Bohaterowie Sanctuarium
część dziewiąta - „Strażnik kryształu”
Danath podszedł do okna. Spojrzał na wzgórze. Wtedy gdy Yennefer się ocknęła zdawało mu się że czegoś brakuje w krajobrazie Duncraig. Teraz był tego pewien. Nie było wieży która wznosiła się przy kuźni zwanej przez mieszkańców Kuźnią Wybranych. Druidowi wydawało się że zarówno wzgórze jak i całe otoczenie Duncraig straciło w tym momencie na swoim wyglądzie. Nagle jego uwagę przyciągnęła grupa ludzi która zmierzała ze wzgórza w kierunku miasta. Wytężył wzrok próbujac przyjrzeć się bliżej. Niestety mgła uniemożliwiała bliższe rozpoznanie. Danath odszedł od okna. Yennefer siedziała na łóżku i ruchami dłoni dotykała twarzy, jakby szukając blizn. Usłyszała go gdy podszedł bliżej.
Jak się czujesz ? - zapytał
Dobrze, tylko dziwnie huczy mi w głowie - odparła czarodziejka
To normalne. Przeżyłaś wielki uraz zarówno psychiczny jak i fizyczny. To z czasem minie. Teraz musisz odpoczywać.
Danath, jak ja..... - zawachała się - .....moja twarz....Nie czuję....
Nie obawiaj się. Nie straciłaś nic ze swojej urody. Tylko..... - druid nie wykrztusił ostatniego słowa
Daj mi lustro......proszę....
Druid podszedł do niewielkiego kredensu i wziął małe lusterko. Podał je Yennfer. Czarodziejka wzięła je i z obawą zbliżyła je do twarzy. W lusterku pojawiła się twarz pięknej kobiety, z czarnymi włosami. Jej cera była śniada. Na policzku majaczyła blizna. Yennfer westchnęła i odłożyła lustrerko. Widać było że nowy element nie komponował się z resztą twarzy.
Tak....co zrobić - westchnęła ciężko czarodziejka dotykając i przejeżdzajac palcami po bliźnie która najwidoczniej ją denerwowała - Gdzie jest Kane i Tan ?
Przyznam się że nie wiem. Wtedy gdy cię.......
Nagle drzwi izby otworzyły się z łoskotem i do środka wpadł Altar. Był cały zdyszany.
Danath !! - ryknął - Ten nekromanta, paladyn, i ta zabójczyni wrócili !! Przynieśli ich ludzie , ze wzgórza. Chodź szybko !! Są nieźlie poharatani !! Na wzgórzu toczyli walkę !! Wieża Kuźni Wybranych została zrównana z ziemią !! Chodź już !! Prędzej !!
Danath z typowym dla siebie stoickim spokojem , ruszył w kierunku drzwi.
Yennfer, ty zostań tutaj - nakazał - Jesteś jeszcze zbyt słaba.
Co się dzieje Danath ? - zapytała - Co się tutaj właściwie dzieje ??!!
Druida już nie było w izbie. Wybiegł razem z Altarem na zewnątrz. Yennefer z trudem podeszła do okna i wyrzała na zewnatrz. Na dole , przed gospodą panowało istne zamieszanie. Ktoś krzyczał, jakaś kobieta lamentowała. Dopiero po dłuższej chwili czarodziejka zobaczyła paladyna , nekromantę i nieznaną jej kobietę którzy wolno szli w kierunku gospody. Byli ledwo żywi. Iść im, pomagali niektórzy ludzie. Jedni podtrzymywali ich na ramionach , inni trzymali ich za ręce i niepozwalali upaść. Yennefer spojrzała i załamał ręce.
Mój Boże ! - zakrzyknęła - i mimo otępienia, skierowała się w kierunku drzwi.
Zeszła z poddasza, przeszła przez pustą izbę i wyszła przed gospodę. Spojrzała na Kane'a. Nekromanta broczył krwią. Rozcięcie na czole , pozostałe po walce w lesie, ponownie się rozstąpiło i poczęło wypluwać na bladą twarz nekromanty coraz to większe ilośći krwi. Kane szedł bardzo powoli , podpierał się swoją nieodzowną laską , szedł prawie po omacku bowiem krew zalewała mu oczy. Paladyn z kolei wyglądał zadziwiająco dobrze , nie biorąc pod uwagę osmalonych włosów oraz dziwnego chodu. Po wnikliwszej analizie można było wywnioskować że Tan Biały nie mógł normalnie chodzić, bowiem był trzymany przez trzech mężczyzn którzy starali się utrzymać go w pionie. Przez myśl Yennefer przebiegła myśl : nadwyrężony kręgosłup albo gorzej....postępujący paraliż. Kobieta o krótkich , blond włosach wyglądała najlepiej z całej trójki. Miała trochę osmaloną twarz. Za to wyglądała jakby była w szoku. Cały czas powtarzała: „zawiodłam....porażka....zabije mnie....zawiodłam....” i patrzyła tępo w ziemię. Yennefer, zbliżyła się do przyjaciół. Kane odgarnął kosmyk białych włosów które mieszały się z krwią. Spojrzał błędnym wzrokiem przed siebie. Zobaczył czarodziejkę. Uśmiechnął się. Nie był to uśmiech jak zwykle makabryczny, pozbawiony wyrazu ale przepełniony jakby szczęściem, spowodowany ujrzeniem czarodziejki żywej. Wyciągnął do niej kościstą rękę.
Yennefer..... - wyszeptał - Ty żyjesz......
Po czym padł nieprzytomnie na ziemię. Paladyn krzyknął:
Kane !!!
Tan wyrwał się uścisku mężczyzn, ale nie przeszedł ani kroku. Ból promieniujący z kręgosłupa przeszył jego ciało. Paladyn zwinął się z bólu i także padł na ziemię. Druid Danath zakrzyknął:
Pomóżcie mi !! - krzyknał , schylając się i próbując podnieść nekromantę - Zanieśmy ich do środka.....
Nie musiał długo czekać na odzew..........
Gdy nekromanta otworzył oczy ujrzał nad sobą twarz Altara.
Witaj w świecie żywych - zaczął barbarzyńca
Gdzie ja jestem ?
Wśród przyjaciół. Nic ci nie jest. Miałeś tylko chwilowy zanik świadomości. Ta rana na twoim czole wygląda obrzydliwie. Danath kazał ci przekładać okłady z jakiegoś zielska. Śmierdzi ono jak oddech mojej babci. Ja bym to osobiście wypalił rozgrzanym do czerwoności pogrzebaczem z kominka. Ale taka była wola Danatha żeby ci to świństwo do łba przykładać.
Kane wzdrygnął się na samą myśl że ktoś mu może rzeźbić na czerepie mozaikę, rozpalonym pogrzebaczem. Ale faktycznie to zielsko śmierdziało niebywale.
Gdzie jest Yennefer....i Tan ?
