ROZDZIAŁ 36
Kiedy otworzył drzwi i zobaczył Elenę , twarz Jamesa zrobiła się przez ułamek sekundy
zmieszana i cofnął się, jakby rozważał zamknięcie jej drzwi przed nosem. Potem wydało się,
ż
e poczuł się lepiej i otworzył je szerzej, jego twarz przyjęła znajomy uśmiech.
-Dlaczego Eleno- powiedział- Moja droga, nie spodziewałem się gościa o tej godzinie.
Obawiam się, że to nie najlepsza pora.
Odchrząknął.
- Byłbym zachwycony, gdybyśmy spotkali się w szkole, w godzinach urzędowania.
Poniedziałki i piątki, pamiętasz? A teraz, wybacz.
I wciąż delikatnie się uśmiechając, przesunął się do przodu, próbując zamknąć drzwi.
Ale Elena wyciągnęła rękę do góry i powstrzymała go.
- Czekaj- powiedziała- wiem, ze nie chciałeś rozmawiać ze mną o odznakach, ale to ważne.
Muszę się dowiedzieć więcej o Towarzystwie Vitale.
Jego lśniące, ciemne oczy spojrzały na nią z dala, jakby zawstydzone.
- Tak, dobrze- powiedział- Problem w tym, że niezapowiedziane wizyty studenta- każdego
studenta, moja droga, nie ma dla ciebie wyjątku- w domu profesora, nie są, hmm, mile
widziane, w niegodziwym świecie, w jakim żyjemy, wiesz.
I z miękkim uśmiechem pchnął mocno drzwi.
- Jest na to czas i miejsce.
Elena odepchnęła drzwi.
- Nie wierzę ani przez chwilę, że próbujesz zmusić mnie do odejścia, ponieważ moja wizyta
jest o nieodpowiedniej porze- powiedziała stanowczo- Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo.
Ludzie są w niebezpieczeństwie, James. Wiem, że Ty i moi rodzice należeliście do Vitale-
kontynuowała uparcie Elena- Musisz mi powiedzieć, cokolwiek to jest, co ukrywasz
o tamtych czasach. Myślę, że Vitale jest powiązane z morderstwami i zaginięciami na terenie
kampusu i możemy to powstrzymać. Jedynie Ty w tej chwili możesz mi w tym pomóc,
James.
Zawahał się, jego oczy zalały emocje i Elena taksowała go swoim spojrzeniem.
- Coraz więcej ludzi umrze- powiedziała ostro-, ale możesz być w stanie ich ocalić. Dobrze?
James wyraźnie zachwiał się i dało się zauważyć, że się w końcu poddał, jego ramiona
opadły.
- Nie wiem, czy cokolwiek, co powiem, może Ci pomóc. Nie wiem nic na temat morderstw.
Ale lepiej wejdź- powiedział i poprowadził ją w dół korytarza, przez swój dom.
Kuchnia świeciła czystością białych powierzchni. Miedziane garnki, tkane kosze, i wesołe
czerwone ścierki do naczyń i ręczniki wisiały na hakach i stały na szafie. Oprawione odbitki
owoców i warzyw na ścianach wisiały o równych odstępach.
James posadził ją przy stole, a następnie zajął się przygotowywaniem herbaty. Elena czekała
cierpliwie, aż w końcu usiadł naprzeciw niej, stawiając filiżanki herbaty przed nimi.
- Mleka?- zapytał pretensjonalnie, wręczając jej dzbanek, bez patrzenia jej w oczy.
- Cukru?
- Dziękuję- powiedziała Elena.
Potem pochyliła się nad stołem i położyła dłoń na jego, trzymając ją tam, aż podniósł na nią
wzrok.
- Powiedz mi- powiedziała po prostu.
- Nie wiem nic o morderstwach- powiedział James ponownie- Uwierz mi, nie trzymałbym
tego w tajemnicy, gdybym uważał ze komuś zagrażają.
Elena skinęła głową.
- Wiem, że nie- powiedziała- Nawet jeśli nie mają z tym związku, jeśli sekret dotyczy moich
rodziców, mam prawo go poznać- powiedziała.
