(Wiatr nadziei 07) Chude lata Frid Ingulstad

background image

FRID INGUISTAD

CHUDE LATA

Saga Wiatr Nadziei

część 7

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Kristiania, czerwiec 1905 roku

Elise wpatrywała się w Johana, czując, jak robi jej się na przemian to zimno,

to gorąco. Mężczyzna na moście... Jezu, to chyba nie mógł być on? Ten, którego, jak

sądziła, powstrzymała od popełnienia samobójstwa i rzucenia się do wodospadu? Ten

sam, któremu współczuła?

- Co ci jest, Elise? Zbladłaś tak nagle. Potrząsnęła głową.

- To... to... po prostu przypomniałeś mi, to było takie okropne. Johan skinął

głową, wydawało się, że rozumiał.

- Więcej o nim nie wspomnę. Uważałem, że muszę ci o tym powiedzieć, bo

się tak martwiłaś.

Nie odezwała się, nie mogła się przyznać, co widziała. Wówczas Johan też

poważnie by się zmartwił.

- Myślę, że nie musisz się bać, że się na niego natkniesz, nie pokazuje się w tej

okolicy. Jego rodzice mieszkają po drugiej stronie rzeki. Poza tym jest poważnie

background image

ranny, upłynie dużo czasu, zanim pojawi się w pobliżu.

Otworzyła usta, żeby powiedzieć, że mimo wszystko będzie się bała, ale

ugryzła się w język. Johan i tak nic na to nie poradzi, musiał wracać do Kongsvinger.

Zamiast tego spróbowała się uśmiechnąć.

- Uważaj, żebyś nie spóźnił się na pociąg.

Uśmiechnął się w odpowiedzi, odwrócił się i ruszył do drzwi. Kiedy zniknął,

Elise nie poruszyła się, siedziała, wpatrując się przed siebie, a strach chłodem pełzł w

górę jej pleców.

„Teraz porusza się o kulach i ma duży bandaż na głowie”. To nie mógł być

nikt inny. Brakło jej powietrza. Dlaczego stał na moście i wpatrywał się w dom

majstra? Czego od niej chciał?

Znowu przypomniała sobie zdarzenie z poczekalni u lekarza, dziwną reakcję

tego człowieka, kiedy chciała mu pomóc, jego przerażony wzrok, kiedy ją zobaczył.

Dopiero teraz zrozumiała. Rozpoznał ją, domyślił się, kim jest. I chyba nic dziwnego,

ż

e przeżył wstrząs.

Uderzyła ją nowa przerażająca myśl: czy mógł po niej poznać, że jest w ciąży?

Zrobiło się jej gorąco, płomienie ogarniały całe ciało, przesuwając się ku górze aż do

głowy. Czy odgadł, że to jego dziecko?

Poczuła mdłości, szybko wstała i wybiegła. Zwymiotowała.

Mama zabrała z sobą Anne Sofìe i Larsine, Elise zobaczyła je nieco niżej

między jabłoniami. Wzrok ześliznął się na most. Chwała Bogu, nikogo tam nie było.

Rozpłakała się. Jak ma zapomnieć, że to jego dziecko, jeśli kręcił się koło

domu, stał na moście i gapił się na nią, być może chodził za nią, gdy się gdzieś

wybierała? Anne Sofìe widziała go koło domu kowala Andersa, to by znaczyło, że

mógł być wszędzie. Dlaczego tu przychodził? Czy zamierzał jeszcze raz spróbować?

Dostała spazmów. Czyż nie dość ją skrzywdził? Zacisnęła pięści i zagryzła zęby

rozgoryczona. Nienawidziła go, nienawidziła go aż do bólu!

Zaraz jednak potrząsnęła głową, dziwiąc się samej sobie. Miałby spróbować

jeszcze raz? Z głową owiniętą bandażami i zranioną nogą, na której nie mógł stanąć?

To absurd. Ale dręczyć ją, tak, do tego najwyraźniej był zdolny.

Mama i dziewczynki wróciły, rozmawiając i śmiejąc się.

- Nie uważasz, że teraz, kiedy wyszło słońce, zrobiło się ciepło i cudnie, Elise?

- Mama spojrzała na nią wesołym wzrokiem. - Rano było jesiennie, ale teraz znowu

mamy prawie lato. Gdzie byłaś? - Spojrzała na córkę zdziwiona. - Czy coś się stało?

background image

Elise potrząsnęła głową.

- Tylko zrobiło mi się tak gorąco, że musiałam się trochę przejść w cieniu.

Pani Lcvlien zmarszczyła czoło.

- Nie jest wcale aż tak ciepło. Nie jesteś przypadkiem chora?

- Wiesz, dużo czasu spędzam przy krosnach. - Sama usłyszała, jak ostro

zabrzmiał jej głos, i dostrzegła, że przez twarz mamy przemknął cień. W tej samej

chwili pożałowała swoich słów. Mama nie jest zdrowa i nie można od niej wymagać,

by spędzała na tkaniu tyle samo czasu co ona.

- Mogę cię teraz zmienić, żebyś też mogła trochę wyjść z Anne Sofie i Larsine.

Elise pokręciła głową.

- Myślę, że raczej pójdę jeszcze trochę popracować przy krosnach. A ty

przypilnuj dziewczynek. - Weszła pośpiesznie do środka, żeby uniknąć kolejnych

pytań.

Niepokój jej nie opuszczał, a jedno pytanie rodziło następne, wszystkie

pozostawały bez odpowiedzi.

To niepojęte, że ten łajdak jeszcze ma czelność ją prześladować po tym, jak

dopuścił się gwałtu. Może jest szalony? Zadrżała. To jeszcze potworniejsze. Czy

powinna pójść na policję?

W tej samej chwili odrzuciła ten pomysł. Policja nie przejmie się jakąś

robotnicą z tej strony rzeki Aker. Nie uwierzą jej. Jeśli w dodatku ów rudowłosy

pochodzi z zamożnego domu, prędzej jego wysłuchają. Ten człowiek może

wszystkiemu zaprzeczyć. Albo jeszcze gorzej: stwierdzić, że to ona go zaczepiła. W

dole miasta aż roiło się od prostytutek, policja mu uwierzy.

Nie, musi to sama załatwić. Teraz żałowała, że nie powiedziała o niczym

Johanowi. Znał kolegów Lorta - Andersa i być może mógłby jakoś na nich wpłynąć.

Nie miała w każdym razie odwagi przyznać się do wszystkiego Emanuelowi.

Wpadłby we wściekłość, pobiegł od razu na policję i tyle by zdziałał, że ściągnąłby jej

na kark jeszcze innych kumpli z bandy.

Kiedy wszyscy położyli się spać tego wieczoru, starannie zamknęła drzwi na

klucz. Z łóżka mogła obserwować wąskie okienko obok wejścia. Gdyby ten

mężczyzna zaglądał do środka, dostrzegłaby może jego cień. W każdym razie, jeśli

wyjdzie księżyc.

Cieszyła się, że pan Hvalstad zajmuje u nich poddasze. Rudy nie odważy się

chyba na nic, kiedy zobaczy, że w domu majstra mieszka mężczyzna. Nie sądziła też,

background image

by miał śmiałość zbliżyć się tu w ciągu dnia, widząc, że mama i dzieci są razem z nią.

Postanowiła, że musi pilnować, by drzwi były zamknięte na klucz, gdy będzie

sama, i po prostu mieć oczy i uszy otwarte.

Wreszcie uspokoiła się i zaczęła rozmyślać o tym, co Johan jej opowiedział. O

jego strasznym przeżyciu. Ze wszystkich żołnierzy ze straży granicznej właśnie on,

rudowłosy, spadł z urwiska i prawdopodobnie wykrwawiłby się na śmierć, gdyby nie

Johan. Co za ironia losu. Najpierw Johan go ocalił podczas wymarszu, on, który nie-

nawidził go bardziej niż ktokolwiek inny. Potem ona być może... Nie, zresztą to nic

pewnego, że zamierzał rzucić się do wodospadu. Może tylko tam stał, żeby ją

obserwować.

Pierwsze, co zrobiła, kiedy się obudziła następnego ranka, to wyjrzała przez

okna. Nie wiedziała, co by zrobiła, gdyby go zobaczyła w pobliżu. Najchętniej

wypadłaby z domu i obrzuciła go stekiem przekleństw i wyzwisk, które właśnie

przyszłyby jej do głowy, jednocześnie nie wyobrażała sobie, że miałaby stanąć z nim

twarzą w twarz.

Wściekłość towarzyszyła jej cały dzień i dodała jej mnóstwo energii. Elise

zostawiła tkanie matce, sama wolałaby wyszorować podłogi, uprać brudne spodnie

chłopców, nanosić drewna i wody niż siedzieć spokojnie. Musiała pozbyć się tego

napięcia, pracować tak ciężko, by uciszyć myśli.

Kiedy właśnie miała rozpalić w piecu, by nastawić ziemniaki, nagle zdała

sobie sprawę, że tuż za nią cichutko stanęła mama. Anne Sofie i Larsine siedziały

przed domem na stołkach i bawiły się szyszkami.

- Co ci jest, Elise? - głos matki był cichy i zmartwiony. Elise wolała się nie

odwracać.

- Nic.

- Widzę po tobie, że cię coś gnębi.

- Nic, przecież mówię.

Usłyszała, że matka przycupnęła na jednym ze stołków kuchennych.

- Usiądź tu na chwilę, chciałabym z tobą o czymś porozmawiać. Elise

niechętnie odwróciła się.

- Jest coś, co już dawno chciałam ci wyznać, ponieważ sądzę, że to mogłoby ci

pomóc w sytuacji, w której się znalazłaś.

Elise zerknęła na nią z ukosa. Czyżby matka domyślała się prawdy? Zrobiło

się jej słabo na samą myśl. Może Hilda nie zdołała zatrzymać tego dla siebie? Albo

background image

Agnes? Co powiedziałby Emanuel, gdyby usłyszał, że nie jest już tajemnicą, że nie on

jest ojcem dziecka, którego Elise się spodziewa?

- Wiem, że się wstydzisz, ponieważ brałaś ślub w kościele, będąc w

odmiennym stanie. - Mówiąc to, matka spuściła wzrok, wyraźnie zakłopotana. -

Zostaliśmy tak wychowani, że traktujemy to jako grzech. - Zawahała się, poprawiła

kołnierzyk sukni, wyglądało na to, że nie ma odwagi mówić dalej. - Myślałam, że

powinnam cię pocieszyć i powiedzieć ci, że rozumiem, co czujesz. - Podniosła wzrok,

posłała córce bezradne spojrzenie, zaczerwieniła się na policzkach.

Elise siedziała jak na szpilkach, jednak miała niejasne uczucie, że nie jest tak,

jak się obawiała.

- Byłam w czwartym miesiącu ciąży, kiedy Mathias i ja pobieraliśmy się. -

Zamilkła, zagryzła wargę, jej oczy się zaszkliły. - Sądziłam, że nigdy nie zdradzę tego

ż

adnej z moich córek, a tym bardziej tobie, która miałaś się wtedy urodzić, ale teraz

czuję, że przyszedł czas, by się z tego zwierzyć.

Elise odetchnęła w głębi duszy. To nie o jej nieszczęściu matka chciała

rozmawiać, lecz o własnej grzesznej przeszłości.

- Nic nie szkodzi, mamo. Nie mam ci tego za złe.

Pani Lovlien odpowiedziała uśmiechem, wyglądało na to, że i jej ulżyło.

- A więc jesteśmy kwita.

Gdyby tylko wiedziała, pomyślała Elise. Natomiast na głos powiedziała:

- Dlaczego tak długo czekaliście ze ślubem? Matka westchnęła i znowu

spuściła wzrok.

- To długa historia.

- Opowiedz! Nigdy nie wspominałaś o waszych pierwszych wspólnych latach

z tatą. Nie mówiłaś nic poza tym, że byłaś zakochana, on przystojny i uroczy,

uwielbiał taniec i świetnie grał na akordeonie.

Matka skinęła głową z uśmiechem.

- Tak, byłam potwornie zakochana. Spotkałam go w podróży do Kristianii,

kiedy miałam zacząć pracę jako służąca na Pilestraedet.

Elise spojrzała na matkę zdumiona.

- Pracowałaś tu w Kristianii jako służąca? Nigdy o tym nie mówiłaś.

Matka potrząsnęła głową, a na jej ustach pojawił się uśmiech zawstydzenia.

- Nic z tego nie wyszło. Mieszkałam u wujka i ciotki w Grensen; miałam u

nich spędzić czternaście dni pozostałych do rozpoczęcia pracy. Ku mojej rozpaczy

background image

zauważyli, że wymykałam się wieczorami bez pozwolenia, zdenerwowali się i wysłali

telegram do ojca. Natychmiast wyjechał z domu w tę długą i kosztowną podróż i

przywiózł mnie z powrotem. Płakałam i przepraszałam, wyjaśniłam, że zaręczyłam

się z Mathiasem i że nie chcę nikogo innego poza nim, ale oni byli jeszcze bardziej

nieprzejednani. Marynarz, a w dodatku syn Cygana, to wstyd, z którym nie mogliby

ż

yć. Poza tym przeżyli prawdziwy wstrząs, że wszystko potoczyło się tak szybko.

Elise przyglądała się matce z niedowierzaniem. Pomyśleć tylko, że matka

przeżyła taką tragedię i nigdy słowem o tym nie wspomniała.

- Co się potem stało? Uciekłaś? Pani Lovlien pokręciła głową.

- Mathias był mądry. Skończył z pływaniem, nic mi o tym nie mówiąc, i na

początku najął się do pracy w porcie w Skien, potem znalazł pracę w tartaku, a w

końcu w hucie żelaza w Ulefoss. Zrozumiał, co się stało, i postanowił zdobyć serca

moich rodziców. - Uśmiechnęła się. - Udało mu się. Wreszcie z błogosławieństwem

obojga pobraliśmy się.

- Ale dlaczego przeprowadziliście się tutaj? Dlaczego nie zostaliście w

Ulefoss, skoro tak bardzo kochałaś swoje rodzinne miasto?

Uśmiech na ustach matki zgasł.

- Mathias nie czuł się tam dobrze, dla niego było zbyt spokojnie. On lubił ruch

i życie, ruchliwe ulice, wesołe miasteczka, tłumy ludzi i restauracje. Odezwała się w

nim cygańska krew. Po jakimś czasie nie mógł już wytrzymać w fabryce. To stało się

naszym nieszczęściem.

- Powinien nadal pływać. Matka przytaknęła.

- Wiele razy o tym myślałam. Wtedy być może nie zacząłby pić. Elise nie

zdążyła jeszcze przetrawić wszystkiego, co usłyszała.

- Do tej pory myśleliśmy, że nie masz żadnej rodziny poza nami.

Matka znowu skinęła głową, posmutniała.

- Mój ojciec zmarł, zanim się urodziłaś, a matka poszła w jego ślady trzy lata

później. Trzech z moich braci wyemigrowało do Ameryki, dwóch z nich zmarło na

tyfus.

- Ale było was ośmioro. Matka przeniosła wzrok ku oknu.

- Nie chcieli mieć ze mną nic wspólnego. Mimo że ojciec i matka wybaczyli

mi i zmienili zdanie o Mathiasie, moi bracia nie chcieli uznać Cygana za szwagra.

Nigdy więcej ich nie widziałam.

- A co z tą ciotką i wujkiem, u których mieszkałaś?

background image

- Ich też później nie spotkałam, nie wiem nawet, czy żyją. Ten wujek to brat

mojej mamy. Oboje wychowali się w średnio zamożnym gospodarstwie; wujek zdołał

ukończyć studia i się wzbogacił. Razem z ciotką mieszkali w wytwornym mieszkaniu

na rogu Grensen i Akersgaten. Nigdy nie byłam w równie bogatym domu. Dostałam

własny pokój z pięknymi meblami i firankami, obsługiwały mnie pomoc domowa i

pokojówka i, wierz mi, jadłam najbardziej wyszukane potrawy. Ale to szczęście

trwało tylko dwa tygodnie. Przychylność krewnych i ich serdeczność obróciła się w

złość i pogardę. Okryłam ich wstydem, nie chcieli mnie więcej widzieć na oczy.

Elise pomyślała, przez co matka musiała potem przejść, o jej życiu z ojcem,

który wracał pijany do domu, przeklinał i bił ją.

- Żałowałaś? - spytała ostrożnie. Pani Lovlien potrząsnęła głową.

- Nie, nie żałowałam. Kochałam Mathiasa, a on kochał mnie, i kochaliśmy

nasze dzieci, oboje. Kiedy zaczęło się źle dziać, oczywiście było mi przykro, ale nigdy

nie przestałam go kochać. Nie mógł sobie poradzić z nałogiem. Kiedy trzeźwiał,

bardzo żałował i miał ogromne poczucie winy. Współczułam mu.

Elise zdziwiła się, jak wiele razy przedtem. Matka położyła dłoń na jej dłoni.

- Teraz na pewno rozumiesz, dlaczego ci to opowiedziałam. Ja też kiedyś

poddałam się silnym uczuciom i zrobiłam coś, czego nie powinnam była robić przed

ś

lubem. Uległaś Emanuelowi, tak jak ja uległam twemu ojcu. Nie zamierzam czynić

ci wyrzutów.

Elise nie mogła spojrzeć matce w oczy. Nie mogła się przyznać, że ta ciąża nie

jest skutkiem wielkiej namiętności do Emanuela. Mama byłaby głęboko

nieszczęśliwa, gdyby poznała prawdę.

- Czy nigdy nie próbowałaś nawiązać kontaktu ze swoimi braćmi?

Matka potrząsnęła głową.

- Kazałam wam wierzyć, że nie mam już żadnej rodziny. Uważałam, że tak

będzie najlepiej. Nie wiem nawet, czy moi bracia w Ulefoss utrzymują kontakt z tymi,

którzy wyjechali.

Zapadła cisza.

Matka poruszyła się niespokojnie.

- Nigdy nie zdołałam im wybaczyć, Elise. Jak można osądzać człowieka z

powodu jego pochodzenia... Mathias był wspaniałym człowiekiem, tylko wódka go

zniszczyła. Był łagodny i wesoły, troskliwy i wierny. Wiem, że czuł gorycz z powodu

moich braci, ale nigdy nie powiedział o nich złego słowa. Myślę, że jednak stracił

background image

przez nich nieco szacunku dla samego siebie. - Zamilkła.

Elise popatrzyła na matkę zdumiona. Nie mogła wręcz uwierzyć w tę historię.

Zawsze uważała mamę za osobę spokojną i opanowaną. Teraz wyobraziła ją sobie

jako młodą dziewczynę żądną przygód i upartą.

- Opowiadaj dalej! Jak mogłaś wpaść na pomysł, żeby zaręczyć się z

mężczyzną, którego znałaś zaledwie parę tygodni?

Matka uśmiechnęła się i trochę rozmarzyła.

- Powinnaś go była wtedy zobaczyć. Już gdy siedzieliśmy w dyliżansie, a

potem w pociągu, ukradkiem przyglądając się sobie nawzajem, postanowił, że to ze

mną się zwiąże. Nie było dla niego przeszkody, której by nie pokonał. Ja natomiast

byłam nieśmiała, niedoświadczona i wychowana w posłuszeństwie. Przeraziłam się,

kiedy zaproponował mi, żebyśmy się spotkali potajemnie, ale byłam zbyt zakochana,

ż

eby odmówić. Kiedy później zrozumiałam, że ojcu jest bardzo przykro, poczułam się

głęboko nieszczęśliwa, a jednocześnie przepełniały mnie upór i odwaga. Moja rodzina

osądziła Mathiasa, choć nawet go nie widziała. Po raz pierwszy uświadomiłam sobie,

ż

e rodzice nie zawsze mają rację.

Elise pokręciła głową w zamyśleniu.

- Szkoda, że nie znałam ojca takiego.

- Miałaś okazję przez kilka pierwszych lat, tylko zapomniałaś. Z czasem ojciec

stawał się coraz bardziej poważny, niemal przygnębiony, Tęsknił za morzem,

nienawidził pracy w fabryce. Co wieczór, kiedy wracał zmordowany do domu z tkalni

płótna żaglowego, zgarbiony, z ponurym wzrokiem, serce mi krwawiło. Zapropono-

wałam mu, żeby się znowu zaciągnął, ale on nie chciał od nas wyjeżdżać. Naszą

miłość zachowaliśmy aż do chwili, kiedy zginął. Nawet.. . - Zagryzła wargę i

przełknęła ślinę.

- Nawet wtedy, kiedy sprowadził do kuchni te prostytutki - pomogła jej Elise.

Matka skinęła głową.

- Nie oczekuję od ciebie, że to zrozumiesz. Mimo całego cierpienia, przez

które przeszłam, otrzymałam w darze coś najwspanialszego, czego człowiek może

doświadczyć: miłość bez granic. Zdaję sobie sprawę, że tego nie rozumiecie, miłości

pośród biedy, nędzy i pijaństwa, jednak ona łączyła nas cały czas. To dlatego tak

bardzo się ucieszyłam, kiedy Emanuel zaśpiewał na pogrzebie, w dodatku mój

ulubiony psalm.

Elise poczuła dławienie w gardle. Jednocześnie nagle zakłuło ją w sercu. To,

background image

co mama przeżyła, było marzeniem wielu ludzi, jednak tylko nielicznym udawało się

je zrealizować. Ani Hilda, ani ona nie doświadczyły podobnego uczucia.

Odchrząknęła.

- Cieszę się, że mi o tym opowiedziałaś, mamo. To smutne, że pamiętamy ojca

tylko jako pijaczynę, który przeklinał i bił.

W oczach pani Loylien zakręciły się łzy.

- Nie wierzę, że tak jest. Nosicie w sobie również inny obraz ojca. Nawet

Peder, który jest z was najmłodszy, mówi o ojcu bez goryczy.

Elise spojrzała na matkę. Jak mogła być tak zauroczona panem Hvalstadem,

skoro nosiła w sercu taką miłość do ojca?

- W głębi duszy ufam, że ty i Hilda przeżyjecie to samo, co ja w pierwszych

latach znajomości z Mathiasem. Muszę przyznać, że trudno mi zrozumieć Hildę i jej

zachwyt dla podstarzałego majstra, lecz kto właściwie powiedział, że wiek odgrywa tu

jakąkolwiek rolę? A jeśli chodzi o ciebie, ku swojej radości widzę, że ty i Emanuel

jesteście w sobie bardzo zakochani. I jakie on pisze listy miłosne! - uśmiechnęła się.

Elise nie wiedziała, co powiedzieć. To prawda, doświadczyła wielkiej

namiętności, lecz mimo to miała uczucie, że czegoś jej brakuje. Zwłaszcza po

wysłuchaniu opowieści mamy.

- Rozumiesz - mówiła dalej matka i uścisnęła rękę córki - kiedy raz trafiło mi

się takie szczęście, łatwiej przyszło mi przyjąć je po latach. Gdyby doszło do... -

zaczerwieniła się. - Uważasz pewnie, że mówię zagadkami - dodała z uśmiechem. -

Ale sądzę, że mnie rozumiesz.

Elise otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.

- Masz na myśli... Matka skinęła głową.

- Właśnie, Asbjorna.

A więc są już po imieniu, widocznie i tym razem wszystko toczyło się szybko.

Elise zaświtało w głowie, że pewnych stron swojej matki nigdy nie poznała.

- Cieszę się razem z tobą - wyznała. - Mam tylko nadzieję, że dla Pedera nie

będzie to zbyt bolesne. Nie zapomniał ojca. - Ostatnie zdanie powiedziała z nutą

oskarżenia w głosie, sama zdała sobie z tego sprawę.

- Ja również o ojcu nie zapomniałam. Ale kto powiedział, że nie można

kochać dwóch naraz?

Elise uśmiechnęła się. Pamiętała, że Peder zadał dokładnie to samo pytanie,

kiedy, widząc jego troskę o Johana, spytała go, czy nie lubi Emanuela.

background image

Matka wstała.

- Nie możemy tak siedzieć cały dzień.

Elise również się podniosła. Tak ją pochłonęła opowieść mamy, że zupełnie

zapomniała o rudzielcu.

Rozmyślała o tym, co usłyszała, do samego wieczora, kiedy kładła się spać.

Wtedy powrócił niepokój. Zamknęła dokładnie drzwi na klucz i wyjrzała przez każde

okno, zanim wśliznęła się do łóżka. Wszyscy w domu już spali, jak zwykle kładła się

ostatnia. Nawet Asbjorn Hvalstad zwykł wcześnie chodzić spać. Czasami Elise za-

stanawiała się, czy robi to ze względu na Anne Sofie, która bała się zostawać sama w

pokoju.

Kiedy zapadała w sen, usłyszała jakiś dźwięk. W jednej chwili rozbudziła się,

otworzyła oczy i wpatrywała w drzwi, nie mając niemal odwagi oddychać.

Na pewno słyszała kroki, lecz pomyślała, że może nie powinna się tym

przejmować. Ciągle ktoś chodził nad rzekę, zdarzało się, że ludzie przechodzili tuż

pod oknami.

Przez chwilę leżała nieruchomo, zastanawiając się, czy powinna wstać i

jeszcze raz wyjrzeć przez okna, lecz zmęczenie wzięło górę. To nie ma znaczenia,

uznała zmorzona snem, drzwi są zamknięte na klucz, nikt nie może wejść.

ROZDZIAŁ DRUGI

Kiedy się obudziła, poranne słońce wspięło się ponad dachy domów na

wschodzie. Przespała całą noc, pomimo wieczornego niepokoju. Kroki, które słyszała,

należały z pewnością do kogoś, kto przypadkiem przechodził w pobliżu: jakiegoś

samotnika, który nie mógł spać, lub zakochanej pary. Nie mogła za każdym razem

wstawać w nocy z powodu dźwięków zza okna, dom leżał zbyt blisko mostu i

prowadzącej ku niemu drogi.

Chłopcy byli zmęczeni i nie udało się ich obudzić. Elise pomyślała, że

powinna wcześniej kłaść ich spać, ale teraz, kiedy po lekcjach pracowali, mieli tak

mało czasu na naukę, że często ślęczeli nad książkami do późna.

Mama natomiast dawno nie była w tak dobrym nastroju i w pośpiechu

przenosiła do pokoiku miskę z zimną wodą, żeby się umyć. Od kiedy wprowadził się

pan Hvalstad, nie miała odwagi myć się w kuchni, jak to zawsze robili, kiedy

mieszkali w czynszówce Andersengarden. Zimą tylko w kuchni było nieco cieplej, o

ile Elise rozpaliła w piecu.

background image

Słyszała, jak matka, myjąc się, nuci pod nosem, mimo że w pokoiku było

ciasno i na pewno musiała ją krępować obecność chłopców. Elise uśmiechnęła się w

duchu. Myślami powędrowała w czasy, kiedy mama i tato szaleli gdzieś w Kristianii,

tak zakochani, że zapominali o całym świecie dookoła, nawet o surowych ciotce i

wujku, którzy wpadli w taką wściekłość, że odmówili swej pomocy.

Usłyszała kroki na schodach. Asbjorn Hvalstad zapukał i wszedł do środka,

niosąc na rękach Anne Sofie.

- Dzień dobry, pani Ringstad - rzekł pogodnym głosem. - Czy jesteśmy dziś

pierwsi?

- Mama ubiera się, ale chłopcy najwyraźniej położyli się zbyt późno, nie

mogłam ich wyciągnąć z łóżek. Zaraz znowu spróbuję.

Westchnął.

- Nie, nie jest łatwo surowo traktować dzieci, zwłaszcza te, które muszą

pracować. Mówi się, że trzeba trzymać rózgę w pogotowiu i wychowywać dzieci w

dyscyplinie, a w Piśmie Świętym jest napisane, że tych, których kochamy, musimy

karać. Ale to nie jest łatwe.

Elise uśmiechnęła się do siebie. Jeszcze nie widziała, by kiedykolwiek sprawił

lanie Anne Sofie ani też żeby na nią krzyczał.

Znowu poszła do pokoiku, trochę zawiedziona, że matka nie pomyślała o tym,

ż

eby obudzić chłopców. Jeszcze raz spróbowała tchnąć w nich życie. Tym razem

dźwignęli się, jednak ich powieki nadal były ciężkie, a ruchy spowolnione.

- Czy on już wstał? - szepnęła matka z wypiekami na policzkach, wciągając

przez głowę znoszoną bawełnianą suknię. - Nie rozumiem, jak mogłam tak długo

spać. Musisz mnie wcześniej budzić, Elise.

Elise wróciła do kuchni, dołożyła do pieca szczapę drewna i wyjęła chleb,

masło i biały ser, czekając, aż kawa będzie gotowa. W bańce zostało niewiele mleka.

Ż

eby tylko pan Hvalstad tego nie zauważył. Płacił za posiłki i pewnie oczekiwał, że

niczego nie będzie brakowało. Jednak w tej samej chwili do kuchni weszła matka i

nawet jeśli zamierzał coś powiedzieć, natychmiast o tym zapomniał.

Anne Sofie wdrapała się na ławę.

- Gdzie jest Peder?

- Zaraz przyjdzie. - Elise uśmiechnęła się do niej.

- Tak to jest, jak ktoś za późno się kładzie spać - zauważył pan Hvalstad z

uśmiechem. Pani Lovlien odwzajemniła uśmiech i zarumieniła się.

background image

Zachowuje się jak zakochana nastolatka, pomyślała Elise i uznała, że to

zaczyna być męczące. Może to przez tę wczorajszą opowieść. Żeby się zakochać w

ciągu zaledwie czternastu dni... Nagle uderzyła ją pewna myśl: czy matka od razu

zaszła w ciążę? Czy młoda niewinna dziewczyna przybyła do stolicy z Bratsberg

odważyłaby się tak szybko związać z nieznajomym?

To niemożliwe! Przypomniała sobie siebie z Johanem na polanie latem

zeszłego roku, tak bardzo tego pragnęli, a jednak zdołali się opanować. Nie tylko myśl

o grzechu i konsekwencjach ją powstrzymywała, ale również szacunek dla matki i

obawa przed nią.

A tymczasem matka sama... Elise pokręciła głową.

Chłopcy z hałasem wpadli do kuchni. Kłócili się, który z nich powinien usiąść

na wolnym stołku. Mówili głośno, podniesionymi głosami.

- Cicho, chłopcy. - Elise spojrzała na nich surowo. - Nie widzicie, że już

siedzimy przy stole?

Natychmiast zamilkli. Kristian wygrał i zajął stołek, a Peder musiał usiąść

obok Anne Sofie na ławie.

- Jakie masz stopnie, Peder? - Pan Hvalstad zerknął na niego, biorąc kanapkę.

Peder spuścił wzrok i zagryzł wargę.

- Peder ma bujną wyobraźnię i ładnie rysuje - pośpieszyła Elise z odpowiedzią.

Pan Hvalstad posłał jej karcące spojrzenie.

- Pytałem, jakie ma stopnie.

- Jedynki i dwójki, i takie tam - odpowiedział za brata Kristian.

Elise poznała po nim, że nie zamierza wydać Pedera, lecz po prostu chce go

wyręczyć, by ten nie musiał sam mówić.

- Jedynki? - pan Hvalstad wydawał się przerażony. - Kiedy ja chodziłem do

szkoły, dostawałem zwykle czyste piątki. Nie odrabiasz lekcji, Peder? Bez

wykształcenia nigdzie w życiu nie zajdziesz, wiesz.

- Odrabiam lekcje, ale Kristian mówi, że jestem nierozgarnięty i że będę

czyścił wychodki, kiedy dorosnę. A ja najbardziej chciałbym sprawdzać koła

pociągów. Czy muszę się dobrze uczyć, żeby zostać kimś takim, panie Hvalstad? -

popatrzył na lokatora wielkimi niebieskimi oczami i wzrokiem pełnym nadziei.

- Tylko kiedyś tak mówiłem - Kristian ponownie zabrał głos. Elise zerknęła na

niego zdumiona.

- To prawda, Kristianie. Dawno już nie słyszałam, żebyś dokuczał Pederowi.

background image

- Niezależnie od tego, kim chcesz zostać, musisz skończyć szkołę - odparł pan

Hvalstad. - Chyba nie chcesz do końca życia harować jako robotnik w fabryce?

Peder spojrzał na niego zdumiony.

- Czy jest w tym coś złego, panie Hvalstad? Mój tato pracował w tkalni płótna

ż

aglowego. W każdym razie kiedy nie pił.

Przy stole zrobiło się cicho.

Peder chyba zrozumiał, że powiedział coś, czego nie powinien mówić, i

odwrócił się do matki.

- Prawda, mamo? Kiedy nie pił, to czasami pracował?

- Prawda, Pederze. - Matka posłała mu szybki uśmiech. Peder na powrót

rozpogodził się i znowu zwrócił się do Asbjorna Hvalstada. - Nasz tato był Cyganem,

rozumie pan. Cyganie czują mrowienie w nogach i cały czas muszą się gdzieś

przenosić, dlatego tato chodził na Lakkegata. Elise ma po nim brązowe oczy, Kristian

czarne włosy, a ja odziedziczyłem tylko mrowienie w nogach.

Kristian roześmiał się. Nie tak, jak śmiał się z brata kiedyś, pomyślała Elise,

lecz serdecznie, jak gdyby Peder naprawdę go rozśmieszył.

Ś

miech Kristiana najwyraźniej dodał Pederowi pewności siebie, niebieskie

oczy chłopca rozbłysły, a na twarzy pojawił się uśmiech od ucha do ucha.

Natomiast pani Lovlien spuściła wzrok i wydawała się zakłopotana.

Jej również nie udało się całkiem wyzbyć uprzedzeń, pomyślała Elise.

- Uważam, że odziedziczyłeś po ojcu także słuch muzyczny, Pederze. W

każdym razie potrafisz pięknie gwizdać. Ty też, Kristianie. Pamiętam, że ojciec grał

na akordeonie i ładnie śpiewał. Teraz może dla nas grać Emanuel.

Zauważyła, że matka posłała jej pełne wdzięczności spojrzenie. Niełatwo

byłoby jej zrobić dobre wrażenie na kawalerze, skoro jest tyle rzeczy, których się

wstydzi, pomyślała i w jednej chwili poczuła się staro.

- Czy lubi pan muzykę, panie Hvalstad?

Mężczyzna poruszył się niespokojnie, Elise zrozumiała, że trafiła w jego czuły

punkt.

- Niestety, nie za bardzo. Natomiast moja żona dobrze grała na pianinie.

- W takim razie Anne Sofie na pewno jest muzykalna. - Elise zwróciła się do

dziewczynki. - Kiedy Emanuel wróci do domu, poproszę go, żeby zagrał coś dla

ciebie. Jakieś piosenki, które znasz.

Anne Sofìe ożywiła się. - Zwariowany Truls.

background image

- Zwariowany Truls. - Elise roześmiała się. - Co to jest? Matka odpowiedziała

za małą.

- To piosenka biesiadna. - Zanuciła. - „I przyniósł różę na skraj doliny”...

Anne Sofìe rozpromieniła się.

- Nigdy przedtem nie słyszałem, żebyś to śpiewała, mamo - wtrącił Kristian.

Ku swemu zdumieniu Elise zauważyła, że matka się zaczerwieniła.

Pan Hvalstad podniósł się.

- Chyba muszę iść do biura. Tak tu miło u was przy stole, że trudno mi się

wyrwać.

Jak tylko wyszedł, a chłopcy pobiegli do szkoły, Elise zwróciła się do matki.

- Skąd znasz tę piosenkę?

- To ulubiona piosenka Mathiasa i moja. Ojciec niezwykle pięknie gwizdał.

Nawet na dwa głosy. Pierwszego wieczoru, tego dnia, kiedy poznaliśmy się w

pociągu, usłyszałam, że ktoś gwiżdże tę melodię na ulicy. Mathias stał na dole i

patrzył w moje okno - dodała i uśmiechnęła się zakłopotana.

- Jaka szkoda, że Asbjorn Hvalstad nie lubi muzyki. Matka wzruszyła

ramionami.

- To nie ma żadnego znaczenia, najważniejsze, że jest przyzwoitym i

porządnym człowiekiem.

Rozległo się pukanie. Za drzwiami stały Kiełbaska i Larsine.

- Proszę, przyprowadziłam ją. - Kiełbaska uśmiechnęła się, ukazując dziurę po

zębie. - Coś leży na schodach - dodała. - To nie ode mnie.

- Leży coś na schodach? - Elise postąpiła krok do przodu.

W rogu między gankiem a drzwiami leżało coś zapakowanego w brązowy

papier i przewiązanego dookoła sznurkiem.

Kiełbaska była tak zaciekawiona, że z trudem nad sobą panowała, ale kiedy

zrozumiała, że Elise nie zamierza od razu rozpakować paczki, ruszyła z powrotem;

musiała wracać do masarza robić kiełbasy.

Anne Sofie i Larsine przystanęły i w napięciu przyglądały się pakunkowi. Nie

co dzień znajdowali paczki na ganku.

- To nie jest nic dla was - Elise popchnęła dziewczynki do środka. - To tylko

resztki jedzenia, które tu wczoraj zostawiłam. - Sama nie wiedziała, dlaczego kłamie,

lecz coś jej mówiło, że nie spodoba jej się to, co jest w środku. Wzięła paczkę i

zniknęła za rogiem domu. Skoro matka prosiła, żeby czytała jej na głos listy od

background image

Emanuela, z pewnością nalegałaby również, żeby jej pokazać, co jest w paczce.

Elise czuła jednocześnie napięcie i niepokój, kiedy rozwiązywała sznurek.

Czyżby to Johan coś zostawił, kiedy tu był? A może ktoś przyniósł paczkę od

Emanuela i położył na ganku? Ale dlaczego w takim razie czuje niepokój, jak gdyby

paczka zawierała coś złego?

Papier ześliznął się, a w ręku Elise zostało coś jasnego i miękkiego. Rozłożyła

to i ujrzała śliczny nieduży kocyk dziecięcy zrobiony na drutach z delikatnej wełny.

Przyglądała mu się, nic nie rozumiejąc. Znowu jej myśli podążyły ku Johanowi. Czy

w taki sposób chciał jej okazać współczucie? Prośbę o wybaczenie za to, że zawiódł

jej zaufanie?

Ale dlaczego nie mógł jej tego dać, kiedy tu był? I jakim cudem stać go było,

ż

eby kupić coś tak pięknego? Kocyk na pewno kosztował majątek.

Johan powinien raczej przeznaczyć te pieniądze na pomoc Annie i swojej

matce. Nie mogłaby przyjąć tak kosztownego prezentu od kogoś, kto nawet nie ma

porządnej pensji, a tylko parę ore kieszonkowego jako żołnierz straży granicznej.

Pewnie dlatego zrobił to w ten sposób: położył paczkę pod drzwiami, by

zdążyć odejść, zanim Elise ją zauważy. To nierozważne z jego strony, podarunek

mógł znaleźć przed nią ktoś inny.

Zaraz gdy wróciła do kuchni, Anne Sofie i Larsine w napięciu skierowały na

nią wzrok.

- Gdzie jest paczka? - spytała Anne Sofie; nie usłyszała wyjaśnienia Elise, że

zostawiła tam wczoraj jedzenie, zresztą pewnie by w to nie uwierzyła.

Matka spojrzała znad gałganków, które cięła, by utkać z nich potem chodniki.

Obie dziewczynki pomagały jej.

- Paczka?

Elise podeszła do stołu i pokazała im, co leżało w środku zawiniątka.

- Znalazłam go przy ganku. To znaczy nie ja to znalazłam, lecz mama Larsine.

Matka patrzyła to na kocyk, to na Elise.

- Kto to położył?

- Czy to kocyk dla lalek? - Larsine już miała zamiar pociągnąć kocyk do

siebie.

Elise pośpiesznie zawinęła go z powrotem w szary papier.

- Nie, jest zbyt ładny, żeby używać go dla lalek. Ktoś zrobił go na drutach z

cieniutkiej, miękkiej wełny - Uznała, że nie ma potrzeby tłumaczyć dzieciom, do

background image

czego ma służyć. Jeszcze nie.

- Ale... - matka spojrzała na nią, nie rozumiejąc. Elise potrząsnęła głową.

- Nie wiem, kto podłożył tę paczkę. Może ktoś jej zapomniał. - Mrugnęła do

matki.

Ale kiedy Anne Sofie i Larsine poszły się bawić, matka znowu zwróciła się do

Elise.

- Nie masz pojęcia, czyj to pomysł? Elise pokręciła głową.

Nagle pani Lovlien zacisnęła usta, aż utworzyły cienką kreskę.

- Myślę, że wiem, kto to.

- Wiesz?

- To nie może być nikt inny, tylko Johan. Był tutaj dwa dni temu i poznałam

po jego wzroku, że o tobie nie zapomniał. Ale mówię ci, Elise, jeśli zrobisz coś

głupiego, to nie tylko będę na ciebie zła, ale naprawdę będzie mi przykro. Wpadnę w

taką rozpacz, że odechce mi się żyć.

Elise zmarszczyła czoło, nie rozumiejąc.

- O czym ty mówisz?

- Johan jest zazdrosny, chyba to rozumiesz. Teraz będzie się starał, by między

wami znowu się ułożyło, i spróbuje zdobyć twe serce upominkami. On nie jest głupi,

na pewno liczy na to, że się wzruszysz, gdy podaruje coś maleństwu. Uważam, że to

bezwstydne. Nikt poza twoim mężem nie powinien wiedzieć, że jesteś przy nadziei.

Nie rozumiem, jak w ogóle to zauważył, jesteś przecież taka szczupła. Na twoim

miejscu podarowałabym kocyk Hildzie. Jej też się przyda.

Elise poszła do pokoiku i włożyła paczkę do swojej szuflady. Postanowiła nie

robić nic, dopóki się nie dowie, kto położył pakunek na ganku.

Jednak kiedy usiadła przy krosnach, w jej uszach odezwały się znowu słowa

matki. Czy to możliwe, żeby matka miała rację? Sama o tym myślała. Przypomniała

sobie wzrok Johana, gdy stanął w drzwiach i spojrzał na nią: w jego oczach dojrzała

ciepło i smutek. Pamiętała, że wydawał się zakłopotany, gdy spytała go o Agnes.

Dlaczego życie jest takie trudne, spytała w duchu i westchnęła zmęczona.

Więcej nie widziała mężczyzny o kulach i po jakimś czasie doszła do

wniosku, że musiała sobie ubzdurać, że ją śledził. Nie wiadomo nawet, czy to na

pewno był rudzielec. Jest tylu innych rannych młodych mężczyzn, zwłaszcza teraz,

kiedy tak wielu pełni straż przy granicy i bierze udział w niebezpiecznych zadaniach i

ć

wiczeniach wojskowych. Dwa tygodnie później znowu przyszedł list od Emanuela.

background image

Najdroższa Elise!

Dzisiaj dostaliśmy rozkaz wymarszu w stronę granicy. Przyjęliśmy to jak

wybawienie, wreszcie coś się wydarzy, w końcu żądania Norwegii zostaną spełnione.

Napięcie jest duże, ale odnoszę wrażenie, że uczucie strachu jest niewielkie. Dowódca

korpusu własnoręcznie zapisał rozkazy dla kompanii, wydane w twierdzy Kongsvinger

w środę trzynastego września 1905 roku. Zwróć uwagę na datę! Nie mogę

powiedzieć, dokąd idziemy, ze względów bezpieczeństwa musi to pozostać tajemnicą.

Piszę teraz na wypadek, gdybym później nie miał okazji.

Wiemy, że patrole wroga dotarły do granicy, i znamy też swoje zadania, gdzie

mamy zająć pozycje i co obserwować, ale tego niestety nie mogę ci zdradzić.

Odnawiamy stare okopy i umocnienia i przygotowujemy nowe, budujemy drogi dla

artylerii i szykujemy się na przyjęcie naszych „braci” po drugiej stronie Kjolen.

Wszyscy rozprawiamy o arogancji Szwedów. Naszych „braci”, którzy traktowali nas

jak gorszy naród, niczym „dzierżawców skandynawskiego majątku ziemskiego”!

Zrobiło się zbyt zimno i mokro, żeby sypiać w namiotach, dlatego

posprzątaliśmy w kilku starych budynkach twierdzy i tam znaleźliśmy

zakwaterowanie. Poza tym wielu z nas nie daje spokoju myśl o najbliższych w domu.

Codziennie któryś prosi o zwolnienie na kilka dni do pracy, żeby zarobić trochę

pieniędzy dla rodziny. Chłopak, który śpi obok mnie, dostał list od żony i dał mi go

przeczytać. Część sobie nawet przepisałem, ponieważ list mówi dużo o tej rodzinie, a

poza tym uważam, że jest miły. Brzmi tak: „Kochany... Musisz poprosić kaftana o

osiem dni pszepuski, rzeby pszyjehać do domu i zarobić piniondze dla dzieci i dla

mnie. Jusz od dawna niemam ani grosza. Jemy u moih rodzicuw, ale myślę, rze

niedugo wyrzucom mnie z mieszkania, bo nie płace. Co z nami zaś bendzie? Wracaj

do domu. Goroncepozdrowienia, twoja...”

Bardzo mi ich żal. Pomyśl tylko, że można być aż tak biednym! Będzie mi

brakować życia w twierdzy, zwłaszcza tych chwil, gdy odwiedzają nas znajomi z

Kongsvinger. Wielu chłopaków znalazło sobie w mieście dziewczyny. Tutaj jest

niesamowicie dużo ładnych dziewcząt.

Mam nadzieję, że u Ciebie i Twojej rodziny wszystko w porządku.

Twój Emanuel

Ani słowa o tym, że za nią tęskni. Ani jednego pytania o to, jak sobie radzą.

Złożyła list i wsunęła go do kieszeni. W każdym razie to nie on przysłał jej paczkę z

niemowlęcym kocykiem, pewnie nie pamięta, że spodziewa się dziecka.

background image

Rozczarowanie zapiekło i sprowadziło ponure myśli.

„Bardzo mi ich żal. Pomyśl tylko, że można być aż tak biednym...”

Czy już zapomniał, jak z Hildą i chłopcami marzła i głodowała tej zimy? Że

Torgny groził, że wyrzuci ich na bruk? Że musiał sam przynosić im z Armii chleb, bo

nie mieli pieniędzy na jedzenie? Te czasy mogą nadejść znowu, jeśli on nie wróci.

Teraz, kiedy jeszcze jest w miarę ciepło, dobrze sobie radzą, ale jak zdobędą środki na

drewno i węgiel na zimę?

Zagryzła wargę, żeby powstrzymać płacz. Wiedziała, że jest niewdzięczna.

Oczywiście, wielu wiodło się gorzej niż im. Nie w tym rzecz, najbardziej bolało

rozczarowanie, że nie napisał ani jednego czułego słowa, nie martwił się, czy dobrze

sobie radzą, ani jednego zdania, które zdradzałoby, że nadal ją kocha. Tylko

wspomniał o tych wszystkich pięknych dziewczętach w Kongsvinger.

- Czy coś nowego? - Matka spojrzała na nią w napięciu.

- Dostali rozkaz wymarszu do granicy. Matka objęła ją ramionami i przytuliła.

- Nie płacz, Elise. Jestem pewna, że wróci. Musimy się za niego modlić i mieć

zaufanie do Boga, naszego Ojca.

Elise zawstydziła się. Powinna czuć strach, a zamiast tego przejmuje się

słowami, których zabrakło. Ale nie mogła się do tego przyznać. Nie matce, która, gdy

była w jej wieku, przeżyła tak bezgraniczną miłość.

Wyswobodziła się z objęć i wyszła na ganek. W powietrzu czuć było jesień,

wieczór był ciemny. Znad rzeki ciągnęło chłodem. Wkrótce jesień zapanuje na dobre,

z zimnym wiatrem, który przeszyje na wskroś rozeschnięte ściany, i szronem o

poranku.

Elise zadrżała i odwróciła się, żeby z powrotem wejść do domu. Wtedy jej

wzrok padł na coś szarobrązowego wetkniętego między dwa kamienie za gankiem.

Serce jej mocniej zabiło.

Pochyliła się i podniosła paczkę, wstrzymała oddech, kiedy ściągała sznurek.

W środku leżał maleńki kaftanik zrobiony na drutach i pięć koron!

ROZDZIAŁ TRZECI

Przez chwilę stała jak zaczarowana i wpatrywała się w to, co trzymała w ręku.

Myśli kłębiły się jej w głowie. Johan nie był w domu na przepustce od czasu, kiedy

opowiedział jej o zdarzeniu w czasie wymarszu. A może jednak był? Czyżby

Emanuel odbył z nim poważną rozmowę i zabronił mu odwiedzać Elise? Czy dlatego

background image

wsunął paczkę między kamienie?

Pokręciła głową, nic z tego nie rozumiejąc. Nikt nie mówił jej, że to sprawka

Johana, ale kto inny mógłby to zrobić? Rzeczy mógł przysłać również Emanuel, ale

kto by je tu dostarczył i dlaczego nie wspomniał o tym w liście?

A może to ktoś inny? Ktoś, kto pragnął zachować anonimowość? Majster?

Pewnie ma wyrzuty sumienia, ponieważ Hilda, będąc w ciąży, musiała nadal

pracować w fabryce, choć powinna przestać? A może to któryś z przyjaciół Emanuela

z Armii? Wiedzieli, że jej męża oddelegowano do straży granicznej i że ona

spodziewa się dziecka, przypuszczalnie słyszeli też, że straciła pracę w przędzalni

Graaha. Mogli pomyśleć, że nie będzie chciała nic przyjąć teraz, kiedy weszła do

dobrze sytuowanej rodziny.

To ostatnie wydawało się najbardziej prawdopodobne. Członkowie Armii

pomagali ludziom w potrzebie, cóż byłoby bardziej naturalnego niż pomoc jednemu

ze swoich, gdy i jego dosięgła bieda?

Elise wróciła do kuchni, nie kryjąc tego, co znalazła. - Znowu coś leżało przed

domem.

Był wczesny wieczór. Larsine już odebrano, a Asbjorn Hvalstad z Anne Sofie

kładli się spać na poddaszu. Chłopcy nie przyszli jeszcze z pracy, a matka naszywała

łatę na koszuli Pedera. Zdumiona podniosła wzrok.

- Co, znowu? Ale... Elise przerwała jej.

- Właśnie. Johana nie było w domu. Teraz widzisz, że się myliłaś. Zbyt szybko

wyciągnęłaś wnioski i oceniłaś Johana, zanim dowiedziałaś się czegokolwiek.

Wydawało się, że matka zdaje sobie sprawę ze swej winy.

- Nie widziałam w tym nic dziwnego, zaręczyliście się przecież zaledwie parę

miesięcy temu. W takim razie kto to może być? - dodała w zamyśleniu.

- Myślę, że to ktoś z Armii. Przyjaciele Emanuela, ci, którzy przyszli na

wesele, mogli powtórzyć komuś, że rodzice Emanuela nie byli zbytnio zachwyceni

mną i moją rodziną. Później może się dowiedzieli, że straciłam pracę w przędzalni i

ż

e jestem w ciąży. Żeby nie wprawiać mnie w zakłopotanie, postanowili pomóc mi w

taki sposób.

Matka początkowo wydawała się nieprzekonana, lecz po chwili skinęła głową.

- Myślę, że masz rację - przyznała. - Ludzie z Armii Zbawienia są wyjątkowi.

Nie mam pojęcia, jak by się żyło w naszym mieście bez ich pomocy. - Popatrzyła na

Elise zmartwionym wzrokiem. - Czy lepiej się już czujesz? Nie wolno ci się martwić

background image

na zapas, Elise. Nawet jeśli krążą przerażające plotki, jestem pewna, że negocjatorzy

w Karlstad znajdą pokojowe rozwiązanie. To było do przewidzenia, że Norwedzy i

Szwedzi zgromadzą swoje siły po obu stronach granicy. Uważam, że w tak krytycznej

sytuacji byli po prostu do tego zmuszeni.

Elise pokiwała głową. Pomyślała i o Emanuelu, i o Johanie.

Pożyczyły gazetę od Asbjorna Hvalstada i przeczytały, że sytuacja w Karlstad

jest bardziej napięta niż kiedykolwiek. Zdawało się, że negocjacje zostaną zerwane.

Strach przed wojną był silniejszy niż kiedykolwiek. Norweski rząd wydał rozkaz

zmobilizowania w Ostlandet czterech batalionów liniowych i sił pospolitego ruszenia.

W sobotę wieczorem niespodziewanie pojawiła się Agnes.

Dzień był piękny, przejrzysty i spokojny. Liście na drzewach zaczęły już

przybierać barwy jesieni, kiedy padało na nie słońce, lśniły jak złoto.

Larsine została odebrana wcześniej, ponieważ Kiełbaska skończyła pracę

przed czasem. Chłopcy też już na dziś uporali się z robotą i popędzili na polanę,

mama poszła do Andersengarden odwiedzić panią Evertsen i panią Thoresen. Asbjorn

i Anne Sofie udali się z wizytą do starych gospodarzy na Anton Schjoths gate. Elise

po raz pierwszy od bardzo dawna została w domu sama. Czuła się nieswojo. Ciągle

jeszcze prześladował ją w myślach mężczyzna o kulach. Co chwila wyglądała na most

i zawsze zamykała za sobą drzwi na klucz.

Kiedy zobaczyła przyjaciółkę przez okno, odczuła ulgę.

- Agnes? Jak to miło. Wejdź, proszę.

Agnes miała na sobie nową, czarną kurtkę wciętą w pasie i z turniurą, suto

marszczoną spódnicę z czarnym haftem i czarny kapelusz. Jakim cudem ją na to stać?

Elise spojrzała z zazdrością na nowy strój przyjaciółki.

- Mam ci coś ważnego do powiedzenia. - Twarz Agnes jaśniała jak słońce.

- Usiądź na chwilę, nastawię kawę. Mogę cię też poczęstować kawałkiem

ciasta, które zafundował nam nasz lokator.

- Słyszałam, że znalazłyście lokatora. Jaki on jest? - Agnes opadła na stołek,

nie zdejmując kapelusza.

- Miałyśmy szczęście. To wdowiec koło czterdziestki z czteroletnią córeczką.

Dostajemy dodatkowo parę koron za pilnowanie małej.

- Nie musisz się chyba martwić o pieniądze, skoro masz dobrze sytuowanych

teściów.

Elise nie odpowiedziała.

background image

Agnes jednak nie zamierzała się poddać, przypuszczalnie czegoś się

domyślała.

- Wiem naturalnie, że Emanuel nic nie zarabia, służąc w straży granicznej, ale

jego rodzice chyba wam pomagają?

- Oni nie wiedzą, jak nam się wiedzie.

- Nie odzywają się wcale?

- Nawet na to nie liczę. W końcu od ślubu nie minęło tak wiele czasu.

- Domyśliłam się, co z nich za ludzie. Mimo że niewiele pamiętam z tych

kilku chwil na twoim weselu, wystarczyło, by zauważyć ich surowe twarze i

przekonać się, że państwo Ringstadowie nie pasują do twojej rodziny.

- My też pewnie zareagowalibyśmy w ten sposób, gdybyśmy byli na ich

miejscu. Oni pragnęli córki ziemianina, najlepiej z bogatego dworu, który można by z

czasem połączyć w jedno z ich gospodarstwem. W zamian dostała im się biedna

robotnica, która zatrzyma Emanuela w mieście. W każdym razie oni to tak widzą. Co

takiego miałaś mi powiedzieć?

- Pobieramy się. - Popatrzyła na Elise z triumfującym uśmiechem. - Nie

wierzyłaś w to, prawda?

- Nie wiem, w co wierzyłam. - Elise usiłowała ukryć swoje uczucia. Sama nie

bardzo rozumiała, co się działo w jej duszy, lecz nie czuła radości.

