Ohayo-o!! Njach,nowy fick. Natchniony czymś tam,w wyniku czegoś tam. Njo.
Akai Murasaki a reszty mi się nie chce pisać
* dla Edzinki *^^* *
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
'*'Sen'*'
*
A..jeżeli sny się nie spełniają? To troszkę smutne. Moje się raczej nie spełnią,bo...bo nie wiem,czy on... Nie,nie mogę tak myśleć. Trzeba mieć nadzieję...
Może kiedyś będzie tylko mój..?
- Amelia,idziesz?- zawołała Lina.
- Słucha.. a tak tak,już! ^^"
Podbiegłam do przyjaciółki. Dobrze jest podróżować w naszej gromadce. Wróciliśmy już na nasz kontynent i szliśmy bez większego celu,szerząc po drodze sprawiedliwość.
Trochę się martwię. Panna Lina mówi o wstąpieniu do Seyruun... Zgodziłam się.
Choć dla mnie to będzie już ostatni przystanek w naszej wspólnej podróży... Obiecałam tacie,że po powrocie z kontynentu panny Filii wrócę do domu i na następną wyprawę wyruszę dopiero za rok...
Może tak będzie i lepiej? Przynajmniej będę mogła zapomnieć o nim...
Kogo ja oszukuję.
Miłości nie można zapomnieć.
**
Ostatni przystanek na noc. Już jutro będę w domu... Powinnam się cieszyć,zazwyczaj wręcz nie mogłam doczekać się powrotu w rodzinne strony. Teraz wolałabym nawet znów zmierzyć się z Dark Starem,byleby się jeszcze z nimi nie żegnać... byleby się z nim nie żegnać...
- Ne,Ame-chan ^^- panna Lina usiadła przy mnie,byłyśmy same na polance,bo pan Gourry i..pan Zelgadis gdzieś poszli.
- Słucham?- to było dziwne,bo panna Lina uśmiechała się przymilnie.
- No wiesz,w ogóle nie cieszysz się z powrotu do domu! Kiedyś to maszerowałabyś i przez noc!- roześmiała się swoim dźwięcznym głosem.
- Wiele się zmieniło,Lina-san. Bardzo wiele.- odparłam cicho. Panna Lina zamilkła.
- Ame-chan,coś się stało?- spytała z troską.
- Dlaczego sny się nie spełniają?- przez chwilę wpatrywałam się w rubinowe oczy przyjaciółki. Najpierw przepełniała je troska,a następnie zapaliła się w nich iskierka uśmiechu.
- Gdyby sny się spełniały,Amelko...- uśmiechnęła się- ..to wtedy sny nie byłyby snami.
Przez moment nie mogłam się odezwać. Chciałam powiedzieć,że...że moje sny mogłyby być rzeczywistością,nie miałabym nic przeciwko temu...!
Ale na polankę wkroczyli nasi kompani,obładowani drewnem i rybami.
- Lina,jak myślisz,starczy nam na kolację?- blond szermierz dumnie pokazywał połów.
- Znając wasz apetyt,to będą to zaledwie przystawki.- rzucił Zelgadis,kładąc drewno na ziemi.- A dla mnie i Amelii nic nie zostawicie.
- Grozi nam śmierć głodowa,Zelgadis-san?- spytałam przez śmiech.
- Na to wygląda.- uśmiechnął się do mnie.
- Jaaaaasne,przecież aż tyle nie jemy! ROZPALAJ TO OGNISKO!!- zapowietrzyła się Lina.
A ja tylko się śmiałam.
***
Jeszcze nigdy tak nie lubiłam tego miasta. Wszystkie znajome mi uliczki odpychały mnie,doprowadzały do obrzydzenia wręcz. Lina i Gourry już zajadali się lodami i przekomarzali się,kto ma większy itd.
Plac zamkowy był już blisko.
Miałam nogi jak z waty. Widziałam dokąd idę,ale duszą byłam gdzie indziej. Na tej zakurzonej drodze,tuż obok Zela,tak jak teraz..!
Strażnicy pokłonili się.
- Witamy z powrotem,wasza wysokość.
- Dziękuję,miło was widzieć.- uśmiechnęłam się,chociaż był to raczej wykuty w skale banan.
- Miłościwy pan jest na konferencji,przyjmuje delegatów.
- Nie szkodzi,nie zapomniałam jeszcze jak wygląda pałac ^^
Ruszyliśmy dalej. Zel szedł tuż obok mnie,widziałam go kątem oka..a poza tym zawsze czułam,gdy był w pobliżu. A teraz szłam jakby na śmierć.
Słyszałam,że Lina-san wrzeszczy na pana Gourry'ego. Tylko żeby nie chciała rzucić w niego Fireballem!!
- Lina-san! Może zostaniecie na trochę w pałacu? ^^"- na szczęście udało mi się zwrócić jej uwagę.
- Słucham?- spytała.
- Będzie uczta... ^^"""
- To czemu od razu nie gadasz? Gourry,chodź! Dadzą jeść!!
I pognali do przodu,ignorując zupełnie strażników. Odetchnęłam z ulgą i roześmiałam się. Nieświadomie chwyciłam Zela pod rękę,cała w chichotach.
Nawet nie zauważyłam,kiedy zaprowadził mnie do pałacu. Pokazałam wszystkim pokoje a następnie zaprosiłam ich na ucztę.
Cały czas myślałam o tym,że Zel wcale nie protestował,gdy,jak on to mawiał "uczepiłam się" jego ramienia. Może po prostu widział,jak chichotałam i dlatego mnie zaprowadził,bo sama bym raczej nie doszła. I wtedy,w obozie,gdy żartowaliśmy z apetytów Liny i Gourry'ego... Był dla mnie miły.
