Lew Dawidowicz Trocki
Stalinizm a bolszewizm
Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (Uniwersytet Warszawski)
WARSZAWA 2004
Lew Dawidowicz Trocki – Stalinizm a bolszewizm (1937 rok)
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 2 -
www.skfm-uw.w.pl
Esej Trockiego “Stalinizm a bolszewizm.
Przyczynek do problemu korzeni historycznych i
teoretycznych Czwartej Międzynarodówki” został
napisany 28 sierpnia 1937 roku i ogłoszony w
czasopiśmie “Biuletyn Opozycji (bolszewików-
leninowców)”, nr 58-59 (wrzesień-październik
1937 r.).
Niniejszy przekład jest pierwszą polską publikacją
tekstu dokonaną drukiem. Tekst został przełożony
z języka rosyjskiego w sierpniu 2002 roku przez
dra Cezarego Cholewińskiego, a przed publikacją
przejrzany i poprawiony przez Piotra Strębskiego.
Lew Dawidowicz Trocki – Stalinizm a bolszewizm (1937 rok)
Reakcyjne epoki, takie jak nasza, nie tylko dezintegrują i osłabiają klasę robotniczą, izolując jej
awangardę, lecz również obniżają ogólny poziom ideologiczny ruchu i odrzucają myślenie polityczne
wstecz do etapów dawno już przebytych. W tych warunkach zadaniem awangardy jest ponad wszystko nie
dać się porwać wstecznej fali - trzeba płynąć pod prąd. Jeśli niekorzystna relacja sił uniemożliwia
awangardzie utrzymanie zdobytych wcześniej pozycji politycznych, trzeba utrzymać się przynajmniej na
pozycjach ideologicznych, ponieważ jest w nich wyrażone drogo okupione doświadczenie przeszłości.
Głupcom taka polityka wydaje się “sekciarstwem”. W rzeczywistości tylko ona przygotowuje nowy
gigantyczny skok naprzód wraz z falą nadchodzącego historycznego przypływu.
Reakcja przeciw marksizmowi i bolszewizmowi
Wielkie porażki polityczne nieuchronnie wywołują rewizję, która w ogólności dokonuje się w dwu
kierunkach. Z jednej strony wzbogacona doświadczeniem porażek myśl rzeczywistej awangardy, broniąc
zębami i pazurami dziedzictwa myśli rewolucyjnej, dąży do wychowania na niej nowych kadr dla
przyszłych masowych walk. Z drugiej strony przestraszona porażkami myśl rutyniarzy, centrystów i
dyletantów dąży do zniszczenia autorytetu tradycji rewolucyjnej, i pod płaszczykiem poszukiwań nowego
daleko się cofa.
Można by przytoczyć mnóstwo przykładów reakcji ideologicznej, która najczęściej zresztą
przyjmuje formę prostracji. Cała literatura Drugiej i Trzeciej Międzynarodówki, jak i ich centrystowskich
satelitów z Biura Londyńskiego, składa się w istocie z tego rodzaju przykładów. Najmniejszej aluzji do
analizy marksistowskiej. Ani jednej poważnej próby objaśnienia przyczyny porażek. Ani jednego świeżego
słowa o przyszłości. Nie ma w nich nic oprócz szablonu, rutyny, fałszu, a przede wszystkim
biurokratycznego instynktu samozachowawczego. Wystarczy dziesięć linijek tekstu jakiegoś Hilferdinga
czy Ottona Bauera, żeby poczuć smród zgnilizny. O teoretykach Kominternu w ogóle nie warto mówić.
Osławiony Dymitrow jest tak ciemny i banalny, jak jakiś właściciel małej piwiarni. Myśl tych ludzi jest
zbyt leniwa, żeby wyrzekać się marksizmu: oni go prostytuują. Oni nas w tej chwili nie interesują.
Przejdźmy do “nowatorów”.
Austriacki były komunista Willi Schlamm poświęcił procesom moskiewskim książkę pod
wyrazistym tytułem “Dyktatura kłamstwa”. Schlamm to utalentowany dziennikarz, interesujący się głównie
sprawami bieżącymi. Krytyki moskiewskich prowokacji, jak i odkrycia psychologicznego mechanizmu
“dobrowolnego przyznawania się do winy”, Schlamm dokonał znakomicie. Ale nie zadowalając się tym,
chce on stworzyć nową teorię socjalizmu, która na przyszłość zabezpieczałaby go przed porażkami i
prowokacjami. Lecz ponieważ Schlamm nie jest w ogóle teoretykiem, i nawet, jak wszystko na to wskazuje,
słabo znana mu jest historia rozwoju socjalizmu, więc pod pozorem nowego odkrycia wraca on całkowicie
do socjalizmu przedmarksowskiego, i to do jego niemieckiej, to jest najbardziej zacofanej, tak słodkiej, że
aż mdlącej odmiany. Schlamm odrzuca dialektykę, walkę klas, nie mówiąc już o dyktaturze proletariatu.
Zadanie przekształcenia społeczeństwa sprowadza się dla niego do urzeczywistnienia pewnych
“wiecznych” prawd moralności, którymi ma on zamiar przepoić ludzkość jeszcze w ustroju
kapitalistycznym. W czasopiśmie Kiereńskiego “Nowa Rosja” (stare rosyjskie, prowincjonalne czasopismo,
wydawane teraz w Paryżu) próba Willego Schlamma - uratowania socjalizmu za pomocą zastrzyku
surowicy moralnej - powitana została nie tylko z radością, ale i z dumą: redakcja wyciąga właściwy
wniosek, że Schlamm doszedł do zasad prawdziwie rosyjskiego socjalizmu, który już dawno suchej i
czerstwej walce klas przeciwstawił święte cnoty wiary, nadziei i miłości. Wprawdzie oryginalna doktryna
rosyjskich eserowców w swych przesłankach “teoretycznych” była jedynie powrotem do socjalizmu rodem
z przedmarcowych Niemiec. Byłoby jednak zbyt niesprawiedliwym wymagać od Kiereńskiego bliższej
znajomości z historią idei niż u Schlamma. Znacznie ważniejsza jest ta okoliczność, że solidaryzujący się
dziś ze Schlammem Kiereński był jako szef rządu prześladowcą bolszewików jako “agentów niemieckiego
sztabu generalnego”, to znaczy organizował takie same prowokacje jak te, do walki z którymi Schlamm
mobilizuje teraz zjedzone przez mole metafizyczne absoluty.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 3 -
www.skfm-uw.w.pl
Lew Dawidowicz Trocki – Stalinizm a bolszewizm (1937 rok)
Psychologiczny mechanizm reakcji ideowej Schlamma i jemu podobnych jest bardzo prosty. Przez
pewien czas ludzie ci uczestniczyli w ruchu politycznym, który przysięgał się na walkę klasową i w swych
słowach odwoływał się do materializmu dialektycznego. W Austrii, jak i w Niemczech sprawa zakończyła
się katastrofą. Schlamm wyciąga wniosek ogólny: oto do czego doprowadziły walka klas i dialektyka! A
ponieważ wybór przekonań jest ograniczony doświadczeniem historycznym i osobistym uświadomieniem,
to w poszukiwaniu nowego nasz reformator natknął się na dawno już wyrzuconą starzyznę, którą dzielnie
przeciwstawił nie tylko bolszewizmowi, ale i marksizmowi.
