FRID INGULSTAD
BABIE LATO
1
Ringstad, lato 1908 roku
Elise wpatrywała się w krajobraz za oknem pociągu. W jej głowie kłębiły się przeróżne
myśli. Nieoczekiwany zwrot wydarzeń... napisał w telegramie jej teść. Co to mogło oznaczać?
Koniec?
Przeszedł ją dreszcz. Sądziła, że Emanuel był w dużo lepszej formie, Paul Georg Schwencke
też to zauważył. Nie wróciłby do majątku, gdyby nie ich kłótnia po tym, jak Kristian, jak im się
zdawało, wyjechał do Ameryki, a w każdym razie nie przed nastaniem jesiennych chłodów i
krótkich dni. Przez ten czas, kiedy był w domu na Hammergaten, czuł się dobrze. Zaangażował się
w prowadzenie interesów i każdego dnia zadowolony wyruszał do sklepu. Aż do tego sobotniego
popołudnia, kiedy ona udała się do Enerhaugen, aby odwiedzić Olaug, a on po jej powrocie do
domu był w wyraźnie złym humorze. I do tej pamiętnej niedzieli dzień później, kiedy Kristian
zniknął, a ona winą za to obarczyła Emanuela.
Ponownie przeszły ją ciarki po plecach. Czy to kłótnia między nimi spowodowała
pogorszenie jego stanu zdrowia? Nieoczekiwany zwrot wydarzeń, to chyba nie mogło oznaczać nic
innego? Emanuel już wcześniej mówił, że się dziwnie czuje i obawia się, że zaczyna wariować.
Zamyślona potrząsnęła głową. Pan Ringstad nie użyłby takich słów, gdyby nie uważał, że
waży się ludzkie życie.
Hugo i Jensine byli całkowicie pochłonięci widokiem za oknem i krzyczeli z radości na
widok krów, koni i owiec, pasących się na polu. Chłopcy byli jednak zadziwiająco milczący. Nawet
Peder.
Spojrzała na niego.
- O czym myślisz, Pederze?
- O Emanuelu.
Nic na to nie odpowiedziała w nadziei, że sam zechce mówić dalej.
- Jeśli on umrze, to może być nasza wina. Zdecydowanie potrząsnęła przecząco głową.
- To nieprawda, nie mogliśmy nic poradzić na to, że zachorował.
- Racja, ale na to, że się denerwował, mogliśmy. Gdybyśmy zawsze robili, jak kazał, nie
denerwowałby się tak, a wtedy ludzie żyją dłużej.
- Kto ci to powiedział?
- Pani Jonsen. Powiedziała tak przed naszym wyjazdem, powiedziała, że zawsze strasznie
hałasowaliśmy i nic dziwnego, że Emanuel był przemęczony.
Elise poczuła, jak wzbiera w niej gniew.
- Tu się pani Jonsen myli. Emanuel lubił pracę w sklepie. Zawsze był wesoły i
podekscytowany, kiedy rozmawiał z panem Schwencke.
- No, sama widzisz, kiedy rozmawiał z dorosłymi, był wesoły, ale kiedy rozmawiał z nami,
to się denerwował. Wtedy zalewa człowieka żółć, a to jest jak trucizna, która roznosi się po całym
ciele, tak powiedziała pani Jonsen.
Elise poczuła, że jej poirytowanie przybiera na sile. Jak jakakolwiek dorosła osoba mogła
powiedzieć coś takiego dziecku? Obwiniać je o chorobę drugiego człowieka?
- To nieprawda! - Sama usłyszała, jak ostrym tonem to powiedziała.
- Chcesz powiedzieć, że pani Jonsen kłamie?
- Nie, po prostu sama do końca nie wie, jak to jest.
- Czyli jest głupia, tak?
Elise nic na to nie odpowiedziała, tylko mocno zacisnęła usta. Równocześnie jej spojrzenie
powędrowało w stronę Kristiana. Siedział z lekko pochyloną głową i wpatrywał się prosto przed
siebie. Wydawało się, że nie zwraca uwagi na jej rozmowę z Pederem. Czy on też miał równie
gorzkie myśli i obwiniał się o to, że stan Emanuela się pogorszył, bo nie chciał go wcześniej
przeprosić? To Emanuel zachował się nierozsądnie, ale dzieci, nawet trzynastoletnie, nie mogły tak
myśleć. Każdy dorosły poparłby w tej sytuacji Emanuela, jedynie ona stanęła po stronie Kristiana.
Zdanie dorosłych stanowiło prawo, tego nauczano w szkole i praktykowano w domach. Jak
wyglądałoby życie Kristiana, gdyby nie przyswoił sobie tej reguły? Nauczyciele w szkołach
używali zarówno trzcinki, jak i innych metod karania, tam nikt nie pytał, czy uczeń ma rację, czy
też nie.
- Kristianie, ty też nie możesz tak myśleć.
Podniósł na nią wzrok, a w jego oczach widać było cierpienie. Miała nadzieję, że coś powie,
podzieli się z nią tym, z czym się zmagał, on jednak milczał.
- Nikt z nas nie może nic poradzić na to, co się stało, nie masz się, o co obwiniać.
Kristian nadal milczał. Miała wrażenie, że był odmiennego zdania.
Evert odwrócił się w jej stronę.
- Nic nie da, że będziesz tak mówić, wiesz, Elise? On sam wie, że źle postąpił.
- Ale to Emanuel nie dotrzymał słowa, kiedy najpierw obiecał Kristianowi, że będzie mógł
zagrać w piłkę tamtej soboty, a potem zmusił go, by zamiast tego stanął za ladą.
- To dorośli decydują. - Evert nie pozostawił wątpliwości co do tego, które z nich miało
rację.
Elise westchnęła w duchu.
- W takim razie to ja źle postąpiłam wobec Emanuela i za to poproszę go o wybaczenie.
Więcej o tym nie rozmawiali, ale zarówno Peder, Ebert, jak i Kristian byli przez resztę
podróży poważni i milczący.
Na stacji nikt na nich nie czekał. Rozejrzeli się dookoła. Na niektórych pasażerów czekały
furmanki zaprzęgnięte w konie, inni ruszali w drogę pieszo. Na koniec zostali na peronie sami.
Kristian raz jeszcze rozejrzał się dookoła.
- Nie wysłałaś telegramu, że przyjeżdżamy?
- Nie. Sądziłam, że się domyślą, że przyjadę dzisiaj pierwszym pociągiem.
- Dlaczego? Może pomyśleli, że nie będziesz mogła przyjechać od razu.
- Kiedy dostaje się taki telegram, rusza się w drogę natychmiast. No cóż, chłopcy, w takim
razie musimy iść pieszo.
- Na piechotę? Aż tak daleko?
- Doszliście do ruin w dolinie Maridalen w wieczór świętojański, więc dacie radę i teraz.
Włożyli walizkę do wózka, posadzili na niej Jensine i wyruszyli w drogę. Upał powrócił i na
niebie nie było widać ani jednej chmurki. Już po krótkiej chwili poczuła, że ubranie lepi jej się do
ciała. Chłopcy narzekali na gorąco i pościągali koszule, a Hugo zaczął marudzić już po przejściu
niewielkiego kawałka drogi. Wtedy nadjechał wóz. Powożący nim mężczyzna zapytał, dokąd idą,
po czym zabrał ich walizkę, mimo że sam nie miał zbyt wiele miejsca. Hugo mógł w końcu wsiąść
do wózka razem z Jensine.
Elise miała na sobie niebieską sukienkę z cienkiej wełny, która wcześniej należała do Signe.
Na szczęście dzięki halce sukienka nie przylepiała się do pleców, miała jednak długie rękawy, przez
które teraz było jej gorąco. Ciemne pończochy również były zbyt grube, ale nie miała innych. Czuła
ogromną chęć, aby zdjąć z głowy kapelusz, jednak nie odważyła się tego zrobić. Co powiedziałaby
teściowa, gdyby zobaczyła ją idącą bez nakrycia głowy?
Peder zaczął kuleć.
- Zrobiły mi się odciski na piętach, mam za ciasne buty. Elise nic na to nie odpowiedziała.
Cała trójka wyrosła tego lata,
zauważyła to po ich butach, spodniach i kurtkach. Peder mógł odziedziczyć ubrania po
swoim starszym bracie, ale co z Kristianem i Evertem?
- Postaraj się jakoś wytrzymać, Pederze. Albo może wolałbyś ściągnąć buty i przez chwilę
iść boso? Tylko musisz pamiętać, żeby założyć je z powrotem, kiedy będziemy zbliżać się do alei.
Zrobił, jak powiedziała, i szedł dalej z butami w jednej ręce, a koszulą w drugiej.
Jensine nagle zaczęła krzyczeć. Elise się zatrzymała.
- Co się stało, Hugo? Znowu ją uszczypnąłeś?
- To ona mnie uszypła.
- Chcesz powiedzieć uszczypnęła? Pamiętaj, co tata powiedział, musisz nauczyć się ładnie
mówić.
Kristian obrzucił ją surowym spojrzeniem.
- Dlaczego Hugo nie może gadać jak inne dzieci?
- Ponieważ Emanuel tak powiedział, sami zgodziliście się niedawno, że to dorośli decydują.
- Ale ty nigdy nas nie poprawiałaś, kiedy gadaliśmy jak inne dzieciaki na ulicy.
- Myślałam, że kiedy dorośniecie, będziecie mówić jak ja i Hilda.
- Kłamiesz. Nie chciało ci się po prostu.
- Kristianie, daj spokój. - Spojrzała na niego, marszcząc czoło. Co mu się dzisiaj stało?
Zazwyczaj się tak nie zachowuje.
Evert również szedł boso i razem z Pederem pobiegli przodem, podczas gdy Kristian szedł
milczący i nadąsany obok niej. W końcu napięcie ustąpiło.
- Myślisz, że się spóźnimy?
A więc o to chodzi, pomyślała. Bal się, że nie będzie miał możliwości przeprosić Emanuela.
Te myśli dręczyły go pewnie od momentu nadejścia telegramu. To wskazywałoby również, że w
głębi ducha czuł, że to on, a nie Emanuel, postąpił źle. Zawstydziła się. Kristian był tylko
dzieckiem, ona była dorosła, a jednak to on miał surowsze poczucie sprawiedliwości niż ona.
Trudno jej było pogodzić się z myślą, że dorastał i oddalał się od niej, stawał się
samodzielny, zaczynał myśleć na własną rękę i miał własne poglądy. Wcześniej ślepo ufał temu, co
mówiła ona.
Przyspieszyła kroku. Nagle ogarnął ją ten sam niepokój, co Kristiana. Oby tylko nie
przybyli za późno!
W końcu przed jej oczami pojawiła się długa aleja prowadząca do gospodarstwa.
Mężczyzna z wozu zostawił ich walizkę na jej początku. Peder i Evert stanęli i założyli buty. Peder
odwrócił się w jej stronę.
- Mam dziurę w skarpecie i mam brudne nogi.
- Trudno, Pederze. - Była zmęczona, brakowało jej tchu i cała była mokra od potu. - Nikt
pewnie nie zauważy dziury, jeżeli będziesz miał na sobie buty, wytrzyj najpierw stopy, żebyś nie
naniósł do butów piachu i trawy.
- Dziura jest taka duża, że widać ją na zewnątrz.
- Mówiłam już, trudno. Chyba nie oczekujesz, że przysiądę teraz w rowie i zacznę ci
cerować skarpety? Mogłeś mi o tym powiedzieć wczoraj wieczorem.
- Wtedy był u nas pan dżentelmen. - Na jego twarz natychmiast wystąpił uśmiech. -
Myślałby kto, że on nie jadł naleśników od dwudziestu lat. Jego kucharka pewnie jest tępa jak but.
- No i tyle zjadł, że już myślałem, że dla nas nic nie zostanie - dodał Evert.
Elise uśmiechnęła się.
- Sądzę, że to miło, że w końcu dla odmiany my mogliśmy zrobić coś dla niego, on zawsze
jest dla nas taki dobry.
Peder popatrzył nią zdziwiony.
- Dlaczego on jest dla nas taki dobry?
- Wydaje mi się, że to z twojego powodu, to ty go pierwszy poznałeś.
- No tak, ale dlaczego teraz, to znaczy, dlaczego wciąż jest taki miły?
- Może się kocha w Elise? - zaśmiał się Evert.
Kristian bez cienia uśmiechu na twarzy popatrzył po kolei na każde z nich.
- Zastanawiam się, dlaczego był przy sklepie właśnie wtedy, kiedy przyjechała policja, i jak
mógł się dowiedzieć o pędzeniu bimbru?
Elise spojrzała na niego poważnym wzrokiem.
- Myślę, że zrobiło mu się nas żal, bo sami musieliśmy się wszystkim zajmować. Dlatego
zaczął sprawdzać, jak się sprawy mają. Udało mu się przekonać policję, że to niemożliwe, żebyśmy
- Emanuel czyja - cokolwiek wiedzieli o tym, co się działo, i polecił swemu adwokatowi zająć się
wszystkimi sprawami. Gdyby nie jego pomoc, mogliśmy zostać aresztowani za współudział przy
nielegalnej sprzedaży alkoholu,
- My nic nie wiedzieliśmy o tym, co oni robili.
- Owszem, ale nie ma pewności, czy policja uwierzyłaby naszym słowom. Ludziom takim,
jak my, nie wierzy się równie łatwo, jak tym, którzy mieszkają po drugiej stronie rzeki.
Powinniśmy dziękować panu Wang-Olafsenowi, że udało nam się wyjść z tego bez szwanku. Poza
tym sam wspomniałeś wcześniej, że podejrzewałeś ich o jakąś nielegalną działalność, wtedy
powinniśmy byli zgłosić to policji.
Kristian nic nie odpowiedział, ale Elise widziała, że zrozumiał, co chciała powiedzieć.
Pederowi i Evertowi udało się w końcu założyć skarpety i buty i mogli pójść dalej.
Elise czuła, jak ściska jej się żołądek. Mimo że pani Ringstad była dla niej ostatnio miła,
może się zdarzyć, że powodowana lękiem i troskami, zacznie ją bezpodstawnie krytykować i oskar-
żać o różne rzeczy.
Potrząsnęła głową w zamyśleniu. Nie było pewności, że rzeczy mają się aż tak źle, jak by to
wynikało z telegramu. Możliwe, że Emanuel miał gorszy dzień, jego rodzice przestraszyli się i
nadali telegram, nie czekając na rozwój sytuacji.
Na podwórzu nie było żywej duszy. Wszystkie okna i drzwi były zamknięte, cały dom
zdawał się dziwnie opustoszały i porzucony.
Peder zatrzymał się i odwrócił w jej stronę.
- Chyba nie ma nikogo w domu.
- Niemożliwe. Nie mogli nigdzie pojechać, kiedy z Emanuelem jest tak źle.
- Może on nie żyje i już go pogrzebali.
- Cicho, Peder! - Posłała mu groźne spojrzenie. - Nie wolno ci tak mówić.
Weszła po schodach i zapukała do drzwi. Upłynęła dłuższa chwila, ale w końcu usłyszeli
zbliżające się kroki.
Były to kroki pani Ringstad. Jej twarz była poszarzała. Na ich widok otworzyła szeroko
oczy ze zdziwienia i wodziła wzrokiem od jednego do drugiego, wyraźnie przerażona.
- Wzięłaś ze sobą wszystkie dzieci?
Elise nie zdążyła nic odpowiedzieć, bo usłyszała głos pana Ringstada, który znalazł się tuż
za plecami swojej małżonki.
- Oczywiście, że musiała wziąć ze sobą dzieci, co innego mogła z nimi zrobić? - powiedział
i wyszedł na zewnątrz. Zbiegł po schodach i podniósł Hugo do góry. - Witaj, Hugo, witaj, Jensine,
witajcie chłopcy, dobrze znowu was wszystkich widzieć.
W tym samym momencie pojawiła się gosposia. Pani Ringstad zwróciła się do niej: -
Zabierz wszystkich do kuchni, Olaug, daj im coś do jedzenia i przypilnuj, żeby nie rozrabiali. -
Potem odwróciła się ponownie do Elise. - Chodź z nami na górę, ale musisz być przygotowana na
to, że możesz przeżyć szok, niemalże nie sposób go rozpoznać. - Wydała z siebie urwany szloch i
chwyciła chusteczkę, którą miała w kieszeni fartucha.
Elise poszła za nią z bijącym sercem.
W pierwszej chwili po wejściu do sypialni, którą Emanuel kiedyś dzielił z Signe, a potem z
nią, wydało się, że Emanuel już nie żyje. Leżał w łóżku, trupioblady, z zamkniętymi oczami i
rozchylonymi wargami. Nawet kiedy pani Ringstad cicho do niego podeszła, pogłaskała go po
policzku i powiedziała szeptem, że przyjechała Elise, nie było po nim widać żadnej reakcji.
Jego dłonie, leżące na kołdrze, były niemal równie białe, jak ozdobiona haftami poszwa.
Wąskie, blade i szczupłe, jak dłonie osoby pracującej w biurze, pomyślała Elise, zupełnie inne niż
zgrubiałe ręce przywykłe do pracy fizycznej, jakie miał jego ojciec. Emanuel nigdy by się nie nadał
na pracy na roli, nigdy zresztą tego nie pragnął.
Podeszła cicho do łóżka.
- Emanuelu? To ja, Elise.
Jego powiela nawet nie drgnęły, nie przymknął też ust. Pani Ringstad posłała w jej stronę
zrozpaczone spojrzenie.
- Widzisz? To się stało po tym, jak otrzymał ten straszny telegram, on odebrał mu chęć do
życia! - Wybuchła płaczem i zakryła twarz rękami.
- Jaki telegram?
- O tym, że jego najlepszy przyjaciel jest oszustem, który podstępem nakłonił jego subiekta
do nielegalnej sprzedaży alkoholu. - Jej wypowiedź przerywana była urywanymi szlochami.
Elise poczuła, jak ogarnia ją ulga. Była w takim razie nadzieja, że Kristian przestanie się
obwiniać.
- Emanuel nie mógł przecież temu zaradzić, my nic nie wiedzieliśmy o tym, czym oni się
zajmowali - próbowała zaoponować.
- Mimo tego bardzo się tym wszystkim przejął. Pan Schwencke był według jego słów jego
najlepszym przyjacielem i nigdy nie przyszłoby mu do głowy, że może zrobić coś podobnego.
Elise miała na ten temat swoje zdanie, ale nie powiedziała tego głośno. Emanuel i ona
często się zastanawiali, skąd Schwencke bierze takie pieniądze. Musiało mu przyjść do głowy, że
pochodziły z jakiejś nielegalnej działalności.
Pani Ringstad wysmarkała nos.
- On nie był sobą, od kiedy wrócił do majątku. Domyśliłam się, że między wami musiało
zajść jakieś nieporozumienie, ale on nie chciał powiedzieć, czego ono dotyczyło. Przez jakiś czas
wspominał o powrocie do Kristianii, ale wtedy odwiedził go Carl Wilhelm Wang-Olafsen, jeden z
jego znajomych ze Straży Granicznej przy Kongsvinger. Prowadzili ze sobą długie, poważne
rozmowy i Emanuel postanowił zaczekać i jeszcze raz to przemyśleć. Wydaje mi się, że taka była
rada jego przyjaciela.
Elise się zdziwiła. Dlaczego Carl Wilhelm miałby odradzać Emanuelowi powrót do domu
do Kristianii? Czyżby Emanuel opowiedział mu o gniewie Kristiana i o tym, że ona wzięła stronę
brata? Czy Carl Wilhelm zgodził się, że nie warto żyć z taką żoną?
Rozległo się pukanie do drzwi i do środka zajrzał pan Ringstad. - Marie, myślę, że powinnaś
pozwolić Elise zostać z nim na chwilę sam na sam.
Pani Ringstad przerażona podniosła wzrok. - Ale co, jeżeli...
- To się nie stanie tak szybko, doktor nie był nawet pewien, czy sytuacja jest aż tak
poważna, jak się obawiamy.
Pani Ringstad posłuchała, acz z wahaniem i niechętnie. Elise poczuła ulgę na odgłos drzwi,
które się za nią zamknęły.
Wzięła do ręki dłoń Emanuela, była ciepła, ale bezwładna.
- Wszyscy tu jesteśmy, Emanuelu, chłopcy, Hugo i Jensine, i ja. Nagle spostrzegła, że
otworzył oczy i zamknął usta, ale nie popatrzył wprost na nią.
- Dzisiaj przyjechaliście? - spytał słabym głosem, ale widać było, że jego umysł był
niezmącony chorobą.
- Tak, przed chwilą.
Zaległa cisza. Oddychał z wysiłkiem i najwyraźniej nie miał sił powiedzieć nic więcej. Ona
też nie wiedziała, co ma powiedzieć. Czy rozumiał swą sytuację? Zdawał sobie sprawę z tego, że
być może wkrótce umrze? Na jego twarzy, w okolicy ust i wokół zapadniętych oczu pojawił się
obcy wyraz. Przepełniało ją bezgraniczne współczucie, pomieszane z poczuciem winy oraz
przerażeniem tym, że nie czuła prawdziwego żalu i bólu. On był jej prawowitym mężem, ojcem jej
jedynej córki, ojczymem Hugo i opiekunem chłopców. Trzy lata temu przysięgli sobie miłość i
szacunek, póki śmierć ich nie rozłączy, a ona siedziała teraz, nie czując nic prócz przedziwnej
pustki.
- Przykro mi, Emanuelu, z powodu wszystkiego. Ponownie zamknął oczy, nie była pewna,
czy słyszy jej słowa.
- Wiem, że postąpiłam wobec ciebie niesprawiedliwie, powinnam była zażądać, by Kristian
cię przeprosił.
Nic nie wskazywało na to, by jej słowa robiły na nim jakiekolwiek wrażenie. Być może
duchem przebywał już gdzie indziej. Pomimo tego ciągnęła:
- Chłopcy zwrócili mi na to uwagę podczas naszej podróży pociągiem do Ringstad. Evert
powiedział, że to dorośli decydują. Kristian siedział milczący i nieszczęśliwy, on żałuje tego, co
zrobił.
Nadal nie było widać żadnej reakcji ze strony Emanuela.
Uścisnęła jego dłoń.
- Ja też żałuję. Niedobrze, że rozstaliśmy się w niezgodzie. Pomyślałam później, że miałeś
rację, dobrze wychowane dziecko nie powinno próbować uciekać z domu.
Rozległo się ciche pukanie do drzwi i do środka zajrzał pan Ringstad.
- Elise, czy Kristian może do was wejść? Wypuściła dłoń Emanuela i podniosła się z
miejsca.
- Oczywiście.
Kristian był blady, a jego ruchy mechaniczne. Powoli, nie podnosząc wzroku, podszedł do
łóżka. Pan Ringstad ponownie zniknął za drzwiami.
- Usiądź tu na krześle koło łóżka - powiedziała to tak serdecznym tonem, jak tylko umiała. -
Ma zamknięte oczy, ale wydaje mi się, że słyszy, co do niego mówimy.
Posłał jej bezradne spojrzenie.
- Zostaniesz tu ze mną?
- Zależy, co wolisz.
Przez chwilę zdawało jej się, że będzie ją błagał, aby została, ale jego spojrzenie ponownie
powędrowało w stronę Emanuela.
- Możesz zaczekać na zewnątrz, jeśli chcesz. Nie musisz zamykać drzwi.
Zrobiła, jak powiedział, i bezgłośnie opuściła pokój. Stanęła na zewnątrz, nieznacznie tylko
przymykając za sobą drzwi.
- Emanuelu? - głos Kristiana zabrzmiał głośno i wyraźnie, jakby obawiał się, że Emanuel
ma problemy ze słuchem. - Przepraszam. - Z pokoju dobiegł urwany szloch.
Uchyliła szerzej drzwi i zajrzała do środka. Kristian siedział z pochyloną głową, a po jego
policzkach spływały łzy.
- Ucieszyłem się, kiedy zostałeś moim tatą, i rozumiem, dlaczego byłeś surowy - zapłakał
ponownie. - Dziękuję, że zechciałeś mnie wychowywać.
Nagle zobaczyła, że Emanuel powoli wyciąga dłoń, szuka po omacku jego ręki i bierze jego
dłoń w swoją.
Kristian siedział całkiem cicho i płakał bezgłośnie. Wydawało jej się, że dostrzega, jak
wargi Emanuela się poruszają, ale nie była w stanie usłyszeć jego słów. Kristian skinął głową, przez
co pojęła, że on go zrozumiał.
Na schodach rozległy się kroki. Odwróciła się i zobaczyła zbliżającego się pana Ringstada
razem z Pederem i Evertem. Byli boso i szli cicho na palcach. Żałowała, że Peder nie ściągnął też
skarpet, teraz pani Ringstad pewnie zauważy tę wielką dziurę.
- Są tu jeszcze dwie osoby, które chciałyby się pożegnać - powiedział jej teść niewyraźnie.
Skinęła głową i szepnęła: - Kristian jest w środku. Ostrożnie otworzył drzwi.
Kristian zobaczył ich i powiedział: - Przyszli Peder i Evert. - Emanuel wypuścił jego dłoń, a
on bezgłośnie wstał z miejsca. Zauważyła, że był bardziej wyprostowany, wychodząc z pokoju, niż
kiedy tam wchodził.
Peder spojrzał na nią.
- Nie wejdziesz z nami, Elise? Skinęła głową.
- Dobrze, wejdę razem z wami. Pan Ringstad podszedł do Kristiana.
- Widział cię? - spytał.
Kristian przytaknął. - Słyszał, co mówiłem i rozmawialiśmy.
- To całkiem nieźle, może wracają mu siły?
Do Elise nie dotarła odpowiedź Kristiana, podeszła już za Pederem i Evertem do łóżka.
Chłopcy byli sztywni i widać było, że się boją. Pierwszy raz stali przy umierającym i robiło
to na nich wielkie wrażenie. Przez chwilę wpatrywali się w niego bez słowa.
Emanuel znowu miał zamknięte oczy i leżał nieruchomo. Nie wiedziała, czy dotarło do
niego, że tu są.
- Emanuelu, Peder i Evert są tutaj. Leżał zupełnie cicho.
- Oni również chcieliby prosić cię o wybaczenie. Nadal nie było widać żadnej reakcji.
Nagle Peder rzucił się z płaczem na łóżko.
- Nie chcę, żebyś umarł! - zaszlochał głośno i przeraźliwie. - Byłeś dla nas taki dobry,
zabrałeś nas do Tivoli, kupiłeś choinkę do domku majstra i podarowałeś nam prezenty na
Gwiazdkę. Już nigdy więcej nie będzie choinki, bo teraz sklep jest zamknięty i nie uda mi się już
wcisnąć nikomu cukierniczek, nie wiadomo, czy Elise napisze jeszcze jakąś książkę, bo teraz
napisała już o wszystkich ludziach, których znamy.
Elise próbowała go uspokoić.
- Cicho, Pederze, nie wolno ci tak dużo mówić, to jest męczące dla Emanuela.
Peder już miał wstać, kiedy Emanuel uniósł bezwładną dłoń i położył ją na jego głowie.
Peder leżał nieruchomo, bez słowa, tylko jego ciałem od czasu do czasu wstrząsał szloch.
Dłoń Emanuela ponownie ześliznęła się na kołdrę. Peder wstał, teraz była kolej Everta.
Evert ukłonił się uroczyście.
- Przepraszam. I dziękuję, że wziąłeś mnie ze sobą na Hammergaten, Emanuelu.
Elise nie od razu zrozumiała, o czym on mówi, dla niej Evert był jednym z nich.
Emanuel zdawał się mieć trudności z uniesieniem ręki po raz kolejny, ale udało mu się w
końcu przesunąć ją do Everta i wziąć go za rękę.
Elise poczuła, jak ściska ją w gardle i piecze pod powiekami. Wcześniej wstydziła się swej
nieczułości, teraz za to miała ochotę rzucić się na łóżko Emanuela i zapłakać tak samo, jak
wcześniej Peder.
Emanuel wypuścił dłoń Everta, ale nie potrafił już przysunąć ręki do siebie. Zobaczyła, że
jego wargi się poruszają, ale nawet gdy nachyliła się bliżej, nie była w stanie zrozumieć jego słów.
Przez dłuższą chwilę stali razem w milczeniu i wpatrywali się w niego.
Nagle zaczął dziwnie oddychać. Poczuła, że zbliża się koniec, i szeptem powiedziała
chłopcom, żeby poszli po pana i panią Ringstadów.
Po niedługiej chwili przyszli rodzice Emanuela, a chłopcy zostali na dole w kuchni u Olaug.
Elise odwróciła się do rodziców Emanuela, a po jej policzkach spływały łzy.
- Wydaje mi się, że zbliża się koniec - szepnęła.
Pani Ringstad usiadła na krawędzi łóżka i wzięła do ręki dłoń Emanuela. Elise i pan
Ringstad stali obok. Elise nie miała już wątpliwości, że jej mąż właśnie kona.
- A więc stało się to, czego się obawialiśmy - powiedział jej teść tonem, którego nigdy
wcześniej nie słyszała.
- Cicho - odpowiedziała zduszonym od płaczu głosem pani Ringstad. - On słyszy, co
mówisz.
Usłyszeli jeszcze kilka wydechów, po czym nastała cisza. Elise nie mogła oderwać od niego
wzroku. Emanuel nie żył.
2
Pani Ringstad z rozpaczy odchodziła od zmysłów. Służące pomogły jej dojść do sypialni i
położyć się do łóżka, a Elise z teściem poszli do chłopców. Posłano po doktora, jak również po
kobietę ze wsi, która miała pomóc przy przygotowaniu zwłok do pogrzebu.
Peder płakał, ale Evert i Kristian byli poważni i milczący. Olaug zabrała Hugo i Jensine do
obory, żeby popatrzyli na zwierzęta.
- Powiedz nam teraz, co ci powiedział - poprosił pan Ringstad tak zmienionym głosem, że
Elise odwróciła się na dźwięk jego słów. Ogarnął ją strach, nigdy wcześniej nie widziała tak
udręczonej twarzy. Mężczyzna w ciągu jednej chwili stał się starcem. Emanuel był jego jedynym
dzieckiem i z czasem miał przejąć majątek. Teraz pan Ringstad nie miał już nikogo.
Nikogo, prócz wnuków, pomyślała, ale natychmiast przepędziła od siebie tę myśl.
- Mówił tak cicho, że prawie nie słyszałem, co powiedział - zaczął Kristian zadziwiająco
spokojnym głosem. - Przeprosiłem go i wydaje mi się, że wtedy powiedział, że mi wybaczył.
Pan Ringstad nie odrywał od niego wzroku.
- Czy miałbyś coś przeciwko temu, by powiedzieć mi, czego dotyczył wasz spór?
Kristian posłał Elise pytające spojrzenie. Skinęła głową, po czym on zaczął nieskładnie i z
wyraźnym wstydem opowiadać o tamtej pamiętnej sobocie i o tym, co zdarzyło się potem. Gdy
dokończył swą opowieść, wokół kuchennego stołu zapanowała całkowita cisza.
Elise spojrzała ukradkiem na swego teścia i dostrzegła, że miał zaszklone oczy.
- Chcesz powiedzieć, że Emanuel najpierw obiecał ci, że będziesz mógł zagrać w piłkę, a
potem zażądał, żebyś zamiast tego stanął za ladą? W sobotni wieczór?
Kristian zaczął niespokojnie wiercić się na swym miejscu i przytaknął, odwracając od niego
wzrok.
- Zdenerwowałem się, mimo że wiedziałem, że Emanuel ma prawo tak postanowić.
Powiedział, że jeżeli nie będę robić tego, co on każe, będę musiał wrócić do matki do Kjelsås albo
znaleźć sobie inne miejsce do mieszkania. Matka nie dałaby rady z większą liczbą dzieci w domu i
nie wiem, gdzie indziej mógłbym się podziać, dlatego pomyślałem, że mógłbym wyjechać do
Ameryki. - Głos mu się załamał. - Nie mogę zrozumieć, dlaczego go po prostu nie przeprosiłem.
Elise poczuła, że za chwilę wybuchnie płaczem i pospiesznie poszukała chusteczki.
- To była w równym stopniu moja wina. Wzięłam stronę Kristiana i pokłóciłam się o to z
Emanuelem. On powiedział, że odbieram mu prawo bycia głową domu, a ja odpowiedziałam, że
zawsze byłam odpowiedzialna za chłopców. Żadne z nas nie chciało ustąpić. On wrócił tutaj w
gniewie, oczekując, że będę żałować moich słów i go przeproszę. Gdybym nie była taka uparta, być
może jego stan nie uległby pogorszeniu. - Powiedziawszy to, wybuchła płaczem i zakryła twarz
dłońmi.
Wokół stołu ponownie zapadła cisza. Chłopcy wyglądali na przerażonych, widząc, że się
załamała, ona, która zawsze była tą silną. Nie potrafiła jednak powstrzymać łez.
Usłyszała skrzypnięcie krzesła o podłogę i po krótkiej chwili poczuła ciężar wielkiej dłoni
na swym ramieniu. Pan Ringstad zamienił się miejscami z Pederem.
- Coś ci chcę teraz powiedzieć, Elise - zaczął zachrypniętym głosem, ściskając jej ramię w
pocieszającym geście. - Ani ty, ani Kristian czy Marie, lub ja sam nie mogliśmy nic poradzić na to,
co się stało. Od dawna wiedziałem, że choroba Emanuela jest śmiertelna.
Zamilkł, zrozumiała, że musiał z wysiłkiem przełknąć ślinę, aby powstrzymać płacz, zanim
dał radę mówić dalej.
- Nasz doktor jest nadzwyczajnie biegły w swym rzemiośle i ma kontakty z lekarzami w
Niemczech. Był dosyć pewien swej diagnozy w przypadku Emanuela, ale sztuka lekarska nie zaszła
jeszcze na tyle daleko, by można to było udowodnić. Nie mamy lekarstw, które mogłyby mu
pomóc, a jako że choroba rozwijała się tak szybko, miał przed sobą trudny okres. Stopniowo
traciłby władanie w innych częściach ciała, a na koniec miałby spore kłopoty z oddychaniem. Wiele
zostało mu oszczędzone przez to, że śmierć nadeszła tak nagle.
Ponownie zamilkł.
Kristian podniósł się z miejsca.
- Mogę wyjść na zewnątrz?
- I ja też? I Evert? - zapytał błagalnym tonem Peder. Elise skinęła potakująco głową. Pan
Ringstad również się zgodził.
- Moim zdaniem to dobry pomysł. Wyjdźcie na świeże powietrze i pobiegnijcie na pole
popatrzeć na nowe źrebaki!
Nie zwlekając, zrobili, jak mówił.
Gdy zostali sami, Elise otarła oczy i spojrzała na teścia.
- Myślisz, że to samo stałoby się, gdyby nie ożenił się ze mną?
Pan Ringstad uśmiechnął się przez łzy i pogłaskał ją po policzku. - Czas spędzony z tobą był
najlepszym okresem w jego życiu, Elise, a on mimo to zmarnował szczęście, które w końcu udało
mu się znaleźć. Gdybyś tylko wiedziała, jak bardzo się zastanawiałem nad tym dlaczego. W moich
oczach on był uosobieniem nieszczęścia, jedyna słuszna decyzja, jaką kiedykolwiek podjął, to
oświadczenie się tobie.
Znowu zamilkł, poruszył się niespokojnie i zdawało się, jakby chciał powiedzieć coś więcej,
ale nie miał pewności, czy to było właściwe. - Zakładam, że opowiedział ci trochę o swym
dzieciństwie.
Skinęła głową, rozumiejąc, do czego zmierzał. Prawdopodobnie próbował zasugerować, że
trudne usposobienie matki i jej niedorzeczne zachowanie wpłynęły na Emanuela.
Znowu uścisnął jej ramię.
- Będziemy trzymać się razem, Elise. Ja i tak nie przypuszczałem, że Emanuel zechce
przejąć gospodarstwo. Marie nieustannie wierzyła, że on zmieni zdanie i wróci do nas, ja sam
jednak porzuciłem tę myśl. On nie jest, to znaczy, nie był, stworzony do pracy na roli, nie nadawał
się do prowadzenia gospodarstwa, nie przepadał też za pracą w biurze.
Westchnął ciężko. Elise wytarła łzy.
- Masz rację, ale sądzę, że nadawał się do prowadzenia interesu. Szkoda, że natknął się na
nieuczciwych ludzi.
Teść posłał jej badawcze spojrzenie.
- Czy on nigdy nie miał żadnych wątpliwości co do tego kolegi?
- Owszem, oboje mieliśmy pewne podejrzenia. Wydawało nam się to dziwne, że miał tyle
pieniędzy, bo w jego sklepie nie było widać wielu klientów. Narzeczona pana Schwenckego
skontaktowała się nawet ze mną, by powiedzieć, że jej zdaniem w sklepie mogą być prowadzone
jakieś brudne interesy. Emanuel jednak sądził, że ona chce go oczernić, ponieważ chciał zakończyć
ich związek. Ostatnim razem, kiedy ponownie nabrałam podejrzeń, panu Schwenckemu udało się
mnie przekonać, że sprzedawał domową nalewką z agrestu i że to był chodliwy towar. Powiedział,
że agrest miał od gospodyni ze wsi. Teraz wiem, że w tych baniakach w jego magazynie
znajdowało się coś zupełnie innego.
Pan Ringstad powolnym ruchem potrząsnął głową. - Emanuel był naiwny, powinien był
zbadać sprawę za pierwszym razem, kiedy nabrał podejrzeń.
Oboje przez dłuższą chwilę siedzieli w milczeniu.
- Cieszę się, że mam ciebie i dzieci - powiedział cicho. - Hugo został zapisany w
kościelnych księgach jako prawowity syn Emanuela, a to oznacza, że teraz on jest dziedzicem
Ringstad.
Spojrzała na niego kątem oka i spytała ostrożnie: - Czy nie mówi się teraz o nowym prawie
dziedziczenia?
Posłał jej zadziwione spojrzenie. - Dlaczego o to pytasz?
- Czytałam gdzieś, że prowadzone są dyskusje nad nowym prawem, które zapewni dzieciom
z nieprawego łoża takie samo prawo do dziedziczenia, jakie mają dzieci ślubne.
- Myślisz, że syn Signe mógłby mieć pierwszeństwo przed Hugo? Przytaknęła.
- Och nie, dzięki Bogu to prawo nie zostało jeszcze uchwalone. Przewracałbym się w
grobie, gdyby syn tej czarownicy miał któregoś dnia przejąć gospodarstwo moich ojców.
- On jest synem Emanuela. Zauważyła, że jego twarz pociemniała.
- Jego bękartem, chcesz powiedzieć.
- Sam wiesz, jak został poczęty Hugo.
- Owszem. I wiem również, że Hugo ma uzdolnioną, prawą i przyzwoitą matkę, że ma
dwóch młodych wujków, których bardzo cenię, i młodszą siostrę, która jest córką Emanuela. Wiem
również, że jego matka pochodzi z rodu uczciwych, dobrych, pracowitych ludzi z Telemarku.
Musiała na nowo wyjąć chusteczkę, wzruszona jego wspaniałomyślnością.
- I mam nadzieję, że Jensine, Peder, Evert i Kristian również będą mogli cieszyć się
gospodarstwem, a nie tylko Hugo. Peder już wcześniej dał wyraz swemu zainteresowaniu
gospodarstwem, ale wydaje mi się, że Kristian i Evert wybiorą inną przyszłość, nie brakuje im
rozumu. Jeżeli tylko będą mieli szansę, z pewnością zrobią maturę, a może nawet z czasem
rozpoczną studia.
Otworzyły się drzwi i do środka weszła jedna ze służących.
- Pani pana prosi, panie Ringstad. Wstał.
- Dobrze było porozmawiać, Elise. Nie wiem, jakbym dał radę przeżyć ten dzień, gdyby nie
wy.
Elise została w kuchni sama i pogrążyła się w rozmyślaniach. Zdanie ojca Emanuela to
jedno, ale opinia jego matki to zupełnie inna rzecz. Jeżeli ona przeciwstawi się planom swego
małżonka, to nic z nich nie będzie. Zdążyła już poznać obowiązujące tu układy. Pani Ringstad tak
bardzo zdenerwowała się na Signe, że dziewczynę odesłano z gospodarstwa, ale na wiosnę znowu
się tu pojawiła i z tego, co słyszała Elise, nie doprowadziło to do awantur czy scen wrogości. Signe
najwyraźniej umiała się przypodobać i pewnie będzie potrafiła dokonać tego znowu.
Ciężko wstała z krzesła. Jeszcze do niej nie dotarło, że Emanuel nie żyje i nawet nie
zastanawiała się nad konsekwencjami tego faktu. Teraz będą zmuszeni zostać w majątku aż do
pogrzebu, będzie mieć wystarczająco dużo czasu na rozmyślania. Okaże się też, jaki stosunek ma
do niej teściowa oraz czy Signe i Sebastian mają miejsce w sercu pani Ringstad.
Co jednak z dokumentem, który podpisała, kiedy Emanuel razem z ojcem i adwokatem
przybyli do Kristianii? Aby uzyskać szybki rozwód zmusili ją, by przyznała, że była w ciąży w
momencie zawierania związku małżeńskiego z Emanuelem. Nie myślała o tym wiele od czasu,
kiedy Emanuel zmienił zdanie i postanowił do niej wrócić, nim rozwód się uprawomocni. Czy
dokument nadal istniał, a jeśli tak, to czy był ważny? Czy mógłby unieważnić wpis do ksiąg
kościelnych, mówiący, że Hugo jest prawowitym synem Emanuela?
Wzdragała się na myśl o nadchodzących dniach. Mimo że teść był jej życzliwy jak nigdy,
wszystko będzie zależeć od tego, jak sytuację widzi pani Ringstad. Najprawdopodobniej przez
większość czasu będzie leżeć w łóżku i rzadko będzie pokazywać się podczas posiłków, może
nawet zmoże ją choroba i zażąda spokoju w domu. Dobrze, że dom był przestronny i że pogoda
była ładna, chłopcy nie będą chcieli przebywać w środku poza porami posiłków.
Wyszła na zewnątrz i powolnym krokiem ruszyła w stronę ogrodu. Gdy doszła do altany,
ogarnęły ją wspomnienia i po jej policzkach znowu popłynęły łzy. Przypomniała sobie, jak bardzo
wzruszający był Emanuel podczas jej pierwszego pobytu tutaj, jak bardzo się obawiał, że ona się od
niego oddali, podczas gdy jej rozpacz spowodowana była obawą, że jest w ciąży.
Doradzał jej wtedy, aby zaangażowała się w politykę i walczyła o prawa kobiet i
nieślubnych dzieci; gdyby tylko wiedzieli, co przyniesie im przyszłość...
Weszła do altany i usiadła na jednej z ławek. Nie była przyzwyczajona do tego, że ktoś inny
zajmuje się jej dziećmi, a ona ma czas tylko dla siebie. Czuła się przez to dziwnie. Może mogłaby
znaleźć trochę papieru i napisać parę linijek, to z pewnością pomogłoby przepędzić czarne myśli i
odsunąć niepokój. Cały czas walczyła, aby nie dopuścić do siebie innych wspomnień, a najlepiej
całkowicie o nich zapomnieć, jednak niezależnie od tego, jak bardzo się starała, one wdzierały się
do jej świadomości.
W jej głowie pojawiały się coraz to nowe obrazy, trzy ostatnie lata z jej życia przesuwały się
w jej pamięci, jakby przewracała stronice powieści. Teraz dopiero zrozumiała, że ten czarny cień
czaił się w pobliżu cały czas. Po raz pierwszy pojawił się, kiedy Agnes, zataczając się, przyszła na
ich wesele, nie do końca trzeźwa, obrzuciła gości triumfującym spojrzeniem i wyrzuciła z siebie:
Chyba nie sądzicie, że to Emanuel jest ojcem dziecka?
Po raz kolejny cień pojawił się, kiedy Emanuel był w domu na przepustce. Zdenerwował
się, że zaczęła zarabiać, sprzątając u ludzi oraz z powodu wcześniejszych odwiedzin Johana. Gdy
dostała od niego następny list, zorientowała się, że Emanuel się zmienił, ton listu był niemalże
lodowaty i bezosobowy. Dopiero kiedy na dobre wrócił do domu ze służby na granicy, dowiedziała
się, że ją zdradził.
Na kolejnych obrazach pojawiających się w jej głowie nieustannie wracał czarny cień,
najpierw pod postacią obcej kobiety, Signe, następnie widoczny w sposobie, w jaki Emanuel
potraktował ten problem, kiedy Elise musiała zająć się nieszczęśnikiem i kłamać innym, aby
oszczędzić mu wstydu.
Dlaczego to zaakceptowała? I dlaczego te myśli powróciły do niej właśnie teraz? Nie
powinno się myśleć źle o zmarłych. Spróbowała to przerwać, zaczęła wspominać wszystko dobre,
co on uczynił dla chłopców i niej samej. Pozwolił im wprowadzić się do domku majstra, wziął ich
ze sobą tu do majątku, dzięki niemu przeżyli swoją pierwszą prawdziwą wigilię. Mimo to nie mogła
zapomnieć czarnego cienia.
Emanuel miał rację tego dnia, kiedy powiedział, że zabił w niej miłość, która z czasem
mogła przecież urosnąć, umocnić się dzięki ich wspólnemu wysiłkowi, aby stworzyć dzieciom
dobry dom. Zamiast tego jej miłość powoli usychała, aż w końcu obumarła. Błędem byłoby
obarczać za wszystko Emanuela, z pewnością i ona ponosiła część winy. Oczekiwała od niego tego
samego, co od siebie samej, Emanuel natomiast był inny. Dla niego dzieci nie były najważniejsze,
wprost przeciwnie, często widział je jako kulę u nogi.
Znowu wstała z miejsca, nie dawała rady dłużej o tym rozmyślać, i tak donikąd to nie
prowadziło. Chłopcy ją właśnie obarczyli winą za kłótnię z Emanuelem. Dla nich było oczywiste,
że dorośli mają rację, niezależnie od tego, jak bardzo niedorzeczne wydaje się to dzieciom.
Ku swemu zaskoczeniu na zewnątrz altany zobaczyła Kristiana.
- Co tu robisz?
- Szukałem cię, ale nikt nie wiedział, gdzie się podziałaś.
- Usiadłam tu, żeby pomyśleć w spokoju. Gdy byłam na gospodarstwie pierwszy raz,
Emanuel zabrał mnie tutaj, pamiętam, że tak dobrze nam się wtedy rozmawiało. Zaproponował,
żebym zaangażowała się w politykę i walczyła o prawa kobiet i dzieci. - Celowo uniknęła
sformułowania nieślubnych.
Kristian obrzucił ją krótkim spojrzeniem.
- To było, kiedy go jeszcze kochałaś.
- Małżonkowie mogą się kochać nawet wtedy, kiedy się kłócą. - Sama usłyszała, że
powiedziała to obronnym tonem. Kristian się nie odezwał.
Razem ruszyli w stronę domu.
- Bardzo się cieszę, że udało ci się go przeprosić, Kristianie. Skinął głową.
- Ja również.
- Biedny Peder, tak bardzo się tym przejął.
- Jego mi nie szkoda. Nie tak dawno temu powiedział, że cieszy się, że zostaliśmy sami na
Hammergaten.
Elise zamilkła. Kristian miał rację, ale nie mogła tego powiedzieć głośno.
- Najbardziej mi żal jego ojca - ciągnął Kristian. - On z pewnością liczył na to, że Emanuel
przejmie gospodarstwo. Teraz nie ma nikogo.
- Mi też właśnie jego najbardziej żal. Powinnam bardziej współczuć jego matce, ale... -
urwała.
- Ale to nie jest łatwe, kiedy wiesz, jak ona traktowała Emanuela. Spojrzała na niego kątem
oka.
- Kto ci o tym powiedział?
- Chłopak stajenny. Spojrzała na niego zdziwiona.
- To on coś o tym wie? Skąd? Nie jest przecież taki stary? Tym razem to Kristian spojrzał na
nią zdziwiony.
- O co ci chodzi? Czy trzeba być starym, żeby widzieć, co się wokół ciebie dzieje?
- Myślałam, że mówisz o dzieciństwie Emanuela.
- Nie, chodziło mi o to, jak jest teraz.
- Chyba nie była dla niego niedobra podczas jego choroby? Kristian kopnął kamień leżący
na jego drodze. Zamiast odpowiedzieć, wybuchnął ze złością:
- Nie rozumiem, dlaczego nie wrócił do nas do domu! Elise stanęła w miejscu.
- Co masz na myśli, Kristianie? Co usłyszałeś od innych? -Nic.
- Widzę po tobie, że dowiedziałeś się czegoś, co teraz cię męczy. Wyduś to z siebie!
Gwałtownie potrząsnął głową, a sekundę później rzucił się biegiem przed siebie. Krzyknęła
na niego i próbowała biec za nim, ale zrozumiała, że nie ma szans, by go dogonić. Zadziwiona, nie
mogąc złapać oddechu i czując rosnący w jej duszy niepokój, zwolniła kroku, wpatrując się w jego
postać znikającą za krzakiem malin.
3
Pani Ringstad nie pokazała się przez resztę dnia. Przybył doktor i wypisał świadectwo
zgonu. Zwłoki Emanuela przyszykowano do pogrzebu i położono w otwartej trumnie w zielonym
salonie, który był najbardziej zacienionym pokojem w całym domu. Wokół trumny ustawiono
świece i wiele wazonów z bladoczerwonymi, dzikimi różami.
Z nadejściem wieczoru pojawiła się ciotka Ulrikke oraz kilkoro sąsiadów i krewnych, do
których wcześniej posłano z wiadomością jednego z parobków. Wieść o śmierci Emanuela wkrótce
rozejdzie się po całej wsi i zewsząd zaczną napływać ludzie, dlatego ważne było, aby ich najbliżsi
dowiedzieli się jako pierwsi. Elise zakładała, że posłano kogoś z wiadomością do rodziny Carlsen,
powiedziano jej jednak, że byli na wakacjach w Anglii, w tej samej miejscowości wypoczynkowej,
co Hilda i majster. Ciekawa była, czy towarzyszył im również Sigvart Samsom.
