POD ZABUDZISKAMI
7 sierpnia 1943 r.
7 sierpnia 1943 r. doszło do największego na Lewej Podmiejskiej boju
partyzantów z Niemcami nad rzeką Rawką w okolicach wsi Zabudziska (10 km na płn.
wsch. od Skierniewic).
W ostatnich dniach lipca 1943 r. wokół rejonów działań partyzanckich Niemcy
koncentrowali swoje siły policyjne i wojskowe. Okoliczna ludność ostrzegała
partyzantów o ruchach niemieckich oddziałów.
W tym czasie przybył na inspekcję do oddziałów partyzanckich dowódca Okręgu
GL Lewa Podmiejska, Ignacy Narbutt „Krystian”. W związku z tym zarządzono
koncentrację oddziałów we wsi Popielarnia, na którą przybyły: Ufy „Maćka”, Cieślaka
„Szperacza” oraz Michała Dictiariewa „Doktora Michała” (partyzant radziecki) w łącznej
sile 47 ludzi, uzbrojonych w 6 ręcznych karabinów maszynowych, 21 karabinów, kilka
pistoletów i granaty. Na inspekcję, oprócz Narbutta, przybyli: opiekun polityczny grup
operacyjnych z okręgu, Szymon Szczepniak „Francuz”, kierownik wydziału
organizacyjnego sztabu okręgu, Feliks Matusiak „Zygmunt” oraz dowódca GL na powiat
łowicki, Franciszek Zawadzki „Franek”.
Niemcy ściągnęli do powiatu łowickiego znaczne siły Wehrmachtu, mając
przesadne rozeznanie o liczebności sił partyzanckich na tym terenie. Zablokowali
ważniejsze drogi i mosty oraz przejazdy kolejowe w trójkącie Żyrardów – Łowicz –
Skierniewice, a następnie przy pomocy zmotoryzowanych patroli, na motocyklach,
wozach pancernych i samochodach, starali się zlokalizować miejsce pobytu
partyzantów. Ci jednak w porę ostrzeżeni przez własną sieć informacji oraz
mieszkańców okolicznych wiosek, dokonali w nocy z 6 na 7 sierpnia odskoku w kierunku
Rawki odległej o 20 kilometrów z zamiarem przejścia przez tzw. „Zielony Most” w okolice
Skierniewic, a stamtąd do lasów miedniewickich, odległy o 15 – 16 km, znajdujących się
poza obszarem niemieckiej obławy. Dowódca okręgu Narbutt, nie doceniając jednak
niebezpieczeństwa, zarządził nocne ćwiczenia taktyczno- bojowe, co wpłynęło na
opóźnienie wymarszu.
Noc była wyjątkowo ciepła, parna i deszczowa. Około północy nadciągnęła burza.
Przerwano więc szkolenie i wyruszono w drogę. Nad ranem zmoknięci i zmęczeni
partyzanci dotarli do wsi Zabudziska (10 km na płn. wsch. od Skierniewic), gdzie
„Krystian” zarządził odpoczynek. Należało też wysuszyć odzież, oczyścić broń itp.
Wczesnym rankiem odbyła się narada dowództwa. Postanowiono kontynuować marsz w
obranym kierunku. Z uwagi jednak na potrzebę zachowania szczególnej ostrożności i
czujności z oddziału wydzielono grupę szturmową, która jako szpica miała torować
drogę pozostałej części. Szpicę tę stanowiła drużyna „Maćka”, najlepiej znająca teren i
najbardziej doświadczona. Grupę tę prowadzić miał „Franek”.
Około godziny 7.00, kiedy zaczęto przygotowania do drogi, do wsi wtargnęły dwa
niemieckie samochody pancerne. Jeden z samochodów zatrzymał się przed domem
Czaplarskiej. Znajdował się tam wówczas Zawadzki „Franek”, który oczekiwał właśnie
na naprawę butów. Kiedy usłyszał warkot motorów, polecił gospodyni, aby wyjrzała co
się dzieje na ulicy. Zdążyła krzyknąć „Niemcy!”, gdy jednocześnie z samochodu
wyskoczyło 4 żołnierzy niemieckich i dwóch cywilów. „Franek” ostrzeliwując się z
pistoletu wybiegł z domu. Pięciu Niemców rzuciło się za nim w pogoń. Trzech z nich
jednak wpadło do gnojownika, pełnego wody po ulewnym deszczu nocnym,
zamaskowanego z wierzchu obornikiem. Z odsieczą „Frankowi” przybył z sąsiedniego
budynku „Maciek”, który ostrzelał samochód z rkm. „Maciek”, „Doktor Michał” i
„Szperacz” chcieli zlikwidować przybyłych do wsi hitlerowców, ale zabronił im tego
„Krystian”, obawiając się akcji odwetowej okupanta w stosunku do mieszkańców wioski.
W tej sytuacji partyzanci w pośpiechu opuścili Zabudziska, zostawiając 21
rowerów i 6 worków zaopatrzenia (żywność, ubrania, medykamenty), które zabrali
później Niemcy. Miejscem zbiórki partyzantów był lasek pod wsią Bartniki. Początkowo
wydawało się, że w tej okolicy uda im się przeczekać do wieczora. Ale już około godz.
10 zauważono niemiecką tyralierę ciągnącą od strony Zabudzisk. Wobec miażdżącej
przewagi przeciwnika, należało jak najszybciej dokonać odskoku w kierunku na wieś
Grabie i dalej do Rawki na „zielony most”. Sytuacja była o tyle sprzyjająca, że w
kierunku tym biegł wąwóz, o którym Niemcy nie wiedzieli. Wydzielono wówczas grupę
osłonową, która miała opóźniać pościg niemiecki za oddziałem.
