NA DIABLEJ GÓRZE
24 października 1943 r.
Nasilające się działania Gwardii Ludowej na zachodniej Kielecczyźnie
skłoniły władze okupacyjne tzw. dystryktu radomskiego do przeprowadzenia
operacji przeciwpartyzanckiej pod kryptonimem „Unternehmen Oktober”.
Niemcy do tej akcji użyli zgrupowania wojsk i policji w sile około 500 ludzi,
dysponując około 100 pojazdami mechanicznymi, w tym czołgami i
samochodami pancernymi oraz samolotami. Były to m.in. następujące
jednostki: 1 zmotoryzowany batalion żandarmerii z Kielc, 1 kompania
żandarmerii SS z Poznania, pododdziały 17 pułku policji SS, własowcy oraz
oddział policji granatowej.
Zgrupowanie to miało stoczyć walkę z oddziałem partyzanckim GL im.
Józefa Bema, liczącym 64 ludzi, uzbrojonych w 1 ręczny karabin maszynowy,
60 karabinów, kilka fuzji i 11 granatów.
Oddział Bema powołany został w Radomsku w czerwcu 1943 r. na mocy
decyzji Komitetu Dzielnicowego PPR z udziałem przedstawiciela Komitetu
Okręgowego Mieczysława Janikowskiego - „Stałego”. Dowódcą oddziału
mianowano Czesława Kubika „Pawła”, przedwojennego członka
Komunistycznego Związku Młodzieży Polski, podoficera rezerwy WP.
Pierwszymi partyzantami oddziału byli gwardziści z Radomska oraz z
sąsiednich wsi Kotfina i Kłomnic.
Już w lipcu 1943 r. oddział im. Bema rozpoczął akcje zbrojne w
okolicach Radomia na liniach kolejowych, niszcząc urządzenia stacyjne,
posterunki blokowe, linie komunikacyjne. M.in. 25 lipca podczas niszczenia
bloku kolejowego w Dobryszycach doszło do walki z żandarmami z Radomska,
zaalarmowanymi przez volksdeutscha. W półgodzinnej walce zabity został
żandarm niemiecki, a oddział wycofał się bez strat. Na wspólnej akcji z
oddziałem AK z Radomska, dowodzonym przez Mazurkiewicza - „Zyndrama”,
bemowcy rozbili powiatową mleczarnię w Radomsku 27 lipca 1943 r.
Na początku sierpnia oddział udał się do pow. piotrkowskiego,
rozbrajając po drodze różne straże niemieckie, volksdeutschów itp. 16 sierpnia
rozbroił posterunek policji w Ręcznie, zdobywając 6 karabinów i pistolet.
Wieczorem tego samego dnia oddział urządził zasadzkę na żandarmerię
jadącą samochodami z Piotrkowa do Ręczna na miejsce wykonanej przez GL
akcji. Zabito jednego żandarma i dwóch raniono.
27 sierpnia oddział rozbroił posterunek policji w Kłomnicach, następnego
dnia w Ustkowie koło Częstochowy. 7 września rozbił urząd gminny i
mleczarnię w Seceminie.
9 września partyzanci zostali okrążeni we wsi Ludwinów-Huby przez
oddział szturmowy policji niemieckiej, stacjonujący we Włoszczowej.
Partyzanci rozmieszczeni po stodołach zostali zaskoczeni; przedzierali się z
płonących stodół grupami do pobliskiego lasu, staczając ciężkie walki z
nieprzyjacielem; dochodziło do walki wręcz. Uzbrojeni w broń maszynową
Niemcy mieli zdecydowaną przewagę. W ogniu karabinów maszynowych
wroga poległo 7 gwardzistów, w tym przybyły na inspekcję szef Sztabu Okręgu
Kieleckiego GL Ludwik Kotas - „Kamil”, jego brat Edmund - „Emil”,
Stanisław Krawczyk - „Gruby”, Ignacy Widerek. Straty wynosiły 25 proc. stanu
oddziału.
Po tej walce już po kilku dniach partyzanci byli gotowi do nowych akcji
zaczepnych wobec wroga, skierowanych m.in. na niszczenie linii kolejowych
Radomsko-Piotrków.
11 października oddział GL im. Bema wspólnie z oddziałem AK Witolda
Kucharskiego „Wichra” rozbroił 16-osobowy posterunek Landwachtu w
Klementynowie. Wkrótce po tej akcji oddział Bema rozbroił posterunek policji
granatowej w Skotnikach i Paradyżu.
Akcje te pozwoliły na dozbrojenie oddziału, co umożliwiało jego
powiększenie liczebne. Nie mniej cenne było doświadczenie zdobywane w
ciągłej konfrontacji zbrojnej z wrogiem.
W przeddzień bitwy na Diablej Górze partyzanci byli informowani o
wzmożonych ruchach niemieckich sił policyjnych i wojskowych. W związku z
tym zamierzano opuścić okolice Opoczna i przenieść się do lasów
radomszczańskich. Przedtem jednak postanowiono dokonać rozbrojenia
posterunku w miasteczku Żarnów. Partyzanci po ostatnich sukcesach
zlekceważyli ostrzegawcze głosy łączników terenowych o wzmożonych
ruchach niemieckich sił policyjnych i wojskowych, nie doceniali
niebezpieczeństwa.
