background image

 

133 

 

 

Rozdział

 29

 

 
 

Nie umrę, nie znowu, pomyślała wściekle Elena, wijąc się z bólu. Niewidzialne imadło 

wbijało się w nią coraz bardziej. 
 

Bonnie upadła na trawę jeszcze bledsza niż wcześniej, trzymając się za brzuch tak jak Elena. 

 

To nie może mnie pokonać! 

 

I właśnie wtedy, ogłuszający dźwięk i miażdżący ból zniknęły tak szybko jak się pojawiły. 

Elena upadła na ziemię, a powietrze wróciło do jej płuc. Przestało miażdżyć kości na papkę
pomyślała histerycznie Elena i prawie zachichotała. 
 

Bonnie z trudem złapała powietrze i załkała. 

 

- Co to było?- Zapytała ją. 

 

Bonnie pokręciła głową.- Wydawało się, że coś z nas wyciąga- powiedziała zdyszana.- 

Wcześniej też to czułam, chwilę przed twoim pojawieniem się. 
 

- To uczucie ciągnięcia- powiedziała Elena wykrzywiając twarz, jej umysł pracował na 

najwyższych obrotach.- Myślę, że to upiór. Damon mówi, że chce wyssać z nas całą energię. 
Pewnie właśnie tak to robi. 
 

Bonnie patrzyła na nią z lekko otwartymi ustami. Oblizała językiem wargi. 

 

- Damon mówi?- Powiedziała i zmarszczyła brwi.- Damon nie żyje, Eleno. 

 

- Nie, on żyje. Gwiezdna kula ożywiła go po tym jak opuściliśmy Mroczny Księżyc. 

Dowiedziałam się po tym jak zabrał cię upiór. 
 

Bonnie wydała z siebie mały dźwięk, coś jakby "jupi!", które Elenie skojarzyło się z 

króliczkiem, z czymś miękkim, małym i zaskoczonym. Krew odpłynęła z twarzy Bonnie przez co jej 
zazwyczaj prawie niewidoczne piegi teraz mocno odcinały się od bieli jej policzków. Przyłożyła 
trzęsące się ręce do twarzy patrząc na Elenę wielkimi, ciemnymi oczami. 
 

- Posłuchaj Bonnie,- powiedziała zażarcie Elena- nikt jeszcze o tym nie wie. Nikt poza tobą i 

mną, Bonnie. Damon chciał to zachować w tajemnicy dopóki nie obmyśli właściwej drogi na 
powrót. Więc musimy siedzieć cicho. 
 

Bonnie skinęła głową nadal gapiąc się na Elenę. Kolor wracał na jej policzki i wyglądało 

jakby była złapana między radością, a totalną dezorientacją. 
 

Zaglądając przez jej ramię, Elena zauważyła, że coś leży przy krzewie róży za Bonnie, coś 

nieruchomego i białego. Przebiegł ją dreszcz kiedy pomyślała o ciele Caleba leżącym pod 
pomnikiem na cmentarzu. 
 

- Co to jest?- Zapytała ostro. Wyraz twarzy Bonnie momentalnie przerodził się w 

dezorientację. Elena przeszła obok niej i podeszła do tego czegoś mrużąc oczy od słońca. 
 

Kiedy była już wystarczająco blisko, Elena zobaczyła ze zdziwieniem, że to był Matt. Leżał 

nieruchomo i cicho pod krzewem róż. Na jego klatce piersiowej leżała kupka czarnych płatków. 
Kiedy podeszła jeszcze bliżej, oczy Matta poruszyły sie- wyraźnie widziała jak ruszają się 
energicznie pod powiekami, jak gdyby miał bardzo intensywny sen. Potem otworzyły się i wziął 
chrzęszczący łyk powietrza. Jego blade, niebieskie oczy spojrzały na nią. 
 

- Elena!- Wydyszał. Oparł się na łokciach i spojrzał za nią.- Bonnie! Dzięki Bogu! Jesteście 

całe? Gdzie jesteśmy? 
 

