Hi&Low 11

background image

Chap 11

- Im gonna lose my mind tryin to replace, replace

ur heart -

Alice’s POV

Minęło już kilka godzin on kąd ulotniłyśmy sie z dziewczynami z domu. Przygotowałyśmy
Martynę najlepiej jak potrafiłyśmy na to romantyczne popołudnie z Nathanem. Mam
nadzieję, że się świetnie razem bawią. Jeśli wiecie co mam na myśli.

Stęskniłam się za moim Sivą. Ciekawe czy reszta też wróciła… Wyjęłam telefon by się o tym
przekonać. Już się trochę nudziłyśmy na mieście. Byłyśmy w końcu na małych zakupach, w
kinie, a teraz kończymy jeść w naszym ulubionym Nandos <3

Mój chłopak odebrał połączenie niemal natychmiast.

- Nath, to ty? – Huh? Od kiedy ja mu przypominam Nathana? I dlaczego brzmi tak dziwnie…
Jakby był przerażony i zdenerwowany.

- Nie, kochanie. To ja, Ally. Dlaczego myślałeś…? – nawet nie dał mi dokończyć.

- Aww… Przepraszam, ja… Zgubiliśmy go i nigdzie nie możemy znaleźć. Już od paru ładnych
godzin.

- Głuptasie, BabyNath jest teraz z Emmy i jestem pewna, że radzi sobie bardzo dobrze bez
was.

- Jesteś pewna? Bo szukaliśmy go już chyba wszędzie. Dzwoniliśmy do M., ale nie odbiera.

- To dla tego, że są zajęci sobą. To normalne. No właśnie, może by tak… - chciałam mu też
zaproponować jakiś ‘romantyczny wieczór’, ale znowu mi przerwał.

- Nie byłbym tego taki pewien. Skarbie, posłuchaj. Raczej wątpię żeby oni się tam teraz
‘dobrze bawili’. Może pojedziesz do domu i sprawdzisz to, co?

- Dalej nic nie rozumiem, ale ok. Kocham cię!

- Ja ciebie też, Alice.

Rozłączył się. Ta rozmowa była strasznie dziwna. Czy coś się stało między chłopakami? I
dlaczego on myśli, że coś może być nie tak z Martyną i Nathem? Tyle pytań i zero
odpowiedzi.

background image

- Dziewczyny, musimy wracać. Seev martwi się o Nathana i chcę żebym sprawdziła co się
dzieje w domu.

- Wiesz jakoś nie bardzo chcę patrzeć na to co oni teraz tam robią.

- Vicky, ja mówię poważnie. Chodźmy.

Zabrałyśmy co nasze i wyszłyśmy z knajpy. Metro było niedaleko więc dość szybko
dotarłyśmy do domu. Przez sekundę się zawahałam, ale złapałam za klamkę i otworzyłam
drzwi. To co zobaczyłam sprawiło, że ugięły się pode mną kolana. Emmy leżała zwinięta na
podłodze, cała zapłakana, ledwo oddychająca. Chwytała się za serce i ciągle powtarzał
‘Dlaczego?’, ‘ Przecież nie zrobiłam niczego źle’ czy inne rzeczy w tym stylu.

Podbiegłyśmy do niej, próbowałyśmy się dowiedzieć co się do cholery dzieje, ale ona nie
kontaktowała. Jej oczy były jakby zamglone. Jak u starca, który już nic nie widzi. Zaczęła
przymykać powieki, wyszeptała cicho i dramatycznie wręcz ‘Rzucił mnie’ i zemdlała.

Byłam tak skamieniała ze strachu, że zajęło mi chwilę aż na nowo zaczęłam funkcjonować.
Kate próbowała ją obudzić. Na marne. A Vicky zadzwoniła na pogotowie. Bóg wie co mogło
spowodować omdlenie.

* Chwilę wcześniej *

Martyna’s POV

Sama nie wiem co się ze mną dzieję. Już dawno straciłam rachubę czasu. Po prostu siedzą na
tej przeklętej podłodze w salonie i wypłakuję całą wodę z organizmu. Nie wiedziałam, że
można tak długo płakać. I to bez przerwy. Mimo tego, że nie mam już siły, dalej łkam,
spazmatycznie oddycham.

