Archiwum Gazety Wyborczej; KTO PORWAŁ CZECZENIĘ?
WYSZUKIWANIE:
PROSTE
ZŁOŻONE
ZSZYWKA
?
informacja o czasie
dostępu
Gazeta Wyborcza
nr 281, wydanie waw (Warszawa) z
dnia 1999/12/02, dział
REPORTAŻ, str. 14 Fot.
SŁAWOMIR KAMIŃSKI
MIROSŁAW BANASIAK
KTO PORWAŁ CZECZENIĘ?
- Za większością porwań na Północnym Kaukazie stoją rosyjskie służby
specjalne - twierdzą Polacy porwani w Czeczenii w
grudniu 1997 r.
Dwa lata temu przez 53 dni porywacze więzili: Pawła Chojnackiego i Marka
Kurzyńca z Krakowa, Krzysztofa Galińskiego z Gdańska oraz Dominika Piaskowskiego
i Marcina Thiela z Leszna. Opowiadają, że traktowano ich w zasadzie poprawnie,
choć prawie cały czas byli przykuci do kaloryferów. Często przewożono ich, z
zawiązanymi oczami, z miejsca na miejsce. Najpierw kupowano im jedzenie za
pieniądze zrabowane podczas porwania, potem jedli to co porywacze. Czasem
oglądali filmy na wideo, a po kilku tygodniach zaczęli nawet rozmawiać z
porywaczami.
Audiencji nie było
- Przyjechaliśmy z konwojem humanitarnym do miejscowości Samaszki w Czeczenii, zniszczonej przez Rosjan - wspomina Paweł
Chojnacki ze stowarzyszenia Inicjatywa Wschodnia (powołanego w 1988 r. dla
szerzenia wiedzy o narodach wyzwalających się spod rosyjskiej dominacji na
obszarze dawnego ZSRR). Trzy razy jeździł z konwojami do Czeczenii.
- Był to nasz czwarty konwój dla Czeczenii od
1995 r. - dodaje Marek Kurzyniec (też trzy razy w Czeczenii). - Ten konwój współorganizował gdański
Caritas. Drugim celem wyjazdu było nawiązanie współpracy pomiędzy sejmikiem
samorządowym województwa gdańskiego z prefekturą regionu Aczchoj-Martan.
- Odbyliśmy szereg rozmów z czeczeńskimi władzami - opowiada Paweł Chojnacki.
- Przyjął nas były prezydent Selim Chan Jandarbijew. Mieliśmy rozmawiać z
prezydentem Asłanem Maschadowem, ale do tego spotkania już nie doszło. Na dzień
przed audiencją Polacy zostali uprowadzeni w dramatycznych okolicznościach na
drodze pod Groznym. Dwóch bojowników z dawnej Gwardii Prezydenckiej Dżochara
Dudajewa, przydzielonych przez władze Samaszek, otworzyło do napastników ogień,
ale nie mieli szans.
- Jeden z nich został pojmany razem z nami. Pobitego, napastnicy wykopali z
UAZ-a. Nie wiemy, co się stało z drugim - mówi Marek Kurzyniec.
Zamaskowani napastnicy byli brutalni: bili kolbami po głowach, kopali.
My pieniądze mamy
- Być może motywem porwania nie była chęć uzyskania okupu, ale prowokacja
polityczna - uważa Marek Kurzyniec.
- Któregoś dnia jeden z napastników - nazywaliśmy go "Rewiński", bo był
podobny do tego aktora - powiedział nam: "To sprawa polityczna. My pieniądze
mamy" - wspomina Paweł Chojnacki.
Marek Kurzyniec uzupełnia: - Po chwili dodał: "Gdyby chodziło o pieniądze,
obcięlibyśmy wam uszy albo palce, nagrali film na wideo, przesłali go władzom i
rodzinom i żądalibyśmy za was kasy".
Chojnacki i Kurzyniec od 1994 r. działają na rzecz wolnej Czeczenii. Zorganizowali kilkadziesiąt manifestacji,
pikietowali rosyjskie placówki dyplomatyczne, wydają publikacje o Kaukazie.
W 1995 r. powołali wraz z Jerzym Dobrowolskim Inicjatywę Humanitarną, która
wysyła konwoje do Czeczenii. Czeczeni nadali tej organizacji honorowe obywatelstwa
Samaszek, Rosjanie - umieścili ją na czarnej liście służb specjalnych.