- Czy potrafisz dochować tajemnicy?

- Przecież wiesz, że tak.

- Jestem w ciąży.

Elise otworzyła oczy ze zdumienia.

- Tak szybko? Agnes roześmiała się.

- Minęły już dwa miesiące, odkąd wyjechał do Kongsvinger, a byliśmy ze sobą

już przedtem. - Zaczerwieniła się na policzkach. - Przyszłam, żeby zapytać, czy

zechciałabyś zostać moją druhną.

Elise wiedziała, że nie ma wyboru. Jeżeli odmówi, obrazi Agnes na zawsze.

Jednak w głębi duszy czuła ogromny protest.

- Naprawdę tego chcesz? Po tym, co się stało?

- Oczywiście, że tak. Jesteś przecież moją najlepszą przyjaciółką. O Emanuelu

już dawno zapomniałam. To było tylko urojenie, dziewczęce zadurzenie. Myślę

nawet, że i mundur zrobił swoje. Kiedy zobaczyłam Emanuela w cywilnym ubraniu,

już nie wydawał mi się taki przystojny.

background image

Elise z trudem panowała nad sobą.

- Kiedy odbędzie się ślub?

- W przyszłą sobotę.

Elise popatrzyła na Agnes z niedowierzaniem.

- Dostanie przepustkę, kiedy podeszli już bliżej do granicy? Agnes skinęła

głową.

- Muszą mu dać, gdy się dowiedzą, w jakim jestem stanie.

- Weźmiecie ślub w kościele w Sagene?

- Oczywiście. A gdzieżby indziej? Przecież stąd jesteśmy.

- Będzie wielkie wesele? Agnes uśmiechnęła się.

- Większe niż twoje. Ojciec chce, żeby wesele odbyło się z wielką pompą i

planuje wyprawić je w restauracji Hasselbakken na Wzgórzu Świętego Jana. Jego

kumple też przyjdą, na pewno będzie wesoło.

- Kumple twojego ojca? Agnes roześmiała się.

- Nie, Johana, naturalnie.

- Mam nadzieję, że nie ci z bandy Lorta - Andersa? - powiedziała to żartem,

jednak wyczuła w duszy pewien niepokój.

- A co jest w nich złego? Nie wszyscy Siedzą w więzieniu. Nie wszyscy też

napadają na dziewczęta. W każdym razie dwóch z nich to porządne chłopaki, wiem o

tym. Johan nie wróci do domu przed sobotą, więc ja muszę się wszystkim zająć.

- Czy musisz też zdecydować, których zaprosić?

- To żaden kłopot. Wiem, gdzie jeden z nich mieszka.

- Nie zamierzasz chyba zaprosić tego, który... - zamilkła.

- Nigdy nie mówiłaś, który to. Sama nie możesz tego wiedzieć, bo było

ciemno.

- Jestem prawie pewna. To ten z rudymi, kręconymi włosami. - Nie chciała o

tym mówić. Agnes nigdy nie umiała trzymać języka za zębami, zwłaszcza gdy dostała

coś mocniejszego do picia. A na weselu na pewno będzie wódka, jej rodzice nie

stronili od alkoholu.

- Nie sądzę, Elise. Ansgar nie jest taki. To raczej Szpon. On przystawia się do

wszystkich dziewczyn.

Elise poczuła wzbierającą irytację.

- Tu nie chodzi o przystawianie się! Mówisz, jakby to była jakaś drobnostka.

On zniszczył moje życie, Agnes. Myślisz, że chcę urodzić dziecko takiego bałamuta?

background image

Agnes spojrzała na nią z wyrzutem.

- Zniszczył ci życie? Tobie, która wyszłaś za Emanuela?

- To nie ma nic wspólnego z dzieckiem.

- Nie ma? Czy Emanuel by ci się oświadczył, gdyby nie było mu cię żal? I czy

wyszłabyś za niego, gdyby nie chodziło ci o dziecko?

Elise wpatrywała się w przyjaciółkę, nie wiedząc, co odpowiedzieć.

- Nie musisz nic mówić, widzę to po tobie. Elise spuściła wzrok.

- Nie sądzę, by Emanuel aż tak mnie kochał - rzekła tak cicho, że nie była

pewna, czy Agnes ją usłyszała.

- Phi! - prychnęła przyjaciółka. - Jest tak zakochany, że nie wie, jak chodzić.

Elise potrząsnęła głową.

- Też tak myślałam, ale ostatnie listy wcale o tym nie świadczą.

- Nie bądź niemądra, Elise. Oni mają tam co innego do roboty, chyba wiesz.

Elise podniosła wzrok i spojrzała na Agnes prosząco.

- Bądź tak dobra i nie zapraszaj tego rudego! Bo ja nie będę mogła przyjść.

- W porządku. Obiecuję, że go nie zaproszę. Ale myślę, że się mylisz. To nie

mógł być Ansgar. On nie jest taki jak inni.

Elise zacisnęła zęby.

- Nie jestem w stanie nawet o tym myśleć. Mogłabym go zabić! Zapadła cisza.

Agnes siedziała w milczeniu i przyglądała się twarzy Elise. Wreszcie spytała z

wahaniem:

- Żałujesz, Elise?

Elise posłała jej gniewne spojrzenie.

- Oczywiście, że nie żałuję. Było mi dobrze z Emanuelem, kiedy był w domu.

Wtedy byliśmy w sobie zakochani. Ale niewielu małżeństwom udaje się utrzymać ten

stan. Nieliczni pobierają się z powodu wielkich uczuć. I nawet im po jakimś czasie

przechodzi.

Agnes wolno pokiwała głową.

- Ja też myślę, że Johan mnie nie kocha.

- Nie?

Agnes potrząsnęła głową.

- To ja chciałam za niego wyjść. Postarałam się, że potoczyło się, jak się

potoczyło.

- Chcesz powiedzieć, że ożenił się z tobą tylko dlatego, że spodziewasz się

background image

dziecka?

Agnes przytaknęła.

- Znasz go. On nie ucieka od odpowiedzialności.

- Nie wstydzisz się do tego przyznać?

- Dlaczego miałabym się wstydzić? Tak już jest. Jeżeli chcesz coś osiągnąć,

sama musisz o to zadbać.

Nagle wyjęła z kieszeni kopertę.

- Masz ochotę przeczytać jego list?

Elise zawahała się. Właściwie nie chciała, lecz jednocześnie ciekawa była, czy

Johan nie napisał czegoś o Emanuelu. Poza tym zastanowiła się, czy Agnes

rzeczywiście ma rację. Ostatnio twierdziła, że pisał niezwykle gorąco i namiętnie. Bez

przekonania sięgnęła po list.

Kochana Agnes!

Już dość narozrabiałem w moim życiu i nie chciałbym mieć niczego więcej na

sumieniu. Oczywiście pobierzemy się, kiedy już tak się ułożyło. Rozumiem, że

wolałabyś wziąć ślub jak najszybciej, zanim cokolwiek będzie widać, i mam nadzieję,

ż

e wszystko załatwisz. Tylko proszę Cię, nie rób zbyt wielkiego przyjęcia. Uważam, że

teraz, kiedy nasz kraj znalazł się w zagrożeniu, to nie wypada.

Dostaliśmy posiłki. Żołnierze wyglądali imponująco, kiedy przybyli,

maszerując rytmicznie, aż ziemia śpiewała i drżały domy. Zauważyliśmy, jak bardzo

wraz z ich pojawieniem się wzrosło poczucie powagi i solidarności. Jesteśmy

wdzięczni, że możemy brać w tym udział i bronić ojczyzny. Wydaje się nam to równie

oczywiste jak obrona tych, których kochamy, przed napastnikiem.

Wieczorami zapalamy ognisko, a kiedy słońce opuszcza się nisko na zachodzie,

ś

piewamy Cudowna jest ziemia, wspaniałe jest Boskie niebo. Dzisiaj zapytano nas,

czy ktoś chciałby zgłosić się na ochotnika do oddziału, który miałby podejść bliżej

granicy. Wszyscy wystąpili trzy kroki do przodu. Wybrano co ósmego z nas, między

innymi Emanuela Ringstada, ale na mnie nie trafiło. Proszę, przekaż to jakoś

delikatnie Elise. Ze względu na Ciebie cieszę się, że mnie nie wybrano, mimo że

chętnie bym się do nich przyłączył.

Uważaj na siebie, Agnes. Ponieważ nie zostałem wybrany, na pewno dostanę

przepustkę na ślub, ale tylko na jeden dzień.

Twój Johan

Elise złożyła list i podała go Agnes.

background image

- Dziękuję.

- Widziałaś, nie było ani słowa o tęsknocie i takich tam.

- Uważam, że list jest bardzo ładny. Nie dziwię się, że obu najbardziej

interesuje teraz sytuacja w kraju.

- Sama na to narzekałaś.

- Obie jesteśmy strasznie głupie, Agnes. Johan trafnie opisał, co czują

ż

ołnierze. Teraz lepiej rozumiem, jak im tam jest. Znajdują się tak blisko granicy, w

ciągłym zagrożeniu, że w każdej chwili może wybuchnąć wojna.

- Czy jest ci przykro? No wiesz, z powodu Emanuela. Że został wybrany.

- Nie chcę o tym myśleć. Nadał istnieje możliwość, że negocjatorom uda się

znaleźć pokojowe rozwiązanie. Nie chcę się martwić, dopóki się nie dowiem, że

wojna jest faktem.

Agnes przyjrzała się Elise uważnie.

- Domyślam się, że między wami nie jest tak, jak powinno.

- Nie, dobrze nam ze sobą. Tylko ja oczekuję zbyt wiele. Zapomnij o tym, co

mówiłam, Agnes. Jestem pewna, że kiedy Emanuel wróci do domu, wszystko będzie

jak dawniej.

I jeśli po tych trudach będzie się zachowywał bardziej chłodno, to nic nie

szkodzi, dodała w duchu.

- Opowiedz o lokatorze. Jest przystojny?

Elise nie mogła się nie roześmiać. Pytanie o wygląd było dla Agnes tak

typowe. Opowiedziała o Asbjornie Hvalstadzie i małej Anne Sofie, która straciła

matkę zaledwie parę miesięcy temu, o Larsine i Kiełbasce, o pracy przy

gałgankowych chodnikach, a także o Pederze i Kristianie, którzy znaleźli

zatrudnienie: pierwszy jako pomocnik dorożkarza, a drugi jako goniec.

Agnes została aż do powrotu mamy. Wtedy nagle poderwała się. Było widać,

ż

e czuje się nieswojo przy pani Lovlien z powodu swego skandalicznego zachowania

na weselu.

Elise posłała matce wesoły uśmiech.

- Agnes wychodzi za mąż i przyszła mnie poprosić, bym była jej druhną.

- Za Johana?

Elise zauważyła, jak twarz mamy rozjaśniła się. Najwyraźniej mama nadal

obawiała się, że Johan stanowi zagrożenie dla związku Elise, i odczuła ulgę na wieść,

ż

e chłopak zamierza związać się z inną.

background image

Jednak kiedy Elise położyła się spać tego wieczoru, odżyły wszystkie bolesne

uczucia. Nie dam rady pójść na ślub Johana, pomyślała. Dlaczego byłam tak głupia i

się zgodziłam?

ROZDZIAŁ CZWARTY

W sklepie Magdy było pełno ludzi i panował gwar. Wszyscy rozmawiali o

sytuacji na granicy, o tym, czy negocjacje zakończą się porozumieniem i czy będzie

wojna.

Większość osób miała kogoś z bliskich w straży granicznej, męża, syna lub

brata. Tylko bezrobotne młode matki lub starsze kobiety mogły wybrać się do sklepu

w jasne przedpołudnie.

Dzisiaj długo trzeba było czekać. Elise nie znała nikogo poza jedną

dziewczyną, z którą chodziła razem do klasy. Skinęła tylko lekko głową, bo nie znała

jej zbyt dobrze. Większość z jej najlepszych koleżanek pracowała w Hjula, w tkalni

lub w przędzalni Graaha.

Przystanęła i przysłuchiwała się, co mówią inni.

- Tym na granicy nie tylko wojna, wymarsze i przepustki w głowie - rzuciła

sucho jedna z młodszych kobiet. - Mój brat pisał, że ciągle przychodzą do nich

dziewczyny ze wsi i przynoszą im coś do jedzenia. Dostają gofry, mleko, soki i jajka,

a te chłopki są tak nachalne, że nie ma na nie sposobu. Niektórzy z żołnierzy już się

zaręczyli w pobliskim mieście. Zdarza się nawet, że niektórzy z żonatych wymykają

się na noc.

Inne popatrzyły na nią przerażone, w ich oczach widniał niepokój.

- Mój mąż pisał, że strzelcy pomagają rolnikom w wykopkach - dorzuciła

ochoczo jakaś inna. - A robią to, żeby popatrzeć sobie na dziewczyny, pisał.

Wiadomo, że miał na myśli nie tylko „patrzenie” - dodała i roześmiała się.

Pozostałe kobiety próbowały śmiać się razem z nią, ale nie bardzo im się

udawało. Widać było, że jej słowa dały im do myślenia.

- W dodatku był wśród nich jeden taki, którego widział w Armii - mówiła

dalej i rozejrzała się z triumfem. - Oni nie są lepsi niż my, mówi mój brat.

Elise starała się skulić, by nie rzucać się zbytnio w oczy, gdy tak stała na

końcu kolejki. W tej samej chwili dziewczyna, z którą chodziła do klasy, odwróciła

się i obejrzała do tyłu. Spojrzeniem napotkała Elise. Elise spróbowała się uśmiechnąć,

ale poczuła, że tylko się skrzywiła. Po wzroku, jakim znajoma na nią patrzyła,

background image

poznała, że tamta dobrze wie, za kogo Elise wyszła za mąż.

Tak to już było tu w Sagene, pomyślała i wzdrygnęła się: wszyscy wiedzieli

wszystko o sobie nawzajem. Przez moment zastanawiała się, czy nie wymknąć się ze

sklepu, ale doszła do wniosku, że to by tylko potwierdziło słowa tych kobiet.

Uznałyby, że zaraz posądziła Emanuela. Nie da im tej satysfakcji. Wyprostowała

plecy, udając, że wieści znad granicy nie zrobiły na niej wrażenia. Zauważyła, że

znajoma ze szkoły szturchnęła w bok kobietę stojącą obok i coś jej szepnęła. Elise nie

miała wątpliwości, co powiedziała. Kobieta odwróciła głowę i odnalazła wzrokiem

Elise. Przez jej twarz przemknął wyraz radości z cudzego nieszczęścia...

Elise poczuła, że serce jej mocniej zabiło ze złości. Tylko dlatego, że wyszła

za mąż za chłopaka, który kiedyś należał do Armii, wyciągnęły wniosek, że to

Emanuel wymykał się nocą, żeby spotykać się z dziewczyną z okolic Kongsvinger. To

obrzydliwe, nie mogło wynikać z niczego innego, jak z zazdrości. Wiedziały, że

przeprowadziła się do domu majstra, i myślały, że wiedzie jej się teraz o wiele lepiej

od nich.

Emanuel nie był przecież jedynym członkiem Armii Zbawienia, który odbył

obowiązkową służbę wojskową i został powołany do straży granicznej, ale te

dziewczyny przypuszczalnie nie słyszały o nikim innym jemu podobnym i były zbyt

głupie, żeby ruszyć głową. Elise czuła taką wściekłość, że wszystko się w niej

gotowało.

Szepty przeszły przez sklep niczym ogień. Kobiety, które zostały obsłużone,

zwlekały z wyjściem, a gdy wreszcie dotarły do drzwi, zerkały ku Elise ciekawie.

Była szczęśliwa, kiedy wreszcie zrobiła zakupy i mogła wyjść.

W drodze do domu nie mogła przestać myśleć o tym, czego się dowiedziała w

sklepie. Informacje na pewno nie zostały wyssane z palca, ale z reguły, gdy

dziewczyny z okolicy zaczynały plotkować, z igły robiły się widły.

Emanuel sam pisał o pięknościach z Kongsvinger i o kolegach, którzy poznali

tam swoje sympatie. Jak znajdowali ku temu okazję, skoro Szwedzi mogli się pojawić

w każdej chwili, a oni musieliby stanąć w obronie kraju?

To musiało mieć miejsce, zanim podeszli bliżej granicy. Mimo to Elise

uważała, że to dziwne. Być może tylko kilku żołnierzy się wymknęło, potem zostali

ukarani, a teraz plotki głoszą, że było ich wielu.

Pan Hvalstad był niezwykle rozmowny, kiedy jedli obiad tego dnia. W

kantorze, w którym pracował, również toczyły się ożywione rozmowy na temat tego,

background image

co się działo przy granicy. Elise od razu stwierdziła, że kanceliści byli o wiele lepiej

poinformowani niż robotnicy.

- Pewien młody mężczyzna z naszej pracy stacjonuje w Kongsvinger -

opowiadał. - Wczoraj był w domu na przepustce, ponieważ jego matka poważnie

zachorowała. Mówił, że ostatnio przebywał w gospodarstwie Lier, które obecnie jest

niezamieszkane. Dwór jest okazały, a pomieszczenia ogromne. Kapitan pozwolił całej

kompanii wejść wieczorem do środka, żeby żołnierze mogli sobie pośpiewać i trochę

się rozerwać. Wszystkie pieśni ojczyste śpiewano na stojąco - opowiadał - i

wszystkich łączyło pragnienie obrony ojczyzny. W trakcie śpiewu przyszedł rozkaz od

pułkownika, że grupa trzydziestu mężczyzn musi przedostać się bliżej granicy.

Elise przerwała mu i odwróciła się do matki.

- Johan pisał to samo. Emanuel jest jednym z tych, których wybrano.

Matka zmarszczyła czoło.

- Dostałaś list od Johana?

- Nie ja, lecz Agnes. Dała mi przeczytać. Elise zwróciła się do pana Hvalstada:

- Czy mówił coś jeszcze?

- Nie wolno im mówić wszystkiego z obawy, że Szwedzi mogliby

przechwycić informację, więc nie dowiedziałem się, gdzie stacjonują. Ten chłopak

mówił jeszcze, że mają służbę głównie w nocy, od szóstej wieczorem do szóstej rano.

Wszystkie podejrzane osoby są zatrzymywane i przepytywane. Poza tym wykonują

dokładne rekonesanse, które mogą mieć znaczenie dla ewentualnych późniejszych

operacji wojennych.

Elise słuchała z uwagą.

- Wśród żołnierzy musi panować dość szczególna atmosfera - mówił dalej pan

Hvalstad. - Miłość ojczyzny jest silna i tylko nieliczni wątpią w to, że rozwiązanie

unii ze Szwecją jest jedynym właściwym rozwiązaniem. Odnoszę niemal wrażenie, że

są skłonni ofiarować swoje życie, żeby Norwegia była wolna. Tak źle nam nie było ze

szwedzkim królem i w szwedzkim towarzystwie.

- Towarzystwie? - Elise spojrzała na niego, nie rozumiejąc. - Emanuel pisał, że

Szwedzi traktują nas jak „gorszy naród, dzierżawców skandynawskiego majątku

ziemskiego”, jak to określił.

Pan Hvalstad uniósł brwi, które utworzyły jedną połączoną kreskę.

- To zbytnia przesada. Zwolennicy prawicy pragną kontynuowania unii.

Wiemy, co mamy, natomiast nie wiemy, co będziemy mieć. Nie mamy króla, a wielu

background image

nie wie nawet, czy go chce. Wielu uważa, że Fridtjof Nansen powinien zostać

prezydentem. Już utworzył wspólną platformę i cieszy się ogromną wiarygodnością,

ponieważ udało mu się wszystko, co przedsięwziął. Jeżeli zdecyduje się na republikę,

to będzie republika. A jeśli wybierze monarchię, to ludzie zrobią tak, jak powie.

Elise i pani Lovlien siedziały cicho i z uwagą przysłuchiwały się temu, co

opowiadał.

- Uważam, że zrodziła się wielka agresja wobec Szwedów - mówił dalej. - O

tym, jaką drogą pójdziemy, nie zdecyduje Storting, lecz człowiek z ulicy, to znaczy

ten, który czyta „Verdens Gang”, gdzie pisuje Fridtjof Nansen. Wcześniej Nansen był

przeciwny wojnie, ale w swojej mowie z okazji święta Siedemnastego Maja wybrał

bardziej zdecydowane stanowisko. Oświadczył mianowicie, że Norwegia musi być

gotowa do obrony, również z bronią w ręku.

Elise czuła zamęt w głowie, słysząc wywód, który znacznie różnił się od

poglądów, do których przywykła. Tu w Sagene nikt nie chciał kontynuowania unii ze

Szwecją, poza takimi jak ta starsza kobieta, która bardzo zachwycała się królową

Sophie.

- Wielu uważa, że trzeba się pośpieszyć z wyborem króla z powodu groźby

wybuchu wojny - podjął Asbjorn Hvalstad. - Mówi się, że Fridtjof Nansen już odbył

podróż do Danii, żeby przekonać księcia Carla, że zbędne jest przeprowadzanie

referendum narodowego, czy ma zostać królem Norwegii.

Elise przerwała mu.

- Mówi się, że Fridtjof Nansen powinien zostać prezydentem. A co on sam na

to?

- Nie chce nim być. Często spotykał przywódców państw i wie, jak nudna

może być ta służba.

Elise roześmiała się.

- Służba? Nigdy nie traktowałam tego jako pracy.

- To jak najbardziej praca. Ciężka praca. W dodatku wymaga, by ten, kto

podejmuje się tej misji, należycie ją wypełnił.

Peder i Kristian siedzieli cicho jak trusie podczas całej rozmowy w obawie, by

ich nie wyproszono, skoro skończyli jeść. Uwielbiali przysłuchiwać się rozmowom

dorosłych, wiedzieli, że chodzi o ważkie i ciekawe sprawy.

Wreszcie Peder nie wytrzymał.

- Jak pan sądzi, panie Hvalstad, czy król pójdzie do pracy? Do fabryki papieru

background image

czy do Wulkanu?

Asbjorn Hvalstad roześmiał się.

- Nie taką pracę miałem na myśli. Król otwiera posiedzenia Stortingu, odsłania

pomniki, przewodniczy radzie państwa, otwiera wystawy, jeździ po kraju i pozdrawia

naród. Jest ciągle w podróży.

Peder słuchał z wielkimi oczami.

- Myślę, że gdyby mój tato był królem, to nie utopiłby się w rzece. Wtedy

mógłby po prostu dołączyć do innych Cyganów i w podróży pozbyć się niepokoju.

Prawda?

Hvalstad skinął poważnie głową.

- Prawda, na pewno tak by się stało, Pederze. Pewnie lepiej jest być królem niż

robotnikiem w fabryce.

Peder zamyślił się.

- Ale mogłoby mu być ciężko dźwigać przez cały czas koronę na głowie.

Wszyscy roześmiali się.

Elise potargała brata po niesfornej czuprynie.

- Mówisz tyle dziwnych rzeczy, Pederze. Król nie nosi na co dzień korony,

wkłada ją tylko podczas koronacji. No, ale teraz musicie już zmykać do pracy,

chłopcy.

Pan Hvalstad wstał.

- A ja muszę wracać do kancelarii. Dziękuję za posiłek. Kiedy wszyscy wyszli,

matka zwróciła się do Elise.

- Chciałabym się wybrać do pani Berg. Słyszałam, że Evert jest chory.

- Evert? Jemu nigdy nic nie dolega. Ale skoro tak mówisz, to pewnie coś się

stało. Rzeczywiście, dawno go nie widziałam, ale nie przyszło mi do głowy, że

mógłby zachorować. Dziwne, że Peder nic nie powiedział.

Pani Lovlien wzięła Anne Sofie i Larsine i zniknęła, a Elise poszła po wodę.

Chciała pozmywać, zanim znowu usiądzie przy krosnach.

Właśnie zamknęła pokrywę studni i już zamierzała chwycić wiadro z wodą,

kiedy wydało się jej, że z drugiej strony domu doszły ją jakieś odgłosy. Czyżby Peder

znowu zapomniał swej czapki do pracy? Że ten chłopak nigdy nie może się nauczyć

utrzymywać porządku w swoich rzeczach! Teraz się spóźni i może stracić pracę. W

ciągu ostatnich dwóch dni zarobił całe siedemdziesiąt ore i bardzo wspomógł

domowe finanse.

background image

Doszła do rogu domu i już miała pośpieszyć do drzwi, kiedy nagle zatrzymała

się i jęknęła z przerażenia. Przed nią stał mężczyzna o kulach i z bandażem na

głowie...

ROZDZIAŁ PIĄTY

- Co tu robisz? - Elise nie poznała własnego głosu, którego wysoki i ostry ton

przeciął powietrze.

Na sekundę mężczyznę jakby sparaliżowało, jednak w okamgnieniu odwrócił

się i kuśtykając, poszedł sobie.

Elise stała oniemiała i patrzyła za nim, starając się złapać oddech. Dopiero

teraz dał znać o sobie strach. Była zbyt zła, kiedy stanęła z tym człowiekiem twarzą w

twarz. Czego, u licha, od niej chciał? Po co tu przyszedł?

Była przekonana, że to on ją napadł. Agnes musiała się mylić, mówiąc, że on

nie jest taki. Czy zjawił się tu, żeby znowu popełnić przestępstwo? Ale dlaczego

wydawał się taki przerażony? Czy dlatego, że został przyłapany? Czy myślał, że Elise

jest w domu, i zaplanował, że napadnie ją w środku? Zakręciło się jej w głowie.

Ś

miertelnie przestraszona czym prędzej weszła do domu i starannie zamknęła za sobą

drzwi na klucz. Stanęła na środku kuchni, nie była w stanie czymkolwiek się zająć.

Kiedy wreszcie zaczęła jako tako dochodzić do siebie, postanowiła napisać do

Johana. Był jedynym, który mógł coś zrobić, znał przyjaciół Lorta - Andersa. Mógł

przynajmniej udzielić jej jakiejś rady, co powinna robić, czy powinna pójść na policję,

czy nie.

Wyjęła ołówek i niewielką kartkę papieru i napisała:

Drogi Johanie!

Agnes poprosiła mnie, bym była jej druhną, i zgodziłam się. Nie chciałabym,

byśmy, kiedy Ty i Emanuel wrócicie do domu, żywili do siebie nieprzyjazne uczucia.

Zgadzasz się ze mną? Ja w każdym razie postaram się uczynić ze swej strony

wszystko, by tak się nie stało.

Piszę do Ciebie, ponieważ muszę Cię poprosić o radę. Ten rudowłosy od czasu

do czasu pojawia się w pobliżu. Pewnego razu stał na moście i przyglądał się

domowi, w którym mieszkamy, a dziś podszedł pod same drzwi. Wpadłam prosto na

niego, kiedy przynosiłam wodę ze studni. Wydawał się równie przerażony jak ja.

Krzyknęłam na niego w złości, a on, kuśtykając, odszedł, nie mówiąc ani słowa. Ale

dlaczego tu przychodzi? Czego ode mnie chce? Niepokoję się i nie wiem, co robić.

background image

Nie mam odwagi powiedzieć o tym Emanuelowi, nie zrozumie, dlaczego

zwlekam z pójściem na policję. Poza tym przeczytałam Twój list do Agnes, w którym

piszesz, że Emanuel znalazł się wśród tych, którzy dostali rozkaz przedostania się

bliżej granicy. Wiem, że być może powinnam poczekać z tym do dnia, kiedy zobaczymy

się na Twoim ślubie, ale boję się, że nie będziemy mieli okazji porozmawiać na

osobności.

Pozdrawiam Cię

Elise

Włożyła list do koperty, nakleiła znaczek za dziesięć ore i po chwili wahania

zdecydowała się od razu go wysłać. Nie mogła zamykać się w domu z powodu tego

rudego potwora, a i jemu nie pozwoli na to, by cieszył się z powodu jej strachu. To

ważne, by Johan otrzymał list, zanim przyjedzie do domu.

Rozejrzała się ostrożnie, kiedy wyszła na ganek. To jakaś pociecha, że

rudzielec też się wystraszył. Gdyby należał do łobuzów nie - liczących się z niczym,

nie zareagowałby w ten sposób. Może kierowała nim tylko ciekawość? Pewnie

słyszał, że Elise spodziewa się dziecka, a teraz chciał zobaczyć, jak duży ma brzuch i

czy to możliwe, by on był ojcem dziecka. Myśl o tym przyprawiła ją o mdłości z

obrzydzenia.

Idąc, rozglądała się dobrze w obie strony, od czasu do czasu oglądała się za

siebie, by się upewnić, czy nikt nie podąża z tyłu. Pocieszała się, że mężczyzna ranny

w nogę nie może się poruszać o kulach zbyt szybko.

W powrotnej drodze zobaczyła mamę z dziewczynkami i ruszyła im na

spotkanie.

- I co z Evertem?

- Już lepiej, ale był ciężko chory. Pani Berg obawiała się, że to zapalenie płuc,

i z oburzeniem mówiła o złym stanie higieny w szkole. Uważa, że skoro wszyscy

uczniowie piją z tego samego kubka z kranu na boisku, to nietrudno, by zdrowi

zarażali się od chorych. Mówi, że z powodu suchot, na które zapada tyle osób w

naszej dzielnicy, Służba Zdrowia co roku poddaje obowiązkowym badaniom wszyst-

kich nauczycieli, ale nikt nie zainteresował się wspólnym kubkiem dla uczniów.

Wspomniała też o muchach, które przylatują ze spluwaczek i kubłów na śmieci i

siadają na kanapkach dzieci i kubkach z mlekiem. Gdzie byłaś? - spytała zdumiona,

jak gdyby nagle uświadomiła sobie, że Elise nie ma tam, gdzie być powinna.

- Poszłam wysłać list. Matka uśmiechnęła się.

background image

- To dobrze, że dostanie kilka ciepłych słów w drodze do granicy.

Elise nie odpowiedziała.

Nazajutrz przyszedł list od Emanuela. Chyba jednak trochę za mną tęskni,

pomyślała Elise z wyrzutami sumienia, że posądzała męża, że nie dość ją kocha.

Kochana Elise!

Po kilku dniach pobytu we dworze Lier przenieśliśmy się bliżej granicy. Ze

względów bezpieczeństwa nie mogę jednak Ci powiedzieć gdzie. Było nam niemal

smutno opuszczać historyczne Lier, „gdzie duch bohaterskich czynów Norwegów i

miłości ojczyzny jak gdyby krążył nad tym miejscem”, jak się wyraził jeden ze

strzelców. Napisał taki wiersz:

„Tu w Lier na dworze starym - ojcowie nasi niegdyś żyli.

Te same ścieżki przemierzali - do walki z raźną pieśnią szli.

Mówili: Nigdy nie ustawać, nie znali strachu ani trwogi,

na straży kraju niezłomnie stać - i nie zawracać z drogi.

Patrzcie na nich, tak walczyć trza - gdy teraz nasza kolej.

Nie znali taktu, rwąc do boju - gdzie wróg podstępny się zbroił”.

Jak widzisz, strzelcy odznaczają się wielkim patriotyzmem. Kiedy

wyruszaliśmy w drogę, przepełniał nas zachwyt dla drogiej ojczyzny, śpiewaliśmy

marsza, który ułożył jeden ze strzelców.

Dotarliśmy do naszej nowej kwatery, dużego i bogatego gospodarstwa, gdzie

możemy nocować w stodole. Oficerom wolno mieszkać w domu gospodarzy i jeść

posiłki razem z rodziną. Chłopi w okolicy są bardzo życzliwi i chętnie służą nam

pomocą. Dostaliśmy słomę na posłania, a co jakiś czas przychodzą śliczne młode

dziewczęta i przynoszą nam coś dobrego dla urozmaicenia konserw, które nam już

obrzydły. Zwłaszcza najmłodsza córka gospodarza stara się jak może, by dogodzić

nam tu w stodole. Wdałem się z nią w pogawędkę i okazało się, że zna jednego z

moich przyjaciół w Armii. Sama zresztą planowała wstąpić do organizacji.

Siedzieliśmy razem i rozmawialiśmy do późnego wieczora, czułem, jak gdybym

znał ją od zawsze. Powiedziałem jej, żeby nas kiedyś odwiedziła, gdy będzie w

Kristianii. Właściwie jest trochę do Ciebie podobna, lecz jest znacznie pełniejsza,

ponieważ mieszka na wsi i może najadać się do syta. Potrafi grać na gitarze i ma

czysty i piękny głos.

Możemy stąd zobaczyć w oddali obozowe ogniska po drugiej stronie granicy.

Jakie niosą przesłanie: zwiastują wojnę czy pokój? Mamy telefon, ale jest on w

background image

równym stopniu użyteczny co niebezpieczny. Musimy bardzo uważać, co mówimy.

Kiedy podnosimy słuchawkę możemy usłyszeć kilka rozmów naraz. Dowiedzieliśmy

się, że pewien przykuty do łóżka chory człowiek wie o wszystkim, co się dzieje,

ponieważ przez cały dzień przysłuchuje się cudzym rozmowom; potrafi nawet

rozpoznać rozmawiających po głosie. Jego aparat telefoniczny wisi na ścianie nad

łóżkiem, więc wystarczy tylko trochę wyciągnąć rękę, żeby sięgnąć po słuchawkę.

Właśnie przemaszerował gdzieś obok oddział pospolitego ruszenia z bronią

uzbrojoną w bagnety. Możemy to wywnioskować z rozmaitych znaków. Nie wiem,

dlaczego utrzymują to przed nami w tajemnicy.

Muszę kończyć, mam nadzieję, że Signe (córka gospodarza) wyśle dla mnie ten

list.

Twój Emanuel

Elise schowała list do szuflady razem z innymi. Czuła rosnący w głębi duszy

niepokój.

Cieszyła się na sobotę i jednocześnie obawiała się tego dnia. Prawie nigdy nie

bywała na przyjęciach i cieszyła się, że będzie mogła skosztować dobrego jedzenia,

bała się jednak własnej reakcji na widok Johana z Agnes przy ołtarzu. Nie miała czasu

odwiedzić Anny, odkąd dostała wiadomość o ślubie, i ciekawa była, jak siostra

Johana to przyjęła. Tak samo zresztą interesowało ją, co o tym myśli pani Thoresen.

Matka Johana nigdy szczególnie nie przepadała za Agnes, ale darzyła pewnym

respektem jej ojca za jego udział w ruchu robotniczym. Wierzyła, że wyprawi

młodym wspaniałe wesele i część tego blasku spadnie i na nią.

Sobota nadeszła wraz z piękną jesienną pogodą. Wzdłuż rzeki stały klony

przybrane w swój najpiękniejszy strój, w promieniach słońca liście mieniły się na

złoto, pomarańczowo, czerwonożółto i ogniście czerwono.

Elise miała dużo czasu, żeby się przebrać i powrócić myślami do dnia, kiedy

sama wychodziła za mąż i gdy przedtem musiała jeszcze pójść do fabryki. Teraz

długo moczyła się w balii, ustawionej w kuchni, podczas gdy matka pilnowała, żeby

nikt nie wchodził. Potem dobrze się wytarła, włożyła odświętną suknię i starannie wy

- szczotkowała włosy, które następnie upięła w duży węzeł na karku.

Dała Pederowi i Kristianowi po dziesięć ore, żeby poszli do cukierni i złożyli

się na butelkę czerwonej oranżady i „siedmioorówkę”, kawałek tortu, szczególnie

lubiany przez młodzież, na który niestety rzadko ich było stać. Czuła się nieswojo, że

sama wychodzi na przyjęcie i będzie zajadać smakołyki, podczas gdy dla chłopców

background image

ten wieczór niczym się nie będzie różnił od innych. Zwłaszcza że to dzień ślubu

Johana. Od lat nie jedli tortu, poza tym wyjście do cukierni to prawdziwe święto i

możliwość zakosztowania wielkiego świata. Siedzieli tam młodzi, gładko ogoleni

panowie w sztywnych kołnierzykach i słomkowych kapeluszach i flirtowali z

chichoczącymi podlotkami. W proteście przeciw brodatym ojcom, większość

młodzieńców nie nosiła brody ani wąsów.

Matce miał wieczorem uprzyjemniać czas Asbjorn Hvalstad, który, jak

powiedział, kupił dla obojga coś dobrego na kolację.

Drzwi stały otwarte i wpuszczały do środka popołudniowe słońce. Mimo

dobiegającego tu szumu wodospadu Elise mogła dosłyszeć grające w trawie koniki

polne.

W domu wszystkie pomieszczenia lśniły czystością po cotygodniowym

sprzątaniu mamy. Okna były umyte i wypucowane papierem gazetowym, mama

przysiadła na ganku i czyściła odświętne buty na niedzielę.

Kristian i Peder skończyli na dziś pracę. Peder zaczął narzekać na nadmiar

obowiązków jako pomocnik dorożkarza, zazdrościł Kristianowi i sam wolałby zostać

posłańcem. Skarżył się, że często bywa cały mokry od dźwigania pakunków

pasażerów, którym również pomagał zajmować miejsca z tyłu za stangretem. Wciągał

i podnosił, podawał rękę, by pomóc, popychał i przeciągał ciężkie paczki, a żołądek

ś

ciskał mu się z głodu. Mówił, że nigdy nie ma czasu zjeść. Elise było żal brata.

Powinien raczej poświęcać czas na ćwiczenia z czytania, bo był najgorszy w klasie.

Kristian dobrze sobie dawał radę w szkole i należał do jednych z

najzdolniejszych. Elise podejrzewała, że zakochał się w jednej z dziewcząt z żeńskiej

klasy, ale z tego, co mówił Peder, ona podkochiwała się w młodym nauczycielu na

zastępstwo, który nosił imponujące wąsy. Kristian zaczął już czytać gazety i mógł

pożyczać od pana Hvalstada „Verdens Gang” lub „Aftenposten”. Któregoś dnia Elise

zauważyła, że zainteresował go artykuł o tym, że współczesne dziewczęta są zbyt

nieskromne i że można by policzyć sztuki ubrania, które mają na sobie. Modne stroje

były poza tym tak cienkie i lekkie, że zdawały się całkiem przezroczyste, gdy padało

na nie słońce, pisał autor.

Elise potarła policzki i jeszcze raz krytycznie spojrzała na siebie w lustrze.

Niewiele mogła zrobić, by poprawić to, co zobaczyła. Nigdy nie będzie jej stać, żeby

pójść do „Salonu Kosmetyczno - Fryzjerskiego Sanitaire” w Horngârden na Karl

Johan. Słyszała, że kilka z niezamężnych prządek z fabryki raz się tam wybrało. Nie

background image

miała też pieniędzy, żeby kupić sobie szczypce do kręcenia włosów. Agnes miała

szczypce, puder, kremy i szpilki do włosów. Kupiła sobie nawet wodę kolońską.

Może pójdzie do ślubu w białej sukni. W zakręconych włosach i wypudrowana będzie

na pewno pięknie wyglądała. Dużo ładniej niż Elise. Pokazała język odbiciu w lustrze

i odwróciła się.

Na zewnątrz rozległy się kroki i do środka weszli mama i pan Hvalstad,

roześmiani i w dobrych humorach. Z pewnością cieszyli się na sobotni wieczór sam

na sam. Kiedy Anne Sofie pójdzie spać... Elise ponownie ogarnęło owo dziwne

uczucie. Role jak gdyby się odwróciły, pomyślała. Matka znów była młoda i

zakochana, gdy tymczasem ona sama czuła się stara i zgnuśniała. Zastanowiła się, czy

powinna pozwolić „młodym” zostać samym w domu dziś wieczorem. Z tego mogą

być dzieci. Uśmiechnęła się do siebie, choć to ani odrobinę nie było śmieszne.

- Z czego się śmiejecie? - spytała beztrosko, starając się ode - gnać głupie

myśli.

- Asbjorn opowiadał mi, że jest taki kantor w Kristianii, który oferuje gotowe

formularze i księgi listów. Można tam zamówić wszystko od umowy kupna do listu z

oświadczynami. Nawet przepis na „List od zazdrosnej pani do jej narzeczonego”. -

Odwróciła się do pana Hvalstada. - Mógłbyś to przeczytać na głos Elise, Asbjorn?

Pan Hvalstad wyjął z kieszeni kartkę papieru i przeczytał, śmiejąc się:

- „Fałszywy Adamie! I to jest zapłata za moją bezgraniczną miłość!

Wdzięczysz się do tej rudej Elisabeth! A ja, która Cię tak kochałam i - tak, posłuchaj,

ty potworze - nadal Cię kocham gorąco i namiętnie! Zanim na zawsze się

rozstaniemy, żądam, byś przyszedł do mnie dziś wieczorem. Muszę w pełni

zakosztować mego nieszczęścia. Jeżeli nie przyjdziesz, to już mnie nie zobaczysz na

tym świecie. Mój grób jest otwarty. Zabiłeś swoją Torę.

PS. Przygotuję kawę na godzinę siódmą i półmisek ciasteczek z pieprzem,

które tak lubisz”.

Mama roześmiała się w głos i Elise zawtórowała jej, ale czuła, że jej śmiech

nie był szczery. Jej myśli powędrowały ku Emanuelowi i córce gospodarzy, Signe,

podobnej do niej, lecz o pełniejszych kształtach, która zamierzała zapisać się do

Armii, która rozmawiała z nim do późna w nocy i z którą Emanuel czuł się tak, jak

gdyby znał ją od zawsze.

Matka musiała coś po niej poznać i w jednej chwili spoważniała. Jednak źle

odebrała jej reakcję.

background image

- To na pewno dla ciebie dziwne, że Johan się żeni, ale nie zapominaj, co

dostałaś w zamian. Emanuel jest tysiąc razy więcej wart niż Johan. Myślę, że wszyscy

powinniśmy się cieszyć, że tak się ułożyło. Bóg jest dobry, On zadbał o to, by ci dać

to, co najlepsze, Elise.

Skinęła głową w odpowiedzi, po czym zarzuciła na ramiona odświętny szal.

Zgrzała się i dostała zadyszki, kiedy po szybkim marszu w górę Maridalsveien

dotarła do kościoła przy Grabeinsletta. Ku swemu zdumieniu spostrzegła, że na

zewnątrz zebrało się już pełno ludzi. Rozpoznała większość dziewcząt z Hjula. Nawet

tę, która straciła pracę z powodu chorej babci i obok której Elise siedziała w

poczekalni do lekarza. Elise powoli ruszyła w jej stronę. Tkaczka uśmiechnęła się na

jej widok.

- Widziałam, że właśnie zawieziono do środka na wózku Annę, siostrę pana

młodego.

Elise spojrzała na nią zdumiona.

- Już jest? A ja sądziłam, że przyszłam za wcześnie. Tkaczka pokręciła głową.

- Pan młody też już przybył. Świetnie wygląda w garniturze. Sporo dziewczyn

z Hjula weszło już do kościoła, myślę, że będzie dużo ludzi. Agnes zna chyba

wszystkich wzdłuż rzeki Aker.

Elise uśmiechnęła się i przytaknęła.

- A co u ciebie? - dziewczyna przebiegła wzrokiem wzdłuż ciała Elise.

Niedzielna sukienka napinała się na piersiach i brzuchu. - Kiedy rodzisz?

- Gdzieś pod koniec stycznia.

- Ledwie po tobie widać, taka jesteś chuda.

Znowu rozbrzmiały jej w uszach słowa Emanuela: „jest do ciebie podobna,

tylko o wiele pełniejsza...”

- Wydaje mi się, że ten ranny żołnierz, któremu pomogłaś wtedy u lekarza, też

tu jest. W każdym razie go przypomina. Chodzi o kulach i ma bandaż na głowie.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Elise czuła, jak gdyby krew odpłynęła z jej twarzy.

- Tu w kościele? Tkaczka skinęła głową.

- Skąd wiesz, że jest żołnierzem?

- Słyszałam. Rozmawiał z innym mężczyzną i słyszałam, że spadł z urwiska

podczas wymarszu i zranił się w głowę i w nogę.

background image

Elise rozejrzała się bezradnie dookoła. Co powinna zrobić? Nie mogła po

prostu uciec, skoro była druhną.

No i co z tego, próbowała uspokajać samą siebie. Jeśli w kościele będzie tłum

ludzi, trudno jej będzie rozróżnić, kto siedzi w ławkach. I chociaż razem z Johanem

doszli do wniosku, że to musiał być rudzielec, nie miała dowodu, że to prawda. Jak

zauważyła Agnes, było ciemno, kiedy to się stało, i Elise mogła się pomylić. Agnes

nie wierzyła, by to zrobił ten o imieniu Ansgar, on nie był taki. Mówiła, że różni się

od innych.

- Coś się stało? - tkaczka przyglądała się jej badawczo. - Wydaje mi się, że

zbladłaś.

- Ja... nie czuję się zbyt dobrze.

W tej samej chwili usłyszały zajeżdżający powóz i obie odwróciły się

jednocześnie.

- O, jest już panna młoda - przerwała tkaczka. - Musimy się pośpieszyć.

Elise spociła się ze zdenerwowania, kiedy musiała przejść przez środek nawy

głównej aż do ołtarza. Wbiła wzrok w posadzkę, czuła się ubogo w swej czarnej

odświętnej sukience i wyobraziła sobie, że wszyscy odprowadzają ją pogardliwym,

krytycznym spojrzeniem.

Dopiero kiedy miała usiąść naprzeciw pana młodego i jego drużby, ośmieliła

się podnieść wzrok. Spojrzała prosto w oczy Johana. Uśmiechnął się do niej, lecz ona

nie zdołała odwzajemnić uśmiechu. Skinęła tylko głową i odwróciła wzrok ku pięknej

rozecie nad wejściem.

Niedługo potem organista zaczął grać marsza weselnego, drzwi kościoła

otworzyły się i do środka wkroczyła Agnes pod rękę ze swym ojcem. Miała na sobie

białą suknię ślubną z trenem, a w dłoniach trzymała dużą wiązankę czerwonych róż.

Włosy upięła w wysoki kok, a przed uszami zwisały wyszukane loczki. Elise, która

właściwie nigdy nie uważała Agnes za szczególnie ładną, uznała, że przyjaciółka jest

niczym objawienie.

Nie jest jednak jakąś „niewinną panną młodą”, pomyślała, gdy opadł pierwszy

zachwyt'. Zerknęła na Johana. Uśmiechał się do Agnes, ale nie patrzył na nią

zakochanym wzrokiem, jak powinien.

Kiedy zdenerwowanie wreszcie zaczęło mijać, znowu pojawiła się myśl o

rudowłosym mężczyźnie. Trzeba do kogoś zagadać po wyjściu z kościoła, pomyślała

Elise. Wtedy może go nie zobaczy. Wnętrze kościoła było mroczne i wielkie, mieściło

background image

ławki dla ośmiuset osób i nie sposób stąd rozróżnić nic innego poza twarzami osób

siedzących na samym przedzie. Nie miała pojęć a, gdzie ten rudy siedział.

Elise próbowała skoncentrować się na Agnes i Johanie.

Tak, matka miała rację, to dziwne siedzieć tu i widzieć ich jako parę młodą.

Nierzeczywiste. Gdyby jej ktoś o tym powiedział kilka miesięcy temu, nie

uwierzyłaby. Wzięła od Agnes bukiet róż i spojrzała, jak oboje klękają przed

ołtarzem. Odnosiła wrażenie, jak gdyby to wszystko odbywało się w innym,

mrocznym świecie.

Po chwili Agnes dostała bukiet z powrotem i usiadła obok Johana; po złożeniu

małżeńskiej przysięgi, mówiącej o tym, że będą się kochać i szanować, dopóki śmierć

ich nie rozłączy, młodzi wzięli się za ręce. O czym myślał teraz Johan? Czy był

szczęśliwy? Czy w ogóle jacyś ludzie byli szczęśliwi? Co to właściwie znaczy:

„szczęście”? Najadać się do syta, nie marznąć, nie czuć lęku przed jutrzejszym

dniem?

I znowu pojawiło się słowo „lęk”. Istniało tyle powodów do strachu.

Zwłaszcza gdy gdzieś tu w kościele siedział rudowłosy mężczyzna, gwałciciel,

który rzucił się na nią w ciemności i zmarnował jej życie. I który jeszcze nie był

zadowolony...

Elise przeszedł dreszcz.

Ś

lub się skończył, para młoda kroczyła uroczyście pod ramię środkiem

kościoła ku wyjściu. Elise i drużba Johana podążyli za nimi, a dalej pani Thoresen i

Anna, którą pchał na wózku jej przyjaciel, Torkild Abrahamsen, kolega Emanuela z

Armii.

Elise szła ze wzrokiem wbitym w posadzkę kościoła, nie śmiała spojrzeć ani

na prawo, ani na lewo. Była przekonana, że gdyby podniosła wzrok, spojrzałaby mu

prosto w twarz, a nie mogła być pewna swej reakcji.

Gdy tylko wyszli na słoneczny dziedziniec, pośpiesznie podeszła do Anny i

serdecznie ją uścisnęła.

- Gratuluję ci z okazji ślubu brata, Anno. Chciałam do was zajrzeć, ale nie

miałam czasu. - Skinęła w stronę Torkilda Abrahamsena.

Anna uśmiechnęła się, jednak Elise od razu zauważyła, że coś ją gnębi.

- To ty powinnaś brać ślub z Johanem, Elise - odezwała się cicho Anna; dało

się zauważyć, że naprawdę tak myśli. Nie było radości w jej oczach.

- Nie wolno ci tak mówić, Anno. Uważam, że będzie im dobrze. Nie

background image

wiadomo, czy byłabym dobrą żoną dla Johana.

Anna uśmiechnęła się smutno.

Podeszła do nich pani Thoresen z jakimś mężczyzną.

Elise nie od razu go rozpoznała, ale po chwili sobie przypomniała. To wujek

Johana, brat pani Thoresen, który pojawił się tak niespodziewanie, gdy Johan został

aresztowany. Elise pamiętała, że na pożegnanie powiedział, że przyjedzie na wesele.

Należy podkreślić, że miał na myśli wesele jej i Johana...

- Czyż to nie było cudowne, Elise? - pani Thoresen uśmiechnęła się, aż

zmarszczki na jej chudej twarzy ułożyły się w cienkie fałdki skóry na ostrych kościach

policzkowych. - Nigdy nie widziałam równie uroczej panny młodej - mówiła dalej. -

Nigdy też nie byłam tak zdenerwowana. - Teraz, kiedy panią Thoresen odwiedził

krewny z rodzinnych stron, zaczęła mówić z akcentem właściwym dla Toten,

zauważyła Elise. - A jej ojciec jak się dobrze prezentował - mówiła dalej zadowolona.

- A widziałaś Johana w mundurze? Nie co dzień można w tych czasach spotkać tak

eleganckiego mężczyznę.

Odwróciła się, żeby pozdrowić kogoś znajomego, poruszona i szczęśliwa po

raz pierwszy od dawna.

A więc teraz Agnes ma same zalety, pomyślała Elise. A nie tak dawno była

niewiele wartą latawicą. Ale tacy są ludzie; jeśli ktoś należy do rodziny, wszystko da

się usprawiedliwić.

Zmusiła się, by nie odwrócić głowy, chciała poczekać, aż goście opuszczą

kościół, a ci, którzy nie wybierają się na przyjęcie weselne, pójdą do domów.

- Czy coś się stało, Elise? - Anna zawsze zaskakiwała swoją spo-

strzegawczością.

Elise potrząsnęła głową.

- To musi być dla ciebie dziwne. Mimo wszystko minęło zaledwie parę

miesięcy, a teraz oboje pobraliście się, lecz każde z kim innym.

Elise przytaknęła. Wolała, by Anna myślała, że właśnie to ją trapi. Torkild

Abrahamsen chciał zabrać Annę. Elise sprzeciwiła się.

- Nie musimy chyba jeszcze iść?

Nie zniosłaby myśli, że rudowłosy, kuśtykając, podążyłby za nią aż do samej

restauracji Hasselbakken. Z pewnością wiedział, dokąd się wybierają, teraz miał

możliwość pójść za nimi. On, któremu na pewno pomieszało się w głowie i któremu

sprawiało chorobliwą przyjemność prześladowanie jej. Zacisnęła usta w rozpaczy.

background image

Anna posłała jej dziwne spojrzenie. W tej samej chwili usłyszeli za sobą

męskie głosy.

- O, idą przyjaciele Lorta - Andersa - Anna nie była szczególnie zachwycona.

Elise nie odwróciła się, udawała, że pochłania ją coś całkiem innego.

- Nie sądzę, by Johan był zadowolony, że tu są - mówiła dalej Anna. - Agnes

zaprosiła dwóch z nich, nie pytając Johana o zdanie. Myślała, że się ucieszy. Po tym,

co się zdarzyło w Akershus, postanowił nie mieć z nimi więcej nic do czynienia.

„Zaprosiła dwóch z nich...” O Boże! Agnes nie zaprosiła chyba rudzielca,

przecież obiecała tego nie robić.

- Co się właściwie stało? - spytał Torkild Abrahamsen zaciekawiony.

- Lort - Anders namówił Johana, by stanął na czujce podczas włamania. -

Anna mówiła o tym w naturalny sposób, wydawało się, że nie czuje zakłopotania. -

Uważał, że Johan jest mu winien przysługę za to, że wziął za niego kiedyś nocną

wachtę, gdy razem pływali. Johan martwił się o mnie, bo zostało mi już niewiele

potrzebnych lekarstw, i nie widział innej możliwości zdobycia pieniędzy. Johan dostał

cztery lata więzienia, a Lort - Anders dwanaście, ponieważ wcześniej był karany. W

czasie pobytu w więzieniu Johan zauważył, że Lort - Anders zwrócił się przeciw

niemu, ponieważ uważał, że to przez mojego brata został złapany.

Torkild Abrahamsen zmarszczył czoło, nie bardzo rozumiejąc.

- Dlaczego tak myślał?

Anna uśmiechnęła się przepraszająco do Elise.

- Elise znalazła na chodniku złotą broszkę. Okazało się, że broszkę dostał

Johan jako „wypłatę” za swój udział, i nie wiadomo, jakim cudem zgubił ją w śniegu.

Zamiast iść na policję i oddać zgubę, Elise przekazała ją Johanowi. Zamierzał pewnie

pójść po jakimś czasie do lombardu i sprzedać ten drobiazg, ale policja go uprzedziła.

Elise słuchała Anny jednym uchem. Była zadowolona, że Anna zajmuje ich

rozmową i że tymczasem coraz więcej ludzi znika za bramą kościoła.

- Co w tym złego, że pani Ringstad przekazała broszkę narzeczonemu? -

Torkild Abrahamsen najwyraźniej miał trudności ze zrozumieniem, dlaczego Lort -

Anders i jego kumple odwrócili się z tego powodu od Johana. Po chwili spojrzał na

Elise. - Miała pani ostatnio jakieś wieści od Emanuela, pani Ringstad?

- Tak, ciągle dostaję listy, chociaż wysyłanie ich nie jest chyba prostą sprawą.

- Szkoda, że negocjacje w Karlstad się przeciągają. To musi być dla nich

trudne doświadczenie, że stacjonują przy samej granicy, zdając sobie sprawę, że

background image

wojna może wybuchnąć w każdej chwili.

Elise skinęła głową. Z listu Emanuela wywnioskowała, że to raczej

ekscytujące niż trudne doświadczenie, lecz nie mogła tego wyznać na głos. Nie

rozumiała, że aż palił się do walki, ale widać to właśnie różni kobiety od mężczyzn.

- Pozostaje nam modlić się do Boga i pokładać w Nim nadzieję - mówił dalej

Torkild Abrahamsen i spojrzał na Elise ciepłym i współczującym wzrokiem.