To takie dziwne. Choć nie mam już serca to ciągle czuję ból w miejscu gdzie ono powinno się
znajdować. Ta pustka… Ona mnie zabija od środka. Nie mogę zrozumieć jak to wszystko
mogło się stać. Ciągle cicho modlę się, że to tylko zły sen. Że zasnęłam podczas zabawy z
Eddy i śni mi się teraz koszmar, z którego nie mogę się obudzić.

Tak bardzo go teraz potrzebuję. Bardziej niż kiedykolwiek. Potrzebuje go by przyszedł,
powiedział, że to nie prawda, przytulił i został ze mną na zawsze. Ale już za późno. ON
odszedł. A ja nawet nie umiem powiedzieć jego imienia w myślach.

Najgorsze jest to, że wciąż widzę jego twarz. Wszędzie gdzie nie spojrzę jest obecny ON. Jego
głos rozbrzmiewa w moich uszach, jakby stał tu i mówił do mnie ‘Emmy nie płacz, wszystko
będzie dobrze’. Ale prawda jest taka, że nic nie będzie dobrze, a jego tu wcale nie ma. I już
nie będzie. Nigdy.

Wiem, że to ja kazałam mu wyjść i nie wracać, ale cóż innego mogłam zrobić? Pozwolić mu
ranić mnie jeszcze bardziej? Pozwolić oglądać swoje cierpienie? Nie. Mam jeszcze na tyle

background image

godności by kazać mu odejść. W końcu tego właśnie chciał, prawda? Zostawić mnie i
zapomnieć o tych zmarnowanych chwilach ze mną. Pewnie teraz żałuje, że w ogóle mnie
spotkał. Ale dlaczego? Co ja takiego zrobiłam? Czy to moja wina?

Nagle otworzyły się drzwi wejściowe. Przez ułamek sekundy pomyślałam, że to ON. Że wrócił
jednak. Ale nie. W wejściu stały moje, zszokowane teraz, przyjaciółki. Podbiegły do mnie i
zaczęły wypytywać, przytulać, starały się mnie jakoś uspokoić. Ale ich głosy nawet do mnie
nie dochodziły. Byłam jak za mgłą.

W końcu moje ciało chyba postanowiło odpocząć i zaczęłam odpływać. Ostatnie co
pamiętam to moje usta układające się w ‘Rzucił mnie’, a potem była już tylko ciemność.

Jay’s POV

Co jest nie tak z tym kolesiem? Przecież się kurde kochają, nie? To przyszedł jeden padalec,
wmówił mu, że źle robi i tak po prostu odpuścił? WTF?! Niby martwił się tym już wcześniej,
ale nie wmówicie mi, że zakochany facet tak łatwo odpuszcza, nie walczy. No chyba, że…
Może Nathan tak bardzo ją kocha, że zrobi dla niej wszystko. Nawet pozwoli jej odejść.
Dziwne. Ja jestem od niego starszy, zaręczony, a sam nie wiem czy byłoby mnie na coś
takiego stać. Chyba nie. Za bardzo chcę być z Lizzy żeby zostawić ją w spokoju. Nawet jeśli to
byłoby najlepsze wyjście.

Po tym telefonie od Ally ruszyliśmy do domu. Byliśmy w następnym z kolei barze – tym
razem już z powrotem w Londynie – kiedy rozmawiał z nią Seev. Trochę odetchnąłem z ulgą.
Przynajmniej wiemy, że jest w mieście. … No chyba, że pojechał do rodziców, ale w to
wątpię. Mamy za dużo pracy żeby sobie na to pozwolić. Chwilę nam zajęło dotarcie na
miejsce, ale wreszcie dochodziliśmy już do drzwi domu, który razem wynajmujemy. Po tak
długim i stresującym dniu miałem nadzieje go tam znaleźć, a potem pojechać do Lizz żeby się
trochę od stresować, może obejrzeć jakieś filmy i zwyczajnie poprzytulać się na kanapie. Jak
na normalną, kochającą się parę zaręczonych ludzi przystało.

