01 Mary Lynn Baxter Pewnego lata w Lufkin

background image

MARY LYNN BAXTER

Pewnego lata w Lufkin

Boot Scootin

Tłumaczył: Michał Wroczyński

background image

Rozdział pierwszy

Kelly Warren popatrzyła na leżącą przed nią kartkę papieru i zmarszczyła

brwi. Po chwili zgniotła ją w kulkę i cisnęła w stronę kosza na śmieci.

– Dwa punkty – mruknęła z gorzkim uśmiechem, gdy kulka wpadła

prościutko do kosza.

Podniosła się z krzesła i rozciągnęła nieco zdrętwiałe mięśnie. Uśmiech z

jej twarzy zniknął. Dzień nie zaczął się najlepiej. Była dopiero dziewiąta rano, a
ona zdążyła już pokreślić i podrzeć kilka projektów. Może w ogóle nie trzeba
było zaczynać dziś pracy, zwłaszcza że obchodziła właśnie dwudzieste siódme
urodziny? Może po prostu powinna zamknąć sklep na cztery spusty, wrócić do
babci i spędzić dzień na robieniu czegoś cudownie nieodpowiedzialnego?

Kelly zmarszczyła czoło i przez chwilę rozważała ten pomysł. Nie,

przecież właśnie teraz zajmowała się czymś cudownie nieodpowiedzialnym;
robiła dokładnie to, co zawsze chciała robić, a nie to, czego chciał jej ojciec. Jej
marzenia spełniły się i od niedawna prowadziła własny interes: niewielki sklepik
z artykułami papierniczymi i upominkami, który nazwała „Pierwsza klasa”. Od
pewnego też czasu projektowała artystyczne pocztówki. Gdyby udało się
zainteresować nimi którąś z dużych firm zajmujących się dystrybucją kart
pocztowych – to właśnie projektowanie miało stać się w przyszłości głównym
zajęciem Kelly.

Zanim przeprowadziła się do domu babci w Lufkin, sennym miasteczku

we wschodnim Teksasie, Kelly mieszkała w Houston z apodyktycznym ojcem.
Przez pięć lat, jakie minęły od chwili ukończenia przez nią uniwersytetu, była
posłuszna mu we wszystkim, a zajmowała się głównie prowadzeniem domu. W
końcu miała już serdecznie dość Simona Warrena, jednego z magnatów w
branży spożywczej, i jego kaprysów właściwych ludziom, którzy mają nadmiar
bogactwa. Zrezygnowała z blasku dostatniego życia w wielkim mieście i
wybrała skromne, senne Lufkin.

Często dumała nad tym, jak ułożyłby się jej los, gdyby matka nie zmarła

wkrótce po porodzie. Zapewne wszystko potoczyłoby się inaczej. Ojciec miałby
więcej wsparcia ze strony żony i nie wyręczałby się nieustannie córką.

Prowadzenie domu i wystawnego życia męczyło ją. Te nie kończące się

przyjęcia, partie brydża, tabuny „przyjaciół” nudnych jak flaki z olejem...
Jedyną czynnością, która dawała jej pewną satysfakcję była dobroczynność, lecz
i ona nie była w stanie wzbudzić w sercu Kelly zapału i entuzjazmu.

Po śmierci bliskiej przyjaciółki i po zawale serca, jaki przeszła jej

ukochana babcia, Kelly uświadomiła sobie, jak kruche i drogocenne jest życie.
A ona tak beztrosko je marnowała! Kiedy więc Simon wspomniał, że zamierza
umieścić babcię w domu opieki, odparła mu, że wyjedzie z Houston, osiądzie w

background image

Lufkin i sama zajmie się Claire.

Pół roku po przeprowadzce Kelly, która po matce odziedziczyła zdolności

artystyczne, postanowiła otworzyć sklep. W podjęciu tej niełatwej decyzji
niezwykle pomogła jej babcia.

– Czyś ty rozum straciła? – zapytał Simon, gdy córka wyjawiła mu swe

plany.

– Nie, tato – odparła spokojnie. – Przeciwnie. Zamierzam po prostu zająć

się tym, co mnie interesuje, a nie tym, co ty uważasz dla mnie za dobre.

Niebieskie oczy Simona, takie same jak jego córki, rozbłysły.
– No cóż, powiem ci otwarcie. Nic z tego nie wyjdzie.
– Dlaczego? – zapytała ostro Kelly.
– Dlatego, że nie masz za grosz samodyscypliny. Od czasu ukończenia

szkoły nie możesz jakoś zabrać się za nic poważnego.

– A czyja to wina? – spytała gniewnie.
– Dobrze już, dobrze – uspokoił ją. – Skoro chcesz, zacznij to swoje

wariactwo. Zobaczysz, że szybko ci wywietrzeje z głowy. Ale kiedy ci się nie
powiedzie i galopem wrócisz do domu, nie mów, że cię nie ostrzegałem.

Słowa te tylko rozjuszyły Kelly i podrażniły jej ambicję. Jeśli w

przyszłości ktoś będzie musiał przyznać komuś słuszność, to ojciec jej, nigdy
odwrotnie. Żeby udowodnić mu, że to nie on miał rację, była gotowa błagać na
kolanach wszystkich bliższych i dalszych znajomych, żeby przyjeżdżali do
Lufkin i robili zakupy w jej sklepie. Musiała jednak z satysfakcją przyznać, że
nie było potrzeby chwytania się aż tak drastycznych środków. Jej sklep
funkcjonował zaledwie od dwóch tygodni i już cieszył się sporym
zainteresowaniem klientów.

Nie znaczyło to wcale, że zarabiała masę pieniędzy. Na razie w jej sklepie

wiele osób pojawiało się tylko po to, żeby się rozejrzeć. Prawie wszystkie
obiecywały jednak, że jeszcze wrócą. Kelly modliła się o to w duchu. Nie tyle
przy tym chodziło jej o pieniądze, co o sprawdzenie się, potwierdzenie, że
podjęła słuszną decyzję i że uda jej się zrealizować własne marzenia. Kwestia
finansowa mogła zejść na dalszy plan. Wkrótce po jej urodzeniu bowiem, babcia
Claire utworzyła w banku fundusz dla Kelly i gdy wnuczka ukończyła
dwadzieścia pięć lat, wszystkie pieniądze przeszły na jej własność.

Zresztą, dla Kelly zawsze bardziej niż pieniądze liczyła się niezależność i

satysfakcja z wykonywanej pracy.

Przerwała te rozmyślania i zerknęła na zegarek. Za pół godziny, równo o

dziewiątej trzydzieści, otworzy sklep. Zeszła z poddasza, gdzie od siódmej rano
próbowała wymyślić pocztówkę, jakiej jeszcze nie było, do mieszczącej się na
parterze kuchni i nastawiła wodę na kawę. Po kilku minutach, trzymając już w
dłoniach parujący kubek, przeszła do głównego pomieszczenia, w którym
znajdował się sklep.

background image

Przystanęła w progu, by spojrzeć na swe dzieło. Próbowała patrzeć na

wszystko oczyma klientów. Jednego była pewna – jej sklep całkowicie różnił się
od innych.

Mieścił się w starym ceglanym budynku, który Kelly chwilowo

wynajmowała, lecz w przyszłości zamierzała wykupić. Budynek stał w centrum
miasteczka, co zapewniało doskonałą lokalizację, oraz miał w sobie wiele
uroku, na czym Kelly zależało najbardziej. Poza kuchnią dla klientów
przeznaczony był cały parter. Mogli w nim kupić artykuły piśmiennicze, kartki
pocztowe, zaprojektowane, namalowane i wydrukowane przez Kelly, oraz całą
masę innych „śliczności”: koszyczki, saszetki w kształcie serduszek,
najprzeróżniejszej wielkości i kształtu ramki do zdjęć i obrazków, stroiki,
bukieciki, dzbanuszki, świece i różnych rodzajów potpourri.

Poddasze Kelly przerobiła na pracownię. W dachu zainstalowała

olbrzymie okno, które zapewniało odpowiednią ilość światła do pracy. To tu
właśnie powstawały jej oryginalne pocztówki.

Teraz więc, przed kolejnym dniem pracy, Kelly spoglądała z dumą na swe

dzieło. Nie wyrobiła sobie jeszcze w mieście marki, ale wszystko było przed
nią. Minęły dopiero dwa tygodnie. Zresztą raczej by umarła, niż miała
zrezygnować. Po ojcu i babci odziedziczyła nieprawdopodobny wręcz upór.

Odstawiła kubek, usiadła za kasą i otworzyła szufladkę z pieniędzmi.

Chwilę później usłyszała dźwięk dzwonka zawieszonego nad drzwiami
wejściowymi. Uniosła głowę i spojrzała w uśmiechniętą twarz klienta.

Wiele godzin później Kelly masowała zdrętwiały kark. Ależ była

zmęczona! Po całym dniu obsługiwania klientów to jednak miłe zmęczenie,
pomyślała, spoglądając na zegar, którego wskazówki wskazywały siedemnastą.
Za pół godziny zamknie sklep, pojedzie do domu i resztę dnia swoich urodzin
spędzi z babcią.

Nieoczekiwanie znów zabrzmiał zawieszony nad wejściem dzwonek.

Kiedy odwróciła się w stronę drzwi, ze zdumienia szeroko otworzyła usta.

Widząc zaskoczenie na jej twarzy, klient, wysoki mężczyzna, uśmiechnął

się i powiedział:

– Zamknij buzię, bo złapiesz zarazki.
– Charles! Co tutaj robisz? – zapytała Kelly, nie przestając gapić się na

Charlesa Liptona, znajomego prawnika, z którym spotykała się dość często,
zanim nie wyprowadziła się z Houston.

– To chyba oczywiste.
Rozpiął marynarkę drogiego garnituru i usiadł przy końcu lady na krześle

przeznaczonym dla klientów, którzy zamierzali zabawić w sklepie trochę dłużej.

– Co jest takie oczywiste?
– Ej, Kelly – Charles uniósł brew – przecież dzisiaj są twoje urodziny!

background image

Pomyślałem, że zechcesz je uczcić. Może wybierzemy się gdzieś do miasta?

Kelly przesłała mu uprzejmy uśmiech. Żywiła wobec Charlesa mieszane

uczucia. Mówiąc zaś ściślej – niezbyt przyjazne. Robiła jednak wszystko, by nie
dać po sobie tego poznać. Charles Lipton podobał się jej ojcu. Był człowiekiem,
jakiego Simon życzyłby sobie na zięcia: trzeźwo myślący, solidny, z głową do
interesów, potomek jednej z najbogatszych rodzin w Houston, spadkobierca
sieci hoteli. Wszystkie te cechy nudziły Kelly śmiertelnie. Jedynie w samym
wyglądzie Charlesa nie było nic nudnego.

Mimo że liczył tylko metr siedemdziesiąt wzrostu, był przystojny niczym

gwiazdor filmowy. Miał gęste jasno-kasztanowe włosy i zielone oczy, główną
zaś atrakcję stanowił jego uśmiech. Wydawało się, że Charles Lipton doskonale
wie, kiedy rozjaśnić nim twarz, prezentując przy tym imponujący garnitur
olśniewająco białych zębów.

Plusy te nie potrafiły wszakże zmienić opinii Kelly, że Charles Lipton jest

typem człowieka, który ma przekonanie, iż na wszystkim zna się najlepiej, i
właśnie przez to jest niezwykle irytujący.

– No, to jak będzie? – zapytał z naciskiem.
– Cóż, skoro jechałeś dwie i pół godziny tylko po to, żeby mnie zobaczyć,

jak mogłabym odmówić?

Charles wstał jak na komendę, a jego twarz znów rozpromienił ów słynny

olśniewający uśmiech.

– Nie mogłabyś – przyznał.
Dopiero po kilkunastu minutach, gdy znaleźli się już na podjeździe

prowadzącym do domu babci i mieli wysiadać z samochodu, Kelly uświadomiła
sobie, że Charles ani słowem nie skomentował jej sklepu – nie pochwalił, nie
zganił, nie wygłosił na jego temat jakiejkolwiek uwagi.

Zmartwiło ją to, ale tylko na chwilę. Jakie znaczenie ma opinia takiego

sztywniaka?

– Czeka was uroczy wieczór.
Kelly uśmiechnęła się do Claire, nachyliła i pocałowała w policzek;

babcia miała skórę cienką jak pergamin.

– Tak – odparła. – Martwię się tylko, że zostawiamy cię tu samą. –

Zrobiła smutną minę, a Charles poważnie pokiwał głową.

– Zupełnie niepotrzebnie – odrzekła Claire. – Przecież dzisiaj są twoje

urodziny. No, idźcie już. Zresztą za chwilę w telewizji zaczyna się mój ulubiony
program.

Kilka minut później Kelly i Charles znaleźli się znów przed domem. Był

lipiec i, mimo że dochodziła dwudziesta, słońce przygrzewało jeszcze mocno.
Charles otworzył drzwi swego lincolna i wpuścił do środka Kelly.

Kiedy zajął miejsce za kierownicą i uruchomił silnik, odwrócił się w jej

background image

stronę i zapytał:

– Dokąd?
– Do „Boot Scootin”.
– Słucham? – Charles zamrugał oczyma.
– „Boot Scootin”.
– Jeśli to miejsce, o jakim myślę, wybij to sobie z głowy. Chciałem cię

zabrać na kolację do jakiegoś wytwornego lokalu.

– A to, z kolei, ty możesz wybić sobie z głowy. Nie zapominaj, że to moje

urodziny.

Charles zacisnął dłonie na kierownicy i cicho zaklął.
– W porządku. Co to za lokal?
– Klub taneczny z muzyką country-and-western.
– I wypożyczalnią rewolwerów przy wejściu – dodał złośliwie. – O ile

naturalnie nie posiadasz własnego.

– Bardzo śmieszne.
– Uwierz mi, naprawdę chcę cię zabrać do dobrej restauracji.
– A ty posłuchaj, jeśli nie chcesz jechać ze mną, powiedz. Pojadę sama.
– Jasne, jestem bardziej niż pewien, że dokładnie tak byś zrobiła.
– Na twoim miejscu nie byłabym tak uparta – ostrzegła Kelly. Korciło ją,

by oświadczyć Charlesowi, że na ten wieczór miała już inne plany.

– No dobrze. Niech ci będzie. Najpierw wpadniemy gdzieś, żeby coś

przekąsić, a potem – do „Boot Scootin”.

– Poza tym że uwielbiam tańczyć, istnieje inna jeszcze przyczyna, dla

której chcę pojechać właśnie tam.

Popatrzył na nią z rozpaczą.
– Mówisz poważnie?
– Pracuję właśnie nad westernowymi pocztówkami, wiesz, takie z

motywami z Dzikiego Zachodu... Wiem, że jest na nie ogromny popyt, a nikt
jeszcze się tym nie zajął.

Charles wyprowadził samochód na ulicę.
– Skoro tak mówisz...
Niebawem siedzieli już przy stoliku w klubie „Boot Scootin”, a salę

wypełniały dźwięki najnowszego przeboju country. Czekając na zamówione
drinki, Kelly rozglądała się wokół z rosnącym zainteresowaniem. Przytupywała
nogą w rytm muzyki i ogarniała ją coraz większa ochota do tańca. Napominała
się jednak w duchu, że przede wszystkim musi dokładnie rozejrzeć się po
lokalu, ostatnio najmodniejszym w miasteczku. Jej uwagę zwracał rozległy
owalny parkiet taneczny pośrodku, a przede wszystkim rustykalne dekoracje:
stare sprzęty, koła, elementy strojów i uprzęży. Starała się zapamiętać wszystko
jak najdokładniej.

– No i co o tym myślisz? – zapytał Charles, kiedy kelnerka przyniosła im

background image

napoje.

– Jest lepiej, niż się spodziewałam.
Charles pociągnął ze szklanki tęgi łyk whisky z samym tylko lodem.
– Cieszę się, że ci się tu podoba.
Ledwo skrywany sarkazm w jego głosie nie uszedł uwagi Kelly. Miała

ochotę udusić tego faceta! Zachowując jednak pozorny spokój, upiła tylko łyk
wody mineralnej i wróciła do obserwowania sali.

– Przy barze stoi jakiś typek, który bez przerwy na ciebie patrzy.
Kelly nie spojrzała nawet w tamtym kierunku.
– I co z tego? W takich miejscach to rzecz całkiem normalna.
– I dlatego właśnie nie chciałem tu przychodzić – odburknął Charles.
Kelly uniosła brwi.
– Proszę, proszę, co ja widzę. Humorek coraz gorszy.
– Poklepała Liptona po dłoni. – Daj spokój, dobrze? Chcę tańczyć.
– A jeśli ja nie chcę? – zapytał, wyraźnie rozdrażniony.
– To możesz wrócić – odparła słodziutkim głosem.
– Nie będziesz się nudził.
Charles uśmiechnął się krzywo i gwałtownie wstał.
– Zgoda, wygrałaś – powiedział, biorąc Kelly za rękę.
– Chodźmy na parkiet.
W chwilę później znaleźli się na środku sali, a Kelly zaczęła

prowokacyjnie kołysać w tańcu biodrami.

background image

Rozdział drugi

Tucker Garrett stał oparty o najbliższy kręgu tanecznego róg baru.

Sprawiał wrażenie, jakby otaczający świat w ogóle go nie interesował. Każdy
jednak, kto znał choć trochę Tuckera, wiedział, że jest zupełnie odwrotnie. Pod
maską niemrawego, staromodnego poczciwca krył się pełen energii, przekory i
fantazji mężczyzna.

Teraz było podobnie. Tucker zachowywał wprawdzie kamienną twarz,

lecz gdy obserwował tańczącą na parkiecie blondynkę, czuł, że rozpiera go
energia, że rośnie w nim napięcie, jakiego nie doświadczył od dawna. O ile w
ogóle kiedykolwiek w swoim życiu odczuwał podobne napięcie!

Do licha, była śliczna! Delikatne rysy, modnie obcięte, krótkie jasne

włosy. Nie widział jej oczu, lecz mógłby się założyć o wszystko, że są równie
piękne jak buzia... Ale to jej ciało o szczupłych biodrach i nie kończących się
nogach, poruszające się idealnie w rytm dynamicznej muzyki sprawiało, że
Tuckerowi gwałtownie rosło ciśnienie krwi. Żeby uspokoić rozbudzone zmysły,
zaklął pod nosem i głęboko odetchnął. Niewiele to pomogło. W miarę jak tempo
muzyki rosło, dziewczyna coraz szybciej poruszała biodrami, a jemu ciśnienie
rosło jeszcze bardziej.

Tucker Garrett miał trzydzieści pięć lat, ale nie widział jeszcze w życiu

kobiecych bioder, które by w tak doskonały sposób wypełniały nienagannie
skrojone dżinsy. No i naturalnie nie mógł przeoczyć jej piersi. Były krągłe i
sterczały przepysznie pod pomarańczową jedwabną bluzką.

Nad górną wargą mężczyzny pojawiły się kropelki potu. Ponownie zaklął.

Do licha, zachowywał się jak jeleń podczas rui. A wszystko to na sam tylko
widok kobiety. Co by się z nim stało, gdyby jej dotknął!

Odwrócił wzrok, widząc, że powolnym, niezdarnym krokiem zbliża się

do niego James Arnold, nazywany ze względu na gburowatą i burkliwą naturę
Ponurakiem. W pierwszej chwili Tucker był zły na niego, że przerwał mu
szalone myśli i chciał go zdrowo ochrzanić. Spojrzał jednak na drewnianą nogę
Ponuraka i tylko się uśmiechnął.

– Co cię tak bawi? – zapytał James-Ponurak.
– Nic.
– Przyszło sporo ludzi, prawda?
– Najlepsze jeszcze przed nami – wymamrotał Tucker, ponownie

wlepiając wzrok w poruszającą się kusząco na parkiecie kobietę.

Ponurak powędrował za jego spojrzeniem.
– Hmm, teraz rozumiem.
Tucker odwrócił głowę i popatrzył na niego zwężonymi oczyma.
– Co rozumiesz, stary rozpustniku?

background image

– Jak to co? Znamy się jak łyse konie – odciął się Ponurak.
– Idź do diabła! – machnął ręką Tucker, a Ponurak roześmiał się,

pokazując zęby, niegdyś białe, teraz brązowe od palonych przez lata papierosów
i żutego tytoniu. – W porządku, też jestem starym rozpustnikiem – przyznał po
chwili Tucker.

– I nic w tym złego, synu.
Tucker nie odpowiedział. Myślał o tym, że miał w życiu wiele szczęścia,

iż trafił na Ponuraka, swego przyjaciela i pracownika. Bez niego nie poradziłby
sobie z prowadzeniem klubu. Ponurak pracował tu jako barman, pomocnik i
człowiek od wszystkiego. Tucker poznał go przez swego wuja, który nie
wiadomo skąd go wytrzasnął. Do tej chwili był za to wujowi niewymownie
wdzięczny...

– Możesz się na nią gapić tak długo, dopóki nie zaczniesz czegoś

kombinować – stwierdził Ponurak.

– O co ci chodzi? – Tucker przesłał mu groźne spojrzenie.
– Dobrze słyszałeś. Ale jak nie dotarło, mogę powtórzyć.
Tucker parsknął.
– Czy nikt ci jeszcze nie powiedział, że twój zwyczaj wtykania nosa w

cudze sprawy nie wyjdzie ci kiedyś na dobre? – Chwilę milczał. – Wiesz,
powinienem cię wywalić z roboty.

– Jasne, że powinieneś, ale nie wywalisz. Kto ci dopilnuje tej budy i nada

jej wspaniały kształt?

Tucker ponownie parsknął, ale nic nie odpowiedział. Doskonale zdawał

sobie sprawę, że stary dziwak jest niezastąpiony.

– Mówiąc o wspaniałych kształtach... Czy widziałeś już ją tu kiedyś? –

zapytał.

Ponurak nie próbował nawet udawać, że nie rozumie, o co chodzi.
– Nie, nie sądzę.
– A czy widziałeś, bracie, jakąś, która poruszałaby się tak jak ona? –

Tucker pokręcił głową i westchnął ciężko.

– Nie, nie widziałem. Jest inna niż te, co tu zazwyczaj przychodzą.

Dlatego powiedziałem, co powiedziałem.

– Twoim zdaniem wybija się ponad przeciętność i dlatego jest poza

zasięgiem moich możliwości?

– Sam bym tego lepiej nie ujął synu. Choć z drugiej strony nie sądzę,

żeby była lepsza od ciebie. Chodzi o to, że taka kobieta oznacza kłopoty. Ona
złamie ci serce. Do cholery, sam powinieneś wiedzieć o tym najlepiej.

– I wiem. Masz rację. Ale to wcale nie znaczy, że pragnę jej mniej... –

Tucker urwał. – Och, niech to szlag trafi. I tak zapewne ma męża. Tego gościa, z
którym tu przyszła...

– Raczej nie. Szkoda by jej było. A poza tym on nie wygląda na chłopa,

background image

który dałby jej radę.

