Maciek Rogalski, 5 tn
MŁODZI POSZUKUJĄ UNIWERSALNYCH WARTOŚCI MORALNYCH. KANON ETYCZNY DLA EUROPEJCZYKÓW XXI WIEKU.
Pamiętam, jak w ósmej klasie szkoły podstawowej na lekcji WOS wypełnialiśmy ankietę dotyczącą naszych poglądów i wiedzy o świecie. Jedno z pytań brzmiało: „kto jest twoim autorytetem i na kim chciałbyś się wzorować?”. Wtedy, jak większość moich kolegów (byłem w najinteligentniejszej klasie SP nr 9), postawiłem kreskę.
Przez okres szkoły średniej zmieniłem się, dojrzałem do pewnych spraw, określonych działań, zrozumiałem wiele rzeczy. Podobnie jak niektórzy z tamtej klasy uznałem, że po prostu nie ma na świecie autorytetów, bo nie ma ludzi idealnych. Zwłaszcza dziś, szczególnie w tym kraju. Odpowiedź na to pytanie sprzed pięciu lat będzie wyglądać podobnie; poprzedzi ją jednak dłuższa chwila zastanowienia, może refleksja, gorzkie pogodzenie się z faktem.
Dlaczego?
Rok 1989 przyniósł naszej części Europy wolność i prawo do budowy demokratycznego ustroju. Zniósł dzielącą Europę przez wiele lat „żelazną kurtynę”. Otworzył dekadę przemian, zarówno społecznych, jak i gospodarczych. Polska zaczęła być w strefie wpływów kultury Zachodu, przyjmując wszelkie wzorce stamtąd nadchodzące. Bezkrytycyzm, wynikający z gloryfikowania wytworów zachodniego kapitalizmu doprowadził do moralnego okaleczenia nowego pokolenia Polaków, młodzieży niewiele pamiętającej z czasów PRL. To oczywiście tylko jeden z czynników. Zostawmy na moment przyczyny takiej sytuacji, zobaczmy jak wygląda świat oczami młodych.
Pierwsza grupa to <konsumenci>. To regularni bywalcy, a nierzadko współwłaściciele dyskotek, <młode wilki> stawiające na pierwszym miejscu swój wizerunek, powierzchowność. Celem ich działania jest zaspokojenie określonych potrzeb materialnych i prowadzenie specyficznego trybu życia - markowe ciuchy, złoto, drogi samochód, muzyka na maksa, seks co tydzień z inną laską itp. Niemodne jest wśród <konsumentów> okazywanie jakichkolwiek uczuć wyższych, miłości, wierności, litości, za to wierzą oni w siłę fizyczną (stąd kult tężyzny fizycznej i siłowni, które są popularne wśród elity <konsumentów>). Grupa lubi sprawiać wrażenie stojących poza prawem - nielegalny handel, zakazane preparaty, wymuszenia i bójki, jazda po pijanemu...
Elita tej grupy wkrótce stanie się szemranymi biznesmenami, szychami zorganizowanych grup przestępczych, zasili szeregi gospodarczych oszustów. Reszta rozpłynie się w szarości tłumu.
Wśród młodzieży są też inne warstwy - „przyszli yuppies”, dla których jedynym celem jest przyszła jak najwyższa pozycja społeczna i starają się po trupach rozwijać karierę. Ich motorem jest wizja życia w luksusie dzięki pieniądzom, które zapewni im wykształcenie, układy i umiejętność rozpychania się łokciami.
Obie formacje - konsumenci i yuppies to wymarzona droga do sukcesu dla wielu nastolatków. Oferują satysfakcję materialną i są formą akceptacji obecnych mechanizmów społecznych, wynikających z nowego modelu człowieka końca wieku. To grupy, które wykorzystują koniunkturę, wolny rynek, są najlepiej przygotowane do pogoni za pieniądzem. To nie buntownicy - to ludzie w sweterkach, spodniach w kant i pantoflach z klamerkami, doskonale przystosowani do roku 2000. Odrzucili zbędne normy przeszłości kreując nowy model ludzkiego życia - homo consument.