James westchnął długo i bezdźwięcznie.
- To wszystko było dawno temu, rozumiesz- powiedział- Byliśmy młodzi i trochę naiwni.
Towarzystwo Vitale było dobrą siłą, wtedy. Czciliśmy duchy natury i czerpaliśmy naszą
energię ze świętej Ziemi. Byliśmy pozytywną siłą w społeczeństwie, zainteresowaną głównie
miłością i kreatywnością. Służyliśmy innym. Słyszałem, że Vitale zmieniło się od tamtych
dni, że praktykuje jakieś ciemne elementy. Ale ja nie wiem zbyt wiele o nich teraz. Nie byłem
zaangażowany w Vitale od lat, nie od czasu wydarzeń, o których mam zamiar Ci
opowiedzieć.
Elena popijała herbatę i czekała. Oczy Jamesa przebiegły po jej twarzy, prawie nieśmiało,
potem z powrotem wrócił wzrokiem na stół.
- Pewnego dnia- powiedział powoli- dziwny człowiek przyszedł na jedno z naszych tajnych
spotkań. Był…- James zamknął oczy i zadrżał.
- Nigdy nie widziałem nikogo o tak czystej mocy, lub kogoś, kto tak promieniował poczuciem
spokoju i miłości. My, wszyscy, nie mieliśmy wątpliwości, że jesteśmy w obecności anioła.
Nazwał siebie Strażnikiem.
Mimowolnie, Elena zassała oddech przez zęby, sycząc. Oczy Jamesa się otworzyły i rzucił jej
długie spojrzenie.
- Znasz ich?
Na jej skinienie, wzruszył lekko ramionami.
- Cóż, możesz sobie wyobrazić, jak na nas wpłynął.
- Czego chciał Strażnik?- zapytała Elena.
Poznała Strażników i nie lubiła ich. To Strażnicy chłodno i dobitnie odmówili przywrócenia
do życia Damona, kiedy umarł w Mrocznym Wymiarze. I to Strażnicy spowodowali wypadek
samochodowy, który zabił jej rodziców, próbując zabić ją, aby wstąpiła w ich szeregi.
Wszyscy Strażnicy, których poznała byli kobietami, chociaż, tak naprawdę nie wiedziała,
czy istnieją wśród nich też mężczyźni. Elena wiedziała, że mimo tego jak piękni byli
Strażnicy, nie byli aniołami, nie po stronie Dobra, ani po stronie Zła. Oni po prostu wierzyli
w Porządek. Oni mogę być bardzo niebezpieczni.
James spojrzał na nią krótko, bawiąc się filiżanką herbaty i serwetka leżącą przed nim.
- Chcesz ciastko?- zapytał.
Potrząsnęła głową i spojrzała na niego, a on westchnął znowu.
- Musisz zrozumieć, że Twoi rodzice byli bardzo młodzi. Idealistyczni.
Elena miała dziwne wrażenie, że dowie się czegoś głęboko nieprzyjemnego.
- Mów dalej- powiedziała.
Zamiast kontynuować, James składał swoją serwetkę na coraz mniejsze, i mniejsze kawałki,
aż Elena odchrząknęła. Potem zaczął ponownie.
- Strażnik powiedział nam, że istnieje potrzeba stworzenia nowego rodzaju Strażnika. Kogoś,
kto byłby śmiertelny, na Ziemi, i kto posiadałby specjalne moce, które są niezbędne do
zachowania równowagi pomiędzy dobrem i złem sił nadprzyrodzonych na Ziemi. W trakcie
tej wizyty, Elizabeth i Thomas, którzy byli młodzi i błyskotliwi i dobrzy i głęboko zakochani,
a którzy mieli jasną przyszłość przed sobą, zostali wybrani jako rodzice tego śmiertelnego
Strażnika.
Pozwolił serwetce rozłożyć się w swojej ręce i spojrzał na Elena wymownie.
Zajęło jej chwilę, zanim to do niej dotarło.