Tucker znów przesłał Ponurakowi groźne spojrzenie.
– Tak czy siak, to nie nasz interes. Mamy na głowie ważniejsze sprawy.
Ponurak rozejrzał się po sali.
– Rany, masz rację. Robi się tłoczno. Muszę sprawdzić, czy wszyscy się

dobrze bawią.

– Też ruszam do roboty – mruknął Tucker w stronę pleców oddalającego

się przyjaciela.

Nie ruszył się jednak z miejsca i obserwował tylko napływających

tłumnie gości. Na twarzy pojawił mu się uśmiech pełen ulgi i zadowolenia. Nie
ma to jak powodzenie firmy, pomyślał i uśmiech jego stał się jeszcze szerszy.

Gdy jednak uświadomił sobie, że znów spogląda w kierunku obracającej

się na parkiecie pary, spochmurniał. Teraz, w świetle kolorowych świateł,
blondynka o wspaniałych kształtach jeszcze bardziej przykuwała jego uwagę.

Naszła go nagła chęć, by wkroczyć na parkiet, odepchnąć tego frajera i

zająć jego miejsce przy kobiecie. Ale ku swemu większemu jeszcze zdumieniu,
Tucker nie uległ pokusie; wahał się, rozważając wszelkie konsekwencje takiego
rozwiązania sprawy.

Ostatecznie nie pracował już na polach naftowych jako prosty robol,

gdzie brak dobrych manier nie robił żadnej różnicy i nikogo nie raził. Teraz był
człowiekiem interesu, a tu dobre maniery zawsze były w cenie. Niemniej trudno
mu było zapanować nad sobą. Zawsze był człowiekiem porywczym i
zdecydowanym. Wychowany przez nieżyjącego już wuja, przez większą część
życia musiał się sam o siebie troszczyć i niczego nikomu nie zawdzięczał – z
wyjątkiem Ponuraka. Kiedy czegoś zapragnął, jak czołg parł do celu i
przeważnie go osiągał. Inna rzecz, że częstokroć posuwał się za daleko i później
gorzko tego żałował.

Najlepszym przykładem było jego małżeństwo. Za Sheryl Hemple pognał

na złamanie karku, lecz wkrótce po ślubie zaczął tego żałować. Nie minęło zbyt
wiele czasu, a miał już jej serdecznie dosyć, podobnie zresztą jak pracy na
polach naftowych. Kiedy więc nadarzyła się okazja kupna tancbudy w Lufkin,
bez namysłu z niej skorzystał.

Początkowo sądził, że popełnił wielki błąd. Budynek był zniszczony,

zarówno w środku, jak i na zewnątrz. Jednak chęć posiadania własnego klubu w
stylu country-and-western okazała się silniejsza od obaw i Tucker własnymi
rękami zaczął przerabiać paskudną budę w coś, co mogło służyć ludziom jako
miejsce spotkań i zabawy.

Udało się nie najgorzej. Teraz, kiedy spłacił już zaciągniętą w banku

pożyczkę, zamierzał zrealizować drugie marzenie swego życia: na kawałku
ziemi, którą zostawił mu wuj, założyć hodowlę bydła.

W tej chwili jednak wszystkie marzenia zeszły na plan dalszy. Liczyła się

background image

tylko ta blondynka na parkiecie.

– Napijesz się czegoś, szefie? – zapytał Alf, który pracował tu jako

barman.

– Trochę później. Ale dzięki za pamięć.
– Na tym parkiecie musi się dziać coś niezwykłego. Nigdy nie widziałem,

szefie, żebyś tak długo sterczał w jednym miejscu i gapił się na tańczących.

– Pilnuj swego nosa, Alf. Zaczynasz gadać jak Ponurak.
– Jest wystrzałowa, no nie? – wyszczerzył zęby barman.
– Jak cholera! – mruknął Tucker.
Próbował odwrócić twarz w inną stronę, nie patrzeć tam, gdzie z uporem

wracał jego wzrok. Na próżno. Wreszcie zaklął cicho pod nosem i ruszył w
kierunku tańczących.

Kiedy rozległy się pierwsze takty Pretty Woman Roya Orbisona, Tucker

poklepał partnera blondynki po ramieniu.

– Czy mogę? – zapytał.
Para zamarła w bezruchu. Tucker pomyślał, że jeśli facet każe mu teraz

wynosić się do wszystkich diabłów, będzie miał do tego święte prawo, a on
będzie musiał odejść i tylko naje się wstydu. Lecz mężczyzna o przystojnej
twarzy zmierzył go tylko wzrokiem od stóp do głów i powiedział:

– Proszę bardzo.
– Charles! – Kobieta sprawiała wrażenie strwożonej biegiem wypadków.

– Wracaj!

Charles zatrzymał się na chwilę.
– Do licha, mówiłem ci, że jestem zmęczony. Muszę się czegoś napić.
– Charles – szepnęła jeszcze raz za nim, ale pozostała na parkiecie,

patrząc tylko, jak jej partner przepycha się między tańczącymi parami,
zmierzając do stolika.

Tucker popatrzył na jej twarz. Malowało się na niej zmieszanie, a także

oburzenie, zawód i strach.

– Przykro mi – powiedział i zmusił się do uśmiechu.
– Wcale nie jest panu przykro – warknęła, obrzucając go gniewnym

spojrzeniem.

O, jest nie tylko ładna, ale i śmiała, pomyślał z satysfakcją. Z bliska była

jeszcze piękniejsza, niż myślał. Oczy miała niebieskie jak morze i tak wielkie,
że wydawało się, iż utonie w nich, jeśli ośmieli się patrzeć w nie dłużej niż kilka
sekund.

– Ma pani rację – odparł Tucker, a twarz rozjaśnił mu pogodny uśmiech.

– Rzeczywiście nie jest mi wcale przykro. – Nie odpowiadała, więc dodał: –
Proszę pani, ja naprawdę jestem nieszkodliwy.

Nie zareagowała na ten żart. Wpatrywała się w niego jedynie, jakby

chciała powiedzieć, żeby wynosił się do diabła; albo coś jeszcze gorszego.

background image

– A tak swoją drogą, to kim pan właściwie jest? – zapytała w końcu.
– Tucker Garrett – przedstawił się.
– I to właśnie daje panu prawo, by zachowywać się jak kowboj?
– Biorąc pod uwagę, że ten klub należy do mnie, to tak.
Ku jego radości kobieta prawie się uśmiechnęła. Może nie będzie taka

nieprzystępna?

– Jeden taniec, zgoda? – zaproponował.
– Czemu nie? Jest pan wprawdzie bezczelny, ale szkoda byłoby, żeby

zmarnowała się taka ładna piosenka.

– Tak, rzeczywiście byłoby szkoda – odrzekł Tucker i zgodnie zaczęli

kołysać się w rytm muzyki.

Dupek! – pomyślała Kelly ze złością, spoglądając ukradkiem w stronę

Liptona. Ale czy Tucker Garrett nie był większym dupkiem niż Charles? Sama
nie wiedziała, którego z nich miała większą ochotę udusić. Charlesa za to, że
zostawił ją na pastwę tego prostaka, który pożera ją teraz oczami, jakby była
deserem, który może w każdej chwili schrupać, czy samego Tuckera za to, że
tak właśnie na nią spogląda.

Musiała jednak przyznać, że dobrze czuła się z nim na parkiecie. Prostak

czy nie, jego ciało cudownie poruszało się w tańcu. Był pewny, zdecydowany,
silny, doskonale prowadził. Szkoda tylko, że twarz nie przystaje do reszty,
pomyślała. Miał zbyt ostre rysy, żeby nazwać go przystojnym.

Chociaż... Czy to właśnie nie dodawało mu uroku? Do tego wyraziste,

prawie zupełnie czarne oczy i gęste, lekko wzburzone, ciemnokasztanowe włosy
opadające na kołnierzyk sportowej koszuli. Wszystko to sprawiało, że w
mężczyźnie tym było coś intrygującego, a może nawet – co przyznała z pewnym
zakłopotaniem – seksownego.

Zresztą nieważne, i tak jej to nie interesuje. Miała już do czynienia z

ludźmi typu Tuckera Garretta. Określała ich zawsze dwoma słowami: czarujący
i niebezpieczni; piorunująca mieszanka, której lepiej unikać jak ognia.

Dlaczego więc od razu nie kazała mu się wynieść do wszystkich diabłów i

dać jej święty spokój?

– Wspaniale pani tańczy – odezwał się po chwili.
– Pan również – odparła, unikając jego spojrzenia. Znów zapanowało

niezręczne milczenie, a gdy piosenka się skończyła, odsunęli się od siebie.

– Dziękuję – powiedziała Kelly i odwróciła się w stronę stolika.
– Proszę zaczekać.
Sama nie wiedziała, dlaczego się waha. Może sprawił to władczy ton jego

głosu, a może tak naprawdę wcale nie chciała odchodzić? Tak czy inaczej
zatrzymała się i spojrzała w stronę mężczyzny.

Wyciągnął do niej rękę.

background image

– Powiedział pan, że tylko jeden taniec.
– Skłamałem.
Nieoczekiwanie z głośników rozległy się tony lirycznej ballady. Kelly

otworzyła usta, żeby odmówić, ale za – nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, on
już założył ręce na jej szyję i przyciągnął ją blisko do siebie. Przytulił.

– Nie – szepnęła, czując przez ubranie, że jej partner jest straszliwie

podniecony.

On też wiedział, że ona to wie. Oboje jednocześnie zesztywnieli, jakby

poraził ich prąd.

background image

Rozdział trzeci

Umysł Kelly nie rejestrował niczego – ani głębokiego westchnienia

Tuckera, ani migających świateł, ani olbrzymiego ekranu telewizyjnego, ani
innych par. Niczego. Była świadoma jedynie mężczyzny trzymającego ją w
ramionach, tak jakby już nigdy nie zamierzał jej wypuścić.

Przez ułamek sekundy żadne z nich nie było w stanie wykonać ruchu, a

otaczające ich powietrze było niczym naładowane elektrycznością.

Uciekaj, uciekaj, Kelly, gdzie pieprz rośnie! – powtarzała sobie w duchu.

Nadaremno. Nie była w stanie tego uczynić. Czuła się tak, jakby stopy wrosły
jej w ziemię.

Nagle oczy Tuckera zapłonęły dziwnym blaskiem. Mężczyzna rozluźnił

nieco uścisk i zaczął poruszać się łagodnie w takt muzyki. Kelly, jak w transie,
podążyła za jego ruchami.

– Niech się pani rozluźni – szepnął jej do ucha. – Przecież pani nie

ugryzę.

– Nie jestem tego taka pewna – odparła, czując jednocześnie

niewymowną ulgę, że ich ciała nie stykają już się ze sobą.

Trwało to jednak zaledwie kilka sekund. Jeden bliski kontakt wystarczył,

by znowu poczuła, że ma do czynienia z mężczyzną. Rumieniec natychmiast
okrasił jej policzki. Nie, Kelly z całą pewnością nie była pruderyjna, ale, na
Boga, nie miała przecież zwyczaju ocierać się o twardości podnieconych
podrywaczy!

– Czy już ktoś pani mówił, że porusza się pani jak anioł?
Te banalne słowa, wypowiedziane zduszonym głosem, sprawiły, że Kelly

przeszył dreszcz. Nieznajomy zapewne to wyczuł, ponieważ roześmiał się cicho
i mocniej przygarnął ją do siebie. Natychmiast zesztywniała. Co się z nią dzieje?
Gdzie się podział jej opór, silna wola, nadzwyczajna zdolność do zbijania z
tropu przy pomocy kąśliwych uwag?

– Nie... nie takimi słowami – wydukała, pragnąc z całej duszy, żeby obcy

wypuścił ją wreszcie ze swych objęć.

Tucker znów się roześmiał, jego gorący oddech pieścił ucho Kelly. Robiła

wszystko, żeby zachowywać się normalnie, nie dać poznać po sobie, że ogarnęło
ją przerażające i oszałamiające poczucie zniewolenia. Czy ta przeklęta piosenka
nigdy się nie skończy?

Jej pragnienie spełniło się kilkanaście sekund później. Kelly natychmiast

wysunęła się z objęć mężczyzny i cofnęła na bezpieczny dystans. Przez następną
chwilę wpatrywali się sobie w oczy. Później przesłała Tuckerowi wymuszony
uśmiech – Więc... dzięki za taniec.

– Cała przyjemność po mojej stronie – odparł. Powiedział to tak, jakby

background image

był Don Juanem, który kpi sobie ze zmieszania naiwnego dziewczątka. Kelly
zmroziła go wzrokiem, odwróciła się na pięcie i skierowała w stronę stolika. Nie
oglądała się za siebie, ale była pewna, że Tucker stoi bez ruchu w miejscu i
patrzy za nią; czuła na plecach jego wzrok. Niech go piekło pochłonie! Co za
tupet!

– Proszę, proszę, miałaś już dosyć tego... tego... kowboja za trzy grosze?

– przywitał ją Charles przy stoliku. Mówił niewyraźnie, patrzył na nią mętnym
wzrokiem, a na jego czole błyszczały krople potu.

– Upiłeś się – stwierdziła Kelly, nie próbując nawet ukrywać niesmaku.

Już wcześniej widziała, że Charles nie odmawia sobie dzisiaj alkoholu i
powinna była przewidzieć taki rozwój wypadków. Co za wspaniały urodzinowy
wieczór! – pomyślała z goryczą. Najpierw porwał ją do tańca jakiś miejscowy
uwodziciel, potem ona zachowywała się wobec niego jak nastolatka na
pierwszej randce, a teraz facet, z którym tu przyszła, jest pijany i bełkocze bez
sensu.

– Dobra, nie ma sprawy... – Charles wybuchnął niezdrowym śmiechem i

pociągnął kolejny łyk szkockiej. – Po prostu wolisz brodzić w krowim gnoju,
niż spędzać czas ze mną. Rozumiem...

– A kto do tego dopuścił? – odpaliła Kelly, gwałtownie odsunęła krzesło i

usiadła naprzeciwko Charlesa.

– Chyba nie ja, do licha.
– Mam ci przypomnieć, że to właśnie ty pozwoliłeś mu, by ze mną

tańczył?

– No a co! – zaperzył się Charles. – Nie miałem wyboru!
– Trele-morele!
Charles spuścił z tonu. Znów się zasępił.
– Okay, powiedzmy, że miałem już dosyć tańca.
– W to akurat uwierzę. Nigdy nie lubiłeś tańczyć. Upiłeś się, żeby się na

mnie zemścić.

Charles pochylił się w jej stronę. Kelly poczuła ostry odór whisky i z

odrazą cofnęła głowę. Skrzywił się, widząc ten gest i powiedział:

– Nieprawda. Nie cierpię tylko, gdy w mojej obecności jakiś pastuch

obmacuje cię w tańcu.

– Och, proszę! – Kelly wzniosła oczy do nieba.
– Chciałem tylko – bełkotał niezrażony Charles – aby ten wieczór był

szczególny. Żeby to był nasz wieczór...

Kelly westchnęła.
– Nic nie stoi temu na przeszkodzie. Jeśli tylko przestaniesz pić i

zamówisz kawę, wszystko będzie w porządku. – W odpowiedzi Charles
pociągnął ze szklanki kolejny potężny haust. – Więc jak będzie? – zapytała
Kelly. – Ja czy szkocka?

background image

Charles obrzucił ją tajemniczym spojrzeniem.
– Chciałbym mieć taki wybór – powiedział płaczliwie.
– Co takiego? – spytała Kelly, coraz bardziej zirytowana jego

zachowaniem. Był taki infantylny, taki mało męski, upijał się na złość, byle
tylko zwrócić na siebie uwagę. Wolałaby, żeby był bardziej stanowczy, silny,
miał zawsze własne zdanie. No, może nie do tego stopnia jak tamten tancerz,
który próbował ją uwieść, ale...

– Gdybym miał ciebie, w jednej chwili zrezygnowałbym z whisky –

usłyszała słowa Charlesa i spojrzała na niego zdumiona.

– Posłuchaj, Charles... Ja...
– Naprawdę tak myślę, Kelly.
– W tej chwili.
– Zawsze.
– Jak mogę ci wierzyć, skoro jesteś pijany?
– Do licha, wcale nie jestem!
Wzruszyła ramionami. Doszła do wniosku, że traci tylko czas i energię,

sprzeczając się z Charlesem.

– W porządku, nie jesteś – powiedziała.
Upiła łyk napoju gazowanego i zacisnęła usta. Popełniła błąd, upierając

się przy tym właśnie lokalu. Ale nawet jeśli tak się stało, nie miała zamiaru
dopuścić do tego, by wieczór zakończył się kompletnym fiaskiem. Będzie nadal
bacznie obserwować salę, może uda jej się porozmawiać z właścicielem... Nie,
to w ogóle nie wchodziło w grę! Przecież właściciel to ten...

Kelly poczuła, że znów oblewa się rumieńcem.
– Czy wyjdziesz za mnie?
– Słucham? – zapytała z roztargnieniem.
– Cholera jasna, pytam, czy za mnie wyjdziesz. Spojrzała na Charlesa

szeroko otwartymi ze zdumienia oczami. Kiedy wreszcie odzyskała mowę,
powiedziała:

– To jakiś żart, prawda?
Mężczyzna zbladł, wykrzywił z goryczą usta.
– Żaden żart, ale sądząc po twojej reakcji, na jedno wychodzi. – Kelly

milczała, była kompletnie zaskoczona propozycją Liptona. Tymczasem on
zaczął wykładać argumenty. – Myślę, że tworzymy dobrą parę. Pochodzimy z
podobnych środowisk, mamy wspólnych znajomych, lubimy...

– Zaczekaj, zaczekaj chwilę – przerwała szybko Kelly. – Twoja

propozycja padła tak nieoczekiwanie... Czy naprawdę mówisz poważnie?

– Jeszcze nigdy w życiu nie byłem bardziej poważny. Sięgnął do kieszeni

marynarki, wyciągnął atłasowe pudełeczko i podał je Kelly na wyciągniętej
dłoni. Kiedy zawahała się, powiedział:

– Bierz. Jest twój... jeśli zechcesz, oczywiście. – Kelly wpatrywała się

background image

chwilę w pudełko. – No, bierz – nalegał Charles.

Wzięła prezent w dłonie i ostrożnie uniosła wieczko. Na widok

ogromnego, cudownie oprawionego brylantu wstrzymała oddech. Po chwili
gwałtownie zatrzasnęła pudełeczko.

– Nie podoba ci się – stwierdził cicho Charles. Kelly poruszył zarówno

ból jak i gniew, brzmiące w jego głosie. Czy jednak mogła go pocieszyć?

– Wręcz przeciwnie, bardzo mi się podoba. Jest cudowny, ale...
– Ale go nie chcesz – dokończył za nią Charles.
– Zgadza się, nie chcę – odrzekła Kelly, bo cóż innego miała

odpowiedzieć.

Wyciągnął rękę i gwałtownie odebrał jej pudełko.
– Któregoś dnia dostaniesz to, o co się dopraszasz. I mam tylko nadzieję,

że będę w pobliżu, żeby to zobaczyć.

– Posłuchaj, Charles. Jesteś dobrym przyjacielem i przyzwoitym

człowiekiem – skłamała. – Ale tak się składa, że ciebie nie kocham, i nie sądzę,
żebyś ty mnie kochał.

– Nawet nie wiesz, co czuję – odwarknął.
– Może nie. Ale czy zastanowiłeś się choć przez chwilę, że teraz

mieszkam w Lufkin i prowadzę własną firmę?

– I co z tego? Możesz przenieść sklep do Houston. Przede wszystkim

nigdy nie powinnaś stamtąd wyjeżdżać.

– A co z babcią?
– To problem twego ojca, nie twój. Kelly spojrzała na niego z pogardą.
– Mylisz się, mój drogi – odrzekła głosem zimnym jak lód. – Opieka nad

babcią to moja powinność. I nie robię tego z przymusu, sama chcę. Tak będzie
zawsze.

Charles wzruszył ramionami.
– A zatem twoja odpowiedź brzmi: „dziękuję, nie skorzystam”?
– Właśnie tak – odparła, siląc się na uprzejmość.
– No i co teraz zrobimy? – zapytał, spoglądając Kelly w oczy.
– Nie wiem. Zostaniemy przyjaciółmi?
– Przyjaciółmi?
– Może.
Charles dopił whisky, z trzaskiem odstawił szklankę na stolik i skinął na

kelnerkę.

– A jeśli ja nie chcę być twoim przyjacielem? – zapytał podniesionym

głosem. Kelly nie zdążyła odpowiedzieć, ponieważ przy stoliku pojawiła się
kelnerka. – Jeszcze jedną whisky! Podwójną! – powiedział, nawet na nią nie
patrząc.

– Charles, daj spokój. Chodźmy już – poprosiła Kelly, kiedy zostali sami.
– Nigdzie nie pójdziemy! – wykrzyknął. – Sama chciałaś tu przyjść. Masz

background image

mi potem mówić, że popsułem ci zabawę? O, nie!

– Charles, proszę...
Urwała w połowie zdania. Ktoś dotknął jej ramienia.
– Pozwoli pani?
Odwróciła się gwałtownie i ujrzała nieznajomego młodzieńca. Przez

chwilę myślała, że to... Nie, to nie Tucker. Odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się
do mężczyzny, który prosił ją do tańca.

– Jasne, bardzo chętnie – powiedziała szybko, widząc, że Charles znów

zanurzył nos w szklance, i ruszyła na parkiet.

– Co z tobą? – zapytał Ponurak. – Pierwszy raz widzę, żebyś tak stracił

głowę dla baby. I to takiej, której wcale nie znasz.

Tucker spojrzał niechętnie na przyjaciela.
– Któregoś dnia zatkam ci gębę twymi własnymi butami.
Ponurak wzruszył ramionami i wyszczerzył swoje żółte zęby.
– Więc powiedz mi w sekrecie, czy ta blondyna ma coś takiego, czego

brakuje innym? – Pomasował sobie protezę. – Bo chyba nie piersi. Niezłe, ale to
nie Dolly Parton.

– Zamknij się, dobrze?
– O co chodzi? Chłopie, przecież gadamy poważnie – odrzekł Ponurak i

wybuchnął śmiechem.

Tuckera opadło znużenie, poczuł się głupio. Miał takie same szanse

znaleźć się z tą kobietą w łóżku, jak zostać w następnej kadencji prezydentem
Stanów Zjednoczonych. Roześmiał się cicho pod nosem. Do licha, to drugie
byłoby chyba łatwiejsze!

– Powiedz, co cię tak śmieszy, a pośmiejemy się razem – zagadnął znowu

Ponurak.

– Nic mnie nie śmieszy.
– Naprawdę?
– Słuchaj, odczep ty się ode mnie. Patrzę na tę blondynę i jej partnera

tylko dlatego, że przewiduję kłopoty.

Ponurak podrapał się po brodzie.
– Naprawdę?
– Ten chłoptaś od samego początku ciągnie czystą whisky.
– Może tak lubi. „Garniturki” mają mocne głowy.
– Ten „garniturek” to szczególny przypadek. Jeśli już się nie urżnął, to

jest na najlepszej drodze. Ta blondyna cisnęła mu właśnie w twarz
pierścionkiem zaręczynowym.