I tu zatraciliśmy najważniejszą rzecz, ba - temat owej wypowiedzi. Etykę. Trudno jednak jej szukać tam, gdzie za filozofię uznaje się ekonomię. Ludzkie wnętrze, które powinno dominować nad ciałem, być jego kontrolerem, staje się zbędnym balastem. Człowiek nie potrzebuje moralności, bo ona mu przeszkadza spełniać ambicje.
Czy nic już nie zostało wśród młodych z okresu hippisów, kontrkultury lat 60 i 70, flower power? Gdzie podział się bunt, negacja zastanego porządku, hasła typu „olej system”, rewolucyjne zapędy, charakterystyczne dla każdego nowego pokolenia. Młodzież fin de siecle'u zaskakująco nie dąży do zmian, ale stara się odnaleźć w obecnym systemie. Słowa jednej z piosenek Roberta Gawlińskiego: „Nie wierzę w żaden bunt(...)” to deklaracja wspomnianej części młodych ludzi.
Czy nie ma więc dekadentów w naszym stuleciu? Ależ są, ale ich obecność nie jest widoczna, nie mają wpływu na społeczeństwo. Ludzie z niecierpliwością oczekują nowego tysiąclecia jak na coś niezwykłego; wcale nie sądzą, iż przyniesie ono koniec świata, czy inny har-magedon. Oczywiście - sekty i rozmaite związki wyznaniowe (scientolodzy, dzieci słońca, badacze Pisma Świętego) podają to i raz nowe daty Sądu Ostatecznego, ale dzieje się tak już od wielu lat i nie należy tego nierozerwalnie wiązać z przełomem milenium.
Schyłek naszego wieku to nowe poszukiwania wiary. Związane jest to z postępem cywilizacji, z większą (paradoksalnie) dojrzałością duchową współczesnego człowieka, któremu nie wystarczą dogmaty i konserwatywne postrzeganie świata. Stąd popularność sekt, czy egzotycznych w naszej kulturze religii (buddyzm). Ludzie odchodzący od tradycyjnej wiary (dla nas będzie nią katolicyzm) nie zawsze jednak idą pewnym krokiem ku nowemu bogu. Zatracają się w ateizmie, wywołanym kryzysem autorytetów, rozczarowaniem ze sposobu działania Kościoła. Chociaż, czy to naprawdę ateizm? Mówi się, że każdy w coś wierzy, dlatego korzystniej jest nazwać tych „wierzących niepraktykujących”, antyklerykałów, zwolenników szeroko rozumianego liberalizmu mianem wyznawców deizmu. I to właśnie deizm jest religią większości młodych ludzi. Deizm uznający Boga za obserwatora, pozwalający na swobodne konstruowanie systemu moralnego, niezależnego od nauk Kościoła, opartego na indywidualnym sposobie postrzegania świata i ludzi.
Czy to logiczne dawać młodym, nieukształtowanym ludziom taką wolność w ważnej przecież kwestii religii, etyki? Trzeba zastanowić się, czy właściwsza jest swoboda w ocenie i podejmowaniu decyzji moralnych, czy też należy wykształcać wśród młodych tzw. „postawę kodeksową” (czyli odwoływanie się do zbiorów, kodeksów praw narzuconych jako dogmaty, czy tez aksjomaty etyki). Obie postawy - liberalna i „kodeksowa” maja swoich nieprzejednanych wrogów i zwolenników.
Krytycy kodeksów już na początku naszego stulecia twierdzili, że zabierają ludziom możliwość decydowania. „Aby wybory moralne były racjonalne człowiek musi myśleć, musi sam rozpoznawać wartości zamierzonej decyzji”. Przeciwnicy „postawy kodeksowej” wskazywali, że zbiory dyrektyw są ograniczone - nigdy nie będą adekwatne do wszystkich przypadków, będą zbiorami niepełnymi. Nielogiczne wydaje się więc tworzenie kodeksów, gdy możliwa jest sytuacja, że będą one bezużyteczne.
