POD WOJSŁAWICAMI
17 kwietnia 1944 r.
Zagrożenie ludności Chełmszczyzny akcjami terrorystyczno-represyjnymi
okupanta oraz wzmagającymi się napadami nacjonalistycznych band UPA –
sprawiły, iż już od wiosny 1943 roku komendy BCh i AK tego obwodu
utrzymywały podległe sobie oddziały i placówki w stanie pogotowia bojowego.
Komenda obwodu BCh opracowała również plan działań obronnych w
wypadku zaatakowania poszczególnych wsi. Zakładał on – szybką ewakuację
zagrożonej ludności, podjęcie działań opóźniających dotarcie przeciwnika przez
oddziały zabezpieczające daną miejscowość do momentu wkroczenia do walki
wydzielonych plutonów.
Przedsięwzięcia te zdawały prawie przez rok egzamin. Wiosną 1944 roku
zagrożenie tego obszaru wzrosło i to głównie ze strony ukraińskich band
nacjonalistycznych, które ze swych baz w Uchaniach i Białym Polu w powiecie
hrubieszowskim podejmowały kilkakrotnie choć bez powodzenia wyprawy
przeciw wioskom polskim, a to dzięki dobrze zorganizowanej obronie. Sytuacja
jednak ustawicznie się pogarszała, bowiem nacjonalistyczne oddziały
powiększały się i były coraz lepiej uzbrojone.
Na początku kwietnia dochodzi do porozumienia pomiędzy dowódcą
oddziału radzieckiego majorem Fiodorowem, a miejscowymi dowódcami AK i
BCh w sprawie bojowego współdziałania w walce z okupantem i
nacjonalistycznymi bandami UPA.
Niedługo po tym, bo już 17 kwietnia 1944 r. niemieckie siły policyjne
wspierane policją ukraińską rozpoczęły akcję terrorystyczną uderzeniem z
kierunku Uchań na wsie Rozięcin i Nowy Majdan, leżące na przedpolach osady
Wojsławice, stanowiącej jak sie później okazało cel głównej akcji
nieprzyjaciela. O godzinie 7.30 tego dnia doszło do pierwszej wymiany ognia
pomiędzy nacierającymi siłami okupanta i placówkami wsie te
ubezpieczającymi. Ludność w popłochu opuszczała zagrożone miejsca
zamieszkania, natomiast członkowie ruchu oporu posiadający broń włączali sie
do walki.
Zaalarmowany rozwojem sytuacji dowódca rejonu AK ppor. Witold
Fałkowski "Wik" zarządził koncentrację będących w jego dyspozycji sił oraz
pchnął gońców do kwaterujących w niedalekiej odległości – oddziału AL
Konstantego Mastalerza "Starego" i radzieckiego oddziału mjr Fiodorowa.
Nieprzyjaciel tymczasem wzmagał tempo natarcia na Rozięcin i Majdan
Nowy. Nie przychodziło mu to początkowo zbyt trudno, bowiem dowódcy
miejscowych sił partyzanckich nie mieli dobrego rozpoznania i początkowo np.
uderzających od południa Niemców wzięli za "południowe oddziały AK" (tak
nazywano oddziały leśne AK, kwaterujące na południe od Wojsławic) –
bowiem ich partyzanci chodzili w niemieckich mundurach.
Nieprzyjaciel również wahał sie początkowo – dając sygnały w celu
nawiązania rozmów – chodziło im zapewne o wyjaśnienie czy nie są to
przypadkiem siły UPA. Dopiero po rozeznaniu sytuacji walka rozgorzała na
dobre. Nieprzyjaciel wzmógł ogień oraz przystąpił do próby oskrzydlenia
partyzantów. Ci zaś widząc zamiar wroga ostrzeliwując się gęsto wycofywali
się stopniowo z Rozięcina na Wojsławice. Jak się okazało niemal identyczna
sytuacja, jeśli chodzi o brak rozeznania i poczynania obu stron powstała pod
wsią Majdan Nowy, atakowanej przez siły wroga z kierunku wsi Pielaki-
Białowody. Tu też próbowano nawiązać kontakt z przypuszczalnym oddziałem
AK. Wróg po zorientowaniu się, iż ma do czynienia z partyzantką otworzył
ogień z broni maszynowej i moździerzy na wycofujący się do pobliskiego lasku
pluton, który dodatkowo ostrzelany został z broni pokładowej użytych do akcji
2 samolotów. Niemcom udaje się wedrzeć do wsi Majdan Nowy i zaaresztować
około 20 osób. Dowódca jednej z drużyn podejmuje siłami własnymi przy
wsparciu pierwszego plutonu odbicie aresztowanych – akcja wykonana z
zaskoczenia udała się. Część Niemców uciekła, część zaś podjęła walkę w
oparciu o zabudowania gospodarcze, lecz została w końcu otoczona i
unieszkodliwiona.
