Archiwum Gazety Wyborczej; Koszmar drugiej czeczeńskiej
WYSZUKIWANIE:
PROSTE
ZŁOŻONE
ZSZYWKA
?
informacja o czasie
dostępu
Gazeta Wyborcza
nr 289, wydanie waw (Warszawa) z
dnia
1999/12/11-1999/12/12,
dział ŚWIĄTECZNA, str. 12
Fot. AP/JURIJ TUTOW
[pagina] ROSJA - CZECZENIA
ANATOLIJ PRISTAWKIN *; tłum. LAI
Koszmar drugiej czeczeńskiej
Czy wreszcie się ockniemy, czy opuści nas głuchota i obojętność? Czy
przypomnimy sobie, że istnieje coś takiego jak elementarne zasady prawa, ludzkie
uczucia i jeszcze coś, co nazywa się sumieniem?
ANATOLIJ PRISTAWKIN *
Jaka będzie zima? - zapytałem kierowcę. Była późna jesień, właśnie jechaliśmy
na daczę. - Jaka... - odpowiedział. - Niech pan popatrzy, w jaki sposób spadają
na ziemię liście osiki: jeśli spodem do góry - idzie mróz, jeśli wierzchem -
będzie ciepło.
Nie starczyło mi czasu, żeby popatrzeć, na którą stronę upadł liść osiki.
Zresztą boimy się nie tyle zimy mroźnej, ile budzącej lęk. Wtedy, jeśli nawet
nie ma chłodów, ludzie otulają się, bo napięte nerwy nie trzymają ciepła. I jest
czego się obawiać: stabilizacja, nawet chwiejna, jest, jak wiadomo, lepsza od
wszelkich zmian. A teraz, jakby mało było innych "przyjemności", mamy budzący
grozę mieszkańców rosyjskich miast krwawy terror, który zakończył się nową wojną
w Czeczenii.
Być może, jeśli zdołamy rozwikłać przyczyny tego, co się dzieje w Czeczenii, uda się nam trochę zrozumieć także i Rosję. I
jeszcze to, co czeka ją jutro.
Ale powiem od razu i bez niedomówień: nowa wojna na Kaukazie to nasze nowe
ogromne nieszczęście.
Pewnego razu w szwedzkim więzieniu zobaczyłem na ścianie słowa, które zapewne
napisał jakiś więzień: "Każda rzecz ma trzy płaszczyzny: twoją stronę, moją
stronę i stronę najważniejszą". Próbując spojrzeć na każde wydarzenie z dwóch
stron, w tym wypadku powiedzmy z czeczeńskiej i rosyjskiej, trzecią -
najważniejszą - pozostawiam czytelnikowi, który sam zdecyduje, gdzie jest
prawda. A więc...
Rosja
Nie ja to wymyśliłem, tak teraz ludzie ją nazywają: "druga czeczeńska". Żeby
odróżnić ją od tamtej, niedawnej, chociaż ani ta, ani tamta w oficjalnych
komunikatach jako wojna nie figuruje. Zresztą i u nas w Komisji Ułaskawień,
kiedy uczestnicy poprzednich walk w Czeczenii w
ślad za "afgańcami" tłumnie poszli do więzień za rozmaite przestępstwa
kryminalne, "pierwsza czeczeńska" w oficjalnych dokumentach występuje jako
"przywracanie porządku konstytucyjnego".
Ale gdyby spojrzeć na sprawę tak, jak wygląda naprawdę, to odliczanie
należałoby zacząć od początku ubiegłego stulecia. Według Wasilija Potto,
kronikarza z tamtych czasów, Kaukaz postrzegany był jako "...dziki, niepojęty
kraj, gdzie wiecznie wrzały wojny, dokąd szło wojsko za wojskiem, w ludzkiej
wyobraźni było to księstwo ciemności i zbrodni, skąd nikt nie powracał, zwane
wśród ludu >>Kaukazem śmiertelnym<<...".
Pod koniec zeszłego wieku Potto, autor książki poświęconej pierwszej (tej
naprawdę pierwszej!) wojnie kaukaskiej, patetycznie oświadcza: "Czyż wiele jest
w Rosji rodzin, na których Kaukaz długotrwałymi wojnami nie wypalił piętna
niepowetowaną stratą i któż będzie wspominał tę stratę inaczej, niż czując dumę
z obowiązku wypełnionego wobec wielkiej ojczyzny, która posyła swoich synów na
górskie rubieże Azji nie po to, aby zbierali mordercze żniwo wojny, ale w celu
poskromienia tego kraju na wieki... Kaukaska wojna zakończyła się, wielki cel
został osiągnięty...".
