o tych biedakach i

bezrobotnych, którzy z niewiedzy płacą za dużo.

- Nie można myśleć w ten sposób. Bezrobotni mają sporo wolnego czasu,

mogą pójść do innego sklepu, jeśli taka ich wola. Dość już tego, Elise. Jest trzeci

dzień świąt. Korzystajmy z tego, że zostaliśmy sami. Schwencke przyniósł dwie

butelki wina. Jedną już wypiliśmy, ale chętnie otworzę drugą. - Uśmiechnął się. -

Chodź, usiądź mi na kolanach.

- Lepiej nie. Pomyśl o swoich nogach.

- Daj już spokój. Nogi mnie nie słuchają, ale cała reszta działa jak należy. -

Znów się uśmiechnął. - Powiem więcej, działa wyśmienicie. - Roześmiał się i Elise

zrozumiała, że wino, które wypił, zaczęło działać. - No, chodźże tutaj!

Niechętnie zbliżyła się, modląc się w duchu, by któryś z chłopców zeszedł na

dół lub by Jensine się obudziła. Nic takiego się nie stało.

- Pomóż mi dostać się na sofę.

Posłuchała. Emanuel z miejsca posadził ją sobie na kolanach.

- Dzisiaj mi się uda - stwierdził zdyszany. - Czuję, że dzisiaj mi się uda.

- Z tego mogą być dzieci - odrzekła z drżeniem. - Nie stać nas na więcej

dzieci.

W ogóle jej nie słuchał. Wsunął dłoń za dekolt jej sukni.

- Siedziałem sam' w półmroku, kiedy rodzice wyszli, i marzyłem, byś się

zjawiła. W książce, którą czytam, jest piękny akapit o miłości, bardzo podniecający.

Przypomniałem sobie tamte letnie noce po naszym ślubie. Byłaś taka ciepła i taka

chętna, a ja nigdy nie miałem dość. - Zaśmiał się, pieszcząc jej pierś.

background image

„Źle to zapamiętał. Tylko przez krótką chwilę byłam ciepła i chętna. Szybko

odgadłam, że ma większe potrzeby ode mnie. Tylko jedno się zgadza: nigdy nie miał

dość”.

- Rozbierz się. Zdmuchnij świecę, jeśli obawiasz się, że któryś z chłopców

zejdzie na dół.

Znów go posłuchała, zgasiła świecę i rozebrała się. W pokoju zrobiło się

chłodno, Elise zadygotała i szybko przykryła się cienkim pledem, który pani Ringstad

zrobiła na drutach.

Emanuel walczył z własnym ubraniem.

- Musisz mi pomóc.

Zdołał zdjąć marynarkę, kamizelkę i koszulę i siedział nagi od pasa w górę.

- Rozepnij guziki - szepnął.

Ociągała się. Przecież sam mógł to zrobić.

- Rozporek.

Oznaki podniecenia były aż nadto widoczne. Emanuel jęknął.

- Elise... Jesteś cudowna. Połóż się na mnie. Bez twojej pomocy nie dam rady.

Gdyby miała po prostu leżeć i czekać, aż skończy, pewnie by to jakoś

wytrzymała. Teraz jednak musiałaby przejąć inicjatywę... A jej ciało wciąż

przepełniała tęsknota za Johanem...

Nabrała tchu, dodając sobie odwagi.

- Nie dam rady, Emanuelu. Nie w ten sposób. To znaczy.

- O co ci chodzi? Kochaliśmy się tak wcześniej.

- Coś... tkwi we mnie i mi nie pozwala. Emanuel zesztywniał.

- Nie masz ochoty.

- Nie wiem... nie wiem, co to jest. Może zmęczenie. Wyprostował się i odtrącił

ją od siebie.

- W takim razie idź na górę i się połóż! Dobrze wiem, o co chodzi.

- Nie wiesz. Nie chciałam cię zranić, tylko to wszystko jest... takie trudne.

- Nie musisz przepraszać, Elise. Nie chodzi o moje ciało, po prostu pożądasz

innego.

Naprawdę nie zamierzała go zranić, i tak dość już cierpiał.

- Kocham cię, Emanuelu.

- Być może, ale to nie wystarczy. Jeśli kobieta nie chce dzielić łoża z mężem,

to znaczy, że jest ktoś trzeci.

background image

- To nieprawda. Nigdy cię nie zdradziłam.

- Nie okłamuj mnie, Elise.

- Nie kłamię. Jesteś jedynym mężczyzną, który mnie miał. Nie licząc tego,

który wziął mnie gwałtem.

Zapadła cisza. Emanuel zamyślił się.

- Więc może tu tkwi przyczyna? - powiedział. - Może złe wspomnienie

odbiera ci ochotę?

- Nie wiem.

- Usiądź koło mnie, nie zrobię niczego wbrew twej woli. Chyba wreszcie

zaczynam rozumieć.

Elise poczuła ulgę, ale i zawstydziła się. To dobrze, że Emanuel nie odgadł

prawdy, ale to drobne zwycięstwo miało gorzki smak. Rzadko myślała o tamtym

strasznym zdarzeniu sprzed trzech lat i nie przestała być kobietą.

Drżąc na całym ciele, usiadła przy nim.

- Jesteś zmarznięta. Chcesz się położyć?

- Tak. Jutro muszę wcześnie wstać.

Spróbował pocałować ją w usta, ale Elise odwróciła twarz, czując, jak łzy

spływają jej po policzkach.

- Ty płaczesz? Najdroższa, nie frasuj się tak. To nie była twoja wina. Powinni

go powiesić! - dodał z mocą. - Tych, którzy podnoszą rękę na kobietę, powinno się

karać śmiercią.

- On ma syna, który jest podobny do Hugo. - Zakryła twarz dłońmi i rozpłakała

się. Od tamtego dnia, kiedy Ansgar pomógł jej ciągnąć sanki i opowiedział o synu,

odpychała tę myśl od siebie, ale teraz nie panowała już nad sobą. - Są braćmi - dodała,

łkając. - Jeden zrodzony z przemocy, drugi z miłości.

- Biedna, mała Elise. - Emanuel pogłaskał ją po włosach. - Dlaczego nie

powiedziałaś mi o tym wcześniej? Chciałaś mnie oszczędzić?

- Nie wiem. - Otarła łzy pledem. - Któregoś dnia wypatrzył mnie, jak szłam do

kantoru, i nalegał, bym pozwoliła mu ciągnąć sanki. Powiedział, że chce pomóc

własnemu synowi. Niczego gorszego nie mógł powiedzieć. I dodał jeszcze, że urodził

mu się chłopiec podobny do Hugo. Też ma rude włosy. - Głos się jej załamał i zakryła

twarz.

- Kochana moja, uspokój się. Skoro urodził się im syn, dadzą ci teraz spokój.

Zmarzłaś, jeszcze mi się rozchorujesz. Idź na górę i wskocz pod kołdrę. Jutro

background image

porozmawiamy.

Uścisnęła go szybko i poszła na górę, potykając się w ciemności. Kiedy leżała

już w lodowatej pościeli, naszły ją wyrzuty sumienia, ale zdusiła je w sobie.

Zdarzenie sprzed trzech lat nie było przyczyną niechęci do Emanuela i wcale nie

zamierzała użyć go jako pretekstu. On sam to wymyślił.

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

Następnego dnia nie spotkała Johana i uznała to za dobry znak. Zapewne

któryś ze znajomych majstra posłał po niego, by porozmawiać o rysunkach. Do

powrotu Johana do Paryża zostało jeszcze parę dni i nie warto się było martwić na

zapas.

W drodze z kantoru natknęła się na Jenny w towarzystwie innej dziewczynki.

- Witaj, Jenny. Nie miałam okazji złożyć ci życzeń świątecznych, taka byłam

zapracowana. Jak ci minęły święta?

- Cudownie. Państwo Tollefsenowie są dla mnie bardzo mili. Wiesz, że

Hjalmar ma nową mamę? Ten żołnierz Armii Zbawienia, który mieszka w

Andersengarden, znalazł miejsce dla niego.

- To dobrze, Jenny. Spotkałam go któregoś wieczora i bardzo się

zaniepokoiłam. Mój znajomy zaprowadził go do Anny i Torkilda. A kto to? Twoja

koleżanka z klasy?

- Tak. Ma na imię Jorund i mieszkała w Enerhaugen. Jej dziadek przegrał cały

majątek w karty, w trzy rodziny dzielili pokój z kuchnią. Ten, kto pierwszy wstał, brał

buty i wychodził, reszta musiała siedzieć w domu. Ona chodzi z gołymi nogami,

chociaż jest mróz.

Elise była wstrząśnięta.

- Nie masz na sobie pończoch, Jorund?

- To nic - dobiegł jej ostrożny głosik spod ogromnej czapki.

- Jej brat się kiedyś zsikał. Matka się rozzłościła i zagroziła, że następnym

razem obetnie mu siusiaka. I jednego dnia przyszła jej siostra i powiedziała: „Już to

zrobiłam”.

- Żartujesz sobie, Jenny - powiedziała Elise z niedowierzaniem.

- Nie, to prawda. Brat zmarł, wykrwawił się na śmierć. Siostra się

przestraszyła i schowała w gorzelni. Wylali na nią wrzątek i też umarła. Wtedy

przyszła policja i zabrała rodziców. Jorund trafiła do sierocińca, ale uciekła stamtąd.

background image

Mówi, że to straszne miejsce, dorośli biją dzieci, a dzieciaki wrzeszczą. Już tam nie

wróci.

Elise wstrzymała oddech, ze wszystkich opowieści, które słyszała, ta była

najgorsza.

- I co teraz zamierzacie zrobić? - spytała słabym głosem.

- Zapytam panią Tollefsen, czy Jorund może z nami zamieszkać.

Elise zamyśliła się. Pani Tollefsen nie dała sobie rady z Hjalmarem i nie

wiadomo, czy ma ochotę zająć się kolejnym dzieckiem. Była stara, miała wprawdzie

złote serce, ale sił już jej nie starczało. Powodziło im się lepiej niż większości ludzi

nad rzeką, ale nie na tyle dobrze, by zatrudnić pomoc domową.

- A co zrobicie, jeśli pani Tollefsen się nie zgodzi? - spytała ostrożnie.

I w tej samej chwili przyszła jej pewna myśl do głowy. Panna Johannessen...!