- Upiór nas złapał i przywlókł do Dolnego Świata, używa nas jako pożywienia- powiedziała 

Elena.- Jak ty się czujesz? 
 

- Trochę przestraszony- zażartował Matt słabym głosem. Rozejrzał się dookoła, a potem 

nerwowo oblizał wargi.- Heh, więc to jest Otchłań? Ładniejszy niż to, co sobie wyobrażałem po 
waszych opowieściach. Czy niebo nie powinno być czerwone? I gdzie są wszystkie demony i 

background image

 

134 

 

wampiry?- Spojrzał tępo na Bonnie i Elenę.- Ej, czy mówiłyście prawdę o tym wszystkim, co się 
wam tutaj przydarzyło? Bo to miejsce wydaje się całkiem ładne jak na piekielny wymiar. Te róże i w 
ogóle. 
 

Elena popatrzyła na niego. Możliwe, że już za dużo dziwnych rzeczy nam się przydarzyło. 

 

Ale potem zauważyła cień paniki w twarzy Matta. Nie był naturalnie zblazowany wszystkim 

co się teraz działo- starał się być odważny, chciał podnieść je na duchu w tym najnowszym 
zagrożeniu. 
 

- Coż, chciałyśmy zrobić na tobie wrażenie- zażartowała z drżącym uśmiechem, a potem od 

razu przeszła do rzeczy.- Co się działo kiedy byłeś w domu?- Zapytała go. 
 

- Emm- powiedział Matt- Stefan i Meredith przesłuchiwali Caleba. Chcieli dowiedzieć się jak 

przywołał upiora. 
 

- Caleb nie jest odpowiedzialny za upiora- powiedziała stanowczo Elena.- Zabrał się z nami 

do domu kiedy byliśmy tu wcześniej. Musimy natychmiast dostać się do domu żeby powiedzieć im, 
że mają do czynienia z jednym z Pierwszych upiorów. Będzie o wiele trudniej się go pozbyć niż 
normalnego upiora. 
 

Matt spojrzał na Bonnie pytająco.- Skąd ona to wie? 

 

- Cóż- powiedziała Bonnie z nutką radości- jej reakcja na plotki,- najwyraźniej Damon jej 

powiedział. On żyje i widziała go! 
 

To by było na tyle jeżeli chodzi o dochowanie sekretu Damona, Bonnie, pomyślała Elena 

przewracając oczami. Ale w sumie, tak naprawdę nie miało to znaczenia ze Matt wiedział. Nie był 
tym, przed którym Damon chciał to utrzymać w sekrecie i i tak nie będzie w stanie powiedzieć o 
tym Stefanowi w najbliższym czasie. 
 

Elena przestała słuchać wynurzeń Matta na temat wyjaśnienia Bonnie i zaczęła rozglądać 

się po terenie wokół nich. Światło słońca. Krzewy róż. Krzewy róż. Światło słońca. Trawa. Czyste, 
niebieskie niebo. W każdym kierunku to samo. Gdziekolwiek spojrzała, idealne aksamitne, czarne 
kwiaty spoglądające w słońce. Krzewy były identyczne, ta sama liczba kwiatów, ten sam kształt. 
Były oddalone od siebie w jednakowej odległości. Nawet źdźbła trawy rosły do jednej wysokości. 
Słońce nie poruszyło się odkąd tu przybyli.  
 

Wydawało się, że powinno tu być przyjemnie i relaksująco, ale po kilku chwilach ta 

jednostajność zaczynała być denerwująca. 
 

- Tam była brama- powiedziała Mattowi i Bonnie.- Kiedy patrzyliśmy na to pole  Budynku 

Siedmiu Skarbów. Była droga stamtąd, więc musi być też droga w drugą stronę. Musimy ją tylko 
znaleźć. 
 

