Kryzys argentyński
W grudniu 1999 roku wybory wygrywa Fernando De la Rua. obiecywał odbudowę gospodarki, przemiany społeczne oraz walkę z korupcją. 29 maja 2000 roku rząd ogłasza plan oszczędnościowy, który przewidywał m.in. ograniczenie wydatków o ponad 900 mln USD, a już dwa dni później przez stolice kraju Buenos Aires przechodzą marsze protestacyjne. Już w sierpniu minister gospodarki Jose Luis Mechinee ogłasza, że deficyt budżetowy w 2000 roku wyniesie ok. 5,2 mld USD czyli aż o pół miliarda więcej niż planowano. W związku z zaistniałą sytuacją Międzynarodowy Fundusz Walutowy ogłasza pakiet pomocowy i Argentyna otrzymuje 40 mld USD pożyczki, co wywołuje entuzjastyczną reakcję rynków.
4 marca 2001 roku tekę ministra gospodarki przejmuje Ricardo Lopez Murphy i już w połowie miesiąca ogłasza plan reform który przewidywał ograniczenie wydatków o 4,45 mln USD w ciągu dwóch lat. Szczególnie głębokie cięcia dotyczyły szkolnictwa. Jego kadencja trwała tylko do 19 marca, a tekę ministra przejmuje Domingo Cavallo, jeden z najsłynniejszych ekonomistów Ameryki Łacińskiej, który w 1991 roku doprowadził do pełnej wymienialności peso i zrównania go z dolarem. Cavallo od razu ogłasza plan naprawy gospodarki tzw. „Plan konkurencyjności”, który zawierał propozycje nałożenia podatku na transakcje finansowe oraz wprowadzenie ceł by chroniły rodzimych producentów. Kongresowi przedstawia propozycję by peso było związane w stosunku 50/50 do euro i dolara.
W czerwcu Argentyna informuje o wymianie 29,477 mld USD zadłużenia, a w czerwcu indeks giełdowy w Buenos Aires spada do poziomu najniższego od 2 lat w związku z pogłoskami o rezygnacji prezydenta De la Rua.
Międzynarodowy Fundusz Walutowy domaga się redukcji do zera deficytu w prowincjach, a trzy największe agencje ratingowe obniżają oceny wiarygodności Argentyny i informują, że może to być kraj niewypłacalny. Po przyjęciu przez Senat budżetu dyrektor generalny MFW Horst Koehler rekomenduje podwyższenie z 14 mld do 22 mld USD pakietu pomocowego.
Pod koniec października problemy pogrążonej od trzech lat w recesji Argentyny na nowo skupiły uwagę inwestorów, którzy boją się kryzysu gospodarczego w tym kraju i dewaluacji peso. Rząd Argentyny przygotowuje plan działań ratunkowych.
Sytuacja w Argentynie spowodowała głęboki spadek cen akcji na giełdach w regionie (indeks Merval w Buenos Aires zjechał do poziomu najniższego od 10 lat), Atmosferę niepewności podgrzała dymisja "z przyczyn osobistych" wiceministra finansów Argentyny. Według analityków, był on przeciw zamianie "starych" krajowych długów na "nowe", niżej oprocentowane, czyli operacji, którą Argentyna chce zaproponować także inwestorom zagranicznym.
Argentyna pod koniec października ma 132 mld USD długu, którego w praktyce nie jest w stanie obsługiwać. Szuka, więc sposobów na jego restrukturyzację i zapowiada kolejny plan uzdrowienia finansów. Dzięki operacji zamiany starych obligacji na nowe rząd chciał zmniejszyć oprocentowanie zadłużenia i przesunąć terminy jego spłaty. Zgodnie z zapowiedziami zamiana miała być "dobrowolna" i "przyjazna", zaś oprocentowanie niższe, bo obligacje będą gwarantowane przez MFW i siedem najbogatszych krajów świata.