Rzeczywiście osiągnięty? Napisane to zostało ponad sto lat temu, ale
przepowiadając osiągnięcie "wielkiego celu poskromienia" (jak to wygląda, dobrze
widzieliśmy na własne oczy), autor nie mógł przewidzieć, że "wojna przynosząca
niewspółmierne ofiary", przeciągnie się aż do następnego stulecia. I nawet
Stalin z Berią przesiedlający niepokorne narody Kaukazu - pół miliona ludzi w
śniegi Kazachstanu i Syberii (za co zapłaciła życiem połowa zesłańców, przede
wszystkim dzieci, kobiety i starcy) - nie mogli doprowadzić do upragnionego
poskromienia Kaukazu... Za to umocniła się i bez tego silna, narastająca przez
lata prześladowań zaciekła nienawiść Czeczenów do
wszelkiego rodzaju przemocy.
Czeczenia
Nie chcę szczegółowo opowiadać, co czuliśmy jako dzieci, kiedy znaleźliśmy
się tutaj w 1944 roku, tragicznym roku przymusowej deportacji Czeczenów (kogo nie zdołano wywieźć - likwidowano, w
sumie około siedmiu tysięcy ludzi). Był to martwy, wypalony przez oddziały
pacyfikacyjne Armii Czerwonej (ponad 120 tysięcy żołnierzy), kiedyś
błogosławiony kraj. Wystarczająco dużo mówią o tym dokumenty z tamtych czasów, a
i trochę moja powieść ("Nocowała ongiś chmurka złota"). Ale nikt nigdzie nie
opisał, jak wracali z zesłania ci Czeczeni, którym
udało się przeżyć represje, wioząc w walizkach kości swoich bliskich zmarłych na
obczyźnie. Jak kopali ziemianki na podwórzach własnych domów zajętych przez
przesiedleńców, jak zaczynali nowe życie, nie mając nic - ani pieniędzy, ani
pomocy naszego wielkiego mocarstwa. Czeczenia
wyżyła, ale pozostała krajem na wpół feudalnym i do czasu objęcia władzy przez
Dżochara Dudajewa trzy czwarte młodych Czeczenów
nie miało pracy. Byli doskonałym materiałem na bojowników.
Rosja
Dzisiaj decydują się losy nie tylko maleńkiej Czeczenii, ale - co jeszcze istotniejsze - los ogromnej
Rosji. Rosja rzeczywiście okazała się połączona "krwawą więzią" (słowa Potto) z
losami narodów Kaukazu, który może nagle utracić. A to kraina unikalna w skali
całego świata. "Kaukaz - jak rozżarzony węgielek na twardej dłoni Ziemi" - takie
porównanie znalazł u Szekspira Misha Glenny, angielski tłumacz mojej książki.
Kiedy po przejściu w październiku rzeki Terek zaczęły się walki
(przekroczyliśmy Rubikon), w pierwszej chwili miało się wrażenie, że i państwo,
i naród, to znaczy armia, politycy, społeczeństwo, prasa - po raz pierwszy od
wielu lat solidarnie ruszyli przeciwko wspólnemu wrogowi. Wroga trzeba znaleźć,
to najważniejsze.
No to znaleziono - nasz wróg to terroryści, czyli Czeczeni, i Czeczeni,
czyli terroryści. I żadnych zastrzeżeń, opowieści o pokojowych celach naszych
wojsk nie wolno traktować poważnie. Wystarczy jedna rakieta eksplodująca na
bazarze w Groznym, żeby zrozumieć wartość tych wszystkich pięknych słów.
Zresztą podobny był przecież i początek "pierwszej" wojny. Oto, co
zanotowałem w 1994 roku: "Politycy, i to wszys-cy co do jednego, stali się
patriotami, a wojskowi od najmłodszych do emerytów błyskają na ekranach
telewizorów generalskimi gwiazdami i zmartwychwstałym bojowym duchem. Nastąpiła
militaryzacja świadomości społecznej - widać to gołym okiem".
No cóż, jeśli chodzi o armię, wszystko jest jasne: ambicje naszych generałów,
ich przekonanie, że nie ma dla nich miejsca w rosyjskim życiu politycznym, że na
zbrojenia otrzymują zbyt mało pieniędzy (teraz to już na pewno dostaną!) i po
prostu kompleksy niezbyt utalentowanych strategów, którzy ponieśli haniebną
klęskę w niedawnej kampanii czeczeńskiej, w walkach z byłym pułkownikiem
artylerii i kiepsko wykształconymi dowódcami polowymi. Z politykami sprawa jest
jeszcze prostsza - za cenę władzy w Moskwie sprzedadzą nie tylko Czeczenię z Kaukazem, ale i swoje "małe ojczyzny".
