Bente Pedersen
Nie mia艂 nic opr贸cz marze艅. Za wszelk膮 cen臋 stara艂 si臋 od nich uwolni膰. Pr贸bowa艂 zerwa膰 wszystkie nitki wspomnie艅, kt贸re tak cz臋sto go kr臋powa艂y. Wspomnienia bywa艂y niebezpieczne dla duszy i cia艂a. By膰 wolnym - to zapomnie膰.
Knut w swej m艂odzie艅czej naiwno艣ci s膮dzi艂, 偶e tylko cia艂o jest 藕r贸d艂em b贸lu. Rana, kt贸r膮 wida膰 go艂ym okiem. Myli艂 si臋.
Jak bardzo si臋 myli艂! Dopiero gdy pozna艂 Ann臋, objawi艂o mu si臋 prawdziwe oblicze b贸lu.
Robi艂 wszystko, 偶eby o niej zapomnie膰.
- Zostaniesz u nas na ca艂e lato? - Dziewczyna, kt贸ra zada艂a mu to pytanie, strzela艂a oczyma jak gronostaj. Jej spojrzenie rzadko zatrzymywa艂o si臋 na czym艣 d艂u偶sz膮 chwil臋. Ciemna, niesforna grzywka si臋ga艂a jej do po艂owy czo艂a. U艣miechn臋艂a si臋 do Knuta, czekaj膮c na odpowied藕. Mia艂a na imi臋 Elen i by艂a dla niego stanowczo za m艂oda. Ailo twierdzi艂, 偶e sko艅czy艂a zaledwie pi臋tna艣cie lat. Ona sama nie porusza艂a tego tematu. - Ailo powiedzia艂, 偶e mo偶e zostaniesz. - W g艂osie dziewczyny pojawi艂a si臋 nutka rozczarowania.
- Ailo zawsze bierze nadzieje za rzeczywisto艣膰 - prychn膮艂 Knut. - S膮dzi艂em, 偶e lepiej znasz swego kuzyna, Elen. Nie mam tu nic do roboty. Nic mnie nie wi膮偶e z tym miejscem.
- Wi膮偶e ci臋 co艣 z jakim艣 innym miejscem?
Usta Elen lekko zadr偶a艂y. Knut obrzuci艂 j膮 marzycielskim spojrzeniem, kt贸rym zwyk艂 zmi臋kcza膰 kobiece serca.
- Tu nie mam zupe艂nie nic - o艣wiadczy艂. - Zupe艂nie. W domu mam troch臋 wi臋cej.
Po偶a艂owa艂 tych s艂贸w, nim je wypowiedzia艂 do ko艅ca. Nigdy jej niczego nie obiecywa艂. Wzi膮艂 od niej tylko tyle, ile sama chcia艂a mu da膰. Ailo mia艂 jednak racj臋. Elen by艂a bardzo m艂oda. Ci膮gle jeszcze 偶y艂a marzeniami i fantazjami. Z ich dwojga na razie tylko Knut wiedzia艂, jak niebezpieczne mog膮 by膰 marzenia.
- Na pewno znajd膮 ci zacnego m臋偶a - powiedzia艂, jakby to mog艂o pocieszy膰 t臋 dziewczyn臋 o bystrych, ciemnych oczach.
- Na pewno - przytakn臋艂a i zabrzmia艂o to bardzo doro艣le. - Ale co b臋dzie z tob膮, Knut? Kto si臋 o ciebie zatroszczy?
- Sam si臋 o siebie zatroszcz臋 - odpar艂. - Potrafi臋 da膰 sobie rad臋.
W艂a艣ciwie nie podj膮艂 decyzji, p贸ki go Elen nie zapyta艂a. Rzecz jasna, zastanawia艂 si臋 nad tym. Rozwa偶a艂 wszystkie mo偶liwo艣ci.
Wcale nie mia艂 ochoty wraca膰 do Alty. Nie ma sensu sta膰 nad grobem, na kt贸rym widnieje jej imi臋. Skoro jednak pad艂y ju偶 te s艂owa, zdecydowa艂 si臋 naprawd臋 odej艣膰.
Ailo to przewidzia艂. Ailo mia艂 nieomyln膮 intuicj臋. Jeden Pan B贸g wie, sk膮d wzi膮艂 si臋 ten jego dar. Ailo 偶artowa艂 sobie, 偶e w jego rodzie musia艂 by膰 jaki艣 noaida.
- Pewnie nie b臋dzie ci臋 tu, gdy 艣niegi zaczn膮 topnie膰? Dziewczyna powt贸rzy艂a s艂owa Ailo. Zbli偶a艂o si臋 wiosenne zr贸wnanie dnia z noc膮 - dni stawa艂y si臋 ja艣niejsze, zrobi艂o si臋 wi臋cej czasu na po偶egnania. Mo偶e w艂a艣nie dlatego...
Oczy Ailo b艂yszcza艂y tym przedziwnym 艣wiat艂em, kt贸re waha艂o si臋 pomi臋dzy wieloma najr贸偶niejszymi barwami, nie uto偶samiaj膮c si臋 z 偶adn膮 z nich. Jego policzki zapad艂y si臋 nieco podczas zimy. Zima by艂a bowiem ci臋偶sza, ni偶 si臋 zapowiada艂a. Zabra艂a mn贸stwo dzieci. I wielu starc贸w. Tylko najsilniejsi mieli powita膰 ja艣niejsz膮 por臋 roku.
Ailo bardzo si臋 przejmowa艂 takimi sprawami. By艂 pe艂en wsp贸艂czucia i troski.
- P贸jd臋 zabra膰 to, co do mnie nale偶y - powiedzia艂 Knut, nie spuszczaj膮c wzroku z Ailo. - Nie zamierzam zagl膮da膰 do Alty, chc臋 wzi膮膰 tylko to, co jest moj膮 w艂asno艣ci膮. I zacz膮膰 偶y膰. B贸g jeden wie, co to b臋dzie za 偶ycie, ale w ka偶dym razie nie w biedzie.
Obj膮艂 ramionami kolana. Kobiety zatroszczy艂y si臋 o odzienie dla tego jasnow艂osego, sympatycznego obcego, kt贸ry szybko sta艂 si臋 jednym z nich. Zr臋czne, pracowite palce uszy艂y mu spodnie i kaftan, nagolenniki i dork, czapki i r臋kawice, wszystkiego po kilka sztuk, by zawsze m贸g艂 si臋 przebra膰 w co艣 czystego.
Teraz wygl膮da艂 jak Lapo艅czyk w spodniach i kaftanie z br膮zowej sk贸ry, kt贸ra pociemnia艂a i zmi臋k艂a od u偶ywania. Na nogach mia艂 kumagi, wymoszczone turzyc膮 i przewi膮zane pi臋knymi, wyszywanymi ta艣mami. W tej osadzie nie brakowa艂o blondyn贸w, ten i 贸w mia艂 podobnie jak Knut br膮zowe oczy, wyr贸偶nia艂 go jednak wzrost oraz w膮ska twarz.
Knut rozumia艂, 偶e to ca艂kiem inny 艣wiat ni偶 ten, do kt贸rego przywyk艂. Dostosowa艂 si臋 do obowi膮zuj膮cych tu zasad, intuicja pomog艂a mu przyswoi膰 regu艂y w艂a艣ciwego zachowania. Zacz膮艂 nawet my艣le膰 jak ludzie, kt贸rzy go otaczali. Nie uwa偶a艂 wcale, by cokolwiek na tym straci艂. M贸g艂by zreszt膮 w ka偶dej chwili powr贸ci膰 do 偶ycia w艣r贸d Fin贸w, z r贸wn膮 艂atwo艣ci膮 sta艂by si臋 cz艂onkiem jakiejkolwiek norweskiej spo艂eczno艣ci. Pod tym wzgl臋dem by艂 nieodrodnym synem Raiji, cho膰by poprzez fakt, i偶 wszystkie te sposoby 偶ycia mia艂 niejako we krwi. Czu艂by si臋 ubo偶szy, gdyby nie do艣wiadczy艂 ich na w艂asnej sk贸rze.
- Pami臋tasz - odezwa艂 si臋 Ailo - pami臋tasz ten dzie艅 dawno, dawno temu? Jakiej艣 jesieni? Czy raczej zimy. Znalaz艂em ci臋 wtedy na p艂askowy偶u. Prosi艂e艣, 偶ebym si臋 wybra艂 z tob膮 na poszukiwanie twojego z艂ota. Pami臋tasz to jeszcze?
- A ty odm贸wi艂e艣. Powiedzia艂e艣, 偶e nie potrzebujesz mojego z艂ota. Pami臋tasz to, Ailo?
Wymienili u艣miechy. Wysoki blondyn i niski brunet.
- Tak m贸wi艂em, zanim zacz臋艂a si臋 ta zima - potwierdzi艂 Ailo. - Cz艂owiek jest mocny w g臋bie, gdy ma co do garnka w艂o偶y膰, staruszku. Minionej zimy zg艂odnia艂em na tyle, by zrozumie膰, 偶e twoje kamyczki maj膮 swoj膮 warto艣膰. Gdyby nie to, co ze sob膮 przynios艂e艣, zosta艂oby nas jeszcze mniej.
- Czy to znaczy, 偶e idziesz ze mn膮?
- Je艣li w dalszym ci膮gu jeste艣 sk艂onny si臋 podzieli膰. Knut si臋 u艣miechn膮艂, cho膰 nie robi艂 tego zbyt cz臋sto.
- Oczywi艣cie, Ailo. Podzieli艂bym si臋 z tob膮 nawet wtedy, gdyby艣 nie kierowa艂 si臋 takimi szlachetnymi pobudkami. Podzieli艂bym si臋 z tob膮, nawet gdyby艣 by艂 chciwy i sk膮py, nawet gdyby艣 mia艂 zamiar schowa膰 wszystko dla siebie.
Ailo u艣miechn膮艂 si臋 krzywo.
- Ja r贸wnie偶 chcia艂bym zacz膮膰 偶y膰. I pom贸c 偶y膰 innym. Los tylu ludzi le偶y mi na sercu, Knut. Zrozumia艂em to dobrze tej zimy. Mam nadziej臋, 偶e wystarczy twoich kamieni. Mam nadziej臋, 偶e nie by艂y to tylko czcze przechwa艂ki, 偶e nie 艂udzi艂e艣 nas wszystkich...
- Wystarczy ich dla dziesi臋ciu takich wsp贸lnot - zapewni艂 go Knut. - Co najmniej.
- Porozmawiam o tym ze starszyzn膮. - Ailo rozprostowa艂 ko艣ci, po czym przysun膮艂 si臋 do paleniska. - Wiem, 偶e potrzebuj膮 mojej pomocy. Wszystkim b臋dzie znacznie trudniej, gdy ciebie zabraknie, na to jednak byli przygotowani. Nikt nie s膮dzi艂 natomiast, 偶e ja znikn臋 razem z tob膮. Tak niewielu nas zosta艂o...
- Zosta艂o was tak niewielu, 偶e nie trzeba tylu r膮k do pracy.
Ailo podziela艂 jego zdanie, nigdy jednak nie wypowiedzia艂by tego na g艂os.
- Wszyscy zrozumiej膮 chyba, 偶e dobrze b臋dzie, je艣li z tob膮 pojad臋. Z艂oto przyda si臋 na czarn膮 godzin臋. Gdy nie dopisze pogoda i ryba, je艣li zawiod膮 kupcy i nawet Rosjanie nie zechc膮 sprzeda膰 taniej swoich towar贸w, czeka nas r贸wnie ci臋偶ka zima jak ta, kt贸ra min臋艂a.
- Troch臋 lepiej wiod艂o si臋 wam nad fiordem... Ich my艣li bieg艂y najwyra藕niej podobnym torem.
- Wybierasz si臋 tam p贸藕niej?
Knut nie by艂 pewien, czy tego chce. Czy chce wr贸ci膰 do domu. Do Lyngen. Do Skibotn.
Wzywa艂y go obowi膮zki. Mi艂o艣膰. Zew krwi.
- A pojecha艂by艣 ze mn膮? - zapyta艂 zamiast odpowiedzie膰. - To r贸wnie偶 twoje rodzinne strony. B臋dziesz si臋 czu艂 tam tak samo, jak ja tutaj.
- Je艣li m贸g艂bym...
A zatem Ailo mia艂 ochot臋 wr贸ci膰. Nawet wi臋ksz膮 ni偶 Knut. Traktowa艂 Lyngen jak swoje strony rodzinne. W jurcie panowa艂 p贸艂mrok. Ciep艂o bij膮ce od paleniska rozleniwia艂o m艂odych m臋偶czyzn. Gdy milkli, s艂yszeli plusk fal rozbijaj膮cych si臋 o przybrze偶ne kamienie. Z pocz膮tkiem wiosny nadchodzi艂 czas po艂ow贸w. Lapo艅czycy rozbijali obozowiska nad fiordami. Rozstawiali swe jurty i czuli si臋 tu jak w domu, podobnie zreszt膮 jak w paru innych miejscach.
Tym razem jurty stan臋艂y nad fiordem po艂o偶onym na dalekim, p贸艂nocno - wschodnim kra艅cu Norwegii. S艂yszeli plusk wody fiordu Varanger. Jeszcze dalej na wschodzie le偶a艂 inny bezkresny kraj. Mo偶e tam 偶y艂a teraz kobieta, kt贸r膮 Knut nazywa艂 matk膮.
Ailo bawi艂 si臋 no偶em. Nigdy nie wypuszcza艂 go z r膮k. Zawsze co艣 struga艂, a to kawa艂ek drewna, a to r贸g renifera czy ko艣膰. Knut widzia艂 go kiedy艣 nawet z muszl膮 w r臋kach...
- Mogliby艣my by膰 bra膰mi - odezwa艂 si臋 Ailo. Ostrze no偶a b艂yska艂o mu mi臋dzy palcami, nie pozostawiaj膮c najdrobniejszego nawet zadrapania. Knut westchn膮艂, obserwuj膮c sztuczki przyjaciela. Sam wola艂 mie膰 do czynienia z innymi narz臋dziami. Brakowa艂o mu zr臋czno艣ci, jak膮 Ailo mia艂 w palcach.
Knut pokiwa艂 g艂ow膮. Mog艂o si臋 tak rzeczywi艣cie zdarzy膰.
- Ale mo偶emy by膰 prawie bra膰mi - ci膮gn膮艂 Ailo z u艣miechem, cho膰 jego spojrzenie wcale nie by艂o weso艂e. Za 艣miechem i 偶artami skrywa艂 powag臋. Cz臋sto si臋 tak zachowywa艂. Czasem trudno by艂o odgadn膮膰, czy sobie dworuje, czy m贸wi serio. - To troch臋 g艂upie. Mo偶e nawet dziecinne. Ale nie chodzi o zabaw臋.
W dawnych czasach ludzie w ten spos贸b sobie 艣lubowali. Wi膮zali si臋 jak rodzina. I o to w艂a艣nie mi chodzi. Nie o 偶adn膮 zabaw臋. Chc臋 ci臋 uczyni膰 bratem, kt贸rego nie mam. Kim艣, kogo obdarz臋 najwi臋kszym zaufaniem. Zgadzasz si臋?
Knut popatrzy艂 na n贸偶. Wiedzia艂, 偶e jest bardzo ostry. Wiedzia艂 te偶, 偶e Ailo potrafi si臋 nim pos艂ugiwa膰 lepiej ni偶 ktokolwiek inny. Knut kocha艂 Ailo jak brata. Nie potrzebowa艂 偶adnych poga艅skich ceremonii dla potwierdzenia swych uczu膰.
Ailo zosta艂 wychowany przez ojca, kt贸ry 艣mia艂 si臋 z runicznych kamieni i lapo艅skich bo偶k贸w, pami臋ta艂 te偶 matk臋, kt贸ra wierzy艂a w dzia艂anie si艂 nadprzyrodzonych, mieszka艂 z babk膮, kt贸ra modli艂a si臋 wprawdzie do Chrystusa, ale nie zdo艂a艂a si臋 ca艂kiem uwolni膰 od wiary przodk贸w i nieustannie miesza艂a lapo艅skie obrz臋dy z tym, co s艂ysza艂a na temat Syna Bo偶ego.
Ailo potrzebowa艂 rytualnego potwierdzenia wi臋z贸w przyja藕ni.
- Zgoda - szepn膮艂 Knut i podwin膮艂 prawy r臋kaw.
Ailo pochyli艂 si臋 w stron臋 przyjaciela i tak偶e podwin膮艂 r臋kaw. Spojrzeli na siebie, porozumiewaj膮c si臋 bez s艂贸w.
Ailo b艂yskawicznym ruchem naci膮艂 sobie nask贸rek na nadgarstku. Skrzywi艂 si臋 troch臋. Nie nale偶a艂 do twardych m臋偶czyzn. W obecno艣ci Knuta m贸g艂 sobie pozwoli膰 na ujawnienie prawdziwych uczu膰. Knut prze艂kn膮艂 艣lin臋, patrz膮c na krople krwi, kt贸re zacz臋艂y kapa膰 z rany. Teraz on wyci膮gn膮艂 r臋k臋. Zamkn膮艂 oczy, gdy zimne ostrze no偶a dotkn臋艂o jego sk贸ry. Ostrze ze艣lizgn臋艂o si臋 po nadgarstku. W艂a艣ciwie nie poczu艂 b贸lu. Otworzy艂 oczy ze 艣wiadomo艣ci膮, 偶e czo艂o ocieka mu potem. Ailo przy艂o偶y艂 sw贸j nadgarstek do r臋ki przyjaciela. Niewielkie ranki zetkn臋艂y si臋 ze sob膮, a czerwone krople pomiesza艂y, Knut czu艂 wyra藕nie ciep艂o krwi i nie potrafi艂by powiedzie膰, do kogo ta krew nale偶y. M臋偶czy藕ni nie mieli wsp贸lnej matki. Sp艂odzili ich inni ojcowie. Ale ta milcz膮ca, a zarazem podnios艂a ceremonia zwi膮za艂a ich tak, jakby w ich 偶y艂ach naprawd臋 p艂yn臋艂a ta sama krew.
Ailo wyssa艂 krew ze swojej rany. Knut nie by艂 pewien, czy to tak偶e cz臋艣膰 rytua艂u, na wszelki wypadek zrobi艂 to samo.
- Dzi臋ki 艣linie szybciej si臋 zagoi - wyja艣ni艂 Ailo z u艣miechem. - Nikomu o tym nie m贸w - doda艂. - To tylko nasza sprawa. Mo偶esz zawsze na mnie liczy膰. Stawi臋 si臋 na ka偶de twoje wezwanie. Niezale偶nie od okoliczno艣ci. Niezale偶nie od czasu. I oczekuj臋 tego samego od ciebie.
Knut pokiwa艂 g艂ow膮.
- Jasne. To nie mia艂oby przecie偶 sensu, gdyby obowi膮zywa艂o tylko ciebie. Teraz jeste艣 moim bratem. Do tej pory mia艂em tylko siostry, a to bardzo m臋cz膮ce...
Ailo si臋 tak偶e u艣miechn膮艂. M臋偶czy藕ni byli prawie r贸wie艣nikami. Najbli偶szej zimy Knut mia艂 sko艅czy膰 dwadzie艣cia lat. A on dwadzie艣cia jeden na pocz膮tku lata. W ich 偶yciu powinien kr贸lowa膰 jeszcze 艣miech. 呕ycie mieli jeszcze wci膮偶 przed sob膮.
- Mo偶e powiniene艣 zmusi膰 si臋 do odwiedzenia jej grobu - podsun膮艂 Ailo, przygl膮daj膮c si臋 uwa偶nie przyjacielowi swymi w膮skimi oczami. - Nie wiem, czy tak naprawd臋 przyj膮艂e艣 do wiadomo艣ci jej 艣mier膰.
- Jak to nie? - wykrzykn膮艂 Knut. - Przecie偶 to ja j膮 odnalaz艂em. Przecie偶 to ja wyr膮ba艂em dziur臋 w lodzie i wyci膮gn膮艂em j膮 z wody. Sam zanios艂em j膮 na plebani臋. Trzyma艂em jej cia艂o w ramionach i mog臋 ci臋 zapewni膰, i偶 przekona艂em si臋, 偶e umar艂a. Po艂o偶y艂em j膮 na sofie w tym eleganckim pokoju. Nie martw si臋, Ailo, dobrze wiem, 偶e ona nie 偶yje. By艂em na pogrzebie. Jak kto艣 obcy. Tamci mnie traktowali jak obcego. Dobrze wiem, 偶e Anna nie 偶yje, i nie musz臋 ogl膮da膰 jej grobu, by o tym pami臋ta膰. Wiem o tym a偶 za dobrze...
G艂os mu si臋 za艂ama艂. Pojawi艂 si臋 w nim ton, kt贸rego Knut nie s艂ysza艂 od czasu mutacji. Poczu艂, jak wzruszenie d艂awi mu gard艂o. Rozpaczliwie pr贸bowa艂 zaczerpn膮膰 powietrza, jakby walczy艂 o 偶ycie. Wreszcie uda艂o mu si臋 z艂apa膰 oddech i ze zdziwieniem poczu艂 co艣 nieznanego i ciep艂ego na policzkach.
Podni贸s艂 d艂o艅, by dotkn膮膰 sk贸ry. By艂a mokra. 艁zy p艂yn臋艂y ciurkiem, a on nie m贸g艂 i nie chcia艂 ich powstrzyma膰.
Potrzebowa艂 tych 艂ez. Dobrze, 偶e si臋 pojawi艂y.
Knut nic ju偶 przez nie nie widzia艂. Wszystko si臋 w nim nagle spi臋trzy艂o. B贸l, 偶al, gniew, bezsilno艣膰...
Wszystko to skrywa艂 w g艂臋bi serca, od chwili gdy zostawi艂 martwe cia艂o Anny na sofie pastora. Opancerzy艂 si臋 wieloma warstwami oboj臋tno艣ci, kt贸re mia艂y go uchroni膰 przed b贸lem.
艁zy rozpu艣ci艂y ten pancerz.
Pozosta艂o tylko j膮dro b贸lu, od kt贸rego nigdy si臋 ju偶 nie uwolni.
Poczu艂 si臋 lepiej dopiero wtedy, gdy Ailo obj膮艂 ramionami jego dr偶膮ce plecy. Wczepi艂 si臋 d艂o艅mi w ramiona przyjaciela i nie chcia艂 go pu艣ci膰. Bez Ailo by艂by w tej chwili zupe艂nie bezradny i samotny. Nikt nie powinien by膰 a偶 tak samotny. Knut z trudem 艂apa艂 oddech i nie poznawa艂 swego g艂osu. Cho膰 przecie偶 to by艂 jego w艂asny g艂os. I jego najprawdziwsze, nie os艂oni臋te niczym ja. Ca艂kiem bezbronne... Ailo z pewno艣ci膮 nigdy nie wykorzysta tego przeciwko niemu. Bez obawy mo偶na przed nim ujawni膰 s艂abo艣膰. Teraz bardziej ni偶 kiedykolwiek. Knut czul si臋 fatalnie, gdy w ko艅cu przesta艂 p艂aka膰. Spuch艂a mu ca艂a twarz. Przekona艂 si臋 o tym, gdy ociera艂 ostatnie 艂zy opuszkami palc贸w. Wilgotne policzki wyda艂y mu si臋 dziwnie sztywne. Oczy go piek艂y. Gard艂o tak偶e. Zagryza艂 wargi, by powstrzyma膰 szloch. Nie na wiele si臋 to jednak zda艂o.
- Zdaje si臋, 偶e to powinno podzia艂a膰 od艣wie偶aj膮co - stwierdzi艂, zauwa偶aj膮c, 偶e zatka艂 mu si臋 zupe艂nie nos. - Oczyszczaj膮co...
- Nie widzia艂em, by艣 p艂aka艂, od kiedy si臋 tu pojawi艂e艣. Nie wiem nawet, czy kiedykolwiek p艂aka艂e艣, Knut. D艂ugo t艂umi艂e艣 w sobie 艂zy. D藕wiga艂e艣 sw贸j b贸l, nie pr贸buj膮c go w 偶aden spos贸b uzewn臋trzni膰.
- Wydawa艂o mi si臋, 偶e nie potrafi臋 ju偶 p艂aka膰.
- Ju偶 nied艂ugo poczujesz si臋 lepiej - zapewni艂 go Ailo. - Nie dlatego, 偶e zapomnisz. Ale b贸l zmieni sw贸j charakter. A gdy si臋 wreszcie wyp艂aczesz, zaczniesz nowe 偶ycie. Chyba tego w艂a艣nie chcesz. Prawda?
- A wi臋c powiedzia艂e艣 to celowo? - Knut obrzuci艂 przyjaciela badawczym spojrzeniem. - Specjalnie mnie rozgniewa艂e艣, prawda?
Ailo wzruszy艂 ramionami i wbi艂 czubek no偶a w bierwiono.
- Najwa偶niejsze, 偶e podzia艂a艂o. Uzna艂em, 偶e pora naruszy膰 twoj膮 skorup臋. Nikt poza mn膮 nie m贸g艂by tego zrobi膰.
- Dzi臋ki - szepn膮艂 Knut ca艂kiem szczerze, cho膰 zdziwi艂a go w艂asna wdzi臋czno艣膰.
Wsp贸lne prze偶ycia w znacznie wi臋kszym stopniu ni偶 krwawy rytua艂 uczyni艂y ich bra膰mi.
Za 艣cianami jurty wia艂 coraz silniejszy wiatr. Fale z w艣ciek艂o艣ci膮 uderza艂y o kamienisty brzeg.
Podmuchy wiatru z p贸艂nocnego wschodu przejmowa艂y ch艂odem.
W szum wiatru i morza wplot艂y si臋 nagle jakie艣 g艂osy. Ubity 艣nieg skrzypia艂 pod ci臋偶kimi stopami.
W lapo艅skiej wsp贸lnocie przed nastaniem zimy mieszka艂o siedemdziesi臋ciu ludzi. Teraz zosta艂o ich zaledwie pi臋膰dziesi臋ciu - r贸wie艣nik贸w Knuta i Ailo. Kilka rodzin, kt贸re straci艂y ju偶 dzieci. Wszyscy okazywali sobie wiele wzajemnej troski po z g贸ry przegranej zimowej walce o 偶ycie z si艂ami natury.
Kroki i g艂osy zbli偶a艂y si臋 wyra藕nie do jurty Ailo. Gniewne, niespokojne g艂osy...
Tkanina w otworze drzwiowym unios艂a si臋 w g贸r臋 i do jurty wkroczy艂o czterech m臋偶czyzn. Przybysze stan臋li nad Ailo i Knutem, kt贸rzy siedzieli przy palenisku, usi艂uj膮c podtrzyma膰 ledwo tl膮cy si臋 ogie艅.
M臋偶czy藕ni nie opu艣cili tkaniny przes艂aniaj膮cej wej艣cie. Podmuchy zimnego wiatru omiot艂y wn臋trze i niewiele brakowa艂o, a zgasi艂yby ogie艅. To r贸wnie偶 by艂 z艂y znak.
Knut czu艂 na sobie przeszywaj膮ce spojrzenia przybysz贸w. Patrzyli wprost na niego. Po raz pierwszy od chwili, gdy si臋 tu pojawi艂, poczu艂 si臋 jak intruz.
Knut si臋 przestraszy艂.
- Zas艂o艅cie wej艣cie - poprosi艂 Ailo 艂agodnie, ale stanowczo. - Jeste艣cie go艣膰mi i prosz臋, by艣cie to uczynili.
Jego s艂owa zabrzmia艂y cokolwiek prowokacyjnie, cho膰 wypowiedzia艂 je nad wyraz spokojnie. Polecenie zosta艂o spe艂nione.
Ailo odni贸s艂 zatem niewielkie zwyci臋stwo. Knut obawia艂 si臋 jednak, 偶e jemu si臋 to nie uda. Nie wiedzia艂 wprawdzie, czego chc膮 ci m臋偶czy藕ni, przeczuwa艂 jednak, 偶e nie s膮 do niego przyja藕nie nastawieni.
- Czy Elen tu dzisiaj by艂a? Knut pokiwa艂 g艂ow膮. U艣wiadomi艂 sobie nagle, 偶e czterej przybysze s膮 bra膰mi Elen. Zacz膮艂 sobie gwa艂townie przypomina膰, co te偶 jej dzisiaj i dawniej powiedzia艂. Czy偶by potraktowa艂a kt贸re艣 z jego s艂贸w jak obietnic臋?
- Elen by艂a dzi艣 zapewne w wielu r贸偶nych miejscach - zauwa偶y艂 Ailo. W jego spojrzeniu pojawi艂a si臋 czujno艣膰. Podni贸s艂 si臋 i stan膮艂 na rozstawionych nogach, podobnie jak tamci. D艂onie opar艂 na biodrach. I nie spuszcza艂 wzroku ze swych go艣ci. - Czy偶by nie wr贸ci艂a do domu?
- Wr贸ci艂a i odesz艂a - oznajmi艂 kr贸tko jeden z braci, gniewnie zaciskaj膮c pi臋艣ci.
- Tu jej nie ma - Ailo zatoczy艂 ramieniem ko艂o.
- Wiemy o tym - uci膮艂 kolejny z przybyszy lodowatym tonem. - Chcemy us艂ysze膰, co on jej powiedzia艂...
- m贸wi膮c to wskaza艂 palcem Knuta. Wszyscy czterej bez przerwy patrzyli na Knuta.
- Elen nie 偶yje - doda艂 najstarszy. - Wbi艂a sobie n贸偶 w piersi. Trzy razy. Nikt jej nie s艂ysza艂. Co jej powiedzia艂e艣?
- Nic szczeg贸lnego - odpar艂 b艂yskawicznie Ailo. - Ja tak偶e tu by艂em. Sam nie wiem, do kt贸rego z nas przysz艂a. Rozmawiali艣my o tym i o owym...
Knut prze艂kn膮艂 艣lin臋. Nie mia艂 odwagi spojrze膰 na Ailo. Do licha, nie mia艂 poj臋cia, 偶e Ailo potrafi k艂ama膰 jak z nut.
- Nie rozmawiali艣cie o tym, 偶e on powinien si臋 o偶eni膰 z Elen? - zapyta艂 zn贸w najstarszy. - Nie rozmawiali艣cie na ten temat? Nie m贸wi艂e艣 mu, 偶e w tej sytuacji powinien tak post膮pi膰?
Knut zamkn膮艂 oczy. Zaczyna艂 powoli rozumie膰... Pozwoli艂a mu na to... A on nie pomy艣la艂, 偶e przecie偶 ma do czynienia z m艂odziutk膮 dziewczyn膮. Nie upewni艂 si臋, nie zapyta艂... To on by艂 wszystkiemu winien.
Ona traktowa艂a t臋 przygod臋 zupe艂nie inaczej. Do Knuta dopiero teraz to dotar艂o.
- Elen nie m贸wi艂a, 偶e spodziewa si臋 jego dziecka? Knut prze艂yka艂 i prze艂yka艂 艣lin臋, czuj膮c, 偶e niemy krzyk zaczyna rozrywa膰 mu piersi.
- Wcale o tym nie rozmawiali艣my - odpar艂 Ailo. - Nie by艂o 偶adnego powodu, by o tym m贸wi膰.
- Chcesz powiedzie膰, 偶e to nie on by艂 ojcem? Ze moja siostra sypia艂a z kim popadnie?
Ailo pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- To by艂o moje dziecko. I chcia艂em si臋 z ni膮 o偶eni膰.
Knut wiele razy przypomina艂 sobie t臋 chwil臋.
Wydawa艂o mu si臋 p贸藕niej, i偶 zamierza艂 powiedzie膰, 偶e Ailo k艂amie. Nie zachowa艂 si臋 jak prawdziwy m臋偶czyzna, kryj膮c si臋 za plecami przyjaciela. Ostre spojrzenie Ailo kaza艂o mu prze艂kn膮膰 s艂owa, kt贸re mia艂 ju偶 na ko艅cu j臋zyka, cho膰 pali艂y go i d艂awi艂y. Oczy Ailo rozb艂ys艂y miodowym blaskiem tak samo jak dawnymi laty b艂yszcza艂y oczy Mikkala. Prosi艂y, by Knut milcza艂, a on pos艂ucha艂 ich bez wahania. Cho膰 musia艂 prze艂kn膮膰 swoj膮 dum臋. Stosowna chwila min臋艂a. Czterej bracia Elen patrzyli to na Ailo, to na Knuta. Patrzyli na tego, kt贸rego znali od zawsze, i tego, kt贸ry by艂 tu obcy.
- K艂amiesz, 偶eby go os艂oni膰 - zarzuci艂 Ailo najstarszy z braci, wskazuj膮c Knuta ruchem g艂owy. Nie popatrzy艂 jednak w jego stron臋. Patrzy艂 tylko na Ailo, kt贸ry m臋偶nie znosi艂 to spojrzenie. Knut nigdy przedtem nie widzia艂 przyjaciela tak wyprostowanego. Poczu艂, jak pot wyst臋puje mu na czo艂o. Gdy zerkn膮艂 na ran臋 na nadgarstku Ailo, spostrzeg艂 kilka kropli nie zakrzep艂ej jeszcze krwi.
- Czy偶bym cz臋sto k艂ama艂? - zapyta艂 Ailo. - S艂ysza艂e艣 kiedykolwiek, bym k艂ama艂, Sarak?
W jurcie zapad艂a cisza. Knut 艣ledzi艂 wzrokiem dym, kt贸ry wolniutko unosi艂 si臋 znad paleniska, by znikn膮膰 po jakim艣 czasie w otworze w dachu. Gdyby tylko m贸g艂, umkn膮艂by t膮 sam膮 drog膮 razem z dymem. By艂e jak najdalej st膮d.
Bracia Elen przyj臋li do wiadomo艣ci s艂owa Ailo. Na razie.
- Nie spodziewa艂em si臋 tego po tobie, Ailo synu Mikkala! - wykrzykn膮艂 najstarszy z braci, Sarak, po czym wszyscy czterej opu艣cili jurt臋.
Knut zrozumia艂, 偶e Sarak by艂 zaskoczony k艂amstwem Ailo. Bracia Elen nie uwierzyli w to, co us艂yszeli, nie mogli jednak podawa膰 w w膮tpliwo艣膰 s艂贸w jednego ze swoich wsp贸艂plemie艅c贸w. Obraziliby go w ten spos贸b. Knut nie m贸g艂 wydusi膰 z siebie ani s艂owa. Ailo ostrzegawczym gestem przy艂o偶y艂 palec do ust. Lepiej nie rozmawia膰, gdy tamci s膮 jeszcze blisko.
- Dlaczego? - spyta艂 w ko艅cu Knut, na wszelki wypadek po fi艅sku.
- Chcieli obarczy膰 kogo艣 win膮. Pom艣ci膰 siostr臋. Nie wiem, czy uda艂oby mi si臋 uratowa膰 ci臋 w inny spos贸b.
- Ailo u艣miechn膮艂 si臋 ze smutkiem. - A poza tym w gruncie rzeczy wcale nie sk艂ama艂em. To mog艂o by膰 moje dziecko... - Knut zamruga艂 oczami ze zdziwienia.
- Elen czu艂a chyba, 偶e to dla ciebie nic wa偶nego. By艂a taka m艂oda. Zdaje si臋, 偶e mia艂a nadziej臋, 偶e opowiem ci o nas... - Ailo wzruszy艂 ramionami. - To by艂 tylko ten jeden raz. Ale nie da si臋 wykluczy膰, 偶e to ja by艂em ojcem. 呕aden z nas nie jest 艣wi臋ty, prawda? Wiele si臋 zdarzy艂o minionej zimy. Najlepiej nie my艣le膰 ju偶 o tym wszystkim.
Knut westchn膮艂. Nie mia艂 pewno艣ci, czy powinien uwierzy膰 przyjacielowi. Elen nie znaczy艂a dla niego za wiele, ale gdy my艣la艂 o niej w ramionach Ailo...
Ailo jednak nie zwyk艂 k艂ama膰.
- Co teraz b臋dzie?
- Pozwol膮 mi wyjecha膰 - odpar艂 Ailo. - Dojd膮 do wniosku, 偶e to wystarczaj膮ca kara. Wyklucz膮 mnie ze wsp贸lnoty. Ale dadz膮 mi szans臋 poprawy. I w ten spos贸b wszyscy b臋d膮 zadowoleni...
- Nie m贸w tak! - wykrzykn膮艂 Knut. - Ona by艂a wi臋cej warta. P贸jd臋 i powiem, 偶e to moja wina. Nie pozwol臋, by ucierpia艂 tw贸j honor.
- Mia艂e艣 okazj臋 to zrobi膰, gdy stali tu nad nami - Ailo m贸wi艂 bardzo powa偶nie. - Wtedy milcza艂e艣. Je艣li teraz do nich pobiegniesz, pomy艣l膮, 偶e pr贸bujesz mnie os艂oni膰. To mi zaszkodzi jeszcze bardziej...
Knut si臋 podda艂. To by艂o najprostsze rozwi膮zanie. Ailo poszed艂 sam do naczelnika. Knut chcia艂 mu towarzyszy膰, ale Ailo mu zabroni艂.
- Nie potrzebuj臋 obro艅c贸w - wzruszy艂 ramionami. - Nie chc臋, 偶eby mnie podejrzewali o tch贸rzostwo.
Knut chcia艂 wykrzykn膮膰: 鈥濧 co sobie o mnie pomy艣l膮?鈥, ale si臋 powstrzyma艂. Dobrze wiedzia艂, co sobie pomy艣l膮. Ale to nie mia艂o 偶adnego znaczenia, skoro i tak nied艂ugo ich opu艣ci.
Czas d艂u偶y艂 si臋 Knutowi w niesko艅czono艣膰, gdy czeka艂 na powr贸t Ailo. Nie mia艂 si艂y wyj艣膰 z jurty. Nie zni贸s艂by spojrze艅 wszystkich tych, kt贸rzy podejrzewali, 偶e to on jest winien. Nie zni贸s艂by ich pogardy.
Wiedzia艂, 偶e zapomni o Elen. Nawet po tym, co si臋 sta艂o. Wiedzia艂, 偶e jej twarz zniknie we mgle, i to by艂o najgorsze. Nikt nie b臋dzie wspomina艂 tej dziewczyny tak, jak on wspomina Ann臋. Nikt nie b臋dzie jej w ten spos贸b 偶a艂owa艂.
呕aden cz艂owiek nie powinien tak odchodzi膰.
Ailo mo偶e m贸wi膰, co mu si臋 podoba, ale nie ulega w膮tpliwo艣ci, 偶e na jego rodzie, 偶e na rodzie Knuta, ci膮偶y przekle艅stwo.
Takie przypadki nikomu si臋 nie przytrafiaj膮. W ka偶dym razie nikomu spo艣r贸d ludzi, kt贸rych Knut znal. Za to w dziejach jego rodziny mo偶na znale藕膰 mn贸stwo podobnych historii. Nie bez powodu.
Mo偶e niebezpiecze艅stwo pojawia si臋 wtedy, gdy si臋 kogo艣 zbyt mocno pokocha? Albo gdy jest si臋 przez kogo艣 tak w艂a艣nie kochanym?
Wreszcie wr贸ci艂 Ailo. By艂 blady.
- Ruszamy - rzuci艂 kr贸tko i przeczesa艂 grzywk臋 d艂oni膮. - Starszy wsp贸lnoty chce, 偶eby艣my obaj byli na pogrzebie. To jedyny warunek, jaki postawi艂. Potem mo偶emy jecha膰. I d艂ugo nie wraca膰. Ludzie zajm膮 si臋 moim stadem. A je艣li wr贸c臋 i udowodni臋, 偶e zn贸w mog臋 by膰 jednym z nich, odzyskam stado. Gdyby mi si臋 nie uda艂o, nie mam czego tu szuka膰.
- I to wszystko dla mnie... - Knut czu艂 si臋 podle. Trudno mu by艂o spojrze膰 Ailo w oczy. Trudno przyj膮膰 tak膮 ofiar臋 ze strony przyjaciela.
- Nie藕le mi przecie偶 zap艂acisz - u艣miechn膮艂 si臋 Ailo. - Po艂ow臋 tego, co ci zostawi艂 ojciec. To chyba dobra cena? A przy okazji dzi臋ki tobie czeka mnie wspania艂a przygoda. Gdyby nie ty, w moim 偶yciu by艂aby tylko praca i praca. Widzia艂bym tylko te same miejsca co roku. Robi艂bym na okr膮g艂o to samo, w艣r贸d tych samych ludzi. Wyprawy na jarmark do Lyngen by艂y najwi臋kszymi przygodami w moim 偶yciu, Knut. Pomy艣l tylko o tym, zw艂aszcza 偶e ty uciek艂e艣 z Lyngen. Chc臋 by膰 kim艣 innym ni偶 Ailo syn Mikkala. Kim艣 innym ni偶 niechciany przez ojca syn. Kim艣 innym ni偶 Ailo, kt贸ry mia艂 matk臋 wariatk臋 i ojca, kt贸ry nie widzia艂 艣wiata poza Raij膮. Chc臋 udowodni膰 sobie, 偶e jestem kim艣 wi臋cej. Nie chc臋 by膰 tylko owocem pomy艂ki mojego ojca. Rozumiesz?
Knut ze zrozumieniem pokiwa艂 g艂ow膮.
- Ja chyba te偶 tak my艣la艂em - wyzna艂 z oci膮ganiem. Wydawa艂o mu si臋, 偶e kiedy艣, ca艂e wieki temu, powiedzia艂 dok艂adnie to samo Idzie.
- Gdy wr贸c臋 tu ze z艂otem, z po艂ow膮 twojego skarbu, Knut, wtedy wszyscy zapomn膮. My, Lapo艅czycy, wybaczamy sobie nawzajem wszystkie s艂abo艣ci. Dajemy winowajcom czas na przemy艣lenie b艂臋d贸w. Ja tak偶e z ni膮 spa艂em, nie zapominaj o tym. Gdyby mi powiedzia艂a o dziecku, wzi膮艂bym j膮 za 偶on臋. By艂aby r贸wnie dobra jak ka偶da inna.