Yennefer jest razem z Danathem w pokoju obok. Opatrują paladyna. O ile mi wiadomo, jest z nim o wiele lepiej niż z tobą. Tamten przynajmniej to jest mocarny chłop więc więcej przejdzie, wiecej szram na ryju załapie. A ty ? Istna skóra i kości. Co, słabiutko się w dzieciństwie odżywialiśmy ?
Wychowano mnie w poczuciu przywiązywnia większej wagi do aspektów mentalnych niż do robienia z siebie utuczonego wieprzka.
Tyle że, jak ty to określasz „aspektami mentalnymi” nie napełnisz żołądka. I nie będziesz miał siły do trzymania oręża. W twoim przypadku jedyne co bym ci powierzył do trzymania w twych watłych łapkach to kijek. Taki w sam raz do odganiania komarów i innych natrętnych owadów.
Mnie wystarczy moja laska - odparł wyraźnie zirytowany Kane
Tak, ta twoja laska. Super broń. Widziałem ją kiedyś w użyciu. To się nazywa „przybytek”. Potrzebne są dwie takie. Kucasz, srasz na piach, jedną laską się podpierasz a drugą odganiasz wilki.
Wierz mi, ma wiele przydatniejszych zastosowań niż odganianie wilków.
Nie wątpię. Nieodzowny element chorych na trąd.
Mógłbyś się wreszcie zamknąć.... - rzekł Kane którego coraz bardziej denerwowała rozmowa z bezczelnym barbarzyńcą
Altar zaśmiał się , coś jeszcze bąknął o przeróżnych zastosowaniach laski Kane'a , i wyszedł. Nekromanta opadł na łóżko. Czuł się nawet dobrze. Widać Danath wie co robi - pomyślał krzywiąc twarz kiedy ostry zapach ziela wpadł mu do nozdrzy. - Ciekawe co z Tanem i z tą Laurą ? - pomyślał wbijając wzrok w sufit.
Tymczasem w izbie obok Yennefer wraz z Danathem próbowali opatrywać paladyna. Stosowne było określenie „próbowali” bowiem paladyn uparcie twierdził że nic mu nie jest, no co Danath zgodnie z Yenną twierdzili że jest głupi będzwał i jak nie będzie współpracował to mu przybiją zakuty łeb gwoździami do łóżka. Paladyn w ripoście na takie ultimatum, nie dał się ruszyć , otoczył się czerwoną aurą krzycząc przy tym niemiłosiernie. Przy okazji spalił całe prześcieradło. Aura była tak wściekle parząca że nie dało się go ruszyć. Danath załamał ręce.
No i co my mamy z nim zrobić ? - zapytał
Nic - odparła Yennefer - Jak się na coś uprze to koniec. Zresztą te jego aury mu pomogą. Wiele razy widziałam co z nimi wyczynia. Najdalej jutro będzie jak nowy. Tyle że będzie nieco rozdrażniony. Choćmy, zostawmy go. Poradzi sobie.
Jak uważasz - odparł druid patrzący z ciekawością na Tana
Obydwoje wyszli zostawiając paladyna samego. Gdy tylko zatrzasnęły się za nimi drzwi, Tan „zgasił” aurę. W tym samym momencie poczuł pulsujacy ból promieniujący od krzyża i wdzierajacy się do czaszki. Podszedł do zbroi która leżała obok łóżka. Zaczął czegoś szukać. Po chwili wyjął sztylet. Spojrzał na rzeźbioną rękojeść. Powoli włożył ją do ust i mocno zacisnął na niej zęby. Ból narastał. Tan chwycił swoją lewą rękę za plecami i zaczął się przygotowywać.
Raz, dwa, trzy,...cholera niech skonam jak to nie wyjdzie.....cztery !!! - zaseplenił, i szarpnął wściekle mocno lewą rękę.
Bół opanował jego ciało wprawiając Tana prawie w dziwną euforię. Zatrzeszczały kości. Dosłownie było słychać jak wszystkie kręgi z kręgosłupa ustawiają się. Dziki chrzęst przyprawiający o dreszcze. Paladyn zacisnął zęby na rękojeści sztyletu. Wydawało się że zaraz ją przegryzie na wylot. Po chwili ból stał się o wiele mniejszy. Tan usiadł ciężko na łóżku. Czuł teraz gorąco przepływające w okolicach krzyża i kręgosłupa. Wypluł sztylet.
Czas na trochę odpoczynku - rzekł i zwalił się na łóżko
Wokół niego pojawiła się niebieskawa poświata. Migotała hipnotyzująco. Tan Biały usnął natychmiast.
Natomiast na dole w karczmie , przy jednym ze stół siedziała Laura Meave. Pilnował jej Crushead , który oparł się o framugę drzwi i całkowicie je zasłaniał. Jednak nie musiał się zbytnio wysilać z pilnowaniem zabójczyni, bowiem sama zainteresowana siedziała nieruchomo, jakby w szoku, i najzapewniej nie było jej w głowie wychodzić gdziekolwiek. Crushead patrzył na nią i masował sobie knykcie. Świeżbiło go niemiłosiernie żeby sobie poużywać za tą sytację na targu.
Teraz bym ci pokazał - rozmyślał patrząc na blond dziewczynę - Wbił bym ci te twoje szpony do gardła i przeciągnął flaki na lewą stronę. Tak, to by było coś..... - rozmarzył się barbarzyńca
Na schodach pojawił się nagle druid. Zaczął schodzić po schodach , przypatrując się bacznie Laurze. Spojrzał na Crusheada i skinął głową. Barbarzyńca zroił to samo. Danath usiadł powoli naprzeciw zabójczyni i wbił w nią wzrok. Kobieta nie reagowała. Wydawało się że jest zupełnie gdzieś indziej.
Jak się czujesz ? - zapytał
Brak odpowiedzi. Tylko tępy wzrok wbity w drewniany blat stołu. Druid postanowił zmienić strategię i przejść od razu do sedna sprawy.
Wiemy, że dostałaś zlecenie na tego Vedrala. Kim on jest ? Nie jest on zwykłym człowiekiem prawda ?
Zabójczyni miała spuszczoną głowę i mruczała coś pod nosem.
.....zabije mnie....zabije.....zawiodłam..... - powtarzała cały czas
Danath stracił cierpliwość. Chwycił ją za ramiona i potrząsnął. Laura spojrzała na niego oczami przestraszonego dziecka.
Kim jest ten Vedral ?? - zapytał druid ponownie - Powiedz mi. Chcemy ci pomóc.
Nie......nie wiem tego - usłyszał cichą odpowiedź - Miał być tylko nic nie znaczącym pionkiem.....
A okazał się śmiertelnym przeciwnikiem - dokończył Danath - Kto kazał go zabić ?
Zabójczyni spojrzała na druida. Jej wzrok był już inny. Drapieżny.
Sądzisz że ci powiem ? - zaśmiała się bezczelnie - Ty nic nie wiesz. I tak już pozostanie !!