Dla zmylenia KGB zaczęli działać jako Towarzystwo Przyjaźni
Polsko-Czeczeńskiej "Ouhazar" (Orzeł). Pod jego egidą zorganizowali konwój w
grudniu 1997 r. Wtedy ich porwano.
Po 53 dniach niewoli zostali odbici przez komandosów czeczeńskich, którymi
dowodził gen. Lecze Chułdygow, szef służby Narodowego Bezpieczeństwa
Czeczeńskiej Republiki Iczkerii. Do ataku doszło m.in. po zabiegach wysłannika
polskich władz - Zenona Kuchciaka.
Rosja nie życzy sobie...
- Moskwa chce odciąć Czeczenię od świata -
twierdzi Paweł Chojnacki. - Rosja nie życzy sobie, by do Groznego przyjeżdżali
zagraniczni dziennikarze, działacze humanitarni, politycy czy biznesmeni. Im
mniej świadków, tym brutalniej Kreml może rozprawiać się ze zbuntowaną
prowincją.
- Od proklamowania przez Czeczenów
niepodległości Kreml robi wszystko, aby zdestabilizować sytuację w tym kraju -
wyjaśnia Kurzyniec.
- A rosyjskie media wysyłają w świat informacje zohydzające Czeczenów jako naród barbarzyńców, kryminalistów,
terrorystów - dodaje Jerzy Dobrowolski (czterokrotnie w Czeczenii z konwojami humanitarnymi).
Porwania w Czeczenii mają wielowiekową
tradycję. Podobnie jak na przykład na Sycylii czy Korsyce. Jednak nasiliły się
dramatycznie po wtargnięciu na Kaukaz carskiej Rosji. Rosjanie i Kozacy zaczęli
wypychać Czeczenów w góry z najżyźniejszych
nizinnych ziem. Czeczeni odpowiedzieli
partyzantką. W XIX wieku porywano przeważnie rosyjskich oficerów, żeby wymienić
ich na swoich.
Bagno i barbarzyńcy
- Rozmawiając z nami, Selim Chan Jandarbijew twierdził, że porwania
gwałtownie "odżyły" w 1991 r., zaraz po utworzeniu Federacji Północnego Kaukazu
i postawieniu przez Kongres Narodu Czeczeńskiego postulatu niepodległości kraju
- mówi Marek Kurzyniec. - Jednym z porwanych był brat Jandarbijewa.
- Nagle w tym spokojnym kraju, korzystającym przedtem z "dobrodziejstw"
polityki narodowościowej, ZSRR puściły wszelkie hamulce - mówi Paweł Chojnacki.
- Mamy jedno wielkie bagno i barbarzyńców, którzy nie potrafią się rządzić. Skąd
my to znamy? Polacy też kiedyś "nie umieli się sami rządzić".
Zdaniem Marka Kurzyńca dochodzi też do porwań o charakterze kryminalnym, dla
okupu. Zdarzają się porwania na skutek walk między klanami, rodami czeczeńskimi.
Jednak na 700 zarejestrowanych obecnie przypadków porwań zdecydowana większość
jest inspirowana przez rosyjskie służby specjalne ("podrywnaja rabota
rossijskich specsłużb"), by pogłębić chaos, wzmóc atmosferę zagrożenia,
niepewności, odstraszyć cudzoziemców.
Według pisma "Siewiernyj Kawkaz", kiedy w Czeczenii porywają Rosjan dla okupu, obowiązuje
następujący cennik: szeregowiec - 5 tys. dol., podoficer - 8 tys. dol., oficer -
15 tys. Kiedy porywany jest obcokrajowiec, kwota wzrasta do miliona dolarów.
Zdaniem działaczy Inicjatywy Wschodniej przeciętny Czeczen doskonale wie, że nawet na bogatym Zachodzie
milion dolarów to ogromny majątek. Dlatego wygórowane kwoty okupu mogą stanowić
dowód, że porwania cudzoziemców nie mają charakteru kryminalnego, lecz
polityczny.
- Rosyjskie służby specjalne porywają też Czeczenów - twierdzi Jerzy Dobrowolski. - W lipcu 1998
r. zarejestrowano 1,5 tys. potwierdzonych wypadków zaginięć ludzi, aresztowanych
przez Rosjan i wywiezionych w niewiadomym kierunku. Są to wypadki, kiedy żyją
świadkowie aresztowania danego człowieka.