Zaskoczony Ponurak chwilę milczał.
– Sądzisz, że... – zaczął wreszcie.
– Jasne – przerwał Tucker. – Wszystko widziałem. Dała mu kosza. I

background image

miała rację...

– Chłopie, ta panna rzeczywiście zmąciła ci rozum.
– Głupstwa opowiadasz. Powiedziałem: czuję w powietrzu awanturę, a ja

nie chcę tu żadnych awantur.

– Mam szepnąć słówko Maxowi i trzymać go w pogotowiu?
Max był policjantem, który w wolnych chwilach pracował jako

ochroniarz w klubie.

– Jeszcze nie teraz.
– Chcesz to załatwić sam? – Ponurak trącił go łokciem i przesłał

porozumiewawczy uśmiech.

– Tak, staruchu. Masz coś przeciw?
– Czy ja coś mówiłem? Ale zapamiętaj moją przestrogę: ta znajomość nie

wyjdzie ci na zdrowie. Ta kobitka od czubka głowy do pięt jest jedwabista. Jeśli
jesteś na tyle szalony, żeby na nią lecieć, to leć, ale pamiętaj: zje cię kawałek po
kawałku. Pilnuj się.

– Do diabła, zaufaj choć trochę memu rozsądkowi – odparł Tucker, nie

spuszczając oka z Kelly, którą jakiś młody człowiek odprowadzał właśnie do
stolika.

– W porządku, rób jak chcesz – mruknął Ponurak i pokuśtykał w stronę

baru.

W tej samej chwili wszczął się tumult. Najpierw Tucker usłyszał dźwięk

gwałtownie odsuwanego krzesła, a następnie dostrzegł, że towarzysz blondynki
zrywa się na równe nogi. Palcem wskazywał na zaskoczonego młodzieńca,
który odprowadził Kelly do stolika.

– Ty gnoju! Nie będziesz z nią więcej tańczył! Jazda stąd! Już!
– Charles, zamknij się i siadaj! Nie rób awantur! – próbowała go

uspokajać.

Tucker pospiesznie zlustrował wzrokiem otoczenie. Zauważył, że

tańczące w pobliżu pary zatrzymały się i obserwują z zainteresowaniem
awanturę. Jeszcze chwila, a zacznie się niezła burda, pomyślał. Oderwał się od
baru i ruszył w stronę stolika, który skupiał już teraz uwagę niemal wszystkich
gości.

– Spokojnie. Nie miałem złych zamiarów – wyjaśniał młody człowiek,

wyciągając przed siebie ręce.

– Charles! – syknęła Kelly, ale Lipton zupełnie jej nie słuchał.
Wyszedł zza stolika i runął na młodzieńca. Zadał jeden dziki cios. I

następny.

– Nie! – Rozpaczliwy okrzyk kobiety dotarł do Tuckera, w chwili gdy

wskakiwał między walczących.

– Co jest! Co jest! Uspokój się pan! – warknął i w ostatniej chwili cofnął

głowę, żeby uniknąć ciosu wymierzonego prosto w nos.

background image

– A ty co? Złaź z drogi! – ryknął Charles, skupiając teraz cały swój gniew

na Tuckerze.

Nie było wyjścia. Jedynym sposobem na powstrzymanie tego pijanego

idioty było po prostu tęgo mu przyłożyć.

Tucker wziął zamach i jego pięść pofrunęła w stronę podbródka

awanturnika. W tej samej chwili między mężczyzn wdarła się Kelly.

– Nie! – krzyknęła, ale było już za późno. Tucker nie zdążył wyhamować

potężnego ciosu i jego pięść wylądowała na twarzy kobiety. Przeraził się, jakiś
czas nie docierało do niego, co naprawdę zaszło. Pojął to dopiero, gdy
nieprzytomna upadła u jego stóp. Charles gapił się na Tuckera wybałuszonymi
oczyma.

– Boże wielki, zabiłeś ją!
Tucker bez zastanowienia wyrżnął go w twarz i obserwował, jak Charles

powoli osuwa się na podłogę.

– Cholera jasna – mruknął i przyklęknął obok nieprzytomnej Kelly.

background image

Rozdział czwarty

W klubie „Boot Scootin” zapadła cisza jak w kostnicy. Nikt się nie ruszał.

Było tak cicho, że słychać byłoby nawet spadającą ze stolika na podłogę szpilkę.

Tucker pierwszy przerwał milczenie. Głośno chrząknął, wziął Kelly na

ręce i szybko zaniósł ją do swego mieszkania na zapleczu klubu. Tam delikatnie
ułożył ją na łóżku.

Towarzyszył mu Ponurak, który najwyraźniej nie wiedział, co ma

powiedzieć i jak się zachować. Gdyby sytuacja nie była tak poważna, Tucker by
się roześmiał. Nigdy dotąd się nie zdarzyło, by jego przyjaciel zapomniał języka
w gębie.

W końcu jednak Ponurak potrząsnął głową i spytał:
– No? I co o tym myślisz?
– Bardzo chcesz wiedzieć? – odparł z posępną miną Tucker.
– Niezła chryja... – Ponurak znów na chwilę pogrążył się w milczeniu. –

Miałeś rację, chłopie, wystrzałowa dziewucha.

– Jasne – burknął Tucker, nie myśląc jednak ani o wyglądzie Kelly, ani o

tym, jaka jest śliczna, lecz o zamieszaniu jakiego narobił.

– Czy wiesz, kim ona jest?
– Nie.
– Jeszcze lepiej.
Tucker odwrócił wzrok od dziewczyny i spojrzał na Ponuraka.
– Nie masz co robić? Sam się nią zajmę. Idź lepiej do klubu, zaprowadź

porządek i dopilnuj, żeby nie było więcej awantur. Chyba wiesz, że jedna afera
ciągnie za sobą następne. – Zamilkł i jeszcze bardziej spochmurniał. – No i
otrzeźwij tego gnojka, który z nią przyszedł. A kiedy już to zrobisz, wykop go
za drzwi.

– Będzie się o nią dopytywał.
– To wyślij go do diabła.
Ponurak otworzył usta, żeby coś jeszcze powiedzieć, ale poskromił język.
– Okay. Ty jesteś szefem – mruknął i opuścił pokój. Kiedy zamknęły się

za nim drzwi, Tucker popatrzył z troską na spoczywającą w bezruchu kobietę.
Przetarł stropione czoło dłonią, po czym ruszył do łazienki, przyniósł stamtąd
zmoczony w zimnej wodzie ręcznik i przyłożył go do karku Kelly.

Jęknęła, zamrugała powiekami, lecz nie otworzyła oczu. Tucker, nie

spuszczając z niej wzroku, przyciągnął krzesło i usiadł obok łóżka.

– Będziesz miał, bracie, szczęście, jeśli z tej awantury wyjdziesz cało –

mruknął do siebie kwaśno, przewidując niewesołe konsekwencje wydarzenia w
klubie.

Kobieta znów jęknęła cicho. Nachylił się nad nią. Jezu słodki, ależ była

background image

piękna! Chciał ją delikatnie ocucić, ale w porę zrezygnował. Sama się obudzi,
pomyślał. Nie ma co się spieszyć.

– Szefie, na miejscu wszystko w porządku – zza pleców rozległ się

nieoczekiwanie głos Ponuraka.

Zaskoczony Tucker drgnął i odwrócił się w stronę pomocnika.
Ponurak skrzywił się.
– Przepraszam, że cię przestraszyłem, szefie.
– Przestraszyłeś. Powinieneś był zapukać.
– Tak jak kazałeś, wykopaliśmy już gnoja na zewnątrz.
– Były jakieś trudności?
– Nic takiego, z czym byśmy sobie nie dali rady.
– To dobrze.
Ponurak wyciągnął szyję i zerknął przez ramię Tuckera.
– I co z nią?
– Ciągle nieprzytomna, ale kilka razy jęknęła. To dobry znak.
Starszy mężczyzna przesłał szefowi znaczące spojrzenie.
– Już ci mówiłem, chłopie, żebyś uważał. Takie kobiety to trucizna.
– Zsiądź już z tego konia, dobrze? To nie ta baba sprawia, że coś ściska

mnie w brzuchu. Skręca mnie na myśl o tym, co mnie czeka za ten nokaut.
Wymiar sprawiedliwości, kapujesz?

– Wymiar sprawiedliwości nic o tym nie wie.
– Dobrze by było. Ale jeśli ktoś wezwał policję, jesteśmy ugotowani.
– Fakt.
– Cholera jasna, za ciężko pracowałem, by stworzyć wreszcie jakiś czysty

i przyzwoity klub, żeby teraz... – Pokręcił głową z niezadowoleniem.

– Włożyłeś w to kawałek serca, chłopie – dodał Ponurak.
– A żebyś wiedział – burknął Tucker. – Zdajesz sobie sprawę, że taka

burda może podkopać reputację klubu łatwiej niż cokolwiek innego.

Ponurak przeniósł ciężar ciała ze swej drewnianej nogi na zdrową.
– Bez dwóch zdań, szefie, ale jak dotąd nic takiego się jeszcze nie

wydarzyło. Więc po co ta złość? Będziemy się martwić później. Na razie musisz
doprowadzić do porządku tę panią.

– Racja – przyznał Tucker, poklepał przyjaciela po plecach i odprowadził

do wyjścia.

Kiedy drzwi zamknęły się za Ponurakiem, Tucker usiadł przy łóżku i

pochylił się znowu nad nieprzytomną pięknością. Czując, że na czoło występuje
mu pot, wstał z krzesła i podszedł do okna. Kilka razy zaczerpnął głęboko
powietrza, by odzyskać nad sobą kontrolę; kontrolę, której od tak dawna już nie
stracił.

– Gdzie jestem? – usłyszał cichy głos. Zesztywniał, odwrócił się i

spostrzegł, że kobieta próbuje usiąść na łóżku.

background image

– Ej, spokojnie – ostrzegł i szybko ruszył w jej stronę.
Wyciągnął właśnie ręce, żeby jej pomóc, ale blondynka skuliła się tylko

ze strachu.

– Niech pan się trzyma ode mnie z daleka! – pisnęła. Natychmiast wsunął

dłonie do kieszeni dżinsów i wzruszył ramionami.

– Jak pani sobie życzy.
– Gdzie jestem? – zapytała ponownie.
– W klubie „Boot Scootin”, w moim mieszkaniu – wyjaśnił. Kobieta

pomasowała głowę i skrzywiła się z bólu. – Czy pamięta pani, co się
wydarzyło?

Podniosła głowę.
– Tak. Uderzył mnie pan.
– Ale przez czysty przypadek. Wskoczyła pani w ostatniej chwili między

mnie, a tego... – Urwał, chrząknął i po chwili ciągnął dalej: – Tego mężczyznę,
który przyszedł z panią, i który sprowokował całą awanturę.

– Wcale nie zamierzam go bronić. Pana też nie oskarżam, skoro to

przypadek... Ale zdaje mi się, że mógł pan go uspokoić bez użycia siły.

– Cóż, ma pani całkowitą rację.
Sarkazm w jego głosie nie uszedł jej uwagi. Zarumieniła się i odwróciła

głowę.

– Która godzina?
– Dwunasta.
– A gdzie Charles?
– Otrzeźwiliśmy go ździebko i wyprosili z lokalu – wyjaśnił. Nie

oburzyła się, jak przewidywał. Przygryzła dolną wargę i odwróciła twarz. – Kim
pani jest? – zapytał Tucker, masując sobie kark. – Ma pani nade mną tę
przewagę, że pani wie, kim jestem, a ja o pani wiem nic.

– Kelly Warren – odparła, zadzierając lekko głowę.
– Czy powinienem znać to nazwisko?
Oczy jej się rozszerzyły, mimo że jedna strona pięknej twarzy zdążyła już

mocno podpuchnąć.

– Warren Foods, produkty spożywcze Warrena. Mój ojciec jest

właścicielem tego przedsiębiorstwa.

Zanim Tucker zdążył cokolwiek odpowiedzieć, ona już podeszła do

lustra. Z ust wyrwał się jej okrzyk rozpaczy.

– Przykro mi, ale zanim się pani polepszy, najpierw będzie gorzej.
Kelly przysunęła twarz jeszcze bliżej lustra i dokładnie obserwowała swe

odbicie.

– No, nie!
– Zważywszy okoliczności, nie jest tak źle. Popatrzyła na niego gniewnie.
– Nie jest źle? Jak pan śmie mi to mówić. Wyglądam tragicznie!

background image

– Na kilka dni ucierpi pani uroda, może też trochę duma. To wszystko.

Nie umrze pani od tego.

– Ale nie wiadomo, co będzie z panem – sapnęła ze złością. – Niech tylko

dowie się o tym mój ojciec...

– Proszę pani, nie obchodzi mnie, kim jest pani ojciec. Sama pani wlazła

między walczących, więc proszę mnie o nic nie winić. Dla mnie liczy się tylko
spokój i bezpieczeństwo moich gości.

Obrzuciła go płonącym wzrokiem.
– Chcę wracać do domu. Tucker zacisnął ze złości pięści.
– Myślałem, że już nigdy nie wpadnie pani ten pomysł do głowy.

Kelly ściskała słuchawkę, tak jakby miała zamiar wycisnąć z niej

wszystkie soki. Była wściekła.

– Sam się prosiłeś o kłopoty, Charles.
– Akurat!
Odsunęła słuchawkę od ucha, by przygotować jakąś gniewną ripostę, gdy

w tej właśnie chwili ujrzała babcię i jej wzniesione do nieba oczy. Natychmiast
poczuła, że napięcie ją opuszcza.

– Gdybyś się nie upił, nie byłoby całej hecy – powiedziała cicho,

odwracając się do Claire plecami.

– Czyżbyś chciała puścić mu płazem to, że popodbijał nam oczy?
– Przepraszam, a co zamierzasz zrobić?
– Zaskarżyć bydlaka do sądu!
– Proszę uprzejmie, ale mnie w to nie mieszaj. Charles chrząknął.
– Przykro mi, Kelly. Zaczynam podejrzewać, że ten wieśniak wpadł ci w

oko.

– Posłuchaj, myśl sobie, co chcesz – odparła. – I rób, co ci się podoba.

Mnie to nic a nic nie obchodzi. A na razie odczep się i daj mi spokój.

Powiedziawszy to, odłożyła słuchawkę.
– Proszę, proszę, potraktowałaś go raczej obcesowo.
– Wiem, babciu, ale prawdę mówiąc w pełni sobie na to zasłużył.
Claire popatrzyła troskliwie na wnuczkę. Ta westchnęła, opadła na

krzesło i wypiła łyk kawy. Obie obudziły się równocześnie i równocześnie
pojawiły się w kuchni.

– Boże drogi, co się stało z twoją twarzą? – szepnęła Claire, łapiąc się za

serce.

– Spokojnie, babciu – odpowiedziała pośpiesznie Kelly. – Wszystko w

porządku. Naprawdę. Mam tylko podbite oko, nic więcej.

– Ale jak... Chodzi mi... – Claire zająknęła się i usiadła na krześle. – Z

pewnością nie jest to sprawka Charlesa.

– Oczywiście, że nie.

background image

– No dobrze, więc czyja?
Kelly nie słyszała w głosie babci takiego gniewu od czasu jej ostatniego

zawału.

– To długa i niezbyt ciekawa historia.
– Czasu mam aż nadto. – Claire popatrzyła na ścienny zegar. – Ty też,

młoda damo. Jest dopiero siódma, a sklep otwierasz o wpół do dziesiątej.

Kelly uśmiechnęła się, lecz natychmiast skrzywiła z bólu. Twarz paliła ją

jak wszyscy diabli.

– No cóż, skoro pragniesz poznać ją z detalami, proszę bardzo.
Relacja zajęła jej przeszło godzinę. Gdy Kelly skończyła opowiadać,

zapadła cisza. Jakiś czas siedziały obie przy stole i w milczeniu popijały kawę.
Ciszę przerwała Claire.

– Sama nie wiem, którego z nich chciałabym udusić w pierwszym

rzędzie. Charlesa czy tego... tego kowboja... Jak on się nazywa? – Claire
potrząsnęła głową. – Zresztą nieważne. Jego nazwisko jest nieistotne. On sam
też niewart jest uwagi. Za mężczyznę, który podnosi rękę na kobietę, nie
dałabym złamanego grosza.

– Ale on wcale nie chciał mnie uderzyć. Przecież... – Ugryzła się w język.
Nie mieściło się jej w głowie, że po wydarzeniach poprzedniego wieczoru

staje w obronie Tuckera Garretta. Musiała jednak być sprawiedliwa. Gdyby
miała choć odrobinę oleju w głowie, nie właziłaby między dwóch bijących się
mężczyzn.

Claire obrzuciła wnuczkę osobliwym spojrzeniem.
– Chyba nie chcesz powiedzieć, że on... – Urwała, szukając odpowiednich

słów, żeby wyrazić to, co chciała powiedzieć.

– Oczywiście, on mnie nic nie obchodzi – szybko wtrąciła Kelly i ujęła

babcię za dłoń. – A teraz się rozchmurz. Nawet nie jest w moim typie. I nigdy
więcej go nie zobaczę. Tego możesz być pewna.

– No cóż, nie powiem, że mi z tego powodu przykro.
– A mnie tak.
– Co masz na myśli? – spytała Claire.
– Chciałabym jeszcze raz rzucić okiem na jego klub. Wiesz, że mam

zamiar namalować serię widokówek z motywami z Dzikiego Zachodu.

– Odwiedź jakieś inne miejsce.
– Chyba będę zmuszona to zrobić. Ale właśnie w „Boot Scootin” panuje

atmosfera, jaka najbardziej mi odpowiada.

– No cóż, jesteś bystra i zdolna. Poradzisz sobie i bez klubu tego... jak mu

tam... kowboja.

Kelly zmarszczyła brwi.
– Mam nadzieję. No, muszę zmykać do sklepu.
– Po co ten pośpiech? Nie zamęczaj się tak. Nie musisz niczego

background image

udowadniać. Ani sobie, ani mnie, ani nikomu innemu.

Kelly pocałowała Claire w policzek.
– Właśnie że muszę. Sobie i tacie, który jest najgłębiej przekonany, że

poniosę porażkę.

– Ale my obie wiemy lepiej, prawda?
– Oczywiście – odparła z uśmiechem Kelly.

Kiedy w sklepie zadzwonił dzwonek przy drzwiach, Kelly zerwała się z

miejsca. Podejrzewała, że przyszła właśnie klientka, która zostawiła
poprzedniego dnia zakupiony podarunek do zapakowania.

– Już idę, pani Nelson! – zawołała i wstała zza biurka, przy którym

szkicowała projekt kolejnej pocztówki.

Zbiegła po schodach, ale na dole stanęła jak wryta. Uśmiech w jednej

chwili zniknął z jej twarzy.

– Przepraszam, że panią rozczarowałem – rozległ się lekko schrypnięty

męski głos.

W sklepie stał Tucker Garrett. Na jego twarzy gościł pogodny uśmiech, a

w ręku trzymał bukiet kwiatów.

Kelly nie wiedziała, czy ma się śmiać, czy płakać.

background image

Rozdział piąty

W pierwszej chwili Kelly chciała zażądać, żeby wynosił się z jej sklepu.

Nie wzruszał jej fakt, że Tucker pojawił się tu z wiązanką kwiatów. Zamiast
tego jednak zapytała tylko:

– Co pan tu robi?
Mężczyzna uśmiechnął się z wyraźnym zakłopotaniem. Kelly na ten

widok mocniej zabiło serce, lecz szybko stłumiła w sobie odruch sympatii.

– Czy wszystkich klientów wita pani w ten sposób?
– Pan nie jest klientem – odwarknęła.
– A skąd pani wie?
Zmieszała się. Była zła na siebie, że tak łatwo daje się zbić z tropu. I to od

samego początku, od chwili kiedy pojawił się w jej życiu. Myślała, że tylko na
moment, lecz oto, proszę, znów jest, stoi przed nią, uśmiecha się, a ona zamiast
go wykpić, wpatruje się nie bez zainteresowania w jego ostre rysy, potężną
sylwetkę, zaczesane do tyłu, lśniące włosy. Czyżby przyszedł prosto z kąpieli,
spod prysznica, który rozgrzał jego umięśnione ciało? Stop! Do licha, coś z tym
trzeba zrobić...

– Zapowiada się upalny dzień – przerwał niezręczną ciszę gość i otarł

dłonią czoło.

Kelly przełknęła ślinę przez zaschnięte gardło i zmusiła się, by jej głos

zabrzmiał chłodno i oficjalnie.

– Jeszcze raz pytam, po co pan tu przyszedł? – powiedziała. – Chyba nie

po to, żeby pogawędzić o pogodzie.

– Lepiej niech pani wstawi te kwiaty do wody, zanim zwiędną – odparł

niezrażony i wręczył jej bukiet.

Zmierzyła go oburzonym wzrokiem, fuknęła pod nosem i poszła z

kwiatami do kuchni. Ruszył za nią. Kelly znalazła wazon, wstawiła w niego
wiązankę, po czym oparła się o szafkę, skrzyżowała ręce na piersiach i
popatrzyła na mężczyznę tak, aby nie miał wątpliwości, że jest tu tylko
intruzem.

– Czy uwierzy mi pani, jeśli powiem, że żałuję bardzo tego, co się stało?

– zapytał Tucker.

– Nie – odparła szorstko. Nie miała ochoty na żadne przeprosiny.
– A czy uwierzy pani, że przyszedłem tylko po to, by zobaczyć, jak się

miewa pani oko? – Obrzucił Kelly bacznym spojrzeniem. – Obawiałem się, że
tak będzie. Spuchnie jeszcze bardziej.

– Panie Garrett, niech pan posłucha...
– Naprawdę jest mi bardzo głupio – przerwał jej swym niskim głosem. –

Nie mam zwyczaju psuć urody pięknym kobietom.

background image

Kelly poczuła na twarzy rumieńce. Chciała się odwrócić, ale stała w

miejscu jak sparaliżowana.

– Zdaję sobie sprawę z tego, że spotkaliśmy się w niezbyt sprzyjających

okolicznościach – mówił tymczasem Tucker, nie spuszczając z niej wzroku. –
No, może to nie najlepsze określenie, ale chyba rozumie pani, o co mi chodzi...
– Znów urwał, a po chwili dodał: – Może mówmy sobie po imieniu. Na imię
mam Tucker.

– W porządku, Tucker, rozumiem, że ci głupio. Ale skoro mnie już

przeprosiłeś...

– Ale czy ty te przeprosiny przyjęłaś?
– Chyba tak.
– W takim razie... – Przysunął się do niej bliżej i również oparł się o

szafkę. Podobnie jak ona skrzyżował ręce na piersiach. Ich łokcie dotknęły się
lekko.

– Tucker... Na twoim miejscu nie przeciągałabym struny.
– No dobrze, czym więc handlujesz w tym sklepie?
Kelly sama nie wiedziała, dlaczego wdaje się w tę rozmowę. Powinna

kazać mu się wynosić ze sklepu i nigdy więcej w nim nie pokazywać. Zamiast
tego stała obok niego, niezdolna do żadnych zdecydowanych działań.
Uśmiechnęła się blado i wzruszyła lekko ramionami.