- I tw贸j los by艂by powt贸rk膮 losu Mikkala - wyrwa艂o si臋 Knutowi.
Ailo obrzuci艂 go ostrym spojrzeniem.
- Niezupe艂nie, m贸j przyjacielu. W moim 偶yciu nie ma 偶adnej Raiji!
- Naprawd臋? - zdziwi艂 si臋 Knut, ale wola艂 nie dra偶ni膰 przyjaciela. - Powiedzia艂em jej, 偶e wyje偶d偶am - ci膮gn膮艂. - Da艂em jej wyra藕nie do zrozumienia, 偶e nic mnie tu nie trzyma i 偶e mo偶e gdzie艣 kto艣 na mnie czeka. Dlatego wybra艂a 艣mier膰.
- Mo偶e wybra艂aby 偶ycie, gdybym otworzy艂 przed ni膮 swoj膮 jurt臋.
Br膮zowe oczy natkn臋艂y si臋 na z艂otobr膮zowozielone spojrzenie. W oczach Ailo migota艂o tyle barw. Odziedziczy艂 je raczej po matce ni偶 po ojcu. Przejrzyste, ale niezg艂臋bione.
- Nie wiadomo, co my艣la艂a, gdy bra艂a do r臋ki n贸偶. 呕aden z nas nie jest bez winy. 呕aden nie uniknie kary. Niezale偶nie od tego, co powiem, wszyscy i tak my艣l膮, 偶e chodzi艂o o ciebie. To, co o tobie teraz my艣l膮, Knut, jest chyba wi臋ksz膮 kar膮 ni偶 ta, kt贸r膮 ja wzi膮艂em na siebie.
Knut spu艣ci艂 wzrok.
Uwa偶a艂, 偶e to on jest g艂贸wnym winowajc膮 i 偶e kara, kt贸r膮 ponosi, jest 艂atwiejsza ni偶 to, co spotka艂o Ailo.
Pogrzeb Elen wygl膮da艂 zupe艂nie inaczej ni偶 pogrzeb Anny. Knut nigdy dot膮d nie uczestniczy艂 w podobnej ceremonii. Dawniej w Lyngen grzeba艂o si臋 zmar艂ych tak, by czu膰 ich obecno艣膰. Cz臋sto czyniono to we w艂asnej zagrodzie. Je艣li umieraj膮cy zd膮偶y艂 przed 艣mierci膮 powiedzie膰, gdzie chce by膰 pogrzebany, spe艂niano jego 偶yczenie. Cia艂o sk艂adano w drewnianej trumnie, a potem urz膮dzano styp臋.
Knut wiedzia艂, 偶e teraz mieszka艅cy Lyngen wo偶膮 swoich zmar艂ych na drug膮 stron臋 fiordu, by ich pogrzeba膰 na parafialnym cmentarzu. Ka偶dy powinien znale藕膰 miejsce ostatniego spoczynku w po艣wi臋conej ziemi, i to jak najszybciej. Je艣li nie mo偶na by艂o urz膮dzi膰 pogrzebu wystarczaj膮co szybko, nale偶a艂o umie艣ci膰 cia艂o w szopie czy w sk艂adzie, nie k艂ad膮c go wszak偶e na ziemi. Robaki nie odr贸偶niaj膮 przecie偶 cia艂a ludzkiego od zwierz臋cej padliny.
Knut wiedzia艂, 偶e czasem zmarli d艂ugo czekali na pogrzeb. Zdarza艂o si臋, 偶e w charakterze tymczasowych grob贸w wykorzystywano zag艂臋bienia w ska艂ach czy jaskinie.
Pami臋ta艂 wielkie zbiorowe pogrzeby, kt贸re odbywa艂y si臋 latem. W贸wczas m臋偶czy藕ni wracali z morza i w odtaja艂ej ziemi mo偶na by艂o pochowa膰 wszystkich, kt贸rzy odeszli zim膮.
Rodzina Elen zgodnie z dokumentami by艂a ochrzczona, podobnie jak wi臋kszo艣膰 Lapo艅czyk贸w zamieszkuj膮cych Finnmark. O budow臋 ko艣cio艂贸w na p贸艂nocy troszczyli si臋 przedstawiciele r贸偶nych pa艅stw i r贸偶nych wyzna艅. Zjawia艂o si臋 tu wielu kaznodziej贸w, kt贸rzy w znacznie wi臋kszym stopniu byli ambasadorami w艂asnych rz膮d贸w ni偶 g艂osicielami S艂owa Bo偶ego.
Na p艂askowy偶u nie brakowa艂o cmentarzy. Nietrudno by艂o znale藕膰 kawa艂ek po艣wi臋conej ziemi.
Jeszcze 艂atwiej by艂o jednak o skrawek ziemi, na kt贸rym nigdy nie stan臋艂a stopa kap艂ana.
- Elen postanowi艂a umrze膰 w艂a艣nie tu - o艣wiadczy艂 jej najstarszy brat. - I tu zostanie na zawsze.
Knut przypomina艂 sobie, 偶e samob贸jc贸w nie wolno chowa膰 w po艣wi臋conej ziemi. 呕aden z braci Elen o tym nie wspomina艂. Nie m贸wi艂 o tym tak偶e nikt inny.
I dobrze.
Bracia dziewczyny odgarn臋li 艣nieg ze skrawka ziemi granicz膮cego z obozowiskiem, po艂o偶onego jednak na tyle daleko, by duch zmar艂ej nie zak艂贸ca艂 spokoju 偶ywym, i na tyle blisko, by Elen mog艂a na nich popatrze膰, gdyby mia艂a ochot臋. Przez p贸艂 dnia w tym miejscu p艂on臋艂o ognisko. Po to, by rozmrozi膰 mo偶liwie najgrubsz膮 warstw臋 ziemi.
Jeszcze nie wystyg艂y popio艂y, gdy zacz臋li kopa膰. Ailo zaproponowa艂 im pomoc, w imieniu w艂asnym i Knuta. Sarak jej nie przyj膮艂. Obrzucaj膮c ich jadowitym spojrzeniem, nie omieszka艂 powiedzie膰, co o nich my艣li. Ogie艅 u艂atwi艂 nieco spraw臋, ale gdy uda艂o si臋 wykopa膰 d贸艂 g艂臋boki po kolana, bracia Elen zn贸w natrafili na zlodowacia艂膮 ziemi臋. Kopali na zmian臋, dw贸jkami.
Wieczorem otw贸r w ziemi okaza艂 si臋 dostatecznie g艂臋boki. Kiedy Knut wyjrza艂 z jurty, by po raz ostatni sprawdzi膰, jak idzie kopi膮cym, z do艂u wystawa艂y ju偶 tylko ich g艂owy.
Nast臋pnego dnia Knuta obudzi艂y g艂osy. Ailo nie pozwoli艂 mu wyjrze膰 na dw贸r.
- Ubior膮 j膮 teraz od艣wi臋tnie i z艂o偶膮 w saniach - wyja艣ni艂 spokojnie jak zawsze. - My te偶 powinni艣my za艂o偶y膰 swoje najlepsze ubrania. Starszy wsp贸lnoty kaza艂 nam stawi膰 si臋 na pogrzebie. I pos艂uchamy go.
Za艂o偶yli wi臋c swoje najlepsze ubrania. Obwi膮zali kumagi najbarwniejszymi ta艣mami. Ailo zapi膮艂 sw贸j srebrny pas. Knut odnalaz艂 najpi臋kniejszy, sk贸rzany. I dopiero wtedy, gdy ju偶 sta艂 na wzg贸rzu, w ostatnim rz臋dzie 偶a艂obnik贸w, przypomnia艂 sobie, 偶e ten pas zrobi艂a mu Elen. To Elen 偶u艂a sk贸r臋 tak d艂ugo, by sta艂a si臋 mi臋kka, to jej zr臋czne palce przek艂uwa艂y sk贸r臋 ig艂膮...
Knut poczu艂 si臋 jak dra艅.
艢wiadomo艣膰, 偶e wszyscy mieszka艅cy osady podzielaj膮 t臋 opini臋, nie poprawi艂a mu humoru.
Sanie, na kt贸rych spocz臋艂a niespe艂na szesnastoletnia Elen, dziewczyna, kt贸ra zakocha艂a si臋 w synu rybaka znad fiord贸w, zosta艂y z艂o偶one w wykopanym przez jej braci grobie. Potem bracia, bratankowie, wujowie, kuzyni zacz臋li w milczeniu zasypywa膰 cia艂o ziemi膮. Silne by艂y wi臋zy rodzinne mi臋dzy Lapo艅czykami, synami tego wolnego ludu, kt贸rego domem by艂 p艂askowy偶.
Ani Knuta, ani Ailo nikt o pomoc nie poprosi艂. Taki zaszczyt nie m贸g艂 im przypa艣膰 w udziale. Nie nale偶eli przecie偶 do rodziny. Knut czul, 偶e pomimo panuj膮cego ch艂odu spoci艂y mu si臋 r臋ce. Nie za艂o偶y艂 r臋kawic, a od wschodu wia艂 przenikliwy wiatr. Knut zauwa偶y艂, 偶e dziewczyn臋 u艂o偶ono nogami w stron臋 wschodu. Tam te偶 zatkn臋li wyg艂adzony przez wod臋 bal wy艂owiony z morza. Knut zastanawia艂 si臋, dlaczego, chwila nie sprzyja艂a jednak zadawaniu takich pyta艅. Po drugiej stronie, w g艂owach, Sarak ustawi艂 co艣 w rodzaju krzy偶a. W dolnej cz臋艣ci pionowej belki umocowa艂 sko艣nie do艣膰 d艂ugi kawa艂ek drewna.
- Co to za krzy偶? - spyta艂 Knut Ailo. Ten uciszy艂 go pospiesznie.
- Tak ma by膰 - szepn膮艂 bezg艂o艣nie. - To krzy偶 ze wschodu. - Wskaza艂 g艂ow膮 kierunek, z kt贸rego wia艂 wiatr. Krain臋, kt贸rej nie mogli dostrzec go艂ym okiem.
Knut przyj膮艂 to wyja艣nienie do wiadomo艣ci. Nie wiedzia艂, 偶e Sarak umie艣ci艂 nad g艂ow膮 Elen prawos艂awny krzy偶.
Prorocy, kt贸rzy od czasu do czasu nadci膮gali tu ze wschodu, zrobili na rodzinie Elen najwi臋ksze wra偶enie. Jednak ceremonia, kt贸r膮 przygotowali zmar艂ej bracia, niezupe艂nie przypad艂aby do gustu rosyjskim misjonarzom.
Gdy ziemia przykry艂a ju偶 ca艂y gr贸b, Knut uzna艂, 偶e uroczysto艣膰 dobieg艂a ko艅ca, i chcia艂 odej艣膰. Ailo jednak go zatrzyma艂.
- To jeszcze nie wszystko. Bracia zmar艂ej przynie艣li zgromadzone wcze艣niej drwa, cho膰 w obozowisku dotkliwie brakowa艂o opa艂u.
Knut ze zdziwieniem obserwowa艂, jak Lapo艅czycy stawiaj膮 na mogile Elen domek z wyrzuconych przez morze bali. Przykryli go spadzistym dachem, mocuj膮c go przy u偶yciu czego艣 w rodzaju gwo藕dzi z drewna ja艂owca. W szczycie zachodniej 艣cianki zrobili nawet okienko.
Przed doko艅czeniem dachu schowali do 艣rodka 艂opat臋, kt贸r膮 kopali d贸艂, kilka misek z jedzeniem i mlekiem renifera oraz par臋 drobnych monet.
Gdy domek by艂 got贸w, ca艂y orszak ruszy艂 do rodzinnej jurty dziewczyny, by tam j膮 wspomina膰, za艣piewa膰 jej joik, by je艣膰 i pi膰 dla okazania zmar艂ej szacunku.
Ailo i Knut od艂膮czyli si臋 od 偶a艂obnik贸w. Nikt si臋 za nimi nie obejrza艂. Nikt si臋 ich nie spodziewa艂 na stypie.
- Co to wszystko ma znaczy膰? - nie m贸g艂 si臋 nadziwi膰 Knut. - Zim膮 zmar艂o tu przecie偶 wielu ludzi i nikogo nie chowano w ten spos贸b. Wszystkich zawieziono na cmentarz, gdzie urz膮dzono im ca艂kiem zwyczajny pogrzeb.
Ailo zdj膮艂 pas.
- Wszyscy, kt贸rzy zmarli zim膮, odeszli w spos贸b naturalny. Elen nie mog艂aby zosta膰 pochowana na cmentarzu. Kto艣 z pewno艣ci膮 by zapyta艂, sk膮d si臋 wzi臋艂y rany na jej ciele. I szybko by si臋 wyda艂o, 偶e zabi艂a si臋 sama. Albo jeszcze gorzej: tamci mogliby pomy艣le膰, 偶e zabi艂 j膮 kto艣 z naszej wsp贸lnoty. Ucierpia艂oby zar贸wno jej dobre imi臋, jak i honor rodziny. Bracia zrobili wszystko, by pochowa膰 j膮 jak najgodniej. Zgodnie ze starodawnym obyczajem. W dawnych czasach tak w艂a艣nie wygl膮da艂y nasze pogrzeby.
- Ale ten dom... jedzenie... pieni膮dze... - Knut bezradnie roz艂o偶y艂 r臋ce. - To przecie偶 okropne...
- Dlaczego? - Oczy Ailo rozb艂ys艂y. - Dlatego, 偶e wy, Norwegowie i Finowie, robicie to ca艂kiem inaczej?
Knut nie odpowiedzia艂. 艢ci膮gn膮艂 kaftan, by przynajmniej na chwil臋 ukry膰 swoj膮 twarz przed wzrokiem Ailo.
- Dok膮d twoim zdaniem posz艂a Elen? - Ailo nie dawa艂 mu spokoju. - Do nieba czy do piek艂a?
Knut prze艂kn膮艂 艣lin臋. Wpajano mu przekonanie, 偶e ten, kto sam odbiera sobie 偶ycie, ko艅czy w ogniu piekielnym.
- My, Lapo艅czycy, nie znamy 偶adnego piek艂a - wyja艣ni艂 mu 艂agodnie Ailo. - Ci, kt贸rzy od nas odchodz膮 na zawsze, 偶yj膮 dalej w Jabmi - aimo, 艣wiecie zmar艂ych. Albo w Mubbe - aimo, w drugim 艣wiecie... - G艂os Ailo brzmia艂 bardziej obco ni偶 zwykle. - Nie mamy piek艂a, mamy za to niebo. Saivo. My艣l臋, 偶e Elen tam w艂a艣nie trafi艂a. Mia艂a tak膮 jasn膮 dusz臋. By艂a taka m艂oda. S膮dz臋, 偶e wzi臋li to pod uwag臋...
Knut wstrzyma艂 oddech, wpatruj膮c si臋 w przyjaciela. Przypuszcza艂, 偶e ci, kt贸rzy powinni wzi膮膰 to pod uwag臋, to starzy lapo艅scy bogowie. Nigdy przedtem nie pomy艣la艂, 偶e Ailo mo偶e w nich wierzy膰. Reijo twierdzi艂, 偶e Mikkal za nic mia艂 zar贸wno dawnych, jak i nowych bog贸w.
- W Saivo zmarli 偶yj膮 tak samo jak my. Ale tam nie ma surowych zim i nieurodzajnych lat. W Saivo wszyscy s膮 szcz臋艣liwi. Dobrze im tam. Niczego im nie brak, ani zwierzyny, ani ryb. A ich jurty i chaty s膮 znacznie pi臋kniejsze od naszych...
- Wierzysz w to? - spyta艂 Knut. Zaskoczy艂 go ton w艂asnego g艂osu. Pojawi艂a si臋 w nim nuta lekcewa偶enia, cho膰 wcale nie by艂o to jego zamiarem.
Ailo spojrza艂 mu prosto w oczy.
- A ty wierzysz w raj? - zapyta艂. - Czy nasze Saivo tak bardzo r贸偶ni si臋 od twojego raju? - Knut si臋 zawstydzi艂. - Zostawili jej troch臋 jedzenia i pieni臋dzy, 偶eby jako艣 da艂a sobie rad臋, zanim stanie na nogi na tamtym 艣wiecie. A 艂opaty, kt贸r膮 kopali gr贸b, i tak lepiej nie wykorzystywa膰 do niczego innego. Elen mo偶e mie膰 z niej jaki艣 po偶ytek. - Ailo wzruszy艂 ramionami. Jego g艂os brzmia艂 powa偶nie, ale w k膮cikach ust igra艂 lekki u艣mieszek. Knut nie wiedzia艂, jak to rozumie膰. Czy przyjaciel rzeczywi艣cie wierzy w to, co m贸wi?
- A dom? - Knut mia艂 jeszcze sporo w膮tpliwo艣ci. - Co z oknem? Dostaj臋 g臋siej sk贸rki, gdy na nie patrz臋.
- Elen nie przyprawia艂a ci臋 o g臋si膮 sk贸rk臋, gdy jeszcze 偶y艂a - odrzek艂 Ailo ostro. Sta艂 teraz nagi od pasa w g贸r臋, a cia艂o, pomimo 偶e by艂 niewielkiego wzrostu, mia艂 umi臋艣nione i mocne. - Elen z pewno艣ci膮 nie jest teraz bardziej niebezpieczna ni偶 za 偶ycia. Okno w domu mo偶e si臋 jej przyda膰. Kto wie, mo偶e zapragnie popatrze膰, co si臋 te偶 tu dzieje. Albo sprawdzi膰 pogod臋...
Ailo zacz膮艂 zak艂ada膰 codzienne ubranie, a w jego oczach pojawi艂 si臋 figlarny b艂ysk.
Tym razem Knut nie mia艂 ju偶 w膮tpliwo艣ci co do tego, 偶e przyjaciel 偶artuje.
- To stary obyczaj - wyja艣ni艂 po chwili Lapo艅czyk. - Nikt nie pami臋ta, sk膮d si臋 wzi膮艂. A 艣ci艣lej rzecz bior膮c, ka偶dy t艂umaczy to inaczej. Tak to ju偶 jest z rytua艂ami.
Knut zrozumia艂.
Wyruszyli w drog臋 jeszcze przed zako艅czeniem stypy. D艂ugo jeszcze s艂yszeli spokojne d藕wi臋ki joik. To 艣piewa艂 o Elen kto艣 z jej rodziny.
Knut pomy艣la艂, 偶e 艣piewak musia艂 dobrze zna膰 zmar艂膮. Ta m艂oda dziewczyna by艂a w艂a艣nie jak ten 艣piew: zwykle pe艂na spokoju, cho膰 i nieobliczalna. W joik Elen mie艣ci艂o si臋 to wszystko.
Pie艣艅 odcisn臋艂a trwa艂y 艣lad w duszy Knuta. Wiedzia艂, 偶e b臋dzie pami臋ta艂 jej d藕wi臋ki znacznie d艂u偶ej ni偶 twarz dziewczyny.
Przez pustkowie brn臋艂y dwa niewielkie zaprz臋gi. Sanie ka偶dego z m臋偶czyzn ci膮gn臋艂o jego w艂asne zwierz臋.
Jechali na zach贸d. Po pewnym czasie mieli zamiar skr臋ci膰 na po艂udnie, by znale藕膰 wzniesienie, kt贸re w swoim wn臋trzu kry艂o skarb pozostawiony Knutowi przez ojca.
Jechali mniej ucz臋szczanym szlakiem, dlatego nie spotkali Andersa i jego towarzyszy, wracaj膮cych do domu z jarmarku z Skibotn. Gdy Anders dotar艂 do obozowiska dwa dni po pogrzebie Elen, dowiedzia艂 si臋 tylko, 偶e Knut i Ailo wyruszyli na zach贸d. Nie przysz艂o mu do g艂owy, by powi膮za膰 ten fakt ze 艣mierci膮 Elen.
Pozdrowienia, kt贸re przywi贸z艂 im znad fiordu, musia艂y czeka膰.
A tymczasem bracia krwi przemierzali p艂askowy偶. Jak magnes przyci膮ga艂 ich z艂oty blask z po艂udniowego zachodu.
Na p艂askowy偶u nigdy nie brakowa艂o w臋drowc贸w i marzycieli. Swoje 艣lady zostawiali tu cz臋sto ci, kt贸rzy szukali zapomnienia albo schronienia.
Na zach贸d zmierzali w艂a艣nie dwaj w臋drowcy, podczas gdy inny samotnie szed艂 na wsch贸d. Nie wiedzieli o sobie nawzajem, cho膰 ich 偶yciowe 艣cie偶ki ju偶 si臋 skrzy偶owa艂y w przesz艂o艣ci. Kolejne za艣 spotkanie mia艂o by膰 bardzo szczeg贸lne i brzemienne w skutki.
Samotny w臋drowiec mia艂 niebieskie oczy pod 艣ci膮gni臋tymi brwiami. Na jego twarzy prawdopodobnie rysowa艂a si臋 kiedy艣 ch艂opi臋ca mi臋kko艣膰, cho膰 trudno by艂o w to uwierzy膰, patrz膮c na ostro zarysowane ko艣ci policzkowe. M臋偶czyzna by艂 barczysty, d艂ugonogi, o mocnych r臋kach. Bez trudu da艂o si臋 odgadn膮膰, 偶e trapi go jakie艣 zmartwienie.
Ciemnoblond grzywka zrobi艂a si臋 wyra藕nie za d艂uga i by艂a postrz臋piona. Jej w艂a艣ciciel od dawna nie troszczy艂 si臋 ju偶 o sw膮 brod臋 i nie zwraca艂 uwagi na robactwo, kt贸re zal臋g艂o si臋 mu we w艂osach. Ca艂kiem niedawno opu艣ci艂 Skibotn, ale przedtem wiele w臋drowa艂 po nieznanych szlakach. Przywyk艂 do trudnych warunk贸w. Wszyscy, kt贸rzy go spotykali, odgadywali natychmiast, 偶e prze偶y艂 ci臋偶kie chwile. Wskazywa艂o na to jego dojrza艂e spojrzenie, tak nie pasuj膮ce do m艂odego wieku.
Simon chcia艂 zatrze膰 za sob膮 艣lady. Nigdzie si臋 nie spieszy艂. Szed艂 przed siebie bez celu.
Pragn膮艂 znikn膮膰, by u艂atwi膰 偶ycie Mai.
Pewnego dnia trafi艂 na jakie艣 dziwne towarzystwo. 呕aden z pi臋ciu m臋偶czyzn, siedz膮cych doko艂a ogniska, nie m贸wi艂 du偶o o sobie. Simon pasowa艂 do nich. Wiele lat sp臋dzi艂 w艣r贸d ludzi tego pokroju. Zna艂 doskonale obowi膮zuj膮ce w艣r贸d nich zasady gry, wiedzia艂, co nale偶y im powiedzie膰, a co zachowa膰 dla siebie.
Ka偶dy z tych m臋偶czyzn sprzeda艂by w艂asn膮 r臋k臋, gdyby tylko kto艣 mu chcia艂 za to nie藕le zap艂aci膰. Nie mieli 偶adnych skrupu艂贸w, gdy w gr臋 wchodzi艂y jakie艣 korzy艣ci. Simon da艂 im do zrozumienia, 偶e i on jest ulepiony z tej samej gliny.
Rozmawiali tylko na jeden temat. O pieni膮dzach. O tym, jak si臋 szybko wzbogaci膰. Niekoniecznie zgodnie z prawem. Rozmawiali o z艂ocie.
- Wszyscy wiedz膮, 偶e w Finnmarku mo偶na znale藕膰 z艂oto - o艣wiadczy艂 Albert, najstarszy z nich wszystkich, postawny czterdziestolatek, do艣膰 przystojny, ale nie budz膮cy zaufania. Wodzi艂 rej w艣r贸d kompan贸w. Jego wyra藕nie m艂odszy, jasnow艂osy i szarooki brat mia艂 na imi臋 Helmer. Obaj mieli przebieg艂e spojrzenia i zr臋czne palce. Helmer nie by艂 tak przystojny jak brat i nale偶a艂 do os贸b znacznie bardziej zamkni臋tych w sobie ni偶 Albert, kt贸ry ch臋tnie wypowiada艂 si臋 na ka偶dy temat, czyni膮c to zreszt膮 z pewnym wdzi臋kiem.
Trzeci m臋偶czyzna, Hans, pochodzi艂 ze Szwecji. M贸wi艂 z akcentem, kt贸ry przypomina艂 Simonowi spos贸b m贸wienia Reijo. Hans urodzi艂 si臋 zapewne w okolicy, w kt贸rej m贸wiono tak偶e po fi艅sku. Tornedalen rozci膮ga艂a si臋 przecie偶 po obydwu stronach rzeki Torne, stanowi膮cej granic臋 mi臋dzy Finlandi膮 a Szwecj膮. Simon domy艣la艂 si臋, 偶e w takich miejscach j臋zyki i obyczaje mieszaj膮 si臋 ze sob膮. Trzeba znacznie wi臋cej ni偶 rzeki, by podzieli膰 ludzi.
Simon s艂ysza艂 kiedy艣, 偶e wygna艅cy z Tornedalen cz臋sto uciekaj膮 do Norwegii. Do nich nale偶a艂 prawdopodobnie Hans.
Hans by艂 r贸wie艣nikiem Simona. Jego twarde spojrzenie pasowa艂o do cynicznych wypowiedzi. Zimny cz艂owiek. Trudno go lepiej opisa膰. W艂a艣ciwie to on powinien by膰 przyw贸dc膮. Albert nie dor贸wnywa艂 mu przebieg艂o艣ci膮. Simon nie potrafi艂by powiedzie膰, kt贸ry z nich by艂 autorem najbardziej podst臋pnych plan贸w. Cz臋sto wydawa艂o mu si臋, 偶e to Hans jest m贸zgiem tej grupy i 偶e tak sprytnie podsuwa pomys艂y Albertowi, by tamten uwa偶a艂 je za swoje w艂asne.
To by艂o ca艂kiem prawdopodobne.
Moj偶esz i Benjamin natomiast nie kryli w sobie 偶adnych zagadek. Simon wiedzia艂 wprawdzie, 偶e z tak膮 ocen膮 nie nale偶y si臋 spieszy膰, bo nawet naj艂agodniejszy cz艂owiek mo偶e sprawi膰 niespodziank臋, ale bli藕niacy pochodz膮cy z jakiej艣 odleg艂ej wyspy naprawd臋 nie byli wewn臋trznie skomplikowani. Ich 偶ycie obraca艂o si臋 wok贸艂 jedzenia i spania. Od czasu do czasu potrzebowali te偶 kobiety, nie robi艂o im jednak r贸偶nicy, w jakich okoliczno艣ciach i w jaki spos贸b.
Pochodzili z religijnej, przynajmniej na poz贸r, rodziny. Ojciec nada艂 dziewi臋tna艣ciorgu swych dzieci biblijne imiona. Co prawda nie by艂o po艣r贸d nich Judasza, ale nawet godni szacunku patroni nie uchronili Moj偶esza i Benjamina przed zboczeniem ze 艣cie偶ki cnoty.
Bli藕niacy jako jedyni z tej grupki bez mrugni臋cia okiem chwalili si臋 przed Simonem swymi wyczynami. Kradzie偶ami, kt贸rych nie potrafili nawet zliczy膰. Grabie偶膮 cudzego byd艂a. Gwa艂tami, o kt贸rych opowiadali z u艣mieszkiem. Wyja艣niali, 偶e chodzi艂o przecie偶 tylko o Laponki, a wszak wszyscy dobrze wiedz膮, 偶e nie nale偶y ich uwa偶a膰 za ludzi.
Bli藕niacy byli doro艣li, ale w cia艂ach dojrza艂ych m臋偶czyzn w gruncie rzeczy kry艂y si臋 niedojrza艂e dzieci.
Z tak膮 w艂a艣nie urocz膮 gromadk膮 zasiad艂 Simon przy ognisku. Zamierza艂 im towarzyszy膰 przynajmniej przez jaki艣 czas.
- W Finnmarku mo偶na znale藕膰 z艂oto - powt贸rzy艂 Albert.
Nikt si臋 nie odezwa艂. Twarz Simona nawet nie drgn臋艂a, cho膰 w zanadrzu ukry艂 kilka bry艂ek, kt贸re dowodzi艂y s艂uszno艣ci s艂贸w Alberta. Simon nie zamierza艂 jednak si臋 nimi chwali膰. Nie ruszy艂 si臋 z miejsca. Okaza艂 tyle samo zainteresowania, co pozostali. Podobnie jak tamci czeka艂 na to, co powie Albert.
Simon prze偶y艂 wi臋zienie, w kt贸rym by艂o znacznie gorzej ni偶 w tym towarzystwie.
- Je艣li mi nie poka偶esz, gdzie - odezwa艂 si臋 leniwie Hans - nie rusz臋 si臋 z miejsca. Nie b臋d臋 si臋 wysila艂 dla niepewnej zdobyczy. Mo偶esz to sobie wybi膰 z g艂owy.
Hans wyprostowa艂 nogi i zadr偶a艂 z ch艂odu. Zima nie odesz艂a jeszcze na dobre, a darniowa chata by艂a podszyta wiatrem. Pr贸bowali j膮 wprawdzie uszczelni膰, ale 偶adnemu nie chcia艂o si臋 pracowa膰. Nie zamierzali tu przecie偶 d艂ugo zabawi膰. Po co si臋 wysila膰? 呕eby z ich pracy skorzysta艂 kto艣 inny?
Simon marz艂 tak samo jak pozostali, musia艂 jednak jako艣 si臋 trzyma膰. W tym towarzystwie lepiej si臋 nie wyr贸偶nia膰.
- W Alcie s膮 jacy艣 Finowie, kt贸rzy p艂ac膮 z艂otem - rzuci艂 Albert tak oboj臋tnie, jakby m贸wi艂 o pogodzie.
Wszystkie spojrzenia skierowa艂y si臋 ku niemu. Uda艂o mu si臋 przyci膮gn膮膰 ich uwag臋, co bardzo lubi艂.
Dobry Bo偶e, 偶eby to tylko nie by艂 Knut! pomy艣la艂 Simon. Knut by艂 naiwnym 偶贸艂todziobem w por贸wnaniu z tymi osobnikami.
- Sk膮d wiesz? - zapyta艂 b艂yskawicznie Helmer, kt贸remu brat najwyra藕niej nie zdradza艂 wszystkich tajemnic.
- Wiem - wyja艣ni艂 wyczerpuj膮co Albert. - Od dawna jest tam dw贸ch starszych Fin贸w, kt贸rzy nie maj膮 pieni臋dzy i p艂ac膮 kamieniami. Z艂otymi okruchami, ch艂opcy. Wszyscy wiemy, co to oznacza...
A wi臋c jednak nie Knut! Simonowi wyra藕nie ul偶y艂o. Nie m贸g艂 si臋 troszczy膰 o nikogo poza tymi, na kt贸rych najbardziej mu zale偶a艂o, je艣li mia艂 by膰 tym drugim, okrutnym Simonem.
Nie powinien sobie pozwala膰 na ciep艂e uczucia wzgl臋dem zbyt wielu os贸b. Mi艂o艣膰 czyni serce mi臋kkim. A w jego obecnym 偶yciu nie ma miejsca na takie s艂abo艣ci.
- Mo偶e znale藕li te bry艂ki wiele lat temu - zauwa偶y艂 Helmer.
- Mo偶e ju偶 nic nie zosta艂o - podchwyci艂 jego my艣l Benjamin.
Hans splun膮艂. Simon poczu艂 na sobie jego spojrzenie. Nie dowierzali sobie nawzajem.
Albert ca艂kowicie zignorowa艂 s艂owa Benjamina. Mia艂 w tym ju偶 pewn膮 wpraw臋.
- Wystarczy odnale藕膰 tych Fin贸w. Alta nie jest du偶a, a nas jest sze艣ciu. - Spojrza艂 wymownie na Simona i d艂ugo mu si臋 przygl膮da艂. Czeka艂, a偶 towarzysze tak偶e zwr贸c膮 spojrzenia w jego kierunku. - O ile ruszasz z nami?
Simon patrzy艂 Albertowi prosto w oczy, nie mrugn膮wszy nawet powiek膮.
- Jasne - o艣wiadczy艂 lakonicznie. Gra艂 wobec nich rol臋 ma艂om贸wnego, bo do tego rodzaju ludzi przywykli. Atmosfera nieco zel偶a艂a. Bli藕niacy za艣miali si臋 troch臋 nerwowo. Obaj zabrali si臋 skwapliwie do klepania Simona po ramieniu, by powita膰 go w swoim gronie.
Simon podr贸偶owa艂 z nimi ju偶 od trzech tygodni.
- Nie potrzebujemy szczur贸w okr臋towych - podkre艣li艂 Helmer zjadliwie.
- To znaczy tch贸rzy, ch艂opcze.
- Wiem, co to jest szczur okr臋towy. - Simonowi tak偶e zdarza艂o si臋 zachowywa膰 bezmy艣lnie. Wyg艂aszaj膮c ten komentarz, zdradzi艂 si臋, 偶e mieszka艂 kiedy艣 na wybrze偶u. - Daleko st膮d do Alty? - zapyta艂, by da膰 towarzyszom do zrozumienia, 偶e nie zna tej okolicy.
- Do艣膰 daleko - odpar艂 Albert enigmatycznie. Nawet gdyby go spyta膰 o pogod臋, odpowiedzia艂by tak, jakby chodzi艂o o tajemnic臋 pa艅stwow膮. - W臋drowcy nie s膮 czym艣 wyj膮tkowym w tej okolicy. Podzielimy si臋. Musimy wprowadzi膰 jednego cz艂owieka pomi臋dzy Fin贸w. Kogo艣, kto mo偶e udawa膰, 偶e jest jednym z nich.
Simon spojrza艂 na Hansa.
- On m贸wi po fi艅sku? - zagadn膮艂. - Tak 偶eby m贸c udawa膰 Fina?
- Tak - poinformowa艂 go Albert. Hans si臋 nie odezwa艂. Pos艂a艂 jednak Simonowi spojrzenie, w kt贸rym nie by艂o ciep艂ych uczu膰.
- Troch臋 to za proste - pokr臋ci艂 g艂ow膮 Simon.
- Bo to jest proste - pouczy艂 go Helmer. Nie podoba艂 mu si臋 ten przyb艂臋da, kt贸ry pow膮tpiewa艂 w genialno艣膰 planu jego brata.
- Mo偶esz si臋 jeszcze wycofa膰 - o艣wiadczy艂 niespiesznie Hans. - Jeste艣my prawdziwymi m臋偶czyznami i nie potrzebujemy po艣r贸d nas tch贸rzliwych g贸wniarzy.
- My nie jeste艣my g贸wniarzami - odezwali si臋 jednym g艂osem Moj偶esz i Benjamin.
- Id臋 z wami. - Simon chcia艂 rozwia膰 wszelkie w膮tpliwo艣ci. - Tylko nie lubi臋 si臋 w nic bez sensu wkopywa膰. Musz臋 wiedzie膰 dok艂adnie, w co wchodz臋. Jestem ju偶 za stary na zabawy, a na razie to wszystko wygl膮da na zabaw臋.
By膰 mo偶e posun膮艂 si臋 za daleko, ale sk艂oni艂y go do tego s艂owa tamtych. By艂y jak ciosy prosto w twarz.
- Wszystko w swoim czasie. - Simon najwyra藕niej przypad艂 Albertowi do gustu, skoro wzi膮艂 jego stron臋. - Ustalimy szczeg贸艂y, gdy ju偶 dotrzemy na miejsce. Gdy pos艂uchamy i poobserwujemy. Dopiero wtedy wszystko zaplanujemy...
- Ale przecie偶... - odezwa艂 si臋 zbity z tropu Moj偶esz. - Przecie偶 my tak nie robimy. Ty nie lubisz nic planowa膰, Albert.
- Zamknij si臋! Nikt ci臋 nie pyta艂 o zdanie. - Albert wymaga艂 pos艂uchu.
Hans pochwyci艂 porozumiewawcze spojrzenie Simona i u艣miechn膮艂 si臋 nieznacznie. Oni dwaj rywalizowali wprawdzie ze sob膮, ale to i owo ich 艂膮czy艂o.
Simon przeczuwa艂 jednak, 偶e Hans mo偶e by膰 niebezpieczny.
Podzielili si臋 i w stron臋 Alty ruszyli dw贸jkami. Bli藕niacy byli do siebie tak podobni, 偶e w臋drowali razem, by nie wzbudza膰 niepotrzebnie podejrze艅. Mi臋dzy Helmerem i Albertem r贸wnie偶 da艂o si臋 zauwa偶y膰 rodzinne podobie艅stwo. Tak wi臋c Hans i Simon, chc膮c nie chc膮c, musieli wyruszy膰 razem.
- Nie obchodzi mnie, czy si臋 lubicie, czy nie. - Albert nie owija艂 niczego w bawe艂n臋. - Teraz si臋 lubicie. Hans jest Finem. Spotkali艣cie si臋 w drodze na p贸艂noc. Nie obchodzi mnie, jak si臋 b臋dziecie do siebie odnosi膰 na osobno艣ci, ale je艣li kto艣 na was b臋dzie patrzy艂, macie udawa膰 przyjaci贸艂. Reszt臋 bajeczki musicie wymy艣li膰 sami. Nie mog臋 przecie偶 odwali膰 za was ca艂ej roboty?
A wi臋c to by艂 ca艂y plan Alberta! W Alcie Hans i Simon musieli sobie radzi膰 sami. Bagatelka, wystarczy艂o tylko wmiesza膰 si臋 mi臋dzy mieszka艅c贸w miasta. Wystrychn膮膰 na dudka Fin贸w, kt贸rzy p艂acili z艂otem. Przede wszystkim jednak znale藕膰 tych Fin贸w. Niestety, Albert nie wiedzia艂, gdzie ich szuka膰.
Hans nie by艂 zachwycony tym pomys艂em, podobnie zreszt膮 jak Simon. Ruszyli w drog臋 jako pierwsza z grupek. Simon nie m贸g艂 si臋 zreszt膮 wyzby膰 wra偶enia, 偶e poza nimi nikt do Alty si臋 nie wybiera.
- Zaczynasz ju偶 chyba rozumie膰, 偶e to my dwaj mamy zdoby膰 z艂oto - odezwa艂 si臋 Hans po kilkugodzinnym milczeniu. Musieli ze sob膮 rozmawia膰 podczas postoj贸w. 艁atwiej by艂o si臋 ignorowa膰, gdy jechali g臋siego na nartach.
Simon musia艂 przyzna膰, 偶e przysz艂o mu to do g艂owy. Zastanawia艂 si臋 jednak, na ile Hans jest lojalny wobec swych towarzyszy.
- Albert i Helmer zawsze bior膮 najwi臋ksz膮 dol臋 - poinformowa艂 go Hans, prze偶uwaj膮c suszone mi臋so swymi mocnymi z臋bami, kt贸re b艂yska艂y w promieniach wiosennego s艂o艅ca. Simon uzmys艂owi艂 sobie, 偶e Hans bardzo rzadko si臋 艣mieje.
- S膮 chyba przyw贸dcami - zacz膮艂 ostro偶nie Simon.
- S膮dzisz, 偶e nadaj膮 si臋 na przyw贸dc贸w? Simon wzruszy艂 ramionami. Napotka艂 spojrzenie swego towarzysza. Rozumieli si臋 bez s艂贸w. Obaj wiedzieli, 偶e spo艣r贸d sze艣ciu m臋偶czyzn, kt贸rzy jeszcze niedawno siedzieli razem przy palenisku w darniowej chacie, tylko dw贸ch nadaje si臋 na przyw贸dc贸w. Popatrzyli sobie prosto w oczy.
- Od dawna z nimi jeste艣? - zapyta艂 Simon, dbaj膮c o to, by w pytaniu nie ujawni艂o si臋 za wiele ciekawo艣ci. Jakby pyta艂 tylko ot tak sobie, dla podtrzymania rozmowy.
- Rok - splun膮艂 Hans. - Prawie dwa. Czy czas tu co艣 znaczy?
Simon nie m贸g艂 nie przyzna膰 mu racji.
- A ty? - Hans zacz膮艂 przygl膮da膰 si臋 towarzyszowi, mru偶膮c oczy. Mia艂 bardzo wyrazist膮 twarz. Czarna grzywka zawsze przes艂ania艂a mu czo艂o. Simon nigdy nie spotka艂 cz艂owieka o takich ch艂odnych, br膮zowych oczach. - Zawsze jeste艣 sam?
Ka偶dy z nich pr贸bowa艂 wzbudzi膰 w towarzyszu troch臋 zaufania. K艂amali w 偶ywe oczy. Albo m贸wili p贸艂prawdy. 呕aden nie by艂by w stanie sprawdzi膰 s艂贸w drugiego. Mogli jednak gromadzi膰 informacje i kontrolowa膰, czy nie pojawiaj膮 si臋 nowe, kt贸re przecz膮 poprzednim.
- Mam kobiet臋 - o艣wiadczy艂 Simon z krzywym u艣mieszkiem i poczu艂 jakby lodowate igie艂ki w piersiach. Przed oczami stan臋艂a mu twarz Mai, widzia艂 j膮 tak wyra藕nie, jakby pojawi艂a si臋 tu偶 przed nim. Zag艂uszy艂 jednak w sobie ten b贸l, przed kt贸rym pr贸bowa艂 uciec. - Ale pewnie nie o to mnie pytasz, prawda? - Hans si臋 nawet nie poruszy艂, wi臋c Simon doda艂: - Siedzia艂em. W wi臋zieniu. Tam cz艂owiek szybko si臋 uczy, by na nikim nie polega膰.
- D艂ugo?
- Wystarczaj膮co. Wtedy Hans si臋 u艣miechn膮艂. Simon musia艂 w duchu przyzna膰, 偶e ten u艣miech wzbudzi艂 w nim niepok贸j. Przywyk艂 ju偶 do pos臋pnego i nieprzeniknionego wyrazu twarzy towarzysza podr贸偶y.