- Myślę, że powinniśmy już iść - zaniepokoiła się Anna. - Nie możemy się

spóźnić na obiad weselny. Agnes i Johan pojechali już dość dawno temu.

Elise udało się nie obejrzeć za siebie, kiedy ruszyli na przyjęcie. Nie widziała,

by rudowłosy wychodził przez bramę kościoła, i nie miała pojęcia, gdzie się mógł

podziewać. W ogóle go nie widziała, może tkaczka się pomyliła? Pomodliła się w

duchu, by tak było.

Właśnie wyszli na chodnik, kiedy usłyszała odgłos nierównych kroków osoby

poruszającej się o kulach. Serce zaczęło jej walić. Starała się odgadnąć, czy ów

dźwięk się przybliża, czy oddala w innym kierunku. W końcu wywnioskowała, że ten

człowiek idzie za nimi.

- Myślę, że musimy trochę przyśpieszyć. - Sama zauważyła, że w jej głosie

brzmi zdenerwowanie. - Nie zwróciłam uwagi, że większość gości weselnych wyszła

z kościoła dużo wcześniej niż my. Niektórzy może zamówili nawet dorożkę.

- Na pewno są i tacy, którzy pojechali do Sagene tramwajem, chociaż to tylko

dwa przystanki - odparł Torkild Abrahamsen i przyśpieszył. Odgłos kroków za nimi

oddalił się.

Kiedy zeszli już niżej w stronę Wzgórza Świętego Jana, Elise nie mogła

oprzeć się potrzebie obejrzenia się za siebie. Zobaczyła mężczyznę o kulach, który

samotnie schodził w dół. Szybko odwróciła twarz.

Torkild Abrahamsen zauważył pewnie, że coś zobaczyła, i on też się obejrzał.

- Idzie ten biedak - rzekł.

- Kto? - Anna chciała zobaczyć.

- Żołnierz z batalionu Norweskiego Korpusu Strzelców, który stacjonował w

twierdzy w Kongsvinger - wyjaśnił Torkild Abrahamsen. - Miał wypadek. Spadł z

wysokiego urwiska i byłby tam leżał i wykrwawił się na śmierć, gdyby nie uratował

go jeden z kolegów.

- Został zwolniony ze służby?

- O tak. W tym stanie nie na wiele się może przydać.

background image

- Znasz go?

- Nie bardzo. Mieszka ze swoimi rodzicami na Gjetemyrsveien. Spokojny i

małomówny chłopak. Wydaje się samotny.

- Biedak. Może mógłbyś go namówić do wstąpienia do Armii?

- Myślałem o tym samym. Natknąłem się na niego zaraz, gdy wrócił z

Kongsvinger. Zwróciłem wtedy uwagę, że wydawał się przestraszony. Początkowo

sądziłem, że to mój mundur go peszy. Wiesz, w niektórych na nasz widok odzywają

się wyrzuty sumienia, zwłaszcza w tych, którzy właściwie pochodzą z zamożnych

domów, a później im nie wyszło. Jednak po pewnej chwili zauważyłem, że ten

człowiek przez cały czas zachowywał się dziwnie niespokojnie, wydawał się jakiś

spłoszony. Myślę, że może przeżył coś, co nie daje mu spokoju. Chyba odwiedzę go

któregoś dnia i porozmawiam z nim.

- Dziwne, że przyszedł do kościoła.

- Wcale nie. Służył w straży granicznej razem z Johanem, pewnie zostali

przyjaciółmi.

- W takim razie byłoby lepiej, gdyby Agnes zaprosiła jego zamiast tych dwóch

kumpli Lorta - Andersa. - Wyglądało na to, że historia żołnierza wywarła na Annie

duże wrażenie.

- Musisz jej to powiedzieć. Nie wiadomo, czy Agnes o nim coś wie. Johan

rzadko bywał w domu od czasu, gdy wyjechał. Może mogliby go potem zaprosić na

jakieś małe poprawiny. Myślę, że by się ucieszył.

Elise doznała dziwnego uczucia. Nie przyszło jej do głowy, że komukolwiek

mogłoby być żal takiego niegodziwca. Teraz też uważała, że nie zasługiwał na

współczucie. Przerażające było to, jak bardzo ludzie mogą się mylić co do innych.

Ona zaś nie mogła nic powiedzieć, i tak już zbyt wiele osób zna prawdę.

Nie odzywała się przez resztę drogi do Wzgórza Świętego Jana, cieszyła się,

ż

e Anna i Torkild są zajęci rozmową.

Restauracja Hasselbakken leżała na zboczu wzgórza przy Ullevalsveien i

Collets gate i składała się z dwóch drewnianych budynków z altanami, stylizowanych

na łodzie wikingów. W skale poniżej restauracji, jak Elise słyszała, były urządzone

groty, a przed niższym budynkiem znajdował się ogródek ze stolikami na świeżym

powietrzu.

Torkild Abrahamsen zatrzymał się na chwilę.

- Czy wiecie, że Collets gate wzięła swą nazwę od nazwiska handlowca Johna

background image

Colletta, który po Berncie Ankerze był najbogatszym człowiekiem w mieście?

Posiadał między innymi kamienicę Ullevaal i Flateby w Enebakk i żył w luksusie,

urządzał wielkie przyjęcia, polowania, przedstawienia teatralne, pochody i maskarady.

Anna odwróciła się ku niemu zdumiona.

- Jak doszedł do takiego bogactwa?

- Po pierwsze posiadał przedsiębiorstwo po ojcu, a po drugie prowadził duży

dom handlowy w Londynie. Był bardzo zdolny, miał gospodarstwo leśne, prowadził

handel drewnem i tartak.

- Mówisz tak, jakbyś podziwiał ludzi takich jak on.

- Możemy podziwiać ludzi za ich zdolności i talent, mimo że nie pochwalamy

sposobu, w jaki zarządzają swoimi dochodami i swym majątkiem.

Torkild Abrahamsen ustawił wózek Anny u podnóża schodów i wniósł Annę

na rękach.

Elise szła za nimi. Kiedy miała wejść do środka, odwróciła się i spojrzała na

ulicę. W pewnej odległości ujrzała człowieka o kulach i z czymś białym wokół głowy.

Dlaczego idzie za nami, skoro nie został zaproszony? - pomyślała zaniepokojona.

Czego może chcieć?

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Weszli do dużego salonu z lustrami w złoconych ramach na ścianach i dużymi

rozłożystymi palmami w każdym kącie. Jakaś kobieta grała na pianinie, a kelnerzy

ubrani na czarno - biało sunęli tam i z powrotem między stolikami.

Elise rozejrzała się dokoła zdumiona. Tylu gości! I tylu eleganckich mężczyzn

z wąsami i łańcuszkami od dewizek, tyle pięknych dam w jasnych sukniach i z

kwiatami wpiętymi w kunsztownie ułożonych fryzurach! Skąd Agnes ich wszystkich

zna i jakim cudem stać było jej ojca na wyprawienie takiego wesela?

Torkild Abrahamsen, któremu wskazano miejsce Anny, poszedł posadzić ją na

krześle. Elise została sama przy wejściu.

- Nareszcie jesteś, Elise! - Odwróciła się nagle i spojrzała w ciepłe oczy

Johana. - Nie widziałem cię, kiedy wyszliśmy z kościoła, było tyle ludzi.

Skinęła głową, nie czuła się dobrze w swej starej, czarnej niedzielnej sukni,

chociaż powinna wiedzieć, że Johan był ostatnim, który zwróciłby uwagę na jej strój.

Zniżył głos.

- Dostałem twój list. Musimy porozmawiać. .

background image

Ponownie skinęła głową. W tej samej chwili nadbiegła pani Thoresen,

rozgorączkowana, z czerwonymi plamami z przejęcia na policzkach.

- Czy nie powinniśmy już siadać do stołu, Johanie? Goście są głodni, od

dawna nic nie jedli.

- Porozmawiamy później, Elise. - Uśmiechnął się do niej, żeby jej dodać

otuchy, po czym zniknął.

Elise przypadło przy stole miejsce obok wujka Agnes. Przyniósł w kieszeni

piersiówkę i ciągle namawiał Elise, by wznieśli toast, zwłaszcza gdy się dowiedział,

ż

e Emanuel jest w straży granicznej. Według niego te szwedzkie dranie były winne

absolutnie wszystkiemu, od kłopotów mieszkaniowych po okropne samochody, zatru-

wające powietrze i strasznie hałaśliwe, przez które konie wpadają w panikę, a kowale

tracą pracę, bo podkowy nie są już potrzebne. Twierdził, że to wszystko jest nowym

wymysłem diabła, a diabłem - szwedzkie łobuzy.

Elise słuchała sąsiada przy stole jednym uchem i ukradkiem zerkała na innych

gości. Zobaczyła, że wujek Johana miał tak samo w czubie jak wujek Agnes, i

odetchnęła z ulgą, że nie usiadł obok niej. Na pewno by się dopytywał, jak to się stało,

ż

e to nie ona jest dziś panną młodą.

Agnes wydawała się być w świetnym humorze, lecz Johan sprawiał wrażenie

bardziej poważnego niż zwykle, widocznie zdawał sobie sprawę z powagi chwili.

Elise nie mogła sobie przypomnieć, by widziała kiedyś jego dwóch przyjaciół

należących do bandy Lorta - Andersa. Nie wyglądali na zbyt sympatycznych, mieli

ś

ciągnięte twarze i nie odzywali się wiele, prawdopodobnie nie czuli się tu dobrze.

Może nie rozumieli, dlaczego zostali zaproszeni. Raz, kiedy zerknęła w ich stronę,

jeden z nich przyglądał się jej. Szybko umknęła spojrzeniem, ale zdążyła zauważyć

jego dziwny wzrok, w którym kryło się coś, co tłumaczyła sobie jako mieszaninę

zaciekawienia i żywego zainteresowania. Zastanowiła się, czy wiedzieli, co zrobił ich

kolega; na tę myśl poczuła wstyd i odrazę.

Johan wstał i wygłosił mowę na cześć panny młodej. Mówił krótko i prosto,

bez wielkich i napuszonych słów. Uczciwie przyznał, że ślub odbył się nieco

wcześniej, niż właściwie planowano, ale zrobi wszystko, co w jego mocy, by stworzyć

dobry dom dla obojga i dla dzieci, które będą mieli.

Elise nie śmiała patrzeć na niego, gdy mówił, bała się, że się zdradzi. Wiele

zebranych tu osób wiedziało, że ona i Johan byli zaręczeni nie tak dawno temu, nie

chciała dać im okazji, by gadali, że żałuje.

background image

W miarę upływu czasu atmosfera coraz bardziej się rozluźniała, ponieważ

mężczyźni wyciągali z tylnych kieszeni butelki i puszczali w obieg. Wytworne damy i

eleganccy panowie nie wyglądali już tak dostojnie po paru łykach ponczu. Elise

zastanawiała się, czy rodzice Agnes rzeczywiście mają przyjaciół wśród burżuazji,

lecz zaczynała rozumieć, że ich ubiór ją zmylił. Nie należy oceniać psa po sierści,

pomyślała.

Kilku mężczyzn tak się wstawiło, że z trudem udawało im się wstać od stołu i

utrzymać na nogach, gdy musieli wyjść za potrzebą. Dwóch usiadło obok siebie,

objęło się ramionami i gromkim głosem śpiewało pieśni marynarskie, wymachując

szklankami. Panna młoda też wypiła chyba zbyt wiele, bo usiadła na kolanach

jakiemuś starszemu mężczyźnie i pozwalała mu się dotykać, ile tylko chciał.

W końcu wstali od stołu. Za oknami zrobiło się ciemno, była przecież jesień.

Johan podszedł do Elise.

- Niedługo muszę wracać, Elise. Nie mogli mi dać przepustki do jutra z

powodu napiętej sytuacji. Czy możesz na chwilę ze mną wyjść?

Szybko rozejrzała się, czy nikt nie zwrócił na nich uwagi, po czym pośpiesznie

wyszła za nim do altany.

- Jak on wyglądał? - spytał Johan zdenerwowany. Elise wiedziała, kogo miał

na myśli.

- Miał bandaż na głowie i poruszał się o kulach. Dokładnie tak, jak go

opisałeś.

Zacisnął pięści, zauważyła, że zagryzł zęby.

- Co za diabeł...

Elise przypomniała sobie, co powiedział Torkild Abrahamsen.

- Nie sądzę, by chciał mi wyrządzić krzywdę. Przyjaciel Anny go zna i mówi,

ż

e to spokojny i małomówny chłopak, który wydaje się bardzo samotny.

Johan zmarszczył czoło, nie rozumiejąc.

- Bronisz go?

- Nie, ale myślę, że nie ma powodu się go bać. Może żałuje tego, co zrobił.

- Nie wierzę własnym uszom! Czy zdajesz sobie sprawę z tego, co mówisz,

Elise? Ten mężczyzna cię zgwałcił i zrobił ci dziecko. Zniszczył zarówno twoje, jak i

moje życie. Gdybyś nie zaszła w ciążę, nie wyszłabyś za mąż za Emanuela, a ja... -

zamilkł. Wydawał się zakłopotany. - Jak to się stało, że rozmawiałaś o nim z

Torkildem Abrahamsenem? Chyba nie powiedziałaś o tym nikomu?

background image

Elise szybko zaprzeczyła ruchem głowy.

- Ten człowiek przyszedł do kościoła. Robiłam, co mogłam, żeby go unikać,

ale zauważyłam, że kulejąc, przyszedł za nami. Torkild Abrahamsen spostrzegł, że

zachowuję się niespokojnie, i zobaczył z tyłu mężczyznę o kulach. Udałam, że nie

mam pojęcia, kto to jest.

Johan patrzył na nią z niedowierzaniem.

- Chcesz powiedzieć, że był w kościele w czasie ślubu? Skinęła głową.

Poczerwieniał ze złości.

- Czyżby postradał rozum?

- Może coś się stało z jego głową w czasie wypadku albo może po prostu jest

ci wdzięczny za uratowanie życia? Nie powinnam ci o tym pisać, Johan, bo tylko cię

zdenerwowałam. Po tym, co powiedział Torkild Abrahamsen, właściwie już się nie

boję tego człowieka. Myślę, że dręczą go wyrzuty sumienia, a jednocześnie kieruje

nim ciekawość. Zastanawiam się, czy może próbuje się dowiedzieć, czy on jest ojcem

dziecka, i obserwuje mnie, żeby zobaczyć, jak duży mam brzuch i w którym mogę być

miesiącu.

- Uważasz, że powinien mieć prawo kręcić się w pobliżu domu? Śledzić cię,

ż

eby się przekonać, czy to on jest ojcem dziecka?

Elise poczuła złość.

- A co twoim zdaniem powinnam zrobić? Iść na policję, żeby mnie posądzono,

ż

e wyszłam na ulicę? Myślę zresztą, że on więcej nie przyjdzie. Ostatnim razem,

kiedy się pojawił, wpadłam prosto na niego, gdy niosłam wodę ze studni.

Przestraszyłam się, ale dopiero później zaczęłam się go bać. „Co tu robisz”, rzuciłam

wściekła. Nie wydawał się groźny i czym prędzej sobie poszedł.

Johan nadal był zły.

- Nie możesz się zgodzić, żeby się tak zachowywał! Następnym razem musisz

iść na policję. Kiedy konstable się dowiedzą, czyją jesteś żoną, nie posądzą cię o

nierząd.

Westchnął ciężko, zdawało się, że gniew powoli mu przechodzi. Spojrzał na

Elise łagodnym wzrokiem.

- Wybacz mi, Elise. Po prostu ogarnia mnie wściekłość, kiedy pomyślę o tym,

co zrobił.

Z tyłu rozległy się kroki i do altany weszła pani Thoresen. Jej twarz ściągnęła

się, kiedy zauważyła Johana z Elise.

background image

- O, tutaj jesteś? Twoja żona cię szuka. Czy nie zamierzasz już wrócić do

stołu?

- Już idę. Musiałem tylko najpierw przekazać Elise ważną wiadomość. -

Uśmiechnął się. - Nie bój się, Elise. Wszystko będzie dobrze. Wkrótce znowu

będziemy z wami w domu, jestem tego pewien.

Skinęła głową.

- Szczęśliwej podróży, Johan. Pozdrów Emanuela, kiedy go zobaczysz.

Weszła za nim do środka. Nie była w nastroju, żeby rozmawiać z panią

Thoresen. W głębi restauracji przy niedużym okrągłym stoliku dostrzegła Annę i

Torkilda Abrahamsena. Dotąd nie miała pewności, czy powinna go spytać o

tajemnicze paczki, teraz zdecydowała się to zrobić.

- Miło, że zechciałaś się do nas przysiąść - Anna uśmiechnęła się, wesoła i

zadowolona jak zawsze, i upiła łyk kawy.

- Jest coś, o co chciałabym pana spytać, panie Abrahamsen. W ostatnim czasie

dwukrotnie przed drzwiami naszego domu znalazłam niewielkie paczki. Za każdym

razem zawierały rzeczy dla niemowlęcia. Jest mi przykro, że nie mogę podziękować

miłemu ofiarodawcy, i pomyślałam, że może pan wie, kto nim jest.

Torkild Abrahamsen posłał jej zdumione spojrzenie.

- Myśli pani, że to ktoś z Armii? Skinęła głową zakłopotana.

- Przyjaciele Emanuela wiedzą, że pełni służbę w straży granicznej, i jeśli

również dowiedzieli się, że straciłam pracę w przędzalni. .. Pomyślałam, że może.

Pokręcił głową i uśmiechnął się.

- Gdyby tak było, nie zrobiliby tego w ten sposób. Pomaganie ludziom w

potrzebie to uczciwa sprawa. Gdyby ktoś podejrzewał, że ma pani kłopoty,

odwiedziłby panią.

- A więc nie uważa pan, że to może być ktoś z Armii? Znowu pokręcił głową.

Anna siedziała w milczeniu i przysłuchiwała się rozmowie.

- Ale kto to może być? - spytała nagle. - To pewnie ktoś, kto ci współczuje,

Elise. Ktoś, kto wie, że rodzice Emanuela ci nie pomagają. Mam! - rozpromieniła się.

- To na pewno stara ciotka. Ciotka Ulrikke.

Elise zastanowiła się. Dziwne, że nie wpadła na to, ale kiedy Anna podsunęła

jej tę myśl, uznała, że to nawet prawdopodobne. Mimo surowego sposobu bycia

ciotka Emanuela miała w gruncie rzeczy miękkie serce. Elise zrozumiała to już tego

piątkowego wieczoru, kiedy odwiedziła Oscara Carlsena i jego rodzinę. - Ale ona nie

background image

mieszka tu w Kristianii - zauważyła po namyśle.

- Może przyjechała tu z wizytą. Albo ma znajomych, którzy zrobili to dla niej.

Może nie chciała, by wiedzieli o tym rodzice Emanuela, skoro nie byli całkiem

zachwyceni... - Anna zamilkła i posłała Elise przepraszające spojrzenie.

Elise przytaknęła.

- Właściwie myślę, że możesz mieć rację. Coś mi mówi, że ciotka Ulrikke

mogłaby zrobić coś takiego. Ma gorące serce, mimo że sprawia wrażenie trochę

szorstkiej. Dziękuję, Anno. To prawdziwa ulga. Muszę przyznać, że to okropne

uczucie, gdy nie wiadomo, kto stoi za drzwiami.

- Widziałam, że stałaś z Johanem w altanie i że mama do was weszła. Czy coś

powiedziała?

- Nic poza tym, że Agnes szukała Johana. Spojrzenie Anny pociemniało.

- Musi się zaakceptować to, że ze sobą rozmawiacie, mimo że Johan ożenił się

teraz z Agnes. - Zamilkła i zagryzła wargę. - Nie przejmuj się mamą, Elise. Znasz ją.

Myślę, że się obawia, że Johan mógłby popełnić jakieś głupstwo. Prawdopodobnie

myśli tak jak ja, że to ciebie Johan kocha. Ale musimy się pogodzić, że tak się ułoży-

ło: my, ty i Johan. Takie jest życie.

Elise zwróciła się do Abrahamsena i poprosiła, by opowiedział o swojej pracy

w Armii. Wkrótce potem zobaczyli, że pan młody wyjeżdża. Uroczystość powoli

dobiegała końca. Panna młoda była pijana, podobnie jej rodzice, wuj i większość

zaproszonych mężczyzn. Niektórzy zapadli w półsen na swoich krzesłach, inni znik-

nęli w altanach, i kiedy Anna wspomniała o powrocie, Elise postanowiła pójść razem

z nią i Torkildem Abrahamsenem. Nie chciała wracać do domu sama po ciemku.

Zwykle nie bała się ciemności, ale strach przed mężczyzną o kulach jeszcze do końca

jej nie opuścił, mimo że przekonywała Johana, że jest inaczej. Na Ullevalsveien nie

było wiele latarni, w każdym razie między restauracją a Maridalsveien.

Nagle Elise zatęskniła za latem i jasnymi wieczorami i pomyślała ze zgrozą, że

minie jeszcze siedem - osiem miesięcy, zanim znowu będzie jaśniej.

Rozmawiali razem o weselu, żołnierz Armii Zbawienia pchał wózek, a Elise

szła obok.

- Ciekawe, jakim cudem ojca Agnes było stać na urządzenie takiego przyjęcia?

- zastanawiała się Anna. - Albo pożyczył, albo przez długie lata oszczędzał. Lepiej

wspomógłby Johana i Agnes jakimś groszem. Nie mają gdzie mieszkać i nie

wyobrażam sobie, jak będą żyć z jej pensji, skoro przywykła tyle na siebie wydawać.

background image

- Jeżeli negocjacje w Karlstad zakończą się porozumieniem, Johan pewnie

wkrótce wróci do domu - próbował ją uspokoić Torkild Abrahamsen. - A wtedy

będzie dalej kuł w kamieniu na Trondheimsveien albo wróci do tkalni płótna

ż

aglowego. Skoro wykazał się zdolnościami, rzeźbiąc w kamieniu, myślę, że może się

wybić. Zobaczysz, że będzie kiedyś bogatym i znanym artystą.

Anna roześmiała się.

- To przyszło przypadkiem naszej mamie do głowy. Przechwalała się, że Johan

będzie miał wesele w restauracji Hasselbakken.

Elise lubiła przebywać z Anną i Torkildem. Oboje tak mocno stąpali po ziemi,

a przy tym cechowały ich optymizm i wrażliwość.

Dużo się śmiali, wymieniali zabawne uwagi na temat gości weselnych i

obiadu, nie wyśmiewając się z nikogo ani nie poniżając.

Zastanawiała się, dlaczego Agnes zaprosiła Torkilda Abrahamsena; nie należał

do rodziny i dopiero od niedawna go znała. Może dlatego, że Anna potrzebowała jego

pomocy Elise zaświtała teraz myśl, że mógł istnieć jeszcze inny powód. Oboje

wydawali się tacy szczęśliwi.

Rozstali się przy Beierbrua.

- Może wpadlibyście któregoś dnia do nas z wizytą? Peder i Kristian będą

zachwyceni, mama także.

- Z przyjemnością, Elise. Pozdrów wszystkich w domu.

W domu było ciemno i cicho. Mama, chłopcy i lokatorzy na poddaszu pewnie

już dawno temu położyli się spać.

Przystanęła i rozejrzała się dookoła. Noc była spokojna i gwiaździsta. Poza

szumem wodospadu konik polny jako jedyny wydawał z siebie dźwięki. Księżyc

ś

wiecił blado, a jego światło odbijało się w rzece.

Nagłe Elise zauważyła w oddali postać między budynkami fabryki. To Otto,

stróż nocny Prawie z nim nie rozmawiała od tego ranka, kiedy znalazł ją i Emanuela

zamkniętych w opuszczonej komórce. Nie chciał wierzyć jej wyjaśnieniom, a kiedy

rozniosła się wieść, że Elise wyszła za mąż za Emanuela, tylko prychnął pogardliwie,

jak opowiadały dziewczyny z fabryki.

Już miała wejść do domu, bo nie chciała, żeby ją zauważył, kiedy odniosła

wrażenie, że odwrócił się i z kimś rozmawia, gestykulował energicznie rękami i

wydawał się czymś zaaferowany Co to ją obchodzi, powiedziała do siebie, otworzyła

drzwi i weszła do środka. Na wszelki wypadek przekręciła w zamku klucz.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

W poniedziałek rano podczas śniadania Asbjorn Hvalstad nagle zawołał:

- Negocjatorzy znaleźli rozwiązanie! - Spojrzał znad gazety.

Elise podeszła szybko i przeczytała nad jego ramieniem: „W sobotę

dwudziestego trzeciego września negocjatorzy podpisali porozumienie, które

rozwiązało problemy powstałe na skutek zerwania unii ze Szwecją. Zgodnie

uchwalono, że fortyfikacje przygraniczne zostaną zlikwidowane, natomiast pomniki

historyczne, jak twierdza w Kongsvinger i starsze części twierdzy w Fredriksten,

mogą zostać. Poza tym osiągnięto jednomyślność co do pastwisk reniferów, koryt

rzecznych, stref neutralnych i arbitrażu. Oprócz tego...”

Elise odwróciła się do matki i rzuciła się jej na szyję. Pani Lovlien rozpłakała

się z radości.

- A więc Emanuel wróci wcześniej, niż sądziłyśmy, Elise! Bóg jest dla nas

łaskawy!

Elise skinęła głową, czując ogromną ulgę. Nie miała odwagi dopuścić do

siebie myśli, co by było, gdyby Emanuel nie wrócił.

Kiedy Emanuel przyjdzie z powrotem do domu, wszystko będzie jak dawniej.

Głupie myśli umilkną, a zwątpienie zostanie pogrzebane. Wszystko będzie dobrze.

- To jednak nie będzie wojny? - Peder wyglądał na rozczarowanego.

- Czy to nie ty bałeś się o Johana i Emanuela? Zrozum, to nie jest tak jak z

twoimi żołnierzykami, Pederze - pouczał Kristian niczym dorosły. - Prawdziwi

ż

ołnierze nie wstają po raz drugi, żeby walczyć dalej, kiedy dostaną kulkę w łeb.

- Całkiem słusznie, Kristianie - poparł go Asbjorn Hvalstad. Elise dostrzegła,

jak chłopak wprost urósł pod wpływem tej pochwały. - Wojna to okropność.

Dziękujmy Stwórcy, że naszym przywódcom udało się uniknąć zbrojnego konfliktu.

- Już Mu dziękowałem, panie Hvalstad. - Peder posłał mu niewinne

spojrzenie.

- Tak? Zanim się jeszcze o tym dowiedzieliśmy? - zdumiał się Asbjorn

Hvalstad.

- Dziękowałem Mu przedwczoraj, kiedy Pingelen poszedł do kąta. „Dziękuję

Ci”, powiedziałem do Niego. „Kiedy Pingelen stoi w kącie, nie może rozrabiać”,

dodałem. Z dorosłymi też tak jest. Kiedy siedzą w więzieniu w Karlstad, nie mogą

zrobić nic złego.

background image

Elise i pani Lovlien stłumiły uśmiech, jednak pan Hvalstad potraktował słowa

Pedera poważnie.

- Czy Pingelen jest taki niegrzeczny, Pederze? Peder przytaknął.

- Próbował wepchnąć mnie do rzeki.

- Nie mówmy o tym więcej, Pederze. - Elise mrugnęła do niego

porozumiewawczo i Peder najwyraźniej zrozumiał. Umówili się, że oszczędzą mamie

przerażających opowieści. Elise zauważyła, że mama na szczęście nie przejęła się

tym, co powiedział.

Pan Hvalstad wstał od stołu.

- Dziś wieczorem będziemy świętować. Gdy Peder i Kristian skończą pracę,

zafunduję wszystkim kawę i ciastka.

Peder i Kristian podskoczyli do góry, tańczyli i skakali z radości, a Anne Sofie

ześliznęła się z ławki i próbowała ich naśladować.

Kiedy Hvalstad i chłopcy zniknęli i kiedy przyszła Larsine, a mama usiadła

przy krosnach, Elise udała się do piekarni, żeby kupić ciastka na rachunek Hvalstada.

Na szczęście w piekarni nie było jeszcze dużo ludzi, a ci, którzy przyszli, nie

rozmawiali o niczym innym, tylko o pomyślnym zakończeniu negocjacji i o tym, że

nie będzie wojny. Nie wspomnieli o Korpusie Strzelców. Za osiemnaście ore dostała

sześć niedużych drożdżówek z dużą ilością cynamonu. Potem poszła do Magdy na

rogu, żeby kupić parafinę i sztuczne masło. Mama nie lubiła tego tłuszczu, margaryny,

jak go nazywano, i twierdziła, że jest niezdrowy. Jeśli miała jeść masło, to musiało to

być prawdziwe masło wiejskie, lecz ono kosztowało osiemdziesiąt ore za pół kilo, a

na to nie było ich stać.

Kiedy dwie klientki wyszły ze sklepu, Elise zauważyła, że przed nią stoi Otto.

Miała nadzieję, że nie zauważy jej wcześniej, a dopiero gdy będzie wychodził. Żeby

nie napotkać jego wzroku, udawała, że przygląda się wszystkiemu dookoła. Matka

zawsze mówiła, że u Magdy jest taki bałagan jak w wiejskim sklepie w Ulefoss,

wszędzie coś stoi albo wisi. Pod sufitem wisiały bańki na mleko, dzbanki, buty

zimowe impregnowane tłuszczem, wiadra i lampy naftowe, na ladzie stała waga z

odważnikami, wszystko należało zważyć i zapakować. Z lady wystawały szuflady na

cukier, mąkę i kaszę, ale kawa przechowywana była w dużych kolorowych blaszanych

puszkach.

Wreszcie Otto skończył kupować. Elise odwróciła się i oglądała dwa duże

kawałki sera goździkowego, które leżały na ladzie. Jeśli Magda była w dobrym

background image

nastroju, pozwalała czasem stałym klientom skosztować różnych produktów.

- Elise? - Zauważył ją. Udała zaskoczenie.

- Otto? Co za niespodzianka. Myślałam, że o tej porze leżysz w domu i śpisz.

Potrząsnął głową, przyglądając jej się badawczo.

- Widuję cię w domu majstra. Uśmiechnęła się.

- Możliwe, z fabryki do nas jest niedaleko. Dobrze by było, gdybym mogła

wrócić do pracy. Gdybym odzyskała swoją posadę.

- Stałaś się popularna, Elise. - Uśmiechnął się. - Jeden z twoich kawalerów

kręci się w pobliżu fabryki. Nie ma odwagi przejść przez most.

Elise zmarszczyła brwi.

- Co chcesz przez to powiedzieć?

- Nie zauważyłaś go w sobotę? Przez wiele godzin stał nad rzeką i gapił się na

drugi brzeg. W końcu powiedziałem mu, że jeśli tak mu zależy, powinien raczej

zapukać do drzwi i spytać, czy może wejść.

- O kim ty mówisz? - domyślała się, co powie, ale nie chciała po sobie

pokazać, że coś wie.

- O twoim koledze. O tym, który złamał nogę i uderzył się w głowę o skałę.

- Nie rozumiem, o kim mówisz.

- Ach tak. - Uśmiechnął się. - Wydaje mi się, że wyraźnie widziałem, jak z

nim rozmawiałaś. A skoro kłamiesz, to znaczy, że coś kręcisz.

- Nie pierwszy raz mnie o coś posądzasz, Otto. Jeśli cię to bawi, to proszę

bardzo. - Odwróciła się od niego.

Słyszała, że chichotał przez całą drogę do wyjścia ze sklepu.

Elise zmarszczyła czoło. Nie podobało jej się to. Najpierw mężczyzna o

kulach szedł za nią w sobotę z kościoła, a potem przez kilka godzin stał między

budynkami fabryki i czekał, aż wróci z przyjęcia weselnego. Teraz nawet Otto to

zauważył, wkrótce połowa Sagene będzie wiedzieć, że jakiś obcy o kulach i z

bandażem na głowie za nią chodzi. Tutejszym plotkarom dostanie się smakowity

kąsek. W końcu zaczną dociekać, kim on jest i dlaczego się nie poddaje, chociaż musi

wiedzieć, że jest mężatką.

Czy uda im się odgadnąć prawdę?... Ciarki przebiegły jej po plecach. Może

powinna zrobić tak, jak poradził jej Johan, i jednak pójść na policję? Jeżeli Emanuel

zorientuje się, że ludzie gadają o niej i rannym żołnierzu, wpadnie we wściekłość.

Może straci ochotę, by zastąpić dziecku ojca, skoro zrozumie, że nikt nie wierzy w

background image

jego ojcostwo.

Pomyślała o tym, ile złego mogą wyrządzić plotki. Czy gdyby plotkujący zdali

sobie sprawę z konsekwencji, jakie może spowodować ich gadulstwo, to przestaliby

plotkować?

Matka najwyraźniej zorientowała się, że coś jest nie tak, bo natychmiast w jej

wzroku pojawiła się podejrzliwość. Przez całe niedzielne przedpołudnie spacerowała

z panem Hvalstadem i z Anne Sofie, a potem w czasie obiadu i przez resztę wieczoru

wszyscy troje byli tak zajęci sobą, że zapomnieli zapytać, jak się udało wesele. Elise

nie miała pewności, czy matka nie wspomniała o tym, ponieważ zaabsorbował ją pan

Hvalstad, czy też może nie chciała usłyszeć, że ojciec Agnes wyprawił córce

wspanialsze wesele, niż miała Elise. Albo może po prostu dlatego, że Johan był

panem młodym.

- Czy stało się coś złego, Elise?

- Złego? - Elise zmusiła się do uśmiechu. - Chyba nie mogło się zdarzyć nic

złego w taki dzień jak dziś, kiedy dowiedzieliśmy się, że nie będzie wojny Kupiłam

sześć drożdżówek z cynamonem.

- Pomyślałam, że starczy ci tylko na małe, więc upiekłam ciasto. Poczułam się

głupio, że Asbjorn wydaje na nas pieniądze. Opowiedz mi trochę o weselu, Elise.

Ciekawa jestem, kto przyszedł. Zaprosili panią Eyertsen?

Elise pokręciła głową.

- Ani pani Evertsen, ani pani Albertsen, ani też pani Berg. Przyszli przeważnie

sami obcy. Eleganckie kobiety w jasnych sukniach i panowie w białych koszulach i

czarnych garniturach.

Matka popatrzyła na nią zdumiona.

- Gdzie oni poznali tych ludzi?

- Nie wiem. Może ojciec Agnes zna ich ze swej działalności politycznej.

Twarz pani Lovlien ściągnęła się. Elise uświadomiła sobie, że matka poczuła

się urażona, że jej nie zaproszono. Żeby ją trochę udobruchać, rzekła beztrosko: -

Bardziej wypadałoby im zaprosić panią Evertsen, która była sąsiadką Thoresenów od

samego początku, gdy wprowadzili się do Andersengirden.

- My też się z nimi przyjaźniliśmy. Elise uśmiechnęła się.

- Nie sądzę, by ci się tam podobało, mamo. Widziałam wielu gości, którzy

przynieśli ze sobą wódkę. Wyciągali z tylnych kieszeni butelki i puszczali w obieg.

Na początku robili to po kryjomu, ale potem, gdy atmosfera się rozluźniła, nikt nie

background image

zwracał uwagi na drobiazgi. Ciekawe, czy wolno im będzie jeszcze kiedykolwiek

urządzić przyjęcie w restauracji na wzgórzu Hasselbakken.

Matka spojrzała na Elise przestraszona.

- Czy ktoś się upił?

- Spytaj mnie raczej, czy ktoś się nie upił. Johan musiał wracać do

Kongsvinger ostatnim pociągiem, więc nie wypił nawet kropli. Anna i Torkild

Abrahamsen też nie pili.

- Czy on też tam był?

- Inaczej Anna nie dotarłaby na wesele.

- Jej wujek mógłby jej pomóc. Elise przytaknęła.

- Odnoszę wrażenie, że łączy ich coś więcej niż przyjaźń.

- Annę z Torkildem? - pani Lovlien wyglądała na wstrząśniętą. - To

niemożliwe.

- Dlaczego? - Elise spojrzała na matkę zaczepnie. - Pomyśl, jakie to dla niego

szczęście. Anna jest najmilszą dziewczyną, jaką znam, łagodną i wiecznie

zadowoloną. Do tego jest śliczna.

- Ale ona nie może... - matka zamilkła i zagryzła wargę.

- Dać mu dziecka, chciałaś powiedzieć? Mogą być szczęśliwi bez niego.

- Ale zastanów się, co to znaczy mieć żonę, którą wiecznie trzeba pchać na

wózku?

- Nie wygląda na to, by go to krępowało. Ludzie z Armii nie mają tylu

uprzedzeń jak pozostali. Możemy się od nich czegoś nauczyć.

- Z kim siedziałaś przy stole?

- Obok wujka Agnes. Używał wosku do brody, okazał się zapalonym patriotą i

winił Szwedów za wszystko, od braku mieszkań i bezrobocia po hałas i smród

automobilów.

Matka uśmiechnęła się.

- Najwyraźniej jest podobny do reszty rodziny. Co dostaliście do jedzenia?

- Potrawkę z drobiu i „chłopki w woalkach”.

- Mus jabłkowy z biszkoptem i bitą śmietaną? Pamiętam, że taki deser jadłam

u ciotki i wujka. Później już go nie próbowałam. Ślinka mi cieknie na samo

wspomnienie. No, ale czas obierać ziemniaki, Elise, a ty ruszaj do krosien. Cieszę się

na dzisiejszy wieczór.

W salonie było cicho, tylko czółenko zakłócało ciszę. Elise zatęskniła niemal

background image

za przędzalnią i fabryczną halą pełną pracujących kobiet oraz za hukiem maszyn. Za

okresem, kiedy musiała całą swą uwagę skupić na pracy, by włosy, fartuch czy ręka

nie dostały się w tryby maszyny. Wtedy rzadko miała okazję się rozmarzyć albo

rozmyślać o kłopotach. Teraz miała nieskończenie wiele czasu, by zmartwienia

przetaczały się przez jej głowę jedno po drugim.

Może powinna spróbować porozmawiać z Agnes? Przyjaciółka znała przecież

rudzielca. Ansgara, jak go nazwała. Była pewna siebie i odważna i na pewno to dla

niej żadna trudność z nim pogadać. Może uda się jej go nakłonić, żeby się przyznał, o

co mu chodzi. Może nawet z niego wydusi, czy to on jest winowajcą. Dla niej, Elise,

byłaby to wielka ulga, gdyby potwierdziły się jej przypuszczenia, wtedy wiedziałaby,

jak się zachować.

Otto to zły duch. Będzie się mścił, ponieważ nie odwzajemniła jego umizgów.

Najpierw opowiadając majstrowi, że z własnej woli spędziła z Emanuelem noc w

graciarni obok fabryki, a teraz rozpuszczając plotki o jej kulejącym „kawalerze”. To

podłość.

Pan Hvalstad wrócił wcześniej na obiad i opowiedział o nastrojach panujących

w kantorze. Kierownik zafundował szampana, żeby uczcić ten dzień, i wszystkich

ogarnął uroczysty nastrój. Lokator musiał chyba wypić więcej niż jeden kieliszek,

pomyślała Elise, ponieważ pocałował mamę w policzek, wcale się nie krępując

obecnością innych.

Chłopcy wpadli do domu niczym burza, żeby coś zjeść przed pracą. Mama

podała smażone krążki kalarepy ze smażoną cebulką, przyprawione solą i pieprzem,

które smakowały jak mięso. Asbjorn Hvalstad był zadowolony.

- Siostra Kopciucha nie żyje - odezwał się nagle Kristian. Elise spojrzała na

niego przerażona.

- Niedawno widziałam ją z mamą w sklepie.

- Zaczęła kaszleć. Jej braciszek pilnował jej, gdy ich mama była w pracy.

Nagle poszła jej z nosa biała piana i mała przestała na niego patrzeć. Zatrzymał

kołyskę i zrobiło się cicho jak w kościele, mówił. Pobiegł po sąsiadkę, a ona zaczęła

płakać. Nie rozumiał dlaczego, bo przecież jego siostra stała się aniołem, powiedział.

Peder przestał gryźć i z ustami pełnymi jedzenia wpatrywał się w brata.

- Stała się aniołem?

Kristian spojrzał na niego wyrozumiale.

- Nie, ale jej braciszek tak myślał.

background image

- Skąd wiesz, że to nieprawda?

- Anioły tak naprawdę nie istnieją, rozumiesz, Peder. Niektórzy tylko tak

mówią, żeby pocieszyć dzieci.

Mama przerwała im.

- Nikt tego nie wie na pewno, Kristianie. Wielu uważa, że anioły istnieją, ale

my nie możemy ich zobaczyć, zanim nie umrzemy. W Biblii jest o nich mowa, a wy

uczycie się w szkole historii Biblii.

- Jak myślisz, czy są wśród nich duże i małe? - Peder popatrzył na matkę z

ufnością i dokończył przeżuwać.

- Na pewno.

Peder przełknął głośno.

- I tato też? - Nagle uśmiechnął się szeroko. - Ciekawe, co mówi dyrektor tam

na górze na widok anioła z czerwonym nosem i flaszką w kieszeni.

- Teraz się wygłupiasz, Pederze. - Matka skarciła go wzrokiem. - Wiesz

dobrze, że to nie dyrektor, tylko Bóg.

Peder skinął i spuścił głowę zawstydzony.

- Uważam, że Peder jest zabawny. - Kristian śmiało spojrzał matce w oczy. -

Moi koledzy też tak twierdzą. Śmieją się, gdy tylko otworzy usta.

- Śmieją się z niego czy z tego, co mówi? - Pan Hvalstad wydawał się szczerze

zainteresowany.

- Śmieją się z jego dziwnych wypowiedzi. Mówią, że powinien występować w

cyrku. Wtedy mógłby być sławny i występować dla króla. I zarabiać na tym.

Peder wybałuszył oczy.

- Dla szwedzkiego króla? O nie!

- Mamy własnego króla, rozumiesz, Peder. Możemy wybrać się do zamku i

pomachać mu, to może rzuci nam dwukoronówkę.

Pan Hvalstad wstał od stołu.

- Muszę niestety już iść do kantoru, ale spróbuję wrócić dziś wcześniej niż

zwykle. Kupiłaś jakieś ciastka, Elise?

- Tak, kupiłam drożdżówki z cynamonem, a mama upiekła ciasto.

Popatrzył na panią Lovlien ciepłym wzrokiem.

- Nie musiałaś, kochana. I tak masz sporo roboty.

Elise zauważyła, że Peder i Kristian wymienili spojrzenia i zasłonili usta, żeby

nie wybuchnąć śmiechem.

background image

Gdy tylko pan Hvalstad zniknął za drzwiami, Peder wykrztusił:

- Czy on jest twoim ukochanym, mamo?

Matka zaczerwieniła się na twarzy i w pośpiechu zaczęła nastawiać wodę na

zmywanie.

- Można powiedzieć „kochany” do kogoś, kto wcale nie jest ukochanym. Ja też

często do was tak mówię.

- Ale ja spytałem, czy on jest twoim ukochanym.

- Nie pyta się o takie rzeczy, Pederze! Jesteś bezwstydny i nie - wychowany.

Uczyłam cię, że dzieci nie powinny się odzywać, kiedy dorośli rozmawiają, ale ty

ciągle przerywasz. No, musicie już iść. Postarajcie się wrócić wcześnie, pamiętajcie,

ż

e dziś świętujemy.

To był niezwykle miły wieczór. Jedli drożdżówki i ciasto z formy, pili kawę,

która z tej okazji była mocna, a nie jasnobrązowa. Ku zdumieniu Elise matka

wyciągnęła stary akordeon ojca i zagrała kilka prostych melodii. Pierwsza nazywała

się Tak często duje mroźny wiatr, a następna Rododendron.

Elise zauważyła, że matka i pan Hvalstad ciągle posyłali sobie czułe

spojrzenia, i zastanowiła się, jak poważne właściwie mają zamiary. Jeżeli mama

wpadnie na pomysł, by ponownie wyjść za mąż i się wyprowadzić, na pewno nie

zabierze ze sobą Pedera i Kristiana. Od czasu, gdy wróciła z sanatorium, w gruncie

rzeczy przerzuciła odpowiedzialność za chłopców na Elise. Czasami Elise

zastanawiała się, czy myślała o tym, że to ona jest ich matką. W czasie długich

miesięcy, kiedy leżała chora, najstarsza córka musiała zająć się braćmi, a potem już

tak zostało. Mimo że Emanuel zgodził się, by matka, Peder i Kristian zamieszkali z

nimi, nie wiadomo, czy poza dzieckiem, którego Elise się spodziewała, będzie chciał

zaopiekować się jeszcze chłopcami.

Matka skończyła właśnie grać drugą melodię, kiedy nagle rozległo się pukanie

do drzwi. Wszyscy popatrzyli po sobie zdumieni, bo rzadko przychodzili do nich

goście.

Elise wyszła do kuchni, żeby otworzyć. To mógł być Evert, Agnes albo Hilda,

pomyślała. Ale oni weszliby od razu do środka, nie czekając na zaproszenie.

Jakież było zaskoczenie Elise, kiedy za drzwiami ujrzała ubraną na czarno

starszą damę. Po chwili poznała, że to ciotka Ulrikke. Przyszła, żeby oznajmić, że to

ona zostawiała prezenty, pomyślała szybko Elise i serdecznie przywitała krewną.

- Co za radosna niespodzianka. Wejdź, proszę.

background image

Stara ciotka Emanuela wyglądała równie surowo jak ostatnio, lecz mimo to

Elise nie poczuła się nieswojo.

Kilka razy mignęła jej ciotka Ulrikke na ślubie i to wystarczyło, by już tak

bardzo się jej nie bała. Wskazała jej drogę do salonu.

- Właśnie świętujemy na cześć udanych pertraktacji w Karlstad. A to jest nasz

lokator, pan Asbjorn Hvalstad, i jego córka, Anne Sofie.

Ciotka Ulrikke podeszła do stołu i podała rękę każdemu z nich, następnie

zwróciła się do Elise zdumiona.

- Lokator? W tym małym domku dla lalek? Jakim cudem się tu mieścicie?

- Pan Hvalstad z córką zajmują poddasze, a mama z chłopcami śpią w

pokoiku.

- A gdzie się podzieje Emanuel, kiedy wróci do domu?

- Wtedy on i ja będziemy spali w salonie. Na razie śpię w kuchni.

- Emanuel będzie musiał dobrze zarabiać, żebyście nie musieli wynajmować

własnych sypialni.

- Póki służy w straży granicznej, zarabia tylko na swoje potrzeby.

Ciotka zerknęła na Elise zaskoczona.

- Nie pracujesz w fabryce?

- Nie, straciłam pracę. - Bezwiednie położyła rękę na brzuchu. Ciotka Ulrikke

musiała wiedzieć, że Elise spodziewa się dziecka, skoro kładła na schodach paczki z

rzeczami dla niemowlęcia. - Usiądź, proszę. Kawa jest jeszcze ciepła, przyniosę tylko

jeszcze jedną filiżankę. - Wyjęła porcelanowe filiżanki Emanuela i pomyślała, że na

pewno by się ucieszył, że używa ich przy takiej okazji jak dziś.

Nagle zrobiło się jej przykro.

Zauważyła, że ciotka dziwnie zmieniła się na twarzy. Otworzyła usta, żeby coś

powiedzieć, jednocześnie mierząc wzrokiem Elise od stóp do głów.

- I kiedy ma nastąpić ta szczęśliwa okoliczność?

- Pod koniec stycznia.

Gdy tylko to powiedziała, uświadomiła sobie, że to dla starej kobiety

prawdziwe zaskoczenie. Ciotka poderwała się jak rażona piorunem. Może myślała, że

poczekają do nocy poślubnej, a teraz doznała wielkiego rozczarowania z powodu

braku moralności młodych, pomyślała Elise. Szkoda, że nie mogła powiedzieć

prawdy.

Zauważyła, że matka skuliła się na swoim miejscu. Elise to zdziwiło. Zaledwie

background image

kilka dni temu matka zwierzyła się jej, co przeżyła w swej młodości, a mimo to

wstydzi się, że ma córkę, która postępuje tak samo.

Asbjorn Hvalstad musiał pewnie zorientować się w sytuacji i czym prędzej

zaproponował ciotce Ulrikke talerz z ciastkami i zaczął opowiadać o tym, jak

ś

więtowali w kantorze najnowsze wydarzenia.

Ciotka Ulrikke przybrała jeszcze bardziej surowy wyraz twarzy.

- Zupełnie się nie zgadzam z tym, co się dzieje. Wolę Francisa Hagerupa niż

tego lewicowca Michelsena. Prawica nie chciała rozwiązania unii ze Szwecją, Francis

Hagerup zamierzał prowadzić ze Szwedami negocjacje w sprawie konsulatu i

próbować dojść do kompromisu.

Hvalstad czym prędzej starał się zmienić temat.

Peder i Kristian siedzieli cicho jak trusie. Elise sądziła, że czują respekt wobec

władczej starszej kobiety i nie mają odwagi się odezwać, żeby ich nie wyproszono.

Nieczęsto wolno im było siedzieć z dorosłymi w salonie, w dodatku przy stole, na

którym stały drożdżówki i domowe ciasto.

Nagle Peder przerwał ciszę.

- Dlaczego masz jeden ząb taki krzywy, ciociu Ulrikke?

Starsza pani wyglądała tak, jak gdyby już się zbierała, by odpowiedzieć jakąś

uszczypliwą uwagą, ale ku zaskoczeniu Elise powstrzymała się, uśmiechnęła i rzekła:

- Ponieważ się taka urodziłam, dokładnie tak, jak ty urodziłeś się z piegami i

niesforną czupryną.

- Nie gniewaj się za to, ciociu Ulrikke. Uważam, że jesteś ładna taka, jaka

jesteś. Mimo że jesteś trochę stara.

Kristian zakrztusił się, pan Hvalstad musiał spojrzeć w inną stronę, a mama

czym prędzej zaczęła dolewać kawy.

- Jesteś pewnie dość oryginalnym chłopcem, Pederze. - Ciotka Ulrikke nie

przestawała się uśmiechać. Wyglądało na to, że zarówno rozwiązanie unii, jak i duży

brzuch Elise zeszły na dalszy plan.

Zrobiło się późno, kiedy ciotka Ulrikke wstała, żeby wyjść. Wyjaśniła, że jest

w Kristianii tylko z krótką wizytą i że zatrzymała się u rodziny Carlsenów, więc nie

musiała rezerwować pokoju w drogim hotelu. Uśmiechnęła się do Elise, gdy

dziękowała za gościnę, i obiecała, że wpadnie, gdy następnym razem będzie w stolicy.

Nie wspomniała słowem o porodzie, a kiedy pan Hvalstad zaproponował, że ją

odprowadzi na szczyt wzgórza Aker, zgodziła się, mimo że, jak się okazało, mają

background image

oboje odmienne poglądy polityczne.

Elise wyszła z nimi na ganek. Chwilę wahała się, zanim zebrała się na

odwagę.

- Ciociu Ulrikke, nie zdążyłam podziękować za te dwie paczki. Ciotka

spojrzała na nią, nie rozumiejąc.

- Paczki?

Elise poczuła, że się zaczerwieniła.

- Ja... ja... znalazłam przed domem dwie paczki. Myślałam...

- O jakich ty paczkach mówisz?

Elise wiła się jak piskorz. Musiała się pomylić. Gdyby pakunki zostawiła

ciotka Ulrikke, od razu zrozumiałaby, o czym mowa.

- Były w nich rzeczy dla niemowlęcia. Cudny maleńki kocyk i kaftanik

robiony na drutach.

- Nie dawałam ci nic takiego, nie wiedziałam nawet, że jesteś w ciąży. Marie

sugerowała wprawdzie, że martwi się tym, co powiedziała na weselu ta... hm... twoja

przyjaciółka, ale nie mogliśmy uwierzyć, że to prawda. Emanuel mimo wszystko

przez wiele lat należał do Armii Zbawienia i został tak wychowany, że potrafił nad

sobą panować.

Elise czuła, jak palą ją policzki. Spuściła wzrok.

- Bardzo mi przykro z tego powodu, ciociu Ulrikke.

Jednak kiedy się położyła spać tego wieczoru, długo leżała, wpatrując się w

sufit. Kto, u licha, w takim razie dał jej te prezenty?

ROZDZIAŁ DZIWEIĄTY

Elise w napięciu czekała na powrót Emanuela. Teraz, kiedy Szwedzi i

Norwegowie doszli do porozumienia, żołnierze powinni zostać odesłani do domów.

Gazety pełne były wielkich nagłówków i komentarzy wydarzeń w Karlstad. Wollert

Konow z Hedemarken powiedział w Stortingu: „Wolałbym raczej unię niż zgodzić się

na takie warunki”.

Szesnastu głosujących przeciw twierdziło, że karlstadzkie porozumienie stanie

się w kraju niczym pochodnia zapalająca, stworzy podziały między ludźmi i że teraz

już nigdy nie będzie pokoju na Półwyspie Skandynawskim.

- Sądziłam, że większość Norwegów pragnęła rozwiązania unii - rzekła Elise

zdumiona.

background image

- I tak rzeczywiście jest - odparł pan Hvalstad. Siedzieli przy śniadaniu i po

kolei czytali „Verdens Gang”. - Zarówno w Zgromadzeniu Narodowym, jak i wśród

obywateli większość była za rozwiązaniem unii i zgadzała się, by Norwegia

zaakceptowała niektóre niezbyt honorowe warunki.

- Jakie warunki? - przerwała mu pani Lovlien.

- Zlikwidowanie niektórych fortyfikacji obronnych przy szwedzkiej granicy i

demobilizacja norweskich sił zbrojnych. Wielu uważa to za tak upokarzające, że już

bardziej woleliby wojnę. Właściwie za wcześnie świętujemy zwycięstwo. Storting

jeszcze nie zatwierdził ugody w Karlstad, debata będzie trwała kilka dni.

- A więc mimo wszystko nie wiadomo, czy Emanuel wróci do domu. - Elise

sama usłyszała, że w jej głosie nie zabrzmiało tyle rozczarowania, ile powinno.

Wiedziała, co jest powodem. Tęskniła za Emanuelem, pragnęła słuchać jego głosu,

zobaczyć ciepło w jego czułym wzroku, poczuć późną nocą jego duże, silne ciało przy

swoim. Jednocześnie denerwowała się, że będzie musiała mu powiedzieć o

mężczyźnie o kulach. Prędzej czy później sam się zorientuje, w każdym razie teraz,

kiedy Otto zacznie chlapać jęzorem. Poza tym obawiała się, że wymówi mieszkanie

Asbjornowi Hvalstadowi i sprawi przykrość i matce, i Anne Sofie. Był jeszcze jeden

powód, ale tego nie miała ochoty przyznać nawet przed sobą samą, ponieważ może

Emanuel się zmienił i będzie mniej ochoczy w łóżku po wielu długich marszach i

dużym wysiłku fizycznym...

Wstydziła się swoich własnych myśli. Młodzi małżonkowie powinni być oboje

pełni ognia. A może pożądanie słabnie w czasie ciąży?

Tego samego wieczoru przyszła Hilda z wizytą. Była w kiepskim nastroju. To

dla niej typowe, pomyślała Elise. Nie miała odwagi poskarżyć się panu Paulsenowi.

Elise nie widziała siostry od tego dna, kiedy przyszła i wyznała matce, że

znowu jest w ciąży. Nie miała pewności, czy to tajemnica, ale zaryzykowała.

- Mama powiedziała mi tę nowinę. To świetnie, Hildo. W takim razie

urodzimy prawie w tym samym czasie, może z kilkumiesięcznym odstępem. To tak,

jak byśmy urodziły bliźnięta.