– A, takie tam... Artykuły papiernicze, upominki. Przede wszystkim

artykuły papiernicze.

– Mhm – pokiwał głową ze zrozumieniem.
– Projektuję też pocztówki. Mam nadzieję, że zdołam nimi zainteresować

jakąś większą firmę.

– Masz jakieś konkretne plany?
– Rozglądałam się tu i tam.
Zapadła chwila pełnego napięcia milczenia. Kelly była świadoma wzroku

Tuckera, który wpatrywał się w jej usta, a następnie powiódł spojrzeniem w dół.
Gdy oczy mu pociemniały, poczuła na twarzy gorące wypieki.

– Powiedz mi – przerwał wreszcie niebezpieczną ciszę mężczyzna –

dlaczego to dla ciebie takie ważne? Skoro twój ojciec ma taką masę pieniędzy,
to po co ty...

Zakłopotanie, które do tej pory nie pozwalało jej zachowywać się wobec

Garretta tak, jakby chciała, w jednej chwili zniknęło bez śladu. To był drażliwy
temat, zawsze budził gorące emocje. A Tucker na dodatek miał nieszczęście
posłużyć się argumentem, który za każdym razem doprowadzał Kelly do
szewskiej pasji.

– Pytasz, dlaczego córeczka bogatego tatusia próbuje bawić się w dorosłe

życie? Czy o to właśnie ci chodzi?

Tucker poruszył się niespokojnie, lecz ostry ton Kelly nie zrobił na nim

background image

większego wrażenia.

– No, mniej więcej. Choć nie chciałem, żebyś poczuła się...
– Chciałeś – przerwała lodowatym tonem. – Ale i tak nie obchodzi mnie,

co o mnie myślisz. A teraz, wybacz, tępa blondyna musi się brać do roboty.

– Kelly!
– Żegnam pana, panie Garrett.
Zdawała sobie sprawę z tego, że sama nie pozbyłaby się go tak łatwo. Na

szczęście w tej samej chwili, w której powiedziała swoje „żegnam”, pojawiła się
w sklepie klientka. Tucker przez sekundę jeszcze przyglądał się Kelly, po czym
kpiąco zasalutował i opuścił sklep.

Kelly poczuła lekki zawrót głowy i oparła się o szafkę. Czuła, że nogi

odmawiają jej posłuszeństwa.

– Czy dobrze się czujesz, kochanie? – zainteresowała się kobieta.
– Tak, dziękuję. – Kelly wyprostowała się. – Nic mi nie jest.
Klientka puściła do niej perskie oko.
– Ach, ci mężczyźni – westchnęła. – Nie można z nimi wytrzymać, ale

bez nich jeszcze gorzej.

– Ma pani świętą rację – odparła Kelly uprzejmie i wbrew samej sobie

uśmiechnęła się.

Gdy znów została w sklepie sama, odetchnęła z ulgą. Tucker Garrett

wprowadził w jej myśli straszliwy zamęt, dobrze więc było pomyśleć przez
chwilę w spokoju i samotności. Postanowiła zadzwonić do Claire i poprosić,
żeby przyjechała do niej do sklepu na lunch. Babcia miała niezwykły talent do
nadawania wszystkiemu właściwych proporcji i patrzenia na wszystko z
odpowiedniej perspektywy. A Kelly tego właśnie rozpaczliwie potrzebowała.

Kiedy po półgodzinie rozległ się dźwięk zawieszonego nad drzwiami

dzwonka, Kelly, przekonana, że pojawiła się właśnie zaproszona na lunch
babcia, spojrzała z szerokim uśmiechem w stronę wejścia. Po chwili jednak jej
twarz spochmurniała.

– To znowu ty!
Stojący w progu Tucker niewinnym ruchem wzniósł ramiona.
– Jestem jak zły szeląg. Wygonisz mnie, a ja wracam.
– Nic tu po tobie.
– Nieprawda – odparł cicho, taksując ciekawym wzrokiem jej postać.
– Posłuchaj... – zaczęła.
– Zajrzysz wieczorem do klubu? – nie dał jej skończyć.
– Chyba żartujesz!
– Dlaczego? – Jego twarz spoważniała. – No, co ty na to?
– Że jesteś nienormalny, wariat.
– Czy mam to potraktować jako „tak”? – Kelly wywróciła tylko oczyma.

background image

– Świetnie. Przyjadę po ciebie o dziewiątej.

– Tucker, naprawdę nie sądzę... – zawahała się. On jednak już jej nie

słuchał. Dłuższą chwilę mierzył ją bacznym wzrokiem, po czym rzucił krótko:

– Nie pożałujesz.
– To się jeszcze zobaczy!
Roześmiał się i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.

– Szefie, ktoś chce się z tobą widzieć – poinformował Ponurak, stając w

progu mieszkania.

Garrett, który siedział właśnie przy biurku i zajmował się księgowością,

podniósł głowę.

– Czy się przedstawił?
– Nie.
– No cóż, wprawdzie zjawił się nie w porę, ale go wpuść.
W chwilę później w drzwiach pojawił się kościsty wysoki mężczyzna, na

którego widok Tucker wyraźnie spochmurniał.

– Do licha, Wilder, jesteś ostatnią osobą, którą chciałbym widzieć.
Anson Wilder przysunął do siebie najbliższe krzesło i zajął na nim

miejsce.

– Czy tak się wita byłego szefa? – zapytał, uśmiechając się krzywo.
Anson nic się nie zmienił. Jego donośny głos był szorstki jak kiedyś,

jakby Wilder całe życie nie robił nic innego tylko popijał whisky. Tucker jednak
nigdy nie widział, żeby jego dawny szef wziął do ust choćby kroplę alkoholu.

– Jakie wiatry przywiały cię w te strony? Anson potarł brodę.
– Chcę, żebyś wrócił.
– Nigdy w życiu.
– Nawet za grubą forsę? Drążymy nowy otwór. To poważna inwestycja.
– Już raz ci powiedziałem, że mam dosyć życia na walizkach. Nic się nie

zmieniło.

Anson rozejrzał się po pokoju.
– Ile jesteś dłużny za ten budynek?
– Nie twój zakichany interes! – odparł Tucker, czerwieniejąc gwałtownie

na twarzy.

Chudzielec parsknął i podniósł się z krzesła.
– No cóż, przemyśl sprawę. Za to, co u mnie zarobisz, błyskawicznie

spłacisz dług. – Zamilkł na chwilę. – Jesteś najlepszy i kogoś takiego właśnie
potrzebuję. Pomyśl o tym. Będę z tobą w kontakcie.

Tucker nie wysilił się nawet, żeby cokolwiek odpowiedzieć. A kiedy gość

opuścił pokój, Garrett zamyślił się, zgodnie z jego radą. Byłby głupcem, gdyby
nie przyjął oferty Ansona. A jednak zdecydowany był ją odrzucić.

Do diabła, wszystko przez tę zuchwałą blondynkę, której nigdy nie

background image

zdobędzie, choć tak bardzo jej pragnie.

Ze złością wyrżnął pięścią w biurko.

– I co o tym powiesz?
– O czym?
– O klubie.
Minęła już jedenasta. Kelly od dwóch godzin siedziała przy stoliku w

rogu, sączyła gazowany napój, obserwowała tańczących i rysowała. Cieszyła się
każdą minutą pracy, jakkolwiek myśl, że jednak przyjechała do „Boot Scootin”,
że przyjęła zaproszenie od tego natręta, była trudna do strawienia.

Zanim się w końcu na to zdecydowała, kilkakrotnie próbowała odrzucić

jego ofertę, zadzwonić i powiedzieć, żeby dał jej spokój. Za każdym razem
jednak, kiedy podnosiła słuchawkę, żeby wykręcić numer, po chwili odkładała
ją z powrotem. Ostatecznie, tłumaczyła sobie, to nawet dobrze, że będę mogła
popatrzeć jeszcze raz na stylowe wnętrza „Boot Scootin”.

– No więc? Co o nim powiesz? – ponownie zapytał Tucker.
– Niezły.
– Tylko tyle? Kelly zawahała się.
– Byłby jeszcze lepszy, gdybyś w którymś z kątów zainstalował ze dwa

automaty do gry, nie wiem, jakiś mechaniczny bilard czy coś takiego...

– Co?
– Chyba słyszałeś.
Tucker otworzył usta, zamknął je i w końcu wybuchnął śmiechem. Kiedy

jednak Kelly nie zareagowała, spoważniał.

– Mówisz serio?
– W przeciwnym razie w ogóle nie otwierałabym ust.
– Mhm... Bilard, tak? Taki jak na filmach? – zapytał kpiącym tonem.
– I jak w innych klubach.
– Dlaczego sądzisz, że miałbym wszystkich małpować?
– Wcale tak nie sądzę. I właśnie dlatego, że tego nie robisz, pozbawiasz

się dobrego zarobku.

Tucker nie przestawał pocierać podbródka.
– Hmm – zastanawiał się głośno – może to i niezły pomysł. Poważnie się

nad nim zastanowię.

– Serio?
– Serio.
Ich oczy się spotkały i nagle poczuli się tak, jakby w klubie byli tylko oni.

Po chwili Tucker chrząknął. Kelly zdążyła się już zorientować, że to dość
typowa cecha jego zachowania. Zawsze chrząka, kiedy jest zakłopotany, lub gdy
czuje się niepewnie.

– Może rzeczywiście powinienem pomyśleć o jakichś dodatkowych

background image

atrakcjach...

– Czy chcesz przez to powiedzieć, że finanse klubu kuleją? – zapytała

Kelly, zadowolona, że rozmowa toczy się wokół tematów zawodowych, a więc
najbardziej bezpiecznych.

– I tak – podrapał się po czole – i nie. Tłumaczy ci coś taka odpowiedź?
– Wiem, o co chodzi. Sama prowadzę interes.
– No więc, nie jest najlepiej – uśmiechnął się krzywo. – Muszę chyba

zmienić wystrój. Trochę tu za ponuro, no nie? – Zamilkł i po chwili zmienił
temat, jakby żałując, że pozwolił sobie na szczerość. – No, daj obejrzeć, coś tam
namalowała.

Kelly pokazała mu szkice. Na kilku z nich widniał ujeżdżający byki

kowboj.

– Ej! Są świetne, Kelly! I ty jesteś świetna...
Ich oczy znów się spotkały; i znów zapadło pełne napięcia milczenie.
– Wiesz, chyba muszę wracać do domu – odezwała się w końcu. – Jutro

bardzo wcześnie wstaję.

Tucker natychmiast zerwał się z krzesła.
– Jasne. Odwiozę cię.
Kwadrans później wprowadził samochód na podjazd przed domem Kelly.

Zaparkował, zgasił światła, wyłączył silnik i, patrząc przed siebie, zapytał:

– Kiedy się znów zobaczymy?
– No, nie sądzę, żebyśmy... – zaczęła, lecz nie zdążyła dokończyć,

ponieważ Tucker gwałtownie odwrócił się w jej stronę, przyciągnął ją do siebie
i przyłożył usta do jej warg.

W pierwszej chwili Kelly była tak zaskoczona, że nie wykonała

najmniejszego ruchu. A kiedy jego język wsunął się między jej zęby, było już za
późno na protesty. Cicho westchnęła i z pasją odpowiedziała na pieszczotę jego
gorących, namiętnych ust. I nagle, równie nieoczekiwanie, oderwali się od
siebie. Tucker cofnął się gwałtownie, przez chwilę oboje ciężko dyszeli.

– Posłuchaj, nie chciałem, żeby to... – Urwał i popatrzył na Kelly, w jego

ciemnych oczach malował się ból. – Do licha, sam nie wiem, czego chciałem.
Po prostu...

– W porządku. Nie... nieważne.
Otworzyła drzwi, wyskoczyła z samochodu i popędziła do domu, nie

oglądając się za siebie ani razu, choć Tucker wołał za nią wielokrotnie:

– Kelly! Kelly!

background image

Rozdział szósty

– Pani Warren?
– Przy telefonie – odparła Kelly, słysząc w słuchawce głos nieznajomej

kobiety.

– Mówi Martha Havard, dyrektor handlowy Visions Card Company. Mam

nadzieję, że nie ma mi pani za złe, iż dzwonię o tak wczesnej porze?

Pod Kelly z wrażenia ugięły się nogi. Dzwonią do niej z Visions Card! Z

wielkiej, potężnej firmy do sklepiku w maleńkim Lufkin! Łaska boska, że
stojące za ladą krzesło było tuż obok. Kelly opadła na nie i zwilżyła czubkiem
języka suche nagle wargi.

– Oczywiście, że nie mam za złe. Bardzo się cieszę, że panią słyszę.
– A ja cieszę się, że przysłała nam pani swoje projekty kart pocztowych.
– Naprawdę się pani podobają? – spytała Kelly opanowanym głosem,

choć miała ochotę krzyczeć z radości na całe gardło.

– Zaskoczyło to panią? – kobieta roześmiała się lekko.
– Chyba tak.
– Z chęcią obejrzelibyśmy więcej pani prac, zwłaszcza tych z motywami

z Dzikiego Zachodu.

– Czy mam rozumieć, że poważnie interesujecie się państwo tym, co

robię?

– Tak, jesteśmy bardzo pani ciekawi. Ale muszę uprzedzić, że zanim

ostatecznie zdecydujemy się nawiązać współpracę z danym twórcą, mija
niekiedy sporo czasu.

– A zatem nie powinnam robić sobie zbyt wielkich nadziei? Czy tak?
– Widzi pani, i tak, i nie. Jak już wspomniałam, jesteśmy zainteresowani

pani pracami, istnieją też jednak inni graficy, których bierzemy pod uwagę.

– Rozumiem. Doceniam pani szczerość i z największą chęcią przyślę

wam więcej projektów. Właśnie nad nimi pracuję.

– Doskonale. Gdy tylko skończy pani ten cykl, proszę nam go od razu

przysłać.

– Przyślę na pewno. Dziękuję jeszcze raz za odpowiedź na moją ofertę.
– Cała przyjemność po naszej stronie. Będziemy w kontakcie.
Kelly odłożyła słuchawkę i dłuższą chwilę siedziała jak odrętwiała. W

końcu, gdy w pełni już do niej dotarło, z kim rozmawiała, wydała głośny okrzyk
triumfu.

W chwilę później pomyślała o babci. Postanowiła zadzwonić do niej z

dobrą wieścią, kiedy ponownie odezwał się telefon.

– Tu „Pierwsza klasa”, sklep Kelly Warren, słucham?

background image

– Cześć – usłyszała tylko w odpowiedzi.
Po raz drugi tego ranka ugięły się pod nią nogi; i znów całym ciężarem

opadła na krzesło.

– Cześć – wykrztusiła z trudem.
Tucker roześmiał się, czym sprawił, że serce Kelly zaczęło bić jeszcze

mocniej.

– Tym razem przynajmniej nie odkładasz słuchawki. Czy mogę to

traktować jako zachętę?

– Jesteś niepoprawny.
Znów się roześmiał, po czym dodał poważnym głosem:
– Nie dzwonię, żeby przepraszać.
Nie próbowała udawać, że nie rozumie, jakie są jego intencje i co

zamierza jej zaproponować. Nie sądzę, żebyś musiał.

– To dobrze. Skorośmy to już ustalili, to przejdźmy do rzeczy.
– To znaczy?
– Kiedy cię znów zobaczę?
Kelly poczuła, jak oblewa ją gorąca fala. Przestraszyła się tego pytania, a

jeszcze bardziej własnej na nie reakcji. Zapragnęła rzucić słuchawkę, jakby ta
paliła jej dłonie, lecz nie zrobiła tego. Najpierw mu powie, żeby się od niej raz
na zawsze odczepił, a dopiero potem...

Tego też jednak nie była w stanie uczynić. Prawda bowiem była taka, że

wcale nie chciała, żeby Tucker zostawił ją w spokoju. Było to przerażające, lecz
prawdziwe. Żarliwy pocałunek, jaki wymienili wtedy, w samochodzie,
pozostawił ją w stanie kompletnego szoku i zmieszania. Jego śmiałość i
zdecydowanie wywarły na I niej ogromne wrażenie, sama nie wiedziała dobre
czy złe. Wtedy mu uległa i czuła, że następnym razem również trudno będzie jej
się mu przeciwstawić.

I dlatego właśnie powinna zdecydowanie przerwać tę znajomość, zanim

sprawy nie zajdą za daleko.

– Kelly?
– Tak, słucham cię.
– Odpowiedz, proszę.
– Zrozum, muszę pracować, zwłaszcza teraz.
– Dlaczego stało się to nagle aż tak pilne? Powiedziała mu o telefonie z

Visions Card.

– Wspaniale! – szczerze ucieszył się Tucker. – To dodatkowy powód,

żebyśmy spotkali się i wspólnie uczcili to wydarzenie.

– Naprawdę sądzisz, że to rozsądny pomysł?
– Nie.
Jego szczerość wstrząsnęła nią.
– Więc dlaczego...?

background image

– Ponieważ chcę się z tobą zobaczyć. Po prostu.
– I co, zawsze stawiasz na swoim?
– No, przeważnie – odparł po chwili wahania.
– Myślałeś już o czymś konkretnym?
– Jasne. Najpierw wspólna kolacja, później wieczór w klubie.
Kelly najchętniej odrzuciłaby pierwszą cześć propozycji. Wspólna kolacja

– to prawie jak randka. Przeciwko wizycie w klubie nie miała jednak żadnych
zastrzeżeń. Zwłaszcza po telefonie z Visions. Musiała koniecznie zrobić szkice
tańczących; motyw, którego dotąd zupełnie nie wykorzystywała.

– Zgoda – odparła w końcu, zagłuszając w sobie głos rozsądku, który

wołał, przestrzegał, napominał, by nie dała się zwieść. Kelly słyszała go, a
mimo to wypowiedziała to jedno słowo, na które czekał Tucker.

Roześmiał się tak, jak mógł się śmiać wilk, kiedy udało mu się namówić

Czerwonego Kapturka, by wskazał mu drogę do domu babci.

– Przyjadę po ciebie o szóstej – zapowiedział i zakończył rozmowę.
Kelly chwilę jeszcze spoglądała w głuchy mikrofon, po czym z trzaskiem

odłożyła słuchawkę.

– Cholera jasna – zaklęła pod nosem.

Na kolację pojechali do „Tejas Cafe”, jednego z ulubionych lokali Kelly,

gdzie wspólnie zamówili olbrzymią porcję kurczaka fajita. Początkowo Kelly
nie spodziewała się po tym spotkaniu niczego przyjemnego, ale okazało się, że
towarzystwo Tuckera może być nawet miłe. Zabawiał ją historyjkami z życia na
polach naftowych; jedne były zabawne, inne dramatyczne.

Gdy jednak przyszło do zwierzeń na tematy osobiste, Garrett nabrał wody

w usta. Kelly zresztą nie zamierzała wcale nań naciskać. Zdecydowała, że im
mniej będzie o nim wiedzieć, tym lepiej także dla niej. Ostatecznie, gdy
zakończy już prace nad szkicami, nie będzie miała przecież powodu, by
pojawiać się w „Boot Scootin”.

Po kolacji pojechali do pustego jeszcze o tej porze klubu. Kelly zdawała

sobie sprawę, że niebawem, jak w każdy piątkowy wieczór, zrobi się tu tłoczno,
lecz tymczasem byli sami. Zaraz po wejściu Tucker zaciągnął ją na parkiet.

– Czy możesz mi powiedzieć jedną rzecz? – zapytał, biorąc ją w ramiona

i poruszając się w rytm muzyki, którą przed chwilą nastawił. – Czy kochasz tego
chłoptasia, jak mu tam... Charlesa?

Kelly nie spodziewała się tego pytania.
– Nie twoja sprawa – odparła niezbyt zachęcająco.
– Dobra, dobra... Kochasz czy nie? – zapytał znowu, nie zrażony jej

wyniosłym tonem.

Przestała tańczyć i wysunęła się z jego objęć.
– Dlaczego tak cię to interesuje?

background image

– Z prostej ciekawości. Chyba nie jest w twoim typie.
– Chcesz powiedzieć, że ty jesteś?
– Może – odparł, przewiercając ją na wskroś płonącym wzrokiem.
Serce w niej zamarło. Nie, nie mogła dalej prowadzić tej gry, była zbyt

niebezpieczna. Kelly odwróciła się do mężczyzny plecami i ruszyła żwawo w
stronę wyjścia.

– Poczekaj – zatrzymał ją jego głos. – Od tej pory będę zachowywał się

przyzwoicie, obiecuję.

– Jakoś nie bardzo ci wierzę...
Przystanęła, a on roześmiał się tylko, podszedł do niej i znów

poprowadził w rytm muzyki.

Po chwili Kelly uniosła twarz i spojrzała mu w oczy.
– Powinieneś dawać w klubie lekcje tańca – stwierdziła.
Odsunął od niej twarz i przyjrzał się jej zdumiony.
– O co chodzi? Czy powiedziałam coś nie tak?
– Wprost przeciwnie. Tylko że w tej samej chwili pomyśleliśmy o tym

samym.

– A, rozumiem – odparła ze śmiechem. Tucker uniósł brew.
– Mówię poważnie. To jeden z powodów, dla których z tobą się dziś

umówiłem.

– Naprawdę?
– Tak, chcę przedyskutować ten właśnie pomysł.
– Cóż, myślę, że takie lekcje cieszyłyby się dużym powodzeniem.
– No właśnie. A więc, jak będzie?
– A co ma być?
– Z tą nauką... – Spojrzał na nią wymownie.
– Ja? Ja miałabym uczyć...
Na jego twarzy pojawił się niewinny uśmiech.
– No a kto?
– Nie, nie sądzę... – zaczęła się wzbraniać.
– Wspaniale! – przerwał jej. – Wiedziałem, że się zgodzisz.
Kelly popatrzyła nań z niedowierzaniem. I wtedy, kiedy ujrzał jej szeroko

otwarte, cudowne oczy i lśniące usta okalające równe białe zęby, wsunął dłoń w
jej włosy i pocałował ją niespodziewanie. Był to długi, namiętny, pełen żaru
pocałunek. W końcu uniósł głowę i szepnął:

– Czy wiesz, że zaczyna to już wchodzić nam w nawyk?
Kelly oddychała pospiesznie.
– Wiem – odparła, patrząc na niego niezbyt przytomnie.
– Ale nie chcę z nim zrywać. A ty?
– Ja...?
Nie dał jej czasu na odpowiedź. Znów wpił się w jej usta – tym razem

background image

dłużej, goręcej, z większą pasją.

Kelly westchnęła tylko i objęła Tuckera mocno za szyję. Nie miała siły

się bronić. To było silniejsze od niej, potężne, zniewalające i właśnie dlatego tak
rozkoszne. Czuła, jak Tucker pieści jej język, usta, jak odsuwa ją nieco od
siebie, by móc wsunąć dłoń między rozgrzane namiętnością ciała, położyć ją i
zacisnąć lekko na nabrzmiałej, twardej już i spragnionej pieszczot piersi.