- Czy tamci zjawi膮 si臋 w Alcie? - zastanawia艂 si臋 g艂o艣no Simon. Hans nie troszczy艂 si臋 o kontynuowanie rozmowy. Mo偶e dowiedzia艂 si臋 ju偶 tego, czego chcia艂. Mia艂 wyj膮tkowy talent do trzymania ludzi w niepewno艣ci.
- Albert by nie pozwoli艂, 偶eby taka pewna zdobycz przesz艂a mu ko艂o nosa.
Simon zwil偶y艂 sobie wargi. Zdecydowa艂 si臋 zasugerowa膰 Hansowi mo偶liwo艣膰 zdrady reszty grupy. Sporo ryzykowa艂, ale wszystko wskazywa艂o na to, 偶e Hans nie darzy Alberta szczeg贸lnie g艂臋bokim respektem.
- A mog艂oby si臋 tak sta膰? - zapyta艂. Spojrzenie Hansa pozosta艂o oboj臋tne, twarz nieporuszona, tylko jeden z k膮cik贸w ust uni贸s艂 si臋 ku g贸rze.
- Albert nie zdo艂a艂 ci臋 zastraszy膰, prawda? Simon powoli pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Na razie nie.
- No c贸偶... - Hans poskroba艂 si臋 po brodzie. Jako jedyny z ca艂ej sz贸stki dba艂 troch臋 o siebie. Goli艂 si臋 regularnie i my艂, mimo 偶e ledwo co przemin臋艂y najt臋偶sze mrozy i kontakt z lodowat膮 wod膮 nie nale偶a艂 do przyjemno艣ci. Zwraca艂 te偶 uwag臋 na ubranie. - Albert nie wygl膮da na gro藕nego, ale spo艣r贸d tych, kt贸rych kiedykolwiek spotka艂em, najsprawniej w艂ada no偶em. - Simon powinien by艂 si臋 domy艣li膰, 偶e nie tylko spryt sprawi艂, i偶 Albert zosta艂 przyw贸dc膮 grupy. - Aha.
- Rzecz jasna, nawet on nie mo偶e si臋 r贸wna膰 ze mn膮...
Hans popatrzy艂 na Simona nader wymownie. Simon wytrzyma艂 spokojnie to spojrzenie. Nie mo偶na pozwoli膰 sobie na strach, stoj膮c twarz膮 w twarz z tego rodzaju m臋偶czyzn膮. Musi z nim rozmawia膰 jak r贸wny z r贸wnym.
- Tak dobrze sobie radzisz z no偶em? Simon wiedzia艂 doskonale, 偶e Hans wcale si臋 nie przechwala. Hans zawsze nosi艂 n贸偶 za pasem, jakby by艂 z nim zro艣ni臋ty. Simon nigdy nie widzia艂 go w czasie awantury, ale zapami臋ta艂, 偶e gdy Hans u偶ywa no偶a w najzwyklejszych sytuacjach, robi to z zadziwiaj膮c膮 zr臋czno艣ci膮.
- Nie najgorzej - odpar艂 Hans. - A ty? Simon roztar艂 d艂onie i tylko si臋 u艣miechn膮艂. Cieszy艂 si臋, 偶e Maja nie zna go w tym wcieleniu. Cieszy艂 si臋, 偶e Maja nigdy si臋 nie dowie, z jak膮 艂atwo艣ci膮 przychodzi mu gra膰 tego drugiego Simona, z kt贸rym ona nie chcia艂aby mie膰 nic wsp贸lnego.
- Dobrze - powiedzia艂 Hans. - Potrafisz chyba sprawi膰 ryb臋? A umiesz strzela膰?
Simon otworzy艂 usta ze zdziwienia.
- Biedacy nie miewaj膮 broni palnej - wyja艣ni艂. Hans nawet nie mrugn膮艂 okiem.
- Nigdy nic nie wiadomo - stwierdzi艂. - Jest nas tylko dw贸ch. Musimy si臋 broni膰. Mo偶e drzemi膮 w nas jakie艣 ukryte umiej臋tno艣ci.
Simon nie da艂 si臋 sprowokowa膰. Nast臋pny krok nale偶a艂 do Hansa. To przecie偶 on sp臋dzi艂 wi臋cej czasu z band膮 Alberta.
- Nie s膮dzisz, 偶e Albert i jego ludzie niewiele znacz膮 w por贸wnaniu z nami.鈥
- Chyba masz racj臋.
Hans u艣miechn膮艂 si臋 otwarcie.
- Moj偶esz i Benjamin maj膮 mocne pi臋艣ci, sami nie potrafi膮 zrobi膰 z nich u偶ytku. Helmer nie umie si臋 bi膰, a my艣li za niego Albert. Albert ma sw贸j n贸偶. My mamy niez艂e g艂owy, no偶e i pi臋艣ci.
Hans przedstawi艂 spraw臋 w du偶ym uproszczeniu, acz ca艂kiem prawdziwie.
- Podzia艂 na ma艂e grupki by艂 nie藕le pomy艣lany.
- Albert zak艂ada艂, 偶e my si臋 nie lubimy. - Hans wyszczerzy艂 swoje bia艂e z臋by. - Albert w gruncie rzeczy te偶 jest du偶ym dzieckiem. 艁atwo go zmyli膰. Ja od razu widzia艂em, 偶e jeste艣 ulepiony z tej samej gliny co i ja. I 偶e mo偶emy zosta膰 przyjaci贸艂mi.
Simon te偶 si臋 u艣miechn膮艂. Wydawa艂o mu si臋, 偶e s艂owo 鈥瀙rzyjaciele鈥 brzmi jak blu藕nierstwo w ustach Hansa. I wcale nie by艂 pewien, czy mo偶e zaufa膰 towarzyszowi podr贸偶y. Robi艂 jednak dobr膮 min臋 do z艂ej gry.
- Ja bym tego nie odwa偶y艂 si臋 zaproponowa膰! Nie wiedzia艂bym, jak to zrobi膰, skoro jeste艣 zwi膮zany z tamtymi.
Nie zamierza艂 dodawa膰 nic wi臋cej. Nie mo偶na przecie偶 k艂ama膰 bez ko艅ca. Zw艂aszcza 偶e nie musia艂 ju偶 przeci膮ga膰 rozmowy.
- Dzia艂am na w艂asny rachunek - wyja艣ni艂 z naciskiem Hans. - Chyba podobnie jak ty.
- Nie mam nikogo, o kim musia艂bym my艣le膰 - odpar艂 Simon lekko. - A przy tym bardzo lubi臋 samego siebie. Mo偶na nawet powiedzie膰, 偶e jestem swoj膮 jedyn膮 mi艂o艣ci膮.
Wreszcie uda艂o mu si臋 znale藕膰 w艂a艣ciwy ton.
- I nie boisz si臋 nawet, gdy pomy艣lisz, co nas mo偶e czeka膰 ze strony Alberta?
Simon kopn膮艂 grud臋 艣niegu. Zamkn膮艂 sw贸j plecak z kory brzozowej i postawi艂 z boku. Gdyby Hans wiedzia艂, co kryje si臋 pod ubraniami!
- Mam bardzo kiepsk膮 fantazj臋 - wyjawi艂 - i nie potrafi臋 sobie wyobrazi膰, co nas mo偶e czeka膰 ze strony Alberta.
Hans chcia艂 us艂ysze膰 w艂a艣nie co艣 w tym rodzaju.
- Na ka偶dego przypadnie o wiele wi臋cej, je艣li podzielimy wszystko na dw贸ch zamiast na sze艣ciu - dorzuci艂 jeszcze Simon.
- Nieg艂upi z ciebie go艣膰. Zabrzmia艂o to jak s艂owa uznania i Simon wiedzia艂, 偶e na nie zas艂u偶y艂.
- Dla Alberta 艣wiat si臋 ko艅czy na Finnmarku - rzek艂 Hans. - Nie b臋dzie nas 艣ciga艂 bez ko艅ca. Je艣li uda nam si臋 znale藕膰 z艂oto, b臋dzie tylko nasze. Mo偶emy wyjecha膰, dok膮d tylko zechcemy. Osobno albo razem.
Simon pokiwa艂 g艂ow膮 na znak, 偶e zrozumia艂. Wola艂 na razie nie zdradza膰, kt贸r膮 mo偶liwo艣膰 wybierze.
- To w dalszym ci膮gu troch臋 za proste. - Simon musia艂 to powiedzie膰, bo Hans czeka艂 na takie s艂owa. Wzbudzi艂by podejrzenia towarzysza, gdyby ich nie wypowiedzia艂. - Nigdy przedtem nie mia艂em okazji si臋 wzbogaci膰. Nie a偶 tak. Gdyby to by艂o takie proste, wszyscy byliby bogaczami.
- Albertowi wyda艂o si臋 to proste. - Hans zabra艂 si臋 ochoczo za sznurowanie w艂asnego sk贸rzanego worka.
Pi臋kna r臋czna robota, Simon potrafi艂 to oceni膰. - Albert przyzwyczai艂 si臋 ju偶 do tego, 偶e ja za niego obmy艣lam szczeg贸艂owy plan. Zak艂ada z g贸ry, 偶e to zrobi臋, a potem uwa偶a, 偶e sam wszystko wymy艣li艂. Oczywi艣cie, 偶e to nie jest taka prosta sprawa. Wi臋kszo艣膰 s艂ysza艂a co nieco o z艂ocie. Kr膮偶膮 plotki na ten temat. Nikt nie jest pewien, ile w nich prawdy. A ten, kto naprawd臋 ma z艂oto, na pewno jest ostro偶ny. Dlatego, 偶e s膮 ludzie tacy jak my. - Zn贸w b艂ysn臋艂y jego bia艂e z臋by.
- Je艣li si臋 nie wie, kto i gdzie, to sprawa nie jest prosta - podsumowa艂 Simon.
- Ale tym razem sprawa jest dziecinie prosta - ci膮gn膮艂 Hans wyra藕nie rozbawiony. - Dla nas sprawa jest prosta. Wiemy gdzie. A na dodatek ja wiem, kto.
Simon spojrza艂 na Hansa.
- To ja opowiedzia艂em Albertowi o z艂ocie. Zapomnia艂em tylko doda膰, 偶e znam tych, co p艂ac膮 z艂otem. Nie ma nic prostszego, Simon.
Hans doprowadzi艂 Simona do zamieszkanej przez Fin贸w cz臋艣ci Alty, po艂o偶onej z dala od wielkich domostw, daleko od norweskich zagr贸d. Na fi艅sk膮 osad臋 sk艂ada艂y si臋 darniowe chaty i zgrabne domki z bali, wszystkie niewielkie i szare pod r贸wnie szarym wiosennym niebem.
Nie we wszystkich male艅kich okienkach by艂y szyby. Ma艂o kto m贸g艂 sobie pozwoli膰 na taki luksus w nat艂oku codziennych wydatk贸w. Ruija nie rozpieszcza艂a swych fi艅skich mieszka艅c贸w.
Hans zapuka艂 do zniszczonych przez deszcze i 艣niegi drzwi. Obaj musieli pochyli膰 g艂owy, wchodz膮c do 艣rodka.
Pomieszczenie by艂o ciep艂e i bardzo prosto urz膮dzone. Punkt centralny stanowi艂 piec ustawiony na jednej z kr贸tszych 艣cian. Pod d艂u偶sz膮 艣cian膮 z p贸艂kami sta艂 st贸艂 i dwie d艂ugie 艂awy. Pod piecem skrzynia na opa艂 i sto艂ek zrobiony z szerokiego pnia.
Panowa艂 tu porz膮dek, a w powietrzu unosi艂 si臋 domowy zapach.
Dwaj starsi m臋偶czy藕ni powitali Hansa serdecznym u艣miechem. A Hans odpowiedzia艂 im tak szerokim u艣miechem, jakiego Simon nie widzia艂 u niego w ci膮gu tych trzech tygodni, kt贸re sp臋dzili razem.
Simon wcale si臋 nie zdziwi艂, gdy tamci zwr贸cili si臋 do Hansa ca艂kiem innym imieniem.
Nazwali go Heino.
- Kogo tym razem ze sob膮 przyprowadzi艂e艣, Heino?
Simon przedstawi艂 si臋, podaj膮c im d艂o艅. Zdradzi艂 Finom tylko swoje imi臋. Gospodarze, bez w膮tpienia bracia, zwali si臋 Hannu i Jussi.
- Ten, kto nie chce zdradzi膰 swego nazwiska, na pewno nie powie tak偶e, sk膮d pochodzi - u艣miechn膮艂 si臋 Hannu, mrugaj膮c okiem. W jego g艂osie nie by艂o wrogo艣ci i podejrzliwo艣ci. - Nie b臋d臋 wi臋c pyta艂.
Simonowi przysz艂o do g艂owy, 偶e ten cz艂owiek jest chyba g艂upi. Albo tylko poczciwy.
- Nie zabawisz tu d艂ugo? i Hans zaprzeczy艂.
- Tacy jak ja nie potrafi膮 d艂ugo zagrza膰 miejsca. S膮dzi艂em, 偶e ju偶 o tym wiesz.
- Ca艂y czas mam nadziej臋, 偶e kiedy艣 wydoro艣lejesz. Hans si臋 u艣miechn膮艂.
- Jestem z siebie ca艂kiem zadowolony. I chyba taki ju偶 zostan臋 do ko艅ca 偶ycia.
- Mo偶esz mie膰 nadziej臋, 偶e zostaniesz pi臋kny i m艂ody, ale m贸g艂by艣 przynajmniej si臋 pomodli膰, 偶eby ci przyby艂o rozumu - poradzi艂 mu Jussi tonem dobrego wujka. Gospodarze wyci膮gn臋li wszystko, czym chata bogata, i przygotowali prawdziw膮 uczt臋 dla go艣ci.
Simon wola艂 nie patrze膰 na Hansa. Kim jest ten cz艂owiek? Plotkowa艂 z gospodarzami i ca艂kiem nie藕le j si臋 bawi艂. Zachowywa艂 si臋 zupe艂nie inaczej ni偶 jeszcze f niedawno, pod go艂ym niebem na pustkowiu.
Zupe艂nie jakby zamykaj膮c za sob膮 drzwi tej chaty, zmieni艂 si臋 w kogo艣 innego.
- Musisz co艣 zje艣膰 - napomnia艂 Simona Hannu, gdy spostrzeg艂, 偶e go艣膰 raczej grzebie w jedzeniu ni偶 je. - O ile dobrze znam Heino, to sporo czasu up艂ynie, nim zn贸w si膮dziecie do porz膮dnego posi艂ku.
Hans jad艂 z apetytem i pos艂a艂 Simonowi zach臋caj膮ce spojrzenie. Simon prze艂kn膮艂 艣lin臋 i poszed艂 w jego 艣lady.
Gospodarze chcieli odst膮pi膰 przybyszom swoje 艂贸偶ka, Hans jednak zdecydowanie odm贸wi艂.
- Po艂o偶臋 si臋 w szopie, jak zwykle. I tak si臋 sta艂o.
- Kim ty w艂a艣ciwie jeste艣? - zapyta艂 Simon, gdy znale藕li si臋 ju偶 sam na sam i mo艣cili sobie pos艂ania w suchym sianie.
- Jestem po prostu ostro偶ny - odpar艂 Hans.
- Jeste艣 Hans czy Heino? Czy mo偶e jeste艣 a偶 tak ostro偶ny, 偶e nie mo偶esz mi tego zdradzi膰?
- Urodzi艂em si臋 jako Heino - oznajmi艂 Hans wymijaj膮co - ale czasami wol臋 by膰 Hansem.
- Jeste艣 Finem? - dopytywa艂 si臋 Simon.
- Z pochodzenia - przyzna艂. - To bogacze decyduj膮 o narodowo艣ci, Simon. Pro艣ci ludzie, kt贸rzy umieraj膮 za nich na wojnach, nie maj膮 wiele do powiedzenia.
Ci膮gle go zaskakiwa艂 ten Hans, nie, ten Heino.
- Czy to Hannu i Jussi maj膮 z艂oto? - Simonowi zasch艂o w ustach na sam膮 my艣l o dw贸ch mi艂ych, starszych Finach, kt贸rzy w dobrej wierze podzieli si臋 z nimi tym, co mieli.
- Tak.
- Sk膮d wiesz?
- Hannu pokaza艂 mi kilka kamyk贸w ostatnim razem. Powiedzia艂, 偶e je dosta艂. Mieszka艂 u nich pewien cz艂owiek, kt贸ry znalaz艂 z艂oto. Ale znikn膮艂 nie wiadomo gdzie ju偶 dawno temu.
Knut, to musia艂 by膰 Knut. Simon prze艂kn膮艂 艣lin臋 i stara艂 si臋 spokojnie oddycha膰.
- Pokaza艂 ci z艂oto? Kim ty dla nich jeste艣?
- Kim艣, komu ufaj膮.
- A ty chcesz ich okra艣膰?
- Z艂odzieje kradn膮 - odpar艂 Heino spokojnie, obracaj膮c si臋 na sianie. Simon te偶 odwr贸ci艂 si臋 do niego plecami. Nie by艂 ca艂kiem pewien, 偶e to bezpieczne, postanowi艂 jednak pokaza膰, 偶e nie boi si臋 swego towarzysza.
Rozmowa dobieg艂a ko艅ca. Heino nie chcia艂 powiedzie膰 nic wi臋cej. Simon ws艂uchiwa艂 si臋 w d藕wi臋ki nocy, w spokojny, r贸wny oddech Heino. W ko艅cu on tak偶e zasn膮艂.
Sny mia艂 jednak r贸wnie zagmatwane jak 偶ycie.
Obudzi艂y go przyciszone g艂osy. Simon nie podni贸s艂 si臋 ze swego pos艂ania. Pr贸bowa艂 nadal miarowo i powoli oddycha膰. Po chwili rozpozna艂 g艂osy Heino i Hannu.
- Wszystkie m臋ty tu 艣ci膮gaj膮, od kiedy rozesz艂a si臋 plotka...
- Tylko ja jeden wiem - przerwa艂 mu Heino. - O ile ufasz handlarzowi.
- Jemu mo偶na zaufa膰. A ty? Nikt ci臋 nie podejrzewa?
- Dobrze wiesz, jak膮 mam reputacj臋, Hannu. A gdy Simon i ja znikniemy z waszym z艂otem, b臋d膮 tacy, kt贸rzy uznaj膮 nas za prawdziwych bohater贸w.
- Kim jest ten Simon? Ufasz mu?
- Mo偶e. Jeszcze nie jestem pewien. Je艣li gra, to robi to lepiej ode mnie. W ka偶dym razie na pewno nie jest taki jak tamci. Tyle wiem na pewno. Mo偶e si臋 jeszcze przyda膰. Ale trzeba pami臋ta膰, 偶e nie jest jednym z nas.
- Knut Olsson wci膮偶 siedzi w areszcie. Tym razem namiestnik przesadzi艂. 呕adnego Kwena nie mo偶na bezkarnie wi臋zi膰 tak d艂ugo. Nie pozwolimy mu w ten spos贸b traktowa膰 jednego z naszych. Pr臋dzej zburzymy to wi臋zienie ni偶 pozwolimy, by Knut tam zgni艂.
- Gdzie kamienie?
- Nape艂ni艂em ju偶 twoj膮 torb臋, ch艂opcze. Starczy, 偶eby przekona膰 twoich 鈥瀙rzyjaci贸艂鈥. Mamy tego wi臋cej. Starczy na wszystko.
Simon s艂ysza艂, jak tamci wychodz膮, wci膮偶 rozmawiaj膮c, i doszed艂 do wniosku, 偶e rozumie jeszcze mniej ni偶 przedtem.
Hannu odda艂 z艂oto Hansowi?
Co mo偶e znaczy膰 ta rozmowa o ostro偶no艣ci i zaufaniu, o wi臋zieniu i namiestniku?
Heino by艂 nader tajemniczy nawet wtedy, gdy Simon uwa偶a艂 go po prostu za Hansa. Zmiana imienia nie upro艣ci艂a sprawy.
Simon uzna艂, 偶e najlepiej b臋dzie, je艣li uda, 偶e 艣pi.
Heino wr贸ci艂 na swoje pos艂anie. Simon s艂ysza艂, jak towarzysz podr贸偶y si臋 k艂adzie i zaczyna chrapa膰. Postanowi艂, 偶e nie wstanie. W co, u licha, si臋 znowu wpakowa艂? Chcia艂 przecie偶 wie艣膰 spokojne 偶ycie. Cho膰by mia艂o by膰 szare. Pragn膮艂 unikn膮膰 wszelkich awantur i komplikacji. A tymczasem wyl膮dowa艂 w samym 艣rodku zagadkowego labiryntu.
Simon nie zasn膮艂 ju偶 wi臋cej tej nocy. Pozwoli艂 jednak, by Heino 鈥瀘budzi艂鈥 go o 艣wicie, gdy na dworze by艂o jeszcze szaro.
S艂ysza艂, jak Heino wstaje, jak sk艂ada swoje koce, wychodzi na chwil臋, by zaraz wr贸ci膰 do szopy.
- Wstawaj, stary, nie zamierzasz chyba teraz spa膰.
Simon zerwa艂 si臋 na r贸wne nogi, zupe艂nie tak, jakby wci膮偶 jeszcze siedzia艂 w wi臋zieniu. Natychmiast obrzuci艂 Heino przytomnym i ostro偶nym spojrzeniem.
Musia艂 udawa膰, 偶e jest spokojny, cho膰 w gruncie rzeczy nie czu艂 si臋 bezpiecznie w towarzystwie Heino.
Nie mia艂 te偶 poj臋cia, czego si臋 spodziewa膰 po Hannu i Jussim.
- Uchroni艂em twoj膮 dusz臋 przed tym, co najgorsze - rzuci艂 Heino. Na plecach mia艂 ju偶 sw贸j worek. Chocia偶?
Simon przyjrza艂 si臋 dok艂adniej workowi i stwierdzi艂, 偶e to nie ten sam, cho膰 bardzo podobny.
Simon chwyci艂 sw贸j plecak i podni贸s艂 go szybko, mimo 偶e by艂 ci臋偶ki.
- Mam ju偶 z艂oto, ch艂opcze. Ruszamy.
Simon po艂o偶y艂 d艂o艅 na ramieniu Heino, by go zatrzyma膰 w p贸艂 kroku. Mia艂 przy tym nadziej臋, 偶e tamten nie s艂yszy jego dudni膮cego serca.
G艂os zabrzmia艂 na szcz臋艣cie ca艂kiem twardo. A 偶e w szopie panowa艂 wci膮偶 p贸艂mrok, Heino nie m贸g艂 dojrze膰 twarzy Simona.
- Nikt nie m贸wi do mnie 鈥瀋h艂opcze鈥!
Atmosfera zrobi艂a si臋 nieprzyjemna. Po chwili Heino si臋 u艣miechn膮艂. Jeszcze nie zd膮偶y艂 wcieli膰 si臋 w rol臋 Hansa.
- Simon - poprawi艂 si臋. Gdyby kiedy艣 przysz艂o im ; si臋 zmierzy膰 ze sob膮, nie wiadomo, jaki by艂by rezultat. Ale ta chwila jeszcze nie nadesz艂a.
Simon pokiwa艂 g艂ow膮 i wypu艣ci艂 powietrze. Cofn膮艂 d艂o艅 z ramienia towarzysza. Gdy ju偶 maszerowali przez pogr膮偶on膮 we 艣nie wiosk臋, przeczesa艂 w艂osy d艂oni膮, by usun膮膰 z nich siano.
Simon si臋 zastanawia艂, czy Hannu i Jussi patrz膮 teraz w 艣lad za nimi.
- Ju偶 uciekamy? - zapyta艂.
- Czy ja wiem...
- Jak mam ci臋 teraz nazywa膰?
- Je艣li spotkamy Alberta albo kogo艣 w tym typie, nazywam si臋 Hans. R贸wnie偶 dla obcych. Tych, kt贸rzy m贸wi膮 do mnie Heino, jest niewielu.
- Mo偶e i ja powinienem wymy艣li膰 sobie jeszcze kilka imion - mrukn膮艂 Simon. - To si臋 mo偶e przyda膰. Od czasu do czasu wygodniej by by艂o by膰 kawalerem...
- U偶ywam dw贸ch imion, bo to konieczne, a nie dlatego, 偶e lubi臋 oszukiwa膰 wszystkich napotkanych ludzi.
Heino by艂 najwyra藕niej sk艂onny do moralizowania mimo tak wczesnej pory.
Simon uzmys艂owi艂 sobie w pewnej chwili, 偶e wbrew jego przypuszczeniom - wcale nie oddalaj膮 si臋 od osady.
- Najlepiej ukry膰 si臋 tam, gdzie nikt nas nie b臋dzie szuka艂 - oznajmi艂 stanowczym tonem Heino.
Zatrzymali si臋 przed domkiem, kt贸ry zosta艂 najprawdopodobniej zbudowany fi艅skimi r臋kami. Mia艂 typowy, spadzisty dach, cho膰 by艂 mniejszy ni偶 domek Hannu i Jussiego. Heino zachowywa艂 si臋 tu r贸wnie swobodnie jak w obej艣ciu, kt贸re niedawno opu艣cili. Nie pukaj膮c, pr贸bowa艂 otworzy膰 drzwi. Gdy si臋 okaza艂o, 偶e s膮 zamkni臋te, wsun膮艂 d艂o艅 w jak膮艣 szpar臋 i wydoby艂 stamt膮d klucz. Po chwili obaj weszli do 艣rodka.
W 艣rodku by艂o ciemno. Heino zapali艂 lampk臋 oliwn膮, stoj膮c膮 na 艣rodku sto艂u. Zrzuci艂 z plec贸w worek, kt贸ry z hukiem spad艂 na pod艂og臋. Simon ostro偶nie postawi艂 obok sw贸j plecak.
Domek pachnia艂 tak, jakby kto艣 tu mieszka艂. W powietrzu unosi艂a si臋 wo艅 jedzenia, popio艂u, sk贸r...
Ogie艅 w palenisku jeszcze nie wygas艂. Domek sk艂ada艂 si臋 najprawdopodobniej tylko z tego jednego pomieszczenia, nie by艂o bowiem wida膰 innych drzwi. W艂a艣ciciel najwyra藕niej gdzie艣 wyszed艂, przedtem jednak do艂o偶y艂 obficie do ognia.
Dziwne. Biedacy nie szastaj膮 tak opa艂em. Wszystko wskazywa艂o na to, 偶e kto艣 si臋 spodziewa艂 Heino i Simona.
- Nikt na ciebie nie wyskoczy z 偶adnego k膮ta. Mo偶esz spokojnie usi膮艣膰 - rzek艂 sucho Heino. Potem do艂o偶y艂 drew do ognia. Tylko tyle, by podtrzyma膰 p艂omie艅.
- Co si臋 sta艂o z Hannu i Jussim?
- Jako艣 to znios膮 - wzruszy艂 ramionami Heino. Z wolna przybiera艂 wyraz twarzy Hansa, zimnego, cynicznego cz艂owieka. Simon z przera偶eniem patrzy艂 na t臋 przemian臋. - Kawa艂ek sznura im nie zaszkodzi.
Simon wiedzia艂, 偶e Heino k艂amie. Gdyby jednak nie pods艂ucha艂 nocnej rozmowy, nie w膮tpi艂by ani przez chwil臋 w prawdziwo艣膰 s艂贸w Heino. Spos贸b m贸wienia Heino, jego gesty i mina, wszystko to by艂o nader przekonuj膮ce.
Skoro tamten gra艂, Simon postanowi艂 uczyni膰 to samo.
- Mam nadziej臋, 偶e nic z艂ego si臋 nie sta艂o. Nie mam zamiaru bra膰 udzia艂u w mordowaniu starszych ludzi. Je艣li to zrobi艂e艣, sam b臋dziesz za to odpowiada艂. Nawet z艂ota nie mo偶na kupowa膰 za tak膮 cen臋.
Heino nie zareagowa艂. Rozsznurowa艂 worek i zacz膮艂 w nim grzeba膰. Simon orientowa艂 si臋, 偶e ten worek nie nale偶y do Heino.
- Nie chcesz obejrze膰? - zdziwi艂 si臋 Heino, rzucaj膮c na st贸艂 gar艣膰 niewielkich grudek.
Simon prze艂kn膮艂 艣lin臋. Grudki by艂y brudne, ubabrane w ziemi i ub艂ocone. Gdy je zobaczy艂, nie mia艂 ju偶 w膮tpliwo艣ci, 偶e pochodz膮 od Knuta. Knut bardzo si臋 stara艂 pobrudzi膰 z艂ote grudki tak, by upodobni艂y si臋 do zwyczajnych kamieni.
Ostro偶nie, prawie nie oddychaj膮c, wzi膮艂 do r臋ki kilka z nich. Pr贸bowa艂 sobie przypomnie膰, jak si臋 czu艂, trzymaj膮c z艂oto po raz pierwszy w swej d艂oni.
- Dobry Bo偶e - szepn膮艂. Wargi ca艂kiem mu wysch艂y, wi臋c je obliza艂 j臋zykiem. Oczarowany przygl膮da艂 si臋 b艂yszcz膮cym kamieniom. Wszystko by艂o jak przedtem. Nic si臋 nie zmieni艂o. Nawet kamienie potrafi膮 obudzi膰 w tobie po偶膮danie, Simonie. Simon wiedzia艂, 偶e ma znacznie wi臋cej takich grudek w plecaku, ale mimo to po偶膮da艂 tych kamieni. Pragn膮艂 mie膰 ich jeszcze wi臋cej. Ca艂e morze takich b艂yszcz膮cych od艂amk贸w.
Heino trzyma艂 si臋 w pewnej odleg艂o艣ci. Bawi艂 si臋 kamieniami, przesypywa艂 je mi臋dzy palcami, pozwalaj膮c, by spada艂y na st贸艂.
- Wielu ludzi mog艂oby si臋 wy偶ywi膰 dzi臋ki temu zlotu - stwierdzi艂 g艂osem, kt贸ry nie by艂 g艂osem Hansa. - A ja siedz臋 tu sobie i bawi臋 si臋 nimi...
Simon od艂o偶y艂 z艂ote grudki, jakby si臋 poparzy艂. Oczy mu b艂yszcza艂y. Teraz nie musia艂 ju偶 gra膰.
- D艂ugo tu zostaniemy? - zapyta艂.
- A偶 Albert pomy艣li, 偶e co艣 nam si臋 przytrafi艂o. Chyba 偶e chcesz sprawdzi膰, kt贸ry z was lepiej i szybciej w艂ada no偶em.
- Twierdzi艂e艣, 偶e ty jeste艣 lepszy - przypomnia艂 Simon.
- Nie lubi臋 takiej zabawy. - Heino zgarn膮艂 kamienie ze sto艂u i wrzuci艂 je do worka, kt贸ry nast臋pnie starannie zasznurowa艂. - Nie zabijam dla przyjemno艣ci. Nawet Albert ma prawo 偶y膰.
- Kto tu mieszka? Heino zacz膮艂 rozwi膮zywa膰 ta艣my przy kumagach.
Bardzo powoli.
- Kto艣, kto nazywa mnie prawdziwym imieniem - oznajmi艂. Heino lubi艂 najwyra藕niej roztacza膰 wok贸艂 siebie aur臋 tajemnicy. - Anjo.
- Jedna z twoich kobiet? - Gospodyni mog艂a by膰 nawet 偶on膮 Heino. Simon wiedzia艂 przecie偶 o nim tak niewiele. Cho膰 z drugiej strony zna艂 go lepiej ni偶 niejednego ze wsp贸艂wi臋藕ni贸w, z kt贸rymi przesiedzia艂 bite trzy lata.
- Anjo mog艂aby by膰 moj膮 matk膮. Prawie. A poza tym ona nie lubi, by j膮 traktowa膰 w ten spos贸b. Na twoim miejscu w jej obecno艣ci uwa偶a艂bym na s艂owa.
- Jasne. Dobrze, 偶e mnie uprzedzi艂e艣.
- Anjo s艂u偶y u namiestnika - doda艂 Heino nie pytany. Simon skin膮艂 g艂ow膮. Zn贸w namiestnik. Przypomnia艂o mu si臋 nawet, 偶e Matti kiedy艣 mu o nim opowiada艂.
- Zdaje si臋, 偶e to nie jest dobry cz艂owiek? Heino za艣mia艂 si臋 chrapliwie.
- Mo偶na to i tak uj膮膰. Kjeldsen nie jest dobrym cz艂owiekiem.
To nie by艂a przyjemna noc dla 偶adnego z nich. Nie ufali sobie wzajemnie. Nie mieli wsp贸lnych temat贸w. A byli skazani wy艂膮cznie na w艂asne towarzystwo a偶 do powrotu gospodyni. Nawet Heino nie wiedzia艂, kiedy to nast膮pi.
- Ten szakal wykorzystuje swoich s艂u偶膮cych, ka偶e im pracowa膰 d艂u偶ej, ni偶 powinni.
Postanowili si臋 po艂o偶y膰. Heino zrzuci艂 kilka sk贸r z 艂awy na pod艂og臋 przed paleniskiem.
Po艂o偶yli si臋 do艣膰 daleko od siebie. Podejrzliwo艣膰 kaza艂a im zachowa膰 dystans.
Min臋艂o p贸l doby, nim zbudzi艂 ich powiew ch艂odnego wiatru i lekkie kroki gospodyni. Sen by艂 sprzymierze艅cem takich ludzi jak Heino czy Simon. Nikt nie zdo艂a艂by ich zaskoczy膰 we 艣nie.
- Heino, m贸j ch艂opcze, zn贸w si臋 w co艣 wpakowa艂e艣? Simon nie m贸g艂 jeszcze dojrze膰 kobiety. Zgasili lamp臋, gdy k艂adli si臋 spa膰, a ogie艅 w palenisku wygas艂. Anjo by艂a dla niego na razie tylko g艂osem, ciep艂ym g艂osem po艣r贸d tego ca艂ego zamieszania.
Heino zerwa艂 si臋 na r贸wne nogi. Simon doszed艂 do wniosku, 偶e jego towarzysz musi ca艂kiem nie藕le widzie膰 w ciemno艣ciach, podszed艂 bowiem pewnym krokiem do kobiety i obj膮艂 j膮 ramionami. Anjo za艣mia艂a si臋 pogodnie. 艢miech mia艂a r贸wnie ciep艂y jak g艂os. Cho膰 mo偶e Simon s膮dzi艂 tak dlatego, 偶e od dawna nie przebywa艂 ju偶 w kobiecym towarzystwie. Nie widzia艂 przecie偶 偶adnej od chwili, gdy opu艣ci艂 dom.
- Nie przesadzaj, ch艂opcze. Gdzie, u licha, podzia艂o si臋 moje krzesiwo?
Simon sk艂ada艂 w艂a艣nie swoje sk贸ry, gdy Heino zapali艂 lamp臋.
Kobieta unios艂a brwi, zdradzaj膮c zaskoczenie.
- Kim jeste艣? Jeszcze jedn膮 zb艂膮kan膮 owieczk膮 Heino? Simon podni贸s艂 si臋, otar艂 d艂o艅 o spodnie i u艣cisn膮艂 prawic臋 gospodyni.
- Simon - przedstawi艂 si臋. - Po prostu Simon. Anjo si臋 roze艣mia艂a.
- Nie pytamy o nazwiska. Po prostu Simon, wystarczy.
Anjo potrafi艂a bez trudu narzuci膰 swoj膮 wol臋. Posadzi艂a ich po tej samej stronie sto艂u i sprawi艂a, 偶e poczuli si臋 jak mali ch艂opcy. W ciasnym domku zrobi艂o si臋 natychmiast przytulnie, bezpiecznie i ciep艂o. Z k膮t贸w wyziera艂a bieda, ale Anjo najwyra藕niej si臋 tym nie przejmowa艂a. Jej przyrodzona hojno艣膰 i szczodrobliwo艣膰 promieniowa艂a w dziwny spos贸b na otoczenie.
Gospodyni by艂a drobna i niewysoka. Ni偶sza od Mai. Simon czym pr臋dzej odegna艂 od siebie my艣li o 偶onie, grzebi膮c je w najdalszym zakamarku pami臋ci.
Anjo mia艂a j臋drne i jednocze艣nie pulchne cia艂o. Nad fiordem okre艣lono by j膮 jako niez艂y kawa艂ek kobiety. G艂ow臋 Anjo okala艂 gruby, starannie zapleciony 偶贸艂tobr膮zowy warkocz, w 艣wietle lampy po艂yskuj膮cy tu i 贸wdzie czerwieni膮. W jasnych oczach drzema艂a g艂臋bia, a na policzkach zaznaczy艂y si臋 do艂eczki. Anjo cz臋sto si臋 艣mia艂a, nieco leniwym, perlistym 艣miechem, szemrz膮cym jak listki na szczycie brzozy. Simon nigdy przedtem nie spotka艂 takiej kobiety.
- Kto艣 ukrad艂 pieni膮dze - oznajmi艂a swym go艣ciom z weso艂ym b艂yskiem w oku. - Jacy艣 okropni ludzie pobili dw贸ch biednych Fin贸w i zabrali im dorobek ca艂ego 偶ycia. I teraz te z艂odziejaszki rozsiewaj膮 plotki, 偶e brudni Kwenowie 艣pi膮 na z艂ocie. Panowie zrobili si臋 natychmiast podejrzliwi, bo 偶aden Kwen nigdy nie zg艂asza艂, 偶e posiada z艂oto. I 偶aden nigdy nie zap艂aci艂 od tego podatku. Trwaj膮 poszukiwania tych okropnych z艂oczy艅c贸w...
Heino u艣miechn膮艂 si臋 od ucha do ucha.
- Hannu zn贸w przesadzi艂 - westchn臋艂a Anjo. Simon przesta艂 cokolwiek rozumie膰. - Kaza艂 Jussiemu nabi膰 sobie guza. Biedny Jussi. Ale znasz przecie偶 Hannu... - Anjo pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Plotki rozchodz膮 si臋 bardzo szybko - orzek艂 Heino po namy艣le. - Z pewno艣ci膮 nied艂ugo zjawi si臋 Albert. Albo kt贸ry艣 z jego ludzi. B臋d膮 wypytywa膰. Musisz mie膰 oczy i uszy otwarte, Anjo.
- Tacy jak Albert nie przychodz膮 za dnia do namiestnika, Heino. Ciekawe zreszt膮, czy mnie pozna.
Simon otworzy艂 usta i zamkn膮艂 je po chwili. Patrzy艂 to na Heino to na Anjo, a偶 wreszcie zapyta艂:
- Czy 偶膮dam za du偶o, prosz膮c o wyja艣nienie? O co tu w艂a艣ciwie chodzi?
- On nic nie wie? - Anjo podnios艂a oczy do nieba, po matczynemu zatroskana.
Heino pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Kim on jest?
- Sama sobie odpowiedz, Anjo. Anjo ufa艂a swojej intuicji i nie zwyk艂a owija膰 spraw w bawe艂n臋. Obrzuci艂a Simona badawczym spojrzeniem.
- Wygl膮dasz na sympatycznego ch艂opa, Simon. Tylko czy mo偶na ci zaufa膰?
- M贸wi艂, 偶e siedzia艂 w wi臋zieniu - wtr膮ci艂 Heino. Anjo si臋 nie przej臋艂a t膮 wiadomo艣ci膮.
- Ludzie, kt贸rzy wyszli z aresztu bywaj膮 moim zdaniem cz臋sto porz膮dniejsi i uczciwsi ni偶 ci, kt贸rzy zasiadaj膮 przy stole namiestnika. Ta wiadomo艣膰 jeszcze nic nie znaczy.
- Nie jestem zwyczajnym przest臋pc膮 - mrukn膮艂 Simon, 艂ypi膮c okiem na Heino. - I z tego, co rozumiem, Heino tak偶e nim nie jest. Zdaje si臋, 偶e to wszystko ma co艣 wsp贸lnego z Albertem i mo偶e nawet z namiestnikiem. Rozumiem tak偶e, 偶e Hannu i Jussi bior膮 w tym udzia艂. - Simon wzi膮艂 g艂臋boki oddech i spojrza艂 na Heino. - Wiem, 偶e Hannu da艂 ci z艂oto, chocia偶 chcesz, 偶eby to wygl膮da艂o na kradzie偶.
- Mo偶emy mu zaufa膰 - o艣wiadczy艂a Anjo. - A na dodatek on ma ca艂kiem nie藕le pouk艂adane w g艂owie.
Heino nie by艂 tego taki pewien, ale opinia Anjo wiele znaczy艂a w jego oczach.
- W porz膮dku - zgodzi艂 si臋. - Ale je艣li nas zdradzisz w jakikolwiek spos贸b, Simon, to ju偶 po tobie. Wcale nie przesadza艂em, gdy ci opowiada艂em, jak dobrze sobie radz臋 z no偶em.
- 呕aden m臋偶czyzna nie radzi sobie tak dobrze ze szlachtowaniem byd艂a jak ten ch艂opak - potwierdzi艂a Anjo z dum膮 w g艂osie.
- Dajcie mi szans臋 - poprosi艂 Simon. - Wola艂bym si臋 w nic nie miesza膰. Chcia艂bym 偶y膰 ca艂kiem zwyczajnie. Ale je艣li to jaka艣 wa偶na sprawa, to mo偶e warto si臋 dla niej po艣wi臋ci膰.
- Kim jeste艣? - dopytywa艂 si臋 Heino. Simon opowiedzia艂 swoj膮 histori臋.
- Z kobietami zawsze s膮 same problemy - stwierdzi艂 Heino stanowczo, gdy Simon zamilk艂.
Anjo si臋 u艣miechn臋艂a. Pochyli艂a si臋 i poczochra艂a ciemn膮 grzywk臋 Heino. Simon pomy艣la艂, 偶e ma艂o kto mo偶e sobie pozwoli膰 na taki gest wobec Heino.
- Nasz ch艂opiec mia艂 by膰 pastorem - zdradzi艂a Simonowi. - Biedak, syn ubogiego gospodarza z Tornedalen, m贸g艂 studiowa膰 za darmo. Taki by艂 m膮dry. Ale przerwa艂 studia w po艂owie. Zagrzeba艂 si臋 tutaj, 偶eby si臋 zem艣ci膰.