Sąsiedzi byli wstrząśnięci wiadomością o nagłej śmierci Emanuela, wcześniej powiedziano
im, że z jego chorobą można żyć wiele lat. Chodzili teraz powolnym krokiem wokół trumny,
żegnając się z nim, pobladli, milczący, ze spuszczonym wzrokiem.
Elise ucieszyła się na widok ciotki Ulrikke. Nie widziała się z nią od czasu jej
niespodziewanej wizyty w Kristianii, kiedy to pojawiła się tam oburzona z powodu Emanuela i jego
rodziców. Była wtedy nadzwyczajnie szczera i powiedziała wprost, że pani Ringstad jest osobą
zepsutą i trudną we współżyciu, a Hugo Ringstad nigdy nie powinien się z nią ożenić. Elise
pomyślała, że ciotka Ulrikke jest jedyną osobą w rodzinie Ringstad, z którą czuła się swobodnie,
jedyną, która ją rozumiała i która brała jej stronę. Nawet gdy pojawiła się w domku majstra w
swojej pelerynie przetykanej perłami, wielkim kapeluszu i z parasolką w ręce, w jakiś niebywały
sposób bardziej tam pasowała niż wiele innych osób.
Elise dostrzegła teraz, że ciotka Emanuela wyraźnie się postarzała od czasu ich ostatniego
spotkania. Śmierć Emanuela pozostawiła na niej wyraźny ślad. Mimo że była oburzona jego
zachowaniem, Elise wiedziała, że bardzo go kochała.
Ciotka szybkim ruchem pogłaskała ją po policzku.
- To bardzo bolesne, Elise, czasami nie potrafię pojąć jego decyzji - powiedziała, wskazując
parasolką niebo. - Przeprowadziłam ostatnio kilka długich rozmów z Emanuelem i myślałam, że
niewiele mi brakuje, aby przekonać go, by wrócił do was do domu. Mówiłam mu, że nie można być
tak upartym. Trzynastoletni chłopiec może się zachowywać w ten sposób, bo to jest wiek, kiedy jest
się przekornym dla zasady, ale on, dorosła osoba, powinien się, proszę ciebie, zachowywać, jak
przystoi dorosłemu.
Elise miała chęć ostudzić jej wzburzenie. Zebrali się teraz, aby pożegnać Emanuela i było
już za późno, by zmienić cokolwiek z tego, co się zdarzyło.
- On był chory, ciotko Ulrikke, nie zareagowałby w ten sposób, gdyby był zdrowy.
Ciotka Ulrikke nic nie powiedziała, obrzuciła ją tylko szybkim spojrzeniem i
pomaszerowała do przedsionka.
- Gdzie jest Marie?
- Leży w swojej sypialni.
- Mogłam się tego domyślić. A gdzie jest pastor?
- Jeszcze nie przyjechał. Na północy parafii umarł ktoś inny.
- Zazwyczaj przyjeżdża najpierw do Ringstad.
W tym samym momencie z kuchni wyszedł pan Ringstad.
- Jesteś, ciotko Ulrikke, dobrze, że mogłaś przyjechać od razu.
- Oczywiście, że tak. Myślałeś, że jestem zbyt słaba, by dać radę?
- Nie, nic podobnego nie przyszłoby mi do głowy. Olaug przygotowała kawę, chciałabyś się
napić, zanim do niego pójdziesz?
- Gdzie są dzieci?
Elise pospieszyła z odpowiedzią:
- Najmłodsze już śpią, a chłopcy siedzą w kuchni.
- W takim razie napiję się kawy. - Pomaszerowała do kuchni, prosta jak struna i z kamienną
miną. Mimo to Elise dostrzegła na jej twarzy przebłysk innego uczucia - bólu, który ciotka Ulrikke
ze wszystkich sił starała się ukryć.
Z kuchni dobiegł wybuch radości.
- Przyjechała ciotka! - Były to słowa Pedera, który od dłuższego czasu nic nie mówił. -
Ciotko Ulrikke, na twoim kapeluszu rośnie olbrzymi kwiat! I po co ci parasol, kiedy świeci słońce?
- dodał zdziwionym tonem.
Elise podążyła za ciotką Ulrikke do kuchni i usłyszała jej śmiech. - To nie jest parasol na
deszcz, to parasolka od słońca, która jest mi potrzebna, żeby zachować bladą cerę.
- Ale ty masz już przecież parasolkę od słońca na głowie, więc nie trzeba ci jeszcze jednej w
ręce.
Elise bała się, że ciotka Ulrikke się obrazi, ale z ulgą usłyszała, że ona znowu się
roześmiała.
- Mój kapelusz chyba nie jest aż tak duży?
Peder wpatrywał się w jej ozdobę na głowie oczami okrągłymi ze zdziwienia.
- Właśnie, że jest. Jak będzie burza, pewnie odfrunie ci z głowy. Elise popatrzyła na niego
surowo.
- Przywitajcie się grzecznie z ciotką Ulrikke, chłopcy. Cała trójka wstała i głęboko się
ukłoniła.
Ciotka Ulrikke wzięła ich uroczyście za rękę.
- Co słychać u was, dzieci? Przykro mi, że musieliście przeżyć coś takiego.
- To nie było aż tak straszne - Peder udawał teraz chojraka. - W każdym razie nie jest już
strasznie, kiedy przyjechałaś.
Ciotka Ulrikke uśmiechnęła się, wyraźnie wzruszona.
- Naprawdę się cieszysz, że przyjechałam?
- Jasne, że tak. Wszyscy inni tylko chodzą wokoło i płaczą, a ty się do nas uśmiechasz. Poza
tym niezła z tobą zabawa, z tym całym klombem na głowie.
- Peder, na Boga! - Elise posłała mu surowe spojrzenie. - Nie można tak mówić do cioci! -
Odwróciła się do ciotki Ulrikke i powiedziała przepraszającym tonem:
- Przepraszam, ciotko Ulrikke, Emanuel miał rację, kiedy powiedział, że nie udało mi się
wychować chłopców na przyzwoitych ludzi.
Ciotka Ulrikke podała Olaug kapelusz, pelerynę oraz parasolkę i usiadła obok Pedera.
- Zupełnie się z wami pod tym względem nie zgadzam. Ja uważam, że to cudownie, kiedy
dzieci mają odwagę wypowiedzieć swoje zdanie. Peder uważa, że mam dziwny kapelusz, dlaczego
miałby udawać, że jest inaczej? I w jaki sposób ma w takim razie zrozumieć, kiedy powinien być
szczery, a kiedy nie?
Odwróciła się do Kristiana.
- Cierpisz, Kristianie, widzę to po tobie, jesteś najstarszy i najwięcej rozumiesz. Chociaż z
drugiej strony, kto potrafi pojąć, że drugi człowiek odszedł na zawsze?
Peder popatrzył na nią zdziwiony.
- Nie rozumiesz tego? Mogę wejść z tobą razem, to sama zobaczysz, leży tam z
zamkniętymi oczami i nie wydobył z siebie głosu od naszego przyjazdu.
Ciotka Ulrikke skinęła głową, nie tracąc cierpliwości.
- Rozumiem, że jest martwy, ale sądzę, że trudno pojąć, że już nigdy więcej go nie zobaczę.
Ciężko będzie biednemu Hugo.
- Hugo? On nic nie rozumie, jest za mały.
- Chodziło mi o ojca Emanuela, on też ma na imię Hugo.
- Jego matce też chyba jest ciężko?
Ciotka Ulrikke nic nie odpowiedziała, a z wyrazu jej twarzy można było wyczytać, że się
spięła. Kristian posłał Elise porozumiewawcze spojrzenie.
Peder zaczął wiercić się niespokojnie, kiedy wokół stołu zapadła cisza.
- Możesz pojechać z nami na Hammergaten, ciotko Ulrikke, żebyś nie musiała być tutaj,
gdzie wszyscy płaczą.
- Dziękuję ci, Pederze. Sądzę, że skorzystam z twojej oferty. Już od dłuższego czasu mam
ochotę na wizytę w stolicy. Oczywiście, jeżeli twoja siostra nie ma nic przeciwko - dodała,
spoglądając na Elise.
- Siostra? - zapytał Peder zdziwionym tonem, jakby nie zrozumiał, o kogo chodziło, po
czym dodał z uśmiechem: - Masz na myśli Elise? Ona przyjmuje wszystkich, którzy potrzebują
pomocy. Najpierw była Jenny, potem Jorund, a na koniec Olaug. Wszystkich, którzy uciekli z domu
albo którzy nie mogą znaleźć matki czy ojca, Elise zabiera ze sobą do domu. Olaug spała w moim
łóżku. Jak chcesz, możesz też tam spać, ja mogę wtedy spać w dużym łóżku razem z maluchami.
Ciotka Ulrikke roześmiała się tak głośno, że aż przerażona zakryła dłonią usta i wstała z
miejsca.
- Ojej, nie można tak siedzieć i śmiać się, kiedy przybyliśmy tutaj, by pożegnać Emanuela.
Elise, wejdziesz tam ze mną? Leży pewnie w zielonym salonie?
Elise przytaknęła i podniosła się.
- Pójdę z tobą. Bądźcie cicho, chłopcy. - Zwróciła się do służącej: - Bardzo cię proszę,
Olaug, mogłabyś przypilnować, żeby zachowywali się przyzwoicie? Zrani to pana i panią Ringstad,
jeżeli w dzień taki, jak dzisiaj będą słyszeć głośne rozmowy i śmiech.
Długo stały w ciszy koło trumny. Sąsiedzi poszli już do siebie i zostały same.
W Emanuelu było coś pięknego i spokojnego, pomyślała nagle Elise. Zmarszczki koło ust
wygładziły się, wyglądał łagodnie i życzliwie, tak, jakim pamiętała go z okresu tuż po ich poznaniu.
- Teraz w końcu Emanuel zaznał spokoju - powiedziała cicho ciotka Ulrikke. - Widziałam
go takim tylko raz wcześniej, a było to tego lata, kiedy się pobraliście.
Elise spojrzała na nią kątem oka.
- Nie mówisz tego poważnie?
Ciotka Ulrikke skinęła potakująco głową, po czym odwróciła się ponownie w stronę trumny
i powiedziała zdecydowanym tonem:
- Żegnaj, Emanuelu, i dziękuję ci za wszystko. - Jej głos się załamał. - Nie potrwa długo,
nim za tobą podążę. - Ruszyła dalej wokół trumny i w stronę drzwi, a Elise poszła za nią.
Przyszli nowi sąsiedzi i wszyscy zebrali się w kuchni. Nigdzie nie widziała chłopców,
prawdopodobnie znowu woleli wyjść na zewnątrz, aby nie musieć rozmawiać z tyloma
nieznajomymi.
Hugo Ringstad starał się być dzielny i przyciszonym tonem prowadził rozmowy z
przybyłymi gośćmi. Przepraszał, że jego małżonka nie mogła się pojawić, ale leżała w łóżku.
Mówił, że ma słabe serce i niewiele może znieść. Sąsiedzi kiwali ze zrozumieniem głowami, ale
Elise zauważyła, że niektórzy z nich wymieniali porozumiewawcze spojrzenia. Najwyraźniej we
wsi było powszechnie wiadomo, że pani Ringstad nie była najłatwiejszą osobą we współżyciu.
Niektórzy z przybyłych witali się z nią serdecznie, inni udawali, że jej nie dostrzegają. Nie
sądziła, aby chcieli być przez to niemili, na wsi ludzie nie byli równie snobistyczni, jak w mieście,
ale pewnie nie byli pewni, jak się powinni wobec niej zachować. Wcześniej przedstawiono im
Signe jako żonę Emanuela i teraz sami nie wiedzieli, co mają o tym myśleć.
Nagle usłyszała, jak ktoś wypowiada imię Signe. Nadstawiła uszu w nadziei, że uda jej się
wychwycić z rozmowy coś więcej, i całkiem wyraźnie usłyszała, że pan Ringstad wspomina coś o
telegrafowaniu. Czy wysłał telegram do Signe, by poinformować ją o śmierci Emanuela? Dlaczego
to zrobił, skoro nie mógł jej znieść?
Wtedy zezłościła się na samą siebie. Oczywiste jest, że musiał poinformować o tym Signe,
Emanuel był przecież ojcem Sebastiana. Jak daleko było z Eidsvoll do Kongsvingen? Raczej nie
uda im się przybyć wcześniej niż następnego dnia. Obawiała się nadejścia tej chwili, wspomnienia
o kochance Emanuela nie należały do najprzyjemniejszych.
W końcu ostatni goście opuścili Ringstad i mogła położyć się do łóżka. To był
nieskończenie długi i ciężki dzień, a najgorsze było jeszcze przed nią.
4
Następnego dnia próbowała znaleźć się z Kristianem sam na sam. Długo próbował się
wykręcać, ale w końcu zrozumiał, że nie ma innego wyjścia.
- Kiedy rzekło się A, trzeba powiedzieć i B - mówiąc to, popchnęła go przed sobą do altany.
- Nie możesz ot tale, po prostu, dać mi do zrozumienia, że usłyszałeś coś ważnego, i na tym
zakończyć temat.
- Stajenny powiedział, że matka Emanuela go biła.
- Biła? - Elise popatrzyła na niego, nic nie rozumiejąc. - Nie bije się dorosłego syna,
zwłaszcza takiego, który jest na wózku inwalidzkim.
- Ale ona to właśnie zrobiła. Kłócili się. Emanuel chciał jechać do Kristianii, ale matka mu
zabroniła. Powiedziała, że on nie ma czego szukać wśród biedaków znad rzeki Aker i że jeszcze
bardziej się rozchoruje, jeżeli tam pojedzie. On, nie zważając na jej protesty, kazał służącej spa-
kować swoje rzeczy, ale wtedy matka wpadła w histerię. Tak powiedział stajenny. On i jedna ze
służących zaglądali przez szparę w drzwiach i wszystko widzieli. Pani Ringstad wzięła szczypce i
uderzyła go nimi w głowę, ale potem żałowała tego, co zrobiła, i płakała, i była miła. Na koniec
Emanuel obiecał jej, że jednak nie pojedzie.
Elise była wstrząśnięta. Opowieść Kristiana zgadzała się z tym, co ona sama usłyszała z ust
Emanuela, ale w co ciężko jej było wcześniej uwierzyć. Nigdy nie widziała, aby pani Ringstad tak
zupełnie straciła nad sobą kontrolę. Tego dnia, kiedy ona i Emanuel oznajmili, że się zaręczyli, była
nieprzyjemna i oskarżała ją, że uwiodła Emanuela, aby zdobyć jego majątek, nie straciła wtedy
jednak panowania nad sobą.
- Stajenny powiedział, że to pewnie matki wina, że on zmarł, i że powinien tu być lensman -
ciągnął Kristian.
Elise potrząsnęła głową.
- Wydaje mi się, że trochę przesadza. Gdyby zaistniało jakiekolwiek podejrzenie, że coś
podobnego miało miejsce, pan Ringstad postąpiłby inaczej. Poza tym na głowie Emanuela nie było
widać żadnych ran.
- Skąd możesz mieć tę pewność, skoro on cały czas leżał z głową na poduszce?
- Myślę, że pan Ringstad powiedziałby mi o tym.
- Że jego żona go zabiła? Naprawdę myślisz, że tobie by o tym powiedział?
- Może nie wprost, ale sądzę, że zorientowałabym się po jego zachowaniu, że coś jest nie
tak.
- Nie wydaje mi się. Nie znasz go aż tak dobrze. On pewnie też nie chciał, żeby Emanuel się
z tobą ożenił, a teraz poprosił Signe, aby tu przyjechała.
- Jasne, że muszą tak zrobić, Emanuel jest przecież ojcem Sebastiana.
Kristian ruszył w stronę wyjścia.
- Jeżeli o mnie chodzi, możesz myśleć, co chcesz, ale ja nie chcę tu zostać.
- Co chcesz przez to powiedzieć? Nie możesz pojechać do domu przed pogrzebem.
- Nie mam takiego zamiaru. Zostanę ze względu na Emanuela, ale nigdy więcej tu nie
przyjadę.
Elise nic na to nie odpowiedziała. Nie było pewności, że jeszcze ich tutaj kiedykolwiek
zaproszą, pomimo tego, co wcześniej powiedział pan Ringstad. Jeśli jest choć cień prawdy w
opowieści Kristiana, ojciec Emanuela ma jeszcze mniej do powiedzenia, niż jej się wydawało. To
pewnie oznacza, że matka Emanuela jest chora, a on najprawdopodobniej tak bardzo się obawia, że
ludzie się o tym dowiedzą, że we wszystkim jej ustępuje.
Wciąż panowała ta sama piękna, letnia pogoda, mimo że zmrok zapadał teraz wcześniej,
zapowiadając rychłe nadejście jesieni. Postanowiła udać się na krótką przechadzkę po ogrodzie.
Nagle drgnęła przestraszona na widok ciemnej postaci wyłaniającej się zza altany.
- Przestraszyłaś mnie, ciotko Ulrikke - zaśmiała się, nieco zawstydzona tym, jak łatwo ją
było przestraszyć.
Ciotka Ulrikke się nie śmiała.
- Nic dziwnego, że się przestraszyłaś po tym wszystkim, co usłyszałaś od Kristiana.
Elise poczuła, że się rumieni. Ciotka Ulrikke stała pewnie za altaną i słyszała ich rozmowę,
a to, co powiedział Kristian, mogło być wytworem bujnej wyobraźni chłopca stajennego, który
prawdopodobnie pochodził z biednej rodziny i zazdrościł tym, którym lepiej się powodziło. Nie
byłby jedyny.
- Nie uwierzyłam w ani jedno jego słowo. Ciotka Ulrikke patrzyła na nią w milczeniu.
- Dzieci mają taką bujną wyobraźnię, a chłopiec stajenny nie wydaje się być dużo starszy od
Kristiana.
Ciotka Ulrikke nadal nic nie mówiła. Elise popatrzyła na nią badawczo.
- Ty chyba w to nie wierzysz?
- Sama nie wiem, w co mam wierzyć, Elise. Widziałam zbyt wiele zła w tym majątku, by
cokolwiek jeszcze mogło mnie zdziwić. Jednak jeśli opowieść stajennego jest prawdziwa, to nie
wydaje mi się, aby ona zrobiła to celowo, pewnie postąpiła tak w chwilowym napadzie wściekłości.
Niezależnie od tego, jak bardzo jest niezrównoważona, kochała swego syna na swój własny,
egoistyczny sposób. To, że nadal nie wychodzi z sypialni i nie chce się z nikim przywitać,
wskazywałoby, że po stracie syna dręczy ją nie tylko ból.
Elise przeszły ciarki.
- W takim razie jest jej prawdopodobnie bardzo ciężko. Jakie to musi być okropne zrobić
coś takiego i wiedzieć, że nigdy nie będzie można tego naprawić.
- Mogłaby to naprawić, będąc dobra dla osoby, którą kochał Emanuel.
Elise zmieszała się, nie wiedziała bowiem, o kogo chodzi ciotce Ulrikke.
- Przecież dobrze wiesz, Elise, że byłaś jedyną osobą, na której Emanuelowi naprawdę
zależało. Marie zdaje sobie z tego sprawę i dlatego nie chciała, aby on wrócił do Kristianii. Była
zazdrosna i nie mogła się pogodzić z tym, że on kocha inną kobietę. Nigdy nie potrafiła zrozumieć,
że on jej nie kochał tak, jak powinno się kochać matkę. Nie bez powodu zaciągnął się do Armii
Zbawienia. Chciał być z dala od domu i dopiero gotowość poświęcenia życia i chęć pomocy
ludziom w potrzebie były wystarczającą wymówką, aby móc znaleźć się gdzie indziej.
Elise skinęła głową.
- Trochę mi o tym opowiedział, ale dopiero teraz zaczynam rozumieć, że jest jeszcze wiele
rzeczy, o których nie miałam pojęcia.
- Powinnaś się cieszyć, że nie wiedziałaś wszystkiego. Dorastałaś wśród troskliwych ludzi,
ciężko by ci było zrozumieć, że istnieje tyle zła. Hugo zdaje sobie z tego sprawę, ale woli tego nie
zauważać. Nie mógł się jej pozbyć, więc aby przetrwać, musiał się jakoś chronić.
- Jeśli to prawda, to poświęcił w tym celu swego własnego syna. Ciotka Ulrikke powoli
skinęła głową.
- W pewien sposób pewnie tak było, ale nie sądzę, aby miał inne wyjście. Jest pod jej
wpływem już od tak długiego czasu, że wydaje mi się, że trudno mu to dostrzec. Jego matka, babka
Emanuela, zrozumiała to przed swoją śmiercią i bardzo się o niego martwiła. Współczułam jej.
- Czy ona nie powinna zostać zbadana przez lekarza? - Już ją badali.
- I co powiedzieli?
- Nigdy się tego nie dowiedziałam, Hugo nie chciał tego zdradzić.
- Ale skoro nie zaczęto jej leczyć, to nie może to być nic poważnego.
- Zależy. Może po prostu odmówiła leczenia - mówiąc to, ciotka westchnęła głęboko. - Ale
nie mówmy już o tym. Nie wspomniałabym o tym, gdyby nie to, że przypadkiem podsłuchałam, co
powiedział ci Kristian. Może pójdziesz ze mną na krótki spacer i opowiesz mi, co się u was ostatnio
wydarzyło?
Elise zaczęła opowiadać o ślubie Hildy, o nowej książce, nad którą pracowała i z jaką
niecierpliwością oczekiwała reakcji redaktora naczelnego na manuskrypt, który im dostarczyła.
- Więc naprawdę myślisz, że wyżyjesz z pisania książek? - Ciotka Ulrikke powiedziała to
bardzo zdziwionym tonem.
- My pewnie damy radę z tego wyżyć, ale myślę, że ludzie przyzwyczajeni do lepszego
życia powiedzieliby, że to niemożliwe.
- Czy Emanuel wysyłał ci pieniądze, kiedy tu był? Elise potrząsnęła przecząco głową.
- Dostałam 200 koron od teścia.
Na twarzy ciotki Ulrikke pojawiła się surowa mina.
- Ale dałam sobie radę - dodała pospiesznie. - Dostałam 400 koron honorarium, a nie
zapominaj, że zarabiałam 35 koron miesięcznie w biurze majstra. Chyba łatwo zrozumieć, co
znaczy dla nas 400 koron.
- I masz zamiar mieć na utrzymaniu sześć osób i oprócz tego wykonywać wszystkie
obowiązki domowe? Bez nikogo do opieki nad dziećmi i bez pomocy domowej? Jak to jest
możliwe? Chyba nie możesz pisać, kiedy Hugo i Jensine kręcą ci się między nogami?
- Muszę. Gdybym miała nadal pracować w biurze, ktoś inny musiałby się nimi zająć,
zarabiałabym wtedy mniej i nadal miałabym tyle samo roboty w domu. Czuję, że mam szczęście, że
znalazłam pracę, w trakcie której mogę być w domu z dziećmi i równocześnie zarabiać pieniądze.
Ciotka Ulrikke westchnęła.
- Gdybym miała własne pieniądze, mogłabym ci pomóc, ale niestety tak nie jest.
- Nie mogłabym przyjąć od ciebie takiej pomocy. Ciotka Ulrikke odwróciła się w jej stronę.
- Dlaczego nie? Jesteś przecież członkiem mojej rodziny.
- Nauczono mnie radzić sobie samej i być z tego dumną. Myślę, że mama wolałaby raczej
umrzeć z głodu, niż przyjąć zapomogę. Wstydzę się teraz, że przyjęłam pieniądze od teścia, ale
potraktowałam je jak pieniądze, które właściwie Emanuel powinien był dołożyć do czynszu, opału i
jedzenia.
- Duma jest cnotą, ale umiejętność przyjmowania też jest sztuką. Jak obie wiemy, dobra na
tym świecie są nierówno rozdzielone i przez to niektórzy są zmuszeni przyjmować, a inni dawać.
Tak już jest w życiu.
- Nie tak powinno być.
Ciotka Ulrikke nic nie odpowiedziała, stanęła w miejscu i zdawała się nasłuchiwać. Doszły
już prawie do domu, jedynie wielkie drzewo morelowe zasłaniało im widok na podwórze i podjazd.
Elise zerknęła na nią kątem oka.
- Coś się stało?
- Wydawało mi się, że słyszę głosy.
- Cały czas ktoś przyjeżdża i odjeżdża, mam wrażenie, że cała wieś chce pożegnać
Emanuela.
- Chciałam powiedzieć, że słyszałam głosy pewnych konkretnych osób.
Elise popatrzyła na nią, nic nie rozumiejąc.
- Ktoś znajomy?
Ciotka Ulrikke postawiła laskę twardo na ziemi i ruszyła dalej.
- Ktoś, kto nie ma tu czego szukać! Ona przyniosła tylko nieszczęście Emanuelowi i Hugo.
Cieszyłam się, kiedy rzuciły się sobie z Marie do gardeł i odesłano ją stąd, ale potem nie wierzyłam
własnym uszom, kiedy usłyszałam, że ona przybyła tu z wizytą zarówno zimą, jak i wiosną i za
każdym razem została dobrze przyjęta.
- Mówisz o Signe?
- A o kim innym? - Ciotka Ulrikke obróciła się w jej stronę. - Czy to nie jest zadziwiające,
że Emanuel zainteresował się dziewczyną tak podobną do jego matki? Nasz wielki pisarz Henryk
Ibsen pisał w jednej ze swych sztuk o zemście losu, której nikt nie potrafi uniknąć. Gdy to
czytałam, pomyślałam o Emanuelu, Marie i Signe. Jak mógł on, który widział najgorsze strony swej
matki, wdać się w związek z kobietą o tak podobnym charakterze?
- To Signe zrobiła wszystko, co w jej mocy, aby go uwieść. Ciotka Ulrikke prychnęła
pogardliwie.
- Uwieść go! Chyba nie wierzysz w takie bzdury? Czy on nie miał swojego rozumu?
Elise nie zrozumiała, co ciotka chciała przez to powiedzieć. Nie miała też ochoty o tym
dalej rozmawiać.
- Słyszałam, że teść wysłał do niej telegram. Musiał tak zrobić, ona jest przecież matką syna
Emanuela.
- Musiał! - powtórzyła ciotka Ulrikke głosem pełnym pogardy. - To Marie tego zażądała,
założę się, że tak było.
Obeszły drzewo morelowe i ujrzały wóz stojący przed wejściem. Ku swemu zaskoczeniu
Elise ujrzała panią Ringstad, która uśmiechnięta i Z wyciągniętymi ramionami witała gości.
W tym samym momencie uświadomiła sobie, że ma na sobie przerobioną sukienkę Signe.
Prawdopodobnie to nowy kapelusz z niebieskimi kwiatkami sprawił, że pani Ringstad jej nie
poznała, ale Signe z pewnością to zauważy...
- Rozumiesz teraz? - kwaśno powiedziała ciotka Ulrikke. - Ta przytłoczona żalem, słabowita
matka nagle odzyskała siły, aby wstać z łóżka...
5
Elise szła na spotkanie Signe z nieprzyjemnym uczuciem.
Sebastian zasnął na ramieniu swej opiekunki, która od razu wniosła go do środka. Czy Signe
naprawdę musiała zabrać go ze sobą? Ona miała przecież do pomocy przy dziecku opiekunkę,
służące i nawet rodziców. Dzieci i tak nie mogły uczestniczyć w pogrzebie, nie powinny też
oglądać zmarłych. Na pewno zrobiła to celowo, aby móc użyć go przeciwko synowi Elise, Hugo,
który właściwie nie był w ogóle związany z rodziną Ringstad.
- Elise? I ciotka Ulrikke? Tak dobrze widzieć was obie. - Signe wyjęła chusteczkę i wytarła
kilka fez, nim się z nimi przywitała. Elise była przekonana, że jej oczy były cały czas suche.
- Tak miło widzieć cię w mojej niebieskiej sukience, Elise! I jakaż szkoda, że spotykamy się
przy tak smutnej okazji. Podczas mojej ostatniej wizyty byłam przekonana, że Emanuelowi się
poprawia. Układał wtedy plany na przyszłość, marzył o tym, by z czasem rozwinąć interes i
wyrobić sobie renomę w Kristianii. Nie do wiary, że tak nagle mogło się mu tak bardzo pogorszyć.
Pani Ringstad zrobiła surową minę.
- Dobrze wiesz, jaki był tego powód, Signe. Wyrzucono go z własnego domu, jego żona nie
chciała go znać, dopóki nie uzna, że to ona jest głową domu. Odebrać kalekiemu mężczyźnie resztę
pozostałego mu poczucia dumy, to jakby odebrać mu życie.
Mimo oburzenia, Elise poczuła ogromne zdziwienie. Emanuel więc jednak opowiedział
matce, czego dotyczyła ich kłótnia.
Ciotka Ulrikke wyglądała, jakby za chwilę miała wybuchnąć. - Chyba powinnaś się trochę
opanować, Marie! Dobrze wiesz, że to nieprawda! Z tego co słyszałam, Emanuelowi pogorszyło się
z zupełnie innego powodu.
Elise zobaczyła, że teściowa nagle zupełnie pobladła na twarzy, po czym obróciła się na
pięcie i wbiegła do środka, wydając z siebie dziwne, na wpół zduszone dźwięki, które bardziej
przywodziły na myśl napad wściekłości niż płaczu.
Elise patrzyła to na ciotkę Ulrikke, to na Signe.
- Wydaje mi się, że ze względu na szacunek dla zmarłego powinnyśmy starać się unikać
konfliktów przez tę krótką chwilę, kiedy jesteśmy tu razem. Nie martw się, Signe, zaraz po
pogrzebie zabiorę ze sobą dzieci i wrócimy do Kristianii. Skoro nie jestem mile widziana w
Ringstad, to nic tu po mnie.
Zaraz potem zostawiła je obie i poszła do kuchni, żeby sprawdzić, czy są tam chłopcy. Do
pogrzebu postanowiła trzymać się z daleka zarówno od pani Ringstad, Signe, jak i od ciotki
Ulrikke. Wiedziała, że ciotka, wzięła jej stronę, ale uważała, że to wstyd, by dorośli ludzie urządzali
awantury, kiedy zebrali się, aby pożegnać kogoś, kto odszedł z tego świata.
Żadnej z nich nie zobaczyła do czasu, kiedy wszyscy zebrali się w kuchni na obiad. Signe
była wesoła jak skowronek, pani Ringstad doszła do siebie i zdawała się nie pamiętać, że niedawno
była chora. Ciotka Ulrikke wyglądała jak furia, a Kristian siedział z pochyloną głową i zaciśniętymi
ustami. Jedynie Peder, Evert i pan Ringstad wyglądali tak, jak powinni wyglądać ludzie czujący żal
po odejściu kochanej osoby. Jako że ciotka Ulrikke wyglądała na zagniewaną, Peder najwyraźniej
uważał, że zniknął jedyny jasny punkt tego dnia. Evert miał zaczerwienione oczy, pan Ringstad zaś
siedział poważny i ponury, prawie nie tknął jedzenia, a kiedy ktoś się do niego zwracał odpowiadał
półsłówkami.
Jedynymi osobami, które zdawały się nieporuszone ostatnimi wydarzeniami, były
najmłodsze dzieci, Signe oraz pani Ringstad.
Elise wiedziała, że wiele osób zachowywało się zaskakująco normalnie i zdawałoby się
beztrosko po nagłej i niespodziewanej stracie bliskiej osoby. Wynikało to z tego, że nie potrafili
pojąć tego, co się stało. Próbowała przekonać samą siebie, że dotyczyło to również jej teściowej, ale
nie potrafiła w to uwierzyć. Nie było innej możliwości, matka zawsze przecież cierpi po stracie
swego jedynego dziecka.
Na obiad podano kotlety z sosem, młode ziemniaki i duszoną kapustę, lecz mimo to Elise
nie dała rady przełknąć zbyt wiele. Nawet Peder nie jadł dużo, Jensine i Hugo mieli za to dobry
apetyt.
Przez dłuższą chwilę przy stole panowała cisza, tylko Signe i pani Ringstad rozmawiały ze
sobą przyciszonymi głosami. Mówiły tak cicho, że Elise, która siedziała po drugiej stronie stołu, z
trudnością słyszała ich słowa. W końcu jednak zrozumiała, że dyskutowały o tym, co założą na
pogrzeb.
Peder odłożył nóż i widelec. Elise widziała, że się starał, żeby kulturalnie jeść.
- Skąd możemy wiedzieć, że on się jutro nie obudzi? Elise posłała mu surowe spojrzenie.
- Doktor go widział, Pederze, on wie, czy ktoś żyje, czy nie.
- Nie słyszałaś o bracie Eugena? Kiedy zanosili trumnę na cmentarz, odkryli, że on jednak
nie był martwy.
Elise skinęła głową.
- Wiem o tym, ale on był z biednej rodziny, na pewno nie było ich stać, żeby wezwać
doktora.
Wiedziała, że to nie była prawda, ale musiała powiedzieć coś, co zamknęłoby mu usta.
Ciotka Ulrikke wydawała się wstrząśnięta jego słowami.
- Chyba znowu coś zmyślasz, Pederze. Spojrzał na nią i poważnie potrząsnął głową.
- Oni położyli mu na powiekach dwa pieniążki, żeby oczy się nie otworzyły, ale potem
zobaczyli, że pieniążki zniknęły.
Ciotka Ulrikke posłała Elise pytające spojrzenie.
- To nie może być prawda?
Elise niespokojnie poruszyła się na swym miejscu.
- Hilda mi o tym opowiedziała, ale możliwe, że to tylko wymysł dzieci.
- To tak nie jest - powiedział oburzonym tonem Peder. - Eugen sam mi o tym opowiedział.
Matka tak bardzo się przestraszyła, że aż zaczęła krzyczeć ze strachu.
W tym momencie do rozmowy włączył się Evert.
- Dlaczego zaczęła krzyczeć? Nie ucieszyła się, że jej syn jednak nie był martwy?
- Jasne, że tak, głupi. Każda matka płacze, kiedy jej syn umiera, ale ona sądziła, że on
zamienił się w ducha.
Elise obrzuciła panią Ringstad szybkim spojrzeniem, ale natychmiast odwróciła wzrok.
Zdążyła mimo to zauważyć, że kobieta przysłuchiwała się ich rozmowie, a na jej twarzy pojawił się
dziwny wyraz.
Ciotka Ulrikke zwróciła się do pana Ringstad.
- Myślę, że powinieneś wezwać doktora jeszcze raz, dla pewności. Pan Ringstad zdawał się
głęboko zamyślony, jakby pogrążony był
w czarnych myślach. W tym momencie spojrzał na nią roztargnionym wzrokiem. - Dlaczego
miałby przyjść raz jeszcze?
- Aby mieć pewność, że Emanuel naprawdę jest martwy, a nie tylko tak wygląda.
Pan Ringstad westchnął głęboko.
- Nie musisz się tego obawiać, ciotko. Mimo że oddałbym lata swego życia, aby to nie była
prawda.
Peder otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale Elise zdążyła go powstrzymać. Widziała po
nim, że chciałby, aby pan Ringstad wyjaśnił, co ma na myśli.
- Skończ jeść, Pederze. Jak zjecie wszystko, będziecie mogli odejść od stołu. Te dni są inne
niż zwykle.
Chłopcy pospiesznie dokończyli, co mieli na talerzach, i wstali z miejsca. Ukłonili się,
dziękując za jedzenie i szybko opuścili kuchnię.
Po krótkiej chwili drzwi ponownie się otworzyły i pojawił się Sebastian ze swoją opiekunką.
Na widok tylu obcych osób wokół stołu zawahał się, jakby miał ochotę wybiec znowu na zewnątrz,
ale w tym samym momencie jego wzrok padł na Elise i jego twarz rozjaśnił jeden, wielki uśmiech.
Biegiem ruszył w jej stronę, a ona wzięła go na kolana, wzruszona tym, jak się ucieszył ze
spotkania. Nie przypuszczała, że będzie ją pamiętał po tak długim czasie.
- Witaj, Sebastianie, tak miło cię znowu widzieć - powiedziała, uśmiechając się do niego. -
Spałeś?
Skinął głową. - W łóżku taty.
Hugo i Jensine do tej pory siedzieli cicho. Po chwili jednak Hugo się ożywił, ześlizgnął się
na ziemię i ruszył w stronę Sebastiana.
- Bastian, Bastian!
Wtedy powietrze przeszył ostry głos Signe:
- Sebastian będzie teraz jadł, dzieciom nie wolno mu przeszkadzać.
- Musisz trochę zaczekać, Hugo - wyjaśniła mu Elise. - Sebastian musi najpierw zjeść.
Hugo zatrzymał się na chwilę, ale nie przestawał powoli przemykać się coraz bliżej
Sebastiana, z chytrą miną na twarzy.
- Hugo! - krzyknęła Elise ostrzejszym tonem niż zazwyczaj. - Chyba słyszałeś, co
powiedziałam?
Nie wydawało się jednak, by Hugo miał ochotę jej posłuchać.
- Czy twoje dzieci nie mają za grosz manier? - powiedziała kąśliwie Signe. - Najpierw
pozwalasz swym braciom rozmawiać przy stole, jakby byli dorośli, a potem dopuszczasz, aby twój
syn podszedł do Sebastiana, mimo że powiedziałam wyraźnie, by tego nie robił! Co za brak
wychowania!
Elise zdjęła Sebastiana z kolan i wstała z miejsca. Chwyciła Hugo i bez słowa wyniosła go z
kuchni. Chłopiec zaczął krzyczeć, wierzgać nogami i rękami tak mocno, że niemal nie mogła go
utrzymać. Zamykając za sobą drzwi, znowu usłyszała głos Signe:
- Nie można oczekiwać nic innego od ludzi tak niskiego pochodzenia, ale ona mimo
wszystko była żoną Emanuela i powinna była trochę się nauczyć.
Elise próbowała uspokoić Hugo, ale on był w wyjątkowo buntowniczym nastroju, nie
pamiętała, aby kiedykolwiek wcześniej tak się zachowywał. Być może wyczuł niezwykły nastrój
panujący przy stole, wrogie nastawienie Signe i ból, który spowijał cały dom. Dzieci, nawet jeśli
nie rozumiały, co się dzieje, potrafiły to instynktownie wyczuć i nie pozostawały na to obojętne.
Wzięła go ze sobą do stajni w nadziei, że się uspokoi, kiedy zobaczy konie.
Podeszli do wielkiego ogiera, który stał w boksie na końcu stajni.
- Zobacz, jaki wspaniały koń, to ojciec tego źrebaka, którego widziałeś wczoraj.
- Czy on nie jest martwy? - spytał cienkim głosikiem.
- Nie, on jest żywy, dlaczego o to pytasz? - Nie próbowała wcześniej wyjaśnić mu choroby i
śmierci Emanuela, uważała, że jest na to za mały. Jeszcze przyjdzie na to czas.
- Mój tata jest martwy - powiedział spokojnie, jakby to była najnaturalniejsza rzecz na
świecie.
- Owszem, twój tata nie żyje, ale masz Kristiana, Pedera, Everta i Jensine, no i masz mnie.
Hugo roześmiał się szczęśliwy.
- Moja mama! - Przycisnął swój policzek do jej twarzy i pocałował ją w usta.
Elise śmiała się razem z nim.
- Mój ty mały dziwaku. Za kilka dni wrócimy do domu i wtedy wszyscy będą weseli i mili
dla siebie nawzajem.
- I Peder wraca do domu, i Kristian, i Evert, i Jensine.
- Tak, wszyscy razem. - I ciocia Uljike? Elise się roześmiała.
- Ciotka Ulrikke? Chcesz, żeby ona też wróciła z nami do domu? Hugo skinął głową.
- Ciotka Uljikke ma duzio kwiatków na kapelusiu. - Potargał włosy Elise, jakby chciał
zilustrować, jak wygląda kapelusz ciotki.
Postawiła go z powrotem na ziemi.
- Chodźmy teraz z powrotem do domu zobaczyć, czy Sebastian skończył jeść. Wiem, że
chętnie by się z tobą pobawił.
Hugo się ożywił i biegiem ruszył w kierunku wyjścia.
- Hugo bawi się z Bastianem.
Jednak kiedy wrócili do kuchni, nie zastali tam nikogo prócz Olaug, która sprzątała ze stołu.
Elise spojrzała na nią zdziwiona.
- Wiesz, gdzie jest Sebastian?
Olaug kontynuowała pracę, nie podnosząc nawet wzroku, a jej twarz przybrała zacięty
wyraz.
- Słyszałam, jak pani mówiła, że idą do ogrodu. Powiedziała, że ma nadzieję, że pozostałe
dzieci zostaną w stajni.
Elise zrozumiała już wcześniej, że Olaug nie układało się zbyt dobrze z panią Ringstad. Ona
pochodziła ze wschodniej części Kristianii, ale jej rodzina kilka lat wcześniej przeniosła się do
Hamar. Została polecona pani Ringstad przez jej dobrych znajomych.
Poczuła, jak wzbiera w niej złość. Jej teściowa miała więc nadzieję, że inne dzieci będą
trzymać się z dala, żeby ona mogła w spokoju spędzać czas z synem Signe! W jaki sposób udało się
Signe tak dobrze ułożyć sobie stosunki z matką Emanuela, po tym, jak były pokłócone na śmierć i
życie? Signe została wyrzucona za drzwi, kiedy nie potrafiła się pohamować, i zachowała się
nieprzyzwoicie, teraz jednak wyglądało na to, że między nimi panowała czysta idylla.
Olaug najwyraźniej odgadła emocje Elise po wyrazie jej twarzy.
- Nie ma się czym przejmować, pani Ringstad - wymamrotała cicho. - Ona nie jest do końca
taka, jak inni ludzie. Lepiej będzie, jeśli pójdzie pani do pana Ringstad, jemu jest teraz bardzo
ciężko, biedakowi.
Elise skinęła głową.
- Wiesz, gdzie on jest?
- Powinien być w ogrodzie warzywnym, to tam zazwyczaj chodzi, kiedy jest w złym
nastroju. Kristian przyszedł tu po Jensine, poszli chyba razem bawić się w oborze.
Elise skinęła głową i znowu wzięła ze sobą Hugo na zewnątrz.
- Pobawimy się razem z Jensine i chłopcami, Hugo. Sebastian przyjdzie trochę później.
- Hugo bawi się z Bastianem zaraz! - powiedział zdecydowanym tonem i zaczął iść w
kierunku schodów do ogrodu.
Chwyciła go za ramię.
- Nie, Hugo, nie możesz się teraz bawić z Sebastianem, musimy najpierw znaleźć Jensine i
chłopców.
- Nie! - w jego oczach czaiła się przekora. - Z Bastianem. Wzięła go na ręce, ale on wił się
jak wąż, kopał, napinał swe ciało,
niemal nie dało się go uspokoić. W końcu musiała ustąpić, postawiła go na ziemi i
pozwoliła mu pobiec. Gdy zobaczy, że za nim nie idzie, na pewno zawróci.
Tak się jednak nie stało. Przez chwilę stała bezradnie, nie wiedząc, co robić. Nie chciała
dołączyć do pani Ringstad i Signe, a Hugo nie dało się zatrzymać.
Usłyszała za sobą kroki i odwróciła się gwałtownie. Zbliżał się do niej pan Ringstad,
przygarbiony, z ramionami do ziemi i głębokimi zmarszczkami na twarzy. Tak bardzo był inny niż
ten imponujący, żwawy mężczyzna, którego znała jako ojca Emanuela, że aż poczuła ukłucie w
sercu.
- Sama tu jesteś? - spytał bezbarwnym głosem.
- Próbowałam zabrać ze sobą Hugo do obory, do innych dzieci, ale on koniecznie chciał
pójść do ogrodu, znaleźć Sebastiana. Na pewno gdzieś pobłądzi, więc pewnie za chwilę usłyszę
jego płacz.
- Nic dziwnego, że chce się bawić z dziećmi w swoim wieku. Poznali się w zeszłym roku,
prawda?
- Tak, Sebastian mieszkał u nas w domu przez jakiś czas, ale myślałam, że zapomnieli o
sobie nawzajem.
Zatrzymał się i popatrzył na nią.
- Szkoda, że nie został u ciebie w domu, Elise.
Uśmiechnęła się trochę niepewnie, nie rozumiejąc, co chciał przez to powiedzieć.
- Wtedy mógłby z czasem wyrosnąć na porządnego człowieka.
- Odwzajemnił jej uśmiech, ale wyraz jego oczu pozostał taki sam. Po jego pokrytej
zmarszczkami twarzy przemknął gorzki cień.
Elise nie wiedziała, co powiedzieć. Wydawało jej się, że w ciągu ostatnich dni jeszcze
bardziej się postarzał. Czy mogło mieć to związek z przyjazdem Signe?
Podszedł bliżej.
- Przepraszam za to, co zaszło dzisiaj podczas obiadu, Elise, ale pewnie już dawno temu
zorientowałaś się, jaka ona jest.
Skinęła głową.
- Tak, uświadomiłam to sobie, kiedy zostawiła u nas Sebastiana oraz potem, kiedy
przyjechała po niego i wściekła się, ponieważ jej rodzice już to wcześniej zrobili. Żal mi Emanuela,
a także ciebie, że on się w niej zakochał.
- Ktoś kiedyś powiedział, że mężczyzna często żeni się z kobietą, która przypomina jego
matkę, ale zawsze myślałem, że dzieje się tak z powodu miłości do matki.
A więc on był tego samego zdania, co ciotka Ulrikke. Poczuła się zmieszana, słuchając jego
zwierzeń. Gdyby miała być zupełnie szczera, powinna wesprzeć go, mówiąc, że wie i rozumie.
Czuła jednak, że słowa uwierają jej w gardle.
- Widzę, że czujesz się niezręcznie z mojego powodu, nie to miałem na celu, chciałbym
jednak, aby ona trzymała się od nas z daleka. Marie namówiła mnie, by wysłać jej telegram, nie
sądziłem jednak, że przyjedzie. Niektórzy z naszych sąsiadów nadal myślą, że ona była żoną
Emanuela, i pewnie zrobią duże oczy ze zdziwienia, kiedy dowiedzą się prawdy. To może stać się
skazą na opinii Emanuela i będzie też dosyć nieprzyjemne dla niej samej, ale co ja mogę na to
poradzić? - Posłał jej bezradne spojrzenie.
W jaki sposób mężczyzna, i to właściciel wielkiego gospodarstwa, poważany i wpływowy w
swojej wsi, mógł być tak słaby? Mogłaby to zrozumieć, gdyby chodziło o kobietę, ujarzmioną przez
swojego brutalnego męża, który ją tyranizuje, ale pan Ringstad był potężnym i silnym mężczyzną, i
na dodatek to on był właścicielem gospodarstwa i majątku. Mógłby ją wypędzić, jeżeli nie
potrafiłby z nią wytrzymać, takie rzeczy działy się wcześniej i nie trzeba było z tego powodu
występować o rozwód. Mógł odmówić jej przebywania pod tym samym dachem. Co sprawiło, że
pozwolił jej nie tylko zostać, ale również przejąć rządy?
Ciotka Ulrikke miała najwyraźniej rację. Pewnie nie poradziłby sobie z ciężarem opinii
sąsiadów ze wsi, gdyby dowiedzieli się, że gospodyni Ringstad nie jest całkiem taka sama, jak inne
kobiety. Woli pewnie znosić jest kaprysy, wytrzymywać jej niedorzeczne humory, a kiedy jest
naprawdę źle, wychodzić do ogrodu warzywnego.
- Nie masz nic do powiedzenia na ten temat? - spojrzał na nią zrozpaczonym wzrokiem.
- Myślę o twoim pytaniu. Skoro teściowa chciała, abyś wysłał ten telegram, to nie miałeś
innego wyjścia.
Spojrzał jej głęboko w oczy.
- Naprawdę myślisz, że nie miałem innego wyjścia? Potrząsnęła przecząco głową.
- Teraz nie. Może przed dwudziestoma, trzydziestoma laty. Skinął głową.
- Musisz uważać, żebyś nigdy nie dostała się w szpony takich ludzi, Elise. Przerażające jest
to, że nie zauważa się tego od razu, a dopiero po upływie jakiegoś czasu. Są wylewni i serdeczni,
zdają się kochać innych, łatwo nawiązują kontakt z ludźmi, są czarujący i otwarci. Moi przyjaciele
gratulowali mi, że znalazłem tak piękną i ujmującą żonę, jedyna osoba, która nie uległa do końca jej
urokowi, to była moja matka. Na łożu śmierci powiedziała mi, że martwiła się już od pierwszego
dnia, kiedy poznała Marie, ale ja zbywałem ją tylko śmiechem i złościłem się, kiedy ostrożnie
próbowała dać mi do zrozumienia, że powinienem zaczekać z zawarciem małżeństwa. Z czasem,
kiedy doświadczyłem na własnej skórze, że matka miała rację i zwierzyłem się z tego memu ojcu,
on nie chciał uwierzyć, że Marie taka jest.
Elise zmarszczyła czoło.
- Czy to choroba?
Hugo Ringstad w zamyśleniu potrząsnął głową.
- Nie wiem tego. Rozmawiałem z doktorem, medycyna nie ma na to wyjaśnienia. To, co jest
wspólne dla talach ludzi, to, że nie potrafią dostrzec konsekwencji swojego postępowania, jak
również że wydają się nie odczuwać wyrzutów sumienia. Wszystko złe, co się dzieje w ich życiu,
jest zawinione przez kogoś innego, samych siebie postrzegają oni jako całkowicie bez winy. Wielu
z nich staje się jeszcze gorszych pod wpływem alkoholu, wielu mężczyzn staje się wtedy
brutalnych. Jest pewnie wiele nieszczęśliwych żon, które cierpią w milczeniu. Nie ośmielą się
powiedzieć nikomu, że mąż je bije i poniża, a nie mogą też uciec, bo nie miałyby z czego żyć.
Zresztą taki małżonek i tak pewnie odszukałby je i zmusił do powrotu.
Elise przeszedł dreszcz.
- Emanuel taki nie był.
- Na szczęście, ale mimo tego był ofiarą szaleństwa swej matki. Jej stan miał na niego spory
wpływ, sprawiał, że stał się tchórzem, tak samo jak ja. Po tym, jak zachorował, zauważyłem, że
przejął po niej roszczeniowy stosunek do świata oraz zwyczaj obwiniania innych.