Zaczęli się podnosić na nogi kiedy bez żadnego ostrzeżenia, ostry ciągnący ból uderzył 

ponownie. Elena złapała się za brzuch. Bonnie straciła równowagę i upadła z powrotem do pozycji 
siedzącej z zaciśniętymi oczami. 
 

Matt zakrztusił się i wydyszał.- Co to jest? 

 

Elena czekała z odpowiedzią aż ból zniknie. Trzęsły jej się kolana. Było jej słabo i niedobrze.- 

Kolejny powód, dla którego musimy się stąd wynieść- powiedziała.- Upiór używa nas by zwiększyć 
swoją moc. Myślę, że musimy tu być żeby mógł to robić. I jeśli szybko nie znajdziemy bramy, 
możemy być za słabi by dotrzeć do domu. 
 

Rozejrzała się po raz kolejny. Każdy różany krzew otoczony był przez okrągłą rabatkę z 

gliny. Pomiędzy tymi okręgami, trawa była aksamitnie gładka niczym trawnik przy angielskiej willi 
albo na bardzo dobrym polu golfowym. 
 

- Ok- powiedziała Elena biorąc głęboki, uspokajający oddech.- Rozdzielmy się i 

porozglądajmy. Staniemy o trzy metry od siebie i przejdziemy od jednego końca tego ogrodu do 
drugiego, badając. Rozglądajcie się ostrożnie- cokolwiek będzie się chociaż trochę różniło od reszty 
pola, może być wskazówką, która podpowie nam jak się stąd wydostać. 

background image

 

135 

 

 

- Będziemy przeszukiwać całe pole?- Zapytała Bonnie z przerażeniem.- Jest ogromne. 

 

- Podzielimy je sobie na części- powiedziała zachęcająco Elena. 

 

Zaczęli iść w ustalonej wcześniej linii, obserwując wszystko w przód i w tył, od góry do dołu. 

Na początku byli tak skoncentrowani, że panowała zupełna cisza. Nie było śladu bramy. Z każdym 
krokiem odkrywali, że nic w polu się nie zmienia. Niekończące się rzędy identycznych krzewów 
porozciąganych w każdym kierunku, porozstawianych metr od siebie. Między rzędami było 
wystarczająco dużo miejsca by jedna osoba mogła przejść. 
 

Wieczne południowe słońce świeciło na ich głowy i Elena starła pot ze swojego czoła. 

Zapach róż wisiał ciężko w powietrzu: na początku Elenie wydawał się przyjemny, ale teraz był już 
mdlący niczym za słodki perfum. Idealne źdźbła trawy uginały się pod jej stopami żeby za chwilę 
unieść się ponownie nienaruszone, jak gdyby nigdy nie przechodziła po nich. 
 

- Szkoda, że nie ma wiatru- narzekała Bonnie.- Ale myślę, że tu nigdy nie wieje. 

 

- To pole musi się w końcu gdzieś kończyć- powiedziała desperacko Elena.- Nie może 

się wiecznie ciągnąć.- Niestety poczuła w żołądku silne skurcze, które sugerowały, że może mogło 
się ciągnąć wiecznie. W końcu to nie był jej świat. Tutaj panowały inne zasady. 
 

- Więc gdzie jest teraz Damon?- Zapytała nagle Bonnie. Nie patrzyła na Elenę. Utrzymywała 

ten sam równy odstęp, tą samą ostrożność i spojrzenie. Ale w jej głosie słychać był cień napięcia i 
Elena przerwała swoje poszukiwania i spojrzała na nią szybko. 
 

Jedyna odpowiedź jakiej mogła udzielić Bonnie, uderzyła ją tak, że aż stanęła w miejscu.- 

Właśnie!- Powiedziała.- Bonnie, Matt, myślę, że Damon może być tutaj. Albo nie tutaj, nie w 
ogrodzie róż, ale gdzieś w Dolnym Świecie, w Mrocznym Wymiarze.- Spojrzeli na nią nie wiedząc o 
co chodzi. 
 