- Mia艂em tylko jednego ojca - o艣wiadczy艂 Heino hardo. - Zgin膮艂 w艂a艣nie tutaj.
- Tw贸j ojciec nie wierzy艂 w sens zemsty - zauwa偶y艂a Anjo. - Petri nie by艂 m艣ciwy.
- A ja jestem - odci膮艂 si臋 Heino, wstaj膮c. Zacz膮艂 kr膮偶y膰 nerwowo po domku, opowiadaj膮c o sobie.
Simon s艂ucha艂 uwa偶nie.
- Przy艂膮czysz si臋 do nas? - zapyta艂 w ko艅cu Simona. Simon przytakn膮艂.
- Przy艂膮czam si臋 - potwierdzi艂. A jednak, gdy k艂ad艂 si臋 spa膰 na sk贸rach, kt贸rymi wymo艣ci艂a pod艂og臋 Anjo, u艣wiadomi艂 sobie, 偶e wcale im nie powiedzia艂, co trzyma w swoim plecaku.
Nie potrafi艂 nikomu zaufa膰.
Plotki wystarczy艂y, by sprawa nabra艂a rozg艂osu. Takiej wrzawy nie by艂oby nawet, gdyby Hannu i Jussi stracili 偶ycie. Wszystko zmieni艂 magiczny refren 鈥瀦艂oto - z艂oto - z艂oto鈥.
Lensman niezbyt d艂ugo 艣ciga艂 z艂odziei, cho膰 Hannu i Jussi musieli uda膰 si臋 na przes艂uchanie zar贸wno do niego, jak i do namiestnika.
Miejscowi notable chcieli wiedzie膰, czy w plotkach jest jakie艣 ziarno prawdy. Ale Hannu i Jussi nie znali tre艣ci plotek. Wyznali przedstawicielom w艂adzy, 偶e kiepsko m贸wi膮 po norwesku.
Gdy us艂yszeli, 偶e chodzi o z艂oto, zacz臋li si臋 艣mia膰. Hannu 艣mia艂 si臋 naprawd臋 serdecznie. Ludzie opowiadali p贸藕niej, 偶e po policzkach ciek艂y mu 艂zy.
Ale偶 sk膮d, oni przecie偶 nigdy nie uchylali si臋 od p艂acenia podatk贸w. Kto艣 tak robi? To chyba karalne? Oni nigdy w 偶yciu by tak nie post膮pili. A z艂oto? Ale偶 sk膮d, z艂oto jest tylko w bajkach. Biedacy znajduj膮 je tylko w bajkach.
Notable d艂ugo si臋 zastanawiali, a偶 wreszcie doszli do wniosku, 偶e plotkarze wyssali wszystko z palca. Niemo偶liwe, by ci dwaj Kwenowie zdobyli jakim艣 cudem z艂oto. Nie zaprotoko艂owano wprawdzie, 偶e bracia Kemijarvi s膮 g艂upcami, ale lensman zanotowa艂 swym g臋sim pi贸rem, 偶e to bardzo pro艣ci ludzie.
Hannu opisa艂 to spotkanie zupe艂nie inaczej ni偶 lensman. Sam opowiedzia艂 o wszystkim Simonowi i Heino. Przyszed艂 odwiedzi膰 Anjo. Heino za偶artowa艂 nawet, 偶e ludzie zaczn膮 gada膰, i偶 smali do niej cholewki. Hannu, zaprzysi臋g艂emu staremu kawalerowi, ten 偶art nie przypad艂 do gustu.
- Ledwo si臋 powstrzyma艂em - o艣wiadczy艂 z zawzi臋to艣ci膮 w glosie Hannu. - Gdybym nie by艂 tak dobrze wychowany, splun膮艂bym im prosto w twarz.
- A w贸wczas do艂膮czy艂by艣 do Knuta Olssona siedz膮cego w areszcie - zauwa偶y艂 Heino. - Bardzo dobrze post膮pi艂e艣. Czy Albert ju偶 si臋 pokaza艂?
Hannu pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Nic mi o tym nie wiadomo. Nie widzia艂em te偶 偶adnego z jego ludzi. Chyba nie dowiedzieli si臋, kim jest Anjo?
Heino zaprzeczy艂.
- S膮dzi艂em, 偶e zwabi ich tu plotka. My艣la艂em, 偶e spr贸buje nas odnale藕膰. - Heino by艂 wyra藕nie zmartwiony. - Lepiej nie lekcewa偶y膰 Alberta.
Heino zamkn膮艂 oczy. Simon przeczuwa艂, 偶e to, co nast膮pi, nie wyjdzie im na zdrowie. Zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, dlaczego jeszcze nie zwia艂. Nic tu po nim. Przecie偶 to nie jego sprawa.
- Albert musi si臋 wreszcie pojawi膰. Musimy go zwabi膰. Niezale偶nie od koszt贸w.
Hannu skin膮艂 g艂ow膮. On i Heino my艣leli podobnie. Trudno powiedzie膰, kt贸ry ma decyduj膮cy g艂os. Postronnemu obserwatorowi wydawa膰 by si臋 mog艂o, 偶e Hannu. Ale pomys艂y cz臋sto pochodzi艂y od Heino.
- Dwa tygodnie, Simon... - zawaha艂 si臋 Heino. - Ile podejrze艅 w nim wzbudzimy, je艣li pojawimy si臋 po dw贸ch tygodniach?
- Mn贸stwo - odrzek艂 Simon. Nie potrzeba wielkiej znajomo艣ci ludzkich dusz, by to stwierdzi膰.
- A je艣li powiem, 偶e to jedyna szansa... - Heino spojrza艂 Simonowi prosto w oczy. Zmusi艂 go do tego samego. Heino by艂by wspania艂ym pastorem. Mia艂 wyj膮tkowy dar przekonywania. - Jestem got贸w sam podj膮膰 to wyzwanie. Zrobi臋 to sam. Zrobi臋 to na pewno. Z tob膮 albo bez ciebie. Bez ciebie b臋dzie trudniej. Dwaj maj膮 wi臋ksze szanse przeciwko czterem ni偶 jeden.
Simon ruszy艂 tam gdzie go oczy ponios膮, by si臋 pozby膰 samego siebie. By znikn膮膰 na zawsze. Do tej pory nikt nie otworzy艂 przed nim takiej wspania艂ej mo偶liwo艣ci jak Heino.
Simon wiedzia艂, 偶e ta wyprawa mo偶e zako艅czy膰 si臋 jego 艣mierci膮.
Maja by艂aby w贸wczas wolna.
- Trzeba b臋dzie to nie藕le rozegra膰 - stwierdzi艂. - Ale je艣li ty potrafisz, to ja nie b臋d臋 gorszy. Nie mamy wiele czasu do stracenia, prawda?
Wymkn臋li si臋 z domku Anjo, gdy tylko mrok sta艂 si臋 na tyle g臋sty, by zatrze膰 rysy ich twarzy.
Stracili ca艂e trzy dni, nim znale藕li Alberta. Albert nie mia艂 zwyczaju sp臋dza膰 wiele czasu w jednym miejscu. Tym razem postawi艂 prowizoryczn膮 chat臋 pod skalistym wzg贸rzem, z dala od ucz臋szczanych szlak贸w, by nikt niepowo艂any mu nie przeszkadza艂. Na szcz臋艣cie tu偶 obok p艂yn臋艂a rzeka, wody mieli wi臋c pod dostatkiem.
Simona i Heino, a w艂a艣ciwie Hansa, nie czeka艂o szczeg贸lnie serdeczne powitanie. Simonowi przysz艂o do g艂owy, 偶e Albert prawdopodobnie nigdy nie s艂ysza艂 przypowie艣ci o zagubionej owcy.
Albert by艂 sam. Skin膮艂 g艂ow膮, gdy rozpozna艂 nadchodz膮cych.
- Ju偶 wr贸cili艣cie? - zapyta艂 ironicznie. - Przypuszczali艣my, 偶e jeste艣cie w Szwecji. 呕e o nas zapomnieli艣cie. Albo postanowili艣cie o nas zapomnie膰.
Heino rzuci艂 worek Albertowi pod nogi wystudiowanym, oboj臋tnym gestem.
- Zrobili艣my to po swojemu - o艣wiadczy艂. Powia艂o ch艂odem.
Simon spojrza艂 nerwowo na sw贸j plecak. 呕a艂owa艂, 偶e go nie zostawi艂 u Anjo. Tam by艂by bezpieczny.
Heino nie zwraca艂 uwagi na sw贸j worek. Obserwowa艂 wyraz twarzy Alberta. Przygl膮da艂 mu si臋 z krzywym u艣mieszkiem z domieszk膮 pogardy na tyle niewielk膮, by nikt mu nie m贸g艂 nic zarzuci膰, na tyle jednak wyra藕n膮, by nie usz艂a uwagi Alberta.
- Mo偶esz sobie poogl膮da膰, Albert - odezwa艂 si臋 wreszcie Heino bardzo powoli. Opar艂szy si臋 o 艣cian臋, podrapa艂 si臋 w 艂ydk臋 stop膮. Simon nie m贸g艂 si臋 oprze膰 wra偶eniu, 偶e chata zaraz si臋 zawali. Nie wygl膮da艂a przecie偶 na wystarczaj膮co solidn膮, by wytrzyma膰 takie obci膮偶enie. - To pi臋kne kamyki. Troch臋 ci臋偶kie. Ale nikt ich nie szuka.
- Nie? - W spojrzeniu Alberta zn贸w si臋 pojawi艂 cie艅 ostro偶no艣ci. Na jego g贸rnej wardze rozb艂ys艂y kropelki potu. Spoczywaj膮ce na kolanach d艂onie zadr偶a艂y. Wida膰 by艂o, 偶e z trudem powstrzymuje si臋, by nie rzuci膰 si臋 natychmiast na worek.
- Kwenowie byli na tyle sprytni, by zaprzeczy膰 pog艂oskom, jakoby mieli z艂oto - wyja艣ni艂 Heino 偶yczliwie. Gdy przybiera艂 mask臋 Hansa, jego przyjazny ton by艂 chyba nawet straszniejszy ni偶 gniew. Hans by艂 lodowaty i nieprzenikniony.
- Lensman szuka wi臋c czego艣, czego nie ma?
- Wszyscy s膮dz膮, 偶e by艂a to zwyczajna b贸jka mi臋dzy Kwenami. Nie by艂oby w tym zreszt膮 nic dziwnego. Sam bym z to uwierzy艂, gdybym nie wiedzia艂, 偶e by艂o inaczej.
Albert wci膮偶 panowa艂 nad sob膮.
- Jak wam si臋 to uda艂o?
Heino wzruszy艂 ramionami. Simon wiedzia艂, 偶e si艂a Hansa polega mi臋dzy innymi na tym, 偶e nigdy si臋 nie przechwala. Przyj膮艂 strategi臋 niedopowiedze艅, tak by inni mogli sobie wiele wyobra偶a膰.
- Masz przed sob膮 dw贸ch silnych ch艂op贸w i pytasz, jak? Simon ma pi臋艣ci nie od parady. Ja nie藕le pos艂uguj臋 si臋 no偶em. Czy trzeba czego艣 wi臋cej?
- A gdybym tak pomy艣la艂, 偶e mieli艣cie zamiar zwia膰 ze z艂otem...
Albert nie patrzy艂 w stron臋 Simona. Nie liczy艂 si臋 z nim zupe艂nie. Przynajmniej na razie. Skrz臋tnie ukrywana walka o w艂adz臋 mi臋dzy Albertem a Hansem wysz艂a wreszcie na jaw.
- Mo偶esz sobie my艣le膰, co chcesz - wzruszy艂 ramionami Heino. Jego twarz nigdy przedtem nie przypomina艂a tak bardzo nadmorskich skal. Nigdy przedtem w jego g艂osie nie by艂o tyle pogardy i oboj臋tno艣ci. - Z艂oto le偶y u twoich st贸p, Albert. I niezale偶nie od tego, co sobie my艣lisz, 偶膮damy, by艣 wyda艂 nam nasz膮 dol臋. To my je zdobyli艣my.
Heino podszed艂 do Alberta. Zr臋cznymi ruchami rozsznurowa艂 worek i zamaszystym gestem wysypa艂 jego zawarto艣膰 u st贸p szefa bandy. Nikt nie zwr贸ci艂 uwagi na jedzenie, kt贸re wypad艂o najpierw, wszyscy 艣ledzili wzrokiem kamienie. Nawet Heino.
Albert rzuci艂 si臋 na pod艂og臋 i chwyci艂 kilka nier贸wnych bry艂ek szlachetnego metalu. Po偶膮dliwie zacisn膮艂 na nich palce.
Heino cisn膮艂 worek, obr贸ci艂 si臋 na pi臋cie i wyszed艂 bez s艂owa.
Simon ruszy艂 za nim. Wiedziony nag艂ym impulsem zostawi艂 na pod艂odze sw贸j plecak. Nie m贸g艂 przecie偶 zawsze w艂贸czy膰 go ze sob膮. Powinien zachowa膰 zimn膮 krew tak jak Heino.
Maszerowali w milczeniu w stron臋 zamarzni臋tej rzeki. Tu i 贸wdzie l贸d zacz膮艂 ju偶 p臋ka膰. Nad nimi kr膮偶y艂 czarny kruk, kracz膮c szyderczo z wysoka.
- Nie wyzywasz losu? - zaniepokoi艂 si臋 Simon. Heino nawet na niego nie spojrza艂.
- Boisz si臋? Strach ci臋 oblecia艂? Wiem, jak go dopa艣膰. Gdybym zachowa艂 si臋 艂agodniej, zacz膮艂by kombinowa膰. Nie powiniene艣 go lekcewa偶y膰. Jest bardziej niebezpieczny, ni偶 ci ci臋 zdaje. I bystrzejszy, ni偶 udaje.
Nagle z dw贸ch r贸偶nych stron pojawili si臋 bli藕niacy. Sprawdzali, czy co艣 nie wpad艂o w sid艂a. Tylko Helmera nie by艂o.
- Czy偶by Helmer da艂 drapaka? - zdziwi艂 si臋 Heino. Wszyscy razem zasiedli przy krzywym stole, by zje艣膰 zaj膮ca, kt贸ry powinien krusze膰 jeszcze przynajmniej przez tydzie艅.
- Helmer wpad艂 do rzeki - oznajmi艂 Benjamin z dziwnie radosnym u艣miechem.
- Niestety, nie uda艂o nam si臋 go uratowa膰 - poinformowa艂 ich Albert, kt贸ry najwyra藕niej nie by艂 pogr膮偶ony w 偶a艂obie po bracie.
- Nazwa艂 Alberta idiot膮 - dorzuci艂 Benjamin.
Simon i Heino nie mieli odwagi spojrze膰 na siebie. Albert nic ju偶 nie doda艂. Wszystko wskazywa艂o jednak na to, 偶e Helmer nie zgin膮艂 w nieszcz臋艣liwym wypadku.
Dopiero po posi艂ku Albert przyni贸s艂 worek, patrz膮c na niego tak jak na ukochane dziecko. Z westchnieniem wyrzuci艂 jego zawarto艣膰 na st贸艂, przy kt贸rym siedzieli m臋偶czy藕ni.
Heino zn贸w zdo艂a艂 zachowa膰 kamienny wyraz twarzy. Benjaminowi i Moj偶eszowi ta sztuka si臋 nie uda艂a. Rozdziawili usta, ca艂kiem os艂upiali, i nie mogli z艂apa膰 tchu.
Simon spostrzeg艂, 偶e Albert ma bardzo podobn膮 min臋. Zauwa偶y艂 tak偶e, 偶e szef bandy z trudem si臋 opanowa艂, gdy Moj偶esz i Benjamin zrobili to, co ka偶dy cz艂owiek zrobi艂by w takiej sytuacji: dotkn臋li z艂ota. Nie mogli si臋 powstrzyma膰, by nie wzi膮膰 kamieni do r膮k.
Simon doszed艂 do wniosku, 偶e Albert nie znosi bli藕niak贸w. Pogardza艂 nimi, ale potrzebowa艂 ich pi臋艣ci i si艂y. A poza tym stanowili teraz jego jedyn膮 widowni臋.
Simon zacisn膮艂 mocno pi臋艣ci, by nie ulec pokusie. Z艂oto mia艂o niezwyk艂膮 moc, potrafi艂o op臋ta膰 cz艂owieka. Heino panowa艂 nad sob膮 si艂膮 woli, cho膰 nawet na jego twarzy Simon spostrzeg艂 cie艅 po偶膮dania. W gruncie rzeczy Heino wcale nie by艂 taki oboj臋tny. Ale potrafi艂 艣wietnie gra膰. Simon postanowi艂 mu w tym dor贸wna膰.
- O Jezu! - mrukn膮艂. - Co mo偶na za to kupi膰?
Benjamin oniemia艂. Albert obraca艂 w palcach jeden z kamieni. Jeden z najwi臋kszych. Ci臋偶ar kamienia zadziwi艂 Alberta do tego stopnia, 偶e trzyma艂 go na d艂oni przez ca艂y czas.
- To nie wszystko - odezwa艂 si臋 w ko艅cu Heino.
Wszystkie spojrzenia obr贸ci艂y si臋 ku niemu. Bli藕niacy wci膮偶 siedzieli z otwartymi ustami. Albert zamar艂 na swoim miejscu.
Nawet Simon spojrza艂 na Heino. Pozostali nawet nie zauwa偶yli jego zaskoczenia.
- To nie wszystko - ci膮gn膮艂 Heino - ale staruch nie chcia艂 powiedzie膰, gdzie schowali reszt臋... - Heino zerkn膮艂 z ukosa na Simona i u艣miechn膮艂 si臋 pod nosem. U艣mieszek na lodowatej twarzy wygl膮da艂 przera偶aj膮co. - Nie chcieli艣my si臋 posun膮膰 za daleko w stosunku do tych starc贸w. Mogliby zabra膰 swoj膮 tajemnic臋 do grobu.
- Ale obiecali艣my im, 偶e jeszcze wr贸cimy - wtr膮ci艂 Simon, czuj膮c na sobie pe艂ne uznania spojrzenie Heino.
- Jeszcze wi臋cej z艂ota... - Albert by艂 podniecony i nie potrafi艂 tego ukry膰 mimo najszczerszych ch臋ci.
- Ile? - szepn膮艂 Moj偶esz. Oczy mu b艂yszcza艂y jak gwiazdy.
- Wi臋cej. Kwenowie nie wyra偶ali si臋 zbyt precyzyjnie - wzruszy艂 ramionami Heino. - W ka偶dym razie wi臋cej.
- Kiedy p贸jdziecie po reszt臋? Heino przymru偶y艂 oczy i spojrza艂 na Alberta.
- Gdy ustalimy nowe warunki. Zapad艂a cisza. Albert ci臋偶ko dysza艂, a Moj偶esz i Benjamin nie spuszczali z niego wzroku. Czekali na znak, by wkroczy膰 do akcji.
- Odwalili艣my kawa艂 dobrej roboty. Wiemy, kto ma z艂oto. Nie藕le ich nastraszyli艣my. Mo偶emy zrobi膰, co trzeba, jeszcze raz, ale nie za darmo.
- Zdaje si臋, 偶e zaczynasz mie膰 wyg贸rowane 偶膮dania, Hans! - 鈥濿 g艂osie Alberta da艂o si臋 s艂ysze膰 zdenerwowanie. Jego pozycja przyw贸dcy zosta艂a wystawiona na pr贸b臋, a nawet podana w w膮tpliwo艣膰.
- Jest nas dw贸ch. - Simon postanowi艂 pokaza膰 pazury. - Chcemy dosta膰 tyle samo, co ty. Nie interesuje nas, ile zamierzasz da膰 Benjaminowi i Moj偶eszowi, to ju偶 sprawa pomi臋dzy wami. Ale je艣li mamy zn贸w wykona膰 czarn膮 robot臋, musisz nam za to zap艂aci膰.
Albert nic nie odpowiedzia艂.
- Oczywi艣cie mo偶emy odst膮pi膰 od tych wyg贸rowanych 偶膮da艅, je艣li zabierzesz si臋 do dzie艂a i sam si臋 zajmiesz robot膮. - G艂os Hansa zrobi艂 si臋 mi臋kki jak aksamit. - Ty decydujesz. Nie zamierzamy sami si臋 nara偶a膰. W ka偶dym razie nie za darmo. Do tej pory ty kry艂e艣 si臋 w krzakach, Albert, a my mogli艣my trafi膰 za kratki. Je艣li mamy si臋 zadowoli膰 mniejsz膮 cz臋艣ci膮, musisz udowodni膰, 偶e potrafisz co艣 wi臋cej, ni偶 siedzie膰 na ty艂ku i my艣le膰.
To, co m贸wi艂 Hans, graniczy艂o ze zniewag膮.
Z艂oto po艂yskiwa艂o w 艣wietle lampy. Przyci膮ga艂o spojrzenia niczym magnes. Kamienie le偶a艂y i 艣wieci艂y jak gwiazdy na chybotliwym stole. Gwiazdy bliskie na wyci膮gni臋cie d艂oni.
Kt贸偶 by si臋 opar艂 takiej pokusie?
Heino nie藕le zna艂 si臋 na ludziach.
- Ca艂e zamieszanie ju偶 ucich艂o - o艣wiadczy艂 Simon. - Nikt si臋 nas teraz nie spodziewa. Wszyscy my艣l膮, 偶e jeste艣my ju偶 za siedmioma g贸rami.
- My te偶 tak my艣leli艣my - za艣mia艂 si臋 Benjamin. - Prawda, Albert? M贸wi艂e艣 przecie偶, 偶e te dwa dranie zwia艂y ze z艂otem...
- Zamknij si臋! - warkn膮艂 Albert.
Wyra藕nie walczy艂 ze sob膮. Do tej pory zachowywa艂 ostro偶no艣膰. Nie lubi艂 si臋 nara偶a膰.
Wszyscy czekali.
Tym razem Albert nie zdo艂a艂 okie艂zna膰 chciwo艣ci. Pokusa okaza艂a si臋 zbyt wielka.
- Ja i Hans zajmiemy si臋 tymi staruchami. Moj偶esz i Benjamin zostan膮 w odwodzie.
- A co ze mn膮?
Albert spojrza艂 na Simona spod przymru偶onych powiek. Nie by艂 pewien tego cz艂owieka. Simon za bardzo przypomina艂 Hansa.
- P贸jdziesz z nami, ale zostaniesz poza Alt膮. Je艣li b臋dziemy potrzebowali pomocy, damy ci zna膰.
- Tak czy inaczej, chc臋 dosta膰 tak膮 sam膮 cz臋艣膰 jak wy dwaj.
- Masz du偶e wymagania jak na 偶贸艂todzioba. Simon pokiwa艂 g艂ow膮.
- Bo jestem tego wart. Heino popar艂 Simona.
- Nie p贸jd臋 bez Simona. On i ja albo my trzej. A teraz decyduj o cenie, Albert.
Albert nie mia艂 ochoty podejmowa膰 tego rodzaju decyzji w obecno艣ci bli藕niak贸w. Z irytacj膮 zgarn膮艂 z艂oto do worka, wyrywaj膮c bli藕niakom drobne kamyki, kt贸re usi艂owali ukry膰 za pazuch膮.
- Zajm臋 si臋 tym - warkn膮艂. - B臋d臋 spa艂 na tym worku. Pozycja Alberta zosta艂a wyra藕nie zachwiana. Nawet Moj偶esz i Benjamin to zauwa偶yli. S艂ali teraz niepewne spojrzenia Hansowi. Nikt nie powinien liczy膰 na ich lojalno艣膰. Zata艅cz膮 tak, jak si臋 im zagra. Je艣li nowy w贸dz oka偶e si臋 silniejszy, p贸jd膮 za nim. Teraz usi艂owali oceni膰 sytuacj臋.
Albert wsun膮艂 worek pod swoje pos艂anie. Traktowa艂 skarb tak, jak zazdrosny kochanek narzeczon膮.
- Do diab艂a! - rykn膮艂 na towarzyszy, kt贸rzy 艣ledzili go wzrokiem. - Nie macie nic lepszego do roboty?
Heino podni贸s艂 si臋 z miejsca i wyszed艂 bez s艂owa. Simon ruszy艂 za nim. Bli藕niacy nie rozumieli subtelnych aluzji, zostali wi臋c przy stole.
- Chciwo艣膰 zwyci臋偶y艂a. - Heino zacz膮艂 grzeba膰 w kieszeniach w poszukiwaniu tytoniu. Simon zauwa偶y艂, 偶e Heino nie mia艂 偶adnego innego na艂ogu. - On si臋 panicznie boi miejsc, w kt贸rych jest pe艂no ludzi. Boi si臋 osad. Podejrzewa, 偶e mimo up艂ywu lat ludzie wci膮偶 pami臋taj膮. I tym razem si臋 nie myli. Anjo bardzo si臋 ucieszy, widz膮c, 偶e upad艂 tak nisko.
- Co zrobicie, je艣li wszystko si臋 powiedzie? - zapyta艂 Simon. - Namiestnik pewnie nie podda si臋 tak 艂atwo i nie wyjedzie st膮d, gdy tylko go zobaczy. B臋dzie wszystkiemu zaprzecza艂.
- Latem wytoczymy mu spraw臋 przed tingiem. - Heino zna艂 si臋 nie藕le na prawie. - Oskar偶ymy go. Je艣li Knut Olsson doda do tego swoje trzy grosze, sprawa zrobi si臋 ca艂kiem powa偶na. Nawet dla przyjaci贸艂 Kjeldsena.
Simon nie by艂 tego tak bardzo pewien. Przekona艂 si臋 na w艂asnej sk贸rze, 偶e wielcy tego 艣wiata potrafi膮 sobie skutecznie pomaga膰.
- Nie藕le si臋 dzi艣 zachowa艂e艣. Zupe艂nie si臋 tego nie spodziewa艂em. - Simon czu艂 si臋 mile podbechtany, s艂ysz膮c pochwa艂臋. - Albertowi wydaje si臋, 偶e dobrze mnie zna i 偶e wie, do czego d膮偶y Hans. Dzi臋ki tobie uda艂o nam si臋 zbi膰 go z tropu. Albert nie jest zachwycony, 偶e si臋 trzymamy razem, czuje si臋 z tego powodu mniej pewnie. Chce mie膰 w艂adz臋 za ka偶d膮 cen臋.
- Tacy jak on zawsze si臋 tak zachowuj膮...
- Niekoniecznie. - Heino spowa偶nia艂. - Ten cz艂owiek jest z艂y a偶 do szpiku ko艣ci.
Zapad艂a cisza. Po chwili Heino zn贸w si臋 odezwa艂:
- Ludzie m贸wi膮, 偶e on szuka pewnej kobiety. I 偶e dlatego wci膮偶 jest w tej okolicy. Ale ludzie maj膮 d艂ugie j臋zyki.
- Wcale nie wygl膮da na takiego. - Simon ulepi艂 艣nie偶k臋 i rzuci艂 j膮 w stron臋 skrzecz膮cej wrony. - Nie wygl膮da na takiego, kt贸ry mo偶e kogo艣 kocha膰.
- Zdaje si臋, 偶e szuka tej kobiety z nienawi艣ci, a nie z mi艂o艣ci.
Twarz Heino przybra艂a nagle bardzo dziwny wyraz. Jakby wypad艂 ze wszystkich swoich r贸l. Zdziwi艂o to Simona, ale nie otrzyma艂 偶adnego wyja艣nienia.
Plecak przyni贸s艂 mu pecha. Od pocz膮tku si臋 na to zanosi艂o. Gdy Albert wyszed艂 nagle z podszytej wiatrem chaty, trzymaj膮c plecak w r臋kach, Simon wiedzia艂 ju偶, 偶e go nie doceni艂.
Simonowi przypomnia艂y si臋 wszystkie opowie艣ci na temat Alberta, gdy tamten zbli偶a艂 si臋 ku niemu, trzymaj膮c przed sob膮 nieszcz臋sny plecak niczym tarcz臋.
Twarz Alberta nie by艂aby bardziej nieruchoma nawet, gdyby kto艣 j膮 wyrze藕bi艂 w kamieniu. Z oczu wion臋艂o ch艂odem jak od zamarzni臋tej rzeki, usta zamieni艂y si臋 w w膮sk膮 kresk臋. Albert oddycha艂 przez nos i z min膮 r贸wnie oboj臋tn膮 jak przedtem Heino wysypa艂 zawarto艣膰 plecaka u ich st贸p.
Ubrania Simona i kamienie, kt贸re Knut pos艂a艂 swojej siostrze. Z艂oto p艂on臋艂o niczym ogie艅 mi臋dzy 艂achami 艣niegu. Jak od艂amki lodowatego s艂o艅ca.
- Czy to jest z艂oto, kt贸re chcecie wykra艣膰 z Alty? - G艂os Alberta ci膮艂 powietrze jak bicz nag膮 sk贸r臋. - Czy to jest z艂oto, kt贸re chcecie dzieli膰 ze mn膮 na r贸wne cz臋艣ci? - Za plecami Alberta pojawili si臋 bezszelestnie Moj偶esz i Benjamin. Teraz nie mieli ju偶 w膮tpliwo艣ci, kto jest ich szefem.
- Do diab艂a, sk膮d ty to masz? - krzykn膮艂 Heino. Simon pochyli艂 g艂ow臋. Nie mia艂 odwagi na niego spojrze膰. Heino rzuci艂 si臋 na niego b艂yskawicznie i powali艂 na ziemi臋 niczym szmacian膮 kuk艂臋. Usiad艂 na nim okrakiem, chwyci艂 za przeguby i zmusi艂 do spojrzenia mu prosto w oczy. - Sk膮d masz to z艂oto, Simon? Nie zabra艂e艣 go chyba tym....
Simon zamkn膮艂 oczy.
Szkoda, 偶e ci nie zaufa艂em, pomy艣la艂 troch臋 za p贸藕no.
Us艂yszeli g艂os Alberta.
- Niez艂e przedstawienie, Hans. Rozumiesz chyba, 偶e tobie tak偶e nie mog臋 zaufa膰 po tym wszystkim. Musz臋 za艂o偶y膰, 偶e obaj chcieli艣cie ukry膰 przede mn膮 z艂oto. Musz臋 za艂o偶y膰, 偶e obaj zamierzali艣cie mnie oszuka膰. Okaza艂bym si臋 g艂upcem, gdybym zachowa艂 si臋 inaczej. Chyba si臋 ze mn膮 zgodzicie...
- Cholera - zakl膮艂 Heino. Simon poczu艂, 偶e co艣 ciep艂ego sp艂ywa mu po policzku. Z pewno艣ci膮 zas艂u偶y艂 sobie na to.
Albert poruszy艂 nieznacznie g艂ow膮. Nie musia艂 robi膰 nic wi臋cej. Wci膮偶 by艂 tu wodzem.
Heino zacz膮艂 szuka膰 no偶a, ale Albert zd膮偶y艂 go uprzedzi膰, wbijaj膮c mu n贸偶 w prawe rami臋. Simon us艂ysza艂 j臋k i oprzytomnia艂 na tyle, by spr贸bowa膰 si臋 podnie艣膰.
Moj偶esz i Albert wykr臋cili Heino r臋ce. Gdy Albert trzyma艂 go ju偶 sam, Moj偶esz z u艣miechem zdzieli艂 Heino pi臋艣ci膮 w twarz. Heino tylko zamruga艂 i osun膮艂 si臋 na ziemi臋.
Uradowany awantur膮 Benjamin wzi膮艂 si臋 za Simona. Zanim Simon podni贸s艂 si臋 z kl臋czek, poczu艂 pot臋偶ny cios mi臋dzy oczy. Nie zd膮偶y艂 si臋 uchyli膰, bo Moj偶esz i Benjamin byli bez w膮tpienia mistrzami w swoim fachu.
Albert pokiwa艂 z zadowoleniem g艂ow膮.
- Zabieramy ich do 艣rodka. Po co kto艣 mia艂by ich ogl膮da膰? A poza tym chcemy przecie偶 z nimi porozmawia膰. Niewykluczone, 偶e zar贸wno Hans, jak i nasz nowy przyjaciel maj膮 nam do powiedzenia wi臋cej ciekawych rzeczy, ni偶 si臋 spodziewali艣my.
- Chcesz wr贸ci膰 do Alty? Co艣 ci臋 tam ci膮gnie, prawda? Knut pokiwa艂 g艂ow膮. Dotarli do miejsca, w kt贸rym musieli podj膮膰 decyzj臋 co do dalszej marszruty.
B贸l narasta艂 z ka偶d膮 pokonan膮 mil膮 i Knut nic na to nie m贸g艂 poradzi膰. Widok krzy偶a z imieniem Anny niczego ju偶 nie pogorszy.
Ailo nie nalega艂. Nie zamierza艂 te偶 podejmowa膰 za niego decyzji. Ostatnie s艂owo nale偶a艂o do Knuta.
Tam nad fiordem 艣nieg zacz膮艂 ju偶 pewnie topnie膰. Spod 艣niegu wy艂ania艂a si臋 powoli ziemia. Zima kr贸luje ju偶 tylko na p艂askowy偶u.
Wypada艂oby odwiedzi膰 Hannu i Jussi. Dowiedzie膰 si臋, co s艂ycha膰 u Knuta - Kwena...
Wizyta na cmentarzu b臋dzie bolesna. Knut powiedzia艂, 偶e powinien doprowadzi膰 si臋 do porz膮dku, nim stanie na ziemi, w kt贸rej spocz臋艂a Anna.
- G艂upstwa gadasz - machn膮艂 r臋k膮 Ailo. - Ona tego nie zauwa偶y. To ty cierpisz, Knut. Ona nie 偶yje.
Kto艣 postawi艂 plotek wok贸艂 grobu. Knut zatrzyma艂 si臋 w stosownej odleg艂o艣ci. Kolo grobu nie dostrzeg艂 偶adnych 艣lad贸w. Pastor zapewne wyjecha艂 st膮d po 艣mierci c贸rki.
- Sporo si臋 zmieni艂o - stwierdzi艂 Ailo, kt贸ry stan膮艂 za Knutem. - Dziwne, 偶e nie pochowali jej w ko艣ciele. Na przyk艂ad pod o艂tarzem.
- Pewnie nie by艂o miejsca - wzruszy艂 ramionami Knut.
- Pami臋tam, 偶e wisia艂o tam mn贸stwo tablic pami膮tkowych.
- Pastor nie powinien si臋 pyszni膰 - mrukn膮艂 Ailo, rozgl膮daj膮c si臋 doko艂a.
Knut go nie us艂ysza艂. Krzy偶 Anny zosta艂 obramowany z艂otym kantem. Wygl膮da艂o to bardzo pi臋knie. Jej imi臋 r贸wnie偶 wypisano z艂otymi literami. Knut poczu艂 si臋 dziwnie. Jego Anna i jego dziecko.
Knut po raz pierwszy zda艂 sobie spraw臋, 偶e 偶adne inne s艂owa nie znaczy艂y dla niego tak wiele. Zrozumia艂 tak偶e, 偶e nigdy jej ju偶 nie zobaczy. Ona naprawd臋 wymkn臋艂a si臋 偶yciu. Knut nie by艂 pewien, czy wierzy w istnienie po 艣mierci. Chocia偶 by艂oby wspaniale, gdyby istnia艂 taki 艣wiat, jaki niedawno mu opisywa艂 Ailo...
- Jak my艣lisz, czy ci, kt贸rzy nie s膮 Lapo艅czykami, mog膮 trafi膰 do Saivo? - zapyta艂 bezradnie. Na nic innego nie m贸g艂 mie膰 nadziei. Tylko na niechrze艣cija艅ski raj.
- Mo偶e - szepn膮艂 Ailo. - A mo偶e id膮 do jakiego艣 podobnego miejsca.
Knut d艂ugo sta艂 nad grobem. My艣la艂 o tym, co dla niego najwa偶niejsze. Tymi my艣lami nie m贸g艂 si臋 podzieli膰 nawet z Ailo. Odnalaz艂 tak偶e pokryty 艣niegiem gr贸b ojca. Na osmaganym wiatrem krzy偶u nie da艂o si臋 odczyta膰 imienia. I niech tak pozostanie. Tak偶e za 偶ycia Kalle Elvejord nie pozostawi艂 po sobie zbyt wielu 艣lad贸w.
Hannu a偶 si臋 cofn膮艂, gdy otworzy艂 drzwi i ujrza艂, kto za nimi stoi.
- S膮dzi艂em, 偶e nie 偶yjesz - rzuci艂 spontanicznie, gdy Knut i Ailo zdj臋li z siebie wierzchnie odzienie. - Gdy st膮d wyje偶d偶a艂e艣, mia艂e艣 zamiar znikn膮膰 na zawsze. Wydawa艂o mi si臋, 偶e to niez艂y pomys艂. Ze wzgl臋du na tw贸j b贸l. By艂e艣 u niej? - Knut przytakn膮艂. - Pami臋tasz Hansa Fredrika Feldta?
Knut zmarszczy艂 brwi. To nazwisko z czym艣 mu si臋 kojarzy艂o, ale nie m贸g艂 sobie przypomnie膰, sk膮d je zna.
- Zobaczysz kobiet臋, kt贸ra zna艂a twoj膮 matk臋 - oznajmi艂 Hannu. - A w ka偶dym razie spotka艂a j膮 i wci膮偶 j膮 pami臋ta.
- Gdzie j膮 spotka艂a?
- W twierdzy Vardohus. S艂owa spad艂y na Ailo i Knuta jak wielkie kamienie.
Przypomnia艂y ten okres 偶ycia Raiji, o kt贸rym Knut wola艂 nic nie wiedzie膰. Jego w艂asne wspomnienia z owych czas贸w by艂y mgliste i sk膮pe. Uda艂o mu si臋 je zepchn膮膰 na margines i nie mia艂 zamiaru wywleka膰 ich zn贸w na 艣wiat艂o dzienne.
- Feldt... - Nazwisko rani艂o mu usta. Tak, przypomnia艂 sobie. - By艂 kapitanem twierdzy. 艢ciga艂 Raij臋 i zastrzeli艂 Mikkala...
- Pami臋tasz jego twarz? - dr膮偶y艂 Hannu. - Pami臋tasz tego cz艂owieka?
- By艂em wtedy ma艂y...
- On jeszcze 偶yje.
Ailo i Knut wyprostowali si臋 jak na komend臋. Zacz臋li s艂ucha膰 uwa偶niej.
Hannu wygl膮da艂 staro. Lata pozostawi艂y na jego twarzy swoje pi臋tno. A przecie偶 ta twarz wygl膮da艂a ca艂kiem inaczej, gdy Knut odje偶d偶a艂 st膮d p贸藕n膮 jesieni膮.
- Niewiele pomog艂a wyprawa Knuta Olssona do kr贸la w Kopenhadze - wyja艣nia艂 Hannu. - Wcale nie jest nam lepiej, Knut. Wci膮偶 nie mamy 偶adnych praw, tylko same obowi膮zki. Ci, kt贸rzy pr贸buj膮 podnie艣膰 g艂ow臋, nie藕le obrywaj膮. Gin膮 nasze zwierz臋ta. 艁odzie. Ludzie.
Hannu obejrza艂 si臋 przez rami臋. Knut i Ailo spostrzegli, 偶e gospodarz robi to bardzo cz臋sto, jakby Kwen nie m贸g艂 m贸wi膰 swobodnie i czu膰 si臋 bezpiecznie nawet we w艂asnym domu.
- Tylko 偶e nic nie mo偶emy udowodni膰 - ci膮gn膮艂 Hannu. - Jest nas niewielu, niewielu tych, kt贸rzy pr贸buj膮 cokolwiek zmieni膰. Po cichu. Znamy cz艂owieka, kt贸ry pope艂ni艂 wiele nieprawo艣ci. On pos艂uguje si臋 teraz innym imieniem, ale jeste艣my pewni, 偶e to w艂a艣nie Feldt.
- Gdzie mo偶na go znale藕膰? - zapyta艂 Ailo. - Mikkal by艂 moim ojcem. Je艣li jego zab贸jca jest tu gdzie艣 blisko, musz臋 go znale藕膰. Musz臋 pom艣ci膰 ojca!
Hannu pokr臋ci艂 g艂ow膮:
- Zemsta nie uleczy z艂a. Trudno to wyt艂umaczy膰 wam, synom. Nie ty jeden pragniesz zemsty, m贸j ch艂opcze - doda艂 zm臋czonym g艂osem. - Mo偶e b臋dziesz musia艂 poczeka膰 na swoj膮 kolej. - Nic wi臋cej nie doda艂, westchn膮艂 tylko ci臋偶ko.
- Czy namiestnik ma z tym co艣 wsp贸lnego?
- Niebezpiecznie o tym m贸wi膰.
- Ale tak w艂a艣nie s膮dzicie? Hannu przytakn膮艂.
- Zajmujemy si臋 t膮 spraw膮. Nied艂ugo spotkacie Anjo. A mo偶e i Heino. Je艣li wszystko p贸jdzie po naszej my艣li. Rozpocz臋li艣my niebezpieczn膮 gr臋, Knut. U偶y艂em twojego z艂ota jako przyn臋ty. M贸wi膮, 偶e Hans Fredrik Feldt jest bardzo chciwy.
- Czy Anjo jest t膮 kobiet膮, kt贸ra zna艂a moj膮 matk臋?
- Anjo tak偶e trafi艂a do Vardohus oskar偶ona o czary. S艂ysza艂a krzyki twojej torturowanej matki. Pami臋ta, jak wiele znaczy艂a ucieczka Raiji. Komendant wystraszy艂 si臋 do tego stopnia, 偶e wypu艣ci艂 wszystkie uwi臋zione w twierdzy kobiety. Twoja matka uratowa艂a wi臋c 偶ycie Anjo. Niestety Anjo zd膮偶y艂a pozna膰 Hansa Fredrika Feldta. On najbardziej wbi艂 si臋 jej w pami臋膰.
- Wygl膮da na to, 偶e zabawimy tu troch臋 - stwierdzi艂 Knut. - I tak jest za wcze艣nie na wypraw臋 po reszt臋 z艂ota.