– Kochana, słodka... – szeptał jak w gorączce.
Kelly jęknęła cicho, nieświadoma tego, że muzyka nagle się urwała. Do

rzeczywistości wróciła dopiero, gdy ktoś poklepał ją po ramieniu. Jak rażona
prądem wyprostowała się i wyrwała z ramion mężczyzny.

– Ponurak! Czego znów, do licha, chcesz? – usłyszała jak przez mgłę głos

Tuckera.

Wzrok starszego mężczyzny spoczął na Kelly.
– Przepraszam panią, ale dzwonią do pani ze szpitala.

background image

Rozdział siódmy

Choć nigdy ciężko nie chorowała i w szpitalu była tylko raz, w wieku

dwunastu lat, kiedy dostała zapalenia wyrostka, Kelly nie cierpiała szpitalnej
atmosfery. Może odstręczało ją surowe wyposażenie wnętrz i kliniczny zapach
przenikający powietrze? A może powodował nią lęk, że tym razem jej ukochana
babcia umrze?

Musiała bezwiednie jęknąć na tę straszną myśl, ponieważ odwracając się

od okna, ujrzała w oczach Tuckera troskę i wyraźny niepokój.

– Jestem przekonany, że nic się jej nie stanie – powiedział uspokajająco.
– Ja... też.
Ale wcale nie była tego tak pewna i musiała walczyć z napływającymi do

oczu łzami.

– Do licha, Kelly, nie mogę patrzeć, jak płaczesz – westchnął ciężko.
– Ja też nie znoszę płaczu – Więc nie płacz, proszę.
Kelly zamknęła oczy i zacisnęła usta.
– Dlaczego nie ma tu lekarza, który by nam powiedział, jaki jest

naprawdę stan babci? – zapytała żałośnie.

– Wkrótce się pojawi – zapewnił Tucker i zerknął na zegarek. – Operacja

trwa dopiero dwie godziny.

– Ale mnie się wydaje, że upłynęły całe wieki.
– Rozumiem.
Kiedy przybyli do szpitala, okazało się, że stan babci jest bardzo zły i że

niezbędna jest interwencja chirurgiczna. Kelly podpisała zgodę na operację, po
czym od razu zatelefonowała do ojca. Nie zdążyła nawet podziękować
Tuckerowi, który tak szybko i sprawnie dowiózł ją do szpitala i nie opuszczał jej
ani na chwilę.

– Biedna Kelly – szepnął teraz. – Chciałbym cię przytulić...
Spojrzał na nią. Jego oczy mówiły dobitniej niż słowa.
– Ja również, tylko że... – urwała i odwróciła się, nie mogąc dłużej znieść

jego palącego wzroku. Nawet zresztą gdyby dała się ponieść tej potrzebie ciepła,
bliskości i wsparcia, nie mogłaby tego zrobić. W szpitalnej poczekalni prócz
nich było kilka rodzin.

Wciąż nie mogła się nadziwić, że tak szybko pozwoliła mu na zażyłość,

ba, na intymność nawet. Musiała jednak być ze sobą szczera – Tucker pociągał
ją jak nikt inny. Właśnie dlatego jednak nie mogła dopuścić, by ich związek się
rozwinął. To tylko zauroczenie, powtarzała sobie, czysto fizyczna fascynacja.
Aż dziwne, że dała się nią tak bardzo owładnąć.

Musiała myśleć trzeźwo. Nie zamierzała w najbliższym czasie wiązać się

ani z Tuckerem, ani z żadnym innym mężczyzną. Określiła przecież jasno swoje

background image

życiowe cele – chciała pracować, osiągnąć sukces, udowodnić światu, że jest
niezależna i samowystarczalna.

Dlaczego więc po prostu nie powie Tuckerowi, żeby dał jej święty spokój

i pomaszerował własną drogą? Nie potrafiła odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Może owa potrzeba wsparcia, opieki i obecności drugiej osoby była u niej
silniejsza, niż Kelly myślała? A może zniewalała ją siła doznań, jakich zaznała
w trakcie pocałunków i... pieszczot. Tucker ich nie szczędził. Jeszcze teraz czuła
niemal na sobie gorący oddech, namiętny dotyk jego warg...

– Może masz ochotę na kawę? – zapytał Tucker z troską, przerywając jej

rozmyślania.

Odwróciła się w jego stronę. Stał tuż obok niej. Blisko, stanowczo za

blisko. Popatrzyła mu w twarz.

Mężczyzna, widząc łzy w jej oczach, westchnął ciężko i objął ją

ramieniem.

– Wszystko będzie dobrze – szepnął, przytulając Kelly do piersi. – Nie

pytaj, skąd wiem. Po prostu wiem.

Zamknęła oczy. Jak dobrze było czuć obok siebie to silne ciało, słyszeć

równe bicie serca, być świadomą współczucia i troski ze strony drugiej osoby.
Nawet jeśli tą osobą był ktoś, wobec kogo powinna zachowywać rezerwę i
dystans. Trudno jej było jednak przyjąć taką postawę. Opiekuńczy gest Tuckera,
jego stała obecność, rozbroiły Kelly zupełnie i teraz czuła jedynie serdeczną
wdzięczność, a może nawet coś więcej...

– Kelly? – usłyszała nagle głos zza pleców.
Rozpoznała go natychmiast. Momentalnie zesztywniała, wyrwała się z

objęć Tuckera i odwróciła, by stanąć twarzą w twarz z ojcem. Simon jak zwykle
był opanowany, jego twarz nie zdradzała żadnych uczuć. Fryzurę miał starannie
wymodelowaną, krawat idealnie zawiązany, eleganckiego garnituru nie kalała
najdrobniejsza zmarszczka.

– Cześć, tato – przywitała go.
Simon Warren bez słowa pochylił się i pocałował córkę w policzek.

Zanim to zrobił, zdążył jeszcze obrzucić niechętnym, niemal pogardliwym
spojrzeniem stojącego obok Tuckera.

– Czy już coś wiadomo? – zwrócił się do córki, ignorując zupełnie

towarzyszącego jej mężczyznę.

– Jeszcze nic. Jak ci się udało dotrzeć tu tak szybko?
– Walter przywiózł mnie samolotem.
– Ach tak – odparła i przeniosła spojrzenie na Tuckera. – A, przepraszam.

Pozwól, tato... To Tucker Garrett, a to mój ojciec, Simon Warren – przedstawiła
ich sobie.

– Dzień dobry panu – Tucker odezwał się pierwszy i wyciągnął rękę.
Mimo uprzejmego gestu w jego głosie i spojrzeniu wyczuć można było

background image

dobrze skrywane lekceważenie. Kelly dostrzegła to od razu. Simon również to
zauważył. Twarz mu poczerwieniała, wzrok stwardniał.

– A pan kim właściwie jest? – zapytał otwarcie.
– Znajomym pańskiej córki.
– Rozumiem – odparł sucho Simon i potarł podbródek.
Nie, niczego nie rozumiesz, tato, pomyślała Kelly. To bardziej

skomplikowane, niż ci się zdaje. Ale teraz to nieważne. Teraz liczy się tylko
babcia. Boże, czy ta operacja wreszcie się skończy? Kiedy się dowiedzą, czy się
udała?

Po chwili, jakby czytając w jej w myślach, młody stażysta poinformował

ich, że doktor właśnie skończył operować i czeka na nich na szóstym piętrze.

– Chodźmy, Kelly – oświadczył Simon, ponownie ignorując Tuckera.
Zawahała się. Nie bardzo wiedziała, czy ma iść za ojcem, nie oglądając

się na nikogo, czy też wykazać więcej zainteresowania tym, który ją tu
przywiózł i był z nią w najtrudniejszych chwilach.

Tucker odgadł chyba jej rozterki. Uśmiechnął się, choć jego oczy

pozostały poważne.

– W porządku, idź – powiedział. – Zadzwonię do ciebie później.
Położył dłoń na jej ramieniu, uścisnął je, po czym odwrócił się i odszedł,

nie spojrzawszy ani razu za siebie.

– Co to za jeden, do diabła? – zapytał Simon, biorąc córkę za łokieć i

kierując w stronę schodów. – Zachowuje się jak jakiś nieokrzesany gbur. Słoma
wyłazi mu z butów...

– Później ci wszystko wyjaśnię – odparła krótko Kelly.
– Powiesz, powiesz, moja panno. I wyjaśnisz też, skąd pod twoimi

oczyma te sińce.

– Tato, daj spokój, dobrze? Teraz najważniejsza jest babcia.
Simon nie odpowiedział. Zacisnął tylko usta i spojrzał ponuro na córkę.

Westchnęła w duchu. Czy problemy zawsze muszą chodzić parami?

Po trzech dniach od zabiegu stan babci się poprawił Operacja serca

przebiegła pomyślnie, choć lekarz oświadczył, że sytuacja wciąż jest poważna i
że upłynie jeszcze wiele czasu, nim niebezpieczeństwo minie zupełnie.

Codziennie punktualnie o siedemnastej trzydzieści Kelly zamykała sklep i

jechała do szpitala, by odwiedzić Claire, która wciąż leżała na oddziale
intensywnej terapii. Niebawem miała zostać przeniesiona do osobnego pokoju,
na co Kelly czekała z niecierpliwością. Równie niecierpliwie, choć z
niepokojem i mieszanymi uczuciami, czekała na obiecany telefon od Tuckera.
Jak na razie nie dzwonił.

Może odezwie się dzisiaj? – pomyślała, wyprostowała się na krześle i

pomasowała kark. Przed nią na stole stało nie dokończone śniadanie, a za

background image

oknem, na gładko przystrzyżonym trawniku skakały dwa drozdy. To, że Tucker
milczy, zastanawiało ją nieco. Niedotrzymywanie obietnic jakoś do niego nie
pasowało. Po dłuższym namyśle Kelly uznała, że to ojciec mógł być przyczyną,
dla której Tucker ani nie zadzwonił, ani nie pojawił się w jej sklepie. Simon
Warren nie ukrywał wszak oburzenia i pogardy na myśl, że jego córka mogłaby
związać się z kimś takim.

Dzięki Bogu, los oszczędził Kelly przepytywania i ojcowskiego gniewu i

otwarta rozmowa między nimi z konieczności musiała zaczekać. Stało się tak,
gdyż zaraz po przyjeździe do Lufkin Simon otrzymał wiadomość, iż były
pracownik Warren Foods wdarł się z karabinem do jednego z jego sklepów i
zagroził, że zastrzeli klientów, jeśli nie zostanie ponownie przyjęty do pracy.
Ojciec wyjechał natychmiast, ale obiecał rychły powrót. Nie było go już dwa
dni, lecz Kelly wiedziała, że spodziewać się go może w każdej chwili.

Upiła kolejny łyk kawy z wanilią. Wkrótce potem na zewnątrz usłyszała

czyjeś kroki, a następnie w wejściowych drzwiach zazgrzytał klucz.
Uśmiechnęła się do siebie – ojciec pojawił się w tej samej chwili, w której o nim
pomyślała.

– Dzień dobry – powiedział, stając na progu. Podszedł do córki i

pocałował ją w policzek.

– Cześć, tato.
– Jak się czuje babcia?
– Dużo lepiej. Rozmawiałam z lekarzami. Dziś zapewne przeniosą ją do

separatki.

– Dzięki Bogu – westchnął z ulgą i usiadł naprzeciwko Kelly.
– Napijesz się kawy?
– Nie, wypiłem już dziś chyba siedem.
– Jak długo zostaniesz?
– Ponieważ jest niedziela, cały dzień.
Kelly odstawiła filiżankę i wstała z krzesła.
– Poczekaj chwilę. Ubiorę się i pojedziemy razem do szpitala.
– Skoro z Claire wszystko w porządku, nie ma pośpiechu. Sądzę, że

powinniśmy najpierw porozmawiać.

– O czym? – zapytała, udając, że nie wie, o co chodzi.
– Najpierw o babci.
Kelly zdziwiła się nieco. Sądziła, że ojciec od razu przystąpi do

omawiania tematu, który dużo bardziej go bulwersował. Miał to wypisane na
twarzy, kiedy tylko pojawił się w jej sklepie.

– Słucham – powiedziała, siadając znów przy stole.
– Zamierzam jednak oddać ją do domu opieki.
– Tato, proszę, nie.
– To już postanowione. Claire wymaga opieki bardziej starannej niż ta,

background image

którą jej możesz zapewnić.

– Ale żeby oddać ją do domu starców...! – wykrzyknęła Kelly.
– To nie żaden dom starców tylko pensjonat dla emerytów przy kościele

metodystów. Właśnie ukończono jego budowę. Dopełniłem już wszystkich
formalności. Panuje zupełnie inna atmosfera, niż sobie wyobrażasz.

Kelly słyszała o tej placówce. Wiedziała, że stworzono tam

pensjonariuszom rzeczywiście wspaniałe warunki. Może więc nie był to taki zły
pomysł, zwłaszcza teraz, w okresie rehabilitacji po przebytym zabiegu.

– No dobrze, tato. Spróbujmy. Zobaczymy, jak jej tam będzie. Ale jeśli

tylko okaże się, że...

– Przekonasz się, że miałem rację – przerwał jej, zadowolony, że córka

zgodziła się tak szybko. Po chwili uśmiech zniknął z jego twarzy. Kelly była
pewna, że poważne, surowe oblicze ojca zwiastuje pytania o Tuckera. Nie
myliła się. – Charles wyjaśnił mi, skąd to podbite oko. – Wskazał ręką na jej
twarz. – Powiedział mi również, że jest mu niewymownie przykro z powodu
tego, co między wami zaszło.

– Tylko mi nie mów, że przysłał cię tu w swaty! Simon pobladł

gwałtownie.

– Widzę – powiedział zmieszany – że jesteś bardzo domyślna.
– Posłuchaj, nie kłóćmy się, dobrze? Charles mnie nie interesuje. I nic

tego faktu nie zmieni.

– Ciekaw jestem, czy to z powodu tego pastucha, do którego w szpitalu

robiłaś maślane oczy.

– Tato, uczciwie ci powiem, że twoje określenie jest nie tyle staromodne,

co śmieszne. To nie jest żaden pastuch.

Simon pobladł jeszcze bardziej. Zmarszczył czoło.
– Nazywaj go sobie jak chcesz, ale nie pozwolę, żeby moja córka

związała się z człowiekiem tak małego formatu.

– Tato, nie rozkazuj mi, proszę, co mam robić. Sama wiem, z kim mam

ochotę się spotykać, a z kim nie.

Simon spojrzał na nią z pełnym złych przeczuć niedowierzaniem. –

Chyba nie chcesz powiedzieć, że poważnie się nim interesujesz?

– A co jest w Tuckerze złego? – Nie odpowiedziała wprost na pytanie

ojca. Dlaczego właściwie się z nim spiera? Przecież sama wmawiała sobie, że
od Tuckera Garretta winna trzymać się z daleka. Skąd więc to zaangażowanie w
jego obronę?

– A co dobrego? Zastanowiłaś się nad tym?
– Posłuchaj, tato. To, że nie chodzi w garniturze i nie siedzi za biurkiem,

nie oznacza wcale, że jest człowiekiem pośledniejszego gatunku.

– Wcale tego nie twierdzę. Mówię tylko, że ten fagas do ciebie nie pasuje.
Kelly roześmiała się pozbawionym wesołości śmiechem.

background image

– Może... Przyznaj jednak, że ostatecznie to będzie mój wybór, nie twój.
– A zatem rzeczywiście się z nim związałaś?
– Daj spokój, tato, nie histeryzuj. Wiesz, że uwielbiam country-and-

western. On jest właścicielem klubu z taką muzyką, spotkałam się z nim kilka
razy. To wszystko.

Simon pochylił się w jej stronę.
– Nie. To wcale nie wszystko. Widziałem, jak na siebie spoglądacie.

Niestety – westchnął – obawiam się, że zakochałaś się w tym prostaku.

– Mylisz się.
– A jemu chodzi wyłącznie o twoje pieniądze. Powinnaś o tym wiedzieć.

– Kelly ze złości odebrało głos, lecz ojciec nie miał takich problemów. –
Sprawdziłem dokładnie tego łobuza – powiedział. – Dla twojego dobra, Kelly.

– Co takiego zrobiłeś? – spytała z oburzeniem.
– Słyszałaś. Opanuj się więc i posłuchaj.
– Nie. To niewybaczalne. Nie zamierzam dłużej z tobą rozmawiać.

Przykro mi, tato.

– Otóż posłuchasz mnie, moja droga – odparł niewzruszony Simon. –

Wiedz, kochanie, że ten fagas nie ma nawet własnego nocnika, do którego
mógłby się wysikać, ani okna, przez które by wylał swoje...

– Od kiedy jesteś taki ordynarny? – przerwała mu.
– Od czasu gdy moje jedyne dziecko robi z siebie durnia, a na dodatek

popełnia błąd, który zrujnuje jej życie. On jest przegrany, córeczko. To łowca
posagów.

Kelly popatrzyła na ojca gniewnym wzrokiem.
– Nie obchodzi mnie, kim jest. A to, co do niego czuję i jak postąpię, to

moja osobista sprawa!

Powiedziawszy to, zerwała się z krzesła, odwróciła na pięcie i ruszyła do

drzwi. Już chwytała za klamkę, gdy Simon wypowiedział zdanie, które miało
być ostatnim argumentem w rozmowie z córką:

– Założę się, że nie pochwalił ci się jeszcze, iż miał żonę i dziecko.

background image

Rozdział ósmy

– Nie ma co, ta dziewczyna zawróciła ci całkiem w głowie – mruknął do

siebie Tucker Garrett, wychodząc spod prysznica.

Owinął biodra ręcznikiem i ruszył do sypialni.
– Z kim rozmawiasz, szefie? – Od strony wejścia dobiegł go znajomy

głos.

Z grymasem niechęci spojrzał na nieproszonego gościa.
– Do licha, Ponurak, czy ty nigdy nie nauczysz się pukać?
– Pukałem, ale nie zwróciłeś na to uwagi. Zbyt zajęty byłeś gadaniem do

siebie. Zgłupiałeś, czy jak? – zapytał i zarechotał, widząc skrzywioną minę
przyjaciela. – Co, do diabła, się z tobą dzieje, bracie? To ta Warren, mam rację?
Co, nie pozwoliła ci włożyć palców w majtki?

– Na twoim miejscu liczyłbym się ze słowami – odparł Tucker i chwycił

Ponuraka za wygnieciony kołnierz flanelowej bluzy. – Jeśli nie będziesz
pilnował swej niewyparzonej gęby, twoje dupsko znajdzie się w poważnym
niebezpieczeństwie, przyjacielu.

Ponurak zrozumiał, że tym razem posunął się za daleko.
– Przepraszam, szefie. Chyba faktycznie trochę przesadziłem. Ale, do

licha, od paru dni chodzisz kwaśny jak cytryna...

Tucker otarł z czoła krople wody i uśmiechnął się ponuro.
– Masz rację. To dlatego, że zbyt wiele spraw zaprząta mi głowę. I nie

mylisz się, jedną z nich jest właśnie Kelly Warren.

– Czy ona też coś do ciebie czuje?
– Skąd mogę wiedzieć? Cholera jasna, sam nie wiem, czy i ja do niej

czuję coś więcej niż... No, wiesz, co mam na myśli...

– Hm – mruknął domyślnie Ponurak i pokiwał głową w zamyśleniu.
– No dobra – Tucker poklepał jego ramię – możesz sobie pomrukiwać, ile

chcesz, stary tumanie, ale nie w mojej obecności. Gadaj więc, w jakiej sprawie
przyszedłeś, albo się wynoś. Zamierzam się ubrać.

– Właściwie to przyszedłem w konkretnej sprawie. Ale nie sądzę, żeby ta

wiadomość poprawiła ci humor.

– O co chodzi?
– Po mieście krążą pewne plotki... – zaczął Ponurak i urwał, jakby

niepewny, czy ma mówić dalej.

– No, wykrztuś to wreszcie z siebie – ponaglił go szef.
– Mówią, że w mieście ma powstać nowy klub.
Tucker zaklął cicho.
– Może to tylko plotki? – zapytał z nadzieją w głosie. Nie spodziewał się,

że ta wiadomość aż tak go zaniepokoi. – Jak sądzisz?

background image

– Może tak, a może nie...
Tucker pobłażliwie poklepał przyjaciela po plecach.
– No, bracie! Długo nad tym myślałeś? Rzeczywiście, precyzyjna

odpowiedź...

Ponuraka zirytował ten protekcjonalny ton.
– Do licha, Tuck, taka odpowiedź, jakie pytanie! Plotki to plotki, sam

najlepiej wiesz. Ale jeśli otworzą taki klub, to co?

– Załatwią nas i tyle. – Tucker wzruszył ramionami.
– E, tam. Głupstwa gadasz. Masz stałych, wiernych klientów, prowadzisz

naprawdę porządny i przyzwoity klub. Doświadczenie i tradycja – to się liczy.

– To racja, ale, jak mówią, trawa po drugiej stronie ulicy jest zawsze

bardziej zielona.

– Być może na początku. Później wrócą, sam się przekonasz.
– Oby. Bo jeśli plotki są prawdziwe, a nasi klienci okażą się mniej czuli

na tradycję, to... – Urwał i pokręcił tylko głową. Nie chciał nawet myśleć o
takim scenariuszu.

Tak, nie ma co martwić się na zapas. Lepiej pomyśleć o przyjemniejszych

rzeczach. O Kelly na przykład. Nie widział jej od trzech dni, co psuło mu
humor, odbierało zdrowy rozsądek i trzeźwy osąd sytuacji. Może już czas, by to
zmienić? Odrobina Kelly stanowiłaby skuteczny lek na wszelkie kłopoty i
dolegliwości. Uśmiechnął się do siebie.

Ponurak obrzucił go dziwnym spojrzeniem i zapytał:
– Co jest? Czy masz jakiś pomysł, szefie?
– Nie. Na razie miej po prostu uszy otwarte i daj mi znać, jak tylko

dowiesz się czegoś konkretnego. A teraz zostaw mnie, z łaski swojej, samego.
Muszę ubrać się i wyjść. Mam do załatwienia pewną sprawę.

– Jasne, ta sprawa ma jasne włosy i niebieskie oczy. Tucker ściągnął z

bioder ręcznik i cisnął nim w Ponuraka.

– Wynoś się stąd, stary świntuchu.
– Ciekaw jestem, kto tu jest świntuch – burknął Ponurak i zamknął za

sobą drzwi.

Tucker roześmiał się i pogwizdując pod nosem, zaczął wkładać spodnie.

– Czy czegoś ci potrzeba, babciu?
Claire Warren uśmiechnęła się do siedzącej przy jej łóżku wnuczki.
– Nie, moja droga – odparła słabym głosem. – Wystarczy, że ty jesteś

przy mnie. Od razu lepiej się czuję.