W tym czasie kiedy siły partyanckie wycofywały się z zaatakowanych
wsi – na skrzyżowaniu dróg Rozięcin-Hałużne nastąpiło spotkanie z
nadciągającym im z pomocą konnym oddziałem radzieckim Fiodorowa,
liczącym około 30 ludzi. Dowódca radziecki został szybko poinformowany o
rozwoju sytuacji i o siłach nieprzyjaciela. Podjął on decyzję uderzenia i odbicia
Rozięcina. Niestety hitlerowcy przygotowali zasadzkę, w którą wpadł oddział
Fiodorowa tracąc dowódcę i dwu partyzantów, ale walka ta pozwoliła
partyzantom polskim na zorganizowanie obrony w jarach przy miejscowości
Pohulanka.
Około południa Niemcy ponawiając ataki opanowali i obsadzili
wspomniane wyżej wioski oraz częścią sił uzbrojonych w broń ciężką obsadzili
skraj osady Wojsławice.
Obydwie strony sposobiły się do decydującego starcia. Partyzanci
gromadzili siły miejscowe oraz ściągali posiłki z najbliższych okolic.
Zgrupowane oddziały zajęły odpowiednie stanowiska i otrzymały zadania
bojowe. Plutony BCh z Poniatówki (około 25 ludzi – pod dowództwem Piotra
Chłopasia "Rysia", Huty (około 30 ludzi – dowodzony przez Juliana Psiuka
"Srokę") oraz oddział AL Konstantego Mastalerza "Starego" (w sile 25 ludzi) '
' W pierwszej połowie 1944 roku w skład oddziału Armii Ludowej, którym dowodził
Konstanty Mastalerz ps. Stary, wchodzili: Fidut, Jan Fidut ps. Szwagier, Wacław
Fidut ps. Mączka, Stanisław Grabowiecki ps. Smokotoł, Józef Jańczuk ps. Sokół,
"Jeleń", Adolf Junak ps. Wesoły, Henryk Kamiński ps. Kruk, "Konstantin" (żołnierz
radziecki zbiegły z niewoli), Józef Kutryj ps. Kamasznik, Lutek ps. Pistolet, Tadeusz
Łój ps. Czarny, Piotr Maziorczyk ps. Bonifacy, Edward Miazga, "Mikołaj"
(Białorusin – żołnierz radziecki zbiegły z niewoli), Władysław Morczuk ps. Komisarz,
"Mucha", Kazimierz Oleksiejuk ps Jastrząb, Orest Oszust ps. Długi, Teofil Pająk
ps. Gałązka, Edward Rybak ps. Zięć, Julian Rybak ps. Rotny, Kazimierz Siewak,
Jan Skrzyński ps. Sowa, Antoni Smolira ps. Czarny, Tadeusz Sobczuk ps. Księżyc,
Edward Strachota ps. Sołtys, Andrzej Szczupak ps. Gwiazda, Edward Szczupak
ps. Psora, Władysław Woźniak ps. Fryc, Józef Wysocki ps. Orzeł, "Zębaty".
Żołnierze AL rekrutowali się przeważnie z mieszkańców wsi Alojzów, kol. Sarniak,
kol. Poniatówka i wsi Teresin w gminie Wojsławice pow. Chełm Lubelski, wsi
Białopole, pow. Hrubieszów,oraz kilku innych miejscowości obu powiatów.
zgrupowane zostały w lesie w pobliżu kolonii Zarowie – położonym na północ
od Wojsławic. Pluton AK-BCh z Wojsławic (w sile około 60 ludzi – dowodzony
przez Andrzeja Kęckiego), obsadził leżące na skraju osady Wojsławice ruiny
dawnej gorzelni i zabudowań folwarcznych. Pluton z Witoldowa (liczący blisko
60 ludzi – z dowódcą – Józefem Zającem "Tarką") zajął stanowiska w lesie
położonym na wschód od Wojsławic.
Temu właśnie plutonowi ppor. "Wik" powierzył zadanie rozpoczęcia
ataku od zachodu przeciw hitlerowcom w Wojsławicach. Po związaniu
nieprzyjaciela walką tego ataku, uderzenie z flanki z kierunku południowego
wykonać miał pluton z Wojsławic, zaś oddziały partyzanckie, zgrupowane od
strony północnej, miały zaryglować wrogowi drogę odwrotu. Plan pomyślany
był prawidłowo – ale jego realizacja okazała się trudna. Złożyła się na to
szczupłość sił partyzanckich – liczyły one zaledwie 180 ludzi w stosunku do
około 700 dobrze uzbrojonych ludzi z oddziałów policyjnych wroga – oraz
braku skoordynowanego działania pomiędzy oddziałami i grupami
partyzanckimi.