- Zamierzasz zabra膰 to, co ci zostawi艂 ojciec?
- Dzi臋ki z艂otu mo偶na zrobi膰 wiele dobrego. Zamierzam si臋 podzieli膰, Hannu. Mo偶e dzi臋ki temu z艂oto nie stanie si臋 moim przekle艅stwem.
Gdy zapad艂 wiecz贸r, Jussi przyprowadzi艂 Anjo. Musieli uwa偶a膰, by nie pokazywa膰 si臋 u niej za cz臋sto. Ludzie uwielbiali plotki, a przecie偶 by艂oby lepiej, gdyby nie gadali o nich za wiele. Sprawa by艂a zbyt powa偶na.
Knut zobaczy艂 najpierw czarny szal, kt贸ry otula艂 po艂ow臋 jej cia艂a i twarzy, z kt贸rej spoziera艂y badawczo jasne oczy.
Szal obudzi艂 w nim wspomnienia, kt贸re Knut czym pr臋dzej odp臋dzi艂 od siebie.
Anjo zatrzyma艂a si臋 na 艣rodku izby i przez chwil臋 mu si臋 przygl膮da艂a. Potem przygarn臋艂a go do piersi.
- A wi臋c to ty jeste艣 jej synem! - rzek艂a wzruszona, ocieraj膮c 艂z臋 r膮bkiem szala. Hannu nie m贸g艂 sobie przypomnie膰, czy kiedykolwiek widzia艂 Anjo p艂acz膮c膮. - Twoja matka by艂a odwa偶na.
Anjo nie wypuszcza艂a Knuta z obj臋膰. Nie mog艂a si臋 napatrze膰 na syna kobiety, kt贸rej zawdzi臋cza艂a 偶ycie.
- By艂a bardzo odwa偶na, ch艂opcze. Nazywasz si臋 Knut, prawda? Traktowa艂 j膮 najgorzej, bo nie krzycza艂a. Stawia艂a op贸r i tym samym narazi艂a si臋 na szczeg贸lne okrucie艅stwo kapitana. Krzykn臋艂a dopiero wtedy, gdy niemal straci艂a przytomno艣膰. Gdy ju偶 nie kontrolowa艂a swego cia艂a. By艂a naprawd臋 dzielna!
- Ona nie 偶yje - o艣wiadczy艂 Knut odsuwaj膮c si臋 od Anjo. Bezpo艣rednio艣膰 tej kobiety go zaskoczy艂a. Poczu艂 si臋 przy niej jak ch艂opiec.
- Raija znik艂a - wyja艣ni艂 Ailo. Jemu Anjo si臋 bardzo spodoba艂a. W przeciwie艅stwie do Knuta uwa偶a艂, 偶e kobieta powinna by膰 jak o偶ywczy wiatr. Knut wola艂 leciutki wietrzyk.
Anjo zdj臋艂a szal, gruby p艂aszcz, rozpi臋艂a kurtk臋 i w okamgnieniu przeobrazi艂a si臋 w drobn膮 kobiet臋, cho膰 wierzchnie ubranie sugerowa艂o co艣 ca艂kiem innego. Bluzka mia艂a wprawdzie wysoko pod szyj膮 zapi臋ty ko艂nierzyk, ale serdeczno艣膰 emanuj膮ca z Anjo przydawa艂a jej kobiecego charakteru. Anjo nawet w mundurze stanowi艂aby uosobienie matczynego ciep艂a.
Knut ze zdziwieniem stwierdzi艂, 偶e Hannu traktuje j膮 jak r贸wn膮 sobie, cho膰 przecie偶 mia艂 bardzo jednoznaczne zdanie co do miejsca nale偶nego kobietom: w kuchni i w 艂贸偶ku. Hannu w gruncie rzeczy ba艂 si臋 troch臋 kobiet. Wiedzieli o tym jednak tylko ci, kt贸rzy znali go najlepiej. Gdyby go o to zapyta膰, zapar艂by si臋 w 偶ywe oczy.
- Martwi mnie, 偶e nie dali do tej pory znaku 偶ycia - wyzna艂 Hannu.
- Heino zawsze chadza w艂asnymi 艣cie偶kami. - Anjo m贸wi艂a o nim tak, jakby by艂 jej synem. - Heino jest ostro偶ny. A i ten ch艂opak, kt贸rego przyprowadzi艂, bardzo mi si臋 spodoba艂.
- Pochodzi艂 z twoich stron. - Hannu spojrza艂 na Knuta. - Ch艂opak w twoim wieku. Wysoki. Przedstawi艂 si臋 jako Simon.
Knut niczemu si臋 ju偶 nie dziwi艂. On i Ailo wymienili pe艂ne troski spojrzenia. Obaj pomy艣leli o Mai. Czy Maja wie ju偶 o tym, 偶e Simon jest na wolno艣ci? I dlaczego w艂a艣ciwie Simon w臋druje po Finnmarku?
- To m膮偶 mojej siostry - powiedzia艂 Knut. - W ka偶dym razie by艂 nim wtedy, gdy wyje偶d偶a艂em. Gdzie on teraz jest? Czy on tak偶e jest w to wszystko wmieszany?
- To chyba jakie艣 zrz膮dzenie losu - orzek艂a Anjo. - Tak, on r贸wnie偶 jest w to wpl膮tany. I to bardzo. On i Heino pojechali szuka膰 Feldta. Feldt jest szefem bandy, kt贸ra grasuje po Finnmarku. Heino zdoby艂 jego zaufanie. Mamy nadziej臋, 偶e Feldt ufa tak偶e Simonowi. - Anjo wzi臋艂a g艂臋boki oddech i powiedzia艂a: - Feldt najprawdopodobniej zabi艂 ojca Heino. Ch艂opak ma wi臋c swoje w艂asne powody, by pochwyci膰 go w pu艂apk臋. Heino jest ostro偶ny. Ale Hannu ma racj臋: powinien si臋 ju偶 odezwa膰. Za du偶o czasu ju偶 up艂yn臋艂o.
- Co mo偶emy zrobi膰? - Ailo by艂 niezwykle wzburzony. - Mamy za wiele powod贸w do zemsty, by siedzie膰 tu spokojnie.
- Feldt nie przyjmie nast臋pnych podejrzanych ludzi do swojej bandy. - Anjo by艂a wprawdzie zmartwiona, ale nie traci艂a poczucia rzeczywisto艣ci. - Mo偶na o nim powiedzie膰 wszystko, ale nie to, 偶e jest g艂upi. Heino wie, 偶e czekamy. Z pewno艣ci膮 przeka偶e nam jak膮艣 wiadomo艣膰. Nie powinni艣cie si臋 w to miesza膰, dop贸ki Heino si臋 nie pojawi. Musimy z nim o was porozmawia膰. - Anjo przygl膮da艂a si臋 przez chwil臋 Knutowi. Dostrzeg艂a z pewno艣ci膮 jakie艣 podobie艅stwo do Raiji. - Lepiej nie m贸w mu o niej. Nie m贸w Heino, czyim jeste艣 synem. Nie musi tego wiedzie膰.
Knut obrzuci艂 kobiet臋 ostrym spojrzeniem, czuj膮c, 偶e Anjo co艣 przed nim ukrywa.
- Kim on jest? Jednym z kochank贸w mojej matki? - Trudno mu by艂o ukry膰 rozgoryczenie.
- Heino nigdy jej nie spotka艂 - powiedzia艂a Anjo. - Ale w pewien spos贸b jest z ni膮 zwi膮zany. Nie tak, jak my艣lisz. A poza tym nie s膮d藕 jej zbyt surowo! Kobiety s膮 przecie偶 bezbronne i jako艣 musz膮 sobie radzi膰. 呕aden m臋偶czyzna tego nie zrozumie, Knut. Nie s膮d藕 jej pochopnie!
Zn贸w potraktowa艂a go jak ch艂opczyka. Ta kobieta nie przypad艂a mu do gustu. Potrafi艂a m贸wi膰 mi臋kkim, ciep艂ym g艂osem, potrafi艂a by膰 艂agodna jak baranek, ale nie spodoba艂a mu si臋. W jaki艣 przedziwny spos贸b deprecjonowa艂a go.
Knut zbyt d艂ugo uwa偶a艂 si臋 za m臋偶czyzn臋, by pozwoli膰, 偶eby go traktowa艂a jak smarkacza. A nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, 偶e w艂a艣nie smarkacza w nim widzia艂a.
Postanowi艂 potraktowa膰 now膮 znajom膮 jak zwyczajn膮 przekupk臋, kt贸ra lubi wsadza膰 nos w nie swoje sprawy. Nic gorszego nie by艂 w stanie sobie wyobrazi膰. Troch臋 mu to pomog艂o.
Knut zupe艂nie nie rozumia艂, dlaczego Hannu odnosi si臋 do Anjo z takim szacunkiem. W jego oczach by艂a najzwyklejsz膮 kobiet膮. Nie mia艂 zamiaru zaprz膮ta膰 sobie g艂owy my艣leniem na jej temat.
Do izby wpad艂 nagle jaki艣 ch艂opak, blady jak trup i zapuchni臋ty od p艂aczu.
- Hannu - wyj膮ka艂. - Hannu, musisz zaraz przyj艣膰. Ch艂opak spostrzeg艂 Anjo i przerazi艂 si臋 jeszcze bardziej.
- Ko艂o twojego domu - szepn膮艂 z trudem. Potem obr贸ci艂 si臋 na pi臋cie i ju偶 go nie by艂o. Tylko drzwi zako艂ysa艂y si臋 na zawiasach.
Wszyscy popatrzyli po sobie niepewnym wzrokiem, przestraszeni. Pierwsza podnios艂a si臋 z miejsca Anjo.
Nie za艂o偶ywszy wierzchniego ubrania, rzuci艂a si臋 w stron臋 drzwi, by pobiec za ch艂opcem, kt贸ry znik艂 w ciemno艣ciach, nie m贸wi膮c, co go tak przerazi艂o.
Knut i Ailo ruszyli natychmiast za ni膮. Nie wiedzieli wprawdzie, gdzie mieszka Anjo, promienie ksi臋偶yca odbija艂y si臋 jednak od jej w艂os贸w, po艂yskuj膮c srebrem. Nie z艂otem, ale srebrem, uzmys艂owi艂 sobie Knut.
Anjo p臋dzi艂a przez przydomowe grz膮dki. Na szcz臋艣cie o tej porze wszystkie rodziny mia艂y inne zaj臋cia, skupia艂y si臋 najcz臋艣ciej wok贸艂 ledwo tl膮cej si臋 lampy we wsp贸lnej izbie.
Nikt nie szafowa艂 oliw膮. Ani tranem. Nikogo nie by艂o sta膰 na zapalenie kilku lamp. O tej porze wszystkie okienka by艂y zatrza艣ni臋te.
Na samym ko艅cu biegli Hannu i Jussi, zadyszani. Wreszcie znale藕li Anjo kl臋cz膮c膮 na progu swego w艂asnego domku.
Gdyby spojrzeli nieco dalej, ujrzeliby rz臋si艣cie o艣wietlony najwspanialszy dom w okolicy, zwany przez ludzi 鈥瀙a艂acem鈥.
Rezydencj臋 namiestnika.
Anjo mrucza艂a co艣 pod nosem. Jakie艣 fi艅skie s艂owa. Knut rozpozna艂 niekt贸re, Ailo znacznie wi臋cej.
Kobieta by艂a jednak zadziwiaj膮co spokojna, nie wpad艂a w panik臋, nie histeryzowa艂a. Jej d艂onie nawet nie zadr偶a艂y, gdy bada艂a le偶膮ce na progu cia艂o.
Knut i Ailo rozpoznali je dopiero po chwili, bo le偶a艂o w nienaturalnej pozycji. Skulone jak p艂贸d.
Hannu rzuci艂 Anjo tylko jedno spojrzenie, po czym obaj z Jussim okr膮偶yli domek i zacz臋li i艣膰 jakim艣 艣ladem.
- Trzeba go natychmiast wnie艣膰 do 艣rodka! - komenderowa艂a Anjo. - Jeden Pan B贸g wie, czy jeszcze 偶yje.
Na dworze by艂o zimno, ale ona nie zwraca艂a na to uwagi. Wydoby艂a klucz z jakiej艣 skrytki, wsun臋艂a go do zamka i przekr臋ci艂a.
Knut i Ailo unie艣li cia艂o m臋偶czyzny. Spostrzegli tylko, 偶e to m臋偶czyzna i 偶e to na pewno nie Simon.
M臋偶czyzna nie poruszy艂 si臋, gdy go nie艣li, nie poruszy艂 si臋, gdy go uk艂adali na pos艂aniu, kt贸re Anjo umo艣ci艂a w pobli偶u paleniska.
- Nie 偶yje?
Hannu i Jussi weszli do izby. Jussi zamkn膮艂 drzwi na skobel. Anjo kl臋cza艂a obok le偶膮cego, ocieraj膮c mu twarz wilgotn膮 szmatk膮. Obmy艂a zakrzep艂膮 brunatn膮 krew.
Reszt臋 kolor贸w m贸g艂 usun膮膰 tylko czas.
- Nie wiem. Jeden Pan B贸g wie, czy oddycha.
- Przyczo艂ga艂 si臋 tutaj - powiedzia艂 Hannu. - 艢lady, kt贸re znale藕li艣my, wskazuj膮 na to, 偶e si臋 przyczo艂ga艂. I 偶e by艂 sam.
Czuj膮c na sobie pytaj膮ce spojrzenia Knuta i Ailo, Anjo wyja艣ni艂a:
- Tak, to jest Heino. Te偶 chcia艂abym wiedzie膰, co si臋 sta艂o. I co si臋 dzieje z Simonem. Albert - Hans Fredrik Feldt pos艂uguje si臋 teraz tym imieniem - mia艂 zaufanie do Heino. Heino by艂 jego praw膮 r臋k膮.
Ailo pom贸g艂 kobiecie 艣ci膮gn膮膰 ubranie z rannego. Troch臋 k艂opot贸w sprawia艂a im koszula, kt贸ra przyklei艂a si臋 do plec贸w. Nie mieli poj臋cia dlaczego, dop贸ki nie odwr贸cili nieruchomego cia艂a Heino.
Nawet Anjo z trudem opanowa艂a md艂o艣ci, cho膰 widzia艂a co艣 takiego nie po raz pierwszy. Sama tego przecie偶 do艣wiadczy艂a. Wspomnienia o偶y艂y w niej na nowo.
Plecy Heino zamieni艂y si臋 w jedn膮 wielk膮 ran臋. Koszula przyklei艂a si臋 do zakrzep艂ej krwi.
- Ten diabe艂 potraktowa艂 go biczem. Feldt uwielbia pos艂ugiwa膰 si臋 tak zwanym kocim ogonem: mn贸stwem sk贸rzanych rzemyk贸w przywi膮zanych do drewnianego pa艂膮ka. Chwali艂 si臋, 偶e to najlepsze drewno, jakie mo偶na zdoby膰 w Europie. Nie pytajcie mnie, jak si臋 to nazywa. To straszne, 偶e potrafi艂 si臋 tym chwali膰. Na ka偶dym rzemyku by艂 w臋ze艂. Jak to bola艂o... W艂a艣nie tym kocim ogonem potraktowa艂 Heino. Tylko to katowskie narz臋dzie pozostawia takie rany.
- On 偶yje - Ailo zdo艂a艂 wreszcie odnale藕膰 s艂aby puls na szyi rannego.
Anjo zagrza艂a wod臋. Obmy艂a zakrwawion膮 i poszarpan膮 sk贸r臋 na plecach Heino. Woda przybra艂a czerwony kolor.
- Nic wi臋cej nie da si臋 zrobi膰 - westchn臋艂a. - Tylko czas i powietrze mog膮 mu pom贸c.
Z trudem zdj臋li z Heino reszt臋 ubra艅. Na jego ciele nie znalaz艂oby si臋 ani jedno miejsce naturalnej barwy. Wsz臋dzie l艣ni艂y 偶贸艂te albo fioletowozielone plamy.
Anjo dotyka艂a d艂oni膮 sk贸ry Heino, odgaduj膮c, jaki rodzaj b贸lu kryje si臋 za ka偶d膮 szram膮, za ka偶dym siniakiem.
- Na szcz臋艣cie go nie przypieka艂 - orzek艂a w ko艅cu z westchnieniem ulgi. - Mo偶e tylko kobiety traktuje rozpalonym 偶elazem. Na szcz臋艣cie dla Heino.
- Rzeczywi艣cie, ca艂e szcz臋艣cie, 偶e zbi艂 go tylko biczem po twarzy i po plecach - mrukn膮艂 cokolwiek sarkastycznie Hannu. - Szkoda, 偶e Heino nie mia艂 dot膮d 偶adnej kobiety. Teraz nie b臋dzie ju偶 taki przystojny jak przedtem.
- Nie my艣l, 偶e tylko twoja szkaradna g臋ba odstrasza od ciebie kobiety, Hannu - rzek艂a k膮艣liwie Anjo. - Heino dostanie wszystko, co najlepsze, niezale偶nie od tego, jak b臋dzie wygl膮da艂. Byle tylko z tego wyszed艂.
Niewiele mogli dla Heino zrobi膰. Przenie艣li go na 艂贸偶ko Anjo, kt贸re by艂o dla niego za kr贸tkie. Nogi mu wystawa艂y, ale le偶a艂 przynajmniej po艣r贸d mi臋kkich i ciep艂ych sk贸r.
Anjo zabra艂a si臋 do prania jego ubra艅. Szuka艂a sobie zaj臋cia, byle nie sta膰 ca艂y czas nad rannym.
Hannu zaproponowa艂, 偶e zostanie u niej na noc.
- Powinien tu by膰 jaki艣 m臋偶czyzna - podkre艣li艂. - Nie wiemy przecie偶, co si臋 naprawd臋 sta艂o. Mo偶e ty tak偶e jeste艣 w niebezpiecze艅stwie.
Anjo pocz膮tkowo nie chcia艂a jednak o tym s艂ysze膰. P贸藕niej si臋 podda艂a.
- W takim razie niech zostan膮 dwaj m艂odzi - zdecydowa艂a. - Doskonale si臋 obejd臋 bez opieki, kt贸r膮 ty mo偶esz mi zaoferowa膰, Hannu. Musisz wreszcie zrozumie膰, 偶e teraz zosta艂o ci przede wszystkim to, co masz w g艂owie. A m艂odzi wci膮偶 maj膮 mocne pi臋艣ci. A poza tym tak b臋dzie lepiej ze wzgl臋du na moj膮 opini臋 - doda艂a, widz膮c, 偶e Hannu potraktowa艂 jej s艂owa zbyt powa偶nie. Zna艂 j膮 przecie偶 na tyle, by wiedzie膰, 偶e Anjo ma ci臋ty j臋zyk i specyficzne poczucie humoru. Niestety, potrafi艂a te偶 go ugodzi膰 w czu艂e miejsce.
Zrobili tak, jak chcia艂a.
M艂odzi bez wahania po艂o偶yli si臋 na pod艂odze. Nie przywykli do wygodnych i mi臋kkich 艂贸偶ek. Anjo poda艂a im co艣 do jedzenia, nie przestaj膮c przy tym m贸wi膰. Przez ca艂y czas zerka艂a na m臋偶czyzn臋, le偶膮cego pod we艂nianym kocem. Plecy mia艂 odkryte, by lepiej si臋 goi艂y. Anjo napali艂a tak, 偶e choremu by艂o ciep艂o. Knut doszed艂 nawet do wniosku, 偶e wn臋trze izdebki zaczyna przypomina膰 sobotni膮 saun臋, jakiej za偶ywa艂 dawnymi czasy.
Przysz艂o mu te偶 do g艂owy, 偶e Anjo pasowa艂aby do Reijo. By艂a chyba w tym samym wieku, co i on - dobrze po trzydziestce. I w pewnym sensie przypomina艂a Reijo.
Przypadliby sobie do gustu i do serca.
Mo偶e powinien zabra膰 j膮 ze sob膮 do domu...
Knut nie pomy艣la艂 o tym, 偶e Reijo mia艂 wiele lat na to, by znale藕膰 sobie 偶on臋. Zapomnia艂 te偶, 偶e ojczym nie nale偶a艂 do ludzi, kt贸rzy pozwoliliby si臋 wyswata膰.
艢wita艂o ju偶, gdy Knut obudzi艂 si臋 na d藕wi臋k znajomego imienia.
Wyprostowa艂 si臋 i rozejrza艂 po nieznanym wn臋trzu, ale nim sobie przypomnia艂, gdzie jest, zn贸w us艂ysza艂 wydobywany z trudem szept jakby z innego 艣wiata:
- Simon... Simon... n贸偶... Simon... Ailo spa艂 w najlepsze.
Anjo siedzia艂a ko艂o 艂贸偶ka, ocieraj膮c wilgotn膮 szmatk膮 pot z czo艂a rannego.
Knut zerwa艂 si臋 bezszelestnie na r贸wne nogi. Podbieg艂 do 艂贸偶ka i zauwa偶y艂, 偶e m臋偶czyzna poruszy艂 si臋 w nocy.
- Gor膮czka - wyja艣ni艂a Anjo szeptem. - Ale to dow贸d na to, 偶e 偶yje. Majaczy ju偶 od kilku godzin.
Knut wzi膮艂 od niej szmatk臋. Zanurzy艂 j膮 w wodzie i przy艂o偶y艂 do czo艂a chorego.
- Nie zmru偶y艂a艣 oka?
Anjo pokr臋ci艂a g艂ow膮. W艂osy, kt贸re wieczorem by艂y upi臋te, si臋ga艂y jej teraz do pasa. Knut pomy艣la艂, 偶e do tej pory tylko m艂ode dziewczyny widywa艂 z rozpuszczonymi w艂osami. Anjo by艂a pierwsz膮 dojrza艂膮 kobiet膮, kt贸r膮 widzia艂 w takiej fryzurze. Nie licz膮c matki. Ale to by艂o dawno temu.
Na twarzy Anjo malowa艂o si臋 zm臋czenie, a dooko艂a jej oczu uwydatni艂y si臋 drobne zmarszczki.
Wszystko wskazywa艂o na to, 偶e jest bardzo 艣pi膮ca.
- Pewnie wkr贸tce musisz i艣膰 do swoich obowi膮zk贸w? Anjo skin臋艂a g艂ow膮.
- Po艂贸偶 si臋! - Zabrzmia艂o to jak rozkaz. - Dobrze si臋 spa艂o na pos艂aniu, kt贸re przygotowa艂a艣. - U艣miechn膮艂 si臋 do niej i, o dziwo, przysz艂o mu to ca艂kiem 艂atwo. 艁atwiej mu by艂o zaakceptowa膰 j膮 teraz, gdy pada艂a ze zm臋czenia i nie zarzuca艂a go potokiem bystrych s艂贸w, tak zaskakuj膮cych w ustach kobiety.
- Teraz ja b臋d臋 czuwa艂 - doda艂. - A je艣li Heino si臋 ocknie, z pewno艣ci膮 ci臋 obudz臋.
- Nie ocknie si臋 tak szybko - westchn臋艂a ze smutkiem Anjo. - Ca艂y czas m贸wi tylko o Simonie i o no偶u. I o z艂ocie. - Anjo umilk艂a i spojrza艂a na Knuta. - Obawiam si臋, 偶e wiem, co si臋 mog艂o przydarzy膰 Simonowi.
- Nie my艣l o tym - poprosi艂 Knut. - Spij.
- Jeste艣 nieodrodnym synem twojej matki - orzek艂a kobieta. Jej oczy zapatrzy艂y si臋 w przesz艂o艣膰, o kt贸rej wola艂aby zapomnie膰.
W ko艅cu po艂o偶y艂a si臋 pos艂usznie.
Ca艂a odpowiedzialno艣膰 spocz臋艂a na Knucie. Poczu艂 jednak, 偶e dzi臋ki tej rozmowie pozna艂 Anjo troch臋 lepiej i 偶e nawet j膮 odrobin臋 polubi艂.
Ale strach sia艂 coraz wi臋ksze spustoszenie w jego sercu, gdy Heino powtarza艂 z wielkim wysi艂kiem wci膮偶 jedno i to samo imi臋:
- Simon...
Anjo z poszarza艂膮 twarz膮 przygotowywa艂a si臋 do wyj艣cia. Wci膮偶 by艂a raczej noc ni偶 dzie艅. Biedacy musieli zrywa膰 si臋 o tej w艂a艣nie porze, niezale偶nie od tego, czy pracowali na swoim czy na cudzym.
Ailo obudzi艂 si臋 jaki艣 czas temu. S艂ucha艂 teraz z Knutem urywanych westchnie艅 i j臋k贸w chorego.
- Co robisz u namiestnika? - zapyta艂 Ailo.
- Gotuj臋 - wykrzywi艂a si臋 Anjo. - Rz膮dz臋 jego kuchni膮, 偶eby on m贸g艂 rz膮dzi膰 Alt膮.
- Wa偶ne zaj臋cie - mrukn膮艂 Knut. - Namiestnik m贸g艂by przecie偶 zachorowa膰...
Spojrza艂 znacz膮co w jasnoniebieskie 藕renice Anjo swoimi br膮zowymi oczami.
Ta my艣l nie by艂a jej obca. Ani jej, ani tym, kt贸rzy podobnie jak ona marzyli o wolno艣ci i sprawiedliwo艣ci.
- Owszem, m贸g艂by zachorowa膰 - przytakn臋艂a. - Ale to ostateczne wyj艣cie. To oznacza艂oby m贸j koniec. Namiestnik znaczy o wiele wi臋cej ni偶 jaka艣 baba z Finlandii.
- Jeste艣 odwa偶na - stwierdzi艂 Ailo z podziwem. Knut na znak zgody skin膮艂 g艂ow膮. Nie zwyk艂 szafowa膰 komplementami. Wola艂 wyrazi膰 to w inny spos贸b.
- Nie mam innego wyj艣cia - westchn臋艂a Anjo i niech臋tnie zacz臋艂a si臋 ubiera膰. Musia艂a i艣膰 do domu namiestnika. Nale偶a艂a do os贸b, kt贸rych nikt nie zauwa偶a艂, gdy by艂y na posterunku, wszyscy natomiast si臋 za nimi rozgl膮dali, gdy ich przypadkiem zabrak艂o. Mia艂a ochot臋 co艣 doda膰, ale zrezygnowa艂a.
- Wiecie, co robi膰 - powiedzia艂a na odchodnym. - Je艣li si臋 ocknie, powinien co艣 zje艣膰. Hannu nied艂ugo si臋 tu zjawi. Nie spodziewam si臋 nikogo innego... - Ostatnie s艂owa zabrzmia艂y jak ostrze偶enie, kt贸rego nie wypowiedzia艂a wprost.
Stoj膮c w drzwiach, rzuci艂a im na po偶egnanie co艣 w rodzaju komplementu:
- Jeste艣cie doro艣li i macie sw贸j rozum. A tak偶e pi臋艣ci, gdyby mog艂y si臋 na co艣 przyda膰. Ufam wam.
- To ci kobieta - Ailo pokr臋ci艂 g艂ow膮 z podziwem.
- Gdyby by艂a dziesi臋膰 lat m艂odsza, polecia艂by艣 za ni膮 - za偶artowa艂 Knut. - Zdaje si臋, 偶e dla ciebie jest uosobieniem idea艂u.
Ailo si臋 u艣miechn膮艂.
- Wiek nie ma takiego znaczenia, Knut. Anjo wcale nie jest stara.
Knut obrzuci艂 go podejrzliwym spojrzeniem, jakby chcia艂 si臋 przekona膰, czy Ailo przypadkiem nie 偶artuje. Wszystko wskazywa艂o jednak na to, 偶e przyjaciel m贸wi ca艂kiem powa偶nie.
- Mog艂aby by膰 twoj膮 matk膮 - skrzywi艂 si臋 Knut. - Mia艂a piersi ju偶 wtedy, gdy ty le偶a艂e艣 w ko艂ysce.
- Najwa偶niejsze, 偶e ma je do tej pory - wzruszy艂 ramionami Ailo. - Za du偶膮 wag臋 przyk艂adasz do wygl膮du zewn臋trznego, Knut. A wygl膮d nic nie znaczy. Anjo jest wspania艂膮 kobiet膮.
- Wydawa艂o mi si臋, 偶e pasowa艂aby do Reijo - oznajmi艂 Knut. - Ale skoro ty masz na ni膮 ochot臋...
Twarz Ailo zrobi艂a si臋 nieprzenikniona.
Zabrali si臋 do jedzenia kwa艣nego ciemnego chleba i suszonego mi臋sa, kt贸re wydobyli ze swoich zapas贸w.
Anjo nie zd膮偶y艂a nic przygotowa膰 przed wyj艣ciem. Knut i Ailo mieli nadziej臋, 偶e zje co艣 w kuchni swego pana.
- Nie, nie, nie! - krzykn膮艂 rozpalony gor膮czk膮 Heino. Chcia艂 si臋 przewr贸ci膰 na plecy, ale Ailo chwyci艂 go za rami臋 i przytrzyma艂. Heino wci膮偶 nie odzyskiwa艂 przytomno艣ci.
Wygl膮da艂o na to, 偶e si臋 uspokaja. Oblewa艂y go poty, ale le偶a艂 nieruchomo.
- Simon - j臋kn膮艂 bezsilnie po jakim艣 czasie. Knut zwil偶y艂 mu czo艂o i otar艂 pot. Plecy chorego zn贸w zacz臋艂y krwawi膰. Jeden Pan B贸g wie, kiedy si臋 zagoj膮 i czy w og贸le si臋 zagoj膮. Po raz pierwszy w 偶yciu Knut zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, przez jakie tortury przesz艂a Raija. Do tej pory udawa艂o mu si臋 o tym nie my艣le膰.
Dopiero gdy ujrza艂 plecy Heino, musia艂 si臋 nad tym zastanowi膰.
Anjo nie przerazi艂a si臋 a偶 tak bardzo. Prawdopodobnie sama wygl膮da艂a kiedy艣 znacznie gorzej.
Podobnie jak Raija.
Knut nigdy nie rozmawia艂 o tym z Reijo.
Je艣li dotrze do domu, zapyta ojczyma, bo on powinien to wiedzie膰. Zapewne tortury pozostawi艂y sw贸j 艣lad. I to w podw贸jnym tego s艂owa znaczeniu.
- Ja nie wiedzia艂em... nie wiedzia艂em... o z艂ocie....
Heino poruszy艂 si臋 niespokojnie, z trudem wypowiadaj膮c s艂owa, za kt贸rymi czai艂 si臋 strach. Usta chorego by艂y nabrzmia艂e i zakrwawione. M贸wienie musia艂o mu sprawia膰 wielki b贸l. Cho膰 mo偶e nie czu艂 tego, skoro by艂 nieprzytomny.
- Simon... n贸偶... Bo偶e m贸j! Nie r贸b tego! Nie r贸b tego! Powiedz mu! Powiedz!
Knut otar艂 w艂asne czo艂o. Ailo podwin膮艂 r臋kawy koszuli.
- To straszne.
- Wiele odda艂bym za to, 偶eby si臋 dowiedzie膰, co mu si臋 zwiduje. - Knut wy偶膮艂 szmatk臋 przed przy艂o偶eniem jej do rozpalonego czo艂a chorego. Ok艂ad przynosi艂 Heino ulg臋 przynajmniej na chwil臋. Odp臋dza艂 koszmary.
Nie na d艂ugo.
- Tak, chcieli艣my... chcieli艣my ci臋 oszuka膰... Dobry Bo偶e, cz艂owieku... zostaw go! - Szept Heino przeszy艂 dreszczem Ailo i Knuta. - Simon...
Heino krzycza艂, jakby rozdziera艂 go nieopisany b贸l. W pewnej chwili uni贸s艂 si臋 na ramionach, otworzy艂 oczy i popatrzy艂 na Knuta i Ailo.
Po czym zn贸w opad艂 wycie艅czony na 艂贸偶ko. Powieki zakry艂y mu oczy, krzyk zamar艂 w gardle, a usta zastyg艂y w bolesnym grymasie.
Knut zamkn膮艂 oczy i pomy艣la艂 o Mai. Maja mia艂a dopiero dwadzie艣cia jeden lat. Dwudziestojednoletnia wdowa?
Mo偶e to jednak jaki艣 inny Simon...
Heino powtarza艂 te urywane s艂owa przez ca艂y dzie艅. Strz臋py zda艅, z kt贸rych trudno by艂o wy艂owi膰 sens. Wydawa艂o mu si臋, 偶e zn贸w jest dzieckiem i rozmawia z ojcem. Czasem nie mogli si臋 oprze膰 wra偶eniu, 偶e Heino jest ca艂kiem przytomny, kilka zda艅 艂膮czy艂o si臋 w sensown膮 ca艂o艣膰.
Zorientowali si臋, 偶e w tym wszystkim chodzi o z艂oto. I o zdrad臋. Heino i Simon byli poddawani torturom, kt贸re mia艂y ich zmusi膰 do m贸wienia na temat z艂ota. Wi臋cej Ailo i Knut nie zdo艂ali si臋 domy艣li膰. A Hannu si臋 nie pojawi艂.
Zrozumieli w ka偶dym razie, 偶e Heino k艂ama艂 i 偶e powiedzia艂 wi臋cej, ni偶 chcia艂, by ratowa膰 Simona. Simon natomiast zdo艂a艂 zachowa膰 milczenie. W majakach Heino wci膮偶 powraca艂 n贸偶. Chory wci膮偶 od nowa b艂aga艂 Simona, by ten zacz膮艂 m贸wi膰, prosi艂 o lito艣膰.
Gdy zaczyna艂 m贸wi膰 o no偶u, ogarnia艂o go jeszcze wi臋ksze przera偶enie. Sens s艂贸w gin膮艂 po艣r贸d urwanych sylab. Kiedy indziej Heino tylko j臋cza艂 i zapada艂 w bardziej niespokojny sen.
Mogli wi臋c tylko zgadywa膰, do czego by艂 zdolny cz艂owiek, zwany Hansem Fredrikiem Feldtem.
Wyobra藕nia podsuwa艂a im najstraszliwsze z mo偶liwych rozwi膮za艅.
Ailo powiedzia艂 w ko艅cu na g艂os to, o czym wszyscy my艣leli:
- On na pewno nie 偶yje. Simon by艂 przyjacielem Knuta. Ailo za艣 prawie go nie zna艂. Knut nie chcia艂 przyj膮膰 do wiadomo艣ci, 偶e mog艂o doj艣膰 do najgorszego.
- Widzisz przecie偶, co mu zrobili - Ailo z艂o偶y艂 r臋ce tak, 偶e a偶 zatrzeszcza艂o mu w stawach. - A wszystko wskazuje na to, 偶e Simona potraktowali jeszcze gorzej. Heino nie jest w stanie nam tego powiedzie膰 nawet w malignie. To musia艂o by膰 potworne. Czy mo偶esz sobie wyobrazi膰 co艣 gorszego ni偶 to, przez co przeszed艂 Heino? S膮dzisz, 偶e Simon zdo艂a艂by to przetrzyma膰?
- Czy ty wiesz, przez co przesz艂a mama?
Ailo spojrza艂 na niego i pokr臋ci艂 g艂ow膮. Wtedy on tak偶e by艂 tylko dzieckiem. Dzieciom nie opowiada si臋 o takich sprawach. Ailo pami臋ta艂 jednak, z jak膮 tkliwo艣ci膮 Mikkal dotyka艂 Raiji... S艂ysza艂, jak szeptali o bliznach...
- Reijo nigdy o tym nie m贸wi艂. Tylko tyle, 偶e wiele wycierpia艂a. Anjo przesz艂a przez to samo, powinna wi臋c wiedzie膰. I jako艣 prze偶y艂a...
Knut nie traci艂 nadziei. Simon by艂 jego przyjacielem i m臋偶em Mai.
Ailo nie rozwiewa艂 jego z艂udze艅, cho膰 w dalszym ci膮gu by艂 przekonany, 偶e Simon nie 偶yje. Nie mia艂 te偶 pewno艣ci, czy Heino z tego wyjdzie. Plecy wygl膮da艂y koszmarnie. No i te siniaki...
Nie wszystkie powsta艂y na skutek cios贸w pi臋艣ci. Oprawcy zabrali si臋 do dzie艂a nader gruntownie, u偶ywaj膮c r贸wnie偶 pa艂ek.
Niedobrze.
Heino mo偶e mie膰 uszkodzone wn臋trzno艣ci. Mo偶e nawet umrze膰. Knuta i Ailo przera偶eniem napawa艂 fakt, 偶e jeszcze nie odzyska艂 przytomno艣ci. Nawet straszliwy b贸l nie wyrwa艂 go z tego niebezpiecznego stanu.
Anjo wr贸ci艂a do domu bardzo p贸藕no, 艣miertelnie zm臋czona. Towarzyszy艂 jej Hannu.
- Ten diabe艂 za偶yczy艂 sobie potrawy, kt贸rej nazwy nie potrafi nawet wym贸wi膰. Nikt nie ma poj臋cia, jak to smakuje! Ale on s艂ysza艂, 偶e podaj膮 j膮 na zamku w Kopenhadze - rzek艂a Anjo z pogard膮. - Zwariowa艂 na punkcie Kopenhagi, od kiedy Knut Olsson stamt膮d wr贸ci艂. Boi si臋! Puszcza b膮ki ze strachu!
Hannu spojrza艂 z niepokojem na Heino.
- Ockn膮艂 si臋?
- Nie, ale sporo m贸wi艂. Zamierzam wyruszy膰 na poszukiwanie Simona.
Hannu i Anjo wymienili spojrzenia.
- Nie mo偶ecie powiedzie膰, 偶e nie znam okolicy - stwierdzi艂 stanowczo Knut. - Znam te strony jak w艂asn膮 kiesze艅. Dam sobie rad臋. Jestem najbli偶szym powinowatym Simona, wi臋c powinienem go szuka膰.
- Maja jest tak偶e moj膮 siostr膮 - wtr膮ci艂 Ailo.
- Nie mo偶ecie odej艣膰 st膮d razem. - Hannu patrzy艂 to na jednego, to na drugiego z m艂odzie艅c贸w. - Anjo ma racj臋. Na moj膮 opiek臋 nie ma co liczy膰. M艂ody cz艂owiek poradzi sobie znacznie lepiej ni偶 stary dziad. Tylko jeden z was mo偶e wyruszy膰. Nie odwa偶y艂bym si臋 wys艂a膰 was obu.
Knut podni贸s艂 si臋 z miejsca.
- Sprawa jest jasna. Heino na pewno zostawi艂 艣lady. W tym stanie musia艂 si臋 czo艂ga膰, a nie i艣膰...
Hannu pokiwa艂 g艂ow膮. Spojrza艂 badawczo na Knuta. Po raz pierwszy w 偶yciu po偶a艂owa艂, 偶e nie ma syna, na przyk艂ad takiego jak Knut. Spodoba艂 mu si臋 ten ch艂opak, kt贸ry najwyra藕niej nie uznawa艂 p贸艂艣rodk贸w.
- Wsta艂em dzi艣 z samego rana i sprawdzi艂em - wyjawi艂. - Heino rzeczywi艣cie zostawi艂 艣lady. Uzna艂em, 偶e lepiej b臋dzie, je艣li je zatr臋, zw艂aszcza w pobli偶u osady. R贸wnie偶 kto艣 inny m贸g艂by p贸j艣膰 jego 艣ladem.
Knut pokiwa艂 g艂ow膮 z podziwem. Sam o tym nie pomy艣la艂.
- Ale z ciebie spryciarz, Hannu - wyrazi艂a swe uznanie Anjo, 艂agodz膮c tym samym przykro艣膰, kt贸r膮 wyrz膮dzi艂a Hannu poprzedniego wieczoru.
- Poka偶臋 ci, w jakim kierunku prowadzi艂y 艣lady - obieca艂 zmieszany nieco Hannu, kt贸ry uwa偶a艂, 偶e z pochwa艂ami te偶 mo偶na przesadzi膰. A nie powinno si臋 tego robi膰, nawet je艣li chwalonemu sprawia to przyjemno艣膰. - Znasz t臋 okolic臋.
Knut zdziwi艂 si臋 nieco, s艂ysz膮c pewno艣膰 w g艂osie Hannu.
- Doskonale - potwierdzi艂 Knut.
- Po jej 艣mierci - wyja艣ni艂 Hannu, nie wymawiaj膮c imienia Anny - gdy chodzi艂e艣 jak nieprzytomny przez ca艂y tydzie艅, du偶o m贸wi艂e艣. Na szcz臋艣cie tylko ja s艂ysza艂em twoje zwierzenia na temat skarbu. - Knut poblad艂. - Powiedzia艂e艣 mi, gdzie go szuka膰. Ale ja tam nie by艂em. Ani wtedy, ani teraz. To z tamtej strony przyszed艂 Heino. Na pewno znajdziesz jego 艣lady. O ile 艣nieg nie stopnia艂 podczas tych kilku cieplejszych nocy...
- Bogu dzi臋ki za te cieplejsze noce. W przeciwnym razie Heino zamarz艂by na 艣mier膰. W臋dr贸wka zabra艂a mu zapewne wiele dni. Nie s膮dz臋, by Feldt przebywa艂 blisko Alty. On unika ludzi. Mo偶e si臋 wstydzi?
Anjo odrzuci艂a t臋 my艣l.
- Nie, on z pewno艣ci膮 niczego nie 偶a艂uje! On nie ma sumienia. My艣l臋, 偶e nie ma tak偶e duszy. Je艣li diabe艂 wybra艂 si臋 na wycieczk臋 na ziemi臋, to chyba wcieli艂 si臋 w tego cz艂owieka.
- Nie przesadzaj! - przestrzeg艂 j膮 Hannu. - To tylko cz艂owiek. Bardzo z艂y cz艂owiek, ale cz艂owiek.
Heino j臋kn膮艂 cicho, jakby pogr膮偶y艂 si臋 w g艂臋bszym 艣nie.