Na pierwszy rzut oka odmiana reakcji ideologicznej, której przedstawicielem jest Schlamm, jest zbyt
prymitywna (od Marksa do Kiereńskiego!), żeby było warto nad nią się dłużej zatrzymywać. Jednak w
rzeczywistości jest ona bardzo pouczająca: właśnie przez są prymitywność jest wspólną cechą wszelkich
form reakcji, przede wszystkim tej, która wyraża się w ogólnym odrzuceniu bolszewizmu.
“Powrót do marksizmu”?
W bolszewizmie marksizm znalazł swój największy historyczny wyraz. Pod sztandarem
bolszewizmu zostało odniesione pierwsze zwycięstwo socjalizmu i utworzone pierwsze państwo robotnicze.
Tych faktów już żadna siła nie wymaże z historii. Ale ponieważ Rewolucja Październikowa doprowadziła
w obecnym stadium do triumfu biurokracji, z jej systemem ucisku, grabieży i falsyfikacji - do “dyktatury
kłamstwa”, jak celnie wyraził to Schlamm - to różne formalne i powierzchowne umysły skłaniają się do
sumarycznego wniosku: nie można walczyć przeciw stalinizmowi, nie odrzucając bolszewizmu. Schlamm,
jak już wiemy, idzie dalej: bolszewizm, który wyrodził się w stalinizm, wyrasta z marksizmu - a więc nie
można walczyć przeciw stalinizmowi, pozostając na pozycjach marksizmu. Mniej konsekwentni, a bardziej
liczni, mówią na odwrót: “trzeba od bolszewizmu wrócić do marksizmu”. Jaką drogą? Do jakiego
marksizmu? Zanim marksizm w postaci stalinizmu zbankrutował, pod postacią socjaldemokracji poniósł
druzgocącą klęskę. W ten sposób hasło: “powrót do marksizmu” oznaczałoby salto w tył przez epoki
Trzeciej i Drugiej Międzynarodówki do Pierwszej Międzynarodówki? Ale i ona w swoim czasie poniosła
druzgocącą klęskę. To znaczy, że w ostatecznym rozrachunku chodzi o powrót do Dzieł Wszystkich Marksa
i Engelsa? To bohaterskie salto można wykonać, nie wychodząc z gabinetu i nawet nie zdejmując pantofli.
Ale jak potem przejść od naszych klasyków (Marks umarł w 1883 r., Engels w 1895 r.) do zadań nowej
epoki, pomijając kilka dziesięcioleci walki teoretycznej i politycznej, w tym bolszewizm i Rewolucję
Październikową? Nikt spośród tych, co proponują odrzucenie bolszewizmu jako historycznie
zbankrutowanego nurtu, nie wskazał nowych dróg. W ten sposób sprawa sprowadza się do prostej rady:
Studiować “Kapitał”! Przeciw temu nie ma co protestować. Ale “Kapitał” studiowali także bolszewicy, i to
nieźle. To jednak nie zapobiegło wyrodzeniu się państwa radzieckiego ani inscenizowaniu procesów
moskiewskich. Więc cóż z tym począć?
Czy bolszewizm jest odpowiedzialny za stalinizm?
Ale czy prawdą jest, że stalinizm jest prawidłowym wytworem bolszewizmu, jak uważa cała
reakcja, jak twierdzi sam Stalin, jak myślą mienszewicy, anarchiści i niektórzy lewicowi dogmatycy,
uważający się za marksistów? Mówią oni: “Od początku to przewidywaliśmy, bo zaczynając od zakazu
innych partii socjalistycznych, od zdławienia anarchistów, od ustanowienia dyktatury bolszewików w
Radach, Rewolucja Październikowa nie mogła nie doprowadzić do dyktatury biurokracji. Stalinizm jest
kontynuacją, a zarazem bankructwem leninizmu”.
Błąd w tym rozumowaniu zaczyna się od milcząco zakładanego utożsamienia bolszewizmu,
Rewolucji Październikowej i Związku Radzieckiego. Proces historyczny, polegający na walce wrogich sił,
zastępowany jest ewolucją bolszewizmu w próżni. A bolszewizm nie jest niczym innym jak nurtem
politycznym, wprawdzie ściśle związanym z klasą robotniczą, ale nawet z nią nie tożsamym. A oprócz
klasy robotniczej w ZSRR żyje ponad sto milionów chłopów, różne narodowości, dziedzictwo ucisku,
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 4 -
www.skfm-uw.w.pl
Lew Dawidowicz Trocki – Stalinizm a bolszewizm (1937 rok)
nędzy i ciemnoty. Utworzone przez bolszewików państwo odzwierciedla nie tylko myśl i wolę
bolszewików, ale i poziom kulturalny kraju, skład społeczny ludności, ciśnienie barbarzyńskiej przeszłości i
nie mniej barbarzyńskiego światowego imperializmu. Przedstawiać proces wyrodzenia się państwa
radzieckiego jako ewolucję czystego bolszewizmu - to znaczy ignorować rzeczywistość społeczną w imię
jednego logicznie wyodrębnionego jej elementu. W istocie wystarczy nazwać to po imieniu - elementarnym
błędem, żeby nie pozostał z tej konstrukcji kamień na kamieniu.