Poznawszy przeszłość tej małej i bezradnej istoty, panna Johannessen nie

będzie się wahać. Dziewczynka była we właściwym wieku, ani zbyt mała, by

sprawiać kłopot, ani zbyt duża, by już się buntować. Biedna uciekinierka z sierocińca

o bosych i sinych z zimna nogach.

Panna Johannessen straciła własną córkę, ale wciąż o niej śniła. Nie miała

wielkich szans na małżeństwo i własne dzieci ze względu na wiek, żyła samotnie, a na

propozycję Elise, by zająć się kimś potrzebującym pomocy, na jej wargach zagościł

pełen nadziei uśmiech.

Im bardziej o tym myślała, tym bardziej była pewna swego.

- Posłuchaj mnie, Jenny. Zdaje się, że znam kogoś, kto może zająć się Jorund,

ale najpierw muszę z nią porozmawiać. Poproś panią Tollefsen, by zatrzymała ją do

jutra, a ja dowiem się wszystkiego, dobrze?

Jenny pokiwała głową.

- Mówiłam już Jorund, że Elise to anioł. Nie przypuszczam, by pani Tollefsen

mogła ją wziąć do siebie. Tak tylko powiedziałam, żeby ją pocieszyć.

Nie działaj pod wpływem impulsu, pomyślała Elsie i niemal pożałowała

swoich słów. Lepiej nie dawać dziewczynce złudnych nadziei.

- Zrobię, co w mojej mocy, ale niczego nie obiecuję - dodała szybko. -

Przejdźmy się razem kawałek, opowiesz mi więcej o Jorund i jej rodzinie.

Kiedy wróciła do domu, zastała Emanuela w dobrym humorze. Przeraziła się

dopiero, ujrzawszy, że opróżnił drugą butelkę wina. Trunek był mocny, a kurs, który

obrał Emanuel, niebezpieczny. Alkohol to podstępny kompan, Elise znała tę prawdę z

background image

własnego doświadczenia.

Chłopcy jeszcze nie skończyli pracy, a Jensine wciąż znajdowała się pod

opieką pani Jonsen. Hugo zasnął na sankach, Elise wniosła go i położyła na sofie.

Hilda przyznała, że Hugo nie odbył przedpołudniowej drzemki, obaj z Isakiem cały

dzień oddawali się dzikim zabawom. Teraz chłopiec był wykończony.

- Myślałem o tym, co mi wczoraj powiedziałaś, Elise - zaczął łagodnie

Emanuel. - Jeśliby to miało ci pomóc, jestem gotów przeprowadzić poważną

rozmowę z Ansgarem Mathiesenem.

Elise spojrzała na niego z przestrachem.

- Nie, nie ma takiej potrzeby. Powiedziałeś przecież, że teraz da mi już spokój.

Nie przypuszczam, by znów usiłował mnie zaczepiać. Tamtym razem strasznie się

wściekł.

- Ale to on jest winien twojej oziębłości. Zaczerwieniła się i odwróciła wzrok.

- I co to pomoże, że go zwymyślasz? Co się stało, to się nie odstanie.

- Nigdy nie został ukarany.

- Został. Miał wyrzuty sumienia i usiłował się zabić.

- Gdyby miał wyrzuty sumienia, nie naprzykrzałby ci się na ulicy i nie

opowiadał o własnym dziecku.

- Wiele się zdarzyło przez te trzy lata, Emanuelu. Z początku byłam

wzburzona, ale kiedy zobaczyłam, jak cierpi, wybaczyłam mu. Jego rodzice okazali

mi wsparcie, byli głęboko nieszczęśliwi, dowiedziawszy się o postępku syna. Dawali

mi podarki i starali się to jakoś naprawić. Helenę Fryksten, narzeczona Ansgara,

rozdrapała starą ranę. Życzyła sobie, by Ansgar poczuł się ojcem Hugo, oskarżała

mnie o bezduszność, a nawet zjawiła się tutaj z Ansgarem, by popatrzeć na chłopca.

Dopiero kiedy spotkałyśmy się na Wzgórzu Świętego Jana w sobótki, pojęła, że źle

postępuje. Odniosłam nawet wrażenie, że zwróciła się wtedy przeciw niemu.

Emanuel słuchał z uwagą.

- Uważasz więc, że nie powinienem nic robić, bo jego żona każe mu cierpieć

za grzechy?

Pokiwała głową.

- Uważam, że oboje powinniśmy o tym zapomnieć. Wszyscy troje - poprawiła

się. - Mieszkają daleko stąd, mam nadzieję, że nigdy ich już nie zobaczę.

Spojrzał na nią ponuro.

- Pytanie tylko, czy twoje ciało zdoła zapomnieć...

background image

W końcu chłopcy wrócili do domu. Hugo zdążył się obudzić, siedzieli wszyscy

przy kolacji, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Kristian wstał i otworzył.

Zamienił kilka słów z kimś na zewnątrz i odwrócił się do siostry.

- To jakaś mała dziewczynka. Przesyła pozdrowienia od Jenny.

- Ma na imię Jorund? - Elise wstrzymała oddech.

- Nie wiem.

Elise zerwała się ze stołka i podbiegła do drzwi. Za progiem stała Jorund w za

dużej czapce. Nogi miała gołe i sine, a temperatura na dworze spadła do dziesięciu

stopni poniżej zera.

- Wchodź do środka! - zakomenderowała i pociągnęła ją za rękę. Mała drżała

jak osika, szczękała zębami, nie mogąc wymówić słowa. Elise podprowadziła ją do

taboretu, posadziła i nałożyła gorącej kaszy do miski. - Jedz, to się rozgrzejesz.

Chłopcy śledzili jej poczynania ze zdumieniem, ale żaden się nie odezwał.

Jensine siedziała na kolanach Everta. Hugo skończył jeść i przeniósł się z zabawkami

na podłogę.

- To jest Jorund - wyjaśniła Elise. - To koleżanka szkolna Jenny. Właśnie

straciła rodziców i uciekła z sierocińca, gdzie było jej bardzo źle. Mam zamiar

zapytać pewną panią, czy zgodzi się przyjąć ją do siebie.

Chłopcy wciąż milczeli, spoglądając na dziewczynkę ze zgrozą. W ich oczach

ucieczka z sierocińca była zapewne czynem bohaterskim.

Jorund podniosła łyżkę drżącą ręką i niechcący pobrudziła obrus kaszą.

Zaczerwieniła się i rozejrzała przerażona wokół, spodziewając się połajanek.

- Nic się nie stało - oznajmił Peder. - Nam się to nieustannie zdarza, ale nikt

nas nie bije. Elise, nasza siostra, jest inna.

Jorund odetchnęła z ulgą i zabrała się do jedzenia.

- Nogi ci nie marzną? - rozpędził się Peder. - Możesz pożyczyć moje rajtuzy.

W jednym palcu jest dziura, ale nie śmierdzą. No, może troszkę.

Evert zachichotał.

- Dziewczyny nie chodzą w takich rajtuzach jak my. Peder posłał mu oburzone

spojrzenie.

- Przecież tutaj jej nikt nie zobaczy. A co, ma zamarznąć na śmierć? Spójrz na

jej nogi. Dostanie zapalenia płuc i umrze.

Jorund przeraziła się nie na żarty. Elise poklepała ją po policzku.

- Pójdę na górę i znajdę coś dla ciebie. W święta dostaliśmy ubranie od

background image

dobrych ludzi.

- Mieliśmy zanieść je do Armii Zbawienia, ale sobie zatrzymaliśmy - dodał

Peder.

Elise skarciła go spojrzeniem. Nie musiał tego mówić, bo wyszło na to, że są

chciwi. Zwróciła się do dziewczynki.

- Co powiedziała pani Tollefsen? Nie miała dla ciebie miejsca?

Jorund pokręciła głową.

- Powiedziała, że jest za stara - pisnęła. - I jeszcze żebym przyszła do ciebie,

bo ty zawsze coś umiesz poradzić.

Elise westchnęła. Pani Tollefsen z pewnością nie miała pojęcia, w jakich

warunkach żyli.

- Możesz zostać na noc, a jutro rano porozmawiam z pewną panią. Mój mąż

jest chory i siedzi w wózku inwalidzkim. Ja pracuję w kantorze przędzalni Graaha, a

chłopcy w sklepie, przynajmniej wtedy, kiedy nie chodzą do szkoły. Sąsiadka

opiekuje się Jensine, a Hugo jest u mojej siostry. Mąż zostaje w domu, kiedy my

wychodzimy.

Zakładała, że Jorund nie zechce być sama z obcym mężczyzną.

- Możesz spać w moim łóżku! - oznajmił Peder. - A ja będę spał z tobą, Elise.

Pomysł Pedera wydawał się rozsądny.

- Najpierw porozmawiam z Emanuelem.

Emanuel spojrzał na nią pytająco, kiedy wsadziła głowę w drzwi.

- Mamy gości? Słyszałem jakieś głosy.

Elise opowiedziała mu całą historię. Emanuel nie był zachwycony.

- Nie możemy zajmować się wszystkimi cierpiącymi tego świata.

- Chodzi o jedną noc.

- Pewnie ma wszy i pchły.

- Umyję ją i upiorę jej rzeczy.

- Więc po co pytasz, skoro podjęłaś już decyzję? Co zrobisz, jeśli panna

Johannessen się nie zgodzi?

- Wtedy porozmawiam z Torkildem lub z Maren Sorby. Torkild znalazł dom

Hjalmarowi. Bratu Jenny - wyjaśniła.

Emanuel nie odpowiedział, ale też się nie sprzeciwił.

Wróciła do kuchni i obrzuciła dziewczynkę badawczym spojrzeniem. Była

brudna, miała pozlepiane włosy, a ubranie wydzielało przykry kwaśny zapach. W

background image

takim stanie nie mogła pokazać jej pannie Johannessen. Podeszła do pieca, przelała

resztę wody z wiadra do balii i postawiła ją na ogniu.

- Kiedy skończycie jeść, przyniesiecie więcej wody i drew.

Perspektywa wyjścia na mróz nie spodobała się Pederowi.

- Woda w studni zamarzła.

- Nie sądzę. Studnia jest głęboka. A jeśli to prawda, pójdziecie pod pompę na

Arendalsgaten lub stopicie śnieg. Jorund musi się wykąpać.

Peder spojrzał na dziewczynkę z zazdrością.

- A ja mogę wykąpać się po niej?

Elise zastanowiła się. Peder był dość czysty, kąpał się przecież dzień przed

Wigilią.