Popierając walkę z terroryzmem, przemyślnie mieszając kłamstwo z łgarstwem,
próbują nam wytłumaczyć, jak z pomocą helikopterów i czołgów można wyłapać tych
terrorystów na drogach Czeczenii.
Jedynym wyjątkiem jest Grigorij Jawliński, otwarcie ostrzegający Rosjan przed
niebezpieczeństwem nieprzemyślanej wojny. Tuż przed wyborami to niewątpliwie akt
cywilnej odwagi, ponieważ w tej chwili nasz elektorat jest nastawiony bardzo
wojowniczo (a jednocześnie nieźle wystraszony, tak czasem bywa) i może nie
wybaczyć mu defetyzmu. Także ekstremizm żeruje na kompleksie niższości
narodowej.
Najtrudniej mówić mi o tak zwanej opinii publicznej - chodzi o ludzi
najbardziej znaczących, czyli obrońców praw człowieka, inteligencję, pisarzy i
temu podobnych. Ich milczenie jest dla mnie całkowicie niepojęte. Pojedyncze
głosy protestu są prawie niesłyszalne. No, gdzieś tam pojawiło się ostre
oświadczenie grupy Wspólne Działanie (Ludmiła Aleksiejewa, Zoja Krachmalnikowa,
Lew Ponomariow, Jelena Bonner, jeszcze dwa, może trzy nazwiska) no i Wiktor
Popkow - dziwny, nieomal egzotyczny, który w proteście przeciwko wojnie ogłosił
głodówkę na trawniku pod ośrodkiem Memoriału... Można do nich dodać jeszcze paru
dziennikarzy i to byłoby wszystko.
A gdzież "komitety żołnierskich matek", które tak rozpaczliwie prowadziły
nierówną walkę z generałami o życie swoich synów? Gdzie słynny Siergiej Kowalow?
Dlaczego milczy rosyjski PEN? I zupełnie nie słychać głosów moich kolegów
pisarzy, odważnych frontowców, którzy znają prawdziwą cenę tej wojny? Czy Lew
Tołstoj, który samotnie protestował przeciwko kampanii japońskiej w nie mniej
kryzysowym czasie, nie jest już moralnym przykładem przeciwstawienia się głosom
tłumu?
Za to dało się zauważyć wystąpienie znanego pisarza Wasilija Aksionowa, który
poznał "prawdę" o wojnie z radia w czasie wypoczynku na greckich wyspach.
Wspomniawszy o niewinnych duszyczkach, stanowiących większość w każdym narodzie,
w rzeczywistości poparł Rosyjskie Siły Zbrojne, które walczą jakoby nie z
narodem czeczeńskim, lecz tylko z jego "trzonem" zarażonym "złem absolutnym".
Jak naszym wojskowym udaje się w czasie ostrzałów i bombardowań odróżnić "trzon"
od "niewinnych dusz", Aksionow nie informuje.
Towarzysz Dżugaszwili również zwykł małe narody nazywać "bandytami"
(słownictwo Aksionowa i wodza wszystkich czasów i narodów wspaniale się
pokrywa). Ale poszedł jeszcze dalej - wspomniany już "trzon absolutnego zła"
wyczuł (instynkt klasowy!) też w szeregach naszej inteligencji i wyprawił ją
syberyjską "stromą drogą" na zesłanie i do łagrów... ["Stroma droga" - tytuł
wspomnień Jewgienii Ginsburg-Aksionowej, matki pisarza, która spędziła
kilkanaście lat w stalinowskich łagrach - red.].
Czeczenia
W czasie "pierwszej czeczeńskiej" wypadło mi być w Groznym i widzieć, jakie
cierpienia niesie wojna zwykłym ludziom. Za nieszczęścia, które terroryści
przynieśli naszym kobietom i dzieciom (piszę "terroryści", nie podając ich
narodowości, bo moim zdaniem jej nie mają), uderzamy nie w terrorystów (oni,
jeśli to rzeczywiście oni, przeczekają gdzieś w górach, a niewykluczone też, że
wspomniany już pisarz spotka ich na plażach Morza Śródziemnego), lecz w kobiety
i dzieci innego, także nieszczęśliwego narodu. Rezultaty "punktowych"
bombardowań widziałem na własne oczy w 1995 roku: roztrzaskany dom dziecka - z
dzieci zostały tylko krwawe ślady na ziemi. Zresztą i rozreklamowane
"precyzyjne" bombardowania elektrowni czy magazynów ropy naftowej - czyż nie są
to uderzenia w mieszkańców, którzy będą umierać pozbawieni ciepła i światła?
Nawet nasza tak przycichła telewizja, przefiltrowana i redagowana przez
wojskową cenzurę, nie jest w stanie ukryć męki setek tysięcy uchodźców
umieszczonych w namiotach w Inguszetii. Co się tam dzieje naprawdę?