Elise skinęła głową.
- To prawda. Całkiem niedawno pomyślałam sobie, że się zmienił. Emanuel, który był u nas
na początku lata, nie był tym samym dzielnym oficerem Armii Zbawienia, którego poznałam ponad
trzy lata temu.
Pomiędzy nimi zaległa cisza.
- Jak się powodzi temu artyście, z którym byłaś zaręczona, nim poznałaś Emanuela? -
Pytanie zostało postawione ostrożnym tonem, jakby nie miał pewności, czy może o to spytać.
- Przebywa teraz w Paryżu i z tego, co mi się wydaje, znalazł sobie francuską towarzyszkę.
- Przykro mi to słyszeć.
Obrzuciła go zdziwionym spojrzeniem. Jak mógł tak powiedzieć, był przecież ojcem
Emanuela. Westchnął ciężko.
- Mówi się, póki śmierć nas nie rozłączy. Moim największym marzeniem było, abyście byli
z Emanuelem razem aż do starości. Byłaś najlepszą żoną, jaką mógł sobie znaleźć. Wiem, że
myślałem inaczej, kiedy się zaręczyliście, ale szybko zmieniłem zdanie. Spróbuj mi wybaczyć,
Elise. Nie byłem lepszy od innych: pełen przesądów, snob, z przejętą od innych opinią, że
małżeństwo powinno prowadzić do powiększenia rodzinnego majątku, a nie odwrotnie. Najlepiej,
jeśli w rezultacie łączy się dwa gospodarstwa w jeden wielki majątek. - Westchnął ponownie. -
Teraz patrzę na to zupełnie inaczej. Na co się zda, jeżeli nawet zdobędziesz cały świat, jeśli
odniesiesz szkodę na swej duszy, jak to napisano w Biblii.
Odwrócił się powoli w inną stronę.
- Przespaceruję się po ogrodzie i zobaczę, czy uda mi się znaleźć Hugo. Jeśli nie wolno mu
będzie bawić się z Sebastianem, to wymyślę mu jakąś inną zabawę. To jest dobry chłopiec.
Elise stała zamyślona i patrzyła, jak odchodzi. Miała ochotę pójść za nim, ale pewnie
mądrzej było zostawić go samego, kiedy miał rozmawiać z Signe i panią Ringstad.
6
Przez jakiś czas chodziła w tę i z powrotem po dziedzińcu. Czuła się cudownie na słońcu,
miała nadzieję, że promienie słoneczne przepędzą jej czarne myśli. Z przedsionka obory dochodziły
rozbawione dziecięce głosy, chłopcy potrafili zająć się Jensine, kiedy musieli.
Nagle stanęła w miejscu i zaczęła nasłuchiwać. W dali słychać było płacz dziecka. To mógł
być Hugo.
Signe nie była chyba aż tak wredna, aby swą złość wyładować na małym dziecku? Elise
obróciła się na pięcie i stanowczym, szybkim krokiem ruszyła w stronę schodów prowadzących do
ogrodu.
Szła w kierunku, skąd dochodził płacz. Po chwili ujrzała zapłakanego Hugo, który biegł
główną ścieżką tale szybko, jak tylko mogły ponieść go jego krótkie nóżki. Dziwne, że nigdzie nie
mogła dostrzec pana Ringstad, powiedział przecież, że pójdzie go poszukać.
- Co się stało, Hugo?
Na jej widok zaczął krzyczeć jeszcze głośniej. Rzuciła mu się na spotkanie i wzięła go na
ręce.
- Kochane słoneczko, co ci się stało? Uderzyłeś się? Potrząsnął głową, a jego ciałem
wstrząsał szloch.
- Nie bawię się z Bastianem, pani jest niedobla. Elise czuła, jak wzbiera w niej złość.
- Zrobiła ci coś?
Hugo tylko pokiwał głową i dalej płakał. Nagle zza wielkich krzaków agrestu wyłonił się
pan Ringstad.
- Czy coś się stało?
- Nie wiem, co się stało. Usłyszałam płacz dziecka i poszłam w tym kierunku.
- Nie mogłem go znaleźć. Byłem pewien, że siedzą w altanie, ale tam nie było nikogo.
Wyciągnął ręce do Hugo, a ku jej zdziwieniu chłopiec wyciągnął ramiona do niego.
Zazwyczaj nie pozwalał się wziąć na ręce nikomu innemu, tylko jej, kiedy był w takim humorze.
- Chodź, Hugo, poszukamy tamtego małego kucyka i będziesz mógł usiąść na koniku. -
Hugo natychmiast przestał płakać.
Przez moment zawahała się, czy nie powinna pójść z nimi, ale postanowiła zamiast tego
poszukać Signe i dowiedzieć się, co się stało. Nie może pozwolić na to, by ktokolwiek w taki
sposób traktował Hugo! Coś musiało się stać, on nie krzyczałby tak strasznie tylko dlatego, że nie
może pobawić się z Sebastianem.
Nie uszła daleko, kiedy dostrzegła je obydwie. Spacerowały pod ramię niedaleko wielkiej
wiśni. Pani Ringstad prowadziła za rękę zdezorientowanego Sebastiana. Elise szybkim krokiem
ruszyła w ich kierunku.
- Jeśli szukasz tego twojego rozwrzeszczanego rudzielca, to musisz zawrócić i poszukać go
gdzie indziej - powiedziała Signe tonem pełnym pogardy.
- To nie jego szukam. - Elise zatrzymała się przed nimi i spojrzała Signe wyzywająco w
oczy. - Co mu zrobiłaś? Hugo nie płacze w ten sposób, jeżeli nic mu się nie dzieje.
- Uczepił się Sebastiana jak rzep, a my go tu nie chcemy, więc w końcu musiałam dać mu w
twarz.
Elise wydawało się, że się przesłyszała.
- Uderzyłaś go w twarz? Małe, dwuipółletnie dziecko, którego jedyną winą było to, że
chciał pobawić się z twoim synem?
- Nie słyszysz, co do ciebie mówię? Nie chcę go tutaj! Ten bękart nie ma czego szukać tu, w
Ringstad. Teściowej się pogarsza na sam jego widok.
Nazywa ją teściową! Elise jakby poraził grom.
Signe ciągnęła:
- Najpierw udało ci się wmówić teściowej, że on jest synem Emanuela, a potem podstępem
nakłoniłaś pastora, aby ochrzcił go Hugo po jej mężu i wpisał do ksiąg kościelnych jako
prawowitego syna Emanuela. To wszystko jest oszustwem, ale nie sądź, że my na to pozwolimy. To
Sebastian jest jedynym synem Emanuela i dziedzicem majątku Ringstad. Ojciec skłonny jest
znaleźć najlepszych adwokatów, aby zapewnić memu synowi to, co mu się sprawiedliwie należy.
Możesz zabrać ze sobą całą tę dzieciarnię i wrócić tam, gdzie twoje miejsce, nie jesteście tu mile
widziani.
Elise poczuła, że robi jej się słabo i kręci jej się przed oczami. Dawno już zorientowała się,
że Signe jest wiedźmą, ale żeby była aż tak wredna, w to by nie uwierzyła.
Przeniosła wzrok na panią Ringstad.
- Zgadzasz się z tym, co mówi Signe?
Pani Ringstad unikała jej wzroku. Widać było, że teściowa w osobie Signe znalazła
silniejszego od siebie i musiała oddać jej prowadzenie. Musiało to być dla niej nowe i przedziwne
doświadczenie.
Teściowa skinęła głową, nadal na nią nie patrząc.
- Dobrze wiesz, że byłam przeciwna waszemu małżeństwu od samego początku. -
Wyprostowała się i zmierzyła Elise przekornym spojrzeniem. - Sądzę, że powinnaś zrobić, jak
mówi Signe i wyjechać stąd. I tak nie odczuwasz żalu po odejściu Emanuela, nie chciałaś nawet,
aby wrócił do was do domu. Twoja obecność na pogrzebie będzie krępująca, wiele osób nawet nie
wie, kim jesteś.
Elise poczuła, jak mocno bije jej serce.
- To im to wyjaśnię! Jestem prawowitą żoną Emanuela, Jensine jest jego córką, a Hugo
zapisany jest w kościelnych księgach jako jego syn. Nie mam zamiaru stąd wyjechać, zamierzam
zostać na pogrzebie. Możecie się wściekać i mówić, co chcecie, to wam jedynie może zaszkodzić.
Jeżeli ludzie we wsi się dowiedzą, jak potraktowaliście mnie i moje dzieci, to wy będziecie mieć
nieprzyjemności. Emanuel poślubił mnie z własnej, nieprzymuszonej woli, a nawet musiał mnie do
tego przekonywać. Mamy razem dom w Kristianii, a chłopcy go kochali. Nie pozwolę, abyśmy my,
moje dzieci, moi bracia byli traktowani w ten sposób. I jeżeli jeszcze raz usłyszę, że dotknęłaś
Hugo, Signe, sprawię, że tego pożałujesz.
Signe roześmiała się w odpowiedzi.
- Chyba nie sądzisz, że się ciebie boję? Czy może wyobrażasz sobie, że ktokolwiek tu na
gospodarstwie by cię poparł? Może służąca Olaug? Albo stara, zniedołężniała ciotka Ulrikke?
Elise odwróciła się i ruszyła z miejsca.
- Poczekaj tylko, Signe, to poczujesz, jak to jest, kiedy ludzie się przeciwko tobie zmawiają.
- Ha! Naprawdę sądzisz, że ktokolwiek uwierzy w twoją opowieść?
Elise wydawało się, że słyszy cień niepewności w jej głosie, i to dodało jej odwagi.
- Owszem, tak właśnie sądzę. Wiem, co ludzie myślą o młodych dziewczynach, które
uwodzą żonatych mężczyzn, odbywających służbę na granicy w obronie ojczyzny. Gdy wyjdzie na
jaw, co zrobiłaś, myślę, że ludzie ze wsi będą mieli całkiem inne zdanie na ten temat.
Powiedziała to i odeszła, nie czekając na odpowiedź Signe.
Aż trzęsła się ze złości, idąc w kierunku domu, ale kiedy doszła do schodów prowadzących
do ogrodu, zaczęła się w końcu uspokajać. Głupio było z jej strony odgryzać się w ten sposób! Z
pewnością nie potrwałoby długo, nim Signe i teściowa znowu rzuciłyby się sobie do gardeł. Dwie
osoby o tej samej naturze raczej długo ze sobą nawzajem nie wytrwają. Poza tym ona za parę dni
wraca do domu i nie musi już nigdy więcej mieć z nimi kontaktu. Jedynie teścia było jej szkoda.
Przed wejściem stał wóz zaprzężony w konia. Pan Ringstad stał, trzymając Hugo na rękach i
witał starszą parę. Elise przez krótką chwilę zastanawiała się, czy nie zawrócić i zniknąć, nim
ktokolwiek ją dostrzeże. Nie była w nastroju, żeby przebywać teraz z obcymi ludźmi, jednak w tej
samej chwili zauważył ją Hugo i zaczął wymachiwać rączkami. Z wahaniem ruszyła w ich stronę.
Teraz i jej teść ją dostrzegł. Odwrócił się do niej i zawołał:
- Elise, chodź się przywitać z fonem i Agnes, moimi kuzynami! Mężczyzna i kobieta
odwrócili się w jej stronę. Równocześnie
Elise dostrzegła, że kobieta nagle wydała się zdezorientowana.
- Ale to nie jest... - zaczęła, po czym urwała w połowie zdania.
- Nie poznaliście jeszcze małżonki Emanuela, prawda? - powiedział życzliwie i pan
Ringstad. Widać było, że cieszy się z ich wizyty.
- Ależ owszem, byliśmy tu zimą któregoś razu, kiedy ciebie nie było w domu - zaczęła
kobieta, przypatrując się Elise spod zmrużonych powiek. - Ale nie mogę sobie przypomnieć...
W końcu Elise zrozumiała, co się stało. Kobieta poznała pewnie Signe, a Signe
prawdopodobnie przedstawiła się jako żona Emanuela! Być może nawet to pani Ringstad tak
powiedziała! Nie zdziwiłaby się, gdyby tak właśnie było. Podeszła do nich i wyciągnęła rękę na
powitanie.
- Elise Ringstad.
- Agnes Solli - odpowiedziała kobieta, przenosząc zdziwiony wzrok na pana Ringstad. - Nic
nie rozumiem, Hugo, czy coś się wydarzyło od czasu naszej ostatniej wizyty?
- Co masz na myśli, Agnes?
- My... poznaliśmy małżonkę Emanuela, kiedy byliśmy tu zimą, ale... ale to nie była... -
zamilkła i zagubiona potrząsnęła głową.
Elise zwróciła się do teścia.
- Wydaje mi się, że pani Solli myli mnie z Signe.
Twarz starszej kobiety w tym samym momencie pojaśniała.
- Tak, zgadza się, teraz sobie przypominam, ona nazywała się Signe.
Elise dostrzegła, jak jej teść pobladł.
- Musiało nastąpić jakieś nieporozumienie, Agnes. To jest żona Emanuela. Signe Stangerud
również przybyła na pogrzeb, ona... ona jest młodą przyjaciółką Marie.
Starsza kobieta odwróciła się do towarzyszącego jej mężczyzny.
- Ty też chyba pamiętasz, że ona przedstawiła się jako żona Emanuela?
Mężczyzna zmarszczył czoło i popatrzył na nią karcącym wzrokiem.
- Słyszysz przecież, co mówi Hugo, to jest żona Emanuela, a właściwie wdowa po nim,
chciałem powiedzieć - poprawił sam siebie. Zwrócił się do Elise: - Moje kondolencje, pani
Ringstad, straszne, że Emanuela spotkał taki koniec, to był sympatyczny i miły młody człowiek. A
na dodatek oficer Armii Zbawienia. To musi być wielka strata.
- Masz na myśli Armię Zbawienia czy jego żonę? - spytała, nie do końca zrozumiawszy
Agnes Solli.
- Oboje, ale oczywiście zwłaszcza jego żonę i dzieci - odpowiedział, patrząc na Elise
współczująco. - Ciężko to pojąć, że młody, silny mężczyzna pada ofiarą takiej podstępnej i
strasznej choroby. Gorąco wam wszystkim współczujemy.
- Dziękuję. Owszem, to nie był lekki czas dla Emanuela, innym ciężko wczuć się w podobną
sytuację, gdy jest się przykutym do wózka inwalidzkiego. On był tak pełen pomysłów i chęci
działania, rozpoczął działalność kupiecką i marzył o tym, by z czasem powiększyć interes.
Jon Solli skinął głową.
- Słyszeliśmy o tym. Nieźle sobie radził, niewielu udaje się zarobić dobre pieniądze, kiedy
startują jako kupcy.
- Nie zapominaj, że on był całkiem niegłupi - wtrąciła Agnes Solli. - Wiedzieliśmy, że da
sobie radę, w ten czy inny sposób.
Pan Ringstad postawił Hugo na ziemi i pozwolił mu pobiec do obory, pobawić się razem z
innymi dziećmi. Teraz pospiesznie zmienił temat rozmowy, jakby krępowało go dyskutowanie o
pracy Emanuela. Prawdopodobnie wiedział równie dobrze, jak Elise, jak niskie zarobki miał
Emanuel po tym, jak przestał pracować w warsztacie Myrena.
- Moja kuzynka i kuzyn mieszkają w Hamar - wyjaśnił jej.
- Oboje są stanu wolnego i nadal mieszkają w rodzinnym domu mojej matki. Niestety nie
widujemy ich zbyt często.
- Ale nie aż tak rzadko, jakbyś tego chciał - powiedziała zdecydowanie jego kuzynka. - Jak
już wspomniałam, byliśmy tu zimą i to nie nasza wina, że nie było cię wtedy w domu.
Nagle dobiegły ich pogodne, roześmiane głosy i po chwili pojawiły się przed ich oczami
dwie kobiety z małym dzieckiem. Dojrzawszy towarzystwo przed wejściem, nagle zwolniły kroku i
spoważniały.
- To Agnes i Jon. - Elise usłyszała słowa teściowej.
Signe nic nie odpowiedziała, tylko pochyliła głowę i wbiła wzrok w ziemię.
Agnes Solli powolnym krokiem ruszyła w stronę pani Ringstad.
- Droga Marie! - wyrzuciła z siebie głosem zduszonym od płaczu.
- Jakie to straszne! A ja byłam taka pewna, że mu się w końcu polepszy.
Objęła ją, po czym musiała wyjąć chusteczkę i wytrzeć nos, nim podała dłoń Signe.
- Poznałyśmy się już wcześniej, ale zorientowałam się teraz, że błędnie zrozumiałam, kim
pani jest. Bardzo przepraszam, proszę zrozumieć, starzeję się.
Signe uśmiechnęła się, ale nic nie powiedziała. Podszedł do nich Jon Solli.
- Proszę przyjmij moje wyrazy współczucia, Marie. Przybyliśmy natychmiast, jak tylko
usłyszeliśmy tę tragiczną wiadomość. Jak się czujesz? Musi to być dla was straszny cios, jedyne
dziecko i dziedzic gospodarstwa.
Pani Ringstad wybuchła płaczem i zakryła twarz dłońmi, po czym odwróciła się na pięcie i
wbiegła do domu. Jon Solli potrząsnął głową.
- Nie powinienem był tego mówić, to dla niej zbyt wiele, biedactwo.
Elise zauważyła, że teść zacisnął usta w wąską linię. On pewnie też słyszał, jak wesołe i
beztroskie wydawały się Signe i jego małżonka, kiedy spacerowym krokiem weszły na dziedziniec.
Spojrzał spod oka na Sebastiana i powiedział:
- Nie idziesz do obory pobawić się z innymi dziećmi, Sebastianie? Sebastian spojrzał na
niego poważnym wzrokiem, po czym popatrzył pytająco na swą matkę.
Signe się uśmiechnęła.
- Oczywiście, niech się idzie pobawić z innymi dziećmi, biegnij do obory, Sebastianie.
Agnes Solli, nie kryjąc ciekawości, przypatrywała się Signe. - A więc pani jest młodą
przyjaciółką Marie. Skąd pani pochodzi?
Signe uśmiechnęła się, wydawałoby się niewzruszona, ale Elise dostrzegła, że na jej
policzkach wykwitły rumieńce. Przez moment zastanawiała się, czy Signe ma tyle tupetu, by
powiedzieć kuzynostwu pana Ringstad, że jest matką syna Emanuela, ale najwyraźniej nie ośmieliła
się. Być może przestroga Elise odniosła jakiś skutek.
- Mój ojciec ma wielkie gospodarstwo w okolicy Kongsvinger, a ja poznałam Marie i Hugo
Ringstadów przez Emanuela.
Agnes Solli wydawała się bardzo zainteresowana.
- A więc znała pani Emanuela wcześniej?
- Poznałam go, kiedy służył na granicy tuż przed rozwiązaniem Unii. Wielu żołnierzy
nocowało wtedy w naszym gospodarstwie i staliśmy się z Emanuelem dobrymi przyjaciółmi.
- Jak to wspaniałomyślnie z waszej strony, że zajęliście się biednymi żołnierzami.
Słyszałam, że okoliczni chłopi niejednokrotnie ratowali im życie, zapewniając im przyzwoite
jedzenie.
- Owszem, jestem przekonana, że uratowaliśmy życie Emanuelowi, był taki chudy i
zabiedzony, najprawdopodobniej nie dostawał wystarczająco dużo jedzenia, zanim zaczął odbywać
służbę. Nie jest łatwo osobie przywykłej do dobrego życia nagle przyzwyczaić się do warunków
panujących u biedoty.
1 Unia między Szwecją i Norwegią została rozwiązana w 1905 roku.
Agnes Solli wydała się przerażona.
- Brakowało im jedzenia w Armii Zbawienia?
- Ależ nie, mówię o późniejszym okresie, kiedy zatrudnił się w fabryce Seilduk i z dnia na
dzień musiał zacząć utrzymywać pokaźną rodzinę. Oprócz jego żony byli przecież jeszcze jej dwaj
bracia, jak również biedota, którą przygarnęli do siebie. Wydaje mi się, że przez pewien czas żywił
nawet matkę Elise, czy nie tak, Elise?
Elise poczuła, jak robi jej się gorąco.
- Tkałyśmy razem z matką chodniki na sprzedaż, poza tym zajmowałam się szyciem, nawet
chłopcy pracowali po szkole.
Signe wybuchnęła śmiechem.
- Chyba nie zarobiliście w ten sposób zbyt wiele. Agnes Solli załamała ręce.
- Biedactwo, nie da się przecież utrzymać tak wielu osób z jednej skromnej pensji
pracownika biurowego.
- Zgadza się i teraz pani rozumie, jak on wyglądał, kiedy do nas przybył, ale na szczęście
dzięki troskliwej opiece jakoś się z tego wykaraskał. Gdyby został na Stangerud, najprawdopo-
dobniej nadal byłby przy życiu.
Nagle pan Ringstad zrobił zwrot do tyłu i zaczął iść przed siebie.
Agnes Solli popatrzyła za nim zdziwiona.
- Hugo?
On jednak nic nie odpowiedział.
- Co mu się stało?
- On jest w żałobie, panno Solli - głos Signe wypełniało współczucie. - Nie wytrzymał tego
dłużej. Poza tym pewnie cierpi na myśl, że Emanuel mógłby być przy życiu, gdyby tylko trzymał
się z dala od dzielnic biedoty w Kristianii.
Agnes Solli przerażona spojrzała na Elise.
- Czy to dlatego mu się pogorszyło? Elise usiłowała się opanować.
- Nie wiem. Nasz dom nie jest tak dobrze izolowany od zimna czy wiatru, jak ten w
Ringstad, ale lekarze w szpitalu nie wspomnieli, że to mogłoby być przyczyną - mówiąc to, posłała
Signe ostrzegawcze spojrzenie.
Agnes Solli westchnęła.
- Wejdźmy do Marie i spróbujmy ją jakoś pocieszyć, Jonie.
Gdy zniknęli we wnętrzu domu, Elise chwyciła Signe mocno za ramię.
- Co z ciebie za człowiek? Czy nie odczuwasz ani krztyny współczucia? Nie widziałaś, jak
ciężko było panu Ringstad znieść te twoje bezwstydne gadanie? On się w ostatnim czasie postarzał
o co najmniej dziesięć lat. Jeśli nadal będziesz tu siać zło i zatruwać wszystkich swym jadem,
wkrótce czeka nas jeszcze jeden pogrzeb. A to raczej ci nie pomoże, chciwa kobieto, pamiętaj, że
nowe prawo dziedziczenia jeszcze nie zostało uchwalone i daleko do tego.
Dostrzegła, że jej słowa zrobiły wrażenie na Signe, i to ją ucieszyło. Po chwili odwróciła się
na pięcie i odeszła.
7
Usiadła w pokoju gościnnym, gdzie spała razem z dziećmi. Signe i Sebastian dostali pokój
Emanuela.
Olaug i jedna ze służących zaproponowały, że zajmą się najmłodszymi dziećmi, aby Elise
mogła trochę odpocząć. Z wdzięcznością przyjęła ich ofertę i postanowiła, że spróbuje trochę
popisać. Przed oczami miała gotową fabułę powieści o biednej dziewczynie, która wychodzi za mąż
za bogatego mężczyznę. Zapisze każde oblane jadem słowo, które wyrzuca z siebie Signe, opisze
napiętą atmosferę przy stole, spróbuje przedstawić intrygi, walkę o władzę, chciwość Signe i jej
niewiarygodny tupet, jak również bezdenny ból jej teścia po stracie syna. Wszystko, czego
potrzebowała, miała przed sobą. Dramat, rozgrywający się w ostatnich dniach w Ringstad, zawierał
w sobie wszystkie elementy dobrej powieści, wszystkie strony ludzkiego życia. Były tutaj
cierpienie i miłość, zazdrość i zawiść, podejrzliwość i ciekawość, plotki i złośliwość, niewinna
zabawa dzieci i głupota dorosłych oraz ich brak wrażliwości. Nie potrzebowała zmyślać, mogła po
prostu zapisać własne przeżycia. Jeżeli naprawdę powstanie z tego książka, z radością wyśle
pierwszy egzemplarz Signe Stangerud!
Wyjęła papier i ołówek, sprzątnęła ze stołu i zasiadła do pisania. To będzie proste.
Słowa jednak nie chciały nadejść, w głowie miała pustkę. Wpatrywała się przed siebie,
próbowała znaleźć dobry początek, ale nie była w stanie sformułować ani jednego zdania. Cały czas
cisnął jej się przed oczy widok udręczonej twarzy jej teścia. Myślała o tym, jaki był dobry, kiedy
dał im pieniądze i tę cudowną maszynę do szycia, jak bardzo interesował się jej pisaniem, jak miło i
życzliwie ich przyjął. Taka książka całkowicie by go zniszczyła, gdyby ludzie zrozumieli, o kim
jest w niej mowa. Nie mogła też zrobić tego Emanuelowi, który nie żył i nie mógł się bronić, a poza
tym był ojcem Jensine. Jeżeli ma pisać o parze małżonków, którzy mają bardzo różne pochodzenie,
musi wybrać inne środowisko i rodzinę, której nikt nie rozpozna. Będzie musiała zmyślić postaci i
stworzyć inne intrygi niż te, które sama przeżyła. Jedyne, czego może użyć, to uczucia. Bezsilność,
bunt, gniew.
W końcu znalazła imiona, które pasowały, zarówno dla męskiej, jak i kobiecej głównej
postaci. Mężczyzna będzie bogaty, młody i będzie prowadził interesy w Kristianii, a dziewczyna, w
której się zakocha, będzie sprzedawać razem ze swoją matką owoce i warzywa na straganie na targu
Stortorvet. Mężczyzna regularnie przychodzi do ich stoiska, aby kupić owoce, młodzi wymieniają
między sobą spojrzenia i czują do siebie intensywny pociąg. Któregoś dnia on zaprasza ją do
ogrodów Tivoli, piją razem kawę przy jednym z okrągłych stolików i rozmawiają. Następnym
razem tańczą ze sobą, jest pięknie i romantycznie. Za trzecim razem on podczas tańca przykłada
swój policzek do jej. Wystarczy, że bierze ją za rękę, a ona czuje ogień przeszywający jej ciało. Ich
wzajemny pociąg zamienia się w burzliwą miłość, żyją jak w oparach narkotyku. Aż do czasu,
kiedy mężczyzna zaprasza ją do siebie do domu i przedstawia swoim rodzicom, którzy mieszkają w
wytwornym mieszkaniu na Dronningensgate.
Rozległo się pukanie do drzwi. Elise niecierpliwie krzyknęła Proszę wejść, nie przerywając
pisania.
- Przepraszam, pani Ringstad.
Podniosła wzrok, wydała okrzyk zdziwienia i natychmiast się podniosła.
- Carl Wilhelm? Cóż za niespodzianka! Podszedł do niej, aby się przywitać.
- Pan Ringstad wysłał mi telegram, nie mogłem uwierzyć, że to prawda. Potem usłyszałem
od mojego ojca, że ty otrzymałaś telegram tego samego wieczoru, kiedy ojciec był z wizytą u was
na Hammergaten.
Skinęła poważnie głową.
- Ja również nie zdawałam sobie sprawy, że jego choroba była aż tak poważna. Ostatni raz,
gdy miałam od niego wieści, odniosłam wrażenie, że ma zamiar niedługo wrócić do Kristianii.
W tym samym momencie przypomniała sobie słowa pana Wang-Olafsena o tym, że Carl
Wilhelm odwiedził Emanuela w Ringstad. Miała uczucie, jakby on wiedział więcej, niż chciał
przyznać. Wywnioskowała również, że Carl Wilhelm mógł przebywać tu w tym samym czasie, co
Signe, i być może sądził, że Signe bardziej pasowała do Emanuela niż ona sama. Niewykluczone,
że doradzał Emanuelowi pozostanie w majątku i zaniechanie powrotu na Hammergaten.
- Czy ty... przepraszam, może powinienem zwracać się do ciebie na pani.
Potrząsnęła przecząco głową.
- Byłeś jednym z najlepszych przyjaciół Emanuela i byliśmy na ty podczas twojej wizyty z
narzeczoną u nas w domku majstra. Nie możemy teraz tak nagle stać się bardziej formalni.
Uśmiechnął się.
- Czy mogę usiąść tu na chwilę?
Obrzucił spojrzeniem papiery, które przewracały się na stole. - Czy może przychodzę nie w
porę?
- Nic się nie stało i tak miałam zamiar wkrótce zakończyć pracę. Obydwoje usiedli.
Odchrząknął.
- Niedawno rozmawiałem z panem Ringstad. Spojrzała na niego zdziwiona.
- Myślałam, że dopiero co przyjechałeś?
Carl Wilhelm zaczął niespokojnie kręcić się na swym miejscu. Unikał jej spojrzenia, jakby
czuł się niezręcznie.
- Przyjechałem chyba w samym środku kłótni. Stałaś razem z Signe Stangerud przed
wejściem i wydawałyście się nie zgadzać na jakiś temat, po chwili ty wbiegłaś do środka, a Signe
została na zewnątrz. Najpierw zdawała się być zamyślona, niemalże lekko przestraszona, ale gdy
mnie dostrzegła, pospieszyła mi na spotkanie. Z płaczem opowiedziała mi, że przedstawiłaś ją
wszystkim gościom jako oszustkę, która pojawiła się, aby podstępem zdobyć spadek po Emanuelu,
powiedziałaś im, że ona uwiodła Emanuela, aby zostać panią w Ringstad i że ludzie ze wsi byli
teraz nastawieni do niej tak nieprzychylnie, że bała się im na oczy pokazać.
Elise poczuła, jak serce zaczyna jej bić gorączkowo pod wpływem złości, która znowu ją
opanowała, pozwoliła jednak mu dokończyć swą opowieść.
- Muszę przyznać, że byłem dość przerażony jej słowami. Wiosną, gdy odwiedziłem
Emanuela, była tam również Signe. Zwierzyła mi się wtedy, jak jej było ciężko, kiedy się
dowiedziała, że Emanuel i ty się pobraliście i że na dodatek oczekiwałaś dziecka. On dał jej do
zrozumienia, że jest kawalerem. Następnie opowiedziała mi, jak życzliwie przyjęli ją pan i pani
Ringstad i wyraźnie sugerowali, że wolą ją od ciebie. Ty zaś wtedy zagroziłaś mu, że jeżeli on do
ciebie nie wróci, to opowiesz gazetom wszystko o tym, jak strażnicy na granicy zdradzają swe
żony. Bojąc się utraty czci, nie ośmielił się zrobić nic innego.
Elise słuchała go z kamienną twarzą. Nie wiedziała, czy w ogóle ma siłę powiedzieć mu
prawdę. Skoro tak łatwo dał się oszukać, najprawdopodobniej i tak jej nie uwierzy.
Uśmiechnął się.
- Teraz wiem, że to nieprawda, ale muszę przyznać, że pozwoliłem się jej omotać. Ona jest
najbardziej niebezpieczną kobietą, jaką kiedykolwiek spotkałem. Gdyby nie to, że pan Ringstad
podszedł do mnie po tym, jak ona poszła do obory po swego syna, być może nadal byłbym równie
zaślepiony. Zabrał mnie ze sobą do ogrodu warzywnego i powiedział mi, jak było naprawdę.
Opowiedział mi o nieszczęśliwym dzieciństwie Emanuela, o jego nieumiejętności radzenia sobie z
przeciwnościami losu, o cechach charakteru, które, ku rozpaczy ojca, odziedziczył po swej matce.
Był tak niezwykle otwarty, że prawie się przestraszyłem. Mam tylko nadzieję, że nie będzie potem
żałował swych słów. Odniosłem jednak wrażenie, że odczuwał silną potrzebę, by otworzyć swe
serce przed kimś, najlepiej kimś niezwiązanym bezpośrednio z tym wszystkim.
Elise się zdziwiła. Nie sądziła wcześniej, że jej teść komukolwiek powiedziałby, jak było
naprawdę, a już zwłaszcza oczerniał go przed jednym z jego przyjaciół.
Chociaż, z drugiej strony, czy to naprawdę było oczernianie? Czy nie miało to raczej na celu
wyjaśnienia, dlaczego Emanuel postępował tak, jak postępował, i w jaki sposób stał się tą osobą,
którą był?
- Proszę mi wybaczyć, Elise. Ojciec zawsze tak życzliwie się o tobie wypowiada i
powinienem rozumieć go na tyle dobrze, aby wiedzieć, że zna się na ludziach lepiej, niż inni. Już
dawno temu przejrzał Emanuela, a kiedy opowiedziałem mu o Signe, widziałem po nim, że nie
wierzy w ani jedno słowo. Ja się z nim nie zgodziłem, mowa była mimo wszystko o jednym z
moich przyjaciół, ale wiem teraz, że się myliłem. Rozpacz pana Ringstad jest wystarczającą
odpowiedzią. Bardzo się martwię, co z nim będzie, w każdym razie jeżeli ta straszna kobieta ma
zamiar zostać tutaj, w nadziei zapewnienia swemu synowi prawa do odziedziczenia majątku i
dworu.
Elise skinęła głową.
- Ja też się o niego martwię.
- Ale o prawo do spadku nie?
- Nie znam się na tym. Emanuel wziął na siebie odpowiedzialność za mojego syna i
pozwolił, aby został wpisany do ksiąg kościelnych jako jego prawowity syn. Jakiś czas później
zostałam zmuszona do podpisania dokumentu, w którym przyznaję, że Hugo nie jest synem
Emanuela i że byłam już w ciąży, kiedy zawierałam z nim małżeństwo. Nie jestem pewna, który
dokument przeważy. Signe miała nadzieję, że Emanuel pożyje na tyle długo, że zostanie uchwalona
ustawa zrównująca prawo dziedziczenia ślubnych i nieślubnych dzieci, tak się jednak nie stało. Te-
raz jest zdesperowana i nie zawaha się użyć wszystkich możliwych środków, by zapewnić swemu
synowi prawo dziedziczenia majątku. Powiedziała mi, że jej ojciec jest skłonny zapewnić jej
najlepszych adwokatów, aby tak się stało.
Carl Wilhelm wydawał się wstrząśnięty jej słowami. - Nie możesz tak po prostu przyjąć
tego do wiadomości! Decyzja Emanuela powinna przeważyć.
Wzruszyła ramionami. - Nigdy nie liczyłam na to, że ktokolwiek z mojej rodziny
odziedziczy Ringstad, sam Emanuel nie miał ochoty go przejąć. My nie jesteśmy przywykli do
słowa spadek. Ludzie, pośród których dorastaliśmy, nie mają czego zostawiać swym dzieciom.
Spadek jest nieznanym pojęciem.
- Ale to otworzyłoby przed nimi w życiu nowe możliwości. -Być może. Przypominają mi się
jednak słowa teścia: co to da, że zdobędziesz cały świat, kiedy odniesiesz szkodę na swej duszy.
Carl Wilhelm uśmiechnął się, po czym wstał z miejsca.
- Zostałem zaproszony na obiad.
Ruszył w stronę drzwi. Chwycił klamkę i obrócił się częściowo w jej stronę.
- Zaczynam rozumieć mojego ojca. Swoją drogą, miałem przekazać pozdrowienia i
podziękowania za naleśniki, ojciec z chęcią przyszedłby z wizytą raz jeszcze, najlepiej następnym
razem, kiedy będziecie mieć naleśniki na obiad.
Zaśmiała się, po czym natychmiast spoważniała.
- W takim razie zakładam, że wie, dlaczego tak nagle mnie tu wezwano.
- Owszem. Zamówił wieniec na trumnę.
8
W kościele było tłoczno. Nigdy wcześniej nie była na pogrzebie, na który przyszłoby tak
wiele osób, nawet wtedy, kiedy umarła młodsza J pani Paulsen. Zjawili się chyba wszyscy
mieszkańcy wsi, a także inni ludzie. Wszyscy ubrani na czarno.
Ciotka Ulrikke poprosiła ją, by ją wzięła pod ramię. Olaug została w domu pilnować
najmłodszych dzieci, a chłopcy postanowili wdrapać f się na mur cmentarza i podglądać, jak
składają trumnę do ziemi. Nie wolno im było pójść do kościoła na nabożeństwo pogrzebowe.
Elise uważała, że Kristian jest na tyle duży, że może wziąć udział w pogrzebie, ale kiedy o
tym wspomniała, napotkała stanowczy opór. I Pogrzeb to nie miejsce dla dzieci.
Morze kwiatów okrywało zarówno białą trumnę, jak i ziemię wokół niej. Nie potrafiła
przestać myśleć o pogrzebie ojca na Północnym Cmentarzu, widziała przed sobą te wszystkie
milczące, poważne twarze ludzi zgromadzonych wokół grobu. Trumna była 4 z Kasy Zapomogi i
wszyscy kładli na niej drobne świerkowe gałązki, nie było nawet pojedynczego kwiatu. Nie było
również muzyki, dzwonów kościelnych, psalmów czy śpiewów chóralnych, nie było I ich na to
stać. Wtedy nagle jakiś męski głos przerwał tę przytłaczającą ciszę, jakiś mężczyzna zaśpiewał
głębokim, melodyjnym głosem: Weź mnie za rękę i prowadź mnie...
Było to tak piękne, że aż zaparło jej dech w piersi. Nie śmiała odwrócić się, by zobaczyć,
kto miał taki piękny głos, bała się, że wtedy I czar pryśnie. Gdy wybrzmiały już ostatnie strofy w
skrzącym od mrozu, styczniowym powietrzu, nikt nawet nie drgnął. Zdawało się, jakby pieśń
uniosła ich na swych skrzydłach wysoko do góry.
Teraz ten sam mężczyzna z pięknym głosem leżał w białej trumnie przykrytej kwiatami. Od
tamtego czasu minęły trzy i pół roku, wypełnione tale wieloma zaskakującymi wydarzeniami, że
nie uwierzyłaby, gdyby ktoś jej o tym wcześniej powiedział. Już nigdy nie zabrzmi w powietrzu
głęboki głos Emanuela.
Przypomniała też sobie, co trapiło Pedera w drodze do domu. Myślał o słowach psalmu Weź
mnie za rękę i zastanawiało go to, że Pan Bóg chce mieć towarzystwo takiego pijaka, jak ich ojciec.
Gdy Elise odpowiedziała, że Bóg kocha wszystkich, uśmiechnął się z ulgą i spytał: - W takim razie
ojciec jednak nie jest sam, tak?
Poczuła, jak płacz wzbiera jej w gardle. Peder powinien tu dziś być, cała trójka powinna tu
być.
Poszły na sam przód i usiadły w pierwszej ławce razem z panem i panią Ringstad oraz
Signe.
Kazanie było długie i zawiłe. W głowie Elise wirowało tyle myśli, że ciężko jej się było
skoncentrować. Wielki chór zaśpiewał kilka psalmów, młoda solistka miała tak czysty i dźwięczny
głos, że przeszły ją ciarki po plecach. Organista, jak powiedziano jej wcześniej, ułożył własne
żałobne preludium.
Gdy nabożeństwo wreszcie się skończyło i wyniesiono trumnę z kościoła, ucieszyła się, że
idą z ciotką Ulrikke pod ramię. Sama potrzebowała wsparcia.
Przed trumną szło dwóch przewodników orszaku niosących w ręku owinięte kwiatami laski
z czarnymi pomponami, a orszak pogrzebowy był tak długi, że nie było widać jego końca.
Odśpiewano psalm, po czym pastor rzucił ziemię na trumnę, wypowiadając te tak dobrze
znane słowa: Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz, z prochu na nowo powstaniesz.
W tym samym momencie Elise dostrzegła, że przy murze cmentarza coś się poruszyło i
dostrzegła zarys chłopięcych głów.
Przed rozpoczęciem ostatniego psalmu, ciotka Ulrikke ścisnęła ją za ramię i kiwnęła głową
w stronę muru.
- Widziałaś ich? - spytała szeptem. Elise odpowiedziała skinięciem głowy.
- Owszem.
- Dobrze, że byli świadkami najważniejszego momentu, myślę, że powinni byli tu być.
- Ja również.
We wszystkich pokojach rozstawiono stoły i wynajęto kilka służących do pomocy przy
serwowaniu. Stoły uginały się pod ciężarem kanapek, ciast i tortów, rozmowa była ożywiona i
wszyscy obficie się posilali.
Tym razem dzieci również mogły być obecne, ale Elise zobaczyła, że Peder nagle wstaje od
stołu i wychodzi z pokoju. Spróbowała dyskretnie pójść za nim i znalazła go przed wejściem.
- O co chodzi, Pederze? Coś cię boli? Spojrzał na nią załzawionymi oczami.
- Nie rozumiem, jak ludzie mogą tak siedzieć, jeść, śmiać się i dobrze się bawić, kiedy
Emanuel leży w ziemi! - Po czym raptownie odwrócił się do niej plecami i biegiem ruszył przed
siebie.
Pozwoliła mu pobiec. Dobrze mu zrobi, jeśli stamtąd zniknie, będzie biec aż do utraty tchu i
w ten sposób pozbędzie się choć części swego bólu. Poza tym dobrze go rozumiała. Jej również
ciężko było pogodzić się z tym, że ludzie rozmawiali, śmiali się i udawali, jak gdyby nic się nie
stało, kiedy człowiek, którego kochali, odszedł na zawsze.
Równocześnie jednak rozumiała, dlaczego tak było. Ludzie nie potrafią pojąć znaczenia
ostatecznego końca, ona sama to zauważyła w ciągu ostatnich dni, kiedy jej myśli pochłaniały
zupełnie inne rzeczy. Udało jej się nawet napisać kilka stron książki. Niekiedy jednak prawda
uderzała ją jak piorun z nieba. Emanuel nie żył, odszedł na zawsze! Ona już nigdy więcej go nie
zobaczy, nie porozmawia z nim, nie opowie mu o swych radościach, smutkach i troskach, nie
będzie dzielić z nim każdego dnia.
Stała na dziedzińcu, a w jej głowie wirowały różne myśli. Nie potrafiła się zebrać, by od
razu wejść do środka.
Gdyby tylko nie byli pokłóceni, kiedy wyjeżdżał! Co prawda przeprosiła go potem, ale tak
bardzo żałowała, że nie udało im się porozmawiać o kłopotach i nawzajem się zrozumieć.
Wiele złego, które się wydarzyło, było rezultatem choroby, była tego pewna.
Czuła jednak, że wiele było również i jej winą, powinna była być bardziej ofiarna.
Potrząsnęła głową. W jaki sposób mogła znaleźć czas, aby bardziej się nim zająć, kiedy
miała tak dużo zajęć? Rozmyślanie o winie niczemu nie służyło, wtedy mogłaby równie dobrze
powiedzieć, że to ich nędza była powodem tego, że Johan wylądował w więzieniu w Akershus, że
ojciec zaczął pić i że ona sama związała się z Emanuelem. Większość rzeczy dało się wyjaśnić,
niełatwo jednak dostrzec granicę pomiędzy winą a przeznaczeniem.
Usłyszała trzaśnięcie drzwi i gwałtownie się obróciła. Nie wypada, aby znikała od stołu w
samym środku stypy, pewnie zaraz ktoś da jej do słuchu. W progu stał jej teść.
- Tutaj jesteś, Elise? - Słysząc to, pomyślała, że nawet jego głos był odmieniony.
- Peder gdzieś sobie pobiegł, próbowałam go zatrzymać. - Czy coś się stało?
- Powiedział, że nie może zrozumieć, jak możemy rozmawiać, śmiać się i jeść, kiedy
Emanuel został złożony do ziemi.
Na twarzy pana Ringstad pojawił się lekki, melancholijny uśmiech.
- Rozumiem go, ja również tak myślałem, kiedy jako dziecko straciłem dziadka. Dzieci są
od nas bardziej szczere. My, dorośli, próbujemy cały czas mieć na twarzy maskę, nie wolno nam
okazywać swych uczuć.
Skinęła głową.
- Ja również go rozumiem, dlatego pozwoliłam mu pobiec. Dobrze mu zrobi, jak się
wybiega i wypłacze.
- Dobry i wrażliwy z niego chłopiec, nie ma w nim wiele zła.
- Owszem, w Pederze nie ma ani ziarnka zła. Westchnął ciężko.
- Gdyby tylko wszyscy byli tacy, jak on, wtedy dobrze byłoby żyć na świecie.
Spojrzała na niego z ukosa i dostrzegła jego bezdenny smutek.
- Jak długo zostajecie?
- Szkoła zaczyna się w poniedziałek, jutro musimy wracać do domu.
- Ciotka Ulrikke powiedziała, że ma ochotę was odwiedzić, ale pewnie nie chce ci się jej
gościć.
- Bynajmniej. Uważam, że byłoby bardzo miło, gdyby nas odwiedziła, dzieci ją lubią, ja
również. Czasami może się innym wydawać oschła i stanowcza, ale to tylko pozory. Ona jest
dobrym człowiekiem.
Uśmiechnął się i powiedział:
- Powinienem był się domyślić, że uda ci się ją przejrzeć. Marie nigdy nie mogła jej znieść,
a teraz widzę również, że Signe jest podobnego zdania.
- Nie ma w tym nic dziwnego. Ciotka Ulrikke nie jest zbyt powściągliwa i wyraźnie
pokazuje, kogo darzy sympatią, a kogo nie.
Przytaknął.
- Ta wizyta nie jest dla was zbyt wesoła. Od dawna chciałem, aby chłopcy przyjechali tu na
wakacje i doświadczyli życia na gospodarstwie, ale... - urwał w połowie zdania, a na jego twarzy
pojawił się znany jej, smutny wyraz.
Zrozumiała, co chciał powiedzieć. Pani Ringstad nie życzyła sobie, aby przyjechali, a poza
tym Emanuel domagał się, aby chłopcy większość lata stali za ladą.
Zawahała się lekko, nie wiedząc, czy powinna go o to pytać, ale w końcu się przełamała:
- Czy Signe zostaje tu na jakiś czas?
Jego spojrzenie pociemniało.
- Obawiam się, że tak. Jak sama widziałaś, na nowo są najlepszymi przyjaciółkami, na jak
długo, to się jeszcze okaże.
- Być może ty też mógłbyś wybrać się do Kristianii? Łóżko Emanuela nadal stoi w salonie,
musimy tylko uważać, żebyście nie przyjechali z ciotką Ulrikke w tym samym czasie.
Westchnął w odpowiedzi.
- Dobrze by było wyrwać się stąd na trochę, ale nie jest to jeszcze odpowiednia pora.
Niepokoję się, jak będzie się czuła Marie, kiedy wszyscy goście odjadą i zacznie się zwykły, szary
dzień. Chociaż z drugiej strony... - ponownie nie dokończył zdania.
Chociaż z drugiej strony ona nie jest jak inni ludzie, dodała w myślach Elise. Nie ma
pewności, czy ona jest w stanie cierpieć z powodu czyjegoś odejścia, nawet jeżeli chodzi o jej syna.
Na jego twarzy pojawił się wymuszony uśmiech.
- Będziemy w każdym razie w kontakcie, ty i ja. Obiecaj, że dasz mi znać, jeżeli będziesz
mieć jakiekolwiek kłopoty. Emanuel dał mi do zrozumienia, że zarobiłaś na swej książce
niespodziewanie dużo, cieszę się z tego. Jestem z ciebie dumny, Elise. To nie lada wyczyn
utrzymywać gromadkę dzieci, pisząc książki, choć to niepewne źródło dochodu. Jeżeli będzie ci
ciężko, mam nadzieję, że nie będziesz zbyt dumna, aby poprosić mnie o pomoc.
Potrząsnęła głową.
- Bardzo dziękuję, teściu. Teraz jednak najlepiej chyba będzie, jeśli wrócimy do stołu.
Odwrócili się i powoli ruszyli w stronę wejścia. Wchodząc do środka, pomyślała zdziwiona:
Jednak Emanuel powiedział, że niespodziewanie dużo zarobiłam na mojej książce.
Najprawdopodobniej zrobił to, aby oszczędzić ojcu i samemu sobie wyrzutów sumienia.
9
Zapadał zmierzch. Johan szybkim krokiem wracał do domu. Głód ściskał mu żołądek, był
zmęczony po długim dniu wypełnionym ciężką pracą, jednak podniecenie sprawiało, że wracały mu
siły. Dzisiaj na pewno będzie na niego czekać list od Elise! Minęły już prawie trzy tygodnie od
dnia, kiedy znalazł wszystkie listy w szufladzie Benedicte. Tej samej nocy napisał długi list, który
wysłał następnego ranka. Tym razem sam poszedł w tym celu na pocztę, od tej pory już nikomu nie
zaufa!
Miał wyrzuty sumienia, bo jeszcze nie znalazł czasu, by napisać do Anny. Całe dnie miał
bez przerwy wypełniony zajęciami, od wczesnego ranka do późnego wieczoru. W liście poprosił
jednak Elise, by pozdrowiła Annę, wyjaśniła, co się stało i powiedziała jej, że ma nadzieję przy-
jechać z wizytą do Norwegii jesienią.
Wciąż jeszcze ciężko mu było uwierzyć, że ktokolwiek mógł postąpić tak, jak Benedicte.
Gdyby Elise nie była żoną Emanuela, mogłaby znaleźć sobie kogoś innego tylko dlatego, że nie
miała od niego żadnych wiadomości. Mogłoby to odmienić zarówno jej, jak i jego życie i dopro-
wadzić do bólu i nieszczęścia.
Wystarczało mu kłopotów i bez tego. Elise z pewnością nie mogła pojąć, dlaczego on w
ogóle nie pisał i mimo że była związana z Emanuelem, był pewien, że było jej przykro i bała się, że
coś się stało. Na myśl o tym, jak cudownie było im razem podczas świąt Bożego Narodzenia i na
wspomnienie o złożonych wtedy przez niego obietnicach, przeszedł go dreszcz. Uświadamiał sobie,
że musiała czuć się zdradzona i zraniona, nie mając od niego żadnych wieści. Pewnie myślała, że
jednak znalazł sobie inną, mimo że wcześniej zapewniał ją, że jest dla niego jedyna.
