Zapraszam! Nowy fik! Jednak jest trochę przygnębiający, więc kto nie chce, niech nie czyta... Jednak ja sama jestem z niego zadowolona...
"Sen"
By Urwena
Po raz kolejny otaczała ją atramentowoczarna, bezkresna przestrzeń. Pustka. I nagle błysk. Filia, ledwo żywa leży na trawie. Las. Ptaki śpiewają. Złotowłosa wypluwa krew. Opadła jej głowa. Błysk. Znowu czary bezkres. Błysk. Na łożu leży nieżywa staruszka, trochę z wyglądu przypominająca Amelię, a obok niej klęczy straszy, płaczący pan, chyba chimera. Błysk. Przestrzeń, ktoś się uśmiecha... To kobieta... Skądś znana, a taka odległa.... Coś mówi... "Dobra robota, shi..." Błysk. Poboojowisko. Czarne i świetlistobiałe cienie ulatują ku niebiosom... Niedaleko leży blondyn w niebieskiej zbroi... Jest cały zakrwawiony... Obok niego miecz, który dalej dzierży w dłoni. Drugą rękę ma ułożoną na torsie, trzyma w niej złoty łańcuszek z medalikiem w kształcie serca.... W takim są zawsze zdjęcia ukochanej osoby... Jeszcze chwila, a z jego ciała także uchodzi świetlisy cień. (nie wiem czy cień może być swietlisty, ale pomińmy to- autorka)
-------------------------------------------------------------------------------------------
-Gourry!- obudziłą się i usiadła na łóżku. Blondyn, mimo, iż był w drugim pokoju przybiegł natychmiast.
-Znów ten sam sen, Lina?
-Tak. Gourry, Gourry... Dobrze, że jesteś...- rzuciła mu się na szyję, objął ją swoimi muskularnymi ramionami
-Już ci mówiłem, dziewczynko, że cię nie opuszczę. Muszę cię ochraniać.
Wyszła z łózka i zapaliła świece w pokoju. Zaczęła czegoś szukać, w końcu wyjęła coś z kieszeni swojej peleryny.
-Gourry. Mam dla ciebie coś... Chciałam ci to dać na urodziny, ale... Trzymaj.
Wcisnęła mu w ręce pudełeczko. Otworzył. W środku złote serce, otwierane. W serduszku zdjęcie Liny i wygrawerowany napis: "Dla mojej Meduzy". Uśmiechnął się do niej.
-Lina, jesteś kochana. Ale meduzę mogłas sobie podarować.- pogroził jej palcem
-Nie mogłam się oprzeć- spojrzała a niego słodko, jeszcze chwila i to spojrzenie złamie szermierza...
-Dobra. Dziękuję. A teraz, mała, idź spać. Będzie dobrze.- pogłaskał ją po głowie jak kociaka, lekko pocałował w czoło i wyszedł.
-------------------------------------------------------------------------------------------
-No, nie wiem, Lina... A może iść do Sylphiel -ona się zna na uzdrawianiu- Lina spojrzała na Gourrego. Mówił i jadł jednocześnie. Uśmiechnęła się. "Ten to ma wprawę... Je i gada w tym samym czasie, zresztą przy takim apetycie..." Spojrzała w swój, pełny talerz. Nie mogła jeść. Jeszcze raz w nim zamieszała. W końcu go odsunęła.
-Nie. Idziemy do Filii. Ona powinna nam, a właściwie mi pomóc. W końcu w świątyni zajmowała się przepowiedniami... Kelner! Rachunek!
-------------------------------------------------------------------------------------------
-Filia. Filia? Halo, to ja Lina Inverse! Z Gourrym.- czarodziejka wściekle pukała do domu smoka, wreszcie drzwi się otworzyły
-Lina? To naprwadę ty?
-A kogo się spodziewałaś, świętego Mikołaja?
W końcu Filia wpuściała ich do środka. Nie przypominała jej smoka sprzed kilku lat. Co prawda nadal byłą młoda, piękna, ale jej oczy wyrażały stateczność, ostrożność i również odwagę...
-To już cztery lata minęły, FIlio?
-Tak, jak ten czas leci, ale nie powiedziałabym, żeby mi się nudziło w tym czasie...