– W takim razie nawet końmi mnie stąd nie wyciągną.
Zgodnie z oczekiwaniami Kelly babcię przeniesiono do osobnego pokoju

wkrótce po powrocie Simona do Houston. Ponieważ wypadło to akurat w
poniedziałek, kiedy sklep Kelly był nieczynny, wnuczka nie odstępowała babci

background image

na krok. Właściwie każdą chwilę powinna poświęcać teraz projektom
pocztówek, którymi zainteresowała się Visions Card, ale nie chciała zostawiać
staruszki samej i cały wolny czas postanowiła spędzić w szpitalu. Nie żałowała
tej decyzji. Pogodny wzrok babci, wracające na jej twarz zdrowe rumieńce i
dawna energia były najlepszą nagrodą.

Po długiej drzemce Claire stała się rozmowna. Z ciepłym uśmiechem

ujęła dłoń Kelly i powiedziała:

– Opowiedz mi więcej o tej firmie?
– O Visions? Och, babciu, zupełnie, jakby ziściły się moje sny! – odparła

z podnieceniem Kelly. Oczy jej pojaśniały. – Kiedy powiedzieli, skąd dzwonią,
myślałam, że padnę z wrażenia.

– Czy wysłałaś już im następne szkice?
– Jeszcze nie, ale zrobię to niebawem. Mam nadzieję, że będą jeszcze

lepsze od poprzednich.

– Jestem z ciebie taka dumna, kochanie. Cieszę się twoim szczęściem,

ale... – Claire urwała i popatrzyła uważnie na wnuczkę.

– Ale co, babciu? – zapytała Kelly, ściskając mocniej wiotką,

pomarszczoną dłoń leżącą na szpitalnym prześcieradle.

– Ale widzę, że nie jesteś do końca szczęśliwa. Masz jakieś zmartwienia,

prawda?

– Dlaczego tak sądzisz?
– Nie próbuj mnie zwodzić. Znam cię lepiej niż ty siebie. Pewnie

ogromnie się cieszysz, że sprzedajesz swoje prace, ale jednocześnie coś cię
okropnie gnębi. Czy to ma jakiś związek z Charlesem?

Kelly wybuchnęła śmiechem.
– Z Charlesem? Ależ skądże!
– To dobrze, bo wbrew temu, co uważa mój syn, Charles do ciebie

zupełnie nie pasuje.

– Myślisz, że tata o tym wie?
– Nie osądzaj go zbyt surowo, moja droga. Stanowisz jego największy

skarb. Pragnie jedynie twego szczęścia. I najwyraźniej uważa, że szczęście to
zapewnić ci może właśnie Charles.

– Niestety – westchnęła Kelly. – Tatę tak trudno do czegokolwiek

przekonać. Z tego właśnie powodu nie mogłam już dłużej mieszkać z nim pod
jednym dachem. On po prostu nie rozumie, że nie może decydować, co mam
lubić, a czego nie.

Babcia pokiwała głową, lecz nie podjęła tego wątku. Spojrzała za to

uważnie w oczy wnuczki i zapytała wprost:

– A więc, skoro nie Charles, to o kogo chodzi? Kelly zatrzepotała

rzęsami.

– Słucham? Dlaczego sądzisz, że...

background image

– Moja miła – odparła z uśmiechem Claire – znam życie i potrafię

rozpoznać, kiedy dziewczyna cierpi z powodu nadopiekuńczości ojca, a kiedy z
powodu innych spraw.

– Jesteś bardzo spostrzegawcza, babciu – odparła ze śmiechem Kelly.
– Wiele widziałam. No więc? Kelly w jednej chwili spoważniała.
– Poznałam go w klubie „Boot Scootin”. Jest zresztą jego właścicielem...
– A, ten kowboj.
– Mówisz zupełnie jak tata – obruszyła się Kelly.
– Skądże znowu! Czy myślisz, że mam coś przeciwko kowbojom?

Niestety, twój ojciec nie zawsze mierzy ludzi właściwą miarą.

Kelly zacisnęła usta.
– No właśnie. Powinnaś była widzieć, jakim wzrokiem patrzył na

Tuckera, gdy spotkał go po raz pierwszy. W szpitalu, kiedy miałaś operację.

– Och, więc ma na imię Tucker.
– Tak – uśmiechnęła się Kelly. – Tucker Garrett. To on przywiózł mnie

do szpitala, kiedy miałaś atak. Bardzo się przejął i niepokoił. O mnie i o ciebie.

– No cóż, może go nie doceniam. Opowiedz mi więcej o tym człowieku.
– Spróbuję, choć w sumie niewiele mam do opowiadania – odparła Kelly

i w tej samej chwili rozległo się pukanie do drzwi separatki. Kelly popatrzyła na
babcię pytającym wzrokiem, po czym podniosła się z krzesła i powiedziała: –
Proszę wejść.

Gdy do sali wkroczył Tucker z bukietem kwiatów, z wrażenia musiała

usiąść z powrotem.

– Witam panie – powiedział mężczyzna i posłał im przyjazne spojrzenia;

babci – serdeczne, wnuczce – bardziej tajemnicze i dwuznaczne, wyzywające i
pełne tęsknoty jednocześnie.

Kelly w jednej chwili przypomniała sobie, z jakiego powodu czuła

słabość do tego mężczyzny. Było w nim coś, co działało na nią jak magnes, co
sprawiało, że w jego obecności zaczynała naprawdę czuć się kobietą,
podziwianą, adorowaną, świadomą atutów swej urody. Tucker dawał jej to
odczuć jak nikt inny. Pociągało ją to, że był energiczny, zdecydowany, że biła z
niego radość życia. Dzisiaj wyglądał lepiej niż kiedykolwiek. Ubrany był w
dżinsy i jasną koszulę, która podkreślała jego piękną opaleniznę i ciemne oczy.

– Witamy. Niech pan nie stoi jak kołek, młody człowieku – odezwała się

Claire. – Proszę się zbliżyć, abym mogła lepiej pana obejrzeć.

– Babciu! – obruszyła się Kelly.
Tucker natomiast nie dał się zbić z tropu. Uśmiechnął się uprzejmie i

podszedł do łóżka starszej pani.

– A więc Tucker Garrett to pan? – zapytała.
– We własnej osobie, proszę pani – odparł i puścił oko do Kelly, która

natychmiast oblała się pąsem. – Mam nadzieję, że wolno mi było przynieść pani

background image

kwiaty – dodał, ujmując kruchą, wyciągniętą w jego stronę dłoń starszej pani.

– Są prześliczne. Dziękuję – powiedziała. – Wstaw je do wody, kochanie

– zwróciła się do Kelly, która unikając wzroku mężczyzny, odebrała bukiet i
zaczęła rozglądać się za wazonem. Kiedy odwróciła się, Tucker i Claire zgodnie
wybuchnęli śmiechem.

– Może i mnie powiecie, co was tak rozbawiło, pośmiejemy się razem –

mruknęła naburmuszona.

– A, to taki nasz mały sekret – wyjaśniła Claire. Tucker podniósł się z

krzesła.

– Nie chcę pani dłużej męczyć – powiedział. – Proszę jak najwięcej

odpoczywać. Już pójdę, ale obiecuję, że jeszcze panią odwiedzę, jeśli wolno.

– Liczę na to – odparła Claire. – I jeszcze raz dziękuję za kwiaty.
– Zawsze do usług – odparł z szarmanckim uśmiechem.
Kelly odprowadziła go na korytarz. Zamknęła za sobą drzwi separatki, po

czym oparła się o nie plecami i spojrzała w oczy mężczyzny.

– Tęskniłem za tobą – powiedział cicho. Kelly z trudem przełknęła ślinę.
– Ja również. Szkoda tylko... – zawahała się – szkoda, że nie powiedziałeś

mi wszystkiego o sobie.

– Co ci miałem powiedzieć?
– Że byłeś żonaty. I że masz dziecko.
Tucker cofnął się, spoważniał natychmiast. A więc ojciec miał rację,

pomyślała. Najwyraźniej poruszyła bardzo delikatny temat. Może nie powinna?
Nie, musiała przecież to wyjaśnić.

Musiała? Niby dlaczego? Czyżby w imię wspólnej przyszłości?
– Nie pytałaś – odparł Tucker, nie spuszczając z niej wzroku.
– A powinnam?
– Posłuchaj – westchnął ciężko – to nie jest miejsce na tę rozmowę. Skoro

jednak pytasz, to... tak, ty i twój ojciec macie rację. Byłem żonaty. Dziecko
natomiast nie jest moje. Gdy się żeniłem, przyjąłem je z całym dobrodziejstwem
inwentarza. A że się o nie troszczyłem? Nie umiałbym inaczej. Gdy żona ode
mnie odeszła i zabrała ze sobą Nancy, bardzo z tego powodu cierpiałem.
Cholera, wciąż uważam, że nie powinienem był na to pozwolić. Zresztą, stare
dzieje... – Machnął ręką i zamilkł na chwilę. – Czy to ci wystarczy?

Kelly skinęła głową. Mówił szczerze, jego oczy nie kłamały. Boże,

zamierzała go zdemaskować, a tylko wzruszył ją i rozczulił swoim wyznaniem.
Czy Tucker Garrett byłby równie wspaniałym ojcem jak kochankiem?

Patrzyła na jego szeroki tors, silne ramiona, opaloną twarz. Pragnęła

wtulić się w niego, poczuć na sobie gorące usta.

– Muszę się z tobą spotkać – powiedział Tucker, jakby czytając w jej

myślach. – Dziś wieczorem.

Bała się, lecz jednocześnie nie była w stanie odmówić. Przesunęła

background image

językiem po suchych wargach, a Tucker jęknął z udręką w głosie.

– Co się stało? – spytała.
– Nie drażnij mnie w ten sposób. Chyba że... – Urwał i spojrzał na nią tak,

że aż zakręciło jej się w głowie, a od kolan w górę zaczęła ogarniać ją słodka,
zniewalająca fala przeczuwanej rozkoszy.

– Chyba że co? – zapytała niemal bezgłośnie.
– Chyba że tym razem to ty przejmiesz inicjatywę.

background image

Rozdział dziewiąty

Wiejski prostak. Tylko tak była w stanie o nim myśleć po owych

bezczelnych słowach, które usłyszała na szpitalnym korytarzu. Było upalne
popołudnie, od incydentu, który tak ją poruszył, minęły całe dwa dni, a Kelly
wciąż czuła gniew i oburzenie na każde jego wspomnienie.

„Ty przejmiesz inicjatywę...” Żaden jeszcze mężczyzna nigdy tak się do

niej nie odezwał. Za kogo ją ma? Za pierwszą lepszą...?

Stała jak zahipnotyzowana, wpatrzona w niego i spragniona jego ciepła.

Gorąca krew pulsowała w jej w żyłach, gotowa była na wszystko, co jej
zaproponuje, ale, na Boga, nie na to! A on powiedział swoje, uśmiechnął się do
niej zmysłowo (teraz myślała, że tylko lubieżnie) i zanim odzyskała mowę,
odszedł powolnym, mierzonym krokiem, zupełnie jakby cały świat należał do
niego.

Do licha! Od razu powinna była zdrowo utrzeć mu nosa za taką

bezczelność, za takie chamstwo! Ale jak? Oświadczając, że prędzej gruszki
wyrosną na wierzbie, niż ona zgodzi się na coś więcej niż rozmowę? Albo że w
ogóle nie chce go znać? Kelly parsknęła w duchu szyderczym śmiechem.
Dobrze przecież wiedziała, że nie uda jej się oszukać samej siebie. I że nie uda
oszukać się Tuckera.

Pragnęła go. Przyciągał ją do siebie niczym magnes, a o jego dotyku i

pocałunkach, których zaznała przecież tak niewiele, nie była w stanie
zapomnieć.

Następnego wieczora miała zacząć uczyć tańca w klubie. Tucker, za jej

namową, dał do gazety anons, na który odpowiedziała nadspodziewanie duża
liczba chętnych. Był jej wdzięczny, lecz ona nie potrzebowała jego
wdzięczności; chciała, by dał jej miłość.

Czy tylko miłość fizyczną? Jeszcze niedawno skłonna była tak myśleć i

dziwiła się sobie, że po raz pierwszy pociąga ją ktoś, kto może jej dać jedynie
udany seks. Teraz wszakże coraz częściej dochodziła do wniosku, że w jej
relacji do Garretta jest jeszcze inny wymiar, którego wcześniej dostrzegać nie
chciała. Przeczuwała, że za fasadą twardości, nieokrzesania czy chamstwa, kryje
się inny Tucker – czuły, wrażliwy, ofiarny, spragniony przyjaźni i prawdziwej
miłości. Gdyby zechciała, mogłaby mu dać to wszystko, a przynajmniej
wysłuchać po przyjacielsku, gdyby on pragnął się zwierzyć ze swoich trosk, ze
swego nieudanego małżeństwa.

Mimo złości i mimo urazów, jakie nosiła w sercu wobec niego, Kelly

zastanawiała się coraz śmielej nad perspektywą trwalszego związku z
Tuckerem. Dlaczego niby miałoby to być czymś tak niewyobrażalnym? Czyżby
różne środowiska, z jakich pochodzili, rzeczywiście stanowiły barierę nie do

background image

przebycia? Dla niej pieniądze nie liczyły się w życiu najbardziej, on ich w ogóle
nie miał. Więc?

Westchnęła ciężko i otworzyła kasę, by przeliczyć dzienny utarg.

Przeglądała właśnie czeki, gdy zadzwonił telefon.

– „Pierwsza klasa”, sklep Kelly Warren, słucham.
– Jak się masz, dziecino? – w słuchawce odezwał się Simon.
– O, cześć, tato.
– Nie wyczuwam w twoim głosie nadmiaru entuzjazmu.
– Przepraszam, jestem trochę zmęczona – odparła, czując wyrzuty

sumienia za to, że nawet w tej chwili wolałaby usłyszeć niski, lekko schrypnięty
głos Tuckera.

– Zmęczona? Więc po prostu daj sobie z tym sklepem spokój.
– Tato, nie zaczynajmy wszystkiego od początku. Poza tym lubię być

zmęczona, zwłaszcza kiedy mam coś w zamian.

– Dobrze, nie będę się spierał.
– Jeśli chodzi o babcię, to rekonwalescencja przebiega pomyślnie. Tak w

każdym razie mówi lekarz.

– Wiem, rozmawiałem z nim. – Ojciec umilkł na chwilę. – Posłuchaj,

Kelly, chciałbym cię prosić o pewną przysługę.

Wcale nie była tym zaskoczona. Jej ojciec był ostatnim człowiekiem,

który zadzwoniłby bezinteresownie, tylko po to, żeby powiedzieć „cześć” i
zapytać, jak się jej powodzi.

– Tak, słucham?
– Zanim przejdę do rzeczy, chcę, żebyś wiedziała, że zamierzam

otworzyć nową sieć sklepów. – Kelly nie odpowiedziała, ciągnął więc dalej: –
Dlatego właśnie potrzebuję cię tutaj, w Houston. Chciałbym, żebyś przyjechała
do domu na tydzień, zaplanowała i zorganizowała wielkie przyjęcie, które
zamierzam wydać z okazji otwarcia pierwszego sklepu oraz pełniła honory pani
domu.

– Tato, przecież wiesz, że nie mogę tego zrobić.
– A to dlaczego?
– Wiesz, dlaczego – odparła poirytowana Kelly. – Prowadzę sklep tutaj,

w Lufkin, poza tym nie możemy przecież zostawić babci samej.

– Ma wyśmienitą opiekę, więc to akurat najmniejsze zmartwienie. A

sklep... do diabła, wywieś na drzwiach kartkę, że przez tydzień będzie
nieczynny.

– A jeśli ja poproszę ciebie, żebyś na swoich sklepach powywieszał takie

kartki i przyjechał pomóc mi w Lufkin, zrobisz to dla mnie?

Simon parsknął ze złością.
– Nie bądź śmieszna.
– Nawet nie próbuję.

background image

– Jak zwykle jesteś krnąbrna i uparta.
– Stawiam sprawę uczciwie.
Ojciec westchnął i odezwał się oficjalnym tonem:
– Rozumiem zatem, że odmawiasz.
– Niestety. A to, czy moją pracę traktujesz poważnie czy nie, oceń sam. Ja

do swego sklepu mam stosunek poważny. Właśnie czekam na telefon z Visions
Card Company. Bardzo interesują się moimi pracami – pochwaliła się Kelly.

– Chodzi o tego pastucha, prawda? – zapytał, zupełnie ignorując tę

informację.

Kelly zamknęła oczy, modląc się, aby starczyło jej cierpliwości do końca

rozmowy.

– Ten „pastuch”, jak go określasz, nie ma tu nic do rzeczy. Chyba wcale

mnie nie słuchałeś.

– Słuchałem, oczywiście, że słuchałem. Ale w dalszym ciągu uważam, że

stosujesz wykręty, A jeśli idzie o tego tam, twojego... to lepiej posłuchaj mojej
rady. Pochodzicie z dwóch różnych światów, prędzej czy później dojdzie
między wami do nieporozumień. Zapamiętaj sobie moje słowa.

– Dobrze, tato – Kelly z najwyższym trudem zdobyła się na uprzejmość. –

Dzięki za telefon. Życzę udanego przyjęcia.

Ojciec pożegnał się z nią oschle i odłożył słuchawkę, a Kelly długo

jeszcze trzymała ją przy uchu. W żołądku ściskało ją z żalu, oczy piekły od łez.
Tucker sprawiłby, że poczułabym się lepiej, pomyślała z uśmiechem. A już na
pewno jego pocałunki. Westchnęła głęboko, spojrzała na zegarek i
stwierdziwszy, że dawno minęła piąta trzydzieści, podeszła do drzwi, by
wywiesić tabliczkę z napisem „Zamknięte”. W tym samym momencie odezwał
się telefon.

– Halo? – Podniosła szybko słuchawkę, przekonana, że i tym razem

Tucker Garrett odczytał jej myśli i dzwoni, by ją pocieszyć. Po drugiej stronie
odezwał się jednak ktoś inny.

– Pani Warren? Tu Martha Havard z Visions Card.

Gdzie, do licha, podziewa się ta dziewczyna?
Tucker już chyba po raz dziesiąty zerknął na zegarek. Kelly nie miała

zwyczaju się spóźniać. Początkowo specjalnie się nie martwił, sądząc, że po
pracy poszła pewnie do szpitala i jej wizyta przedłużyła się jak zwykle. Kiedy
jednak tam zadzwonił, Claire oświadczyła, że nie widziała wnuczki od rana.
Zatelefonował zatem do domu Kelly i do sklepu. Wszędzie nikt nie podnosił
słuchawki.

Wściekał się, że Kelly jest spóźniona o ponad godzinę. Bardziej jednak

niż to, że nie było jej, choć miała rozpocząć dzisiaj naukę tańca w „Boot
Scootin”, irytowało go, że nie wie, co się z nią stało. Miał nadzieję, że nic

background image

poważnego i dostawał furii, nie mogąc tego sprawdzić. Próbował wprawdzie
wmawiać sobie, że nic go to nie obchodzi, ale doskonale wiedział, że jest wręcz
odwrotnie.

Do licha, chyba już kompletnie stracił głowę na jej punkcie.
– Ponurak! – przywołał przyjaciela. Mężczyzna natychmiast pojawił się

przy barze.

– Coś nie tak, szefie?
– Przypilnuj interesu, dobrze?
– Jasne. Czy coś się stało?
– Może. Nie wiem.
– Czy mogę ci jakoś pomóc?
– Nie, stary przyjacielu, ale dzięki za dobre chęci.
– Nie ma sprawy, szefie. Jakby coś, to tylko mi powiedz – odparł i

popatrzył Tuckerowi w oczy. Stary poczciwiec martwił się o swego przyjaciela.
Nie mógł jednak zrobić nic, by ulżyć jego cierpieniom. Lekiem na nie był ktoś
inny.

Kelly ciężko opadła na kanapę i wyciągnęła z kieszeni chusteczkę. Jej

policzki były mokre od łez.

Visions Card odrzuciło jej projekty.
Wciąż nie mogła w to uwierzyć. Gdy usłyszała w słuchawce głos Marthy

Havard, była taka podekscytowana, pełna radości i nadziei. Kilka minut później
zaś wpadła w skrajną rozpacz.

– Pani szkice są odrobinę zbyt nowatorskie i odchodzą od przyjętych

schematów – poinformowała Martha Havard. – Zdaniem naszych handlowców
nie powinniśmy podejmować aż tak dużego ryzyka. – Zamilkła na chwilę. –
Myślę jednak – mówiła dalej – że to nie powinno pani zniechęcać. Jest wiele
firm, które z pewnością zainteresują się pani pracami. Nam może być tylko
przykro, że to nie my. Rozumie pani, rynek ma swoje prawa. W każdym razie,
życzę pani jak najlepiej.

Kelly podziękowała za słowa otuchy i ze ściśniętym gardłem odłożyła

słuchawkę. Zaraz potem zalała się łzami i nie przestawała płakać przez następne
kilka minut.

Kiedy pierwszy spazm rozpaczy już minął, otarła oczy, wstała z kanapy i

wyszła przed dom, by odetchnąć głęboko świeżym wieczornym powietrzem.
Nie wiedziała, co w pewnym momencie ją zaniepokoiło, poczuła naraz, że nie
jest sama, że ktoś na nią patrzy. Odwróciła głowę. Rzeczywiście, w jej stronę
zbliżał się Tucker.

– Co się dzieje, do licha? Nie ma cię w klubie, nie odbierasz telefonów...

– zapytał bez zbędnych wstępów.

– Ja... przepraszam. Po prostu...

background image

– Co się stało? – przerwał, widząc jej zapłakane oczy. Kelly spojrzała na

niego ze smutkiem. Wyglądała na kompletnie rozbitą i załamaną.

– Visions... Odrzucili moje prace.
– Ta firma od pocztówek? Skinęła głową.
– E, do diabła z nimi. To przecież nie jedyna firma, prawda?
– Nie, ale...
– Nie ma żadnych „ale”. Nie przejmuj się i tyle. Jeszcze będą żałować,

zobaczysz. – Wziął ją za rękę i przyciągnął do siebie. – No, chodźmy do środka,
napijemy się wina, to poprawi nam humory. – Gdy byli już w kuchni, pocałował
Kelly w czubek nosa. – Poza tym, nie mogę patrzeć, jak płaczesz. Serce mi się
kraje.

Na widok jego zatroskanych oczu, dziewczynę ogarnęła jeszcze większa

żałość. Wybuchnęła gwałtownym szlochem, łzy oślepiły ją kompletnie, a ciałem
zaczęły wstrząsać spazmy rozpaczy.

Tucker położył dłonie na jej ramionach.
– Kelly, proszę... przestań.
Uniosła twarz i ze zdumieniem pomieszanym z radością dostrzegła w

jego oczach troskę, czułość, tkliwość i miłość; tak, miłość oraz coś jeszcze –
coś, co widziała w nich wtedy, gdy szeptał jej nieprzyzwoite słowa na
szpitalnym korytarzu – pożądanie.

– Co mogę zrobić, żeby cię pocieszyć? – zapytał przez ściśnięte gardło.
– Możesz... – Urwała. Wstydziła się mówić otwarcie o swych tęsknotach.
– Powiedz, czego pragniesz.
Wyciągnął dłoń, przesunął palcem po jej szyi i zatrzymał go w rozcięciu

bluzki.