Jednak liczbę tę należy powiększyć o kilka tysięcy zaginięć
niepotwierdzonych. Zdaniem ich rodzin uprowadzeni mogą być przetrzymywani
(często pod zmienionymi nazwiskami) w więzieniach i obozach na terenie
Mordwińskiej Republiki Autonomicznej. Jest prawdopodobne, że niektóre rody
czeczeńskie mogą porywać Rosjan, by negocjować uwolnienie swych zaginionych
krewnych.
Zdaniem działaczy Inicjatywy Wschodniej, rosyjskie organa ścigania w głębi
Rosji czasem przypisują Czeczenom porwania na
swoim terenie, jeśli nie są w stanie odnaleźć człowieka. Zatem liczba porwanych
w Czeczenii lub na Północnym Kaukazie może być
znacznie zawyżona.
Fazy gorąca i dywersji
- Rosja prowadzi wojnę w Czeczenii od 1991 r. -
twierdzi Paweł Chojnacki. - Charakteryzuje się ona różnymi fazami, teraz ma
charakter "gorący" (jak w 1994 r.) - otwarta agresja na wielką skalę. Jednak
między fazami "gorącymi" trwa nieustanna kampania dywersyjna służb specjalnych.
Dochodzi do mordów politycznych, z których część jest prowokowana przez agentów
Moskwy.
- To nieprawda, że Czeczeni nie chcą kompromisu
z Moskwą. Książka Jandarbijewa "Wolność dla Czeczenii" jest wielkim katalogiem prób osiągnięcia
kompromisu z Kremlem - twierdzi Jerzy Dobrowolski.
Dziś jednak Jandarbijew twierdzi, że Czeczenia
będzie wolna tylko wtedy, gdy wolny i zjednoczony w wolnym muzułmańskim państwie
będzie cały Kaukaz.
Moskwa nałożyła na Grozny blokadę gospodarczą, polityczną i informacyjną.
Większość wiadomości o Czeczenii pochodzi ze
źródeł rosyjskich, które dyskredytują Czeczenów.
- W 1994 r. rosyjskie media przedstawiały Czeczenów jako mafiosów: narkotyki, pranie brudnych
pieniędzy, haracze - mówi Marek Kurzyniec. - Potem ten wątek osłabł, a Czeczenia miała się stać krajem porwań i ojczyzną
bezwzględnych morderców, którzy nie są w stanie uszanować nawet uczestników
konwojów humanitarnych.
- Teraz Czeczeni to mordercy i islamiści,
fanatycy muzułmańscy, zagrażający cywilizacji zachodniej, której Rosja nagle
okazuje się być przedmurzem - mówi Jerzy Dobrowolski.
- Niestety, Rosjanie częściowo osiągnęli swój cel - stwierdza Paweł
Chojnacki. - Cudzoziemcy boją się jeździć do Czeczenii. W mediach utrwala się krzywdzący stereotyp
Czeczena-terrorysty.
Dyplomacja czy gra pozorów
- Nasze doświadczenia z MSZ są jak najgorsze. Po porwaniu ministerstwo
twierdziło, że nic nie wiedziało o naszym konwoju. To kłamstwo - utrzymuje Paweł
Chojnacki.
- Byliśmy w kontakcie z ambasadą w Moskwie. Mieliśmy zezwolenie na wyjazd od
władz rosyjskich za pośrednictwem naszej ambasady. Kiedy były problemy z
przekroczeniem granicy ukraińsko-rosyjskiej, interweniowała Ambasada RP w
Moskwie - dodaje Marek Kurzyniec. - W przeddzień zatrzymania widzieliśmy się z
Leonem Waścińskim, wtedy szefem misji OBWE w Groznym.
- Kategorycznie zaprzeczam. Oficjalnie o wyjeździe konwoju dowiedzieliśmy się
po porwaniu jego uczestników - oświadcza Paweł Dobrowolski, rzecznik
Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
Po uprowadzeniu pięciu Polaków ich koledzy powołali Inicjatywę "Przyjaciele
Porwanych", której celem było wywieranie nacisku na polskie władze i
przekazywanie mediom informacji o bieżącym stanie sprawy. Z ramienia Inicjatywy
Jerzy Dobrowolski uczestniczył w rozmowach rodzin z urzędnikami MSZ.