Ponadto, aby ograniczyć wydatki budżetu, rząd obniżył o 13 proc. emerytury i płace w sektorze państwowym, podniósł podatki i zmniejszył dotacje dla prowincji. Ale wpływy budżetu z podatków stale spadają (we wrześniu o 14 proc.). Działaniom rządu nie sprzyja jego niska popularność, rosnące bezrobocie, opozycja związków zawodowych i gubernatorzy prowincji, z którymi władze centralne nie zdołały dojść do porozumienia.
Wszystko to poważnie opóźniło podanie warunków operacji wymiany długu na nowe obligacje, które Argentyna zaproponowała także zagranicznym inwestorom. Jednak zdaniem analityków, wymiana starego długu na nowy i to na warunkach proponowanych przez władze w Buenos Aires nie jest niczym innym, jak niedotrzymaniem terminów płatności. Nowe obligacje mają być niżej oprocentowane, w efekcie tańsze do obsługi przez Argentynę, co miało pomóc zbilansować budżet.
Pod koniec listopada przyjechała do Buenos Aires misja Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Celem jej pobytu było dokonanie przeglądu sytuacji gospodarczej. Wszystko wskazywało na to, że MFW ostatecznie pomoże Argentyńczykom. Plan ratowania gospodarki tego kraju, czyli wymiana starego długu na nowy, miał coraz więcej zwolenników. Okazało się jednak, że MFW kategorycznie odmówił gwarantowania nowych argentyńskich obligacji emitowanych w związku z planem ratunkowym. To postawiło ministra gospodarki tego kraju i autora planu ratunkowego w bardzo niezręcznej sytuacji. Albowiem Domingo Cavallo zapewniał, że Bank Światowy i MFW są gotowe pomóc. Przedstawiciele MFW zdecydowali jednak, że znacznie korzystniej dla wiarygodności tego kraju będzie, jeśli Argentyńczycy sami przeprowadzą ten bardzo trudny manewr.
31 listopada w wyniku ogłoszenia przez Cavallo wysokości zadłużenia podlegającego wymianie, czyli 50 mld USD Argentyńczycy w ciągu jednego tylko dnia wypłacają z kont 1,3 mld USD. W związku z tym minister gospodarki wprowadza ograniczenie wypłat do 250 USD tygodniowo.
Inwestorzy już od dłuższego czasu uważali Argentynę za kraj niewypłacalny. O bankructwie jednak chyba przesądził Międzynarodowy Fundusz Walutowy, który 5 grudnia odmówił wypłacenia wcześniej przyznanej pomocy. Cavallo nie ukrywał, że bez 1,3 mld USD, na które liczył nie będzie w stanie obsłużyć płatności. W dalszym ciągu uważa, że dewaluacja peso, w efekcie seria bankructw lub wprowadzenie dolara, to najrozsądniejsze wyjście. Tylko giełda w Buenos Aires zareagowała optymistycznie. Merval wzrósł o 8 procent w nadziei, że peso zostanie zastąpione dolarem.
Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW), z którym Argentyńczycy nadal chcą wynegocjować wsparcie finansowe, uznał oszczędności budżetowe za konieczny warunek przyznania nowego kredytu w związku z tym rząd postanawia zmniejszyć wydatki budżetowe o 20%.
To już czwarty rok recesji bezrobocie sięga obecnie 20 proc. Posunięcia uzgodnione z MFW pogłębiają recesję, gdyż zmniejszone zamówienia państwowe oznaczają spadek produkcji i zarazem wpływów podatkowych. Kolejne firmy ogłaszają niewypłacalność.
20 grudnia po całonocnych zamieszkach i starciach z policją, w których zginęło 20 osób a ponad 250 odniosło poważne obrażenia prezydent Fernando de la Rua ogłosił stan wyjątkowy, a następnie podał się do dymisji. Wcześniej przyjął on rezygnację ministra gospodarki Domingo Cavallo. Gdy podejmował tę decyzję, w Buenos Aires płonęły siedziby dwóch banków, podpalone przez demonstrantów. Wcześniej podłożono ogień pod budynek Ministerstwa Finansów.