Anjo, czuwaj膮ca przy 艂贸偶ku Heino, pog艂aska艂a go po czole, jakby by艂 dzieckiem. Mrukn臋艂a co艣 pod nosem po fi艅sku, chocia偶 Heino nie m贸g艂 tego us艂ysze膰. Ailo przyciszonym g艂osem powtarza艂 Hannu, co zrozumieli z majacze艅 chorego.
Knut nie chcia艂 tego s艂ucha膰. Gwa艂townym ruchem odkroi艂 troch臋 mi臋sa od ko艣ci. Znalaz艂 jaki艣 talerz, po艂o偶y艂 na nim mi臋so i chleb i poda艂 Anjo.
- Jedz - przykaza艂. - Wygl膮dasz strasznie. Musisz co艣 zje艣膰. Pomy艣l troch臋 o sobie.
Anjo s艂ysza艂a kilka milszych komplement贸w w swoim 偶yciu, ale dosz艂a do wniosku, 偶e ten powinna uzna膰 za najszczerszy. By艂o w nim najwi臋cej troski. Ch艂opakowi brakowa艂o stylu, ale najwyra藕niej my艣la艂 o ludziach, kt贸rzy go otaczali.
Heino zn贸w zacz膮艂 bredzi膰 o no偶u. Ci膮gle do tego wraca艂. Mrucza艂 i st臋ka艂 s艂owa, kt贸rych nikt nie potrafi艂 zrozumie膰.
Anjo otar艂a rannemu pot z czo艂a. Wci膮偶 przy nim czuwa艂a, cho膰 w ci膮gu ostatniej doby spa艂a zaledwie kilka godzin.
- Czy nie mo偶emy owin膮膰 mu jako艣 plec贸w? - Hannu nie m贸g艂 patrze膰 na rany Heino. Wola艂 si臋 nie zastanawia膰, jak bardzo s膮 g艂臋bokie.
- P贸ki 艣pi, lepiej go nie banda偶owa膰. - Anjo martwi艂a si臋 stanem chorego nie mniej ni偶 Hannu, ale lepiej to ukrywa艂a.
Knut tak偶e nie m贸g艂 patrze膰 na skatowane cia艂o tego cz艂owieka, cho膰 go w艂a艣ciwie nie zna艂. Usadowi艂 si臋 mo偶liwie najdalej od niego.
- Knut powinien si臋 przespa膰 - stwierdzi艂 Hannu, zauwa偶ywszy, 偶e ch艂opak jest znacznie bardziej przygn臋biony, ni偶 to okazuje. - Id藕 do Jussiego i po艂贸偶 si臋 tam.
- Anjo potrzebuje snu o wiele bardziej ni偶 ja. - Knut nie chcia艂, by traktowano go w szczeg贸lny spos贸b, a poza tym Anjo naprawd臋 by艂a zm臋czona.
Gospodyni pos艂a艂a mu pe艂en wdzi臋czno艣ci u艣miech.
- Jutro wyruszasz w d艂ug膮 drog臋, ch艂opcze. B臋d臋 czuwa膰 przy Heino. Jestem do tego przyzwyczajona. Nigdy nie spa艂am za d艂ugo...
Knut wola艂 nic nie wiedzie膰 o tym okresie jej 偶ycia, w kt贸rym dzieli艂a do艣wiadczenia Raiji.
Pewnego dnia zapyta j膮 o to. Ale jeszcze nie teraz. Teraz trzeba si臋 skupi膰 na odnalezieniu Simona. 呕ywego.
- Je艣li co艣 nowego si臋 wydarzy, zanim wyruszysz w drog臋, damy ci zna膰 - obieca艂 Hannu. - Nie chc臋, by艣 b艂膮ka艂 si臋 po p艂askowy偶u ca艂kiem wyzuty z si艂. Je艣li masz stan膮膰 twarz膮 w twarz z Feldtem, musisz by膰 przytomny. G艂odny i niewyspany nie masz 偶adnych szans. Nie s膮d藕 bynajmniej, 偶e i on nie dosypia.
Knut da艂 si臋 w ko艅cu przekona膰, cho膰 uczyni艂 to bardzo niech臋tnie.
- We藕 jednego renifera i sanie - poradzi艂 mu Ailo przed po偶egnaniem. - Mieli艣my zawsze si臋 wspiera膰 w takich sytuacjach - u艣miechn膮艂 si臋 ze smutkiem.
Knut kiwn膮艂 g艂ow膮, ale by艂 jakby nieobecny duchem. Nie potrafi艂by wyja艣ni膰 tego stanu nikomu, nawet Ailo. Tym razem pragn膮艂 sprosta膰 wyzwaniu bez niczyjej pomocy. Chodzi艂o tu bowiem nie tylko o Simona, ale o i Raij臋, a tak偶e o niego samego.
- Je艣li wezm臋 zaprz臋g, szybko si臋 uwin臋 - zapewni艂 przyjaciela. - Wystarczy mi kilka dni. Nawet je艣li go nie znajd臋, nied艂ugo wr贸c臋.
Ailo skin膮艂 g艂ow膮.
- Byleby艣my tylko nie musieli potem szuka膰 r贸wnie偶 ciebie! Pami臋taj, 偶e kocha ci臋 wielu ludzi, Knut.
Knut si臋 wykrzywi艂. Nie lubi艂 rozm贸w o uczuciach. Ten rozdzia艂 by艂 ju偶 dla niego zamkni臋ty. Od chwili, w kt贸rej wyla艂 ostatnie 艂zy po Annie.
Od tamtej pory nie mia艂 zamiaru poddawa膰 si臋 偶adnym uczuciom.
Naci膮gn膮艂 czapk臋 na uszy i u艣miechn膮艂 si臋 troch臋 krzywo, napotkawszy spojrzenie Anjo. Gdy tak czuwa艂a nad Heino, wydawa艂a si臋 Knutowi uosobieniem matczynej troski. W艂osy mia艂a wci膮偶 upi臋te, ale zapewne nied艂ugo rozsypi膮 si臋 jej na ramionach. Kilka loczk贸w ju偶 wysun臋艂o si臋 na czo艂o. Z rozpuszczonymi w艂osami wygl膮da艂a znacznie m艂odziej, uzna艂 Knut.
P贸艂 偶artem, p贸艂 serio powiedzia艂 szeptem do przyjaciela:
- No c贸偶, w艂a艣ciwie zostajesz z ni膮 sam na sam. Staraj si臋 wystrzega膰 tego, czego i ja si臋 wystrzegam. Cho膰 b臋dziesz mia艂 艣wietn膮 okazj臋.
- Nie obra偶aj mnie! I Anjo!
呕art nie przypad艂 Ailo do gustu. Syn Mikkala prawie wypchn膮艂 Knuta za drzwi.
Knut sam nie rozumia艂, sk膮d mu si臋 wzi臋艂a ochota do 偶art贸w w tak powa偶niej sytuacji.
Poszed艂 do domu Jussiego. Uda艂o mu si臋 zasn膮膰, a lito艣ciwy B贸g oszcz臋dzi艂 mu sn贸w.
Nast臋pnego ranka rozpocz膮艂 poszukiwania. Samotnie. Ruszy艂 drog膮, kt贸r膮 zna艂 na pami臋膰 tak dobrze, 偶e m贸g艂by posuwa膰 si臋 ni膮 z zamkni臋tymi oczami.
Wcze艣niej Hannu powiedzia艂 mu, 偶e Heino wci膮偶 jeszcze si臋 nie ockn膮艂, ale jakby troch臋 si臋 uspokoi艂. Tyle zauwa偶y艂 wczoraj wieczorem.
Nic nowego si臋 chyba nie zdarzy艂o, skoro nie przys艂ali 偶adnej wiadomo艣ci. By艂o tak wcze艣nie, 偶e Anjo nie wysz艂a jeszcze do domu zarz膮dcy.
Zapowiada艂 si臋 pi臋kny dzie艅. P贸艂nocn膮 krain臋 owia艂o nieco 艂agodniejsze powietrze.
Knut mia艂 nadziej臋, 偶e nie zrobi si臋 za ciep艂o. Gdyby tak si臋 sta艂o, niewielki mia艂by po偶ytek z sa艅. Musia艂by objuczy膰 renifera i posuwa艂by si臋 tak wolno, jakby sam ni贸s艂 baga偶e.
Znalaz艂 艣lady Heino w do艣膰 znacznej odleg艂o艣ci od osady. Hannu dotar艂 znacznie dalej, ni偶 mo偶na si臋 by艂o spodziewa膰.
Knut zatrzyma艂 renifera, by zbada膰 艣lady z bliska.
Dni by艂y cieple, a noce mro藕ne. Spod 艣niegu tu i 贸wdzie wy艂oni艂y si臋 ju偶 w膮t艂e p臋dy ro艣lin.
Kto艣, kto obrzuci艂by 艣lady pobie偶nym spojrzeniem, m贸g艂by uzna膰, 偶e jecha艂y t臋dy sanie. Tylko 偶e nie wida膰 by艂o 偶adnych 艣lad贸w cz艂owieka lub zwierz臋cia, kt贸re ci膮gn臋艂o sanie. Tu i 贸wdzie natomiast odcisn臋艂y si臋 艣lady r膮k.
Wiosenne s艂o艅ce powi臋kszy艂o je wprawdzie i zmieni艂o nie do poznania, ale ten, kto wiedzia艂 czego szuka, rozpozna艂 je bez trudu. Knut spostrzeg艂 kilka wg艂臋bie艅 w miejscach, w kt贸rych Heino odpoczywa艂.
Przez dwa dni szed艂 tropem rannego. Potem zgubi艂 go, ale do艣膰 szybko znalaz艂 ponownie. Ruszy艂 dalej. Pami臋ta艂 wprawdzie, 偶e obiecywa艂 Ailo, i偶 wr贸ci za par臋 dni. Wiedzia艂, 偶e b臋d膮 si臋 o niego martwi膰. Nie m贸g艂 si臋 jednak zatrzyma膰, skoro 艣lady prowadzi艂y go jeszcze dalej. Simon by艂 przecie偶 jego przyjacielem.
Ostatniego dnia domy艣li艂 si臋, dok膮d doprowadzi go Heino.
W tym miejscu Heino by艂 jeszcze w stanie i艣膰. Knut pr贸bowa艂 sobie wyobrazi膰 ucieczk臋 cz艂owieka, kt贸ry le偶a艂 teraz w 艂贸偶ku Anjo.
W ko艅cu zdecydowa艂 si臋 p贸j艣膰 na skr贸ty. Zna艂 przecie偶 t臋 okolic臋 jak w艂asn膮 kiesze艅. Knut przejecha艂 przez rzek臋 w miejscu, w kt贸rym l贸d pokrywa艂a jeszcze gruba warstwa 艣niegu.
Nic si臋 tu nie zmieni艂o. Serce mu zabi艂o mocniej, gdy ujrza艂 pochy艂膮 ska艂臋 i osypisko.
Kto艣 postawi艂 ko艣lawy domek na brzegu jego rzeki, w cieniu jego wzg贸rza.
Knut prze艂kn膮艂 艣lin臋. Wiedzia艂 ju偶, 偶e nie musi b艂膮ka膰 si臋 dalej po pustkowiu. Cho膰 mo偶e bardziej to przeczuwa艂, ni偶 wiedzia艂.
Na dworze by艂o wci膮偶 tak zimno, 偶e mieszka艅cy domku nie obyliby si臋 bez ognia. Ale nad ko艣lawym domkiem zbudowanym tam, gdzie kiedy艣 sta艂a jego chata, nie unosi艂 si臋 dym.
Domek by艂 opuszczony.
Knut ruszy艂 szybko przed siebie. Ka偶dy w臋drowiec zatrzyma艂by si臋 w tym miejscu. Wok贸艂 chyl膮cej si臋 ku upadkowi chaty by艂o mn贸stwo 艣lad贸w.
Knut wci膮gn膮艂 powietrze do p艂uc. Dzi艣 nikt nie pali艂 tu ognia.
Nogi ci膮偶y艂y mu jak k艂ody, gdy wchodzi艂 do 艣rodka.
Po chwili wyszed艂 stamt膮d i osun膮艂 si臋 na ziemi臋.
Nie musia艂 ju偶 wi臋cej szuka膰.
Knut wyruszy艂 przed czterema dniami. Ailo by艂 niespokojny. Knut nale偶a艂 do m臋偶czyzn, kt贸rzy lubili udawa膰 bohatera. A on wola艂by nie sta膰 si臋 przyjacielem martwego bohatera.
Heino odzyskiwa艂 czasami przytomno艣膰 na tyle, by Anjo zdo艂a艂a go napoi膰. Potem zn贸w pogr膮偶a艂 si臋 w malignie.
Nie jad艂 nic od tygodnia. Temperatura nie spada艂a, ale plecy zaczyna艂y si臋 powoli goi膰. Wszystko trwa艂o tak d艂ugo.
O innej porze roku Ailo m贸g艂by wykorzysta膰 umiej臋tno艣ci, kt贸re zdoby艂 dzi臋ki Ravnie. Babka 艣wietnie si臋 zna艂a na zio艂ach. Ale na razie 偶adne ro艣liny jeszcze nie wzesz艂y na 艂膮kach, a on nie wzi膮艂 ze sob膮 suszonych zi贸艂. Wybierali si臋 w t臋 podr贸偶 w tak wielkim po艣piechu.
Ailo zapyta艂 Anjo, czy ona nie ma przypadkiem jakich艣 leczniczych ro艣lin.
- My艣lisz, 偶e co艣 si臋 u mnie znajdzie, skoro mnie oskar偶ali o czary? Nigdy nie zna艂am si臋 na zio艂ach. Nie mia艂am do tego g艂owy. Cho膰 taki m艂ody cz艂owiek jak ty na pewno w to nie uwierzy... - roze艣mia艂a si臋. - Dzi艣 rzeczywi艣cie trudno da膰 temu wiar臋, ale oskar偶ono mnie dlatego, 偶e by艂am bardzo pi臋kna. No i dlatego, 偶e by艂am obca. Wtedy, gdy Feldt rz膮dzi艂 w twierdzy, by艂o nam jeszcze gorzej ni偶 tu w Alcie pod w艂adz膮 Kjeldsena.
- Moim zdaniem wci膮偶 jeste艣 pi臋kna - wyzna艂 Ailo, czym przyprawi艂 Anjo o rumieniec.
Ostatnimi czasy 偶y艂o jej si臋 jeszcze trudniej ni偶 zwykle, cho膰 nie narzeka艂a. Ka偶dego ranka punktualnie stawia艂a si臋 w domu namiestnika. Pracowa艂a d艂ugo, a po powrocie do domu czuwa艂a przy 艂贸偶ku Heino.
Ale gdy Heino wreszcie odzyska艂 przytomno艣膰, akurat siedzia艂 przy nim Ailo.
Heino oprzytomnia艂 na tyle, 偶e jego d艂o艅 pow臋drowa艂a natychmiast w stron臋 uda, gdy tylko zobaczy艂 obcego. Tam zazwyczaj przypina艂 sw贸j n贸偶.
Teraz le偶a艂 jednak bezbronny i nagi pod poplamionym we艂nianym kocem.
- Kim jeste艣? Gdy si臋 odezwa艂, pop臋ka艂a mu sk贸ra na wargach, a g艂os zabrzmia艂 tak, jakby nale偶a艂 do kogo艣 innego. W ustach mu zasch艂o, j臋zyk wprost klei艂 si臋 do podniebienia.
- Jestem szwagrem Simona - powiedzia艂 Ailo spokojnie, nie wstaj膮c z miejsca. - Nazywam si臋 Ailo. Siedzia艂em tu przez ca艂y czas, od kiedy ci臋 znale藕li艣my.
Heino d艂ugo prze偶uwa艂 s艂owa Ailo i przygl膮da艂 mu si臋 podejrzliwie. Poruszy艂 si臋 ostro偶nie, krzywi膮c twarz z b贸lu.
- Mog臋 usi膮艣膰? - zapyta艂, zagryzaj膮c z臋by.
- Na twoim miejscu bym nie ryzykowa艂 - ostrzeg艂 go Ailo. - Na plecach w og贸le nie masz sk贸ry. Trzeba przyzna膰, 偶e wygl膮dasz kiepsko.
Heino zn贸w po艂o偶y艂 g艂ow臋 na pos艂aniu, a z bezsilno艣ci, w艣ciek艂o艣ci i b贸lu mocno zacisn膮艂 d艂onie na kraw臋dzi 艂贸偶ka.
- Bicz - rzuci艂 kr贸tko. - U偶ywanie czego艣 takiego powinno by膰 zakazane.
Poprosi艂 o wod臋.
Dopiero wtedy Ailo wsta艂. W spojrzeniu, kt贸rym chory 艣ledzi艂 ka偶dy jego ruch, wci膮偶 czai艂a si臋 podejrzliwo艣膰. Ailo zadba艂 o to, by Heino widzia艂 go przez ca艂y czas.
Poda艂 rannemu kubek, a gdy upewni艂 si臋, 偶e Heino zdo艂a go utrzyma膰, odsun膮艂 si臋 na bok. Chory wyla艂 par臋 kropel, ale reszt臋 wody wypi艂 艂apczywie. Co najwa偶niejsze, zrobi艂 to samodzielnie.
Pusty kubek spad艂 na pod艂og臋 i potoczy艂 si臋 pod st贸艂. 呕aden z nich si臋 jednak tym nie przej膮艂.
- Anjo? - zapyta艂 Heino szeptem. Ailo odpar艂, 偶e Anjo pewnie wci膮偶 jest w kuchni namiestnika. Heino skin膮艂 g艂ow膮, jakby dopiero teraz dotar艂o do niego, 偶e powinna tam by膰. - Od dawna tu jestem?
- Prawie tydzie艅 - wyja艣ni艂 mu Ailo. - Dok艂adnie pi臋膰 dni.
Heino le偶a艂 z zamkni臋tymi oczami.
- Simon nie 偶yje - o艣wiadczy艂.
Ailo si臋 nie zdziwi艂, by艂 na to przygotowany, ale mimo wszystko co艣 go zak艂u艂o w piersiach.
Mia艂 przed oczami twarz Mai. Mai, a nie Simona. Nie pami臋ta艂, jak wygl膮da艂 Simon.
- Wszystko przez to diabelskie z艂oto - j臋kn膮艂 Heino. - Nie pisn膮艂 nawet s艂贸wkiem o tym diabelskim zlocie! I wszystko przepad艂o...
Heino jeszcze mocniej zacisn膮艂 d艂onie na kraw臋dzi 艂贸偶ka. D艂awi艂 go pot臋偶ny gniew, kt贸ry nie m贸g艂 znale藕膰 uj艣cia i rozsadza艂 go od 艣rodka.
- Wiemy, po co tam poszli艣cie - Ailo dal mu do zrozumienia, 偶e mo偶e m贸wi膰 swobodnie.
- Jeszcze wody! - poprosi艂 Heino. Ailo poda艂 mu kubek. Ka偶dy najmniejszy ruch stanowi艂 nie lada przedsi臋wzi臋cie. Nawet uniesienie g艂owy przyprawia艂o go o niezno艣ny b贸l.
- Zastawili艣my na niego pu艂apk臋... - Heino m贸wi艂 bardzo cicho, czasem zni偶a艂 g艂os do szeptu. Zaciska艂 palce na sienniku, a gdy wspomnienia by艂y zbyt bolesne, przebija艂 paznokciami wytart膮 pow艂ok臋 i wygrzebywa艂 such膮 turzyc臋. - Chcieli艣my go skusi膰 tym, 偶e mo偶na zdoby膰 wi臋cej z艂ota. Ale Simon mia艂 z艂oto w plecaku. Licho wie sk膮d. Nic mi o tym nie powiedzia艂. Jemu te偶 nie. A on pomy艣la艂 sobie, 偶e go zdradzili艣my...
Ailo nie mia艂 w膮tpliwo艣ci co do tego, 偶e owym 鈥瀘nym鈥 by艂 Feldt.
- Bili nas pi臋艣ciami i pa艂kami. Nie wszystko zreszt膮 pami臋tam. Chyba zemdla艂em. Zdaje si臋, 偶e zwi膮zali mnie przed biciem. A potem on wyci膮gn膮艂 ten diabelski bicz... Simon nawet nie otworzy艂 ust. Nie us艂ysza艂em ani jednego j臋kni臋cia. To by艂o najstraszliwsze... W ko艅cu powiedzia艂em, 偶e schowali艣my to z艂oto, 偶eby go oszuka膰. Tylko po to, 偶eby wreszcie przesta艂.
Heino zamilk艂. Ca艂e jego cia艂o ogarn臋艂o dr偶enie. Ailo widzia艂, 偶e m贸wienie jest dla rannego zbyt wielkim wysi艂kiem. Heino sp艂ywa艂 potem.
- B艂aga艂em go, 偶eby przesta艂... - ci膮gn膮艂 jeszcze ciszej. - B艂aga艂em, ale on si臋 tylko 艣mia艂. 艢mia艂 si臋! Simon nie 偶yje.
Nie chcia艂 wi臋cej m贸wi膰. Ailo nie nalega艂. Na pewno kiedy艣 opowie o wszystkim sam. Nie ma po艣piechu, skoro Simon nie 偶yje. Heino d艂ugo jeszcze pole偶y na 艂贸偶ku Anjo.
- Wymkn膮艂 si臋 nam ten dra艅 - j臋kn膮艂 Heino. - Tym razem si臋 wymkn膮艂, ale ja go jeszcze dopadn臋, cho膰by mia艂a to by膰 ostatnia rzecz, jak膮 zrobi臋 w moim 偶yciu.
Ailo poprzysi膮g艂 po cichu to samo.
Po chwili zjawi艂a si臋 Anjo. Pe艂na ciep艂a i mi艂o艣ci kobieta, kt贸rej Heino ufa艂 bezgranicznie. Poci膮gn臋艂a nosem, gdy zobaczy艂a, 偶e chory odzyska艂 przytomno艣膰.
- D艂ugo czekali艣my na ciebie - u艣miechn臋艂a si臋 i odgarn臋艂a niesforn膮 grzywk臋 z jego czo艂a.
- Je艣li kto艣 zas艂uguje na 艣mier膰 - szepn膮艂 z trudem Heino - to jest to z pewno艣ci膮 ten cz艂owiek.
Anjo pokiwa艂a g艂ow膮.
- Nie pr贸bowali mnie zatrzyma膰. - Heino dobrowolnie podj膮艂 opowie艣膰. Anjo trzyma艂a jego wielkie d艂onie w swoich r臋kach, jakby chcia艂a odda膰 mu swoj膮 si艂臋. - Uciek艂em, a oni nie zrobili nic, 偶eby mnie zatrzyma膰. Pozwolili mi odej艣膰, ale ja przez ca艂y czas straszliwie si臋 ba艂em. My艣la艂em, 偶e to tylko taka gra, 偶e lada moment mnie dogoni膮. Nie mam poj臋cia, jak d艂ugo szed艂em. Ale trwa艂o to bardzo d艂ugo. Simon pewnie nie 偶yje...
- 呕y艂, kiedy odchodzi艂e艣? - wtr膮ci艂a si臋 Anjo ostro偶nie. Heino pokiwa艂 g艂ow膮.
- Ten zapach krwi, Anjo... Wszystko podchodzi艂o mi do gard艂a. Nie widok, ale zapach by艂 najgorszy. Nie mia艂em poj臋cia, 偶e to takie okropne. Ty dobrze o tym wiesz, prawda?
Anjo zn贸w potwierdzi艂a. Jej twarz poszarza艂a. Ailo pomy艣la艂, 偶e pewnie broni si臋 przed strasznymi wspomnieniami. Anjo by艂a silna, ale nawet ona musia艂a ucieka膰 przed wspomnieniami, by jako艣 sprosta膰 codziennym obowi膮zkom.
- On to potrafi robi膰... - Heino zn贸w podj膮艂 opowie艣膰, u偶ywaj膮c s艂贸w, kt贸re tylko dotyka艂y istoty rzeczy, nie wydobywaj膮c jej na 艣wiat艂o dzienne, nie nazywaj膮c jej po imieniu. - Potrafi艂 doprowadzi膰 torturowanego do samej granicy wytrzyma艂o艣ci i tam si臋 zatrzyma膰. Pami臋ta艂 o tym, by przerwa膰, zanim nieszcz臋艣nik straci przytomno艣膰. Tamci dwaj bili zwyczajnie, oni po prostu lubi膮 to robi膰. A on by艂 zimny i cholernie wyrafinowany. Przerywa艂 za ka偶dym razem, gdy by艂em bliski omdlenia. I czeka艂, a偶 dojd臋 do siebie, 偶eby zacz膮膰 wszystko jeszcze raz...
- Taki w艂a艣nie jest Hans Fredrik Feldt! - Anjo bez trudu rozpozna艂a cz艂owieka, kt贸rego nienawidzi艂a najbardziej na 艣wiecie. - Nie przypieka艂 was? - zapyta艂a.
- Nie... My艣la艂em, 偶e on potrafi pos艂ugiwa膰 si臋 tylko no偶em. Szkoda, 偶e ci臋 nie pos艂ucha艂em, Anjo... On nie zabija... - W oczach Heino pojawi艂 si臋 wyraz ca艂kowitej bezsilno艣ci. - Dlatego pozwoli艂 mi odej艣膰. Powiedzia艂 Moj偶eszowi i Benjaminowi, 偶e musimy to prze偶y膰...
- Co zrobi艂 z Simonem, Heino?
- Simon nic nie powiedzia艂. Nie powiedzia艂 ani s艂owa. Nie krzycza艂, cho膰 bi艂 go znacznie brutalniej ni偶 mnie. Nie wiem, jak m贸g艂 to przetrzyma膰. A Feldt wrzeszcza艂, 偶e albo wydusi z niego wszystko tu i teraz, albo Simon ju偶 nigdy nie powie ani s艂owa... - Heino prze艂kn膮艂 艣lin臋. Poprosi艂 o wod臋. Podali mu kubek, ale on nie m贸g艂 wypi膰 ani kropli. - I nie 偶artowa艂. Ale nie zabi艂 Simona. Powinienem by艂 tam zosta膰. Oni na pewno sobie poszli i porzucili go. Ale ja si臋 ba艂em o swoje 偶ycie, o swoje przekl臋te 偶ycie. Wydawa艂o mi si臋, 偶e zd膮偶臋 sprowadzi膰 kogo艣, 偶eby go uratowa膰.
- Co zrobi艂 Feldt? - Anjo nie ba艂a si臋 zapyta膰 wprost. - Wiem, 偶e trudno ci o tym my艣le膰, Heino. Rozumiem. Zdaj臋 sobie przecie偶 spraw臋, do czego jest zdolny ten cz艂owiek. Ale musimy si臋 wszystkiego dowiedzie膰. Niewykluczone, 偶e niebezpiecze艅stwo grozi jeszcze jednej osobie. Komu艣, kto szuka teraz Simona.
- Kto to jest?
- Nie znasz go. To kto艣 z rodziny.
- Kto艣, kto przyszed艂 tu razem z tob膮? - Heino spojrza艂 na Ailo. Ailo przytakn膮艂. Nie m贸g艂 patrze膰, jak Heino si臋 m臋czy, staraj膮c si臋 odsun膮膰 od siebie obraz, kt贸ry najwyra藕niej przez ca艂y czas stawa艂 mu przed oczami.
- To by艂o straszne. - Heino zaciska艂 powieki, ale obraz nie znika艂.
Le偶a艂 wtedy na brzuchu, tak samo jak teraz. W ustach mia艂 smak krwi. Zapach krwi wisia艂 w powietrzu. A przed jego oczami przesuwa艂y si臋 ci臋偶kie cienie. Nie widzia艂 ich zbyt dobrze. Nie s艂ysza艂 te偶 najlepiej, bo jeden z oprawc贸w uderzy艂 go w ucho.
Feldt sta艂 nad Simonem, nad kt贸rym przez ca艂膮 wieczno艣膰 zn臋cali si臋 Moj偶esz i Benjamin. Twarz kapitana poczerwienia艂a z gniewu. Z艂oto le偶a艂o ko艂o paleniska, w kt贸rym bez przerwy p艂on膮艂 ogie艅. Podsycali go nieustannie.
Potrzebowali 艣wiat艂a, kt贸re dawa艂y p艂omienie.
Simon milcza艂.
Nie straci艂 przytomno艣ci. Heino spostrzeg艂, 偶e na jego twarzy pojawi艂 si臋 cie艅 u艣miechu, i z przera偶eniem pomy艣la艂, 偶e ju偶 zdo艂ali odebra膰 mu rozum.
Feldt lodowatym g艂osem poleci艂 Simonowi opowiedzie膰 o zdradzie, o planach...
- M贸w w艂asnymi s艂owami! - za偶膮da艂. - Nie spiesz si臋. Mamy czas. Chc臋 us艂ysze膰 prawd臋. Potrafi臋 j膮 z ciebie wydoby膰. Nie jeste艣 pierwszym, kt贸ry pr贸buje mi si臋 sprzeciwi膰 Sk膮d wzi膮艂e艣 z艂oto? Jak chcieli艣cie mnie oszuka膰? Czy ty to wymy艣li艂e艣? A mo偶e Hans? Nam贸wi艂 ci臋? Mo偶e wymy艣lili艣cie to razem? A mo偶e kto艣 wam to podsun膮艂?
Simon milcza艂.
Heino zacisn膮艂 powieki, tak samo jak wtedy. Wci膮偶 jednak czu艂 okropny zapach krwi. I s艂ysza艂 艣wist bicza, uderzaj膮cego pozbawione w艂a艣ciwie sk贸ry cia艂o Simona.
Razy trafiaj膮ce w 偶ywe mi臋so i 艣wist bicza w powietrza..
Nawet Moj偶esz i Benjamin tego nie wytrzymali i wyszli.
Feldt powt贸rzy艂 swoje pytania. Tym samym lodowatym g艂osem. Te same pytania.
Simon milcza艂. Nawet nie krzykn膮艂. Nie reagowa艂 na nic. Patrzy艂 tylko na Feldta szeroko otwartymi oczami. Z lekko uniesionym w u艣miechu k膮cikiem ust. Chyba ten u艣miech bardziej ni偶 milczenie doprowadzi艂 w ko艅cu Feldta do bia艂ej gor膮czki.
Heino nie potrafi艂 zapomnie膰 brzmienia g艂osu kapitana. Pami臋ta艂, 偶e sam uchyli艂 nieco powieki i uni贸s艂 si臋 na kolanach. Potem podni贸s艂 si臋, podpieraj膮c si臋 ca艂y czas o 艣cian臋. I sta艂, chwiej膮c si臋 na nogach.
Zobaczy艂 b艂ysk no偶a i ostrzeg艂 Simona.
- N贸偶, Simon. Na mi艂o艣膰 bosk膮, powiedz co艣! Cokolwiek! Powiedz, 偶e zabrali艣my z艂oto, 偶e go zdradzili艣my! N贸偶, n贸偶... - Ale Simon milcza艂 i uni贸s艂 w u艣miechu drugi k膮cik ust.
Heino pr贸bowa艂 obudzi膰 ludzkie uczucia w Feldcie. Mia艂 nadziej臋, 偶e ten potw贸r ma w sobie co艣 z cz艂owieka.
Teraz wiedzia艂 ju偶, 偶e si臋 myli艂.
- Schowali艣my z艂oto. Ja je tam schowa艂em. Chcieli艣my ci臋 oszuka膰. To by艂o idiotyczne, ale przecie偶 jeste艣my 偶贸艂todziobami. Warto by艂o spr贸bowa膰. Sam zrobi艂by艣 to samo. Zlituj si臋 nad nim, na mi艂o艣膰 bosk膮, zlituj si臋 nad nim! Nie r贸b tego! Ja te偶 w tym bra艂em udzia艂. To tak偶e moja wina. Simon, powiedz co艣, do diab艂a, powiedz co艣!
G艂os Feldta zabrzmia艂 bardzo wyra藕nie:
- No c贸偶, skoro nie chcesz m贸wi膰, kiedy kto艣 ciebie o to prosi, to widocznie w og贸le nie musisz m贸wi膰. A wi臋c nie powiesz ju偶 ani s艂owa do ko艅ca 偶ycia.
W 艣wietle p艂omieni ostrze no偶a b艂ysn臋艂o czerwono. To by艂 wielki n贸偶 z wielkim ostrzem. R臋koje艣膰 mia艂 z najrzadszego drewna, jakie mo偶na dosta膰 w Europie. Czy mo偶e raczej z najlepszego? Heino nie pami臋ta艂 ju偶 przechwa艂ek Feldta.
Pami臋ta艂 natomiast doskonale sw贸j w艂asny krzyk. K膮tem oka spostrzeg艂 Benjamina. Potem, chwiej膮c si臋, wybieg艂 z izby. Krzyk Simona wype艂ni艂 ca艂e nocne niebo. Wt贸rowa艂 mu 艣miech Feldta.
Najpierw bieg艂. Ci膮gle s艂ysza艂 bicie w艂asnego serca i krzyk Simona, kt贸ry ju偶 dawno ucich艂. Czu艂 zapach krwi, cho膰 otacza艂a go tylko przyroda.
Noc by艂a do艣膰 ciep艂a. Heino bieg艂, potem szed艂, potem pe艂z艂.
A w jego uszach przez ca艂y czas brzmia艂 krzyk Simona.
Heino opowiedzia艂 im o wszystkim. Nie pomin膮艂 nawet najstraszliwszych szczeg贸艂贸w. Odtworzy艂 wszystko tak by ujrzeli to samo, co on przez ca艂y czas mia艂 prze膰 oczami.
W ko艅cu wydusi艂 z siebie:
- On uci膮艂 Simonowi j臋zyk. Ailo wybieg艂 na dw贸r. Wymiotowa艂 tak d艂ugo, 偶e wszystkie wn臋trzno艣ci si臋 w nim skr臋ci艂y. P贸藕niej wdycha艂 ch艂odne, wieczorne powietrze i wydawa艂o mu si臋, 偶e czuje zapach krwi. Heino opisa艂 wszystko a偶 za bardzo wyrazi艣cie. Ailo zacz膮艂 modli膰 si臋 bezg艂o艣nie. Niebo by艂o zachmurzone. Oby tylko nic si臋 nie sta艂o Knutowi. To nic, 偶e Knut nie dotrzymuje s艂owa. Oby mu si臋 tylko nic nie sta艂o.
Ailo wr贸ci艂 do izby nieco zawstydzony. Nie zachowa艂 si臋 jak m臋偶czyzna. Mo偶e gdyby mia艂 lepszy 偶o艂膮dek...
Anjo siedzia艂a nieporuszona. Ch艂odzi艂a rozpalon膮 twarz chorego letni膮 wod膮. M贸wi艂a do niego 艂agodnie. Spojrza艂a na Ailo z pe艂nym zrozumieniem, dodaj膮c mu otuchy.
- To by艂o straszne - powiedzia艂a. - Znam tego cz艂owieka. On jest zdolny do najpotworniejszych rzeczy.
Heino zdo艂a艂 co艣 prze艂kn膮膰 dopiero nast臋pnego dnia. Cieniutki krupnik z paroma kawa艂kami mi臋sa natychmiast wyl膮dowa艂 na pod艂odze. Heino zakl膮艂 pod nosem.
Potem poprzysi膮g艂, 偶e wr贸ci do zdrowia. Przynajmniej po to, 偶eby zobaczy膰, jak umiera Hans Fredrik Feldt.
Min臋艂o ju偶 osiem dni od czasu, gdy Knut wyjecha艂 na poszukiwanie Simona. Ailo mia艂 ochot臋 ruszy膰 jego 艣ladem. Dr臋czy艂 go niepok贸j. Niepok贸j, kt贸ry spot臋gowa艂a jeszcze opowie艣膰 Heino.
Hannu go powstrzymywa艂.
- Znam t臋 okolic臋. Nie ma tu wielu miejsc, w kt贸rych mo偶na by si臋 zatrzyma膰 i schroni膰 przed wiatrem. Z tego, co m贸wi Heino, Feldt zatrzyma艂 si臋 pod wzg贸rzem Knuta. Na piechot臋 idzie si臋 tam ca艂y tydzie艅. Co najmniej. Zaprz臋giem jedzie si臋 niewiele kr贸cej. Pogoda si臋 przecie偶 popsu艂a. Nie wiadomo, jakie warunki panuj膮 na p艂askowy偶u.
Heino odzyska艂 troch臋 si艂 i 艣ledzi艂 ich rozmowy. Dostrzega艂 ju偶 co艣 wi臋cej ni偶 w艂asny b贸l.
- Wzg贸rze Knuta? - zapyta艂 podejrzliwie.
- Z艂oto musi przecie偶 sk膮d艣 pochodzi膰, prawda? - Hannu by艂 niemal tak samo zm臋czony jak Anjo. Nie d藕wiga艂 wprawdzie na swoich barkach tak wielkiej odpowiedzialno艣ci, ale nie mia艂 czasu na odpoczynek i sen. - Knut, szwagier Simona, znalaz艂 z艂oto. I cho膰 mo偶e brzmi to bardzo dziwnie, znalaz艂 je dok艂adnie tam, gdzie Feldt rozbi艂 ob贸z Feldt spa艂 na z艂ocie. Los bywa z艂o艣liwy. Bardzo z艂o艣liwy. Heino roze艣mia艂 si臋 g艂o艣no. Przyda艂 mu si臋 ten ma艂y triumf po艣r贸d wszystkich nieszcz臋艣膰 i b贸lu.
- Lubi艂em Simona - przyzna艂. - Lubi艂em go, cho膰 nic mi nie powiedzia艂 o tym przekl臋tym z艂ocie.
Ailo wyja艣ni艂 mu t臋 zagadk臋.
- Knut pos艂a艂 do domu troch臋 z艂ota przez mojego wuja. Dla swoich si贸str. Simon mia艂 najprawdopodobniej przy sobie z艂oto Mai.
- Odszed艂 od 偶ony - wtr膮ci艂 Heino. - Przepraszam. Czy to twoja siostra? Ty i Knut jeste艣cie bra膰mi?
- W pewnym sensie. - Twarz Ailo przybra艂a dziwny wyraz. Przy odrobinie fantazji mo偶na by doszuka膰 si臋 w niej u艣miechu. - Maja jest nasz膮 wsp贸ln膮 siostr膮. M贸j ojciec by艂 tak偶e jej ojcem. A matka Knuta by艂a jej matk膮. Pochodzimy z bardzo dziwnej rodziny.
- Simon twierdzi艂, 偶e od niej odszed艂, ale s膮dz臋, 偶e wci膮偶 j膮 kocha艂. Je艣li to jest dla ciebie jakie艣 pocieszenie. Z tego, co zrozumia艂em, to ona go ju偶 nie chcia艂a.
Ailo wcale si臋 nie zdziwi艂. Maja nigdy nie darzy艂a Simona zbyt ciep艂ym uczuciem. Zdaje si臋, 偶e mia艂a nadziej臋, 偶e jej m膮偶 ju偶 nie wr贸ci z wi臋zienia.
W膮tpi艂 jednak, by znalaz艂a sobie innego. To nie w jej stylu. Maja by艂a lojalna do ko艅ca. Ale jej uczucia wobec Simona och艂od艂y.
- Wydaje mi si臋, 偶e on chcia艂 umrze膰 - doda艂 Heino. Ailo popatrzy艂 w jego ciemne oczy. Czo艂o chorego b艂yszcza艂o od potu, a jego policzki wci膮偶 by艂y zaczerwienione od gor膮czki.
Heino mia艂 pewnie racj臋.
- Kobiety z rodziny Mai maj膮 dziwny wp艂yw na m臋偶czyzn - zaduma艂 si臋 Ailo. - M臋偶czy藕ni kochaj膮 je bez pami臋ci i umieraj膮 dla nich.
- 呕adna kobieta nie jest tego warta. Ailo nic nie odpowiedzia艂.
Knut dotar艂 do osady dziesi膮tego dnia. Renifer, kt贸ry ci膮gn膮艂 sanie, by艂 r贸wnie wycie艅czony jak id膮cy obok m臋偶czyzna.
Knut szed艂 ca艂膮 drog臋.
Na sanie za艂adowa艂 cia艂o Simona. Simon by艂 przecie偶 jego przyjacielem i nie powinien le偶e膰 w niepo艣wi臋conej ziemi.
Maja za艣 by艂a jego siostr膮. Powinna dosta膰 dokument, kt贸ry za艣wiadczy, 偶e jest wdow膮.
Ludzie zebrali si臋 wok贸艂 Knuta, ale jego zaniedbany wygl膮d odstr臋cza艂 ich na tyle, 偶e nie podeszli zbyt blisko. Ten cz艂owiek mia艂 co艣 dziwnego w oczach. Rzadko si臋 spotyka m艂odych m臋偶czyzn o tak hardym spojrzeniu.
呕aden z gapi贸w go nie pozna艂. Nikt by nie powiedzia艂, 偶e ten obdartus o ziej膮cym nienawi艣ci膮 spojrzeniu ma co艣 wsp贸lnego z sympatycznym m艂odzie艅cem, kt贸ry mieszka艂 u Hannu w ubieg艂ym roku.
W艂贸cz臋ga by艂 obcy, mo偶e nawet niebezpieczny.
Zatrzyma艂 si臋 i spojrza艂 na zebranych. Nie rozumia艂, sk膮d to zamieszanie.
- Macie tu pastora? - zapyta艂 dziwnym g艂osem. W ci膮gu kilku ostatnich dni m贸g艂 rozmawia膰 tylko sam z sob膮. Wi臋cej p艂aka艂, ni偶 rozmawia艂.
Ludzie pokiwali g艂owami. Kto艣 chcia艂 mu pokaza膰 drog臋. Jakby Knut jej nie zna艂 na pami臋膰!
Poci膮gn膮艂 za wodze, by renifer poszed艂 za nim.
Gdy przechodzi艂 przez zbiegowisko, ludzie poczuli zapach trupa.
Kto艣 pobieg艂 po lensmana.
Dogonili Knuta, gdy sta艂 ju偶 przed plebani膮. Zatrzyma艂 si臋 przed g艂贸wnym wej艣ciem. Przysi膮g艂 kiedy艣, 偶e nie wejdzie do tego domu tylnymi drzwiami.