Sam bolszewizm w każdym razie nigdy nie utożsamiał się ani z Rewolucją Październikową, ani z
państwem radzieckim, które się z niej wyłoniło. Bolszewizm uważał się za jeden z czynników historii, jej
“świadomy” czynnik - bardzo ważny, ale nie decydujący. Nigdy nie popełniliśmy grzechu subiektywizmu
historycznego. Czynnika decydującego - na określonym fundamencie sił wytwórczych - upatrywaliśmy w
walce klas, i to nie tylko w skali narodowej, lecz w międzynarodowej.
Kiedy bolszewicy szli na ustępstwa wobec drobnoburżuazyjnych tendencji chłopów, ustanawiali
surowe reguły wstępowania do partii, poddawali tę partię oczyszczeniu z obcych elementów, zakazywali
innych partii, wprowadzali NEP, posuwali się do koncesjonowania przedsiębiorstw czy zawierali
porozumienia dyplomatyczne z rządami imperialistycznymi - wyciągali w ten sposób cząstkowe wnioski z
tego podstawowego faktu, który teoretycznie był dla nich jasny od samego początku, a mianowicie z tego,
że wzięcie władzy, jakkolwiek ważne samo przez się, wcale nie przekształca partii we właściciela
dysponującego pełnią władzy nad procesem historycznym. Zapanowawszy nad państwem, partia
wprawdzie uzyskuje możliwość oddziaływania na rozwój społeczeństwa, którego wcześniej mieć nie
mogła, ale za to i sama podlega dziesięciokrotnie zwiększonemu oddziaływaniu ze strony wszystkich
innych jego elementów. Bezpośrednie ciosy wrogich sił mogą pozbawić ją władzy. Przy bardziej powolnym
tempie rozwoju może ona, utrzymawszy władzę, wyrodzić się wewnętrznie. Właśnie tej dialektyki procesu
historycznego nie rozumieją sekciarscy rezonerzy, którzy w gniciu stalinowskiej biurokracji starają się
znaleźć argument przeciw bolszewizmowi.
W istocie rzeczy ci panowie mówią: zła jest ta partia rewolucyjna, która w sobie samej nie zawiera
gwarancji zabezpieczających przed jej wyrodzeniem się. Według takiego kryterium bolszewizm należy
oczywiście potępić: takiego amuletu on nie ma. Ale samo to kryterium jest błędne. Myślenie naukowe
wymaga konkretnej analizy: jak i dlaczego partia uległa rozkładowi. Nikt nie dał do tej pory tej analizy,
oprócz samych bolszewików. Nie musieli w tym celu zrywać z bolszewizmem. Na odwrót, w jego arsenale
znaleźli wszystko co potrzebne dla wyjaśnienia jego losów. Wniosek, do którego doszli, głosi oczywiście,
że stalinizm “wyrósł” z bolszewizmu, ale wyrósł nie logicznie, lecz dialektycznie: nie jako rewolucyjne
potwierdzenie, lecz jako termidoriańska negacja. To zupełnie nie to samo.
Podstawowa prognoza bolszewizmu
Jednak bolszewicy nie musieli czekać na procesy moskiewskie, żeby ex post wyjaśnić przyczyny
rozkładu partii rządzącej w ZSRR. Na długo przedtem przewidzieli możliwość takiego wariantu rozwoju i z
góry o tym mówili. Przypomnijmy tę prognozę, którą bolszewicy przedstawiali nie tylko w przededniu
Rewolucji Październikowej, ale nawet na szereg lat przed nią. Szczególny układ sił w skali narodowej i
międzynarodowej prowadzi do tego, że proletariat może najpierw dojść do władzy w takim zacofanym
kraju jak Rosja. Ale ten sam układ sił przesądza z góry, że bez prędszego czy późniejszego zwycięstwa
proletariatu w przodujących krajach państwo robotnicze w Rosji się nie utrzyma. Pozostawiony swemu
losowi reżim radziecki upadnie lub się wyrodzi. Ściślej mówiąc: najpierw się wyrodzi, a potem upadnie.
Sam o tym nieraz pisałem, poczynając już od roku 1905. W mojej “Historii rewolucji rosyjskiej” (patrz
“Dodatek” do ostatniego tomu: “Socjalizm w jednym kraju”) zebrane są wypowiedzi na ten temat
przywódców bolszewizmu z okresu od 1917 do 1923 r. Wszyscy zgadzają się w jednym: bez rewolucji na
Zachodzie bolszewizm zostanie zlikwidowany albo przez wewnętrzną kontrrewolucję, albo przez
interwencję z zewnątrz, albo ich wspólnymi siłami. Między innymi Lenin nieraz wskazywał, że
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 5 -
www.skfm-uw.w.pl
Lew Dawidowicz Trocki – Stalinizm a bolszewizm (1937 rok)
biurokratyzacja reżimu radzieckiego nie jest tylko kwestią techniczną czy organizacyjną, lecz może stać się
początkiem społecznego wyrodzenia się państwa robotniczego.
Na XI zjeździe partii, w marcu 1922 roku, Lenin mówił o “poparciu”, którego od czasu NEP-u
postanowili udzielić Rosji Radzieckiej niektórzy politycy burżuazyjni, między innymi liberalny profesor
Ustriałow. “Jestem za poparciem władzy radzieckiej w Rosji - mówi Ustriałow – dlatego, że weszła ona na
drogę, którą dąży do tego, by stać się zwyczajną władzą burżuazyjną”. Lenin woli cyniczny głos wroga od
“słodkiego komunistycznego kłamstwa”. Z surową trzeźwością ostrzega partię przed niebezpieczeństwem:
“Takie rzeczy, o jakich mówi Ustriałow, są możliwe, trzeba powiedzieć otwarcie. Historia zna wszelkiego
rodzaju wyradzanie się; polegać na przekonaniu, oddaniu i innych wspaniałych zaletach ducha - to rzecz w
polityce całkiem niepoważna. Wspaniałe zalety ducha ma niewielka liczba ludzi, a o historycznym
rezultacie rozstrzygają gigantyczne masy, które, jeśli ta niewielka liczba ludzi nie zbliża się do nich, to
czasami wobec niej postępują niezbyt delikatnie”. Słowem, partia nie jest jedynym czynnikiem rozwoju, i w
wielkiej skali historycznej nie decydującym.