Hilda posłała jej harde spojrzenie.

- Próbujesz być zabawna?

- Mam mówiła, że nie żałujesz i że tym razem zatrzymasz dziecko.

- Tak, mogę przecież się tu przeprowadzić - odparowała ironicznie. - Po prostu

przejmę salon z meblami w pluszu Emanuela, statuetkami i całą resztą.

background image

Elise nie odpowiedziała. Gdy Hilda była w podłym nastroju, lepiej było

milczeć. Na pewno stał za tym Paulsen Junior. Spytał zapewne wuja, czy mógłby

postarać się o więcej dzieci, a majster się zgodził i powiedział, że oczywiście sprawi

im jeszcze jedno.

Hilda zagryzła wargę.

Elise zauważyła, że kiedy nie podejmuje dyskusji, Hilda zawsze po chwili

stawała się potulna. Hilda oparła głowę na rękach.

- Wszystko jest takie okropne. Paulsen bardzo się ucieszył, kiedy

powiedziałam mu, że jestem w ciąży. Myślałam, że się ucieszył, bo naprawdę pragnie

sam mieć dziecko. Teraz rozumiem, że ma inne plany.

Elise zerknęła na matkę, która zmywała naczynia po obiedzie. Unikała wzroku

córki.

- Wiesz, że możesz odmówić. To twoje dziecko, on nie może cię zmusić,

ż

ebyś je oddała.

Hilda otarła łzy rękawem sukni i pokręciła głową.

- W takim razie będę musiała się wyprowadzić. I co wtedy pocznę? Z czego

będę żyła?

- Na pewno odzyskasz pracę w przędzalni. Hilda posłała siostrze surowe

spojrzenie.

- Czy ty w ogóle wiesz, ile zarabia pomocnica?

- Może mogłabyś zostać prządką? Albo tkaczką w Hjula. Paulsen na pewno ci

pomoże.

- Wierzysz w to? Czy zechce mi pomóc, gdy mu odmówię i nie zrobię tego, co

chce?

- Wiele innych niezamężnych matek zdołało stanąć na własnych nogach.

Przejdź się do żłobka, a przekonasz się, że to prawda. Być może mama poradzi sobie i

przypilnuje nasze dzieci, gdy my będziemy w pracy. - Posłała matce spojrzenie pełne

nadziei.

Pani Lovlien skinęła głową.

- Jeżeli tylko starczy mi zdrowia. - Jej głos nie zabrzmiał zbyt pewnie.

Elise zauważyła, że mama nie była zachwycona tym pomysłem. Może myślała

o Hvalstadzie? Niewykluczone, że już się oświadczył, wydawał się taki zakochany.

Może planowali wyprowadzić się z domu majstra i postarać się o własne mieszkanie?

Wtedy Hilda mogłaby zamieszkać na poddaszu. Miała nadzieję, że mama to za-

background image

proponuje, ale nic nie powiedziała.

- Jak myślisz, gdzie będę mieszkać? Mam wynająć kąt w jakiejś norze? -

spytała zdławionym głosem.

Elise utkwiła wzrok w matce, teraz mogłaby coś powiedzieć. Ale matka nadal

milczała.

- Nie martw się na zapas. Masz jeszcze sporo miesięcy na znalezienie

rozwiązania. Może któraś z twoich koleżanek zechce dzielić z tobą pokój i kuchnię.

Nie wiem poza tym, czy Asbjorn Hvalstad będzie chciał zostać w domu majstra. Na

poddaszu jest mu chyba ciasno, przywykł przecież do większych mieszkań.

Nie miała odwagi spojrzeć na matkę, kiedy o tym mówiła, ale zauważyła, że

matka znieruchomiała.

- Myślę, że co do tego się mylisz, Elise. Jemu się tu bardzo podoba, uważa, że

to fascynujące mieszkać w pobliżu wodospadu i słuchać jego szumu, poza tym cieszy

się, że Anne Sofie wychowuje się wśród trawy i zieleni.

Hilda posłała matce surowe spojrzenie.

- Czy przedkładasz racje obcego lokatora ponad potrzeby własnej córki? Czy

ważniejsze jest dobro tej dziewczynki niż dobro własnego wnuka?

Matka zarumieniła się na policzkach.

- Zmuszasz mnie, bym wyznała coś, z czym chciałam trochę poczekać.

Asbjorn Hvalstad i ja kochamy się. Zamierzamy się pobrać.

Hilda najpierw poczerwieniała na twarzy, a następnie zbladła.

- Co powiedziałaś? Ty chcesz wyjść za mąż? W twoim wieku?

- Nie skończyłam jeszcze trzydziestu siedmiu lat. Czy to tak dużo? - Mama

wykręcała nerwowo palce, zdawała się jednocześnie zawstydzona i nieustępliwa.

- Zaledwie parę miesięcy po śmierci taty? Czy znaczył dla ciebie tak niewiele?

W oczach pani Lovlien zakręciły się łzy.

- Kochałam Mathiasa bardziej, niż ty kiedykolwiek kochałaś mężczyznę, z

którym żyjesz. To, że miłość została wystawiona na ciężką próbę, to zupełnie coś

innego.

- A skąd wiesz, co ja czuję? - Hilda przyjęła ostry ton. - Jak myślisz, co

powiedzą moje przyjaciółki, gdy się dowiedzą, że moja matka się zakochała? Spalę

się ze wstydu. Staniesz się pośmiewiskiem całego Sagene. Patrzcie, idzie Jensine

Loylien, ta stara, której się wydaje, że przeżywa drugą młodość! Już to słyszę.

- Hilda, dość tego! - przerwała jej Elise i rzuciła ostrzegawcze spojrzenie. -

background image

Powinnaś się raczej cieszyć, że mama jest szczęśliwa. Jeszcze kilka miesięcy temu

baliśmy się, że ją stracimy, a teraz żałujesz jej odrobiny radości. Czy nie widzisz, że

dla nas wszystkich może to oznaczać lepszy byt? Asbjorn Hvalstad zapewni jej utrzy-

manie, czy nie rozumiesz tego?

Hilda nie zamierzała się poddać.

- Lecz właśnie powiedziała, że on się stąd nie wyprowadzi. Czy w takim razie

ty będziesz musiała się wynieść, Elise?

- Wiesz, co myślę, Hildo? Jesteś zazdrosna. Zazdrościsz swojej własnej matce,

ż

e przeżywa coś, co cię ominęło.

- Co to takiego, jeśli wolno spytać?

- Zakochanie. Związałaś się z majstrem, ponieważ liczyłaś na jego dobra

materialne. Błyskotki były ważniejsze niż miłość.

Hilda poderwała się nagle, policzki jej płonęły.

- To największa potwarz, jaka mnie kiedykolwiek od kogoś spotkała! Ale

mogę cię pocieszyć, że nie będę już dla ciebie ciężarem, Elise. Od tej chwili postaram

się sobie radzić sama. Zresztą od dawna już sobie radzę. Wolę raczej nie mieć rodziny

niż wstydzić się za swoją matkę, która robi z siebie pośmiewisko, i za siostrę, która

usiłuje ludziom wmówić. .. - Nie dokończyła. Elise wymierzyła jej policzek.

- Ależ moje drogie - mama nerwowo wyłamywała palce. - Zawsze żyłyście w

przyjaźni. Jak możecie być dla siebie takie nieprzyjemne?

Hilda odwróciła się plecami i wypadła z domu.

Elise stanęła jak wryta i wpatrywała się w drzwi, które zatrzasnęły się za

siostrą. Zastanawiała się, czy Hilda kiedykolwiek zrozumie, jak potrafi być okropna

dla innych, i czy będzie potrafiła się do tego przyznać. Ale jakie to właściwie ma

znaczenie? To wybór Hildy. Wprawdzie nie była jeszcze pełnoletnia, ale

wystarczająco dojrzała, by decydować o swoim życiu.

Mama płakała.

- Mamo... Nie płacz. Znasz Hildę, zawsze łatwo wpada w gniew i ucieka z

domu. Za chwilę będzie żałować i wróci.

- Byłaś dla niej bardzo surowa.

- A ona była niemiła dla ciebie.

- Może ma rację. Właściwie jestem za stara.

- Co za bzdura! Jedna z prządek u Graaha urodziła swoje pierwsze dziecko,

mając trzydzieści dziewięć lat.

background image

Kiedy tylko wypowiedziała te słowa, poczuła ukłucie strachu. A jeśli mama

też jest w ciąży? O Boże, co za chaos!

- Nie powinnam była tego mówić. Jeszcze długo chciałam to utrzymać w

tajemnicy, nawet przed tobą. - Mama wydawała się zawstydzona.

Elise uśmiechnęła się.

- Już coś podejrzewałam. Nawet Kristian jakiś czas temu coś napomknął, ale

ku mojemu zdumieniu nie wyczułam w jego głosie niechęci ani zażenowania. Jedno,

co mnie zastanawia, to jak zareaguje Peder. Będzie mu trudno zrozumieć, jak możesz

coś takiego zrobić ojcu. Peder najwięcej o nim mówi, w dodatku zawsze pozytywnie i

z sympatią.

Matka skinęła głową.

- Mogłoby się niemal wydawać, że zapomniał o wszystkim, co złe.

- Na pewno nie zapomniał, ale po prostu nie dopuszcza tego do siebie. Ty

pewnie tak samo? Czy też może nosisz w sobie urazę za całą krzywdę, którą ci ojciec

wyrządził?

- Wybaczyłam mu, ale nie zapomniałam. Jak ci mówiłam, nigdy nie

przestałam go kochać. Kochałam go takim, jakim naprawdę w głębi duszy był, lecz

tego nie okazywał. Dla niektórych alkohol jest trucizną. Trucizną, która niszczy i

sprawia, że stają się innymi ludźmi. - Zamilkła. - Uważasz, że powinnam się

wstrzymać i na razie nie mówić nic Pederowi?

- To zależy, czy ustaliliście już jakąś datę. Pani Lovlien zaczerwieniła się.

- Chcielibyśmy się pobrać, gdy tylko Emanuel wróci do domu, a to być może

nastąpi już niedługo, skoro negocjacje zostały zakończone porozumieniem.

- W takim razie myślę, że powinnaś Pederowi powiedzieć.

Następnego dnia zerwał się wiatr i lało jak z cebra. Deszcz bębnił o dach i

płynął z głośnym szumem rynnami. Elise wstała od krosien i podeszła do okna, żeby

wyjrzeć na zewnątrz, ale przez potężny strumień ulewy nie dało się prawie nic

zobaczyć. W dole huczała rzeka, na moście Elise dostrzegła kilka robotnic, które

skulone przed deszczem śpieszyły do pracy; widocznie były w domu w czasie przerwy

obiadowej. Odprowadzała je wzrokiem, ciesząc się, że sama nie musi biec teraz z

nimi. Nie mogła zrozumieć, jak jeszcze kilka dni temu tęskniła za fabryką, nie

zamieniłaby się za nic w świecie. Jak wytrzymywała ten okropny szum maszyn i

wirujący w powietrzu pył? Sam fakt, że trzeba było stać przez dwanaście - ,

czternaście godzin w tej samej pozycji, wydawał się nie do wytrzymania. W styczniu

background image

będzie musiała wrócić do fabryki, ale będzie się martwić, gdy przyjdzie czas.

Już się miała odwrócić i na powrót usiąść do tkania, kiedy jeszcze na moment

zerknęła przez okno na południe, żeby zobaczyć, czy jabłonie wytrzymały ten silny

wiatr. Nie było na nich wiele jabłek, ale przez całe lato cieszyli się na zbiór własnych

owoców. Rzadko się zdarzało, by stać ich było na kupno czegoś poza najbardziej

niezbędnymi rzeczami.

Gałęzie chwiały się na wietrze, ale na szczęście nie wyglądało na to, by jabłka

pospadały. W tej samej chwili Elise przeszedł dreszcz ze strachu. Między drzewami

stał nieruchomo mężczyzna. Częściowo zasłaniały go liście, nie mogła zobaczyć, czy

ten człowiek ma bandaż na głowie. Jeżeli miał, na pewno zasłonił go w taką pogodę

przed deszczem. Nie tracąc czasu na domysły, wybiegła do kuchni i zamknęła drzwi

na klucz. Mama zabrała Anne Sofie i Larsine do sklepu, w domu nie było nikogo.

Elise ustawiła się tak, by nie mógł jej zobaczyć przez wąskie okienko przy

drzwiach ani przez okna salonu. Stanęła nieruchomo, z bijącym sercem przywierając

do ściany. Wątpiła, by odważył się zapukać. A może jednak...?

To nie może tak dalej trwać, mruknęła w duchu przerażona. Muszę iść na

policję. Być może Johan miał rację, twierdząc, że mnie wysłuchają, gdy się dowiedzą,

za kogo wyszłam za mąż.

Zdawało jej się, że słyszy zbliżające się kroki, ale spośród bębnienia o dach i

szumu wodospadu trudno było wyłowić uchem inne dźwięki.

Wtedy nagle usłyszała kroki na ganku. Ktoś zapukał do drzwi, mocno i

natarczywie, jak gdyby to policja przyszła po kogoś.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Zadudniło ponownie, odważnie, niecierpliwie. Elise nie poruszyła się.

Po chwili usłyszała głos, który przedarł się poprzez szum burzy.

- Elise? Jesteś tam?

Zawahała się. Nikt z Armii nie nazywał jej po imieniu. Pan Hvalstad był w

kantorze, a nie znała nikogo innego, kto zwracałby się do niej w ten sposób. Nikogo

poza Emanuelem...

Znowu rozległ się męski głos, tym razem zdenerwowany.

- Czy jest tam ktoś?

Czym prędzej otworzyła drzwi i do środka szybkim krokiem wszedł Emanuel.

- Gdzie ty się, do licha, podziewałaś? Nie słyszałaś mnie? Elise odetchnęła z

background image

ulgą.

- Tak się bałam. Widziałam jakąś postać między drzewami jabłoni i pobiegłam

zamknąć drzwi na klucz. - Objęła go ramionami. - Och, Emanuelu, jak dobrze, że

znów jesteś w domu.

Kapała z niego woda, przenikała przez ubranie Elise, tworzyła na podłodze w

kuchni duże kałuże. Był przemoknięty i wyglądał na zmarzniętego, ale bez pośpiechu

objął żonę i mocno przytulił. Dopiero kiedy się odsunął, spojrzał na nią zdumiony.

- To do ciebie niepodobne, żeby tak się bać. Myślałaś, że kto to puka? Czy

ktoś cię przestraszył?

Elise zmieszała się.

- Nie, nikt mnie nie wystraszył. Zmarszczył czoło.

- Czy zwykle ogarnia cię taki strach, gdy tylko ktoś zapuka?

Roześmiała się, lecz sama zdała sobie sprawę, jak sztucznie zabrzmiał jej

ś

miech.

- Pewnie całe to gadanie o wojnie tak na mnie wpłynęło. To fantastyczne, że

negocjatorzy doszli do porozumienia, a wy mogliście od razu wracać do domu.

- Jestem tylko na przepustce. Nie możemy jeszcze opuścić fortyfikacji

przygranicznych. Najpierw Storting musi zatwierdzić porozumienie w Karlstad.

- Jak długo jeszcze zostaniesz?

- Do jutra wieczorem. Muszę wracać ostatnim pociągiem.

- Myślałam, że przeniesiono cię bliżej granicy.

- Tak, ale teraz znowu stacjonujemy w Lier.

Elise przypomniała sobie, co Emanuel pisał o córce gospodarzy, i zastanowiła

się, czy często ją widuje, ale nie odważyła się zapytać. Śmiałby się z niej i zarzucił, że

jest zazdrosna.

Ś

ciągnął mokrą kurtkę od munduru i powiesił czapkę na gwoździu.

- Jesteś w domu sama?

- Mama wzięła ze sobą dziewczynki i poszła coś załatwić. Opiekujemy się

jeszcze jedną dziewczynką, żeby Anne Sofie miała się z kim bawić. - Nie miała

odwagi się przyznać, że zajmują się dzieckiem, żeby od czasu do czasu dostawać

okrawki kiełbasy. Kiełbaska była hojna, prawie codziennie przynosiła jakąś

końcówkę.

Emanuel ponownie objął Elise.

- Chcesz powiedzieć, że jesteśmy sami w domu? Uśmiechnęła się tuż przy

background image

jego szyi i skinęła głową.

Położył dłoń na jej pośladkach i mocno przycisnął jej ciało do swego.

- Tęskniłem za tobą - rzekł ochrypłym głosem. Pachniał mokrym ubraniem.

Elise poczuła ogarniającą ją radość.

- Brakowało mi ciebie, Emanuelu. Teraz znowu wszystko będzie dobrze.

- Chodźmy do pokoiku, chcę cię poczuć blisko przy sobie.

- Ktoś może w każdej chwili przyjść.

- Możemy zamknąć drzwi na klucz i udawać, że nie słyszymy, tak jak ty

udawałaś, że nie słyszysz mojego pukania.

Domyśliła się, że żartuje.

Poszła za nim. Pchnął ją na łóżko matki. Jego spodnie były nasiąknięte

deszczem, zaraz i ona była mokra. Poczuła na brzuchu, że jest gotów, i przebiegł ją

dreszcz podniecenia. Dobrze mieć go znowu w domu, dobrze poczuć, że jej pożąda.

Odwzajemniła jego pocałunki, gorące, niecierpliwe.

Ciepły oddech męża łaskotał ją w ucho. Emanuel rozpiął górę jej sukni,

podwinął bieliznę i dotknął jej piersi.

- Rosną - szepnął zduszonym głosem, potem pochylił głowę i językiem zaczął

drażnić jej sutki. - Tak powinno być zawsze, Elise. Chcę się z tobą kochać dzień i

noc, rozkoszować się twoim ciałem, zagłębiać się w tobie bez końca.

Nagle wyprostował się, rozpiął spodnie, podciągnął jej spódnicę i

niecierpliwymi ruchami szarpał tasiemki.

- Pomóż mi, Elise, nie dam rady dłużej czekać.

Właśnie w nią wszedł, kiedy usłyszeli, że otwierają się drzwi do kuchni.

Emanuel zaklął, mimo że niedawno należał do Armii, ale nie zamierzał przestać.

Robił swoje mocnymi szybkimi ruchami aż do końca.

Elise palił wstyd. Matka musiała zauważyć kurtkę i czapkę Emanuela,

widziała też, że nie było ich obojga w salonie. To, że nie zawołała, mogło tylko

oznaczać, że podejrzewa, co robią. Pożądanie zniknęło, jedyne, czego Elise pragnęła,

to wstać z łóżka i doprowadzić się do porządku.

- Już nie chcesz. - W głosie Emanuela brzmiało rozczarowanie.

- Chcę, ale kiedy mama jest w kuchni, to...

Pośpiesznie się podniosła i usiłowała wygładzić fartuch i spódnicę, ale na nic

to się nie zdało, bo wszystko było wilgotne od jego przemoczonego ubrania.

Emanuel pierwszy wszedł do kuchni.

background image

- Wróciłeś do domu? - pani Lovlien starała się okazać zaskoczenie, ale nie do

końca jej się udało. - W taką okropną pogodę? Razem z dziećmi przemokłam do

suchej nitki, a wybrałyśmy się tylko do sklepu. Gdybym wiedziała, że tak lunie,

poczekałabym i poszła później.

Elise przyszła do kuchni za Emanuelem. Wyczuła w głosie matki, że jest

zdenerwowana i wzburzona, widocznie i dla niej sytuacja była niezręczna. Dostrzegła,

ż

e wzrokiem przebiegła po jej wygniecionym ubraniu i zaraz szybko uciekła

spojrzeniem.

- Pomogę ci przebrać dziewczynki, a ty idź zmień ubranie - zaproponowała i

zaczęła zdejmować mokre rzeczy z Anne Sofie i Larsine.

Larsine stała nieruchomo jak słup i wpatrywała się w podłogę, nigdy dotąd nie

widziała Emanuela.

On zaś wziął swój plecak do salonu, prawdopodobnie, żeby się przebrać. Elise

zauważyła, że jest nie w humorze. Miał podkrążone oczy i wyglądał na zmęczonego.

Widziała też, że matka zmarszczyła czoło i odprowadziła go zdziwionym

spojrzeniem. W jej oczach nie uchodziło ściągać z siebie ubrania w salonie, ale widać

nie miała odwagi nic powiedzieć.

Elise pośpiesznie ruszyła rozpalić w piecu i nastawić kawę. Zamierzała

zaparzyć mocną i postawić na stół, co mieli najlepszego. Nie było tego wiele, ale w

każdym razie było prawdziwe wiejskie masło do chleba. Położyła nawet na stół

najładniejszy obrus matki i zastanowiła się w duchu, czy nie wyjąć porcelanowych

filiżanek, ale w końcu zrezygnowała.

Kiedy wszyscy się przebrali i usiedli do stołu, atmosfera trochę zelżała.

Emanuel zaczął opowiadać o służbie przygranicznej, o niezwykłej niedzieli

dwudziestego czwartego września, kiedy przyszła wiadomość z Karlstad. Uczcili ten

dzień wielkim ogniskiem, na które przyszli również mieszkańcy wsi.

- Graliśmy i śpiewaliśmy do jedenastej wieczorem, godzinę dłużej, niż nam

zwykle wolno. Były też skoczne tańce do muzyki wojskowej.

Elise nie zdołała się powstrzymać, by nie spytać.

- Czy Signe też tam była? Skinął głową i roześmiał się.

- Ona bawiła się najlepiej.

Matka ściągnęła brwi, które utworzyły jedną kreskę.

- Kto to jest Signe? - spytała.

- Córka właścicieli gospodarstwa, gdzie rozbiliśmy obóz. Elise zauważyła, że

background image

matka spojrzała na nią. Sama robiła, co mogła, żeby nie okazać, co myśli.

- Pewnie z ulgą przyjęliście wiadomość, że nie będzie wojny?

- I tak, i nie. Wielu pomstowało, że trzeba zniszczyć fortyfikacje w strefie

neutralnej. Starsi natomiast starali się nam wytłumaczyć, czym właściwie jest wojna.

Dopóki trwają walki, można jeszcze wytrzymać. Wtedy człowiek daje się porwać,

mówił jeden z nich, ale potem pojawiają się koszmary i dręczące myśli. Doszliśmy w

każdym razie do porozumienia, że za pokój i wolność płaci się wysoką cenę. Kapitan

próbował nas uspokoić, przekonując, że nie można żądać całkowitej wolności i

niezależności bez poświęcenia czegoś, a fortyfikacje przygraniczne w strefie

neutralnej mają wątpliwą wartość militarną.

Mama dolała kawy.

- Czy teraz na dobre wrócicie do domów?

- Krążą pogłoski, że oddziały pospolitego ruszenia mają niedługo rozjechać się

do domów, ale my musimy zostać do chwili, kiedy wynik negocjacji w Karlstad

zostanie omówiony i zatwierdzony przez Storting.

- Co wy na to?

- To już nie to samo. Największe napięcie minęło, a z nim, jak myślę, również

nieco zapału do pracy. Ale jak wy sobie radziłyście, gdy mnie nie było? - spytał z

ożywieniem w głosie.

Matka westchnęła zadowolona.

- Wszystko układa się dobrze. Anne Sofie i Larsine ładnie razem się bawią,

Elise tka na krosnach, a ja zajmuję się domem. Może i ja powinnam nieraz siąść do

krosien, ale bolą mnie plecy od długiego siedzenia w jednej pozycji. Elise była na

weselu - dodała z dumą w głosie.

Emanuel skierował wzrok na Elise, wyraźnie zdumiony.

- Naprawdę? Na czyim?

- Agnes i Johana.

- Nie wiedziałem, że się pobrali. - Zdawało się, że odczuł ulgę. - Pomyśleć

tylko, że cię zaprosili?

- Agnes poprosiła mnie, żebym była jej druhną, i uważałam, że nie mogę

odmówić.

- Czy przyjęcie odbyło się u niej w domu?

- Nie, w restauracji Hasselbakken. Przyszło sporo gości, połowy z nich nie

znałam. Cieszyłam się, że Anna i pan Abrahamsen mogli mi dotrzymać towarzystwa.

background image

Emanuel spojrzał na Elise zaskoczony.

- Torkilda też zaprosili?

- Mamę również to zdziwiło. Wydaje mi się, że tych dwoje łączy coś więcej

niż przyjaźń. Ten młody człowiek jest niezwykle miły w stosunku do Anny, a ona

wprost promienieje szczęściem jak nigdy dotąd.

Nagle pani Loylien przyszło coś do głowy.

- Czy pamiętałaś, żeby spytać go o te rzeczy dla niemowlęcia? Ku swemu

niezadowoleniu Elise poczuła, że się zaczerwieniła.

- Tak, ale to nie on. Może to ktoś inny z Armii. Emanuel posłał jej pytające

spojrzenie.

- Rzeczy dla niemowlęcia? Matka weszła Elise w słowo.

- Elise znalazła na ganku dwie paczki - wyjaśniła zaaferowana. - Jeden z

pakunków zawierał śliczny nieduży kocyk, a drugi maleńki kaftanik.

- Kaftanik dla lalek - wtrąciła ożywiona Larsine, która już oswoiła się z

obecnością Emanuela.

- I nie było żadnej informacji, kto jest nadawcą? - Wpatrywał się w Elise, nie

rozumiejąc.

- Ja... sądziłam, że to może ciotka Ulrikke. Że... że nie chciała zwracać na

siebie uwagi ze względu na twoich rodziców. - Elise poczuła, że się poci, sama

słyszała, jak głupio zabrzmiały jej słowa. Wprawdzie rodzice Emanuela nie dawali

znaku życia, ale to nie znaczy, że są do niej wrogo nastawieni. Latem i jesienią jest w

gospodarstwie dużo roboty.

- Przyszła kiedyś z wizytą - starała się wybrnąć z sytuacji pani Lovlien.

Zauważyła widocznie, że Elise niezręcznie o tym mówić i że córka żałuje, że się z

tym wyrwała. - Została u nas cały wieczór, znalazła nawet wspólny język z Pederem.

Emanuel jakby jej nie słuchał i nadal wpatrywał się w Elise szeroko otwartymi

oczami.

- Nie masz pojęcia, kto mógł podłożyć te paczki?

- Myślałam, że to może ktoś z Armii Zbawienia. Wiedzą tam, że służysz w

straży, i może słyszeli, że straciłam pracę w przędzalni.

Zmarszczył brwi.

- Czyżby myśleli, że wiedzie nam się aż tak źle, że trzeba nam pomagać?

Elise nagle ogarnął gniew. To nie jej wina, że jakiś anonimowy ofiarodawca

zostawia paczki na ganku.

background image

- Wcale aż tak bardzo nie minęliby się z prawdą. Zarabiam tkaniem zbyt mało,

a to, co pan Hvalstad płaci za jedzenie i opiekę nad Anne Sofie, ledwie mi wystarcza.

Peder i Kristian też pracują po lekcjach, ale ich wypłata jest bardzo skromna.

Emanuel poczerwieniał.

- I zamiast poprosić swego męża o pieniądze na utrzymanie domu, opowiadasz

innym, że tak nam ciężko? - spytał wzburzony.

Elise pokręciła głową.

- Tego nie powiedziałam. Nie mówiłam o tym nikomu.

- W takim razie jak wytłumaczyć to, że ktoś podkłada nam jałmużnę pod

drzwi? - nadal był czerwony na twarzy. Elise domyśliła się, że to dla niego największy

wstyd, i zrobiło jej się go żal.

- To nie jałmużna. Pewnie ktoś chce nam sprawić przyjemność, ponieważ

dowiedział się, że jestem w ciąży. Może to pani Berg, ta, która zaopiekowała się

Evertem? Lepiej jej się wiedzie niż innym, a poza tym wie, że pomogliśmy Evertowi,

ż

eby mógł się dalej uczyć. Może myśli, że jestem zbyt dumna, by przyjmować

upominki, lecz mimo to chce się nam jakoś odpłacić w imieniu Everta.

Matka przytaknęła z zapałem.

- Uważam, że to pani Berg. Cały czas podejrzewałam, że to ona. Wyglądało na

to, że Emanuel wreszcie się opanował.

- Musisz do niej pójść i podziękować, Elise. - Wyjął portfel i dał jej

dwadzieścia koron. Spojrzała na banknoty. - Tu masz jeszcze trochę do czasu, aż na

dobre wrócę do domu. Gdy tylko na nowo zacznę pracę w kantorze, będzie nam

łatwiej. Wtedy nie będziemy musieli już chyba podnajmować poddasza. Elise starała

się nie patrzeć na matkę.

- Odnoszę wrażenie, że panu Hvalstadowi się tutaj podoba, a Anne Sofie

będzie smutno znowu się przeprowadzać.

Emanuel posłał jej zdumione spojrzenie, lecz nic nie powiedział. W tej samej

chwili za drzwiami rozległy się głosy i hałas.

- Chłopcy wracają ze szkoły. Na pewno są całkiem przemoknięci. - Matka

wstała i ruszyła do wyjścia, żeby im otworzyć.

Gdy tylko Peder i Kristian wpadli do środka, ich twarze się rozjaśniły.

- Emanuel?! - zawołał Peder wesoło. - Wróciłeś do domu? Emanuel

uśmiechnął się.

- Tylko na przepustkę. Muszę wracać jutro wieczorem. Peder chciał dopaść do

background image

stołu, lecz matka go powstrzymała.

- Najpierw zdejmij z siebie te mokre łachy.

Zaczęła zrywać z niego ubranie, aż został całkiem nagi. Anne Sofie i Larsine

chichotały.

- Ależ mamo - zwróciła jej uwagę Elise. - Dziewczynki na niego patrzą. Poza

tym chłopak jest już za duży, żeby pomagać mu się rozbierać.

W tej samej chwili drzwi otworzyły się z impetem i do środka, trzęsąc się z

zimna, wszedł równie przemoczony Asbjern Hvalstad.

- Co za pogoda! - Zdjął z głowy ociekający wodą kapelusz i powiesił na

gwoździu. W tej samej chwili zauważył czapkę od munduru Emanuela i gwałtownie

się odwrócił. - A więc wrócił pan do domu, panie Ringstad? - Nie wydaje się

szczególnie zachwycony, pomyślała Elise, pewnie się boi, że go wyrzucą.

- Tylko na jeden dzień. Nie możemy opuścić obozu, dopóki Storting nie

zatwierdzi porozumienia w Karlstad.

Matka pośpiesznie podeszła do kuchni i zaczęła gotować kaszę.

- Przepraszam, Asbjornie, ale nie miałam pojęcia, że jest tak późno. Byłam tak

zaskoczona powrotem Emanuela, że zupełnie zapomniałam o obiedzie.

Pan Hvalstad usiadł i się uśmiechnął.

- Ten jeden raz mogę zamiast tego napić się kawy i zjeść kanapki. Jeżeli już

skończyłyście jeść, możecie iść się pobawić.

Dziewczynki od razu usłuchały i usiadły w kucki w kąciku za dużym piecem.

Zebrały tam wszystkie szyszki i żołnierzyki z guzików należące do Pedera, które tak

wspaniałomyślnie zgodził się im pożyczać na czas, gdy sam był w szkole.

- A jakie nastroje panują w Kongsvinger? - pan Hvalstad spojrzał na Emanuela

z zainteresowaniem.

- Gniew, ponieważ musimy zlikwidować fortyfikacje, i radość z powodu

powrotu do domu, a także ulga i rozczarowanie, że nie doszło do żadnej potyczki.

Hvalstad pokręcił głową ze zdumienia.

- Młodzi chłopcy nie rozumieją, co to wojna. Czy mogę cię prosić o odrobinę

mleka do kawy, Jensine? My tutaj nie dostrzegamy jakiegoś wielkiego rozczarowania

- mówił dalej, zwracając się do Emanuela. - Ale rozumiem, że bogaci chłopi w

Hedemarken są innego zdania. Wollert Konow wypowiedział się, że wolałby raczej

utrzymanie unii niż zgodzić się na przedstawione warunki.

Emanuel przytaknął.

background image

- Dostałem list od ojca i wyrażał się podobnie. Twierdził, jak Konow, że

podpisanie porozumienia podzieli nasz naród i że czekają nas niespokojne czasy. -

Następnie zwrócił się do Elise. - Pisał poza tym, że na początku października

wybierają się z mamą do Kristianii i chcieliby się z tobą zobaczyć.

- Może to oni... - zaczęła pani Lovlien, ale zaraz umilkła przerażona.

- Chciałaś powiedzieć, że to oni wysłali te dwie anonimowe paczki dla Elise? -

Emanuel uśmiechnął się, ale jego oczy pozostały poważne.

Kristian i Peder wreszcie się przebrali w suche ubrania i usiedli przy stole.

- Na moście stoi jakiś mężczyzna i gapi się w wodę - Kristian spojrzał

znacząco najpierw na Elise, potem na matkę. - Pingelen twierdzi, że on ciągle tam

stoi. To ten ranny żołnierz ze straży granicznej, mówi Pingelen. Pingelen myśli, że on

chce się rzucić do rzeki.

- Co ty wygadujesz? - Matka podeszła pośpiesznie do okienka przy drzwiach i

wyjrzała na zewnątrz. - Niczego tam nie widzę. Pada tak straszliwie, że można by

pomyśleć, że całe niebo się otworzyło.

Peder zwrócił się do matki:

- Gdyby się otworzyło, to wszyscy by powypadali. Kristian uśmiechnął się.

- Kto taki? Twoje anioły?

- One nie są moje. To dyrek... - urwał nagle.

Emanuel również się podniósł, podszedł do drzwi i uchylił je.

- Nie widzę nikogo na moście. Jesteś pewien, Kristianie, że się nie pomyliłeś?

- Stał tam, kiedy przechodziliśmy. Może już skoczył?

- Przestań. - Matka posłała mu surowe spojrzenie. - Nie możesz żartować z

poważnych spraw. Jeżeli ranny żołnierz chce sobie odebrać życie, to potrzebuje

pomocy.

- Nie żartowałem - odparł Kristian urażony. - To Pingelen mówił, że on ciągle

szwenda się po okolicy. Albo myśli o tym, żeby rzucić się z mostu, albo obserwuje

Elise.

Elise poczuła, że robi się jej gorąco.

- Co za bzdury opowiadacie? Nie widziałam nikogo na moście. Zauważyła, że

Emanuel się jej przygląda, jednak nic nie powiedział.

Kiedy pan Hvalstad wyszedł do kantoru, a chłopcy do pracy, Elise i Emanuel

usiedli razem w salonie, żeby spokojnie porozmawiać.

Emanuel usadowił się na wyściełanym pluszem fotelu i wziął Elise na kolana.

background image

- A więc Elise, okazuje się, że masz wielbiciela, który skrada się wśród

krzaków, żeby na ciebie popatrzeć. - W jego głosie brzmiała wesołość, lecz mimo to

Elise czuła, że pod pozorną beztroską kryje się odrobina podejrzliwości. Czyżby

Emanuel był zazdrosny?

Roześmiała się, starała się nad sobą panować.

- Kristian i Peder opowiadają tyle dziwnych rzeczy. Peder któregoś dnia

nazwał Boga dyrektorem, czym zdenerwował mamę. Mówił też, że siostrzyczka

jednego z kolegów z klasy umarła nagle wskutek ataku kaszlu. Strasznie dużo dzieci

umiera. To mnie przeraża.

- Czy to dlatego tak się przestraszyłaś, kiedy zapukałem? Zorientowała się, że

wcale jej nie słuchał, tylko ciągle myślał o rannym żołnierzu. Postanowiła, że będzie z

nim szczera i przedyskutuje sprawę dziwnego prześladowcy, choć wcześniej

postanowiła, by nic Emanuelowi nie mówić.

- No tak. Wyjrzałam przez okno i zauważyłam postać między jabłoniami.

Potem zrozumiałam naturalnie, że to musiałeś być ty.

- Czy to znaczy, że Kristian ma rację?

- Tak, widziałam na moście mężczyznę i tak jak Kristian pomyślałam, że

wygląda, jak gdyby miał zamiar skoczyć. Przeraziłam się. Był późny wieczór i

wmówiłam sobie, że mogłabym mu w tym przeszkodzić, jeśli przystanę i będę się mu

przyglądać. W końcu odszedł, kulejąc. Nie chciałam o tym mówić w obecności mamy

i chłopców, żeby ich niepotrzebnie nie denerwować.

- A potem?

- Tego wieczoru, kiedy Agnes i Johan brali ślub, widziałam go w kościele. Pan

Abrahamsen również zwrócił na niego uwagę. Mówił, że ten człowiek jest samotny i

nieszczęśliwy.

- Chcesz powiedzieć, że poszedł do kościoła, żeby się modlić?

- Nie, myślę, że tam poszedł, żeby zobaczyć ślub. Emanuel otworzył szeroko

oczy.

- Ślub obcych ludzi? A może to znajomy Agnes i Johana? Elise wzruszyła

ramionami.

- Nie wiem. - Pogładziła Emanuela po włosach. - Żałuję, że mama i

dziewczynki nam przeszkodziły. - Pocałowała go w policzek i szepnęła: - Spróbujemy

jeszcze raz dziś wieczorem, prawda? Będziemy mogli spokojnie poleżeć.

Uśmiechnął się, wyglądało na to, że na chwilę odegnał nieprzyjemne myśli.

background image

- Dobrze jest być z tobą w domu, Elise. Noce w obozie tak się dłużą. - Wsunął

rękę pod jej spódnicę i przesunął głębiej. - Następnym razem będę bardziej cierpliwy -

szepnął jej do ucha. - To dlatego, że tak strasznie za tobą tęskniłem.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Elise i Emanuel siedzieli w salonie do chwili, aż Peder i Kristian wrócili z

pracy.

Zachowywali się niczym zakochana para, która wymknęła się na potajemną

schadzkę, pomyślała Elise. Pochłonięci sobą nawzajem, przepełnieni tęsknotą i

pożądaniem. Można by odnieść wrażenie, że nigdy nie zdołają się sobą nasycić.

Całowali się do utraty tchu, pieścili nawzajem, rozkoszowali każdą sekundą.

Matka zachodziła pewnie w głowę, czemu jest tak cicho. Elise nie czuła się

całkiem bezpiecznie, denerwowała się, że matka w każdej chwili może zapukać i

zajrzeć do nich. Ale tak się nie stało. Matka sama była zakochana i pewnie domyślała

się, co robią.

Mimo że spędzili tak dwie - trzy godziny, zdawało im się, jak gdyby minęło

zaledwie parę minut, gdy usłyszeli Pedera i Kristiana, którzy jak burza wpadli do

kuchni. Chłopcy kończyli pracę o tej samej porze i zwykle wracali razem.

Elise niechętnie ześliznęła się z kolan Emanuela, on zaś usiłował ją zatrzymać.

- Nie odważą się tu wejść - rzekł podniecony, czerwony na twarzy, z

pożądaniem w oczach. - Posiedź ze mną jeszcze trochę, Elise - prosił. - Pozwól się

jeszcze choć trochę poprzytulać!

Elise pokręciła głową z uśmiechem.

- Już niedaleko do wieczora, Emanuelu. Chodź, pójdziemy do kuchni, do

mamy i chłopców. Może przestało padać, to wybralibyśmy się na krótki spacer.

Chłopcy poszli do schowka po drewno i po wodę do studni. Potem musieli

jeszcze odrobić lekcje, choć byli bardzo zmęczeni.

Zwłaszcza Pedera Elise było żal. Właściwie nie powinien chodzić po lekcjach

do pracy, lecz poświęcać więcej czasu na naukę, odkąd niezbyt dobrze mu szło w

szkole.

Elise otworzyła drzwi, żeby zaczerpnąć powietrza odświeżonego deszczem.

Wiało ze wschodu, nieprzyjemny zapach od rzeki unosił się w przeciwnym kierunku.

Emanuel stanął za nią.

- Jeszcze trochę pada, myślę, że z tym spacerem powinniśmy poczekać.

background image

Skinęła głową i chciała wejść do środka, kiedy jej wzrok padł nagle na niedużą

brązową paczkę, która leżała przy ganku, częściowo schowana pod niskim krzakiem.

Elise pochyliła się szybko i podniosła pakunek.

- Co to takiego? - spytał Emanuel zdziwiony.

Elise nie odpowiedziała, tylko otworzyła paczkę, Emanuel stał w drzwiach i

się temu przyglądał. Elise ogarnął niepokój, wszystko wydało się nagle takie trudne.

Wyjęła z papieru maleńką czapeczkę. W środku leżało dziesięć koron.

Elise patrzyła przerażona na to, co trzymała w ręku. Dziesięć koron. .. To

więcej, niż zarabiała przez tydzień w przędzalni!

Emanuel stał nieporuszony i spoglądał to na czapeczkę, to na pieniądze, to na

twarz Elise.

- Myślę, że najwyższy czas, żebyś mi to wyjaśniła, Elise. - Nie był zły, ale

ś

miertelnie poważny.

Potrząsnęła głową.

- Musisz mi uwierzyć, Emanuelu. Nie mam pojęcia, skąd się to tu wzięło i kto

to położył. Nic z tego nie rozumiem.

Pani Lovlien stała w milczeniu i przyglądała się temu, co się stało.

- To na pewno ktoś z Armii - odezwała się wreszcie.

- Chyba nie przypadkiem kręci się tu w pobliżu ten ranny żołnierz, który jest

jednym z wątpliwych przyjaciół Johana?

Elise nie miała odwagi popatrzeć Emanuelowi w oczy, czuła się zupełnie

odrętwiała.

- Co przez to rozumiesz?

- Johan nie zapomniał o tobie, Elise. Rozmawiałem z nim któregoś dnia w

czasie warty. Sądzę, że ożenił się z Agnes, żeby zagłuszyć gorycz, że stracił ciebie.

- Mylisz się, Emanuelu - wtrąciła się matka. - A ja rozmawiałam z wieloma

osobami obecnymi w kościele na ślubie i na weselu. Wszyscy zgodnie twierdzili, że

wyglądał na niezwykle zadowolonego i szczęśliwego. Johan zawsze miał słabość do

Agnes. Nawet wtedy, gdy był z Elise.

Elise wolałaby, żeby mama nic nie mówiła. Dodatkowo pogorszyła tylko

sytuację. Widać było wyraźnie, że obawia się reakcji Emanuela, bała się, że będzie

zazdrosny i zrobi awanturę. Przywykła do kłótni urządzanych przez ojca i dlatego się

bała.

Elise przykuwała Emanuela wzrokiem.

background image

- Myślisz, że Johan poprosił któregoś ze swych przyjaciół, żeby podkładał tu

prezenty? To całkiem niedorzeczne. Johan nie jest taki. Gdyby pragnął mi coś

podarować, po prostu by przyszedł i sam mi to przekazał.

- Nawet jeśli wie, że nie życzę sobie, byś miała z nim cokolwiek wspólnego?

Elise zrezygnowana pokręciła głową.

- Mylisz się, Emanuelu. Znam Johana. Kiedy już na coś się zdecyduje,

całkowicie się w to angażuje. Zdaję sobie sprawę, że to małżeństwo spadło na niego

tak nagle, Agnes nie ukrywała, że muszą się pobrać. Ale skoro już tak się ułożyło,

Johan nie jest z tych, którzy uciekają od odpowiedzialności. Zrobi wszystko, co w

jego mocy, żeby zaopiekować się żoną i dzieckiem.

- Ale to wcale nie znaczy, że nie miałby ci dawać prezentów.

- Właśnie, że tak. To byłoby nielojalne wobec Agnes. Nie mają pieniędzy, jak

większość z nas. Nawet jeśli odłożył parę koron jako kamieniarz, teraz potrzebne mu

każde ore, ponieważ muszą z Agnes poszukać jakiegoś mieszkania. W dodatku sami

potrzebują ubranek dla dziecka.

Zawinęła czapeczkę z powrotem w papier pakowy, włożyła

dziesięciokoronówkę do blaszanego pudełka, do którego odkładała po dziesięć ore, i

poszła do pokoiku, żeby schować paczkę do swoje/ szuflady. Kiedy wracała,

usłyszała, jak mama mówi:

- Zaproponowałam, żeby oddała to Hildzie. Ona też spodziewa się dziecka.

- Hilda znowu jest w ciąży? - Emanuel wydawał się wstrząśnięty.

- Wcale tego nie żałuje - wyjaśniła mama pośpiesznie. - Wierzy, że majster

tym razem będzie chciał zatrzymać to dziecko, żeby wreszcie stali się rodziną.

Szanowaną rodziną - dodała szybko. - Biedna Elise, te paczki stają się dla niej udręką

- mówiła dalej. - Początkowo również sądziłam, że to sprawka Johana, ale już tak nie

myślę. Wtedy na pewno byśmy coś zauważyli, kiedy zajrzał do nas ostatnim razem.

- Był tu Johan? - spytał Emanuel na pozór obojętnie, lecz Elise wyczuła

napięcie w jego głosie.

- Tak, odwiedził nas, kiedy przyjechał do domu na przepustkę. Wydaje mi się,

ż

e to było przed jego ślubem. Ciekawie opowiadał o służbie w straży granicznej.

Ucieszyłam się, gdy powiedział, że morale wśród żołnierzy jest wysokie i że nie dają

się przekupić Szwedom, którzy próbują ich kusić. Nawet ci, którzy poważnie się

martwili o swoje rodziny pozostawione bez środków do życia.

Emanuel milczał.

background image

Elise westchnęła w duchu. Miała uczucie, że wszystko poszło nie tak. Niczego

nie da się utrzymać w tajemnicy w tej rodzinie, pomyślała zrezygnowana.

Pod wieczór pogoda się wyklarowała i Elise zaproponowała Emanuelowi, by

wybrali się na spacer. Przeszli przez most i postanowili pójść w górę Maridalsveien.

Było zbyt mokro, by przechadzać się wzdłuż rzeki.

- Myślałem, że uzgodniliśmy, że Johan nie będzie przychodził do domu

majstra. - Mówiąc to, nie patrzył jej w oczy, a jego głos wydawał się cienki i jakiś

dziwny.

- To matka go zaprosiła, nie ja.

- Mogłaś ją uprzedzić, co o tym myślę.

- Uważam, że już więcej tego nie zrobi, Emanuelu. Tak się boi, by

przypadkiem nie zrobić czegoś wbrew tobie, że nie ma nawet odwagi używać twoich

porcelanowych filiżanek. Wyjęłyśmy je wyjątkowo tego dnia, kiedy uczciłyśmy

porozumienie w Karlstad.

- Z kim świętowaliście? Byliście tylko we czworo?

- Dołączył do nas jeszcze Asbjorn Hvalstad i Anne Sofie. Emanuel odwrócił

się ku niej zdumiony.

- Widzę, że nie jest zwykłym lokatorem. Kto go zaprosił: ty czy twoja mama?

- Uścisnął ostrożnie jej dłoń.

- To on zafundował nam drożdżówki. - Zawahała się. - Właściwie nie wiem,

czy mama życzyłaby sobie, żebym ci o tym powiedziała już teraz, ale będzie nam

trudno, jeżeli tego nie zrobię. Otóż mama i pan Hvalstad zakochali się w sobie.

Emanuel zatrzymał się i otworzył oczy ze zdumienia.

- Chcesz powiedzieć, że... Skinęła głową.

- Myślą o tym, żeby się pobrać, ale Peder jeszcze o tym nie wie. Niepokoimy

się, jak on zareaguje.

- A co ty na to? Wzruszyła ramionami.

- Mama zasługuje na odrobinę szczęścia po tym wszystkim, co przeszła z

ojcem. Lecz jednocześnie trochę się denerwuję.

- Dlaczego? Powinnaś to przyjąć z ulgą, ponieważ twoja mama będzie miała

zapewniony byt. Za kilka miesięcy będzie nam potrzebny pokoik, a jeśli przepracuję

w tkalni cały rok, będzie nas stać, by mieć to mieszkanie tylko dla siebie.

Elise zamyśliła się. Obiecała sobie, że na razie nie ma potrzeby o tym mówić.

- Co ci jest, Elise? Nie chcesz zostać ze mną sama w domu majstra?

background image

- Oczywiście, że chcę. Nie o to chodzi. Pomyślałam tylko o Pederze i

Kristianie. I o Hildzie również.

- Hilda mieszka u pana Paulsena, a Kristian i Peder wyprowadzą się na pewno

z mamą. Zostało im jeszcze wiele lat, zanim na tyle dorosną, by się usamodzielnić.

Elise wbiła wzrok w ziemię i nie odezwała się.

Emanuel objął ją ramieniem i przytulił.

- Widzę, że coś cię martwi. Czy nie możesz mi po prostu powiedzieć, co to

takiego?

- Czasami uważam, że mama zachowuje się dziwnie. Jak gdyby zapomniała,

ż

e Kristian i Peder są jej dziećmi. Przez ten rok, kiedy leżała chora, właściwie ponad

rok, to ja musiałam zajmować się Hildą i chłopcami, troszczyć się, żeby mieli co jeść,

pomagać w odrabianiu lekcji, łatać spodnie i tak dalej. Wiesz o tym, sam widziałeś.

Ale teraz, kiedy mama wyzdrowiała, w każdym razie prawie odzyskała dawne siły,

nie przejęła ode mnie tej odpowiedzialności. Nigdy nie pyta, co chłopcy mają zadane,

ani im nie pomaga. Wprawdzie łata ubrania, przyszywa guziki, które się urwą, ale robi

to tylko wtedy, kiedy ją o to poproszę. Śmieje się z Pedera, a kiedy przeklinają lub

używają brzydkich słów, zwraca im uwagę, ale poza tym wygląda, jakby jej wcale nie

interesowali. Mam uczucie, że planuje przyszłość bez chłopców.

- Ale przecież nie może tego zrobić! Jest ich matką - rzekł Emanuel

wzruszony.

- Może pan Hvalstad ich nie chce. Może to dlatego.

- Jeżeli zamierza ożenić się z wdową z dwójką małoletnich chłopców, musi

być tak miły i przyjąć razem z nią jej dzieci. Jeżeli tego nie zrobi, to jest niewiele

wart.

- Peder bardzo przeżyje rozstanie ze mną. Stałam się dla niego w pewnym

sensie matką, on nie ma więcej niż dziewięć lat.

Emanuel nie odpowiedział.

- Poza tym boję się, że Hilda będzie mieć poważne kłopoty. - Może chyba o

tym powiedzieć, pomyślała. - To nieprawda, co mówiła mama, że Paulsen pragnie

założyć własną rodzinę. Hilda początkowo tak myślała, ponieważ majster ucieszył się,

gdy się dowiedział, że dziewczyna znowu jest w ciąży. Dopiero potem uświadomiła

sobie, że ten człowiek wcale nie zamierza zatrzymać tego dziecka.

- Uważasz, że chce oddać bratankowi również drugie? Emanuel był

wstrząśnięty. Elise czuła, że drży mimo kurtki.

background image

Przytaknęła.

- Hilda nie chce się zgodzić. Myślę, że cierpiała bardzie), niż nam się wydaje.

- Czy zamierza w takim razie żyć jako samotna matka i sama utrzymywać

dziecko?

- Tak, ale nie ma gdzie mieszkać. Jeżeli nie zrobi tego, co każe jej Paulsen,

majster wyrzuci ją za drzwi. Być może odzyska pracę w fabryce jako pomocnica, ale

wtedy będzie zarabiała za mało, żeby z tego wyżyć.

Emanuel zmarszczył czoło, ale się nie odezwał.

- Przykro mi za to wszystko, Emanuelu. Gdybyś o tym wiedział, na pewno byś

się ze mną nie ożenił. Sprawiam ci same kłopoty.

- Ożeniłem się z tobą, a nie z twoją rodziną.

Elise usiłowała sobie przypomnieć, czy obiecywał zająć się Pederem i

Kristianem, kiedy się jej oświadczał, lecz doszła do wniosku, że tego nie zrobił.

Zobowiązał się przyjąć na siebie rolę ojca dla dziecka, którego się spodziewała, i

samo to uważała za wspaniałomyślność z jego strony. Westchnęła ciężko.

- Nie musimy teraz więcej o tym mówić. Zwykle powtarzam sobie, że nie

należy się martwić na zapas, ponieważ tyle się jeszcze może wydarzyć. Cieszmy się,

ż

e jesteś w domu do jutrzejszego popołudnia i że wkrótce wrócisz tu na dobre.

Przytulił ją.

- Kocham cię, Elise. To, że zjawiłaś się w moim życiu, to najlepsze, co mnie

spotkało.

Kiedy wrócili ze spaceru, matka nakryła do stołu w salonie, położyła

odświętny obrus, wyjęła porcelanowe filiżanki Emanuela oraz upiekła biszkopty.

Przyznała się szeptem Elise, że poszła do pani Berg i pożyczyła jajka. W przepisie

podano aż sześć jajek! Białka należało ubić i dodać pod koniec. Elise z trudem sobie

przypominała, że mama piekła takie ciastka wiele lat temu. Przepis przywiozła z ro-

dzinnego domu.

Peder i Kristian stali nieruchomo jak słupy i wpatrywali się w półmisek z

ciastkami, można było niemal zobaczyć, jak im ślinka cieknie do ust.

- Myślę, że to jednak dobrze, że nie będzie wojny. - Peder wreszcie odzyskał

mowę. Odwrócił się i spojrzał na Emanuela. - Teraz moi żołnierze zmienili się w

lalki. Dziewczyny bawią się, że ten błyszczący mosiężny guzik jest córką króla, którą

troll ukrył w błękitnej skale. Czasem i ja mogę się z nimi bawić, to wtedy jestem żoł-

nierzem, który ratuje królewnę.

background image

Emanuel roześmiał się.

- I otrzymuje rękę królewny i połowę królestwa, czy tak? Anne Sofie, która

stała z boku i w milczeniu przysłuchiwała się rozmowie, teraz wtrąciła się ożywiona.

- Dostaje złotą koronę i mnóstwo dobrego jedzenia.

- Myślałem, że w błękitnej skale zostały uwięzione trzy królewny?

Peder spojrzał na Emanuela przerażony.

- Myślisz, że powinienem ożenić się ze wszystkimi trzema? - Podrapał się w

głowę. - Będzie dużo roboty. - Uśmiechnął się. - Trzy naraz w jednym łóżku?

- Ależ Peder! - mama spojrzała na niego zgorszona. - Skąd u ciebie taki

pomysł? - Posłała Emanuelowi przepraszający uśmiech. - Tak łatwo ulega wpływowi

chłopaków z ulicy. Czasami myślę, że powinniśmy się wyprowadzić z tej dzielnicy, to

nie jest dla niego odpowiednie miejsce.

Emanuel potargał Pedera po włosach.'

- Nie sądzę, by Pederowi to zaszkodziło. Wręcz przeciwnie. Nauczy się czegoś

o życiu, nie tylko o takim, jakie się wydaje z pozoru.

Pani Lovlien uśmiechnęła się z wdzięcznością. W tej samej chwili pan

Hvalstad wrócił z kantoru. Przyniósł ze sobą butelkę ponczu i postawił ją na stole.

- Musimy przecież jakoś uczcić naszego żołnierza, który brał udział w obronie

ojczyzny - rzekł i uśmiechnął się do Emanuela.

Elise uderzyło, że pan Hvalstad zachowuje się jak gospodarz domu, i miała

nadzieję, że Emanuel nie pomyślał tak samo.

Emanuel podszedł do szafy narożnej, gdzie stał jego serwis, i przyniósł sześć

szklaneczek.

- Sześć? - matka spojrzała na niego oszołomiona. - Czy ktoś ma przyjść?

- Peder i Kristian są wystarczająco duzi, żeby trochę spróbować. Poza tym

Peder właśnie uratował te trzy królewny i zdobył pół królestwa. - Mrugnął

porozumiewawczo do Pedera.

Kristian ożywił się.