- A tak, właśnie gdzie jest Val?
-Wydoroślał, urósł tak szybko...
-Że co?- zdziwił się Gourry, do tej pory opychający się ciastkami, leżącymi w zasięgu jego ręki. Za to pytanie dostał w łeb od Liny.
-Głupi. Starożytne smoki dorastają w przeciągu dwóch lat.
-Aaaa...- szermierz i tak w dalszym ciągu nic nie kumał... _-_ ". Filia patrząc na nich, wciąż się uśmiechała, przypomniała sobie siebie i Xellosa jak ciągle się kłócili.
-No tak. To wracając do mojego porzedniego pytania, gdzie jest teraz?
-Valgarv wyruszył szukać, jak to nazwał, doświadczeń... Ale Lino widzę, że jesteś czymś zmartwiona.
-Dobrze, że poruszyłaś ten temat. Głównie dlatego do ciebie przybyłam. Od pewnego czasu mam sen...
Rudowłosa opowiedziała Filii koszmar, który ją męczył. Smoczyca połóżyła rękę na jej głowie.
-Cóż, szczerze mówiąc nie wiem co to ma znaczyć. Może to obawa przed śmiercią, może zapowiedź wojny. Niestety nie potrafię stwierdzić jednoznacznie...
Nagle Lina poczuła ogromny ból głowy, tak dotkliwy, żę myślała, że jej czaszka rozpadnie się na drobne kawałeczki. Ale ból tak samo jak gwałtownie się pojawił, tak samo zniknął. Otworzyła oczy i zamarła... Otaczała ją ta sama czarna przestrzeń ze snu... Krzyknęła. Ale nikt jej nie odpowiedział...
-------------------------------------------------------------------------------------------
Niespodziewanie z ciemności wyłoniła się kobieca postać, nie było widać jej twarzy, jedynie zarys ciemnoszarej sylwetki...
-Nareszcie, Lino Inverse. Nadszedł czas spłacić dług za ofiarowane tobie życie, wybłagane po walce z Phibrizzo.- ten sam głos, ta sama osoba- bliska, a daleka zarazem... Ale już wiedziała kto... Coś kazało się jej skłonić.
-Pani Nocnych Koszmarów, czy zabijesz mnie?- czarodziejka próbowała się podnieść, ale nie mogła
-Niby po co? Jesteś zbyt silna, by cie zabijać. Dostaniesz bardzo godną funkcję- zwiastuna wieczności.
-Czyli?
-Będziesz się ukazywać konającym przed przejściem duszy w świat mentalny.- Lina zrozumiała...
-Śmierć?
-Zwiastun wieczności. Choć, tak... ludzie mówią śmierć.
-Wyboru, myślę, że i tak nie mam- LON potrząsnęła cieniem głowy, czarodziejka poczuła ogromny ciężar na sercu -Więc się zgadzam. Ale mam prośbę-pożegnanie.
-Trzy osoby.
-Co?
-Pożegnasz się z trzema osobami. Taka jest zasada.
-------------------------------------------------------------------------------------------
W sali tronowej nie było nikogo, prócz dwóch osób, które właśnie na tronach siedziały. Przed nimi pojawiła się rudowłosa osoba.
-Lina?
-Tak, Amelio.- uściskała księżną i siedzącego obok Zelgadisa
-Co tu robisz?- zapytała chimera
-Żegnam się z wami. Na zawsze.
-Czemu?- zapytali oboje
-Hmm... Powiedzmy, że dostałam awans i muszę opuścić całe księstwo na zawsze.
Nie mówiła już nic o nowej 'pracy', tylko rozmawiała, śmiała się, bawiła... Nie chciała ich martwić, mieli swoje, radosne życie
-Tak myślę, że na mnie już czas... Wspominajcie mnie ciepło.
-------------------------------------------------------------------------------------------
Była na skraju lasu. Zobaczyła szermierza, szedł zmartwiony.
-Gourry!
-Li-linaaa! Gdzie byłaś? Tak nagle zniknęłaś u Filii. Martwiłem się.
-Wiem.- próbowała się uśmiechnąć, nie lubiła długich pożegnań, zwłaszcza, że TO pożegnanie z GOURRYM
-Li, co jest?