Wczesnym rankiem o godz. 5, kiedy było jeszcze ciemno, wkroczyli z
czterech stron do Żarnowa, lecz na rynku niespodziewanie natknęli się na
niemieckie czołgi i samochody pancerne. W tej sytuacji oddział zaczął się po
cichu wycofywać, ale nie uszło to uwagi Niemców. Gdy oddział był już za
miastem, Niemcy otworzyli ogień z broni maszynowej i ruszyli w pościg
samochodami pancernymi. Ogień nieprzyjacielski był na szczęście niecelny i
partyzanci bez strat dopadli lasu. A tam zmylili pościg niemiecki, co nie było
zbyt łatwe, gdyż ciągnęli za sobą tabor konny. Po pewnym czasie zauważył ich
jednak samolot niemiecki.
Ranek tego dnia był mglisty i chłodny, ale partyzantom pot spływał
wskutek szybkiego marszu. Po 8-10 kilometrach zarządzono chwilowy
odpoczynek na szosie Żarnów-Skórkowice. Dalszy marsz odbywał się w
kierunku na Ruszwice. Po drodze oddział mijał grupy okolicznych
mieszkańców zdążających na odpust do Skórkowic. Była to właśnie niedziela.
Mieszkańcy wiosek częstowali partyzantów, czym mogli, najbardziej
smakowało mleko.
Przed południem oddział dotarł do Diablej Góry i tam pod wsią Klawe
zatrzymał się na dłuższy postój. Wkrótce posterunki obserwacyjne doniosły, że
zbliżają się Niemcy z zamiarem zamknięcia partyzantów w kotle. Zarządzono
natychmiast ostre pogotowie. Biorąc pod uwagę, że Diabla Góra stanowiła zbyt
mały obszar leśny, aby partyzanci mogli prowadzić dłuższą obronną walkę z
wielokroć silniejszym przeciwnikiem, zdecydowano się wycofać.
Oddział podzielono na trzy grupy bojowe – plutony; jeden pod
dowództwem „Józka”, drugi – Mieczysława Janiszewskiego - „Karola”, a trzeci
pod dowództwem Jakowa Salnikowa - „Jaszy”. Trzeci pluton złożony był
głównie z partyzantów radzieckich. Dwa pierwsze plutony otrzymały zadanie
przebijania się na zachodni stok góry w kierunku wsi Brzezie, a trzeci,
wzmocniony bronią maszynową miał osłaniać odwrót. Była godzina 13.
Kierunek odwrotu nie był jeszcze całkowicie zamknięty, ale do wsi Brzezie
dotarł już patrol niemiecki. Partyzanci starali się obejść wieś niepostrzeżenie.
Kiedy jednak szpica oddziału zeszła z góry na otwarte pole została zauważona
przez Niemców i ostrzelana. Pluton cofał się do lasu, a szpica z komendantem
plutonu Janiszewskim została odcięta, jednak szczęśliwie znalazła się poza
obrębem obławy.
W ten sposób bitwa na Diablej Górze rozgorzała w całej pełni. Niemcy
rozsypani w tyralierę zaczęli coraz bardziej zacieśniać pierścień okrążający.
Dwa pierwsze plutony walczyły w rozsypce, natomiast trzeci pluton osłaniający
odwrót, wyposażony w broń maszynową zajął dogodną pozycję ogniową i
obserwacyjną na szczycie góry i czekał w zasadzce na nadejście nieprzyjaciela.
Po pół godzinie tyraliera niemiecka zbliżyła się do szczytu góry. Partyzanci
podpuścili ją na odległość 50 m, a następnie zarzucili granatami oraz seriami z
broni maszynowej. Niemcy rzucili się do ucieczki, pozostawiając na polu walki
około 20 zabitych i rannych.
Partyzanci zmienili wówczas stanowiska i urządzili zasadzkę w innym
miejscu. Około godz. 15-tej Niemcy znowu pojawili się, ale tym razem zbliżali
się już znacznie ostrożniej. Szczególnie deprymująco wpływały na nich
eksplozje materiałów wybuchowych, posiadane w niewielkich ilościach, ale
skutecznie wykorzystywane w celu zastraszenia. Walka z różnym nasileniem
trwała do wieczora, ale Niemcy zrezygnowali z przeczesywania lasu,
ostrzeliwując go z daleka z granatów. Z nadejściem zmroku wycofali się po
załadowaniu na samochody swoich zabitych i rannych, których było około 20.
Po zapadnięciu zmroku również partyzanci opuścili Diablą Górę. Najmniejsze
straty poniósł pluton „Jaszy”, w którym ranna została tylko jedna osoba. Gorzej
było w dwóch pozostałych plutonach, które wycofały się w rozsypce do lasów
Reczkowskich.
Tam – wspomina dowódca drugiego plutonu Mieczysław Janiszewski –
każdy żołnierz walczył na własną rękę, do ostatniego naboju. Pierwszy zginął w
okolicy wsi Brzezie Tadeusz Kupczyński - „Tadek”, student z Radomska,
następnie Konecki ze wsi Kawęczyn oraz Jerzy Jakubiak - „Miglanc”. Jakubiak
zająwszy dogodną pozycję strzelecką, ukryty za wielkim kamieniem, wystrzelał
do Niemców posiadaną amunicję (74 naboje), poza jednym nabojem, który
zostawił dla siebie, nie mając szans na ucieczkę i nie chcąc dostać się w ręce
niemieckie.
Poległych kolegów partyzanci pochowali wśród zarośli na stokach
Diablej Góry, a po wojnie przenieśli ich na cmentarz w Skórkowicach.