Hi&Low 9

background image

Chap 9

- Gotta let it go… I gotta learn to say goodbye? -

Martyna’s POV

Jakoś nie bardzo cieszę się na powrót do domu. Mam na myśli, stęskniłam się już trochę za
przyjaciółmi, moim pokojem i wężem, z którym nota bene nawet nie zdążyłam się zżyć. Ale
nie chcę zapomnieć o tym wszystkim co wydarzyło się na wyspie. To było takie niesamowite i
spoglądając na korytarz lotniska, wydaje się takie nierealne. Jedynym dowodem na to, że nie
ze świrowałam do końca i nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego był ON. Szedł z lewym
ramieniem ciasno oplecionym wokół mojej talii, a w drugiej ręce trzymał uchwyt walizki. Ten
uśmiech na jego twarzy rozganiał chmury na niebie i wpuszczał promienie słońca do tego
deszczowego miasta. Nawet natura ulegała jego perfekcji. Szedł taki dumny, a kiedy
wyszliśmy na holl i ujrzeliśmy tłum fanek gotów nas powitał kiwnął do nich głową i jeszcze
bardziej mnie przytulił. To miłe, że mnie akceptują :)

Trochę to potrwało, ale wreszcie byliśmy w moim domu. O dziwo wszyscy tam byli.

- Jak było? Nie mogę uwierzyć, że pojechałaś tam bez nas! – odezwała się Alice i poszła do
kuchni po jakieś przekąski, które pewnie wcześniej przygotowała z dziewczynami.

- Było bosko! Przepraszam, ale wątpię żebyście chciały tam wtedy być. – zażartowałam i
spojrzałam na Natha, który się zaśmiał i pocałował mnie krótko w usta.

- Wiedziałam! Mówiłam, że tak będzie! Wygraliśmy! – zaczęła się wydzierać Kate siedząca w
ramionach Maxa na kanapie.

- Nie tak szybko! Jeszcze nie wiemy ile razy. – poskromiła ją Lizz.

- Ale o co…? – spytałam skołowana, ale mój chłopak nie dał mi dokończyć tylko wyszeptał mi
do ucha.

- Myślę, że już wiedzą co się tam działo. I się założyli.

Szczęka mi opadła. Ale z nich idioci. Ja się nie zakładam z innymi o to ile razy się z sobą
prześpią w ciągu tygodnia. Litości, to nie ich biznes.

- A właśnie, że nasz. Jesteśmy waszymi przyjaciółmi. Najlepszymi. Mamy wyłączność do
takich rzeczy. – odezwał się Siva.

- Czy ja to właśnie powiedziałam na głos? – zdziwiłam się. A może jednak już wariuję?

- Ehem! – opowiedzieli mi wszyscy chórem i zaczęli się śmiać. Nawet Ally, która właśnie
wróciła z kuchni.

background image

- Oj! Hahaha.

- Wracając do tematu… Ile? – kontynuował Max.

- Co ile? – spytał Nathan zapatrzony we mnie z tym zadziornym uśmiechem.

- Ile razy stałeś się mężczyzną, stary! – powiedział Tom klepiąc go po ramieniu. Kiedy on tu
podszedł? Aaa… To my się zbliżyliśmy do sofy.

- Raczej ci tego nie…

- Pięć i pół. – wypaliłam zanim pomyślałam czy choćby Nath skończył zdanie. Wszystkim
opadły szczęki :O 0_0 Mi zresztą też. Kiedy doszło do mnie co właśnie powiedziałam,
uderzyłam się mocno z plaskacza w czoło.

- Wiesz, Emmy? Chyba nie musiałaś być taka szczera. – wyszeptał zawstydzony BabyNath.

- Wiem, sama nie wiem co mi odbiło. Chyba mój mózg nie doszedł jeszcze do siebie po locie.
– odszeptałam czerwona jak burak.

- Cholera! Ale pojechaliście. O stary! Ja wiedziałem, że wyjdziecie na ludzi. – wtrącił się
znowu Parker – To nazwisko zobowiązuje. – zaśmiał się jeszcze do mnie.

- Yaay! Wygraliśmy! High five, kochanie. Teraz ci ignoranci muszą nam płacić. ;P – zaczęła
wiwatować Vicky. Ciekawi mnie tylko o ile się założyli i jak kto obstawiał.

Skończyliśmy temat, kiedy tylko zaczęli nas wypytywać o szczegóły. No bez przesady. Już i tak
za dużo wiedzą. Zboczeńcy.