- Możesz wykąpać się przed nią - zdecydowała. - A potem wszyscy

posiedzicie u Emanuela.

Kiedy woda się nagrzała i rozkoszna para buchnęła z balii, Kristian i Evert też

nabrali ochoty na kąpiel. Rzadko stać ją było na to, by wysłać chłopców do łaźni w

Sagene, a w balii też nie kąpali się co sobotę. Zwłaszcza w tęgie mrozy, kiedy woda w

studni zamarzała na kość.

Zabrała Jorund na poddasze, przykazując chłopcom, by nie siedzieli w kąpieli

za długo. Dziewczynka musiała się porządnie wygrzać.

Ulżyło jej, kiedy zobaczyła, że woda po kąpieli chłopców nie była tak bardzo

brudna. Wszyscy ubrali się w piżamy i usiedli na sofie w pokoju, przykrywając się

pledem pani Ringstad.

Serce jej się ścisnęło na widok wymizerowanego ciała dziecka. Tu i ówdzie

miała siniaki, więc bicia też jej nie oszczędzono. Była blada i cierpiała na anemię. A

Emanuel się nie mylił: miała wszy.

Wsadziła ją do ciepłej wody, wtarła mnóstwo szarego mydła w głowę i

zostawiła na dłuższą chwilę, po czym spłukała starannie i rozczesała włosy drobnym

grzebieniem. Włosy były cienkie i rzadkie, więc nie sprawiło to jej kłopotu.

- Jest ci cieplej, Jorund?

- Chyba jestem w niebie - uśmiechnęła się dziewczynka. - Ostatni raz kąpałam

się latem. W rzece.

- Wypiorę twoje rzeczy, więc jutro do południa zostaniesz w domu. Pożyczę ci

niedzielne ubranie Pedera. Peder nie jest wysoki, ale i tak będzie na ciebie za duże.

- Mogę zostać w kuchni i ci pomóc - powiedziała ochoczo dziewczynka. Elise

background image

zrozumiała, Jorund bała się zostać z Emanuelem.

- To dobrze. Napalisz w piecu, upierzesz pieluszki i zamieciesz podłogę.

- Umiem też gotować. Smażyć śledzie i obierać ziemniaki.

- No to zyskałam pomoc domową. Obie się roześmiały.

Peder czuł się wspaniałe, kładąc się na noc do małżeńskiego łóżka.

- Pamiętasz, jak spałem z tobą w Andersengarden, Elise? Wtedy nie marzłem.

Byłaś ciepła jak kminek.

- Chyba kominek. Pamiętam, że miałeś lodowate stopy i przytulałeś się do

mnie.

- A teraz też mogę?

- Bardzo proszę.

Peder przysunął się do siostry.

- Gdyby zobaczył mnie Pingelen, toby się ze mnie nabijał i nazwał

dzidziusiem.

- Pingelena tu nie ma, a Kristian i Evert nikomu nie powiedzą. Jorund też nie,

była szczęśliwa, kiedy oddałeś jej swoje łóżko.

- Myślisz, że ta pani weźmie ją do siebie?

- Nie wiem. W każdym razem bardzo ją o to poproszę.

- Powinnaś pozwolić jej zostać u nas. Ona straciła mamę i tatę i ma zupełnie

sine nogi. Miałabyś dobrze, Elise! Ona umie smażyć śledzie i obierać ziemniaki!

Miałabyś służącą jak państwo z drugiej strony rzeki!

- A ty mógłbyś spać ze mną co noc;'

- No właśnie. Przytuliła go.

- Ty spryciarzu. Musimy już spać, bo nie wstanę. Rano przyjedzie wozak z

łóżkiem dla Emanuela, a mama, Asbjorn i Anne Sofie zapowiedzieli się z wizytą na

wieczór. Muszę coś dla nich przygotować.

- Dlaczego nie przyszli w święta?

- Mama nie czuła się dobrze. Poza tym czekali, aż państwo Ringstadowie

wyjadą.

Zapadła cisza.

- Elise...? Elise ziewnęła.

- Śpij już, Peder.

- Myślisz, że Johan ożeni się z jakąś bogatą damą z Rzymu lub Grecji?

Zdziwiona obróciła ku niemu twarz.

background image

- Dlaczego miałby to zrobić?

- Kristian mówi, że najwięksi artyści stamtąd pochodzą, więc Johan musi tam

pojechać, jeśli chce być sławny.

Elise prychnęła pogardliwie.

- Bzdura! Johan jest Norwegiem i zawsze nim będzie. Zbyt kocha swoją

ojczyznę, by mieszkać za granicą.

- A ty się cieszysz z tego powodu?

Elise była wdzięczna, że w pokoju jest ciemno.

- Tak, byłoby mi przykro, gdybyśmy mieli stracić go z oczu. On jest dla nas

jak starszy brat.

- I jeszcze był twoim ukochanym. Gdybyś nie wyszła za Emanuela, wyszłabyś

za Johana?

- Daj już spokój, Peder! Jeśli masz zamiar gadać całą noc, to drugi raz nie

wpuszczę cię do sypialni. Dobranoc.

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

Zjawiła się w kantorze dziesięć minut przed czasem w nadziei, że spotka

pannę Johannessen. Ulżyło jej, gdy zobaczyła, że lampy już się palą.

Panna Johannessen wychodziła właśnie z gabinetu pana Paulsena. Policzki

miała zaróżowione, jej oczy błyszczały.

- Już pani jest, pani Ringstad? Wzór pilności!

- Chciałam z panią zamienić kilka słów. Uśmiech na twarzy panny

Johannessen zgasł.

- Co za poważny ton, czy coś się stało?

- I tak, i nie. To znaczy z moją rodziną nie dzieje się nic złego, ale wczoraj

mieliśmy niespodziewanego gościa.

Opowiedziała pannie Johannessen całą historię, ale ku jej rozczarowaniu

opowieść nie wzbudziła entuzjazmu urzędniczki.

- Obawiam się, że źle mnie pani zrozumiała, pani Ringstad. Choć pani

propozycja jest godna uwagi, nie mogę podejmować pochopnych decyzji. Jeszcze nie

zgodziłam się zająć obcym dzieckiem. Muszę mieć czas, by o tym pomyśleć. Poza

tym... coś się zdarzyło - zaczerwieniła się i odwróciła wzrok - coś, co może odmienić

moją przyszłość. - Podniosła głowę i posłała Elise promienny uśmiech. - Myślę, że... -

Zamilkła i zagryzła wargi. - Zresztą niedługo się pani dowie. - Pośpieszyła do swego

background image

biurka, zabrała jakieś papiery i ruszyła z powrotem do gabinetu majstra.

Zostawiła Elise z dręczącym poczuciem, że to, co się zdarzyło, ma coś

wspólnego z tą dwójką przebywającą teraz w gabinecie. A to oznaczało katastrofę dla

Hildy. Może dla nich wszystkich.

Czy Hilda mogła pomylić się co do zamiarów majstra? Może traktował ją jak

zabawkę, czekając chwili, kiedy znajdzie sobie bardziej odpowiednią towarzyszkę

ż

ycia?

Panna Johannessen pochodziła z dobrej rodziny, jej ojciec był pastorem, a

matka wychowała się w dużym gospodarstwie w Hedemarken. Adorowała majstra,

zawsze kiedy wychodziła z jego gabinetu, miała rumieńce na twarzy. Nawet Samson

to zauważył i uznał, że sekretarka jest w panu Paulsenie zakochana.

Co za nieszczęście! Hilda zdążyła się już przyzwyczaić do dobrobytu. Cały

dzień paliła w obu piecach, używała wszystkich lamp naraz i mnóstwa świec. Jej

pokój wyglądał jak rozświetlona sala balowa. Codziennie jadała kanapki, kupowała

ciastka do kawy i pozwalała sobie na mięso w dni powszednie! Jak da sobie radę,

kiedy strumyk pieniędzy od majstra wyschnie? Majster nigdy nie przyznał się do

ojcostwa, nie podpisał żadnych papierów. Tylko ten, kto ujawnił fakt współżycia z

matką dziecka, był zobowiązany wspierać je finansowo. Tak stanowiło prawo!

Elise zbladła ze strachu. Hilda straci domek, nie będzie mogła dawać

chłopcom posiłków po szkole. A gdzie podzieje się Isac, kiedy Hilda pójdzie do

pracy?

Jeśli między panną Johannessen a majstrem coś iskrzyło, Hilda mogła

pożegnać się z jego wsparciem. Paulsen zapewne nie odważy się wyznać prawdy o

swojej przeszłości.

Elise nie była w stanie skupić się na pracy. Usiadła na krześle, wpatrując się w

przestrzeń. Tysiące myśli przemykało jej przez głowę.

Hilda o niczym nie wiedziała, w każdym razie zachowywała się zupełnie

normalnie, kiedy rankiem Elise przyprowadziła do niej synka. Może panna

Johannessen miała coś innego na myśli? W takim razie co? Coś, z czego zwierzyła się

szefowi. Dlatego wyglądała tak promiennie?

Wkręciła arkusz papieru w maszynę i zaczęła pisać nazwisko i adres odbiorcy

listu, którego treść podyktowano jej wczoraj. Zrobiła kilka błędów i musiała je

wymazywać.

A co się stanie z Jorund? Emanuel nie zgodzi się jej przyjąć. Torkild i Maren

background image

Sorby też mogą nie znaleźć odpowiedniej osoby i będą rozgoryczeni, że dziewczynka

odrzuciła szansę zamieszkania w sierocińcu. Może zdołają umieścić ją u kogoś, kto

połasi się na pieniądze od gminy, tak jak to kiedyś zrobił Hermansen. W każdym razie

na myśl, że będzie musiała porozmawiać z Jorund, serce jej krwawiło.

Emanuel miał rację: działa zbyt impulsywnie. Jorund spotka jeszcze jedno

rozczarowanie. Zamiast obiecywać jej złote góry, mogła siedzieć cicho. Kto wie,

może pani Tollefsen przyjęłaby dziewczynkę do siebie.

Drzwi wejściowe otworzyły się i pojawił się Samson. Przywitał ją uśmiechem

i rozejrzał się.

- Gdzie jest „Potwór”?

Elise pokazała na drzwi do gabinetu majstra i gestem przywołała go do siebie.

Kiedy podszedł bliżej, szepnęła: - Jest w wyśmienitym humorze. Co się jej

przytrafiło, tak się przynajmniej wyraziła. I obiecała, że niedługo się dowiem.