-N-nic. Tylko musimy się rozstać. Przyszłam się pożegnać.- z ledwością wymówiła te słowa, tak bardzo bolały
-No co ty? Na jak długo?
-Na zawsze, Gourry. Prawie.Tylko raz mnie jeszcze zobaczysz... Oby jak najpóźniej- po jej policzkach spływały łzy, pocałowała go w usta i rozmyła się w powietrzu...
-Linaaaa! NIE!!!
-------------------------------------------------------------------------------------------
Uklękła. Oczy miała pełne słonych leż, ale nie płakała.
-Pani, jestem gotowa.
-To dobrze. Czy chcesz jeszcze coś mi powoedzieć przed pierwszą misją?
-Tak. Błagam, Pani, jeśli możesz, wymarz Gourremu wszystkie wspomnienia o mnie. Nie chcę, by cierpiał...
-Jak chcesz...- LON zrobiła szybki ruch ręką -Zrobione. A teraz... -Lina poczuła, że coś w niej umarło...
-------------------------------------------------------------------------------------------
Czekała, jak co piątek, na niego w leśnym zagajniku. Z radością, ale i ze strachem. Wiedziała... Pojawił się w jej polu widzenia. Uśmiechnęła się.
-Witaj, Xellosie.
-Już nie Namagomi?
-O, nie. Dzisiejszy dzień jest szczególny...- próbowała opanować drżenie rąk, jednak nie było to takie łatwe, widząc co się z nią dzieje mazoku spochmurniał...
-Filia, muszę ci coś powiedzieć. Mam zadanie. Z niewiadomych mi przyczyn Zellas rozkazała mi cię zabić.- musiał jej poiedzieć, nie chciał się z tym ukrywać, ale i nie miał odwagi patrzeć jej w oczy, mówiąc te słowa... Smoczyca jednak nadal się uśmiechała...
-Wiem. Miałam wizję.
-Tak? Czyli wiesz, że...
-Zgodziłeś się, obawiając się utraty życia? To też wiem.
Ujęła jego dłoń w swoje ręce i przyłożyła do swojego serca, które w tej chwili biło tak szybko, że nie można było rożróżnić pojedynczych uderzeń. Bała się jak nigdy w życiu, do jej oczu napłynęły łzy, ale postanowiła się nie ugiąć. Obiecała sobie, że już nigdy w życiu nie będzie uciekać, stanie naprzeciw tego, co ją ma czekać. A to, co się teraz stanie. No cóż, nie miała na to żadnego wpływu... Ścisnęła mocniej dłoń Xellosa.
-Xellos, kocham cię.
-Ja ciebie też...
-Teraz, zrób to.
Srebrzysty snop światła przeszył jej pierś. Opadła w jego ramiona. Ułożył ją na trawie. Usiadł obok i czekał na koniec. Smoczyca, mimo ogromnego bólu jaki niewątpliwie odczuwała, w dalszym ciągu uśmiechała się... Była taka spokojna, taka opanowana, taka piękna...
-Xellos, wiesz... nie...mam..do ciebie... żalu. A to kto?- uniosła głowę
Zakapturzona postać w czerni zbliżała się ku nim. Postać uniosła ręce i... ściągnęła kaptur, spod którego wypełzły rude kosmki włosów.
-Lina Inverse. A jednak, twój sen, sprzed pięciu lat... się spełnia... A ty jesteś...
-Śmiercią.- dokończył za Filię Xellos
-Śmierć, death, mors, shi... tak... tak mnie wielu nazywa, Filio. Moje imię 'Lina' straciło wartość. Teraz jestem zwiastunem wieczności.- powiedziała przybyła i jednocześnie pomyślała: "Kolejna misja. Pięć lat już to trwa... A jednak jest ciężko, zwłaszcza, że to ona..."
-Lino, ja mam godność... Skończ to. Mam tylko jedną prośbę, chcę pięknie umrzeć...- była słaba, ale stanowcza. Lina zawsze ją ceniła, nigdy nie była podobna psychicznie do ludzi, nawet teraz... Wszyscy błagali o życię, ale ona nie... Filia chciała umrzeć godnie... To jedyne życzenie, o które mało kto prosił, mogła spełnić...
