POD EWINĄ
12 września 1944 roku
Pod względem ukształtowania powierzchni Kielecczyzna dziali się
na dwie części, południową – górzystą i północną - nizinną. W części
południowej znajduje się łańcuch Gór Świętokrzyskich, ciągnący się na
przestrzeni ponad 70 kilometrów z północnego zachodu na południowy
wschód. Teren ten jest silnie pofałdowany, obfituje w wielką ilość
wąwozów i urwistych stoków, nadających się świetnie do urządzania
zasadzek partyzanckich. Sprzyjające warunki dla rozwoju ruchu
partyzanckiego stwarzało stosunkowo duże zalesienie, występujące
zwłaszcza w środkowej Kielecczyźnie oraz w górzystym pasie na
południu, gdzie znajduje się Puszcza Świętokrzyska. W części nizinnej
znajduje się masyw leśny, zwany Puszczą Kozienicką. Te lasy i góry nie
jeden już raz w historii były terenem walk z zaborcami. Szczególnie
żywe są tu tradycje powstańcze.
Na Kielecczyźnie najdłużej przetrwała tzw. partyzantka
powrześniowa 1939 r., której głównym reprezentantem był Oddział
Wydzielony Wojsk Polskich pod dowództwem mjr Henryka
Dobrzańskiego "Hubala". W 1942 r. partyzanckie tradycje kontynuował
oddział Władysława Jasińskiego "Jędrusia" i równocześnie oddziały
Gwardii Ludowej, organizowane przez Polską Partię Robotniczą. W
1943 r. rozwinęła się tam także partyzantka Batalionów Chłopskich i
Armii Krajowej, ale GL zachowała nadal dominującą pozycję w akcjach
partyzanckich. Działało wówczas czternaście oddziałów GL, osiem AK i
pięć BCh. Największe nasilenie działań zbrojnych na Kielecczyźnie
przypada na 1944 r., kiedy powstały tu wielkie jednostki partyzanckie,
w tym sześć brygad Armii Ludowej.
Wielkim jednostkom partyzanckim trudno było ukryć się przed
czujnym okiem okupanta. Dlatego też coraz częściej dochodziło do
otwartych starć z niemieckimi ekspedycjami przeciwpartyzanckimi.
Jedną z nich była bitwa w zachodniej Kielecczyźnie pod Ewiną
stoczona przez III Brygadę AL im. gen. Bema. Wieś Ewina położona w
południowo-wschodniej części powiatu Radomsko otoczona była
lasami, rozlewiskami i bagnami, utrudniającymi Niemcom w znacznym
stopniu użycie pojazdów pancernych przeciwko partyzantom w tym
rejonie.
III Brygada AL przybyła do Ewiny nocą 10 września bezpośrednio
po przejęciu radzieckiego zrzutu broni. Partyzanci rozlokowali się po
stodołach na nocleg. Od rana zaś biwakowali w sąsiednich lasach. Było
pochmurno, padała mżawka. Po południu wypogodziło się. Rozpoczęto
szkolenie wojskowe, zapoznawanie żołnierzy z radzieckim sprzętem
wojskowym, uzyskanym ze zrzutu. Otrzymany materiał wybuchowy
pozwolił na utworzenie kilku sekcji minerskich.
Rozpoznanie dalszego zasięgu donosiło, że Niemcy dokonywali
koncentracji sił; ściągały oddziały policji i wojska z Częstochowy,
Piotrkowa, Radomska i Włoszczowej. Tymczasem partyzanci powrócili z
lasu do wsi na nocleg.
Następnego dnia rano rozpoznanie doniosło o koncentracji
niemieckiej w pobliskim już rejonie wsi Świętej Anny i w Makuszynie.
Sztab brygady dowodzonej przez Bolesława Borutę "Hanicza" po
naradzie postanowił zająć pozycje obronne i przyjąć walkę.
Była jeszcze wprawdzie możliwość wycofania się z tego rejonu i
uniknięcia otwartej bitwy, ale członkowie sztabu mając na uwadze
świeżo otrzymaną broń radziecką oraz zapał swych żołnierzy do walki,
zdecydowali się na podjęcie otwartej konfrontacji. Brygada składała się
z trzech batalionów w sile około 600 ludzi, uzbrojonych w 7 ręcznych
karabinów maszynowych, 200 pistoletów maszynowych, 180
karabinów, dwie rusznice przeciwpancerne oraz w broń krótką. Grupy
minerskie minowały drogi i dukty leśne. Poszczególne bataliony
otrzymywały określone odcinki obrony. Każdy batalion miał walczyć
samodzielnie, broniąc Niemcom dostępu do leśnego obozowiska
partyzantów.