Samson uniósł brwi.

- Sądzi pani, że zostanie zaproszona na wesele? - zażartował.

Elise nie było do śmiechu.

- Naprawdę pan uważa, że majster chce się z nią ożenić?

- A dlaczego nie? Ona, jak słyszałem, odziedziczy znaczny majątek, poza tym

jest w odpowiednim wieku, niezamężna i bezdzietna. Może trochę za stara, by dać mu

potomka, ale przecież zdarza się, że rodzą kobiety czterdziestoletnie.

Musiał chyba dostrzec zaniepokojenie w jej wzroku.

- Czyżby snuła pani inne plany wobec naszego majstra, pani Ringstad?

- Dlaczego miałabym snuć jakieś plany?

- Może nie plany, ale spodziewała się pani czegoś innego.

Elise nie odpowiedziała.

- Przecież obiecaliśmy sobie, że nie będziemy mieć przed sobą żadnych

tajemnic? Myślę, że wiem, kto odwiedza pani siostrę w niedziele, pani Ringstad. I nie

tylko ja to wiem, ale wszyscy siedzimy cicho. - Rzucił okiem w kierunku gabinetu i

ciągnął: - Właściwie uważam, że to haniebne, zwłaszcza jeśli ma poważne zamiary

wobec panny Johannessen. Sądzę, że ona nic nie wie o małym czerwonym domku po

drugiej strony mostu. Ktoś powinien jej o tym powiedzieć, skoro majstrowi brakuje

odwagi.

Elise pokręciła głową z przerażeniem.

- Proszę tego nie robić, panie Samson.

background image

- Najwyższy czas, byśmy zaczęli sobie mówić po imieniu. Mam na imię

Sigvart, a pani Elise. Dlaczego nie miałbym tego robić?

- Bo nie godzi się szerzyć plotek. Poza tym mógłby pan zniszczyć komuś

ż

ycie.

- Czy nie stajemy przed wyborem: pani siostra lub panna Johannessen?

Szlachetność ma swoje granice.

- Dysponujemy jedynie domysłami. Powiedziała wprawdzie, że coś się stało,

coś miłego, jak się domyślam, ale nie znaczy to wcale, że chodzi o ich związek.

- Wie pani, co ja myślę, Elise? Myślę, że nasza łaskawa stara panna niczego

nie zrozumiała. Przypisuje panu Paulsenowi zamiary, których on w ogóle wobec niej

nie żywi. Znam go dobrze, jest tchórzem i czuje przed nią wielki respekt. Aby

uniknąć nieprzyjemnych sytuacji, okazuje jej przesadną uprzejmość, a ona źle ją

odczytuje. Trzeba powiedzieć jej prawdę, to byłby akt miłosierdzia. Przestałaby

marnować wdzięki na kogoś, kto i tak jej nie zechce.

Usłyszeli kroki i Elise pośpiesznie usiadła za biurkiem. W drzwiach pokazała

się panna Johannessen, przywitała Samsona uśmiechem i ruszyła na swoje miejsce.

Elise wzięła się do pracy, rozmyślając nad słowami, które powiedział Samson.

Może miał rację? Może panna Johannessen odmówiła jej prośbie, bo spodziewała się

złapać majstra na haczyk?

Ku jej rozczarowaniu Johan tego dnia też nie zjawił się u Hildy. To dziwne.

Poprzedniego dnia miał pokazać rysunki znajomym pana Paulsena. Co zatrzymało go

dzisiaj?

Jedząc, opowiedziała Hildzie o Jorund.

Siostra spojrzała na nią z przerażeniem.

- Chyba nie zamierzasz przyjąć jej do siebie?

- Nie, Emanuel się na to nie zgodzi. Spróbuję znaleźć jej jakiś dom.

Zaproponowałam pannie Johannessen, by wzięła jakieś dziecko pod opiekę. Jest

samotna i brakuje jej towarzystwa. Kiedy jednak wspomniałam o Jorund, nie zgodziła

się. Sądzisz, że pan Paulsen wie, dlaczego ona jest taka obcesowa? Rozmawialiście o

niej?

- Paulsen się jej boi. Jest od niej zależny, bo to bardzo kompetentna osoba, ale

w gruncie rzeczy jej nie lubi.

Elise odetchnęła z ulgą.

- Myślisz, że ona wie o was?

background image

- Chyba oszalałaś! Doznałaby szoku. Ona uważa go za świętego, takie

przynajmniej mam wrażenie. Ubóstwia go, a on udaje, że jest niewinny, czysty i

potulny. - Roześmiała się. - To by dopiero było, gdyby poznała prawdę!

- Co by się stało, gdyby dowiedziała się o was? I o Isacu? Hilda wzruszyła

ramionami.

- Paulsen ma nadzieję utrzymać wszystko w tajemnicy jak najdłużej. Bez niej

nie da sobie rady.

Elise zjadła jeszcze łyżkę kaszy. Zrobiło jej się żal panny Johannessen. To ją

ktoś zamierzał wystawić do wiatru.

- Paulsen zostawił tu swoje binokle. Możesz mu je oddać? Zapomniałam

poprosić cię o to rano.

- A jak panna Johannessen zauważy?

- To jej ich nie pokazuj. Schowaj do kieszeni. Dziwne, że Johan nie

przychodzi. Nie wiesz, co się z nim dzieje?

- Sądziłam, że jest u któregoś ze znajomych Paulsena ze swoimi szkicami.

- Miał być u niego wczoraj, chyba że spotkanie się odwlekło.

- A może pomaga Annie i Torkildowi?

- Cały dzień? To mało prawdopodobne. Elise zaniepokoiła się.

- Więc co się stało?

- Pewnie uznał, że nie ma już żadnej nadziei. Elise podniosła wzrok.

- Dla nas? - spytała.

- A dla kogo?

Elise pokręciła głową.

- Rozmawialiśmy o tym. Johan jest zdecydowany czekać. Przedwczoraj nas

nawet odwiedził i gawędził z Emanuelem.

- Więc może w tym tkwi przyczyna?

- Co masz na myśli?

- Może zrobiło mu się żal Emanuela. Trudno mu nie współczuć: przykuty do

wózka mężczyzna, którego żona kocha innego. Johan ma wielkie serce. Kto wie, czy

nie zmienił zdania.

- Dlaczego to mówisz? - Elise spojrzała na siostrę przeciągle. - Przecież to

podłe.

- Znasz mnie. Co w sercu, to na języku. Jeśli trafiłam, to znaczy, że sama coś

podejrzewasz.

background image

Elise pokręciła głową z rezygnacją.

- Coraz mniej cię rozumiem. Od kilku dni usiłujesz mnie przekonać, bym

wyprowadziła się od Emanuela, a teraz odwracasz kota ogonem.

- Wcale nie. Dokonałaś wyboru, zostałaś z Emanuelem, chociaż kochasz

Johana. Zachowałabyś się uczciwiej wobec Emanuela, wyznając mu prawdę. Sądzę,

ż

e Johan też tak myśli i to może być przyczyną jego zniknięcia.

- Droczysz się ze mną? - spytała Elise z niepokojem.

- W życiu nie byłam tak poważna. Idź już, masz tylko pięć minut. I nie

zapomnij binokli.

Ś

piesząc przez most, powtarzała sobie słowa Hildy. Może siostra miała rację?

Może Johan naprawdę pożałował Emanuela i usunął się na bok?

To całkiem prawdopodobne. Johan był dobrym człowiekiem. Póki odpychał

od siebie myśli o Emanuelu, póki skupiał się na jego przewinach wobec Elise, miał

pewność, że postępuje właściwie. Stając z nim twarzą w twarz, widząc na własne

oczy rozmiary jego nieszczęścia, miał prawo zwątpić.

Szła ociężale, jakby nagle straciła wszystkie siły. Mając miłość Johana, mogła

znieść wszystko. Przypomniała sobie swoją rozpacz, gdy dostała od niego list, w

którym nieomal domagał się, by dokonała wyboru między nim a Emanuelem. Wtedy

zdecydowała się zaproponować Emanuelowi, by się rozstali.

Ale to się zdarzyło, zanim został sparaliżowany. Johan nie mógł wymagać od

niej, by opuściła człowieka przykutego do wózka inwalidzkiego. Jakiż byłby jego

dalszy los?

A może tak właśnie jest? Może Johan zrozumiał zobowiązania Elise wobec

męża? Może podjął za nią decyzję i odszedł w swoją stronę?

Torkild mógł go łajać, wytykać niestosowność potajemnych schadzek za

plecami Emanuela. Mógł prawić mu długie kazania o grzechu i rozwiązłości, o karze,

która czeka go w tym i następnym życiu. I w końcu go przekonał.

Nogi nie chciały jej nieść, godziny, które miała spędzić w kantorze, wydały się

jej nieskończonością. Jak zdoła łączyć pracę i obowiązki domowe, jeśli zabraknie jej

wsparcia i miłości Johana?

Poczuła ścisk w gardle, oczy zaszkliły się łzami. Szła jak pijana, wpadła na

jakąś dziewczynę śpieszącą do przędzalni. Miała chęć zawrócić, pobiec do

Andersengarden, rzucić się w ramiona Johana i błagać go, by ją przyjął do siebie.

Ktoś szedł za nią, ale nie odwróciła głowy.

background image

- Pani Ringstad?

To był głos majstra. Elise otarła łzy rąbkiem szala i odwróciła się.

- Czy coś się stało? - spojrzał na nią, mrużąc oczy. Pokręciła głową.

- Nie czuję się najlepiej, ale to zaraz przejdzie.

- Droga pani, nie może nam się pani rozchorować. Proszę iść do domu, napić

się czegoś ciepłego i położyć do łóżka.

Elise zdziwiła się. Drobna dolegliwość nie była wystarczającym powodem, by

nie pójść do pracy.

- Nie mogę, panie Paulsen. Mam stertę papierów na biurku.

Machnął ręką.

- Panna Johannessen lub Samson się nimi zajmą. Nie życzę sobie, by

zapracowywała się pani na śmierć. Proszę mnie posłuchać! To polecenie służbowe.

Chciała zaprotestować jeszcze raz, ale wyczytała z jego twarzy, że to nie ma

sensu. Będzie musiała zawrócić do domu, choć nic jej nie dolegało. Nic poza sercem

krwawiącym z żalu.

Zawracała już, kiedy przypomniała sobie o binoklach.