To był moment, dosłownie ułamek sekundy. Ręka zabójczyni w nabijanej srebrnymi ćwiekami rękawicy wylądowała wprost na podbródku druida. Ten krzyknał i zachwiał się pod siłą uderzenia. Laura chwyciła za stół i jednym silnym ruchem zwaliła go na oszołomionego druida. Danath zakrzyknął:
Nie pozwólcie jej uciec !!
Stojący w drzwiach Crushead uśmiechnął się zjadliwie i zacisnął pięść. Na poddaszu dał się słyszeć rumor. Na schody wpadł Altar. Gdy zobaczył druida przyciśniętego przez dębowy stół, zrozumiał co się dzieje. Jednym skokiem przesadził poręcz na schodach i zeskoczył na ziemię. Zabójczyni była nie dalej niż pięć kroków od niego. Stała w rozkroku, pochylona do przodu. Na jej nadgarstkach migotały srebrne ostrza. Crushead zamknął drzwi i zaryglował je. Zaczął się do niej zbliżać. Wyjął zza pasa topór. Altar z braku oręża, który jak się zdawało zostawił gdzieś w komnacie, zadowolił się zydlem który stał nieopodal niego. Chwycił go w dużą jak bochen chleba dłoń i także zaczął się zbliżać do Laury. Zabójczyni uważnie obserwowała dwójkę barbarzyńców. Na jej twarzy pojawił się uśmiech. Szyderczy.
Nie masz dokąd uciec !! - krzyknął Crushead !! - Poddaj się !!
Zabójczyni nie miała najmniejszego zamiaru tego uczynić. Wykonała zamach „szponami” dając jakby pokaz swoich możliwosci. Ostrza przecięły powietrze z dzikim gwizdem. .
Zaraz te twoje pazurki wepchnę do gardła - rzekł z uśmiechem Altar
Crushead nie czekał. Zaatakował błyskawicznie pchany furią. Jego topór zawył w powietrzu i skrzyżował się z ostrzami zabójczyni. Laura momentalnie wykorzystała sytuację. Trzymając w uścisku topór, próbowała kopnąć barbarzyńcę w czułe miejsce. Jednak Crushead nie był w ciemię bity. Wolną ręką zatrzymał uderzenie i jednocześnie przyrżnął zabójczyni z całej siły w szczękę. Laura wyzwoliła szpony z zakleszczenia i odskoczyła. Splunęła na ziemię wypluwając przemieszaną krew ze śliną. Altar zarechotał.
Damski bokser !! To mi się podoba !
Skoczyli obaj w jej kierunku. Altar próbował ją złapać ale uskoczyła bardzo zwinnie na szynkwas. Barbarzyńca nie spasował. Próbował ją podciąć , uderzając zydlem w kolana kobiety. Ta kopniakiem wytrąciła mu siedzisko i w tym samym momencie sparowała uderzenie toporu. Ostrza zazgrzytały. Laura wyrwała szpony i zamachnęła się w dzikiej furii. Srebrne ostrza omal nie pozbawiły głowy Altara który tylko dzięki wrodzonej zwinności i sporej dozie szczęścia uniknął skrócenia o głowę. Tymczasem zabójczyni cofała się powoli na szymkwasie. Crushead szedł wzdłuż i patrzył w oczy zabójczyni. Ta nagle utkwiła w czymś wzrok. Crushead dostrzegł to.
Próbuje zwiać oknem !! - ryknął
W tym samym momencie Laura ruszyła przed siebie. Crushead próbował podciąc ją toporem. Za późno. Zabójczyni zwinnie przeskoczyła nad barbarzyńcą i skoczyła w kierunku okna. Nie stało się jednak to co przewidywał Crushead. Kobieta skoczyła na ścianę, znieruchomiała na niej jak posąg przez dosłownie ułamek sekundy , odbiła się i jak strzała poszybowała w kierunku Altara, krzycząc wściekle. Ostrza były skierowane wprost na twarz barbarzyńcy. Ten jednak nie stracił zimnej krwi. W momencie gdy ostrza prawie zaorały mu twarz, chwycił zabójczynię za nadgarstki i przerzucił za siebie. Zabójczyni o dziwo nie straciła równowagi. Przerzucona z ogromną siła, wykonała fikołka w powietrzu i zgrabnie wylądowała na ziemi, około sześciu kroków od Altara. Ponownie przyjęła drapieżną postawę, i zaczęła iść półkolem.
Łap !! - ryknął Crushead i rzucił w kierunku Altara miecz którego nie wiadomo skąd wytrzasnął. Ten go chwycił.
Obaj zaczęli iść w kierunku Laury, próbując odciąć jej drogę ucieczki, jaką stanowił szynkwas. Zabójczyni oddychała ciężko, ale nadal szła półkolem cały czas zmieniajac szybkość chodu myląc przeciwników. Altar zaatakował. Brzeszczot zawył w powietrzu. Laura sparowała cios z wielkim trudem, czując siłę uderzenia. Omal nie straciła równowagi. Momentalnie zaatakował drugi barbarzyńca. Zabójczyni uskoczyła przed ostrzem topora ale potknęła się i straciła równowagę. Upadła na podłogę. Doskoczył do niej Altar. Błysnął brzeszczot miecza. Z drugiej strony pojawił się Crushead. Laura nie miała możliwości ucieczki. Tak się przynajmniej zdawało barbarzyńcom. Zabójczyni błyskawicznie sięgnęła do kieszeni , wyciągnęła malutki woreczek i cisnęła go pomiędzy nogi barbarzyńców. Nastąpił wybuch. W karczmie się zakotłowało. Biały pył i dym rozniósł się w całej karczmie ograniczając pole widzenia dosłownie do zera.
Cholera !! Gdzie ona jest ??!! - zakrzyknął Altar
Tymaczasem zabójczyni niezatrzymywana przez nikogo, wskoczyła na szynkwas, i zaczęła biec w kierunku okna. Wpadła na nie w pełnym pędzie, wybijając je i wypadając na zewnatrz.
Jest na zewnątrz !! Za nią !! - krzyknął Crushead
Obaj barbarzyńcy runęli ku wyjściu. Nie musieli nawet odryglowywać drzwi, bowiem przy ich masie ciała, drzwi stały się mało istotnym elementem ograniczającym przestrzeń życiową. Wyleciały jak z procy pod uderzeniem barbarzyńców. Altar i Crushead wypadli na zewnątrz. Szybko się rozejrzeli. Ujrzeli ją jak przemykała wokół zdziwionych ludzi. Barbarzyńcy z furią na twarzach pośpieszyli za nią. Cały czas mieli ją przed oczami. Widzieli jak w tłumie ludzi próbuje ich zgubić, jak przemyka uliczkami. Jednak oni nie dawali się zwieść. Cały czas za nią biegli nie zwalniając kroku. Wiedzieli że jak jak najprędzej nie złapią to ucieknie i nie zobaczą już jej nigdy. Laura Meave skręciła w boczną uliczkę. Przyczaiła się przy ścianie, w cieniu. Chciała się upewnić czy nikt jej nie ściga. Myliła się. Usłyszała krzyki barbarzyńców i odgłosy zamieszania. Wiedziała że ma tylko chwilę na decyzję. Skrzyżowała ręce. Wymamrotała coś pod nosem. W tym samym momencie obok niej zaczął formować się kształt. Po paru sekundach obok Laury stało jej lustrzane odbicie, jej klon. Zabójczyni przycupnęła przy ścianie. Jej klon natomiast ruszył uliczką w pełnym pędzie, wskoczył na scianę, chwycił wystający ze ściany drewniany występ, i siłą rozpędu wyskoczył na ulicę. Tuż przed barbarzyńcami.