-Flia, byłaś wspaniałą osobą... Zawsze cię ceniłam, nawet teraz nie uciekasz przed nieuniknionym...
Lina machnęła ręką, a ptaki, pomimo, że był późny wieczór, śpiewały. Nie wiadomo skąd, w iglastym lesie, zaczęły spadać śnieżnobiałe płatki wiśni. Filia z krwią na ustach i ciemnokarminową plamą, zdradzającą śmiertelną ranę, uśmiechała się i wyglądała nieziemsko, niczym anioł.
-Lina, dokończ.- szepnęła.
Rudowłosa zanurzyła świetlistą kulę w jej ciele. Xellos chwycił smoka za dłoń.
-Li... dziękuję ci... Jak ciepło... Xell...kocham cię... Nama...- urwała, jej głowa opadła na bok. Mazoku pocałował jej jeszcze ciepłe usta, a z jego oczu spłynęły łzy, prawdziwe łzy...
-Lina?
-Hmm?
-A co ze mną? Ja nie chcę tak żyć...
-Ale musisz. Jeszcze nie nadszedł twój czas... Żegnaj. Jedynie raz mnie zobaczysz. Będę też ostatnią rzeczą i osobą, którą zobaczysz. Tymczasem bywaj, Xellosie!
-------------------------------------------------------------------------------------------
Tak upływały lata... Lina nie miała chwili wytchnienia. Ukazywanie się umierającym stało się dla niej zwykłym, monotonnym zadaniem. Próbowała być miła dla wszystkich, ale już nie potrafiła. Nie próbowała już również pamiętać twarzy... Choć zapamiętała tych, którzy byli dla niej w jakiś sposób ważni... I tak Filia, Amelia, umierająca jako dostojna starsza pani, Zelgadis, który po stracie swojej księżnej targnął się na swoje życie, Martina, Nagha i jeszcze kilka osób...
"Ech, wspomnienia, jedyne, co mi pozostało.... A teraz, kolejna misja..." Tak, nareszcie przyszedł i na niego czas. Zresztą niedziwne, po tylu latach...
Szła przez pole, dookoła otaczały ją ciała. Kolejne pobojowisko... Była przyzwyczajona. Ten obraz bólu i cierpienia nie przyprawiał jej już o wymioty... Ale przywiał kolejne wspomnienie... Gourry... Tak, po jej odejściu powrócił do pracy najemnika... Niestety stoczył o jedną bitwę za dużo...
-------------------------------------------------------------------------------------------
Flashback
Złotowłosy szermiesz leżał na ziemi. Z jego ran na całym ciele wypływała ciemnoczerwona krew... W jednej ręce trzymał miecz, a drugą miał zaciśniętą i położoną na piersi. Podeszła do niego, ściągnęła kaptur i usiadła obok konającego.
-Lina, to ty...- wyszeptał. Ujęła jego zaciśniętą dłoń. Zauważyła, że trzyma w niej medalik...
-Gourry, ty jednak pamiętałeś?
-Wszystko... dziewczynko... Bo ja cię naprawdę kocham...
-Ciii... Nic nie mów. Będzie dobrze. Przyszłam cię stąd zabrać do lepszego świata, kochany.
-Tak...?... Khy... To dobrze... tu nie jest miło...
Z wielkim wysiłkiem się uśmiechnął, a z jego oczu popłynęły krwawo zabarione łzy, ale nie z powodu cierpienia, tylko ze szczęścia, że to cierpienie się wreszcie zakończy i że JĄ zobaczył... Lina go pocałowała... Jedną ręką podtrzymywała jego głowę, a drugą przybliżyła do torsu szermierza. Jeden, jedyny błysk, a twarz Gourrego wyrażała spokój i błogość. Zamknęła jego oczy.
-------------------------------------------------------------------------------------------
To pobojowisko było podobne... Rozejrzała się... Widziała wielu wysłanników, takich jak ona, i jeszcze więcej dusz: czarnych i świetlistych... Usiadła obok jednej postaci, leżącej na uboczu i patrzącej na masakrycznie rozgniecione ciała, u których części nie można było odróżnić kości od mięśni...