- Mam pańskie okulary, panie Paulsen! - Wsunęła rękę do kieszeni i wyjęła

etui. - Zostawił je pan u Hildy wczoraj wieczorem.

- A więc znalazły się! Całe przedpołudnie ich szukałem. - Roześmiał się,

biorąc futeralik. - A jak się czuje moja droga Hilda?

- Dobrze. Isac i Hugo bawili się grzecznie cały dzień.

- Tak się cieszę, że Isac ma towarzysza zabaw. Wydaje mi się, że się zmienił

od czasu, kiedy Hugo zaczął z nim przebywać. Jest znacznie grzeczniejszy i już tak

łatwo nie wpada w złość.

Elise uśmiechnęła się, ale w następnym ułamku sekundy uśmiech zamarł jej na

wargach. Jej wzrok padł na postać ukrytą za dorożką.

Panna Johannessen...

ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

W drodze do domu drżała jak osika. Nie było wątpliwości, że panna

Johannessen podsłuchała rozmowę. I musiała doznać szoku, jej twarz stężała, jakby z

tej wymiany zdań wyciągnęła właściwe wnioski. Nie domyśliła się, być może, że Isac

jest synem majstra, ale na pewno odgadła naturę relacji między Paulsenem a Hildą.

Elise pokręciła głową z rezygnacją. To wyłącznie jej wina. Gdyby nie była tak

background image

bardzo zajęta sobą, majster nie zauważyłby niczego niepokojącego w jej zachowaniu.

Nie odesłałby jej do domu i mogłaby wręczyć mu binokle w dyskretniejszy sposób.

Teraz wszystko stracone. Panna Johannessen, powodowana rozpaczą, zwolni się z

pracy, a Paulsen nie da sobie bez niej rady. Całą winę zwali na Elise, a Hildzie też się

dostanie. I była jeszcze Jorund. Ta biedna mała czekała na nią w domu z nadzieją, że

Elise znajdzie dla niej jakiś dom! Łzy płynęły jej po policzkach. Jeszcze skończy się

tym, że sama straci posadę.

Rankiem słupek rtęci spadł do czternastu stopni poniżej zera, teraz było chyba

jeszcze zimniej. Zaczął padać śnieg, ciął ją po twarzy, przenikał przez szal, pod

ubranie. Elise trzęsła się, szczękała zębami, ręce w wytartych rękawicach jej zgrabia-

ły, nie czuła palców u stóp. Na dodatek zapomniała o Hugo, ale nie mogła zawrócić,

by nie wzbudzać podejrzeń majstra. Kristian pójdzie po niego po powrocie ze sklepu.

Otworzyła drzwi do kuchni i fala ciepła buchnęła jej w twarz. Jorund

dokładała drew, choć przez otwarte drzwiczki widać było buzujące płomienie. W

skrzyni zostało ledwie kilka polan.

- Nie dokładaj tyle, Jorund! - krzyknęła mimowolnie Elise.

Jorund spojrzała na nią spłoszona. Myślała, że sprawi jej radość, utrzymując

ciepło w kuchni.

- Nie stać nas na opał - dodała i przywołała uśmiech na twarz, chociaż wcale

nie było jej do śmiechu.

Jorund stanęła bezradnie i wbiła wzrok w podłogę. Wyglądała komicznie w

spodenkach do kolan i odświętnej koszuli Pedera. Włosy zwisały jej cienkimi

strąkami, nogi nie były już sine, tylko szkarłatnoczerwone. Pewnie je odmroziła, a z

przyzwyczajenia zapomniała włożyć pończochy, które Elise dla niej wyszukała.

Elise pożałowała swojej porywczości, podeszła bliżej i uściskała dziewczynkę.

- Dziękuję, że tak pięknie napaliłaś. Mam popękane paznokcie i potwornie

zmarzłam w drodze do domu.

Jorund pociągnęła nosem.

- Ugotowałam kaszę, ale pan nie chciał jeść.

- Pewnie nie jest jeszcze głodny. Mogę dostać troszkę? Wciąż nie mogę się

rozgrzać.

Odwiesiła szal, sztywny od mrozu, zdjęła buty i przysunęła stopy do pieca.

- Dawno tak nie zmarzłam.

- Pomasować ci stopy?

background image

- A masz ochotę? - Elise spojrzała na Jorund zaskoczona.

Jorund pokiwała głową, usiadła na stołku Hugo i zaczęła sprawnie ugniatać jej

palce.

W tej samej chwili otworzyły się drzwi do pokoju i Emanuel wtoczył swój

wózek do środka.

- Zdawało mi się, że słyszę twój głos. Coś się stało? Nie mogła opowiedzieć

mu szczegółów w obecności Jorund.

- Źle się poczułam - powiedziała jedynie. - Majster nalegał, bym poszła do

domu. Już jest mi lepiej.

- Rano się nie skarżyłaś - zdziwił się Emanuel.

- Bo nic mi nie dolegało. To przez ten mróz.

- Co powiedziała panna Johannessen? - spytał z napięciem.

- Później ci powiem, teraz posmakuję kaszy, którą zrobiła Jorund.

Przemarzłam tak, że zaraz dusza ze mnie uleci.

Wypowiedziała te słowa odruchowo, ale tak właśnie się czuła. Tyle że chłód w

jej sercu nie miał nic wspólnego z mrozem na dworze.

Jorund zabrała się do masowania drugiej stopy. Elise poczuła nieprzyjemne

szczypanie, kiedy krew zaczęła żywiej płynąć.

- Niezła z niej pomocnica, prawda? - dodała z uśmiechem. - Miło jest wracać

do ciepłego domu.

Emanuel spojrzał w kierunku skrzyni na opał, ale się nie odezwał. Odwrócił

wózek.

- Nic nie zjesz?

- Dziękuję, nie jestem głodny. Ja też nie najlepiej się czuję.

- Zajrzę zaraz do ciebie.

W kaszy były kluchy, a smak był jakiś nieszczególny. Elise najadła się u

Hildy, ale spróbowała trochę, by nie sprawiać dziewczynce przykrości.

- Dziękuję, Jorund. Obierz teraz ziemniaki, a ja w tym czasie porozmawiam z

mężem.

Opowiedziała mu wszystko, co się zdarzyło od chwili, kiedy weszła do

kantoru i trafiła na pannę Johannessen, aż do feralnej rozmowy z majstrem

Paulsenem. Pod koniec relacji Emanuel zachmurzył się.

- Jak mogłaś podać mu okulary, nie rozejrzawszy się wokół?

- Sądziłam, że jesteśmy sami. Widziałam dorożkę, ale na koźle nie było

background image

nikogo. Nie przypuszczałam, że ktoś może skrywać się w cieniu.

- I co teraz będzie?

- Nie wiem, może panna Johannessen zwolni się z pracy. W najgorszym razie

powie o wszystkim dyrektorowi.

- A wtedy pan Paulsen pozbędzie się Hildy. Elise zrobiła nieszczęśliwą minę.

- Tego właśnie się obawiam. To moja wina. Emanuel westchnął ciężko.

- A jak zareagowała panna Johannessen na twoją propozycję?

- Powiedziała, że nie składała mi żadnych obietnic i potrzebuje czasu na

zastanowienie. Odniosłam wrażenie, że zmieniła się od naszej poprzedniej rozmowy.

Może majster coś powiedział, a może go źle zrozumiała? To, co jej proponowałam,

miało być lekarstwem na samotność.

- Uważasz, że pan Paulsen oszukuje Hildę? Pokręciła głową.

- Obawiałam się tego przez chwilę, ale po rozmowie z Hildą zrozumiałam, że

to panna Johannessen czyni sobie złudne nadzieje.

Emanuel westchnął ponownie.

- Wszystko się strasznie skomplikowało. Przygarnęłaś dziecko, którego nie

mamy możliwości ani ochoty zatrzymać. Musisz porozmawiać z Torkildem. Armia

Zbawienia pomaga bezdomnym dzieciom.

- Boję się jego reakcji, kiedy się dowie, że Jorund uciekła z sierocińca.

- Pomyśli, że to trudne i niewdzięczne dziecko, i znów ją tam umieści.

- A Jorund ucieknie. Myślę, że źle ją tam traktują. Ma siniaki na całym ciele.

- Może rodzice ją bili. Opowiadałaś, że policja obwinia ich o śmierć dwójki

potomstwa.

- Przede wszystkim powiem Torkildowi, że mała jest przestraszona i

zrozpaczona. Może znajdzie inne rozwiązanie. Potrafił znaleźć nowy dom dla

Hjalmara, brata Jenny. Hjalmar uciekł od pani Tollefsen, włóczył się całe święta i

zaczął pić, choć nie jest dużo starszy od Pedera i Everta.

- Skąd to wszystko wiesz? Spotkałaś go? Zaczerwieniła się i schyliła, aby

podnieść coś z podłogi i ukryć zmieszanie.

- Hilda mi powiedziała. Wie wszystko od Torkilda. Mogła wprawdzie

przyznać się do spotkania z Hjalmarem, ale wtedy musiałaby wyjaśnić, skąd zna

pozostałe szczegóły.

- .Widziałaś się z Johanem?

- Nie - zaprzeczyła uradowana, że nie musi kłamać. - Zdaje mi się, że majster

background image

zamierzał umówić go z ludźmi zainteresowanymi jego rysunkami.

- Opowiadał mi o tym - pokiwał głową Emanuel. - Całkiem możliwe, że

zostanie za granicą. W tym naszym zaścianku niewiele może zdziałać.

Zapadło milczenie, Elise nie wiedziała, co odpowiedzieć.

Emanuel zamyślił się.

- Trochę mi go żal. To bez wątpienia utalentowany człowiek, ale bez wsparcia

zamożnych krewnych jego możliwości są bardzo ograniczone. Powinien zdobyć

wykształcenie, a to kosztuje. Potrzebowałby pomocy ludzi wpływowych, którzy

wprowadziliby go w lepsze kręgi towarzyskie, ale na razie nikogo takiego nie znalazł

poza profesorem i panem Paulsenem, a to nie wystarczy. Zresztą obawiam się, że

majstrowi szybko przejdzie ochota. Po co miałby go wspierać? Tylko dlatego, że

kiedyś mieszkał po sąsiedzku z Hildą?

Elise posprzątała ze stołu.

- Mieli ci dzisiaj przysłać łóżko.

- Tak, jeszcze jest czas.

- Co zrobimy z meblami?

- Carlsen obiecał, że przechowa je u siebie na strychu. Wozacy je zabiorą.