- „A pili i ucztowali hucznie”, było napisane w tej książce. „I jeśli nie zapili

się na śmierć, to jeszcze piją i hulają w najlepsze”. - Uśmiechnął się dumnie. - To ja

opowiadałem im tę bajkę.

Emanuel nalał do szklaneczek. Elise zauważyła, że mamie się to nie podobało,

ale nie śmiała protestować. Na pewno pomyślała o ojcu, który był dobrym i wesołym

człowiekiem, zanim nie zniszczył go alkohol.

background image

- Wiesz, kim był autor tej bajki, Peter Christian Asbjornsen, Kristianie?

Kristian skinął głową.

- Nie był zbyt dobrym uczniem, dlatego wysłano go na wieś i tam spotkał

Jorgena Moe. I razem zebrali bajki.

Emanuel przytaknął:

- Teraz opowiem ci coś, czego na pewno nie usłyszysz w szkole. Asbjornsen

zakochał się w tkaczce tu nad rzeką Aker, prawdopodobnie pracowała w tkalni Hjula.

Była Szwedką i nazywała się Mathilde Andersson i jako uboga dziewczyna przyszła

boso z Boras do Kristianii w poszukiwaniu pracy. Była zdolna i po kilku latach za-

częła pracę w „Fundacji Eugenii”, żeby uczyć młode dziewczęta tkactwa. Potem

zamieszkała w domu bogatego i bezdzietnego wdowca, gdzie również mieszkał

Asbjornsen. Mathilde odziedziczyła majątek po bogatym wdowcu, dostała dom z

dużym ogrodem, a Asbjornsen mieszkał u niej przez resztę życia. Ich dom był

miejscem spotkań artystów. Na cześć Petera Asbjornsena, za jego pracę włożoną w

zebranie bajek ludowych, przyszli do niego studenci w pochodzie z pochodniami, a na

ich czele kroczył Bjornstjerne Bjornson. - Emanuel uśmiechnął się. - Jak widzisz,

ż

ycie Mathilde Andersson ułożyło się jak w bajce. Z bardzo biednej robotnicy stała

się jedną z najbogatszych kobiet w Kristianii.

Peder wpatrywał się w Emanuela szeroko otwartymi oczami.

- Z Asbjornsenem było prawie tak jak z tym żołnierzem z bajki, który ożenił

się z królewną, prawda?

Emanuel skinął głową.

- Co prawda nie pobrali się, ale mieszkali razem. Peder odwrócił się nagle do

matki.

- Dokładnie tak jak ty z panem Hvalstadem, prawda, mamo? Tylko że ty nie

masz zamku. Ale salon majstra też nie jest najgorszy, jak pan myśli, panie Hvalstad?

Matka zrobiła się pąsowa na twarzy, a Asbjorn Hvalstad niespokojnie się

poruszył na krześle.

- Nie, nie jest zły, Pederze. - Uśmiechnął się przepraszająco do Elise i

Emanuela, jak gdyby to była jego wina, że Peder uznał ten dom za własność matki.

Elise pośpiesznie zaczęła dolewać wszystkim kawy.

Kiedy Elise i Emanuel położyli się spać tego wieczoru, Emanuel wsunął ręce

pod głowę i wpatrywał się w sufit.

- Mówiłaś, że nie powiedzieliście jeszcze Pederowi, że twoja matka i pan

background image

Hvalstad zamierzają się pobrać, ale wyraźnie widać, że chłopak co nieco rozumie. -

Uśmiechnął się szeroko. - To było całkiem zabawne. Zwłaszcza widok twojej matki i

Hvalstada, jak się zmieszali. Zastanawiam się, czy moja teściowa jest tak niewinna,

na jaką stara się wyglądać. - Wyciągnął ręce do Elise. - Może jest tak pełna pożądania

i ognista jak jej córka?

Elise przysunęła się bliżej męża pod pierzyną. To był miły wieczór, pomyślała,

mimo że zapowiadał się na niespokojny.

- Teraz nikt nie przyjdzie i nam nie przeszkodzi - szepnął jej do ucha.

Pokręciła głową.

- A jeśli jednak ktoś przyjdzie, będziemy udawać, że śpimy.

Obudzili się następnego, niedzielnego poranka, który wstał jasny, z czystym

niebieskim niebem i płonącym słońcem, przybrany w jaskrawe jesienne barwy.

Elise od razu otrząsnęła się ze snu. Może mogliby się wybrać do Grefsen,

pomyślała z entuzjazmem. Emanuel zamierzał wyjechać dopiero przed wieczorem,

mieli więc dla siebie całe przedpołudnie.

Poznała po słońcu, że jest późny ranek. Nie słyszała żadnych odgłosów z

kuchni, to dziwne, że mama i bracia jeszcze nie wstali.

- Emanuelu? - szepnęła i ostrożnie pogładziła go po policzku. Zamrugał

oczami.

- Mm.

- Chyba zaspaliśmy. Masz w pobliżu swój zegarek? Zamiast odpowiedzieć,

przyciągnął ją ku sobie.

- Jesteś taka cudowna bez ubrania. - Zaczął pieścić jej ciało. - Chcę tak leżeć

do samego wyjazdu.

- Dziwne, że nie słyszałam krzątaniny mamy i chłopców.

- Pewnie przez wzgląd na nas zachowują się cicho, byśmy mogli w spokoju się

wyspać. - Pocałował ją, długo.

Poczuła, jak rośnie jego tęsknota, i zauważyła, że jej własne ciało

odpowiedziało, wysyłając słodkie impulsy. Dobrze było mieć go blisko, skryć się w

jego ciepłych, silnych ramionach, wiedzieć, że ją kocha.

Była gotowa, kiedy w nią wszedł, lubiła to, czuła radość, że może dawać, i gdy

widziała jego zapał i gotowość, by odwzajemnić się tym samym. Kiedy Emanuel na

dobre wróci do domu, znikną paczki i mężczyzna o kulach, a także strach przed

nieznaną młodą dziewczyną o imieniu Signe. Również to bolesne uczucie, którego

background image

doznała na ślubie Johana, zagoi się niczym rana. To z Emanuelem miała spędzić

resztę życia,, to jemu obiecała miłość i uczciwość, dopóki śmierć ich nie rozłączy, to

jemu powinna poświęcić całą swoją uwagę, swoje myśli i tęsknoty.

- Tak mi dobrze przy tobie, Elise - szepnął i na nowo zaczął ją pieścić.

W tej samej chwili usłyszeli, że drzwi z pokoiku do kuchni otworzyły się z

hałasem, potem matkę, uciszającą chłopców, i szuranie stołków. Przez ścianę

dochodziły wszystkie dźwięki, nawet to, że matka rozpala w piecu, odsuwa na bok

fajerki, żeby nastawić czajnik z kawą, jak gdyby znajdowali się w tym samym

pomieszczeniu.

- Przecież już późno! Po co mają tyle spać? - Peder najwyraźniej nie był

zadowolony, że sami z matką mają usiąść do śniadania.

- Pan Hvalstad i Anne Sofìe zaraz przyjdą - rozległ się cichy głos matki.

Emanuel czule gładził dłonią ciało Elise, starał się ją rozbudzić.

- Nie powinien zaraz wyjeżdżać, nie widzieliśmy go tyle czasu. - W głosie

Pedera brzmiało rozczarowanie. - Myślałem, że pójdziemy na tamę Brekkedammen

łowić ryby. Obiecał mi to, kiedy był tu ostatnio.

Nagle otworzyły się drzwi z korytarza i rozległ się głos pana Hvalstada,

wypoczęty i radosny.

- Dzień dobry wszystkim. Widzieliście, jaką piękną mamy dziś pogodę? Nie

ma nic równie pięknego jak kolory września i października. W dodatku wieje ze

wschodu i nie czujemy zapachu rzeki. Czy państwo Ringstadowie już wyszli z domu?

Emanuel przekręcił się na plecy, chciał, żeby Elise na nim usiadła.

- Lubię tak na ciebie patrzeć - szepnął i wziął w dłonie jej piersi.

- Boję się, że chłopcy mogą nagle wejść.

- Nie zrobią tego. Twoja matka rozumie więcej, niż myślisz. Zwróciłaś uwagę

na jej spojrzenie, kiedy wróciła wczoraj do domu? - uśmiechnął się.

Wtedy za ścianą rozległ się znowu głos Pedera.

- Słyszałem, że ktoś tam rozmawia.

- Muszą trochę ze sobą porozmawiać w ciągu tych kilku godzin, które zostały

do wyjazdu Emanuela - głos matki brzmiał surowo, widać obawiała się, że Peder

mógłby niespodziewanie dopaść do drzwi i je otworzyć.

- Jak myślisz, czy już się obudzili?

- Nie sądzisz, że powinniśmy poczekać z niedzielnym śniadaniem, aż wszyscy

się zbiorą przy stole, Jensine? - rozległ się głos pana Hvalstada. - U nas w domu

background image

nikomu nie wolno było zacząć jeść, zanim wszyscy nie usiedli do stołu. Dla nas

niedziela była dniem świętym, kładliśmy na stół czysty i wyprasowany obrus, a dzieci

zasiadały do śniadania uczesane i ubrane w odświętne ubrania.

- U nas w Ulefoss było tak samo. - W głosie pani Loylien zabrzmiała tęsknota.

- Wszyscy szli do kościoła i nikt nie mógł zabrać się do jakiejkolwiek pracy poza tym,

co było absolutnie konieczne. Moja matka nawet wieczorem nie brała się do

prasowania, chociaż wydaje mi się, że aż ją korciło. Miała ośmioro dzieci na

wychowaniu i ich skarpetki, rękawiczki, czapki i wstążki, musiała wykorzystywać

każdą chwilę.

- Myślę, że powinnaś ich obudzić. Twoja córka będzie na pewno rozżalona,

gdy się okaże, że zaspała.

Emanuel był w niej, leżał z zamkniętymi oczami i najwyraźniej nie słyszał ani

słowa z rozmowy w kuchni.

- Emanuel...? Skrzywił się w odpowiedzi.

- Słyszałam, że Hvalstad zaproponował matce, żeby nas obudziła.

- Nie, Elise! - jęknął.

Nagle Elise wydało się, że słyszy za drzwiami zbliżające się kroki, przewróciła

się na bok i naciągnęła pierzynę aż po brodę, paląc się ze wstydu.

Emanuel usiadł na łóżku.

- Co ty wyprawiasz? - spytał zdenerwowany. Rozległo się pukanie do drzwi.

- Elise i Emanuel? Śniadanie gotowe.

Elise natychmiast odpowiedziała, zanim ktoś zdążył otworzyć.

- Już idziemy.

- Czy nie mogą nas zostawić w spokoju tego jednego ranka, który mamy dla

siebie? - Emanuel wstał, wciągnął w pośpiechu ubranie i zacisnął usta. Wyglądał

raczej na rozczarowanego niż rozgniewanego.

- Nie mają wcale złych zamiarów - szepnęła Elise. - Peder tak się cieszy, że

jesteś w domu, a teraz chcieliby zjeść z nami niedzielne śniadanie. Możemy tu potem

wrócić, gdy wszyscy wyjdą. Jestem pewna, że mama i pan Hvalstad dziś też pójdą na

spacer, tak jak poprzedniej niedzieli.

Wstała z łóżka i zaczęła się ubierać. Włożyła białe reformy z koronką, które

nosiła w niedzielę, zawiązała tasiemki, zapięła gorset i zawiązała pończochy pod

kolanami za pomocą czerwonych wstążek. Potem w pośpiechu podeszła do Emanuela

i zarzuciła mu ręce na szyję.

background image

- Tak bardzo cię kocham, Emanuelu. Wiem, że nie jest ci łatwo, ale wszystko

będzie inaczej, kiedy na dobre wrócisz do domu.

Skinął głową i pocałował ją.

- Na pewno, Elise.

Z ulgą zauważyła, że odzyskał dobry humor. Odsunęła się i zaczęła ubierać

dalej.

Emanuel zniknął w kuchni.

- Tak długo spałaś, Elise? Przecież ty zawsze pierwsza wstajesz? - Peder

spojrzał na nią zdumiony, kiedy pojawiła się przy stole chwilę po Emanuelu.

- Tak, zaspaliśmy. Na szczęście obudził mnie twój głos, Pederze.

Peder uśmiechnął się zadowolony.

- Widzisz, mamo? Następnym razem będę mógł was obudzić, prawda? - posłał

Emanuelowi niewinne spojrzenie.

- Minie jeszcze trochę czasu, Pederze. Nie sądzę, bym jeszcze dostał

przepustkę. Następnym razem, gdy przyjadę, zostanę już na stałe.

- I wtedy też będziesz spał w salonie?

- A gdzie indziej mielibyśmy spać? Tu w kuchni nie ma miejsca.

Elise zwróciła uwagę, że pan Hvalstad i matka wymienili niespokojne

spojrzenia. Hvalstad na pewno się obawia* że Emanuel wymówi mu mieszkanie,

pomyślała.

Podczas śniadania panował nastrój podenerwowania. Pani Lovlien wydawała

się zakłopotana, pan Hvalstad niespokojny, a chłopcy nie mogli usiedzieć na miejscu,

zaczepiali się nawzajem, szurali stołkami i brudzili na stole.

- Nie rozumiem, co się dzisiaj z wami dzieje - rzekła matka zrezygnowanym

głosem. - Mówiłam, że macie siedzieć cicho przy jedzeniu.

Gdy tylko skończyli jeść, pani Lovlien zaczęła szykować się do wyjścia.

Razem z panem Hvalstadem i Anne Sofie wybierała się do kościoła. Nie próbowała

namówić Pedera i Kristiana, by poszli z nimi.

Elise stanęła w drzwiach i odprowadzała wzrokiem ich troje. Anne Sofie szła

między dorosłymi, trzymała ich za rękę, podskakiwała i tańczyła całą drogę. Matka i

pan Hvalstad popatrzyli na siebie i uśmiechnęli się. Wyglądali jak nieduża szczęśliwa

rodzina, pomyślała Elise.

Nagle zorientowała się, że stanął za nią Peder i też wyjrzał na dwór.

- Anne Sofie ma teraz nową mamę. - W jego głosie nie było radości ani

background image

smutku, wydawało się, że po prostu stwierdził fakt.

Objęła brata ramieniem i przytuliła.

- Ale to nic nie szkodzi, Elise. Mam przecież ciebie. - Uśmiechnął się do niej.

- Cały czas byłaś jakby moją mamą, a teraz będziesz nią naprawdę.

Popatrzyła na niego zdumiona.

- Dlaczego tak mówisz?

- Jeżeli mama i pan Hvalstad wezmą ślub i przeprowadzą się na ulicę nad

Wzgórzem Świętego Jana, gdzie Arne Sofie przedtem mieszkała, wtedy naprawdę

będziesz moją mamą, a Emanuel zostanie moim tatą. Wtedy ty i on, i Kristian, i ja

będziemy jak jedna duża rodzina, a kiedy maleństwo wyjdzie z twojego brzucha, to

będziemy mieli braciszka. - Peder uśmiechnął się zadowolony.

Elise pogładziła go po głowie.

- Nie będzie ci przykro, jeżeli mama się wyprowadzi? Peder wzruszył po

męsku ramionami.

- Nie, jeśli będę miał ciebie i Emanuela.

Elise poczuła dławienie w gardle. Wiedziała, że jeśli Emanuel nie zaakceptuje

takiego rozwiązania, będzie musiała dokonać wyboru.

Wiedziała, co by wybrała. Nie mogła zawieść braci, nigdy nie zgodzi się na to,

by Kristian i Peder musieli opuścić mieszkanie majstra i nie mogli zostać razem z nią.

- Zimno jest, chodźmy do domu. - Drżąc, popchnęła go lekko do środka i

zamknęła drzwi.

- I co, Pederze? Nie wyjdziesz dziś się pobawić z kolegami? - Emanuel stał

przy piecu i dolewał sobie kawy.

- Nie, wolałbym zostać z wami.

- Elise i ja nie mamy czasu, żeby gdzieś wyjść, rozumiesz. Mamy dużo spraw

do omówienia przed moim wyjazdem.

- To nic. Posiedzę sobie i powycinam obrazki dla pana Hvalstada.

Emanuel zmarszczył czoło.

- Potrzebujesz świeżego powietrza.

- Mam tyle świeżego powietrza, że przelewa mi się uszami. Zapomniałeś, że

pracuję jako pomocnik dorożkarza? - Peder popatrzył na Emanuela z dumą w swych

dużych niebieskich oczach.

Elise drżała z niepokoju. Modliła się w duchu, żeby Emanuel nie nalegał

dłużej. Wkrótce na dobre wróci do domu, a wtedy da mu tyle miłości, ile tylko

background image

zapragnie.

Przyszedł Kristian z wiadrem wody i postawił je na stołku. Potem wziął

czerpak, który wisiał na drugim wiadrze, i napił się.

- Może moglibyście wybrać się na Brekkedammen na ryby? - Emanuel

spojrzał na chłopców z nadzieją.

- Tak! - Peder podskoczył z radości. - Właśnie o tym myślałem! Byłem

pewien, że nie zapomniałeś, Emanuelu!

- Dobrze, w takim razie ruszamy nad zaporę. Peder zwrócił się do Elise.

- A ty w tym czasie możesz ugotować obiad, Elise, żeby Emanuel mógł coś

przekąsić, zanim pojedzie.

Elise właśnie miała powiedzieć, że ma ochotę jechać z nimi, ale Emanuel ją

uprzedził.

- Dobry pomysł, Pederze. To będzie męska wyprawa, prawda? Peder roześmiał

się zadowolony.

- Tak, świetnie damy sobie radę bez kobiet.

W tej samej chwili Elise zauważyła, że Kristian zerka to na Emanuela, to na

nią, i znowu na Emanuela. Dostrzegła coś pytającego w jego spojrzeniu, lecz chłopak

nic nie powiedział.

Byli już gotowi do drogi, kiedy Kristian nagle zatrzymał się na środku kuchni.

- Chyba zostanę w domu. Zapomniałem, że mam dużo lekcji do odrobienia.

Emanuel spojrzał na niego zaskoczony, potem wzruszył ramionami, wziął

Pedera za rękę i wyszedł. Elise zerknęła ukradkiem na Kristiana.

- Zwykle nie masz nic zadawane na poniedziałek. Unikał jej wzroku.

- Zrobiłeś to z mojego powodu czy nie miałeś ochoty iść na ryby?

Wyraźnie się zmieszał.

- Dlaczego nie mogę zostać w domu?

Pogładziła go po włosach, jak zazwyczaj gładziła Pedera.

- Oczywiście, że możesz zostać w domu, Kristianie. Ile tylko chcesz.

I tak długo, jak chcesz, dodała w duchu.

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Stół był nakryty, ziemniaki ugotowane, a solony śledź czekał przygotowany na

wypadek, gdyby Pederowi i Emanuelowi nie udało się nic złowić.

Elise chodziła niespokojnie po kuchni tam i z powrotem. Ani matka z panem

background image

Hvalstadem, ani też Emanuel z Pederem jeszcze nie wrócili. Po słońcu poznała, że

zrobiło się późno, a Emanuel miał wrócić popołudniowym pociągiem do

Kongsvinger. Jeśli chodzi o matkę i pana Hvalstada, to na pewno wybrali się po mszy

na spacer, korzystając z pięknej jesiennej pogody, pomyślała.

Kristian cały czas trzymał się w pobliżu, skoro wszyscy domownicy wyjechali,

nanosił drewna, porąbał na mniejsze kawałki i ciągle się dopytywał, czy jest coś, w

czym mógłby pomóc. Elise zerkała na niego zdziwiona, ale nie zdobyła się na to, by o

coś pytać.

Wreszcie usłyszeli Emanuela i Pedera. Peder mówił podniesionym i

ożywionym głosem. Elise. usłyszała, jak wspomniał o nauczycielu arytmetyki,

którego w tajemnicy nazywano Glutem, ponieważ ciągle kapało mu z nosa. Peder bał

się go. Kiedy na Pedera wypadała kolej odpowiadania przy tablicy, Glut rwał sobie

włosy z głowy i krzyczał:

- Jeżeli tego nie rozumiesz, to wykuj na pamięć, Pederze! Wykuj na blachę,

chłopcze! Wykuj! Myśleć będziesz później!

Kilka dni temu wlepił Pederowi szóstkę z dwoma minusami. Peder wpadł do

kuchni, trzymając w ręku cztery małe rybki. Rozpierała go duma.

- Żałuj, Kristianie, że cię nie było. To jedyne ryby w całej rzece. Kristian

uśmiechnął się.

- Skąd wiesz?

- Gdyby pływało ich tam więcej, Emanuel złapałby je na haczyk. Na widok

prawdziwego żołnierza z wędką na pewno nie miałyby odwagi odmówić.

Emanuel rozejrzał się dookoła.

- A gdzie jest twoja matka?

- Jeszcze nie wrócili.

- Jeszcze nie? Mieli chyba tylko iść do kościoła, prawda?

- Pewnie wybrali się jeszcze na spacer, skoro jest tak ładnie. Elise zaczęła

czyścić ryby, soliła je, maczała w mące i kładła na patelnię.

W tej samej chwili na zewnątrz rozległy się podniecone głosy i szybkie kroki.

Drzwi otworzyły się z impetem i pojawiła się w nich pani Lovlien.

- Możecie przyjść nam pomóc? Jakiś młody mężczyzna wpadł do rzeki.

Elise szybko odstawiła patelnię i ułożyła fajerki na miejsce. Wypadła na dwór,

a za nią pośpieszyli pozostali. Po drugiej stronie mostu, gdzie rzeka płynie trochę

spokojniej, Elise dostrzegła pana Hvalstada, jak usiłuje wyciągnąć na brzeg

background image

ociekającego wodą człowieka.

Emanuel w mgnieniu oka znalazł się przy nim i pomógł ratować

nieszczęśnika. Następnie obaj mężczyźni podnieśli topielca na nogi i unieśli między

sobą. Peder i Kristian chcieli im pomóc, ale zrozumieli, że tylko przeszkadzają. Elise

pobiegła przodem, żeby otworzyć drzwi do kuchni, by młody człowiek szybko znalazł

się w cieple.

- Położymy go najpierw na podłodze, żeby zdjąć z niego mokre ubranie -

zadecydował Emanuel zdyszany. - Wygląda na to, że stracił przytomność.

- Poszukam jakiegoś ubrania po Mathiasie - zaproponowała pani Lovlien żywo

i ruszyła do pokoiku.

- A ja pójdę chyba na poddasze się przebrać - rzekł pan Hvalstad. Był blady i

wyczerpany ze zdenerwowania, woda kapała z niego, głos drżał.

- Elise mi pomoże - odparł Emanuel i zaczął rozpinać mężczyźnie guziki.

Po chwili wróciła matka i przyniosła jakieś znoszone spodnie, starą koszulę i

podkoszulek. Elise razem z Emanuelem mocowali się z nasiąkniętym wodą ubraniem

młodego człowieka, próbując je z niego ściągnąć. Po chwili Emanuel zwrócił się do

pani Lovlien:

- Jak to się stało?

- Nie wiem. To Asbjorn zauważył go z mostu. Widzieliśmy tylko ciemny

tłumok unoszony prądem rzeki. Gdyby Asbjorn nie skoczył do wody, to na pewno... -

zamilkła i zagryzła wargę.

- Chciałaś powiedzieć, że porwałby go wodospad? - Peder spojrzał na matkę

przerażony.

Pani Lovlien przytaknęła i przeszedł ją dreszcz.

- Elise, idź do salonu i przynieś butelkę wódki, która stoi w szafie narożnej -

polecił Emanuel rozgorączkowany.

Elise wyszła pośpiesznie, żeby zrobić to, o co prosił.

- Musimy z niego zdjąć tę mokrą czapkę i podkoszulek - usłyszała słowa

matki, otwierając drzwi do salonu. Cieszyła się, że nie musi asystować do końca przy

rozbieraniu mężczyzny. Znalazła butelkę z alkoholem i czym prędzej wróciła do

kuchni.

W tym samym czasie zszedł na dół pan Hvalstad, zmiana ubrania nie zajęła

mu wiele czasu.

- Jak wam idzie?

background image

Emanuel w pośpiechu nie odpowiedział.

- Kristian, dołóż więcej drewna do pieca, proszę. Musimy dobrze nagrzać,

ż

eby nie dostał zapalenia płuc.

Matka wyjęła ręczniki; jednym z nich owinęła mężczyźnie głowę, a drugim

niezgrabnie próbowała go wytrzeć, zanim Emanuel wciągnął na niego suchy

podkoszulek.

- Pewnie uległ jakiemuś wypadkowi. Połowę głowy ma ogoloną i widać

wyraźne ślady po dużej ranie. Ma też szramy na całym ciele. Teraz kobiety niech się

odwrócą; ściągnę mu spodnie.

Elise zakręciło się w głowie; mruknęła pod nosem, że musi coś przynieść z

salonu, i starając się utrzymać równowagę, ruszyła w stronę drzwi. Czyżby to był...?

Gdy tylko znalazła się sama, oparła się o framugę; czuła, jak gdyby cały pokój się

kołysał. Panie Jezu, to nie może być prawda! Na pewno wielu innych było rannych w

głowę. Tamten miał bandaż, ten tylko czapkę. Poza tym nie miał kuł, to na pewno

ktoś inny.

Jakiś wewnętrzny głos podszepnął: „Skąd możesz wiedzieć, że nie chodził o

kulach?”

Kręciło jej się w głowie, nie była w stanie jasno myśleć. To nie może być on...

- Elise, czy możesz tu przyjść na chwilę? - To wołał Emanuel. Zaczerpnęła

głęboko powietrza i niemal zatoczyła się do tyłu.

Gdyby to był ten sam, który ją prześladował, Emanuel nie może się o tym

dowiedzieć. Nigdy! Nie wiedział nic o rannym żołnierzu, który kręcił się w pobliżu

domu majstra. Oszalałby z wściekłości, gdyby się o tym dowiedział i domyślił, kim

jest uratowany mężczyzna.

- Słucham?

Matka spojrzała na nią zdziwiona.

- Czy coś się stało, Elise? Jesteś taka blada.

- Nie, tylko... ja...

- Biedactwo. W ciąży dużo gorzej się wszystko znosi. Ale będzie dobrze,

zobaczysz. Powinniśmy dziękować Bogu, że go w porę zauważyliśmy i uratowaliśmy

mu życie. Nie mógł zbyt długo przebywać w wodzie, na szczęście nie jest jeszcze tak

zimno. Nie sądzę, by nabawił się zapalenia płuc.

- Elise, możesz mi podać łyżeczkę? Spróbuję wlać mu do ust kilka kropel

wódki.

background image

- Mogłeś mnie o to poprosić - głos matki brzmiał nieco surowo. Elise

przyniosła łyżeczkę, starając się nie patrzeć w dół na mężczyznę leżącego na

podłodze.

- Pójdę się położyć, nie czuję się najlepiej - wymamrotała.

- Tak, połóż się, moje dziecko. Poradzimy sobie bez ciebie. Kiedy podeszła do

drzwi, usłyszała, jak mama mówi cicho:

- To całkiem naturalne. Ja też przez to przechodziłam, kiedy spodziewałam się

dzieci. Kobiety są wtedy takie wrażliwe, źle znoszą zarówno swoje, jak i cudze

nieszczęścia.

Elise położyła się na posłaniu rozłożonym w salonie na podłodze na czas

pobytu Emanuela na przepustce. Czuła mdłości. Zaraz zdejmą temu człowiekowi

ręcznik z głowy. Jeżeli mężczyzna ma rude kręcone włosy, wtedy już będzie

wiedziała na pewno. Nie zniesie tego! Może straci panowanie nad sobą, może się na

niego rzuci. Matka niczego nie będzie rozumiała. Ani nikt inny. Dopiero potem być

może Emanuel dozna olśnienia. Ale nie wolno jej ryzykować.

Drzwi otworzyły się cicho i do środka weszła pani Lovlien.

Elise natychmiast zamknęła oczy, udawała, że śpi.

- Elise? - matka pochyliła się nad nią i pogładziła po włosach. - Moje

biedactwo. Mogę cię pocieszyć, że wszystko się ułoży. Już otworzył oczy i chyba

dochodzi do siebie. Początkowo myśleliśmy, że będzie trzeba posłać po lekarza, ale

Emanuel uważa, że powinniśmy poczekać. Jeżeli to jakiś nieszczęśnik, który usiłował

popełnić samobójstwo, to najpierw, jak radzi Emanuel, trzeba spróbować z nim

porozmawiać. Lekarz, gdy się o tym dowie, ma chyba obowiązek zgłosić to na

policję. Ten mężczyzna i tak ma pewnie od dawna jakieś kłopoty.

Elise nie odpowiedziała, ale kiwnęła głową na znak, że słyszała. Matka

wyprostowała się.

- Leż i odpoczywaj. Wyniesiemy do kuchni jakiś słomiany materac i

pozwolimy temu człowiekowi tu zostać, zanim nie wróci do zdrowia. Usmażę rybę do

końca, żeby Emanuel mógł coś zjeść przed wyjazdem.

Elise usłyszała, że matka wyszła do kuchni. Dobiegły ją głosy pozostałych

domowników, którzy rozmawiali ze sobą niemal szeptem, jak to jest w zwyczaju, gdy

w domu leży ktoś poważnie chory. Zadrżała, gdy pomyślała, jak to się dziwnie

złożyło: oto wszyscy dmuchają i chuchają na „biedaka” wyłowionego z rzeki, nie

mając pojęcia o tym, że to on jest sprawcą jej nieszczęścia. Gdyby o tym wiedzieli,

background image

prawdopodobnie wrzuciliby go z powrotem.

Nagle poczuła nieodpartą potrzebę sprawdzenia, czy to rzeczywiście on.

Wstała, nogi pod nią drżały. Z bijącym sercem podeszła do drzwi, uchyliła je i

wyjrzała.

Mężczyzna leżał na jednym z materacy niedaleko od niej. Twarz miał

odwróconą w drugą stronę. Widoczną część głowy pokrywały krótko przystrzyżone

rude kręcone włosy.

Szybko na powrót zamknęła drzwi, oparła się o framugę, z trudem łapiąc

powietrze. To nie może być nikt inny! Johan uratował tego człowieka, on wie, kto to

jest. Niemożliwe, by istniało dwóch mężczyzn o rudych kręconych włosach, którzy

mniej więcej w tym samym czasie ulegli wypadkowi i zranili się w głowę.

I oto ów człowiek znajduje się w tym domu, w jej domu, opiekuje się nim i

pielęgnuje go jej rodzina i otacza największą troską. Wprost niewiarygodne, że to się

mogło zdarzyć.

A więc jednak zamierzał popełnić samobójstwo wtedy, gdy stał na moście i

wpatrywał się w wodę. Jaka szkoda, że go uratowano! Nie zasługuje na to, by żyć.

Właściwie powinna teraz wpaść do kuchni i wykrzyczeć, czego ten człowiek się

dopuścił. Wtedy być może inaczej by śpiewali.

Ale nie mogła tego zrobić. Matka i bracia byli przekonani, że Emanuel jest

ojcem dziecka, którego Elise się spodziewa, i nadal muszą w to wierzyć. To

tajemnica, którą musi nosić w sobie przez resztę życia i zabrać ze sobą do grobu. To

niedobrze, że Agnes i Hilda znają prawdę, ale nikt więcej nigdy nie może jej poznać.

Elise zwinęła się w kłębek pod kołdrą i wsunęła do ust rąbek poduszki, żeby

stłumić płacz.

Rozległo się pukanie i do salonu wszedł Emanuel. Podszedł do łóżka,

przystanął i przez chwilę się jej przyglądał. Czuła, że dziwi go jej zachowanie.

- Elise, muszę jechać. Uniosła głowę.

- Już? - Wstała. - Wybacz mi, Emanuelu, nagle zrobiło mi się słabo. -

Spojrzała mu w oczy, było jej jednocześnie przykro i wstyd.

Objął ją i przytulił.

- Niedługo znowu będę w domu, Elise. Dbaj o siebie. Napiszę do ciebie, gdy

tylko będę mógł, a i ty skreśl do mnie kilka słów.

Skinęła głową, wiedziała, że powinna pisać dużo częściej, ale nie miała

pieniędzy na znaczki. Było. tyle innych ważniejszych wydatków.

background image

- A jak się czuje ten mężczyzna? - Musiała bardzo się starać, by ukryć odrazę,

która ją ogarnęła.

- Przeżyje.

- Może pan Hvalstad będzie mógł go odprowadzić? Chyba nie musimy

trzymać go tu dłużej, niż to konieczne?

Emanuel odsunął ją nieco od siebie i przyjrzał się jej ze zdziwieniem.

- Ten człowiek miał wypadek, a teraz wpadł do rzeki. Albo zamierzał popełnić

samobójstwo. - Zmarszczył czoło, nadal jednak bacznie się jej przyglądał. - Jest

naszym bliźnim i potrzebuje naszej troski. Musimy się sobą nawzajem opiekować.

Powiedziałem, że może zostać tak długo, jak długo to będzie konieczne. Na pewno

będziesz mogła z nim porozmawiać, gdy się lepiej poczujesz. Chciałbym móc odłożyć

swoją podróż - mówił dalej - żeby zobaczyć, że wraca do zdrowia, ale muszę jechać

popołudniowym pociągiem, bo inaczej grozi mi paka.

Elise skinęła głową. Miała ochotę się rozpłakać, ale się opanowała. Emanuel

nie rozumiał naturalnie, dlaczego tak zareagowała. Być może pomyślał, że jest

bezduszną egoistką. Gdyby wiedział... Zagryzła wargę.

- Ty też na siebie uważaj. Będę częściej pisać.

Kiwnął głową, po czym odwrócił się od niej i zaczął pakować rzeczy.

Musiała go odprowadzić, żeby nie budzić podejrzeń. Ze wzrokiem sztywno

utkwionym w drzwi wyszła z Emanuelem na ganek.

- Wszystkiego dobrego, Emanuelu. - Objęła go. - Przykro mi - szepnęła mu do

ucha. - Z powodu dzisiejszego przedpołudnia.

Uśmiechnął się.

- Dokończymy to kiedyś - odpowiedział szeptem.

Stała i patrzyła, jak przechodzi przez most i dalej między wielkimi budynkami

fabryki. Powiedział, że woli iść do miasta ulicą Maridalsveien.

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Matka odwróciła się do Elise.

- Odzyskał świadomość! - rzekła z radością. - Odzyskał przytomność i

zastanawia się, gdzie jest.

Elise zmusiła się, żeby nie spojrzeć na mężczyznę, i ruszyła prosto do drzwi

do salonu.

- Położę się jeszcze. Przykro mi, że nie mogę wam pomóc, ale tak mi się kręci

background image

w głowie.

- Kochanie, co się z tobą dzieje? Dziś rano nie zauważyłam u ciebie nic

niepokojącego. Chyba nie zjadłaś nic, co by ci zaszkodziło?

Elise pokręciła głową, czuła, że nie wytrzyma dłużej w kuchni. Kiedy szła do

salonu, usłyszała głos Pedera.

- Zachowuje się tak, odkąd go uratowaliśmy. Myślę, że myśli o ojcu. Albo o

braciszku Pingelena, którego Emanuel wyłowił z rzeki. Mi też jest trochę niedobrze -

dodał i roześmiał się dziwnym, nerwowym śmiechem. - Ja też bym wpadł, gdyby

Elise... - Urwał nagle.

- Gdyby Elise co? - pomogła mu matka.

Elise przystanęła w milczeniu z ręką na klamce, żeby usłyszeć, co odpowie.

- Tylko żartowałem, wiesz. Zawsze robisz się taka dziwna na twarzy, kiedy o

tym mówię, że jak gdyby nie mogę się powstrzymać.

- On próbuje coś powiedzieć! - Głos pana Hvalstada dotarł przez ścianę. -

Chodź i pomóż mi, Pederze, słyszysz lepiej niż ja.

Elise usiadła na brzegu łóżka i wytężyła słuch, żeby wyłowić każde słowo.

- Mówi, że boli go głowa i chce iść do domu.

- Jak się pan nazywa i gdzie pan mieszka? - Pan Hvalstad mówił głośno i

wyraźnie jak do przygłuchego.

Elise wstrzymała oddech. Teraz wreszcie otrzyma ostateczne potwierdzenie

swych domysłów, pomyślała, czując, że zdrętwiała.

- Nie słyszę? - rozległ się znowu głos Hvalstada.

- Mówi, że nazywa się Ansgar Mathiesen i mieszka na Gjetemyrsveien - Peder

powtarzał z ożywieniem, dumny, że może pomóc.

- Jak pan myśli, czy zdoła pan wstać? Musi pan spróbować mówić trochę

głośniej, bo pana nie słyszę.

- Mówi, że zranił się w nogę i chodzi o kulach. - Tym razem to Kristian zdołał

zrozumieć, co wymamrotał nieznajomy.

Nagle do rozmowy wtrąciła się Anne Sofie, która zawołała swym jasnym,

czystym głosem:

- To ten biedny człowiek!

- Widziałaś go przedtem, Anne Sofie? - Hvalstad wydawał się zaskoczony.

- Tak. Miał bandaż na głowie i tyczkę. Dwie tyczki - poprawiła się szybko.

- Gdzie go spotkałaś?

background image

- U mamy Larsine. Za domem.

- Mogę pójść do mamy Larsine i zapytać, czy coś o nim wie - Elise usłyszała,

jak zaofiarowała się matka. Zaraz potem rozległ się odgłos otwieranych drzwi i

domyśliła się, że matka wyszła.

Na chwilę w kuchni zapanowała cisza.

- Co z nim zrobimy, panie Hvalstad?

- Też się nad tym zastanawiam. Szkoda, że pan Ringstad musiał wyjechać, bo

moglibyśmy go razem wziąć pod ręce.

- Już wiem! - Elise znowu usłyszała głos Pedera. - Może poproszę dorożkarza

Karlsena! Chyba zgodzi się podwieźć go za darmo, gdy się dowie, że on prawie się

utopił.

- To nie jest głupi pomysł, Pederze. Idź i od razu go zapytaj.

- A co zrobimy z jego ubraniem? Ma na sobie koszulę, podkoszulek i spodnie

taty.

- Na pewno później dostaniemy to z powrotem.

W kuchni po wyjściu Pedera znowu zrobiło się cicho.

Elise nadal siedziała na brzegu łóżka, zesztywniała i spięta, i nasłuchiwała.

Słyszała, jak pan Hvalstad tłucze garnkami i patelnią, skrobie sztućcami o blaszane

talerze, i domyśliła się, że nałożył sobie obiad. Zaburczało jej w brzuchu z głodu.

- Dobrze, że mamy ciebie, Kristianie - rozległ się pełen uznania głos pana

Hvalstada. - Jesteś spokojny i opanowany. Ktoś by mógł pomyśleć, że między tobą a

Pederem jest większa różnica wieku.

Otworzyły się drzwi. Matka wróciła, była zdyszana.

- Matka Larsine nie miała pojęcia, o czym mówię, nie widziała nikogo o

kulach i uważa, że to bujna fantazja Anne Sofie spłatała jej figla. A co z nim?

- Myślę, że wraca do siebie, ale niełatwo jest cokolwiek z niego wydobyć.

Peder poszedł poprosić dorożkarza Karlsena o pomoc.

- Mój drogi, nie stać nas na to! To kosztuje majątek.

- Peder pomyślał, że może pan Karlsen zrezygnuje z zapłaty, jeśli się dowie, o

co chodzi.

- Nie jestem tego pewna. Czy Elise nadal leży? W głosie matki brzmiało

zdumienie.

- Tak. Wygląda na to, że niewiele może znieść.

Elise wydało się, że wyczuła w głosie Hvalstada nutę pretensji.

background image

Prawdopodobnie uważał, że powinna raczej pomyśleć o uratowanym nieszczęśniku, a

nie o sobie.

- Jedliście już? Obiad stoi i zsycha się. Myślę, że trochę przekąszę. Elise nie

będzie chyba chciała nic jeść, skoro się źle czuje.

Znowu zapanowało milczenie. Elise zastanowiła się, co robią. Usłyszała

chrobotanie sztućców o blaszany talerz i szuranie taboretu o podłogę, potem ktoś

dołożył do pieca i odsunął na bok fajerki. Może mama nastawiła czajnik z kawą, żeby

pan Hvalstad mógł się napić czegoś rozgrzewającego.

Wreszcie usłyszała otwierane z impetem drzwi i Pedera, który wpadł do

kuchni jak burza.

- Koń czeka na dole i Karlsen już idzie! Pomoże nam.

- Nie weźmie zapłaty? - spytała mama z powątpiewaniem.

- Tak. My uratowaliśmy tego biedaka w połowie, a on uratuje go do reszty, jak

powiedział. Poza tym jest mi winien trzydzieści are.

- Kochany, nie możesz poświęcać swojej wypłaty na pomoc obcemu

człowiekowi.

- On już nie jest obcy. Wydaje mi się miły. I ma kręcone włosy. Elise

wyobraziła sobie, że Peder zakłopotany przeciągnął dłonią po swojej niesfornej

grzywce.

- Czy on tutaj leży? - odezwał się jakiś obcy głos.

- Bardzo dziękuję, panie Karlsen. - Głos mamy brzmiał przymilnie. - To

strasznie miło z pana strony, że zgodził się pan nam pomóc. Nie mam pojęcia, jak

inaczej udałoby się nam przetransportować go do domu. Mówi, że mieszka na

Gjetemyrsveien.

- Wydaje mi się, że już go kiedyś widziałem. Kręcił się tu po okolicy, chodził

o kulach i z bandażem na głowie. Niektórzy widywali go na moście i zastanawiali się,

czy przypadkiem nie zamierza skoczyć do rzeki. Mówią, że był żołnierzem i że kiedyś

w czasie ćwiczeń spadł z urwiska. Teraz przeniesiono go do cywila. Hej, kamracie!

Pomóż trochę. Oprzyj się na mym ramieniu.

Rozległy się na zmianę lekkie i ociężałe kroki i wreszcie drzwi zatrzasnęły się.

Zaległa cisza.

Elise zasłoniła ręką usta, żeby powstrzymać płacz. Sama nie rozumiała,

dlaczego zareagowała w ten sposób. Minęło kilka miesięcy od tamtej pory, gdy to się

stało, i chociaż wiedziała, że będzie nienawidzić tego człowieka do końca życia,

background image

zwątpienie już dawno minęło, a pozostała jedynie gorycz. To, że siedzi tu i płacze jak

dziecko, to do niej niepodobne.

Długo odczekała, zanim wyszła do kuchni. Na zewnątrz zrobiło się ciemno,

nad kuchennym stołem zapalono lampę parafinową. Siedzieli wokół stołu: pan

Hvalstad z książką, mama ze starą gazetą, Kristian z zeszytem jakiejś serii, który

pożyczył od kolegi z klasy. Seria nosiła tytuł Nat Pinkerton i opowiadała o krwawych

walkach między białymi i Indianami. W kącie za piecem siedzieli Peder i Anne Sofie

i bawili się żołnierzykami z guzików, które nie były już żołnierzykami.

Matka podniosła wzrok znad gazety.

- Czy już ci lepiej? Elise skinęła głową.

- Nie rozumiem, co się ze mną stało. Czułam, jakbym miała zemdleć.

Dokładnie jak tego dnia w przędzalni, kiedy Ropucha wymówił mi pracę.

- Połóż się wcześniej, a jutro nie przemęczaj się.

- Nie mogę. Jutro przed południem musimy oddać ostatni chodnik. A co z

nim?

- Peder poprosił dorożkarza Karlsena o pomoc, a on okazał się miły i zabrał

tego człowieka. Biedak, tak mi go żal. Nie udało nam się zbyt wiele od niego

dowiedzieć, ale poznałam po jego oczach, że jest głęboko nieszczęśliwy. Jestem

przekonana, że to nie był wypadek, lecz próba samobójcza. Dorożkarz Karlsen

opowiadał, że widywał go tu w okolicy, jak z bandażem na głowie kuśtykał o kulach.

Niektórzy twierdzą, że był żołnierzem, którego zwolniono z wojska, ponieważ uległ

wypadkowi. To jeszcze gorsze. Taki młody chłopak, który bronił naszego kraju, teraz

być może został okaleczony na całe życie.

Elise skinęła głową w milczeniu.

Nagle matka westchnęła przestraszona i poderwała się od stołu.

- Zapomnieliśmy o jego ubraniu! Leży tam w kącie na kupce. Całkiem mokre.

- W takim razie jesteśmy kwita - stwierdził Kristian sucho. - On ma rzeczy

naszego ojca.

Matka unosiła ubranie, jedną sztukę za drugą.

- Nie możemy zatrzymać tego wszystkiego. Rzeczy ojca były stare i

zniszczone, a te są porządne i drogie. Spójrzcie na tę koszulę! Jest prawie nowa. A ta

kurtka! Takiej kosztownej kurtki Mathias nie miał nigdy w życiu. Koniecznie musimy

je oddać.

Pan Hvalstad włączył się do rozmowy.

background image

- Ale przecież nie wiesz, gdzie ten człowiek mieszka.

Na Gjetemyrsveien jest wiele domów.

- Peder może zapytać o adres dorożkarza Karlsena. - Pani Lovlien zwróciła się

do Elise. - Masz przecież jutro dostarczyć chodnik tej starszej kobiecie, która mieszka

na Ullevalsveien, na samym szczycie Wzgórza Świętego Jana. Stamtąd jest już

niedaleko do Gjetemyrsveien. Może mogłabyś do niego wstąpić, oddać mu te rzeczy,

a przy okazji odebrać nasze?

Elise spojrzała na matkę przerażona.

- Chcesz powiedzieć, że mam iść do niego do domu? Zastanów się, może jego

rodzice nie wiedzą, co się stało?

- Skąd możesz wiedzieć, czy mieszka z rodzicami? Może jest żonaty? Albo

wynajmuje u kogoś mieszkanie. Tak czy owak, ktoś musiał zauważyć, że wrócił do

domu w nie swoim ubraniu.

- Jeżeli wynajmuje mieszkanie, to nikt nie interesuje się tym, co on ma na

sobie. Wyobraź sobie, jak ten człowiek się zawstydzi, gdy do niego zapukam, a on na

mój widok zrozumie, że wiem, co zrobił.

- Nic na to nie poradzimy, nie możemy zachować tych drogich rzeczy. Nie są

nasze. Byłoby to równoznaczne z kradzieżą.

Elise poczuła, że się poci.

- Nie wiem, czy jutro dam radę, mamo. Na pewno nie, jeśli będę się tak czuła

jak dzisiaj. Czy Peder albo Kristian nie mogliby zwrócić tych rzeczy?

Matka przybrała surowy wyraz twarzy. Elise pamiętała ją taką z czasów, kiedy

łajała ich za to lub tamto.

- Wiesz dobrze, jak długo chłopcy pracują. Nie ma znaczenia, czy spędzisz

przy krosnach godzinę mniej. Jeżeli nie będziesz miała siły jutro, możesz odłożyć to

do pojutrza.

- Ale może pan Karlsen będzie kogoś wiózł do któregoś z domów w pobliżu,

wówczas Peder mógłby podrzucić ubranie w tym czasie, gdy pasażerowie będą płacić

i wysiadać.

- Co się z tobą dzieje, Elise? - Matka rozłożyła ręce zrezygnowana. - Zwykle

nie jesteś taka uparta. Poza tym istnieją niewielkie szanse, że pan Karlsen dostanie

kurs w pobliże Gjetemyrsveien.

- A ja muszę pomagać ludziom przy wysiadaniu i nosić im pakunki - wtrącił

się Peder ze swego miejsca w kącie, gdzie bawił się z Anne Sofie. Najwyraźniej

background image

przysłuchiwał się rozmowie.

- A Kristian? - Elise nie chciała się poddać.

Na samą myśl o tym, że miałaby zapukać do drzwi rudowłosego, przebiegł ją

dreszcz.

- Kristian przecież nie wie, gdzie będzie musiał dostarczyć towar. Chyba o tym

wiesz. Poza tym i tak ma dość do dźwigania, żeby jeszcze miał nosić ze sobą

wszędzie to ubranie. Nie ma o czym mówić. - Matka była wyjątkowo stanowcza. -

Musisz odnieść te rzeczy, Elise.

Nigdy w życiu, pomyślała Elise. Położę je na schodach i powiem, że odmówił

oddania spodni i koszuli ojca. Mogę też powiedzieć, że je wyrzucił, gdy zobaczył, że

są dziurawe i brzydkie.

Ta myśl jej pomogła.

- Dobrze, zrobię to.

Ale kiedy Elise tego wieczoru położyła się do łóżka, długo leżała, wpatrując

się w sufit. Księżyc rzucał przez okno niebieskawe światło, tworząc w pokoju

niesamowite cienie. A jeśli rudzielec stanie w drzwiach dokładnie wtedy, kiedy

będzie podkładała pakunek? Wtedy ona spali się ze wstydu! Znał ją. Z tego czy

innego niewiadomego powodu kręcił się wokół ich domu, a teraz na pewno skojarzył,

ż

e ludzie, którzy uratowali mu życie, to jej rodzina. Musiał wiedzieć, że budzi w niej

odrazę, zdawał sobie chyba sprawę ze skutków swego podłego czynu. I co ten bandyta

ma sobie pomyśleć, jeśli do niego przyjdzie i jak gdyby nic się nie stało po prostu

odda mu jego rzeczy?

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Elise przekazała gałgankowe chodniki i ruszyła w górę Ullevalsveien. Peder

dowiedział się od dorożkarza Karlsena, gdzie mieszka rudowłosy. To nieduży

piętrowy budynek w pobliżu dawnej polany Lokkeberg, gdzie teraz stoi dom dziecka,

powiedział.

Elise trzymała pakunek z ubraniem pod lewą pachą. Matka rozwiesiła rzeczy

na noc nad kuchnią, żeby wyschły, i już były suche. Potem zwinęła je i przewiązała

sznurkiem. Elise najchętniej wrzuciłaby cały ten tłumok do rzeki.

Jak Bóg mógł pozwolić na coś takiego? Z wielu tysięcy ludzi mieszkających w

Sagene akurat matka i pan Hvalstad musieli go zauważyć? Dlaczego nikt inny nie

zwrócił uwagi na człowieka w rzece? Ciągle ktoś przechodzi przez most. Wtedy inni

background image

ludzie zabraliby go do siebie i zajęli się nim.

Było zimno, marzły jej ręce, wiatr przenikał przez dziergany szal. Jesień. Elise

przeszedł dreszcz. Wkrótce będzie zima. Co roku zapominała, jak jej było ciężko, jak

bardzo marzła od środka z nadejściem pierwszych przymrozków.

Zawsze najgorzej jest na początku, próbowała się pocieszać. Potem się

przyzwyczajamy. Jej wzrok prześliznął się na ogromne korony drzew na Wzgórzu

Ś

więtego Jana, teraz w słońcu wyglądały pięknie. Elise starała się nie myśleć o tym,

co ją czeka, lecz cieszyła się barwami jesieni. Złociste, żółte, pomarańczowe,

czerwone - czy istniało coś cudniejszego niż klony jesienią? Albo brzozy? Wyglądały

jak morze złota. Czytała gdzieś, że na Wzgórzu Świętego Jana jakieś trzydzieści -

czterdzieści lat temu posadzono ponad tysiąc drzew. Kiedyś z Agnes biegały nad

wodę na szczyt, żeby podziwiać widoki.

Uczyły się w szkole, że niegdyś składano tam ofiary, to zrobiło na nich

wrażenie. Pani opowiadała również, że w dawnych czasach nikt z mieszkańców

Kristianii nie interesował się tym wzgórzem, bo było tylko nagim, bezwartościowym

górskim wzniesieniem. Później urządzono tam pastwiska dla koni Zrzeszenia

Dorożkarzy w Kristianii, a na północnym kamienistym zboczu powstało cmentarzy-

sko, gdzie chowano martwe konie. Dlatego nazywano je „Kobylim Wzgórzem”.

Wkrótce ludzie zaczęli obchodzić w tym miejscu święto nocy świętojańskiej, z

tańcami i ogromnym ogniskiem na szczycie, i wzgórze zmieniło nazwę.

Elise zbliżała się do Gjetemyrsveien.

- Boże, spraw, by go nie było w domu. Bym mogła położyć te rzeczy i odejść,

i nie musiała go oglądać!

Jakiś konny wóz nadjeżdżał z turkotem w jej stronę, a w górze ulicy Elise

dostrzegła jadący tramwaj. Wiedziała, że Spółka Linii Tramwajowych w Kristianii

sześć lat temu otworzyła linię do Sagene.

Tramwaj gnał coraz bliżej, ze zgrzytem i piskiem hamulców/Motorniczy,

stojący na otwartej platformie na samym przedzie, był siny z zimna. Wzdłuż całego

wagonu biegł napis „Spółka Linii Tramwajowych w Kristianii”. W środku siedziało

niewielu pasażerów, nie odzywali się, tylko przyglądali sobie nawzajem.

Tramwaj minął ją. Elise podeszła już blisko celu. W górze stał Lokkeberg,

stary dom w stylu rokoko, a w pobliżu rozsiane były nieduże murowane budynki

piętrowe.

Elise poczuła mdłości podchodzące do gardła.

background image

- Dobry Boże, spraw, by go nie było w domu!

Zwolniła kroku. Mogłaby wrzucić pakunek z rzeczami przez płot i uciec,

pomyślała i rozejrzała się wokół.

Matka powiedziała, że to drogie ubranie. Sama wolała na nie nie patrzeć.

Czuła odrazę.

Podeszła trochę bliżej. Tuż przy furtce, po drugiej stronie, stała jabłoń. Liście

drzewa płonęły w słońcu. Nikogo nie było widać. A jednak nie, dwóch małych

chłopców bawiło się piłką. Zaraz ją zauważą i spytają z ciekawości, dokąd idzie.

Mogłaby przejść obok, udając, że wybiera się gdzie indziej. Może ich już nie będzie,

kiedy tu znowu wróci.

Ktoś gwizdnął po drugiej stronie domu, chłopcy zniknęli. Elise spojrzała

najpierw w górę, potem w dół chodnika. Nikogo nie zauważyła. Jeżeli po prostu

przerzuci ubranie przez płot, ktoś inny może je znaleźć i zabrać. A jeśli rudzielec

nagle pojawi się w ich domu i zażąda zwrotu swych rzeczy? Wtedy będzie musiała się

przyznać przed matką, co zrobiła. Matka spojrzy na nią, nie rozumiejąc, i spyta:

„Dlaczego nie zapukałaś?”, a Elise nie będzie umiała jej odpowiedzieć.

Najciszej, jak potrafiła, otworzyła furtkę do ogrodu. Jeżeli położy pakunek na

schodach, to istnieje mniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś go ukradnie. Spocona ze

zdenerwowania ruszyła bezszelestnie przed siebie, zamierzając położyć ubranie przed

drzwiami.

W tej samej chwili drzwi otworzyły się i ukazała się w nich kobieta w dużym

kapeluszu i w eleganckim płaszczu. Krzyknęła przerażona.

- Czego pani tu szuka?

- Ja... miałam tylko oddać jego mokre rzeczy. - Podała kobiecie pakunek i

chciała się odwrócić, żeby jak najszybciej sobie pójść.

- Czy to pani pomogła Ansgarowi, kiedy wczoraj wpadł do rzeki? Elise

energicznie pokręciła głową.

- Nie, ja miałam tylko to oddać. Ci, którzy... ci, którzy mu pomogli, nie mogli

przyjść.

- Proszę chwilę poczekać. - Odwróciła głowę. - Ansgar? Możesz tu podejść na

trochę? Ktoś chciałby z tobą porozmawiać!

Elise wpadła w panikę.