“Bywa tak, że jeden naród podbije drugi (...) - mówił dalej Lenin na tymże zjeździe, ostatnim, w
którym uczestniczył. - To bardzo proste i dla wszystkich zrozumiałe. Ale co się dzieje z kulturą tych
narodów? To nie jest takie proste. Jeśli naród-zdobywca jest bardziej kulturalny niż naród zwyciężony, to
narzuca mu swoją kulturę, a jeśli jest odwrotnie, to bywa tak, że zwyciężony swoją kulturę narzucają
zdobywcom. Czyż nie stało się coś podobnego w stolicy RFSRR, gdzie 4700 komunistów (prawie cała
dywizja, i wszyscy najlepsi z najlepszych) zostało podporządkowanych obcej kulturze?” Słowa te
wypowiedziane zostały na początku 1922 r., i to nie po raz pierwszy. Historii nie tworzy niewielu ludzi,
choćby i “najlepszych”; więcej: ci “najlepsi” mogą ulec wyrodzeniu na modłę “obcej”, to jest burżuazyjnej
kultury. Nie tylko państwo radzieckie może zejść z drogi socjalistycznej, ale i partia bolszewicka może, w
nie sprzyjających okolicznościach historycznych, zagubić swój bolszewizm.
Od jasnego uświadomienia tego niebezpieczeństwa wychodziła Lewicowa Opozycja, która
ostatecznie uformowała się w 1923 roku. Odnotowując dzień po dniu objawy wyradzania się, chciała ona
przeciwstawić nadciągającemu termidorowi świadomą wolę awangardy proletariackiej. Jednak ten
subiektywny czynnik okazał się niewystarczający. Te “gigantyczne siły”, które według Lenina rozstrzygają
o rezultacie walki, zmęczyły się stratami wewnętrznymi i zbyt długim oczekiwaniem rewolucji światowej.
Masy upadły na duchu. Biurokracja wzięła górę. Spacyfikowała awangardę proletariacką, podeptała
marksizm, sprostytuowała partię bolszewicką. Stalinizm zwyciężył. Bolszewizm reprezentowany przez
Lewicową Opozycję zerwał z radziecką biurokracją i jej Kominternem. Taki jest rzeczywisty bieg rozwoju.
Co prawda w sensie formalnym stalinizm wyszedł z bolszewizmu. Biurokracja moskiewska nawet i
dziś nadal nazywa się partią bolszewicką. Po prostu wykorzystuje starą etykietę bolszewizmu, żeby lepiej
okłamywać masy. Tym bardziej żałośni są ci jej teoretycy, co uważają skorupę za jądro, przywidzenie za
rzeczywistość. Utożsamiając stalinizm z bolszewizmem, wyświadczają usługi termidorianom, i tym samym
odgrywają świadomie reakcyjną rolę.
Po usunięciu ze spektrum politycznego wszystkich innych partii to w partii rządzącej powinny
znaleźć w mniejszym lub większym stopniu odzwierciedlenie sprzeczne interesy i tendencje różnych warstw
ludności. W miarę jak polityczny środek ciężkości przemieszczał się od awangardy proletariackiej w stronę
biurokracji, partia zmieniała się, tak pod względem składu społecznego, jak i ideologii. Wskutek burzliwego
przebiegu rozwoju uległa ona w ciągu ostatnich 15 lat znacznie bardziej radykalnemu wyrodzeniu się, niż
socjaldemokracja w ciągu pół wieku. Obecna “czystka” oddziela bolszewizm od stalinizmu już nie krwawą
linią, lecz całą rzeką krwi. Wytępienie całego starego pokolenia bolszewików, znacznej części średniego
pokolenia, które uczestniczyło w wojnie domowej, i tej części młodzieży, która poważniej przyjęła tradycje
bolszewickie, wskazuje nie tylko na polityczną, ale wręcz fizyczną odrębność stalinizmu i bolszewizmu.
Jakże można tego nie widzieć?
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 6 -
www.skfm-uw.w.pl
Lew Dawidowicz Trocki – Stalinizm a bolszewizm (1937 rok)
Stalinizm a “socjalizm państwowy”
Anarchiści ze swej strony próbują widzieć w stalinizmie organiczny produkt nie tylko bolszewizmu i
marksizmu, ale i “socjalizmu państwowego” w ogóle. Zgadzają się zastąpić patriarchalną bakuninowską
federację wolnych gmin bardziej nowoczesną federacją wolnych rad, ale w dalszym ciągu są przeciw
scentralizowanemu państwu: Skoro jedna gałąź marksizmu “państwowego”, socjaldemokracja, doszedłszy
do władzy stała się otwarcie agenturą kapitału, a druga zrodziła nową kastę uprzywilejowanych, to źródłem
zła jest państwo. Pod szerokim historycznym kątem widzenia w tym poglądzie można znaleźć ziarno
prawdy. Państwo jako aparat przymusu jest niewątpliwym źródłem zarazy politycznej i moralnej. To odnosi
się, jak wykazuje doświadczenie, i do państwa robotniczego. W konsekwencji można powiedzieć, że
stalinizm jest wytworem takiego stanu społeczeństwa, kiedy jeszcze nie zdołało ono oswobodzić się od
państwowego kaftana bezpieczeństwa. Ale to twierdzenie, nie wnosząc nic nowego do oceny bolszewizmu
czy marksizmu, charakteryzuje jedynie ogólny poziom kulturalny ludzkości, a przede wszystkim - stosunek
sił między proletariatem a burżuazją. Skoro już zgodziliśmy się z anarchistami, że państwo, nawet
robotnicze, jest płodem klasowego barbarzyństwa, i że rzeczywista ludzka historia zacznie się od zniesienia
państwa, staje przed nami z całą siłą pytanie: Jakie drogi i metody są w stanie doprowadzić w końcu do
zniesienia państwa? Najnowsze doświadczenie pokazuje, że w każdym razie nie są to metody anarchizmu.