- Może zatrzymamy stół i postawimy go w rogu?

- Wszystko zmierzyłem - pokręcił głową. - Nie zmieści się. Trzeba wynieść

stół i fotele. Cieszę się, że znów będę spał w łóżku. Sofa jest za wąska i za krótka.

W tej samej chwili w kuchni rozległy się jakieś głosy.

- To dziwne, nie słyszałam skrzypienia wozu.

- To nie oni. Jakiś kobiecy głos.

Elise otworzyła drzwi. Na środku kuchni stała panna Johannessen.

- To pani? - spytała z przerażeniem. Szybko przekroczyła próg i zamknęła

drzwi za sobą. Lęk chwycił ją za gardło. - Proszę usiąść. A może woli pani wejść do

pokoju?

Panna Johannessen pokręciła głową energicznie.

- Nie, dziękuję. Muszę z panią porozmawiać, pani Ringstad. Na osobności.

- Mogę zaparzyć kawę - zaofiarowała się Jorund.

- Dobrze - zgodziła się Elise. - A potem idź na poddasze, posprzątaj i pościel

łóżka.

- Już to zrobiłam.

Elise zawahała się przez chwilę, po czym uchyliła drzwi do pokoju.

background image

- Emanuelu, czy Jorund może z tobą chwilę posiedzieć? Panna Johannessen

przyszła z wizytą.

Pojął, o co chodzi, i kiwnął głową.

- Niech pościera kurze, najwyższy czas, by to zrobić. Potem możemy sobie

razem poczytać.

Elise wyczuła niechęć Jorund i poklepała ją delikatnie po policzku.

- On nie gryzie - powiedziała. - Spytaj, czy może czegoś potrzebuje.

- Więc nie mam parzyć kawy?

- Dam sobie z tym radę. Później mi pomożesz. Popchnęła ją w kierunku drzwi

i podeszła do pieca, by postawić czajniczek na ogniu.

Panna Johannessen usiadła przy stole i wsparła głowę na dłoniach.

Elise pobiegła do pokoju po porcelanowe filiżanki, wyjęła cukier z szafy i z

ulgą odkryła, że w bańce jest jeszcze parę kropel mleka.

Panna Johannessen podniosła na nią zaczerwienione oczy.

- Wiedziała pani o wszystkim cały ten czas, pani Ring - stad?

- Co ma pani na myśli?

- Proszę nie udawać! Mówię o panu Paulsenie i pani siostrze.

Jej głos zabrzmiał ostro, ale po ułamku sekundy załamał się i przeszedł w

ż

ałosny pisk.

- Proszę mnie nie okłamywać! Błagam! Od dawna coś podejrzewałam, ale

dzisiaj rano powiedział coś, co dało mi nową nadzieję. Uwierzyłam, że jest dla mnie

miejsce w jego sercu.

Elise nie przerywała jej.

- Byłam taka szczęśliwa. Miałam wrażenie, że unoszę się nad podłogą, tyle

lat... od tak dawna go kocham i... - Znów głos się jej załamał, wyjęła chusteczkę i

otarła łzy. - Otworzyły mi się oczy, kiedy podsłuchałam waszą rozmowę. Poszłam za

nim do kantoru i zażądałam wyjaśnień, ale wywijał się jak piskorz. Mówił, że ma

dobre serce, które każe mu zajmować się ludźmi w potrzebie, i mnóstwo podobnych

bzdur, ale nie odważył się spojrzeć mi w oczy. Czy nie rozumie pani, że lepiej znać

prawdę niż łudzić się fałszywą nadzieją? Jeśli dowiem się, że kocha inną, wyrzucę go

z własnych myśli. Jestem silna. Lubię panią, pani Ringstad, a jeśli pani siostra jest

choć trochę do pani podobna, to nawet zaczynam go rozumieć. Liczę na pani

szczerość! - dodała błagalnie.

Elise podjęła decyzję. Nie miała pojęcia, dokąd ich to zaprowadzi, ale nie była

background image

w stanie kłamać jej prosto w twarz.

- O uczucia do mojej siostry trzeba by spytać pana Paulsena, ale to prawda, że

coś jest między nimi. Nie mam jednak prawa o tym mówić. Pochodzimy z biednej

robotniczej rodziny. Mój ojciec był alkoholikiem, po pijanemu wpadł do wodospadu i

się utopił. Obie z siostrą skończyłyśmy edukację na szkole powszechnej. Hilda nie

jest właściwą towarzyszką życia dla takiego mężczyzny jak majster. Ich związek

wzbudziłby oburzenie, gdyby prawda wyszła na jaw, co nie zmienia faktu, że siostra

go kocha. Kiedy spytała pani, kto ją odwiedza w niedziele, musiałam panią okłamać,

ale nie miałam zamiaru drwić z pani. Wiem, że pan Paulsen wysoko panią ceni i

nigdzie nie znajdzie lepszej sekretarki. Przykro mi widzieć pani rozczarowanie, bo nie

zdawałam sobie sprawy, że żywi pani do niego tak silne uczucie.

Panna Johannessen pokręciła głową.

- Gdybym dowiedziała się wcześniej, oszczędziłabym sobie niepotrzebnych

wzruszeń i nieprzespanych nocy. Wolę prawdę, choćby była nie wiem jak gorzka.

Elise dotknęła jej dłoni.

- Jest pani odważna. Ja też przeżyłam utratę ukochanej osoby i wiem, jak to

boli.

Panna Johannessen wytarła nos.

- Dziękuję za pomoc. Dobra z pani istota. Nie zachowywałam się najlepiej

wobec pani, ale wyjaśniłam już wcześniej, co było tego przyczyną. Kiedy wróciłam

do domu tamtego dnia, poczułam, jakbym zrzuciła wielki ciężar z serca.

Czasami warto zwierzyć się komuś z najintymniejszych tajemnic. Dziwne

tylko, że wybrałam panią, wcześniej w ogóle myśl taka nie postałaby w mojej głowie.

Z początku traktowałam panią podle i bardzo się tego wstydzę. I to tylko dlatego, że

pochodzi pani z biednej rodziny i ubiera się jak zwykła robotnica. Bałam się też

trochę, że pan Paulsen polubi panią bardziej niż mnie. - Próbowała się uśmiechnąć.

- Dawno już wszystko pani wybaczyłam, panno Johannessen. Życzę pani jak

najlepiej. Boleję nad pani samotnością. Pytałam samą siebie, dlaczego ja mam tak

dużo, a pani tak mało. Nie zasługuję na to szczęście.

Panna Johannessen rozejrzała się po małej kuchni.

- A więc pani mąż jest sparaliżowany? - szepnęła ostrożnie.

- Tak - skinęła głową Elise. - Siedzi na wózku w pokoju obok. W każdej

chwili spodziewamy się wozaków z łóżkiem dla niego. Pokój jest niewielki, trzeba

będzie wynieść większość mebli, ale mąż nie może już korzystać z sypialni na piętrze.

background image

- I ma pani pięcioro dzieci: dwoje własnych, dwóch młodszych braci i chłopca,

którego pani przygarnęła. Haruje pani ponad siły i jednocześnie twierdzi pani, że

dostała więcej ode mnie. Nie pojmuję tego.

- Właśnie ze względu na dzieci czuję się bogata, bo tysiąckrotnie odpłacają mi

za mój wysiłek. Za każdą godzinę harówki czekają mnie niezliczone radości. Proszę

tylko pomyśleć, kocha mnie piątka dzieci, dzielę ich smutki i szczęście, dzień

powszedni i myśli, czuję, że jestem im potrzebna, że jestem najważniejszą osobą w

ich życiu. Bogatszym być nie można. Wystarczy słuchać dzieci, dają tyle okazji do

wesołości i przemyśleń. Śmieję się częściej, niż płaczę.

Panna Johannessen słuchała jej w milczeniu.

- Naprawdę tak jest?

Elise pokiwała energicznie głową.

- Spisuję wszystkie zabawne komentarze mojego najmłodszego brata, potem

odczytuję je na głos i śmieję się do rozpuku. Kiedy jestem smutna, wystarczy mi

rzucić okiem na te kartki.

- W takim razie inni ludzie powinni też mieć okazję je przeczytać. Ich też

mogłaby pani ucieszyć.

Elise zaczerwieniła się i odwróciła wzrok.

- Skoro o tym pani mówi, to coś sobie przypomniałam. Pan Paulsen bardzo się

rozzłościł, kiedy ukazała się ta książka o dziewczętach z fabryki. Ktoś mu powiedział,

ż

e Magda ze sklepu na rogu kupiła ją i wypożycza za parę ore. Zdaje się, że ma

zamiar się wzbogacić na robotnicach z Graaha i Hjula - prychnęła wzgardliwie. -

Poszedł do hali fabrycznej przed przerwą obiadową i zażądał, by te, które czytały

książkę, potwierdziły, iż opiera się na prawdzie.

Elise poczuła, że serce bije jej mocniej, ale udała obojętność.

- I co powiedziały?

- Większość bała się odezwać, myślę nawet, że część tych biedaczek nie

potrafi czytać. Ale jedna podniosła hardo głowę i powiedziała, że wszystko w tej

książce to fakty! Słyszała pani kiedyś podobną bezczelność! Pan Paulsen wpadł w

gniew i spytał, czy chodzi o jego fabrykę. Tamta odpowiedziała, że znała tę młodą

matkę, która straciła pracę i rzuciła się do wodospadu, by uniknąć losu dziewki

ulicznej. Mogła nawet zdradzić jej nazwisko, jeśliby mu na tym zależało.

Elise wstrzymała oddech.

- Jak to przyjął?

background image

- Pobladł z wściekłości. Słyszałam, że kazał brygadziście zwolnić tę robotnicę.

Nie może jej trzymać, bo gotowa podburzyć pozostałe.

Ta wiadomość spadła na nią jak grom z jasnego nieba. Młoda dziewczyna

miałaby stracić pracę z powodu jej książki! Co za nieszczęście!

- Zbladła pani, pani Ringstad. Coś się stało?

- Nie, tylko żal mi tej dziewczyny. Los bezrobotnych jest nie do

pozazdroszczenia, zwłaszcza los bezrobotnych matek.

- Uważa pani, że miała prawo odpowiedzieć majstrowi w ten sposób?

- O ile dobrze panią zrozumiałam, żądał szczerej odpowiedzi. Mógł w ogóle

nie pytać.

Panna Johannessen nic nie odrzekła, ale spojrzała na nią dziwnie.