Tym razem jednak w og贸le nie m贸g艂 tam wej艣膰. Lensman zagrodzi艂 mu drog臋 i zainteresowa艂 si臋 saniami.
Knut nie wygl膮da艂 na Lapo艅czyka. Lensman nie m贸g艂 zrozumie膰, sk膮d wobec tego wzi膮艂 zaprz臋g z reniferem.
- Co wieziesz na tych saniach? Knut popatrzy艂 na niego ponuro. Nie wiedzia艂, kim jest ten cz艂owiek.
Co ma w saniach?
Lensman podszed艂 do podejrzanego, manifestuj膮c sw贸j autorytet przed mieszka艅cami osady. Uni贸s艂 sk贸ry przykrywaj膮ce 艂adunek.
Zapach rozk艂adaj膮cego si臋 trupa uderzy艂 zebranych w nozdrza. Stoj膮cy najbli偶ej cofn臋li si臋 odruchowo. Nawet lensman. Przedstawiciel w艂adzy spojrza艂 na Knuta przymru偶onymi oczami.
Przybysz by艂 tak zaniedbany, 偶e m贸g艂by by膰 przest臋pc膮, cho膰 na takiego nie wygl膮da艂.
- Chyba musisz si臋 wyt艂umaczy膰.
Knut nie ruszy艂 si臋 z miejsca. Zm臋czenie niemal 艣cina艂o go z n贸g. Ostatnie doby by艂y dla niego bardzo trudne. Zrobi艂o si臋 za ciep艂o. 艢nieg stopnia艂. Najwy偶szy czas pochowa膰 Simona.
- Kim jest ten... trup, kt贸rego wieziesz na saniach? - Lensman chcia艂 zapyta膰 鈥瀔im jest ten cz艂owiek鈥, ale w ostatniej chwili zaczai w膮tpi膰, czy to rzeczywi艣cie by艂 cz艂owiek. G艂owa, kt贸r膮 ujrza艂 przez moment, by艂a tak zniekszta艂cona, 偶e mo偶na by艂o mie膰 w膮tpliwo艣ci. Zw艂aszcza 偶e cia艂o zacz臋艂o si臋 ju偶 rozk艂ada膰. - Zabi艂e艣 go? Knut pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Na mi艂o艣膰 bosk膮 - zdenerwowa艂 si臋 - trzeba go czym pr臋dzej pochowa膰. Zaczyna gni膰. Nazywa si臋 Simon Arturson Bakken. Jest moim szwagrem. Trzeba go pochowa膰 w po艣wi臋conej ziemi...
Lensman wola艂 si臋 nie wypowiada膰 na ten temat. Nie by艂 wcale pewien, czy cia艂o le偶膮ce na saniach zas艂uguje na spoczynek w po艣wi臋conej ziemi...
- Zap艂ac臋 - szepn膮艂 Knut. Musia艂 oprze膰 si臋 o renifera, by utrzyma膰 si臋 na nogach.
- Obawiam si臋, 偶e raczej p贸jdziesz ze mn膮 - o艣wiadczy艂 lensman i wyci膮gn膮艂 r臋k臋, by chwyci膰 Knuta za rami臋.
Ailo zrobi艂 to jednak pierwszy. To Jussi zauwa偶y艂 nadchodz膮cego Knuta. Ailo i Hannu zjawili si臋 w sam膮 por臋. Ailo podtrzyma艂 przyjaciela. Hannu pospieszy艂 z wyja艣nieniem.
- Knut szuka艂 Simona przez ca艂y tydzie艅. Simon zagin膮艂 podczas polowania.
Hannu zerkn膮艂 na sanie. Zagryz艂 z臋by i czym pr臋dzej zas艂oni艂 cia艂o sk贸rami.
- Musia艂 si臋 natkn膮膰 na jak膮艣 band臋. Knut jest jego szwagrem. Byli prawie bra膰mi. Knut nie m贸g艂by nikogo zabi膰. Znam go, bo mieszka艂 u mnie. - Hannu zdecydowa艂 si臋 wyci膮gn膮膰 ostatni膮 kart臋, kt贸r膮 mia艂 w zanadrzu. - To on znalaz艂 c贸rk臋 starego pastora, gdy... zgin臋艂a tak nieszcz臋艣liwie.
Lensman popatrzy艂 na Knuta. Wyda艂o mu si臋, 偶e zaczyna poznawa膰 t臋 twarz.
Swego czasu kr膮偶y艂y r贸偶ne plotki o m臋偶czy藕nie, kt贸ry znalaz艂 cia艂o c贸rki pastora.
- Je艣li rzeczywi艣cie za niego r臋czysz... Hannu skwapliwie przytakn膮艂.
- Oczywi艣cie. Lensman mo偶e mnie wsadzi膰 do paki, je艣li Knut zrobi co艣 z艂ego.
- A co z trupem?
Hannu pr贸bowa艂 nie wci膮ga膰 powietrza nosem.
- Trzeba go pochowa膰.
- Pochowamy go w ko艣ciele - oprzytomnia艂 Knut, podtrzymywany przez Ailo. - Zap艂ac臋 za to, by si臋 znalaz艂o dla niego miejsce ko艂o o艂tarza.
Lensman spojrza艂 na niego zdumiony.
- Zap艂ac臋 - powt贸rzy艂 Knut. Hannu zacz膮艂 si臋 obawia膰, by przyjaciel nie powiedzia艂 nic na temat z艂ota.
- Chcesz porozmawia膰 z pastorem? W takim razie najlepiej b臋dzie, je艣li si臋 najpierw wymyjesz i prze艣pisz - doradzi艂 Knutowi.
Lensman najwyra藕niej podziela艂 jego zdanie.
- On mo偶e zap艂aci膰? - zdziwi艂 si臋 na odchodnym. - 呕eby pochowa膰... to w ko艣ciele?
- Chyba tak - odpar艂 Hannu.
Pastor i lensman znale藕li jednak pow贸d, kt贸ry to uniemo偶liwi艂.
Simon Arturson Bakken nie spocz膮艂 pod o艂tarzem. Pastor i lensman doszli do wniosku, 偶e trupa w takim rozk艂adzie lepiej pochowa膰 na zewn膮trz.
Zwyczajni ludzie musieli si臋 pogodzi膰 z tym wyja艣nieniem.
Nawet je艣li byli w stanie zap艂aci膰 za pogrzeb.
Knut zasn膮艂 w saunie. Hannu rozpali艂 ogie艅, mimo 偶e nie by艂o to 偶adne 艣wi臋to. W sam膮 por臋 wszed艂 tam razem z Ailo, 偶eby wyci膮gn膮膰 stamt膮d 艣pi膮cego. Potem zanie艣li Knuta na 艂贸偶ko Hannu, gdzie spa艂 przez bite dwie doby.
Knut nie uczestniczy艂 w przyspieszonym pogrzebie Simona. Hannu uzna艂, 偶e to nie takie wa偶ne, przecie偶 rodzin臋 reprezentowa艂 Ailo. Zreszt膮 dla Simona nie mia艂o to ju偶 i tak 偶adnego znaczenia.
鈥W tym samym czasie Heino zdo艂a艂 wsta膰 z 艂贸偶ka. Od Jussiego, kt贸ry by艂 pot臋偶nie zbudowanym m臋偶czyzn膮, po偶yczy艂 koszul臋 - wystarczaj膮co szerok膮, by nie przykleja膰 si臋 do zmasakrowanych plec贸w Heino. Wcze艣niej Anjo postanowi艂a usun膮膰 banda偶e i opatrunki. Kaza艂a Heino zagry藕膰 z臋by i cierpie膰 w milczeniu podczas tej operacji.
Heino z niecierpliwo艣ci膮 czeka艂 na spotkanie z Knutem. Nie tylko dlatego, 偶e ten przybysz znalaz艂 z艂oto, ale r贸wnie偶 dlatego, i偶 przywo偶膮c cia艂o Simona udowodni艂, 偶e jest prawdziwym m臋偶czyzn膮.
Gdy si臋 wreszcie spotkali, d艂ugo patrzyli na siebie. Knut mia艂 t臋 przewag臋, 偶e widzia艂 Heino ju偶 wcze艣niej. Musia艂 jednak przyzna膰, 偶e Heino prezentowa艂 si臋 teraz znacznie lepiej ni偶 w贸wczas, gdy le偶a艂 nieprzytomny i bredzi艂 w malignie.
Heino przewy偶sza艂 Knuta wzrostem i by艂 pot臋偶nie zbudowany. Ciemna czupryna z niesforn膮 grzywk膮 jakby nie do ko艅ca pasowa艂a do jego sylwetki.
Knut nie m贸g艂 si臋 oprze膰 wra偶eniu, 偶e Heino mu kogo艣 przypomina. Ju偶 przedtem mia艂 takie poczucie, ale teraz, gdy spojrza艂 w br膮zowe oczy pod prostymi, g臋stymi brwiami, nabra艂 pewno艣ci. Wiedzia艂 jednak, 偶e nigdy nie spotka艂 Heino.
- Zachowa艂e艣 si臋 odwa偶nie - pochwali艂 Knuta Heino, potrz膮saj膮c jego d艂oni膮. Knut u艣miechn膮艂 si臋 nieznacznie. Ailo opowiedzia艂 mu ju偶 histori臋 nowego znajomego.
- Nie mog艂e艣 go uratowa膰 - zapewni艂 go Knut. - By艂 straszliwie skatowany. Straci艂 przytomno艣膰 i wykrwawi艂 si臋 na 艣mier膰. Albo udusi艂 si臋 w艂asn膮 krwi膮.
- Nie od razu - wtr膮ci艂 Heino. - D艂ugo s艂ysza艂em jego krzyk.
Knut nic nie odpowiedzia艂. Gdy odnalaz艂 Simona, twarz zmar艂ego by艂a zniekszta艂cona nie do poznania. Musia艂a wygl膮da膰 strasznie, jeszcze zanim robactwo i rosn膮ca temperatura doko艅czy艂y dzie艂a. Z pewno艣ci膮 nie umar艂 spokojny.
Zakrwawione r臋ce 艣wiadczy艂y o tym, 偶e usi艂owa艂 zatamowa膰 krwotok, zanim zrozumia艂, 偶e to niemo偶liwe. Simon nie potrafi艂 czyta膰 ani pisa膰. Zna艂 jednak niekt贸re litery.
Na jednym z kamieni paleniska narysowa艂 swoj膮 w艂asn膮 krwi膮 niedu偶e 鈥濵鈥.
Knut wspomnia艂 o tym tylko Ailo i nie by艂 pewien, czy powie o tym Mai. Heino nie musi o tym wiedzie膰.
- Znalaz艂em ich 艣lady - rzek艂, pr贸buj膮c rozszyfrowa膰 wyraz twarzy Heino. Nie by艂o to 艂atwe, bo cho膰 opuchlizna zacz臋艂a powoli ust臋powa膰, siniaki wci膮偶 by艂y wyra藕ne.
Heino pochyli艂 si臋 do przodu i mocno zacisn膮艂 pi臋艣ci.
- Skoro nie mog膮 si臋 pokaza膰 w艣r贸d ludzi, ale musz膮 si臋 trzyma膰 blisko osad, to chyba si臋 domy艣lam, dok膮d pojechali.
- Na p贸艂noc? - upewni艂 si臋 Heino dr偶膮cym ze zdenerwowania g艂osem.
Knut skin膮艂 g艂ow膮.
- Zaczekasz, a偶 moje plecy si臋 zagoj膮?
- Simon by艂 moim przyjacielem i m臋偶em mojej siostry. Nie pozwol臋, 偶eby uszli sprawiedliwo艣ci.
- Feldt zabi艂 mojego ojca. - Twarz Heino pociemnia艂a. - A poza tym chodzi tu o co艣 wi臋cej ni偶 nasze zranione uczucia. Gdy go schwytamy, zrobimy porz膮dek z innym draniem, przez kt贸rego cierpi mn贸stwo ludzi.
Obaj doskonale rozumieli, jak wa偶nym zadaniem jest pozbycie si臋 namiestnika, ale teraz zesz艂o ono na dalszy plan. Nawet dla Heino.
- Id臋 z wami - wtr膮ci艂 si臋 Ailo. - Nie powinni艣my si臋 tak spieszy膰, niech si臋 poczuje bezpiecznie. - Ailo spojrza艂 na Heino. - On zabi艂 tak偶e mojego ojca.
Anjo s艂ucha艂a ich rozmowy. Rozmowy trzech m艂odych m臋偶czyzn, kt贸rym si臋 wydawa艂o, 偶e znaj膮 偶ycie, cho膰 przecie偶 tak ma艂o wiedzieli o z艂u, o b贸lu.
- Musicie zabra膰 mnie ze sob膮 - wtr膮ci艂a. - Ja jedna znam Feldta. Pami臋tajcie, 偶e wcale nie jeste艣my pewni, 偶e Albert i Feldt to ta sama osoba.
- Ale偶 jeste艣my! - zaprotestowa艂 Heino. Anjo pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Wcale nie. Wszystko wskazuje na to, 偶e to on. Nie wyobra偶am sobie, by mog艂o by膰 inaczej. To prawie niemo偶liwe. Ale musimy by膰 ca艂kiem pewni. Przede wszystkim dlatego, 偶e jeste艣my tu obcy, a on jest Norwegiem. Swego czasu piastowa艂 nawet wa偶ne stanowisko. Niewykluczone, 偶e wci膮偶 ma jakich艣 przyjaci贸艂. A nawet je艣li nie s膮 ju偶 jego przyjaci贸艂mi, to mog膮 chcie膰 go wesprze膰. Ze 藕le rozumianego poczucia obowi膮zku czy lojalno艣ci, niewa偶ne zreszt膮, dlaczego... - Anjo wzi臋艂a g艂臋boki oddech, pier艣 jej unios艂a si臋 i opad艂a. - Wcale nie mam ochoty na to spotkanie. Ale tylko ja mog臋 potwierdzi膰, 偶e to na pewno on. Za艂o偶臋 si臋, 偶e Feldt nie zbli偶y si臋 z w艂asnej woli do Alty. Ale Anjo go dobrze zna. A je艣li mamy odrobin臋 szcz臋艣cia, to oka偶e si臋, 偶e Feldt pami臋ta tak偶e Anjo.
- To nie b臋dzie 偶adna wycieczka - przestrzeg艂 j膮 Knut. Nie potrafi艂 sobie wyobrazi膰 tej kobiety w w臋dr贸wce przez p艂askowy偶. - Nie mo偶emy zamartwia膰 si臋 o ciebie, do艣膰 mamy innych problem贸w.
- Sama potrafi臋 si臋 o siebie zatroszczy膰 - zapewni艂a.
- To prawda - popar艂 j膮 Heino, cho膰 w gruncie rzeczy podziela艂 zdanie Knuta. - Ale to mo偶e by膰 dla ciebie niebezpieczne.
- Niebezpieczne? - prychn臋艂a Anjo. By przerwa膰 ja艂ow膮 dyskusj臋, rozpi臋艂a bluzk臋 i gorsecik.
Zmieszani m臋偶czy藕ni odwr贸cili wzrok. Anjo unios艂a bielizn臋, obna偶aj膮c krwi艣cie czerwon膮 pier艣.
- Nie jeste艣cie chyba a偶 takimi mi臋czakami, 偶e boicie si臋 spojrze膰? - hukn臋艂a. - Nie zamierzam was uwodzi膰, szczeniaki! Pokazuj臋 wam tylko, co ten cz艂owiek ze mn膮 zrobi艂. 呕eby艣cie zrozumieli, jak bardzo go nienawidz臋. 呕eby艣cie si臋 dowiedzieli czego艣 o b贸lu, zw艂aszcza o tym, kt贸ry d艂ugo, d艂ugo trawi cz艂owieka od wewn膮trz. 呕eby艣cie zrozumieli, 偶e ja ju偶 si臋 niczego nie przestrasz臋. W ka偶dym razie nie tak jak wtedy, kiedy by艂am dziewczyn膮. Nie l臋kam si臋 偶adnych niebezpiecze艅stw. Chc臋 zobaczy膰 jego upadek. B臋d臋 si臋 艣mia膰 i plu膰 mu w twarz. Chc臋 przy tym by膰, 偶eby mu splun膮膰 w twarz. Popatrzcie na mnie! Popatrzcie i zrozumcie cho膰 cz膮stk臋 mego b贸lu!
Spojrzeli.
Trzy pary oczu zwr贸ci艂y si臋 w stron臋 Anjo, kt贸ra dr偶膮cymi d艂o艅mi odkrywa艂a swoje cia艂o.
Knut prze艂kn膮艂 艣lin臋. W uszach mu szumia艂o. Dosta艂 w艂a艣nie odpowied藕 na pytania, kt贸re chcia艂 zada膰 Anjo, i zrozumia艂, 偶e ju偶 ich nie zada.
Piersi i mostek by艂y pokryte strasznymi bliznami po oparzeniach i razach bicza.
Blizny uk艂ada艂y si臋 w krzy偶 pokrywaj膮cy ca艂y jej tu艂贸w od pasa w g贸r臋.
Najbardziej przera偶aj膮co wygl膮da艂y piersi pozbawione brodawek sutkowych.
- Ju偶 wtedy znakomicie pos艂ugiwa艂 si臋 no偶em - rzek艂a Anjo twardym g艂osem. - I uwielbia艂 przyk艂ada膰 roz偶arzone 偶elazo do cia艂. Ub贸stwia艂 zabaw臋 z biczem. Gdyby艣cie mogli us艂ysze膰 jego g艂os podczas tej zabawy... By艂 taki wulgarny... pe艂en pogardy... i samozadowolenia.
Zapi臋艂a bluzk臋.
呕aden z nich nie 艣mia艂 spojrze膰 jej w oczy.
- P贸jdziesz z nami - powiedzia艂 w ko艅cu Heino. - Potrafisz troszczy膰 si臋 o siebie. Nie b臋dziemy ci臋 traktowa膰 w spos贸b szczeg贸lny.
Ailo i Knut przytakn臋li.
Po paru tygodniach na plecach Heino pojawi艂a si臋 cieniutka warstewka sk贸ry. Jego cia艂o odzyska艂o naturaln膮 barw臋, a mi臋艣nie dawn膮 spr臋偶ysto艣膰.
Ailo i Knut zamieszkali u Hannu i Jussiego. Ludzie byli przyzwyczajeni, 偶e bracia Kemijarvi cz臋sto go艣cili pod swoim dachem r贸偶nych Fin贸w. Go艣cie przej臋li cz臋艣膰 obowi膮zk贸w gospodarzy. 艁owili ryby, zastawiali sid艂a, pomagali r膮ba膰 drewno.
Heino zazdro艣ci艂 im takiego 偶ycia.
Sam ukrywa艂 si臋 u Anjo. Nikt nie powinien si臋 dowiedzie膰, 偶e tam mieszka. Nikt nie powinien go zobaczy膰.
W p贸艂nocnej krainie rozpocz臋艂o si臋 co艣 w rodzaju lata.
Anjo przez ca艂y czas chodzi艂a do pracy. Stawia艂a si臋 w kuchni namiestnika na d艂ugo przed przebudzeniem gospodarza i zostawa艂a do p贸藕na, cho膰 i ona, i Kjeldsen doskonale wiedzieli, 偶e nigdy jej za to nie zap艂aci.
呕aden z mieszka艅c贸w 鈥瀙a艂acu鈥 nie interesowa艂 si臋 jej 偶yciem. Nikt nie zwraca艂 uwagi na to, 偶e czasem by艂a zm臋czona.
W gruncie rzeczy nie wiedzieli zupe艂nie nic o Anjo. O kobiecie, kt贸ra przygotowywa艂a im jedzenie.
Pewnego dnia Anjo po prostu znik艂a.
Hannu od samego pocz膮tku by艂 temu przeciwny.
- Anjo jest zbyt wa偶na dla naszej sprawy, by w艂贸czy膰 si臋 po p艂askowy偶u za tym rze藕nikiem. Potrzebujemy jej tu, w Alcie. Poza ni膮 mamy w domu Kjeldsena tylko jednego cz艂owieka, a on za ma艂o znaczy, by m贸g艂 si臋 na cokolwiek przyda膰.
- Nie jestem niezast膮piona, Hannu. Cz臋sto mi to sam m贸wi艂e艣. Mo偶ecie wprowadzi膰 tam kogokolwiek. Porozmawiajcie troch臋 z tymi, kt贸rzy tam pracuj膮. Gdybym umia艂a pisa膰, zostawi艂abym ci d艂ug膮 jak moje rami臋 list臋 nazwisk!
Hannu umia艂 pisa膰. Lista by艂a rzeczywi艣cie d艂uga, cho膰 nie zr贸wna艂a si臋 z ramieniem Anjo.
Potem Hannu pr贸bowa艂 jej wyt艂umaczy膰, 偶e wyprawa mo偶e by膰 niebezpieczna. Heino mrugn膮艂 do Knuta i Ailo. Czy znowu rozepnie bluzk臋 i podwinie bielizn臋, 偶eby przekona膰 Hannu? Zdo艂a艂a go jednak przekona膰 i bez tego.
- Mo偶esz sobie tu siedzie膰 i opowiada膰, jaka to niebezpieczna wyprawa. A tymczasem ja ruszam z ch艂opcami. Ot i ju偶. Jad臋. Mo偶e ci si臋 to nie podoba膰, nie mam na to wp艂ywu. Jad臋 i tyle. Mam poczucie, 偶e wezm臋 udzia艂 w czym艣 bardzo wa偶nym, zw艂aszcza dla mnie. I 偶aden Kemijarvi mnie od tego zamiaru nie odwiedzie!
Ze wzgl臋du na Anjo wyruszyli wieczorem. Co prawda noce nie by艂y ju偶 na tyle ciemne, by mogli si臋 skry膰 w mroku, ale wi臋kszo艣膰 mieszka艅c贸w Alty o tej porze ju偶 spa艂a.
Ca艂e szcz臋艣cie, 偶e renifery ci膮gn臋艂y ich baga偶e. By艂oby znacznie gorzej, gdyby musieli nie艣膰 wszystko na w艂asnych grzbietach. Zreszt膮 Heino i tak nie by艂by w stanie im pom贸c, bo jego plecy wci膮偶 jeszcze si臋 nie zagoi艂y. Posuwali si臋 bezdro偶ami. Nie min臋艂o wiele czasu, gdy Anjo zacz臋艂a narzeka膰 na niesprawiedliwy porz膮dek tego 艣wiata.
- Kto, u licha, zarz膮dzi艂, 偶e kobiety maj膮 nosi膰 sp贸dnice? - westchn臋艂a, bo r膮bek jej sp贸dnicy bez przerwy zaczepia艂 o jakie艣 krzaki i zaro艣la. - Pewnie jaki艣 m臋偶czyzna, kt贸ry nie chcia艂, 偶eby jego baba oddala艂a si臋 od domu.
Heino omal si臋 nie roze艣mia艂.
- Mo偶esz zawr贸ci膰, kiedy tylko zechcesz. Zdaje si臋, 偶e sama chcia艂a艣 z nami i艣膰. Przecie偶 o to prosi艂a艣.
- Mo偶esz te偶 po偶yczy膰 od kt贸rego艣 z nas spodnie dorzuci艂 Knut. - U偶ywane. Pachn膮 mo偶e nie najpi臋kniej, no ale od tego s膮 spodnie.
Wszyscy trzej si臋 roze艣mieli, wyobraziwszy sobie kobiet臋 w spodniach. Na c贸偶 kobiecie spodnie? Do jej bioder najlepiej pasuje przecie偶 sp贸dnica.
- Sp贸jrz prawdzie prosto w oczy, Anjo - doda艂 Heino. - Kobiety nie s膮 stworzone do noszenia spodni.
- Bo wtedy nie mieliby艣cie pod co wk艂ada膰 艂ap, prawda? - prychn臋艂a Anjo i pomaszerowa艂a dalej. Kiedy kolejny raz zaczepi艂a o jaki艣 krzak, unios艂a sp贸dnic臋 i umocowa艂a j膮 w pasie szalem.
- Mo偶e nie wygl膮da to zbyt elegancko - o艣wiadczy艂a. - Niezbyt elegancko, ale za to praktycznie.
Przed wypraw膮 za艂o偶y艂a grube we艂niane po艅czochy, dzi臋ki czemu teraz nie marz艂a i nie czu艂a uk膮sze艅 dokuczliwych komar贸w. M臋偶czy藕ni ocenili spojrzeniami jej nogi i doszli do wniosku, 偶e Anjo nie ma si臋 czego wstydzi膰. Nie mog艂a narzeka膰 na brak ruchu - dzie艅 w dzie艅 kr臋ci艂a si臋 przecie偶 po kuchni namiestnika.
Anjo dotrzymywa艂a m臋偶czyznom kroku. Nawet je艣li by艂a zm臋czona, zagryza艂a z臋by i sz艂a.
Zauwa偶yli natomiast, 偶e m贸wi艂a znacznie mniej.
Knut dostrzeg艂 to ostatni, ale od tej chwili cz臋艣ciej ws艂uchiwa艂 si臋 w oddech Anjo.
Wyprawa by艂a dla niej m臋cz膮ca.
Knut z dum膮 my艣la艂 o tym, 偶e Anjo nie narzeka i nie prosi o odpoczynek. Zarz膮dza艂 jednak postoje znacznie cz臋艣ciej w艂a艣nie ze wzgl臋du na ni膮. Wydawa艂o mu si臋 nawet, 偶e Anjo u艣miecha艂a si臋 do niego z wdzi臋czno艣ci膮.
Nic jednak nie m贸wi艂a.
Ailo i Heino post臋powali tak samo jak Knut. Mieli wzgl膮d na Anjo. Wbrew wcze艣niejszym zapowiedziom traktowali j膮 w spos贸b szczeg贸lny.
Nasta艂 ju偶 p贸藕ny ranek, gdy postanowili zatrzyma膰 si臋 na 鈥瀗ocny鈥 spoczynek. Dotarli do zagajnika, w kt贸rym ros艂y drzewa, si臋gaj膮ce Ailo do czubka g艂owy. Roz艂o偶yli obozowisko na skraju tego lasku. Znale藕li nawet miniaturowe 藕r贸de艂ko, kt贸re dostarczy艂o im 艣wie偶ej wody.
Mieli pod r臋k膮 chrust na ognisko i mi臋kki mech, na kt贸rym mogli si臋 wyci膮gn膮膰 pod chroni膮cymi od wiatru drzewami. Renifery znalaz艂y tu do艣膰 po偶ywienia.
- Wspania艂e miejsce - westchn膮艂 Ailo, kt贸ry wreszcie poczu艂 si臋 jak w domu w otwartym pejza偶u. Wreszcie zacz膮艂 si臋 jego ukochany 艣wiat.
Anjo osun臋艂a si臋 na ziemi臋 tam, gdzie sta艂a. Le偶a艂a, spogl膮daj膮c w niebo, po kt贸rym p艂yn臋艂y ob艂oki, kt贸re zmienia艂y kszta艂ty, jakby pragn臋艂y dostarczy膰 jej rozrywki.
- Nie藕le zacz臋li艣my - powiedzia艂 Heino, cho膰 wszyscy wiedzieli, 偶e to nieprawda.
- Do licha! Czuj臋 si臋 idiotycznie! - j臋kn臋艂a zawstydzona Anjo. Podpar艂a si臋 na 艂okciu i zakry艂a oczy, by nie patrze膰 na swoich towarzyszy i by oni nie widzieli jej twarzy. - 艁atwo by艂o si臋 wym膮drza膰 w domu. Ale wiele ju偶 miesi臋cy min臋艂o od czasu, gdy by艂am chy偶膮 dziewczyn膮 biegaj膮c膮 po lesie. Zapomnia艂am ca艂kiem, 偶e teraz mam trzydzie艣ci cztery lata i wa偶臋 ze dwa razy wi臋cej.
M臋偶czy藕ni usiedli. Byli zmieszani s艂owami Anjo i nie wiedzieli, co powiedzie膰. Knut i Ailo patrzyli wymownie na Heino, bo on najlepiej zna艂 Anjo. Ale nawet on milcza艂 bezradny.
Anjo usiad艂a i popatrzy艂a na ca艂膮 tr贸jk臋.
- Jestem wam kul膮 u nogi?
- No nie....
- Zaszliby艣cie o wiele dalej, gdyby nie ja i m贸j g艂upi up贸r. Szlam tak szybko, jak tylko mog艂am, ale wci膮偶 zbyt wolno. Traktujecie mnie szczeg贸lnie. Tylko mi nie wmawiajcie, 偶e zatrzymywaliby艣cie si臋 za ka偶d膮 g贸rk膮, gdyby nie ja!
- Chcesz wraca膰? - zapyta艂 Heino. Anjo w milczeniu pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Skoro nie, to nie ma o czym m贸wi膰. Teraz ju偶 wiesz, na co ci臋 sta膰. Podobnie jak i my. Zdecydowali艣my si臋 zabra膰 ci臋 ze sob膮 i wcale nie jeste艣 mniej wa偶na ni偶 inni. Owszem, bez ciebie zaszliby艣my dalej, ale jeste艣 z nami. I musimy to wzi膮膰 pod uwag臋. My si臋 dostosujemy do twojego tempa, a ty b臋dziesz musia艂a jako艣 to prze偶y膰, nie urz膮dzaj膮c histerii.
Knut nie m贸g艂 si臋 powstrzyma膰 od u艣miechu, bo jako艣 nie potrafi艂 wyobrazi膰 sobie histeryzuj膮cej Anjo.
- Na szcz臋艣cie mamy ze sob膮 najlepsz膮 kuchark臋 w ca艂ym Finnmarku - dorzuci艂 Heino. - Szefa kuchni samego namiestnika.
Oczy Anjo zn贸w rozb艂ys艂y u艣miechem.
Knut uzmys艂owi艂 sobie, 偶e cieszy si臋 z obecno艣ci Anjo. Pocz膮tkowo wydawa艂o mu si臋, 偶e b臋dzie im kul膮 u nogi. Teraz nie m贸g艂 jednak sobie wyobrazi膰 takiej d艂ugiej wyprawy bez jej przyjacielskiego dogadywania i uszczypliwych 偶art贸w.
Anjo by艂a wa偶nym, potrzebnym i pe艂noprawnym uczestnikiem wyprawy.
Cho膰 o tej porze roku jasno艣膰 panowa艂a przez ca艂膮 dob臋, jako艣 trudno im si臋 spa艂o za dnia.
U艂o偶yli si臋 w miar臋 wygodnie na mchu po obu stronach 偶arz膮cego si臋 ogniska, przykrywaj膮c si臋 kocami.
- Niewiele o sobie wiemy - odezwa艂a si臋 Anjo po chwili. - To znaczy ja i Heino znamy si臋 dobrze i wy dwaj tak偶e. Ale poza tym mo偶emy tylko zgadywa膰, co si臋 w nas kryje. Mo偶e poopowiadaliby艣my troch臋 o sobie?
Heino westchn膮艂. Le偶a艂 na brzuchu i grzeba艂 patykiem w ognisku.
- Nie ma sensu przypomina膰 starych dziej贸w - o艣wiadczy艂 ponuro. - 鈥濿spomnienia s膮 bolesne.
- Masz przecie偶 tak偶e pi臋kne wspomnienia - wzruszy艂a ramionami Anjo. - Niech Ailo i Hannu dowiedz膮 si臋, kim jeste艣. Dlaczego jeste艣 taki a nie inny. Przesz艂o艣膰 wci膮偶 w tobie 偶yje, Heino, je艣li nam o niej opowiesz, to i tak niczego to nie zmieni.
- Skoro tak bardzo ci zale偶y, to sama zacznij - rzuci艂 Heino, udaj膮c oboj臋tno艣膰.
Anjo zapatrzy艂a si臋 w niebo. Za艂o偶y艂a r臋ce za kark.
- Przyjecha艂am w te strony jako bardzo m艂oda dziewczyna - rozpocz臋艂a nieco rozmarzonym g艂osem. - M贸j narzeczony o偶eni艂 si臋 z inn膮, wi臋c uciek艂am z rodzinnej wioski. Wyl膮dowa艂am w Vardo. Nie by艂o mi tam 藕le. Podczas sezonu czasami gotowa艂am dla rybak贸w. S艂u偶y艂am te偶 w bogatych domach, cho膰 nie by艂o ich tam za wiele. Sko艅czy艂am osiemna艣cie lat tego roku, gdy Hans Fredrik Feldt postanowi艂 pojma膰 wielk膮 czarownic臋. Gdy na sza艅cach twierdzy zacz臋艂y p艂on膮膰 stosy.
Anjo wzi臋艂a g艂臋boki oddech, by m贸c kontynuowa膰 opowie艣膰. Sprawia艂a wra偶enie twardej kobiety, ale w g艂臋bi duszy by艂a niezwykle wra偶liwa. 呕aden z nich nie mia艂 co do tego w膮tpliwo艣ci.
Knut s艂ucha艂 historii Anjo z zamkni臋tymi oczami. Nawet nie wiedzia艂, kiedy zacisn膮艂 powieki.
To, co us艂ysza艂, by艂o straszniejsze ni偶 historie o duchach, kt贸re pami臋ta艂 z dzieci艅stwa.
- Jedna z c贸rek pa艅stwa, u kt贸rych s艂u偶y艂am, uzna艂a, 偶e jej narzeczony zbyt cz臋sto na mnie patrzy. Wtedy mog艂am si臋 jeszcze pochwali膰 urod膮, bo to by艂o dawno temu. Feldt tymczasem schwyta艂 najwi臋ksz膮 czarownic臋. Ludzie powiadali, 偶e by艂a Laponk膮, a mo偶e Fink膮. Tak czy inaczej, 'wszyscy obcy czuli si臋 niepewnie... Wystarczy艂o, by zazdrosna dziewczyna donios艂a na mnie do twierdzy, a ju偶 mnie zamkn臋li. Kapitan Feldt zrobi艂 wszystko, co w jego mocy, by zniszczy膰 mnie i ca艂e moje 偶ycie. Nie mia艂am poj臋cia, 偶e g贸ra Domen by艂a w ich wyobra藕ni siedliskiem wszystkich diab艂贸w. Sk膮d mog艂am wiedzie膰? Wyl膮dowa艂am w ciemnym ciasnym lochu, g艂臋boko pod ziemi膮, bez 偶adnego okienka opr贸cz judasza w ci臋偶kich drzwiach. Widzia艂am 艣wiat艂o tylko wtedy, gdy po mnie przychodzili albo gdy raz na jaki艣 czas, bynajmniej nie codziennie, przynosili co艣 do jedzenia. S艂ysza艂am krzyki innych kobiet. Zamkn臋li nawet jednego m臋偶czyzn臋 oskar偶onego o czary. Zdaje si臋, 偶e go w ko艅cu spalili. Ale najwi臋ksza czarownica Feldta by艂a traktowana najgorzej. M贸j Bo偶e, jak ja j膮 podziwia艂am. S艂ysza艂am, jak 偶o艂nierze opowiadali sobie, co on z ni膮 robi. M贸wili z podziwem i z przera偶eniem. Stawia艂a op贸r, cho膰 przez to torturowali j膮 jeszcze gorzej. Gdy uda艂o jej si臋 uciec, wszystkie prze偶y艂y艣my chwil臋 triumfu. Nawet gdyby艣my mia艂y sp艂on膮膰 na stosie albo zosta膰 utopione w fosie, to umiera艂yby艣my z poczuciem, 偶e mo偶na mie膰 nadziej臋 na sprawiedliwo艣膰, skoro jej si臋 uda艂o uciec.
Anjo prze艂kn臋艂a 艣lin臋. Knut zrobi艂 to samo. Wiedzia艂, 偶e Ailo s艂ucha tej opowie艣ci z takim samym napi臋ciem jak i on. Przecie偶 Raija by艂a w pewnym sensie tak偶e jego matk膮, cho膰 go nie urodzi艂a.
- Feldt postanowi艂 odnale藕膰 uciekinierk臋. To by艂a sprawa jego honoru. Ludzie m贸wili, 偶e pod koniec swojej s艂u偶by w Vardohus kaza艂 spali膰 jak膮艣 kobiet臋, ale to nie mog艂a by膰 ona. Wypu艣ci艂 wszystkie wi臋藕niarki, kt贸re siedzia艂y w najg艂臋bszym lochu. Wyjecha艂am z Vardo i poprzysi臋g艂am, 偶e nigdy tam nie powr贸c臋. Wyl膮dowa艂am w Alcie. Pi臋膰, sze艣膰 lat temu zjawi艂 si臋 w Alcie pewien m臋偶czyzna. Fin, prawie tak pi臋kny jak Heino. - Anjo u艣miechn臋艂a si臋 ciep艂o. - To by艂 brat mojego dawnego narzeczonego. Okaza艂o si臋, 偶e zostawi艂 dom i wszystko, co mia艂, by odnale藕膰 pewn膮 kobiet臋. To on pom贸g艂 jej w ucieczce z Vardohus. A teraz jej szuka艂. Mia艂 w sobie jask贸艂czy niepok贸j...
- Robisz z niej 艣wi臋t膮 - wtr膮ci艂 Heino.
- Bo by艂a 艣wi臋ta - orzek艂a stanowczo Anjo. - Dla mnie by艂a 艣wi臋ta i dla twojego ojca tak偶e, Heino.
Heino nic nie odpowiedzia艂. Knut otworzy艂 oczy. Teraz zrozumia艂, sk膮d zna twarz Heino, kogo mu przypomina艂 ten Fin. Odnalaz艂 w艂a艣ciwy portret w tym zakamarku pami臋ci, kt贸ry pr贸bowa艂 zas艂oni膰.
- Potem ten cz艂owiek znik艂 - ci膮gn臋艂a Anjo. - Sta艂o si臋 to mniej wi臋cej w tym samym czasie, gdy bandyta zwany Albertem zacz膮艂 grasowa膰 na drogach i bezdro偶ach. Albert by艂 szefem bandy i wyr贸偶nia艂 si臋 wyj膮tkow膮 brutalno艣ci膮. Heino znalaz艂 swojego ojca. Ograbionego i martwego. Rozpozna艂 jego sk贸rzan膮 kamizelk臋...
- To by艂 on - stwierdzi艂 stanowczo Heino. - Zgin膮艂, poniewa偶 uton膮艂 w bezsensownych marzeniach o kobiecie, kt贸ra nie by艂a tego warta. Trzeciorz臋dna dziwka, kt贸ra mieszka艂a z rybakami. A on zakocha艂 si臋 w niej jak dure艅. W tym czasie uda艂o mu si臋 prawie sp艂aci膰 gospodarstwo... - Heino u艣miechn膮艂 si臋 krzywo. - Malutkie gospodarstwo, ale prawie sp艂acone. Zdo艂a艂 zgromadzi膰 nawet posag dla moich dw贸ch si贸str, kt贸re szcz臋艣liwie wyda艂 za m膮偶. W domu by艂y jeszcze dwie, mia艂y ju偶 narzeczonych. Ja mog艂em dalej si臋 uczy膰, bo uznali, 偶e mam do艣膰 rozumu, by zosta膰 pastorem. I w艂a艣nie wtedy ojciec znik艂. Powiedzia艂 mamie, 偶e musi znale藕膰 tamt膮. T臋 drug膮. Mama tego nie wytrzyma艂a i zmar艂a. Gospodarstwo przepad艂o. Teraz mieszkaj膮 tam obcy. Narzeczeni moich si贸str si臋 ulotnili, bo nie mieli艣my pieni臋dzy, by usk艂ada膰 dla nich na posag. Obie musia艂y i艣膰 na s艂u偶b臋. A ja przerwa艂em nauk臋, 偶eby go odnale藕膰. I uda艂o mi si臋. Znalaz艂em go, znalaz艂em Anjo. Teraz szukam mordercy. I tej, kt贸ra jest winna 艣mierci mego ojca w takim samym stopniu jak Feldt. Kobiety, kt贸r膮 Anjo traktuje jak bohaterk臋, a kt贸r膮 ojciec nazywa艂 Raij膮.
- Jeste艣 synem Petriego - szepn膮艂 Knut zesztywnia艂y mi wargami.
Heino spojrza艂 na niego zdziwiony, bo przecie偶 nie wymieni艂 imienia ojca.
Ailo tak偶e pami臋ta艂 Petriego. Z ko艣cio艂a w Tornedalen. On r贸wnie偶 zauwa偶y艂 podobie艅stwo.
- Nie zna艂e艣 jej, Heino - powiedzia艂 Ailo.
- Jestem synem Raiji - doda艂 ze smutnym u艣miechem Knut.
Teraz Heino wys艂ucha艂 opowie艣ci Ailo i Knuta. Wys艂ucha艂 dw贸ch m贸w obronnych o Raiji.
- To niczego nie zmienia - stwierdzi艂. - Nie mamy wp艂ywu na to, kim jeste艣my. Nie wybieramy sobie rodzic贸w. Nie obchodzi mnie, czyim jeste艣 synem, Knut. Nie czuj臋 do ciebie nienawi艣ci, Knut. Nie znienawidzi艂em te偶 Ailo za to, 偶e j膮 kocha艂. Ale te偶 wcale nie zmniejszy艂a si臋 moja nienawi艣膰 wobec Raiji. Je艣li j膮 spotkam, spr贸buj臋 j膮 ukara膰 za krzywd臋, kt贸r膮 wyrz膮dzi艂a mojemu ojcu. I mojej matce. Ca艂ej mojej rodzinie.
- Ona nie 偶yje - przerwa艂 mu Knut. - Jest ju偶 za p贸藕no, Heino. A poza tym nie mo偶esz jej obwinia膰 za to, co zrobi艂 tw贸j ojciec.
Heino milcza艂.
Anjo usiad艂a na swoim pos艂aniu. Zwierzenia okaza艂y si臋 bolesne dla wszystkich, ale Anjo nie straci艂a przekonania, 偶e wyja艣nienie sytuacji by艂o konieczne. Do tego przecie偶 d膮偶y艂a.
- Zna艂a艣 ca艂膮 prawd臋! - Heino przejrza艂 jej zamiary. - Zna艂a艣, ale nie chcia艂a艣 o niej m贸wi膰!