Weszliśmy do środka, na pierwszy rzut oka wszystko było w porządku, ale potem
zauważyłem rozbitą szklankę w kuchni, pustą butelkę po wódce, której tu z pewnością
wcześniej nie było.

- To nie wygląda najlepiej. – odezwał się zdziwiony ZNOWU Max.

- Taa… Ale to oznacza, że on tu gdzieś jest. NATH, STARY?! – zaczął wołać go Tom. Zero
reakcji. Siva również dołączył do krzyków… Dalej nic.

Pomyślałem, że to i tak nic nie da i poszedłem na górę schodami, prosto do pokoju naszej
zguby. Drewniane drzwi okazały się zamknięte na klucz. Zacząłem więc pukać. A raczej walić
mocno z pięści i czekać aż mi otworzy.

background image

- NATHAN! Do cholery, otwieraj! – wydarłem się zdenerwowany na niego, ale on albo mnie
dalej olewał, albo nie wiem. Spał?

- Nath, kurde! Powoli zaczynam już tracić na ciebie cierpliwość. Otwórz te cholerne drzwi,
albo je wywarzymy! – nawet nie zauważyłem kiedy reszta również zebrała się koło wejścia
do tego przeklętego pokoju.

- Zostawcie mnie w spokoju! – doszedł do nas, stłumiony przez drewno drzwi, głos 19latka.
Dzięki Bogu! Przynajmniej wiemy, że jest w środku i reaguje. Ale ten głos… Był taki…
Załamany. Jakby krzyczał przez łzy. Czyli jednak… Ten idiota…

- On to zrobił! Poszedł do niej i tak po prostu ją rzucił. – powiedział Max na głos to co właśnie
pomyślałem. Po twarzach wszystkich widziałem, że mamy te same odczucia. To takie nie
realne.

- Nie mogę w to uwierzyć. Przecież Nathan kocha M. Jak można być aż takim… - Siva nie
zdążył nawet skończyć zdania, bo główny zainteresowany z hukiem otworzył drzwi i minę
miał jakby szedł na wojnę i miał zamiar zabić swoich przeciwników gołymi rękami.

- Po pierwsze, macie zakaz mówienia o nie, chociażby wymieniania jej imienia przy mnie! Po
drugie, macie dać jej SPOKÓJ! Nie obchodzi mnie, że razem z nią mieszkają wasze
dziewczyny. Macie zniknąć z jej życia, JASNE?!

No normalnie szczęka mi opadła. :O Nie tylko mi z resztą. Wszyscy byli w szoku. Jak ktoś cały
we łzach, którego klatka piersiowa unosiła się jakby dźwigała niesamowity ciężar mógł mieć
w sobie tyle energii i gniewu? Chyba w ten sposób odreagowuje stres. Choć nie tylko tak, bo
czuć było na kilometr od niego alkohol. Śmierdział jak jakiś menel spod sklepu.

- A i to nie wasza sprawa, co czuję i jak to czuję. Po prostu się odwalcie i pozwólcie mi
umierać w spokoju. – te ostatnie słowa już nie wybrzmiał tak dobitnie jak reszta. Tracił już
siły i smutek przeważał powoli złość.

Na chwilę mogłem mu spojrzeć w oczu i zobaczyłem w nich niesamowity ból. Jeszcze większy
od tego, który było w nich widać kilka godzin temu. Teraz przypominał szaleńca, który nic już
nie ma. Ten wielki żal… On go przygniata, mogę to widzieć bardzo wyraźnie.

Szybko jednak spuścił wzrok, wymamrotał bezbarwnie ‘świetnie’ i wrócił do swojej jaskini.
Już nawet nie starczyło mu sił by dramatycznie trzasnąć drzwiami, po prostu je zamknął i
przekręcił klucz. Odpuściliśmy mu, nic tam po nas. Zeszliśmy do salonu i otworzyliśmy po
piwie. Nikt jednak za bardzo nie miał na nie ochoty. Ciągle martwiła nas ta sytuacja.

- Ale daliśmy dupy. Tak się staraliśmy żeby go powstrzymać, a i tak to zrobił. – przerwał ciszę
Siva. Na nic nas nie było stać poza przytaknięciem. Co to za chora sytuacja?!