Zapadła nieprzyjemna cisza.

Drzwi do pokoju otworzyły się i w szparze pokazała się główka Jorund.

- Pani Ringstad? Przed furtką stoi wóz. Pani mąż mówi, że przywieźli łóżko.

Elise wstała.

- Jorund, dotrzymaj towarzystwa pannie Johannessen, a ja zajmę się

wszystkim.

Po wstawieniu łóżka i wyniesieniu foteli pokój zamienił się w sypialnię.

Łóżko było duże i szerokie, z ciemnobrązowego mahoniu, przykryte prawdziwym

materacem i zdobione kuliście zakończonymi słupkami. Dołączono do niego szafkę

nocną z szufladą i marmurowym blatem. W szafce stał nocnik. Z dawnego

umeblowania w pokoju ostał się stolik na przybory do palenia i czarny kredens.

Dobrze, że mamy kuchnię, pomyślała Elise, tęsknie wspominając domek

majstra, z osobną izbą, obszernym pokojem dziennym z trzema oknami i kuchnią z

dużym paleniskiem.

Kiedy wróciła do kuchni, panna Johannessen i Jorund pogrążone były w

rozmowie.

Panna Johannessen podniosła na nią wzrok, a oczy się jej zaszkliły.

- Mała Jorund opowiedziała mi swoją smutną historię. To wszystko prawda?

Elise pokiwała głową.

- Tak, niestety. Ludzi spotykają takie straszne rzeczy.

- I nikt nie interweniuje?

- Policja w końcu wkroczyła.

- Co innego mam na myśli. Nikt im nie pomaga? Matka wracała zmęczona z

background image

pracy i nie miała sił zajmować się dziećmi, zwłaszcza tym, które siusiało pod siebie.

- To właśnie Elias Aas chciał nam przekazać. Żebyśmy ustanowili jakiś

fundusz, kasę zapomogową dla wdów, chorych i bezrobotnych. Pomoc gminy nie

wystarcza, większość ludzi zresztą wstydzi się o nią prosić.

Panna Johannessen spojrzała na nią bezradnym wzrokiem.

- Ale kto się zajmie takimi dziećmi jak Jorund? Sierotami z tragiczną

przeszłością?

- Jorund trafiła do sierocińca, ale chyba opowiedziała pani, jak ją tam

traktowano?

- Tak, ale mam wrażenie, że zmyśla.

- To proszę obejrzeć jej plecy.

Pół godziny później panna Johannessen i Jorund zbierały się do wyjścia.

Jorund miała na sobie swoje stare ubranie, które Elise wyprała i wysuszyła nad

piecem. Pożyczyła też dziewczynce własne pończochy i szal.

- Zadbam o to, by posłaniec oddał pani rzeczy jutro rano - oznajmiła panna

Johannessen. - A potem pójdziemy do sklepu i kupimy jej nowe ubranie -

uśmiechnęła się. - Tak się cieszę, pani Ringstad. Chyba bardziej nadaję się na matkę

niż na żonę. Rozumiem już chyba, co miała pani na myśli, mówiąc o bogactwie.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY

- Jesteś pewna, że panna Johannessen ją zatrzyma? - Emanuel wydawał się

sceptyczny.

- Tak sądzę, ale nie wiemy, co się zdarzy. Nie ma własnych dzieci i zapewne

nie wie, jak się zachować, kiedy pojawią się kłopoty Jorund jednak wydaje się być

miłą dziewczynką.

- Czy ktoś zawiadomił sierociniec, że się odnalazła?

- Nie pomyślałam o tym! - przeraziła się Elise.

- Ależ, moja droga, to powinnaś była zrobić w pierwszej kolejności. Z

pewnością powiadomią policję. Niepotrzebnie będą jej szukać, a policja ma przecież

dość innych obowiązków.

- Nie znam adresu sierocińca.

- Idź do Torkilda i opowiedz mu o wszystkim. W Armii Zbawienia na pewno

znają adres i zawiadomią kogo trzeba. Myślę, że to dziecko może zostać u panny

Johannessen, ale rzecz całą należy załatwić formalnie.

background image

- Spodziewam się dziś wizyty matki i Asbjorna.

- Więc pójdziesz do Torkilda wieczorem. Twoja matka nie ma w zwyczaju

siedzieć długo.

Elise nie mogła zdradzić się przed Emanuelem, że boi się iść do Anny i

Torkilda. Jeśli Hilda miała rację i Johan celowo trzymał się na dystans, nie chciała

zakłócać mu spokoju, zmuszać go do wyznań, których by żałował, obietnic, których

nie mógłby dotrzymać. Sama też nie chciała wystawiać się na pokusy. Nie potrafiłaby

patrzeć na niego ze świadomością, że wszystko skończone. Pozostawały listy. W

liście mógłby wyjawić powody, dla których odsunął się od niej, a ona oblałaby te

karteluszki łzami.

Matka, Asbjorn i Anne Sofie przyszli o tej porze, kiedy Elise zazwyczaj

wracała z kantoru, a w chwilę potem zjawił się Kristian, niosąc Hugo. Peder z

Evertem pobiegli po Jensine.

- Już jesteś w domu? - zdziwiła się matka.

- Wcześniej wróciłam. Jak wam minęły święta?

- Były miłe i spokojne. Mam nadzieję, że smakowały wam moje wyroby?

Mieliście chleb z dżemem dla odmiany, a sok z czerwonych porzeczek pasuje do

ś

wiątecznej kaszy.

- Państwo Ringstadowie spędzili u nas parę dni. Przywieźli mnóstwo

smakołyków.

- Liczyłam się z tym, ale nie przypuszczałam, że wyjadą tak szybko. Mogliby

ci pomóc, zostając z Emanuelem, kiedy wychodzisz do kantoru. Kristian opowiedział

nam o wszystkim, kiedy przyszedł z życzeniami. Przywiozłam świąteczne wypieki.

Pani Muus je zrobiła, odłożyłam je specjalnie dla was.

- Bardzo dziękujemy. Posiedzimy w kuchni. Emanuel pożyczył łóżko od

państwa Carlsenów i w związku z tym musieliśmy wynieść stół i fotele z pokoju, by

zrobić na nie miejsce.

- Będzie tam spał? - zdumiała się matka.

- A jak ma się dostać na poddasze, skoro nogi odmówiły mu posłuszeństwa? -

Elise mimowolnie podniosła głos. Matka nie rozumiała najprostszych rzeczy.

- Ale... nie moglibyście raczej... - Matka wzruszyła bezradnie ramionami. - Co

zrobiliście z meblami? - zmieniła nieco temat.

- Pan Carlsen zgodził się przechować je na strychu. Przykryła stół kuchenny

białym obrusem i wyszła do pokoju po serwis kawowy.

background image

Przyszli chłopcy z Jensine i ucieszyli się na widok matki i Anne Sofie.

Asbjorn wszedł do Emanuela, usiadł na skraju łóżka i wypytywał go o zdrowie.

Chłopcy zabrali Anne Sofie na poddasze, by pokazać jej harmonijkę Everta,

samochodzik Pedera i Cudowną podróż, książkę, z której Kristian był bardzo dumny.

- Możesz teraz grać razem z Pederem - Elise słyszała ożywiony głos

dziewczynki. - Nie słyszałam wprawdzie, jak Peder gra na piszczałce, ale przecież

możesz mu pokazać.

- Najpierw sam muszę się nauczyć - dobiegł jej zadowolony głos Everta. Elise

uśmiechnęła się w duchu.

- Ale wyrosłaś! - Matka wyciągnęła ręce do Jensine, ale mała przylgnęła do

Elise i wykrzywiła usta, jakby miała się rozpłakać. - A jej co się stało? - spytała matka

nieco urażona.

- Nie spodziewaj się, że cię pozna, skoro tak rzadko ją odwiedzasz -

stwierdziła cierpko Elise. Matka zasłużyła sobie na tę delikatną reprymendę.

Kilka minut później Elise zawołała chłopców na kawę. Matka zdążyła już

zapomnieć o reakcji wnuczki.

- Opowiedzcie mi o świętach - powiedziała pogodnie. - Chodziliście wokół

drzewka, śpiewając kolędy?

- Emanuel i pan Ringstad znaleźli migdały - Peder spochmurniał na to

wspomnienie.

Matka roześmiała się.

- W przyszłym roku przyjdzie twoja kolej.

- Pan Ringstad sądził, że sprzedaję ciastka na ulicy.

- O czym on mówi? - Matka spojrzała na Elise ze zdziwieniem.

- Chłopcy pomagają Emanuelowi w prowadzeniu sklepu. Pan Ringstad źle go

zrozumiał i myślał, że sprzedaje ciastka przechodniom.

- Wynająłem domek na Maridalsveien i zająłem się handlem - wtrącił się

Emanuel. - W wakacje chłopcy stają za ladą.

Matka spojrzała na niego, jej wzrok wyrażał troskę.

- Jak będziesz prowadził sklep, skoro... - nie dokończyła.

- Skoro jestem niesprawny? Wiosną będę dojeżdżał na wózku. Do tego czasu

chłopcy będą mi pomagać po powrocie ze szkoły. Może też zdecyduję się zatrudnić

ekspedienta. Mój dobry przyjaciel, pan Paul Georg Schwencke, znalazł dla mnie ten

lokal, sprowadza towar i chętnie wesprze mnie w przyszłości.

background image

- To musi być bardzo uczynny człowiek. I pomyśleć, że mój zięć został

człowiekiem interesu!

Asbjorn był bardziej sceptyczny.

- Handel to niełatwa sprawa. Przy Maridalsveien jest mnóstwo sklepików.

Emanuel pokręcił głową.

- Sprzedaż idzie znakomicie. Chłopcy sprzedają wszystko, od młynków do

kawy po świeczniki.

Elise obrzuciła go spojrzeniem. Z tego, co mówili chłopcy, najchętniej

kupowano ubijaczki, chochle i druciaki. Nie słyszała o żadnych świecznikach.

Jak zwykłe Peder nie mógł utrzymać języka na wodzy.

- Wdowa po Jacobie kupiła dzbanek do kawy, chociaż przyszła po linijkę.

Elise spojrzała na niego srogo. Peder zrozumiał i zamilkł. Matka byłaby

wstrząśnięta, gdyby dowiedziała się o jego strategii handlowej polegającej na

wzbudzaniu współczucia klientów opowieściami o rodzinnych tragediach.