- Dochodziło do żenujących sytuacji. Rzecznik MSZ sondował stan majątkowy
rodzin i sugerował przygotowanie pieniędzy na okup. Potem mówił dziennikarzom,
że Polska nie płaci terrorystom - opowiada Jerzy Dobrowolski (zbieżność nazwisk
z rzecznikiem MSZ jest przypadkowa).
- To kłamstwo - mówi Paweł Dobrowolski. - Nie było sondowania rodzin i
przyjaciół porwanych co do możliwości zbiórki pieniędzy na okup.
- Urzędnicy naciskali na rodziny, by nie rozmawiały z mediami - dodaje
Kurzyniec. - Jesteśmy pewni, że kampania medialna i nieustanne naciski na MSZ
Inicjatywy "Przyjaciele Porwanych" zdecydowały o tym, że urzędnicy nie
zapomnieli o porwanych.
- Uważamy, że zbyt hałaśliwe zainteresowanie mediów szkodzi delikatnym
negocjacjom. Zawsze będziemy nalegać, by rodziny zachowały powściągliwość w
kontaktach z mediami - oświadcza rzecznik MSZ.
- Moim zdaniem MSZ jest, oględnie mówiąc, strukturą cokolwiek
niezorganizowaną i nieskoordynowaną. Gdyby nie indywidualny wysiłek Zenona
Kuchciaka, to nie wiadomo, jak cała sprawa by się skończyła - mówi Jerzy
Dobrowolski.
Porwani w Czeczenii są przekonani, że obecność
Kuchciaka w Groznym mogła mieć dla ich sprawy zasadnicze znaczenie. Była
sygnałem dla władz Czeczenii, a może i Rosji, że
rząd polski interesuje się losem swoich obywateli. Uważają, że tak samo powinno
być w przypadku porwanych Polek.
- Dopiero kilka tygodni po porwaniu w Dagestanie do Machaczkały pojechał
polski urzędnik. Uzyskał jedynie jakieś niezobowiązujące obietnice i odleciał do
Moskwy - mówi Paweł Chojnacki.
- Powinien siedzieć tam cały czas - twierdzi Marek Kurzyniec. - Nachodzić
urzędy, rozmawiać z przywódcami klanów. Nasze MSZ winno bez przerwy słać do
Moskwy monity: co robicie w tej sprawie, przecież Dagestan to - na razie - wasza
prowincja. Miejscowe władze muszą mieć świadomość, że za polskim obywatelem stoi
państwo polskie. W przeciwnym razie lekceważą problem.
- "Przewaga" Chojnackiego, Kurzyńca i Dobrowolskiego nade mną jest tego
rodzaju, że oni nie wiedzą nic, a ja wiem wszystko - mówi rzecznik MSZ Paweł
Dobrowolski. - Nasz dyplomata kilkakrotnie jeździł do Machaczkały. Rozmawiał ze
wszystkimi osobami, które mogły pomóc. Niestety, Polki przewieziono do Czeczenii i władze Dagestanu nic nie mogły poradzić. W
tej chwili MSZ utrzymuje kontakt z grupami czeczeńskimi, które mogą wpłynąć na
zwolnienie naszych rodaczek. Teraz nie jest to już kwestia pieniędzy. Uwolnienie
może nastąpić lada chwila. Jednak na razie Polki jeszcze nie są ewakuowane z
Czeczenii.
Grozny znów płonie
Akcja odbicia pięciu Polaków była gestem ówczesnych władz Czeczenii wobec Polski. Powiedział to wprost szef Służby
Narodowego Bezpieczeństwa gen. Chułdygow. W tym czasie było porwanych wielu
cudzoziemców. Polaków odbito jako pierwszych, bo Czeczeni uważali, że Polacy - ze wszystkich narodów
świata - pomagają im najwięcej, choć w istocie zrobiliśmy niewiele.
- Ten gest nasze władze mogły odwzajemnić, ale tego nie uczyniły - mówi
Chojnacki. - Kiedy w październiku ubiegłego roku prezydent Asłan Maschadow
przebywał z wizytą w Polsce, premier Buzek znalazł dla niego tylko trzy minuty w
Sejmie.
Podczas ostatniego forum OBWE w Stambule delegacja Czeczenii czekała bez skutku w kuluarach na możliwość
przedstawienia swych racji. Europa bała się urazić Kreml, który twierdzi, że w
Czeczenii zwalcza terrorystów.