Tutaj jest !!! - ryknął Altar
Klon od razu zaczął biec dalej ulicą przed siebie, pociągając za sobą ścigających barbarzyńców. Ci nie wiedząc że gonią iluzję, rycząc wściekle kontynuowali pościg. Prawdziwa zabójczyni wstrzymała oddech. Minęło kilka chwil. Uspokoiła się. Opadła na ziemię i zakasłała. Biały pył bardzo drapał w gardło. Jej oddech stał się bardziej regularny. Wzięła głęboki oddech. Nagle poczuła pulsowanie. Wiedziała że ją wzywa. Sięgnęła ręką do kieszeni i wyjęła malutki medalion. Usłyszała glos.
Zawiodłaś - te slowa wywołały na jej ciele dreszcz - Zawiodłaś mnie.
On nie był zwykłym człowiekiem - odparła Laura - To „wcielony”. Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś ?
Czy to istotne kim on jest ? - zagrzmiał głos - Miałaś zadanie i nie spełniłaś go. On nadal żyje i mi zagraża. Patrzy mi na ręce. Nie mogę z jego oddechem na plecach kontynuować moich planów.
Robiłam co mogłam.... - zaczęła się tlumaczyć - Naprawdę.....
Widocznie starałaś się za mało - odrzekł tajemniczy rozmówca - Stanowczo za mało. Nieważne. Masz się przyczaić w Duncraig. Dopóki czegoś nie wymyślę.
A ci barbarzyńcy ? - zapytała - Mogą mnie szukać. A ten druid i ci dwaj. Nekromanta i paladyn. Oni wtedy walczyli z nim. Co z nimi ?
Nieistotne. Masz się ukryć.
Mogłabym śledzić ich........
Nie sprzeciwiaj mi się !!!
Ja tylko.........
Milcz !! Zapomniałaś kim jestem ? To ja wyciągnąłem cię z rynsztoka !! To ja cię wszystkiego nauczyłem !! Byłaś dla Akademi nikim !! Zwykłym śmieciem !! Dzisiaj dzięki mnie, wyrastasz ponad nich. Jesteś sto razy lepsza. Zapomniałaś komu to zawdzięczasz ?? To ja tchnąłem w ciebie życie i moc. Wiesz dobrze że mogę to cofnąć !! W jedenj chwili mogę cię strącić na samo dno !! Czy chcesz tego ???!!!
Nie mistrzu. Przepraszam.
Dobrze. Przyczaisz się w Duncraig. Gdy nadaży się odpowiednia chwila, wezwę cię do służby. Na razie możesz odpocząć. Na razie.
Tak mój mistrzu.
Medalion przestał pulsować. Zabójczyni schowała medalion. Wstała i pobiegła. Wiedziała gdzie nikt nie będzie jej szukał. Tam się ukryje i przeczeka. Zgodnie z wolą mistrza.
Do gospody weszli barbarzyńcy. Altar i Crushead. Byli wściekli. Usiedli przy stole nie przestając kląć. Podszedł do nich Danath.
Uciekła, prawda ?
Niestety - odparł Altar - Goniliśmy ją prawie przez całe Duncraig ale nagle gdzieś zniknęła. Jakby rozpłynęła się w powietrzu.
No i jesteśmy w punkcie wyjścia - odrzekł druid - Znowu nic nie wiemy. Kompletnie nic.........
Nadszedł wieczór. Jednak tego wieczoru nikt nie spał. Wszyszcy rozprawiali na temat ostanich wydarzeń w mieście, a najczęściej tematem rozmowy było zawalenie się wieży Kuźni Wybranych. Jeszcze przed zmierzchem ludzie zebrali się przy kuźni i odnaleźli ciało kowala. Był przy tym Danath który cieszył się bardzo dobrą opinią w Duncraig. Mieszkańcy uznawali go za bardzo dobrego lekarza, a może raczej zielarza, bowiem pomagał im chorobowych przypadłościach. A po za tym brał za swoje porady bardzo mało, co stanowiło niesamowitą konkurencję dla miejscowych konowałów, którzy liczyli sobie bardzo drogo za swoje usługi. Za przykład może służyć sytuacja gdy ktoś chciał sobie wyrwać ząb. U miejscowego lekarza ten zabieg kosztował około trzydziestu sztuk złota, natamiast u Danatha ta usługa kosztowała raptem siedem złotych monet. I to z pełnym znieczuleniem. Znieczuleniem było wyrżnięcie w szczęke przez Altara który robił za pielęgniarkę. Po takim ciosie delikwent był całkowicie znieczulony a jak dobrze poszło to Altar czasami trafiał bezpośrednio w bolący ząb co bardzo skracało zabieg. Tak czy inaczej klientela była bardzo zadowolona. I tak Danath wyrabiał sobie opinię znakomitego lekarza. Wtedy gdy ludzie wydobyli ciało kowala, pod tajemniczym imieniem Seknoriusa - strażnika księgi, które nie było znane nikomu, druid nie musiał się zbytnio starać by postawić diagnozę. Wyrwane serce. Nadzwyczaj zgrabnie. Danath, zanim jeszcze zezwolił na zabranie ciała przezornie przeszukał zwłoki. Znalazł dziwną kartkę z zapisanymi na niej słowami: „Ex je'sa trax”. Nie rozumiał tego języka ale kartkę przezornie schował. Ciało kowala pochowano na pobliskim cmentarzu, gdy pobliska rodzina odprawiła należną ceremionię. Tego samego wieczoru Danath wrócił do karczmy. W środku krzątał się karczmarz, który chcąc nie chcąc wysłuchiwał opowieści Altara który namiętnie opowiadał, jaką to zażartą walkę prowadził z zabójczynią, przy pomocy tylko samego zydla. Gestykulował przy tym raźno a karczmarz tylko przytakiwał. Przy kominku siedział Crushead, który szlifował ostrze topora. Przy stole zasiadała Yennefer i Tan Biały. Rozmawiali. Danath podszedł do nich.
Danath - zaczęła Yennefer - Tan mi wszystko opowiedział. Po pierwsze chciałabym ci podziękować za to że wyprowadziłeś mnie ze śpiączki.
Nie ma za co - odparł druid
Jest za co. Wierz mi. Jestem ci ogromnie wdzięczna.
Zrobiłem tylko to co do mnie należało.
Czarodziejka uśmiechnęła się.