Tych, którzy wyszli na ulice, dzieli się w Argentynie na trzy grupy. Pierwsza to ci, którzy wyszli na ulice z powodu głodu i to oni plądrowali sklepy. Druga to klasa średnia, która wyszła zamanifestować swoje niezadowolenie z polityki rządu. Trzecia to studenci, którzy nie widzą dla siebie żadnych perspektyw w Argentynie. - Od trzech lat na najlepszym i jedynym bezpłatnym uniwersytecie w Buenos Aires odbywają się strajki, bo rząd chce wprowadzić opłaty. Profesorowie, którzy nie otrzymują pensji, organizują pokojowe protesty.
Rezygnacja prezydenta, skądinąd bardzo niepopularnego, skomplikowała jednak sytuację na scenie politycznej. Argentyna nie miała wiceprezydenta. Przewodniczący Senatu, peronista Ramon Puerta, z racji swej funkcji następny w kolejce, z góry zapowiedział, że na stanowisku prezydenta na pewno nie pozostanie dłużej niż 48 godzin.
23 grudnia Peronista Adolfo Rodriguez Saa został zaprzysiężony na urząd prezydenta Argentyny. Funkcję tę powinien sprawować do wyborów prezydenckich zaplanowanych na 3 marca 2002 roku. Jedną z pierwszych jego decyzji było zawieszenie spłaty zadłużenia zagranicznego wynoszącego 132 miliardy dolarów. Dodał, że zamierza stworzyć milion nowych miejsc pracy oraz wprowadzić nową walutę, która będzie funkcjonować razem z peso. Obiecał też, że nie przeprowadzi dewaluacji. Zostanie za to określony pułap zarobków dla wszystkich urzędników państwowych na poziomie równowartości 3 tysięcy dolarów.
Zaraz po świętach nowy prezydent spotkał się z gubernatorem prowincji Buenos Aires Carlosem Ruckaufem, z ministrem pracy, przedsiębiorcami i bezrobotnymi. Głównym tematem rozmów był jego plan walki z bezrobociem, które przekracza 16 procent. Z gubernatorem podpisał umowę o zatrudnieniu w prowincji Buenos Aires - przy robotach publicznych - pierwszych 20 tysięcy ludzi (będą sadzili drzewa).
Powstaje program uzdrowienia finansów. Planuje się tymczasowe wprowadzenie (być może już w styczniu) trzeciej waluty „argentino” (obok dolara i peso wymienialnego na dolara w stosunku jeden do jednego). Byłoby to drugie peso, niewymienialne, do użytku wewnętrznego. Chodzi o powstrzymanie ucieczki kapitału z Argentyny. Wprowadzenie argentino, nowej waluty o płynnym kursie, ma w spokojny sposób doprowadzić do odejścia od sztywnego kursu wymiany dolara na peso. Zapowiedziano też podwyższenie minimalnych pensji i emerytur ze 150 do 300-400 peso (tyluż dolarów).
Te pierwsze decyzje nowego prezydenta odebrano jako zapowiedź poprawy sytuacji. Przynajmniej chwilowej, bo niewiele osób wierzy, że nowemu prezydentowi uda się spełnić choćby połowę obietnic.
29 grudnia dwunastu policjantów rannych, ponad trzydzieści osób aresztowanych, zdewastowane pomieszczenia w pałacu prezydenckim i siedzibie Kongresu, rozbite szyby sklepów, podpalenia, grabieże - do Buenos Aires powróciła przemoc. Demonstracje spokojnych, przyzwoitych ludzi, protestujących przeciwko ograniczaniu ich prawa do swobodnego dysponowania własnymi oszczędnościami, upokarzającym kolejkom pod bankami i obecności w nowym rządzie skompromitowanych polityków, przerodziły się w groźne zamieszki.