Wodzowie hiszpańskiej Federacji Pracy, jedynej znaczącej organizacji anarchistycznej na świecie, w
godzinie próby stali się burżuazyjnymi ministrami. Swą otwartą zdradę teorii anarchizmu tłumaczą
naciskiem “wyjątkowych okoliczności”. Ale czyż nie ten sam argument przytaczali w swoim czasie
wodzowie niemieckiej socjaldemokracji? Oczywiście, wojna domowa nie jest okolicznością pokojową ani
tuzinkową, tylko wyjątkową. Ale przecież właśnie do takich “wyjątkowych okoliczności” przygotowuje się
każda poważna organizacja rewolucyjna. Doświadczenie Hiszpanii jeszcze raz wykazało, że można
“negować” państwo w książkach, wydawanych w “normalnych warunkach”, za zezwoleniem
burżuazyjnego państwa, ale w warunkach rewolucji nie ma miejsca na żadne “negowanie” państwa,
przeciwnie - trzeba państwo opanować. Wcale nie chcemy oskarżać hiszpańskich anarchistów o to, że nie
zlikwidowali państwa jednym pociągnięciem pióra. Partia rewolucyjna, nawet po wzięciu władzy (czego
wodzowie hiszpańskich anarchistów nie zdołali dokonać, pomimo bohaterstwa robotników-anarchistów),
wcale nie jest panem życia i śmierci społeczeństwa. Ale tym surowiej oskarżamy teorię anarchistyczną,
która wydawała się być zupełnie odpowiednią dla czasów pokojowych, lecz której przyszło pospiesznie się
wyrzec, jak tylko nastały “wyjątkowe okoliczności”... rewolucji. W dawnych czasach zdarzali się
generałowie - zdarzają się prawdopodobnie i teraz - co uważali, że najbardziej niszczy armię wojna.
Niewiele lepsi od nich są ci rewolucjoniści, co się skarżą, że rewolucja burzy ich doktrynę.
Marksiści w pełni zgadzają się z anarchistami co do końcowego celu: likwidacji państwa. Marksizm
pozostaje “państwowym” jedynie na tyle, na ile likwidacja państwa nie może być osiągnięta przez zwykłe
jego ignorowanie. Doświadczenie stalinizmu nie zaprzecza teorii marksizmu, lecz potwierdza ją przez jej
negację. Doktryna rewolucyjna, która uczy proletariat prawidłowego orientowania się w sytuacji i
aktywnego wykorzystywania jej - rozumie się, że nie zawiera w sobie automatycznej gwarancji zwycięstwa.
Ale za to zwycięstwo możliwe jest tylko za pomocą tej doktryny. W dodatku nie można wyobrażać sobie
tego zwycięstwa jako jednorazowego aktu. Trzeba brać tę kwestię w perspektywie wielkiej epoki. Pierwsze
państwo robotnicze - na niskim fundamencie gospodarczym i we wrogim pierścieniu imperializmu -
wyrodziło się w żandarmerię stalinizmu. Lecz rzeczywisty bolszewizm rozpoczął przeciw tej żandarmerii
walkę nie na życie, ale na śmierć. Żeby się utrzymać, stalinizm jest zmuszony prowadzić teraz po prostu
wojnę domową przeciw bolszewizmowi, który nazywa “trockizmem”, nie tylko w ZSRR, ale i w Hiszpanii.
Stara partia bolszewicka umarła, ale bolszewizm wszędzie podnosi głowę.
Wywodzić stalinizm od bolszewizmu to dokładnie to samo, co w szerszym sensie - wywodzić
kontrrewolucję od rewolucji. Zgodnie z tym szablonem zawsze poruszała się myśl liberalno-
konserwatywna, a potem reformistyczna. Rewolucje, z powodu klasowego ustroju społeczeństwa, zawsze
rodziły kontrrewolucję. Czy nie dowodzi to - spyta rezoner - że w metodzie rewolucyjnej jest jakaś ukryta
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 7 -
www.skfm-uw.w.pl
Lew Dawidowicz Trocki – Stalinizm a bolszewizm (1937 rok)
wada? Jednak ani liberałowie, ani reformiści nie potrafili jak dotąd wynaleźć bardziej “oszczędnych”
metod. Lecz jeśli niełatwa jest racjonalizacja w rzeczywistości żywego procesu historycznego, za to całkiem
łatwo racjonalizować zmianę jego fal, wywodząc stalinizm od “socjalizmu państwowego”, faszyzm od
marksizmu, reakcję od rewolucji, słowem, antytezę od tezy. W tej dziedzinie, jak i w wielu innych, myśl
anarchistyczna jest służką liberalnego racjonalizmu. Rzeczywiście rewolucyjne myślenie jest niemożliwe
bez dialektyki.
“Grzechy” polityczne bolszewizmu jako źródło stalinizmu
Argumentacja racjonalistów nabiera czasami, przynajmniej sądząc po zewnętrznych pozorach,
bardziej konkretnego charakteru. Stalinizm wywodzą oni nie od bolszewizmu jako całości, lecz od jego
grzechów politycznych
1
.
Bolszewicy - mówią nam Gorter, Pannekoek, niektórzy niemieccy “spartakiści” i in. - zastąpili
dyktaturę proletariatu dyktaturą partii; Stalin dyktaturę partii zastąpił dyktaturą biurokracji. Bolszewicy
zlikwidowali wszystkie partie, oprócz swojej; Stalin zdusił partię bolszewicką w interesie kliki
bonapartystowskiej. Bolszewicy szli na kompromisy z burżuazją; Stalin stał się jej sojusznikiem i podporą.
Bolszewicy uznali konieczność uczestniczenia w działalności starych związków zawodowych i
burżuazyjnego parlamentu; Stalin zaprzyjaźnił się z biurokracją trade-unionistyczną i z demokracją
burżuazyjną. Takich zestawień można przytaczać, ile się chce. Lecz pomimo zewnętrznego efekciarstwa, są
one zupełnie puste.