Znaleźli coś w tych ruinach ? - zapytał Tan
Tak. Ciało miejscowego kowala. Z wyrwanym sercem. Ktoś albo coś wypatroszyoł go jak rybę.
Mógł to być Vedral ? - zapytał paladyn
Tego nie wiem. Jedyna osoba która mogłaby nam to wyjaśnić, uciekła.
To ta zabójczyni, prawda ? - zapytała Yennefer
Tak - odparł druid - Podejrzewam że już jej nie zobaczymy. Pewnie uciekła z Duncraig. Co to tego kowala. Znalazłem taką kartkę przy nim. Może ty, Yennefer rozumiesz coś z tego.
Druid wyjał kartkę i położył na stole. Yennefer przyjrzała się i pochwili pokiwała przecząco głową.
Niestety, nie rozumiem tego języka, choć wydaje mi się ze może to być jakiś typ zaklęcia. Jaki natomiast, to nie wiem.
Mam pewne podejrzenia, ale to tylko hipoteza - odparł Danath - Za miastem, na wybrzeżu są jakieś ruiny. Jest tam wejście, zapewne wgłąb tych ruin. Kiedyś chciałem do nich wejść ale pokrywa zakrywająca prawdopodobnie wejście była nie do ruszenia. Był na niej wyryty jakiś symbol którego nie mogłem rozszyfrować. Dzisiaj gdy mamy tą kartkę z tymi dziwnymi słowami, pomyślałem że może to „zaklęcie” poruszy tą płytę. Choć to tylko hipoteza uważam że powinniśmy ją sprawdzić.
Więc nie ma na co czekać !! - paladyn zerwał się z miejsca - Musimy to sprawdzić !
Powoli Tan, powoli - uspokoiła go Yennfer - Danath, co to za ruiny ? Co tam kiedyś było ?
Jasnej i klarownej odpowiedzi na to pytanie nie udzieli ci w Duncraig nikt - odrzekł druid - Chodzą natomiast legendy że ruiny były kiedyś potężną twierdzą którą zamieszkiwali jacyś wojownicy. A może raczej powinienem powiedzieć magowie ? Sam nie wiem. Nikt nie wiem kim oni byli i dlaczego odeszli. Najstarsi mieszkańcy mawiają że ta kuźnia na wzgórzu , była ich własnością stąd też ich nazwa: „Kużnia Wybranych”. Dlaczego wybranych ? Nie pytaj bo nie wiem. Inna legenda.....
Czy jest coś w histori Duncraig co nie jest legendą ? - zapytała zirytowana Yennefer
Jest. Sześć lat temu jeden z mieszkańców kupił u handlarza tajemniczy manuskrypt. Autor tego manuskryptu na pewno już nie żyje bowiem datę dokumentu szacuje się na około pięćdziesiąt lat. Człowiek ten opisał w nim jak w tych ruinach znalazł tajemniczą księgę prawie nienaruszoną przez ząb czasu. Skrywała ona wszystkie tajemnice tych „wybranych”. Prawdopodobnie można było z jej pomocą zapanować nad światem. Być nieśmiertelnym. Mieć pod kontrolą zarówno moce piekielne jak i siły niebios. Opinia tego człowieka, opierała się na tej księdze. Ale księga zniknęła. Nikt nie wie co się z nią stało.
Pięknie. Nikt nic nie wie. Po prostu wspaniale - zgrzytnął zębami paladyn - A gdzie jest ten manuskrypt ? Pewnie też tajemniczo zaginął ?
Nie - uśmiechnął się Danath - Jest w miejskiej bibliotece. Strzeżony przez najlepszych strażników. Nie do wglądu. Traktowany jest jako spuścizna Duncraig. Zresztą i tak wszystko co w nim było wam powiedziałem.
Więc co proponujesz ? - zapytała czarodziejka
Iść zbadać te ruiny. Jeszcze raz. Może z pomocą tych słów - druid spojrzał na kartkę - uda nam się czegoś dowiedzieć ? Nie zaszkodzi spróbować.
Dobrze więc. Choćmy - czarodziejka wstała od stołu
Ty, Yennfer nigdzie nie idziesz - rzekł stanowczo Danath - Jesteś jeszcze zbyt słaba. My pójdziemy z Tanem.
Ani myślę - zezłościła się czarodziejka - Czuję się wystarczająco dobrze. Idę z wami.
Po dość długiej wymianie zdań, przekładanych przekleństwami , okrzykami Yennfer zgodziła się jednak zostać, choć była bardzo niepocieszona. Danath i Tan Biały wyruszyli. Na miejsce, dotarli akurat gdy słońce chowało się za horyzontem. Danath przysłonił oczy ręką i wyraźnie delektował się słońcem które wtapiało się w horyzont. Paladyn natomiast chodził nerwowo wśród ruin. W końcu się odezwał.
Niech to. Czujesz to Danath ? To pulsowanie ?
Tak. To miejsce najeżone jest dziwnymi źródłami energi. Bije o nich niesamowita moc. Dobrze że nie ma znami Yennefer. Dopiero by się działo.
Tan Biały pokiwał głową.
To gdzie jest to wejście ? - zapytał
Tam - druid wskazał na zarośla
Przeszli w tamtym kierunku i stanęli nad ogromną marmurową płytą. Na jej powierzchni wyrzeźbiony był ogromny symbol przedstawiający człowieka trzymającego w ręku jakiś przedmiot przypominający kryształ. Obok niego widniał dziwny napis : „Vego dae re' „ i w tym miejscu kończył się jakby był specjalnie niedkończony. Dziwnym było to że obraz człowieka dawał podstawy sądzić że jest bardzo stary. Natomiast napis wyglądał jakby został wyryty całkiem niedawno. Druid przyjrzał się słowom. Pokręcił głową.
Nic nie rozumiem - skrzywił się - Tego napisu tu nie było !! Vego dae re'... i co dalej ? Hmm. Może jakby to przeczytać ?
Paladyn zgodził się. Druid odchrząknął.
Vego dae re' - wyrecytował
Żadnego efektu. Kompletnie nic. Danath zamyślij się.
Może jakby to przeczytać razem z tym zwrotem ? - rzekł patrząc na kartkę.
Byle szybko - odparł paladyn
Danath ponownie przeczytał , tym razem cały zwrot. Nerwowe wyczekiwanie. Nic. Paladyn zakląkł.
Pokaż mi ten papier - powiedział
Wziął kartkę do ręki , przewrócił oczami.
Zobacz. Każdy z tych zwrotów ma trzy człony. Vego to jeden, dae to drugi, re' to trzeci. Tak samo ten zwrot na kartce. Ex to pierwszy, je'sa to drugi, trax to trzeci. Może jaby przeczytać kolumnami. Pierwszy z pierwszym. Np.: Vego ex itak dalej...
Brzmi bez sensu ale może akurat zadziała - odparł druid
Spróbuj, co nam szkodzi - rzekł paladyn.
Drud wziął kartkę i spojrzał na płytę. Wyrecytował:
Vego Ex, dae je'sa, re' trax
Obydwaj z paladynem spojrzeli na płytę w nerwowym oczekiwaniu. Nic się nie działo.