- Damon chciał spróbować dostać się tutaj żeby znaleźć upiora- wyjaśniła Elena.- Myślał, że 

upiór podążył za nami do domu kiedy wróciliśmy do swojego świata. Więc pewnie właśnie tutaj 
zaczął szukać jego fizycznej postaci. Kiedy go ostatnio widziałam, powiedział mi, że myśli iż lepiej 
będzie mu walczyć tutaj, z miejsca pochodzenia upiora. Jeśli jest tutaj, może pomoże nam wrócić 
do Fell's Church. 
 

Damon, proszę bądź gdzieś tutaj. Proszę, pomóż nam, błagała cicho. 

 

Właśnie wtedy coś przyciągnęło jej wzrok. Przed nimi, pomiędzy dwoma identycznymi 

krzakami róż, było delikatne zniekształcenie. Wyglądało jak przebłysk gorąca, które czasami unosi 
się nad autostradami w najbardziej duszne dni lata. Jakby promienie słońca odbijały się od asfaltu. 
 

Tutaj nie było asfaltu, który mógł odbijać  ten sposób ukrop słońca. Ale coś musi 

powodować ten błysk. 
 

Chyba, że tylko sobie to wymyśliła. Czy jej oczy płatały figle pokazując jej fatamorganę 

pomiędzy krzewami? 
 

- Widzicie to?- Zapytała pozostałych.- Tam, trochę na prawo? 

 

Zatrzymali się i wpatrywali ostrożnie. 

 

- Może?- Powiedziała z wahaniem Bonnie. 

 

- Myślę, że tak- powiedział Matt.- Jak unoszące się gorące powietrze, prawda? 

 

- Prawda- powiedziała Elena. Zmarszczyła czoło szacując odległość. Może cztery i pół 

metra.- Powinniśmy tam pobiec- powiedziała- na wypadek gdybyśmy mieli problem przedarciem 
się. Może tam być jakaś bariera, którą trzeba przerwać by się wydostać. Myślę, że wahanie się w 
niczym nam nie pomoże. 
 

- Chwyćmy się za ręce- zasugerowała Bonnie nerwowo.- Nie chcę was zgubić. 

 

Elena nie spuszczała wzroku z tego błysku w powietrzu. Gdyby go zgubiła, nigdy go nie 

odnajdzie, nie przy tej jednakowości. Jeśli się odwrócą, nie będą w stanie powiedzieć już gdzie się 
znajduje. 

background image

 

136 

 

 

Chwycili się za ręce wpatrując w małe zniekształcenie, które mogło być bramą. Bonnie była 

w środku i mocno chwyciła lewą rękę Eleny swoimi chudymi, ciepłymi palcami. 
 

- Raz, dwa, trzy, już- powiedziała Bonnie i zaczęli biec. Potykali się na trawie, wirowali 

między krzewami róż. Przestrzeń między krzewami ledwo starczała na trzy osoby biegnące ramię w 
ramię i włosy Eleny wplątały się naszpikowaną kolcami gałąź. Nie mogła puścić Bonnie i nie mogła 
się zatrzymać, więc oderwała głowę i biegła dalej mimo bólu, przez który zbierało jej się na płacz. 
Zostawiła kołtun włosów na krzaku za nimi. 
 

W końcu znaleźli się przy przebłysku między krzakami. Z bliska był nawet trudniej go 

dostrzec. Elena miałaby wątpliwości, że są we właściwym miejscu gdyby nie różnica w 
temperaturze. Z daleka mogło to wyglądać na przebłysk upału, ale naprawdę było tak zimne jak 
górska rzeka, mimo słońca nad nimi. 
 

- Nie zatrzymujcie się!- Krzyknęła Elena. I wbiegli w chłód. 

 

W jednej chwili wszystko stało się czarne, jak gdyby ktoś wyłączył słońce. 

 

Elena poczuła, że spada i mocniej chwyciła rękę Bonnie. 

 

Damon! Zapłakała cicho. Pomóż mi!