Opróżniłem szybko swoją butelkę i opuściłem mieszkanie. Po tym jak widzę co się stało
Nathanowi i Martynie, czuję, że potrzebuje mieć Lizzy w swoich ramionach. Teraz.

background image

background image

Nath’s POV

To jakieś szaleństwo. Kiedy wróciłem do domu nie miałem pojęcia co z sobą zrobić. Obijałem
się o ścian, zasłaniałem żaluzje, przeszukiwałem półki choć sam nie wiedziałem czego
szukałem. Wtedy w ręce wpadła mi ta nieszczęsna butelka wódki. Piłem ją jak wodę próbując
zalać wszystkie swoje smutki, wypłukać żal i miłość do NIEJ.

Kiedy opróżniłem już szkło, rzuciłem szklanką o ścianę i chwiejnym krokiem doczołgałem się
do swojego pokoju. Pewnie zastanawiacie się co takiego mogła mi zrobić ta biedna szklanka,
że tak agresywnie ją roztrzaskałem. Szczerze? Przypomniało mi się jak poznałem Emmy.
Nawet zacząć to wszystko musiałem jakąś głupotom. To od początku było skazane na
dramat. Wszystko działo się tak szybko. Zakochałem się w niej niemal od kiedy się wtedy do
mnie odwróciła i posłała ten zaskoczony i podekscytowane uśmiech. :’( A teraz nawet jej
imię sprawia mi ból.

Słyszałem walenie chłopaków do drzwi mojego pokoju, ich rozmowy. To raniło mnie jeszcze
bardziej. Ale zebrałem w sobie ostatnie odrobiny determinacji i wyszedłem na korytarz.
Wykrzyczałem, że mają się odwalić i nie zbliżać do M. Po tym brakło mi już sił więc wróciłem
do ciemnego jak noc pokoju.

Czas mija dziwnie szybko. Straciłem już jego poczucie. Kiedy tak siedzisz w łóżku i światło nie
ma prawo wejść do pomieszczenia, sam nie wiesz czy to dzień, czy środek nocy. Chłopaki
próbowali jeszcze kilka razy się do mnie dostać, ale nie reagowałem. Byłem jak żywy trup.
Wychodziłem tylko do łazienki i sporadycznie do kuchni. Wszystko co robiłem było otępiałe.
Nawet myśleć nie byłem w stanie. Było tak jakby wcale mnie tam nie było. Nie istniałem…

Strasznie za nią tęsknie, jedyne co mam w głowie to, to jak ją zraniłem. Niejednokrotnie
miałem ochotę pobiec do niej, przytulić mocno do siebie i prosić o wybaczenie. Jedyne co
mnie przed tym powstrzymuje to wiara, że tak jest dla niej lepiej. Że przejdzie jej to
nieszczęsne zakochanie do mnie i będzie żyć dalej. Tak jak na to zasłużyła.

Dziwne… Jestem jeszcze tak młody, nigdy wcześniej tak nie dramatyzowałem. A nagle teraz
czuję, że mogę dla niej wszystko i nie potrafię żyć bez mnie. W ogóle sobie z tym nie radzę.
To naprawdę stało się za szybko. W dodatku jedyne co ona teraz o mnie może myśleć to, to,
że oszukałem ją, pobawiłem się jak zabawną, wykorzystałem i rzuciłem jak zwykłą lalkę.
Zdmuchnąłem ze swojego świata jak niechcianą kupkę kurzu. To musi ją niesamowicie boleć.
Pewnie czuje się jak jakaś pierwsza, lepsza. … Jeśli tak myśli, ma rację. Mam na myśli, Ja
naprawdę ją wykorzystałem. Nie myślałem o jej dobrze. Trzymałem ja blisko z czystego
samolubstwa. Byłem skończonym egoistą wmawiając nam oboje, że musimy być razem, że
już zawsze należymy do siebie. Ale już taki nie jestem. Teraz wszystko co robię jest dla niej,
tylko i wyłącznie dla niej. Żałuję tylko, że ONA już się o tym nie dowie. Już mnie nie zobaczy
na oczy. Będzie żyć. To jedyne co mogę jej dać. Szczęście. Ja już zawsze będę należał do niej,
ale ona sama jest wolna. Mam nadzieję, że wykorzysta tą swoją wolność dobrze. </3

background image

Martyna’s POV

Dni mijają jak godziny… A może to godziny mijają jak dni? Sama nie wiem. Od bardzo dawna
nie opuściłam domu. Nie chodzę na zajęcia. Zadzwoniłam do dziekana i poprosiłam o urlop
dziekański. Nie łatwo, ale w końcu się zgodził.