Johan przyspieszył kroku. Nigdy nie będzie w stanie wybaczyć Benedicte. Gdyby nie
ostrzegawcze słowa Sørena i wzgląd na Elise i Annę, pobiłby ją tak, że nie zostałby w niej żywy
duch. Nigdy wcześniej nie czuł się równie mocno rozzłoszczony. To niewiarygodne, że ta zepsuta
dziewczyna miała jeszcze na tyle tupetu, aby próbować mu się przypodobać. Kłamała. Bez wahania
zaprzeczyła, że zabierała listy, powiedziała, że musiał to zrobić ktoś inny w domu. Podczas gdy on
jej wymyślał, ona z płaczem położyła się na łóżku, na plecach, ze spódnicą podciągniętą do góry,
pokazując swe nagie nogi. Górne guziki jej gorsetu były rozpięte, równie dobrze mogłaby tam leżeć
nago. Prawdopodobnie sądziła, że jego wściekłość zamieni się w żądzę, co za idiotka!
Wcześniej nie miał pojęcia, że mogły istnieć takie wyzwolone, niemoralne kobiety.
Dopiero następnego dnia, kiedy poszedł do niej w towarzystwie Bruno i Sørena, przyznała
się do tego, co zrobiła.
Nadal kipiało w nim oburzenie na samą myśl o całej sytuacji.
Wbiegł na górę, przeskakując po dwa stopnie i błagając w duchu wyższe siły, aby czekał
dziś na niego list.
W korytarzu spotkał Michelle, francuską dziewczynę, która wprowadziła się do pokoju
wcześniej zajmowanego przez Benedicte. Søren miał rację, mówiąc, że jest piękna i teraz on wraz z
Johannesem i Bruno zabiegali o jej przychylność. Ku swemu przerażeniu Johan zauważył, że
Michelle posyłała mu powłóczyste spojrzenia. Zachowywała się dokładnie tak, jak wcześniej
Benedicte. Zaczął się zastanawiać, czy to brak zainteresowania z jego strony sprawiał, że wydawał
im się atrakcyjny. Być może w kobietach również drzemał prymitywny instynkt łowiecki.
Najtrudniejsza zdobycz jest najbardziej fascynująca, pomyślał.
Wymamrotał Bon soir - dobry wieczór, mając nadzieję, że uda mu się przemknąć koło niej,
jednak ona zatrzymała go i spytała nieśmiało, czy mogłaby zaprosić go na skromny, ciepły posiłek.
Właśnie zrobiła dla siebie jedzenie i było tego więcej, niż sama potrzebowała, a on na pewno był
głodny po długim dniu pracy. Nikogo innego w domu nie było, inaczej zaprosiłaby również
pozostałych studentów. W tym samym momencie poczuł dochodzący z kuchni cudowny zapach
przypraw i pieczonego mięsa. Zaburczało mu w brzuchu. Nie miał powodu odmawiać, wspólny
posiłek w żaden sposób nie może nikomu zaszkodzić. Równocześnie będzie miał okazję, by
powiedzieć jej o Elise, dobrze, jeżeli będzie wiedziała, że on kocha inną.
Podziękował jej i powiedział, że musi się najpierw przebrać. To był kolejny niezwykle
gorący dzień, Johan był spocony i czuł się okropnie w koszuli, która przylepiała mu się do ciała.
Ale prawdziwym powodem, dla którego chciał najpierw pójść do swojego pokoju, było pragnienie
przeczytania listu od Elise, jeśli tam na niego czekał.
Podekscytowany pospieszył do pokoju i wbiegł do środka. Madame Dassac kładła
zazwyczaj pocztę na komodzie. Teraz nie leżało tam nic. Dla pewności nachylił się i zajrzał pod
komodę. Tam też nic nie znalazł. Zatroskany wyprostował się. Dlaczego nie odpowiadała? Czy nie
wierzyła w jego wyjaśnienia?
Być może wydało jej się to nieprawdopodobne, że obca dziewczyna konfiskowała zarówno
te listy, które do niego przychodziły, jak i te, które on sam pisał. Rozumiał, że mogło się to wydać
niewiarygodne, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że Benedicte zatrzymywała również listy od
Anny. Jak ona mogła sądzić, że Johan miał równocześnie dwie dziewczyny w Norwegii? To
pokazywało jedynie, jaka była głupia.
Usiadł na krawędzi łóżka i oparł głowę na rękach. Nie miał siły się przebierać, nie miał
ochoty iść teraz do kuchni do Michelle. Elise na pewno się na nim zawiodła, być może Emanuelowi
się poprawiło, a może stwierdziła, że on nie jest jednak takim złym mężem. Johan poczuł
ogarniającą go zazdrość.
On nigdy nie będzie w stanie pokochać nikogo innego, tego był pewien.
Nagle przypomniała mu się jedna z rzeźb francuskiego mistrza Augusta Rodina. Była pełna
namiętności i oddawała ten sam nastrój, w którym on sam się teraz znajdował. Być może na tym
właśnie polegało bycie artystą, pomyślał sobie, oni swe uczucia przeżywali poprzez sztukę, a nie w
rzeczywistości. Najwyraźniej nie było mu dane żyć razem z kobietą, którą kocha.
Powoli wstał z łóżka, jego ciało było ciężkie jak ołów, był wyczerpany. Biedna Michelle,
namęczyła się, aby przygotować dobry posiłek, i trafił jej się tak mało towarzyski gość na obiad.
Nalał wody do miski, zdjął z siebie koszulę, szybko się przemył i założył nową. Następnie zanurzył
grzebień w tej samej wodzie i przeczesał włosy. Opuścił swój pokój i ruszył w stronę kuchni.
- Przepraszam. Musiałem zmyć z siebie najgorszy pot. Roześmiała się.
- Wy Norwegowie nie jesteście przyzwyczajeni do takich upałów, prawda?
Potrząsnął przecząco głową.
- Owszem, nie jesteśmy. W moim kraju zbliża się teraz jesień, dni pewnie już stały się
chłodniejsze.
Spojrzała na niego swymi pięknymi, brązowymi oczami.
- Tęskni pan za domem?
Skinął głową z lekkim uśmiechem na twarzy, poczuł się zmieszany.
- Owszem, mam tam dziewczynę.
Teraz nareszcie padły te słowa. Najlepiej mieć to już z głowy. Dostrzegł, że poczuła się
rozczarowana.
- Bruno opowiedział mi o listach. Czy napisał pan do niej, aby wyjaśnić, co zaszło?
Przytaknął i spuścił wzrok.
- Dziwne, że teraz również nie mam od niej żadnych wieści.
- Może ona panu nie uwierzyła. Spojrzał na nią:
- A pani by w to uwierzyła? Potrząsnęła przecząco głową.
- Ja sądziłabym, że to tylko wymówka, aby usprawiedliwić to, że ktoś tak długo nie pisał, i
pomyślałabym też, że pewnie znalazł sobie w międzyczasie kogoś innego.
- Wy, Francuzi, jesteście bardziej namiętni niż my. Łatwiej wam przychodzi zakochać się w
kimś i, z tego co zrozumiałem, mężczyźni częściej zdradzają swoje partnerki.
Przytaknęła.
- To prawda, wielu mężczyzn zdradza swoje kobiety, dlatego ja pomyślałabym, że mój
przyjaciel pozwolił się uwieść innej. Z tego co mi wiadomo, Benedicte starała się, jak mogła. Panu
pewnie nie udało się jej oprzeć? - spytała, patrząc na niego zdziwionym wzrokiem.
Poczuł, że się rumieni. W jej oczach było to pewnie nieprawdopodobne, że młody i zdrowy
mężczyzna potrafi oprzeć się pokusie, gdy kładzie się na nim naga dziewczyna. Najgorzej, że sam
nie wiedział, co mogłoby się stać, gdyby nie pojawił się Bruno. On sam wiele razy zadawał sobie to
pytanie. Czy potrafiłby się oprzeć, nawet wtedy, kiedy jego ciało reagowało na pokusę? Czy
rzeczywiście był na tyle silny? Kiedy dotykała go podczas snu, jego ciało nie pozostało obojętne, z
czego teraz wcale nie był dumny.
Roześmiała się.
- Czerwieni się pan, rozumiem. Nikt inny również nie potrafiłby się oprzeć takiej pokusie.
Jest pan mężczyzną, wy jesteście w ten sposób stworzeni.
Nic na to nie odpowiedział.
- Proszę usiąść, jedzenie jest gotowe.
- Pachnie cudownie, od rana nic nie jadłem.
- Tak właśnie myślałam. Sam pan widzi, że jest tego dużo, proszę się nie krępować. - Nalała
mu kieliszek wina i położyła tacę koło jego talerza. Przez pewien czas w milczeniu spożywali
posiłek.
- Czy bardzo się pan martwi, że nie ma pan od niej żadnych wieści? - spytała po chwili.
- Owszem. Byłem pewien, że napisze do mnie, kiedy tylko otrzyma mój list z wyjaśnieniem.
- Ona nie jest jedyną kobietą na tym świecie, monsieur Thoresen.
Gdy jest się zakochanym, nietrudno myśleć, że nigdy już nie pokocha się nikogo innego, ale
tak nie jest. Po pewnym czasie, kiedy człowiek się zorientuje, że są też inne osoby na świecie i o tej
pierwszej już się nie pamięta, wspomina się z uśmiechem te myśli, które się wcześniej miało.
Uśmiechnął się.
- Być może.
- Pan jest atrakcyjnym mężczyzną, jest pan przystojny, miły i niesamowicie męski, wyższy i
lepiej zbudowany niż większość Francuzów. Takich mężczyzn my, kobiety, lubimy. Nie bez
powodu Benedicte była panem zauroczona, popełniła jednak straszne głupstwo. Nie rozumiała, że
mężczyzna sam woli być myśliwym i nie lubi, gdy się na niego napada.
- Owszem, mężczyźni lubią podziw i pochlebstwa kobiet, ale sami wolą nadawać tempo. -
Spojrzał na nią z ukosa. - Mówi pani tak, jakby miała spore doświadczenie w tej kwestii.
Tym razem roześmiała się głośno.
- Pan ma taki uroczy i dziwny sposób wysławiania się po francusku, podoba mi się to!
Mimo to powinien pan nauczyć się lepiej mówić, jeżeli chce pan sprzedawać swoje prace. Mogę
udzielić panu kilku lekcji, uczyłam kiedyś francuskiego w szkole.
- Dziękuję, z chęcią skorzystam, jeżeli tylko nie będzie to zbyt kosztowne.
- Cóż za bzdury! Chyba pan nie sądzi, że wezmę zapłatę od dobrego przyjaciela?
- To bardzo miłe z pani strony.
- Dobrze, w takim razie postanowione. Kiedy chce pan zacząć?
ktoś tak długo nie pisał, i pomyślałabym też, że pewnie znalazł sobie w międzyczasie kogoś
innego.
- Wy, Francuzi, jesteście bardziej namiętni niż my. Łatwiej wam przychodzi zakochać się w
kimś i, z tego co zrozumiałem, mężczyźni częściej zdradzają swoje partnerki.
Przytaknęła.
- To prawda, wielu mężczyzn zdradza swoje kobiety, dlatego ja pomyślałabym, że mój
przyjaciel pozwolił się uwieść innej. Z tego co mi wiadomo, Benedicte starała się, jak mogła. Panu
pewnie nie udało się jej oprzeć? - spytała, patrząc na niego zdziwionym wzrokiem.
Poczuł, że się rumieni. W jej oczach było to pewnie nieprawdopodobne, że młody i zdrowy
mężczyzna potrafi oprzeć się pokusie, gdy kładzie się na nim naga dziewczyna. Najgorzej, że sam
nie wiedział, co mogłoby się stać, gdyby nie pojawił się Bruno. On sam wiele razy zadawał sobie to
pytanie. Czy potrafiłby się oprzeć, nawet wtedy, kiedy jego ciało reagowało na pokusę? Czy
rzeczywiście był na tyle silny? Kiedy dotykała go podczas snu, jego ciało nie pozostało obojętne, z
czego teraz wcale nie był dumny.
Roześmiała się.
- Czerwieni się pan, rozumiem. Nikt inny również nie potrafiłby się oprzeć takiej pokusie.
Jest pan mężczyzną, wy jesteście w ten sposób stworzeni.
Nic na to nie odpowiedział.
- Proszę usiąść, jedzenie jest gotowe.
- Pachnie cudownie, od rana nic nie jadłem.
- Tak właśnie myślałam. Sam pan widzi, że jest tego dużo, proszę się nie krępować. - Nalała
mu kieliszek wina i położyła tacę koło jego talerza. Przez pewien czas w milczeniu spożywali
posiłek.
- Czy bardzo się pan martwi, że nie ma pan od niej żadnych wieści? - spytała po chwili.
- Owszem. Byłem pewien, że napisze do mnie, kiedy tylko otrzyma mój list z wyjaśnieniem.
- Ona nie jest jedyną kobietą na tym świecie, monsieur Thoresen.
Gdy jest się zakochanym, nietrudno myśleć, że nigdy już nie pokocha się nikogo innego, ale
tak nie jest. Po pewnym czasie, kiedy człowiek się zorientuje, że są też inne osoby na świecie i o tej
pierwszej już się nie pamięta, wspomina się z uśmiechem te myśli, które się wcześniej miało.
Uśmiechnął się.
- Być może.
- Pan jest atrakcyjnym mężczyzną, jest pan przystojny, miły i niesamowicie męski, wyższy i
lepiej zbudowany niż większość Francuzów. Takich mężczyzn my, kobiety, lubimy. Nie bez
powodu Benedicte była panem zauroczona, popełniła jednak straszne głupstwo. Nie rozumiała, że
mężczyzna sam woli być myśliwym i nie lubi, gdy się na niego napada.
- Owszem, mężczyźni lubią podziw i pochlebstwa kobiet, ale sami wolą nadawać tempo. -
Spojrzał na nią z ukosa. - Mówi pani tak, jakby miała spore doświadczenie w tej kwestii.
Tym razem roześmiała się głośno.
- Pan ma taki uroczy i dziwny sposób wysławiania się po francusku, podoba mi się to!
Mimo to powinien pan nauczyć się lepiej mówić, jeżeli chce pan sprzedawać swoje prace. Mogę
udzielić panu kilku lekcji, uczyłam kiedyś francuskiego w szkole.
- Dziękuję, z chęcią skorzystam, jeżeli tylko nie będzie to zbyt kosztowne.
- Cóż za bzdury! Chyba pan nie sądzi, że wezmę zapłatę od dobrego przyjaciela?
- To bardzo miłe z pani strony.
- Dobrze, w takim razie postanowione. Kiedy chce pan zacząć?
10
Elise cieszyła się, że mogli podjechać furmanką na stację, ale kiedy przybyli na dworzec
Østbanen w Kristianii, wsadziła walizkę do wózka dziecięcego razem z Jensine i kazała Hugo iść
obok. Chłopcy słali tęskne spojrzenia w stronę woźniców, którzy czekali na pasażerów, ona jednak
uważała, że nie stać ich na takie luksusy, jak dorożka. Chłopcy i ona mogą na zmianę nieść Hugo,
kiedy malec nie będzie już miał sił iść dalej.
Kiedy w końcu stanęli przed drzwiami domu przy Hammergaten, byli zupełnie wykończeni.
Droga pod górę na Sagene nigdy nie wydawała się Elise tak długa, jak dzisiaj. Powoli docierało do
niej, że została całkiem sama, i że była odpowiedzialna za utrzymanie dzieci. Już nigdy więcej nie
zobaczy Emanuela. Zgadywała, że chłopcy mieli podobne myśli, gdy w milczeniu podążali do
domu.
Kristian pewnie się cieszy, że wydostał się z tego siedliska obłudy, a ona sama powinna
czuć ulgę, że nie będzie już musiała zadawać się ze swoją teściową oraz z Signe. Peder pewnie
martwił się na myśl o powrocie do szkoły, jemu dobrze było na gospodarstwie, zwłaszcza kiedy
przebywał blisko zwierząt. To samo odczuwali Evert, Hugo i Jensine. Teraz i ją, i chłopców czekają
długie dni wypełnione ciężką pracą. Będzie musiała poprosić ich, aby po szkole pracowali, w
każdym razie Kristian i Evert. Ona sama musi każdą wolną chwilę wykorzystać na pisanie. Jeżeli
uda jej się wydać jedną książkę rocznie i zarobić na każdej 400 koron, będą w stanie jakoś z tego
przeżyć. Być może mogłaby dodatkowo zająć się szyciem? Skoro jej teść sądził, że tak
niespodziewanie dobrze zarobiła na książce, pewnie nie będzie jej pomagał, zwłaszcza że musiałby
to robić podstępem i w tajemnicy, ryzykując, że będzie się musiał z tego tłumaczyć swej
niezrównoważonej małżonce. Poza tym Elise uważała, czemu też głośno dała wcześniej wyraz, że
nie powinna od niego nic przyjmować. Musi zachować trochę dumy. Ponadto, zdała sobie też
sprawę z tego, że pan Ringstad nie miał aż tyle pieniędzy, jak jej się wcześniej wydawało. Jego
majątek stanowiło przede wszystkim gospodarstwo - budynki, inwentarz, zwierzęta, a jeżeli plony
były niepomyślne, trudno było odłożyć mu dla niej nawet kilka koron.
Peder ruszył do skrzynki na listy, a pozostali poszli prosto do drzwi wejściowych. Po chwili
dogonił ich i wyrzucił z siebie zadyszany:
- Elise, jest do ciebie list! Chyba od naszego wujka, bo to taki cienki papier i dziwne
znaczki!
Elise otworzyła drzwi wejściowe.
- Znowu? Dopiero co mieliśmy od niego wieści. Kristian wyrwał Pederowi list z ręki.
- To nie jest list z Ameryki - powiedział rozczarowanym tonem.
- To chyba z innego kraju.
Elise wyjęła z wózka walizkę, a potem Jensine.
- Nie mógłbyś najpierw mi pomóc, a dopiero potem czytać listy?
- mówiąc to, sama słyszała irytację w swoim głosie. Była zmęczona i nie miała siły robić
wszystkiego sama.
Kristian spełnił jej prośbę.
- Nie słyszałaś, co powiedziałem?
- Owszem, słyszałam, że przyszedł list z Ameryki, ale nie możesz po mnie oczekiwać, że się
będę cieszyć, że chcesz nas za dwa lata opuścić.
- To nie jest z Ameryki, mówiłem przecież, myślę, że to list od Johana.
Elise stanęła jak wryta. Poczuła, jak jej policzki oblewa rumieniec, ale nie chciała, aby
Kristian zorientował się, jakie wrażenie zrobiły na niej jego słowa. Całkiem niedawno pożegnała na
zawsze swojego męża, wciąż była w żałobie, w ubraniach pożyczonych od teściowej. Nie przystoi,
by cieszyła się z wieści otrzymanych od byłego narzeczonego. Odwróciła się do Kristiana plecami i
pospieszyła nastawić wodę. Nie było pewności, że ucieszy ją treść tego listu. Skoro tak długo
zwlekał z napisaniem, prawdopodobnie czekały ją bolesne wieści.
- Zanieś, proszę, walizkę na górę, na stryszek, Kristianie. Peder z Evertem, wy możecie
zacząć nakrywać do stołu. Nic nie jedliśmy od śniadania, wszyscy jesteście pewnie strasznie głodni.
Dostałam od Olaug świeży chleb domowej roboty i słoik tegorocznego dżemu z malin. Zrobię
kawę, ale nie ma mleka, więc będziecie musieli wypić czarną, z cukrem.
W tej samej chwili dobiegł ich głos z klatki schodowej.
- Halo, jesteście tam? Wróciliście już wszyscy do domu? - zapytała pani Jonsen, wtykając
głowę do środka.
- Witam, pani Jonsen, owszem, nareszcie jesteśmy w domu. Peder obrócił się do niej.
- Emanuel umarł i leży w grobie. Pani Jonsen przerażona załamała ręce.
- Umarł? Ojej, a ja sądziłam, że mu się polepszy, kiedy będzie z daleka od tego harmidru!
Martwiłam się trochę, bo tak długo was nie było. Pilnowałam domu i podlewałam kwiaty przy
schodach, postawiłam też stracha na wróble w krzakach porzeczek i tutaj, i u mnie, żeby ptaki nie
zjadły reszty owoców na gałązkach.
Elise odwróciła się do niej bokiem.
- Bardzo dziękuję za pomoc. Może usiadłaby pani z nami? Mamy chleb domowej roboty i
bardzo słodki dżem.
- Mogę? Macie więcej, niż wam trzeba?
- Oczywiście, że pani może. To duży bochenek, największy, jaki kiedykolwiek widziałam -
dodała, widząc, że chłopcy obrzucili zatroskanym spojrzeniem chleb leżący na stole.
Pani Jonsen, człapiąc, weszła do środka i usiadła. Peder nie mógł oderwać wzroku od jej
letniego kapelusza. - A te ptaszyska też trochę dostaną?
Pani Jonsen, śmiejąc się, podniosła rękę do kapelusza i dotknęła tkwiącego tam ptaka.
- To Laura, ona wszędzie ze mną chodzi, wiesz, Pederze? Zimą siedzi na czarnym
kapeluszu, a latem przesiada się właśnie na ten.
- Ona chyba nie musi jeść?
- Tylko okruchy, nie bój się, nie zje całej pajdy. Pani Jonsen głośno się zaśmiała ze swojego
dowcipu. Peder nie spuszczał z niej wzroku.
- Ma pani dziurę w zębie.
Śmiech na ustach pani Jonsen natychmiast zgasł, a ona posłała mu przerażone spojrzenie.
- Skąd to wiesz?
- Widziałem w środku coś czarnego.
- To nie była dziura, ten ząb mi wypadł.
- W takim razie ma pani tam dziurę, nie?
- No, ale nie w zębie, tylko pomiędzy dwoma innymi.
Peder śledził spojrzeniem jej ruchy, kiedy dodawała sobie cukru do kawy.
- Chyba nie powinna pani wsypywać tak dużo cukru, od tego robią się dziury w zębach.
- Phi - prychnęła pani Jonsen. - Dziury od cukru, słyszał ktoś coś podobnego. Cukier jest
dobry, od niego ma się energię i chęć działania. - Zwróciła się do Elsie: - Kto zrobił ten twój pyszny
dżem malinowy?
- Olaug, służąca u rodziców Emanuela.
Pani Jonsen patrzyła na nią z nieskrywaną ciekawością. - I ona jest taka uczynna? Elise
pokiwała głową.
- Owszem. Codziennie zajmowała się Hugo i Jensine, troszczyła się, żeby chłopcy mieli
takie jedzenie, jakie lubią, i gdyby nie pani Ringstad, dałaby mi jeszcze jeden bochenek na drogę.
Niestety moja teściowa obawiała się, że nie wystarczy chleba dla gości, którzy jeszcze zostali.
Żeby tylko pani Jonsen szybko sobie poszła, żebym mogła przeczytać list od Johana!,
pomyślała błagalnie. Choć może powinna się cieszyć, że ten moment się odwleka. Jeśli jej obawy
się potwierdzą, czeka ją ciężka noc.
Pani Jonsen jednak nie zamierzała wychodzić. Od ich wyjazdu była sama i cieszyła się, że
znowu ma towarzystwo.
- Opowiedz, Pederze, jak było. Emanuel nie żył już, gdy przyjechaliście, czy zmarł, kiedy u
niego byliście?
- Pożegnaliśmy się z nim. Płakałem, Kristian też, ale on teraz mówi, że nie płakał.
- Bo nie płakałem - powiedział Kristian oschłym tonem.
- To widzieliście, kiedy wyzionął ducha?
Elise pomyślała, że pani Jonsen wydaje się być bardzo zainteresowana szczegółami. Ona
sama uważała, że dzieci nie powinno się wypytywać o podobne rzeczy.
- Nie, nie wolno nam było. Matka Emanuela powiedziała, żebyśmy poszli do kuchni, nie
mogliśmy też pójść na pogrzeb do kościoła, ale wdrapaliśmy się za to na mur cmentarza i stamtąd
oglądaliśmy, co się działo. W ziemi była ogromna dziura, tam mieli złożyć trumnę i zakopali ją,
chociaż była biała i pełna ozdób, i taka ładna, że mogłaby stać na samym środku salonu, gdyby nie
to, że leżał w niej trup.
- Kwiaty też na niej były?
- Tak, z tysiąc, chociaż nie, chyba z dziesięć tysięcy. Pani Jonsen zdziwiona złożyła ręce.
- Dziesięć tysięcy bukietów? Kto je wszystkie przyniósł?
- Cała wieś, właściwie to myślę, że cała Norwegia, król i królewicz, i królowa, i premier.
- Ojej, to on był taki sławny, ten pan Ringstad? Nie wiedziałam. Elise westchnęła
zrezygnowana.
- Nie powinna pani wierzyć we wszystko, co mówi Peder. Były kwiaty od wielu ludzi ze
wsi, ale nie było od żadnych sławnych osób.
- A były kwiaty od jakiś znajomych z Kristianii?
- Rodzina Carlsen przysłała telegram i ich znajomy przybył z wieńcem od nich, oni sami są
na wakacjach w Anglii. I przyjaciel
Emanuela, pan Wang-Olafsen junior, przyjechał z kwiatami, które były od niego i od jego
ojca. Twarz Pedera pojaśniała.
- Od pana dżentelmena? Musimy pamiętać, że obiecaliśmy mu naleśniki, Elise!
Pani Jonsen popatrzyła na niego, nic nie rozumiejąc.
- Naleśniki dla dżentelmena? Tacy jedzą tylko kotlety i pieczenie, Pederze.
- Ale nie on, bo on nie jest taki, jak inni arystokraci, wiesz? On dał mi Pasana, chociaż sam
miał ochotę go wziąć. Mieszka sam, tak samo jak pani, a wtedy nie jest łatwo zagrzać się pod
kołdrą. Pani też powinna mieć kota, pani Jonsen.
- Kota? Phi! Na co mi kot? Sama mogę wypić swoje mleko.
- Myślałem po prostu, że mógłby zagrzać pani nogi. Elise coraz bardziej się niecierpliwiła.
- Jeśli wszyscy są najedzeni, posprzątam ze stołu. Muszę rozpakować walizkę, chłopcy,
zajmijcie się Jensine, proszę.
Wstała i zaczęła sprzątać ze stołu. Ciężko westchnęła, kiedy zorientowała się, że nie zostało
nawet kawałka chleba. Nie mają nic na jutrzejsze śniadanie.
Słyszała, jak Peder i pani Jonsen kontynuują swoją rozmowę o kotach. Niepostrzeżenie
wzięła list z półki na talerze, gdzie go wcześniej położyła i szybkim ruchem włożyła go do kieszeni
fartucha. Udała, że wybiera się na strych, rozpakować walizkę.
Kiedy usiadła na krawędzi łóżka i otworzyła kopertę, zauważyła, że drżą jej ręce. Rozłożyła
list, zdziwiła się, jak był długi. Było mu pewnie trudno powiedzieć jej to w delikatny sposób - cały
Johan.
List był datowany trzy tygodnie temu. Może tak długo szła poczta z Paryża? Elise nie
wiedziała, czy dostarczana jest statkiem, czy pociągiem. Możliwe też, że list leżał w skrzynce kilka
dni. Rzadko kiedy coś do nich przychodziło i pani Jonsen pewnie nawet nie pomyślała, żeby to
sprawdzić.
Najdroższa Elise,
nie wiem od czego mam zacząć. Całe tygodnie i miesiące czekałem na listy od ciebie i od
Anny, ale wciąż nic nie przychodziło. Nie potrafiłem tego zrozumieć. Jeden czy dwa listy mogły się
zawieruszyć, ale minęło tak j dużo czasu. Nie dziwiłbym się, gdyby ciężko ci było pisać, mogłaś
przecież j to robić tylko u Hildy. Wyobrażałem sobie również, że Emanuel mógł odkryć, że ze sobą
piszemy, i stanowczo się temu sprzeciwił. Być może nawet przeczytał mój list i na myśl o tym
oblewał mnie zimny pot. Bałem się, że będziesz musiała za to zapłacić. Wszystko wydawało się
trudne. Mimo że bardzo mi się podoba moja praca w Paryżu, tęskniłem za domem i czasami byłem
bliski poddania się. Myślałem, że lepiej być blisko ciebie w Kristianii niż tak daleko, mimo że
wiedziałem, że nie mogę cię mieć, że nie możemy się widywać. Tu, w Paryżu, czuję się obco,
wszyscy i wszystko jest inne. Ludzie zachowują się inaczej, niż bym się spodziewał, mają inne
poglądy, inaczej patrzą na życie. Mężczyźni i kobiety mają do siebie inny stosunek. Zależy
oczywiście, gdzie się mieszka w Paryżu i z jakimi osobami się zadaje, ale i tak. To zupełnie inna
kultura, ludzie mają gorętszy temperament i są bardziej namiętni od nas, ale mimo to więcej przed
sobą skrywają i nie okazują swych uczuć w ten sam sposób, jak przywykliśmy do tego my, ludzie
znad rzeki Aker. Teraz nie mieszkam w dzielnicy robotniczej, więc ciężko jest mi to porównać.
Pozwól mi jednak wrócić do momentu, gdzie przerwałem. Każdego dnia, wracając do domu
wieczorem byłem równie podekscytowany i każdego dnia przeżywałem podobne rozczarowanie.
Myślałem, że jeżeli ty ze mnie zrezygnowałaś, to chociaż Anna powinna do mnie napisać, ona
powiedziałaby mi o tym w delikatny sposób. Wiem przecież, że jesteście dobrymi przyjaciółkami.
Pisałem list za listem, prosząc o wyjaśnienie, ale nigdy nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Jedyne,
o czym myślałem, to żeby odłożyć wystarczająco dużo pieniędzy, aby pojechać do domu i do-
wiedzieć się, co się stało. Pracowałem od wczesnego ranka do późnej nocy, lub przynajmniej
późnego wieczoru, odmawiałem sobie wszelkich rozrywek, niemalże nie dojadałem.
Oprócz mnie w domu rodziny Dassac mieszkało jeszcze troje studentów, trzech Duńczyków,
dwóch młodych mężczyzn i jedna dziewczyna - Benedicte. Syn rodziny Dassac, Bruno, był w niej
zakochany. Benedicte natomiast, ku mojemu nieszczęściu, była zauroczona mną. Bruno był
zazdrosny, a kiedy Benedicte któregoś razu zachowała się wyjątkowo zuchwale i nieprzyzwoicie,
wypowiedziano jej pokój. Odczułem ulgę. Musisz mi uwierzyć, nie czułem do niej nic, prócz
pogardy.
Jakiś czas potem miałem pomóc przy przenoszeniu mebli z jej pokoju, ponieważ miał być
tam malowanie. Wtedy, ku memu wielkiemu zaskoczeniu, odkryłem, że zapomniała opróżnić jedną z
szuflad w komodzie. Leżał tam stos listów powiązany złotą tasiemką. Nie potrafię opisać mej
wściekłości i przerażenia, kiedy rozpoznałem na kopertach moje własne pismo, a także twoje i
Anny. Benedicte chowała listy, które do mnie przychodziły, jak również te, które oferowała się
nadać dla mnie na poczcie, ponieważ każdego dnia tamtędy przechodziła.
Na szczęście Sørenowi, jednemu z Duńczyków mieszkających w tym samym domu, udało się
odwołać do mojego rozsądku, bo inaczej nie wiem, do czego mógłbym się posunąć. Nigdy wcześniej
w życiu nie czułem równie obezwładniającej wściekłości.
Benedicte nie od razu się przyznała, ale kiedy poszli do niej ze mną Søren, Johannes i
Bruno, zrozumiała, że mieliśmy nad nią przewagę i wyznała swą winę.
Najdroższa, ukochana Elise, napisz do mnie! Sądząc po twoich listach, byłem ci drogi, kiedy
wysyłałaś ostatni z nich, ale było to już jakiś czas temu. Wydaje mi się, że twoja miłość nie
wygasłaby tak szybko, byliśmy na to zbyt blisko związani przez całe nasze życie. Obawiam się
jednak, że mogłaś zrozumieć moje milczenie jako znak, że cię już nie pragnę, i zrobić wszystko, co w
twej mocy, by o mnie zapomnieć i poświęcić się całkowicie swojemu mężowi. Powinienem, być
może, przyznać mu do tego prawo, po tym wszystkim, przez co przeszedł, lecz nie jestem aż tak
wspaniałomyślny. Kocham cię równie mocno, jak przez te wszystkie lata, najpierw gdy byłaś moją
małą, wierną towarzyszką zabaw, jak i potem, kiedy byłaś moją ukochaną, jedyną ukochaną, jaką
kiedykolwiek miałem, jedyną, której pragnę, i jedyną, której kiedykolwiek pragnąłem. Cokolwiek się
stanie, moje uczucia się nie zmienią.
Czasami myślę, że może moim przeznaczeniem jest być nieszczęśliwym, aby móc tworzyć
prawdziwą sztukę, wolałbym jednak klepać biedę jako robotnik nad rzeką Aker, ale być z kobietą,
którą kocham. W marzeniach wracam do kuchni matki w czynszówce Andersena, kiedy siadałaś mi
na kolanach, i pomimo ciężkich warunków życia, było nam razem tak wspaniale.
Napisz, co u ciebie, nawet jeżeli myślisz, że mnie to zrani, najgorsze jest pozostawanie w
niewiedzy.
W ostatnim liście od Anny przeczytałem ku memu zaskoczeniu, że ojciec wrócił do domu! Ib
jakby powrócił do świata żywych. Ja cały czas byłem przekonany, że przydarzył mu się jakiś
wypadek, w którymś z portów, najprawdopodobniej po tym, jak upił się do nieprzytomności i jego
statek odpłynął bez niego. Nigdy nie miałem serca powiedzieć tego Annie. To było takie
wzruszające - jej wiara, że on kiedyś wróci. Okazało się, że miała rację.
Z jej listu, między wierszami, wyczytałem, że ojciec nie do końca odpowiada jej
oczekiwaniom, znasz jednak Annę, ona nigdy o nikim nim mówi źle.
Bez względu na to, jaka będzie twoja odpowiedź, wybieram się z wizytą do domu jesienią,
jeżeli nie w żadnym innym celu, to chociaż po to, aby przywitać się z ojcem. Jeżeli zmieniłaś zdanie
od świąt, mam nadzieję, że pozostaniemy przyjaciółmi. Powinno mi się udać ukryć, jak bardzo za
tobą tęsknię.
Pozdrów Pedera, Everta oraz Kristiana i uściskaj ode mnie Hugo i Jensine. Jesteś dzielna i
świetnie sobie radzisz, Elise, twoi bracia i Evert wyrośli na świetnych chłopców, na pewno będą
dzielnymi mężczyznami, jestem o tym przekonany. W ich zachowaniu przebija wpływ ich wyjątkowej
siostry, która dała im tyle miłości, ile tylko mogli zapragnąć. Żadna matka nie mogłaby wychować
ich lepiej.
Myślę o tobie, marzę o tobie, tęsknię za tobą, nie będę jednak stawiać żadnych żądań wobec
ciebie, nie mam do tego prawa.
Twój Johan
Dopiero teraz Elise zauważyła, że po jej policzkach spływają łzy, a jej suknia jest zupełnie
przemoczona na szyi i piersi. Rzuciła się na łóżko i zaczęła płakać w poduszkę. Radość i ulga były
tak przemożne, że nie potrafiła się powstrzymać.
Nagle poczuła dłoń na swej głowie i gwałtownie się odwróciła. Obok niej stał Peder, który
niepostrzeżenie wszedł do pokoju. Patrzył na nią wielkimi, przerażonym oczami.
Uśmiechnęła się do niego i otarła łzy.
- Nic się nie stało, Pederze.
- Ale, ty przecież płaczesz! - powiedział cienkim głosikiem. Zmusiła się, by usiąść i
przyciągnęła go do siebie.
- Jeżeli obiecasz dochować tajemnicy, opowiem ci dlaczego. Skinął głową wtuloną w jej
mokrą pierś.
- Dostałam długi list od Johana. Napisał w nim, że przyjedzie jesienią w odwiedziny i cieszy
się, że nas wszystkich znowu zobaczy. Poprosił mnie, bym was wszystkich pozdrowiła i przekazała,
że jesteście dobrymi, porządnymi chłopcami.
Peder wyrwał się z jej objęć i spojrzał na nią, nic nie rozumiejąc. - Dlaczego w takim razie
płaczesz?
- Ponieważ kocham Johana i bardzo się cieszę, że przyjedzie. Myślę jednak, że nie
powinieneś tego opowiadać pani Jonsen, Kristianowi raczej też nie. Pewnie uważaliby, że to jest
niewłaściwe, tuż po śmierci Emanuela i kiedy nadal jestem w żałobie.
- Płaczesz, bo się cieszysz? Ja zazwyczaj się śmieję, kiedy się z czegoś cieszę.
Elise się roześmiała. Czuła się, jakby już przez całe życie miała się śmiać i nigdy więcej nie
odczuwać smutku. Nigdy.
11
Już następnego ranka wybrała się odwiedzić Annę. Była niedziela i nazajutrz miała się
zacząć szkoła. Powinna może zaczekać do dnia, kiedy będzie mieć większą szansę zastać Annę
samą w domu, ale nie mogła czekać. Siostra niepokoiła się o Johana tak samo, jak ona, zasługiwała
n to, by otrzymać dobre wieści tak szybko, jak to możliwe.
Hugo biegł przodem, a Jensine siedziała w wózku. Chłopcy poszli grać w piłkę nożną i
zobaczyć się z kolegami z klasy, z pewnością również po to, by opowiedzieć im o wyjeździe do
Ringstad i śmierci Emanuela.
Pani Jonsen była na tyle miła, że przyniosła im pół bochenka chleba i paczkę sucharów, lecz
Elise miała zamiar wstąpić w drodze powrotnej do gospodarstwa Biermanna i spytać, czy nie mają
do sprzedania wiaderka mleka. Wtedy będzie mogła zrobić na obiad nalewkę ze śmietany, chłopcy
ją uwielbiali. Elise rzadko ją robiła. Była zdania, że nie powinno się zużywać na raz tak dużo
mleka, poza tym potrzeba też było sporo masła. Pomyślała jednak, że mimo iż na bilety kolejowe
poszło trochę pieniędzy, to przecież cały tydzień mieszkali za darmo na gospodarstwie. Mogli sobie
więc dzisiaj pozwolić na nieco lepszy obiad. W domu miała cynamon i cukier, a także mąkę
pszenną i sok porzeczkowy.
Świat wokół niej wydawał się promienny i radosny, świeciło słońce, powietrze było
przejrzyste. Nogi same niosły ją do przodu, niemal czuła potrzebę, aby tak jak Hugo, tanecznym
krokiem zbiec w dół ulicy. Kipiała w niej radość, która prawie rozsadzała jej pierś. Johan o niej nie
zapomniał!
Powinna może spróbować stłumić w sobie nadzieję, która, jak pożądanie, objęła we
władanie jej ciało. Emanuel nigdy więcej nie doświadczy gorących, letnich dni i jesiennych
wieczorów, nigdy nie zobaczy kwiatów rozkwitających na wiosnę, nie usłyszy ptaków
ćwierkających na gałęziach w pogodne, majowe dni. Nie zobaczy, jak dorasta Jensine, jak po raz
pierwszy idzie do szkoły i stopniowo zamienia się z małego dziecka w młodą dziewczynę.
On przecież i tak o to nie dbał, powiedział jej wewnętrzny głos. Nie okazywał zbytniego
zainteresowania Jensine, kiedy miał ku temu okazję, dzieci w ogóle niewiele go obchodziły.
Wystarczały mu jego własne problemy, zwłaszcza ostatnimi czasy.
Zobaczyła ludzi wychodzących z domu i ruszających w stronę kościoła, a chwilę potem
usłyszała kościelne dzwony. Powinna dzisiaj pójść do kościoła, pomodlić się za Emanuela.
Nie zdążyła dokończyć tej myśli, kiedy spostrzegła pastorową. Miała nadzieję, że ona jej nie
zauważy, i odwróciła się w drugą stronę.
- Pani Ringstad?
Za późno. Zmusiła się do uśmiechu i przywitała się uprzejmie.
- Doszły mnie wieści o śmierci pani męża, bardzo mi przykro z tego powodu, proszę przyjąć
wyrazy współczucia.
Elise skinęła głową w odpowiedzi.
- Dziękuję. Owszem, to się stało dość nagle, mimo że wiedzieliśmy, że jego choroba jest
poważna.
- Myślałam, że z tą chorobą można żyć wiele lat, ale wy pewnie nie do końca wiedzieliście,
co mu naprawdę dolega?
- Nie, lekarze nie byli w stanie postawić całkowicie pewnej diagnozy. Emanuel miał wrócić
do domu kilka tygodni temu. Czekałam na niego, kiedy nagle dostałam telegram, że jego stan się
pogorszył. Na szczęście zdążyliśmy przybyć na miejsce, nim było za późno i udało nam się z nim
pożegnać.
- Tak mi pani żal. Jak dzieci to przyjęły?
- Najmłodsze nie rozumieją, co się stało, ale chłopcom jest ciężko.
- Nie ma pani nikogo, kto mógłby się nimi zająć, kiedy pani jest w kościele?
- Niestety.
- Ale chłopcy są chyba na tyle duzi, by sobie poradzić z takim zadaniem? Poza tym może
pani chyba poprosić panią Jonsen?
- Myślałam, że pani Jonsen sama wybiera się do kościoła, a chłopcy mieli... ech... mieli coś
dzisiaj do zrobienia.
- Szkoda. Dobrze by dziś pani zrobiło słowo Boże. Mój mąż stwierdził ostatnio, że już
dawno nie widzieliśmy pani w kościele.
Elise poczuła, że się czerwieni.
- Nie było mi łatwo się wyrwać - wymamrotała, unikając jej wzroku.
- Rozumiem, ale teraz będzie pewnie lepiej. Proszę się nie bać wpaść z wizytą, kiedy będzie
pani chciała pożyczyć jeszcze jakieś książki, pani Ringstad. Mój mąż uważa, że to bardzo
interesujące, że zaczęła pani pisać.
Elise pożegnała się z pastorową i powoli ruszyła dalej. Przez chwilę poczuła się jak
najgorszy grzesznik. Nie dość, że nie poszła do kościoła, to jeszcze miała ochotę śpiewać i tańczyć
na ulicy. Co z niej za człowiek? Zaledwie kilka dni temu pochowała męża, a teraz chciało jej się
krzyczeć z radości. Emanuel był trudny we współżyciu, ale nie był złym człowiekiem. Zasłużył na
to, by po jego odejściu odczuwała żal, nie powinna zapominać o tym, że wspólnie przeżyli też wiele
dobrych dni. Poza tym był on ojcem Jensine i Hugo. Niezależnie od tego, co mówił, czy robił, dla
dzieci jego odejście było wielką stratą.
Zaczęła się zastanawiać, jak długo Signe i Sebastian pozostaną w Ringstad. Teraz panią
Ringstad i Signe łączył wspólny interes. Obie chciały uczynić Sebastiana spadkobiercą majątku.
Elise na samą myśl przeszły ciarki i natychmiast zrobiło jej się ciężej na sercu.
Sebastian był biologicznym dzieckiem Emanuela, Hugo natomiast był synem obcego
człowieka. W dodatku pani Ringstad za nią nie przepada, więc nietrudno zrozumieć, że woli
Sebastiana i Signe.
Musi postarać się zapomnieć o gospodarstwie i rodzicach Emanuela. Jej teść także wkrótce
zrozumie, że tak będzie lepiej dla wszystkich. Pan Ringstad z pewnością chciałby widywać od
czasu do czasu Jensine i Hugo, ale raczej nie sprzeciwi się żonie, która kategorycznie nie życzyła
sobie kontaktu ani z Elsie, ani z dziećmi.
Musi postarać się myśleć o tych trzech minionych latach, jak o zakończonym rozdziale w jej
życiu. Wypełniało go wiele trosk, smutku i rozczarowań, ale także radości. Niczego nie żałowała, z
tego związku miała Jensine.
Dostrzegła zbliżającą się w jej kierunku parę, idącą pod rękę. Byli to rodzice Agnes. Nie
pamiętała, kiedy widziała ich po raz ostatni, nie wiedziała też, czy w ogóle ma ochotę z nimi
rozmawiać. Doszły ją słuchy, że odwrócili się od Agnes, kiedy ona zawiodła nadzieje Johana i
związała się z Magnusem Hansenem, ale niewykluczone, że znowu byli w dobrych stosunkach.
Elise dostrzegła, że matka Agnes ją zauważyła. Kobieta wydawała się podekscytowana,
przyspieszyła kroku.
- Czy to nie Elise? Wieki cię już nie widziałam! Ludzie gadają, że zaczęłaś pisać książki, ale
to chyba nieprawda? Mówią też, że od ostatniego czasu przybyło ci jeszcze jedno dziecko! Tak, ja
zawsze mówię, że ludzie nad rzeką są jak króliki, ale ty przynajmniej zatroszczyłaś się o to, żeby
mieć męża! Zawsze byłaś taka rozsądna, Elise, z Agnes to było inaczej. - Roześmiała się. - Ona
zawsze robiła, co chciała, i myślała dopiero po fakcie.
Elise uśmiechnęła się uprzejmie.
- Jak jej się powodzi w Ameryce? Macie od niej jakieś wieści?
- Tak, oczywiście. Pisze listy, dobra z niej dziewczyna. Ona teraz też ma o jedno dziecko
więcej, a Magnus jest bardzo dumny z obu swych dzieciaków. Znalazł pracę w fabryce, Agnes
pracuje w sklepie, ale teraz będą się przeprowadzać do Minnesoty, tam jest łatwiej o pracę i można
tam więcej zarobić. Może z czasem będą mieli własny dom, wtedy mój staruszek i ja przeprawimy
się na drugą stronę, żeby ich odwiedzić. - Zaśmiała się, dając swemu mężowi kuksańca w bok.
On stał sztywno i w milczeniu, przywykły pewnie, że rzadko dopuszcza się go do głosu.
- Ale jak tobie się wiedzie, Elise? Słyszałam, że twój mąż jest chory? To chyba nic
poważnego?
- Zmarł ponad tydzień temu. Matka Agnes przerażona załamała ręce.
- Zmarł? Na Boga! Nikt nam nic nie powiedział. Gdybym była wiedziała, poszłabym na
pogrzeb, rozumiesz, prawda? Byłaś przecież przyjaciółką Agnes.
- Nie umarł tutaj, w Kristianii, tylko tam, skąd pochodzi, w majątku swoich rodziców. Tam
go pochowano.
Matka Agnes popatrzyła na nią, nie kryjąc ciekawości.
- To on, twój mąż, był z bogatej rodziny?
- Jego rodzice mają gospodarstwo niedaleko Eidsvoll. Pojechał do domu w nadziei, że
wiejskie powietrze dobrze mu zrobi, ale, niestety, tak się nie stało.
- A twój mąż miał dużo rodzeństwa? Potrząsnęła przecząco głową.
- Nie, był jedynakiem.
Kiedy to powiedziała, od razu pożałowała swych słów. Nie musiała tego mówić. Matka
Agnes była potworną plotkarą, jak pani Jonsen i pani Evertsen.
- W takim razie to twoje dzieciaki odziedziczą gospodarstwo, Elise Ależ z ciebie
szczęściara! Chociaż może powinna powiedzieć - spryciara? - roześmiała się.
Ojciec odchrząknął.
- Może byś powściągnęła trochę swój język, ona tydzień temu straciła męża.
- Przepraszam bardzo, ale nie wygląda, jakby wylewała z tego powodu potoki łez.
- Nie wszyscy, tak jak ty, dzielą się z całym światem, tym, co czują. Matka się zaśmiała.
- Wiem. Agnes jest do mnie podobna. Gdy była zakochana, całe miasto wiedziało, jak to
przeżywa. Pamiętam, kiedy Johan zaczął do niej przychodzić, chichotali wtedy i śmiali się, a
myśmy słyszeli skrzypienie łóżka aż na dole w kuchni! Ponownie się roześmiała. - Ale teraz
musimy już iść, idziemy do kościoła.
Wzięła swego męża pod ramię i ruszyli dalej.
Świat nie wydawał się już taki pogodny. Elise, mimo że próbowała to w sobie zwalczyć, nie
potrafiła przestać wyobrażać sobie Agnes i Johana w jej łóżku na stryszku. On powiedział
wcześniej, że nigdy nie kochał Agnes, ale mimo to było im w łóżku razem tak dobrze, że nawet
rodzice słyszeli to na dole. W Paryżu młoda Dunka tak bardzo się w nim zakochała, że zabrała
wszystkie jego listy w nadziei, że zapomni o dziewczynie, która była mu droga. Co miał Johan na
myśli, mówiąc, że zachowała się zuchwale i nieobyczajnie?
Odepchnęła od siebie te myśli, takie głupoty nie zabiją w niej radości z powodu listu.
W rzece nadal utrzymywał się wysoki poziom. Elise zatrzymała się na środku mostu i
wpatrywała się w kipiącą masę wody pod jej stopami. Poręcz jeszcze nie była nareperowana, wstyd,
że majster jeszcze nic z tym nie zrobił, chociaż sam codziennie przechodził tędy w drodze do Hildy.
Nie śmiała dłużej tak stać i ruszyła dalej. Przeszła na drugą stronę rzeki i doszła do furtki.
W tym samym momencie usłyszała głosy dochodzące sprzed domu, a po chwili zza rogu
wyłonił się Torkild.
- Elise? Już wróciliście? - Pospieszył w jej stronę i wziął ją uroczyście za rękę. - Przyjmij
moje wyrazy współczucia. Dowiedzieliśmy się od panny Johannesen. Przyszedł od pana Ringstad
telegram do majstra, ale on i Hilda byli wtedy na wakacjach w Anglii.
Skinęła głową.
- Wiem o tym. Rodzina Carlsen również jest na wakacjach. Wiesz może, czy Karolina i
Sigvart Samson pobrali się przed wyjazdem?
- Nie wydaje mi się. Słyszałem chyba, że ślub został przełożony, ale zaproszono go, by
pojechał z nimi. Jak ci się wiedzie, Elise? Zdążyliście na czas?
Krótko opowiedziała o pożegnaniu z Emanuelem, pobycie w majątku i uroczystym
pogrzebie. Nie miała jednak ochoty wspominać o Signe.
- Teraz przynajmniej nie musi się już męczyć. Gdyby żył nadal, miałby przed sobą jeszcze
cięższy okres.