Do zadań poszczególnych batalionów należało podpuścić
niemiecką tyralierę na odległość 50 metrów i zaatakować ich z
zasadzki huraganowym ogniem, potem wycofać się na inne
stanowisko bojowe lub przejść na tyły Niemców, aby powtórzyć
poprzedni manewr. W ten sposób bataliony miały walczyć do zmroku,
a następnie zebrać się w okolicy wsi Ewiny i gdyby okazało się, że
niemiecki pierścień okrążający jest nadal groźny, należało znaleźć w
nich słabe ogniwo i przebijać się poza jego obręb.
Niemcy skoncentrowali kilka tysięcy ludzi, wprowadzili do akcji
czołgi, samochody pancerne, samoloty i artylerię. Starali się stłoczyć
partyzantów na niewielką przestrzeń, zepchnąć na bagnistą równinę w
rejonie Huby Kotfińsko-Nadolnik i tam zniszczyć.
O godz. 10.30 nieprzyjaciel rozpocząl tyralierą natarcie na las w
rejonie Ciężkowic. Po godzinie doszło do wymiany ognia. Partyzanci
zmuszeni zostali do wycofania się w kierunku Ewiny. Jednocześnie
zaczęły wjeżdżać do lasu pojazdy pancerne, które wkrótce wpadły w
pole minowe, poniosły znaczne straty i zostały zatrzymane. Ogólnie
jednak natarcie niemieckie posuwało się naprzód, przełamując w
różnych miejscach obronę polską. Śmiałe i zaskakujące kontrnatarcie
partyzantów zmuszało jednak Niemców do ostrożności i opóźniało ich
posuwanie się naprzód. Partyzanci coraz bardziej musieli oszczędzać
wyczerpujące się szybko zapasy amunicji, a upragniona noc zbliżała
się bardzo powoli.
Ostatnią fazę bitwy pod Ewiną opisuje jej dowódca "Hanicz" w
sposób następujący:
"Do wieczora było jeszcze bardzo daleko, a w rożnych rejonach
lasu w dalszym ciągu rozlegały się strzały. Nagle zupełnie
nieoczekiwanie pojawili się przed nami Niemcy. Za czołówkami parła
wprost na nas masa żołdactwa.
Nasze zapasy amunicji były na wyczerpaniu, musieliśmy się więc
wycofać zachowując jak największą ostrożność. Szybko przeszliśmy na
porośnięte gęstym, młodym zagajnikiem wzgórze koło "Zająca" i
rozdzieliliśmy amunicję między żołnierzy, zajęliśmy nowe stanowiska.
W chwilę później ruszyli na nas z hałaśliwym wrzaskiem własowcy. O
pagórek rozgorzała śmiertelna walka, szczególnie ostra przy
zdobywaniu szczytu, od którego posiadania zależał nasz ratunek,
ponieważ z tyłu również nacierali już na nas Niemcy. Wkrótce wzgórze
zostało zdobyte i droga do odwrotu w okolice Hub Kotfińskich i lasów
na Wygodę stanęła otworem.
Około godziny 18.00 zapanował zupełny spokój. Strzelanina
ustała. Powoli zapadał zmierzch. Tylko chwilami długie języki ognia
pokazywały się nad lasem oświetlając krwawą łuną niebo.
Wieczorem, zgodnie z zarządzeniem zebrała się cała brygada na
punkcie koncentracji koło "Zająca". Po szczegółowym obliczeniu
okazało się, że straty partyzantów wynosiły 10 zabitych i 14 rannych.
Straty niemieckie były kilkakrotnie większe. Wkrótce wyruszyliśmy
marszem ubezpieczonym, wlokąc za sobą sznur taborów i wozów z
rannymi, w kierunku dworu hr. Zaręby w Młyńcach".
Niemcy wprawdzie nie osiągnęli swego celu, jakim było
zniszczenie brygady, ale zadali jej znaczne straty w ludziach, a także
spowodowali wyczerpanie jej niewielkich zapasów amunicji. Ogólnie
można powiedzieć, iż rezultat bitwy był korzystny dla partyzantów, ale
ryzyko podjęcia otwartej walki z nieprzyjacielem było bardzo duże i
mogło zakończyć się klęską. Dlatego partyzanci w takiej sytuacji, gdy
istniała jeszcze szansa uniknięcia bitwy, powinni byli zrezygnować z
niej i wycofać się w inny bezpieczniejszy rejon.