Kiedy obudziłam się tamtego dnia w swoim łóżku przez moment myślałam, że już nie żyję.
Przez umysł mi przeleciało, że dryfuję gdzieś między wyobraźnią a światem realnym, ale
później okazało się, że to tylko jakiś sanitariusz mnie wnosił po schodach. Zasmucił mnie
fakt, że jednak tylko spałam. Nie miałam już siły płakać, od tej pory jestem po prostu
otępiała. Zero uczuć, brak jakiegokolwiek wyrazu. Jestem pusta jak szara kartka. Jak po
mocnych środkach uspakajających. Właściwie to je dostawałam. Musieli mi coś przepisać, bo
inaczej dziewczyny nie wyrobiłyby ze mną psychicznie. Co nocy krzyczałam przez sen nękana
koszmarami. Teraz coraz rzadziej śnie, dostaje środki nasenne, od których omija się tą fazę
snu, w której się ‘śni’.

Sama nie wiem czy tak lepiej dla mnie, czy może jednak gorzej. Tylko tam widziałam jego
twarz, tylko tam byliśmy znowu razem. Jakby nigdy nic się nie stało. Raz śniłam o tamtej nocy
na plaży na Ibizie, raz o wieczorze z całą paczką w luna parku, ale innymi razami… Śniłam na
przykład o wypadku samochodowym, o tym jak Nathan zdradza mnie z jakąś wyuzdaną
blondynką, a kiedy mnie zauważali zawsze wyśmiewali się ze mnie, jaka ja nie byłam naiwna i
głupia wierząc w jego miłość do mnie. To strasznie bolało. :”(

Teraz już nie widuję. Nie słyszę jego głosu. Tęsknie za nim mimo tego, iż wiem, że on nie chce
mieć niczego ze mną wspólnego.

Nie potrafię myśleć o tym co się stało. Nie rozumiem… Przecież wszystko było cudownie i
nagle tak po prostu przestało istnieć. Dlaczego? Chyba już nigdy się tego nie dowiem.

Tak więc cały czas spędzam w moim pokoju. Prawię nie wychodzę z łóżka. Pierwszy raz od
dawna pochłonęłam się bez reszty w lekturze, tworzeniu i muzyce. Minęło sporo czasu kiedy
ostatnio napisałam coś dłuższego niż kilko linijkowy wiersz. Teraz pracuję nad ambitnym dość
opowiadanie. Bohaterką jest nastoletnia wampirzyca walcząca z licznymi wrogami i
nieszczęśliwą miłością. Zakochała się ona w człowieku i wybrała kłamstwo. Oszukała go by
trzymał się od niej jak najdalej. Co niestety nie zmieniło ani jej, ani jego uczuć.

Jeśli chodzi o muzykę to… Jakbym torturowała się piosenkami chłopaków. Choć to strasznie
boli, nie mogę przestać słuchać jego głosu. Jest taki cudowny, niesamowity. Po prostu
piękny. To sprawia, że nie mogę się pozbyć tego żalu z serca. Nie chcę. Nie chcę o NIM
zapomnieć. To były najpiękniejsze momenty w moim całym żałosnym życiu. … Często też
słucham ‘dołujących’ piosenek. Takich jak na przykład I See You albo You All I Want. Może to
nienajlepszy pomysł w moim stanie psychicznym, ale to jedyne czego mam ochotę teraz
słuchać. :(

background image

Siedziałam tak sobie pogrążona we własnych myślach, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Na
sekundę serce mi stanęło i załomotało na głupią myśl o tym któż to może być, lecz szybko się
otrząsnęłam, bo do mojego ciemnego, dawno niewietrzonego pokoju powoli wszedł wysoki,
śniady brunet o głębokich czekoladowych oczach.