Do dyspozycji szefa państwa oddali się przerażeni członkowie rządu. Rodriguez Saa przyjął od razu rezygnację szefa prezydenckich doradców, Carlosa Grosso, której domagali się demonstranci. Zwolnił także szefa Banco Nacion, Davida Exposita. Rozzłościł on Argentyńczyków niefortunnym oświadczeniem o trzeciej walucie, "argentino", która - jak wynika z różnych wypowiedzi - nie zostanie zresztą wprowadzona, przynajmniej w najbliższym czasie. Prezydent poprosił dyrektorów wszystkich banków, by otworzyli w sylwestra okienka dla klientów w godzinach od 8.00 rano do 20.00 wieczorem i zapewnili "godną" obsługę, zwłaszcza starszym ludziom, którzy przyjdą po emerytury. Apelował też o umożliwienie pobrania z kont większych sum pieniędzy.
Jednak nawet te posunięcia nie pomogły mu utrzymać się na stanowisku i 1 stycznia prezydent Adolfo Rodriguez Saá podjął decyzję o dymisji po nieudanej próbie uzyskania poparcia peronistowskich gubernatorów dla jego programu. Na zwołaną przez niego naradę przybyło zaledwie 5 z 14 szefów prowincji. Prezydent wyszedł, trzaskając drzwiami.
Zgodnie z konstytucją Rodrigueza Saá powinien był zastąpić przewodniczący Senatu Ramón Puerta. Jednak i on złożył rezygnację. Tymczasowym prezydentem (na 48 godzin) został więc Eduardo Camano, przewodniczący niższej izby parlamentu. Natychmiast zwołał na 1 stycznia posiedzenie Zgromadzenia Ustawodawczego.
Po długiej i burzliwej naradzie peroniści zaproponowali w Zgromadzeniu Ustawodawczym odwołanie wyznaczonych na 3 marca przedterminowych wyborów, aby Eduardo Duhalde mógł sprawować funkcję do końca kadencji byłego szefa państwa Fernando de la Rui, czyli do grudnia roku 2003. Zdania były w tej sprawie podzielone. Wyrażano obawy, że spowoduje to eksplozję niezadowolenia Argentyńczyków, którzy w sondażach opowiadali się w większości za wyborami. Jednak uznano, że trzeba ratować kraj, a nie zajmować się kampanią wyborczą.
Sześćdziesięcioletni senator Eduardo Duhalde z lewego skrzydła peronistów jest piątym prezydentem w ostatnich dwóch tygodniach. Najpilniejszym zadaniem nowego prezydenta, oprócz podjęcia negocjacji z wierzycielami Argentyny w sprawie nowych warunków spłaty długów, było uspokojenie społeczeństwa.
Nie da się tego osiągnąć bez zniesienia ograniczeń w korzystaniu przez obywateli z oszczędności zdeponowanych w bankach. Te ograniczenia były głównym powodem masowych protestów, które przeradzały się w zamieszki połączone z dewastowaniem miasta.
Dlatego też nowy prezydent Argentyny Eduardo Duhalde zaprzysiężony 2 stycznia zapowiada zmianę modelu ekonomicznego i społecznego.
Uspokoił rodaków, którzy mają oszczędności w dolarach lub zaciągnęli kredyty dolarowe, że nie ucierpią na ewentualnej dewaluacji peso. - Ten, kto złożył w banku dolary, odbierze dolary; ten, kto oszczędzał w peso, peso - zapewniał, obiecując, że ograniczenia w wypłacaniu oszczędności zostaną zniesione, a kredyty dolarowe przeliczone na peso w stosunku 1:1.