Mówiłem że to nie zadziała. To..... - druid nie dokończył. Przerwał mu Tan.
Spójrz !!!! - ryknał i wskazał na płytę
Na marmurowej płycie poniżej pierwszego zaklęcia, wypalane jakby magiczną siłą zaczęły się formować słowa. Po chwili pojawił się tam drugi zwrot, ten z kartki. Sekundy później cały napis zlał się jedną masę i ponownie uformował w napis. Tym razem w zrozumialym języku. Brzmiał on: „Ci którzy ośmielili się wystąpić przeciwko nam, uklękną przed naszą potęgą”. W tym samym momencie ziemia zadrżała a paladyn razem z druidem poczuli jak magiczne źródła zaczęły pulsować. Nagle uderzyła ich niesamowita fala energi , prosto w świadomość. Impuls był tak silny że obydwaj zwalili się na ziemię. Ziemia nadal drżała, ruiny zaczęły się trząść, ostatnie cegły spadały, zerwał się porywisty wiatr. Momentalnie rozległ się huk i marmurowa płyta wyleciała wyleciała wysoko w powietrze. Z powstałej wyrwy wydobywały się kłęby pary jakby z gorącego źródła. Paladyn wstał powoli. Ziemia powoli przestawała drżeć, wszystko się zaczęło uspokajać. Tan podszedł do wyrwy. Z głebi unosił się dziwny, drapiący w nozdrza zapach. Paladyn zmrużył oczy i spojrzał w głąb.
Tam jest chyba jakiś tunel - rzekł paladyn do druida który podszedł do niego - I co dalej ?
Jak to co ? - odparł Danath - Wchodzimy.
Bałem się że tego nie powiesz - uśmiechnął się Tan wyjmując miecz - Idę pierwszy - rzekł i zeskoczył w wyrwę.
Druid podążył za nim. Korytarz miał około dwóch metrów wysokości ale był dość wąski. Ściany były dziwnie gładkie, jakby polerowane. Natomiast podłoga przy każdym kroku wydawała głuchy pogłos który niósł się echem po korytarzu. Było ciemno. Paladyn odpalił aurę. Biała jasność rozświetliła ciemności. Razem z druidem postąpili kroku. Zaczęli iść starając się uważnie stawiać kroki aby przypadkiem nie wpaść w jakąś pułapkę którymi mógł być najeżony tajemniczy tunel. Przeszli kilkanaście kroków. Nagle tunel rozszerzył się. Obydwaj weszli do jakby komnaty. Odchodziły od niej dwa kolejne tunele. Na środku komnaty wyrysowany był symbol przedstawiający człowieka z kryształem. Taki sam jak na płycie z powierzchni.
No i co teraz ? - zapytał druid
Musimy się rozdzielić
Wiedziałem że to powiesz - rzekł Danath przypatrując się symbolowi na podłodze - Którą drogę wybierasz ?
Obojętnie mogę iść w prawo - odrzekł Tan - Robi ci to jakąś różnicę
Żadnej. W takim razie ja idę w lewo. Jakby coś się zdarzyło: wrzeszcz.
Tan spojrzał pogardliwie na druida.
A ty nie daj się zjeść temu co na ciebie wyskoczy z zaułka - wypalił
Danath nie uśmiechnął się. Miało to dosyć wymowne znaczenie. Druid zdjął pochodnię wiszącą całkiem „przypadkiem” na ścianie i zapalił ją. Ruszyli. Paladyn wszedł do tunelu. Z biegiem czasu tunel zwężał się albo rozszerzał. Czasami paladynowi zdawało się że idzie w dół. Nagle paladyn ujrzał światło dobiegające z końca tunelu. Ścisnął miecz. Powoli zaczął się przesuwać wzdluż ściany, delikatnie, bez wydawania zbędnych odgłosów. Wszedł do przestronnej sali. Zobaczył dość spory otwór z którego widocznie biło blade światło. Na środku sali stał podest. Paladyn zbliżył się do niego. Na podeście, pośrodku czterech, srebrnych, zakrzywionych uchwytów, znajdował się kryształ. Czarny kryształ. Tan Biały zbliżył się jeszcze bardziej do podestu. Nie wiadomo dlaczego wyciągnął rękę żeby dotknąć krzyształu. Wtedy zobaczył że na jego rękę, kryształ i kawałek podłogi padł cień. Ogromny cień. Odwrócił się żeby zobaczył co go rzuca. W pierwszej chwili nie zobaczył postaci. Nagle w ciemności rozbłysły oczy. Czerwone jak krew. Paladyn cofnął się i prawie oparł się plecami o podest. Wtedy usłyszał głos.
Witaj Seknoriusie !! Przyjacielu !!- zagrzmiał melodyjny głos ale jakby nie z tego świata. Miał pogłos przyjaźni. - Czekałem na ciebie dwieście lat. Szkoda że musiałeś tu przyjść, ale widać sytuacja cię do tego zmusiła.......
Nie jestem Seknoriusem - odparł paladyn próbując dostrzec kontury postaci ale cały czas widział tylko czerwone oczy - Zwą mnie Tan Biały. Jestem paladynem.
Tan wypowiedział te słowa i od razu pożałował. Przez salę przemknął pomruk rosnacego zdenerwowania i wściekłości ze strony postaci. Zobaczył jak postać mruży swe oczy....i występuje do przodu. Teraz ujrzał ją w całej okazałości. Na pewno nie był to człowiek. Ale paladyn nie był pewny co to w ogóle było. Postać miała wzrost i budowę ciała około dwa razy większą niż czlowiek. Była potężnie umięśniona. Poruszała się na dwóch racicach ale ręce miała ludzkie. Stwór miał długie, czarne włosy opadający na owłosiony tors i plecy. Nad czerwonymi oczami w kształcie walca, były krzaczaste brwi. Z ust z każdej ze stron wystawał kieł. Ręce i dłonie postaci były owłosione i tak wielkie że z łatwością mogłyby zacisnąć się na głowie paladyna i ścisnąć ją jak orzech. Paladyn usłyszał metaliczny pogłos. Stwór postawił przed sobą miecz, pokryty runami. Miecz, gdyby go postawić pionowo byłby wyższy od paladyna. Na ostrzu w paru miejscach były wygięcia, wypiłowane zaglębienia, mające zapewnie skutecznie kaleczyć przeciwników. Owłosiony tors stwora chroniła pozłacana zbroja.
Starość oszukuje me zmysły - odrzekł spokojnie stwór ale Tan wiedział że ten spokój może zamienić się w ciągu sekundy w furię - Nie jesteś Seknoriusem. Strażnikiem księgi. Ja jestem Balkhus, strażnik kryształu. Ty wtargnąłeś do tego świętego miejsca. A jeżeli nie jesteś Seknoriusem przybyłeś aby ukraść kryształ.
Nic z tych rzeczy !! - zakrzyknął paladyn ale momentalnie zniżył głos - Przybyliśmy....