- Nie mam czasu. Muszę wracać do pracy. - Mówiąc to, gwałtownie odwróciła

się i pognała do furtki. Furtka zdążyła się zatrzasnąć i teraz Elise, nie panując ze

background image

zdenerwowania nad ruchami, nie mogła jej od razu otworzyć.

- Proszę poczekać! Droga pani, musi pani zabrać ubranie, które pożyczył!

- Niech je pani po prostu wyrzuci, jest niewiele warte - usłyszała swój własny

głos, obcy i histeryczny.

Wreszcie udało jej się otworzyć zamek furtki i wypadła na chodnik. W drodze

do domu zastanawiała się, co powie matka, gdy zobaczy, że Elise wróciła bez starego

roboczego ubrania ojca. Ze spodni można by zrobić mnóstwo łat na wytarte na

pośladkach i kolanach spodnie Pedera i Kristiana, a koszulę przerobić dla jednego z

nich.

Biegła całą powrotną drogę. Ludzie odwracali głowy i oglądali się za nią. Była

w piątym miesiącu ciąży i miała całkiem spory brzuch. Przechodnie musieli

pomyśleć, że stało się coś poważnego, skoro tak pędzi, ile sił w nogach.

Wreszcie dotarła do domu. Matka zamierzała właśnie iść do studni po wodę.

Przystanęła i uśmiechnęła się do niej.

- Jesteś taka zgrzana, chyba nie biegłaś? Elise potrząsnęła głową.

- Zrobiło mi się gorąco, bo to jednak kawał drogi.

- A jak ci poszło? Spotkałaś go?

- Nie, oddałam rzeczy jakiejś kobiecie, która mi otworzyła, bo właśnie

wychodziła z domu.

- Czy to jego matka?

- Tak wyglądała. Wydawała się w każdym razie za stara na jego żonę.

- Co powiedziała? Czy okazała wdzięczność, że go uratowaliśmy?

Elise nie mogła spojrzeć matce w oczy.

- Śpieszyła się, przyjechał po nią jakiś samochód. Nie zdążyła nawet wrócić

się, by przynieść rzeczy ojca.

Kłamstwo smakowało obrzydliwie.

Matka popatrzyła na Elise z niedowierzaniem.

- Nie przyniosłaś ich z powrotem? Elise potrząsnęła głową.

- Na pewno kiedyś je oddadzą.

W chwili, gdy to mówiła, dostała gęsiej skórki. A jeśli ten człowiek przyniesie

rzeczy któregoś dnia, gdy będzie sama w domu? Gdyby nie była taka głupia i nie

uciekła, mogłaby tego uniknąć.

- To dziwne. My ratujemy życie jej synowi, a ona nie znalazła nawet czasu,

ż

eby przynieść nasze rzeczy?

background image

- Może musiała jechać do lekarza. Albo musiała załatwić jakąś sprawę

niecierpiącą zwłoki.

Matka przybrała ponury wyraz twarzy.

- To się nazywa wdzięczność. - Prychnęła pogardliwie. - A co z nim? Leżał w

łóżku?

- Nie wiem. Nic nie mówiła.

- To byłoby nie do pomyślenia, gdyby zdarzyło się w naszej dzielnicy. Jednak

ci, którzy mieszkają po drugiej stronie rzeki, są inni niż my.

Elise skinęła głową i weszła do środka.

Zdążyły zaledwie nastawić ziemniaki, kiedy otworzyły się drzwi i do kuchni

wpadł z płaczem Peder.

- Ależ Peder, co ci się stało? - matka i Elise odwróciły jednocześnie głowy.

- Dostałem lanie od Gluta!

Rzadko widywały, by Peder wybuchał takim niepohamowanym płaczem. Elise

czym prędzej podbiegła do brata, pochyliła się nad nim i przytuliła, gładząc po

głowie.

- Dlaczego dostałeś lanie? Peder szlochał.

- Nie pamiętałem wszystkich nazw miast w Anglii. Wkuwałem i wkuwałem w

piątek i w sobotę, ale kiedy zobaczyłem, że zbliża się do mnie z liniałem, wszystko

zapomniałem. - Wciągnął powietrze, nie mogąc opanować spazmów. - Więc uderzył

mnie z całej siły po paznokciach ostrym kantem. - Wyciągnął ręce noszące wyraźne

ś

lady wymierzonej kary.

- Ależ Pederze, jak mogłeś wpaść na pomysł, by wybrać się z Emanuelem w

niedzielę na ryby, skoro wiedziałeś, że musisz to umieć na dzisiaj? - matka spojrzała

na niego surowo.

Peder znowu wpadł w płacz.

- Tak dawno nie byłem z Emanuelem na rybach. No i pomyślałem sobie, że

zagryzę zęby i udowodnię sobie samemu, że potrafię wiele znieść, bo przecież pracuję

ciężko jako pomocnik dorożkarza.

Elise pocałowała go w policzek.

- Uważam, że byłeś bardzo dzielny. Gdyby mnie ktoś uderzył liniałem po

paznokciach, też bym się rozpłakała. Chodź tu i usiądź sobie, a ja zrobię ci słabej

kawy z mlekiem i mnóstwem cukru.

- Rozpieszczasz go, Elise. - Matka posłała jej karcące spojrzenie. - Peder musi

background image

zaraz iść do pracy, a przed wyjściem jeszcze zjeść polewkę.

- Jak będzie dźwigał te ciężkie paczki, jeśli ma tak obolałe palce?

- A jak inne dzieciaki radzą sobie w pracy, gdy są chore albo je coś boli?

Dzieci muszą się uczyć ciężkiej roboty, bo tak będzie również przez resztę życia.

Drzwi otworzyły się znowu i do środka wpadł rozwścieczony Kristian.

- Ten cholerny nerwus! Poderżnę mu gardło! Uszy mu poobrywam! Dostanie

taki wycisk, że będzie błagał o litość!

- O kim ty mówisz? - Elise popatrzyła na niego zdumiona. Kristian dawno nie

okazywał takiej agresji.

- A jak myślisz? O Glucie oczywiście. Słyszałem, jak Peder wkuwał. Leżał w

łóżku i mamrotał przez sen: „Liverpool, Manchester, Bradford i Leeds, Liverpool,

Manchester, Bradford i Leeds”. Myślałem, że mu się pomieszało w głowie.

Peder pociągnął nosem i uśmiechnął się przez łzy.

- Jeżeli mu poderżniesz gardło, to nie wiem, czy będzie mógł błagać o litość,

Kristianie.

Pozostali nie mogli się nie roześmiać.

Peder poczuł się pewniej, widząc, że inni śmieją się z tego, co powiedział, i

zapomniał na chwilę o bolących palcach.

- Kiedy Glut zapyta Pingelena, czy woli uwagę, czy rózgi, on wybierze rózgi.

Kristian otworzył usta ze zdziwienia.

- Jak to?

- Jeśli Pingelen przyniesie do domu uwagę, dostanie jeszcze większe lanie od

ojca.

Matka nalała chłopcom polewkę.

- Rózgi są nieodłączną częścią szkoły życia. Musisz do tego przywyknąć.

Elise pogładziła Kristiana po włosach.

- To ładnie, że stanąłeś po stronie Pedera, Kristianie. Ja też się rozzłościłam.

Rozumiem, że nauczyciele muszą karać uczniów, którzy robią coś źle, ale nie podoba

mi się, że stosują kary wobec tych, którzy mają większe trudności w nauce niż inni

albo się denerwują.

- Elise! - przerwała jej matka oburzona. - Chyba nie zamierzasz wstawiać się

za Pederem przeciw nauczycielowi?

- Jestem za sprawiedliwością. Nie ma jej zbyt wiele na tym świecie.

Już w piątek szóstego października przyszedł list od Emanuela. Elise nie

background image

spodziewała się zbyt wiele, otwierając kopertę, ale ciekawa była, czy wiadomo coś

nowego o powrocie żołnierzy do domu.

Najdroższa Elise!

Znowu jesteśmy w gospodarstwie Lier i nudzimy się. Teraz, kiedy wymarsze i

ć

wiczenia nie mają sensu, a powrót do domu jest tylko kwestię czasu, pobyt tu wydaje

się bezcelowy. Napięcie minęło, zapał do pracy również. Wszyscy czekamy na

informację, że możemy wracać. Nasz dowódca przysłał tu orkiestrę wojskową, żeby

złagodzić nieco nasze zniecierpliwienie. Budzi nas rano pobudką, przygrywa we

dworze w czasie ciszy poobiedniej, a wieczorami do skocznych rytmów tańczymy

tańce wojenne wokół ogniska. Ciągle przyjeżdżają tu jacyś ludzie i ktoś nas odwiedza,

a wczoraj dowiedzieliśmy się, że od tej pory łatwiej będzie o przepustkę, zwłaszcza

mniej zamożnym lub tym, którzy mają na utrzymaniu rodzinę. Ja nie jestem brany pod

uwagę jako jedyny syn w gospodarstwie Ringstadów...

Tęsknię za Tobą, Elise. Kiedy się kładę wieczorem, myślę o naszej sobotniej

nocy i wracam do niej marzeniami. Było mi przykro, że nie udało nam się zostać sam

na sam w niedzielę, ale możemy to nadrobić kiedy indziej. Jestem taki szczęśliwy, że

mam Ciebie, że naprawdę zgodziłaś się za mnie wyjść. Dbaj o siebie. Zjawię się na

ganku, jeszcze zanim się obejrzysz.

Twój Emanuel

PS. A co się stało z nieszczęśnikiem?

Elise zrobiło się gorąco. Znowu był tym dawnym, dobrym Emanuelem,

pomyślała. Stacjonowanie tak blisko granicy w ciągłym napięciu musiało być ciężkim

doświadczeniem, które go tak bardzo odmieniło. Gdy tylko wróci do domu, wszystko

będzie jak kiedyś. Postanowiła poświęcić dziesięć ore i od razu mu odpisać.

Najdroższy Emanuelu!

Gorąco dziękuję Ci za list. Ja również za Tobą tęsknię. Nigdy nie żałowałam

wyboru, którego dokonałam. Pasujemy do siebie, ty i ja. Śmiejemy się z tego samego,

cieszymy się razem. Zycie stało się łatwiejsze, od kiedy Cię spotkałam. Teraz nie

myślę o pieniądzach czy mieszkaniu, lecz o tym, by mieć z kim rozmawiać, z kimś, kto

mnie zrozumie, kto myśli tak jak ja i reaguje jak ja. Widzę również, jak Peder i

Kristian ożywiają się, kiedy tu jesteś, wiem, że bardzo Cię polubili.

Peder rozwiązał problem przewiezienia tego rannego do domu - dorożkarz

Karjsen go zabrał. Przepraszam, że tak niewiele pomogłam, ale czułam się gorzej, niż

mogło Ci się wydawać.

background image

Tęsknie wyglądam dnia, kiedy staniesz na ganku i na dobre wrócisz do domu.

Twoja Elise

Kiedy skończyła, zamyśliła się i wpatrzyła przed siebie. Będzie musiała

wymyślać podobne kłamstwa do końca życia, będzie musiała okłamywać nie tylko

Emanuela, ale i matkę, Pedera, Kristiana, wszystkich, których kochała, wszystkich,

których znała. To cena, którą musiała zapłacić, by oszczędzić rodzinie wstydu i

zmartwienia.

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

W niedzielę po południu Elise zobaczyła nagłe jakiś powóz, który zatrzymał

się na ulicy tuż obok domu. Właśnie wracała ze schowka z naręczem drewna,

przystanęła i spojrzała zaciekawiona. Z powozu wysiadł mężczyzna ubrany w czarny

frak i melonik oraz kobieta w długim płaszczu i w kapeluszu z woalką. Mężczyzna

zapłacił, a stangret szarpnął lejce i ruszył dalej przez most.

Mężczyzna i kobieta zwrócili twarze ku Elise i obrali kurs na dom majstra.

Wyglądało na to, że jej nie zauważyli.

Wtedy domyśliła się, kim są. Trudno było nie rozpoznać tej silnej męskiej

postaci. To pan Hugo Ringstad, ojciec Emanuela, i jego żona Marie!

Elise na moment się zawahała. Czy powinna najpierw zanieść drewno do

domu, czy od razu się przywitać? Ogarnął ją niepokój. Nie widziała teściów od ślubu

i nie była pewna, co o niej myślą. Przyjęli ich bardzo serdecznie, kiedy razem z

chłopcami odwiedziła ich dwór, ale również nie kryli przerażenia i niechęci, kiedy

dowiedzieli się, że Emanuel się z nią zaręczył. Zarówno ona, jak i Emanuel byli mile

zaskoczeni, kiedy pojawili się na ślubie. Jednak to, co wydarzyło się podczas obiadu,

zapewne nie poprawiło ich nastawienia. Ponieważ nie odzywali się od dnia ślubu,

Elise przyjęła to jako oznakę niechęci.

Ciotka Ulrikke z pewnością opowiedziała im o swojej wizycie i napomknęła o

tym, że Elise spodziewa się dziecka już pod koniec stycznia. To nie była raczej

radosna nowina...

Z wahaniem wyszła im na spotkanie.

- Tutaj jesteś, Elise! - przywitał ją przyjaźnie pan Ringstad. - Wkrótce

Emanuel znowu będzie w domu. Dziś w nocy Storting podjął ostateczną decyzję.

Elise otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.

- Naprawdę?

background image

Pan Ringstad roześmiał się.

- W obozie na pewno urządzili z tej okazji wielką uroczystość.

Podeszli do niej całkiem blisko, Elise skinęła, a pani Ringstad pozdrowiła ją

uprzejmie. Nie mogli jej podać ręki, bo trzymała szczapy drewna. Elise zauważyła, że

pani Ringstad zmierzyła ją wzrokiem. Teraz się upewniła, powiedziała do siebie.

- Proszę, wejdźcie do środka. Właśnie mieliśmy pić kawę.

Nie mamy nic, czym moglibyśmy ich poczęstować, myślała w drodze do

drzwi. Razem z matką postanowiły, że przez kilka dni będą żyć oszczędniej,

ograniczać wędliny i ser do chleba, kupować je tylko dla pana Hvalstada, i gotować

polewkę i kaszę bez mleka w nadziei, że uda się odłożyć kilka ore. Owe dwadzieścia

koron, które dostała od Emanuela, wydała na opłacenie czynszu, kupno drewna na

zimę i nowej kołdry z gałganków dla Pedera, ponieważ stara całkiem się już rozpadła.

Wyglądało na to, że jesień nadejdzie wcześnie, już teraz od dwóch dni z rzędu nad

ranem ziemię pokrywał szron. A to dopiero początek października. Chyba nie wypada

zaproponować państwu Ringstadom suchego chleba z masłem? W domu zostało tylko

trochę białego sera dla pana Hvalstada. Nie mieli nawet wiejskiego masła, tylko

niesmaczną margarynę. Nawet Kiełbaska nie miała dla nich ostatnio okrawków

wędlin. Domownicy siedzieli na ławie przy stole i zrobili wielkie oczy, gdy zobaczyli,

kto ich odwiedził. Matka podniosła się, najwyraźniej przestraszona.

- Pan i pani Ringstadowie... - rzekła i chwyciła się odruchowo za szyję, jak jej

się zdarzało, gdy była zdenerwowana.

Pan Hvalstad jako jedyny, jak się zdawało, nie przejął się z powodu

znakomitych odwiedzin. Wstał, wyciągnął rękę i przywitał się uprzejmie.

- Nazywam się Asbjorn Hvalstad. Wynajmuję pokój na poddaszu. A to moja

córka, Anne Sofie.

- Ciotka Ulrikke opowiadała nam o panu. - Pani Ringstad uśmiechnęła się. -

Jest pan chyba jedynym, który martwi się z powodu powrotu strzelców do domu.

Teraz rodzinie Elise będzie potrzebny cały dom.

Pan Hvalstad ukrył swą reakcję.

- Czy są jakieś nowe wieści?

- Nie słyszał pan? - wtrącił się pan Ringstad. - Dziś w nocy Storting podjął

ostateczną decyzję. Dostałem telegram od przyjaciela, który jest parlamentarzystą.

- Spodziewaliśmy się tego, ale stało się to szybciej, niż myślałem. Potem

Ringstadowie przywitali się z mamą.

background image

Mama odpowiedziała, najwyraźniej zakłopotana.

- Przykro mi, że nie możemy państwu nic zaproponować do kawy. Właśnie

zjedliśmy. Chłopcy są w wieku największego wzrostu i zjedli wszystkie ciastka -

wyjaśniła, usprawiedliwiając się.

Elise zauważyła, że Peder już miał zaprotestować, ale Kristian dał mu

kuksańca w bok i Peder się nie odezwał.

- Elise, idź przynieś filiżanki, to zrobię więcej kawy. - Mama była

zdenerwowana. - A może powinnam nakryć w salonie. Tu w kuchni jest tak ciasno

wokół stołu.

Elise pośpiesznie wyszła do salonu, wyjęła odświętny obrus i zaczęła szybko

nakrywać, a państwo Ringstadowie podążyli za nią. Pan Ringstad podszedł do okna i

wyjrzał na zewnątrz, a pani Ringstad wolno przechadzała się po pokoju i z

zainteresowaniem przyglądała się wszystkiemu, od przedmiotów w szafie narożnej po

bujne rośliny doniczkowe mamy.

- Cóż za wspaniała paproć, pani Lovlien - zauważyła, dotykając miękkich liści

rośliny.

Matka zaczerwieniła się zmieszana i postawiła filiżankę po niewłaściwej

stronie talerzyka deserowego, kiedy pomagała Elise nakrywać. Elise nie rozumiała

również, po co stawia talerzyki, skoro nie mają czym gości poczęstować.

W tej samej chwili przyszedł Kristian z łyżeczkami i cukiernicą. Zerknął na

Ringstadów i szepnął Elise na ucho:

- Mama poprosiła Pedera, by pobiegł do pani Berg i spytał, czy nie miałaby

czegoś pożyczyć.

Elise spojrzała na niego przerażona. Jak zdołają to zwrócić? I tak z trudem

udało im się oddać sześć jajek, które mama pożyczyła na biszkopty.

Matka i pan Hvalstad zniknęli w kuchni, to samo uczynili Kristian i Anne

Sofie. Elise podejrzewała matkę, że kazała im wyjść, żeby Elise mogła zostać z

teściami sama. Słyszała, że dołożono do pieca i że mama nastawiła czajnik z kawą.

Miała nadzieję, że nie zostaną tam długo. O czym, u licha, miałaby rozmawiać z

rodzicami Emanuela?

Pan Ringstad odwrócił się plecami do okna.

- Ciotka Ulrikke mówiła, że zaczęłaś tkać, Elise. To rozsądna decyzja. Praca w

fabryce nie jest dla ciebie.

- Nie mogłam zostać, ponieważ... - zamilkła i ze wstydem spuściła głowę.

background image

- Ponieważ spodziewasz się dziecka. Słyszeliśmy o tym. Czy mogę spytać,

kiedy ta szczęśliwa okoliczność nastąpi?

- Pod koniec stycznia. - Elise zapragnęła zapaść się pod podłogę i zniknąć.

Pan Ringstad pokiwał głową w zamyśleniu. Potem odchrząknął.

- To spadło na nas tak nieoczekiwanie. Moja żona była bardzo wstrząśnięta.

Nie podejrzewaliśmy o to ani ciebie, ani Emanuela. Emanuel wybrał służbę w Armii

Zbawienia, to znaczy życie zgodnie z Bożym posłannictwem. Co się zaś ciebie tyczy,

odnosiliśmy wrażenie, że jesteś porządną, dobrze wychowaną i cnotliwą młodą

dziewczyną.

Elise wbiła wzrok w podłogę, płacz dławił ją w gardle.

- Ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, jak mówią. Czasu nie da się

cofnąć, co się stało, to się nie odstanie. Gdybyśmy o tym wiedzieli wtedy, kiedy

gościliśmy ciebie i twoich braci w Ringstad, ton naszej rozmowy byłby inny. -

Zaczerpnął głęboko powietrza. - Ale mieliśmy do ciebie zaufanie, było nam ciebie żal

i cieszyliśmy się, że Emanuel lituje się nad ludźmi, którzy znaleźli się w trudnym

położeniu. - Znowu odchrząknął. - Emanuel jest naszym jedynym synem, nie możemy

się go wyrzec, ale chcemy, żebyś wiedziała, jakie to dla nas bolesne. Gdybyś zdawała

sobie sprawę, ile zmartwień przysporzysz innym, być może zastanowiłabyś się, co ro-

bisz. Rozumiem, że to bardzo kuszące dla ubogiej robotnicy zdobyć serce dobrze

sytuowanego mężczyzny, ale pieniądze to nie wszystko, przekonasz się o tym. - Zrobił

krótką przerwę, zanim zaczął mówić dalej. Jego głos był teraz bardziej dobitny. - Czy

kiedykolwiek myślałaś o tym, jak Emanuel czuje się w tym kurniku? On, który przy-

wykł do salonów w Ringstad? Co to dla niego znaczy siadać głodnym do stołu i

dostawać śledzia i ziemniaki na blaszanym talerzu? Dla niego, który na co dzień jadał

steki serwowane na porcelanie? Ty nie znasz innego życia, więc nie cierpisz z tego

powodu. Ale jak byś się czuła, gdybyś musiała mieszkać kątem u innych, a do

jedzenia dostawała tylko pomyje? Tak mniej więcej musi się czuć Emanuel.

Pani Ringstad, która do tej pory stała cicho i słuchała, teraz się odezwała.

- Emanuel ma czułe serce i jest uprzejmy, wiedziałam, że łatwo go

wykorzystać. Teraz żałuję, że nie wychowałam go, by był twardszy, by potrafił się

uodpornić na nieszczęście innych. I co ci to da, że złapałaś go na haczyk, skoro

stopniowo uczynisz z niego nieszczęśliwego człowieka? Na razie jest zakochany, a w

tym stanie można wiele znieść, ale zakochanie zawsze przechodzi. I co wtedy zostaje?

Nic! Nic poza codziennym znojem, by jakoś przetrwać. Nie stać was na opiekunkę do

background image

dziecka ani na lepszy dom. W mieszkaniu o tak cienkich ścianach nie będzie mógł

spać, gdy dziecko zapłacze w nocy. Jak będzie mógł pracować w kantorze, jeśli się

nie wyśpi?

I co będziecie mogli sobie ofiarować nawzajem, gdy będziecie przemęczeni,

głodni i zmarznięci? Żadna miłość nie przeżyje w takich warunkach. Rozejrzyj się po

tej fabrycznej dzielnicy! Carlsenowie opowiadali mi, że nigdzie indziej śmiertelność

dzieci nie jest tak wysoka, nie ma tylu alkoholików, takiej rozwiązłości. Na myśl o

tym, że dziecko Emanuela, nasz wnuk, miałoby wzrastać w takim miejscu jak to,

ogarnia mnie czarna rozpacz.

Elise nie zdołała wydobyć z siebie słowa. Powinna im powiedzieć, dlaczego

tylu ludzi pije, dlaczego niezamężne dziewczęta zachodzą w ciążę, dlaczego tyle

małych dzieci umiera. To nie jest wina robotników. Winne jest społeczeństwo.

Bardzo bogaci właściciele fabryk, którzy zmuszają ludzi do pracy za głodową pensję,

tak niską, że nie można z niej utrzymać rodziny, tak niską, że panuje głód i nędza, tak

niską, że nie starcza pieniędzy, by wynająć coś innego niż maleńką kuchnię i pokoik,

w najgorszym razie kąt u innych. To społeczeństwo jest winne, że nie ma dość pracy i

brakuje mieszkań. Przenikliwy chłód sprawia, że ludzie maczają kawałki chleba w

wódce, żeby choć na chwilę poczuć ciepło. Tylko wódka jest dość tania, by mogli

sobie na nią pozwolić. Szary i beznadziejny los skłania młodych ludzi, by szukali

jedynej radości, jaką znają.

- Nic nie mówisz - ciągnęła dalej pani Ringstad. - Widzę, że się wstydzisz, i

masz ku temu powody. Uważamy, że byłoby błędem z naszej strony, gdybyśmy was

utrzymywali. Jeśli Emanuel otrzyma z domu pomoc finansową, później zrozumie,

jakie popełnił głupstwo. Miłe złego początki, tak mówią. Emanuel zasłużył na

nauczkę. Skoro pozwoliliście sobie na lekkomyślność i brak rozsądku, sami musicie

ponieść konsekwencje.

Otworzyły się drzwi i matka weszła z kawą. Elise słyszała głosy i śmiech

dochodzące z kuchni i miała nadzieję, że nie było słychać, co mówili państwo

Ringstadowie.

Do domu wpadł zziajany Peder, spocony i zarumieniony. Mrugnął

porozumiewawczo do Elise, podszedł do niej i szepnął:

- Pani Berg kupiła drożdżówki, bo jutro ma gości.

Elise skinęła głową, lecz nawet nie zdołała się uśmiechnąć. Przemowa teściów

paliła jak policzek. Niejasno przemknęło jej przez głowę, skąd wezmą pieniądze, żeby

background image

oddać pani Berg za drożdżówki. Jednak jej myśli krążyły wokół każdego ze słów,

które przed chwilą usłyszała.

Usiedli do stołu. Pani Loylien nadal wydawała się skrępowana, ale pan

Hvalstad był w dobrym humorze, mimo uwagi pani Ringstad, że wkrótce będzie

musiał się wyprowadzić. Prawdopodobnie się tym nie przejął i liczył na to, że

Emanuel jednak zadecyduje inaczej. Peder i Kristian nie mogli usiedzieć spokojnie,

pewnie na widok półmiska z drożdżówkami tracili cierpliwość. Anne Sofie za-

chowywała się cicho i nieufnie jak zawsze.

Elise czuła się odrętwiała ze smutku, złości i rozczarowania. Nie liczyła na

pomoc ze strony teściów, nawet by się nie cieszyła. Miała swoją godność. Jednak ich

słowa mocno zapiekły. Próbowała sobie wmówić, że nie powiedzieliby tego

wszystkiego, gdyby znali prawdę. Wtedy przynajmniej nie zarzuciliby jej i

Emanuelowi rozwiązłości i braku rozwagi. Ale za to doznaliby większego wstrząsu,

ż

e Emanuel wziął na siebie odpowiedzialność za dziecko innego mężczyzny, w

dodatku dziecko gwałciciela. Mogliby po prostu na to nie pozwolić, zagrozić, że go

wydziedziczą.

- Chyba nie czujesz się źle, Elise? - matka popatrzyła na córkę, nad nasadą jej

nosa pojawiła się głęboka bruzda.

Pokręciła głową.

Pani Ringstad zwróciła się do swego męża.

- Cieszę się, że Emanuel znowu będzie w domu. Z przerażeniem myślę, co by

było, gdyby wybuchła wojna.

Pan Ringstad skinął poważnie, biorąc do ust wielki kęs drugiej drożdżówki.

Elise zauważyła, że Peder nie spuszczał wzroku z drożdżówki od chwili, gdy leżała na

półmisku, do momentu, aż zniknęła w ustach pana Ringstada. Chłopiec musiał

podzielić się swoją z Kristianem.

- Tak, powinniśmy się z tego cieszyć. Wcześniej dwa razy Norwegowie

walczyli w pobliżu kurhanu w Lier. Na przełomie roku tysiąc osiemset ósmego i

tysiąc osiemset dziewiątego oraz w tysiąc osiemset czternastym. Teraz o mało co nie

doszło do walk po raz trzeci. A ponieważ tym razem nie stoczono żadnej bitwy,

umocnienia obronne postawione przez strzelców pozostaną jako świadectwo, że i oni

wykazali wolę włączenia się do obrony kraju w tym trudnym okresie.

Pan Hvalstad pokiwał głową i otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale się

powstrzymał.

background image

Elise pomyślała, że pewnie nagle sobie przypomniał reakcję ciotki Ulrikke i

nie zamierzał doświadczyć tego ponownie. Bogaci ziemianie mieli najwidoczniej inne

poglądy na rozwiązanie unii.

Rozległo się słabe pukanie do drzwi.

- To na pewno Evert, Pederze. Był tu wcześniej i pytał o ciebie.

- Czy już jest zdrowy?! - Peder błyskawicznie poderwał się od stołu i wypadł

do kuchni.

- Zamykaj za sobą drzwi, bo ciepło ucieka!

Peder zawrócił i starannie zamknął za sobą drzwi do salonu.

- Evert jest najlepszym przyjacielem Pedera - wyjaśniła pani Lovlien. - To

niezwykle grzeczny i dobrze wychowany chłopiec, mimo ciężkich przeżyć.

- Tak? - pani Ringstad spojrzała na nią pytająco.

- Jest sierotą. Gmina zajęła się nim i oddała na wychowanie mężczyźnie z

sąsiedztwa. Niestety okazało się, że ten człowiek jest alkoholikiem. Dzięki Elise i

Emanuelowi udało się chłopca przenieść do pewnej miłej starszej pani, która była

naszą sąsiadką w poprzednim domu. Teraz nareszcie Evertowi nie dzieje się krzywda.

- Z pewnością tu w okolicy jest wiele nieszczęścia. Matka przytaknęła

poważnie.

- Tak, to prawda, tak jest wszędzie tam, gdzie ludzie cierpią biedę. Pani

Ringstad zmarszczyła czoło.

- Gdyby nie wydawali pieniędzy na wódkę, wiodłoby się im na pewno o wiele

lepiej.

Matka wolno pokręciła głową.

- Tylu ludzi rozprawia o alkoholizmie nad rzeką Aker, ale nikt nie pyta, jakie

są jego przyczyny. Ludzie są nieszczęśliwi, pani Ringstad. Przenieśli się ze wsi do

miasta w nadziei, że tu znajdą środki do życia. Wielu spaliło za sobą wszystkie mosty.

I co dostali w zamian? Pracę, która zabiera im zdrowie, prowadzi do wczesnej

ś

mierci, pracę po wiele godzin, jednostajną, w hałasie i pyle, który powoduje choroby

płuc. I za to wszystko dostają pensję, z której nie daje się wyżyć. Co mają zrobić? Nie

mają pracy, domów lub rodzin, do których mogliby wrócić. Nie widząc dla siebie

ż

adnej nadziei, topią swój żal w alkoholu.

Elise spostrzegła, że zarówno pan, jak i pani Ringstad z uwagą słuchają słów

mamy. To, co jej się nie udało, zrobiła jej matka, jasno i przekonująco.

Drzwi uchyliły się i Peder wsunął głowę.

background image

- Ktoś chce z tobą porozmawiać, Elise. Elise wstała i spojrzała na brata

pytająco.

- Kto taki?

- Nie wiem. Nie powiedział, jak się nazywa.

ROZDZIAŁ SZESNASTY

Elise jakby poraziło ze strachu.

To chyba nie...? Panie Jezu, nie mógł chyba tak po prostu stanąć u drzwi, jak

gdyby nic się nie stało, i w dodatku pytać o nią?

Odwróciła się do Ringstadów.

- Przepraszam na chwilę. Sądzę, że to zamówienie na chodniki.

W pośpiechu wyszła do kuchni i zamknęła za sobą drzwi. Nie mogła się

przyznać na głos, że nie chce wyjść. Serce waliło jej w piersi. Ostrożnie przemknęła

się w stronę wąskiego okienka przy drzwiach i próbowała wyjrzeć na zewnątrz. Peder

byłby go poznał, gdyby to był on.

Dostrzegła ciemną sylwetkę, postawną i rosłą postać. Rudowłosy był wysoki i

chudy, to nie mógł być on. Może to ktoś, kto przynosi wieści z Kongsvinger? Któryś z

ż

ołnierzy na przepustce, który chce jej przekazać wiadomość, kiedy wróci Emanuel?

Szybko otworzyła.

To był on. Rudowłosy. Gwałciciel. Zaparło jej dech. Zamierzała zatrzasnąć mu

drzwi przed nosem, ale błyskawicznie zablokował je nogą.

- Czego ode mnie chcesz? - spojrzała na niego z wściekłością. Wyciągnął dużą

paczkę, coś obłożonego szarym papierem i przewiązanego sznurkiem.

- Dziękuję za pożyczkę i dziękuję za pomoc. - Wydawał się zakłopotany,

niemal skrępowany. Chociaż Elise szybko cofnęła wzrok, zdążyła zauważyć w jego

oczach bezradność. On nie mógł jej zgwałcić, przemknęło jej nagle przez głowę.

Ktoś, kto sprawia wrażenie tak nieśmiałego i przestraszonego, nie miałby odwagi

napaść na kobietę.

Skinęła w odpowiedzi, czuła się zupełnie zbita z tropu. Jeżeli to nie on, to w

takim razie kto? Zebrała się na śmiałość i spytała.

- Jesteś przyjacielem Lorta - Andersa? Przytaknął.

- Byłem. - W jego głosie czaił się strach.

- Znasz Agnes?

- Wiem, kto to. - Nie mówił żargonem mieszkających nad rzeką Aker.

background image

- Szedłeś razem z nią do miasta wtedy wiosną, prawda? W tym dniu, kiedy

wybierałam się do więzienia Akershus z listem do Johana?

Skinął głową.

- Dlaczego o to pytasz? Szliśmy wtedy wszyscy razem.

Nigdy by się do tego nie przyznał, gdyby to on ją napadł, pomyślała Elise.

Chyba jednak się pomyliła. Agnes musiała mieć rację, było ciemno, kiedy to się stało,

a poza tym zaszedł ją od tyłu. Przyjaciółka była przekonana, że to nie Ansgar. Elise

odczuła głęboką ulgę. Może lepiej nie wiedzieć, kto się tego dopuścił. Przedtem

myślała coś wręcz przeciwnego, że najgorsza jest niewiedza, ale po tym, jak

zobaczyła tego biedaka z trudem poruszającego się o kulach, z bandażem na głowie,

dobrze było przynajmniej dojść do wniosku, że to nie on. Żeby się całkiem upewnić,

spytała:

- Długo zostaliście w mieście tego wieczoru?

- Byliśmy w wesołym miasteczku aż do zamknięcia. A więc to nie on.

- Podejrzewałam cię o coś niecnego, ale teraz rozumiem, że popełniłam błąd.

- Dlatego byłaś taka zła?

Przytaknęła, spróbowała się uśmiechnąć, ale nie zdołała.

- Dobrze zobaczyć, że wróciłeś do zdrowia. Następnym razem musisz trzymać

się z dala od rzeki. O tej porze roku brzeg jest niebezpieczny i śliski.

Uśmiechnął się smutno, niepewnie.

- Pozdrów swoją mamę i resztę rodziny. Gdyby nie wy, dziś bym nie żył.

- Życie jest ciężkie, ale mimo wszystko nie chcemy go stracić. Spojrzał na nią

zdumiony.

- Czy ty też masz czasem takie odczucie?

- A kto nie ma? Kilka miesięcy temu przydarzyło mi się coś okrutnego i

straciłam ochotę do życia. Miłość do braci, mamy i siostry pomogła mi przez to

przejść. Zdawałam sobie sprawę, że Peder, mój najmłodszy brat, mnie potrzebuje. Po

tym, jak moja mama zapadła na suchoty i przez ponad rok nie wstawała z łóżka,

zaczął mnie traktować jak matkę. Gdy ciąży na tobie taka odpowiedzialność, nie rzu-

cisz się do rzeki.

Speszył się, wymamrotał coś na pożegnanie, odwrócił się i ruszył z powrotem.

Zwróciła uwagę, że nie ma kul, ale utyka.

Wzięła paczkę z ubraniem i poszła do pokoiku, żeby schować je na miejsce.

Ku swemu zaskoczeniu pośród starych zniszczonych rzeczy ojca znalazła malutką

background image

paczuszkę.

Dziękuję za uratowanie życia. Nigdy Wam tego nie zapomnę.

Pozdrowienia Ansgar Mathiesen

Uśmiechnęła się. Pomyśleć tylko, że przez cały czas była przekonana, że to on.

A przecież ten młody człowiek był zupełnie inny.

Gorączkowo rozpakowała zawiniątko. Wewnątrz znajdowały się niemowlęce

ś

pioszki, zrobione na drutach z tej samej wełny co kaftanik, który dostała wcześniej...

W środku leżało sto koron.

Elise stanęła jak wryta i wpatrywała się w maleńkie, miękkie jak puch

ś

pioszki. Myśli galopowały jej przez głowę. A więc to on musiał podłożyć trzy

pozostałe paczki. Ale dlaczego... ? Wyłowili go z rzeki zaledwie tydzień temu, a

paczki pojawiły się dużo wcześniej.

Pokręciła głową oszołomiona. Nie mogło istnieć inne wytłumaczenie niż to, że

coś mu musi dolegać. Wypadek...

- Boże - szepnęła przerażona.

Jeżeli to nie on, to podsunęła Johanowi myśl, że gwałtu dopuścił się człowiek,

który wcale tego nie zrobił. Johan zastanawiał się nawet, czy nie powinien go

zostawić, by wykrwawił się na śmierć. Czuła się odpowiedzialna za to, że niewinny

człowiek został znienawidzony nie tylko przez nią, ale i przez Emanuela i Johana.

Gdyby nie pojawił się dziś, być może nigdy by sobie tego nie uświadomiła. Nadal

darzyłaby go nienawiścią, Johan i Emanuel tak samo. Mogło się też zdarzyć, że jeden

z nich porwałby się na niego z pięściami i ciężko okaleczył.

A tymczasem okazało się, że to samotny, nieszczęśliwy chłopak, który

próbował popełnić samobójstwo, dziwak, który zwrócił uwagę, że Elise jest w ciąży, i

za swoje kieszonkowe kupuje jej ubranka dla dziecka. Może po kryjomu podkochuje

się w niej, może od dawna o niej myśli? Biedak. Znowu pokręciła głową. Szkoda go i

jego rodziców. Cudak, cóż życie może mu ofiarować?

Elise pośpieszyła z powrotem do salonu, zbyt długo jej nie było.

- Kto to, u licha, był? - Matka spojrzała na nią w napięciu.

- To ten ranny żołnierz, którego uratowaliśmy zeszłej niedzieli. Przyszedł

oddać ubrania ojca i dał nam sto koron jako podziękowanie.

Matka zwróciła się do pani Ringstad.

- Pan Hvalstad i ja zauważyliśmy - człowieka, który wpadł do rzeki, i cała

rodzina pobiegła go ratować.

background image

Pani Ringstad otworzyła oczy przerażona.

- I jak to się skończyło?

- Wyciągnęliśmy go na brzeg i Asbj... pan Hvalstad razem z Emanuelem

przynieśli go do kuchni, gdzie ściągnęliśmy z niego mokre rzeczy i zaopiekowaliśmy

się nim tak dobrze, jak umieliśmy.

- To chyba jakiś pijaczyna, jak sądzę - stwierdził sucho pan Ringstad.

Pan Hvalstad zaprzeczył ruchem głowy.

- Nie, ranny żołnierz, którego po wypadku zwolniono do cywila. Zarówno

pani, jak i pan Ringstad posłali mu przerażone spojrzenie.

- Czy został ranny?

- Przypuszczalnie spadł z urwiska i zranił się w głowę.

- Ale jak to się stało, że wpadł do rzeki? - nie rozumiał pan Ringstad.

- Nie wiemy. Tego dnia była ładna pogoda, nie mogło być ślisko.

Najprawdopodobniej usiłował popełnić samobójstwo.

Pani Ringstad westchnęła.

- To straszne! Czy ów wypadek mógł być tego powodem? Urazu głowy?

- Niewykluczone.

Pani Ringstad nadal patrzyła przerażonym wzrokiem.

- I co się z nim dalej stało? Dowiedzieliście się, kim jest i gdzie mieszka?

- Pochodzi z bogatego domu, mieszka w domku jednorodzinnym na

Gjetemyrsveien. Ale tak naprawdę pieniądze nie są oznaką dobrego wychowania.

Pożyczyliśmy mu ubranie po moim mężu, a on je nam oddaje dopiero dzisiaj.

- Co za brak taktu. Czy to jakieś porządne rzeczy?

- Wyjściowe ubranie. Ładna koszula i czarne spodnie. - Mówiąc to, matka

unikała wzroku chłopców.

Peder jako jedyny nie zrozumiał, że mama próbowała przedstawić swą rodzinę

w lepszym świetle.

- W spodniach były dziury na kolanach. Może się zrobiły, kiedy ojciec klęczał

na kolanach w kościele. - Roześmiał się z własnego dowcipu. Następnie spojrzał

zdumiony na matkę. - Wydaje mi się, że nie rozpoznajesz kolorów, mamo. Spodnie

nie były czarne, ale niebieskie. Takie jak kombinezony robocze.

- Naprawdę? - matka roześmiała się nienaturalnym śmiechem. - Widać nie

przyjrzałam się dokładnie, co wyjmuję.

- Rodzice żołnierza przeżyli pewnie szok, kiedy się dowiedzieli o tym

background image

wypadku, i po prostu zapomnieli o odesłaniu rzeczy - zauważyła wyrozumiale pani

Ringstad.

- A więc Emanuel był w domu w zeszłą sobotę i niedzielę? - pan Ringstad

wydawał się zdziwiony. - Myślałem, że tylko najbiedniejsi dostają przepustki, ci,

którzy muszą zarobić parę koron, żeby rodzina mogła przeżyć.

Matka zerknęła na Elise i odpowiedziała, uprzedzając ją:

- Był w domu z soboty na niedzielę; w niedzielę przed południem wybrał się z

Pederem na Brekkedammen na ryby.

- Złowiłeś coś, Pederze? - Pan Ringstad włożył do ust ostatni kawałek

drożdżówki i przeżuwając, spojrzał na chłopca.

- Cztery sztuki. Ale nie wiem, jak smakowały. Właśnie wtedy żołnierz zaczął

się topić i musiałem biec go ratować. Potem pognałem do dorożkarza Karlsena i

poprosiłem, żeby zawiózł żołnierza do domu. Kiedy wróciłem do kuchni, ryby już

były zjedzone.

Pan Ringstad roześmiał się serdecznie, po czym zwrócił się do matki.

- Chłopak potrafi zabawnie opowiadać. Zobaczy pani, wyrośnie na kogoś

wielkiego. - Następnie spojrzał na Elise. - Mówisz, że dostałaś tylko sto koron? -

Wydawał się oburzony. - Po tym, jak uratowaliście mu życie?

- Dla nas sto koron to dużo pieniędzy, panie Ringstad - rzekła poważnie. - To

tyle, ile zarabiamy w ciągu czternastu tygodni. Chociaż jego rodzice są być może

dobrze sytuowani, nie wiadomo, czy on też jest bogaty. Jako żołnierz w każdym razie

nie zarobił zbyt wiele. Uważam, że to piękny gest z jego strony, że dał nam aż tyle.

Pan Ringstad burknął coś w odpowiedzi.

- Tak długo cię nie było, Elise - włączył się do rozmowy Kristian. -

Rozmawiałaś z nim?

- Powiedziałam tylko, że musi uważać nad rzeką, bo po deszczu jest bardzo

ś

lisko.

Peder spojrzał na siostrę oczami okrągłymi ze zdziwienia.

- To on nie skoczył z mostu z własnej woli?

- Nie wiem.

- Ale skąd on wiedział, jak masz na imię? Czy to nie o ciebie pytał? -

zastanowiła się mama.

- Usłyszał pewnie więcej, niż sądzimy. Może nie miał odwagi poprosić ciebie

albo pana Hvalstada?

background image

Los żołnierza wyraźnie zrobił na Pederze ogromne wrażenie.

- A jak on się czuje?

- Odniosłam wrażenie, że jest jakiś dziwny.

- Chcesz powiedzieć, że coś nie w porządku z jego głową? Elise skinęła.

Pan Hvalstad, który dotąd się nie odzywał, zabrał głos:

- Ja też zauważyłem, że coś jest z nim nie tak. Że to coś więcej niż wypadek w

czasie służby w straży granicznej i ta kąpiel w rzece. Wydaje mi się, że jest trochę

niedorozwinięty.

- Biedak. - Matka najwyraźniej zapomniała o zażenowaniu z powodu

obecności państwa Ringstadów. - Co za nieszczęście mieć syna, który nie jest w

stanie zarobić na swoje utrzymanie! Co on pocznie i z czego będzie żył, kiedy

zabraknie rodziców?

- Mamy przecież gminę. - Pan Ringstad upił łyk kawy. - Poza tym jest tyle

zawodów, które nie wymagają myślenia, można odgarniać śnieg, zamiatać ulice,

opróżniać wychodki, być pomocnikiem dorożkarza...

- Pomocnikiem dorożkarza? - Peder posłał mu pytające spojrzenie. - Nie

sądzę, żeby pan mógł być pomocnikiem dorożkarza, panie Ringstad. Nie mógłby pan

zająć miejsca na koźle, nie mógłby pan przesuwać ani dźwigać paczek, parasoli i

różnego rodzaju koszyków. Pan, który ma taki duży... Au! - Kristian kopnął brata pod

stołem. Peder zamilkł nagle i rozejrzał się wokół przerażony.

Matka zagryzła wargę; wydawała się bliska płaczu, ale na szczęście pan

Ringstad okazał poczucie humoru.

- Racja, nie mógłbym, Pederze. Mam za duży brzuch, bym mógł tak szybko

biegać. Zagalopowałem się, rozumiesz. Nie chodziło mi o pomocnika dorożkarza, ale

o węglarza.

- Ach tak! - Peder uśmiechnął się zadowolony. - A jak to jest być rolnikiem,

panie Ringstad? Czy trzeba być dobrym z rachunków, żeby wyszczotkować konia lub

wydoić krowę?

Teraz pan Ringstad roześmiał się w głos.

- Myślę, że nie ma takiej możliwości, byś się nie wybił w tym świecie,

Pederze. Z twoim żywym sposobem myślenia.

Pani Ringstad zwróciła się do Elise.

- Rozumiem, że tkanie gałgankowych chodników nie jest zbyt dochodowe.

Czy nie myślałaś o znalezieniu innej pracy? Słyszałam o pewnej kobiecie w mieście,

background image

która odpłatnie prała i prasowała bieliznę. Była taka wprawna, że dostawała

zamówienia na prasowanie krez dla duchownych, kołnierzyków dla możnych panów i

usztywnianie halek dla ich córek.

- Elise potrafi dobrze prasować i usztywniać zasłony - wtrąciła się pani

Lovlien. - W piwnicy stoi rulon do maglowania. Ja mogłabym tkać, a Elise zajęłaby

się prasowaniem.

Elise nie miała ochoty rozmawiać z teściową po tym, co od niej usłyszała, ale

teraz nie wytrzymała.

- Nie wiem, czy byłoby to lepiej płatne, ale mogę się dowiedzieć.

- A co myślisz o pracy jako pomoc domowa lub guwernantka?

- Jako pomoc domowa musiałabym zamieszkać w domu pracodawcy. Jestem

tu mamie potrzebna, a co będzie, kiedy Emanuel wróci? Poza tym to mało płatna

praca, dziesięć koron miesięcznie plus wyżywienie. A od guwernantek wymaga się

lepszego wykształcenia niż moje. Ja skończyłam tylko szkołę ludową.

- No tak. - Pani Ringstad pokiwała głową i zmarszczyła czoło niezadowolona.

Teraz będzie miała mi jeszcze więcej do zarzucenia, pomyślała Elise. W

uszach dźwięczały jej jeszcze słowa teściowej: „Co będziecie mogli sobie ofiarować

nawzajem, gdy będziecie przemęczeni, głodni i zmarznięci? Żadna miłość nie

przeżyje w takich warunkach”.

- Jak tylko dziecko się urodzi, wrócę do pracy w fabryce. Wtedy zarobię

siedem koron tygodniowo, to lepsze niż co innego. Poza tym wynajmujemy poddasze

i opiekujemy się Anne Sofie, i w ten sposób mamy parę koron dodatkowo.

- Ale chyba nie zamierzacie nadal wynajmować pokoi, kiedy Emanuel wróci

do domu? - pani Ringstad spojrzała na Elise przestraszona.

- Będziemy do tego zmuszeni. W każdym razie na początku. Kancelista nie

zarabia nie wiadomo ile, a teraz, kiedy zaczęliśmy palić w piecu, zużywamy sporo

drewna. Lampy parafinowe też nas trochę kosztują.

Pani Ringstad westchnęła ciężko.

- Nie rozumiem, jak on mógł tak się urządzić.

Pan Hvalstad wyraźnie uznał, że najmądrzej byłoby zmienić temat. Zwrócił się

do pana Ringstada.

- Jak pan myśli, jaki ustrój powinniśmy mieć w kraju: republikę czy

królestwo?

- Gdyby Fridtjof Nansen został prezydentem, myślę, że to byłoby najlepsze,

background image

lecz jeśli on nie zechce, to powinniśmy wybrać duńskiego księcia Carla. Królestwo

scala naród. Przywykliśmy do tego w ciągu setek lat, a poza tym uważam, że

Duńczycy, Szwedzi i Anglicy będą się do nas odnosić życzliwiej, jeśli wybierzemy

tak jak oni. To będzie ciekawe - dodał. - Mamy mnóstwo republikanów, którzy gorąco

bronią swej sprawy. Georg Stang i Gunnar Knudsen, żeby wymienić niektórych.

Wszyscy, którzy głosowali przeciwko porozumieniu w Karlstad, pragną ustroju

republikańskiego. Bjornstjerne Bjornson kiedyś również popierał republikę, lecz teraz

zmienił zdanie. Obecnie uważa, że dynastia, dzięki potężnym koneksjom, zapewni

krajowi większe bezpieczeństwo niż samotna republika.

- Jednak monarchia jest również symbolem nierówności społecznej - zaczął

ostrożnie pan Hvalstad. - Poza tym może sprzyjać rozwojowi nowej wyższej klasy,

pławiącej się w przepychu królewskiego dworu. Słyszałem, że w wielu

miejscowościach o dużych różnicach klasowych jest wielu republikanów.

Matka przytaknęła.

- Z pewnością jest ich sporo w Ulefoss. Tam właściciele przedsiębiorstw czują

się jak królowie, podczas gdy robotnicy żyją w biedzie.

- Mam nadzieję, że nastaną u nas książę Carl i jego żona, księżniczka Maud! -

zawołała pani Ringstad zachwycona. - Widziałam ją na zdjęciu, jest taka urocza. I tak

niewiarygodnie szczupła w talii. A książę Carl jest wysoki i przystojny, i ma

wspaniale zakręcone wąsy.

Pan Ringstad roześmiał się.

- Jednak to nie z powodu jego wąsów go wybieramy. Ale na nas, droga żono,

już czas. Oscar Carlsen i pani Betzy nas oczekują.

Peder pobiegł sprowadzić dorożkę. W tym czasie Elise odprowadziła teściów

na ganek. Próbowała być miła, głównie z powodu Emanuela, lecz w głębi jej duszy

kiełkował bunt. Ona im jeszcze pokaże! Pewnego razu zobaczą, że to nie piękne

ubranie i eleganckie salony się liczą. Któregoś dnia będą musieli przyznać, że się

mylili.

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

Gdy tylko Elise pożegnała teściów i zobaczyła, że dorożka przetacza się przez

most, odwróciła się i, nie kryjąc niezadowolenia, pomaszerowała do kuchni.

- Co ci jest? - Matka popatrzyła na nią zaskoczona.

- I ty o to pytasz?

background image

- Kochanie, byli tacy mili. Śmiali się z Pedera, choć myślałam, że spalę się zè

wstydu. Teraz sobie pewnie myślą, że nie nadaję się do wychowywania dzieci.

Pan Hvalstad poszedł na górę położyć Anne Sofìe spać. Peder i Kristian

pobiegli do Everta, żeby pożyczyć kolejny zeszyt z serii o Orlim Oku. Elise i pani

Lovlien zostały same.

- Są okropni!

- Jak możesz tak mówić? Wydawali mi się tacy życzliwi.

- Powinna byłaś ich posłuchać, kiedy wszyscy zniknęliście w kuchni zaraz po

ich przyjściu.

Matka wyglądała na nieszczęśliwą.

- Myślałam, że byłoby dla ciebie dobrze, gdybyś mogła porozmawiać z nimi

chwilę na osobności. Wyszłam z założenia, że chcą ci wręczyć parę koron i że

poczują się niezręcznie, jeśli wszyscy przy tym będziemy.

Elise prychnęła.

- Nawet gdyby dawali mi sto koron, nie przyjęłabym. Nie chcę mieć żadnych

zobowiązań względem takich ludzi.

- Ależ droga Elise, byli bardzo uprzejmi.

- Zarzucili mi, że związałam się z Emanuelem dla pieniędzy. Że zawróciłam

mu w głowie, mając nadzieję, że będzie mnie utrzymywał i że w dodatku zdobędę

dziedzica zamożnego dworu. Byli przekonani, że tego pożałuję. Żadna miłość nie

przetrwa w takiej klitce, gdzie serwuje się tylko solone śledzie i ziemniaki na blasza-

nych talerzach! Dziwili się, jak Emanuel to wytrzyma, on, wychowany w salonach w

Ringstad i na co dzień karmiony stekami. I jak , znajdzie spokój w nocy, żeby się

wyspać, gdy dziecko będzie płakać? A nas nawet nie stać na opiekunkę do dziecka!

Tak właśnie powiedzieli!

Ogarnął ją płacz. Osunęła się na kuchenny stołek, oparła łokcie na stole i

zasłoniła głowę rękoma.

Matka niezgrabnie gładziła ją po plecach.

- Musiałaś ich źle zrozumieć. Nie mogli być tak okrutni. Mówili chyba o kimś

innym, kto naprawdę mieszka w klitce wielkości kurnika.

Elise, szlochając, pokręciła głową.

- Nie, mieli na myśli dom majstra. Nie mogłam ich źle zrozumieć. W ich

oczach ten dom nie jest niczym więcej jak kurnikiem.

Matka milczała.

background image

Kiedy jednak Elise na moment uniosła głowę, zobaczyła, że po jej policzkach

płyną łzy.

- Przepraszam, mamo, nie powinnam była tego mówić. Matka skinęła głową.

- Nie, zrobiłaś całkiem słusznie. Jak mogę wiedzieć, co się dzieje, jeśli coś

przede mną ukrywasz?

Elise poczuła ukłucie w sercu. Mogła co nieco matce powiedzieć, ale nie to

najgorsze.

- Myślę, że nie powinnaś traktować tego tak poważnie - mówiła dalej. - Muszą

najpierw przełknąć rozczarowanie. Stopniowo, w miarę jak będą nas poznawać,

spojrzą na to inaczej.

Elise otarła oczy i wyprostowała się.

- Dzięki temu rannemu żołnierzowi możemy przynajmniej zwrócić pani Berg

za drożdżówki.

Pani Lovlien uśmiechnęła się.

- Tak, to radosna niespodzianka. Myślałam, że już nie odzyskamy rzeczy ojca.

A tu w dodatku dostaliśmy jeszcze sto koron! Teraz możemy kupić parafinę i

jedzenie, a Peder i Kristian będą mogli dostać trochę mleka do kaszy. Pewnie czasem

stać nas będzie nawet na kawałek słoniny. Poza tym Peder i Kristian potrzebują

nowych spodni.

Elise skinęła głową. Matka z pewnością miała rację, twierdząc, że jeśli tylko

rodzice Emanuela będą mieli trochę czasu na przełknięcie rozczarowania, na pewno z

czasem inaczej na to spojrzą.

- Ansgar Mathiesen przyniósł jeszcze coś dziwnego... - Elise zerknęła na

matkę tajemniczo.

Następnie wstała i pośpiesznie ruszyła do pokoiku. Kiedy wróciła, w ręku

trzymała maleńkie, mięciutkie jak puch śpioszki.

- Teraz wiem, kim jest tajemniczy ofiarodawca. To na pewno Ansgar

Mathiesen! Patrz, to jest zrobione na drutach z tej samej wełny!

