O pluralizmie najwyższego dobra
Koncepcji najwyższego dobra ma być około 288, ewentualności myślowych, teoretycznie możliwych stanowisk. Dla Platona jest to dobro, Arystotelesa- dobro najwyższe, przedmiot pytania było niemal wszystkim, najpiękniejszy ze wszystkich wg Sokratesa. Cyceron twierdzi, że gdy ustali się to pojęcie (dobro), ustali się też w filozofii wszystko pozostałe, jeżeli zaś nie zna się najwyższego dobra następstwem jest błąkanie się, ludzie nie mogą rozeznać się do którego portu się udać.
Pascal i Montaigne pokpiwają, ale żart ten jest z ludzkiego rozumu. Dla Pascala mnogość to jeden z bardziej jaskrawych objawów szaleństwa wiedzy ludzkiej i filozofii.
Kant twierdzi, że dla nowożytnych filozofów kwestia najwyższego dobra przestała być przedmiotem zainteresowania. Ale nie mówi zapewne o Kartezjuszu i jego regułach moralności tymczasowej, ani o Spinozie i jego koncepcji dobra najwyższego jako wiedzy o Bogu.
Wielość tych koncepcji należy czymś wytłumaczyć, sprowadzić do względności.
Spadek zainteresowania dobrem najwyższym w nowszej filozofii- np. Locke. Starożytni długo roztrząsali co dla człowieka jest rzeczą najbardziej godną pożądania, ale nie mogli dojść do zgody. Locke: największe szczęście polega na posiadaniu rzeczy, które sprawiają największą przyjemność oraz unikaniu tego, co zakłóca nam spokój/wywołuje cierpienie (dla różnych ludzi są to różne rzeczy). Locke ujmuje sądy o dobru analogicznie do sądów o smaku, nikt rozsądny nie spiera się co jest smaczniejsze. Jednak Tomasz z Akwinu sądzi, że gdy chodzi o to, co jest istotne w celu, wszyscy się zgadzają w pożądaniu celu ostatecznego, nie wszyscy jednak co do tego, w czym ów cel ostateczny się znajduje. Ta słodycz jest najmilsza, która sprawia największą przyjemność osobie, która ma najlepszy zmysł smaku- podobnie to dobro jest najpełniejsze, którego jako celu ostatecznego pożąda ta osoba, której uczucia są dobrze nastawione. Locke: nie kłóćmy się, co jest dla człowieka dobrem najwyższym, bo nie ma słusznej odpowiedzi. Rzeczy są dobre lub złe tylko ze względu na przyjemność lub przykrość- dobre jest to co jest zdolne wywołać/wzmocnić przyjemność lub zmniejszyć przykrość. W tym ujęciu rozpoznaje się stanowisko hedonizmu. Jednak przyjemność ma być sama poza konkurencją, poza kontrowersją.
Wielość można wyjaśnić pluralizmem samego najwyższego dobra- dla jednego i tego samego człowieka dobrem jest zarazem i tamto i to i na któreś z tych najwyższych dóbr musi się zdecydować.
Arystoteles [postulat jednego celu]: każdy, kto może żyć według własnego wyboru zakłada jakiś cel dla pięknego życia i każdy czyn temu podporządkowuje. Każdy człowiek dąży do jednego końcowego celu, który jest dlań kresem wszystkich jego pragnień. Nie twierdzi, że każde ludzkie życie musi być podporządkowane określonemu celowi, nie wyklucza życia chaotycznego, z dnia na dzień- nie jest niemożliwe, ale bezmyślne. Zatem każdy, kto chce żyć rozumnie powinien podporządkować swoje życie jakiemuś celowi, niekoniecznie prostemu, może być systemem różnych celów, ale musi to być system z regułami koordynacji a nie bezładna wielość. Postulat nie przesądza o nieracjonalności postępowania człowieka, chcąc jednak postępować zgodnie z tą regułą człowiek musi zharmonizować swe dążenia. „Jakiemuś” celowi- ale nie obojętnie jakiemu, np. zaszczyty, sława, kultura to nie jest ostateczny kres dążeń. Prawdziwy cel życia jest sposobem życia , realizującym dobre cechy ludzkiego umysłu i charakteru działaniem. 2 formy takiego działania utożsamianego ze szczęściem (eudajmonią): 1) kontemplacja bytu (najlepsza), 2) działalność obywatelska. Dwoistość możliwych form szczęścia. Dla Arystotelesa szczęście nie polega na rozpatrywaniu pierwszych zasad bytu i na aktualizowaniu swych zalet etycznych w działalności obywatelskiej- raczej może ono polegać na pierwszym albo na drugim, można też je łączyć (wtedy nie unika się wyboru, lecz także się wybiera; taka kombinowana postać życia jedną z opcji życiowych, nie ma pewności że najrozsądniejszą).