– Możesz... możesz mnie przytulić.
Jej głos łamał się, nie umiała nad nim panować. Wszystko w niej

wibrowało, pulsowało w oczekiwaniu na dotyk jego silnego, gorącego ciała.
Nigdy jeszcze nie doświadczyła takich wrażeń. Pomyślała, że za chwilę stanie
się to, o czym myślała od dawna i naraz przestraszyła się. Chciała uciec, ale
było już za późno. Stała więc jak sparaliżowana, a jej ciałem nie rządził już
rozum lecz czysta namiętność.

Objął ją. Zadrżała, westchnęła, po jej ciele rozlało się błogie ciepło.
– Nie mogę cię tylko tulić – szepnął prosto w jej ucho. – Pragnę więcej.

Ale wtedy... wiesz, co się stanie.

Kelly nie potrafiła wykrztusić słowa. Mogła tylko spojrzeć mu w oczy. Z

obawą, z rozkoszą, z przyzwoleniem.

– Och, Kelly, Kelly... – jęknął Tucker, widząc jej zamglony wzrok, i

poszukał ustami jej ust.

Oddała mu się z cichym jękiem, pozwoliła rozpiąć bluzkę, pod którą

pyszniły się nabrzmiałe, twarde z niezaspokojenia piersi. Tucker wziął je w

background image

dłonie, czuł ich delikatną, gładką jak aksamit skórę, widział nieskazitelną biel i
jasny róż brodawek, sterczące dumnie, spragnione pieszczot sutki. Chwilę się
wahał. Wreszcie spuścił głowę i zrobił to, o czym marzył od pierwszej chwili, w
której ją zobaczył – dotknął ustami jej biustu.

– Tak... Tak, Tucker... – westchnęła błogo. Podniósł głowę i objął ją

jeszcze mocniej. Opuścił dłoń na pośladki dziewczyny i przycisnął ją do siebie.
Gdy Kelly poczuła napierającą na nią twardość, namiętność i żądza
natychmiastowego zaspokojenia ogarnęła ją bez reszty.

– Czujesz, jak na mnie działasz? – szepnął i zajrzał jej głęboko w oczy. –

Czujesz, jak bardzo cię pragnę?

– Ja... też... Też ciebie pragnę – Kelly wydusiła z siebie łamiącym się

głosem.

Szybko zrzucili z siebie ubrania, spragnieni dotyku swych nagich,

rozpalonych pożądaniem ciał.

Później, kiedy było już po wszystkim, Kelly uświadomiła sobie, że nigdy

nawet nie przyszła jej do głowy myśl, że będzie się kochać na środku kuchni.
Gdy jednak Tucker, wodząc językiem po jej brzuchu, przyklęknął na jedno
kolano i ona osunęła się na podłogę.

– Tucker, Tucker, Tucker... – powtarzała nieprzytomnie jego imię.
– O, tak, tak, kochanie – szeptał jak oszalały. – Tak, tak jest dobrze –

zapewniał ją, pieszcząc najbardziej intymne zakątki jej ciała.

Wplotła palce w jego włosy, czuła, jak zalewa ją rozkosz, fala za falą.

Stłumione jęki Tuckera pieściły jej uszy, gdy kładł się na niej, gdy rozchylał jej
uda, gdy wchodził w nią płynnie i delikatnie. Kiedy całkowicie już ją wypełnił,
oczy Kelly rozszerzyły się.

– Czy sprawiam ci ból? – zapytał i znieruchomiał.
– Tak... nie.
– Czy mam przestać?
– Nie!
Gorączkowo zacisnęła palce na jego pośladkach, pragnąc, by wszedł w

nią jeszcze głębiej. Przed sekundą myślała, że nie może być większej rozkoszy,
teraz, gdy ich ciała i serca zaczęły poruszać się równym rytmem, wiedziała już,
że nie ma ona granic.

background image

Rozdział dziesiąty

Kelly otworzyła oczy i rozejrzała się wokół. Niewątpliwie leżała w łóżku.

A przecież nie pamiętała, kiedy się w nim znalazła. Wiedziała tylko, dlaczego.
Gdy przeniosła wzrok na sąsiednią poduszkę i ujrzała wlepione w siebie
ciemnobrązowe oczy Tuckera, uśmiechnęła się z zadowoleniem.

– Cześć – powiedziała cichutko i ziewnęła. – Która godzina?
Popatrzył ponad jej ramieniem.
– Według twojego zegarka północ.
– Nic dziwnego, że już usnęłam. Normalnie chodzę spać o jedenastej.
Przysunęła się bliżej jego ciepłego ciała i westchnęła cichutko.
– Czy nic ci nie jest? Chodzi mi o to... czy nie sprawiłem ci bólu? –

zapytał szeptem, po czym dodał odrobinę głośniej: – Bałem się o ciebie...

Położyła mu palec na ustach.
– Czuję się świetnie, uwierz mi. Nawet mimo tej podłogi.
Zachichotał.
– Zauważyłaś, że to jednak nie ty przejęłaś inicjatywę?
– Tak. Dzięki. – Zaczerwieniła się. Tucker roześmiał się trochę głośniej.
– Masz za co. Do licha, choć mam twarde kolana, nigdy już nie będą takie

same jak dawniej.

Kelly również się roześmiała. Poczuła, że mężczyzna wodzi opuszkami

palców po jej plecach. Przebiegł ją rozkoszny dreszcz. Zapragnęła nagle, by
Tucker ponownie ją posiadł i znowu się zaczerwieniła. Przecież po epizodzie na
podłodze w kuchni nastąpiło kilka kolejnych; dlaczego więc wciąż jest taka
nienasycona?

– Nie miałaś zbyt wielu mężczyzn, prawda?
– Skąd wiesz?
– Widzę, czuję. Tak mówi mi intuicja.
– To prawda – odparła cicho.
– Czy kiedykolwiek się w kimś zakochałaś?
– Raz, kiedyś.
– W Charlesie?
– Panie Boże broń! To było jeszcze przed Charlesem. Ale nie trwało

długo. Kłóciliśmy się o byle głupstwo. Oboje byliśmy tacy niedojrzali,
zwłaszcza ja. Szybko zerwaliśmy ze sobą.

– Rozumiem.
Przesunęła dłonią po jego torsie, zsunęła ją na brzuch i zaczęła wodzić

paznokciem wokół pępka. Tucker westchnął.

– Jeśli nie przestaniesz, nie będę w stanie odpowiadać na twoje pytania.
Kelly uśmiechnęła się, jej dłoń znieruchomiała.

background image

– Masz rację, od chwili rozkoszy ważniejsze są twoje odpowiedzi.
– E, gadanie... Czy jest coś, co może być ciekawsze?
– Pewnie, że jest. Powiedz mi, jak to było z twoim małżeństwem? Muszę

przyznać, że fakt, iż składałeś przysięgę przed ołtarzem...

– Nic z tych rzeczy – przerwał jej. – Mam tylko ślub cywilny.
– Ach, tak.
– My również o wszystko się kłóciliśmy. O pieniądze, o moją pracę. Nie

znosiła, że ciągle nie ma mnie w domu.

– I jak to się skończyło?
– W któryś z piątków wróciłem wcześniej z pól naftowych. Wiesz, co

zastałem – bardziej stwierdził, niż zapytał.

– Swoją żonę z kimś innym?
– Otóż to.
– Cóż... przykro mi z tego powodu. – Powiedziała prawdę. Było jej

rzeczywiście przykro z powodu zdrady, jakiej dopuściła się jego żona, a jeszcze
bardziej dlatego, że w głosie Tuckera wciąż słychać było gorycz, gdy o tym
opowiadał.

– Dlaczego ma być ci przykro? – żachnął się. – Tamten gość po prostu

bardziej jej pasował. W sumie dobrze się stało. Poczułem wtedy ogromną ulgę.
Oczywiście, pomijam sprawę Nancy. Tego, że ją straciłem, zawsze będę
żałować. Ale cóż, życie toczy się dalej. Muszę przyznać, że było to dla mnie
bardzo ważne doświadczenie. Dostałem lekcję, której nigdy nie zapomnę.

– Jaka jest jej treść? – zapytała Kelly z niejasnym przeczuciem, że za

chwilę usłyszy coś, co sprawi jej ból.

– Że ognisko domowe wcale nie jest takim cudownym wynalazkiem, jak

sądzą niektórzy. – Kelly nic nie odpowiedziała. Słowa Tuckera zasmuciły ją
głęboko i zaniepokoiły. On jednak nie rozwijał tego wątku. – Przykro mi, że
odrzucili twoje szkice – powiedział, zmieniając temat.

– Mnie również.
– Cóż, będą żałować, mówiłem ci już. Zobaczysz, że ktoś inny się nimi

zainteresuje.

– Jasne. Wcale nie zamierzam się poddawać. Pocałował ją w czubek

głowy.

– Innymi słowy, niech Visions Card się udławi.
– Wyjąłeś mi to z ust – odparła z uśmiechem Kelly. Uniosła głowę i

spojrzała mu prosto w oczy. – Słyszałam ostatnio, że po drugiej stronie miasta
otwierają nowy klub. Wiesz coś o tym?

– I co z tego?
– Stracisz sporo klientów.
– A niby dlaczego? Twoje lekcje tańca ściągną sporo osób. Jeszcze

większą frekwencję zapewnią automaty, które właśnie instaluję.

background image

– A widzisz! – ucieszyła się Kelly i pocałowała go w usta. – Posłuchałeś

mnie jednak. Nie pożałujesz tego wydatku. Ten drugi klub też może się udławić.

– Na to liczę, chociaż żadnej pewności nie mam. Niestety, nie wiesz

jeszcze, jakie prawa rządzą życiem małego miasteczka.

– Poczekaj. Sam się przekonasz, czy nie miałam racji.
– Mam nadzieję, że ten zakład przegram.
Kelly przysunęła się do niego bliżej. Przez dłuższą chwilę oboje milczeli,

starając się uporządkować myśli, zastanawiając się, co takiego wydarzyło się
między nimi, co naprawdę zaszło.

– Nie żałujesz? – odezwał się pierwszy Tucker. Kelly nie próbowała

nawet udawać, że nie wie, o co pyta jej kochanek.

– Nie, a ty? Tucker westchnął.
– I tak, i nie.
– Nie jestem przekonana, czy taką odpowiedź chciałam usłyszeć.
– Ale to prawda. Nasz związek spowoduje wiele komplikacji.
Kelly miała nadzieję, że usłyszy, o jakie to komplikacje chodzi, ale

Tucker milczał. Nie trzeba było jednak geniusza, żeby zrozumieć, co ma na
myśli.

Przypomniała sobie słowa ojca. Może faktycznie łączy ich tylko to, że

oboje lubią tańczyć i że są zafascynowani sobą, ale to stanowczo za mało, żeby
powstał trwały związek. Były też inne przeszkody: gniew i niezgoda Simona,
cierpka uwaga Tuckera na temat pozornych zalet ogniska domowego...

Gdy więc Kelly odwoływała się do zdrowego rozsądku, ten sączył w nią

jad wątpliwości. Serce jednak podpowiadało inaczej.

– Przyznaję, że sytuacja nie jest prosta, ale chcę się z tobą spotykać –

powiedziała otwarcie.

– Ja też.
– A jaki w takim razie jest nasz plan na przyszłość? – zapytała niepewnie,

obawiając się, że odpowiedź, którą usłyszy, nie będzie dla niej radosna.

– Nie ma żadnego planu. Na razie cieszmy się sobą i nie myślmy o tym,

co będzie potem.

– Cieszmy się sobą... – powtórzyła z niewinnym uśmiechem Kelly. – Czy

rozumiesz to dosłownie? – zapytała cichutko.

Oczy zalśniły mu nagłym pożądaniem, pochylił się i dotknął ustami jej

piersi.

– A jak myślisz?
Westchnęła, a po chwili krzyknęła cicho, gdy Tucker uniósł ją sprawnie i

posadził na sobie.

– Och, Tucker... – jęknęła tylko, czując go w sobie, i zaczęła się

rytmicznie poruszać.

background image

Ta noc była początkiem wielu następnych. Kelly i Tucker nie mogli się

sobą nasycić. Ona była szczęśliwa jak nigdy dotąd, jakkolwiek nieustannie
spadały na nią kłopoty. Teraz jednak miała przy sobie Tuckera. Towarzyszył jej,
gdy umieszczała babcię w domu opieki, pomagał, jak umiał, kiedy dach w jej
sklepie zaczął przeciekać i zniszczeniu uległa znaczna część towaru, był przy
niej, gdy kolejna firma zajmująca się produkcją pocztówek odrzuciła jej prace.

A jednak ani razu nie powiedział jej, że ją kocha, ani razu nie zająknął się

nawet na temat wspólnej przyszłości.

Któregoś dnia, gdy przy jej łóżku zadzwonił telefon, Kelly z radością

podniosła słuchawkę już po drugim dzwonku, sądząc, że to Tucker.

– Dzień dobry – odezwała się wesoło.
– Widzę, że nabrałaś lepszych manier, moja droga.
– O, cześć, tato – zdziwiła się nieco.
– Odnoszę wrażenie, że mój telefon cię rozczarował.
– Nie, to nieprawda – zaprzeczyła, ale zbyt pospiesznie, żeby mogła

zmylić tym ojca.

– No dobrze, nieważne. Co powiesz na to, żebyśmy spędzili razem

dzisiejszy dzień? Jest niedziela, więc nie masz wymówki.

– Och, tato. Bardzo bym chciała, ale naprawdę mam masę pracy. Poza

tym powinieneś spędzić trochę czasu z babcią. Bardzo za tobą tęskni.

Simon westchnął.
– Masz rację. Może zabiorę ją gdzieś na przejażdżkę.
– Bardzo by była szczęśliwa.
Nie odpowiedział i milczał przez dłuższą chwilę.
– Tato? – zaniepokoiła się Kelly.
– Jestem, jestem. Powiedz, czy wciąż spotykasz się z tym kowbojem?
Kelly westchnęła głęboko.
– Tak.
– Do licha, Kelly, sama wiesz...
– Tato, rozmawialiśmy już na ten temat i wiem, co masz mi do

powiedzenia. Pamiętam twoje przestrogi – przerwała mu zdecydowanie. Ojciec
ponarzekał jeszcze trochę, po czym pożegnał się z córką i zakończył rozmowę.

Zaledwie Kelly odłożyła słuchawkę, zadźwięczał dzwonek u drzwi.
– Kogo znów diabli niosą? – burknęła, odrzuciła kołdrę i sięgnęła po

szlafrok.

– Kto tam? – zapytała, wchodząc do korytarza.
– Zgadnij.
Uchyliła drzwi na centymetr.
– Witaj – odezwał się Tucker, obrzucając wzrokiem jej sylwetkę,

szczególnie zaś to, co odsłoniło się spomiędzy rozchylonych klap luźnego
szlafroka.

background image

– Podobam ci się?
– Przecież wiesz. Ale teraz się ubieraj. Popatrzyła nań rozszerzonymi

oczyma.

– Naprawdę ci się podobam?
– Tak, ale chcę ci coś pokazać.
– Co?
– To tajemnica.

background image

Rozdział jedenasty

Gdy opuszczali dom, Kelly nie miała zielonego pojęcia, co zamierza

pokazać jej Tucker. Podczas jazdy nie odezwał się ani słowem. Nie
przejmowała się jednak tym zbytnio. Cieszyła ją sama obecność Tuckera, to, że
jest obok niej. Z zainteresowaniem śledziła przesuwające się za oknem auta
krajobrazy. Kiedy w końcu Tucker zatrzymał swój samochód pod jednym z
wielkich dębów u stóp rozległego wzgórza, powiedział:

– Muszę się przyznać, że bardzo mnie zaskoczyłaś. Większość kobiet z

wielkich metropolii nie znosi prowincji. A ty nawet się nie skrzywiłaś, gdy
wyjechaliśmy z miasta...

Kelly żartobliwie klepnęła go w ramię.
– Zacznijmy od tego, że jestem inna niż większość znanych ci kobiet.
Tucker roześmiał się głośno, objął ją za szyję i czule pocałował.
– To fakt – przyznał, a potem dodał: – No, chodźmy. Pokażę wyjątkowej

kobiecie wyjątkowe miejsce.

Wysiadła z samochodu i zaczęła wspinać się za nim pod górę. Gdy dotarli

na szczyt wzgórza, Tucker przystanął i popatrzył na Kelly z szerokim
uśmiechem.

– Od samego widoku można doznać zawrotu głowy – wydyszała z

niekłamanym zachwytem, zmęczona wspinaczką.

W dole, poniżej porośniętego majestatycznymi drzewami stoku,

rozciągały się łąki pokryte bujną trawą i polnymi kwiatami. Kelly nie znała ich
nazw, były jednak tak piękne, że miała ochotę usiąść, wyciągnąć kredki i
szkicownik i malować je godzinami. Pośrodku rozległych pól błyszczał w
słońcu staw, lekkie podmuchy wiatru marszczyły jego gładką toń.

– Zawrót głowy. To dobre określenie – odezwał się po dłuższej chwili

Tucker. W jego głosie Kelly dosłyszała wzruszenie, jednak jego przyczyny nie
umiała odgadnąć.

– Co to za miejsce? – zapytała więc, domyślając się, że Tucker

nieprzypadkowo przywiózł ją właśnie tutaj.

– Moje.
– Twoje? – spytała ze zdumieniem.
– Aha. Zostawił mi je mój wuj. Należy do mnie.
– Udało ci się.
– Pewnie. Zwłaszcza że to jedyna naprawdę wartościowa rzecz, jaką od

niego dostałem. – Tym razem w jego głosie zabrzmiała gorycz.

Kelly ponownie uświadomiła sobie, z jak różnych pochodzą środowisk i

jak odmienne są ich życiowe doświadczenia. Ona miała życie usłane różami, dla
niego zostały tylko kolce.

background image

– Kochasz to miejsce, prawda?
– Aż tak to po mnie widać?
– Tak – odparła cicho. – W twoim głosie było jakieś szczególne

wzruszenie, ton, który słyszałam tylko wtedy, gdy... gdy... – Zaczerwieniła się
jak piwonia.

Oczy Tuckera rozbłysły.
– Kiedy? Gdy się kochaliśmy?
– Właśnie – odparła zawstydzona.
– Masz rację. Zawsze gdy tu przyjeżdżam, czuję taki sam zawrót głowy,

jakiego doznaję, gdy jestem... w tobie.

Kelly zadrżała, jej ciało ogarnęło zniewalające ciepło, jak zawsze, gdy

myślami wracała do rozkosznych chwil, które dzielili ze sobą tak często.

– Mam poważne plany odnośnie tego miejsca – mówił dalej Tucker. –

Zbuduję tu wielki dom, oczywiście, o ile... – zawahał się – no, o ile...

– O ile, co?
– O ile zgodzisz się ze mną go dzielić – wydusił z siebie wreszcie.
Na te słowa serce Kelly zabiło radośnie. Spojrzała na niego wzrokiem

pełnym zdumienia, niedowierzania i jednocześnie nadziei.

– Czy chcesz przez to powiedzieć, że chcesz ze mną być zawsze, że... że

mnie kochasz?

– Tak, chyba tak. Kocham cię, Kelly – odparł poważnie.
– A ja kocham ciebie!
– Naprawdę? – Jego twarz pojaśniała ze szczęścia.
– Oczywiście, ty głuptasie! – zawołała ze śmiechem i rzuciła mu się w

ramiona.

Gdy rozległo się pukanie do drzwi, Tucker odłożył długopis i oparł się na

krześle. To pewnie Kelly, pomyślał. O tej porze często zamykała sklep i
wpadała do niego z lunchem. Odetchnął z ulgą – przyszła w samą porę.
Wypełniał właśnie księgę podatkową, a czynność ta zawsze straszliwie go
nudziła. Mógł się jednak tylko cieszyć, że jest co księgować. Zainstalowane
automaty do gry oraz lekcje tańca przynosiły coraz większe dochody.

– Otwarte – powiedział znużonym głosem.
W progu jednak nie ujrzał Kelly, lecz jej ojca. St. oto przed nim Simon

Warren. Na jego widok Tuckerowi zwęziły się źrenice, wyprostował się
natychmiast i zacisnął dłonie na krawędzi biurka.

– Nie przeszkadzam? – spytał Simon, nie trudząc się nawet, by podać

gospodarzowi dłoń na powitanie.

– Nie sądzę, żeby robiło to panu jakąkolwiek różnicę – odparł Tucker. –

Ale skoro pan już przyszedł, proszę usiąść.

Simon zbliżył się do biurka z zaciętym wyrazem twarzy.

background image

– Możesz pan sobie oszczędzić tych grzeczności, zabierają mi tylko czas.
Tucker wstał od biurka, by mieć oblicze rozmówcy na wysokości własnej

twarzy.

– Przykro mi to słyszeć – powiedział.
– Posłuchaj pan – zirytował się ojciec Kelly – nie przyszedłem tu po to,

byśmy wymieniali słodkie słówka.

– Rozumiem. Widzę, że stawia pan sprawę po męsku – odrzekł spokojnie

Tucker, nie zrażony arogancją Simona, choć, prawdę mówiąc, miał wielką
ochotę wyrżnąć go po prostu w tę pewną siebie twarz.

– Uważasz się pan za lepszego cwaniaka, prawda? Otóż mylisz się pan.

Tym razem się nie uda. Nie zamierzam stać z boku i przyglądać się, jak
bałamuci pan moją córkę. Nie dopuszczę do waszego ślubu!

Tucker uniósł brwi.
– Przykro mi, ale pańskie zdanie mniej się liczy niż...
– Nieprawda! – przerwał mu agresywnym tonem Simon. – Kocham swoją

córkę i chcę dla niej jak najlepiej.

– Obaj tego chcemy.
– Jeśli tak, to trzymaj się od niej jak najdalej.
– Cóż. Obawiam się, że tego akurat nie jestem w stanie uczynić. Widzi

pan, jesteśmy w sobie zakochani. I jeśli Kelly sama nie wyrazi sprzeciwu,
pobierzemy się.

Twarz Simona poczerwieniała, następnie stała się szara, a na końcu

przybrała barwę papieru.

– Po moim trupie! – wykrzyknął. – Nie dopuszczę, żeby Kelly Warren

poślubiła takiego gołodupca jak...

– No, no! – Tym razem Tuckera poniosły nerwy. – Niech pan uważa na

słowa, bo inaczej zakończymy tę rozmowę! – Rzadko podnosił głos, ale w tej
chwili nie mógł się opanować. Najwyraźniej groźba podziałała, bo Simon
zamilkł natychmiast. – Wie pan co, panie Warren – odezwał się znowu Tucker
spokojniejszym już głosem.

– Najlepiej będzie, jeśli wyjdzie pan stąd, zanim nie dojdzie do czegoś,

czego obaj będziemy potem żałować.

Simon bez słowa sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyjął

książeczkę czekową. Położył ją na blacie biurka.