Nowy prezydent utrzymał decyzję swego poprzednika, Adolfo Rodrigueza Saa, o zawieszeniu na dwa lata spłaty argentyńskiego zadłużenia zagranicznego. Natomiast, aby poprawić wypłacalność państwa, planowana jest emisja obligacji rządowych, żeby uregulować nimi wszystkie zaległe płatności, w tym także pensje dla pracowników administracji.
Ministrem gospodarki został Jorge Remes Lenicov, ekonomista mający dobre kontakty z argentyńskimi i zagranicznymi instytucjami finansowymi. Dotychczas opowiadał się za polityką wolnorynkową, choć sugerował pewne korekty. Jego plan uzdrawiania finansów ma polegać między innymi na kontrolowanej dewaluacji peso. Mówi się, że przez 90 dni będzie utrzymywany stały kurs: 1,3 - 1,4 peso za dolara. Później kurs peso będzie ustalany w oparciu o koszyk walut (dolar, euro, brazylijski real). Dolarowe zobowiązania (70 procent wszystkich kredytów w Argentynie) wcześniej zostaną przeliczone na peso w stosunku 1:1. Budżet na rok 2002 przewiduje zerowy deficyt. Planuje się podjęcie negocjacji z Międzynarodowym Funduszem Walutowym w sprawie pomocy finansowej, prawdopodobnie w wysokości 15 miliardów dolarów.
4 stycznia okazało się, że zadłużenie Argentyny wynosi ponad 142 mld USD, czyli o 9 mld więcej, niż dotychczas szacowano. W związku z tym nowy rząd musiał jak najszybciej opracować nowy plan naprawy gospodarki.
Nowy program został przyjęty i ogłoszony 7 stycznia. 1,4 peso za 1 dolara - tyle będzie wynosił nowy oficjalny kurs argentyńskiej waluty. Dewaluacja peso po dziesięciu latach sztywnego kursu do amerykańskiego dolara (1:1) to prawdziwy przełom w argentyńskiej gospodarce. Przyjęcie parytetu peso do dolara w 1991 r. uwolniło Argentynę od hiperinflacji, której stopa sięgała nawet 5 tys. proc., ale stopniowo pogrążało w kryzysie gospodarkę - wyroby argentyńskie stały się za drogie na rynkach zagranicznych, gospodarka była niekonkurencyjna. Doprowadziło to m.in. do bezrobocia, które sięga dziś ponad 20 proc. Poza dewaluacją peso rząd otrzyma w ramach planu specjalne uprawnienia do zmiany systemów finansowego, bankowego i wymiany walut, a także uprawnienia do ustalania cen towarów i usług, aby ochronić konsumentów przed gwałtownym wzrostem cen oraz przed praktykami monopolistycznymi.
Duhalde postarał się osłodzić społeczeństwu gorzką pigułkę dewaluacji - dolarowe zobowiązania wynikające z umów będą zamienione na peso, a długi dolarowe będą zrestrukturyzowane tak, aby zredukować efekt dewaluacji dla osób zarabiających w peso. To ważne, ponieważ w Argentynie blisko 80 proc. długów denominowanych jest w dolarach.
Również ceny usług (dotychczas najczęściej ogłaszane w dolarach) będą zamienione na peso w stosunku jeden do jednego. To samo dotyczy długów na kartach, natomiast nic się nie zmieni w kwestii dostępu do oszczędności. Depozyty bankowe będą zabezpieczone i odblokowane w chwili, gdy system bankowy osiągnie stabilność.
Ponadto program rządu przewidywał, co następuje:
- specjalne uprawnienia dla rządu do zmiany systemu finansowego, bankowego i wymiany walut;
- uprawnienia do ustalania cen towarów i usług, aby ochronić konsumentów przed gwałtownym wzrostem cen oraz przed praktykami monopolistycznymi;
- bank centralny będzie miał prawo kupować i sprzedawać obcą walutę oraz dostarczać walutę na rynek;
- zostanie wprowadzony tymczasowy podatek na eksport gazu i ropy, a rząd przeznaczy wpływy z tego podatku na rekompensaty dla banków, które poniosą wielkie straty wynikające z zamiany długów i depozytów z dolarów na peso.