Przytaknęła.
Oboje zamilkli. Wydawało się, że coś mu leży na sercu. Nie pożegnał się i nie odszedł, tylko
nadal stał w miejscu.
- Czy Anna jest w domu? Pomyślałam, że wpadnę z krótką wizytą, żeby powiedzieć, że już
wróciliśmy. Tak myślałam, że dotarło do was, że wyjechaliśmy.
On nie dosłyszał jej słów.
- Wiesz co, Elise? - zawahał się nieco. - Hilda odwiedziła nas przed swoim wyjazdem.
Opowiedziała nam o kłótni między Kristianem i Emanuelem i o tym, jak trudny we współżyciu stał
się Emanuel. Nie sądziłem, że mógłby zabronić Kristianowi mieszkać w domu.
Elise odwróciła wzrok.
- On był chory.
- Ale przecież nie w ten sposób. Rozmawiałem o tym z Anną. Chyba postąpiłem wobec
ciebie niesprawiedliwie. Oczekiwałem po tobie, że wszystko zniesiesz, niczemu się nie będziesz
sprzeciwiać, będziesz cierpieć w milczeniu, tak jak musi to robić tyle innych żon. - Zaczerwienił się
i przeciągnął palcami po włosach. - Dzięki Annie zacząłem na to patrzeć inaczej. Emanuel sobie nie
radził. Podziwiałem go, gdy był w Armii, ale po tym, jak został wysłany na służbę graniczną, coś
musiało się z nim stać. Wiem, że miał trudne dzieciństwo i dziwną matkę, ale to nie usprawiedliwia
tego, co zrobił.
Odchrząknął, najwyraźniej nie wiedział, gdzie podziać wzrok. - Chcę cię po prostu
przeprosić. Wymagałem od ciebie więcej, niż miałem prawo, brałem stronę Emanuela, podczas gdy
to ty potrzebowałaś wsparcia. Nie powinno się jednak mówić źle o zmarłych i nie chcę tego robić.
Emanuel był moim przyjacielem i był dobrym człowiekiem, miał jednak swe słabości.
Najwyraźniej one bardziej się uwidoczniły po ślubie.
Elise uśmiechnęła się, czując, jak łzy podchodzą jej do gardła.
- Wygląda więc na to, że to wywołałam na światło dzienne najgorsze strony jego
osobowości.
Gwałtownie potrząsnął głową.
- Nie, to nieprawda. Wydaje mi się, że było to raczej wynikiem jego... - zamilkł i ponownie
odchrząknął, po czym bezradnie rozłożył ręce. - Wynikiem męskiej natury - dodał.
- Ty nigdy byś tak nie postąpił, Torkildzie.
- Nie, ale to dlatego, że tak bardzo kocham Annę. - Powiedział to i uświadomił sobie, że
jego słowa mogą zostać opacznie zrozumiane. Dodał pospiesznie: - Emanuel też bardzo cię kochał.
Ubóstwiał cię, jestem tego pewien. Nie potrafię wyjaśnić, co się z nim stało, zrozumiałem tylko, że
on się zmienił i że nie było ci lekko.
Elise westchnęła ciężko.
- Hilda uważa, że osoby o tak różnym pochodzeniu nie powinny się ze sobą wiązać.
- Hilda tak powiedziała? Ona przecież zrobiła to samo!
- Właśnie dlatego. Opowiedziała wam o przyjęciu, na którym była? Kiedy wszyscy bardzo
ozięble ją potraktowali?
- Wydaje mi się, że opowiedziała o tym Annie. - Odwrócił się do niej bokiem, aby odejść. -
Pana Thoresena nie ma w domu, wejdź po prostu do środka. - Po chwili ponownie się zatrzymał. -
Zaczęłaś już pisać nową książkę?
- Owszem - mówiąc to, uśmiechnęła się. - Będzie o małżeństwie ubogiej dziewczyny i
mężczyzny z bogatej rodziny.
Torkild się roześmiał.
- Sprytne. Wystarczy ci materiału na całą powieść.
Anna zmywała naczynia. Kiedy zobaczyła, kto przyszedł, rzuciła, co miała w rękach,
wytarła dłonie o fartuch i wyszła im na spotkanie.
- Elise, Hugo i Jensine! Och, ale się cieszę!
Hugo ruszył w jej stronę, uśmiechnięty i rozochocony.
- Hugo biega, a Jensine w wózku - wyrzucił z siebie dumnie. Złożyła ręce zdumiona:
- Biegłeś całą drogę tutaj? Taki już jesteś zdolny?
Hugo zadowolony skinął głową i pobiegł w kierunku skrzynki na drewno, gdzie, jak
wiedział, trzymała stare, drewniane zabawki.
- Hugo bawi się pociągiem. Anna skinęła głową.
- Dobrze, możecie posiedzieć tu z Jensine i pobawić się razem, kiedy my z mamą będziemy
rozmawiać.
Następnie wyprostowała się, objęła Elise i wyszeptała:
- Moje kondolencje, tak bardzo mi cię żal, Elise.
- Niepotrzebnie, wiesz przecież, jak się sprawy miały.
- Właśnie dlatego. Tak bardzo się boję, że zaczniesz siebie obwiniać.
Elise spojrzała na nią poważnym wzrokiem.
- Ja również. - Po chwili jej twarz rozjaśnił uśmiech. Nie mogła już dłużej czekać z
przekazaniem Annie wiadomości.
- Anno, dostałam list od Johana! Anna wytrzeszczyła oczy ze zdumienia.
- Naprawdę? Chyba nic złego się nie stało? Elise potrząsnęła przecząco głową.
- Wszystko ma swoje wyjaśnienie, opowiem ci.
- Usiądź, a ja nastawię kawę. Ojciec znowu pojechał do Toten, wróci dopiero za kilka dni.
Wydaje mi się, że on lepiej się czuje na wsi niż tu, nad rzeką, i bardzo się boję, że będzie się chciał
tam przeprowadzić. Bez niego nie będzie nas stać, żeby tutaj mieszkać, w każdym razie nie z samej
pensji Torkilda. Ale może jednak uda mi się wkrótce znaleźć jakąś pracę. Mam kilka pomysłów,
mogłabym tkać chodniki, cerować ubrania, prasować dla ludzi, może nawet trochę szyć, jeśli uda
mi się pożyczyć maszynę do szycia. Poza tym... - zamilkła, a na jej twarzy pojawił się tajemniczy
uśmiech. - Muszę ci powiedzieć coś ważnego. Będę mieć dziecko!
Elise otworzyła oczy ze zdumienia.
- Jesteś w ciąży? - Podbiegła do niej i rzuciła jej się na szyję. - Och, Anno, tak bardzo się
cieszę! Na pewno jesteś taka szczęśliwa, zawsze przecież chciałaś mieć małe szkraby w domu!
Anna śmiała się ze łzami w oczach.
- Mam tylko nadzieje, że wszystko się uda. Lekarz ma wątpliwości. Boi się, że nie jestem
wystarczająco silna, aby donosić ciążę.
- Jesteś teraz dużo zdrowsza i silniejsza, a Torkild będzie ci pomagał. On cię przecież tak
bardzo kocha, że mógłby nosić cię na rękach. A jeżeli będziesz musiała leżeć w spokoju kilka
ostatnich miesięcy, to masz przecież w tym doświadczenie.
Obie roześmiały się szczęśliwe.
- Opowiedz teraz o Johanie. Wczoraj w nocy śniło mi się, że stał u nas na schodach i mówił,
że przyjechał zobaczyć się z ojcem.
- Ten sen może niedługo się ziścić. Napisał w liście, że spróbuje przyjechać do Norwegii
jesienią.
- Dlaczego nie odpowiadał na nasze listy? Elise szybko wyjaśniła, co się stało.
Anna stała w milczeniu i wpatrywała się w Elise z niedowierzaniem.
- To ta dziewczyna zabrała nasze listy? Zarówno te ode mnie i ciebie, jak i te, które Johan
pisał do nas?
Elise skinęła potakująco głową.
- Co z niej za człowiek, skoro mogła wpaść na coś podobnego?
- Też się nad tym zastanawiam. Anna potrząsnęła głową.
- Ludzie nigdy nie przestaną mnie zadziwiać. Swoją drogą przypomniałam sobie o czymś, o
co miałam cię spytać. W sumie nie jest to moja sprawa, ale muszę przyznać, że bardzo ciekawi
mnie twoja odpowiedź. Czy Signe była na pogrzebie?
Elise usiadła przy kuchennym stole.
- Owszem, i ona, i Sebastian. Signe i pani Ringstad są na nowo przyjaciółkami. Zwarły
szyki przeciwko mojemu teściowi i mnie, spacerowały po ogrodzie pod rękę, gaworzyły sobie
wesoło i śmiały się razem. Jak to możliwe, że matka, która straciła swe jedyne dziecko, z
uśmiechem chodzi dookoła, jakby nic się nie stało? Owszem, leżała chora pierwszy dzień, ale jak
tylko Signe się pokazała, była jak odmieniona. Zdaję sobie sprawę, że wielu ludzi nie potrafi pojąć,
że bliska im osoba odeszła na zawsze, mogą nawet wydawać się tym nieporuszeni, ale z moją
teściową było inaczej. Nie potrafię tego wyjaśnić, wydawało się niemal, że robi to, żeby drażnić
mnie i teścia.
- Chcesz powiedzieć, że robiła tak z nienawiści? Elise skinęła głową.
- Niezbyt ładnie tak mówić, ale właśnie takie miałam wrażenie. Wydaje mi się, że cieszyła
się z tego, że nie mam już czego szukać w Ringstad. Od kiedy Signe urodziła Sebastiana, ona ma
prawdziwego wnuka, który może przejąć gospodarstwo, i to ją raduje.
- Ale Emanuel przecież uznał Hugo za swe dziecko i uczynił go swym spadkobiercą?
- Nie ma pewności, że to nadal jest ważne. Podpisałam dokument stwierdzający, że byłam w
ciąży, kiedy wychodziłam za Emanuela i że Hugo nie jest jego synem.
- Mój Boże! - Annie, ze zdziwienia, zaparło dech w piersi. - Nie możesz tego tak po prosta,
bez sprzeciwu, przyjąć do wiadomości, Elise!
Elise nie odpowiedziała od razu.
Annie w końcu udało się nastawić kawę, wyjęła też kubki i torebkę słodkich sucharów.
- Wiesz, o czym marzę, Anno? Chciałabym zostać sławną pisarką i zarabiać mnóstwo
pieniędzy, aby zapewnić chłopcom dobre wykształcenie i lepszy start w życiu niż ten, jaki myśmy
miały. Wtedy to, czy Sebastian przejmie Ringstad, będzie bez znaczenia.
- Nie jesteś teraz wobec siebie szczera. Czujesz, że to niesprawiedliwe, także w stosunku do
Hugo, Jensine i chłopców. Peder zawsze chciał pracować przy koniach na gospodarstwie, a twój
teść go do tego zachęcał i ciepło witał u siebie. Mimo że Emanuel miał syna po tym, jak przygarnął
Hugo, nie da się zmienić tego, co jest zapisane w kościelnych księgach, przynajmniej nie wydaje mi
się, aby to było możliwe. Przyznaję, że nie bardzo się znam na tych rzeczach, powinnaś się spytać
jakiegoś prawnika. Może pan Wang-Olafsen mógłby ci pomóc.
- Nie mam ochoty przyjmować spadku, który nam się nie należy. Hugo nie jest synem
Emanuela, jest synem Ansgara Mathiesena, czy mi się to podoba, czy nie. Poza tym rodzice
Emanuela mogą jeszcze pożyć wiele lat, póki co nie muszę się tym martwić.
Anna nalała im kawy.
- Nie zgadzam się z tobą, ale wolę teraz porozmawiać o Johanie, co jeszcze napisał?
- Pracuje od świta do nocy i prawie nie dojada, aby oszczędzić pieniądze na podróż do
Norwegii jesienią. Wynajmuje pokój u rodziny, która nazywa się Dassac, mieszka tam też dwoje
duńskich studentów. Kto teraz mieszka w pokoju, który poprzednio należał do tej Benedicte, tego
nie wiem. Mam nadzieję, że to jakiś chłopak, a nie kolejna dziewczyna, która się w nim zakocha.
Anna nie mogła powstrzymać śmiechu.
- Dobrze wiesz, że dla niego nie istnieje nikt, poza tobą, muszę jednak przyznać, że jestem
dość dumna. Gdy pracował w fabryce Seilduken, Hilda opowiadała mi, że uważano go za
najprzystojniejszego mężczyznę w Sagene, a teraz nawet młode cudzoziemki się za nim uganiają.
Szkoda, że mama tego nie widzi.
Usiadła i zaproponowała jej suchara.
- Jest przystojny, a poza tym jest bardzo męski. Myślę, że wielu dziewczynom podobają się
mężczyźni z szerokimi barkami i dużymi dłońmi.
Elise nie podobało się to, co słyszy.
- Nie mów tak, zaczynam się bać. Anna się roześmiała.
- Mogę się założyć, że w tym liście były nie tylko wyjaśnienia. Elise poczuła, że się
czerwieni. - Nie powinnam teraz o tym rozmawiać, a nawet o tym myśleć.
- Przez wzgląd na Emanuela? To chcesz powiedzieć? Mówi się przecież: póki śmierć nas
nie rozłączy.
- Jak sama widzisz, nadal jestem w żałobie.
- To jest tylko zwyczaj wymyślony przez ludzi. Powinnaś przyjąć to, co ci ofiaruje życie,
Elise! Tak długo się opierałaś. Mogę cię poza tym pocieszyć, że nawet Torkild zaczyna zmieniać
zdanie. Zrobiłam, co mogłam, aby na niego wpłynąć, i teraz końcu zaczyna to widzieć inaczej.
- Spotkałam go przy furtce, sam mi to powiedział.
- Tak? To dobry znak. Nie sądziłam, że to powie. Elise westchnęła lekko, robiąc głęboki
wdech.
- Tak bardzo się cieszę, Anno! Nie mogę uwierzyć, że Johan niedługo przyjedzie do
Norwegii i że nadal jest mój. Dziś wieczór napiszę do niego długi list, już się cieszę na samą myśl.
12
Drugiego dnia po rozpoczęciu roku szkolnego Peder wrócił do domu z płaczem. Musiał
czytać na głos przed całą klasą i wszyscy się śmiali, kiedy sylabizował słowa. Nowy nauczyciel
pociągnął go za ucho i spytał, co z nim jest nie tak, dlaczego pozwolono mu przejść do szóstej
klasy, skoro nie potrafi lepiej czytać, i czy w jego rodzinie są niedorozwinięci umysłowo.
Peder szlochał, kiedy to opowiadał.
Elise aż się zatrzęsła ze złości.
- Niedorozwinięci! - prychnęła oburzona. - Wydaje mi się, że to twój nauczyciel jest
niedorozwinięty, skoro zadaje takie pytanie.
Peder spojrzał na nią przerażony.
- Musisz uważać, Elise, bo inaczej on ciebie też pośle do szkoły dla niedorozwiniętych!
- Niech tylko spróbuje! - Jej głos drżał. - Możesz go ode mnie pozdrowić i powiedzieć, że
życzę sobie z nim porozmawiać. Natychmiast!
- Nie będziesz się bać, Elise?
- Możesz być pewien, że nie! Tak mu przygadam, że już nigdy więcej nie ośmieli się
pociągnąć cię za uszy.
- A co jeżeli wezwie policję?
- Wtedy nasz pan arystokrata odbędzie z nim poważną pogawędkę, on cię dobrze zna i wie,
że z twoją głową wszystko jest w porządku. Poza tym otrzymałam dziś list z wydawnictwa.
Redaktor naczelny był równie zadowolony z mojego rękopisu, co pan Guldberg. Moja książka
zostanie wydana i tym razem na okładce nie będzie napisane Elias Aas, tylko Elise Ringstad, więc
myślę, że twój nauczyciel będzie się bardziej liczył ze słowami, zwracając się do mojego brata.
Peder uśmiechnął się i rękawem otarł załzawione oczy.
- Będziesz teraz sławna, Elise?
- Nie od razu, ale może kiedyś w przyszłości. Peder zaśmiał się uradowany.
- Cieszę się, że jesteś moją siostrą, Elise. Gdybym cię nie miał, wylądowałbym w szkole dla
idiotów.
Usiadł przy kuchennym stole i wyjął kilka starych numerów czasopisma Wiking, które
pożyczył od kolegi z klasy.
- Stikken był miły, powiedział, że powinienem zacząć od czytania czegoś śmiesznego. -
Peder z wysiłkiem zaczął sylabizować słowa, ale było tam tak wiele trudnych sformułowań, że
Elise musiała większość z nich przeczytać za niego:
Socjalista Janson: Biedni, ciemiężeni, zniewoleni, cierpiący niesprawiedliwość norwescy
robotnicy. Ja zawsze miałem na względzie wasze dobro.
Kresten: Ej, Ola, co on gada, ten Dun? Ma na względzie nasze dobro, co on chce przez to
powiedzieć?
Ola: Nie rozumiesz, głupi? On ma na względzie nasze pieniądze. Peder podniósł wzrok znad
czasopisma.
- Nic nie rozumiem.
- Hm, musisz znaleźć coś lepszego. To był dowcip dla dorosłych. Peder przerzucił kilka
stron i znalazł inny dowcip z ilustracją:
Woźnica: - Gdzie mam zawieźć pana z małżonkę? Pan: Plac Olafa Rye, dzielnica
Grünerløkken. Woźnica: Cicho, proszę nie mówić tak głośno, boję się, że mój koń może paść
nieprzytomny.
Peder podniósł wzrok i spojrzał na nią.
- Dlaczego koń miałby zemdleć?
- Nie wiem, Pederze. Uważam, że to był głupi dowcip, równie głupi, jak ten poprzedni.
Nagle Peder zaczął się śmiać: - Zobacz na ten! Ten jest śmieszny!
Rysunek przedstawiał chłopca stającego na nabrzeżu i łowiącego ryby. Zarzucając wędkę,
trafił haczykiem w nos innego mężczyznę. Peder odczytał tekst bez jednego błędu:
Chłopiec: Dlaczego wsadzasz nos w mój haczyk, niezguło?
W tym samym momencie Peder jakby sobie coś przypomniał. Spojrzał na Elise
podekscytowany.
- Elise, wiesz co? Do miasta przyjechał cyrk! Cyrk Orlando, jeden z największych cyrków
na świecie! Mają sześć królewskich tygrysów i jeden z nich, który nazywa się Cezar, jest
największym tygrysem, jakiego kiedykolwiek pokazano w cyrku. Myślisz, że kiedyś będzie nas
stać, żeby pójść do cyrku?
- Zobaczymy, Pederze. Nie mogę ci teraz na to odpowiedzieć. Wydaje mi się, że powinieneś
raczej ćwiczyć czytanie z elementarza dla szkoły ludowej, w Wikingu jest zbyt wiele trudnych
słów.
Drzwi kuchenne otworzyły się gwałtownie i do środka wszedł Kristian.
- Dzisiaj też był dla ciebie list w skrzynce, ale nie wydaje mi się, żeby był od Johana, no
chyba że już wrócił do domu, bo na kopercie jest norweski znaczek.
Elise poczuła, jak jej serce zaczyna szybciej bić. Wzięła kopertę do ręki, usiłując ukryć
podniecenie. Kiedy jednak na nią spojrzała, odkryła ku swemu rozczarowaniu, że nie było to pismo
Johana.
- To nie od Johana. Kristian zrobił dziwną minę.
- Skąd wiesz?
- To nie jest jego charakter pisma.
- To ty znasz jego charakter pisma aż tak dobrze?
Obrzuciła go szybkim spojrzeniem. Na jego twarzy pojawił się krytyczny wyraz. Miała
wrażenie, że jej brat nie pochwala tego, że tak szybko po śmierci Emanuela przejawia
zainteresowanie innym mężczyzną.
Otworzyła kopertę, aby uniknąć odpowiedzi. Jej spojrzenie powędrowało najpierw na
podpis. Eilert Henrik Iversen. Ona chyba nigdy wcześniej nie słyszała tego nazwiska? Zdziwiona
zaczęła czytać:
Droga pani Ringstad!
Cieszę się z naszego ostatniego spotkania, miło mi było dotrzymywać Pani towarzystwa przy
stole na ślubie majstra Paulsena.
Od naszych wspólnych znajomych dowiedziałem się, że straciła Pani męża. Proszę pozwolić
mi złożyć najszczersze wyrazy współczucia. Pomyślałem, że właśnie teraz potrzebuje Pani zająć
myśli czymś innym. W najbliższą sobotę przychodzi do mnie w odwiedziny kilku znajomych pisarzy,
nie będzie to przyjęcie - zdaję sobie sprawę, że jest Pani w żałobie - a jedynie spotkanie kilku
dobrych znajomych o wspólnych zainteresowaniach. Bardzo bym się ucieszył, gdyby mogła Pani
przybyć, i jestem przekonany, że to spotkanie będzie dla Pani zajmujące i pożyteczne. Pisarz to
samotny zawód, potrzeba nam inspiracji i rozmów z osobami o podobnym nastawieniu. Podam
drobną przekąskę o godzinie dziewiętnastej. Załączam również mapę, którą sam narysowałem, żeby
pokazać Pani, gdzie mieszkam.
Z wyrazami szacunku, Eilert Henrik Iversen
Zdziwiona podniosła wzrok znad listu. - Dostałam zaproszenie na spotkanie z innymi
pisarzami. Na ślubie Hildy siedział koło mnie pewien pisarz. On uważa, że powinnam poznać
kolegów po fachu, aby się od nich uczyć i czerpać inspirację.
Peder spojrzał na nią zdziwiony.
- Idziesz na przyjęcie bez nas?
- On napisał, że to nie jest przyjęcie, tylko spotkanie.
- Ale kto będzie z nami, kiedy ty będziesz przeglądać te książki?
- Potrzebujecie, żeby ktoś z wami był, skoro jesteście już tacy duzi?
- Oczywiście, że nie! - powiedział Kristian urażonym tonem - Nie jesteśmy już dziećmi.
- Zgadza się, ale będziecie musieli zająć się maluchami, dać im kolację, zmienić Jensine
pieluchę i położyć ją i Hugo do łóżka.
Peder spojrzał na nią przerażony.
- Ale Kristian przecież znowu zaczyna u dorożkarza, może będzie musiał pracować cały
wieczór.
- Wtedy ty i Evert będziecie musieli zajmować się dziećmi, aż wróci Kristian.
Kristian stał w milczeniu i nie spuszczał z niej wzroku. Dopiero po dłuższej chwili spytał: -
Dlaczego chcesz iść do tych obcych ludzi?
- Ponieważ nie znam żadnych pisarzy, a wszyscy, którzy piszą, potrzebują rad i pomocy
innych, którzy zajmują się tym samym. Możemy czytać nawzajem nasze książki, dzielić się tym, co
nam się podoba, a co nie, zwracać uwagę na błędy i niedociągnięcia, i... no cóż, pomagać sobie
nawzajem.
- Myślisz, że ci wielcy pisarze też potrzebują pomocy?
- Może niekoniecznie pomocy, ale jestem pewna, że z chęcią dyskutują o swej twórczości z
innymi.
- Ty napisałaś tylko jedną książkę, nie jesteś chyba pisarzem, dopóki nie napiszesz więcej.
Wzruszyła ramionami. Wyraźnie było widać, że Kristianowi nie podoba się, że chce tam
pójść. Czy to też miało coś wspólnego ze śmiercią Emanuela?
Właściwie to nie miała ochoty spotykać się z tymi obcymi pisarzami ani iść do domu do
tego Eilerta Henrika Iversena. Oni pochodzili z zupełnie innej części miasta, na pewno mieli
bogatych rodziców, maturę i potrafili dyskutować o tym, co się działo w kraju i poza jego
granicami. Mieli czas, żeby codziennie czytać gazety, chodzili do teatru i na koncerty i wiedzieli,
jak się zachować na przyjęciach. Ona będzie się wyróżniać, być może nawet będą ją ignorować, tak
jak zdarzyło się to Hildzie na przyjęciu u znajomych majstra.
Mimo że pisarze chcieli uchodzić za wyzwolonych, nowoczesnych i radykalnych, ich
poglądy wpojone im w dzieciństwie były prawdopodobnie głębiej zakorzenione niż idealizm,
którym byli tak pochłonięci.
Mimo to coś się w niej burzyło na myśl, że miałaby odrzucić to zaproszenie. To by było
tchórzostwem, ona nie miała się czego wstydzić. Jeśli rzeczywiście wierzyli w głoszone przez
siebie hasła o szacunku dla robotników, rzemieślników i służących, teraz będą mieli szansę to udo-
wodnić. Jeśli nie była to tylko obłuda.
- Nie idę tam, żeby otrzymać pomoc - powiedziała w równym stopniu do siebie samej, co do
chłopców. - Chcę im opowiedzieć, co to znaczy pracować w fabryce po dwanaście godzin dziennie
i dostawać siedem koron tygodniowo. Spróbuję nakłonić ich, by zrozumieli, jak to jest być wdową
lub samotną matką z małymi dziećmi, które zostają same w domu, podczas gdy ona stoi przy
maszynie w fabryce. Chcę im opisać, jak wygląda większość mieszkań nad rzeką, opowiedzieć o
rodzinach dwunasto-, czy czternastoosobowych, które mieszkają w dwóch pokojach z kuchnią, a
jeden z pokojów muszą wynajmować, żeby im starczyło na jedzenie. Mogę im opowiedzieć, jak
wielki jest niedobór I mieszkań w Kristianii, że robotnicy przybywający prosto ze wsi muszą
zadowolić się wynajętym łóżkiem w kącie, w pokoju, który zajmują razem z innymi.
Kristian nic nie powiedział, ale Peder patrzył na nią z podziwem.
- Mówisz jak premier, Elise! Kristian parsknął.
- Ty chyba nigdy nie słyszałeś premiera!
- Właśnie, że tak!
- Może byłeś w parlamencie?
- Byłem. Byłem w palamencie, zanim ty się urodziłeś.
- Ty głupku! Ja jestem od ciebie starszy!
Kristian zostawił ich samych. Elise usłyszała, jak ze złością wchodzi po schodach na
stryszek.
Co się z nim ostatnio dzieje? Czy aż tak bardzo cierpi po odejściu Emanuela? Zatroskana,
zmarszczyła czoło. W takim razie na pewno nie będzie mu się też podobało, że ona spotka się z
Johanem podczas jego wizyty w Norwegii.
- Nie przejmuj się nim, Elise, on jest w złym humorze, bo Gunvor
jest zakochana w Hermanie.
Spojrzała na Pedera zdziwiona. Nie przyszło jej do głowy, że Kristian może być zakochany,
nie sądziła, że interesują go dziewczyny. Poczuła ulgę. Teraz rozumiała, dlaczego ostatnio był taki
oschły, to nie musiało mieć żadnego związku z Emanuelem, z Johanem czy z nią samą.
Dotrzymała obietnicy danej Pederowi i następnego dnia pojawiła się w szkole. Była właśnie
przerwa. Miała szczęście, bo spotkała nauczyciela w momencie, gdy wychodził z klasy. Zdziwiony
podniósł wzrok, kiedy usłyszał swoje nazwisko. Elise również się zdumiała. Spodziewała się
starszego, zgryźliwego, poirytowanego mężczyzny z krzaczastymi, czarnymi brwiami i
zaciśniętymi ustami, ale zamiast tego ujrzała młodego, uśmiechniętego mężczyznę, który nie
wyglądał na dużo starszego od niej.
- Czy mogę zamienić z panem kilka słów, panie Knudsen?
- Ależ oczywiście. Z kim mam przyjemność?
- Nazywam się Elise Ringstad i jestem siostrą Pedera. Zmarszczył brwi i wydawał się nie
rozumieć. Prawdopodobnie nie wiedział, że Peder mieszka u swej siostry, a nie u rodziców.
- Zajmuję się moimi braćmi, od kiedy mama zapadła na suchoty. Kiedy wyzdrowiała, była
zbyt słaba, by z nią mieszkali - powiedziała Elise, żeby wyjaśnić mu sytuację.
- Rozumiem, proszę pójść ze mną do klasy i powiedzieć, o co chodzi.
W skrócie opowiedziała, jak Peder poprzedniego dnia wrócił z płaczem do domu, po czym
zaznaczyła, jak bardzo chłopiec stara się poprawić czytanie. Wspomniała o ćwiczeniach, które sam
wymyślił, i o tym, że ich bliski przyjaciel, adwokat Wang-Olafsen, załatwił im wizytę u okulisty, bo
uważał, że może ze wzrokiem Pedera jest coś nie tak Z jego głową w każdym razie wszystko jest w
porządku!
- Potrafię zrozumieć, że nauczyciel upomina ucznia, który jest leniwy i nie odrobił pracy
domowej, ale żeby karać dziecko, które urodziło się z wadą wzroku lub rozwija się wolniej od
innych? Nie potrafię pojąć, jak ktokolwiek może być aż tak bez serca. Pederowi nie było ostatnio
lekko, mój mąż, którego Peder traktował jak swego własnego ojca, zmarł niedawno. Trzy i pół roku
temu zginął w wypadku nasz oj ciec, utopił się, kiedy nasza matka leżała ciężko chora. Peder jest
miłym i wrażliwym chłopcem i te tragedie odcisnęły na nim olbrzymi ślad.
Bała się, że nauczyciel będzie urażony jej słowami, bo ośmieliła się go krytykować.
Spostrzegła jednak, że mężczyzna się zawstydził.
- Bardzo panią przepraszam, pani Ringstad. Cieszę się, że powiedziała mi pani o tym.
Jestem nowy w szkole i nie znam żadnego z uczniów. Gdy wszedłem wczoraj do klasy, panował
tam straszny harmider i przez krótką chwilę bałem się, że stracę nad dziećmi kontrolę. Niestety,
Peder padł ofiarą mojego zdenerwowania. Obiecuję, że więcej się to nie powtórzy.
- Dziękuję, panie Knudsen.
Poczuła się zmieszana. Była przygotowana na to, że mężczyzna odeprze atak, zechce
oskarżyć Pedera o to, że jest leniwy lub niedorozwinięty, może nawet zaproponuje, żeby go
przenieść do szkoły specjalnej. Większą część nocy leżała, ćwicząc burzliwą przemowę,
powtarzając, co ma powiedzieć, podsycając swą wściekłość. Teraz jednak zamiast krytyki i słów
pełnych pogardy od starego jęczydła miała przed sobą przystojnego, młodego nauczyciela, który
patrzył na nią oczami pełnymi żalu.
Odwróciła się, żeby odejść.
- Proszę mi wybaczyć, że wybuchłam w ten sposób, ale było mi wczoraj bardzo przykro.
- Rozumiem to. Peder ma szczęście, że ma taką siostrę. Rozumiem, że pani zajmuje się
wychowaniem swych braci w sposób bardzo odpowiedzialny, czy to również pani ich utrzymuje?
- Owszem. Mój mąż pracował w biurze w warsztacie Myrena, ale poważnie zachorował,
rzucił tę pracę i zamiast tego zajął się handlem. Teraz jestem zmuszona sama sobie ze wszystkim
radzić.
- Proszę mi wybaczyć to pytanie, ale czym się pani zajmuje? Poczuła, że się czerwieni. W
głowie zabrzmiały jej słowa Kristiana:
Nie jesteś chyba pisarkę, dopóki nie napiszesz więcej książek.
- Byłam sekretarką w przędzalni Graaha, teraz zajmuję się pisaniem.
Wytrzeszczył oczy ze zdziwienia.
- Chce pani powiedzieć, że jest pani pisarką?
- Raczej nie mogę tak jeszcze siebie nazwać, ale moja książka została przyjęta w
wydawnictwie Grøndahl i Syn.
- Proszę wybaczyć mój brak dyskrecji, ale czy chodzi o umoralniające książki, wspomnienia
z podróży czy coś podobnego?
- Nie, to zbiór opowiadań, a teraz pracuję nad powieścią. Wyglądał, jakby ciężko mu było
uwierzyć w to, co słyszy.
- Powieść? I zbiór opowiadań? Skinęła głową.
- Próbuję opisać życie robotników. Bohaterami większości opowiadań są dziewczęta z
fabryki i inne osoby znad rzeki Aker.
Z niedowierzaniem potrząsnął głową.
- Teraz mi pani naprawdę zaimponowała. Czy książka zostanie wydana pod pani
prawdziwym nazwiskiem?
- Owszem, ale nie wiem kiedy.
- A nazwisko pani było... ?
- Elise Ringstad.
- Zapamiętam sobie. Kupię tę książkę natychmiast, kiedy ją zobaczę w księgarni.
Uśmiechnęła się, nie wiedząc, co powiedzieć. Czuła się dość niezręcznie.
- Dziękuję, to miło z pana strony. Do widzenia, panie Knudsen. Mam nadzieję, że nie ma
pan żalu, że... ech... powiedziałam to, co powiedziałam.
- W żadnym wypadku. Wprost przeciwnie, bardzo się cieszę, że pani przyszła. Mam
nadzieję, że się jeszcze zobaczymy. - Uśmiechnął się ciepło.
Wychodząc zauważyła, że nie nosi obrączki. Ogarnęło ją nieprzyjemne uczucie, że jego
zainteresowanie i serdeczność dotyczyły bardziej jej niż Pedera.
13
Kiedy w sobotni wieczór szła w dół Maridalsveien, było pochmurno i chłodno. Nie do
końca wiedziała, jak ma iść, by dotrzeć na Frognerveien, ale pomyślała, że pójdzie Gjetemyrsveien
aż do Wzgórza Świętojańskiego, a stamtąd dojdzie na Majorstuen. Najwyżej spyta kogoś o drogę.
Byłoby szybciej, gdyby poszła obok szpitala Ullevål, ale ta droga była zazwyczaj opustoszała, nie
lubiła tamtędy chodzić po zmroku.
Podobno można było pojechać tramwajem na Majorstuen, ale nie wiedziała, gdzie są
przystanki na tej linii ani ile to kosztowało. Wstydziła się tego, że jest tak słabo zorientowana w
Kristianii, ale do tej pory jedynymi miejscami, gdzie musiała dojść, były targ rybny, plac Stortorvet,
ulica Karla Johana, a także pogotowie i sklep Ubiory dla Biednych Dzieci, który mieścił się przy
Møllergaten. Sklepy na Maridalsveien i Sandakerveien, kościół, posterunek policji, położna i
doktor, blacharz i sprzedawca opału Kølamann, to był cały jej świat do czasu, kiedy poznała
Emanuela.
Dlaczego była tak głupia i przyjęła zaproszenie? Wcześniej poszła do sklepu na
Arendalsgaten, by zatelefonować do Eilerta Iversena, ponieważ nagle nabrała wątpliwości i chciała
się jakoś wymówić. Mężczyzna był jednak tak miły i przekonujący, że w końcu zgodziła się
przyjść. Teraz nie było już wyjścia.
Żałowała, że nie założyła niebieskiej sukienki po Signe i eleganckiego, nowego kapelusza,
jednak to nie był odpowiedni strój w czasie żałoby. Czarny kapelusz był na nią trochę za duży, ale
peleryna była niezwykle elegancka, haftowana perłami i ozdobiona przy szyi plisami. Suknia była
obcisła w pasie i podkreślała jej smukłą talię. Nie tak smukłą, jak talia królowej, ale tak szczupły
nie był chyba nikt inny. Chodziły słuchy, że niektóre kobiety usuwały sobie operacyjnie ostatnie
żebra, by mieć węższą talię, nie mogła jednak uwierzyć, że królowa Maud zrobiłaby coś
podobnego.
Żeby tylko Kristian nie musiał zbyt długo zostać w pracy! Nie lubiła, kiedy Peder i Evert
sami zostawali po zmroku i pilnowali najmłodszych dzieci. Peder bał się ciemności i łatwo mógł
wystraszyć Everta. Powiedziała im, że mogą pobiec po panią Jonsen, jeżeli coś się stanie, ale kiedy
było ciemno, nie mieli odwagi wyjść z domu.
Im bardziej zbliżała się do centrum miasta, tym więcej ludzi widać było na ulicach.
Niektórzy wyglądali, jakby tylko wyszli na spacer. Nadszedł gorąco wyczekiwany koniec tygodnia,
większość mieszkańców stolicy miała przed sobą długi i wypełniony odpoczynkiem dzień wolny od
pracy. Gdzie indziej widziała kobiety pucujące okna papierem gazetowym. Przed nadejściem
spokojnego, świątecznego dnia należało skończyć wszystkie domowe roboty, a w sobotę większość
kończyła pracę wcześniej. Dzieci bawiły się na świeżym powietrzu, dwóch staruszków stało razem
pogrążonych w rozmowie i gorliwie palili swe fajki, a dwóch chłopców na posyłki nadchodziło
właśnie z innej strony, pogwizdując i ciągnąc za sobą wózki. Z którejś bramy usłyszała, jak wesoły
pieśniarz, śpiewa: Kołysz się, kołysz się, kołysz się, jak ptak na gałęzi. Usłyszała, jak ktoś klaszcze
w dłonie. Wszyscy lubili słuchać, jak śpiewa, miał przyjemny głos, a jego melodie były wesołe.
Przeszła ulicę Ullevålsveien i zbliżała się do Pilestredet, kiedy zauważyła, że ma dziurę na
pięcie w pończosze. Przy każdym kroku czuła, jak trzewik coraz bardziej ociera się o jej stopę, aż w
końcu bolało ją tak bardzo, że zaczęła kuleć. Zatrzymała się, ukradkiem rozejrzała się dookoła, aby
się upewnić, czy nikt jej nie widzi, rozsznurowała trzewik i obejrzała, jak źle to wygląda.
Pończochę miała przesiąkniętą krwią. Wyjęła chusteczkę i owinęła nią piętę, po czym ponownie
nałożyła trzewik. Nie przeszła jednak nawet kilku metrów, bo chusteczka ześlizgnęła się z pięty i
sprawiała jeszcze większy ból. Ponownie się zatrzymała, tym razem nawet się nie rozejrzała, czy
ktoś ją widzi. Zdjęła trzewik i wyciągnęła chusteczkę. Czuła, jakby szła od kilku dni. Była to z
pewnością najbardziej pogmatwana trasa, jaką mogła wybrać, tylko dlatego, że nie orientowała się
w mieście zbyt dobrze i wybierała ulice, które znała już wcześniej. Teraz na pewno się spóźni, a to
nie wypada, kiedy się idzie do ludzi z tej sfery.
Przez moment zastanawiała się, czy nie zawrócić i nie pójść z powrotem do domu. Mogłaby
napisać list do Eilerta Iversena, wyjaśnić, że nagle poczuła się słabo i nie miała okazji
zatelefonować. Zachowała się jak idiotka, przyjmując jego zaproszenie. Nic ją nie łączyło z ludźmi
z Frognerveien, zwłaszcza jeśli byli to pisarze. Kristian miał rację, nie może nazywać się pisarką
tylko dlatego, że opublikowano jej jedną książkę. On na pewno zaprosił ją z ciekawości. Pewnie
chcieli ją wypytać, jak wygląda życie wśród robotników, aby mieć ciekawy materiał do własnej
twórczości.
Zauważyła, że w jej kierunku zbliża się elegancki pan w cylindrze. Szedł wolnym krokiem,
srebrny uchwyt na jego lasce był wypolerowany do połysku, a on sam wyglądał, jakby pomimo złej
pogody cieszył się wieczornym powietrzem. Zaczęła mu się przypatrywać i po chwili nabrała
pewności, że był to pan Wang-Olafsen. Nie było w tym nic dziwnego, on przecież mieszkał w
okolicy. Elise miała jednak nadzieję, że uda jej się go nie spotkać. Nie chciała mu mówić dlaczego
tu jest, a nie mogła przecież skłamać.
On jej nie zauważył. Być może uda jej się przemknąć niezauważoną. Gdy ją widział
ostatnim razem, miała na sobie sukienkę od Signe, teraz zaś była ubrana w przedłużoną pelerynę od
teściowej, wyszywaną perłami. On nigdy pewnie nie skojarzy jej z takim ubiorem.
On nagle przystanął.
- Pani Ringstad? Co za niespodzianka! Dziwne, że ją rozpoznał.
- Dobry wieczór, panie Wang-Olafsen. Pospiesznie ruszył w jej kierunku.
- Moje kondolencje, pani Ringstad. Z przykrością dowiedziałem się o śmierci pani męża,
chociaż zrozumiałem, że pewnie chodziło o coś poważnego, skoro pani teść wysłał pani
wiadomość. Skinęła głową.
- Na szczęście zdążyliśmy na czas i udało nam się z nim pożegnać. Zmarł tego samego dnia.
- A teraz została pani sama z dziećmi i odpowiedzialnością za ich utrzymanie.
Spuściła wzrok.
- Jakoś sobie poradzę.
- W to nie wątpię. Czy wybiera się pani do teatru?
- Nie, zostałam zaproszona do pewnego pisarza, zależało mu, bym poznała inne osoby
zajmujące się pisarstwem, i udało mu się w końcu mnie namówić, ale właśnie w tej chwili
myślałam o tym, żeby zawrócić do domu.
Spojrzał na nią zatroskany.
- Źle się pani poczuła? Uśmiechnęła się zmieszana.
- Nie, ale zrobiły mi się odciski na pięcie. Nie mógł powstrzymać śmiechu.
- Chyba nie ma pani zamiaru pisać piętą? Uśmiechnęła się.
- Oczywiście, że nie, ale nie dam rady dojść do Frognerveien, rana pogarsza się z każdym
krokiem.
- W takim razie jest tylko jedno wyjście, pani Ringstad - powiedział, oferując jej swe ramię.
- Proszę pójść ze mną do domu. Moja służąca nałoży pani bandaż na stopę i znajdzie nową
pończochę. Zakładam, że zrobiła się w niej dziura, skoro ma pani ranę na stopie. Potem zamówię
pani dorożkę.
Próbowała oponować, wstydząc się zarówno pończochy, jak i tego, że ma przyjąć od niego
pomoc, ale on nie akceptował żadnych sprzeciwów z jej strony.
- To oczywiste, że musi pani udać się do tego pisarza - powiedział stanowczym tonem,
kiedy zaczęli iść. - Potrzebuje pani zająć myśli czymś innym, a poznanie kolegów po fachu pomoże
pani pomóc. To musi być straszna udręka, nieustannie wymyślać coś nowego, prawda? To może nie
jest zbyt trudne dla pisarzy podróżujących do Egiptu czy innych egzotycznych miejsc, w
poszukiwaniu natchnienia, ale pani przecież cały czas siedzi w domu w tym samym miejscu. Skąd
czerpie pani inspirację? Roześmiała się.
- Nie wiem. Od Pedera i pozostałych dzieci, od robotnic, które poznałam w przędzalni, od
sąsiadów i od starych plotkar. Oraz z mojego własnego życia - dodała szybko.
- Domyślam się, że jest to bogate źródło inspiracji.
Nic na to nie odpowiedziała, poza tym bolała ją rana na stopie.
Dopiero gdy weszli na górę, na piętro i gospodyni otworzyła im drzwi, przypomniała sobie
zapał Pedera, aby raz jeszcze poczęstować go naleśnikami. - Peder przypomniał mi o obietnicy
danej panu podczas pana ostatniej wizyty, panie Wang-Olafsen. Tym razem usmażę więcej
naleśników.
Roześmiał się zadowolony.
- Może się umówimy na konkretny dzień?
- Chętnie. Kristian po szkole pracuje jako pomocnik woźnicy i całą trójka ma dużo nauki,
ale myślę, że możemy się umówić na następną sobotę, jeżeli to panu pasuje.
- Na pewno. W takim razie jesteśmy umówieni, już się cieszę na tę wizytę.
Dostała parę nowych, całych pończoch od gospodyni, miskę, aby mogła przemyć ranę,
czysty ręcznik i bandaż. Od pana Wang-Olafsena dowiedziała się, że jest za kwadrans siódma. Nie
wiedziała, ile zajmie podróż dorożką, ale zgadywała, że musi się pospieszyć.
W tym samym czasie pan Wang-Olafsen posłał chłopca z kamienicy po dorożkę i gdy
skończyła, woźnica już na nią czekał.
- Nie wiem, jak mam panu dziękować.
- A ja wiem. Przygotowując górę naleśników z jagodami. Roześmiała się, dygnęła na
pożegnanie i zbiegła po schodach.
Gdy dorożka zatrzymała się przed elegancką kamienicą na Frognerveien, spostrzegła dwóch
młodych mężczyzn wysiadających z innej dorożki i spieszących w stronę wejścia. Wyglądali na
spóźnionych, więc ona pewnie też nie zdążyła na czas.
Ze zdenerwowania zaschło jej w gardle. Woźnica pomógł jej wysiąść. Pan Wang-Olafsen
zapłacił mu z góry.
Nazwisko Eilerta Iversena widniało na dużej, mosiężnej tabliczce na drzwiach wejściowych
na pierwszym piętrze. Przypomniała sobie, że był kawalerem i najwyraźniej miał całe mieszkanie
dla siebie. Nie było wątpliwości, że pochodził z zamożnej rodziny, niemożliwe, żeby tyle zarabiał
jako pisarz. Z tego co jej było wiadomo, nawet ci najwięksi i najbardziej znani nie zarabiali zbyt
wiele.
Drzwi otworzyła jej pokojówka w białym, wykrochmalonym fartuchu i czepku na głowie.
W tym samym momencie pojawił się przy wejściu pan Iversen.
- Pani Ringstad! Tak bardzo się cieszę, że mogła pani przybyć!
- Przepraszam za spóźnienie.
- Nic się nie stało. U mnie w domu wszyscy przychodzą, kiedy im pasuje, w zaproszeniu
podałem godzinę siódmą głównie z powodu kolacji, ale co najmniej dwie czy trzy osoby przybędą
później.
Wygląda na to, że gości będzie wielu, pomyślała sobie i poczuła, jak żołądek jej się ściska
ze zdenerwowania.
Wprowadzono ją do pięknego salonu z pianinem, szafkami na książki z oszklonymi
drzwiami, pluszowymi meblami, szezlongiem i wysokim barkiem ozdobionym rzeźbieniami.
Oświetlenie było elektryczne, a podłogę pokrywał gruby dywan. Podwójne drzwi prowadziły do ja-
dalni ze stołem i krzesłami zdobionymi w motywy zwierzęce. Stół był nakryty białym obrusem z
adamaszku. Stały na nim srebrne świeczniki, porcelanowa zastawa, kieliszki i białe, krochmalone
serwetki. Niemożliwe, żeby to był dom młodego, nieżonatego mężczyzny! Być może jego ojciec
nosił to samo imię i zostawił mu mieszkanie na jeden wieczór?
Przywitała się uściskiem dłoni z pozostałymi gośćmi. Oprócz niej były tylko dwie młode
kobiety, pozostali goście to byli mężczyźni. Niektórzy byli ubrani zwyczajnie, w ciemne garnitury,
koszule ze sztywnym kołnierzykiem, kamizelki ozdobione złotym łańcuszkiem od zegarka, ale
kilku z nich miało na sobie letnie garnitury z jasnego lnu. Wszyscy trzymali w dłoni kieliszki.
Przypatrywali się jej z zainteresowaniem, może nawet ze zbytnim zainteresowaniem, pomyślała.
Jeden z nich powiedział, że Eilert Iversen powiedział im wcześniej o niej i że cieszył się na
spotkanie jednej z niewielu pisarek w mieście. Poczuła się zmieszana tym komentarzem.
Jej również podano coś do picia. Wszyscy wznieśli toast a Elise natychmiast poczuła, że
zawartość kieliszka zapiekła ją w gardle. Będzie musiała być ostrożna.
Niemal od razu usiedli do stołu. Jedzenie podawały dwie służące. Eilert Iversen powiedział
wcześniej, że to nie będzie przyjęcie, ale jak inaczej można było to nazwać? Podano zupę, pieczeń z
ziemniakami oraz wiele różnych warzyw, jako dodatki do pieczeni. Przed każdym talerzem leżała
również łyżeczka deserowa. Elise zaczęła się zastanawiać, czy pisarze jadali tak na co dzień.
Jeden z gości mówił o tym, że w przyszłym roku mają otworzyć kolej do Bergen. Wtedy
zwykli ludzie będą mogli na Wielkanoc jechać opalać się do sanatoriów w Finse czy Ustaoset. Jego
ojciec był właścicielem sklepu i już teraz dobrze się sprzedawały okulary przeciwsłoneczne oraz
coś, co nazywał kremem od słońca.
Poza tym rozmowa wokół stołu dotyczyła głównie muzyki, a zwłaszcza piosenek
operetkowych. Jeden z gości opowiedział, że Pieśń o Vilji z Wesołej Wdówki chodzi po mu głowie
już od dwóch lat i jeżeli wkrótce ktoś go od niej nie wyzwoli, to on zwariuje. Wszyscy się
roześmiali.
Wciąż wznoszono różne toasty i z czasem nastrój stał się dość ożywiony. Któryś z gości
zaczął śpiewać piosenkę o wesołej melodii:
A kiedy Mojżesz uderzył w kamień
Wtedy trysnęła z niego woda
I wszyscy razem zaśpiewali
Heja ho, heja ho, heja ho
Po chwili dołączyli się inni goście i zaczęli razem śpiewać refren.
Elise miała coraz większe wątpliwości, czy powinna tu być. Myślała, że będzie tu
rozmawiać o literaturze, ale póki co nie padło jeszcze ani jedno słowo na temat książek czy
pisarstwa. Wieczór stawał się coraz bardziej upojny, a ludzie byli coraz bardziej rozbawieni. Czuła
się obco, nie potrafiła śmiać się z tych samych rzeczy, co inni, nie znała piosenek i nie podobało jej
się, że uczestniczy w tym wesołym spotkaniu, choć tak niedawno została wdową.
Jej sąsiad przy stole odwrócił się do niej.
- Słyszałem, że pochodzi pani z ubogiej rodziny, pani Ringstad, a mimo to udało się pani
wydać zbiór opowiadań. To imponujące.
Uśmiechnęła się.
- Owszem, komuś, kto pracuje w fabryce, trudniej znaleźć czas na pisanie niż kobiecie
niepracującej zawodowo.