Do dość późnego wieczoru siedzieliśmy w salonie, oglądaliśmy mecz, potem jakieś nudne
filmy, popijaliśmy piwo i opychaliśmy się śmieciowym żarciem typu chipsy. Taki zwykły
wieczór w gronie znajomych. Było może koło 2 w nocy, kiedy Lizz zadzwoniła po taxi i ona,
Jay, Max i Kate sobie pojechali. Cóż… Chyba trzeba się przyzwyczaić, że teraz będziemy
mieszkać osobno. W sensie, że jeśli jedna osoba wraca do siebie to ta druga nie chcę wręcz
zostawać i też wychodzi. Tom w sumie też chciał się pakować do czarnego auta, ale Victoria
powiedziała, że ona zostaje więc się rozmyślił.

Poszłam do kuchni zrobić mi i Nathowi herbatę przed snem kiedy blondynka weszła do
pomieszczenia i usiadła na stołku barowym przy wysepce. Miała dziwny wyraz twarzy.

- Coś się stało? – spytałam zaniepokojona.

- Nie… To znaczy tak… Ja… Muszę ci coś powiedzieć. – dziwne. Vicky nigdy się nie jąka. Ona
zawsze jest pewna siebie i szczera do bólu.

- Jesteś w ciąży? – to jedyne co przyszło mi do głowy. Ona tylko się zaśmiała i zaprzeczyła.

- Nie! To nie o to chodzi. Kiedy byliście na wyspie… Przyszedł tu Jackson.

background image

Moja mina chyba mówiła sama za siebie. Nie chciałam o nim myśleć, a ona wyglądała na
kogoś kto wiedział więcej niż mówi. Czy on jej powiedział o incydencie w domu moich
rodziców?! :O

- I…? – próbowałam udawać, że mało mnie to obchodzi.

- Emmy, czy ty wiesz o nim wszystko? Jesteś pewna, że on nigdy cię nie okłamał? – trochę
mnie zaskoczyła.

- Do czego pijesz? Jackson to mój najlepszy przyjaciel od bardzo dawna. Mam na myśli, wy
też jesteście mi bardzo bliskie i znamy się dłużej, ale on też jest dla mnie ważny. To mój
najlepszy FACET przyjaciel… On by mnie nie oszukał. Nie wierzę w to.

- Nie tłumacz się tak… Nie byłabym tego taka pewna… Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego jak
bardzo on jest zazdrosny o Nathana? Co on do ciebie… - nie skończyła, bo do pomieszczenia
właśnie wszedł mój chłopak. Podszedł do mnie z uśmiechem, złapał od tyłu za biodra,
pocałował w policzek i powiedział…

- Czy ja dobrze słyszałem, że ktoś coś o mnie mówił? :D

- Ta właśnie pytałam się M. czy jesteś tak FAJNY jak wszyscy myślą. – skłamała blondynka.

- Is that a sexual reference? ;P

- Może… Haha.

Niezręczna atmosfera wyparowała w mgnieniu oka, ale ja wciąż myślałam o tym co Victoria
starała się mi wyłożyć. Że niby Jackson…? Nie… Przecież on… Ale z drugiej strony mnie
pocałował. … Niee! On mnie kocha jak siostrę i chce chronić. Musi tylko zrozumieć, że przy
Nathie nic mi nie jest, że on też potrafi o mnie dbać i bardzo dobrze mu to wychodzi.

Nie wróciłyśmy już do tematu. Ani tamtej nocy, ani nigdy więcej. Ten tydzień minął
niesamowicie szybko i nadszedł czas powrotu do szkoły. Nie cieszyło mnie to wcale. Szkoła
oznacza jeszcze mniej czasu z moim kochaniem. Na niedomiar złego chłopcy zaczęli ciężko
pracować nad promocja nowej płyty więc praktycznie ich nie widywałyśmy. A już prawie
środek września. :/

Jackson’s POV

Fuck! Dlaczego wszyscy i wszystko musi być przeciwko mnie? Byłem zdeterminowany i
gotowy by jej powiedzieć. Pojechałem do jej rodziców, powiedzieli mi, że wyjechała z rana z
Nathanem do siebie. Pojechałem do jej domu, to otworzył mi Tom z tego zespołu w samych
bokserkach i Victoria w – prawdopodobnie jego – T-shirt’cie z napisem ‘U cant arest me, Im a
rockstar’ i co powiedzieli? Że ten bydlak gdzieś ja zabrał na ‘wakacje’. Jasne! Bo przecież
trzeba jakoś dobrać się do jej majtek, nie? Palant! A tamten Tom jeszcze chciał się ze mną
bić, bo nie lubię tego jego całego kumpla. Żałosne.

background image

Jeszcze ta Vicky. Kazała mi sobie ją odpuścić. Kim ona jest by mówić mi takie rzeczy?! Nigdy
za mną nie przepadała. Ani ona, ani żadna z KOLEŻANEK Martyny. Udawały przy niej, że się
dobrze bawią w moim towarzystwie, a kiedy wychodziła na chwilę od razu dawały mi do
zrozumienia, że lepiej by było gdybym zniknął.