Prezydent, obawiał się jednak niekontrolowanego wzrostu cen, który mógłby być następstwem utraty wartości przez argentyńskie peso. Starał się on przekonać Argentyńczyków, że mniejsza siła nabywcza ich waluty i wyższe ceny są jedyną drogą do uzdrowienia sytuacji. Dzięki temu powinien wzrosnąć eksport, a co za tym idzie - ożywi się produkcja i będzie możliwe wyjście z trwającej od 44 miesięcy recesji.
Po ogłoszeniu nowego programu Minister gospodarki ogłosił, że na początku lutego rząd rozpocznie rozmowy z MFW (pożyczył Argentynie 22 mld USD) i innymi wierzycielami w sprawie nowych pożyczek i restrukturyzacji wcześniej wyemitowanych obligacji. Dług Argentyny wynosi 142 mld USD, z czego ok. 95 mld dolarów stanowi dług zagraniczny, którego obsługi Argentyna zaprzestała jeszcze pod koniec 2001 roku. Minister Lenicov powiedział też, że Argentyna będzie starała się o uzyskanie 15-20 mld USD nowych pożyczek.
9 stycznia mimo obietnic rządu nadal nie działa argentyńska giełda walutowa a bank centralny przedłożył zarządzenie, że tygodniowa wypłata gotówki z banków (250USD) może odbywać się tylko w peso. Rynek kantorowej wymiany peso na dolary niemal nie funkcjonuje, a tam, gdzie można kupić dolary, kosztują one ok. 1,6 peso.
Wiele sklepów podniosło ceny, średnio o 20 proc., a w niektórych ograniczano sprzedaż, bo rząd kontrolując ceny nakazał ustalanie ich na podstawie starego kursu wymiany peso do USD. W sklepach zaczyna brakować importowanych towarów, podrożały kosmetyki i środki czystości, a także słodycze importowane z Brazylii. Bez zmian są ceny papierosów, napojów chłodzących i piwa. Hurtownie farmaceutyczne podniosły drastycznie ceny importowanych leków. Część detalistów przestała akceptować karty kredytowe i przyjmuje tylko gotówkę. W obliczu wielkich kłopotów znalazł się transport miejski, który nie może podnieść cen, choć olej napędowy podrożał już o 8 proc. i wzrosła cena papieru do drukowania biletów
Ponieważ ostatni tydzień znowu upłyną pod znakiem demonstracji na ulicach Buenos Aires znów poszły w ruch garnki i patelnie, zdewastowano też bankomaty. Tak społeczeństwo protestuje przeciwko ograniczaniu mu dostępu do oszczędności.
15 stycznia Prezydent Eduardo Duhalde wezwał Argentyńczyków i świat do wspólnego ratowania państwa z najcięższego kryzysu gospodarczego i społecznego w historii kraju.
17 stycznia prezydent Stanów Zjednoczonych George W.Bush w przemówieniu na forum Organizacji Państw Amerykańskich obiecał pomóc Argentynie jeśli tylko przedstawi ona „rzetelny i realny plan naprawy gospodarki”. Była to reakcja na wypowiedź prezydenta Argentyny o powrocie do polityki ochrony własnego rynku gospodarczego.
Jak na razie Międzynarodowy Fundusz Walutowy na prośbę Argentyny przełożył o rok termin spłaty pożyczki w wysokości 933 mln USD, a pod koniec stycznia przyjedzie do Argentyny ze specjalną misją doradczą.
Tego samego dnia podał się do dymisji szef banku centralnego Roque Maccarone który nie mógł dogadać się z rządem w sprawie dostępu do rachunków oszczędnościowych.
Podsumowanie
Jak Argentyna popadła w tak olbrzymi kryzys?