Przybyliśmy..... - syknął strażnik - A więc jest tutaj was więcej. Rozpleniacie się jak zaraza, szukając tego czego nie powinniście ujrzeć nigdy na oczy.
Posłuchaj - rzekł Tan - Otworzyliśmy pokrywę i weszliśmy do środka. Nie chcemy niczego ukraść. Mój przyjaciel znalazł pewne zaklęcie.......
Tylko zaklęcie Seknoriusa mogło otworzyć wejście. Skąd je znacie ? - zagrzmiał strażnik
Mój przyjaciel znalazł je przy pewnym człowieku. Który teraz nie żyje.
Seknorius.....nie żyje....... - stwór wydawał się zaskoczony - Stało się najgorsze. Najgorsze z możliwych.
Co takiego ? - zaciekawił się paladyn
Mocarstwa powstawały i upadały, morza zamieniały się w pustynię, a ja czekałem tutaj dwieście lat......Właściwie nie jest to istotne. Nie jesteś strażnikiem księgi. Tylko Seknorius miał prawo użyć kryształu aby obronić świat. Nikt inny. Muszę cię zgładzić.
Zaraz, poczekaj chwilę. Kim ty właściwie jesteś ? I co to w ogóle za kryształ ?
Strażnik zaśmiał się zjadliwie.
Nie widzę powodu by cię nie oświecić marna istoto, jako że i tak niebawem zakończysz życie. Kryształ ten jest ogniwem łączącym ten świat ze światem nieokiełznanej potęgi. Moi władcy stworzyli mnie abym strzegł go przed obcymi. Tylko strażnik księgi może a raczej mógł go użyć w sposób prawidłowy. Użycie tego kryształu uwolni potęgę niezrozumiałą dla umysłu śmiertelników. Potem nie będzie już nic. Albo jasność albo wieczna ciemność. Ci którzy go stworzyli odeszli z tego świata do innego wymiaru by stać się obserwatorami rozgrywających się wydarzeń. Lecz teraz gdy Seknorius nie żyje nie zostało już nic. Nikt nie użyje tego kryształu.
Czyli jeżeli dobrze rozumiem można kryształu użyć aby zniszczyć zło i sprawić aby zapanował pokój na świecie ?
Lub też wywołać piekło na ziemi. Kryształ był zintegrowany z księgą przez stulecia ale dla pewnych względów moi władcy rozdzielili je. Uznali że tak będzie bezpieczniej. W razie gdy księga została by przejęta przez siły zła, strażnik miał uwolnić moce kryształu i ocalić świat. Ale widać nie udalo mu się dokończyć życiowego przeznaczenia.
Czyli teraz nic już nie możemy zrobić ? - rzekł paladyn - Nic już nie można zrobić ?
Jestem już zmęczony tą pogawędką - rzekł Balkhus ziewając i odsłaniając kły - Nikt nie dotknie kryształu póki ja tu jestem. Stawaj do walki. A może raczej powinienem powiedzieć : gotuj się na śmierć.
Strażnik ruszył przed siebie. Paladyn ścisnął miecz i zaczął się cofać. Wiedział że znalezienie w zasięgu miecza strażnika i nawet sparowanie uderzenia może wyrwać mu ręce ze stawów. Postanowił na razie przejść do defensywy i będzie myślał nad sposobem pokonania przeciwnika. Balkhus poruszał się nadzwyczaj zwinnie, wymachując mieczem tak wściekle i szybko że Tan ledwo był w stanie śledzić brzeszczot. Strażnik był nadzwyczaj ruchliwy i bardzo zwinny. Kilkakrotnie paladyn próbował mylić przeciwnika, zmieniając chód, uskakując, ale nie miało to większego sensu. Nawet gdyby paladynowi udało się zajść strażnika od tyłu, istaniała obawa że stwór zawinie mieczem o 360 stopni i przetnie go na pół. Tan był tego raczej pewien, bo oceniając siłę strażnika i wielkość miecza, mógł on prawdopodobnie nie wysilając się zbytnio ściąć drzewo jednym ciosem. Paladyn widząc że stwór ani krztynę się nie zmęczył, postanowił przejść do ofensywy. Nie bardzo wiedział co ma zrobić ale lepiej było robić cokolwiek niż czekać aż Balkhus przetnie paladyna na pół i zrobi sobie z jego czaszki pamiatkowy lichtarz. Paladyn zawinął mieczem i uderzył w stwora. Strażnik odbił brzeszczot jak natrętną muchę i tym razem ciał z obu rąk centralnie w paladyna. Ten uskoczył niemal w ostatniej chwili. Ostrze gruchnęło w ścianę wyłamując kawał muru. Paladyn myślał że to chociaż na sekundę spowolni Balkhusa. Mylił się. Stwór nadzwyczaj płynnie zawinął mieczem mierząc w głowę rycerza. Tan zasłonił się mieczem ale na nic się to zdało bo siła była tak ogromna że rzuciła paladynem o ścianę. Tan wyrżnał w mur i padł na ziemię. Ledwo się podniósł, zobaczył jak strażnik zbliża się do niego. Jego czerwone oczy płonęły nienawiścią. Balkhus uderzył. Tan nie zdążył się odsunąć. Złapał tylko w drugą rękę brzeczot swojego miecza i wystawił przed czoło. Modlił się żeby wytrzymał pod uderzeniem. Gignatyczny miecz przeciął powietrze i uderzył w brzeszczot paladyna. Ostrze nie pękło. Wytrzymało. Paladyn trzymał brzeszczot obiema rękami próbując nie dać się przycisnąć do ściany. Strażnik naciskał swoim mieczem coraz mocniej. Paladyn tracił siły. Oczy powoli zachodziły mu mgłą. Wiedział że jeszcze chwila i Balkhus przybije go do ściany. Wytężył wszystkie siły starając się odepchnąć ostrze miecza strażnika od siebie. Krzyknął i włożył w ruch całą siłę. O dziwo udało się. Strażnik nie wiadomo dlaczego zwolnił nacisk. Paladyn tylko na to czekał. Szybkim ruchem prześliznął się pod racicami Balkhusa i ciął mieczem w udo przeciwnika. Stwór zawył tak straszliwie że ze ścian posypały się cegły, a paladyn zakrył uszy ręką. Wiedział że teraz strażnik będzie trochę wolniejszy ale też jego ciosy będą bardziej szaleńcze a co za tym idzie bardziej niebezpieczne. Tan odsunął się na odpowiednią odległość. Potwór sapał ciężko. Z jego rany sączyła się krew. Paladyn poczuł swóją szansę. Wiedząc że potwór jest zamroczony i zdezorientowany, zaatakował. Chwycił mocniej miecz i ruszył w jego kierunku. Gdy był już wystarczająco blisko, wykrzyczał zaklęcie. Struga niebieskiego światła omiotła brzeszczot nadając mu świecący blask. Paladyn skoczył i uderzył centralnie w korpus