- Nie chodziło mi o brak czasu, ale o to, że większość robotników ma niższe wykształcenie,
jak mi się zdaje, nie więcej niż szkołę ludową.
- Zgadza się. Sama skończyłam zaledwie szkołę ludową. Popatrzył na nią zdziwiony: - Była
pani na tyle dobra z norweskiego
i nauczyła się pani tyle o literaturze, że może pani pisać książki?
- Piszę tylko o tym, o czym mam pojęcie, proste historie o prostych ludziach. Nie mam
czasu czytać, co uważam za swój problem. Poza tym w moim domu rodzinnym nie mieliśmy
książek. Jedyne, co czytałam, to książki ze szkoły. Moja nauczycielka była pełna zrozumienia,
wiedziała, że interesuję się literaturą, i pożyczała mi książki.
- Czyli jednak włada pani językiem norweskim równie biegle w piśmie?
- Tak mi się wydaje. Wydawnictwo w każdym razie nie miało do tej pory żadnych
zastrzeżeń.
- To naprawdę imponujące, pani Ringstad. - Zniżył głos: - Właśnie przeczytałem ostatnią,
zakazaną książkę Hansa Jægera, Z bohemy w Kristianii, słyszała pani o niej?
Potrząsnęła przecząco głową.
- Nie, ale z chęcią usłyszę, o czym opowiada.
Jej rozmówca ciągnął dalej: - Powieść opowiada o członku miejskiej bohemy, który nigdzie
nie ma swych korzeni, nazywa się Jarmann. Właściwie miał on zamiar zostać księdzem i przybył do
Kristianii studiować. Jego nieszczęście polegało na tym, że targała nim nienasycona żądza, której,
rzecz jasna, nie mógł zaspokoić w środowisku, do którego należał. Dlatego pewnego razu wybrał
się do Viki. Gdy tam dotarł, przystanął i zaczął się zastanawiać, spoglądając w stronę ciemnej ulicy
Bakkegaten, gdzie świeciło się jedynie w Zamku Napoleona. Jego spojrzenie powędrowało dalej w
stronę Skolegaten oświetlonej na końcu pojedynczą gazową latarnią, nie śmiał jednak się tam
zbliżyć. Zamiast tego udał się w stronę dworca Vestbanen, okrążył kilka przecznic i zawrócił! -
mówiąc to jej sąsiad roześmiał się, rozbawiony.
Elise słuchając go, czuła, jak ogarnia ją nieprzyjemne uczucie. Czy jej towarzysz przy stole
miał zamiar opowiedzieć jej również, co się stało, kiedy ten Jarmann wszedł do burdelu?
Najwyraźniej nie czuł się skrępowany, rozmawiając na tak nieprzyzwoity temat, ale właśnie z tego
słynęli członkowie bohemy. Ona również nie powinna być zmieszana, ona która odwiedziła Othilie
na Lakkegata, i wiedziała, jakie życie miała Oli ne. To, co powodowało w niej nieprzyjemne
uczucie, to fakt, że siedziała tu razem z obcymi, młodymi mężczyznami należącymi do
mieszczaństwa. Przeszył ją nieprzyjemny dreszcz.
Jej rozmówca kontynuował swą opowieść.
- Kiedy dotarł na plac przed wejściem do Viki po raz trzeci, Jarmann wziął się w garść.
Lękliwie przemknął się na wąską ulicę Skolegaten i szedł od okna do okna. W bramie na ulicy
Mellomgaten stała gruba, zapijaczona dziwka i łypała na ulicę. Wejdź do środka, słodziutki!, kusiła
go. Jarmann tak się przeraził, że biegiem rzucił się z powrotem. Jednak następnego dnia znowu się
tam udał i tym razem poszło lepiej. W bramie pod numerem jeden stała dziewczyna w białej, nocnej
koszulce i krótkiej, czerwonej spódnicy i wyglądała na ulicę. Czy mogę wejść z panią do środka?,
wyszeptał, nie patrząc na nią.
Jej towarzysz znowu głośno się zaśmiał i opróżnił kieliszek.
- Ta scena jest niesamowicie dobrze opisana. Nie można nie współczuć nieśmiałemu,
zalęknionemu Jarmannowi, który urodził się z tak niewyczerpanym pragnieniem kobiet, ale który
nie może go zaspokoić z nikim innym, jak tylko z brudnymi dziwkami.
Elise drgnęła na te słowa. Do tej pory próbowała wczuć się jedynie w sytuację prostytutek,
nigdy się nie zastanawiała nad tym, że ich klienci też mogą mieć jakieś problemy.
- Jak się kończy jego historia?
- Coraz częściej chodzi do Viki, podczas gdy jego szacunek do samego siebie powoli się
kruszy. Na koniec postanawia odebrać sobie życie, ale zanim to zrobi, chce spędzić ostatnią noc z
jedną z dziewczyn. Opisując jego ostatnią wędrówkę, Jægerowi udaje się, moim zdaniem, w
mistrzowski sposób odmalować żywy obraz tej okolicy. Z rewolwerem i dwudziestoma pięcioma
nabojami w torbie wędruje ulicami, od jednego burdelu do innego, ale wszystkie dziewczyny są
zajęte. On się jednak nie poddaje, tylko cierpliwie idzie dalej, od jednego miejsca do drugiego. Na
koniec udaje mu się wejść do Anny.
Elise poczuła ciarki przechodzące jej po plecach.
- Odbiera sobie w końcu życie? Jej rozmówca skinął głową.
- Następnego ranka idzie na dworzec Vestbanen i do Piperviksbukten, gdzie wielu
nieszczęśliwców skończyło swe życie. Powierzchnia morza, w mglistym powietrzu poranka, jest
jak tafla lustra. Od strony Akershus widać cztery, pięć statków z żaglami rozłożonymi do suszenia,
a na dole, przy kei, kołysze się kilka szkunerów, gdzie ludzie zajmują się wyładunkiem. Praca
wesoło posuwa się do przodu, ludzie wydają się zadowoleni, co udziela się Jarmannowi, bo o by
nie? Wędruje sobie dalej w stronę Tyvholmen i tam dopełnia swego dzieła.
Elise przeszły ciarki. W wyobraźni widziała tą scenę. Co jednak mogło być powodem tak
drastycznej decyzji?
Jej towarzysz spojrzał na nią z ukosa, a na jego ustach błąkał się wesoły uśmieszek.
- O tym może pani pisać, pani Ringstad, o zaburzonym pożądaniu młodego mężczyzny.
Poczuła, że się czerwieni.
- Wydaje mi się, że taki temat bardziej odpowiada młodemu mężczyźnie, ja sama pisałam o
młodych dziewczynach, które zostają prostytutkami wbrew swej woli.
- Ma pani na myśli coś podobnego do Albertyny Christiana Krogha?
- Nie czytałam tego. W moich opowiadaniach wzoruję się na żywych postaciach.
Spojrzał na nią, nagle na nowo zainteresowany.
- Chce pani powiedzieć, że spotkała pani jedną z takich prostytutek?
- Wiele z nich. Jedna z prządek, którą znałam, rzuciła się z mostu Beierbrua, ponieważ
straciła pracę w fabryce i nie mogła znieść myśli o tym, że będzie musiała zarabiać na ulicy.
Prostytucja byłaby jej jedynym sposobem na przetrwanie, miała dwójkę małych dzieci.
Mężczyzna zamilkł.
Dostrzegła, że jej słowa zrobiły na nim wrażenie. Nagle dotarło do niej, że on całą swą
wiedzę czerpał z książek. W rzeczywistości nigdy nie spotkał prostytutki, chyba że podczas
wypraw razem z kolegami, kiedy śmiejąc się, zaciekawieni włóczyli się po ulicach Viki, aby ujrzeć
zarys postaci grzesznej kobiety w bramie. Ci beztroscy, młodzi pisarze, którzy siedzieli wokół
stołu, marząc o pisaniu książek o siedliskach grzechu w Vice czy Vaterland, siadywali z pewnością
na rogu Grandhjørnet i obserwowali przechodzące, młode damy w nadziei, że znajdą jakąś z tej
samej klasy społecznej, równie wyzwoloną i chętną na miłość, jak oni. Dla nich Albertyna była
jedynie postacią z powieści. Prawdopodobnie byliby głęboko wstrząśnięci, gdyby nagle, któregoś
dnia, stanęli twarzą w twarz z kobietą, która przeżyła to samo i mogła opowiedzieć im, jak to jest,
kiedy jest się zmuszonym sprzedawać własne ciało, aby przeżyć.
Ogarnęło ją dziwne uczucie, niemalże poczucie triumfu. Tym zepsutym synalkom swoich
tatusiów brakowało jednej, bardzo istotnej rzeczy, aby móc pisać powieści o biedzie i
niesprawiedliwości, a mianowicie doświadczenia. Może to było powodem, dla którego Eilert
Iversen zaprosił ją dziś wieczór? Czy on zrozumiał, że ona ma to coś, czego im brakuje, i miał
nadzieję, że będzie mogła ich tego nauczyć? Jednak doświadczenie życiowe nie jest czymś, czego
można nauczyć innych. Nikomu nie da się wyjaśnić, jak to jest, kiedy się marznie tak bardzo, że nie
można zasnąć nocą, lub jest się tak głodnym, że kiszki się skręcają. Trzeba to przeżyć samemu.
- Może mogłaby mnie pani zabrać ze sobą któregoś razu, abym mógł porozmawiać z jedną z
tych dziewczyn - zapytał ostrożnie jej rozmówca. Zaczerwienił się w tym momencie, co ją
zaskoczyło. Musiała się postarać, aby ukryć uśmiech.
- Zależy od tego, w jaki sposób chce pan tego użyć.
- Chciałbym oczywiście o tym napisać.
- W takim razie może mogłabym to zrobić. Pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Że obieca pan opisać to w sposób, który sprawi, że ludzie będą im współczuć i będą chcieli
zrobić coś, by odmienić ich los.
Zamachał na służącą.
- Mój kieliszek jest pusty!
- Poza tym - dodała powoli - będzie pan musiał wczuć się w sytuację prostytutek, aby je
zrozumieć. Tak samo, jak powinien pan wczuć się w sytuację pokojówek i gospodyń, aby móc
zrozumieć, jak im jest w życiu.
Oczekiwała, że poczuje się urażony, ale on zamiast tego zaczął się śmiać.
- Ma pani ostry język, pani Ringstad, zaczynam rozumieć, w jaki sposób udało się pani zajść
tak daleko.
- Człowiek, który nie urodził się w bogatej rodzinie, musi to jakoś nadrobić - odpowiedziała,
uśmiechając się lekko.
14
Następnego ranka Elise obudziła się ociężała. Głowę miała jak z ołowiu, nie mogła sobie
przypomnieć, który to dzień tygodnia. Zdziwiła się, kiedy usłyszała odgłosy dochodzące z kuchni.
Poprzedniego wieczoru zrobiło się późno, nim Eilertowi Iversenowi udało się w końcu
załatwić dla niej dorożkę. Nie pozwolił jej wracać do domu piechotą, a żaden z dżentelmenów nie
przejawiał ochoty, by ją odprowadzić. Gospodarz przekonał ją, że nie chodzi się piechotą po
Kristianii w sobotni wieczór, zwłaszcza do wschodnich dzielnic, bo wałęsa się tam wielu złodziei i
biedaków. Eilert Iversen nalegał również, że zapłaci za dorożkę. Elise poczuła ulgę, przyjmując
jego ofertę, odciski nie goją się tak szybko.
Teraz słyszała głosy chłopców, Hugo i Jensine. Nie zachowywali się tak głośno, jak
zazwyczaj, być może robią jej niespodziankę i przygotowują śniadanie.
Uśmiechnęła się wzruszona. Nie było na świecie lepszych chłopców od Kristiana, Everta i
Pedera. Gdy wróciła do domu wczoraj wieczorem, cała piątka już spała, kuchnia była sprzątnięta, a
Jensine i Hugo leżeli umyci i przebrani w łóżkach.
Ziewnęła i poczuła jak ciąży jej głowa i całe ciało. Nie miałaby nic przeciwko temu, żeby
jeszcze trochę poleżeć w łóżku i poleniuchować.
Przypomniał jej się wczorajszy wieczór. Wszyscy byli bardzo mili i w najmniejszym
stopniu nie czuła się tam źle. Goście Eilerta Iversena przejawiali jedynie żywe zainteresowanie jej
dzieciństwem spędzonym pośród robotników, pracą w przędzalni i środowiskiem robotniczym
ogólnie.
Czasami nawet niektórzy z nich sprawiali wrażenie, jakby jej zazdrościli. Rozmawiali o
Głodzie Hamsuna i ktoś wspomniał, że na taki temat łatwiej jest pisać osobie, która sama
doświadczyła głodu, niż komuś, kto każdego dnia może najeść się do syta.
Niemal nie mogła powstrzymać uśmiechu, słysząc te słowa. To pokazywało, jak niewiele
rozumieli. Powinni podjąć się pracy w fabryce i wynająć sobie łóżko u rodziny robotniczej, wtedy
może by pojęli trochę więcej. Powinni właściwie pisać o czymś zupełnie innym, o własnej frustracji
z powodu tego, że przyjmują pieniądze od bogatych tatusiów, choć w rzeczywistości marzą o tym,
by być ubogim artystą i zaczynać od zera. Sprawiali wrażenie, jakby bali się, że beztroskie
dzieciństwo może być przeszkodą na drodze ku wielkiemu pisarstwu, ale to przecież nie była
prawda. Amalie Skram pochodziła z dostatniego i dobrego domu, tak samo jak wielu innych
znanych pisarzy.
Że też obiecała swemu sąsiadowi przy stole, że zabierze go ze sobą do jednej z prostytutek!
Cóż za głupi pomysł! Oline nie pracowała już na ulicy po znalezieniu pracy w restauracji na dworcu
Østbanen, a Matylda nie żyła. Mogła oczywiście spróbować odszukać Othilie, ale nie podobało się
jej, że miałaby ją wykorzystać w ten sposób. Byłoby inaczej, gdyby dziewczyna dostała coś w
zamian, i to nawet nie pieniądze, ale wsparcie, dzięki któremu mogłaby pomóc innym
nieszczęśliwym osobom, żyjącym w podobnych warunkach. Widać było, że Othilie przejmowała
się sytuacją swych sióstr i chciała je jakoś wesprzeć. Jeśli więc na przykład pisarz pochodzący z
wyższych sfer wziąłby je w obronę w artykule prasowym i dał w nim wyraz swemu oburzeniu
podwójną moralnością i niesprawiedliwością panującymi w społeczeństwie, Othilie czułaby z
pewnością, że słusznie postąpiła, opowiadając mu o swym życiu.
Może Johan doświadczał czegoś podobnego, jak ona sama wczoraj wieczorem? Był
zapraszany razem ze studentami z lepszych domów czy uważał jest od nich inny? Odczuwał na
własnej skórze ich ciekawość i zazdrość z powodu tego, że doświadczył czegoś, czego oni nigdy
nie mogli przeżyć?
Jej ciało na nowo ogarnęło niecierpliwe wyczekiwanie. Johan napisał, że jesienią przyjedzie
do Norwegii. Przecież to może być w każdej chwili. Poczuła, jak na tę myśl, jej serce zaczyna
szybciej bić.
Jej list na pewno już dotarł na miejsce. Napisała w nim wszystko otwarcie i szczerze, nie
ukrywała niczego, co kłębiło się w jej głowie po śmierci Emanuela. Opowiedziała o kłótni Kristiana
z Emanuelem o wyrzutach sumienia, jakie potem odczuwał Kristian i jej własnym po czuciu winy,
jak również jej zdziwieniu reakcją Kristiana. Ciężko jej było wyrazić wszystkie przeciwstawne
uczucia, które nią ostatnio targały, ale nie miała problemu z opisaniem swojej radości, kiedy w
końcu przy szedł jego list oraz tego, jak bardzo za nim tęskniła. Dopiero kiedy na pisała to
wszystko, uświadomiła sobie, jak bardzo starała się odsunąć od siebie tęsknotę i niepokój, kiedy nie
miała od niego żadnych wiadomości.
Usłyszała kroki na schodach, zamknęła oczy i udała, że śpi.
- Elise? - szepnął Peder i przemknął się ukradkiem w stronę łóżka. - Śniadanie jest gotowe,
wszystko zrobiliśmy! Posadziliśmy Hugo n nocniku i zmieniliśmy pieluchę Jensine. Dostaniesz na
śniadanie połowę jajka! Pani Jonsen dała nam trzy, więc wypada dokładnie po połowie na osobę.
Kristian je ugotował i właśnie są gotowe.
Podniosła się powoli.
- Mamy na śniadanie gotowane jajka? I wy wszystko przygotowaliście, kiedy ja spałam?
Peder przytaknął z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Tak to jest, kiedy się człowiek włóczy w sobotę w nocy. Roześmiała się.
- Jesteście aniołami! Czy mówiłam wam już, że jesteście najlepszymi chłopcami na świecie?
- Tak, ale nic nie szkodzi, jeżeli powiesz to jeszcze raz. Wstała z łóżka, odwróciła się do
niego plecami i ściągnęła przez głowę koszulę nocną, po czym błyskawicznie się ubrała.
- Nie myjesz się najpierw?
- Wczoraj kąpałam się w balii, poza tym nie powinnam was dłużej przetrzymywać bez
śniadania. Dlaczego pani Jonsen przyszła z jajkami?
- Zauważyła wczoraj, że poszłaś sobie gdzieś na miasto w sobotę wieczorem i chciała się
dowiedzieć, dlaczego nas nie wzięłaś ze sobą na przyjęcie. Napomknęła też coś o tym, że obecnie
nosi się żałobę krócej, niż to kiedyś bywało.
- Tak myślałam. I użyła jajek jako wymówki, żeby zbadać sprawę. Co jej
odpowiedzieliście?
- Powiedziałem, że będziesz patrzeć w jakieś książki i pomagać jakiemuś wielkiemu
pisarzowi w pisaniu, powiedziałem też, że trzeba ci inflacji.
- Chcesz chyba powiedzieć inspiracji?
- Bez różnicy, nie?
- Co ona wtedy powiedziała?
- Że nie powinnaś chodzić do innych mężczyzn, kiedy jesteś w żałobie, że z tego mogą być
plotki.
- Które ona rozsieje - wymamrotała pod nosem Elise, a głośno stwierdziła: - Biegnij do
chłopców i powiedz, że już idę.
Rozpogodziło się i był to jeden z tych pięknych dni pod koniec sierpnia, kiedy lato nie chce
do końca ustąpić, ale w powietrzu czuć już delikatną zapowiedź zbliżającej się jesieni.
Puściła chłopców na dwór, a oni zaraz pobiegli na łąkę pograć w piłkę. Hugo i Jensine dała
wiaderko i łopatkę, żeby mogli bawić się w piasku w ogrodzie, a sama zasiadła pod jabłonią, żeby
pisać. Wczorajsze przeżycia dały jej dużo do myślenia. Teraz miała już pewność, że jej kolejna
powieść będzie opowiadać o relacji dwóch całkiem różnych środowisk. Jedna z dwóch głównych
postaci książki - mężczyzna, będzie robił takie same uwagi i zadawał te same pytania, co jej
wczorajszy towarzysz przy obiedzie. Może po prostu opisze podobne spotkanie, pozwoli
mężczyznom i kobietom dyskutować ze sobą i w ten sposób naświetli sprawę z obu stron?
Wyjęła to, co napisała, kiedy była w Ringstad. Wszystko wyśmienicie pasowało. Henrik
Teis, jedna z głównych postaci, był bogatym człowiekiem interesu, a główna bohaterka, Inger
Bruun, pracowała pomagając swej matce, przekupce na targu Stortorvet. Teraz Elise stwierdziła
jednak, że zbytnio się pospieszyła. Powinna była dłużej zatrzymać się przy ich pierwszym
spotkaniu, rozkwitającym pożądaniu, które przerodziło się w burzliwą miłość. Powinna też dużo
więcej napisać o wycieczce do ogrodów Tivoli i ich pierwszym tańcu, nie wspominając już o
pierwszym spotkaniu z jego rodzicami. Była zbyt gorliwa i niecierpliwa, nie uchwyciła
niezbędnych szczegółów, przez co jej opowieść nie była wystarczająco żywa.
Pierwsze zdania pisała bez zastanowienia, czuła jakby mogła pisać cały dzień bez przerwy.
Wyobrażała sobie tę młodą dziewczynę, stojącą przy straganie z warzywami na targu Stortorvet,
która czeka na klientów, śledzi wzrokiem córki bogatych kupców, podziwia ich suknie i marzy o
lepszym życiu. Gdy przed jej oczami nagle pojawia się Henrik Tei który chce kupić kilka jabłek,
ona czuje się zakłopotana i zmieszana On jest ucieleśnieniem jej marzeń, ma szlachetnie wyciosane,
wyraziste rysy twarzy, życzliwe spojrzenie ciemnych oczu, atletyczną budowę i pewność siebie,
której mógł nabrać jedynie dzięki wychowaniu w dostatnim domu. Jej matka rozmawia z jedną z
innych przekupek kawałek dalej, więc ona jest sama z nieznajomym. Ku jej zaskoczeniu on nie
odchodzi od razu po zapłaceniu za jabłka, lecz na chwilę zostaje przy jej straganie, aby z nią
porozmawiać.
Zaskrzypiały zawiasy furtki. Chłopcy chyba tak szybko nie wrócili by do domu? Żeby tylko
nikt nie przyszedł teraz z wizytą!
A może to była Hilda, która wróciła z wakacji w angielskim kurorcie? Elise podniosła
wzrok znad kartki papieru. W tym samym momencie zza rogu wyłoniła się znana jej postać. Ciotka
Ulrikke... !
Elise wstała z miejsca i uśmiechnięta wyszła jej na spotkanie.
- Ciotka Ulrikke? Co za niespodzianka!
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
- Oczywiście, że nie. Wspomniałaś, że nasz ochotę wpaść z wizytą któregoś dnia, i miałam
nadzieję, że mówisz poważnie. Chłopcy będą wniebowzięci. W tej chwili są na łące i grają w piłkę.
- Dobrze im to zrobi. - Obejrzała się za siebie. - Woźnica przyniesie mój bagaż, musi tylko
rozwiązać sznurki przytrzymujące walizki.
Rozległo się skrzypienie na ścieżce z gruzu i po chwili pojawił się woźnica z olbrzymimi
dwoma kuframi.
Elise próbowała ukryć przerażenie. Wyglądało, jakby ciotka Ulrikke miała zamiar
zamieszkać tu na stałe, w każdym razie ubrań powinno jej wystarczyć na cały rok!
- Nie ruszałam łóżka Emanuela na wypadek, gdybyś przyjechała. Nasze meble stoją na
strychu u rodziny Carlsen.
Ciotka Ulrikke rozejrzała się dookoła.
- Czy masz tylko połowę domu?
- To jest dom dwurodzinny. Mamy salon i kuchnię na parterze i sypialnie na stryszku, z
których jedna nie jest większa od schowka na szczotki, tam śpi Kristian. Peder i Evert śpią w
drugiej, a Hugo i Jensine śpią ze mną w podwójnym łóżku. Mamy mało miejsca, ale jest nam tu
dobrze. Nie uważasz, że ogródek jest uroczy?
Ciotka Ulrikke jeszcze raz rozejrzała się dookoła, ale nic nie powiedziała.
Elise rozumiała jej reakcję. W porównaniu z ogrodem w Ringstad nie można tego było w
żadnym razie nazwać ogrodem. Jedna jabłoń, jeden krzak porzeczek, mała grządka warzyw,
kamienny stół i ława. Co ona powie, kiedy zobaczy salon, w którym łóżko zajmuje większość
miejsca i gdzie oni znajdą miejsce na jej bagaż? Powinna była ją przygotować na to, mają ciasno.
- Jeśli uważasz, że u nas panują zbyt skromne warunki, może wolałabyś zamieszkać w
pensjonacie? - spytała ostrożnie. Ciotka Ulrikke powiedziała kiedyś, że nie ma własnych środków
na utrzymanie, ale jak w takim razie mogła sobie pozwolić na tyle ubrań?
- Skoro Emanuel się tu pomieścił, pomieszczę się i ja - odpowiedziała oschle. - Myślisz, że
jestem od niego większa? - dodała z cieniem uśmiechu na ustach.
Elise uśmiechnęła się, potrząsnęła głową i wzięła jeden kufer, aby zanieść go na schody. Był
tak ciężki, że ledwo dała radę podnieść go z ziemi.
Teraz nie uda mi się pewnie nic napisać przez kilka dni, pomyślała zrezygnowana, albo
nawet przez kilka tygodni! A dałam Benedictowi Guldbergowi do zrozumienia, że natychmiast
wezmę się do roboty.
Ciotka Ulrikke szła za nią, ale nie wydawało się, by chciała pomóc jej nieść kufer. Ona z
pewnością nie podniosła niczego ciężkiego w całym swoim życiu. Damy tego nie robią.
Stanęły w kuchni.
- Tutaj spożywamy posiłki, tylko w święta i Nowy Rok jadamy w salonie.
Ciotka Ulrikke skinęła głową bez słowa. Elise stwierdziła, że najrozsądniej będzie, jeżeli
przejdą do salonu. Być może ciotka Ulrikke od razu zdecyduje się przenieść do pensjonatu, tak
byłoby najlepiej dla nich wszystkich.
Elise postawiła kufer na podłodze i odwróciła się do niej.
- To jest właśnie nasz salon. Tutaj spał Emanuel, kiedy nie dawał już rady wchodzić po
schodach na stryszek
Ciotka Ulrikke podeszła do stołu pod oknem.
- Czy to tutaj piszesz, kiedy nie siedzisz w ogrodzie?
- Owszem, bardzo lubię patrzeć na drzewa i krzaki. Stąd mogę obserwować wszystkie pory
roku, od pierwszych pączków pojawiających się na wiosnę, aż do kolorowych liści spadających na
ziemię w październiku i nagich gałęzi, które zimą są jak rozcapierzone, czarne dłonie, wyciągnięte
ku niebu.
Ciotka Ulrikke pomacała materac.
- Nie najgorszy.
- Jesteś głodna, ciotko Ulrikke? Mogę ci zrobić małą przekąskę, kiedy będziesz się
wypakowywać. Muszę tylko najpierw przynieść drugi kufer.
- Dziękuję, to miło z twojej strony. Owszem, z chęcią zjem lekki posiłek razem z tobą. Nie
pogardziłabym jajkami z boczkiem. Przed wyjazdem niewiele zjadłam.
- Muszę tylko pobiec do pani Jonsen, pożyczyć parę jajek, zjedliśmy ostatnie na śniadanie.
- W takim razie odpocznę sobie teraz trochę, podróż pociągiem była straszna. Całą drogę
kaszlałam z powodu gęstego dymu. Ludzie nigdy nie powinni byli zacząć przemieszczać się w ten
sposób. Ostatnio słyszałam nawet, że niektórzy marzą o tym, żeby zamienić nas w ptaki! Słyszałaś
kiedyś coś podobnego? W ostatnim numerze Pani domu napisali, że stoimy u wrót królestwa!
Podbój powietrznego królestwa, proszę ciebie. Myślę, że ludzie powariowali. Czego nam szukać w
górze na niebie? Hugo powiedział, że to odwieczne marzenie ludzkości, aby wznieść się w
powietrze za pomocą skrzydeł, a teraz to marzenie zdaje się spełniać. Mnie się wydaje, że pociąg
jest już wystarczającym problemem.
Elise nigdy wcześniej nie słyszała tale długiej wypowiedzi ciotki Ulrikke i wzięła to za
dobry znak Być może doszła już do siebie po szoku, jakim było ujrzenie domu Emanuela.
Prawdopodobnie sądziła wcześniej, że zobaczy coś zupełnie innego. Pan i pani Ringstad pewnie nie
chcieli jej powiedzieć zbyt wiele. Może tylko wspomnieli, że mieszkali w osobnym domu, nie za
blisko śmierdzącej rzeki.
- Chłopcy całkiem wariują, kiedy jest mowa o tym Orville'u Wright. Twierdzą, że on kładzie
się na brzuchu w aeroplanie, kiedy lata, a teraz podobno planuje utrzymać się w powietrzu przez
wiele minut, być może nawet przez pół godziny!
Na ciotce wyraźnie nie robiło to wrażenia i rozzłoszczona potrząsnęła głową.
- I czemu miałoby to służyć? Zostaliśmy stworzeni z dwiema nogami. Sądzę, że te
automobile też są szkaradne, strasznie hałasują i śmierdzą, a poza tym stanowią niebezpieczeństwo
dla wszystkich, którzy poruszają się po drogach.
Elise uśmiechnęła się.
- Pójdę po drugą walizkę.
Na szczęście Hugo i Jensine byli tak zajęci zabawą, że nie zauważyli przybycia ciotki i nie
próbowali też pójść za nią do środka. Mogłoby to spowodować wiele zamieszania, a ciotka Ulrikke
nie znosi hałasu.
Drugi kufer był jeszcze cięższy od poprzedniego, Elise ledwo dała radę wnieść go po
schodach. Co na Boga ona ze sobą wzięła?
Ciotka Ulrikke siedziała przy stole pod oknem. Zdjęła z siebie płaszcz, ale nadal miała na
głowie kapelusz.
- Rozumiem, co masz na myśli, Elise. Myślę, że będę siedzieć tutaj, żeby pisać listy i czytać
książki, kiedy będzie zbyt zimno, żeby wyjść na zewnątrz.
Elise obrzuciła ją przerażonym spojrzeniem. Gdzie w takim razie ma siedzieć ona sama? W
kuchni zawsze leżało na stole pełno porozrzucanych rzeczy, a na stryszku nie miała żadnego stołu.
Me ma się co martwić na zapas, powiedziała w duchu. Ciotka Ulrikke na pewno długo tu nie
pobędzie, kiedy zobaczy, jaki w tym domu panuje rozgardiasz.
- Pobiegnę w takim razie do pani Jonsen, mojej sąsiadki. Hugo i Jensine bawią się w piasku,
możesz przypilnować, żeby nie wyszli za furtkę?
- Idź, nic się nie martw, dziecko, będę tu siedzieć i pilnować ich przez okno.
Pani Jonsen właśnie wróciła do domu z kościoła i przygotowywała sobie kawę.
- Bardzo dziękuję za jajka, pani Jonsen. Pani Jonsen odwróciła się w jej stronę i przybrała
surowy wyraz twarzy.
- Powinnaś na siebie uważać, Elise. Najpierw ten subiekt, potem pracownik biura, a teraz
taki, co to pisze niechrześcijańskie słowa w książkach.
- Dobrze pani wie, że to nieprawda.
- Ale jak sądzisz, co ludzie pomyślą, kiedy dowiedzą się, że wychodzisz sama w sobotni
wieczór i nie wracasz do domu przed północą? A zwłoki twojego męża nie zdążyły jeszcze nawet
wystygnąć w ziemi?
- Skąd pani wie, o której wróciłam do domu?
Pani Jonsen zaczerwieniła się, a Elise nie mogła powstrzymać śmiechu.
- Teraz się wydało. Nie kładła się pani spać, żeby zobaczyć, o której wrócę do domu?
- W żadnym razie. Przypadkiem wyjrzałam za okno i wtedy zobaczyłam cię w świetle
latarni, jak wślizgujesz się przez furtkę.
- No cóż, niech i tak będzie. Mam gościa, przyjechała do nas w odwiedziny elegancka ciotka
Emanuela. Będzie u nas mieszkać jakiś czas i ma ze sobą dwa kufry pełne ubrań. Poprosiła mnie
właśnie o jajka i boczek na drugie śniadanie, a pani bywa moim aniołem zbawicielem.
- Ale mój Boże, jak ty sobie poradzisz, Elise? Ona będzie u was spać?
Elise przytaknęła.
- W łóżku Emanuela. Powiedziała nam wcześniej, że z chęcią nas odwiedzi, i dlatego
właśnie nie usunęłam łóżka z salonu i nie przyniosłam z powrotem naszych mebli.
- Mam ci pomóc się jej pozbyć? Mogę udać, że zapadłam na suchoty.
- Niech pani nie żartuje sobie w ten sposób! Nie, dam sobie radę. Ona zawsze była dla nas
miła i dobrze jest móc się jej odwdzięczyć. Pytanie brzmi, czy ma pani trochę jedzenia, które
mogłabym pożyczyć?
Pani Jonsen podeszła do szafki i otworzyła ją.
- Mam jedno jajko i plasterek boczku, które miałam zjeść na obiad, ale mogę zamiast tego
zrobić sobie owsiankę.
- Jest pani nieoceniona. Jeżeli nie dam rady odwdzięczyć się pani w tym życiu, na pewno
zrobię to w następnym.
Pani Jonsen roześmiała się w odpowiedzi.
- Zależy, czy wylądujemy w tym samym miejscu, Elise.
Elise wzięła jajko i plasterek boczku i ruszyła w stronę drzwi.
- Jeżeli ma pani ochotę przyjść ją odwiedzić, jestem pewna, że sprawi jej pani tym
przyjemność.
Pani Jonsen popatrzyła na nią przerażona.
- Elegancka ciotka z Ringstad? To nie uchodzi.
- Ależ oczywiście, że uchodzi. Ona lubi Pedera, więc na pewno polubi i panią.
- Co chcesz przez to powiedzieć, Elise? Co ja mam wspólnego z Pederem?
- Mówicie otwarcie, co myślicie, a ciotka Ulrikke jest podobna.
Kiedy wróciła od pani Jonsen zobaczyła Hugo i Jensine, którzy darli się w niebogłosy w
piaskownicy. Hugo rzucił w Jensine piachem, który dostał się jej do oczu, a ona zaczęła je trzeć, co
tylko pogorszyło sprawę. Hugo zezłościł się na nią, ponieważ zniszczyła zamek, który wcześniej
zrobił dla niego Peder.
Elise próbowała bez powodzenia ich uspokoić, a kiedy nic to nie dało, z ciężkim
westchnieniem zabrała ich oboje do środka. Ściągnęła z nich brudne ubrania, przemyła oczy Jensine
i dała im po słodkim sucharze. Następnie napaliła pod kuchnią i postawiła na niej patelnię, aby
usmażyć boczek dla ciotki Ulrikke.
Gdy w końcu weszła do salonu, zastała ciotkę Ulrikke leżącą na łóżku i smacznie
pochrapującą.
Obudził ją Hugo, który wydał z siebie okrzyk radości i nieporadnie ruszył w jej kierunku.
Hugo doczłapał do niej i usiłował wdrapać się na łóżko.
- Ciotka Uljikke! - krzyczał uradowany.
- Strzeż mnie Panie Boże! Cóż to za widowisko!
- Nie dało się ich dłużej zatrzymać na dworze. Jensine miała piach w oczach, a Hugo był
zezłoszczony, bo ona zburzyła jego zamek. Napaliłam pod kuchnią i zrobię ci teraz jedzenie.
Nakryła do stołu w kuchni, Hugo i Jensine też musieli zjeść swoje przedpołudniowe
jedzenie. Elise zastanawiała się, co przygotować na obiad. Właściwie miała zamiar zrobić
ziemniaki ze śledziami, ale chyba nie można tego podać ciotce Ulrikke?
Kiedy posadziła dzieci przy stole, zauważyła, że Jensine napina się i robi się cała czerwona
na twarzy. Po chwili jej obawy i przewidywania się sprawdziły. Kuchnię wypełnił nieznośny
smród.
- Co tu, na Boga, tak śmierdzi? - spytała niezorientowana ciotka Ulrikke.
Elise nastawiła wodę.
- Muszę tylko zmienić pieluchę Jensine.
- Chyba nie masz zamiaru zrobić tego tutaj, gdzie się je?
- Nie, mogę to zrobić w salonie.
- W salonie? W mojej sypialni, chcesz powiedzieć? - powiedziała ciotka wzburzonym
tonem.
- Wywietrzę potem.
W tym samym momencie z zewnątrz dobiegły ich podniesione głosy i tupot biegnących
stóp. Chwilę potem do kuchni wbiegli chłopcy. - Jest coś do jedzenia? Peder stanął w miejscu jak
wryty. - Ciotka Ulrikke? - powiedział uszczęśliwiony i zaskoczony. - Przyjechałaś nas odwiedzić?
- Ciotka Ulrikke zostanie u nas kilka dni - powiedziała Elise. - Kristian, czy mógłbyś
dokończyć smażenie boczku i jajka dla ciotki Ulrikke i dopilnować kawy, kiedy ja będę przewijać
Jensine? Evert, nalej, proszę, mleka do kubka Hugo i przygotuj mu kanapkę z serem, a ty, Peder,
możesz zabawiać rozmową ciotkę Ulrikke.
Następnie nalała gorącej wody do miski, wzięła czystą pieluchę ze sznura na bieliznę i
zaprowadziła Jensine do salonu.
Ciotka Ulrikke długo tego nie wytrzyma, pocieszała samą siebie, podczas gdy jej spojrzenie
tęsknie powędrowało w stronę jej miejsca do pisania przy stole pod oknem.
15
Ciotka Ulrikke jakoś to wytrzymała i nic nie wskazywało, by planowała od nich wkrótce
wyjechać. Nie minęło nawet kilka dni, a ona już przejęła dowodzenie. Wszyscy musieli
podporządkować się jej rozkazom i poleceniom. Elise pomyślała, że ciotka była jak generał
dowodzący armią.
Kufry zostały wypakowane, a ich zawartością rzeczywiście okazały się jedynie ubrania.
Wieszaki z sukniami, spódnicami, bluzkami, pelerynami i płaszczami ciotki Ulrikke wisiały teraz
wszędzie. Na ścianach w salonie, w kuchni, w maleńkim, nigdy nieużywanym korytarzu za
drzwiami wejściowymi oraz w sypialni. Elise miała uczucie, że tonie w garderobie starszej pani.
Chłopcy dostali za zadanie co wieczór wyczyścić jej sznurowane trzewiki, musieli też
uroczyście kłaniać się na pożegnanie przed wyjściem do szkoły. Żadne z dzieci nie mogło
rozmawiać przy stole podczas posiłków. Stało się jasne, że celem ciotki było surowe wychowanie!
Jednak gdy ciotka zaczęła poprawiać chłopców, kiedy mówili gwarą, Elise się sprzeciwiła.
- Wszyscy ich koledzy w szkole tak mówią, ciotko Ulrikke. Jeżeli zaczną używać innego
języka, pozostałe dzieci będą się z nich śmiać.
- Ale ty tak nie mówisz!
- Masz rację, matka nakłoniła mnie i Hildę, abyśmy ładnie się wysławiały, ale ja wiele razy
tego żałowałam, bo przez to czułyśmy się inne. Drażniono nas i traktowano jak zarozumialców,
jakbyśmy uważały się za lepsze od innych. Gdy chłopcy dorosną, może nauczą się wysławiać
inaczej i będą potrafili dostosować swój sposób mówienia do ludzi i sytuacji. To będzie zależeć
całkowicie od tego, jaki będą mieli zawód. Jeśli będą pracować w fabryce, jak większość ludzi znad
rzeki, najlepiej będzie, jeżeli będą mówić, jak wszyscy inni ludzie tutaj. Ciotka Ulrikke prychnęła w
odpowiedzi.
- Kristian i Evert nie będą pracować w fabryce, nie widzisz, jacy są zdolni? Z taką głową
mogą iść na studia, a wtedy muszą umieć wysławiać się, jak inni studenci.
Elise westchnęła.
- Musiałabym najpierw napisać wiele książek. Jak inaczej będą mogli sobie pozwolić na
dalszą edukację?
Ciotka Ulrikke nic nie odpowiedziała.
Zadziwiający był fakt, że dzieci jej słuchały i posiłki upływały teraz w dużo spokojniejszej
atmosferze. Jedyną osobą, która miała trudności z trzymaniem języka za zębami, był oczywiście
Peder.
- Dlaczego to źle, że rozmawiamy przy jedzeniu, ciotko Ulrikke? Chcesz przecież, żebym ci
opowiadał, jak było w szkole, ale jak mam to zrobić, kiedy po obiedzie muszę odrabiać pracę
domową?
- Nie spędzasz przecież całego popołudnia na nauce, Pederze. Możesz ze mną chwilę
posiedzieć każdego wieczoru i opowiedzieć, co się wydarzyło w szkole.
- Wtedy nie będę już nic pamiętać.
Ku zdziwieniu Elise minęło kilka dni, zanim pojawiła się pani Jonsen. Najwyraźniej czuła
szacunek do eleganckiej ciotki Emanuela i wzdragała się przed jej poznaniem, chociaż z pewnością
była również bardzo ciekawa.
Pewnego przedpołudnia przyszła w końcu z wizytą. Ciotka Ulrikke siedziała pod oknem w
salonie i pisała list do przyjaciółki w Niemczech, a Elise siedziała w kuchni i pisała o Inger Bruun i
Henriku Teis. Hugo i Jensine w tym samym czasie spokojnie bawili się w swym kącie i gaworzyli.
Na zewnątrz mżyło i było chłodno.
Jeszcze zanim pani Jonsen przekroczyła próg, Elise domyśliła się, że to ona. Poznała ją po
odgłosie jej kroków.
- Witam, pani Jonsen, zaczynałam się zastanawiać, gdzie pani zniknęła.
- Ciiicho - pani Jonsen położyła palec na ustach. - Ona tu jest? - spytała szeptem.
- Jest w salonie i pisze listy.
- A ty musisz siedzieć w kuchni? - pani Jonsen przybrała surowy wyraz twarzy.
Elise uśmiechnęła się w odpowiedzi.
- Myśli pani, że powinno być odwrotnie?
- Jesteś u siebie.
- Dostała pani jajka i to, co od pani wcześniej pożyczyłam?
- Tak, oczywiście. Kristian zawsze robi to, o co się go prosi.
Pani Jonsen podeszła kilka kroków bliżej i dodała szeptem: - Czy to prawda, że nie wolno
im rozmawiać przy stole?
- Nie sądzi pani, że ostatnio zrobiło się tu ciszej i spokojniej? Pani Jonsen skinęła głową.
- To nie jest normalne. Dzieci muszą sobie trochę pohałasować, tak już są stworzone.
Elise uśmiechnęła się w duchu. Nie tak dawno temu pani Jonsen narzekała na hałas w domu.
Kobieta podeszła jeszcze bliżej.
- Nie możesz czegoś z tym zrobić, Elise? Chcesz pozwolić jej wszystkimi komenderować?
Wczoraj przyszedł do mnie Peder, bał się iść do domu. Chciał się wygadać, buzia mu się nie
zamykała. Już nie był taki pewny, czy kocha swoją ciocię, tak mi powiedział.
- Co w takim razie powinnam pani zdaniem zrobić? - spytała Elise również szeptem. - Ona
płaci za jedzenie, zawsze była dla mnie dobra, a od śmierci Emanuela jest jej ciężko. Nie układa jej
się najlepiej z matką Emanuela i czuje się samotna. Byłam pewna, że długo tu nie wytrzyma, ale
mimo hałasu i braku miejsca, wygląda na to, że bardziej jej odpowiada to niż samotność.
Pani Jonsen zamyśliła się, po czym jej twarz rozjaśniła się pod wpływem nagłej myśli.
- Może ona mogłaby skorzystać z mojego salonu? Wiesz przecież, że ja zawsze przesiaduję
w kuchni, salon jest tylko dla ozdoby.
Elise nie chciała być niewdzięczna, ale wydało jej się mało prawdopodobne, żeby ciotka
Ulrikke chciała przenieść się do pani Jonsen.
- Zobaczymy, pani Jonsen. Nie mam ochoty jej wypędzać, jakoś się to na pewno wszystko
ułoży.
Wstała z miejsca, zapukała do drzwi salonu i wsunęła głowę do środka. - Ciotko Ulrikke?
Moja sąsiadka, pani Jonsen, bardzo chciałaby cię poznać.
Ciotka Ulrikke odwróciła się i spojrzała na nią zdziwiona.
- Ona wie, kim ja jestem?
Pani Jonsen usłyszała jej słowa i nie mogła się pohamować.
- Peder opowiedział mi o pani, powiedział, że jest pani najmilszą osobą w majątku, zaraz po
panu Ringstad.
Ciotka Ulrikke podniosła się z wysiłkiem z krzesła i podeszła do nich.
- Tak powiedział? - Na jej twarzy pojawił się łagodny wyraz, którego Elise nigdy wcześniej
nie zauważyła.
Ciotka Ulrikke wyciągnęła rękę do pani Jonsen i przedstawiła się.
- A więc to pani jest tą dobrą sąsiadką Elise i jej aniołem opiekuńczym?
Pani Jonsen roześmiała się w odpowiedzi.
- I bardzo się z tego cieszę. Ona, biedactwo, potrzebuje pomocy, z tyloma dziećmi. Powinna
być tu z nią jej matka, ale z pani Hvalstad nie ma wielkiego pożytku. Czasami ja muszę jej
zastępować matkę, w każdym razie gdy przyjmuje wizyty kawalerów lub sama wychodzi na miasto
w sobotni wieczór i nie wraca do domu przed dwunastą w nocy.
Ciotka Ulrikke obrzuciła Elise pytającym spojrzeniem.
Elise spróbowała się roześmiać.
- Pani Jonsen podejrzliwie patrzy na wszystkich, którzy zbliżają się do Hammergaten.
Jednym razem był to subiekt Emanuela, który przyszedł po zapłatę za towary, innym razem był to
ktoś z biura w przędzalnia, a w sobotni wieczór zaproszono mnie na spotkanie z innymi pisarzami u
przyjaciela majstra z fabryki.
Pani Jonsen mrugnęła porozumiewawczo do ciotki Ulrikke.
- Ona jest taka ładna, pani rozumie, panno Ringstad, nic dziwnego, że staram się mieć ją na
oku. A poza tym ona jest w żałobie.
- Czy to nie pora na kawę, Elise? Może pani Jonsen ma ochotę napić się z nami? Poprosiłam
Everta, aby kupił dla mnie wczoraj kilka ciastek, są w szafce.
Elise uprzątnęła ze stołu rzeczy do pisania. Była przekonana, że będzie musiała zacząć
pracować nocą. Od śniadania nie napisała więcej niż kilka stron.
Nie zdążyły nawet usiąść do stołu, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Elise drgnęła
wystraszona na widok pani Lien. Co ma jej odpowiedzieć? Obiecała jej wcześniej, że spyta
redaktora w wydawnictwie o prawdziwe nazwisko Eliasa Aasa i że dowie się o nazwiska tych
nieszczęśników opisanych w książce Podcięte skrzydła. Pani Lien powiedziała, że z chęcią by im
pomogła.
- Pani Lien, jak to miło, że nas pani odwiedza! Proszę wejść do środka. Właśnie przyjechała
do nas w odwiedziny ciotka mego męża, panna Ulrikke Ringstad. Jest też moja sąsiadka pani
Jonsen.
- Przepraszam, nie wiedziałam, że ma pani gości, przyjdę innym razem.
- Przy stole jest jeszcze wolne miejsce - powiedziała głośno pani Jonsen. - Panna Ringstad
jest osamotniona i brak jej towarzystwa, dobrze jej zrobi spotkanie innych ludzi, nieprawdaż?
Ku zdziwieniu Elise, ciotka Ulrikke nie wydawała się oburzona wypowiedzią pani Jonsen.
Przeciwnie, uśmiechnęła się tylko i skinęła głową.
- To jest zupełnie jak zebranie kółka misjonarskiego - powiedziała pogodnym tonem pani
Jonsen, rozglądając się wokół siebie z uśmiechem.
Elise pospiesznie wyjęła jeszcze jeden kubek, a pani Lien usiadła na krawędzi jednego ze
stołków. Wydawała się nieco zmieszana.
Ciotka Ulrikke przyglądała jej się uważnie.
- Czy pani również jest jedną z litościwych samarytanek Elise? Pani Lien potrząsnęła głową.
- Jestem matką subiekta pana Ringstad. Mój syn zmarł... - głos jej się załamał i spuściła
wzrok.
- Przepraszam, pani Lien. To musiało być dla pani straszne przeżycie, równie straszne, co
dla Elise śmierć jej męża. On pewnie nie był od niego wiele starszy? To takie smutne, kiedy młodzi
pierwsi odchodzą z tego świata, nie tak powinno być.
Pani Lien, nic nie rozumiejąc, przenosiła wzrok z ciotki Ulrikke na Elise.
Elise pospieszyła z wyjaśnieniem.
- Mój mąż zmarł niedawno. Pani Lien wydała się przerażona.
- Ach, nie wiedziałam o tym. Moje kondolencje, pani Ringstad, gdybym o tym wiedziała,
nie nachodziłabym dzisiaj pani. - Pani Lien popatrzyła na Elise. - Pani z pewnością pamięta, o co
panią poprosiłam, tylko o tym chciałam z panią porozmawiać.
Elise skinęła głową. Zastanawiała się wcześniej, co ma jej odpowiedzieć. Skoro pani Lien
naprawdę chciała pomóc, błędem byłoby nie przyjąć jej oferty. Elise może udać, że udało jej się
porozmawiać z autorem i podać jej kilka nazwisk
- Zajęłam się tą sprawą, pani Lien, wydawnictwo skontaktowało się z nim w moim imieniu i
mam zapisanych kilka nazwisk
- Bardzo dziękuję, jestem pani bardzo wdzięczna za pomoc. - Odwróciła się w stronę ciotki
Ulrikke i wyjaśniła:
- Bardzo bym chciała pomóc kilku biednym i nieszczęśliwym osobom, które mieszkają tu w
okolicy, i pani Ringstad była taka miła, by zdobyć dla mnie kilka nazwisk.
Elise przez moment wstrzymała oddech w obawie, że pani Jonsen zacznie mówić o
Podciętych skrzydłach, na szczęście jednak tak się nie stało.
- Mam wrażenie, że tutejsi ludzie są wyjątkowo dobrzy dla siebie nawzajem - powiedziała
ciotka Ulrikke. Wydawała się tym zdziwiona, jakby nie tego się spodziewała.
Pani Jonsen wtrąciła swe zdanie: - Oczywiście, że sobie pomagamy. Jak by inaczej mogło
być? To nasza największa radość. Ludzie po drugiej stronie rzeki mogą chodzić na koncerty i do
teatru, jeść dobre jedzenie i pić dobre alkohole, ale my, którzy nie mamy pieniędzy, musimy
spędzać pozostały czas, pomagając innym. Wtedy jest nam dobrze razem.