-Kolejna wojna, Lino...- nie patrzył na nią
-Widziałam cię na wielu takich... Byłbyś lepszym wysłannikiem ode mnie... Zawsze zabijałeś bez skrupułów...
-Cóż takie moje zadanie. Rozkaz to rozkaz. Dobrze wiesz... Khy...Khy- dyszał ciężko, bardzo cierpiał, znała to, on też. Jeszcze to potrwa dość długo...
-Wiesz, że ie mogę ci ułatwić przejścia?- zdziwił się
-To po co tu jesteś?
-Nie wiem, co LON chce z tobą zrobić... Ja tu jestem z rozkazu... Nikt nie może umrzeć sam.
-Taa... Fajnie... Zawsze to ja patrzałem jak umierają inni- jego ludzka postać zaczęła powoli zanikać, natomiast pojawiać czarne stożki -Kiedyś myślałem, że byłaby z nas dobrana para... Myliłem się. Byłaś zby oddana czystej sile jaką niewątpliwie był Gourry.
-Żałujesz, że go zabiłeś?- pytała bez emocji, choć chciała krzyczeć, (ból po stracie i śmierci Gourrego nadal był wielki), ale nie miała serca podchodzić teraz do tego emocjonalnie ze względu na umierającego obok niej... Widziała, co się działo w jego duszy, było jej go żal...
-Tak, ale musiałem. Tak jak i... Flilię... - jego głos się załamał, pierwszy raz widziała skruszonego mazoku -To pewnie dlatego teraz cierpię...
-Nie z mojej woli, Pani kazała. Wiesz, tyle było wojen, a ty musiałeś polec akurat na tej?
-To był podstęp...A zresztą, nieważne... Lina, przykro mi, że musisz teraz z kimś takim jak JA siedzieć tutaj...- zrozumiała, że myśli, że ona ma do niego żal
-Ech... Xellosie, nie żywię do ciebie urazy. Nigdy do ciebie nie żywiłam. A teraz to nawet ciebie rozumiem...- przyłożyła mu swój palec do czoła, uwidział czarną otchłań, wydawane przez cień rozkazy, dusze, strach przedśmiertny i sam moment śmierci...
-Dość.- odsunął jej dłoń -Po co to?
-Mówiłam, rozumiem cię... A to był skrót z jednego z pięciuset lat mojej służby. Widzisz jestem młodzsza, a przeniosłam więcej dusz od ciebie...- uśmiechnęła się smutno. Nagle Xellos krzyknął z bólu. Po chwili się uspokoił...
-Lino, chyba na mnie nadszedł czas...
-Tak. Żegnaj, przyjacielu. Ja nie mam póżniej dostępu do dusz.
Zaczął padać deszcz, przez co szary krajobraz po wojnie stał się jeszcze bardziej przygnębiający... Kapłan chwycił ją za dłoń.
-Lina, dobrze, że jesteś...- zdążył wypowiedzieć Xellos, po czy dostał drgawek, a jego źrenice się rozszerzyły i... wszystko nagle ustało.
-Wiem. Żegnaj, mazoku.
Spośród czarnych stożków ku przestworzom uleciała jego, czarna dusza, choć po chwili przemieniła się w świetlistą...
-------------------------------------------------------------------------------------------
Zjawiła się ponownie w przestrzeni, której tak bardzo nienawidziła. Uklękła przed cieniem.
-Zadanie wykonane, Pani.- ciekawa była po co Xellos cierpiał, ale nigdy nie zadawała pytań, bo nigdy nie dostawała odpwiedzi. Poinformowała LON oschle, ale z szacunkiem.
-Dziękuję. Wiesz... Myślę, że spłaciłaś dług...
-Nie rozumiem, Pani.
-Nadszedł i twój czas..., tak jak wszystkich, którym pomogłaś przejść- w oczach Liny pojawił się strach... Nie, nie bała się śmierci. Przez wiele lat nawet modliła się o nią... Ale z tego czego dowiedziała się od innych wysłanników nikt nigdy nie widział, by takowy umierał, a jeśli nawet, to nie wiedziała co się z nimi dzieje po śmierci...