Największym problemem Argentyny było chroniczne przekraczanie wydatków budżetowych oraz na zmianę: zbyt mocny kurs waluty i hiperinflacja. Mocne peso miało pomóc w zduszeniu inflacji i tak się działo, ale w efekcie gwałtownie spadała konkurencyjność eksportu. Rynek obudowany był wysokimi cłami. Argentyna jest jednym w niewielu krajów na świecie, w których eksport wynosi jedynie 10 proc. PKB. Dla porównania, w Polsce jest to ponad 30 proc., na Węgrzech ponad 60 proc.
Pierwsza poważna próba ratowania gospodarki miała miejsce w 1991 r. Zrobił to Cavallo, który wszedł do rządu Carlosa Menema. Po związaniu peso z dolarem sprowadził inflację z 5 tys. proc. do zera. Inwestorzy pokochali Argentynę. Dla MFW stała się przykładem sukcesu.
Tani dolar zachęcał jednak do brania kredytów zagranicznych, bo były korzystniej oprocentowane niż na własnym rynku. Efekt widać - zadłużenie zagraniczne wzrosło do 132 mld USD. I nie pomogło w rozwoju kraju, który od trzech lat pogrąża się w recesji. Mimo to, Argentyna pozostawała faworytem MFW wśród klientów z Ameryki Łacińskiej. Tam zawsze było tak, że region raczej gnębiła inflacja, a nie zbyt mocna waluta.
Ostatnie lata były dla gospodarki argentyńskiej fatalne. Do zwyczajowych problemów doszły jeszcze BSE i pryszczyca, a z nimi - odwrót konsumentów od mięsa wołowego, jednego z głównych towarów eksportowych. Zboże - inny kluczowy artykuł eksportowy - taniało na międzynarodowych rynkach.
Peso równe dolarowi oraz możliwość wypłacania w bankomatach obydwu walut spowodowały ogromne uszczuplenie depozytów bankowych, bo Argentyńczycy, mimo że zadowoleni z siły waluty, nie dowierzali władzom, że nie zrobią jakiegoś manewru ograniczającego dysponowanie kontami. Zdarzało się, że system bankowy tego kraju opuszczało nawet miliard dolarów dziennie.
Kolejny problem to rozdęte wydatki budżetowe, tysiące sposobów unikania płacenia podatków oraz samodzielność rządów prowincjonalnych w dysponowaniu wpływami. W efekcie, jeśli nawet rząd federalny utrzymywał deficyt na zaplanowanym poziomie, rządy lokalne, gdzie najczęściej władze sprawowała opozycja, wielokrotnie przekraczały wydatki.
Jakie może być wyjście?
Ekonomiści uważają teraz, że najlepszym wyjściem dla Argentyny jest wprowadzenie kontroli przepływu kapitału tak, aby nie pozwolić na wywóz dewiz, oraz przełożenie spłat zadłużenia. W obecnej sytuacji gospodarczej - twierdzą ekonomiści - byłoby bardzo trudno wytłumaczyć Argentyńczykom, że w obliczu głodu w kraju trzeba mimo wszystko spłacać zadłużenie zagraniczne, a nie zatrzymać pieniądze w kraju. Zdaniem Paula Luke, nie jest wykluczona kontrola depozytów bankowych. Jaki będzie tego efekt? Trudno prognozować. Odmawiali tego najbardziej doświadczeni analitycy. W jednym tylko byli zgodni: po czterech latach recesji, przy pogarszających się warunkach życia, rosnącym bezrobociu jest mało prawdopodobne, by Argentyńczycy byli w stanie zaakceptować jakikolwiek pakiet oszczędnościowy zaproponowany przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Nie ma wątpliwości - metody ratowania gospodarki, które zapewne podejmą nowe władze, sprawdziłyby się, gdyby gospodarka światowa kwitła. Teraz będzie o to bardzo trudno.