strażnika. Ostrze spadło na pozłacaną zbroję, chroniącą tłów Balkhusa. Posypały się iskry. Potwór cofnął się , jakby zaskoczony przebiegiem zdarzeń. Żadnej rany. Zbroja nawet nie została zarysowana. Paladyn nadal nacierał. Tym razem to właśnie strażnik parował ciosy zadawane przez Tana, które to miały ogromną moc. Rycerz pchany furią ciągle atakował. Raz po raz, jakby zapominając o bezpieczeństwie. W pewnej chwili Balkhus odchylił się do tyłu robiąc unik przed ciosem, ale wracając po poprzedniego ułożenia ciała ciął mieczem. Trafił. Potężne ostrze wpadło na ramię paladyna, szczęście trochę koślawo, roztrzaskując w drobny mak część zbroi. Paladyn widząc co się święci, zaatakował wściekle mierząc między oczy. Skoczył, chybił, ale miał szczęście bowiem strażnik zaskoczony tym atakiem nie zdążył odwinąć się mieczem, co dawało w perespektywie dalsze cieszenie się paladyna że jest w jednym kawałku. W tym samym momencie paladyn ponownie musiał popisać się refleksem bowiem ostrze miecza strażnika zawyło w powietrzu żądne mordu. Kolejne uderzenie Balkhusa. Dosłownie milimetry od prawego ramienia paladyna. Tan skoczył za podest w celu obmyślenia kolejnej fazy ataku. Ujrzał że jego przeciwnik się zbliża. Nagle stało się coś niebywałego. Balkhus podszedł do podestu i już się zamierzał zadać kolejny cios w paladyna, gdy nagle spojrzał na kryształ. Były to sekundy. Ale to wystarczyło paladynowi. Z krzykiem na ustach, skoczył ku strażnikowi zupełnie jak atakująca żmija, celując w podgardle. Trafił. Czysto. Bez błędnie. Strażnik upuścił miecz i chwycił się za gardło z którego zaczęła się wylewać posoka. Upadł na ziemię, rycząc wściekle. Nagle przestał. Słychać było tylko jego ciężkie sapanie. Paladyn usłyszał za sobą odgłos kroków. Odwrócił się błyskawicznie z mieczem gotowym do ataku. W ciemnościach majaczyła sylwetka. Tan zmrużył oczy i po chwili odechnął. To był Danath.
Co się tu dzieje ?? - zakrzyknął widząc strażnika leżącego na ziemi
Właściwie już nic - odparł Tan - To jest strażnik tego kryształu - wskazał na podest
Nagle Balkhus się poruszył. Paladyn był gotów do kolejnego ataku ale strażnik tylko podsunął się pod scianę i oparł się o nią sapiąc ciężko. Rana na jego szyi przestałą krawwić. Wydawało się że całkowicie się zasklepiła.
Ty.... - wysapał Balkhus - Pokonałeś mnie. Jesteś dzielnym wojownikiem. Proszę......zbliż się.....
Danath pokiwał przecząco głową. Tan uspokoił go ruchem dłoni. Wiedział że nadal strażnik jest niebiezpieczny i należy zachować daleko idącą ostrożność.
Nie obawiaj się - rzekł stwór kaszląc - Jestem honorowy. Tej cechy akurat nie poskąpili mi moi twórcy.
Paladyn zbliżył się do strażnika. Nagle stwór szybkim jak błyskawica ruchem dłoni dotknał czoła paladyna. Nastąpił zgrzyt i błysnęło białe światło. Paladyn odskoczył do tyłu. Upuścił miecz, chwycił się za głowę, zataczając się poteżnie. Krzyknął. Danath nie czekał. Ryknął dziko. Metamorfoza była natychmiastowa. Ostre jak brzytwa kły, łeb wilka, ostre szpony. Wiłkołak doskoczył do strażnika i zamachnął się pazurami pragnąc rozpruć Balkhusa.
Nie !!!! - krzyknał paladyn widząc metamorfozę druida - Nie krzywdź go !!!
Wilkołak nie zadał ciosu. Po chwili stał się ponownie mężczyzną ze skórą niedźwiedzia na ramieniach. Paladyn cały czas zataczając się podszedł do strażnika.
Dlaczego mi to pokazałeś ?? - zapytał
Przejrzałem twój umysł - odrzekł strażnik - Twoja dusza jest czysta jak łza. Nie skrywa jej całun zła. Nie sądziłem że to powiem. Powinieneś zabrać stąd kryształ. Widziałem wszystko : twój cel, twoje pragnienia, twoich , hmm,, dziwnych przyjaciół, twoją potęgę. Widziałem tego z kim walczyłeś przy wieży. To on zabrał księgę. Ty musisz wziąć kryształ.
Teraz chcesz mi tak po prostu oddać kryształ ? Jeszcze parę chwil temu gotów byłeś mnie zaszlachtować za samo wejście tutaj !
Tak ale wtedy nie wiedziałem kim jesteś. Teraz wiem. Być może odpowiem przed moimi władcami smiercią za to co teraz zrobię, ale nie mam wyjścia. Weź kryształ. On pomoże ci. I twoim przyjaciołom także. Przekazałem ci także wizję przyszłości. Krótki urywek. To stanie się jeżeli nikt nie użyje kryształu.
Paladyn wstał i podszedł do podestu. Delikatnie zbiżły rękę do kryształu. Uwolnił go z uchwytów i wziął do ręki. Poczuł promieniujące ciepło. Ponownie podszedł do Balkhusa. Strażnik się uśmiechnął, odsłaniając kły.
Wiem że dobrze robię. Wiem że ty spełnisz przeznaczenie kryształu.
Powiedz mi, jak mam go użyć ?
Tego dowiesz się niebawem.......teraz wybacz......
???
Zabierając kryształ za moim przyzwoleniem zwolniłeś mnie ze służby która była moim życiem. Moja misja miała nieoczekiwany przebieg ale......
Strażnik nie dokończył. Uniósł się w powietrze. Paladyn z druidem ujrzeli jak potężne ciało strażnika zaczyna się rozpływać. Zamieniać w mgłę. Po chwili całe ciało Balkhusa zamieniło się w niebieskawą mgłę unoszącą się nad podłogą.
Jeszcze się spotkamy Tanie Biały !! I to szybciej niż myślisz !!! Żegnaj !! - usłyszał przytłumiony głos
W tym samym momencie mgła zniknęła w świetlanym rozbłysku. Pozostali sami na środku komnaty. Paladyn spojrzał na czarny kryształ. Pogładził go dłonią. Czuł pulsujące ciepło.
Wracajmy do Duncraig - odparł niespodziewanie
Tan.....co widziałeś w tej wizji ? - zapytał druid
Rycerz się zamyślił i westchnął ciężko. Przed oczami przeleciał mu obraz zrujnowanego świata, chaosu, śmierci i rozpaczy.
Wierz mi Danath.....nie chciałbym tego oglądać na własne oczy. Wierz mi. Nie chciałbym. Wolałbym umrzeć..........
** KONIEC **
c.d.n.
34