Niemcy w pośpiechu podciągnęli na samochodach znaczne siły i rozlokowali je
wzdłuż szosy Grabie – Tartak Balinowski, a także zablokowali drogę Bartniki – Grabie -
„Zielony Most”.
Partyzanci obserwowali te ruchy niemieckie, starali się je wyminąć
niepostrzeżenie, korzystając z osłony pagórków, zagajników i sitowia, rosnącego na
podmokłych łąkach i bagnach w rozlewiskach rzeki Rawki.
Przejście przez „Zielony Most” okazało się dla partyzantów niemożliwe. Był on
strzeżony przez silny posterunek niemiecki, uzbrojony w ciężką broń maszynową i
granatniki oraz tyralierę ustawioną wzdłuż lewego wyższego brzegu rzeki. Partyzanci
nie ryzykowali przejścia rzeki ponieważ pozostawała ona w zasięgu obserwacji i ognia
nieprzyjaciela.
Po południu Niemcy dostrzegli partyzantów w sitowiu nad Rawką i otworzyli do
nich silny ogień z ciężkiej broni ze wzniesienia znajdującego się wzdłuż drogi Grabie -
„Zielony Most”. Partyzanci musieli opuścić zagrożony i zdekonspirowany teren,
przedzierając się w kierunku Bolimowa małymi grupami wzdłuż prawego brzegu Rawki,
korzystając z osłony szuwarów i krzaków.
Na wysokości Ziemiar natknęli się na zasadzkę niemiecką, zostali przez nią
wyparci z doliny Rawki do niewielkiego zagajnika i na odkryte pola między
cmentarzyskiem z okresu pierwszej wojny światowej a skrajem wsi Mogiły. Niemcy
ciągle nacierali, strzelali rzęsiście, ale niecelnie. Partyzanci umiejętnie wykorzystywali
każde wgłębienie ziemi, wszystkie krzaki i snopy zboża stojące na polach. Postanowili
przedzierać się do Bolimowa odległego o 3 kilometry. Zamiar ten przewidzieli Niemcy,
którzy w tym też kierunku zaczęli przesuwać kolumny samochodów z wojskiem i ciężkim
sprzętem. W tej sytuacji partyzanci musieli zrezygnować z marszu w kierunku
bolimowskim. Wówczas „Maciek” zwrócił się z propozycją do „Krystiana”, aby uderzyć
na Niemców znajdujących się w pobliżu wsi Mogiły i utorować sobie drogę do lasu,
gdzie można było znaleźć dogodniejsze warunki do walki. Słońce właśnie chyliło się ku
zachodowi, a z doświadczenia wiadomo było, że Niemcy unikają wchodzenia do lasu
nocą. Argumentacja „Maćka” została przyjęta. Natarcie partyzantów na pozycje
niemieckie powiodło się.
Po zachodzie słońca Niemcy zaczęli się wycofywać, nie osiągnąwszy sukcesu,
pomimo zaangażowania dużych sił.
Straty partyzantów były bolesne; poległo w boju 8 gwardzistów, a więc 23 proc.
stanu oddziału. W meldunku dla dowództwa Wehrmachtu na Generalną Gubernię
podwojono siły partyzantów podając, że wynosiły one 100 osób. Po stronie niemieckiej
brały udział siły Wehrmachtu, żandarmerii, służby bezpieczeństwa i policji granatowej,
uzbrojone w ciężką broń, wozy pancerne, samochody i 3 samoloty. Liczebności swej
Niemcy nie ujawnili w dokumencie.
Według informacji zebranych przez GL w walce tej brało udział około 3 tysięcy
Niemców.
Dlatego też można tu mówić o sukcesie partyzantów, którzy dzięki umiejętnej
taktyce, opanowaniu i odwadze, nie dali się zaskoczyć, uratowali główne swe siły i
zachowali zdolność do dalszej walki. Oddział partyzancki umiejętnie wykorzystał
falistość terenu oraz osłonę zarośli nad Rawką. Nie dał się sprowokować do otwartej
walki w niedogodnych dla siebie warunkach. Atakował Niemców z zaskoczenia, gdy miał
szansę sukcesu.
W pełni wypada się zgodzić z następującym wnioskiem Franciszka Zawadzkiego:
„Można śmiało powiedzieć, że bój nad Rawką wygraliśmy my – garstka gwardzistów,
która skutecznie przeciwstawiła się uzbrojonym po zęby i przeważającym siłom
nieprzyjaciela”.
Dowództwo Okręgu GL Lewa Podmiejska udzieliło bojowej pochwały Matusiakowi
„Zygmuntowi” za „wykazanie żołnierskiej inicjatywy w ciężkim całodziennym boju nad
rzeką Rawką”, oraz awansowało go do stopnia porucznika. Ponadto udzieliło pochwały
„Maćkowi”, „Małemu”, „Filipowi” i „Szperaczowi”, a „Marcelego”, „Czajkę” i „Michała”
sztab okręgu awansował do stopnia sierżanta.
Po boju nad Rawką Niemcy cały tydzień penetrowali okolicę, ale partyzanci byli
nieuchwytni, chroniła ich życzliwość mieszkańców wsi oraz bohaterska legenda, która w
latach wojny zawsze otaczała „chłopców z lasu”.