- Powiedz nam, jak wy spędziliście święta. Poszliście do kościoła w Wigilię?

Matka pokiwała głową z uśmiechem.

- Tak, nabożeństwo było wspaniałe, mnóstwo świateł i muzyka organowa.

Panował taki ścisk, że ledwie znaleźliśmy miejsce.

- A widziałaś skrzata? - Peder otworzył szeroko oczy.

- Nie, chyba nie - roześmiała się matka. - A ty, Anne Sofie?

Anne Sofie skinęła głową z powagą.

- Widziałam. Schował się za nagrobkiem, jak szliśmy przez cmentarz.

Peder obrócił się żywo do przyjaciela.

- Słyszysz, Evert? Elise miała rację! Skrzaty nie lubią dzwonów kościelnych i

chowają się na cmentarzu, kiedy na nich grają.

- Na dzwonach się nie gra, Peder - poprawiła go matka. - Dzwonnik ciągnie za

sznur na wieży.

- Na to samo wychodzi.

Matka pokręciła głową z rezygnacją i ciągnęła opowieść o świętach. Elise

ucieszyła się na wieść, że jednego dnia przyjęli na kawie dziadków Anne Sofie i

Jenny.

Rósł w niej niepokój, kiedy matka i Asbjorn zaczęli zbierać się do wyjścia.

Emanuel spodziewał się, że pójdzie do Torkilda, by opowiedzieć mu o Jorund, i

chyba nie miała innego wyjścia. Zresztą Anna i Torkild gotowi byli się obrazić, bo

background image

przez całe święta nie znalazła czasu, by ich odwiedzić. Jeśli jednak natknie się na

Johana, wizyta zamieni się w cierpienie. Ledwie wyszli za drzwi, odezwał się

Emanuel.

- Nie spodziewałem się, że zostaną tak długo. Musisz rozmówić się z

Torkildem jeszcze dziś wieczorem, Elise. Jesteś odpowiedzialna za to dziecko. Nie

ż

yczę sobie najścia policji na mój dom.

Spojrzała na niego z ukosa. Przecież nie zrobili niczego złego. Jeśli zjawią się

policjanci, wystarczy wyjaśnić im całą sprawę.

- Pójdę, tylko najpierw posprzątam.

- Zostaw to chłopcom. Kristian położy Hugo, Evert i Peder posprzątają ze

stołu, a ja nakarmię Jensine.

Elise przeniosła wzrok na dzieci.

- Dacie sobie radę? .

- Oczywiście - odrzekł spokojnie Kristian.

- Dlaczego policja chce złapać Jorund? - przestraszył się Peder. - Bo uciekła z

sierocińca?

- Nie chcą jej złapać, tylko się dowiedzieć, gdzie przebywa. Kiedy powiemy

im, że Jorund trafiła pod opiekę panny Johannessen, zapomną o całej sprawie.

- A panna Johannessen będzie dla niej dobra? Będzie jej dawać ciasteczka na

ś

niadanie?

- Nie sądzę. Dostanie to co wy. No, może poza kawą z cukrem do kaszy.

- To ja wolę zostać z tobą, Elise.

Noc była gwiaździsta, świecił księżyc. Śnieg skrzypiał pod butami, mróz

szczypał w policzki, ale Elise nie czuła zimna. Serce biło szybko, a krew krążyła

szybciej w żyłach. Nie dlatego, że bała się poznać prawdę, lecz dlatego, iż znów go

zobaczy.

„Kocham cię, Johan. Nieważne, co się stanie, nieważne, jaką podjąłeś decyzję.

Jeśli zmieniłeś zdanie, powodując się współczuciem dla Emanuela, zrozumiem”.

Te właśnie słowa zamierzała do niego napisać. Jeśli nie zobaczy się z nim

przed jego wyjazdem.

Zapewne jednak spotka go u Anny i Torkilda. Przecież nie odwiedzał

miłośników sztuki wieczorami, a straciwszy kontakt z Lortem - Andersem i jego

paczką, nie miał innych przyjaciół.

Zwolniła, zbliżając się do Andersengarden. To nie było takie proste. Będzie

background image

siedział naprzeciw niej na kuchennym stołku pani Thoresen, z podwiniętymi

rękawami koszuli, zaciśnie silne dłonie na kubku z kawą. Ujrzy go takim, jakim

widziała go już setki razy. I nie będzie miała szacunku dla jego postanowień, będzie

marzyć tylko o jednym: by przytulić się do niego i błagać, by z nią został. I może

nawet tak zrobi, nie bacząc na obecność Anny i Torkilda.

Jeszcze bardziej zwolniła kroku. Może jednak wyszedł, może poszedł

odwiedzić rodziców Agnes? Chodziły pogłoski, że bardzo oburzyli się postępkiem

córki i chcieli mieć Johana za zięcia. Cóż w tym dziwnego? Dawno ich nie widziała,

ale pamiętała, jak pęcznieli z dumy na ich weselu.

Doszła do bramy, już nie mogła się cofnąć. Zaczerpnęła powietrza i

przyśpieszyła kroku.

W tej samej chwili w bramie pojawiła się jakaś postać. Serce jej podskoczyło,

może to Johan? Wpatrywała się w ciemność, ale nie rozpoznała idącego. Ociągając

się, podeszła bliżej i zobaczyła mężczyznę w mundurze. To musiał być Torkild.

- Torkild? Stanął jak wryty.

- Kto tam?

- Elise. Mam ci coś do powiedzenia.

- Dobrze, że przyszłaś, Elise. Też zamierzałem z tobą porozmawiać.

Ton jego głosu kazał się jej zatrzymać. Torkild zbliżył się.

- Przychodzisz do Johana?

- Nie, do ciebie. Wczoraj wieczorem odwiedziła nas pewna dziewczynka.

Uciekła z sierocińca. Emanuel uznał, że powinnam cię o tym powiadomić. Armia

może dać znać zarządczyni, że dziewczynka jest w dobrych rękach.

- U was w domu?

- Nie, zaopiekowała się nią sekretarka majstra Paulsena, panna Johannessen.

Jest samotna i pragnie zająć się jakimś dzieckiem. Mam nadzieję, że będzie mogła ją

zatrzymać. Bałam się pójść na policję, by nie odesłali jej z powrotem do sierocińca.

- Ta dziewczynka ma na imię Jorund?

- Tak. To koleżanka szkolna Jenny. Torkild westchnął.

- Słyszałem o tym nieszczęściu. To dobrze, że jej pomogłaś, Elise. Wiem, że

cierpiała w sierocińcu, i bardzo pragnąłem znaleźć jej dobry dom.

Elise uśmiechnęła się z ulgą.

- Mam więc przekazać pannie Johannessen, że może ją zatrzymać?

- Myślę, że to da się załatwić - powiedział Torkild i urwał. - Wiem, że Anna

background image

chce się z tobą spotkać, ale przyjdź lepiej innego dnia.

- Przyszłam tylko po to, by powiedzieć ci o Jorund. Torkild znów milczał

przez chwilę.

- Rozumiem, że jest wam ciężko, Elise, ale musisz spojrzeć prawdzie w oczy.

Jesteś żoną Emanuela i ślubowałaś mu miłość aż do śmierci. To, co robicie z

Johanem, jest grzechem przeciwko Bogu. Wyjaśniłem Johanowi, że nie ma do ciebie

ż

adnych praw. Ty nie masz żadnych praw do niego. Rozwód to występek i kpina z

nakazów Kościoła. Co Bóg złączył, człowiek niechaj nie rozłącza, mówi Pismo.

Wasze wcześniejsze zaręczyny nie są żadnym usprawiedliwieniem. Stanęłaś z

Emanuelem przed ołtarzem i pozwoliłaś mu wziąć odpowiedzialność za dziecko w

twoim łonie, więc teraz nie możesz go opuścić. Trzeba było wtedy podjąć inną

decyzję.

Odwrócił się, by odejść.

- I nie utrudniaj życia Johanowi - dodał na odchodnym. - Musisz

zaakceptować swój los, bo sama go wybrałaś. Krew się we mnie burzy, gdy widzę, że

nadużywasz zaufania Emanuela i go oszukujesz. Wracaj do domu i przelej swą miłość

na tych, którzy jej potrzebują i za których jesteś odpowiedzialna. Przede wszystkim na

męża. Przypomnij sobie słowa Modlitwy Pańskiej: I nie wódź nas na pokuszenie.

Policzki Elise płonęły ze wstydu. Płacz zdławił jej gardło, odwróciła się i

szybkim krokiem ruszyła do domu. Zgrzeszyła z Johanem, nie tylko wobec Emanuela,

ale wobec Boga. Torkild miał rację. Ulegli pokusie.

Zwolniła dopiero wtedy, kiedy doszła do Arendalsgaten. Nagle przypomniała

sobie jakieś słowa, lecz nie pamiętała, kto je wypowiedział:

„Zginie ten, kto sprzeniewierzy się miłości”.

Stanęła w miejscu, wyprostowała się, czując, że wracają jej siły. Nie zrobili z

Johanem niczego złego. Złe było życie, które wiodła z Emanuelem, życie oparte na

kłamstwie i zdradzie. Emanuel da sobie radę bez niej, ma wielki dom i zamożnych

rodziców. Da sobie radę. Bez niej.

W tej samej chwili dostrzegła małą postać podążającą szybko ulicą

Maridalsveien. Zbliżała się do latarni, to było dziecko, mały chłopiec, cienko ubrany,

bez czapki na głowie. W taki mróz to szaleństwo.

I nagle zaparło jej dech. Rozpoznała sylwetkę i serce zamarło jej z przerażenia.

Wielki Boże, to Peder!

Dostrzegł ją i zaczął krzyczeć z oddali: - Elise! Elise!

background image

Był zdyszany, pewnie wypadł na mróz i biegł całą drogę.

- Wracaj do domu! Stało się coś strasznego!


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 19 U Twego Boku
Ingulstad Frid Saga Wiatr nadziei 19 U twego boku
(Wiatr nadziei 39) Zakazany owoc Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 27) Lalka z Ameryki Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 16) Zakazane spotkania Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 06) Straż graniczna Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 30) Na tropie Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 20) Kocia mama Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 03) Ludzkie gadanie Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 07) Chude lata Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 38) Poza prawem Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 23) Babie lato Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 29) Dzień sądu Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 08) Nowe życie Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 01) Złota broszka Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 02) Noc zimowa Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 13) Więzy rodzinne Frid Ingulstad

więcej podobnych podstron