Ciotka Ulrikke patrzyła na panią Lien.
- Na co zmarł pani syn?
Pani Lien poczerwieniała i posłała Elise błagalne spojrzenie.
Elise przyszła jej na ratunek: - To był wypadek. To nie najlepszy pomysł, aby teraz o tym
rozmawiać, to zbyt bolesne dla pani Lien. - Podała dalej tacę z ciastkami. - Bardzo proszę się
częstować, to ciastka od ciotki Ulrikke.
Elise zaczęła się zastanawiać, czy Ludvig Lien zdawał sobie sprawę, że Paul Georg
Schwencke prowadził nielegalną sprzedaż alkoholu. Nie było to jednak coś, czym chciałaby
martwić jego matkę. Wyjęła papier i ołówek i spisała imiona i nazwiska dziewczynek Mathilde,
dzieci Oline i dwóch wdów w przędzalni, które, z tego co wiedziała, mają dużo dzieci i z trudnością
wiążą koniec z końcem. Pomimo że Oline znalazła inną pracę, była matką czwórki dzieci i
naprawdę potrzebowała dodatkowej pomocy. Elise postanowiła, że dowie się, kto najbardziej
potrzebuje wsparcia.
Po wyjściu pani Lien i pani Jonsen, ciotka Ulrikke zwróciła się do Elise.
- Słyszałaś, co powiedziała pani Jonsen, żegnając się?
- Nie, co powiedziała?
- Spytała, czy nie miałabym ochoty wynająć jej salonu.
Elise udała, że słyszy o tym pomyśle po raz pierwszy i spojrzała na nią, jakby nic nie
rozumiała.
- Dlaczego miałabyś zamieszkać u niej?
- Też się nad tym zastanawiałam. Pomyślałam, że może narzekałaś, że zajmuję zbyt wiele
miejsca.
- Moja droga ciotko Ulrikke, jest nam bardzo miło gościć cię u nas w domu.
- Ale ja zabrałam ci miejsce do pracy.
- Tym się nie martw, równie dobrze pisze mi się w kuchni.
Ciotka Ulrikke nic nie odpowiedziała, ale Elise dostrzegła, że kobieta się zamyśliła.
W sobotę miał przyjść z wizytą pan Wang-Olafsen. W głębi ducha miała nadzieję, że ciotka
Ulrikke wyjedzie do tego czasu, choć nic na to nie wskazywało. Będzie, jak będzie, pomyślała z
lekkim westchnieniem. Pan Wang-Olafsen był wyrozumiały, z pewnością nie będzie miał nic
przeciwko towarzystwu ciotki. Jeżeli pogoda nie dopisze i nie będą mogli zasiąść do stołu w
ogródku, w kuchni może być dość tłoczno.
Pederowi musiała przyjść do głowy ta sama myśl, bo wieczorem, kiedy zmówiła z nim
pacierz i pocałowała go na dobranoc, wyszeptał: - Jak myślisz, jak to będzie, kiedy przyjdzie pan
dżentelmen? Czy on też nie będzie mógł rozmawiać przy jedzeniu naleśników?
Elise uśmiechnęła się.
- To tylko was, dzieci, ciotka próbuje wychować. Raczej nie odważy się powiedzieć nic
panu Wang-Olafsenowi, który jest adwokatem i mężczyzną wzbudzającym szacunek u innych.
Peder uśmiechnął się z ulgą.
- Może to jemu uda się ją wychować, tak żeby nie mieszała się w sprawy innych ludzi.
Elise musiała położyć dłoń na usta, aby ukryć uśmiech.
W sobotę chłopcy całą drogę ze szkoły do domu przebyli biegiem. Woźnica pozwolił
Kristianowi wziąć wolne i zamiast tego pracować w niedzielę. Elise zdziwiła się, że jemu również
tak bardzo zależało na spotkaniu pana Wang-Olafsena. Wcześniej wydawało jej się, że tylko Peder
się z tego cieszył.
Przygotowała wielką porcję ciasta naleśnikowego. Wszystkie placki były już usmażone,
kiedy usłyszała skrzypnięcie furtki.
- Słyszę, że już idzie. Chłopcy, biegnijcie na dwór go przywitać!
Ciotka Ulrikke weszła do kuchni.
- Strasznie dużo zachodu z powodu tego mężczyzny Elise uśmiechnęła się w odpowiedzi.
- Słyszałaś, jak go poznaliśmy?
- Owszem, myślę, że Peder opowiedział mi o tym co najmniej pięć razy. O szczeniaku,
kociaku i całej reszcie. Nie mogę zrozumieć, czym się tu chwalić. Ja równie dobrze mogłam wziąć
dla niego kociaka. Przed moim wyjazdem właśnie mieliśmy młode na gospodarstwie. - Wydawała
się nadąsana, jakby była zazdrosna o tego dżentelmena.
- Musisz poczekać, aż go poznasz. Zrozumiesz wtedy, dlaczego tak bardzo go lubimy. On
jest z zupełnie innego środowiska, dorastał w zamożnym domu i zanim nas poznał, nie miał żadnej
styczności z ludźmi znad rzeki, a mimo to traktuje nas jak swoich starych przyjaciół lub członków
rodziny. Zeszłej soboty, kiedy miałam iść na Frognerveien, zrobiły mi się odciski na pięcie i po
jakimś czasie nie mogłam już dalej iść. Miałam dziurę w pończosze, krwawiła mi stopa.
Zdecydowałam się więc wrócić do domu, ale w tym samym momencie zupełnie przypadkiem
spotkałam go na ulicy. Wziął mnie ze sobą do domu, poprosił swoją gospodynię, aby znalazła dla
mnie bandaż i nowe pończochy, a potem zapłacił za dorożkę, która zawiozła mnie na Frognerveien.
Ilu panów z wyższej sfery zrobiłoby coś takiego?
Ciotka Ulrikke słuchała wyraźnie zdziwiona.
- Jesteś pewna, że można mu podać naleśniki?
- To on sam o nie poprosił. Pomógł mi uporządkować różne praktyczne sprawy przy
likwidacji sklepu po Emanuelu i powiedziałam wtedy, że nie wiem, jak mu dziękować. Tego
samego dnia mieliśmy na obiad naleśniki z jagodami i on wyznał, że ma na nie wielką ochotę.
Powiedział, że nie jadł naleśników od dzieciństwa i Pederowi zrobiło się go strasznie żal - dodała ze
śmiechem. - Po tym, jak mi pomógł zeszłej soboty, uzgodniliśmy, że przyjdzie do nas dzisiaj i
zażyczył sobie właśnie naleśniki!
Zamilkła nagle, gdy usłyszała głosy i kroki na zewnątrz.
- Właśnie idzie.
Pan Wang-Olafsen był równie wesoły i bezpośredni, co zawsze. Zdziwił się słysząc, kim
jest ciotka Ulrikke, ale wyraźnie nie miał nic przeciwko temu, aby poznać więcej osób.
- Więc pani jest ciotką Emanuela Ringstad? To niespodzianka.
- Co chce pan przez to powiedzieć, panie Wang-Olafsen? - spytała ciotka Ulrikke ostrym
tonem.
Pan Wang-Olafsen uśmiechnął się.
- Chciałem tylko powiedzieć, że nie spodziewałem się zastać tu kogoś z rodziny Ringstad.
Elise zrozumiała, co miał na myśli i pospiesznie wtrąciła, żeby wszyscy zajmowali miejsce,
zanim naleśniki wystygną.
Do stołu zasiadło osiem osób i było im dosyć ciasno, ale kiedy Elise zobaczyła ich twarze
pełne oczekiwania, wpatrzone w górę naleśników, poczuła ogromną radość. Pozwoliła sobie dodać
do ciasta naleśnikowego aż trzy jajka i wyjęła duży słoik dżemu jagodowego. To będzie królewski
posiłek!
Hugo i Jensine w milczeniu patrzyli na wszystkich siedzących dookoła i wyraźnie byli pod
wrażeniem powagi chwili. Peder zerknął na ciotkę Ulrikke.
- Ciotko Ulrikke? Czy można teraz coś powiedzieć? Wiesz przecież, że nie możemy
wychowywać pana dżentelmena i że to niesprawiedliwe, że on może mówić przy stole, a my nie.
Poza tym Elise powiedziała, że nie ośmielisz się zwrócić uwagi takiemu ważnemu panu, jak on, że
on jest osobą wzbują... - urwał i odwrócił się do Elise. - Jak ty to powiedziałaś, Elise?
Elise nigdy nie sądziła, że dożyje chwili, w której zobaczy ciotkę Ulrikke zmieszaną. Na jej
bladych policzkach pojawiły się rumieńce. Nie wiedziała, gdzie podziać oczy. Z jej ust dobiegł
dziwaczny, nieznany śmieszek
- Oczywiście, że możesz się odzywać, Pederze, ale jestem pewna, że pan Wang-Olafsen
zgodzi się ze mną, że dzieci nie powinny rozmawiać przy jedzeniu.
- A jak to jest z dorosłymi?
- Jest różnica, rozumiesz, między dorosłymi i dziećmi. W eleganckich domach, gdzie uczy
się dzieci dobrych manier, dzieci zwracają się do swych rodziców na pan, pani, a w niektórych
miejscach muszą stać w obecności rodziców.
Peder wyglądał na zmartwionego.
- Biedne dzieci! Znasz kogoś, komu jest tak źle, ciotko Ulrikke?
- Mnie nie wolno było rozmawiać przy stole.
- Dlatego, że opowiadałaś brzydkie historie?
Pan Wang-Olafsen wybuchnął śmiechem, a Elise musiała bardzo się postarać, żeby nie
pójść w jego ślady.
Ciotka Ulrikke jeszcze bardziej poczerwieniała.
- Oczywiście, że nie dlatego! - Spojrzała na Pedera karcąco i dodała: - Na coś takiego
byśmy sobie nigdy nie pozwolili.
- To pewnie nie słyszałaś zbyt wielu brzydkich historii. Jeśli chcesz, mogę opowiedzieć ci
kilka szeptem po obiedzie, ale nie możesz ich powtórzyć mamie Emanuela, bo wtedy pewnie
całkiem by zwariowała.
Elise spojrzała na niego surowo.
- Wystarczy już, Pederze! Pokaż teraz panu Wang-Olafsenowi, czego cię ciotka Ulrikke
nauczyła przez ten tydzień.
- A mogę wziąć jeszcze jeden naleśnik, zanim zacznę demonstrować?
Po obiedzie nieco się przejaśniło i chłopcy spytali, czy mogą pobiec na łąkę, pograć w piłkę.
Elise założyła kurtki Hugo i Jensine i puściła ich na dwór, żeby pobawili się w ogródku.
Wyjrzała na zewnątrz przez drzwi kuchenne i powiedziała: - Na dworze zrobiło się ciepło i
całkiem ładnie, może napijemy się kawy przy kamiennym stole? Niedługo będzie na to za zimno.
Nastawiła kawę i wyjęła kubki, a pan Wang-Olafsen wziął ciotkę Ulrikke pod ramię i
pomógł jej zejść po schodach. Elise wyjrzała przez okno i zobaczyła ich, jak idą pod ramię w
kierunku stołu, śmiejąc się i gawędząc, jak starzy znajomi.
Pani Jonsen najwyraźniej dostrzegła ich z okna i zaciekawiła się, bo nie minęła dłuższa
chwila, a już stała w drzwiach.
- Elise, nie miałabyś pożyczyć kilku ziaren kawy?
- Może się pani napić kawy razem z nami, pani Jonsen. Gdyby nie było tak ciasno przy stole
kuchennym, zaprosiłabym panią wcześniej na naleśniki z jagodami. Jeśli ma pani ochotę, został
jeszcze jeden naleśnik.
- Został jeszcze jeden? - Jej wygłodniałe spojrzenie powędrowało w stronę grubego, tłustego
naleśnika, leżącego na tacy. - Mimo że Peder był w domu?
- Zrobiłam wielką porcję.
Pani Jonsen podeszła bliżej, zamknęła za sobą drzwi i wyszeptała: - Kto to jest, ten
mężczyzna? Krewny panny Ringstad?
- Nie, to jego właśnie Peder nazywa dżentelmenem. To ojciec przyjaciela Emanuela.
- Oni siedzą i chichoczą razem, jak para gołąbków. Elise nie mogła powstrzymać śmiechu.
- Dobrze, że ciotka Ulrikke tego nie słyszy! Proszę zjeść naleśnika i może pomogłaby mi
pani potem wynieść dzbanuszek z mlekiem, cukiernicę i tacę z ciastem? Dzisiaj naprawdę sobie
pofolgujemy, skoro mamy takich eleganckich gości.
To był miły, sobotni wieczór. Elise nigdy wcześnie nie widziała ciotki Ulrikke tak wesołej i
ożywionej, a pan Wang-Olafsen zdawał się dobrze bawić w jej towarzystwie. Pani Jonsen czuła się
może trochę poza nawiasem, ale za to pomogła położyć najmłodsze dzieci do łóżka.
Po wyjściu pana Wang-Olafsena i pani Jonsen, Elise poczuła się zmęczona. Wszystkie
dzieci były już w łóżkach. Ciotka Ulrikke również zaczęła szykować się do odpoczynku. Mimo to
Elise postanowiła zapalić lampę wiszącą nad stołem kuchennym i trochę popisać. Była ciekawa, jak
potoczą się losy dziewczyny z targu Inger i pana Henrika Teisa. To było dziwne uczucie, prawie
zapomniała, że to ona sama ich wymyśliła. Stali się dla niej jak żywi ludzie i była równie ciekawa
ich dalszych losów, co osoba z zewnątrz, a przynajmniej taką miała nadzieję.
Właśnie wyjęła swoje papiery, kiedy do kuchni wkroczyła ciotka w papilotach na włosach,
odziana w białą, długą do ziemi, nocną koszulę i dziergany czepek.
Odchrząknęła.
- Skoro ten pan jest taki samotny, może moglibyśmy któregoś dnia zaprosić go na porządny
obiad?
- Co masz na myśli, mówiąc porządny obiad?
- Mówię, rzecz jasna, o pieczeni, ziemniakach, warzywach i kremowym deserze.
- To nie będzie tanie.
- Ja zapłacę.
Elise spojrzała na nią zdziwiona. Nie rozumiała jej. W Ringstad ciotka powiedziała, że nie
ma własnych środków, ale tutaj nieustannie wyciągała portmonetkę i chciała kupować dla nich to i
owo.
- Jeśli mówisz poważnie, to jestem pewna, że ogromnie się ucieszy z zaproszenia. Wydawał
się bardzo wesoły, kiedy z tobą rozmawiał, myślę, że cię bardzo polubił.
Ciotka Ulrikke się zaczerwieniła.
- A ja myślę, że to niezwykle pociągający dżentelmen.
Elise miała nadzieję, że ciotka pójdzie teraz do siebie, a ona będzie pisać dalej.
- Elise... - Ciotka stanęła tuż obok niej. - Nie powiedziałam ci jeszcze, jaki jest cel mojej
wizyty.
Elise spojrzała na nią zaskoczona.
- Nie taki, żeby się z nami zobaczyć?
- Ależ tak, oczywiście, ale nie tylko. Chcę z tobą porozmawiać o czymś poważnym.
Elise odłożyła ołówek. Niedawno dowiedziała się, że wydawnictwo nie wysłało jej jeszcze
maszyny do pisania, którą obiecał jej Benedict Guldberg. W sumie jej się nie spieszyło. Łatwiej jest
przenosić z miejsca na miejsce ołówek niż wielką i ciężką maszynę.
Elise poczuła, jak pod wpływem niepokoju przechodzi ją dreszcz. Co takiego chciała jej
wyznać, z czym zwlekała cały tydzień?
Ciotka Ulrikke usiadła na jednym z kuchennych stołków.
- Bałam ci się to powiedzieć, ale nie mogę stąd odjechać, nie ostrzegając cię.
- Ostrzegając?
Ciotka Ulrikke przytaknęła.
- Hugo jest chory. Obawiam się, że może z nim być źle. Śmierć Emanuela była dla niego
strasznym ciosem. Nic dziwnego, teraz została mu jedynie ta wredna kobieta, a właściwie dwie.
- Chcesz powiedzieć, że mój teść jest poważnie chory? Ciotka skinęła głową.
- Nie jestem pewna, wydaje się, jakby stracił chęć życia. Nie chciał, żebym cię straszyła, ale
odniosłam wrażenie, że bardzo się boi o przyszłość twoją i dzieci. Chciałby porozmawiać o tym ze
swoim adwokatem, ale to jest niemożliwe, bo on nie ma siły wyjechać z gospodarstwo. Marie by
się wtedy w to wmieszała, a on nie zniósłby takiej presji.
- O czym on chce rozmawiać ze swoim adwokatem?
- Wydaje mi się, że chce spisać testament. Nie znam się za bardzo na tych rzeczach, wiem
tylko, że wolałby raczej widzieć Hugo niż Sebastiana jako gospodarza w Ringstad. Innym może się
to wydać niezrozumiałe, ale ty i ja wiemy dlaczego. Myślę, że powinnaś porozmawiać z
adwokatem, aby mieć pewność, że twój syn zostanie potraktowany sprawiedliwie. Jeśli nadejdzie
ten dzień, że Marie zostanie sama na świecie, zrobi wszystko, co w jej mocy, aby Signe i jej bękart
dostali wszystko.
- Czy adwokat mógłby temu zapobiec?
- Nie wiem. Jak już powiedziałam, nie znam się za bardzo na tych sprawach. Wydaje mi się
jedynie, że powinnaś zbadać, czy jest coś, co możesz zrobić. Chodzi o spory majątek, a Emanuel
postanowił kiedyś, że Hugo będzie zapisany w księgach kościelnych jako jego syn i dał mu nawet
imię po swym ojcu.
- Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś, ciotko Ulrikke. Napiszę list do teścia, żeby mu
powiedzieć, jak bardzo mi przykro, że zapadł na zdrowiu. Nie ma to nic wspólnego ze spadkiem, ja
go kocham, on zawsze był dla mnie dobry.
- Nie bądź głupia, Elise. Masz do czynienia z prawdziwymi wiedźmami. Po trupach by
przeszły, aby wyszarpać sobie jak najwięcej ziemskich dóbr i złota. Nie wolno ci przymykać oczu
na ich grę, mimo że wolałabyś nie być w to wmieszana. Chodzi o twoje dzieci. Jesteś za nie
odpowiedzialna, pamiętaj o tym, nawet jeżeli nie interesują cię pieniądze. Elise skinęła głową i
zagryzła wargi.
- Nienawidzę bić się o coś, co czuję, że mi się nie należy.
- Nie tobie, a twoim dzieciom.
- Wygląda na to, że pieniądze dostarczają więcej zmartwień bogatym niż tym, którzy ich nie
mają.
- Możliwe, że masz rację. Pewnie mają z ich powodu więcej siwych włosów na głowie, ale
przynajmniej nie muszą walczyć o przeżycie. A ty: pewnie nie chciałabyś, aby twoje dzieci tego
doświadczyły. Ty, która sama musiałaś walczyć, aby zapewnić przetrwanie i sobie samej, i twoim
braciom.
Elise powoli potrząsnęła głową.
- Owszem, mam nadzieję, że nie będą musieli tego doświadczyć. Mogę kiedyś porozmawiać
z panem Wang-Olafsenem, ale jakoś mi się nie spieszy z tym, żeby się dowiedział, jaką matkę miał
Emanuel.
- Wydaje mi się, że pojął to już dawno temu. Jego syn był przecież wiosną w Ringstad.
Elise spojrzała na nią zdziwiona.
- Myślisz, że zrozumiał, jak ciężkie życie miał Emanuel?
- Z pewnością. Wiem, że tak jest. To wtedy pojawiła się, całkiem niespodziewanie, Signe.
Wydaje mi się, że on był wstrząśnięty tym, jak serdecznie Marie przyjęła kochankę Emanuela.
Ciotka wstała z miejsca i ruszyła w stronę drzwi do salonu.
- Jestem zmęczona i muszę się położyć. Pomyśl o tym, Elise. Wiesz, jakie jest moje zdanie
na ten temat.
16
Dzień później zaczął padać deszcz. Pogoda nie zmieniała się przez trzy dni. W kuchni
wisiały sznury mokrych ubrań. Chłopcy przychodzili ze szkoły całkowicie przemoczeni, a Elise,
Jensine i Hugo byli równie zmoknięci, kiedy wracali do domu z zakupów. W domu pachniało
mokrą wełną. Kiedy siedzieli przy stole kuchennym, kapało im na głowy. Mieli wrażenie, że toną
pod nawałem mokrych ubrań. Ponadto na dworze było coraz chłodniej, a zmrok zapadał wcześniej.
Ciotka Ulrikke źle się czuła, Elise to widziała. Czwartego dnia jej przypuszczenia się
potwierdziły.
- Myślę, że powinnam wybrać się na jakiś czas do domu, zobaczyć, jak się ma Hugo -
powiedziała przepraszającym tonem, jakby miała poczucie winy, że ich zostawia.
- Mogę przecież wrócić, kiedy pogoda się trochę poprawi. Zostawię moje letnie suknie w
domu, żeby nie było tu tylu ubrań.
- To dobry pomysł, ciotko Ulrikke.
Żeby tylko nie przyjechała, kiedy Johan tu będzie, pomyślała Elise równocześnie. Było
mało prawdopodobne, że Johan będzie mógł długo zostać w Kristianii. Jeszcze nie skończył pracy
w Paryżu. Jak znajdzie okazję, żeby się z nim spotkać, jeśli ciotka Ulrikke będzie strzegła każdego
jej kroku?
- Napiszę i powiem wam, kiedy będę mogła przyjechać - ciągnęła. - Myślę więc, że najlepiej
będzie, jeśli zaczekamy z zaproszeniem pana Wang-Olafsena do mojego powrotu.
- Dobrze, pewnie wyglądałoby to trochę dziwnie, gdybyśmy zaprosili go tuż po jego
poprzedniej wizycie.
- W międzyczasie możesz spróbować przedyskutować z nim to, o czym rozmawiałyśmy w
sobotę wieczór.
Elise skinęła głową.
- A ja spróbuję porozmawiać z Hugo w cztery oczy. Jeżeli to będzie możliwe - dodała z
gorzką miną.
Chłopcy byli zaskoczeni, kiedy usłyszeli, że wyjeżdża. Elise obawiała się, że dadzą po sobie
poznać, że odczuwają ulgę, ale kamień spadł jej z serca, kiedy Peder mocno uścisnął ciotkę Ulrikke
i powiedział: - Będzie mi ciebie brakować, ciotko Ulrikke, nawet jak jesteś zezłoszczona.
- Zezłoszczona? Ja się nigdy na nikogo nie złoszczę.
- Tylko wtedy, kiedy gadam przy stole, ale to nic nie szkodzi. Wiem, dlaczego się taka
zrobiłaś. Gdybyś miała z kim wejść pod kołdrę w nocy, pewnie nie wyglądałabyś tak surowo.
Szkoda, że jesteś taka stara, inaczej mogłabyś wyjść za mąż za pana dżentelmena. - Zastanowił się
przez chwilę i dodał: - Czy można mieć dzieci, kiedy jest się takim starym, jak ty?
- Ależ Peder, co ty też opowiadasz? - Ciotka Ulrikke patrzyła na niego z naganą, a na jej
twarz wypłynął rumieniec. - Ty chyba nie masz pojęcia o takich rzeczach, za mały jesteś!
- Ja wiem wszystko, Pingelen widział swoją siostrę w łóżku razem z chłopakiem i
opowiedział dokładnie, co robili. Jeżeli nie wiesz, mogę ci to wyjaśnić.
Ciotka Ulrikke była najwyraźniej zbulwersowana jego słowami. Spojrzała na Elise i spytała:
- Słyszysz, co on opowiada, Elise?
- Owszem, słyszę, ciotko Ulrikke. Tak już jest wśród ludzi znad rzeki. Zbliżenia dorosłych
odbywają się w pokoju pełnym dzieci. Dorośli nie mają zbyt wielu okazji, by być sami. Mówi się,
że wielu ludzi wysyła dzieciaki do szkoły niedzielnej w Armii Zbawienia, aby mieć dla siebie choć
parę godzin, nie możesz jednak porównywać warunków tutaj i w domu, gdzie małżonkowie mają
własną sypialnię. Poza tym dzieci uczą się też od siebie nawzajem.
- Można jednak chyba wytłumaczyć im, że jest to coś tylko dla dorosłych i dzieciom nie
wolno mówić o czymś takim!
Pederowi zrobiło się przykro. - Więcej już o tym nie wspomnę. Mogę udawać, że o
wszystkim zapomniałem, ale wtedy skłamię, bo pamiętam wszystko, co powiedział Pingelen,
zwłaszcza kiedy opowiadał o...
- Peder, bądź cicho! - Głos Elise rozszedł się echem po pokoju. - Ciotka Ulrikke ma rację,
dzieci nie powinny rozmawiać o takich rzeczach.
Równocześnie pomyślała sobie, że nie może zapomnieć ująć tego w swojej powieści.
Ładnie się pożegnali z ciotką Ulrikke i pomogli jej wsiąść do dorożki. Woźnica pomógł jej
wynieść ciężkie walizy i przywiązał je z tyłu.
Cała szóstka stała przy furtce, machając na pożegnanie. Najgorszy deszcz zelżał, ale nadal
mżyło.
- Ona jest taka dobra - powiedział Peder, dusząc w sobie płacz. - I ona jest jedyną osobą,
którą trochę obchodzimy.
Elise spojrzała na niego.
- Jak możesz mówić coś takiego? Panu Ringstad na nas zależy i pani Jonsen, Hildzie i
majstrowi, mamie i Asbjørnowi, Johanowi, Annie i Torkildowi.
- Ja myślę, że mama niespecjalnie się nami przejmuje, tak samo majster, choć Johan tak,
jemu na nas zależy, mimo że znalazł sobie dziewczynę w Paryżu.
Elise nic nie odpowiedziała. Kristian spojrzał na nią z ukosa.
- Tobie też się tak wydaje, Elise?
- Co mi się wydaje? - Dobrze zrozumiała, o co pytał, ale nie chciała dać się sprowokować
do powiedzenia czegoś, czego potem będzie żałować.
- Że Johanowi na nas zależy.
- Tak, jestem tego pewna. On był dla mnie jak brat, od kiedy byliśmy dziećmi, i kocha nas
wszystkich.
- Czy on teraz też jest dla ciebie jak brat? Spojrzała na niego.
- Dlaczego o to pytasz, Kristianie?
Zaczerwienił się i odwrócił wzrok. Może w tajemnicy przeczytał list od Johana? Wyraźnie
było widać, że stał się czujny.
Weszli z powrotem do domu, który nagle wydał im się pusty i jakiś inny bez ciotki Ulrikke.
Ubrania, które wcześniej były rozwieszone po całym domu, teraz zniknęły, łóżko w salonie było
posłane i nakryte narzutką i tylko w powietrzu unosił się jeszcze zapach lawendy.
- Ja już za nią tęsknię - powiedział nieśmiało Peder. - Mimo że nami rządziła i żądała
wyczyszczonych butów każdego dnia, to zawsze była w humorze, albo pogodnym jak słoneczny
letni dzień, albo gradowym jak burza.
- Ja wolę ludzi, którzy nie uważają się za nieomylnych - powoli powiedział Evert.
Tej niedzieli Elise postanowiła w końcu wybrać się do Kjelsås. Dziwne, że nie otrzymała
żadnej wiadomości od matki i Asbjørna po śmierci Emanuela. Wysłali co prawda telegram z
kondolencjami do pana i pani Ringstad, ale przyszedł on dopiero dzień po pogrzebie, kiedy Elise i
dzieci wyjeżdżali do domu. Prawdopodobnie byli na wsi i wcześniej nie wiedzieli, co się zdarzyło.
Dziwne jednak, że później również nie wysłali żadnej wiadomości. Miała nadzieję, że nie stało się
nic złego.
Mieli zamiar odwiedzić matkę i Asbjørna tej niedzieli, kiedy wybrali się na jagody do lasu
Grefsenskogen, ale zabrakło im wtedy czasu. W głębi ducha bała się wówczas, że zastanie dom
pusty i chłopcy zrozumieją, że matka z Anną Sofią były na wakacjach na wsi. Nie zdziwiłoby jej,
gdyby stali się zazdrośni i zaczęli się zastanawiać, dlaczego matka nigdy nigdzie ich nie zabierała.
Nie widziała matki od ślubu Hildy i nie zdołała nawet z nią od tamtej pory porozmawiać.
Być może matka nadal się wstydziła z powodu jej przemowy. Jej też było wstyd, kiedy tylko sobie
przypominała, jak bardzo niezręcznie się wtedy poczuła. Zezłościło ją to. Dlaczego mieliby czuć się
mniej warci tylko dlatego, że wyrośli wśród robotników znad rzeki? Elise wolałaby, żeby matka
była z niej dumna, ale tak nie było.
Ponownie ogarnął ją niepokój. Być może coś się stało.
Matki nie porzucają swoich dzieci, nawet wtedy, gdy zakochują się w nowym mężczyźnie.
Ani matka, ani Asbjørn nie odwiedzili jej, odkąd owdowiała. Mogli przynajmniej wysłać telegram i
wyjaśnić, dlaczego nie mogą się z nią zobaczyć.
Pogoda na szczęście się poprawiła. Było chłodno, musiała ciepło ubrać najmłodsze dzieci.
Chłopcy cieszyli się, że mogą spędzić ten dzień trochę inaczej i obiecali jej pomóc pchać wózek
pod górę na najbardziej stromych wzniesieniach. Na początku jednak pobiegli przodem.
Hugo dzielnie dreptał obok niej. Postanowiła opowiedzieć mu bajkę, żeby nie zaczął
marudzić. Pastorowa, co było bardzo miłe z jej strony, przyniosła jej jakiś czas temu książkę ze
szwedzkimi bajkami ludowymi, ilustrowanymi przez Kittelsena i Werenskiolda. Już od czasów
szkoły Elise fascynowały ich ilustracje.
- Opowiem ci bajkę o kogucie i czubatej kurze - rozpoczęła swą opowieść.
Hugo słuchał uważnie, uwielbiał, kiedy opowiadała mu bajki.
- Czubata kura to kura, która na głowie ma czub z piór - wyjaśniła. - I ta kura właśnie
uważała się za dużo piękniejszą od innych, starych kur z rozwichrzonymi piórami. Pewnego dnia,
kiedy dreptały sobie po górze śmieci, poczuła chęć, żeby wejść na płot i zakrzyknąć: Na-na-na-na-
na płot! Kogut wyciągnął szyję, potrząsnął grzebieniem i piórami i odpowiedział: Ko-ko-ko-ko-
komu by się chciało!
Hugo głośno się roześmiał.
Elise uśmiechnęła się i ciągnęła dalej: - Ale kura się tym nie przejęła i dumnie podreptała
dalej, aż wyszła poza podwórze. Wtedy pojawił się nagle wielki, niebezpieczny ptak, jastrząb, który
zaczął zataczać wokół niej kręgi w powietrzu, aż w końcu runął z nieba prosto na nią.
Hugo spojrzał na nią przerażonym wzrokiem, ale nic nie powiedział.
- Ale kogut zauważył jastrzębia wcześniej i piał jak szalony, aby przywołać pomoc.
Nadbiegli ludzie i przepłoszyli jastrzębia, który musiał wypuścić kurę i zadowolić się czubem z
najpiękniejszych piór, który jej wyrwał. Od tego dnia kura przestała uważać się za lepszą od innych
i zbyt ważną, aby dreptać po górze śmieci razem z innymi starymi, potarganymi kurami -
zakończyła.
Przez chwilę pomyślała, że może Hugo jest zbyt mały, aby zrozumieć tę opowieść, ale po
wyrazie jego twarzy zorientowała się, że pojął morał bajki. Był dojrzały jak na swój wiek i zdawał
się równie bystry, jak Kristian. Odwrócił się do niej z szerokim uśmiechem na twarzy i stwierdził: -
Kura była głupia!
Elise uśmiechnęła się.
- Owszem, nie należy wywyższać się nad innych.
W tym samym momencie, kiedy to powiedziała, ugryzła się w język. Ona sama nie powinna
wynosić się nad innych tylko dlatego, że pisze książki.
Chłopcy czekali na nich, kiedy doszli do Grefsen. Tam posadziła Hugo razem z Jensine do
wózka. Cała trójka popychała wózek pod górę w kierunku wilii Almsgård.
Zbliżając się do domu, zauważyła, jak wzmaga się w niej niepokój. Nie dała po sobie
poznać, jak bardzo się martwi. Chłopcy zignorowali fakt, że matka nie pokazała się u nich po
śmierci Emanuela. Byli przyzwyczajeni, że nie przychodziła do nich zbyt często. Właściwie nie
liczyli na nią w żadnej sytuacji. Ta myśl sprawiała jej ból, ale taka była prawda.
Żeby tylko matka wiedziała, ile traci! Dwie córki, dwóch synów i dwoje fantastycznych
wnucząt. Wszyscy bardzo ją kochali, z chęcią dzieliliby z nią troski i radości swego życia.
Nie można nic wcisnąć w zaciśniętą dłoń, jak ktoś kiedyś powiedział. Matka nie chciała
otworzyć swej dłoni.
Wokół panowała martwa cisza. Nikt już nie przesiadywał w ogrodzie, było na to zbyt
chłodno, nie wyglądało też, aby ktokolwiek pracował na zewnątrz. Gdzie wszyscy byli? Co robili?
Anne Sofie powinna być na dworze i bawić się z innymi dziećmi. Może byli w kościele?
Słyszała dzwony mniej więcej w połowie drogi, a to by oznaczało, że niedługo wrócą.
Zerknęła w dół i w górę ulicy. Może matka i Asbjørn wkrótce nadejdą? Będą się jak zwykle
śmiać i trzymać pod rękę? Może zapomnieli, że Emanuel zmarł? Albo może sądzili, że Elise się
tym zbytnio nie przejęła, może uważali, że jego śmierć była lepsza niż długoletnie kalectwo?
Ciotka Ulrikke też się zdziwiła, że matka Elise się nie odzywała. Elise próbowała ją
tłumaczyć, ale każdy wiedział swoje. Przecież Asbjørn mógł wpaść z wizytą, chociażby po to, aby
przekazać dla nich pozdrowienia.
Evert odwrócił się do niej.
- Chyba nie ma nikogo w domu.
- Chyba nie, dom wydaje się pusty i cichy.
- Może matka jest chora.
- Możliwe, ale jeżeli byłoby to coś poważnego, poinformowaliby nas o tym wcześniej.
Peder wydawał się nieco zagubiony, ale po chwili jego twarz pojaśniała.
- W takim razie możemy pójść na borówki i zrobić krem trolli po powrocie do domu!
Evert popatrzył na niego zadziwiony.
- Co to jest krem trolli?
Elise odpowiedziała zamiast Pedera.
- To białka jajek ubite z cukrem i wymieszane razem ze świeżymi borówkami. Nie jedliśmy
tego od wielu lat, potrzeba do niego dużo cukru i białek.
Kristianowi najwyraźniej się nie podobało, że Peder od razu zaczął układać inne plany.
- Nie chce mi się zbierać borówek, wolałbym już raczej siąść i czekać, może są w kościele.
Elise skinęła głową.
- Też mi się tak wydaje.
- Albo są na wakacjach. - W głosie Everta nie było słychać cienia oskarżenia, ale to też nie o
jego matkę chodziło.
Elise zerknęła na okna i dostrzegła, że coś się poruszyło za firanką.
- Chyba jednak są w domu, widzę kogoś w oknie. Pospiesznie ruszyli na drugą stronę domu
i zapukali do drzwi. Anne Sofie zbiegła ze schodów, żeby im otworzyć. Uśmiechała się nieśmiało.
- Witaj, Anne Sofie! Już się obawialiśmy, że nikogo nie ma w domu, tak tu cicho.
Anne Sofie spoważniała.
- Mama jest chora.
- Znowu? Musi leżeć w łóżku? Anne Sofie skinęła głową.
- Nie wstaje od czasu wesela Hildy.
- Tak długo? Moja droga, nie wiedziałam o tym. Tata jest w domu?
- Nie, poszedł do kościoła.
- Więc ty zostałaś w domu sama i doglądasz mamy. Może nie ma sensu, żebyśmy wszyscy
równocześnie wchodzili na górę?
- Chyba nie. Mogę się w tym czasie zająć Hugo i Jensine w ogrodzie, pobiegnę tylko na
górę po kurtkę.
Elise zwróciła się do chłopców.
- Musimy teraz zachowywać się spokojnie i rozmawiać cicho, mama nie zniesie hałasu.
- Zostanę tutaj razem z Anne Sofie - powiedział szybko Peder.
- Ja też - dodał Evert.
Jak tylko Anne Sofie zeszła znowu na dół, Elise z Kristianem wemknęli się po schodach na
górę.
Matka leżała w łóżku z zamkniętymi oczami i rękami złożonymi na kołdrze. Wyglądała
blado, oczy miała zapadnięte i zdawała się jeszcze chudsza niż wcześniej.
- Mamo? - powiedziała Elise tak ostrożnie, jak tylko potrafiła. Matka uchyliła powieki.
Najpierw wyglądała na zdezorientowaną, ale po chwili na jej wargach pojawił się lekki uśmiech.
- Elise? Kristian?
Elise usiadła na krawędzi łóżka i wzięła do ręki jej dłoń, która była zimna i lepka od potu.
- Już tak dawno nie mieliśmy od was żadnych wieści, że zaczęłam się martwić. Peder i Evert
są na dole w ogrodzie i pomagają Anne Sofie pilnować najmłodszych dzieci.
Matka oblizała wargi.
- Tak mi przykro z powodu Emanuela.
- Wiem. Pod koniec wszystko stało się tak szybko. Emanuel przysłał telegram, że chce
przyjechać do domu i kontynuować swój interes, ale jego nieobecność przeciągała się i to
wystarczyło. Nagle któregoś dnia otrzymałam telegram od pana Ringstad, żebym przyjechała.
Emanuel zmarł tego samego dnia, kiedy przyjechaliśmy, zdążyliśmy się jednak z nim pożegnać.
- Jak sobie radzisz sama?
- Jak na razie wszystko się układa. Dobrze mi zapłacili za moją ostatnią książkę, a chłopcy
potrafią pomóc mi w domu. Gdy potrzebuję, żeby ktoś zajął się Hugo i Jensine, mogę poprosić
panią Jon-sen.
- Jak sobie Peder radzi w szkole?
- Nie najlepiej, ale porozmawiałam z jego nowym nauczycielem i on wykazał sporo
zrozumienia.
- Cóż to da... - Matka zamknęła oczy i ciężko westchnęła. Widocznie martwiła się o Pedera
bardziej, niż chciała to przyznać.
- On na pewno sobie poradzi, mamo. Braki w czytaniu i pisaniu nadrabia wygadaniem. -
Spróbowała się roześmiać, ale matka nawet się nie uśmiechnęła.
- Nigdzie się nie dojdzie w życiu bez wykształcenia - powiedziała tak cichym głosem, że
Elise ledwo to usłyszała.
Matka ponownie otworzyła oczy i wyciągnęła rękę do Kristiana.
- Jak ci się powodzi, Kristianie? Ty sobie pewnie świetnie radzisz w szkole!
Skinął głową i niezdarnie wziął ją za rękę.
- Polepszy ci się niedługo? Na jej ustach pojawił się melancholijny uśmiech.
- Miejmy nadzieję. Elise dostrzegła, że ona sama nie wierzy we własne słowa. Co jej
było? Czy to był nawrót suchot?
- Kaszlesz?
- Tylko trochę. Cieszę się, że przyszłaś, Elise, tak bardzo chciałam z tobą porozmawiać. - Jej
spojrzenie powędrowało w stronę Kristiana. - Możesz tu zostać, Kristian, dobrze, jeśli ty też to
usłyszysz.
Elise poczuła, jak robi jej się ciężko na sercu. Czyżby matka miała zamiar zwierzyć im się,
że nie zostało jej już wiele czasu?
- Nie rozmawiałam z tobą od czasu ślubu Hildy - zaczęła słabym głosem i ciągnęła z
wysiłkiem. - Dopiero gdy wróciłam do domu, zaczęłam myśleć o tym, czego dokonałaś. Jestem z
ciebie dumna, Elise.
Elise nie mogła uwierzyć w to, co słyszy.
- Myślałam, że się wstydzisz. Matka lekko potrząsnęła głową.
- Nie. Zrobiło mi się przykro, kiedy zrozumiałam stosunek innych do ciebie, wręcz nie
mogłam powstrzymać łez.
Zamilkła, zbierając siły.
- Ty jednak byłaś bardzo odważna, odważniejsza, niż mi się wcześniej wydawało, Asbjørn
też tak powiedział.
Elise poczuła, jak wzbiera w niej duma.
- Naprawdę tak myślisz?
Matka skinęła potakująco głową.
- Nigdy bym się nie odważyła postąpić tak jak ty. Dobrze im wszystkim to zrobiło, tym
ludziom, którzy tak bardzo się wywyższają, mam szczerą nadzieję, że Hildzie nie będzie zbyt
ciężko.
Zamknęła ponownie oczy i wydawała się bardzo zmęczona.
- Myślę, że powinnam się zdrzemnąć chwilę, Elise. Pozdrów Pedera i Everta ode mnie -
wymamrotała z zamkniętymi oczami.
Elise pokazała Kristianowi znak, żeby wyszli z pokoju. Zeszli po schodach. Peder i Evert
byli tak pochłonięci popisywaniem się przed Anne Sofie, że zapomnieli o celu ich odwiedzin.
- Matka teraz śpi - wyjaśniła. - Wrócimy innym razem. Peder i Evert nawet jej nie usłyszeli.
- Czy nie możemy z Evertem zostać tu trochę? Sami wrócimy do domu - wykrzyknął
gorliwie Peder.
- Traficie z powrotem?
- Nie jesteśmy już dziećmi.
- Ale nie wolno wam wchodzić do środka i budzić mamy.
- Nie będziemy jej budzić, będziemy bawić się razem z Anne Sofie.
- Niech się bawią - powiedział Kristian dorosłym tonem. - Wtedy Peder zapomni, po co tu
przyszedł.
Elise skinęła głową.
- Biedna mama, źle wygląda. Kristian nic nie powiedział.
- Chyba nie masz do niej żalu, Kristianie? Potrząsnął przecząco głową.
- Ludzie nie mogą nic poradzić na to, że są chorzy.
- Masz rację, ale ja myślałam raczej o tym wszystkim, co było wcześniej.
- Ja również.
17
Dzień później przyszła w odwiedziny Hilda razem z Isakiem, a także opiekunką. Zostawiła
opiekunkę w kuchni, żeby pilnowała trójki najmłodszych dzieci, a sama wzięła ze sobą Elise do
salonu.
Jej spojrzenie prześlizgnęło się po stającym tam łóżku.
- Nie sprzątnęłaś jeszcze łóżka po Emanuelu?
- Odwiedziła nas ciotka Ulrikke i mieszkała tu przez tydzień. Hilda przewróciła oczami. -
Więc pozwoliłaś, aby ciotka Emanuela przejęła jego łóżko i twój własny salon, kiedy ty sama byłaś
zmuszona siedzieć w kuchni i pisać, kiedy plącze się wokół ciebie piątka hałaśliwych dzieciaków?
- A co twoim zdaniem powinnam była zrobić?
- Mogłaś powiedzieć, zresztą zgodnie z prawdą, że nic nie jesteś winna rodzinie Ringstad i
że może pojechać z powrotem do gospodarstwa i żerować na rodzicach Emanuela zamiast na tobie!
- Ona na mnie nie żerowała, płaciła za siebie, a nawet więcej niż było trzeba. Nigdy
wcześniej nie żyliśmy tak dobrze, jak podczas tego tygodnia. Ale co słychać u ciebie? - dodała
pospiesznie. - Opowiadaj!
Hilda niespodziewanie zarzuciła jej ramiona na szyję.
- Tak mi przykro z powodu tego, co się stało. Mimo że gniewałam się na Emanuela i
wolałabym widzieć ciebie razem z Johanem, to był on ojcem Jensine, a ty nieustannie go broniłaś.
Musiałaś kochać go bardziej, niż mi się wcześniej wydawało.
Elise nic nie odpowiedziała, czuła się teraz jak hipokrytka.
- Najpierw ty mi wszystko opowiedz. Jak się czułaś, widząc go w tak złym stanie, i jak
zareagowali chłopcy? Żałował tego, co zrobił?
Elise krótko opowiedziała o telegramie, o podróży do Ringstad, spotkaniu z Emanuelem i o
tym, jak i ona, i Kristian poprosili o wybaczenie.
- To wy przepraszaliście jego? Wydawało mi się, że miało być odwrotnie.
Elise potrząsnęła głową.
- Emanuel przeprosił mnie już wcześniej, tym razem to ja i Kristian mieliśmy nieczyste
sumienie. Poprzednio byłam zagniewana i powiedziałam wiele rzeczy, których potem żałowałam.
Kristianowi było natomiast przykro, ponieważ odmówił przeproszenia nas, kiedy spróbował uciec z
domu. Można oczywiście dyskutować o tym, po czyjej stronie była racja, ale Kristian nie powinien
był być tak przekorny, a ja nigdy nie powinnam była stanąć po stronie chłopców. Emanuel czuł z
pewnością, że nikt go nie popiera. On był przyzwyczajony, że dzieci wychowuje się dużo bardziej
surowo, robił tylko to, co sam uważał za słuszne.
Hilda wzruszyła ramionami.
- Nie musimy o tym więcej rozmawiać. Emanuel nie żyje i nie odgrywa teraz większej roli,
kto miał rację, a kto jej nie miał. Jak sobie teraz poradzisz, Elise? Emanuel mimo wszystko
przynosił do domu kilka koron, a ty nie masz teraz innego źródła dochodu, jak tylko twoje pisanie.
Czy twój teść ci pomógł?
- Dostałam od niego dwieście koron, kiedy zabrał ze sobą Emanuela do domu, a innego razu
przysłał pocztą sto koron. Emanuel powiedział mu, że niezwykle dużo zarobiłam na ostatniej
książce, a ja nie miałam na tyle tupetu, żeby powiedzieć mu, że to była przesada. To zabrzmiałoby
jak żebranie, a to jest ostatnia rzecz, jaką jestem gotowa zrobić. Poza tym on nie ma zbyt wiele do
powiedzenia, to pani Ringstad decyduje o wszystkim w majątku.
- Dlaczego Emanuel powiedział mu, że zarobiłaś niezwykle dużo?
- Może był z tego dumny albo może chciał zagłuszyć wyrzuty sumienia, które odczuwał
jego ojciec, nie wiem.
- Myślałam, że twoja teściowa jest teraz do ciebie przychylniej nastawiona.
- Przez jakiś czas, owszem, tak było. Podczas świąt czułam, że w końcu mnie
zaakceptowała. Nie podobało jej się, co prawda, że tak długo mnie nie było tego dnia, kiedy
pojechałam do ciebie, ale poza tym było nam razem miło.
- A teraz? Widzę po tobie, że coś jest na rzeczy, możesz równie dobrze od razu to
powiedzieć.
- Signe tam była, znowu są przyjaciółkami. Hilda znowu przewróciła oczami.
- A więc twoja kochana teściowa z otwartymi ramionami przyjęła kochankę swego syna?
Ponieważ ta chciwa zdzira należy do potężnego rodu posiadaczy ziemskich, a to może doprowadzić
do zwiększenia wartości Ringstad?
Elise poczuła się niezręcznie. Sposób, w jaki ujęła to Hilda, przypomniał jej o wszystkich
nieprzyjemnych rzeczach, które wolała zapomnieć, a w każdym razie odsunąć od siebie na jakiś
czas.
- Jak rozumiem, to Sebastian jest teraz dziedzicem gospodarstwa, a ty nie chciałaś
oponować, ponieważ współczułaś swemu biednemu teściowi. Jesteś zbyt dobra, Elise! I co z tego
masz?
Hilda popatrzyła na nią surowo.
- Nikt ci za to nie podziękuje. Ktoś, kto nigdy nie ma odwagi zaprotestować i pozwala
innym wodzić się za nos, nie zyskuje sobie szacunku u ludzi. To ważne, aby być dobrym
człowiekiem i ja wiem, że jesteś pokojowo nastawioną osobą, która unika konfliktów, ale czasami
trzeba walczyć. Pomyśl, jak to jest urządzone w przyrodzie, tam walka o przetrwanie jest centralną
zasadą. Ten, kto się poddaje, jest przegrany. Matka ptasząt troszczy się o pożywienie dla swych
dzieci i próbuje je uchronić przed drapieżnikami. Znaleźliśmy wiosną pisklę wrony w trawie pod
domkiem majstra. Pisklęta wron uczą się fruwać przez parę dni i przez ten czas rodzice muszą
zapewniać im jedzenie i odpędzać wszelkie niebezpieczeństwa. Matka i ojciec siedzieli każde na
swej gałęzi na drzewie i pilnowali pisklaka, każdą sekundę dnia. Za każdym razem, kiedy się
zbliżałam, jedno z nich, albo oboje, zlatywało w dół w moją stronę tak, że niemal się ich bałam.
Rozumiesz, co chcę powiedzieć? Jesteś odpowiedzialna za swoje dzieci, to od ciebie zależy, czy
Hugo dostanie to, co mu się prawnie należy. Pomyśl, co będzie, jeżeli coś się stanie panu Ringstad?
Wtedy twoja teściowa zrobi wszystko, co w jej mocy, aby odebrać Hugo to, co jest jego, ponieważ
zamiast niego woli Sebastiana. Masz zamiar bez sprzeciwu to zaakceptować? Elise żachnęła się.
- Nie zaczynaj chociaż ty!
- A więc nie ja pierwsza to mówię?
- Ciotka Ulrikke mówiła to samo.
- Sama widzisz. Co masz zamiar z tym zrobić?
- Porozmawiam z panem Wang-Olafsenem, on jest adwokatem. Hilda uniosła brwi.
- Mój Boże! Najwyraźniej pomyliłam się co do ciebie. Przepraszam.
Elise uśmiechnęła się w odpowiedzi.
- Czy możesz teraz opowiedzieć, jak ci było w Bournemouth?