Gotowe normy mogą być niebezpieczne; mogą pełnić rolę poglądową, ale nie zastąpią znajomości etyki. Tak jak z wychowaniem - „nie można oczekiwać pozytywnych rezultatów, gdy podaje się młodzieży gotowe przepisy na dobre postępowanie, na to aby być dobrym człowiekiem, pracownikiem itp.”. Maciej Kałuszyński, autor „Myślenia etycznego” radzi, aby skłonić młodych do samodzielności w podejmowaniu decyzji moralnych, „dostarczać materiału do tego, aby każdy mógł owe normy dostosować do siebie”. Przeciwstawia postawie kodeksowej postawę samodzielnego i racjonalnego rozstrzygania kwestii moralnej. Kodeksom nie, myśleniu etycznemu tak!
Warto wspomnieć o zmianach jakie obserwuje się w sferze etyki u progu nowego tysiąclecia. Realizującą się restandaryzację wartości trafnie prognozowali w latach 60 socjolodzy z Pittsburgh University - Kurt Baier i N. Rescher. Utworzyli oni grupy tendencji wpływających na zmianę wartości ważnych w życiu ludzi, zwłaszcza dotyczących problematyki moralnej. Określili również czynniki zmian. Jak twierdzi Kurt Baier „zaistnieje wpływ odkryć naukowych na system wartości: dane naukowe przekształcają się w dane moralne”. Obaj naukowcy uważają przemiany gospodarcze, techniczne i ideologiczne („nowy obraz świata”) za generalny czynnik restandaryzacji wartości. Trudno się z nimi nie zgodzić. Nie wdając się w głębszą analizę (podjął się jej twórca eutyfroniki prof. Józef Bańka w skrypcie „Przeciw szokowi przyszłości”) rozległej pracy amerykańskich profesorów należy stwierdzić, że zmiana nie jest zjawiskiem nieoczekiwanym. Co więcej, należało się jej spodziewać wraz z postępem cywilizacyjnym. Zbiorowość ludzka, jak każdy organizm starzeje się i to również wpływa na system etyczny. Niezwykłe czasy, w których żyjemy są kluczowym czynnikiem etycznej przemiany. Wypowiedź o restandaryzacji wartości chciałbym zakończyć ponownie słowami Roberta Gawlińskiego: „mija czas i każdy z nas, choć ten sam jest inny”.
Była mowa o kodeksie moralnym, o współczesnej „sterylnej” duchowo młodzieży, o nieodzownych nowej epoce zmianach. Czas przyjrzeć się koncepcjom etyki opartej na religii, najpowszechniejszym w tradycji i współczesności. Naturalne przecież wydaje się oparcie moralności o naukę Kościoła, czy też ogólniej (w przypadku katolików) Chrystusa. Izraelski filozof Martin Buber w „Problemie człowieka” jednoznacznie stwierdza, że „podstawą moralności jest religia”. Podobnie uważa amerykański socjolog religijny R. Niebuhr i protestancki teolog Karl Barth. Jednakże formy interpretacji religii powodują powstawanie wielu systemów moralnych opartych o to samo źródło. System etyki dogmatycznej preferowany jest przez biblistę Rudolfa Bultmanna. Uważa on, iż „usprawiedliwieniem zasad etycznych jest fakt, ze są wyrazem woli Boga”. Zatem odrzuca pierwiastek humanistyczny, negując wpływ człowieka jako czynnika w formowaniu zasad etycznych. Ujmując jednym zdaniem - pełen konserwatyzm i zachowawczość. Rozumiem, że za dogmat należy przyjąć Dekalog. Dlaczego jednak Bultmann i jemu podobni autorzy pod „wolę Boga” podciągają najzupełniej ludzkie zasady w rodzaju przykazań kościelnych?