Jeden z najbardziej znanych czeczeńskich komendantów polowych Szamil Basajew
powiedział kiedyś, że to nie Czeczenia, lecz Rosja
jest światowym terrorystą numer jeden: "Zniszczyli nasz kraj, wymordowali 100
tys. ludzi. Jak my w takim razie powinniśmy ich traktować? Terrorystami są
Rosjanie, a nie my".
- Czeczeni jak powietrza potrzebują kontaktów
ze światem - przekonuje Jerzy Dobrowolski. - Jedyną nadzieją na przetrwanie tego
rozstrzeliwanego przez rosyjską artylerię narodu jest wstawiennictwo świata.
Jeśli Polska nie mogła być adwokatem Czeczenii na
forum organizacji europejskich i międzynarodowych, to niech przynajmniej nasi
politycy okażą politykom czeczeńskim więcej poważania. Już to samo mogłoby
stanowić wyłom w postrzeganiu Czeczenii przez
Europę i świat.
Paweł Chojnacki: - Gdyby wspólnota międzynarodowa trzy lata temu twardo
zażądała od Moskwy dialogu z Czeczenią, dzisiaj na
pewno nie byłoby wojny. A tak - Grozny znów płonie. Polska miała swoje pięć
minut i gdyby nasi politycy mieli więcej odwagi i poczucia samodzielności, to
mogliśmy przyczynić się do powstrzymania rozlewu krwi i ustabilizowania sytuacji
na Północnym Kaukazie. Powoli do opinii świata dociera prawda, że jedyną
gwarancją pokoju jest uznanie niepodległości Czeczenii i dekolonizacja Rosji.
Kiedy gen. Lecze Chułdygow (dziś już nie żyje) uwolnił Polaków, powiedział
im: "Nie porwali was Czeczeni. Porwali was
bandyci. A bandyta nie ma narodowości. Oni mieli tylko czeczeńskie twarze. Za
całą akcją porwania stał pułkownik GRU (wywiad rosyjski) Adam Denijew, Czeczen. Mieszka w Moskwie".
Zofia Fiszer-Malanowska i doc. Ewa Marchwińska-Wyrwał są najprawdopodobniej w
Czeczenii, w miejscowości Urus-Martan i niedługo
będą uwolnione.
- Do takich informacji należy podchodzić ostrożnie - ostrzega Paweł
Chojnacki. - Z całego serca życzymy im uwolnienia - mówi Paweł Chojnacki. -
Naprawdę jak mało kto wiemy, co przechodzą.
PS Wkrótce ukaże się książka Pawła Chojnackiego "Kasztany z Gudermesu.
Doświadczenie czeczeńskie". Autor analizuje stosunki kaukaskie w aspekcie
historycznym, politycznym i kulturowym
[Podpis pod foto]
Stoją od lewej: Marcin Thiel, Krzysztof Galiński, Marek Kurzyniec, Paweł
Chojnacki i Dominik Piaskowski
(szukano: Czeczenia)
© Archiwum GW, wersja 1998 (1) Uwagi
dotyczące Archiwum GW: magda.ostrowska@gazeta.pl
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
80 11 Grudzień 1999 Koszmar drugiej czeczeńskiej75 1 Grudzień 1999 Rozmawiajcie z Czeczenami77 6 Grudzień 1999 Grozny prawie okrążony25 25 Wrzesień 1999 Między Rosją a Czeczenią82 15 Grudzień 1999 Miasto szpiegów78 8 Grudzień 1999 Grozny w kleszczach84 20 Grudzień 1999 Rozmawiają i się biją30 15 Grudzień 1994 Zwrot w sprawie Czeczenii79 8 Grudzień 1999 Miasto mja umrzeć86 23 Grudzień 1999 Będzie śledztwo, to nie my81 11 Grudzień 1999 To oni nas napadli90 27 Grudzień 1999 Polityka na wojnie zbudowana30 30 Grudzień 1997 Zauroczony męstwem Czeczenów31 grudzień 199987 24 Grudzień 1999 Dorzynanie miasta14 14 Wrzesień 1999 Kto morduje Rosję83 20 Grudzień 1999 Dziś potrzebna jest wojna91 30 Grudzień 1999 Dwa prawa89 24 Grudzień 1999 Ta wojna nie skończy się nigdywięcej podobnych podstron