– W porządku. Rozumiem. Ile pan sobie życzy za to, żeby na zawsze

zniknąć z życia Kelly? Sto patyków? Mało? To co, dwieście?

Tucker pobladł z oburzenia. Sięgnął przez biurko, chwycił Warrena za

krawat i przyciągnął jego twarz do swojej.

– Zabierz tą swoją zakichaną forsę – wycedził. – Nie wezmę ani centa,

rozumiesz? I pamiętaj, tylko dzięki Kelly wynosisz stąd wszystkie zęby. –
Puścił krawat mężczyzny, wygładził mu go, poklepał po ramieniu i zakończył: –

background image

A teraz, skoro powiedziałeś już wszystko, co chciałeś, spadaj. Wynoś się, póki
mam cierpliwość, i nigdy nie wracaj.

Wpadające przez okno słoneczne światło ozłacało ich nagie ciała. Od

czasu gdy wyznali sobie miłość, upłynęły już dwa tygodnie, a Kelly wciąż żyła
zachwytem zakochania i pierwszej prawdziwej miłości.

– Boże, nie przeżyłbym, gdybym miał cię utracić – powiedział cicho

Tucker.

Kelly popatrzyła nań ze zdziwieniem.
– Skąd ci przychodzą do głowy takie myśli? Milczał przez chwilę, po

czym westchnął ciężko i wyznał:

– Odwiedził mnie twój ojciec.
Kelly usiadła na łóżku, zaskoczona tą nowiną.
– Po co?
– Zgadnij.
– Pewnie chce...
– Tak – nie pozwolił jej skończyć. – Dobrze wiem, czego chce. Pragnie

jedynie twego dobra. Cholera, chyba nie okazałem szacunku dla tej jego troski.

– Czy coś się stało? – zaniepokoiła się Kelly.
– Prawie – przyznał z zakłopotaniem.
– Chciałabym być muchą na ścianie i to widzieć – zażartowała.
Twarz mężczyzny wciąż jednak pozostawała poważna.
– Pragnie jedynie twego dobra – powtórzył.
– Akurat! Pragnie własnego dobra, a przede wszystkim chce sprawować

nade mną pełną kontrolę, tak jak robił to zawsze.

– Uspokój się. Jeśli chodzi o mnie, to pewnie ma rację.
– Co chcesz przez to powiedzieć? Tucker wzruszył ramionami.
– Nigdy nie dam ci tego, do czego przywykłaś.
Czego znowu? – zdenerwowała się. – Domu z dwunastoma

sypialniami? Salonu pełnego antyków? Sportowych samochodów i jachtu?
Przecież wiesz, że nie dbam o rzeczy! – wykrzyknęła. – Obchodzisz mnie tylko
ty!

– Wysłuchaj mnie, dobrze? – Obrzuciła go gniewnym spojrzeniem, ale

pozwoliła mówić. – Widzisz – zaczął – ten nowy klub skomplikował wiele
spraw. Spłacenie długu za „Boot Scootin” i budowa domu potrwają znacznie
dłużej, niż zakładałem. Tak więc...

Kelly, nie czekając, aż Tucker dokończy, wyszła z łóżka.
– Dokąd się wybierasz? – zapytał zdziwiony.
– To tajemnica – rzuciła przez ramię Kelly.
– Akurat długo ją utrzymasz – parsknął Tucker. Kelly odwróciła się w

jego stronę i ujęła pod boki.

background image

– Wytłumacz dokładniej, co masz na myśli. Roześmiał się tylko.
– Nie spotkałem jeszcze w życiu kobiety, która zdołałaby zachować jakiś

sekret.

Gdy Kelly pokazała mu język, ponownie wybuchnął śmiechem.
– Tak, tak. Zobaczymy, kto miał rację.
– Właśnie. Zobaczymy, kto się będzie śmiał ostatni. Po prostu chwilę

poczekaj. – Popatrzyła na niego tajemniczo i sięgnęła po torebkę. Po chwili
wyciągnęła z niej zaklejoną kopertę i wróciła z nią do łóżka. – No, proszę –
powiedziała, wręczając mu kopertę. – Masz. To dla ciebie.

– Co to jest? Czy zamierzasz...
– Cicho. Otwórz, a wszystkiego się dowiesz. Tucker pochylił głowę,

rozdarł kopertę i zaczął czytać. Kelly poczuła, jak ogarnia ją podniecenie; czuła
wręcz zawrót głowy. Kiedy sądziła już, że nie zdoła dłużej wytrzymać
rozpierającego ją napięcia, Tucker podniósł twarz.

Wstrzymała oddech. Na jego twarzy malował się gniew.
– Co to ma, do ciężkiej cholery, znaczyć? – zapytał.

background image

Rozdział dwunasty

Kelly spodziewała się po nim innej reakcji. Na widok jego surowego

oblicza serce podeszło jej do gardła. Po chwili jednak zapanowała nad sobą na
tyle, że wyjaśniła:

– To... to twój weksel bankowy. Wykupiłam go. Nie masz już długu.
– Ale po jaką cholerę?! – wykrzyknął z wściekłością. Cofnęła się,

zdumiona i wstrząśnięta jego gwałtowną i tak niespodziewaną reakcją.
Otworzyła usta, żeby powiedzieć coś na swoją obronę, ale gardło miała tak
ściśnięte, że nie potrafiła wykrztusić słowa. Tucker nie miał takich kłopotów.

– Kim, do cholery, myślisz, że jesteś? Moim zbawcą?
– A jeśli nawet, to co? Czy to zbrodnia? – zdobyła się na odpowiedź.
– Tak, właśnie tak. Wielka zbrodnia – sapnął i zaczął pospiesznie wkładać

dżinsy.

– Ale o co ci chodzi? Nie rozumiem, dlaczego aż tak cię to dotknęło?
Obserwując, jak Tucker się ubiera, Kelly przypomniała sobie, że sama

jest naga i szybko włożyła koszulę.

– Klub to mój problem i mój interes, rozumiesz?
– Rozumiem, ale przecież...
Tucker wybuchnął pełnym goryczy śmiechem.
– Och, nic nie rozumiesz. W przeciwnym razie nie wtrącałabyś nosa w

nie swoje sprawy.

Kelly uniosła brodę.
– Nie wydaje mi się – powiedziała oficjalnym tonem – żebym wtykała

nos w nie swoje sprawy. Klub jest twój, a ja ciebie kocham. Traktuję to jako
gest miłości.

Tucker jakby się nieco zmieszał, po chwili jednak oświadczył:
– Dobrze, powiedzmy to inaczej: nie potrzebuję pieniędzy twego ojca, ani

teraz, ani nigdy.

– Ależ Simon nie ma z tym nic wspólnego! Wykupiłam ten weksel za

pieniądze z mojego konta.

– Twoich pieniędzy też nie chcę. Czyż tego nie rozumiesz? Wcześniej czy

później sam spłaciłbym dług. Obecnie klub przeżywa pewne kłopoty, ale daleko
mu jeszcze do bankructwa.

– Wiem o tym. Wiem doskonale. Ale jak już wspomniałam, był to z mojej

strony wyłącznie gest miłości. Dlatego ofiarowałam ci te pieniądze.

Tucker obrzucił ją pogardliwym spojrzeniem.
– Nie kupisz mnie za pieniądze, Kelly. Nie jestem na sprzedaż.
– Ty, ty... – Coś ścisnęło ją za gardło, nie była w stanie powiedzieć więcej

niż: – Ty uparty, niewdzięczny...

background image

– Zgoda, ja jestem niewdzięczny, a ty pójdziesz do banku i zabierzesz

swoje pieniądze. I to jutro.

Kelly roześmiała się pozbawionym wesołości śmiechem.
– To twoja duma, Tucker, nie pozwala ci niczego przyjąć, prawda? Liczy

się dla ciebie bardziej niż nasza miłość.

– Duma nie ma tu nic do rzeczy.
– A właśnie że ma. Jesteś wpatrzonym w siebie egoistą i pyszałkiem,

który widzi tylko czubek własnego nosa.

– Rozumiem, że każesz mi się wynosić?
– Bardzo dobrze rozumiesz.
– Świetnie, więc idę.
Przeszedł przez pokój, mocnym szarpnięciem otworzył drzwi i zatrzasnął

je za sobą z wściekłością.

– Czy rozmawiam z panią Kelly Warren?
– Tak – odparła niepewnie Kelly, nie rozpoznając przez telefon głosu

rozmówcy.

– Mówi Velma Pritchard z Simply Cards. Dzwonię w sprawie szkiców,

które pani niedawno do nas przysłała.

– Słucham – powiedziała Kelly z nadzieją w sercu.
– Chcielibyśmy je od pani kupić. Te i wszystkie inne, które zdecyduje się

pani sprzedać.

Kelly nie mogła uwierzyć własnemu szczęściu. Wolną ręką złapała się za

głowę.

– Naprawdę? – spytała z niedowierzaniem w głosie.
Pani Pritchard roześmiała się do słuchawki.
– Oczywiście. Chciałabym zaprosić panią do nas na spotkanie, w trakcie

którego mogłybyśmy omówić szczegóły dotyczące kontraktu.

– Wspaniale. Jestem w każdej chwili do państwa dyspozycji – odparła i

nie skończywszy jeszcze rozmowy, zaczęła obmyślać projekty nowych kart,
które mogłaby zaproponować przedstawicielom Simply Cards, jednego z
najpotężniejszych przedsiębiorstw tej branży.

Spotkanie miało miejsce dwa dni później. Kelly sprzedała niemal

wszystkie swoje dotychczasowe prace i podpisała umowę na wykonanie
następnych. Kontrakt okazał się bardzo korzystny – dawał jej twórczą swobodę,
a jednocześnie gwarancję regularnych i stosunkowo wysokich zysków.

W takiej sytuacji trudno było nie czuć satysfakcji i zadowolenia z siebie.

Oto po wielu miesiącach starań osiągnęła swój cel, powinna więc być w
siódmym niebie. A jednak jeszcze nigdy w życiu Kelly nie była tak
nieszczęśliwa. Straciła Tuckera. Straciła go w chwili, gdy tak bardzo
potrzebowała jego wsparcia, jego obecności, jego miłości.

background image

Pogrążona w najczarniejszych myślach, bez reszty oddała się pracy.

Pracowała całymi godzinami, tak długo, aż jej wzrok nie zaszedł mgłą, aż
dosłownie padała ze zmęczenia.

I bardzo dużo płakała.
Nie potrafiła zrozumieć powodów, dla których Tucker tak gwałtownie

zareagował na ofiarę, którą złożyła z najgłębszej potrzeby serca. Gdyby go
zrozumiała, może by jej przyniosło to ulgę.

W poszukiwaniu wytchnienia i ciszy często odwiedzała babcię w jej

ustronnym pensjonacie. Tutaj mogła leczyć swą samotność i poczucie
opuszczenia, stąd zawsze wracała umocniona i pokrzepiona, choć jak dotąd nie
wtajemniczała Claire w rozterki swego serca. Babcia jednak była zbyt mądra i
zbyt spostrzegawcza, by nie widzieć udręki w oczach Kelly.

– Czyżbyś źle się czuła, kochanie? – zapytała któregoś razu, bacznie

wpatrzona w pobladłą twarz wnuczki.

Kelly pochyliła się, pocałowała babcię w policzek, po czym usiadła

naprzeciwko niej na krześle. Przez chwilę panowało milczenie. Kelly i jej
babcia wyglądały przez wielkie okno, obserwując z uwagą buszującą w
gałęziach drzewa wiewiórkę.

– Jest mi tu bardzo dobrze – przerwała ciszę Claire.
– Cieszę się, że polubiłaś to miejsce.
– Tak. A dom zostawiam tobie. Możesz robić w nim, co zechcesz.
– Jak to? Chcesz pozostać tu na stałe? Claire uśmiechnęła się.
– Chyba tak. Mam wszelkie wygody i doskonałą opiekę w każdej chwili.
– Nie wspominając już o tym, że przebywa tu również wielu twych

dobrych znajomych.

– Ano właśnie. Sama więc widzisz, że jest mi tu jak u Pana Boga za

piecem. To wspaniale czuć się szczęśliwą na stare lata... – Urwała, bacznie
spojrzała na wnuczkę i poprawiła się: – Ale byłabym jeszcze szczęśliwsza,
gdybym nie martwiła się tak o ciebie. I o twego ojca. Kelly delikatnie uścisnęła
dłoń babci.

– Nie musisz się martwić. U mnie wszystko dobrze.
– Kelly – babcia pogroziła jej palcem – mnie nie oszukasz. Tylko ślepy

nie spostrzegłby, że coś jest z tobą nie tak. Podejrzewam, że ma to związek z
Tuckerem. Czy mam rację?

Kelly odwróciła tylko twarz i skinęła głową.
– Tak też myślałam. Simon powiedział mi, że już się nie spotykacie. Co

się stało? Jakaś kłótnia?

– Zgadza się – odparła dziewczyna grobowym głosem.
– Czy to ojciec doprowadził do waszego zerwania?
– Nie. Choć próbował. Spotkał się z Tuckerem bez mojej wiedzy i kazał

mu o mnie zapomnieć. Naiwny. Tucker nigdy by się na to nie zgodził...

background image

– A zatem problem leży gdzie indziej – domyśliła się Claire.
W oczach Kelly zalśniły łzy. Jeszcze chwila i zaczęły płynąć po jej

policzkach. Nie mogła już dłużej wytrzymać, jej zbolałe serce jakby pękło z żalu
i rozpaczy, a ona wybuchnęła szlochem. Wtuliła twarz w ramię babci i drżącym
głosem wyznała całą prawdę. Gdy skończyła mówić, Claire podała jej
chusteczkę, odczekała aż wnuczka wytrze sobie twarz i powiedziała:

– Powinnaś, moja droga, pamiętać, że nie szczęście jest celem, lecz

dążenie do szczęścia. Nie tyle liczy się cel, co dążenie do celu.

Kelly zamrugała oczyma.
– Słucham?
– Dobrze usłyszałaś. Teraz tylko przemysł sobie to, co ci powiedziałam, a

następnie odnieś to do Tuckera.

Chwilę tylko trwało, nim do Kelly dotarł w pełni sens usłyszanych słów.
– Mówisz, że dokładnie za to samo, co zrobiłam Tuckerowi, gotowa

byłam zamordować własnego ojca?

– Właśnie tak.
– Gdyby na przykład tata udał się do Visions i za pomocą łapówki skłonił

ich do przyjęcia moich szkiców, czułabym się oszukana – mówiła dalej Kelly –
ponieważ pozbawiłby mnie możliwości osiągnięcia sukcesu własnymi siłami,
korzystając z własnego talentu... – Kelly zamilkła i jej oczy znów wypełniły się
łzami. – No tak, a przecież to właśnie zrobiłam Tuckerowi. Odebrałam mu
możliwość samodzielnego osiągnięcia celu, szczęścia...

– Sama nie ujęłabym tego lepiej.
– Babciu, tak mi przykro i wstyd, że okazałam się aż tak głupia.
– Wcale nie. Twoja decyzja płynęła z serca, z miłości.
– Ale czy on mi wybaczy? Claire uśmiechnęła się.
– Tego nie możesz wiedzieć. Musisz sama go o to zapytać.
– Tak, to chyba najlepsze rozwiązanie.
Przez okna wpadały do sali złociste promienie słońca, rzucając na stoliki

połyskliwe cienie. Przez chwilę Tucker spoglądał na ustawione w kącie
automaty do gry, następnie przeniósł wzrok na parkiet, na którym kiedyś on i
Kelly...

– Nie! – mruknął pod nosem.
Kelly była ostatnią osobą, o której chciał rozmyślać. I zarazem jedyną

osobą, o której rozmyślał ostatnio nieustannie.

Tęsknił za nią, tęsknił duszą i ciałem. Poza nią nie dbał o nic ani o

nikogo; a zwłaszcza o siebie, jak to rankiem tego dnia trafnie zauważył Ponurak.

– Cokolwiek cię gniecie, synu, musisz zrobić z tym porządek –

oświadczył. – Tak dalej być nie może. Wyglądasz jak nieboszczyk.

– Oszczędź sobie tych miłych słów – odciął się Tucker.
– Nie musisz mnie słuchać, jeśli nie chcesz, ale myślę, że przydałaby ci

background image

się poważna rozmowa.

– Czyżby?
– Jasne. Klub ponownie stanął na nogi, ale twojej w tym zasługi nie ma

żadnej. Zresztą przez ostatni tydzień byłeś pijany na okrągło, więc skąd możesz
o tym wiedzieć...

– Przeglądałem księgi. Ponurak zarechotał.
– E, tam. Księgi. Dlaczego się od razu nie przyznasz, że nie możesz bez

niej żyć? A jeśli nie możesz, dlaczego pierwszy nie wyciągniesz do niej ręki?

– To nie takie proste. Zachowałem się wobec niej jak kretyn, jak dupa

wołowa, ot co.

– To w twoim stylu – zaśmiał się Ponurak. Tucker łypnął na niego złym

okiem, lecz nie odciął się, jak miał w zwyczaju. Starszy mężczyzna spoważniał.
Jego szef rzeczywiście był nie w sosie. – Dobra, bracie – powiedział i poklepał
Tuckera po ramieniu – nie wiem, co tam nabroiłeś, ale skoro już sam zdajesz
sobie sprawę, że się zbłaźniłeś, dlaczego tego nie naprawisz?

Tucker zmarszczył brwi.
– Nie wiem, czy to możliwe. Mówiłem ci już, spaprałem sprawę

dokumentnie.

– No, ale przecież nikt za ciebie jej nie załatwi – odparł Ponurak. – Więc

na co jeszcze czekasz? Do zobaczenia jutro.

Pogrążony w ponurych myślach Tucker ruszył przez parkiet. Kelly nie

wycofała swych pieniędzy, jak ją o to prosił, mimo że posprzeczali się na amen.
Klub był teraz całkowicie jego własnością i wolny od wszelkich zadłużeń. A
przecież nikt mu nigdy w życiu nie pomógł, dopiero ona, Kelly Warren. I to
bezinteresownie. Bo to, że chciała go kupić, to bzdura nad bzdury. Niby co, nie
miała go pod dostatkiem, gdy byli jeszcze razem?

A co zrobił on? Odrzucił jej ofiarę, jej miłość i szczodrość. Wzgardził

tym wszystkim. I to dlaczego? Dla głupiej dumy, jak powiedziała, dla dumy,
która tak naprawdę liczyła się tu najmniej.

No tak, zachował się jak skończony dureń. Ale może jeszcze nie jest za

późno? Podszedł do tylnych drzwi, otworzył je i... stanął jak wmurowany.

Kelly!
Zamrugał oczyma, sądząc w pierwszej chwili, że to złudzenie.
– Przykro mi... – zaczął niepewnym głosem.
– Mnie też – szepnęła. Na jej policzku zabłysła łza. Tucker otworzył

ramiona i dziewczyna z płaczem wpadła w jego objęcia. Tuliła się do niego, a
on całował jej policzki, nos, usta, szyję.

– Przepraszam, przepraszam – szeptał jak w gorączce.
– Ja też przepraszam. Kocham cię, kocham... Tak mi przykro, że cię

zraniłam, wprowadziłam w zakłopotanie.

– Daj spokój – odrzekł. – To ja... To moja wina. Wybacz, Kelly. Też

background image

ciebie kocham.

– Więc co będzie?
– A wyjdziesz za mnie?
– Tak. Ale najpierw musisz obiecać, że nigdy już mnie nie zostawisz.
Scałowywał łzy z jej twarzy.
– Uwierz mi, nie jestem aż takim osłem, żeby po raz drugi porzucać raj.

Po uroczystości ślubnej w niewielkim kościółku i skromnym przyjęciu

para młoda, jedynie w towarzystwie Simona, Claire i Ponuraka, pojechała do
domu babci. Kelly i Tucker mieli w nim zamieszkać do czasu, aż nie uwiją sobie
własnego, wymarzonego gniazdka w miejscu, które niegdyś tak zachwyciło
Kelly.

Nawet Simon, przekonany ostatecznie przez matkę, musiał pogodzić się z

faktem, że Kelly sama podjęła tę najważniejszą decyzję w swoim życiu. Na
chwilę przed ślubem córka położyła mu dłonie na ramionach i szepnęła:

– Nigdy jeszcze nie byłam w życiu tak szczęśliwa, tato. Ciesz się razem

ze mną.

Simon nieznacznie tylko potrząsnął głową, uśmiechnął się i przygarnął

córkę do siebie.

– Wiem, kiedy należy się poddać – powiedział, po czym odwrócił się do

Tuckera i wyciągnął rękę. – Przepraszam za wszystko.

– I ja przepraszam – odrzekł Tucker z uśmiechem i potrząsnął dłonią

Simona. – A jeżeli okaże się, że pańska córka nie będzie przy moim boku
najszczęśliwszą kobietą pod słońcem, ma pan pełne prawo dać mi tęgiego
kopniaka tam, gdzie kończą się plecy.

– Masz to u mnie jak w banku, synu.
Teraz, kiedy emocje związane z ceremonią już opadły, gdy zostali sami,

opuszczeni dyskretnie przez najbliższych, Tucker odetchnął głęboko i przytulił
żonę do siebie.

– Powinnam być jednak na ciebie wściekła – odezwała się cicho Kelly.
– A to dlaczego?
– Ponieważ kazałeś mi ostatecznie zwrócić te pieniądze do banku.
– I co, już nie jesteś wściekła?
– Nie, nie jestem. Ale gdybyś kiedykolwiek ich potrzebował, wiesz gdzie

są.

– Wiem – odparł Tucker i wtulił twarz w jej dekolt, przysłonięty tiulem

sukni ślubnej.

Oczy Kelly zaszły mgłą. Uśmiechnęła się, przycisnęła jego głowę do

piersi i szepnęła mu do ucha:

– Przez całą ceremonię ślubną wierciłeś się niespokojnie – powiedziała. –

Czyżbyś już wtedy myślał o nocy poślubnej?

background image

– Ty też nie mogłaś się doczekać, prawda?
– Nie!
– Kocham cię.
– I ja ciebie.
– Więc jak będzie? – zapytał, zaglądając jej głęboko w oczy. – Do kogo

tym razem będzie należeć inicjatywa?


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
1996 15 Wakacyjna miłość 2 Mary Lynn Baxter Pewnego lata w Lufkin
Baxter Mary Lynn Pewnego lata w Lufkin
Wakacyjna miłość (1996) Ann Major, Laura Parker, Mary Lynn Baxter
45 Mary Lynn Baxter Mezalians
36 Mary Lynn Baxter Melisso, wróć
089 Baxter Mary Lynn Płomień miłości
Baxter Mary Lynn Prezent dla Joni
Baxter Mary Lynn Kobieta Danclera
036 Baxter Mary Lynn Melisso, wróć
345 Baxter Mary Lynn Dziewczyna z miasta
137 Baxter Mary Lynn Kobieta Danclera
137 Baxter Mary Lynn Kobieta Danclera
036 Baxter Mary Lynn Melisso, wróć
122 Baxter Mary Lynn Moje maleństwo
078 Baxter Mary Lynn Nie bój się ryzyka

więcej podobnych podstron