Skonfrontujmy stanowiska Bubera, Bartha i Niebuhra z pracą kanadyjskiego filozofa Kai Nielsena pod wiele mówiącym tytułem „Ethics without God” (w przekładzie polskim łagodniejszy moim zdaniem tytuł „Moralność i wiara”). Naukowo wyjaśnia ona jak człowiek w świecie bez Boga może mieć i realizować liczące się w życiu cele. Nielsen kreuje obraz życia „w którym jest miejsce na radość i godziwe używanie naturalnych przyjemności”. Kościół krytykuje tak pojmowaną moralność świecką, uważając, że prowadzi to do sceptycyzmu etycznego, nihilizmu, a więc zaniku jakiegokolwiek kręgosłupa moralnego. Tym czasem Kai Nielsen dosyć udanie buduje swój kodeks w oparciu o miłość, przyjaźń, poczucie bezpieczeństwa i ładu wewnętrznego uznając, że sens życiu nadaje nie religia, a twórcze zajęcie lub praca. „Ethics without God” to zbiór bardzo poważnych argumentów dla całej rzeszy ludzi rozczarowanych religią. Kai Nielsen dowodzi: „istotą człowieka jako podmiotu moralnego jest wolność i rozum”.
Zastanówmy się jak wygląda kwestia moralności w świetle ostatnich encyklik papieskich. FIDES ES RATIO - papież dąży do przywrócenia dialogu, teologii z filozofią, stwierdza, że wiara i rozum nie są przeciwstawne, „podtrzymują się wzajemnie jak dwa skrzydła, dzięki którym umysł człowieka wznosi się w kontemplacji prawdy”. Daleko tym słowom do konserwatywnych wypowiedzi konserwatywnych teologów. VERITATIS SPLENDOR - papież ostrzega przed błędną interpretacją doktryny moralnej Kościoła. Widzi niebezpieczeństwo w zanegowaniu przez niektóre nurty współczesnej teologii moralnej zależności wolności od prawdy. Jan Paweł II przywołuje słowa Chrystusa: „poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”. Dwie społeczne encykliki SOLLICITUDO REI SOCIALIS oraz CENTISIMUS ANNUS to krytyka „cywilizacji spożycia”, uznanie dla tradycyjnych wartości, krytyka konsumizmu, który „przemienia ludzi w niewolników posiadania i natychmiastowego zadowolenia. LABOREM EXERCENS - encyklika, z której można wywnioskować, że „ człowiek jest powołany do pracy, praca jest dla człowieka”.
Papieska doktryna jest dość elastyczna, zgodna z duchem nowej epoki, ekumenizmem i próbą pojednania wiary z nauką. Nadal jednak wyrocznią dla etyki są wspomniane przeze mnie wcześniej słowa Chrystusa. Jan Paweł II oficjalnie potępia komercjalizm i konsumizm jako cechy nowoczesnej cywilizacji negatywnie rzutujące na duchowość ludzką, a tym samym na hierarchię wyznawanych wartości. Papież wciąż ponawia swój apel, który najkrócej wyraża się słowami: „Nie dajcie się unieść pokusie, że człowiek może w pełni odnależć siebie odrzucając Boga.” (Częstochowa 3-6 czerwca`79). Podczas pielgrzymki w 1991 r. w kraju rodzącego się kapitalizmu ostrzega: „Ważniejsze jest <być> niż <mieć>, ważniejszym jest kim się jest, niż to ile się posiada”.
Młodzież XXI wieku ma więc wiele wytyczonych dróg, wielu moralnych przewodników. Owe drogi przecinają się, gdyż istnieje wiele wartości, które uznają zarówno Nielsen, Buber jak i Jan Paweł II. W każdej bowiem doktrynie moralnej można znaleźć wspólny mianownik łączący ją z innymi. Zastanówmy się nad pewnymi uniwersalnymi wartościami, które większość ludzi uważa za filary moralności.