-Przybliż się, Lino Inverse.- LON nigdy tak do niej nie mówiła, ale posłusznie podeszła. Uklękła u progu tronu. Zauważyła, że czarne szaty, które zawsze nosiła, zmieniły się na te, które miała na sobie 500 lat temu... LON ułożyła jej głowę sobie na kolanach i głaskała, jak psa, który był dobrym kompanem, ale już jest za stary i jest zbyt wielkim cięzarem...
-Moje dziecko...- zaczęła dobrotliwie, Lina przełknęła ślinę -nadszedł czas, byś i ty odeszła... Spłaciłaś dług. Zasłużyłaś na odpoczynek.
Nie zdążyła nic powiedzieć. Zobaczyła tylko błysk. Żadnego bólu, cierpienia. Nic. I nagle to oślepiające światło...
-------------------------------------------------------------------------------------------
-Lina, Lina! No w końcu!- to był Gourry -Tak bardzo bałem się, że cię stracę.
Przytulił ją mocno. Była w pokoju gościnnym Filii, która wraz z Xellosem stała obok. Gourry i Filia mieli zatroskane miny...
-Co się stało?- zapytała, bo jeszcze całkiem nie doszła do siebie
-Zemdlałaś nagle, kilka dni temu. Cały czas byłaś nieprzytomna, nie wiedzielismy co się dzieje... Obawiając się najgorszego wezwałam Amelię i Zelgadisa, którzy powinni niebawem tu przybyć...
W końcu sobie wszystko przypomniała... Zrozumiała, że te makabryczne wydarzenia to...
-Był tylko sen... Zły sen, ale się skończył.- mówiła do siebie. Pozostała w pokoju jedynie z Filią, nagle coś przyszło jej na myśl...
-Filia?
-Tak?
-Ty i Xellos. Czy wy jesteście razem?
-Można i tak powiedzieć, choć trudno być razem z kimś, kto co chwilę znika.- uśmiechnęła sie do rudej.
"Ten sam uśmiech, wyrażający radość i cierpienie..."
-A nie boisz się, że on kiedyś...?- nie dokończyła, bała się TO wymówić
-Skrzywdzi mnie? Czasami, ale co ma się stać i tak się stanie. Nie warto przed tym uciekać ani się zamartwiać. Przynajmniej nie teraz.
Tak, Filia była tak samo dobra, miła, stateczna i nieugięta jak we śnie...
Czarodziejka w końcu zapomniała o koszmarze. Przybyli Amelia i Zelgadis, którzy bardzo radośnie przyjęli wieść o wyzdrowieniu Liny... W domu Filii było bardzo wesoło i głośno, zwłaszcza, że Xellos został i zaczął dokuczać Filii i Amelii.
W pewnym momencie jednak Lina zamarła... W kącie zauważyła ciemnoszary cień kobiety, choć nikogo tam nie było...
-Nie martw się... W kieszeni masz coś, tylko przeczytaj to po uczcie...- usłyszła w głowie zimny, znajomy głos, cień natomiast zniknął...
-------------------------------------------------------------------------------------------
Kładła się spać, kiedy przypomniała sobie o kieszeni. W środku był list.
"Lino Inverse!
jesteś dobrą dziewczyną. Twój sen był w jakimś stopniu prawdziwy. Okazało się, że zasłużyłaś na życie wyproszone przez Gourrego. Nie sprzeciwiłaś się także, gdy zażądałam spłacenia długu. Tym i wypełniając 'misje' spłaciłaś go. Śmierć Twych przyjaciół była wydumana, tak na pewno nie umrą, więc ich nie zamęczaj opowieścią o tym, co widziałaś...
Dziękuję za usługi
Wiesz kto"
Pewnie, że wiedziała. Cieszyła się, że żyje i że inni też żyją. Nie znała całkowitego celu 'usług', ale nie obchodziło jej to. W końcu zrozumiała, że należy cieszyć się chwilą i tym co posiada... A posiadała bardzo dużo... piątkę wspaniałych przyjaciół, których życie jest dla niej najważniejsze.
-------------------------------------------------------------------------------------------
Nic dodać, nić ująć, kto chce może sobie sam wyciągać wnioski i interpretować :P
urwena@o2.pl