Matka pokręciła głową oszołomiona.

- Ale jak...

- Nie wiem. On nie jest taki jak inni. Musiał zwrócić uwagę, że spodziewam

się dziecka, może sam bardzo lubi dzieci i wpadł na pomysł, żeby mi dać te ubranka.

Nie chciałam cię wcześniej denerwować, ale widywałam, że kręcił się tu w pobliżu.

Nie rozumiałam, o co mu chodzi.

background image

- Myślisz, że się w tobie zakochał? Elise potrząsnęła głową.

- Mam nadzieję, że nie. Ze względu na niego.

- Czy widziałaś go wcześniej?

- Tak, ale nie wiedziałam, kim jest. Agnes go zna. Poza tym należał do bandy

Lorta - Andersa, ale się wycofał.

- Wreszcie zrobił coś rozsądnego. - Matka przyglądała się Elise badawczo. -

To niezwykła historia. Nigdy nie słyszałam o młodym mężczyźnie, który za swoje

pieniądze kupowałby ubranka niemowlęce i ofiarowywał obcej kobiecie. W dodatku

mężatce. Jak sądzisz, co na to powie Emanuel?

- Myślę, że mu się to nie spodoba.

- Ja też. Uważam, że powinnaś położyć temu kres, zanim to się przerodzi w

coś poważniejszego. Ten mężczyzna chyba nie jest przy zdrowych zmysłach. Może

powinnaś porozmawiać o tym z jego rodzicami? Pewnie się zastanawiają, co się

dzieje z jego pieniędzmi.

- Myślisz, że powinnam pójść do nich do domu i o tym powiedzieć? - Elise

spojrzała na matkę przerażona. - Nie odważę się.

- Poczekajmy trochę i zobaczymy. Może nie będzie więcej ubranek? -

Zamyśliła się. - Mam nadzieję, że...

- Że co?

- Mam nadzieję, że nie usiłował odebrać sobie życia z powodu nieszczęśliwej

miłości.

Elise wzdrygnęła się.

- Przecież mnie nie zna.

- Musisz być ostrożna, Elise. Nie możesz mu w żaden sposób dawać nadziei.

- Dawać nadziei? To ostatnie, co bym zrobiła.

- Sądzę... On nie jest całkiem normalny. Niewinny uśmiech może potraktować

jako zachętę. Prawdopodobnie nigdy nie miał dziewczyny i marzy o takiej, którą by

mógł pokochać. Najmniejszą życzliwość z twojej strony może uznać jako coś więcej

niż współczucie.

- Mam nadzieję, że już więcej nie będę miała z nim nic wspólnego.

- Ja też, chociaż mi go żal.

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

Trzy dni później dowiedzieli się, że Johan wrócił do domu.

background image

Pani Thoresen przyszła i o tym powiedziała. Rzadko do nich zaglądała, była

bardzo zajęta. Cały dzień pracowała w fabryce, a wieczorami zajmowała się Anną.

- Teraz jest dokładnie tak jak dawniej - uśmiechnęła się zadowolona. - Nie

zwolniliby go, gdyby nie zrozumieli, że to porządny chłopak, a i z wojska nie

wypuściliby go wcześniej, gdyby nie widzieli, jak bardzo jest nam potrzebny.

Elise nalała jej kawy.

- Mieszka z wami w domu?

- A gdzie indziej miałby mieszkać?

- Czy Agnes się do was wprowadziła? Pani Thoresen prychnęła.

- Ona? Która przywykła do własnego domu na Maridalsveien?

- U nich nie jest wcale lepiej niż w Andersengarden. Widziałaś kuchnię? W

każdej szparze w ścianie poupychane są gazety.

Pani Thoresen wzruszyła ramionami.

- Agnes chciałaby mieć własne mieszkanie, ale jak mają je zdobyć? Ona nie

ma pracy po tym, jak wymówiła posadę jako pomoc domowa.

Matka przerwała jej.

- Johan jest zdolny, na pewno znajdzie sobie jakieś zajęcie; albo w tkalni

płótna żaglowego, albo wróci do pracy przy obróbce kamienia.

- W tkalni? Nie wiesz, że został artystą? Dyrektor Akershus powiedział, że

będzie z niego wielki człowiek, kiedy Johan wyjeżdżał. Może wyrzeźbi króla i

królową, kto wie.

Elise uznała, że lepiej porozmawiać o czymś innym.

- A co słychać u Anny?

- Śpiewa i nuci, i promienieje, to chyba aż za wiele na nią jedną.

- Czy Torkild Abrahamsen nadal przychodzi do was w odwiedziny?

Pani Thoresen przytaknęła.

- I rano, i wieczorem. Mówi, że z nią ćwiczy. Ja siedzę w kuchni, ale

zastanawiam się, co to za ćwiczenia.

- Nie mogą chyba robić nic złego, skoro... - pani Lovlien zamilkła

zawstydzona.

- Skoro Anna jest sparaliżowana, chciałaś powiedzieć? Myślałam o tym

samym, ale nie jestem pewna. Tyle się teraz dzieje dziwnych rzeczy. A jak tam twój

ż

ołnierz, Elise? Musi chyba zostać, aż wszyscy strzelcy wyjadą, z racji swego

pochodzenia?

background image

- Nie wiem. Ostatni list, który dostałam, napisał szóstego października, wtedy

Storting jeszcze nie uchwalił ostatecznego postanowienia. Może Johan ma jakieś

wieści?

Pani Thoresen skinęła.

- Może mógłby do nas wpaść i powiedzieć, co wie - pomogła pani Lovlien.

- Nie trzeba - zaprotestowała Elise. - To pewnie kwestia kilku dni.

- Mieliśmy ostatnio świetnych gości. - Matka spojrzała z dumą na panią

Thoresen. - Odwiedzili nas rodzice Emanuela. To niezwykle mili ludzie. Przyjechali

do Kristianii tylko po to, żeby się z nami zobaczyć.

Pani Thoresen zmrużyła oczy i spojrzała na matkę Elise.

- Jeśli chcesz wiedzieć, co myślę, to powiem ci, że to tylko niby kulturalni

ludzie, którzy siedzieli na przyjęciu sztywno jak ołowiane żołnierzyki i prawie nie

tknęli lapskausu przyrządzonego przez samarytankę. Agnes też tak uważa, a ona wie o

nich więcej niż ja.

Matka zaczerwieniła się.

- Agnes ledwie pojawiła się w drzwiach, a poza tym była...

- A poza tym była... co? - pani Thoresen spojrzała na matkę wyzywająco.

- Agnes i Elise nie przyjaźniły się zbyt blisko w tym czasie. Nie mieliśmy

więcej miejsc, i tak było już pełno ludzi. Myślę, że Agnes czuła się urażona.

- Na pewno jej przejdzie. Matka skinęła głową.

- Słyszałaś, że półtora tygodnia temu uratowaliśmy z rzeki młodego

człowieka?

- Pani Evertsen mówiła mi o tym, ale nie bardzo wiem, co to za jeden.

- Był żołnierzem, ale został zwolniony do domu po tym, jak spadł z urwiska.

Zranił się w głowę. Teraz kuśtyka po okolicy i dziwnie się zachowuje, biedak.

- O rany. Skoczył do rzeki?

- Tak nam się wydaje. Nasz lokator, Asbjorn Hvalstad, i ja zauważyliśmy go.

Emanuel był akurat w domu na przepustce i pomógł nam go wyciągnąć na brzeg.

- Skąd wiesz, że został zwolniony z wojska? Miał mundur?

- Nie, dowiedzieliśmy się o tym od dorożkarza Karlsena, który był tak miły i

odwiózł tego młodzieńca do domu. Zapomnieliśmy posłać z nim jego przemoczonych

rzeczy i Elise musiała potem pójść do niego do domu.

Elise zaczęła się denerwować. Nie chciała, by pani Thoresen opowiedziała o

tym Johanowi, zanim sama mu nie wyjaśni, że oboje się pomylili.

background image

- A co ostatnio słychać w Hjula, pani Thoresen? Doszły mnie pogłoski, że

wybuchł pożar?

Pani Thoresen machnęła tylko ręką.

- Plotki i czcza gadanina. Trochę dymu, a dziewczyny już myślą, że fabryka

stoi w płomieniach. Jak się nazywa ten żołnierz?

Pani Lovlien odwróciła się do Elise.

- Czy nie Ansgar Mathiesen? Elise przytaknęła.

- Ansgar Mathiesen - powtórzyła pani Thoresen. - Czy to nie jeden z przyjaciół

Lorta - Andersa?

Elise ponownie przytaknęła.

- Myślę, że Agnes wie, kto to.

- W takim razie i Johan go zna.

- Całkiem możliwe. Myślę, że go o to zapytam. Odprowadzę cię do domu, gdy

będziesz już szła - dodała ochoczo. Wolała porozmawiać z Johanem w

Andersengarden, niż żeby tu przychodził. Poza tym musiała mu powiedzieć o

Ansgarze jak najszybciej, na wypadek gdyby Johan spotkał go na ulicy.

Pani Thoresen nie mogła zbyt długo usiedzieć spokojnie, wkrótce wstała,

podziękowała za kawę i ruszyła do drzwi. Elise zwróciła uwagę, że jeszcze bardziej

się zgarbiła, a włosy tak jej się przerzedziły, że między kosmykami prześwitywała

błyszcząca skóra głowy. Jej szal był zniszczony. To musiał być dla niej ciężki okres,

gdy Johana zamknięto w więzieniu.

- Mogę przekazać wszystko Johanowi, Elise - zaprotestowała, kiedy Elise dała

do zrozumienia, że zamierza iść razem z nią. - Nie musisz mnie odprowadzać tylko

dlatego, że chcesz zapytać o Ansgara.

Elise przypomniała sobie, jak pani Thoresen dziwnie ku nim spoglądała, gdy

oboje z Johanem stali w altanie restauracji Hasselbakken.

Najwyraźniej matkę i panią Thoresen łączyło coś wspólnego: obawa, że ona i

Johan nie zapomnieli o sobie.

- Myślę, że mogłabym od razu odwiedzić Annę. Nie widziałam jej od ślubu

Johana i Agnes.

Po drodze do Andersengarden Elise zauważyła, że pani Thoresen dostaje

zadyszki. To na pewno z powodu pyłu w fabryce. Matka Johana przez całe życie stała

przy tej samej maszynie, dzień za dniem, w tym samym wirującym pyle. Większość

robotnic miała kłopoty z oddychaniem. Teraz przyszła kolej na panią Thoresen.

background image

- To był piękny ślub, pani Thoresen - zagadnęła Elise z grzeczności. -

Pomyśleć tylko, że ojca Agnes stać było na to, żeby urządzić wesele w Hasselbakken.

Pani Thoresen nie od razu odpowiedziała.

- Nie wiem - rzekła powoli po jakimś czasie. - Uważam, że mógł wydać trochę

mniej pieniędzy na tych wszystkich obcych ludzi i raczej pomóc Agnes i Johanowi, aż

znajdą jakąś pracę.

- Ja też prawie nikogo tam nie znałam. Kim byli ci eleganccy goście ubrani na

czarno - biało?

Pani Thoresen wzruszyła ramionami.

- Sądzę, że zaprosił ich po to, by wszystkim zaimponować. Teraz całe Sagene

opowiada o wspaniałym weselu Agnes.

- Musi ci być miło?

Pani Thoresen spojrzała na Elise z ukosa, otworzyła usta, żeby coś

powiedzieć, ale się rozmyśliła.

Pierwszą osobą, na którą natknęły się w Andersengarden, była pani Evertsen.

Wypadła jej kolej mycia schodów. Usiadła na najniższym stopniu, czerwona i

spocona na twarzy, w starej, zniszczonej bluzce, która lepiła się do ciała. Zapach

salmiaku bił w nos.

- Teraz przynajmniej nie będzie mógł powiedzieć, że pani Evertsen nie myje,

nie szoruje i nie sprząta. Zrzęda! - dodała obruszona.

- Był tutaj? - pani Thoresen rozejrzała się wokół. Pani Evertsen skinęła głową.

- Powiedział, że śmierdzi w mojej kuchni. Jak gdybym mogła coś na to

poradzić, że w mojej ścianie jest zdechły szczur. O, wybrałaś się do nas, Elise?

Przyszłaś się przywitać z dawnym ukochanym? Teraz możesz żałować. Żołnierz w

mundurze i kamieniarz, nie sądziłaś, że tak mu się powiedzie.

Elise nie chciała się denerwować.

- Tak, żebyś wiedziała, że żałuję! - roześmiała się. Pani Evertsen posłała jej

zdumione spojrzenie.

Johan siedział przy stole i czytał gazetę. Gdy tylko zobaczył Elise, jego twarz

się rozjaśniła.

- Elise? - rzekł zaskoczony.

- Twoja matka powiedziała, że wróciłeś. Ciekawa byłam, czy może wiesz coś

o Emanuelu.

Jakie to dziwne, pomyślała w tej samej chwili. Nie tak dawno temu siedziała

background image

na jego kolanach, gdy matki nie było w domu. Pamiętała, jak lubiła jego silne

spracowane dłonie i mocne ramiona. Przyglądała się jego mięśniom, kiedy podwijał

rękawy koszuli. Albo po prostu patrzyła na niego z zachwytem, kiedy siedział na

stołku i zapalał skręta. Pamiętała, że dziwiło ją, że takie zwyczajne, codzienne

czynności mogą wywoływać drżenie jej ciała. Nagle odegnała tę myśl.

- Wejdź i usiądź, i napij się ze mną kawy, to opowiem ci wieści z

Kongsvinger.

- Czy Abrahamsen tam jest? - pani Thoresen wskazała głową na drzwi

pokoiku.

- Nie, wyszedł, ale wróci za chwilę.

- W takim razie trochę tam posprzątam, skoro go nie ma. Johan uśmiechnął

się, odprowadzając matkę wzrokiem, gdy znikała w pokoiku.

- Udaje, że się jej nie podoba, że Anna ma przyjaciela, ale w głębi duszy czuje

ulgę. Wiem, że się martwi, co będzie z Anną tego dnia, kiedy jej zabraknie, ale boi się

plotek.

- Myślisz, że to poważne, co jest między nimi?

- Tak, Torkild to dobry i porządny chłopak. Przychodzi codziennie, żeby

ć

wiczyć z Anną, bo wierzy, że będzie mogła wstać z wózka. Nie mam serca mu

powiedzieć, że to niemożliwe. Doktor mówił, że już nigdy nie będzie mogła chodzić.

Anna pogodziła się ze swym losem i jest szczęśliwa. Zwłaszcza teraz, kiedy on

pojawił się w jej życiu.

Elise skinęła zamyślona.

- To już jest spory postęp, że może korzystać z wózka. Przedtem była ciągle

skazana na łóżko. Spotkałam pewną prządkę, która mieszka na Sandakerveien, i

mówiła, że często widuje Torkilda Abrahamsena, jak wozi Annę po okolicy.

Johan przytaknął. Potem przyjrzał się Elise badawczo.

- Co się stało, że przyszłaś?

- Czy coś w tym złego, że postanowiłam odwiedzić Annę?

- Tak, zwłaszcza jeśli twój były narzeczony jest w domu - rzekł z uśmiechem.

- O ile zrozumiałem, twój mąż nie życzy sobie, byśmy się widywali.

- Właśnie dlatego tu przyszłam, żeby uniknąć krytyki.

- Lepiej, żebyś ty przyszła do mnie, niż gdybym ja odwiedził ciebie?

Elise uśmiechnęła się zawstydzona.

- Obiecałam, że cię nie wpuszczę do domu, ale nie przyrzekałam, że nie będę

background image

tu przychodzić.

Roześmiał się.

- Ciekawe, czy przyjąłby takie wytłumaczenie. - Spoważniał. - Widzę po tobie,

ż

e coś się stało. Mów!

- To nie ten, którego podejrzewaliśmy.

- O czym ty mówisz?

- To nie Ansgar Mathiesen. Ten, którego nazwałeś Tyką. Zauważyła, że

drgnął. Zmarszczył czoło, nie rozumiejąc.

- Rozmawiałam z nim. Tego wieczoru, kiedy to się stało, był w wesołym

miasteczku aż do zamknięcia.

Johan wyglądał, jakby go poraziło.

- Pytałaś?

- To długa historia. Zaczęło się od tego, że zauważyłam jakiegoś mężczyznę o

kulach z bandażem na głowie, który stał na moście i sprawiał wrażenie, jakby chciał

skoczyć do rzeki.

Spostrzegła, że Johan otworzył oczy ze zdziwienia. Szybko opowiedziała o

swoim lęku przed tajemniczym mężczyzną i o przerażeniu, kiedy zrozumiała, że to

zapewne ten, który ją zgwałcił i którego Johan uratował podczas ćwiczeń wojskowych

na służbie w straży granicznej. Potem mówiła o paczkach z ubrankami

niemowlęcymi, o uratowaniu chłopaka z rzeki, kiedy to matka i Asbjorn Hvalstad

zauważyli go unoszonego prądem, i w końcu o tej niedzieli, kiedy Ansgar nagle

pojawił się przed drzwiami ich domu z ubraniem ojca, które mu pożyczyli, i setką

koron jako podziękowaniem za pomoc. Powtórzyła Johanowi słowo w słowo

rozmowę z rudowłosym, dodała, że wydawał się nieśmiały i przerażony i że wszyscy

w domu uznali, że był trochę dziwny, a także że sama pomyślała, że taki nerwowy i

ż

ałosny młody człowiek nie mógłby zgwałcić kobiety.

- Mama twierdzi, że pewnie jest we mnie zakochany, że może od dawna cierpi

z powodu nieszczęśliwej miłości. Żal mi go - stwierdziła na koniec.

- Myślę, że jednak widziałaś go przez moment tego wieczoru, kiedy to się

stało.

- Ja też tak sądziłam, ale było ciemno, mogłam się pomylić. Agnes jest pewna,

ż

e to nie mógł być Ansgar. On nie jest taki, powiedziała. Gdyby to rzeczywiście był

on, to nie zapukałby do nas i nie patrzyłby mi tak szczerze w oczy, kiedy spytałam,

jak długo był wtedy w mieście. Nie mógłby być aż tak zatwardziały. W każdym razie

background image

nie on, taki przestraszony i zawstydzony.

Johan wolno pokręcił głową.

- Myślę, że to wszystko brzmi jakoś dziwnie. Dlaczego miałby ci zatem dawać

ubranka niemowlęce? Jedyny powód to taki, że podejrzewa, że jest ojcem dziecka.

- Dopóki robił to w tajemnicy, to zgadzam się z tobą. Ale ostatnim razem

oddał mi paczkę do ręki. Widzi przecież, że spodziewam się dziecka, na pewno wie,

ż

e nie stać nas na wiele rzeczy, a jeżeli to prawda, że się we mnie podkochuje, to daje

mi rzeczy dla maleństwa zamiast kwiatów. To wygląda na szaleństwo i niestety

obawiam się, że to jest właściwe wytłumaczenie. On musi być nienormalny.

Johan zagryzł wargę w zamyśleniu.

- Porozmawiam z Agnes. Ma przyjaciela imieniem Gustav. Wydaje mi się, że

on zna Tykę. Sam nigdy nie miałem z nim nic wspólnego. Może nawet powinienem

się wybrać do więzienia Akershus i porozmawiać z Lortem - Andersem?

Elise zaniepokoiła się o Johana. Wiedziała, że z Lortem - Andersem nie ma

ż

artów.

- Spotkałam kiedyś tego Gustava. To było tego samego wieczoru, kiedy szłam

do ciebie do Akershus z listem. Na Maridalsveien natknęłam się przypadkiem na

Agnes, Gustava i dwóch jego kumpli. Jednym z nich był Ansgar Mathiesen. Wtedy

nie wiedziałam jeszcze, jak się nazywa, i nie zwróciłam też na niego szczególnej

uwagi, ale kiedy mnie napadnięto, wydawało mi się, że to właśnie on. Teraz, gdy się

nad tym zastanawiam, nie wiem, jak to możliwe, bym dostrzegła jego twarz. W

okolicy nie ma ani jednej latarni, a w lesie było ciemno jak w studni. Poza tym rzucił

się na mnie od tyłu. Mogłam pomyśleć, że to on, ponieważ wydał mi się mało

sympatyczny, jednak równie dobrze mógł to być ten drugi. Jeżeli to jeden z nich.

Zapadła cisza.

- Mam wyrzuty sumienia, że zasugerowałam ci, że to ten rudowłosy - mówiła

dalej po chwili. - Pomyślałam, że źle by się to mogło skończyć, gdybyś przypadkiem

spotkał go na ulicy.

- Bałaś się, że mógłbym go dopaść i powalić na ziemię? Przecież uratowałem

mu życie.

- Nie wiem, co sobie wyobrażałam, wiem tylko, że w takim samym stopniu jak

ja byłeś dotknięty tym, co się stało.

Skinął głową.

- To prawda. Czy to dziwne? Gdyby do tego nie doszło i gdybyśmy wyjaśnili

background image

wszystkie nieporozumienia między nami, inaczej by się wszystko ułożyło. Bądźmy

szczerzy, Elise. Ani ty, ani ja nie chcieliśmy zerwania zaręczyn. Zgadzasz się?

Spuściła wzrok.

- Jak możesz mówić coś takiego teraz, kiedy i ty, i ja złożyliśmy przysięgę

komuś innemu?

- To się stało potem i właściwie nie mam z tą sprawą nic wspólnego. Proszę

cię tylko, byś odpowiedziała mi szczerze na pytanie: zgadzasz się?

Spojrzała mu w oczy.

- Tak, zgadzam się. Płakałam dniami i nocami, kiedy dostałam twój list

pożegnalny, ale Emanuel pomógł mi się z tym pogodzić. Peder spytał mnie jakiś czas

temu, czy nie można kochać dwóch osób naraz. Oczywiście, że można. Kocham

Emanuela i jest nam razem dobrze, ale to nie oznacza, że wymazałam wszystko, co

było między nami. Zachowam to w pamięci jako drogocenne wspomnienie.

Johan patrzył na nią długo, nie odezwał się. Pani Thoresen weszła do kuchni.

- Jeszcze tu siedzisz? Mieliście chyba dużo spraw do omówienia.

Elise wstała.

- Właśnie skończyliśmy. Czy mogę zajrzeć i przywitać się z Anną?

- Tak, ale wydaje mi się, że Torkild zaraz przyjdzie, a wtedy lepiej, żebyś

sobie poszła - pani Thoresen roześmiała się. Brakowało jej kilku zębów. Prawie

wszystkie kobiety w okolicy, które urodziły kilkoro dzieci, traciły zęby w czasie

ciąży. Lekarz mówił, że to z powodu złego odżywiania. Elise uśmiechnęła się.

- Wymknę się, jak tylko usłyszę jego kroki.

Anna siedziała na wózku inwalidzkim i wyglądała przez okno.

- Nigdy mi się nie znudzi oglądanie kolorów jesieni. - Zwróciła twarz ku Elise.

- Mama mówiła, że siedzisz z Johanem w kuchni i rozmawiasz. To miłe. Uważam, że

to dobrze, że potraficie pozostać przyjaciółmi, mimo że życie nie ułożyło się wam tak,

jak byście tego chcieli. Chodź i usiądź tu przy mnie, Elise.

Elise usłuchała.

- Między mną i Johanem nie pozostało żadnych niedomówień. Wyjaśniliśmy

wszystkie nieporozumienia i wszystko, co bolesne, minęło. Mam nadzieję, że Agnes i

Johan oraz Emanuel i ja możemy się spotykać jak dobrzy przyjaciele. Będziemy mieć

dzieci w jednym wieku, będą mogły się razem bawić. A co u ciebie, Anno?

Wyglądasz kwitnąco.

- Bo jestem szczęśliwa. Torkild jest najmilszym człowiekiem na świecie. Nosi

background image

mnie na rękach, dosłownie. Nie wierzyłam, że kiedykolwiek będę przeżywać coś

podobnego, myślałam, że to się zdarza tylko zdrowym. - Zaczerwieniła się. - Torkild

udowodnił mi, że się potwornie myliłam.

- Serce mi rośnie, gdy ciebie słucham, Anno. Nasz mały świat jest pełen ludzi,

którzy noszą w sobie różne tęsknoty. Wielu zagłusza je alkoholem, inni gorzknieją, a

ty, najbardziej z nas wszystkich doświadczona przez los, potrafisz wszędzie dostrzec

coś pozytywnego. Zasługujesz na szczęście.

- To wielkie słowa.

- To prawda.

Anna przebiegła wzrokiem wzdłuż ciała Elise.

- Zaczynasz się zaokrąglać. Czy naprawdę zostały jeszcze cztery miesiące?

- Niepełne.

- Boisz się?

- Trochę. Przeraża mnie, że tak często zdarzają się komplikacje. Pani Berg

uważa, że akuszerki nie zachowują odpowiedniej higieny.

Anna przyglądała się Elise przez dłuższą chwilę, po czym spytała ostrożnie:

- To znaczy, że chcesz tego dziecka?

- Wiesz, jak to się stało. Nikt nie może ode mnie oczekiwać, bym pragnęła

takiego dziecka. Na początku w ogóle nie potrafiłam patrzeć na to jak na dziecko, to

po prostu było „coś”. Coś brudnego, obrzydliwego, czego najchętniej bym się

pozbyła. Lecz jeśli nosisz w sobie taki zalążek miesiąc po miesiącu i stopniowo

musisz zacząć go traktować jak żywe dziecko, to zachodzi w tobie jakaś przemiana.

Dziecko nie jest niczemu winne. Takie jest moje zdanie.

- Bóg pobłogosławił cię dzieckiem, Elise. Myślę, że tak powinnaś to

traktować. Wszystkie kobiety marzą o dziecku, ale nie wszystkie mają możliwość je

urodzić.

Elise spojrzała na Annę. Za jej słowami kryło się wiele tęsknoty.

W kuchni rozległy się głosy, zaraz potem dało się słyszeć pukanie i uchyliły

się drzwi.

Do środka wszedł Torkild Abrahamsen, uśmiechnięty, o ciepłym spojrzeniu.

Elise wstała.

- Muszę niestety już iść, chłopcy wrócą zaraz z pracy i trzeba im dać jeść.

Anna roześmiała się.

- A twojej mamy nie ma w domu?

background image

- Jest, ale...

- Torkild i ja uważamy, że to bardzo miło, że nas odwiedziłaś. Nie musisz iść

z naszego powodu.

- Wiem, ale to prawda, że na mnie czekają. Zajrzę innego dnia, Anno.

Kiedy Elise wyszła do kuchni, nikogo tam nie było. Na półpiętrze między

parterem a pierwszym piętrem stały pani Evertsen i pani Thoresen i trajkotały. Ledwie

zwróciły na nią uwagę.

Doszła aż do narożnej kamienicy, kiedy zobaczyła Johana, który rozmawiał z

Evertem.

- Cześć, Evert. Dobrze cię widzieć. Cieszę się, że znów wychodzisz.

Słyszałam, że byłeś chory.

Evert wzruszył po męsku ramionami.

- Nie umarłem. Ale nie przeżyłbym, gdybym nadal mieszkał u Hermansena. -

Splunął daleko, jak to robili duzi chłopcy.

Elise zauważyła, że potwornie wychudł. Pod zniszczoną koszulką rysowały się

wystające kości ramion, skóra na ostrych kościach policzkowych była napięta.

Chłopak wydawał się bardzo blady, w dodatku kaszlał. Ów kaszel, głęboki i

metaliczny, wydobywał się z samego dna płuc.

- Wydaje mi się, że jesteś za lekko ubrany. Nie masz kurtki? Pokręcił głową.

- Pani Berg naszywa łaty na rękawy.

- Może chcesz do nas zajrzeć? Peder i Kristian zaraz wrócą z pracy.

Twarz chłopca rozpromieniła się.

- Nie byłem tam chyba, odkąd się przeprowadziliście.

- Nie, zbyt rzadko cię widujemy. - Odwróciła się do Johana. - Wybierasz się

do Agnes?

Skinął głową.

Sama nie rozumiała, dlaczego zakłuło ją w piersi. Johan był zamkniętym

rozdziałem w jej życiu. Kochała Emanuela.

- Pozdrów ją ode mnie. Zapytasz ją w sprawie, o której rozmawialiśmy?

- W pierwszej kolejności.

Odprowadziła go wzrokiem, kiedy przechodził przez most.

Zwróciła uwagę, że Evert dziwnie się jej przygląda. Jednak się nie odezwał.

Niełatwo jest dzieciom zrozumieć świat dorosłych, pomyślała. Chłopak na pewno

pamiętał, że ona i Johan byli zaręczeni. A teraz widzi, że każde z nich związało się z

background image

kimś innym.

Kiedy zbliżyli się do domu majstra, Elise dostrzegła matkę, jak stoi na ganku i

macha do niej białą kopertą.

- Przyszedł do ciebie list od Emanuela!

- Znowu?

To dziwne, pomyślała Elise. Zaledwie tydzień temu dostała poprzedni.

ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

Zabrała list do salonu, a Evert usiadł na podłodze w kuchni, by pobawić się z

Anne Sofie i Larsine. Peder i Kristian jeszcze nie przyszli z pracy.

Moja i tylko moja kochana Elise!

Jest niedziela ósmego października. Czekamy tylko, aż Storting zatwierdzi

umowę, żebyśmy mogli wrócić do domów. Nigdy tak bardzo za Tobą nie tęskniłem jak

teraz. Bezczynność jest źródłem wszelkiego zła, jak mówią, i w tych dniach mogliśmy

się o tym naprawdę przekonać. Nie wiem, co się teraz z Tobą dzieje, mam złe

przeczucie zbliżającego się nieszczęścia. Wszystko stało się takie trudne. Nie chodzi o

obóz ani o pozostałych żołnierzy, ale o mnie.

Wczoraj wieczorem - na szczęście wieczorem - urządziliśmy jak zwykle wielkie

ognisko ze śpiewem, muzyką i tańcami. Myślę, że wszyscy przeczuwaliśmy, że to być

może nasz ostatni sobotni wieczór, kiedy jesteśmy razem. Panowała dziwna atmosfera

smutku zmieszanego z chęcią zabawy, radości z powodu powrotu do domu i żalu, że

trzeba się rozstać z ludźmi, których poznaliśmy i których nauczyliśmy się cenić. Kiedy

wreszcie położyłem się do łóżka, zapadłem w głęboki sen. Przyśniło mi się coś

niesamowitego. Sen był tak żywy, że miałem uczucie, że dzieje się naprawdę. Śniło mi

się, że dostałem się w wir wodospadu, potężnej fali lub rwącej rzeki, nie wiem, co to

było, w każdym razie jakaś ogromna siła, która mnie wciągała. Ty stałaś na brzegu i

patrzyłaś na mnie przerażona, krzyczałaś, wołałaś i zaklinałaś mnie, bym do Ciebie

wrócił. Rzuciłaś linę, ale była za krótka. Chciałem wyrwać się do Ciebie, walczyłem,

by wydostać się na lad, ale owa siła była potężniejsza. W ostatnim momencie, zanim

pochłonęły mnie masy wody, zobaczyłem jeszcze, jak z płaczem upadłaś na ziemię.

Ten sen nadal we mnie żyje, modlę się do Boga, aby nie stał się zapowiedzią

czegoś złego. Tak bardzo Cię kocham, Elise. Sprawiłaś, że moje życie stało się

bogatsze, jaśniejsze. Kiedy wrócę do domu, cały czas poświęcę Tobie i nigdy nie będę

pragnął niczego innego.

background image

Twój Emanuel

List opadł jej na kolana. Elise w zamyśleniu zapatrzyła się w okno, gdzie

wieczorny mrok, gęsty i czarny, napierał na szybę. Elise czuła, jak strach wolno

pełznie do góry wzdłuż kręgosłupa.

Czy Emanuel nigdy nie wspominał, że miewa prorocze sny? Skąd u niego

przeświadczenie o zbliżającym się niebezpieczeństwie, jeśli nie z powodu niezwykłej

intuicji?

List został napisany w niedzielę. Dziś jest środa. Gdyby zdarzył się jakiś

wypadek, już by ją zawiadomiono. Nie słyszała, by w pobliżu obozu znajdowały się

rzeka lub wodospad.

Siedziała przez dłuższą chwilę, zanim udało jej się wyzwolić z przerażających

myśli, wstała i poszła do kuchni. Peder i Kristian wreszcie wrócili. Elise ku swej

radości zauważyła, że chłopcy wzięli Anne Sofìe i Larsine do zabawy, zamierzali się

bawić w chowanego i właśnie recytowali wyliczankę „ele mele”, żeby ustalić, kto ma

kryć. Wypadło na Everta. Stał twarzą do ściany i wołał: „Pałka, zapałka, dwa kije, kto

się nie schowa, ten kryje. Liczę: raz, dwa, trzy...” Szybko policzył do stu.

W tym czasie czwórka pozostałych dzieci znalazła sobie kryjówkę: dwoje

schowało się pod łóżkami w pokoiku, jedno do skrzyni na drewno, a ostatnie skuliło

się pod schodami na poddasze.

- To miło, że dostałaś list od Emanuela, prawda? - Matka popatrzyła na Elise

w napięciu.

- Tak, bardzo. Już nie może się doczekać, kiedy wróci do domu. Od kiedy

usłyszeli o zawarciu porozumienia w Karlstad, czują, że przy granicy nie mają już nic

do roboty. Nudzą się.

- Dlaczego nie mogą wyjechać? Na co czekają?

- Kiedy Emanuel pisał list, Storting jeszcze nie zatwierdził warunków

porozumienia. Już chyba niewiele dni im zostało.

Evert znalazł wszystkich, którzy się schowali, dzieciaki robiły niesamowity

hałas. Matka otarła czoło, wyglądała na zmęczoną. Elise musiała wrzasnąć, żeby

przekrzyczeć rozbawioną gromadkę.

- Jeżeli macie robić taki rumor, dzieci, to musicie iść się bawić na dwór!

- Ale już jest ciemno - zauważyła Larsine przestraszona. Kiełbaska jeszcze nie

przyszła, mimo że już dawno powinna tu być.

Peder wziął małą za rękę i pociągnął za sobą.

background image

- Chodź, Larsine! To nic, że jest ciemno. Będę was pilnował. Dzieci zniknęły

za drzwiami.

Mama ciężko westchnęła.

- Ostatnio jestem jakaś rozdrażniona, pięcioro dzieci naraz to dla mnie za

dużo. Jest coś, o czym chciałabym z tobą porozmawiać, Elise. - Zawahała się.

Poruszyła się niespokojnie, musiała chwilę odczekać. - Zdajesz sobie sprawę, że

zrobiło się u nas ciasno jak nigdy. Asbjorn dowiadywał się trochę i ustalił, że

znalezienie mieszkania jest zupełnie niemożliwe. Nie tylko biedni mają trudności.

Asbjorn mówi, że tu w mieście zawsze tak było, ale od sześciu lat jest coraz gorzej i

gorzej. Po przełomie w tysiąc osiemset dziewięćdziesiątym dziewiątym roku na

placach budowy zrobiło się całkiem cicho. Już prawie nikt nie buduje domów

wielorodzinnych, w każdym razie z małymi mieszkaniami, na które byłoby stać

robotników.

Elise już dawno domyśliła się, do czego matka zmierza, ale pozwoliła jej

mówić. Zresztą i tak na razie nie mogła jej dać żadnej odpowiedzi. Musi poczekać do

powrotu Emanuela.

- Wreszcie wygląda na to, że władze dostrzegły związek przepełnionych

szpitali i więzień z nędznymi warunkami mieszkaniowymi. Dopóki właściciele fabryk

albo inni prywatni przedsiębiorcy nie zrobią czegoś, żeby zapewnić ludziom

mieszkania, władze gminy wezmą się do budowy, ale zanim to się stanie, prawie

niemożliwością jest cokolwiek znaleźć. Asbjorn uważa się za szczęściarza, ponieważ

udało mu się wynająć u nas poddasze, lecz teraz obawia się, że Emanuel go wyrzuci.

Zarówno jego ciotka, jak i Ringstadowie dali wyraz temu, że będzie nam potrzebny

cały dom, kiedy Emanuel wróci.

- To jasne, że nie wyrzucimy go na ulicę. - Elise wycierała stół, nie patrząc

matce w oczy. - A i ty bardzo byś za nim tęskniła.

- My... my zastanawialiśmy się, żeby w razie czego wyprowadzić się we

dwoje.

Elise odwróciła się w jej stronę.

- I zamierzacie się pobrać?

Matka skinęła, rumieniąc się. Jej oczy promieniały szczęściem.

- Wiem, że nie jest to dla ciebie zaskoczeniem. To znaczy, że zdecydowaliśmy

się na ślub już teraz. Nie trzeba nam wiele miejsca. Wystarczy pokój i kuchnia. Ale

nawet małych mieszkań w ogóle nie można znaleźć.

background image

Elise nie zdobyła się na to, by spytać wprost, więc zmierzała do sedna okrężną

drogą.

- Kiedy mieszkaliśmy w czynszówce Andersengarden, było nas sześcioro. A

więc i wy zmieścicie się chyba w pokoiku z kuchnią.

- Na pewno, jest nas tylko troje. Elise zmarszczyła brwi.

- Masz na myśli troje dzieci?

Pani Loylien przez moment patrzyła na córkę, nie rozumiejąc. Po chwili

oszołomienie ustąpiło miejsca przerażeniu.

- Chyba nie chcesz powiedzieć, że Peder i Kristian mają się wyprowadzić z

nami?

- Myślałam, że to ty jesteś ich matką.

- Ależ Elise? - Matka wpatrywała się w nią ze strachem w oczach. - Mogłabyś

się rozstać z Pederem i Kristianem?

- Nie, muszę przyznać, że bardzo by mi ich brakowało, ale nie rozumiem, jak

ty mogłabyś ich zostawić.

- Zapominasz, że byłam poważnie chora i nadal jeszcze całkiem nie

wyzdrowiałam. Lekarz mówi, że muszę na siebie bardzo uważać, bo inaczej może

nastąpić nawrót choroby. Zajmowanie się trójką dzieci to ponad moje siły.

- Pan Hvalstad jest w stanie zapewnić ci utrzymanie, żebyś nie musiała tkać

chodników z gałganków albo pomagać Magdzie w sklepie.

- Kanceliści nie zarabiają Bóg wie ile. Elise ciężko zaczerpnęła powietrza.

- Nie musimy o tym dyskutować teraz. Jeżeli nie będziecie mogli znaleźć

sobie mieszkania, możecie na razie mieszkać tutaj. Porozmawiam o tym z

Emanuelem, kiedy wróci.

Matka uśmiechnęła się.

- Dziękuję, Elise. Zawsze byłaś dobrą córką. Pójdę na górę na poddasze i

powiem o tym Asbjornowi.

Uśmiechnęła się zadowolona, odwróciła się i szybko wyszła na korytarz.

Elise stała w milczeniu, słuchając, jak matka wchodzi na górę po stromych

schodach. Jak zwykle matka usłyszała tylko to, co chciała usłyszeć. Co na to powie

Emanuel, że wszyscy będą musieli się gnieździć w tym „kurniku”, jak to określił pan

Ringstad? Dla niej to niemal raj, ale, jak matka Emanuela stwierdziła, „Jak ty byś się

czuła, gdybyś musiała mieszkać kątem u innych?” To byłoby nie do wytrzymania.

Może Emanuel powie to samo o zamieszkiwaniu w domu majstra w siedem, a

background image

wkrótce w osiem osób?

Pokręciła głową z niedowierzaniem. Jak matka mogła uznać za oczywiste, że

chłopcy tu zostaną, podczas gdy ona się wyprowadzi?

Jedno było w każdym razie pewne: nie da Pederowi i Kristianowi odczuć, że

nie są mile widziani w swym własnym domu!

Otworzyły się drzwi i do kuchni wszedł Evert. Z trudem łapał powietrze, był

blady i miał spocone czoło.

- Chyba muszę na chwilę usiąść. Gwiazdy mi wirują przed oczami.

Elise pomogła mu usiąść na skrzyni na drewno, która stała blisko pieca.

- Jeszcze ci nie przeszło, Evercie?

- Nie. Po prostu jeszcze przez jakiś czas nie mogę tyle biegać.

- Zawołam resztę dzieci, to posiedzicie sobie przy stole, powycinacie zdjęcia z

gazety i pobawicie się w teatrzyk kukiełkowy. Staram się nie brać do rozpalania w

piecu tych gazet, w których jest najwięcej zdjęć.

Szarobiała twarz Everta zrobiła się ogniście czerwona. Chłopiec rozpiął

koszulę i ciężko oddychał.

- Chyba odprowadzę cię do domu, Evercie. Nie wyglądasz dobrze. Masz tu

kilka kasztanów i włóż je do kieszeni spodni. Dam ci się jeszcze napić łyk alkoholu.

Piecze w gardło, ale pomaga. - W pośpiechu wyszła do salonu i znalazła butelkę

Emanuela. Następnie nalała trochę do szklaneczki.

Evert wzdrygnął się i pociekły mu łzy, ale przełknął wódkę.

- Myślę, że już jestem całkiem zdrowy - rzekł zadowolony. Jego wzrok

ześliznął się tęsknie na stół, gdzie leżały stare gazety.

- Masz pewnie wielką ochotę pobyć z nami jeszcze trochę i pobawić się w

teatrzyk, prawda?

Przytaknął.

Elise uchyliła drzwi i zawołała dzieci do środka. Wkrótce cała piątka siedziała

przy stole.

Matka nadal była na poddaszu.

Elise usiadła na skrzyni na drewno i zaczęła łapać oczka w pończochach. Od

czasu do czasu zerkała zmartwiona w stronę Everta. Był niepokojąco blady; Elise nie

podobało się, że jest mu na przemian to zimno, to gorąco. Akurat w tej chwili miał

wypieki na policzkach, chociaż w kuchni wcale nie było za gorąco i już dawno zdołał

ochłonąć po zabawie na dworze. Pani Berg powinna go zaprowadzić do lekarza,

background image

pomyślała.

Przypomniała się jej rodzina Isaksenów i mała Gudny. Wynajmowali jeden z

pokoików w mieszkaniu pani Albertsen. Pani Isaksen była przekonana, że Gudny ma

przewlekłą grypę. Kiedy dziewczynka budziła się nad ranem, była mokra od potu, i

tak się ciągnęło miesiącami. Po jakimś czasie zaczęła kasłać. Pan i pani Isaksen roz-

mawiali o tym, żeby pójść do lekarza, ale postanowili jeszcze poczekać i obserwować

dziecko. No bo jeśli to nie grypa, tylko coś o wiele, wiele gorszego? - mówiła pani

Isaksen do pani Evertsen, jak sobie Elise przypominała. Najgorsze to stracić nadzieję,

mówiła matka małej, i usłyszeć, jak lekarz mówi: nic tu się nie da zrobić. Gudny

czuła się coraz gorzej i gorzej, aż wreszcie przyszedł lekarz. Tej samej nocy

dziewczynka zaczęła pluć krwią. Nie było już wątpliwości: Gudny zapadła na

suchoty, „białą dżumę”.

Dwa dni później mała Gudny umarła. Rodzice pięknie ją przystroili i wszyscy

z kamienicy przyszli się z nią pożegnać.

Elise zadrżała na sarną myśl. Znowu zerknęła na Everta. Od czasu, kiedy tu

przyszedł, nie słyszała, żeby kasłał, raz tylko, kiedy spotkała go wcześniej na ulicy.

Gdyby miał suchoty, kasłałby dużo częściej.

Gdy tylko o tym pomyślała, Evert zaniósł się kaszlem. Elise pośpiesznie

wstała.

- Myślę, że powinieneś pójść do domu i się położyć, Evercie. Lepiej zajrzyj do

nas innym razem, to pobawicie się w teatrzyk.

Evert wydawał się bardzo rozczarowany, a i Peder protestował, ale Elise nie

odważyła się zmienić zdania.

Na wszelki wypadek postanowiła go odprowadzić. Kristian spojrzał na nią

zdumiony, Anne Sofie przestraszyła się, ale Elise zapewniła ją, że zaraz wróci.

Na dworze mocno wiało, nie zdążyli dojść dalej niż do połowy drogi, kiedy

zaczęło padać.

- Chodź, Evercie, podbiegniemy.

Wzięła chłopca za rękę i zaczęli biec. Nie powinien zmoknąć, zwłaszcza gdy

jest tak zimno, a on nie ma nawet kurtki.

Poszła z nim aż na pierwsze piętro i zapukała do mieszkania pani Berg. Evert

ciężko oddychał.

- To ty, Elise? O, jesteś wreszcie, Evercie. A myślałam, że już zapomniałeś,

gdzie mieszkasz.

background image

- Przyszedł do nas na chwilę, ale zauważyłam, że nie jest całkiem zdrowy.

Może powinien obejrzeć go lekarz, pani Berg?

Pani Berg spojrzała na Elise przestraszona.

- Czy to konieczne?

- A czy nie od dawna źle się czuje?

- No tak, ale... - Zwróciła się do Everta. - Chyba już nie jesteś chory, prawda,

Evercie?

Evert pokręcił głową, a zaraz potem złapał go atak kaszlu.

Elise wracała do domu. Martwiła się o Everta. Jeśli Evert zapadł na suchoty...

Nie mogła nawet o tym myśleć.

Kiedy już miała skręcić w ostatnią ulicę prowadzącą do domu, wpadła prosto

na jakąś ciemną postać.

- Johan?

- Elise? - roześmiał się. - Chyba mnie nie prześladujesz? Roześmiała się w

odpowiedzi, ale zaraz spoważniała.

- Odprowadziłam Everta do domu. Wydaje mi się, że jeszcze nie całkiem

wyzdrowiał.

- Zaraz i ty będziesz chora, skoro wychodzisz w taką pogodę. - Zdjął z siebie

kurtkę i narzucił na jej ramiona, potem ściągnął cyklistówkę i włożył jej na głowę. -

Tak, teraz możesz biec do domu.

Zaśmiała się.

- Nie mogę przecież iść w twoim ubraniu!

- Czy ktoś słyszał takie bzdury? Biegnij do domu, powiedziałem. Nie chcę cię

mieć na sumieniu, jeśli nabawisz się zapalenia płuc, skoro pozwoliłem ci moknąć na

deszczu w samym tylko cienkim szalu, który wiatr przeszywa na wskroś.

Ponownie się roześmiała.

- Miałbyś mieć wyrzuty sumienia, bo mi brakuje rozsądku?

- Bez dyskusji. No, zmykaj! - odwrócił się od niej i pobiegł w stronę

Andersengàrden.

Elise, uśmiechając się, wracała do domu. Musiała przyznać, że dobrze było

mieć coś na głowie, a na ramionach kurtkę, która chroniła przed deszczem i wiatrem.

Jednak obawiała się, że kogoś spotka. Musiała komicznie wyglądać.

Gdy tylko stanęła w drzwiach, matka i chłopcy spojrzeli na nią zdumieni.

Larsine najwidoczniej już odebrano, a Anne Sofìe poszła na górę położyć się spać.

background image

- O rany! Wybierasz się na bal przebierańców? - Kristian popatrzył na nią,

mrużąc oczy, nie bardzo wiedząc, jak to potraktować.

Peder natomiast uśmiechnął się od ucha do ucha.

- Teraz wyglądasz jak majster.

- Jak Paulsen? - Elise roześmiała się. - On chyba nie chodzi w cyklistówce i

bawełnianej kurtce, lecz w czarnym fraku i meloniku.

- Ale ma duży brzuch. Elise roześmiała się.

- Ta czapka przypomina mi czapkę Johana - matka spojrzała na nią z dziwnym

wyrazem twarzy.

- Bo jest jego. W powrotnej drodze natknęłam się przypadkiem na Johana. Na

dworze leje jak z cebra, więc uparł się, żebym pożyczyła jego czapkę i kurtkę, by nie

nabawić się zapalenia płuc.

- Phi! - prychnęła matka poirytowana. - Od kiedy to ludzie pracy dostają

zapalenia płuc od przemoknięcia? Całą zimę chodzimy w przemoczonych ubraniach.

Elise jęknęła w duchu. Matka znowu stała się podejrzliwa.

- W każdym razie udało mi się odprowadzić Everta do domu, zanim całkiem

zmókł - rzekła, żeby zmienić temat. - Nie podoba mi się kolor jego twarzy ani to, że

ciągle pot mu się skrapla na czole. Tuż przed wyjściem dostał ataku kaszlu.

Matka posłała jej przerażone spojrzenie.

- Chyba nie sądzisz, że...

- W głębi duszy mam taką nadzieję, ale długo był chory. Mówiłaś, że czuje się

lepiej, ale dziś na to nie wyglądało. Zapytałam panią Berg, czy nie powinna pójść z

nim do lekarza, aie zobaczyłam, że się przestraszyła. Dokładnie tak jak kiedyś pani

Isaksen...

Matka odwróciła się w stronę pieca, pochyliła się i dołożyła drewna. Elise

zrozumiała, że nie chce pokazać, o czym myśli.

- Musicie uważać, kiedy przebywacie razem z Evertem, chłopcy - mówiła

dalej Elise. - Nie rozmawiajcie o tym, żeby go nie przestraszyć, ale odwracajcie się,

kiedy kaszle.

Skinęli głowami. Rozumieli, że nie żartuje. Elise upomniała samą siebie, że

koniecznie musi pamiętać o oddaniu rzeczy Johanowi następnego dnia.

W środę pan Hvalstad stanął w drzwiach ożywiony, kiedy mieli siadać do

obiadu, i oznajmił uroczystym głosem:

- Pojutrze Korpus Strzelców wraca do domu!

background image

Pani Lovlien i Elise odwróciły się ku niemu z radością.

- Czy to prawda? Skinął głową z uśmiechem.

- Przemaszerują z Ostbanestasjonen do twierdzy: w górę ulicą Karl Johan do

Grand Hotelu, stamtąd Rosenkranzgaten, Stortingsgaten, Prinsens gate i Kirkegaten.

Na pewno dużo ludzi wyjdzie ich witać i wiwatować na ich cześć, a wielu zażądało,

by wydłużyli trasę przemarszu. - Czy nie będzie lekcji? - Peder z nadzieją wpatrywał

się w pana Hvalstada.

- Tego nie wiem, Pederze, ale nie wiadomo też, kiedy przybędą, czy przed, czy

po skończonych lekcjach. Najpierw przejdą z Lier do Kongsvinger, a tam na pewno

będą witani kwiatami i okrzykami radości. Następnie udadzą się pociągiem do

Kristianii; po drodze na stacjach kolejowych zbiorą się tłumy ludzi, wiwatujące na ich

cześć. Może będziecie mogli poprosić o wolne popołudnie w pracy? Dorożkarz

Karlsen z pewnością nie będzie miał nic do roboty, gdy połowa mieszkańców

Kristianii zgromadzi się w dole Karl Johan. To samo pewnie dotyczy twojego sklepu,

Kristianie. Jeśli powiecie, że wasz ojciec jest wśród strzelców, jestem pewien, że wasi

pracodawcy się zgodzą.

Chłopcy zaczęli klaskać w ręce, krzyczeć „hurra!”, ciesząc się już teraz.

Elise stała w milczeniu i przyglądała się im. Zastanawiała się, czy tylko ona

zwróciła uwagę, że pan Hvalstad powiedział „wasz ojciec”. Widocznie tak to

rozumiał: Elise była matką, Emanuel ojcem, a Jensine jego ukochaną, wolną kobietą,

która w każdej chwili może się z nim wyprowadzić, gdy tylko znajdą mieszkanie.

Teraz jesteś okropna, Elise, rzekła do siebie. Wiedziała, że nie miałaby nic

przeciwko temu, ale co innego, gdy inni traktują to jak oczywistość.

Pan Hvalstad miał rację, że przyjdzie mnóstwo ludzi, pomyślała Elise, kiedy

razem z chłopcami stała na chodniku przy Kirkeristen i czekała, aż Korpus Strzelców

przemaszeruje w górę ulicy Karl Johan. Zebrały się prawdziwe tłumy, wszyscy się

przepychali i Elise z Kristianem i Pederem. musieli walczyć, by utrzymać miejsca z

przodu, które udało im się zająć. Kiedy spojrzała w stronę dworca kolejowego,

odniosła wrażenie, jak gdyby w połowie października obchodzili święto

Siedemnastego Maja. Ludzie wystawiali głowy przez okna, machali, krzyczeli

„hurra!”, a wśród wszystkich tych, którzy zgromadzili się na chodniku, wielu

trzymało bukiety kwiatów. Panował świąteczny nastrój i powszechna radość, jakiej

nigdy jeszcze nie widziała.

- Idą! - zawołał mężczyzna w średnim wieku w słomkowym kapeluszu. Stał

background image

tuż obok, po jego policzkach płynęły łzy. Z pewnością miał syna wśród strzelców i

może obawiał się, że już nigdy go nie zobaczy, pomyślała Elise.

Niedługo potem usłyszeli Marsza strzelców i po chwili ujrzeli, jak słońce

odbija się w błyszczących instrumentach i w bagnetach długiego szeregu

maszerujących żołnierzy z przywódcą korpusu i jego adiutantem jadącymi na przedzie

na białych koniach. Żołnierze, których w sumie było kilkuset, maszerowali

czwórkami. Ciekawe, czy Emanuel szedł bliżej nich, czy może z drugiej strony.

Ludzie wymachiwali chusteczkami i kwiatami, wołali „hurra!” i płakali i

ś

miali się na przemian. Większość mężczyzn miała na głowach meloniki, a kobiety

ś

redniej wielkości kapelusze. Elise zauważyła, że nieliczni włożyli cylindry.

Peder był tak podniecony, że nie mógł ustać spokojnie na miejscu, dreptał i

podskakiwał, rozglądał się dokoła i chciał widzieć wszystko naraz. Zarówno

dorożkarz Karlsen, jak i właściciel sklepu, w którym pracował Kristian, byli tak mili,

ż

e pozwolili chłopcom zrobić sobie wolne, gdy usłyszeli, że z Korpusem Strzelców

wraca do domu ich „ojciec”. Słyszeli, że żołnierze przyjadą dodatkowym pociągiem,

który przybędzie na dworzec o wpół do trzeciej, a więc zdążyli skończyć lekcje.

Właśnie mijali ich dowódca korpusu i jego adiutant - siedzieli wyprostowani i

sztywni na końskich grzbietach. Potem jechała orkiestra, która grała tak skocznie i

ż

ywo, że ludzie przytupywali do taktu. Teraz Elise i chłopcy mogli zobaczyć długi

rząd strzelców, ciągnący się od samego dworca.

Mężczyzna obok Elise zwrócił się do niej:

- Nigdy Norwegia nie była tak dobrze przygotowana do wojny, jak w tym

roku. Czy zdaje sobie pani sprawę, że ponad dwadzieścia tysięcy żołnierzy czekało

pod bronią i że wszystkie fortyfikacje przygraniczne były w pełni obsadzone?

Elise pokręciła głową. Rozumiała, że mężczyzna musiał z kimś porozmawiać,

dziwiła się, że zwraca się do takiej biednej robotnicy jak ona. Wyglądało na to, że dziś

radość była tak wielka, że wyrównywała różnice klasowe, w każdym razie na chwilę.