Proletariat nie może dojść do władzy inaczej niż w osobie swej awangardy. Sama niezbędność
władzy państwowej wypływa z niedostatecznego poziomu kulturalnego mas i z ich różnorodności. W
awangardzie rewolucyjnej, zorganizowanej w partię, krystalizuje się dążenie mas do wyzwolenia. Bez
zaufania klasy do awangardy, bez poparcia awangardy przez klasę nie może być nawet mowy o wzięciu
władzy. W tym sensie proletariacka rewolucja i dyktatura są sprawą całej klasy, ale nie inaczej jak pod
kierownictwem awangardy. Rady to tylko forma organizacyjna związku awangardy z klasą. Treść
rewolucyjną tej formie może nadać tylko partia. Wykazało to pozytywne doświadczenie Rewolucji
Październikowej i negatywne doświadczenie innych krajów (Niemcy, Austria, wreszcie Hiszpania). Nikt nie
tylko nie pokazał w praktyce, ale nawet nie próbował analitycznie objaśnić na papierze, jak proletariat może
wziąć władzę bez politycznego kierownictwa partii, która wie, czego chce. Jeśli ta partia politycznie
podporządkowuje Rady swemu kierownictwu, to sam przez się ten fakt nie bardziej zaprzecza systemowi
radzieckiemu niż panowanie większości konserwatywnej zaprzecza brytyjskiemu parlamentaryzmowi.
Co się tyczy zakazu innych partii radzieckich, to w żadnym razie nie wypływał on z “teorii”
bolszewizmu, lecz był środkiem obrony dyktatury w zacofanym i wyniszczonym kraju, okrążonym ze
wszystkich stron przez wrogów. Dla bolszewików było jasne od samego początku, że środek ten,
uzupełniony później przez zakaz frakcji wewnątrz samej partii rządzącej, sygnalizował największe
niebezpieczeństwo. Jednak źródło niebezpieczeństwa nie biło w doktrynie czy taktyce, lecz w słabości
materialnej dyktatury, w trudnościach sytuacji wewnętrznej i światowej. Gdyby rewolucja zwyciężyła
chociażby tylko w Niemczech, potrzeba zakazu innych partii radzieckich od razu przestałaby istnieć. To, że
panowanie jednej partii posłużyło jako podstawa prawna dla stalinowskiego systemu totalitarnego, jest
oczywiście bezsporne. Ale przyczyna takiego rozwoju tkwi nie w zakazie innych partii jako tymczasowym,
wojennym posunięciu, lecz w szeregu porażek proletariatu w Europie i w Azji.
To samo odnosi się do walki przeciw anarchizmowi. W bohaterskiej epoce rewolucji bolszewicy szli
z rzeczywiście rewolucyjnymi anarchistami ramię w ramię. Wielu z nich partia przyjęła do swych szeregów.
1
Jednym z najwyrazistszych przedstawicieli tego typu myślenia jest francuski autor książki o Stalinie, B. Souvarine.
Faktograficzna i dokumentalna warstwa pracy Souvarine'a jest wytworem długiego i sumiennego badania. Jednak historiozofia
autora poraża swą pospolitością. Wyjaśnienia wszystkich następujących po sobie krętactw Stalina autor szuka w ukrytych
wadach wrodzonych bolszewizmu. Wpływ na bolszewizm rzeczywistych warunków procesu historycznego dla niego nie
istnieje. Nawet I. Ten ze swoją teorią “środowiska” jest bliższy Marksowi niż Souvarine - przyp. aut.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 8 -
www.skfm-uw.w.pl
Lew Dawidowicz Trocki – Stalinizm a bolszewizm (1937 rok)
Autor niniejszej pracy nieraz omawiał z Leninem problem możliwości udostępnienia anarchistom pewnej
części terytorium dla przeprowadzenia, w porozumieniu z miejscową ludnością, ich bezpaństwowych
doświadczeń. Ale warunki wojny domowej, blokady i głodu pozostawiały zbyt mało pola manewru dla
podobnych planów. Powstanie kronsztadzkie? Przecież rozumie się, że rząd rewolucyjny nie mógł
podarować zbuntowanym marynarzom twierdzy, broniącej dostępu do jednej ze stolic, tylko na tej
podstawie, że do reakcyjnego buntu chłopsko-żołnierskiego przyłączyli się niektórzy wątpliwi anarchiści.
Konkretna historyczna analiza wydarzeń nie pozostawia miejsca dla mitów, wytworzonych wokół
Kronsztadu, Machny i innych epizodów rewolucji przez ciemnotę i sentymentalizm.
Pozostaje tylko ten fakt, że bolszewicy od samego początku stosowali nie tylko przekonywanie, ale i
przymus, często w najsurowszej postaci. Bezsporne jest także, iż biurokracja, która wyrosła z rewolucji,
zmonopolizowała później system przymusu w swoich rękach. Każdy etap rozwoju, nawet gdy chodzi o
etapy tak przełomowe, jak rewolucja i kontrrewolucja, wypływa z poprzedniego etapu, ma w nim swe
korzenie i przejmuje pewne jego cechy. Liberałowie z Webbami włącznie zawsze twierdzili, że dyktatura
bolszewicka jest tylko nowym wydaniem caratu. Zamykali przy tym oczy na takie drobiazgi, jak zniesienie
monarchii i stanów społecznych, oddanie ziemi chłopom, wywłaszczenie kapitału, wprowadzenie
gospodarki planowej, wychowania ateistycznego itd. Zupełnie tak samo myśl liberalno-anarchistyczna
zamyka oczy na to, że rewolucja bolszewicka, ze wszystkimi swymi środkami represji, oznaczała przewrót
w stosunkach społecznych w interesie mas, podczas gdy przewrót termidoriański Stalina towarzyszy
przebudowie społeczeństwa radzieckiego w interesie uprzywilejowanej mniejszości. Jasne, że w
utożsamieniu stalinizmu z bolszewizmem nie ma nawet śladu kryterium socjalistycznego.
Problemy teorii
Jedną z najważniejszych cech bolszewizmu jest surowy i wymagający stosunek do problemów
doktryny, o które bolszewicy ciągle się kłócili. 26 tomów Lenina na zawsze pozostanie wzorem najwyższej
sumienności teoretycznej. Bez tej swojej podstawowej cechy bolszewizm nigdy nie wypełniłby swojej
historycznej roli. Zupełnym przeciwieństwem pod tym względem jest prostacki i ciemny, na wskroś
empiryczny stalinizm.