Międzynarodowym obserwatorom uchodźcy mówią wprost (częściej krzyczą!), że
uciekają nie przed bandytami, tylko przed wojną...
Jasne, że żadne opowieści naszych humanistów w mundurach o nowym życiu - bez
bojowników - na wyzwolonych terenach nie oczarują tych kobiet, ponieważ ci
bojownicy to ich ojcowie, mężowie i dzieci.
No a kiedy wysoki rangą wojskowy pod akompaniament artyleryjskich salw
oświadcza głośno we wszystkich programach telewizyjnych: "Przyszliśmy tu, żeby
pozostać na zawsze!" - to trudno wyobrazić sobie skuteczniejszą agitację. Teraz
nawet ci, którzy do tej pory nie chwycili za broń, zrobią to z całą pewnością.
Rosja
Więc co nas czeka? Czy wreszcie się ockniemy, czy opuści nas głuchota i
obojętność i przypomnimy sobie, że istnieje coś takiego jak elementarne zasady
prawa, ludzkie uczucia i jeszcze coś, co nazywa się sumieniem?
Poprzednia wojna pożarła 7 mld dol. - za te pieniądze moglibyśmy odbudować
gospodarkę! A ile teraz będziemy musieli oddać z naszych kieszeni? Już stały się
tajemnicą wojskową prawdziwe wydatki na tę wojnę, uzbrojenie, ale i tak jest
jasne, że obecna podwyżka emerytur to okruchy ze stołu, przy którym ucztują
wojskowi.
Bardzo się obawiam, że tę wojnę niełatwo będzie powstrzymać. Inercja wojny to
jak inercja samochodu spadającego ze zbocza góry - im dłużej spada, tym bardziej
spadanie staje się nieodwracalne. I czasem właśnie ci, którzy spowodowali
wypadek, otrzymują ordery i emerytury, a ciężar ratunku spada na barki zupełnie
innych ludzi.
W czasie poprzedniej wojny jeden z generałów palnął, że przecież okazało się,
iż ofiar jest znacznie mniej, niż zaplanowano. Ciekawe, ile ofiar zaplanowano na
obecną "kampanię antyterrorystyczną"? I czy już wkrótce nie dojdziemy do
wniosku, że za życie każdego terrorysty, którego nie widzieliśmy na oczy, już
teraz płacimy niewspółmierną cenę?
Dudajew powiedział kiedyś: "Jesteście w błędzie, sądząc, że planujemy zemstę.
Zemszczą się na was wasi chłopcy, którzy wrócą z tej wojny...". Jego proroctwo
spełniło się - w procesach o przestępstwa kryminalne tłumnie stają przed sądem
"afgańcy" i "czeczeńcy".
...Późna jesień. Idę po ośnieżonym lesie, starając się wypatrzyć pod nogami,
na jaką też stronę upadły liście osiki. Ale nie widać. Nie widać nic, ale to
zupełnie nic. I już nadciągają chłody.
tłum. lai
* Anatolij Pristawkin (ur. 1931) - pisarz, znalazł się wśród przesiedleńców,
których zwożono do Czeczenii po deportacji w 1944
roku rdzennych mieszkańców. Członek Komisji Ułaskawień przy prezydencie Rosji.
Powyższy artykuł ukazał się na początku listopada w tygodniku "Moskowskije
Nowosti"
[Podpis pod foto]
Czeczenia. Rosyjski żołnierz 30 kilometrów od
Groznego
(szukano: Czeczenia)
© Archiwum GW, wersja 1998 (1) Uwagi
dotyczące Archiwum GW: magda.ostrowska@gazeta.pl
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
76 2 Grudzień 1999 Kto porwał Czeczenię81 11 Grudzień 1999 To oni nas napadli75 1 Grudzień 1999 Rozmawiajcie z Czeczenami77 6 Grudzień 1999 Grozny prawie okrążony25 25 Wrzesień 1999 Między Rosją a Czeczenią82 15 Grudzień 1999 Miasto szpiegów78 8 Grudzień 1999 Grozny w kleszczach84 20 Grudzień 1999 Rozmawiają i się biją30 15 Grudzień 1994 Zwrot w sprawie Czeczenii79 8 Grudzień 1999 Miasto mja umrzeć86 23 Grudzień 1999 Będzie śledztwo, to nie my90 27 Grudzień 1999 Polityka na wojnie zbudowana30 30 Grudzień 1997 Zauroczony męstwem Czeczenów31 grudzień 199987 24 Grudzień 1999 Dorzynanie miasta83 20 Grudzień 1999 Dziś potrzebna jest wojna91 30 Grudzień 1999 Dwa prawa89 24 Grudzień 1999 Ta wojna nie skończy się nigdywięcej podobnych podstron