Dawno o nim nie myślałam. Stęskniłam się za moim przyjacielem, ale w końcu dalej nie
wyjaśniłam jego dziwnego zachowania z sierpnia. Chłopak uśmiechną się słabo i zamknął za
sobą drzwi. Postarałam się najbardziej jak mogłam by odpowiedzieć mu podobnym
uśmiechem, ale chyba kiepsko mi wyszło.

- Hey, mała. Jak się czujesz? – spytał lekko smutnawym głosem.

- Jackson… A jak to wygląda? – nie umiałam mu odpowiedzieć na pytanie wiec sama
zmusiłam do ocenienia mojego stanu.

- Jakby ktoś ci wyrwał serce i je przepuścił przez maszynkę do mięsa. – powiedział u usiadł
delikatnie na skraju mojego łóżka.

- Mniej więcej… - nie wiedziałam co mówić dalej. Cisza między nami była dziwna. Spokojna,
ale jakby kryło się za nią coś dramatycznego. Chłopak jakby się odrobinę denerwował. Złapał
mnie za rękę i zaczął bawić się palcami. Przypomniało mi to znowu NIEGO. Zabłąkana łza
spłynęła wzdłuż mojej twarzy. Jackson uwolnił swoją prawą dłoń i starł słoną krople. Jego
ręka jednak tam została tuląc mój policzek. – Co ty robisz? – zdziwiłam się. Wspomnienia z
imprezy urodzinowej do mnie powróciły. Ten pocałunek…

- Przepraszam. Ja… - opuścił rękę i wbił wzrok w pościel. Wpatrywałam się w niego szukając
odpowiedzi.

- Czy to ma coś wspólnego z tym, kim jesteś? Jackson, przecież nie musisz udawać kogoś kim
innego. Ludzie cie rozumieją. A jeśli nie to po prostu ich olej. Ale nie oszukaj sam siebie.

- Właśnie się staram być sobą. Staram się przestać udawać kogoś kim nie jestem. – podniósł
głowę i spojrzał mi głęboko w oczy – Przeprasza, że tak długo cię okłamywałem. Ale tylko tak
mogłem być blisko ciebie.

- Ja… Niczego nie rozumiem. O czym ty mówisz? – byłam kompletnie zbita z tropu.

- Nie jestem tym za kogo mnie masz. Nigdy nie byłem. Udawałem byś się ze mną przyjaźniła.
Nie potrafiłem się przysnąć do kłamstwa, a wtedy zjawił się on i było już za późno.

- Co? – mój głos lekko się załamał. On chyba nie…?

- Kocham cię, Emmy. – znowu złapał mnie za policzek i delikatnie pocałował w usta. Nie
miałam sił się odsunąć. Po prostu czekałam aż sam to zrobi. Po chwili zrobił jak chciałam i
przyłożył swoje czoło do mojego. Ja tylko siedziałam skulona na środku łóżka i modliłam się
w środku by to nie okazało się prawdą. Łzy smutku zaczęły znowu wylewać się z moich oczu.

background image

On próbował je wycierać lecz w końcu odwróciłam od niego twarz. Dałam mu do
zrozumienia, że tego nie chcę. Posłuchał. To było zdecydowanie za dużo jak dla mnie. I za
szybko. Może gdyby powiedział to za rok, dwa, oddałabym pocałunek. Zawsze myślałam, że
jest przystojny, inteligentny i kochany. Ale ja wciąż kocham Nathana. Jego brak tego nie
zmieni. Może o mnie nie dbać, ale ja wciąż nie potrafię zapomnieć.

- Przepraszam. Ja wiem. Nie musisz mi tego mówić. Nie czujesz tego do mnie. Jasne.

- Nie, to nie tak! – złapałam go za rękę, bo chciał wstać i wyjść – Ja po prostu… Ja ciągle go
kocham, Jackson.

- Rozumiem. Nie musisz się tłumaczyć.

- Nie zostawiaj mnie. – błagałam przyjaciela. Wiem, że to strasznie samolubne, ale
potrzebuje teraz go. Żeby po prostu tu był, przytulił mnie i powiedział, że wszystko będzie
dobrze. Choć wiem, że to nie prawda, nigdy nie będę naprawiona. Moje serce już nie wróci
na miejsce.