Już ponad dziesięć lat temu Opozycja w swej “Platformie” oświadczała: “Od czasu śmierci Lenina
stworzony został cały szereg nowych teorii, których sens polega jedynie na tym, że mają one teoretycznie
usprawiedliwić staczanie się grupy stalinowskiej z drogi międzynarodowej rewolucji proletariackiej”. A
dopiero co socjalista amerykański Liston Oak, który brał bezpośredni udział w rewolucji hiszpańskiej, pisał:
“W rzeczywistości stalinowcy są teraz najskrajniejszymi rewizjonistami myśli Marksa i Lenina. (...)
Bernstein w swej rewizji Marksa nie śmiałby posunąć się choćby do połowy tego, do czego posunął się
Stalin”. To prawda. Trzeba tylko dodać, że Bernstein rzeczywiście miał wymagania teoretyczne: sumiennie
próbował dostosować program socjaldemokracji do jej reformistycznej praktyki. A biurokracja stalinowska
nie tylko nie ma nic wspólnego z marksizmem, ale w ogóle obca jej jest jakakolwiek doktryna czy system.
Jej “ideologia” jest na wskroś przeniknięta policyjnym subiektywizmem, a jej praktyka - empiryzmem
nagiej przemocy. W obronie swoich interesów, kasta uzurpatorów jest wroga teorii: ani sama sobie nie
może zdawać sprawy ze swej roli społecznej, ani przed nikim nie może za nią odpowiadać. Stalin dokonuje
rewizji Marksa i Lenina nie piórem teoretyków, lecz buciorami funkcjonariuszy Państwowego Zarządu
Politycznego.
Problemy moralności
Na “niemoralność” bolszewizmu uskarżają się zazwyczaj pyszałkowate zera, którym bolszewizm
zdarł tanie maski z twarzy. Drobnomieszczańskie, intelektualistyczne, demokratyczne, “socjalistyczne”,
literackie, parlamentarne i inne koła mają swe konwencjonalne wartościowanie albo konwencjonalny język
w celu zatajenia braku wszelkiej wartości. To szerokie i pstrokate towarzystwo wzajemnych zatajeń - “leben
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 9 -
www.skfm-uw.w.pl
Lew Dawidowicz Trocki – Stalinizm a bolszewizm (1937 rok)
und leben lassen” - nie znosi zupełnie dotknięcia marksistowskiego lancetu na jego wrażliwej skórze.
Pomiędzy teoretykami, pisarzami i moralistami wałęsającymi się między różnymi obozami panowały i
panują mniemania, że bolszewicy umyślnie przesadzają w rozbieżności, niezdolni są do “lojalnej”
współpracy i przez swoje “intrygi” rozbijają jedność ruchu robotniczego. Wrażliwemu i obraźliwemu
centryście wydawało się zawsze, że bolszewicy go “oczerniają” tylko dlatego, że połowiczne myśli
doprowadzą do końca, do czego on sam niezdolny jest zupełnie. Jednakowoż tylko ta cenna właściwość
nietolerancji wobec każdej połowiczności i każdego wymijania trudności pozwala wychować rewolucyjną
partię, która nie da się zaskoczyć przez żadną “nadzwyczajną” sytuację.
Moralność każdej partii wypływa, w ostatecznym rozrachunku, z tych interesów historycznych,
które ona reprezentuje. Moralność bolszewizmu, obejmująca samozaparcie, bezinteresowność, męstwo,
pogardę do wszystkiego, co podrabiane i fałszywe - najlepsze cechy natury ludzkiej! - wypływała z
rewolucyjnego nieprzejednania w służbie uciskanych. Biurokracja stalinowska w tej dziedzinie naśladuje
słowa i gesty bolszewizmu. Ale gdy “nieprzejednanie” i “nieugiętość” urzeczywistniane są przez aparat
policyjny, będący na służbie uprzywilejowanej mniejszości, stają się źródłem demoralizacji i gangsterstwa.
Nie można inaczej niż z pogardą odnieść się do tych panów, którzy utożsamiają rewolucyjne bohaterstwo
bolszewików z biurokratycznym cynizmem termidorian.
I teraz jeszcze, mimo dramatycznych wydarzeń ostatniego okresu, przeciętny filister woli myśleć, że
w walce między bolszewizmem (“trockizmem”) a stalinizmem chodzi o starcie osobistych ambicji czy w
najlepszym razie o walkę dwóch odcieni bolszewizmu. Najbardziej prostackim wyrazicielem tego poglądu
jest Norman Thomas, przywódca amerykańskiej partii socjalistycznej. “Mało jest podstaw do tego, by
myśleć - pisze on na str. 6 “Socialist Review” z września 1937 r. - że gdyby Trocki wygrał (!), a nie Stalin,
to nastąpiłby kres intryg, spisków i panowania strachu w Rosji”. Z równym powodzeniem można by
powiedzieć: “Mało jest podstaw do tego, by myśleć, że gdyby zamiast Piusa XI objął Tron Piotrowy
Norman I, to Kościół Katolicki przekształciłby się w ostoję socjalizmu”. Thomas nie rozumie, ze nie chodzi
o mecz między Stalinem a Trockim, lecz o antagonizm między burżuazją a proletariatem. Co prawda w
ZSRR warstwa rządząca zmuszona jest jeszcze dziś przystosowywać się do nie całkiem jeszcze
zlikwidowanego dziedzictwa rewolucji, przygotowując równocześnie, w drodze po prostu wojny domowej
(krwawej “czystki” - masowego tępienia niezadowolonych) zmianę reżimu społecznego. A w Hiszpanii
klika stalinowska już dziś otwarcie występuje przeciw socjalizmowi, jako ostoja porządku burżuazyjnego.