- Ja? Żartujesz. Nie jestem…- zamknęła usta- Mam dość problemów- powiedziała stanowczo.
Zatrzymała się jakby dotarło do niej coś jeszcze, co powiedział.
- Czekaj, dlaczego uważasz, że moi rodzice byli naiwni?- zapytała ostro- Co oni zrobili?
James wypił łyk herbaty.
- Szczerze mówiąc, myślę, że potrzebuję trochę czegoś, zanim będę kontynuował-
powiedział- Zachowywałem ten sekret przez długi czas i nadal mam Ci do opowiedzenia tą
najgorszą część.
Wstał, i pogrzebał dookoła w jednej z szafek, wyciągając w końcu małą pełną butelkę
bursztynowego płynu. Pokazał go Elenie pytająco, ale ona potrząsnęła głową. Była prawie
pewna, że musi mieć jasny umysł do końca tej rozmowy. Nalał obfitą ilość do własnego
kubka.
- Więc- powiedział, siadając ponownie.
Elena mogła powiedzieć, że nadal był niespokojny, ale też, że zaczyna cieszyć się,
opowiadając historię. Był naturalnym gawędziarzem- sposób w jaki wykładał historię był
gawędzeniem na temat przeszłości- a ten temat był mu nawet bardziej znany, ponieważ
opowieść była o rodzicach Eleny, ludziach, których oboje znali.
- Thomas i Elizabeth byli oboje niesamowicie zaszczyceni, oczywiście.
- I…- zachęcała go Elena.
James splótł palce na brzuchu, obserwując ją.
- Zgodzili się na to, że kiedy dziecko będzie miało dwanaście lat, oddadzą je. Strażnicy mieli
je zabrać, a oni mieli już nigdy więcej nie zobaczyć dziecka.
Elenie nagle zrobiło się bardzo zimno. Jej rodzice mieli zamiar ją oddać? Czuła, jakby
wszystkie jej wspomnienia z dzieciństwa zostały zniszczone.
W jednej chwili James był u jej boku.
- Oddychaj- powiedział łagodnie.
Sapiąc, Elena zamknęła oczy i skoncentrowała się na wdychaniu i wydychaniu głęboko
powietrza. To, że jej rodzice, ukochani rodzice, mieli ją za pewnego rodzaju tymczasowy
projekt, było katastrofalne. Nigdy nie wątpiła w ich miłość, aż do teraz. Musiała znać całą
prawdę.
- Mów dalej.
- Szczerze mówiąc, to był koniec mojej przyjaźni z Twoimi rodzicami i koniec mojego
zaangażowania w Vitale- powiedział James, biorąc kolejnego drinka z whisky rozcieńczoną
herbatą.- Nie mogłem uwierzyć, że nikt inny w Towarzystwie nie widział problemu
w wychowaniu dziecka do momentu dojrzewania, a następnie w oddaniu go na zawsze i nie
mogłem uwierzyć, że Twoi rodzice- którzy, jak wiedziałem, byli kochającymi, inteligentnymi
ludźmi- zgodzi się na taki plan. Skończyliśmy studia i poszliśmy własnymi ścieżkami i nie
słyszałem o Twoich rodzicach przez ponad dwanaście lat.
- Słyszałeś o nich potem?- Elena zapytała cicho.
- Twój ojciec zadzwonił do mnie. Strażnicy skontaktowali się z nimi, gotowi Cię zabrać. Ale
Thomas i Elizabeth nie chcieli pozwolić Ci odejść- James uśmiechnął się smutno- Oni kochali
Cię zbyt mocno. Nie sądzili, że jesteś gotowa opuścić dom- byłaś tylko dzieckiem. Zdali
sobie sprawę, że zgodzili się zbyt pochopnie na plan Strażników, nie wiedzieli wtedy, co się z
ich dzieckiem tak naprawdę stanie i dlatego nie mogli pozwolić swojej córce odejść, nie
mając pewności, że to będzie najlepszą rzeczą dla niej. Więc Thomas poprosił mnie o pomoc
w chronieniu Ciebie. Wiedzieli, że ja parałem się czarami podczas studiów- machnął ręką
skromnie, gdy Elena spojrzała na niego- Tylko mała magia, poradziłem im, żeby się poddali.