Co ja takiego zrobiłem? Czym sobie na to wszystko zasłużyłem? Jedyne czego chciałem to, to
żeby Emmy mnie kochała i była szczęśliwa. Ze mną. Ale przyszedł Nathan PATRZCIE NA MNIE,
JESTEM W BOYBANDZIE I MOGĘ MIEĆ KAŻDĄ Sykes i mi ją zabrał. Moją miłość. Moje
szczęście. Moje Słońce, które świeci tak jasno nawet w pochmurny dzień, nawet w środku
nocy. Nawet mnie nie praktycznie nie zna, a zabrał mi wszystko co miałem. Dlatego go tak
teraz nienawidzę. Piekielną nienawiścią. Chociaż co ja gadam?! Nigdy jej tak naprawdę nie
miałem. Bo jestem zbyt pieprzonym tchórzem by wyznać dziewczynie, którą kocham co do
niej czuję. Było od razu wytłumaczyć jej, że nie jestem gejem to może sama by się w końcu
domyśliła. A tak nawet jak jej powiem prawdę to nie będzie chciała być ze mną. Nie dopóki
na horyzoncie jest ON.

Chyba wiem co muszę zrobić. Jeśli to nic nie pomoże, będę musiał się poddać.

Nath’s POV

Dlaczego moje życie ostatnio składa się głównie z tęsknienia za M.? To najgorsze w byciu
zakochanym. Jako JA w góry muszę założyć, że nie mam czasu dla siebie i znajomych. Ale jest
ona, dla niej mógłbym to rzucić. Odejść z zespołu i żyć z moim skarbem w jakimś cichym,
spokojnym miejscu, gdzie nikt by nam nie przeszkadzał. Ja było na Ibizie. Tam mieliśmy
święty spokój. Oczywiście nie obyło się bez paparazzi, ale nie było aż tak źle. Teraz albo ja
jestem w innym mieście, albo cały dzień mam wywiady, albo siedzę w studiu, albo ona ma
trudny dzień na uczelni. Już nawet się nie spotykamy. To były trudne 2 tygodnie. Potrzebuję
wolny weekend albo coś w tym stylu. Wtedy zabiorę ją gdzieś. Zaszyjemy się z Emmy w
jakimś hotelu i nie będziemy nigdzie ruszać.

Aktualnie jestem w Oxfordzie. Przez ostatnich kilka godzin popisywaliśmy płyty w
miejscowym HMV, a teraz wyszliśmy na coś do jedzenia. Niezbyt szczęśliwym trafem w
McDonaldzie wpadłem na tego przyjaciela Martyny, Jacksona. Mam nadzieję, że już mu
przeszła tamta złość z jej urodzin, bo nie mam siły ani chęci się z nim kłócić.

- Musimy pogadać. – odezwał się bezceremonialnie i dał mi do zrozumienia, że chce żebym
poszedł za nim. Wyszliśmy na zewnątrz i tam zaczął mówić – Czy ty ją kochasz?

- Co proszę? :O

- To proste pytanie. Skoro tak bardzo ci na niej zależy, że powiedziałeś o niej całemu światu
to, to pytanie nie powinno sprawić ci żadnego problemu. Czy ją kochasz?

background image

- Tak, kocham. Bardziej niż wszystko. – przez moment pomyślałem, że on po prostu chciał
być pewien, że nie robie jej krzywdy, że o będę o nią dbał, ale wtedy kontynuował.

- Dlatego powinieneś dać jej spokój.

- Co do?!

- Nie przerywaj mi teraz. Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę jaką krzywdę jej robisz? Ile
osób ją teraz przez ciebie nienawidzi? Ona nie zasłużyła sobie na takie traktowania! Do tego
cały czas chodzi smutna, bo ciebie wiecznie nie ma w mieście. Skoro tak bardzo ją kochasz to
pozwól jej żyć. Ona zasługuje na coś więcej niż wieczna tęsknota i nienawiść w zamian za
odrobinę szczęścia. Ona zasłużyła na kogoś kto może jej dać wszystko bez tych konsekwencji.