- Rozmawiałem przez telefon z przyjacielem - mówił dalej mężczyzna. - Jest

jednym z oficerów, którzy właśnie wracają z Kongsvinger. Wczoraj dowódca korpusu

przybył do Lier, żeby odsłonić pomnik, który wykuli strzelcy i ustawili na szczycie

starego kurhanu. Kamień został wzniesiony na pamiątkę mężnych żołnierzy, poleg-

łych na przełomie roku tysiąc osiemset ósmego i tysiąc osiemset dziewiątego oraz w

roku tysiąc osiemset czternastym. - Uśmiechnął się do Elise. - Możemy być

szczęśliwi, że tym razem obyło się bez ofiar. Lecz, jak powiedział pułkownik w

background image

swojej przemowie: „Jeżeli kiedykolwiek będzie to konieczne, wiemy, że zawsze

znajdą się Norwedzy, którzy wykażą się odwagą i wolą ofiarowania życia i krwi dla

Norwegii, naszej drogiej ojczyzny”.

Elise skinęła głową, ale nie wiedziała, co powiedzieć. Mężczyzna wydawał się

taki dostojny.

- Wieczorem mieli wielką uroczystość - mówił jegomość z ożywieniem. - Z

wielkim ogniskiem, muzyką, tańcami. Wiele dziewcząt z tamtejszych stron chętnie

zawierało znajomość z naszymi dzielnymi żołnierzami. - Roześmiał się cicho. - Z

pewnością dziś w nocy i rano na dworcu w Kongsvinger miało miejsce sporo

rozdzierających serce rozstań. Mój syn napisał list, że omal się na śmierć nie zakochał

w córce jednego z okolicznych gospodarzy, ale się opamiętał. Zdaje sobie sprawę, że

pokrzyżowałoby to moje plany względem niego - dodał otwarcie.

- Widzisz go? - Peder wyciągał szyję i niemal nie był już w stanie dłużej

wytrzymać napięcia. - Wszyscy wyglądają tak samo w jednakowych czapkach i

mundurach, nie mam pojęcia, jak go rozpoznam.

Mężczyzna się roześmiał.

- Musisz wymachiwać rękami i wołać go po imieniu, to może cię zobaczy.

Peder uczynił tak, jak mu ów człowiek poradził, zaczął machać rękami, ale nie

miał odwagi krzyczeć.

- Czekasz na swojego ojca? - dopytywał się jegomość. Peder skinął głową.

- Nazywa się Emanuel i pochodzi z wielkiego dworu, gdzie jest dużo koni,

owiec i świń.

- Co ty powiesz? To ciekawe. I przebyliście tak długą drogę, żeby tatę

przywitać? A gdzie mieszkacie?

- W domu majstra - Peder z dumą spojrzał na mężczyznę.

- No proszę. Pewnie twoi dziadkowie nadal zajmują się gospodarstwem i

mieszkają zaraz obok?

Peder pokręcił głową.

- Moja babcia umarła, zanim się urodziłem. Mój dziadek tak samo. Ale ojciec

mego ojca był Cyganem i nikt nie wie, co się z nim dzieje.

Elise skuliła się, a Kristian szturchnął Pedera. w bok, żeby wreszcie zamilkł,

ale Peder, kiedy już zaczął i kiedy znalazł słuchacza, który był w stanie go słuchać,

nie mógł przestać gadać.

- Mój tato wpadł do rzeki, rozumie pan. Upił się i nie widział mostu.

background image

- Wydawało mi się, że mówiłeś, że twój ojciec jest wśród strzelców?

W tej samej chwili dostrzegli Emanuela - szedł w środku szeregu i jeszcze ich

nie zauważył.

- Emanuel! - Peder wymachiwał rękami ze wszystkich sił, skakał i tańczył. -

Jesteśmy tutaj!

Emanuel odwrócił się w stronę, skąd dochodził głos, jego twarz rozjaśnił

szeroki uśmiech, kiedy zobaczył swych bliskich.

- Dlaczego on nie macha? - spytał Peder rozczarowany.

- Nie może machać, bo niesie bagnet - wyjaśnił Kristian cierpliwie, choć

pewnie wstydził się za brata.

- O, a tam idzie mój syn! - zawołał radośnie mężczyzna stojący obok nich.

Uniósł prawą dłoń i pomachał, a lewą ocierał łzy.

Peder spojrzał na niego.

- Płacze pan? - w jego głosie brzmiały zdumienie i współczucie.

- Peder! - Elise posłała mu surowe, karcące spojrzenie.

- Płaczę z radości, mój chłopcze. To mój jedyny syn, jedyne dziecko, które

mam, a moja żona odeszła cztery miesiące temu.

Peder w milczeniu przez chwilę przyglądał się mężczyźnie dużymi okrągłymi

oczami.

- W takim razie musi pan być biedny. Mama mówi, że pieniądze nie są ważne,

ale to, czy masz kogoś, kogo kochasz.

Jegomość uśmiechnął się i pogładził Pedera po niesfornej czuprynie.

- Całkiem słusznie, mój chłopcze. Ty, który masz ojca i w niebie, i pośród

strzelców, mamę, która się tobą opiekuje, i starszego brata, który ci pomaga, jesteś

bogaty.

Peder najpierw popatrzył na niego ze współczuciem, a potem rozpromienił się.

- Może znajdziesz sobie nową żonę? Panu Hvalstadowi się udało! Zakochał

się w mojej mamie. Ale to nic nie szkodzi, bo mam Elise. - Uśmiechnął się do niej z

dumą.

Elise poczuła, że zapłonęły jej policzki. Co zrobić, żeby ten chłopak wreszcie

zamilkł?

Kompania strzelców już przeszła i ludzie ruszyli za nią równym, gęstym

strumieniem.

Dziwne, ale ów miły pan nadal trzymał się tuż obok, choć Elise spodziewała

background image

się, że będzie próbował się od nich odłączyć.

- Jak się nazywasz, młody człowieku? - spytał Pedera.

- Peder Lovlien. Mój tato nazywał się Mathias Lovlien i był marynarzem,

zanim poszedł do pracy do tkalni i zaczął pić.

- A ta młoda pani, która idzie obok ciebie, to nie twoja mama, jak sądziłem,

ale pewnie siostra?

- Jest w pewnym sensie i jedną, i drugą, rozumie pan. Mama zachorowała na

suchoty i nie mogła pomagać ani Kristianowi, ani mnie. I odkąd wróciła z sanatorium,

jakby zapomniała, jak to jest być mamą.

- A twoja siostra ma pracę?

- Przez wiele lat pracowała w fabryce, ale teraz nie ma pracy, bo znalazła męża

i ma dziecko w brzuchu. Wie pan co? Emanuel jest właściwie moim szwagrem. Był

nawet w Armii.

- Masz na myśli Armię Zbawienia? W takim razie to na pewno dobry

człowiek. Ludzie, którzy tam pracują, robią dużo dobrego.

- Tak, dostałem od niego buty zimowe ze świątecznych garnków, bo strasznie

marzły mi nogi. Podeszwy całkiem popękały i zrobiły się dziury, przez które wpadał

mi do środka śnieg, aż siniały mi palce stóp. Ale Emanuel musiał odejść z Armii, bo

nie wolno mu było się ożenić z dziewczyną bez munduru. Kiedy Emanuel wróci do

domu, będzie nas przy stole osiem osób, a gdy Kiełbaska przyprowadzi Larsine, to

dziewięć, chociaż mamy tylko sześć taboretów, ale ja mogę siedzieć na skrzyni na

drewno, to mi wcale nie przeszkadza. - Pederowi po prostu buzia się nie zamykała.

Jegomość się nie odzywał. Peder zerknął na niego z ukosa.

- Chyba pan już nie płacze? Mężczyzna uśmiechnął się.

- Nie, już nie płaczę. To były tylko łzy ze szczęścia, rozumiesz.

- Może pan do nas przyjść, my, dzieci, usiądziemy na skrzyni na drewno, a pan

będzie miał cały taboret dla siebie.

Nieznajomy roześmiał się serdecznie.

- Myślę, że masz serce ze złota, młody Pederze. Dziękuję za zaproszenie, ale

nie jestem pewien, czy twojej mamie spodoba się, że przybył jeszcze ktoś do

nakarmienia. I tak jest was dość dużo. Poza tym muszę zająć się moim synem, wiesz.

- Ale może pana syn przywiózł z sobą córkę gospodarza? Zanim się pan

zorientuje, urodzi im się dziecko i już nie będzie pan taki biedny. Jak się pobiorą, to

już pójdzie szybko. Niech pan spojrzy na Elise. - Roześmiał się.

background image

Elise mocno ścisnęła Pedera za rękę, a potem zwróciła się do nieznajomego.

- Proszę wybaczyć, chłopak tak się ożywia, gdy zobaczy, że ktoś chce go

słuchać, już nie wiem, co robić, żeby się zachowywał, jak należy.

- Myślę, że rozmowa z nim to przyjemność, proszę pani, zwłaszcza miło się

słucha jego zabawnych komentarzy.

Elise uśmiechnęła się zakłopotana. Po raz pierwszy ktoś nazwał ją „panią”.

Ten mężczyzna nie jest widocznie taki jak inni.

Dotarli do placu przy twierdzy, gdzie batalion przemaszerował w otwartym

czworoboku; plac wypełnił się krewnymi żołnierzy i widzami, zrobiło się czarno od

ludzi.

Pułkownik wygłosił przemówienie i skierował gorące podziękowania zarówno

do żołnierzy, jak i do dowództwa za wspaniałą postawę, jaką się wykazali w tym

jakże ważnym czasie. Następnie podziękował im za ofiarność i radość ze spełnianego

obowiązku wobec ojczyzny, i to zarówno z bronią, jak i łopatą.

Potem oddziały rozproszyły się i wszyscy zaczęli szukać swoich bliskich.

Kristian dostrzegł Emanuela i energicznie pociągnął za sobą Elise. W tej samej

chwili Elise usłyszała, jak jegomość mówi do Pedera tuż za jej plecami:

- Masz tu, mój chłopcze, schowaj to do kieszeni i daj swojej dzielnej siostrze.

Ż

yczę wam miłego dnia.

Peder chwycił Elise za rękę, ale nie mogła się zatrzymać, bo Kristian

pociągnął ją w swoją stronę.

Dopiero kiedy trochę odeszli, odwróciła głowę.

- Czy on ci coś dał, Pederze?

Peder włożył rękę do kieszeni i wyjął stukoronowy banknot. Przyglądał się

pieniądzom jak oniemiały, a potem zerknął na Elise, jak gdyby zrobił coś złego.

- Wsunął mi to do kieszeni!

Elise rozglądała się w poszukiwaniu nieznajomego, ale zniknął bez śladu.

Nagle usłyszała swoje imię i zobaczyła, że Emanuel zbliża się ku nim

szybkimi krokami. Za chwilę utonęła w jego ramionach.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY

Matka nakryta do stołu na ich przyjście, upiekła biszkopty i zrobiła kawę,

położyła odświętny obrus i wyjęła porcelanowe filiżanki. Zarówno ona, jak i pan

Hvalstad i Anne Sofię włożyli niedzielne ubranie. Larsine, która nie miała się w co

background image

przebrać, pożyczyła od pani Lovlien elegancki szal i zarzuciła na ramiona, jego

frędzle zamiatały podłogę.

Peder pierwszy wpadł do domu jak burza.

- Mamo, mamo, wiesz co? Dostałem sto koron od bogatego pana w cylindrze,

ale one nie są dla mnie, tylko dla Elise, i nie wiadomo, czy on przyjdzie, chociaż

powiedziałem, że może siedzieć na osobnym taborecie!

Matka była tak oszołomiona, że z wrażenia zapomniała powitać Emanuela;

stanęła jak wryta i spojrzała na Pedera.

- Sto koron...?

Elise pośpieszyła z wyjaśnieniem i krótko opowiedziała, co się stało.

Matka wydawała się wstrząśnięta.

- Nie wolno przyjmować pieniędzy od obcych, a poza tym nie jesteśmy

ostatnimi biedakami, którzy muszą otrzymywać jałmużnę od panów w cylindrach!

Uśmiech na ustach Pedera zgasł, chłopiec spojrzał na matkę zawstydzony.

- Myślę, że powinnaś wysłuchać całej historii, zanim coś powiesz - rzekła

Elise spokojnie. - Przypuszczam, że Peder powiedział temu człowiekowi coś, co dało

mu do myślenia i czego długo nie zapomni. Sto koron nie było jałmużną, lecz

podziękowaniem.

Skoro Peder mu coś dał, mężczyzna miał prawo okazać wdzięczność. On i

Peder zgodzili się co do jednej ważnej rzeczy: że to nie pieniądze się liczą, ale to, by

mieć kogo kochać. Peder uznał, że ten człowiek jest biedny, i mu współczuł, bo miał

tylko jednego syna, a jego żona zmarła. Jegomość zaś stwierdził, że Peder jest bogaty,

ponieważ ma rodzinę, w której do stołu siada siedem lub osiem osób.

Pani Lovlien nie wydawała się przekonana.

- Ale co Peder miał na myśli, mówiąc, że nie wiadomo, czy ten człowiek

przyjdzie, choć miał dostać osobny taboret do siedzenia?

Elise uśmiechnęła się.

- Peder zaprosił nieznajomego do domu, ale ten mężczyzna nie był pewien,

czy się ucieszysz z jego odwiedzin.

- Ależ Pederze! - matka spojrzała na niego wzburzona. - Jak mogło ci przyjść

do głowy, żeby zapraszać do domu obcych ludzi?

- Mówiłaś, że „kto ma miejsce w sercu, znajdzie miejsce w domu”, a ten

człowiek potrzebował trochę serca, rozumiesz.

Emanuel uśmiechnął się.

background image

- Zgadzam się z Elise. Mężczyzna dał Pederowi pieniądze nie z litości lub

współczucia, ale ponieważ uznał, że i on coś otrzymał. Proponuję, żeby schować

pieniądze do blaszanego pudełka Elise i wydać je na coś dobrego do jedzenia. A teraz

zapomnijmy na chwilę o tym nieszczęsnym człowieku i uczcijmy nasz wielki dzień.

Nie zdążyli usiąść do stołu, gdy rozległo się pukanie do drzwi i do środka

zajrzał Evert.

- Witaj, Evercie! Wejdź, to razem będziemy świętować! - Elise przyniosła

jeszcze jeden stołek z kuchni. Musieli dostawiać stołki - na sofie i wyściełanych

krzesłach Emanuela nie starczyło miejsca dla wszystkich.

- Przyniosłem to od pani Berg. - Evert podał Elise brązową papierową torbę.

W środku był świeżo upieczony chleb słodowy. - Chciałem tylko się przywitać i

złożyć życzenia. Chleb jest niemal jak w przepisie, tylko jest niedużo syropu, a więcej

piwa.

Elise spojrzała na pachnący, ciepły chleb i ślinka jej pociekła.

- Jak to miło z jej strony. Pozdrów ją i serdecznie podziękuj.

Kiedy wszyscy usiedli do stołu, Peder rozejrzał się zadowolony i rzekł:

- Jeżeli ten pan przyjdzie, to będzie nas dziesięcioro. Matka posłała mu

niespokojne spojrzenie.

- Chyba nie sądzisz, że on przyjdzie? Elise roześmiała się.

- Naturalnie, że nie, mamo, nie wie nawet, gdzie mieszkamy. Kristian,

opowiedz mamie i panu Hvalstadowi, jak było dziś w mieście.

Kristian zaczął opowiadać o zatłoczonych chodnikach wzdłuż ulicy Karl

Johan, o tych wszystkich ludziach, którzy wystawiali głowy przez otwarte okna i

machali, o morzu czarnych meloników i cylindrów oraz damskich kapeluszy, które

ciągnęło się aż do dworca.

- Myślę, że od Siedemnastego Maja nie było tu jeszcze tyle ludzi. Wszyscy

machali i wiwatowali, gdy żołnierze wreszcie się pojawili - zakończył.

- A mój kolega miał łzy w oczach, ponieważ siadał do stołu tylko z synem -

dodał Peder. - Uważam, że powinniśmy go zaprosić, mamo.

Pan Hvalstad wyglądał jak wielki znak zapytania.

- Najpierw nazywasz go „panem”, a zaraz potem mówisz o nim „mój kolega”.

O kim ty mówisz, Pederze?

- Był panem w cylindrze, lecz został moim kolegą, bo rozmawialiśmy ze sobą,

rozumiesz.

background image

Pan Hvalstad posłał Elise zdziwione spojrzenie.

- Czy to tylko fantazja? Elise roześmiała się.

- Peder wdaje się w rozmowę z każdym. Ci obaj rzeczywiście stali się niemal

przyjaciółmi. Peder wysłuchał jego smutnej historii o tym, że żona tego jegomościa

nie żyje i że jeden z powracających żołnierzy jest jego jedynym synem, a potem pan w

cylindrze dowiedział się wszystkiego o nas.

- Teraz kłamiesz, Elise. - Peder spojrzał na nią surowo. - Najpierw zaczepił

ciebie. Nie odzywał się do mnie, tylko opowiadał ci o żołnierzach, którzy zakochali

się w dziewczynach z Kongsvinger.

Pan Hvalstad zwrócił się do Elise.

- Tak po prostu zaczął z wami rozmawiać? Elise skinęła głową.

- Myślę, że czuł się samotny i potrzebował z kimś porozmawiać. Stał obok nas

i po prostu zaczął opowiadać, jak gdyby znał nas od zawsze. Wydaje mi się, że nawet

nie zwrócił uwagi na to, skąd pochodzimy. Miał przyjaciela, który był oficerem w

Korpusie Strzelców i który do niego zadzwonił i opowiedział c przemówieniu puł-

kownika i odsłonięciu pomnika na cześć poległych w tysiąc osiemset ósmym i tysiąc

osiemset czternastym roku.

- Zadziwiające. - Pan Hvalstad popatrzył na Elise zdziwiony. - Nigdy o tym

nie słyszałem.

Pani Lovlien zerknęła na Emanuela.

- Czy to prawda, że wielu strzelców znalazło sobie narzeczone w

Kongsvinger?

W tej samej chwili Evert zaniósł się kaszlem. Kaszlał tak okropnie, że Elise

wyprowadziła go do kuchni i poczekała, aż mu przejdzie.

- Często tak kaszlesz, Evercie? Przytaknął.

- Pojawia się krew?

Pokręcił głową, wziął czerpak i napił się kilka łyków wody. W tej samej chwili

Elise przypomniała sobie, co pani Berg mówiła o higienie i przyczynach tak dużej

liczby zachorowań. Wzięła czajnik z kawą i wylała nieco gorącej kawy na czerpak w

miejscu, gdzie Evert dotknął go ustami.

Evert przyglądał się temu zdumiony.

- Po co to robisz?

- Żeby Peder nie zaczął kaszleć tak jak ty.

Spojrzał na nią dziwnie, wzruszył ramionami i pośpieszył do salonu.

background image

- A teraz opowiedz trochę o służbie w straży granicznej, Emanuelu - usłyszała

Elise głos matki, kiedy wchodziła do salonu. - Gdy usłyszeliście, że nie będzie wojny,

to na pewno nie mogliście się doczekać, kiedy wreszcie będziecie w domu?

Emanuel skinął głową.

- Nudziliśmy się. Żeby temu jakoś zaradzić, pułkownik przysłał nam korpus

ż

ołnierzy grających w orkiestrze i wieczorami odbywały się występy komików,

tancerzy i śpiewaków. Rozpalaliśmy wielkie ognisko, niektórzy tańczyli.

Ś

piewaliśmy. Więcej nie ma co o tym mówić.

- A więc wynikały z tego same korzyści, że w okolicy mieszkali chłopi.

- Tak, tylko z jednym z nich nie dało się dogadać. Nazwał nas łazęgami,

ponieważ nie chcieliśmy poganiać dla niego koni w kieracie; mówił, że w porównaniu

z wojakami z tysiąc osiemset czternastego roku jesteśmy kiepskimi żołnierzami.

Elise popatrzyła na Emanuela, nie rozumiejąc.

- Co to jest kierat?

- Koń ciągnie jeden koniec dyszla i chodzi dookoła. Drugi koniec jest

przymocowany do koła zębatego. Używa się tego do nabierania wody i do młócenia

zboża.

Matka zmarszczyła czoło.

- Dlaczego ten chłop był taki nieprzyjemny? Emanuel wzruszył ramionami.

- Nie wiem. Twierdził, że na pewno nie byłoby z nas pożytku, gdyby doszło do

wojny. Irytował nas. Mimo wszystko zostawiliśmy nasze domy gotowi poświęcić

ż

ycie za ojczyznę. Kiedy mieliśmy opuścić jego gospodarstwo, żeby przez kilka dni w

innym miejscu pełnić nieco spokojniejszą służbę, kapitan zaproponował, byśmy trzy

razy krzyknęli „hurra!” na cześć naszego gospodarza w dowód naszej wdzięczności.

Jednak ani jeden z nas nie otworzył ust. Kapitan nie zrozumiał naszego zachowania i

ukarał nas w ten sposób, że nie dał nam przepustki oraz nie pozwolił nam opuszczać

wyznaczonego terenu. W odpowiedzi napisaliśmy do niego list i wyjaśniliśmy powód

naszego milczenia. Przyjął nasze wytłumaczenie.

Pani Lovlien westchnęła z ulgą.

- Jak dobrze, że nie doszło do żadnych walk. Mam nadzieję, że teraz będziemy

mogli żyć w pokoju, że Norwedzy i Szwedzi będą się odnosić życzliwie do siebie

nawzajem.

Emanuel postawił szklaneczki z wódką na stole. Podniósł swoją.

- Wypijmy! Niech żyje wolna Norwegia!

background image

Gdy wszyscy stuknęli się szklaneczkami, zwrócił się do Elise.

- I za nas, za to, że znowu jesteśmy razem, i za naszą przyszłość! Jutro rano

idę zdać swój militarny ekwipunek i odchodzę ze służby. Nie będzie dla nas ze straży

granicznej żadnych laurów, nie mamy się czym chwalić, jednak to niewielki rozdział

w historii Norwegii i znaczący w naszym życiu. Mimo że nie doszło do walk,

zdawaliśmy sobie sprawę z powagi naszego zadania. Tak bardzo chcieliśmy też coś z

siebie dać. Jeśli chodzi o mnie, pobyt poza domem utwierdził mnie jeszcze w jednym,

co wiedziałem już przedtem, że jesteś najlepszą żoną, jaką mogłem znaleźć. Na

zdrowie, Elise!

Pan Hvalstad podskoczył na krześle.

- Przypomniałeś mi o tym, co minister spraw zagranicznych Lovland

powiedział w Stortingu siódmego października. - Czym prędzej wybiegł do kuchni i

wrócił z wycinkiem gazety. Od razu zaczął czytać: - „Świadomość, że granicy strzeże

ofiarne wojsko, dawała poczucie bezpieczeństwa. Nie przygnębiała nas myśl, że nasz

kraj jest bezbronny - wręcz przeciwnie, duch w armii zasługuje na najwyższą

pochwałę: teraz, jak i dawniej w historii, wojsko było naszym wsparciem i broniło

naszego bezpieczeństwa”.

Matka podniosła szklankę i wzniosła kolejny toast.

- Jesteśmy z ciebie dumni, Emanuelu.

Emanuel uśmiechnął się, opróżnił naczynie i nalał znowu. Odkąd wystąpił z

Armii, nie był już taki wstrzemięźliwy jak kiedyś, zauważyła Elise. Z pewnością w

Ringstad nie stronili od wódki.

Rozległo się pukanie do drzwi i weszła Kiełbaska, żeby odebrać Larsine.

- Wejdź, Maren! - zawołała matka z ożywieniem. - Świętujemy powrót pana

Ringstada ze służby w straży granicznej. Chodź, napij się z nami kawy i skosztuj

chleba słodowego, który pani Berg dziś upiekła.

Kiełbaska stanęła w drzwiach zawstydzona, niska i gruba, w brudnym fartuchu

i w chustce na głowie, która opadła nisko na czoło, z plamami od potu pod pachami

rękawów roboczej bluzy. Widać wraca prosto z pracy.

- A mogę?

- Oczywiście, że tak. Pomyśl, jak będzie milo Larsine, że z nami chwilę

posiedzisz.

Kiełbaska z wahaniem weszła do salonu, przyglądając się wielkimi oczami

pięknym meblom Emanuela.

background image

Elise pośpiesznie wyciągnęła jeszcze jedną filiżankę; w serwisie do kawy było

ich dwanaście.

Zwróciła uwagę, że pan Hvalstad nie wydawał się zachwycony pojawieniem

się jeszcze jednego gościa, w dodatku kobiety w poplamionym krwią ubraniu.

Zobaczyła jednak, że dobrze ukrywał swoje niezadowolenie.

Kiełbaska złapała łapczywie największy kawałek chleba na półmisku. Peder

przyglądał się jej zmartwiony i jak zwykle nie zdołał się powstrzymać:

- W chlebie jest piwo, nie możesz zjeść za dużo, bo się upijesz. Kiełbaska

przestała gryźć i z ustami pełnymi jedzenia zerknęła na chłopca przestraszona.

Kristian roześmiał się.

- W piwie słodowym nie ma alkoholu.

Elise i Emanuel wymienili spojrzenia, zrywając boki ze śmiechu.

Gdy tylko matka Larsine wypiła kawę i zjadła kawałek chleba słodowego,

podniosła się od stołu.

- Muszę wracać do domu do pozostałych dzieci. Dziękuję za poczęstunek. -

Uśmiechnęła się, ukazując braki w uzębieniu, wzięła Larsine za rękę i wytoczyła się

za drzwi.

Gdy tylko zniknęła, pan Hvalstad zwrócił się do matki:

- Kto to właściwie był?

Kiełbaska nigdy przedtem ich nie odwiedzała. Przez pierwsze dni zostawiała i

odbierała Larsine na ganku, a teraz dziewczynka wracała do domu sama.

- Pracuje przy wyrobie kiełbasy, jest niezamężna i przygarnęła na wychowanie

trzy sieroty. Larsine jest najmłodsza, dwoje innych na jesieni poszło do szkoły.

- Gdzie ona mieszka?

- Na poddaszu u kowala Andersa, w domu koło inspektora. Evert znowu dostał

ataku kaszlu.

Elise wyprowadziła go do kuchni, żeby nie kaszlał nad stołem. Zwróciła

uwagę, że chłopiec zrobił się bladoszary na twarzy, a kiedy dotknęła jego czoła,

poczuła, że jest wilgotne od potu.

- Uważam, że powinieneś pójść do lekarza, Evercie. Jestem pewna, że panią

Berg stać na to, żeby zapłacić za wizytę. Może ona nie wie, że tak źle się czujesz?

- Mówi, że wszystkie dzieci zimą kaszlą.

- Czy czasami robi ci się na przemian zimno i gorąco?

- Nieraz budzę się cały mokry, a kiedy indziej tak strasznie marznę, że aż

background image

szczękam zębami.

- Tak nie może być. Dzisiaj też odprowadzę cię do domu i powiem pani Berg,

ż

e albo musi wezwać lekarza do domu, albo cię do niego zaprowadzić. Jeśli uważa, że

szkoda na to pieniędzy, ja za ciebie zapłacę. Wiesz, pani Berg jest już stara i

zapomniała, jak to jest mieć dzieci.

Elise zajrzała do salonu.

- Odprowadzę Everta do domu, bo nie czuje się najlepiej.

Emanuel właśnie snuł wesołą opowieść o duchu straszącym w gospodarstwie

Lier. Wielu oficerów widziało ubraną na biało kobietę, która wchodziła do ich pokoi,

nachylała się nad łóżkiem, po czym znikała przez ścianę. Peder i Kristian wpatrywali

się w szwagra z szeroko otwartymi oczami, wstrzymując oddech. Nawet pan Hvalstad

przysłuchiwał się w napięciu i z zainteresowaniem. Elise pomyślała najpierw, że

mogłaby jeszcze wysłuchać z Evertem do końca tej historii, ale w tej samej chwili

Evert znowu zaczął kaszleć. Wymknęła się cicho, żeby nie przeszkadzać, wydawało

się, że nikt nie słyszał, co powiedziała.

Powietrze było zimne. Mroźna mgła unosiła się nad rzeką, na pewno w nocy

chwyci mróz. Elise zaczęła drżeć. Przyśpieszyła kroku. Nie podobało jej się, że

chłopiec wychodzi na dwór tak cienko ubrany.

- Musisz powiedzieć pani Berg, że powinieneś się cieplej ubierać, gdy

wychodzisz. Ona prawie już nie opuszcza domu i nie rozumie, że nadeszła jesień.

- Ona mówi, że często marzła, kiedy była mała. Opowiada, że jadła korę.

Kiedy spadnie jej na podłogę okruszek chleba, żegna się, podnosi go, otrzepuje i

wkłada do ust. A kiedy przechodzi obok szkoły, zagląda do koszy na śmieci na

boisku; jeśli zobaczy, że ktoś z bogatych wyrzucił jedzenie, wyjmuje je i zabiera do

domu.

Elise pokiwała głową.

- Tacy się stajemy, jeżeli nauczyliśmy się skromnie żyć.

Evert znowu dostał ataku kaszlu, kaszel był tak silny, że chłopiec

zwymiotował.

Elise zatrzymała się i przyglądała mu się zmartwiona. Pomyślała z sympatią o

„panu” Pedera i Ansgarze Mathiesenie. Po raz pierwszy w życiu miała dwieście

koron. Czuła się bogata. Teraz mogła zapłacić lekarzowi za zbadanie Everta, a jeżeli

pani Berg uzna, że to niepotrzebne, mogła kupić zdrowe i pożywne jedzenie dla

Pedera i Kristiana i wystarczającą ilość drewna, by przez całą zimę mieli ciepło w

background image

kuchni. Emanuel powiedział, że już od poniedziałku zacznie pracę w kantorze tkalni

płótna żaglowego. Za półtora tygodnia dostanie swoją pierwszą pensję. Jeżeli w

dodatku zgodzi się, żeby pan Hvalstad i Anne Sofìe nadal mogli wynajmować

poddasze, nie będą cierpieli biedy. Nadal będą mogli dolewać mleka do kaszy, jeść

chleb z masłem, kiełbasą lub serem i rybę na obiad. Może nawet mięso w niedzielę.

Kaszel Everta wreszcie ustąpił. Elise wzięła chłopca za rękę i ruszyli dalej.

Cieszyła się, kiedy dotarli do schodów domu, w którym mieszkał, i mogli

zostawić mgłę za drzwiami.

Otworzyła im pani Berg i spojrzała na Elise przestraszona.

- Chyba nie stało się nic złego?

- Evert nie czuje się dobrze, pani Berg. Brzydko kaszle.

- Ale nie pluje krwią.

- Na szczęście nie, ale uważam, że powinien go zbadać lekarz. Bardzo

dziękujemy za chleb słodowy. Wzruszyliśmy się i jesteśmy pani naprawdę wdzięczni.

Obiecałam mamie, że pozdrowię panią gorąco od nas wszystkich. - To małe

kłamstwo, ponieważ mama nawet nie zauważyła, że Elise wychodzi. Jednak uważała,

ż

e musi tak powiedzieć.

- To nic takiego.

- Jeżeli obawia się pani iść z Evertem do lekarza, mogłabym go zaprowadzić.

- Naprawdę, Elise? - pani Berg jakby ulżyło. - Bałam się... No, wiesz...

- Mogę to zrobić jutro, żeby nie czekać do przyszłego tygodnia. - Pogładziła

Everta po głowie. - W takim razie przyjdę po ciebie jutro rano, Evercie. A teraz się

połóż i rozgrzej.

Właśnie wyszła na ulicę, gdy usłyszała, że drzwi do Andersengàrden

otworzyły się. Pojawiła się w nich czyjaś ciemna sylwetka. Latarnia gazowa była

zbita, wokół panowała ciemność. Mimo to Elise rozpoznała, kto to. Poczuła

nieprzyjemne ukłucie. Nie wolno jej zatrzymać się i z nim rozmawiać. Gdyby

Emanuel to zauważył, bardzo by mu się to nie podobało.

- Czy to ty, Elise? - nie wydawał się zaskoczony, mimo że próbował zrobić na

niej takie wrażenie. Podejrzewała, że widział ją przez okno i specjalnie wyszedł z

domu.

- Cześć, Johan. Odprowadziłam Everta do domu. Przyniósł nam chleb słodowy

od pani Berg, ponieważ dowiedziała się, że Emanuel przyjechał.

- Gratuluję. Słyszałem, że strzelcy dziś wrócili. Szkoda, że nie widziałem tego

background image

gorącego powitania. Mówią, że połowa miasta wyległa na ulice.

- Tak, to było niesamowite. Na chodniku ulicy Karl Johan zgromadziły się

takie tłumy ludzi, że stojący z tyłu nic nie mogli zobaczyć.

- Byłaś z chłopcami?

- Tak, dostali wolne z pracy.

- Chyba się ucieszyli, gdy zobaczyli Emanuela?

Wyczuła jakiś smutek w jego głosie. Johan bardzo zżył się z Pederem i

Kristianem, był z nimi od ich narodzin i Elise wiedziała, że naprawdę ich lubi.

Właściwie nic dziwnego, że jest mu przykro na samą myśl, że to nie jego, lecz

Emanuela wyczekują i pragną, by wrócił do domu.

- To było dla nich wielkie przeżycie móc zobaczyć wszystkich tych

maszerujących żołnierzy z błyszczącymi bagnetami i słuchać orkiestry wojskowej.

Peder poznał jakiegoś jegomościa w cylindrze i wszystko mu o sobie opowiedział. -

Roześmiała się. Sama zauważyła, że mówi szybko i nerwowo. Po co wspomniała o

tym obcym, pomyślała zła na siebie. Johan zaśmiał się cicho.

- Nie ma obawy, Peder da sobie w życiu radę. Na widok jego dużych

niebieskich oczu i za te zabawne komentarze wszyscy od razu czują do niego

sympatię. Dobrze, że przyszłaś, Elise - spoważniał nagle. - Chciałem z tobą

porozmawiać.

- U nas w domu jest teraz przyjęcie na cześć powrotu żołnierzy. Wyszłam

tylko na chwilę, nikomu nic nie mówiąc, bo Evert strasznie kaszlał.

- To nic zajmie dużo czasu. Mogę cię odprowadzić, to pogadamy po drodze.

Elise zawahała się.

- Nie masz odwagi? Boisz się, że nas zobaczy?

- Tak - przyznała i wolno ruszyła w stronę domu.

- Rozmawiałem z Agnes o Tyce, Ansgarze Mathiesenie. Odwróciła ku niemu

głowę zaciekawiona.

- Co mówiła?

- Właściwie nie jest już taka pewna. To jednak może być on. Elise spojrzała na

niego przerażona.

- Chyba nie chcesz powiedzieć, że to prawda!

- Spotkała go z kilkoma innymi. Przechwalał się, że dopadł w zaułku jakąś

mężatkę. I że teraz ta dziewczyna spodziewa się jego dziecka.

Elise poczuła, jak oblewa ją zimny pot.

background image

- Nie myślisz chyba, że mówił o mnie?

- Nie wiem. Powtarzam tylko to, co powiedziała Agnes.

- O Jezu! - jęknęła szeptem. - Jeżeli to prawda... A stałam z nim i

rozmawiałam, jak gdyby nigdy nic. Starałam się nawet być dla niego miła, bo było mi

go żal...

- A więc musi być przebiegłym diabłem! - Johan był zdenerwowany. -

Spróbuję się dowiedzieć czegoś więcej, Elise. Ten chłopak nie może ujść bezkarnie,

jeżeli to jego sprawka! W dodatku jest tak cwany, że się tym przechwala, a

jednocześnie próbuje wzbudzić w tobie współczucie... Cholera! - splunął daleko.

- Agnes może się mylić.

- Znowu starasz się go usprawiedliwiać? Pokręciła głową, była bliska płaczu.

- Próbuję tylko uchwycić się nadziei, że to nie on. To byłoby takie. .. takie

podłe. - Na samą myśl ogarnęła ją wściekłość. - Niech go diabli! - Łzy trysnęły jej z

oczu. - Stał na ganku i patrzył mi prosto w oczy, kiedy przyznałam się, że go

podejrzewam! „To dlatego byłaś taka zła?” - spytał. Jeżeli to on, to... to wtedy nie

wiem, co mu zrobię.

- Nie możemy być pewni. Jeszcze nie. - Teraz Johan musiał ją uspokajać.

Zbliżali się do mostu.

- Chyba lepiej będzie, jak zawrócisz, Johanie. Jeśli Emanuel nas zobaczy,

będzie zazdrosny.

- A ma powód?

Nie odpowiedziała, uniosła spódnicę i ruszyła biegiem do domu.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY

Wszyscy zwrócili ku niej twarze, gdy ukazała się w drzwiach.

- Gdzie byłaś? - matka popatrzyła na nią z wyrzutem.

- Mówiłam, że idę odprowadzić Everta, ale nikt mnie nie słuchał. Wszyscy

byliście pochłonięci opowieścią Emanuela o duchach. - Spróbowała się uśmiechnąć. -

I jak było z tą Białą Damą, która mogła przechodzić przez ścianę? - zagadnęła

Emanuela.

- Odprowadzasz Everta do domu? - spojrzał na nią dziwnie.

- Nie, ale ostatnio bardzo się o niego martwię. Dostał w kuchni ataku kaszlu, a

kiedy spytałam, czy poci się i czy mu zimno na przemian, odpowiedział, że czasem

rano budzi się cały mokry, a innym razem tak mu zimno, że szczęka zębami.

background image

Obiecałam pani Berg, że pójdę z nim jutro do lekarza. Sama nie ma chyba siły, żeby

go zaprowadzić.

- Czy to konieczne? - spytała matka sceptycznie. Elise skinęła głową.

- Obawiam się najgorszego.

- W takim razie lekarz niewiele będzie mógł zrobić - wtrącił się Asbjorn

Hvalstad.

Elise nie odpowiedziała. Wszyscy wiedzieli, co pan Hvalstad miał na myśli.

- Ale teraz starajmy się zapomnieć o wszystkich smutkach, Elise. Dziś

powinniśmy się tylko cieszyć. - Emanuel przywołał żonę gestem ręki. Bez wahania do

niego podeszła i usiadła obok. Objął ją ramieniem.

- Opowiedz mi dalszy ciąg historii o duchach - poprosiła żałosnym głosem.

Tak bardzo chciałaby się cieszyć, ale miała uczucie, jak gdyby świat jej się walił.

- Otóż kapitan opowiadał, że kilka razy ze swego pokoju widział ubraną na

biało postać, która pojawiała się w altanie w ogrodzie, tam gdzie leżą pochowani

polegli w bitwach Szwedzi. Postać podnosiła się, chodziła tam i z powrotem i wolno

poruszała ramionami.

Elise spojrzała Emanuelowi w oczy.

- Czy to prawda? Emanuel skinął głową.

- Pewnej nocy oficerowie postanowili nie kłaść się spać aż do północy i

zaczaili się w pokoju kapitana. Stali nieruchomo, tak żeby ich nie było widać. Pokój

rozświetlało tylko blade światło księżyca. Nagle zobaczyli białą postać, która ukazała

się w altanie: wstawała powoli z wyciągniętymi ramionami. Oficerów zmroziło ze

strachu. Kiedy wreszcie doszli do siebie, rzucili się ku altanie, zdążyli jeszcze

zobaczyć kredowobiałą twarz rozpływającą się w powietrzu. Niektórzy z nich zbiegli

po schodach w nadziei, że na piasku przed altaną znajdą jakieś ślady pozostawione

przez zjawę. I nie zawiedli się: znaleźli odciski końskich kopyt, to musiał być sam

diabeł!

Elise zwróciła uwagę, że Peder i Kristian nie wydawali się ani trochę

przestraszeni. Wręcz przeciwnie, zakrywali usta dłonią, żeby się nie roześmiać.

Domyśliła się, że już wiedzą, kto był ową „zjawą”.

- Kto się przebrał? - spytała bez ogródek.

- Elise, psujesz całą zabawę - Emanuel spojrzał na nią z wyrzutem. - Jeszcze

nie doszedłem do końca.

- Zgadłaś, Elise - Peder nie zdołał usiedzieć na miejscu, stanął przy stole,

background image

przestępując z nogi na nogę. - To kapitan wszystko wymyślił! Poprosił jednego

porucznika, żeby udawał zjawę, bo był bardzo zwinny.

Elise roześmiała się i powiedziała żartem:

- A więc to tym żołnierze się zajmują, pełniąc straż przy granicy? Gdybym o

tym wiedziała, nie zamartwiałabym się tu całe dnie.

Emanuel również się roześmiał, chwycił ją i potrząsnął dla zabawy.

- Uważaj, bo dostaniesz lanie.

Peder i Kristian też chcieli się włączyć do walki i skończyło się strasznym

wrzaskiem.

- Moi drodzy! - jęknęła pani Lovlien. - Teraz trochę przesadziliście.

Pan Hvalstad wstał.

- Już najwyższy czas położyć Anne Sofie do łóżka. Masz ochotę pójść z nami,

Jensine? Anne Sofie chciałaby odmówić z tobą wieczorny pacierz.

Matka nie dała się dwa razy prosić.

- Wy też musicie się już kłaść, chłopcy - zarządziła Elise.

- Mam się kłaść razem z dzieciakami? - Kristian posłał jej rozżalone

spojrzenie.

- Jest już późno, a jutro musicie wcześnie wstać do szkoły. Anne Sofie może

spać tak długo, jak chce.

Zaczęła sprzątać ze stołu, a Emanuel przysunął się bliżej lampy parafinowej,

ż

eby poczytać gazetę.

Kiedy Elise dokładała do pieca, żeby nagrzać wody na zmywanie, jej myśli

zaczęły krążyć wokół tego, co mówił Johan. Czy to możliwe, żeby gwałcicielem

okazał się jednak Ansgar Mathiesen? Wzdrygnęła się. Jak można być tak zimnym?

Patrzeć jej prosto w oczy i udawać niewiniątko, mając tyle na sumieniu? A jeszcze do

tego ofiarowywać jej ubranka niemowlęce. Zrobiło się jej niedobrze. Jutro w ciągu

dnia pójdzie do Hildy i odda jej wszystkie te rzeczy. Nie mogłaby ich używać.

Łobuz chodzi po okolicy i opowiada, że dopadł zamężną dziewczynę, która

będzie z nim miała dziecko. Pomyśleć tylko, że właśnie ją miał na myśli. A jeśli

rozpowie innym, o kogo chodzi? Emanuel dostanie szału ze złości.

Aż podskoczyła, kiedy zauważyła, że Emanuel wchodzi do kuchni.

- Czy coś się stało, Elise?

- Nie, dlaczego?

- Wydajesz się taka zamyślona.

background image

- Ja, która nie posiadam się z radości, że wróciłeś do domu? - uśmiechnęła się

do niego.

Podszedł całkiem blisko i pocałował ją w policzek.

- Czy musisz zmywać koniecznie dzisiaj? Skinęła głową.

- Nie mogę zostawić filiżanek na stole w salonie, skoro mamy tam spać, a tu w

kuchni nie ma miejsca.

Całował ją dalej, w szyję, kark, policzki.

- Tęskniłem za tobą.

- A ja za tobą.

Stanął za plecami Elise i obsypał jej kark pocałunkami. Przesunął rękę do

przodu i położył na jej piersi.

- Zostaw to zmywanie.

- Mama jeszcze się nie położyła.

- To nic, nie odważy się tu wejść.

- Chłopcy jeszcze nie śpią, słyszę, jak gadają.

- Oni też nie będą mieli odwagi nam przeszkodzić.

Jego ręka ześliznęła się niżej po dużym brzuchu Elise i zatrzymała między jej

udami.

- Chodź, Elise, dłużej nie wytrzymam.

Odstawiła na bok czajnik z wodą, włożyła fajerki na miejsce i dołożyła do

pieca szczapę drewna, żeby ciepło utrzymało się do rana. Teraz było ich na to stać. Na

koniec wsunęła do piekarnika kilka polan, żeby podeschły przez noc.

Emanuel stał cały czas za nią i śledził jej ruchy, gładził ją po pośladkach,

włożył rękę pod jej bluzkę, szukając nagiej skóry. Elise panicznie się bała, że nagle

któryś z chłopców wpadnie do kuchni pod pretekstem, że musi wyjść za potrzebą. W

ich pokoiku zrobiło się podejrzanie cicho, prawdopodobnie leżeli i nasłuchiwali.

Zanim wyszła z kuchni, przykręciła knot parafinowej lampy, żeby płomień nie

był zbyt wysoki, następnie podkradła się cicho pod drzwi pokoiku i uchyliła je. Na

szczęście chłopcy spali.

Kiedy wróciła do salonu, Emanuel już się rozbierał. Zgasił lampę i zostawił

tylko jedną świecę.

Elise wcześniej powlokła czystą pościel i wyjęła jedyną koszulę nocną, jaką

miała. Zaczęła się rozbierać.

Emanuel zatrzymał się i z uwagą ją obserwował. Poczuła się zakłopotana,

background image

zapragnęła, by się odwrócił. Krępowało ją, że widział, jak duży urósł jej brzuch,

obawiała się, że w jego głowie zrodzą się myśli, których żadne z nich nie powinno do

siebie dopuścić.

- Zapomniałam ci podziękować za ostatni list - odezwała się, żeby coś

powiedzieć. - Przeraził mnie twój sen, o którym napisałeś.

Przez twarz Emanuela przemknął cień.

- Ja też przestraszyłem się nie na żarty. Był tak wyrazisty, że nadal mam

uczucie, jak gdybym to naprawdę przeżył.

- Może miał ci coś przekazać.

- Co takiego?

- Nie wiem. Wszyscy od czasu do czasu miewamy dziwne sny, których

znaczenia nie rozumiemy. - Uśmiechnęła się nagle i zażartowała. - Może miał być dla

ciebie ostrzeżeniem, żebyś przyzwoicie się zachowywał, bo inaczej zjawi się wodnik i

wciągnie cię w wir wodospadu.

Emanuel spróbował się roześmiać, ale nie całkiem mu się udało.

Zdjął do reszty ubranie, wskoczył do łóżka i nakrył się pierzyną.

- Teraz sobie polezę i z przyjemnością popatrzę, jak pozbywasz się całej

reszty.

Chwyciła bluzkę i rzuciła mu prosto w twarz. Roześmiał się i zemścił w ten

sposób, że błyskawicznie wyskoczył z łóżka, złapał Elise i pociągnął za sobą, aż oboje

upadli na materac. Kiedy leżąc z twarzą w pierzynie, próbowała się podnieść,

rozwiązał tasiemki jej majtek i zsunął je w dół, po czym wziął ją od tyłu.

- Najdroższa - szepnął, gdy skończył, i odwrócił ją na plecy. Pocałował w usta.

- Jestem tak strasznie szczęśliwy, że ciebie mam, Elise. Bez ciebie moje życie

straciłoby sens.

- Znalazłbyś sobie jakąś inną - nadal była w nastroju do żartów.

- Nie ma drugiej takiej jak ty. Takiej ślicznej i miłej.

- Co za bzdura. Świat roi się od pięknych dziewcząt. Sam pisałeś, że

spodobała ci się ta Signe. Ta, która miała zamiar wstąpić do Armii Zbawienia i przy

której się czułeś, jak gdybyś znał ją od zawsze. - Zauważyła, że drgnął, ale się tym nie

przejęła. - Siedzieliście do późnej nocy i rozmawialiście. Byłam zazdrosna. - Pogła-

dziła go po policzku. - A dzisiaj też się zaniepokoiłam, kiedy ów nieznajomy

jegomość, ten, co wdał się w rozmowę z Pederem, opowiadał o strzelcach, którzy w

Kongsvinger znaleźli sobie dziewczyny. - Uśmiechnęła się.

background image

- Nie masz powodu do zazdrości, Elise - rzekł ochrypłym głosem. - Bez

względu na to, co usłyszysz, nie musisz się obawiać. Kocham cię ponad wszystko i

nigdy nie będę pragnął innej niż ciebie.

Ś

ciągnął z Elise resztę ubrania i znowu zaczął pieścić jej ciało. W salonie

panowało przyjemne ciepło i Elise nie marzła, mimo że była naga.

- Tak będziemy leżeć co wieczór przez resztę naszego życia. Nie mogła się nie

roześmiać.

- Chcesz powiedzieć, że nawet jak się zestarzejemy?

- Popatrz na swoją matkę! Jestem pewien, że oboje z panem Hvalstadem nie

siedzą bezczynnie na poddaszu i nie trzymają się za rączki, gdy Anne Sofie zmorzy

sen.

- Fe, wstydź się. Poza tym moja matka nie jest stara. - Zamilkła na chwilę, po

czym zdecydowała się podzielić z nim tajemnicą. - Gdy cię nie było, opowiedziała mi

o dziwnych zdarzeniach ze swego życia.

- To ciekawe.

Pochylił się, wziął do ust jej brodawkę i ssał. Potem leciutko muskał palcami

jej gładką skórę.

Ś

wieca wypaliła się, buchnęła na moment silniejszym płomieniem, zanim

zgasła. Za oknami na bezchmurnym niebie lśniły gwiazdy i świecił księżyc, upiorne

niebieskawe światło sączyło się między zasłonami i rzucało cienie.

- Opowiadała mi o swojej młodości. Spotkała ojca w podróży z Ulefoss do

Kristianii, kiedy miała zaledwie siedemnaście lat. Dostała pracę jako pomoc domowa

i do czasu objęcia posady miała mieszkać u ciotki i wujka. W czasie podróży,

najpierw dorożką, potem dyliżansem, a w końcu pociągiem, zakochali się w sobie bez

pamięci. Ojcu udało się mamę namówić, by wymykała się wieczorami. Zaledwie dwa

tygodnie później wujostwo zauważyli to i odesłali mamę z powrotem do domu.

- To smutna historia. - Emanuel rysował palcem wskazującym kręgi na

brzuchu Elise.

Dziewczyna potrząsnęła głową.

- Matka zaszła w ciążę. W jej brzuchu pojawiłam się ja. Otworzył oczy ze

zdumienia.

- Naprawdę? Posunęli się tak daleko? Znając się ze sobą zaledwie kilka dni? I

chociaż miała tylko siedemnaście lat?

Elise skinęła głową, uśmiechając się i jednocześnie wstydząc za matkę.

background image

- I mimo to wierzysz, że siedzą tam na poddaszu i trzymają się za rączki?

Wiesz, co myślę? - spytał, rozsuwając jej nogi i wślizgując się w nią jeszcze raz. -

Myślę, że robią dokładnie to co my. - Emanuel wsunął się głębiej i poruszał powoli w

górę i w dół. - Podejrzewam, że leżą w jego łóżku i rozkoszują się sobą nawzajem -

rzekł głosem napiętym z wysiłku. - Może nie rozebrali się całkiem do naga w obawie,

ż

e Anne Sofie może się obudzić - wykrztusił zdyszany - lecz poza tym jest im prawie

tak dobrze jak tobie i mnie. - Pocałował ją. - Tylko prawie - jęknął.

Znaleźli wspólny rytm i tym razem Emanuel postarał się, by trwało to dłużej.

- Jesteś taka cudowna - szeptał Elise do ucha, kąsając jego płatek. - Nie ma

takiej drugiej jak ty, tak czułej, tak gorącej, tak pełnej pożądania.

Zamknęła oczy i rozkoszowała się jego pieszczotami, ruchami sprawiającymi

tyle przyjemności. Westchnęli chórem, gdy oboje jednocześnie dotarli do końca.

Objęła Emanuela z całych sił.

- To prawda, co mówiłem - jęknął tuż przy jej szyi. - Nie ma drugiej takiej jak

ty.

Elise sama nie rozumiała, skąd u niej ta wesołość i skłonność do żartów.

- Skąd możesz wiedzieć - mruknęła z zamkniętymi oczami, wyczerpana i

senna. - Ty, który należałeś do Armii aż do naszego ślubu...

Nie odpowiedział, pewnie jej nie słyszał.

Ogarnęło ją zmęczenie. Ziewnęła, zapadała już w sen, ale nie miała jeszcze

ochoty spać. Chciała tak leżeć z Emanuelem, rozkoszować się jego bliskością, czuć

jego silne ciało i dotyk ciepłej skóry. Pragnęła wiedzieć, że ją kocha, że jeśli coś

mówi, to naprawdę tak myśli.

- Hm? - musnęła ustami jego szyję. - Skąd możesz wiedzieć? - powtórzyła,

zasypiając. - Ty, który nigdy nie kochałeś nikogo innego poza mną?

Emanuel nadal nie odpowiadał. Śpi, pomyślała. Ziewnęła znowu, potarła

nosem o jego ramię. Mogą dokończyć jutro rano. Każdego wieczoru przez resztę

ż

ycia, dodała w duchu i uśmiechnęła się do siebie. Wyobraziła sobie siebie i

Emanuela: siwych, schorowanych, zgarbionych, na drżących nogach.

- Dobranoc, Emanuelu - szepnęła i ziewnęła po raz trzeci. A potem ułożyła się

wygodnie na jego ramieniu i dłużej nie broniła się przed snem.

Wtedy nagle poczuła coś mokrego. Najpierw pomyślała, że tylko jej się

zdawało. W jednej chwili oprzytomniała, leżała nieruchomo, żeby się przekonać, co

to. Wtedy zauważyła to znowu: coś ciepłego i mokrego spływało z góry i kapało na jej

background image

włosy. Uniosła głowę.

- Emanuel?

Nie odpowiedział, ale zorientowała się, że nie śpi.

- Emanuel? Płaczesz?

Rozległ się krótki spazm. Nie mogła niemal uwierzyć, że to prawda, nigdy nie

sądziła, że kiedykolwiek zobaczy Emanuela, jak leży i płacze.

Czyżby przeżył coś strasznego w czasie służby w straży?

- Kochanie, powiedz, co ci jest! - Zdawała sobie sprawę, że w jej głosie dał się

słyszeć strach. Coś ją ogarnęło, coś, czego nie rozumiała. Z jakiegoś niewiadomego

powodu przeczuwała, że ma to jakiś związek z jego snem. Ostrzeżenie, pomyślała i

poczuła, jak ciarki jej przechodzą po plecach.

- Powiedz mi, Emanuelu - zaklinała go szeptem, a jednocześnie coś w niej się

buntowało, nie chciało słuchać.

- Elise... - głos Emanuela dławił płacz. - Kocham cię.

- Wiem, Emanuelu. Powiedz mi. Wiem, że jest coś, co chciałbyś mi wyznać.

- Nie mogę...

- Cokolwiek to jest, nic między nami nie zmieni. Jestem twoja, a ty jesteś mój,

dopóki śmierć nas nie rozłączy.

Objął ją i przytulił tak mocno, że Elise zabrakło tchu.

Ustami przyciśniętymi do jej szyi wyjęczał kilka słów, prosząc o wybaczenie, i

jeszcze zanim skończył, wiedziała, o czym mówi. Zrozumiała to dawno temu,

wyczytała między wierszami jego listów, zgadła, że dziwny koszmar to dręczące go

sumienie. Ssąca siła, która wciągnęła go w głębinę. Walczył z nią, ale na próżno, była

potężniejsza niż jego własna wola.

Słowa zawisły i drżały w powietrzu jak niewidzialna bariera między nimi.

Elise wiedziała, że musi jakoś zareagować, ale nie miała siły. Nie teraz. Najchętniej

odsunęłaby je, wyobraziła sobie, że nigdy ich nie usłyszała. Instynktownie czuła, że

zarówno jej, jak i jego los został złożony w tych kilku słowach: „Jest coś, z czego

muszę ci się zwierzyć...”


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 07 Chude Lata
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 07 Chude lata
(Wiatr nadziei 39) Zakazany owoc Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 27) Lalka z Ameryki Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 16) Zakazane spotkania Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 06) Straż graniczna Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 30) Na tropie Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 20) Kocia mama Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 19) U twego boku Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 03) Ludzkie gadanie Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 38) Poza prawem Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 23) Babie lato Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 29) Dzień sądu Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 08) Nowe życie Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 01) Złota broszka Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 02) Noc zimowa Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 13) Więzy rodzinne Frid Ingulstad

więcej podobnych podstron