Ale on i Elizabeth byli zrozpaczeni. Więc zebrałem całą wiedzę, jaką posiadałem na ten
temat, chcąc im pomóc.
Przerwał, a jego twarz zrobiła się przygnębiona.
- Niestety, było za późno. Kilka dni po naszej rozmowie, zanim jeszcze wyruszyłem do
Fell’s Chuch, Twoi rodzice zginęli w wypadku. Szukałem Cię przez lata, ale wyglądało na to,
ż
e Strażnicy dostali Cię w swoje ręce. A teraz tu jesteś. Nie sądzę, że to zbieg okoliczności.
- Strażnicy zabili moich rodziców- Elena powiedział głucho- Wiedziałem to, ale nie
wiedziałam ... Myślałam, że to wypadek.
Starała się ogarnąć umysłem tajemnice z jej dzieciństwa. Przynajmniej w końcu jej rodzice
nie byli w stanie oddać jej. Kochali ją, tak jak myślała.
- Oni mają tendencję do uzyskania tego, czego chcą- powiedział James.
- Dlaczego nie zabrali mnie wtedy?- zapytała Elena.
James pokręcił głową.
- Nie wiem. Ale myślę, że jest powód, dla którego jesteś teraz w Dalcrest, gdzie to wszystko
zaczęło się dla Ciebie i Twoich rodziców. Myślę, że pojawi się tutaj jakieś zadanie i Ty
zdobędziesz swoje moce.
- Zadanie?- Elena zapytała- Ale ja już kiedyś miałam swoją moc, a Strażnicy zabrali mi ją.
Bezlitośnie pozbawili ją skrzydeł i wszystkich jej zdolności. Czy oni je jej zwrócą, kiedy
nadejdzie odpowiedni czas?
James westchnął i wzruszył bezradnie ramionami.
- Plany czasem objawiają się w dziwny sposób, nawet te, które są skazane na niepowodzenie
na starcie- powiedział- Być może te zniknięcia są pierwszą ich oznaką. Chociaż na pewno
tego nie wiem. Jak powiedziałem na zajęciach, Dalcrest jest centrum wielu zjawisk
paranormalnych aktywności. Jestem skłonny myśleć, że kiedy zadanie zaprezentuje się,
będziesz wiedzieć.
- Ale nie jestem ...- Elena przełknęła ślinę- Nie rozumiem, co to wszystko znaczy. Po prostu
chcę być normalną dziewczyną. Myślałam, że teraz mogę. Tutaj.
James sięgnął przez stół i poklepał jej dłoń, jego oczy były jak głęboka studnia sympatii.
- Jest mi bardzo przykro, moja droga- powiedział- Nie chciałem być tym, który Cię tym
wszystkim obciąży. Ale pomogę Ci, jak tylko będę mógł. Thomas i Elizabeth chcieliby tego.
Elena czuła, że nie może oddychać. Musiała wyjść z tej przytulnej kuchni, z dala od
zgorzkniałych, skoncentrowanych oczu Jamesa.
- Dziękuję- powiedziała, pośpiesznie odpychając jej krzesło od stołu i wstając- Muszę już iść.
Doceniam, że mi to wszystko opowiedziałeś, ale teraz muszę pomyśleć.
Krzątał się koło niej całą drogę do frontowych drzwi, wyraźnie niepewny, czy powinien
pozwolić jej odejść, a Elena była prawie gotowa krzyczeć w momencie, kiedy dotarła do
ganku.
- Dziękuję- powiedziała jeszcze raz- Żegnaj.
Szła szybko, nie oglądając się za siebie, jej buty stukały na cementowym chodniku. Gdy była
poza zasięgiem domu Jamesa, Damon wyskoczył z cienia, żeby do niej dołączyć. Elena
trzymała głowę wysoko, próbując mruganiem odgonić łzy zgromadzone w jej oczach. Na
razie, chciała tę tajemnicę zatrzymać tylko dla siebie.