Jego słowa mnie zabiły. Powiedział wszystko to, co nie raz myślałem. Ja nie jestem jej
szczęściem. Może teraz tak myśli o mnie, ale jedyne co robię to unieszczęśliwiam ją. Kiedyś w
końcu znudzi jej się miłość do mnie i pozostanie tylko smutek i żal. Ja nie jestem tego wart.
Sam nie wiem kiedy zacząłem płakać. Ten koleś może i wyglądał na zazdrosnego i wiem, że
mnie nie lubi, ale on jako jedyny facet wie jak ją uszczęśliwić. Jak sprawić by się śmiała bez
obawy, że następnego dnia wyjedzie i nie będą mogli się zobaczyć przez miesiąc. On jej nigdy
nie pokocha tak jak ja, nigdy nie będzie dla niej kimś takim jak jestem ja, ale będzie o nią
dbał, będzie jej starszym bratem.

Łzy spływały mi w dół twarzy, a on tylko patrzył się na mnie dziwnie. Jakby chciał cofnąć to
wszystko co przed chwilą powiedział.

- Masz rację. Nie zasłużyłem na nią. A tym bardziej ona nie zasłużyła na cierpienie. Ale ja nie
potrafię… Ja… Obiecałem, że…

- Kiedyś będzie ci wdzięczna. Kiedy znikniesz z jej życia, będzie mogła wreszcie być sobą.
Może będzie smutna przez kilka dni, tydzień, ale jej przejdzie. Zakocha się i będzie szczęśliwa.
Czy nie tego dla niej chcesz? Nie znam cię i jakoś nie bardzo chcę poznać, ale głupi nie
jestem. Widzę, że ją kochasz. Inaczej prawda nie bolałaby cię aż tak bardzo. – jego słowa
ledwo do mnie dochodziły.

Chciałem uciec stąd jak najdalej. Jak w dzieciństwie kiedy chowałem się pod łóżko ilekroć coś
przeskrobałem i rodzice się dowiedzieli. Czułem się tak podle, było mi wstyd, że dziewczyna,
która jest dla mnie wszystkim cierpi tylko i wyłącznie z mojego powodu. I wiedziałem, że jeśli
zrobię to o czym mówił Jackson będzie jeszcze gorzej. Ale byłbym kompletnym egoistą
gdybym zatrzymywał ją przy sobie tylko po to by samemu być szczęśliwym.

- Ja… - nie potrafiłem wyksztusić z siebie ani słowa. Głos mi się łamał i prawdopodobnie
wyglądałem strasznie żałośnie.

Nagle chłopaki wyszli z knajpy by mnie poszukać. Ich miny pokazywały straszny szok, kiedy
zobaczyli w jakim stanie jestem.

background image

- Co jest? Coś z M.? – spytał przestraszony Max. Nie odpowiedziałem, nie miałem siły.

- Ty! – krzykną Tom wskazując na Jacksona. Mój kumpel wyglądał na zdenerwowanego – W
tej chwili mów co się tu dzieje. Co takiego mu powiedziałeś?

- Prawdę. Którą powinien usłyszeć już dawno. – odpowiedział mu hardo. Wyglądali jakby
zaraz mieli się zacząć bić.

Nie mogłem dłużej tego znieść. Wyszeptałem ‘przepraszam’ sam nie wiem do kogo i
pobiegłem. Nie mam pojęcia gdzie, po prostu biegłem. Chłopaki wołali za mną, ale ich nie
słuchałem. Zaczął padać deszcz, a ja wbiegłem w jakąś ślepą uliczkę i nogi się pode mną
załamały. Klęczałem w jakiejś kałuży i płakałem, myśląc o tym czy jestem na tyle silny by to
zrobić. By pozwolić jej odejść. Ale cholera, nawet jak to zrobię, to jak? Nie dam rady. :’( </3

Chyba umrę z żalu.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Hi&Low 8
Hi&Low 11
hi low vowel discrim
Hi&Low 18
Hi&Low 13
Hi&Low 12
Hi&Low Chap 19
Hi&Low Chap 10
Hi&Low 14
Hi&Low Chap 20
Hi&Low chap 17
Hi&Low(1)
Hi&Low 15 16
Hi&Low
Test HI kwadrat
Biochemia TZ wyklad 12 integracja metabolizmu low
Monionitoring biologiczny, Pomoce naukowe, Opracowania, II rok, Higiena, EGZAMIN, higiena od III rok
Micele na?lowniku
Łow

więcej podobnych podstron