Wbrew założeniom planu, atak nastąpił wcześniej, nie z zachodu, lecz od
południa i to na skutek przypadkowego strzału. Nieprzyjaciel po chwilowej
dezorientacji, uporządkował własne szeregi, odparł atak zresztą dość słabo
prowadzony, a następnie cały ogień skierował na stanowiska plutonu
Wojsławice. Pluton Witoldów, który miał wykonać uderzenie dopiero na znak
dowódcy rejonu, słysząc wzmagającą się strzelaninę – uderzył na Niemców nie
czekając na rozkaz. Nieprzyjaciel wzięty teraz w ogień partyzantów z dwu stron
opuścił rynek Wojsławic i powoli wycofał się w kierunku na Uchanie. Śledzący
uważnie przebieg działań komendant rejonu "Wik" wprowadził do walki z
lewego skrzydła plutony BCh: Poniatówka i Huta oraz oddział AL pod
dowództwem "Starego". Uderzenie to okazało się nadzwyczaj skuteczne,
bowiem szeregi hitlerowców załamały się, a ich odwrót zamienił się w paniczną
ucieczkę, w wyniku której, pozostawione wozy taborowe z amunicją i
umundurowaniem dostały się w ręce partyzantów.
Uciekający nieprzyjaciel podpalił kilka zabudowań w kolonii Wojsławice.
W tym też czasie od strony wsi Feliksów rozpoczęła ogień artyleria wroga, a w
powietrzu pojawiło się kilka samolotów. Uderzenie i pościg partyzancki został
przez dowództwo zatrzymany i to w samą porę, bowiem na tyły będących w
pościgu oddziałów, wyszedł oddział niemiecki posuwający sie po walce z
partyzantami radzieckimi drogą Rozięcin - Wojsławice. Ogień artylerii wroga,
samoloty oraz zagrożenie tyłów wprowadziły zamieszanie w szeregach dwu
plutonów, których partyzanci dokonali gwałtownego odwrotu – część w stronę
Wojsławic, a część schroniła się w lesie w pobliżu Rozięcina.
W tej bardzo trudnej sytuacji przyszły z pomocą pluton z Witoldowa oraz
pluton bechowsko-aelowski z Kukawki w sile około 30 ludzi, uzbrojony w 2
ręczne karabiny maszynowe, kilka automatów i karabiny – dowodzony przez
Kazimierza Dieleckiego "Brodatego". Atak hitlerowców zostaje zatrzymany, a
próba oskrzydlenia tamtych dwu części plutonów udaremniona. Pomoc, która
nadeszła w porę pozwoliła już w sposób opanowany wycofać się w kierunku
Majdan Nowy – Hałużne.
Ponawiane coraz to nowymi siłami wroga ataki zmusiły pod wieczór
partyzantów do opuszczenia osady Wojsławice i zorganizowania linii obrony na
jej skrajach. Około godziny 18.30 hitlerowcy wkraczają do osady – milknie ich
ogień artyleryjski.
Wieczorem nadciągają posiłki z gmin Rakołupy i Krzywiczki. Brakuje
jednak amunicji, a i teren nie bardzo sprzyja dalszemu kontynuowaniu walki. W
tej sytuacji ppor. "Wik" podjął decyzję o oderwaniu się od nieprzyjaciela i
wycofaniu się na tereny Krasnegostawu. W tym kierunku wycofały się też
plutony z Kukawki, Witoldowa i Rakołup. Plutony z Kumowa i Krzywiczek
wróciły na tereny własne, natomiast plutony AK z Majdanu Nowego i Popław,
oddział AL "Starego" oraz resztki plutonów BCh z Huty i Poniatówki przeszły
na teren Hrubieszowa.
Była to jedna z bitew prowadzona z przeważającymi siłami wroga w
niesprzyjającym dla działań partyzanckich terenie. Mimo to liczące nie więcej
niż 350 ludzi oddziały partyzanckie, nie tylko nie dały się zniszczyć
połączonym siłom niemieckiej policji oraz będących w służbie hitlerowców
pododdziałom SS-Galizien, liczących razem blisko 1500 faszystów, lecz zadały
im straty – 15 zabitych i około 25 rannych – przy stratach własnych 6 zabitych i
15 rannych. Walka ta stanowiła również przykład i odbiła się głośnym echem
na tamtym obszarze jako symbol partyzanckiej solidarności polskiego ruchu
oporu i jego bojowej współpracy z partyzantką radziecką.
Wpłynęła ona również hamująco i odstraszająco na operujące na tym
obszarze nacjonalistyczne bandy UPA.