Pewnie mi się wydaje! Chcę,żeby sny się spełniły,ale przecież to niemożliwe....
W pokoju wszystko było poukładane. Dawno nie byłam w tym moim gniazdku... Wzięłam prysznic i założyłam jedną z sukienek. Przeczuwałam spotkanie z tatą,więc gdyby zobaczył mnie jeszcze w stroju podróżnym... Masakra.
Zeszłam na dół,do jadalni. Wszyscy już tam byli i raczyli się posiłkiem. Ojciec wstał i przywitał się ze mną,omało co by się popłakał.
Po posiłku Lina-san poszła odpocząć,pan Gourry wyruszył na drzemkę. Już myślałam,że skończę w biurze,podpisując papierzyska,gdy nagle usłyszałam ten cichy,miękki głos.
- Może się przejdziemy?
Zelgadis prosił mnie na spacer? Mnie? Teraz? Może ja naprawdę śnię?
Niestety,nie mogłam się uszczypnąć,bo jakbym wtedy wyglądała!
- Dla mnie to znakomity pomysł,Zelgadis-san.
****
Byliśmy w ogrodzie. Wszystko tak niesamowicie kwitło,było tak pięknie,że aż się chciało śpiewać! Zatrzymaliśmy się przy fontannie.
- To co,teraz już tu chyba zostaniesz?- spytał cicho Zelgadis. Westchnęłam i zanurzyłam rękę w wodzie.
- Będę musiała.- odparłam.
- Jak to "musiała"? Przecież zawsze się cieszyłaś na powrót do domu...
- Wszystko się zmienia,Zelgadis-san. Teraz na przykład nie wyruszę w żadną podróż przez najbliższy rok... Głupie obowiązki.- było mi okropnie żal pozostawiać tych ludzi.
- Dlaczego nic nie powiedziałaś?
- Teraz czy później,co to za różnica? Kiedyś musiałabym wrócić.- uśmiechnęłam się.- A pan odejdzie z panną Liną i panem Gourrym...
Przez moment nic nie mówił,tylko na mnie patrzył. Potem wyciągnął rękę do mojej twarzy i wsunął mi delikatnie biały kwiatek za ucho.
Czułam,jak czerwienieję na twarzy. A on się uśmiechnął...i też zarumienił.
- Dzi..dziękuję,Zelgadis-san.- było mi strasznie gorąco,może miałam gorączkę?- Czymże zasłużyłam sobie na ten podarunek?- uśmiechnęłam się.
- Powiedzmy,że samym istnieniem.- uśmiechnął się do mnie,tak jak on tylko umie.
Cephiedzie,jak gorąco..!
- A jakże mogłabym się odwdzięczyć za tenże podarek?- podeszłam bliżej.
- Zaraz coś wymyślimy...
Nie wiedziałam kiedy,nie wiedziałam jak. Nic nie wiedziałam. Tylko to,że pochylił się lekko nade mną i był okropnie blisko mnie... Czułam delikatny zapach ogrzanego słońcem kamienia oraz wiatru-zapach Zelgadisa... Dotknął mojego policzka,tak nieśmiało i delikatnie.
A potem poczułam jego miękkie usta na swoich.
To było tak delikatne jak muśnięcie skrzydłem motyla,a jednocześnie tak namiętne jak płonący ogień. Wsyzstko mi się mieszało w głowie. Nie wiedziałam,czy stoję,czy leżę,a może latam.
Czułam tylko jak Zel mnie obejmuje i całuje.
- Nie odpowiedziałeś mi...- szepnęłam,gdy na chwilkę przestał.
Spojrzał na mnie pytająco,oczami przepełnionymi miłością. Uśmiechnęłam się.
- Pytałam,czy pan odejdzie razem z panną Liną i panem Gourrym...- gładził mnie po policzku,czułam jego lekkie zniecierpliwienie. Nie dam się po raz drugi pocałować...jeszcze nie. Najpierw musi odpowiedzieć... Cephiedzie,chyba nie wytrzymam.
Uśmiechnął się.
- Dwie sprawy: pierwsza,już nie jestem "pan",tylko Zel. Druga...co to za głupie pytanie?- ostatnie słowa wypowiadał właściwie między pocałunkami.- Zostanę...zostanę,jak długo będę żył...
- Zelu...
~*~
- Zbudź się,księżniczko....
Znam ten głos. Codziennie rozpoczyna mój dzień i tak samo go kończy. Kocham ten głos. Wiem do kogo należy...
Czuję,jak odgrania moje włosy z policzka. Podpiera się na łokciu i patrzy na mnie z góry,uśmiechnięty. A potem nachyla się i całuje mnie w policzek,jak zwykle rano.
Ale dziś miałam sen. Mój sen,który się nie spełnił.... nigdy.
Zaraz?!Co ja gadam?!
Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam do siebie,gdy chciał wstać. Wtuliłam się w niego. Wiatr...ogrzany słońcem kamień... Jest. Mój mały sen się spełnił.
- Coś się stało..?- spytał zmartwiony. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Nic,Zelu. Absolutnie nic.- trzymam go mocno.
- Przecież...- nie pozwoliłam mu dokończyć,bo pocałowałam go.
Poczułam miękkość poduszek i jego lekki ciężar... Lina-san może i miała rację. Sny powinny pozostać snami...ale gdy się spełniają,to chyba dobrze?
- Kocham cię,Zelu..kocham kocham...- szepnęłam mu do uszka. W odpowiedzi pocałował mnie i przytulił mocno do siebie.
Chyba spełnione sny to największe w życiu szczęście.
:*:...:*:
I tu kończę swoją opowieść. Baj baj.
Akai Murasaki vel Dżumiasta Dżuma Njo XD
3
3