Mimo że teoria Arystotelesa czyni krok ku pluralizmowi, jest on niewystarczający, dalej powinno się akceptować nieograniczenie wielkiej ilości form eudajmonii (wartościowego życia), następnie rezygnacji z ich porównawczego oceniania.
Arystoteles wygłaszał głównie do arystokracji. Ateński gentleman miał 2 możliwości: być uczonym lub politykiem. Dla współczesnego czytelnika ta oferta możliwych żywotów jest żałośnie uboga, a jeżeli chce coś z nią w ogóle począć a nie odrzucić, to może albo pojąć obydwie, zwłaszcza aktywność obywatelską, albo uzupełnić je innymi. Oba sprowadzają się jednak do jednego: aktywność obejmująca nie tylko polityka, ale też pracę np. lekarza, będzie nazywać się jednością, a w istocie rozszczepiać na różne opcje i nieść konieczność wyboru. Zatem liczba form życia nie może ograniczać się tylko do dwóch.
Arystoteles stara się dowieść, że życie poświęcone kontemplacji jest wartościowsze, doskonalsze niż życie praktyczne. Nie oznacza to, że każdy się do tego nadaje. Są ludzie predysponowani do działalności obywatelskiej i nie zachowywaliby się rozumnie, gdyby wybrali kontemplację- nie dlatego, że kontemplacja była dla nich gorsza, a dlatego, że to co lepsze jest im niedostępne, że w rzeczywistości nie mają wyboru. Zatem pytanie na jaką formę życia powinien się człowiek zdecydować jest zbyt ogólne. Co jeśli takie pytanie zadać indywiduum? Są pewnie tacy, co mogliby wybrać obie egzystencje, ale którą powinni? W praktyce nie potrafimy powiedzieć co dla takiej jednostki jest najwyższym dobrem, ku któremu powinna się kierować. A może na to pytanie nie ma żadnej odpowiedzi? Arystoteles nie dopuszcza takiej opcji, ta mechanika dobra jest bowiem klasyczną.
Obydwie przyczyny pluralizmu- 1) wielość wartości życiowych nadających cel dążeniom i 2) ich nieporównywalność, niewspółmierność- mogą łączyć się ze sobą potęgując dezorientację żeglarza, który nie wie do którego skierować się portu. Na tym mnogość się nie kończy, nie ogranicza się do tego że obejmuje różne i trudne do zharmonizowania cele. Działa także w obrębie każdego z tych celów. Bliskie Arystotelesowi wartości poznawcze wypada pojąć jakoś szerzej i rodzi się pytanie: jak? Pascal: skoro nie można być uniwersalnym i wiedzieć wszystkiego co się da wiedzieć o wszystkim, trzeba wiedzieć wszystkiego po trosze.
Trzeba wydobyć inną cechę najwyższego dobra, która powoduje, że klasyczne pojęcie jest pełne napięć i skazane na rozpadnięcie się na 288 kawałków. Arystoteles afirmuje postawę człowieka, który obrał pewien cel i ku niemu kieruje każdy czyn. Sokrates: wszystko co czynimy, winno mieć za cel dobro. Jest to zgodne z postawą A., dla niego też ostatecznym celem jest pewne dobro, najwyższe. Jest to zawsze czyjeś dobro. Czyje więc dobro ma być moim ostatecznym celem? Nie co innego, jak me własne dobro. Człowiek z natury ma prawo zogniskować swoje dążenia na własnym dobru, interesie, jednak A. zaleca rozumnemu, aby nie spuszczał z oczu tego swego centralnego celu. Stąd wynika, że nigdy nie jest rzeczą racjonalną zapomnieć o własnym dobru, zrobić coś dla dobra innych. Są min. 2 sposoby by uchylić ten wniosek: 1) podawane przez A. przykłady ostatecznych celów niedoskonale ilustrują to o co mu chodzi, właściwym celem byłoby pewne dobro, ale nie wyłącznie jego własne, a o wiele szersze, obejmujące dobro innych. 2) A. zaleca obranie pewnego celu nie każdemu, lecz każdemu kto może żyć wg własnego wyboru. Zatem albo poszerzyć moje własne dobro, albo dopełnić je zasadą obowiązku. Oba prowadzą do pewnej wielości: przy 1 najwyższe dobro traci swą wewnętrzną jednolitość, przy 2 przestaje by ono jedynym źródłem z którego powinności etyczne wypływają.