Walka przeciw bonapartystowskiej biurokracji przekształca się na naszych oczach w walkę klasową między
dwoma światami, dwoma programami, dwoma moralnościami. Jeśli Thomas myśli, że zwycięstwo
socjalistycznego proletariatu nad podłą kastą gwałcicieli nie odrodziłoby reżimu radzieckiego politycznie i
moralnie, to w ten sposób udowadnia jedynie, że pomimo wszystkich swych zaklęć, merdania i
ortodoksyjnych westchnień jest znacznie bliższy stalinowskiej biurokracji niż robotnikom. Tak jak i inni
demaskatorzy bolszewickiej “niemoralności”, Thomas po prostu nie dorósł do moralności rewolucyjnej.
Tradycje bolszewizmu a Czwarta Międzynarodówka
W przypadku tych “lewicowców”, co próbowali “odejść od bolszewizmu do marksizmu”, sprawa ta
sprowadzała się zwykle do cząstkowych panaceów: bojkotować stare związki zawodowe, bojkotować
parlament, tworzyć “prawdziwe” rady. Wszystko to mogło się wydawać nadzwyczaj głębokim w gorączce
pierwszych dni po wojnie. Ale teraz, w świetle przerobionego doświadczenia, te “dziecięce choroby”
przestały być nawet ciekawym dziwactwem. Holendrzy Gorter i Pannekoek, niektórzy niemieccy
“spartakiści”, włoscy bordigiści przejawiali swą niezależność od bolszewizmu tylko w tym, że jedną jego
cechę, sztucznie rozdętą, przeciwstawiali innym jego cechom. Z tych “lewicowych” tendencji nie pozostało
nic, ani praktycznie, ani teoretycznie: to pośredni, ale ważny dowód na to, że bolszewizm jest jedyną formą
marksizmu naszej epoki.
Partia bolszewicka wykazała w rzeczywistości połączenie najwyższej rewolucyjnej odwagi z
realizmem politycznym. Po raz pierwszy ustanowiła ten stosunek między awangardą a klasą, który jako
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 10 -
www.skfm-uw.w.pl
Lew Dawidowicz Trocki – Stalinizm a bolszewizm (1937 rok)
jedyny jest w stanie zapewnić zwycięstwo. Wykazała doświadczalnie, że sojusz proletariatu z uciskanymi
masami wiejskiego i miejskiego drobnomieszczaństwa możliwy jest tylko w drodze politycznego
unicestwienia tradycyjnych partii drobnomieszczaństwa. Partia bolszewicka pokazała całemu światu, jak
dokonywać powstania zbrojnego i jak brać władzę. Ci, co przeciwstawiają abstrakcję rad dyktaturze
partyjnej, powinni zrozumieć, że tylko dzięki kierownictwu bolszewików Rady wydostały się z
reformistycznego bagna do poziomu formy państwowej proletariatu. Partia bolszewicka urzeczywistniła
prawidłowe połączenie sztuki wojennej z polityką marksistowską w wojnie domowej. Gdyby nawet
stalinowskiej biurokracji udało się zniszczyć podstawy gospodarcze nowego społeczeństwa, to
doświadczenie gospodarki planowej, wypracowane pod kierownictwem partii bolszewickiej, na zawsze
wejdzie do historii jako bardzo ważna nauka dla całej ludzkości. Wszystkiego tego mogą nie dostrzegać
tylko sekciarze, którzy obraziwszy się za siniaki, jakie dostali, odwrócili się plecami do procesu
historycznego.
Ale to nie wszystko. Partia bolszewicka mogła wykonać tak wielką “praktyczną” robotę tylko
dlatego, że każdy swój krok oświetlała światłem teorii. Bolszewizm jej nie stworzył: została ona dana przez
marksizm. Lecz marksizm jest teorią ruchu, a nie zastoju. Tylko działania wielkiej skali historycznej mogły
wzbogacić samą teorię. Bolszewizm wniósł drogocenny wkład w marksizm swoją analizą epoki
imperialistycznej jako epoki wojen i rewolucji, demokracji burżuazyjnej w epoce rozkładu kapitalizmu,
relacji między strajkiem powszechnym a powstaniem, roli partii, Rad i związków zawodowych w epoce
rewolucji proletariackiej, swoją teorią państwa radzieckiego, gospodarki przejściowej, faszyzmu i
bonapartyzmu w epoce upadku kapitalizmu, wreszcie analizą warunków wyrodzenia się samej partii
bolszewickiej i państwa radzieckiego. Niech ktoś wymieni inny nurt, który by dodał coś istotnego do
wniosków i uogólnień bolszewizmu. Vandervelde, de Brouckere, Hilferding, Otto Bauer, Leon Blum,
Żyromskij, nie mówiąc już o pułkowniku Attleem i Normanie Thomasie, żyją teoretycznie i politycznie
rozbitymi resztkami przeszłości. Wyrodzenie się Kominternu w sposób najbardziej prostacki wyrażało się w
tym, że pod względem teoretycznym stoczył się on do poziomu II Międzynarodówki. Wszelkiego rodzaju
grupy pośrednie (Niezależna Partia Robotnicza Wielkiej Brytanii, POUM i im podobne) co tydzień na nowo
przystosowują przypadkowo dobrane cytaty z Marksa i Lenina do swych bieżących potrzeb. Robotnicy
niczego się od tych ludzi nie nauczą.
Poważny stosunek do teorii, wraz z całą tradycją Marksa i Lenina, przyswoili sobie tylko
budowniczowie Czwartej Międzynarodówki. Niech filistrzy śmieją się z tego, że w dwa dziesięciolecia po
Rewolucji Październikowej rewolucjoniści znów zostali odrzuceni w tył na pozycje skromnych
przygotowań propagandowych. Wielki kapitał w tej sprawie, jak i w innych, jest znacznie bardziej
przenikliwy od drobnomieszczańskich filistrów, wyobrażających sobie, że są “socjalistami” czy
“komunistami”: nie darmo temat Czwartej Międzynarodówki nie schodzi z łamów prasy światowej. Paląca
historyczna konieczność rewolucyjnego kierownictwa stwarza dla Czwartej Międzynarodówki nadzieję
wyjątkowo szybkiego tempa wzrostu. Najważniejszą gwarancją jej dalszych sukcesów jest ta okoliczność,
że ukształtowała się ona nie z dala od wielkiego szlaku historycznego, lecz wyrosła organicznie z
bolszewizmu.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 11 -
www.skfm-uw.w.pl