Wrażliwość. Czy istnieje w naszym społeczeństwie? Jak mówi Tadeusz Różewicz: „odległość do człowieka do człowieka rośnie pod neonami.” Wciąż brak nam czasu dla bliskich, dla znajomych, dla ludzi, w pogoni za realizacją siebie. Zamykamy się w wąskim środowisku, w domowym zaciszu, czasami jeszcze węziej - w obrębie siebie, swojego ego. Mimo iż potępia się publicznie obojętność („znieczulica”), to praktycznie jest inaczej. To choroba XX wieku wymuszona nowoczesnością. Ludzie pragna żyć lepiej, realizować do maksimum swoje ambicje (praca, kariera, studia, popularność sportów ekstremalnych). Indywidualnym pragnieniom musi towarzyszyć „refleksja nad konsekwencjami wyrzeczenia się idei pomocy wzajemnej, zamykania się w kręgu własnych spraw” (M. Kałuszyński).
Podobnie z prawdomównością. Niegdyś zastanawiano się czy jest ona wrodzona i kłamania uczymy się (Rousseau, Montaigne), czy też już jako dzieci notorycznie kłamiemy, a proces ten „zanika wraz z wiekiem, w miarę jak łaska boża nawraca człowieka na drogę światła i prawdy” (św. Augustyn). Problematyczny jest „ciężar” kłamstwa, np. jego intencje (oszustwo tzw. medyczne, czyli świadome zatajanie przed pacjentem jego stanu, jest uznawane za czyn pozytywny). Ludzie na przestrzeni lat różnie podchodzili do problemu prawdy i kłamstwa: „Kłamstwo to rozwojowy nabytek człowieka” mawiano. „Prawdomówności nie można uznać za cnotę, gdy jest ona bezmyślna” (Maciej Kałuszyński w „Myśleniu etycznym”). Trudno stwierdzenia te pogodzić z nauką papieską i chrześcijańską o prawdzie, a z drugiej strony nie sposób im zaprzeczyć mając na uwadze specyfikę obecnych czasów. Jedno jest pewne - kłamstwo to zło z informacyjnego punktu widzenia, świadome wprowadzanie w błąd.
Jeszcze kilka słów o sprawiedliwości. Wydaje nam się, że to najważniejsza z wartości moralnych, swoista wyrocznia, punkt odniesienia. Można czasami skłamać, czasami przejść obojętnie wobec innego człowieka, ale czynić sprawiedliwie to czynić moralnie słusznie. Tymczasem kto odpowie na pytanie, wedle jakich kryteriów owa sprawiedliwość ma być realizowana ? Przyjrzyjmy się zasadom: każdemu to samo, każdemu według zasług i dzieł, według potrzeb, według jego pozycji, według tego co przyznaje mu prawo... Sprawiedliwość to sprawa trudna do uchwycenia, o zmiennych kryteriach i zasadach. Nie powinna być ową ślepą mitologiczną Temidą.
Cóż więc jest zbiorem uniwersalnych zasad moralnych, z których czerpać mogą młodzi XXI wieczni Europejczycy? Obecna era wyznaczana teorią względności, ateistycznym komunizmem, postmodernizmem, nowożytną rewolucją seksualną nie sprzyja trzymaniu się tradycyjnych reguł etyki. Wszystko jest względne... To naturalny proces zmian, który nas nie ominie. Postarajmy się jednak, aby
w tym galopie nie zatracić człowieczeństwa. Co należy więc czynić? Musimy stale weryfikować
i korygować poglądy etyczne, wzbogacać wiedzę o wartościach moralnych opierając się o krytyczną analizę materiałów z obserwacji otoczenia i siebie - ze zjawisk społecznych, postaw innych ludzi, odziedziczonych własnych spontanicznych poglądach moralnych. Szanujmy również poglądy innych; tolerancja (nie jest równoznaczna z akceptacją) zasad etyki odmiennych kultur jest dowodem naszej europejskości.