Hilda zaczęła opowiadać o przypływach i odpływach, o białych, tłustych kobietach, które
pluskały się wśród fal prawie bez ubrań, o przystojnych, dobrze zbudowanych młodych
mężczyznach w strojach kąpielowych, które, kiedy były mokre, więcej odsłaniały, niż zasłaniały, o
dzieciach, które piejąc z radości, taplały się w wodzie, o eleganckich hotelach, gdzie na werandzie
podawano szampana, i o pięknych zachodach słońca.
Elise słuchała i myślami odpływała daleko stąd.
- A ty i majster też się razem dobrze bawiliście?
- Bardzo dobrze. Nikt nic o nas nie wiedział, traktowano mnie dokładnie tak samo, jak jego.
Zapoznaliśmy się nawet z duńską parą w wieku Paulsena, on był dyrektorem i, z tego co
wywnioskowałam, dobrze sobie radził, i oni rozmawiali ze mną, jakbym była z tego samego
środowiska, co oni. Chciałabym, abyśmy wyprowadzili się z Kristianii i zamieszkali gdzieś, gdzie
nikt nas nie zna. Wtedy nie popełniłabym tego samego głupiego błędu, zdradzając moje
pochodzenie, tylko udawałabym, że też pochodzę z mieszczaństwa. Elise spojrzała na nią
zdziwiona.
- Myślałam, że jesteś raczej dumna z tego, że powiedziałaś o swoim pochodzeniu i dałaś
ludziom do zrozumienia, że nie jesteśmy mniej warci z tego powodu.
- Zmieniłam zdanie. Po tym nieszczęsnym przyjęciu u przyjaciół Paulsena już tak nie myślę.
Najchętniej zapomniałabym, jak nam było w czynszówce Andersena. Czy jest to powód do dumy,
że ojciec codziennie się upijał i przyprowadzał dziwki ze sobą do domu? Że matka po dwanaście
godzin stała przy maszynie w powietrzu tak gęstym, że można je było kroić nożem, aż w końcu
nabawiła się suchot? - Wzięła głęboki oddech, po czym ciągnęła dalej. - Że moi mali bracia musieli
pracować po szkole, aby dołożyć kilka øre do jedzenia? I że zarządca domu zagroził, że nas
wyrzuci na ulicę, kiedy raz nie udało nam się zapłacić w porę czynszu?
Elise wpatrywała się w Hildę.
- Jak kiedykolwiek może być lepiej, jeżeli nikt nie jest skłonny o to walczyć? Ci, którzy
nadal stoją przy maszynach, nie mają sił na walkę. Właśnie tacy ludzie jak ty i ja mogą coś zmienić.
Ja mogę to uczynić poprzez pisanie o tym, a ty opowiadając o swym pochodzeniu twoim nowym
znajomym.
Hilda potrząsnęła głową.
- Będzie to zadaniem następnego pokolenia. Sama widziałaś, jak niewiele to dało, że
wszyscy mężczyźni dostali prawo do głosowania, niezależnie od tego, czy mają pracę, czy żyją z
zapomogi. Nic się nie poprawiło. Czy robotnicy mają teraz więcej do powiedzenia? Wszystko jest,
jak było, czy mamy Partię Pracy, czy nie.
- Wygląda na to, że się poddałaś i uważasz, że niesprawiedliwość nadal będzie panować,
niezależnie od tego, co robimy.
- Bo tak będzie. Ci, którzy mają władzę i pieniądze, tak łatwo ich nie oddadzą. Każdy jest
kowalem własnego losu. Niektórzy dadzą radę wspiąć się wyżej niż inni. Elise pokręciła głową.
- Nie zgadzam się z tobą pod tym względem. Jak długo ci po drugiej stronie rzeki nie
wiedzą, w jakich warunkach żyją robotnicy, nie możemy oczekiwać, że zrobią cokolwiek, aby to
zmienić. Ja w każdym razie spróbuję opisać losy pojedynczych ludzi, dopiero wtedy bowiem inny
człowiek może wczuć się w sytuację swego bliźniego. Słyszałaś, że dostałam zaproszenie do domu
pana Eilerta Iversena, który siedział obok mnie przy stole podczas twojego wesela?
Hilda wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia.
- Nie, nie wiedziałam o tym. Poszłaś?
- Tak, ale bałam się. Bałam się, że przeżyję to samo, co ty na przyjęciu u przyjaciół majstra,
ale oni na szczęście byli zupełnie inni. Owszem, byli z tego samego środowiska, ale są młodzi,
idealistycznie nastawieni do życia i szczerze zainteresowani losem robotników. Problem polega
jedynie na tym, że nie potrafią wczuć się w ich położenie, bo za mało wiedzą.
- A ty spróbowałaś im więcej powiedzieć na ten temat.
- Owszem, w każdym razie trochę więcej. Jeden z nich spytał mnie, czy mogłabym zabrać
go ze sobą do którejś z prostytutek na Lakkegata lub Vaterland, aby sam mógł usłyszeć z ich ust,
jak wygląda ich życie. Mam zamiar spytać Othilie, czy nie ma nic przeciwko temu.
- Jasne, że ona nie będzie chciała wziąć udziału w czymś podobnym. Pozwolić, aby młody,
ciekawski mężczyzna miał tego rodzaju wgląd w jej życie. Czy ty byś to zrobiła?
- Othilie jest inna od pozostałych dziewcząt. Ona więcej myśli. Przypomnij sobie, jak
bardzo się troszczyła o tę dziewczynę, która dopiero zaczynała! Gdyby mi o niej nie opowiedziała,
biedactwo zarabiałaby teraz na ulicy, zamiast pracować jako prządka w przędzalni. Wydaje mi się,
że Othilie się zgodzi, jeżeli będzie to miało na celu pomoc innym i jeśli będzie pewna, że nie
zostanie to wykorzystane przeciwko niej.
Hilda wzruszyła ramionami.
- A ty i Anna nadal nie macie żadnych wieści od Johana? - spytała, niespodziewanie
zmieniając temat.
Elise uśmiechnęła się w odpowiedzi.
- Ależ tak, dostałam list!
- Naprawdę? - Hilda wydawała się szczerze zdziwiona. - Nie myślałabym, że to się stanie,
nie teraz, po tak długim czasie. I ten list pewnie cię nie rozczarował?
Elise potrząsnęła przecząco głową.
- Niedługo przyjedzie do Norwegii, żeby spotkać się z ojcem.
- I ze swoją ukochaną, jak zakładam. Och, Elise, tak bardzo się cieszę! Zasłużyłaś na to.
Dlaczego, na Boga, nie pisał wcześniej? Elise wyjaśniła, co się wydarzyło.
Hilda wpatrywała się w nią, ze zdziwienia najwyraźniej nie mogąc znaleźć słowa.
- To ta dziewczyna zabrała i jego listy, i te, które były od was? Nie słyszałam w życiu
niczego podobnego!
- Johan był tak wściekły, że bał się, że nie będzie w stanie nad sobą zapanować. Jeden z
kolegów zdołał go jednak uspokoić.
- A teraz między wami jest już sielanka? Pewnie odpowiedziałaś na jego list i nie ukrywałaś,
że twoje uczucia do niego się nie zmieniły?
Elise przytaknęła.
- Powiedziałam mu o śmierci Emanuela.
- A więc teraz nie ma żadnych przeszkód, abyście w końcu mogli być razem.
- Najpierw mam rok żałoby.
- Zewnętrznie, owszem, ale to, że ubierasz się na czarno, nie oznacza, że musisz zadowalać
się jedynie trzymaniem go za rękę?
- Hildo, daj spokój! Jesteś straszna!
- Szczera, chcesz chyba powiedzieć. Nie udawaj, że jesteś lepsza, niż naprawdę jesteś.
Widzę po twoich oczach, o czym naprawdę marzysz.
Elise nie mogła powstrzymać się od śmiechu, ale po chwili spoważniała.
- Kristian jest ostatnio jakiś dziwny. Mam nieprzyjemne przeczucie, że podstępem
przeczytał list od Johana. Mimo że tak bardzo gniewał się na Emanuela, wydaje się, że nie podoba
mu się, że mogę kochać innego.
- On, który wcześniej wręcz ubóstwiał Johana?
- Wydaje mi się, że to niekoniecznie ma cokolwiek wspólnego z Johanem, ale że jego
zdaniem postępuję niemoralnie lub coś w tym stylu.
- Słyszałam, że dzieci mają silne poczucie sprawiedliwości. Może trochę zaczekasz, zanim
powiesz mu, że Johan przyjeżdża do Norwegii i że nadal kochasz go równie mocno, jak kiedy
byliście zaręczeni. Bo tak właśnie jest, prawda?
Elise przytaknęła.
- Tak, to prawda.
18
Żałowała teraz, że się zgodziła. Ulica Lakkegata była daleko stąd, co będzie, jeżeli nie
znajdzie Othilie?
Dostała kartkę od kolegi Eilerta Iversena, który nazywał się Asle Diriks i mieszkał na ulicy
Oscarsgate. Jego adres wiele jej o nim powiedział. Asle Diriks, wyraźnie zniecierpliwionym tonem,
przypomniał jej o ich wcześniejszej umowie. Zapytał, czy mogliby razem wybrać się na spacer w
sobotę po południu?
Odpowiedziała pisząc, że to zależy, czy dziewczyna, o którą chodziło, jest skłonna się z nim
spotkać, o czym niezwłocznie go poinformuje.
Obok niej przejechała z turkotem dorożka. Elise pomyślała, że nie ma czasu na zajmowanie
się tym, poza tym bała się również, że swą prośbą zrani Othilie. Być może cała wizyta odniesie
skutek odwrotny do zamierzonego.
Ostatnio napisała wiele stron swej powieści. Wczoraj rano posłaniec przyniósł maszynę do
pisania, prawie nie mogła uwierzyć, że rzeczywiście może ją pożyczyć i trzymać tak długo, jak
będzie chciała. To była piękna maszyna typu Liliput, na takiej samej pracowała w biurze u Graaha.
Niewiele osób taką miało.
Chłopcy oniemieli z podziwu, kiedy po powrocie ze szkoły zobaczyli ten cud. Wszyscy
dostali pozwolenie, żeby spróbować napisać swoje imię. Kristiana i Everta zaciekawił jej
mechanizm i badali ją od góry, z boku i z dołu, analizowali klawisze oraz sposób, w jaki litery
stawały się widoczne dzięki kolorowej taśmie. Pederowi z podekscytowania zalśniły oczy na myśl,
że teraz nie musi już uczyć się ładnie pisać, zamiast tego może przecież pożyczyć jej maszynę!
Gdy tak dreptała w dół ulicy Sandakerveien, jej myśli zaczęły krążyć wokół akcji jej
powieści. Właśnie doszła do momentu, kiedy główna bohaterka, Inger Bruun, zostaje zaproszona do
domu rodziców Henrika Teisa. Została tam przyjęta mniej więcej tak, jak ona sama przez rodziców
Emanuela, kiedy przyjechała do Ringstad po raz drugi i oni zrozumieli, że było to ze strony ich
syna coś więcej niż tylko dobroczynność. Jej palce fruwały po klawiszach, nie potrzebowała nawet
się zastanawiać. Potem poczuła ulgę, że mogła wyrzucić z siebie te uczucia i przelać je na papier.
W zamyśleniu potrząsnęła głową. Być może tak to właśnie działało: pisząc o swych
własnych, nieprzyjemnych doświadczeniach, mogła pozbyć się trucizny ze swego wnętrza.
Zaczęło zmierzchać. Hugo i Jensine byli pod opieką chłopców, którzy przez resztę wieczoru
mieli odrabiać lekcje. Nie powiedziała im, dokąd się wybiera. Była zmuszona skłamać i
powiedzieć, że idzie na spotkanie z jedną z dawnych koleżanek z przędzalni. Kristian wydawał się
podejrzliwy, ale nic nie powiedział. Czy on sądził, że idzie na spotkanie z mężczyzną?
Za każdym razem, kiedy przechodziła obok czynszówki Andersengården, nie mogła się
powstrzymać, żeby nie zerknąć na okna. Teraz zarówno w ich, jak i w mieszkaniu Thoresenów
mieszkali obcy, ale poza tym nic się nie zmieniło. Nieważne, jak mizernie się im tam żyło, na myśl
o tym domu czuła tęsknotę zabarwioną nostalgią.
Trochę dalej na ulicy zobaczyła dzieci wychodzące z Łaźni Publicznej w Sagene. Na ten
widok poczuła wyrzuty sumienia. Powinna posyłać tam chłopców od czasu do czasu, powoli
stawali się zbyt duzi na balię w kuchni, wszystko jednak kosztowało i do tej pory uważała, że się
bez tego obejdzie.
Koło młyna Glada huczał wodospad, a woda z grzmotem spływała w kierunku mostu
Beierbrua. Elise pomyślała, że z chęcią ponownie odwiedziłaby Annę, nie miała jednak czasu.
Każdego wieczoru odmawiając modlitwę, prosiła, aby Annie dane było zachować dziecko i aby
poród przebiegł pomyślnie. W duchu miała głęboką nadzieję, że Annie, która tak uwielbia dzieci,
dane będzie doświadczyć macierzyństwa.
Przechodząc obok bramy szkoły Sagene, celowo odwróciła twarz ku rzece, nie miała
bowiem ochoty spotkać nowego nauczyciela Pedera. Nie zdążyła jednak nawet dokończyć tej
myśli, kiedy usłyszała za sobą kroki i jakiś głos zakrzyknął: - Pani Ringstad?
Odwróciła się. Tak, to był on. Że też musiał wyjść ze szkoły właśnie teraz! Powinna była
pójść inną drogą, ale teraz było już za późno.
Uśmiechał się.
- Tak myślałem, że pani sylwetka wydaje mi się jakaś znajoma, ale nie byłem pewien, że to
pani. Wybiera się pani do centrum?
Skinęła głową.
- Nie do samego centrum.
- W takim razie możemy pójść razem. Ja wynajmuję pokój na ulicy Østgaardsgate. Jak się
ma Peder? Chyba już więcej nie płakał po przyjściu ze szkoły?
Elise potrząsnęła przecząco głową.
- Na szczęście nie, teraz mówi się o panu bardzo przychylnie.
- Miło to słyszeć. Wiem, że niektórzy starsi nauczyciele praktykują dyscyplinę z użyciem
trzciny do bicia i temu podobnych, ja sam jednak uważam, że wystarczy kilka uderzeń linijką po
palcach. To sprawia ból, co działa odstraszająco.
Elise nic nie odpowiedziała. Wydawało jej się, że powinno się umieć utrzymać dyscyplinę
bez uciekania się do bicia, ona sama rzadko kiedy musiała dać chłopcom klapsa.
- Czy pani całe życie mieszkała w tej okolicy, pani Ringstad?
- Owszem, dorastałam w Andersengården. To niedaleko, boczna ulica od Sandakerveien, po
prawej stronie, w górę od szkoły. - Zaśmiała się, słysząc, jak niezdarnie to wyjaśniła, on teraz pew-
nie pomyślał, że jest głupia.
- Idąc od dołu ulicy, rzecz jasna.
- Myślałem, że mieszkaliście w tym małym czerwonym domku przy moście Beierbrua?
- Przeprowadziliśmy się do mieszkania majstra dopiero po moim ślubie.
- Czy ten domek to mieszkanie majstra?
- Wcześniej mieszkał tam majster z młyna Stampemøllen, który właśnie tam był położony.
- Bawi mnie, gdy słyszę, jak Peder nazywa to domem majsra. Elise uśmiechnęła się.
- Dokładnie tak, jak kiedy mówi palament. Obydwoje się roześmieli.
- Pewnie zna tu pani wiele osób, skoro dorastała pani w okolicy.
- Znam większość osób, plotkary również. Właśnie jedna z nich nadchodzi w naszą stronę,
ryzykuje pan teraz, że będą o panu krążyć nieprzyjemne opowieści, panie Knudsen.
- Dobry wieczór, pani Evertsen - przywitała swoją dawną sąsiadkę.
- Ileż to czasu minęło, od kiedy widziałyśmy się ostatni raz.
- Witaj, Elise. Moje kondolencje z powodu Emanuela, to bardzo przykre, że odszedł tak
wcześnie - mówiąc to, zerknęła surowo w stronę nauczyciela.
- To jest nowy nauczyciel Pedera, pan Knudsen - wyjaśniła Elise. - Spotkałam go właśnie
przypadkiem przed bramą szkoły.
- Co nowego słychać w kamienicy Andersengården? - dodała pospiesznie, aby nie musieć
dalej rozmawiać o śmierci Emanuela.
- Czy pojawili się jacyś mili lokatorzy w mieszkaniu pani Thoresen?
Pani Evertsen potrząsnęła głową z surową miną. - Nic już nie jest tak, jak dawniej. Dzieciaki
hałasują, baba się drze, a facet wtacza się na górę po schodach późno w nocy, hałasując pustymi
flaszkami, które ma w kieszeni. Pamiętam te czasy, kiedy ty i twoja matka, i Anna i pani Thoresen
tam mieszkałyście. Wtedy nigdy nie działo się nic złego. Piłyśmy razem kawę i śmiałyśmy się, i
razem gadałyśmy, a jeśli zapomniałam kupić syrop lub odrobinę mleka do kawy, pożyczałam od
twojej matki lub pani Thoresen. A teraz Aslaug leży w ziemi, twojej matki zaś nie widziałam już
całe wieki.
- Ona zapadła ostatnio na zdrowiu. Gdy odwiedzaliśmy ją ostatnim razem, nie miała nawet
siły przywitać się z Pederem, Evertem i najmłodszymi dziećmi, jedynie ja i Kristian mogliśmy do
niej wejść.
- Tale to już się ciągnie od paru ładnych lat, moim zdaniem to suchoty ją wykończyły. Albo
twój ojciec, kiedy zaczął pić.
Elise nie miała ochoty dalej jej słuchać.
- Mam coś do załatwienia, z czym muszę zdążyć przed zmrokiem, proszę pozdrowić ode
mnie panią Albertsen, jeżeli ją pani spotka - powiedziała, po czym odwróciła się i ruszyła przed
siebie.
Jak tylko odeszli kawałek dalej, pan Knudsen powiedział: - Wydawała się taka miła i
serdeczna.
- Taka też jest, gdyby tylko potrafiła nie wtrącać swego nosa w cudze sprawy.
Roześmiał się w odpowiedzi.
- O mnie to ona raczej zbytnio nie poplotkuje, nie zadała mi nawet jednego pytania.
Elise nie miała ochoty tłumaczyć mu, co pani Evertsen prawdopodobnie przekaże dalej
swoim znajomym. Wystarczyło, że zobaczyła wdowę Ringstad w towarzystwie jednego z
nauczycieli.
- Przykro mi słyszeć, że pani matka jest chora - ciągnął dalej. - To się raczej rzadko zdarza,
że ludzie przeżywają gruźlicę.
Przytaknęła.
- Jej pewnie też by się nie udało, gdyby nie to, że mogła pojechać do sanatorium. Nie wiem
też, czy to, na co cierpiała, to były prawdziwe suchoty, czy tylko coś, co przypominało tę chorobę.
Czy to się nie nazywa przypadkiem zapaleniem opłucnej?
Knudsen wydał się zaciekawiony.
- Pobyt w sanatorium pewnie nie należał do tanich?
- Raczej nie, nas samych nigdy nie byłoby na to stać, ale mieliśmy szczęście, że majster w
przędzalni zechciał zapłacić za jej pobyt.
W tym momencie wydał się jeszcze bardziej zaintrygowany, więc poczuła się w obowiązku
wyjaśnić: - Moja siostra wyszła za niego latem.
- Chce pani powiedzieć, że coś między nimi było już wtedy?
- Owszem. Niechętnie o tym wspominaliśmy, ale teraz nie odgrywa już to większej roli.
- W takim razie ona musi być równie piękna, jak pani, skoro udało jej się złowić samego
majstra.
Elise poczuła, że się czerwieni.
- Jakież to dziwne, że los dwóch sióstr układa się prawie identycznie. Pani również udało się
wyjść za mężczyznę, który pochodził z wyższej grupy społecznej, prawda?
Nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. W jego ustach zabrzmiało to, jakby i ona, i Hilda
wysiliły się, aby złapać dobrze sytuowanego mężczyznę.
- Pani matka jest pewnie z was dumna. Z tego co słyszałem, niewielu osobom udaje się
wspiąć po drabinie społecznej, zwłaszcza jeśli pani ojciec... - urwał w połowie zdania.
- Jeśli nasz ojciec był nędznym pijaczyną, chce pan powiedzieć?
- Tak, coś w tym stylu. To raczej nie pomaga w życiu. Rozumiem jednak, że jest pani
utalentowana, inaczej nie dałaby pani rady pisać książek, które przyjmują w wydawnictwie. Jak
poznała pani męża?
Najwyraźniej chciał się rozeznać w sporej liczbie spraw dotyczących jej przeszłości.
- W kaplicy prowadzonej przez Armię Zbawienia - powiedziała. - Mają siedzibę na
Pilestredet, przychodzą tam bezrobotni, bezdomni i alkoholicy. Armia nikomu nie odmawia.
- Bogatym dziedzicom gospodarstw też nie?
- To on był w Armii, ja poszłam tam prosić o pomoc. Doszli na ulicę Østergaardsgate.
Zatrzymała się.
- Dziękuję za towarzystwo, panie Knudsen.
- Ja również dziękuję. Zaczyna robić się ciemno, nie chce pani, żebym towarzyszył pani aż
do celu wyprawy?
Z uśmiechem potrząsnęła przecząco głową.
- Dziękuję, ale nie będzie to konieczne, znam okolicę.
- Ale czy w tej części miasta nie ma pewnych wątpliwej reputacji indywiduów, którzy
ujawniają się po zmroku?
- Nie boję się. Nawykłam do chodzenia pośród pijaków i zawadiaków.
Zawahał się. Wyraźnie było widać, że chciałby jej dalej towarzyszyć, ale nie wiedział, jak
ma ją przekonać.
- Do widzenia, panie Knudsen. Miło było pana lepiej poznać. Cieszę się, że Peder ma teraz
wyrozumiałego i cierpliwego nauczyciela, potrzebował tego.
Uśmiechnął się, wyraźnie pochlebiły mu jej słowa.
- Będę na niego uważał. Nie musi się pani obawiać, że ktoś go skrzywdzi. Jeśli ktokolwiek
będzie go źle traktować, natychmiast wkroczę do akcji.
- Miło mi to słyszeć. Muszę przyznać, że często się martwiłam, właśnie takie dziecko jak
on, łatwo może stać się ofiarą zawiści trudnych w wychowaniu dzieci. Pewnego razu, gdy wróciłam
do domu z przędzalni, ujrzałam grupę wyrostków, którzy groźbami zmuszali małego chłopca, aby
podszedł bliżej wodospadu. To był Peder.
Knudsen wyglądał na przerażonego.
- Czy to prawda? Pani pewnie zgłosiła to w szkole?
- Nauczyciel mi nie uwierzył, jego zdaniem były to tylko niewinne chłopięce psoty.
Pozwoliłam Pederowi zostać w domu następnego dnia. Potem dowiedziałam się, że tymi chłopcami
powodowała zazdrość, nie mogli znieść tego, że dostaliśmy pomoc od Armii Zbawienia i że matka
mogła pojechać do sanatorium, podczas gdy inni chorzy na suchoty nie mieli tej możliwości. Ale
teraz muszę już iść dalej, niedługo będzie ciemno. Do widzenia, panie Knudsen.
Nie czekając na odpowiedź, pospiesznie ruszyła dalej, nie oglądając się za siebie. Przez
dłuższą chwilę miała wrażenie, że on nadal tam stał i śledził ją wzrokiem, nie obejrzała się jednak
za siebie.
19
Ulice było opustoszałe i pogrążone w ciszy. Robotnicy wrócili już z fabryk do domów po
skończonym dniu pracy i teraz pewnie zasiadali do kolacji. Gdzieniegdzie zapalono parafinowe
lampy. Żony prały teraz ubrania dziecięce i odzież robotniczą, szorowały podłogi i zmieniały
pieluchy najmłodszym dzieciom. Z niektórych otwartych okien kuchennych wydobywał się zapach
smażonego śledzia, jakieś dzieci krzyczały i piszczały w bramach. Dostrzegła kilkoro z nich
bawiących się na kubłach ze śmieciami i przypomniało jej się jej własne dzieciństwo.
W końcu doszła na Lakkegata, gdzie było gwarniej niż gdziekolwiek indziej i miało to
swoje wyjaśnienie. Właśnie wtedy, gdy zapadał wieczór, w bramach i w mrocznych, nędznych
izbach zaczynała się ożywiona działalność. Wiele dziewcząt już ustawiło się przy ulicy, ubrane w
krótkie spódnice, bluzki z pokaźnym dekoltem i z kuszącym uśmiechem na ustach. Z upływem
wieczoru ich uśmiech zesztywnieje na ich twarzach, a spojrzenie stanie się bez wyrazu. Te, którym
nie uda się nikogo zaczepić, staną się nachalne, zaczną pić dla dodania sobie odwagi i spróbują
usidlić pierwszego mężczyznę, który się nawinie, niezależnie od tego, kim będzie.
Potężnie zbudowana dziewczyna z szerokimi biodrami i wielkim biustem przykrytym
różową bluzką stała w kręgu światła, które dawała lampa stojąca w prawie pustym pokoju. Jej
włosy opadały w splątanych kołtunach na ramiona i wyglądały, jakby nigdy wcześniej nie miały
kontaktu ze szczotką czy grzebieniem. Dziewczyna usiłowała zwabić grupę młodych chłopców
stojących kawałek dalej, którzy najwyraźniej rzucali monetą, aby zdecydować, czy mają to zrobić,
czy nie.
- Chodźcie do mnie, chłopcy! - krzyknęła głośno. - Wszyscy razem, jeden po drugim,
dostaniecie zniżkę.
Elise poczuła ogarniające ją mdłości.
Żałowała, że nie wyszła z domu trochę wcześniej, teraz, w zapadającym zmroku, trudniej jej
było odnaleźć drogę. Miała w zasięgu wzroku tylko jedną gazową latarnię, która na dodatek była
dość daleko.
Pół pijani mężczyźni rzucali za nią obleśne uwagi. Nie nałożyła dziś haftowanej perłami
peleryny pani Ringstad, aby się zbytnio nie wyróżniać, nie chciała jednak również, by brano ją za
prostytutkę.
To musi być tutaj, w tej ciemnej bramie po drugiej stronie ulicy! Przeszła ukosem na drugą
stronę ulicy i próbowała nie rozglądać się na boki. Myślała, że nie będzie zwracać na siebie uwagi,
jeśli będzie sprawiać wrażenie osoby znającej okolicę.
Teraz, i owszem, wiedziała już, gdzie była. Część balustrady przy schodach na piętro była
rozwalona. Szybkim krokiem weszła na górę, modląc się w duszy, aby Othilie nie była właśnie z
klientem i zapukała do drzwi.
Rozległo się zdziwione Proszę wejść, jakby rzadko zdarzało się, że ktoś pukał do drzwi
przed wkroczeniem do środka. Othilie stała przed małym lusterkiem wiszącym na ścianie i
nakładała na twarz makijaż. Prawdopodobnie właśnie miała zacząć pracę.
W pierwszej chwili spojrzała na nią zdziwiona, ale zaraz poznała ją i uśmiechnęła się na
powitanie.
- Jezusieńku, ty tutaj przyszłaś?
- Chcę cię o coś poprosić.
- Nie mam za dużo czasu, muszę iść do roboty.
- Wiem o tym, ale dostaniesz ode mnie zapłatę, tyle samo, ile dostałabyś od klienta.
Othilie spojrzała na nią zdziwiona, po czym przypomniała sobie pewnie, że ma wobec niej
dług wdzięczności i uśmiechnęła się szeroko, odsłaniając zgniłe resztki zębów.
- Swoją drogą chciałam ci podziękować za pomoc, uratowałaś życie tej dziewczynie, ona
nigdy nie dałaby rady robić tego samego, co ja.
- Moja siostra opowiedziała mi, że ona dostała pracę jako prządka w przędzalni, z czego
bardzo się ucieszyłam. Przychodzę teraz do ciebie, by spytać, czy mogłabyś opowiedzieć pewnemu
młodemu pisarzowi, jak to jest utrzymywać się z pracy na ulicy.
Słysząc te słowa, Othilie zaczęła mieć się na baczności.
- Dlaczego miałabym to zrobić?
- Aby pomóc innym dziewczynom, które również nie zniosłyby takiej pracy.
- Jak ma niby w tym pomóc rozmowa z pisarzem?
- Jego, a także innych, którzy zajmują się pisaniem, obchodzi niesprawiedliwość panująca w
społeczeństwie oraz wszechobecna tam podwójna moralność. Was poddaje się badaniom lekarskim,
lecz nie dla waszego dobra, ale w trosce o zdrowie klientów. Władze naszego państwa wiedzą, że
nie macie wyboru, jako że nie udało wam się znaleźć innej pracy, więc aby nie umrzeć z głodu,
jesteście zmuszone wyjść na ulicę. Równocześnie jednak wasza działalność spotyka się z
potępieniem, krytyką i obrzydzeniem. Tak nie powinno być.
Othilie zachichotała.
- I tobie się wydaje, że to coś nowego? Elise potrząsnęła przecząco głową.
- Nie, ale to nie oznacza, że nadal ma tak być. Ktoś musi coś zrobić, aby wam pomóc, i to
powinien być ktoś, kogo ludzie usłyszą. Artykuł w gazecie napisany przez młodego pisarza pocho-
dzącego z mieszczaństwa, najlepiej ze znanym nazwiskiem, zwróci powszechną uwagę. Jeśli ten
pisarz opisze los dziewczyn z ulicy w sposób, który sprawi, że czytelnik będzie odczuwał
współczucie, zamiast pogardy, jest nadzieja, że z czasem coś zacznie się dziać.
- Dlaczego prosisz o to właśnie mnie?
- Ponieważ jesteś jedną z niewielu dziewczyn ulicznych, które znam. Mogłabym również
spytać Oline, która, nim straciła pracę, była zatrudniona w Przędzalni Graaha, ale ona miała
szczęście i znalazła zamiast tego pracę w restauracji.
- Czy to wszystko jest twoim pomysłem? Elise zaprzeczyła ruchem głowy.
- Nie, to ten pisarz spytał, czy nie znam kogoś, z kim on mógłby porozmawiać. Obiecałam
mu, że się wypytam, powiedziałam jednak, że zrobię to pod warunkiem, że stanie całkowicie po
twojej stronie i nie napisze ani jednego słowa, które mogłoby zostać zrozumiane, jako wyraz
potępienia.
- Dlaczego ty to w takim razie robisz? Dobrze pamiętam twojego ojca, on nas zabierał do
swojego mieszkania i dawał nam kawę i gorzałę.
- W takim razie pamiętasz też pewnie, jak bardzo się wściekałam. Matka leżała wtedy w
sypialni, przykuta do łóżka przez suchoty, i musiała wysłuchiwać przez cienką ścianę tego
przedstawienia, ona rozumiała przecież, co się działo.
Othilie przytaknęła.
- Zapomniałam o tym. Napotkałam w moim życiu tak wiele rozgniewanych kobiet, ale
pamiętam, że ty przyszłaś tutaj i opróżniłaś całą skarbonkę pełną monet na moje ręce.
Elise wsadziła rękę do kieszeni i wyciągnęła dwie korony.
- Tym razem dostaniesz trochę więcej, ale pamiętaj: robię to, żeby wam pomóc, a nie
dlatego, że mam z tego jakąś korzyść czy z chęci zemsty.
- Jaki on jest, ten facet? Przystojny? Elise poczuła, jak ogarnia ją irytacja.
- On nie przychodzi tutaj, żeby iść z tobą do łóżka, przychodzi, żeby zadać ci kilka pytań i
zapisać twoje odpowiedzi.
- Dostanę dwie korony tylko za to, że opowiem, jak to jest?
- Może więcej, jeśli zdołasz być szczera i powiedzieć, jak bardzo się wstydziłaś za
pierwszym razem. Ponieważ tak właśnie było, prawda?
- Myślałam wtedy, że umrę, ten facet to był sadysta. I był olbrzymi, nie tylko z wyglądu,
jeśli rozumiesz, co mam na myśli. Nigdy wcześniej tego nie robiłam i krzyczałam, jak zarzynane
prosię, a wtedy on tylko zaczął się śmiać i chciał zrobić to jeszcze raz.
Elise poczuła, jak robi jej się niedobrze. To samo mogło być losem i jej, i Hildy, gdyby nie
to, że dostały pracę w przędzalni. To samo ryzykuje Jensine, kiedy dorośnie, jeśli nie znajdzie
kogoś, kto ją będzie utrzymywać, jeżeli nie uda jej się dostać pracy i nie nastąpią do tego czasu
żadne zmiany w społeczeństwie.
- W takim razie powiem mu, że zgadzasz się z nim porozmawiać, tak? Tego wieczoru, a
może nawet i następnego, nie będziesz musiała przynajmniej stroić się dla tych nędzarzy na ulicy.
Othilie przytaknęła, po czym ruszyła w stronę drzwi.
- Teraz muszę się już pospieszyć, zanim inne dziewczyny wszystkich zgarną.
Wystarczyła ta krótka chwila, kiedy była w środku u Othilie, aby na ulicy zrobiło się
gwarno. Kilkoro mężczyzn i kobiet stało tuż obok wyjścia, byli pijani i rozmawiali ze sobą
podniesionymi głosami. Mówili w bardzo szczególny sposób, szybko, gburowato, używając
wulgarnych wyrażeń i nie mając względu na innych, zwróciło to jej uwagę już wcześniej. Jeden z
nich obrócił się za nią, gwiżdżąc, inny spróbował zagrodzić jej drogę: - Cześć, moja piękna, dokąd
tak się spieszysz? Nie chcesz łyka na rozgrzanie? - po czym wyciągnął w jej stronę flaszkę. Gdy w
końcu udało jej się wymknąć, jakiś inny podszedł do niej na chwiejnych nogach i chwycił ją za
ramię.
Wybełkotał: - Ile chcesz?
Ulżyło jej, kiedy w końcu udało jej się wydostać z tej dzielnicy i mogła szybkim krokiem
ruszyć w stronę domu. Może powinna była jednak skorzystać z oferty nauczyciela Knudsena i
pozwolić mu towarzyszyć sobie w tej wycieczce, pomyślała. Jemu również nie zaszkodziłoby, gdy-
by zobaczył, co się dzieje w tym mieście.
Jak zareaguje młody pan Asle Diriks, kiedy tu przyjdzie? On z pewnością nie ma pojęcia, na
co się porywa. Zupełnie inaczej jest czytać o tym w gazecie, a czym innym jest zobaczyć to na
własne oczy Zszokuje go na pewno śmierdząca klatka schodowa, brud w pokoju Othilie i na ulicy.
Być może jego idealizm i chęć pomocy zamienią się wtedy w obrzydzenie. Łatwo jest sądzić, że
tacy ludzie sami powinni coś zrobić, aby poprawić swój los. Pieniądze, które marnowali na gorzałę,
mogły zostać zamiast tego wydane na jedzenie i ubrania, tak właśnie pomyślałaby większość ludzi.
Ona sama wiedziała, że to nie jest takie proste. Gdy trucizna raz dostanie się do ich ciał, nie
można się jej pozbyć.
- Przyszedł do ciebie list, Elise, od Johana! - wyrzucił z siebie Peder, jak tylko przekroczyła
próg drzwi kuchennych.
Peder rzucił się biegiem do rzędu talerzy wiszących na ścianie i przyniósł cienką, błękitną
kopertę.
Elise zauważyła, że Kristian jej się przyglądał, więc zamiast natychmiast rozerwać kopertę,
spróbowała stłumić swój zapał.
- Ciekawe, jak mu się powodzi, ale pewnie najpierw wolelibyście dostać kolację?
Gdy skończyli jeść i uprzątnęli ze stołu w kuchni, poszła do salonu przeczytać list w
spokoju.
Najpierw poczuła rozczarowanie. Zobaczyła, że list jest krótki, dużo krótszy od
poprzedniego, ale wkrótce jej serce zaczęło bić szybciej z radości.
Kochana Elise!
Bardzo dziękuję za twój list. Szkoda, że mnie nie widziałaś, kiedy wróciłem wykończony do
domu i odkryłem kopertę leżącą na komodzie. Tak bardzo się ucieszyłem, że zrobiło mi się słabo.
Przeczytawszy go, poczułem chaos sprzecznych uczuć. Emanuel nie żyje, a ty zostałaś wdową,
powinienem złożyć ci kondolencje. Myślałem również o jego życiu, które moim zdaniem było pełne
tragizmu, pomimo możliwości, które miał. Ale jestem tylko człowiekiem i po krótkiej chwili w moim
sercu górę wzięła radość. Czułem, że muszę zbiec ze schodów i wybiec na ulicę, aby dać upust
uczuciom, które rozsadzały moje wnętrze. Zmęczenie ustąpiło całkowicie, byłem taki szczęśliwy, że
nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Zamówiłem już miejsce na brygu „Fanny", który odchodzi z
Le Havre dwudziestego trzeciego. Czas podróży do Kristianii zależy od pogody, ale nie powinna
zająć wiele dni. Zacząłem liczyć dzielące nas godziny. Już niedługo powtórnie cię zobaczę, wydaje
mi się to teraz niepojęte. Kocham cię, Elise, teraz i na wieki.
Twój Johan
Podniosła głowę i wyjrzała przez okno na migocząca w powietrzu gazową latarnię, stojącą
tuż za furtką. Serce jej waliło jak oszalałe, a pierś rozsadzało poczucie szczęścia. Johan przyjeżdża
do Norwegii! Już niedługo. Może już teraz zacząć liczyć godziny, zupełnie, jak on.
Podniosła list do warg i go pocałowała.
- Ja też cię kocham, Johanie - wyszeptała.
20
Johan szedł szybkim krokiem z workiem przerzuconym przez ramię w stronę norweskiego
żaglowca. Na rufie widniał napis Fanny wybity złotymi literami odbijającymi się od ciemnego
drzewa kadłuba, a na szczycie stengi powiewała mała flaga z takim samym napisem. Był to bryg o
równym pokładzie, jedynie w środkowej części deku znajdowała się nadbudówka dla pasażerów.
Nie wiedział wiele o żaglowcach, ale w ostatnich dniach trochę o nich poczytał. Søren z wielkim
entuzjazmem opowiadał o swych pełnych przygód podróżach do dalekich krajów razem ze swoimi
rodzicami i o życiu na pokładzie.
Johannes zazdrościł Johanowi jego wyjazdu do domu, a Michelle była zadziwiająco
milcząca. Gdy na nią spoglądał, widział, że była markotna, co potęgowało odczucie, którego
ostatnio nabrał. Za każdym razem, kiedy uczyła go francuskiego, zauważał, że coś było na rzeczy,
coś, co nie dotyczyło jego, ale jej, coś, czego nie powinno było być. Teraz nie miał już wątpliwości.
Michelle była w nim zakochana i cierpiała, ponieważ on wybierał się do Norwegii do swej ukocha-
nej. Współczuł jej, ale co mógł zrobić? Gdy wróci do Francji, będzie musiał znaleźć wymówkę, aby
zakończyć lekcje francuskiego.
Odepchnął od siebie tę myśl. Teraz jedzie do domu do Norwegii, do Elise! Tym razem nic
im nie przeszkodzi. Obydwoje byli wolni i mimo że ona miała przed sobą rok żałoby, nic nie mogło
stanąć między nimi. Czekali już wystarczająco długo, w końcu będą mogli być razem, tak jak było
im to pisane.
Wdrapał się na górę po sznurowej drabince i rozejrzał dookoła. Co za piękny statek!
Podszedł do niego jeden z oficerów, zaproponował, że weźmie jego bagaż, i zaprowadził go
do kabiny. - Jesteśmy gotowi do podniesienia kotwicy, sir - powiedział oficer, który traktował go
jak bardzo ważną osobę, najwyraźniej był przyzwyczajony do angielskich pasażerów, skoro
tytułował go sir.
- Musimy złapać wiatr od lądu i we właściwym czasie wypłynąć.
Oficer zerknął w górę na żagle, które zaczęły wypełniać się wiatrem. W tym samym
momencie Johan zorientował się, że statek był w ruchu.
Nie rozglądał się zbyt długo po kabinie, zrozumiał jednak, że był jednym z niewielu
pasażerów na pokładzie, inne koje wydawały się puste. Teraz chciał już tylko wyjść na pokład i
obserwować wszystko, co się tam działo. Dziwna wydała mu się myśl, że jego własny ojciec
doświadczył takiego życia, rok po roku, a on sam tak niewiele o tym wiedział. Ojciec trochę
opowiadał, kiedy zdarzało mu się być w domu, ale to było tak dawno temu. Johan był za mały, aby
wszystko zrozumieć. Chciał teraz wypytać załogę, nauczyć się, czym różnią się poszczególne żagle,
i dowiedzieć się wszystkiego o fokmaszcie i grotmaszcie, o olinowaniu i o kliwerbomie, czy jak
tam się to nazywało.
Przez ostatnie dni w Paryżu panował upał. Wcześniej myślał, że gorące letnie dni były już
za nimi, ale tu się pomylił. Rozkoszował się teraz świeżą bryzą na twarzy.
Żeglowali przez kilka godzin, kiedy Johan zauważył, że powietrze stało się cięższe,
olbrzymie fale sprawiały, że statek kołysał się na boki. W tym samym momencie minął go jeden z
oficerów, zerkając na niebo. - Będzie sztorm.
Johan uśmiechnął się w odpowiedzi.
Oficer przystanął i powiedział: - Mówię poważnie, cała załoga dostała rozkaz pójścia na
pokład, aby zabezpieczać żagle, wszystkie bulaje są zamknięte i zakryte, robimy to tylko, kiedy
spodziewamy się złej pogody.
- To jest przecież duży statek.
Johan dostrzegł pobłażliwy uśmiech oficera i zrozumiał, że powiedział coś głupiego.
- Najlepiej będzie, jeśli pójdzie pan do swojej kabiny.
Johan spojrzał na niebo i nie mógł pojąć, że burza mogłaby nadejść tak szybko. Mimo to
zrobił, jak poradził mu oficer.
Położył się na koi i pomyślał, że przyda mu się mała drzemka, wtedy będzie wypoczęty,
kiedy przyjedzie do Norwegii do Elise.
Wokół niego rozlegało się skrzypienie i trzeszczenie drewna. Ponieważ bulaj był zamknięty,
w środku panowała zupełna ciemność. To było dla niego dziwne i zupełnie nowe uczucie. Leżał w
ciemności, czując, jak statek wznosi się i przechyla na bok Słyszał wszystkie odgłosy, które
wydawał kadłub okrętu, żagle, wanty. W środku było gorąco i duszno, żałował, że poszedł do
kabiny, bał się jednak wyjść na zewnątrz, skoro życzeniem załogi było, aby pasażerowie nie
znajdowali się teraz na pokładzie.
Co jakiś czas okręt przechylał się na bok tak gwałtownie, że prawie spadał z koi. Po
pewnym czasie zauważył, że zmieniły się ruchy statku oraz otaczające go odgłosy. Kapitan pewnie
ustawił go pod wiatr, teraz statek nie chylił się na bok, lecz jego dziób ostro wznosił się i opadał,
morze musiało być bardzo wzburzone.
Gorąco panujące w kabinie stało się nie do zniesienia. Nie mógł już dłużej wytrzymać,
zszedł z koi i zataczając się dotarł do drzwi. Kiedy je otworzył, poczuł uderzenie wiatru tak silne, że
z trudem utrzymał równowagę i ledwo zdołał zamknąć za sobą drzwi. Przez krótką chwilę stał na
zewnątrz, wpatrując się we wzburzone morze. Fale były przerażająco olbrzymie. Słyszał wcześniej,
że marynarze opisywali fale wysokie, jak góry i te, które miał przed sobą, były co najmniej równie
wielkie. Od prawej strony dziobu nadchodziła w ich kierunku fala, przypominająca wielki, wodny,
górski grzbiet. Statek uniósł dziób na fali i powoli zaczął się po niej wspinać, osiągając niemal
pionową pozycję, kiedy w końcu dotarł na sam grzbiet. Tam uderzył w niego gwałtowny wiatr,
który rzucił się na nich ze zdwojoną siłą.
Johan trzymał się ze wszystkich sił, aby nie porwał go sztorm i wiatr nie poniósł gdzieś
daleko. Pierwszy raz od opuszczenia portu w Le Havre poczuł się nagle przerażony. Wydawało mu
się, że tak duży okręt poradzi sobie w każdych warunkach pogodowych, teraz jednak nie miał już
tej pewności. Statek przechylał się coraz bardziej na bok, rufa wznosiła się coraz wyżej, a statek
ciągnęło coraz bardziej w dół, pokład znajdował się już prawie w pionowej pozycji.
Nagle wyłoniła się koło niego jakaś ciemna postać, jakby wyczarowana. Johan nie mógł
pojąć, jak ktoś dawał radę poruszać się na tym wietrze nie zostając zdmuchniętym przez wiatr.
Mężczyzna wyciągnął rękę z rozłożonymi palcami i usiłował coś do niego krzyczeć, jego głos
jednak nie zdołał przedrzeć się przez huk sztormu. Wtedy mężczyzna pochylił się bliżej i krzyknął
mu prosto do ucha:
- Dziesięć stóp wody pod pokładem! Nie mamy szans!
Wtedy Johan dostrzegł, że mężczyzna trzyma w dłoni linę i pomimo jego całkowicie
przemoczonych ubrań i tego, że trudno było cokolwiek zobaczyć przez krople wody w powietrzu,
Johan odniósł wrażenie, że nie należał on do załogi. Mężczyzna znowu spróbował coś powiedzieć i
przyłożył wargi do jego ucha.
- Nadbudówka trzeszczy w szwach, wkrótce zostanie zmyta z pokładu! Przywiążemy się
liną do masztu!
Wtedy Johana dobiegły nowe odgłosy, głośniejsze i ostrzejsze, a pokład zatrząsł się pod
jego stopami.
Mężczyzna ponownie spróbował coś do niego krzyknąć. - Idź w kierunku steru i dalej do
głównego masztu! Czekaj na mój sygnał! - Podał mu do ręki jeden koniec liny, poczekał na
sprzyjający moment, po czym ruszył z miejsca do nocnej budki, w której stał kompas.
Johan poczuł, jak gardło ściska mu strach. Przywiązać się do masztu! To brzmiało jak czyste
szaleństwo.
Obwiązał linę wokół swego nadgarstka kilka razy, aby mu jej nie wyrwało z dłoni, tuż
potem doszedł do niego sygnał i ruszył z miejsca poprzez wznoszący się ku górze pokład.
Wtedy zobaczył, że wielu marynarzy zdążyło się już przywiązać do steru. Chwilę po tym,
kiedy sam mocno się go chwycił, nadeszła nowa, gigantyczna fala i zmyła pokład statku, który
pochylał się coraz mocniej i mocniej na bok, aż w końcu powoli zaczął się ponownie prostować.
Wtedy poczuł szarpnięcie liny wokół nadgarstka i zrozumiał, że ma próbować pójść dalej w stronę
głównego masztu.
Po jakimś czasie dotarł do celu. Było tam już czterech mężczyzn, ledwo zdołał dostrzec
nieznajomego i mocno przywiązał się do masztu. Statek ponownie gwałtownie pochylił się na bok i
po niedługiej chwili pojawiła się nowa, olbrzymia fala, która przetoczyła się przez pokład i zmiotła
ze sobą nadbudówkę i połowę burty. Johan dostrzegł części statku wpadające do morza i ze
strachem pomyślał, że sam mógłby znajdować się teraz w nadbudówce i zostać zmieciony do
morza.
W tym samym momencie dostrzegł, że okręt leżał w poprzek kierunku wiatru, a nie
dziobem do wiatru, jak poprzednio. Statek gwałtownie kołysał się na falach, które teraz uderzały w
niego na całej długości burty, zdawało się, jakby jeszcze mocniej uchwyciły go w swe władanie.
- To się nie uda! - usłyszał krzyk nieznajomego. - Nie mamy szans, statek zostanie rozbity
na strzępy!
Nie było widać, aby ktokolwiek zareagował na jego słowa. Twarze wokół były
zesztywniałe, jakby oni już pogodzili się ze swym losem.
Johan poczuł, jak ogarnia go wściekłość. On nie może teraz umrzeć! On jedzie przecież do
Norwegii, do Elise! Mocno zacisnął powieki i zaczął się gorliwie modlić o przeżycie.
Elise siedziała przy stole w salonie i usiłowała pisać, ale wyraźnie jej nie szło. Wyglądała
przez okno na huczącą burzę i nasłuchiwała wiatru wyjącego za rogiem domu. Nigdy wcześniej nie
widziała tak gwałtownej ulewy i tak silnego wiatru!
Kristiania była położona w zacisznym miejscu między górami, rzadko kiedy doświadczali tu
naprawdę złej pogody. Słyszała, że ludzie na zachodzie kraju mówili, że mieszkańcy stolicy nie
wiedzieli, co oznacza prawdziwa burza.
W Svœrta pisali o straszliwych sztormach w Angielskim Kanale, na Morzu Północnym i w
cieśninie Skagerak. Wczoraj wpadła z wizytą Hilda i opowiadała, że w porcie stały okręty z
połamanymi masztami, które ledwo uniknęły rozbicia się o brzeg. Chodziły słuchy, że wielu innym
okrętom się to nie udało. Marynarze na pokładzie sponiewieranych statków mówili, że nigdy
wcześniej nie widzieli takiego sztormu w cieśninie Skagerak.
Minęły już trzy dni, od kiedy Johan miał opuścić Paryż, więc okręt, którym płynął,
znajdował się pewnie w samym środku tego straszliwego sztormu. Jeśli nadal udawało mu się
utrzymać na powierzchni...
Poczuła, jak coś ściska ją w gardle, zupełnie jakby na tę myśl ustało bicie jej serca.
Wydała z siebie urwany szloch, złożyła dłonie i mocno zacisnęła powieki. Dobry Boże w
niebiosach, modlę się do Ciebie. Błagam, pozwól Johanowi przeżyć!
Więcej sag na:
http://chomikuj.pl/kotunia89