- Zostanę jeśli tylko tego chcesz. – wyszeptał, położył się koło mnie na łóżku, przytulił do
siebie i pocałował w czubek głowy. Głupio mi było. Wiem ile to dla niego znaczy i jak bardzo
go ranię, ale tylko tak przeżyję. Potrzebuje go… Sama nie wiem nawet kiedy zasnęłam w jego
ramionach.

Nath’s POV

… Pustka tu. Pustka tam. Pustka… A może to jedna wielka pustka, a nie kilka? Hmm…

Nagle ciszę przerwało walenie w drzwi. Znowu nie dają mi spokoju. Postanowiłem to
zignorować. Jak zawsze zresztą. Nic nie zmienią więc powinni się już na dobre odwalić i
pozwolić mi umierać w spokoju. Na tyle chyba zasłużyłem…

- Nathan! Jak zaraz mi nie otworzysz to wracam do Gloucester i już nigdy więcej do ciebie nie
przyjadę! – usłyszałem żeński krzyk. Nie możliwe. :O Podszedłem chwiejnym krokiem do
drzwi by przekręcić kluczyk.

- Susan? Co ty tu robisz?

- Jak to co? Zamierzam skopać ci dupę i zmusić do ogarnięcia. – powiedziała pewnie moja
przyjaciółka – Uhh… Ale śmierdzisz. Jak jakiś skończony menel. I kiedy ty się ostatnio goliłeś,
Huh?

- Ja też się cieszę, że cię widzę. – przytuliłem ją do siebie i wróciłem z powrotem do łóżka.

Susan to moja najlepsza przyjaciółka od zawsze. Chodziliśmy razem do szkoły, jesteśmy jak
rodzeństwo. Strasznie się stęskniłem za tą szaloną brunetką. Ona serio jest zdolna mnie
pobić, bez jaj… Chwila! Czy ona się na czarno farbnęła? Yaay, jak ona się zmieniła. O_O

background image

- No więc… Jesteś strasznym dupkiem! A teraz opowiadaj. Dlaczego i jaka ona jest? – usiadła
na dole łóżka ze skrzyżowanymi nogami i czekała na całą historię.

No i zacząłem jej opowiadać wszystko od początku, choć raniło mnie to gorzej od polewania
kwasem siarkowym gołego ciała.

Alice’s POV

Sama nie wiem czemu to zrobiłam. Martyna nas nie słuchała, nie chciała w ogóle rozmawiać.
Odkąd Nath ją rzucił była jak nieżywa. Miałam wielką ochotę go za to zabić, ale zanim
cokolwiek zrobiłam Siva mi wszystko opowiedział. Popłakałam się słuchając tego. To takie
nienormalne. A M. niedawana nam możliwości wytłumaczenia jej jaka jest prawda. Cholera!

Pewnie zastanawiacie się co takiego zrobiłam… Zadzwoniłam po tego… Już nawet nie wiem
jak go nazwać. Palanta! Zadzwoniłam po niego, bo chyba już tylko on mógł dotrzeć do
Martyny. I chyba mu się udało. Siedzi u niej w pokoju już od kilku godzin. I dobrze, może
jakoś ją ‘ożywi’. Nathem też zajmuje się teraz jego przyjaciel z dzieciństwa. A ja, dziewczyny i
chłopaki musimy wziąć sprawy w swoje ręce. Jeśli my ich nie popchniemy ku sobie, nikt tego
nie zrobi. To się nie może tak skończyć. Oni nie mogą o sobie zapomnieć.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Hi&Low 9
Hi&Low 8
hi low vowel discrim
Hi&Low 18
Hi&Low 13
Hi&Low 12
Hi&Low Chap 19
Hi&Low Chap 10
Hi&Low 14
Hi&Low Chap 20
Hi&Low chap 17
Hi&Low(1)
Hi&Low 15 16
Hi&Low
Biochemia TZ wyklad 11 biosynteza II aminokwasy low
Biochemia TZ wyklad 11 biosynteza II aminokwasy low
Zarz[1] finan przeds 11 analiza wskaz

więcej podobnych podstron