- Dobrze, 偶e wiemy, kim jeste艣my - stwierdzi艂a stanowczo, patrz膮c na nich po kolei. - Dobrze dla wszystkich.
To by艂a m膮dra kobieta. Knut w ko艅cu to zrozumia艂. Przedtem 偶artowa艂 sobie na jej temat, ale teraz by艂 ju偶 pewien, 偶e Anjo nie jest g艂upi膮 g臋si膮. Teraz 艂atwiej mu by艂o poj膮膰, dlaczego Hannu darzy j膮 takim szacunkiem.
Knut zaczyna艂 j膮 nawet lubi膰. Mia艂 nadziej臋, 偶e Ailo porzuci艂 swoje idiotyczne plany, jakie snu艂 w zwi膮zku z jej osob膮...
Oczami wyobra藕ni ujrza艂, jak Ailo j膮 obejmuje, i si臋 obruszy艂.
Anjo to nie pierwsza lepsza podstarza艂a i nieco zwariowana kobieta. Ona jest wi臋cej warta!
Odpoczywali do p贸藕nego popo艂udnia. Uzgodnili, 偶e przejd膮 jeszcze kawa艂ek i na noc rozbij膮 obozowisko. W dalsz膮 drog臋 rusz膮 dopiero nazajutrz.
Gdy dotarli na p艂askowy偶, rozci膮ga艂 si臋 przed nimi ten sam niezmienny krajobraz, daj膮cy poczucie, 偶e bez trudu mo偶na dotkn膮膰 nieba. Niebo by艂o tu偶 - tu偶.
Nawet Anjo zapomnia艂a, jak jej ci臋偶ko. P贸艂nocna kraina pokaza艂a im swe najpi臋kniejsze i naj艂agodniejsze oblicze. Anjo wola艂a si臋 zachwyca膰 zamiast utyskiwa膰.
Knut, Ailo i Heino nie raz ju偶 w臋drowali po p艂askowy偶u, ale z rado艣ci膮 s艂uchali Anjo zachwycaj膮cej si臋 w膮t艂ymi g贸rskimi kwiatkami i wspominaj膮cej czasy, gdy jej 偶ycie by艂o jeszcze pe艂ne oczekiwania i nadziei, kt贸re p贸藕niej skutecznie zniszczy艂 z艂y cz艂owiek.
Dzi臋ki Anjo w臋dr贸wka by艂a przyjemniejsza.
- Nie powiedzia艂e艣 o niej zbyt wiele - rzek艂a Anjo 艣ciszonym g艂osem do Knuta, kt贸ry szed艂 tu偶 obok. Zrobi艂o si臋 do艣膰 p贸藕no, szukali ju偶 miejsca nadaj膮cego si臋 na obozowisko, ale teren by艂 tu ca艂kiem p艂aski i sk膮pany w czerwonoz艂otym s艂onecznym 艣wietle, a na dodatek roi艂o si臋 od komar贸w. - Nie powiedzia艂e艣, kim by艂a - ci膮gn臋艂a Anjo. - Ale mieszkam w Alcie d艂ugo i dobrze je wszystkie pami臋tam. To mog艂a by膰 tylko ta jedna. - Knut milcza艂. Nie chcia艂 m贸wi膰. Wsun膮艂 r臋ce do kieszeni i zacisn膮艂 pi臋艣ci, by zamkn膮膰 w nich sw贸j b贸l. - Szkoda, 偶e wszystko si臋 sko艅czy艂o tak jak si臋 sko艅czy艂o - ci膮gn臋艂a. Knut uzna艂, 偶e Anjo brak delikatno艣ci. Nie powinna si臋 miesza膰 w jego 偶ycie.
A ju偶 j膮 polubi艂! Teraz wr贸ci艂a dawna niech臋膰. Nikt nie ma prawa rozmawia膰 z nim o Annie!
- Pasowaliby艣cie do siebie. Ty by艣 si臋 z pewno艣ci膮 dobrze opiekowa艂 Ann膮. Dla niej nie by艂aby to a偶 tak wielka zmiana. Za swoje z艂oto m贸g艂by艣 wiele kupi膰. Gdyby艣cie si臋 osiedlili gdzie艣 dalej, nikt by si臋 nawet nie domy艣li艂, 偶e pochodzisz z ubogiej rodziny. Ty mia艂by艣 pieni膮dze, ona wiedzia艂aby, co z nimi zrobi膰.
Knut z trudem si臋 opanowa艂. Niewiele brakowa艂o, a uderzy艂by Anjo za to, 偶e tak brutalnie obesz艂a si臋 z jego wspomnieniami. Potraktowa艂a ich zwi膮zek jak mezalians. A przecie偶 wcale tak nie by艂o. Dla nich r贸偶nica pochodzenia nie mia艂a 偶adnego znaczenia.
- Byli艣my sobie r贸wni - rzuci艂 ostro.
Anjo poklepa艂a go po policzku. Gdyby si臋 tego spodziewa艂, odsun膮艂by si臋 na bok. Nie zd膮偶y艂, zagryz艂 wi臋c tylko wargi. Przyspieszy艂 kroku, ale nie zdo艂a艂 przed ni膮 uciec.
- To by艂a prawdziwa mi艂o艣膰 - o艣wiadczy艂, zn贸w zwalniaj膮c. Poczu艂, 偶e Anjo powinna si臋 o tym dowiedzie膰. Nigdy nie rozmawia艂 z 偶adn膮 kobiet膮 o Annie. Kobiety inaczej patrz膮 na 偶ycie, inaczej traktuj膮 uczucia. Knut ch臋tnie zwierzy艂by si臋 Idzie. A nawet Mai, cho膰 ona potrafi艂a by膰 jeszcze bardziej szorstka ni偶 jego towarzyszka podr贸偶y. - Anna by艂a c贸rk膮 pastora, ale nigdy nie da艂a mi odczu膰 swojej wy偶szo艣ci.
- Nigdy? - zapyta艂a Anjo. Knut umilk艂. Poczu艂 krew nap艂ywaj膮c膮 do policzk贸w.
- Dobrze, 偶e pami臋tasz tylko to, co pi臋kne - ci膮gn臋艂a Anjo. - Ale nie upi臋kszaj w艂asnych wspomnie艅. Anna wprawdzie nie 偶yje, ale to nie oznacza, 偶e by艂a anio艂em w ludzkiej sk贸rze. Wychowano j膮 jak przysta艂o na c贸rk臋 pastora. Na pewno da艂a ci odczu膰, 偶e jeste艣 Kwenem i biedakiem. Mo偶e nie chcia艂a tego robi膰, ale na pewno nie potrafi艂a zachowa膰 si臋 inaczej. Ka偶dy z nas jest tym, na kogo go wychowano.
- Nie m贸w tak o niej!
Knut odskoczy艂 na bok. Byle dalej od Anjo. Przykucn膮艂, opar艂 艂okcie o kolana i pochyli艂 g艂ow臋.
Ailo i Heino udali, 偶e tego nie widz膮. Woleli nie miesza膰 si臋 w sprawy uczu膰. Zaj臋li si臋 przygotowywaniem paleniska: wykopali troch臋 torfu i u艂o偶yli kr膮g z kamieni, a w nim suche patyki. Potem wybrali si臋 na poszukiwanie wody.
Anjo przygl膮da艂a si臋 przez chwil臋 Knutowi.
- Jeste艣 na mnie z艂y? Knut podni贸s艂 na ni膮 przymru偶one b艂yszcz膮ce oczy. Pokiwa艂 g艂ow膮, po chwili jednak milcz膮co zaprzeczy艂.
- Wcale nie chcia艂am niszczy膰 twoich pi臋knych wspomnie艅. - Na twarzy Anjo malowa艂a si臋 powaga. - Powiniene艣 je zachowa膰 w sercu na zawsze. Chodzi艂o mi o co艣 innego. Nie chcia艂am te偶 m贸wi膰 o niej gorzej, ni偶 na to zas艂ugiwa艂a. Nie zrozum mnie 藕le!
- Zdaje si臋, 偶e zrobi艂a艣 to, czego nie chcia艂a艣. Anjo, nie zwa偶aj膮c na wrogie nastawienie Knuta, usiad艂a tak blisko ch艂opaka, 偶e mog艂a odgania膰 komary od nich obojga.
- Uciekasz przed 偶yciem - stwierdzi艂a. - Jeste艣 taki m艂ody, a uciekasz przed 偶yciem. Wspomnienia to pi臋kna rzecz, ale cz艂owiek nie mo偶e si臋 w nich zamyka膰.
- Ka偶dy ma prawo do 偶a艂oby! - broni艂 si臋 Knut z uporem.
Anjo pokiwa艂a g艂ow膮 i zerkn臋艂a na Heino.
- Tylko 偶e 偶a艂oba nie mo偶e zast臋powa膰 偶ycia. Heino tak偶e marnuje swoje 偶ycie. Interesuje go tylko zemsta. A na co ty liczysz? Na co czekasz? Na spotkanie w raju? Na 艣mier膰?
Nikt nie m贸wi艂 w ten spos贸b do Knuta. Nawet Ailo. Zreszt膮 Knut i tak nikogo by nie s艂ucha艂.
- Wcale jej nie zna艂a艣 - rzuci艂.
- Nie. Ale widzia艂am j膮. Widywa艂am j膮 latami. Widzia艂am j膮 w jej w艂asnym 艣wiecie. W pierwszej 艂awce w ko艣ciele. Przy stole namiestnika. Zawsze wiedzia艂a, kt贸ry widelec nale偶y podnie艣膰, grzecznie milcza艂a w towarzystwie i by艂a pos艂uszna. Haftowa艂a kwiatki na pow艂oczkach i obrusach... Nie mia艂a poj臋cia, jak uszy膰 lapo艅skie spodnie z samodzia艂u, nie mia艂a poj臋cia, jak sprawi膰 ryb臋 i co z ni膮 p贸藕niej zrobi膰. Potrafi艂aby przygotowa膰 torf na opa艂 na zim臋?
- Wcale by nie musia艂a tego robi膰! Sama m贸wi艂a艣! - Knut podni贸s艂 si臋 i obrzuci艂 Anjo w艣ciek艂ym spojrzeniem. - Nie musia艂aby tego robi膰! Mia艂em przecie偶 wr贸ci膰 z tym przekl臋tym z艂otem!
Anjo zachowa艂a ca艂kowity spok贸j.
- My艣lisz, 偶e to twoja wina?
- Nie!
Knut rzuci艂 si臋 na ziemi臋. Mech mieni艂 si臋 czerwieni膮, a nie zieleni膮 lata. Krwaw膮 czerwieni膮. Wszystkie my艣li Knuta kr膮偶y艂y wok贸艂 krwi. Musz膮 wreszcie znale藕膰 tego przekl臋tego kata, mo偶e wtedy przestanie widzie膰 wsz臋dzie krew.
- Tak - poprawi艂 si臋 po chwili. - Oczywi艣cie, 偶e to moja wina, Anjo. Przede wszystkim moja.
Opowiedzia艂 Anjo o swych marzeniach.
Naszkicowa艂 przed ni膮 obraz tego, co mog艂oby si臋 zdarzy膰, gdyby on, Knut, wcze艣niej zdoby艂 si臋 na odwag臋, gdyby zachowa艂 si臋 jak m臋偶czyzna i zabra艂 Ann臋. Gdyby narazi艂 j膮 na par臋 miesi臋cy trudnego 偶ycia. Ale Anna by 偶y艂a. A on przecie偶 w ko艅cu znalaz艂by z艂oto. To przekl臋te z艂oto. Opowiedzia艂 Anjo o dziecku. O swoim synu. Wiedzia艂, 偶e to b臋dzie syn. Pragn膮艂 tego, jak ka偶dy m臋偶czyzna. Wyobra偶a艂 sobie sw贸j dom i wszystko, czym chcia艂 go wype艂ni膰, by uradowa膰 ukochan膮. Wszystko, czego chcia艂 si臋 dla niej nauczy膰. Opowiedzia艂 Anjo o goryczy. I o w艂asnej g艂upocie.
Wszystko, co Knut tak d艂ugo nosi艂 w sobie, znalaz艂o uj艣cie. R贸wnie偶 to, co w sobie st艂amsi艂 i st艂umi艂. Strach przed wyci膮gni臋ciem Anny spod szklanego klosza i przeniesieniem jej w sam 艣rodek jego 艣wiata. L臋k przed tym, 偶e Anna go kiedy艣 znienawidzi, je艣li przyjdzie jej 偶y膰 w ub贸stwie.
Powr贸ci艂o podw贸jne poczucie winy.
Anjo potrafi艂a s艂ucha膰 zwierze艅. Dzi臋ki temu zdoby艂a paru przyjaci贸艂.
- Ailo twierdzi, 偶e jestem g艂upcem - zako艅czy艂 Knut, czuj膮c, 偶e pozosta艂a w nim tylko pustka.
- Nie jeste艣 g艂upcem - zapewni艂a Anjo. - Jeste艣 marzycielem. M臋偶czy藕ni nie powinni by膰 marzycielami, a jednak zdziwi艂by艣 si臋, gdyby艣 si臋 dowiedzia艂, ilu nimi jest.
- To samo mo偶na powiedzie膰 o tobie - rzuci艂 spontanicznie. Ugryz艂 si臋 w j臋zyk i doda艂: - Przepraszam. Nie chcia艂em tego powiedzie膰.
- Chcia艂e艣, chcia艂e艣. Nic nie szkodzi. Nie zawsze by艂am sama, ale nigdy nie zdarzy艂o si臋 nic powa偶nego. Nie przepadam za swoim cia艂em, Knut. I przez to nie mog臋 si臋 w pe艂ni cieszy膰 mi艂o艣ci膮. 呕aden z m臋偶czyzn, kt贸rych spotka艂am, nie potrafi艂 tego zaakceptowa膰. Ka偶dy m贸g艂 wprawdzie 偶y膰 z moim cia艂em, ale nie z moimi w艂asnymi uczuciami wzgl臋dem niego. - Anjo przerwa艂a nagle na moment. - Ty tego nie zrozumiesz, Knut. Jeste艣 za m艂ody, by to zrozumie膰.
Knut popatrzy艂 na ni膮 w zadumie i odrzek艂:
- Chyba rozumiem, Anjo. Wreszcie zapad艂a cisza. Na d艂ugo. Nie zwracali uwagi na komary, kt贸re tymczasem urz膮dzi艂y sobie uczt臋, wykorzystuj膮c ich nagie ramiona. W ko艅cu spostrzegli, 偶e tu偶 obok p艂onie niewielkie ognisko i 偶e Heino i Ailo postawili namiot, kt贸ry przypomina艂 troch臋 lapo艅sk膮 jurt臋 i kt贸ry mia艂 chroni膰 przed owadami. Knut pierwszy przerwa艂 milczenie.
- Wiesz, Anjo, chyba bym nie chcia艂 偶y膰 w ten spos贸b... tak jak 偶yj膮 panowie - rzek艂, dziwi膮c si臋 w艂asnej szczero艣ci. Nawet przed Ailo nigdy nie zdradzi艂 tych my艣li. - Na pewno nauczy艂bym si臋 w艂a艣ciwego zachowania. M贸g艂bym nawet nosi膰 tamte ubrania. Ale nie m贸g艂bym mie膰 s艂u偶by, Anjo.
- Ona by ci臋 wszystkiego nauczy艂a. Zreszt膮 nie musia艂by艣 budowa膰 pa艂acu. Wystarczy艂oby jej znacznie mniej ni偶 to, do czego by艂a przyzwyczajona, by艂e艣 tylko nie kaza艂 jej 偶y膰 w zupe艂nej n臋dzy.
- Chcia艂em da膰 jej wszystko, co najlepsze.
- Ale tego te偶 si臋 ba艂e艣? I teraz wydaje ci si臋, 偶e dlatego ponosisz win臋 za jej 艣mier膰?
S艂owa Anjo by艂y bardziej precyzyjne ni偶 uczucia Knuta. Trafnie je odzwierciedla艂y.
- My艣li nikogo jeszcze nie zabi艂y. Po prostu wr贸ci艂e艣 za p贸藕no. Ona spodziewa艂a si臋 dziecka, ale przecie偶 mog艂a wyjecha膰. Mog艂a uciec. Mog艂a schroni膰 si臋 u kogo艣, u Hannu... Sama wybra艂a, Knut. To nie twoje my艣li j膮 zabi艂y.
- Czu艂a艣 kiedy艣 co艣 takiego? Czu艂a艣 tak bezbrze偶n膮 rozpacz? Mia艂a艣 takie wyrzuty sumienia? I poczucie, 偶e to nie do ko艅ca twoja wina... i jeszcze gorsze wyrzuty sumienia spowodowane tym wykr臋caniem si臋 od odpowiedzialno艣ci? By艂a艣 w takiej 偶a艂obie? Ona tam teraz gnije. Nic nie przywr贸ci jej 偶ycia. Czu艂a艣 co艣 takiego, Anjo?
- Nie w ten spos贸b - odrzek艂a Anjo. - Nigdy nikogo nie kocha艂am. Hans Fredrik Feldt odebra艂 mi t臋 mo偶liwo艣膰.
呕adne z nich nie mia艂o ju偶 nic wi臋cej do dodania. 呕adne s艂owo nie wype艂ni艂oby tej pustki. Przysun臋li si臋 do ogniska i do namiotu. Zm臋czona Anjo szybko zasn臋艂a.
- Mieli艣cie sobie sporo do powiedzenia - zauwa偶y艂 Ailo z b艂yskiem w oku. - Czy偶by艣 zacz膮艂 si臋 ze mn膮 zgadza膰?
- Nie w tym sensie, jaki masz na my艣li. Ale ona jest inna ni偶 s膮dzi艂em. Cho膰by to, 偶e by艂a w twierdzy wtedy, kiedy mama... No i ma g艂ow臋 na karku. Nie przypuszcza艂em, 偶e kobieta mo偶e by膰 taka m膮dra.
Ailo nie wspomnia艂 o Annie. Ca艂y czas o niej my艣la艂, ale nie wypowiedzia艂 jej imienia.
- Mam ochot臋 zadusi膰 Feldta w艂asnymi r臋kami r贸wnie偶 za to, co zrobi艂 Anjo - ci膮gn膮艂 zamy艣lony Knut. - Nale偶y mu si臋 kara za wszystko, za to, 偶e m贸g艂 zabi膰 mam臋, 偶e zabi艂 Simona... S膮dz臋 jednak, 偶e zas艂u偶y艂 sobie na to, co najgorsze, ju偶 za sam膮 krzywd臋, kt贸r膮 wyrz膮dzi艂 Anjo.
- Knut, obro艅ca kobiet, sierot i uci艣nionych. A co zrobisz p贸藕niej?
- P贸藕niej? - zdziwi艂 si臋 Knut, kt贸ry zupe艂nie si臋 nad tym nie zastanawia艂.
- Je艣li on nas dopadnie, to nie b臋dziemy si臋 musieli martwi膰 o przysz艂o艣膰 - gorzko za偶artowa艂 Ailo. - Mia艂em jednak nadziej臋, 偶e nie przewidujesz takiego zako艅czenia. Co zrobisz p贸藕niej? Gdy ju偶 znajdziesz z艂oto?
- Mo偶e pojad臋 do domu? - zastanawia艂 si臋 Knut. Nie by艂 jednak pewien, 偶e podoba mu si臋 ten pomys艂.
- Anjo nie ma po co wraca膰 do Alty. Kjeldsen na pewno nie przyjmie ju偶 jej na s艂u偶b臋. Nie wezm膮 jej tak偶e do 偶adnego z dw贸ch pozosta艂ych pi臋trowych dom贸w.
- Anjo nie 偶yczy艂aby sobie, 偶eby艣my podejmowali za ni膮 decyzj臋 - dorzuci艂 Heino, kt贸ry w艂a艣nie wr贸ci艂 z rekonesansu i us艂ysza艂 ostatnie zdanie.
- My艣lisz, 偶e uda nam si臋 Feldta przycisn膮膰 do muru? - zapyta艂 z pow膮tpiewaniem Ailo.
- Chodzi ci o to, czy pomo偶e nam oskar偶y膰 namiestnika o zn臋canie si臋 nad Kwenami? - Heino zacz膮艂 偶u膰 jakie艣 藕d藕b艂o. - To zale偶y, jak bardzo go przyci艣niemy. Mam nadziej臋, 偶e bardzo... - Heino umilk艂 na chwil臋. - Cho膰 w gruncie rzeczy wola艂bym zobaczy膰 go w grobie. Anjo z pewno艣ci膮 ma racj臋, kiedy twierdzi, 偶e kieruje mn膮 raczej pragnienie osobistej zemsty ni偶 ch臋膰 odsuni臋cia Kjeldsena od w艂adzy.
- Jaki jest Feldt? - zapyta艂 Knut, a w jego g艂osie ciekawo艣膰 miesza艂a si臋 z nienawi艣ci膮.
- Widzia艂e艣 moje plecy, moje cia艂o. Znalaz艂e艣 Simona. Wszystko wiesz. Jaki mo偶e by膰 cz艂owiek zdolny do tego wszystkiego? Widzia艂e艣 te偶 Anjo.
- Nie ma w nim 偶adnych ludzkich uczu膰?
- Nie - odpar艂 Heino zdecydowanie. - 呕adnych. Ale jest bystry. I s膮dz臋, 偶e mo偶e si臋 podoba膰 kobietom. Czasem bywa rozmowny, czasem zamkni臋ty w sobie. Wszystko zale偶y od dnia. Ma w sobie co艣, co przyci膮ga ludzi. Jest bezwzgl臋dny, ale dzia艂a skutecznie. Damy sobie z nim rad臋, je艣li b臋dzie sam.
- To znaczy? - zaniepokoi艂 si臋 Ailo. S艂owa Heino zabrzmia艂y z艂owr贸偶bnie.
- To znaczy, 偶e musi by膰 sam - powt贸rzy艂 z naciskiem Heino. - Najpierw trzeba si臋 pozby膰 tamtych dw贸ch, Moj偶esza i Benjamina. A je艣li do jego bandy przy艂膮czy艂 si臋 kto艣 jeszcze, jego tak偶e musimy wyeliminowa膰. Chodzi o wa偶n膮 spraw臋, o Fin贸w z Alty. Cho膰 przyznam, 偶e zrobi艂bym to samo nawet wtedy, gdybym nie musia艂 o nich my艣le膰.
- Nienawi艣膰 to pot臋偶ne uczucie - zgodzi艂 si臋 艂agodny z natury Ailo. Od czasu, gdy opu艣ci艂 swoich, on tak偶e si臋 zmieni艂.
- Nawet Anjo by艂aby zdolna go zabi膰 - zako艅czy艂 Knut. - To najlepiej 艣wiadczy o tym, jaki to cz艂owiek.
Okaza艂o si臋, 偶e Knut i Heino nie zgadli, dok膮d zmierza Feldt ze swymi wiernymi pomocnikami. Nie pope艂nili jednak zbyt wielkiej pomy艂ki i uda艂o im si臋 na nowo znale藕膰 艣lady.
Banda kr膮偶y艂a znacznie bli偶ej osad, ni偶 zak艂adali 艣cigaj膮cy.
W臋dr贸wka po okolicach zamieszkanych przez ludzi by艂a mniej monotonna, ale trzej przystojni m艂odzie艅cy podr贸偶uj膮cy w towarzystwie drobnej kobiety budzili spore zainteresowanie. Napotkani ludzie nie mogli si臋 powstrzyma膰 od komentarzy.
- Mam nadziej臋, 偶e plotki nie dotr膮 do Feldta - zaniepokoi艂 si臋 Heino. - Was wprawdzie nigdy nie widzia艂, ale mnie na pewno pozna nawet na podstawie pobie偶nego opisu.
Zmierzali na p贸艂noc. Lato tu jeszcze nie zago艣ci艂o, gdzieniegdzie wci膮偶 kr贸lowa艂a zima.
Dotarli do ostatniej, niewielkiej i podupad艂ej osady rybackiej. Mieszka艅cy powitali przybyszy przyja藕nie. Ale ze wszystkich k膮t贸w wyziera艂a bieda, na kt贸rej widok Knut poczu艂 uk艂ucie w sercu.
Nie tak daleko st膮d znajduje si臋 przecie偶 jego wzg贸rze ze z艂otem, kt贸re mog艂oby ca艂kowicie odmieni膰 偶ycie tych ludzi.
W臋drowcy postanowili ostro偶nie zasi臋gn膮膰 j臋zyka. Najwi臋cej m贸wi艂a Anjo. Jej wylewno艣膰 i serdeczno艣膰 otwiera艂a serca nawet najbardziej niech臋tnych.
Nie zdradzili, rzecz jasna, dlaczego szukaj膮 tego pot臋偶nego cz艂owieka o zimnych oczach i jego dw贸ch m艂odszych towarzyszy, braci o nied藕wiedzich kszta艂tach. Nikt ich zreszt膮 o to nie pyta艂, cho膰 natychmiast uzyskali odpowied藕.
- Cz艂owiek o lodowatych oczach by艂 tu tydzie艅 temu. Albo mo偶e dwa tygodnie temu. Nie pami臋tam tak dok艂adnie. Ale wtedy mieli艣my niez艂y po艂贸w. To musia艂o by膰 dwa tygodnie temu, bo ostatnio jest kiepsko z rybami. Tak, tak, by艂 tu ten cz艂owiek. Trudno zapomnie膰 takie oczy. Zacz膮艂 ju偶 siwie膰, prawda? To ten? No i jeszcze tamci dwaj, kt贸rym chyba brakowa艂o rozumu. Ale mo偶e on nie zwraca uwagi na to, z kim podr贸偶uje. Kupi艂 troch臋 jedzenia u s膮siada. Zap艂aci艂, a i owszem, ale nie podoba艂o mi si臋 jego spojrzenie. Nie podoba艂y mi si臋 jego oczy. Nigdy bym mu nie zaufa艂 - powiedzia艂 im gadatliwy rybak w po艂atanej koszuli. Pami臋膰 mia艂 dobr膮. Dok膮d odjechali?
Na p贸艂noc. Jeszcze dalej na p贸艂noc. Ten cz艂owiek o lodowatym spojrzeniu m贸wi艂 co艣 na temat 艂odzi, kt贸r膮 chcieli zdoby膰. Wybierali si臋 pewnie na jak膮艣 wysp臋.
Knut, Ailo, Heino i Anjo tak偶e ruszyli wi臋c na p贸艂noc. Za Feldtem, kt贸ry by艂 tu jakie艣 dwa tygodnie przed nimi.
- Jeste艣my ju偶 tak blisko, 偶e czuj臋 wyra藕nie ch艂贸d bij膮cy od tego cz艂owieka - o艣wiadczy艂a Anjo, gdy roz艂o偶yli si臋 w szopie, kt贸ra wygl膮da艂a na dawno opuszczon膮 艢ciany nie stanowi艂y dobrej os艂ony przed p贸艂nocnym wiatrem, wzmagaj膮cym si臋 szczeg贸lnie wieczorem i noc膮.
- Trudno nam b臋dzie dotrze膰 niepostrze偶enie na wysp臋 - zmartwi艂 si臋 Knut. - Feldt dobrze wie, co robi.
Ailo niepokoi艂o co艣 innego.
- Nie znosz臋 艂odzi. Anjo podziela艂a jego zdanie. Ona r贸wnie偶 nie czu艂a si臋 pewnie na morzu.
- Do tej pory nie u偶y艂 jeszcze z艂ota - zauwa偶y艂 Heino. - Ca艂y czas p艂aci艂 pieni臋dzmi. Moj偶esz i Benjamin pochodz膮 z jakiej艣 wyspy...
Anjo zmarszczy艂a brwi, zastanawiaj膮c si臋, co te偶 Heino ma na my艣li.
- Chce si臋 pozby膰 Moj偶esza i Benjamina - uzna艂 Heino. - Teraz ju偶 ich nie potrzebuje. S膮 wprawdzie od niego silniejsi, ale nie grzesz膮 rozumem. A Feldt nie zamierza si臋 z nimi dzieli膰, co do tego nie mam w膮tpliwo艣ci. Tyle 偶e oni chc膮 dosta膰 swoj膮 dol臋. Z艂oto ich tak偶e op臋ta艂o. Widzia艂em to.
- My艣lisz, 偶e tak naprawd臋 wcale nie wybiera si臋 na 偶adn膮 wysp臋?
Heino pokr臋ci艂 g艂ow膮. Spojrza艂 na Knuta i zamy艣li艂 si臋.
- Chce, 偶eby my艣leli, 偶e jad膮 do domu, 偶eby mu ufali... Gdy poczuj膮 si臋 bezpiecznie, bez trudu ich oszuka. Wystarczy troch臋 gorza艂ki. A potem n贸偶 i za burt臋. Nic si臋 nigdy nie wyda. Nikt na nich nie czeka. A nawet gdyby kto艣 si臋 o nich pyta艂, to przecie偶 byli w drodze na wyspy.
Jednemu cz艂owiekowi znacznie 艂atwiej si臋 ukry膰 ni偶 trzem.
Jeden cz艂owiek znacznie d艂u偶ej mo偶e 偶y膰 z tego z艂ota ni偶 trzej.
- Czy on jest a偶 tak perfidny? - zdziwi艂 si臋 Knut. Heino odpowiedzia艂 mu tylko spojrzeniem.
- Nie mo偶esz by膰 taki jak on, Heino! - wystraszy艂a si臋 Anjo. - Nie wczuwaj si臋 tak bardzo w jego my艣li, Heino!
- Musimy poszuka膰 wysp - orzek艂 Knut. - A potem rozejrze膰 si臋 w g艂臋bi l膮du na mniej wi臋cej tej samej wysoko艣ci.
Heino pokiwa艂 g艂ow膮.
Ten plan bardzo pasuje do Hansa Fredrika Feldta.
Gdy stan臋li na kra艅cu p贸艂wyspu Porsanger, mieli przed oczami morze i spory fragment l膮du.
- Feldt mia艂 niez艂y wyb贸r - stwierdzi艂a Anjo. Tym razem si臋 nie pomylili. Znale藕li ludzi, kt贸rzy zbudowali swoje domy na tym skrawku ja艂owej ziemi otoczonej zewsz膮d ska艂ami i wod膮.
Mieszka艅cy chatynek nie widzieli tu nikogo obcego. U艣miechali si臋 gorzko u艣miechem zadziwiaj膮co podobnym do tutejszego krajobrazu.
- Nie by艂o tu 偶adnych 偶ywych obcych - wyja艣ni艂 ch艂opak, kt贸rego zagadn臋li. By艂 m艂odszy od Knuta, ale sta艂 oparty o w艂asn膮 艂贸d藕. Twierdzi艂, 偶e ju偶 od czterech lat sam si臋 wyprawia na po艂贸w. - W zesz艂ym tygodniu fale wyrzuci艂y na brzeg jednego trupa. Prawie kwadratowego. Pi臋艣ci jak kamienie. Poza tym trudno powiedzie膰, jak m贸g艂 kiedy艣 wygl膮da膰. Ryby i kraby ju偶 si臋 nim pocz臋stowa艂y.
Knut i Heino wymienili znacz膮ce spojrzenia.
- Nikt nie pr贸bowa艂 tu kupi膰 艂odzi? - zapyta艂a Anjo. Ch艂opak zmarszczy艂 brwi.
- Nic o tym nie wiem. A na pewno bym wiedzia艂, gdyby kto艣 pr贸bowa艂. Trzeba mie膰 troch臋 grosza, 偶eby kupi膰 艂贸d藕. Przy艣lijcie go do mnie, je艣li go spotkacie. Mo偶esz zamieszka膰 u mnie ze swoimi synami, je艣li chcecie tu zosta膰. - Ch艂opak by艂 pe艂en dobrych ch臋ci. Opr贸cz lodzi mia艂 te偶 najwyra藕niej w艂asny dom. - Nie zedr臋 z was sk贸ry...
- Nie chcemy tu zosta膰 - uci臋艂a Anjo zdecydowanie. Nie musieli si臋 ju偶 trzyma膰 brzegu morza. W g艂臋bi l膮du nie brakowa艂o staw贸w i rzeczek oraz dzikiej zwierzyny.
Tylko serce Knuta zabi艂o 偶ywiej na widok s艂onej wody. Pozostali nie t臋sknili za morzem.
Gdy wr贸cili na p艂askowy偶 i roz艂o偶yli obozowisko, Anjo by艂a dziwnie milcz膮ca. Do tej pory, je艣li nie liczy膰 pierwszego ranka wyprawy, wcale nie przejmowa艂a si臋 tym, 偶e wszyscy dostosowuj膮 si臋 do jej tempa.
Do tej pory by艂a po prostu sob膮. Dopisywa艂 jej doskona艂y humor.
Teraz jednak nie chcia艂a je艣膰. Odsun臋艂a si臋 od towarzyszy. Usiad艂a na skale, oplot艂a kolana r臋kami i zapatrzy艂a si臋 w morze.
- Tak to jest z kobietami - skomentowa艂 jej zachowanie Heino, cho膰 i on by艂 troch臋 zaniepokojony. - Raz w miesi膮cu. Ona raczej nie jest jeszcze na to za stara.
- Porozmawiaj z ni膮! - poprosi艂 Knut. - Serce si臋 kraje, gdy na ni膮 patrz臋. Gdyby to si臋 przytrafi艂o kt贸remu艣 z nas, ona pierwsza wyci膮gn臋艂aby pomocn膮 d艂o艅.
Heino zna艂 nie藕le Anjo, ale nie zna艂 si臋 na ludzkich uczuciach.
Gdy w gr臋 wchodzi艂y uczucia, a na dodatek kobiety, ogarnia艂a go wielka niepewno艣膰.
- Mo偶e ty z ni膮 porozmawiasz? - broni艂 si臋. - Nie藕le si臋 dogadujecie. Przecie偶 jeste艣 synem jej wielkiej bohaterki!
Knut ju偶 otwiera艂 usta, by si臋 odgry藕膰, ale jako艣 to prze艂kn膮艂.
Anjo wcale nie podziwia艂a krajobrazu. Siedzia艂a na wietrze i p艂aka艂a. Nie s艂ysza艂a Knuta, kt贸ry podszed艂 od ty艂u i usiad艂 ko艂o niej, spuszczaj膮c nogi ze ska艂y.
- Co u licha...? - zacz膮艂 Knut, nim dostrzeg艂 艂zy w jej oczach. Widok p艂acz膮cej Anjo by艂 tak nieprawdopodobny, 偶e Knut zaniem贸wi艂. Nie zastanawiaj膮c si臋, otar艂 艂zy z jej policzka.
- Dzi臋ki! - u艣miechn臋艂a si臋 Anjo, nie przestaj膮c p艂aka膰. Knut siedzia艂 ko艂o niej bez s艂owa. Wiedzia艂, 偶e Anjo ze wszech miar zas艂uguje na pocieszenie. Nie mia艂 jednak poj臋cia, jak jej okaza膰, 偶e nie jest sama w swym b贸lu.
- Co si臋 dzieje?
Zabrzmia艂o to nad wyraz niezr臋cznie, ale musia艂 zada膰 to pytanie. Niemo偶liwe przecie偶, by p艂aka艂a bez powodu.
Gdyby by艂 Id膮, obj膮艂by j膮 ramionami i milcza艂 razem z p艂acz膮c膮. Przygarn膮艂by j膮 tylko mocno i nic poza tym.
Ida by艂a jednak m艂odsza od niego. Ida by艂a jego siostr膮. Anjo mia艂a wiele wi臋cej lat - jej m艂odo艣膰 przypada艂a na lata m艂odo艣ci jego w艂asnej matki.
- Nic takiego - chlipa艂a Anjo, wydmuchuj膮c nos wcale nie po kobiecemu. To ju偶 nieco bardziej przypomina艂o Anjo tak膮, jak膮 zna艂 Knut. O ile w og贸le j膮 zna艂.
Nie przyj膮艂 do wiadomo艣ci jej wykr臋tnej odpowiedzi.
- Nie masz przecie偶 zwyczaju siadywa膰 sobie na skale i p艂aka膰, Anjo. Jeste艣 zm臋czona podr贸偶膮? Masz do艣膰?
Anjo pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Boisz si臋 spotkania z Feldtem? Jeste艣my ju偶 blisko i spotkamy go pr臋dzej czy p贸藕niej. Oblecia艂 ci臋 strach?
W odpowiedzi zn贸w pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Niczego si臋 nie boj臋.
- No to o co chodzi? - zapyta艂 zrezygnowany Knut, patrz膮c jej prosto w oczy. - Bardzo kiepsko mi idzie zgadywanie.
- O bzdur臋. - Przyzna艂a jednak, 偶e jej 艂zy maj膮 jak膮艣 przyczyn臋. - O b艂ahostk臋, o g艂upstwo.
- Skoro to takie g艂upstwo, to mo偶esz chyba powiedzie膰 - u艣miechn膮艂 si臋 do niej Knut. - Nawet mnie.
- Strac臋 tw贸j szacunek - chlipa艂a Anjo, kt贸ra wci膮偶 nie mog艂a si臋 powstrzyma膰 od 艂ez. Knut poczu艂 si臋 jak podczas wiosennego wylewu rzeki w Alcie. - Wszyscy b臋dziecie si臋 艣mia膰 z g艂upoty starego babska.
- Nie ma tu 偶adnego starego babska - napomnia艂 j膮 Knut ca艂kiem szczerze. Zupe艂nie nie zwraca艂 uwagi na wiek Anjo. Widzia艂 w niej przede wszystkim pe艂nego ciep艂a, wspania艂ego cz艂owieka.
Rzadko mu si臋 przypomina艂o, 偶e Anjo by艂a prawie doros艂a, gdy on si臋 urodzi艂.
- W艂a艣nie, 偶e jestem starym babskiem - upiera艂a si臋 Anjo. Uspokaja艂a si臋 powoli, ale jej twarz wci膮偶 jeszcze wykrzywia艂 p艂acz. 艁zy pozostawi艂y po sobie ja艣niejsze smugi na zakurzonych w czasie w臋dr贸wki policzkach. - Jestem starym, brzydkim babskiem, na tyle g艂upim, 偶e czuje si臋 ca艂kiem m艂odo. - Knut zaczyna艂 rozumie膰, o co mo偶e chodzi膰. Czy偶by kt贸ry艣 z nich by艂 na tyle nietaktowny, by rzuci膰 jak膮艣 uwag臋 na temat jej wieku?
Nie wydawa艂o mu si臋 to prawdopodobne. Dla nich by艂a przecie偶 po prostu Anjo. Wszyscy si臋 o ni膮 troszczyli.
- Nie s艂ysza艂e艣, co powiedzia艂 ten przekl臋ty smarkacz? Knut zrozumia艂, 偶e chodzi jej o ch艂opca, od kt贸rego dzi艣 rano dowiedzieli si臋 o znalezionym na brzegu trupie. Nie przypomina艂 sobie jednak, by ch艂opiec powiedzia艂 co艣 szczeg贸lnego.
- My艣la艂, 偶e jestem wasz膮 matk膮 - wyrzuci艂a z siebie wreszcie Anjo. - Przecie偶 nie wygl膮dam a偶 tak staro! Knut? Powiedz mi, prosz臋. Powiedz szczerze. Knut, czy ja naprawd臋 jestem taka stara?
Knut pokr臋ci艂 g艂ow膮.
Zdaje si臋, 偶e dla Anjo by艂a to niezmiernie wa偶na sprawa. W jej oczach pojawi艂 si臋 l臋k, kt贸rego Knut nie potrafi艂 zrozumie膰. Dla m臋偶czyzny wiek nie ma takiego znaczenia jak dla kobiety.
- Wiem oczywi艣cie, 偶e jestem stara - ci膮gn臋艂a Anjo - ale 偶eby a偶 tak? - W jej g艂osie pobrzmiewa艂a nutka nadziei.
- W og贸le si臋 nad tym nie zastanawia艂em - odpar艂 Knut. - Podobnie jak Ailo i Heino. Jeste艣 po prostu jedn膮 z nas. Jakby艣 mia艂a tyle samo lat, co i my.
Anjo wci膮偶 pow膮tpiewa艂a. Knut powiedzia艂 wprawdzie to, co pragn臋艂a us艂ysze膰, ale uwaga tamtego ch艂opca zapad艂a g艂臋boko w jej serce. Ugodzi艂a j膮 w czu艂y punkt.
Knut zerkn膮艂 na namiot, kt贸ry tu rozstawili. Ailo i Heino 艣ledzili ich wzrokiem. Nie mogli s艂ysze膰 rozmowy, ale nie spuszczali z nich oka.
Anjo na pewno si臋 z niczym nie zdradzi, je艣li nawet jej powie prawd臋.
- Rozmawiali艣my o tobie - zacz膮艂. - Ja i Ailo. Zaraz po pierwszym spotkaniu. Ailo marzy o m膮drej, rozs膮dnej i zr臋cznej kobiecie, kt贸ra by przy tym wszystkim nie藕le wygl膮da艂a. Powiedzia艂em mu, 偶e spe艂niasz wszystkie jego wymagania... - Knut przeczesa艂 palcami swoj膮 jasn膮 czupryn臋. - A on nie zaprzeczy艂. - Podnosz膮c si臋 pospiesznie, poca艂owa艂 j膮 w policzek. Policzek by艂 s艂ony, ciep艂y i mi臋kki. - Musz臋 powiedzie膰, 偶e mam podobny gust jak Ailo.
Knut poczu艂 krew nap艂ywaj膮c膮 do twarzy i poszed艂 w stron臋 ogniska z r臋kami wci艣ni臋tymi do kieszeni, gwi偶d偶膮c co艣 pod nosem. Napotkawszy zdziwione spojrzenia towarzyszy, pomy艣la艂, 偶e oto dokona艂 czego艣 wielkiego.
- To by艂 przyjacielski gest - wyja艣ni艂, nim zd膮偶yli o cokolwiek zapyta膰.
- Nikomu nie wolno jej rani膰! - Heino spojrza艂 na Knuta przymru偶onymi oczami. Zacz膮艂 si臋 widocznie zastanawia膰, czy Knut nie ma jakich艣 ukrytych zamiar贸w wzgl臋dem Anjo.
- Chcia艂em j膮 tylko pocieszy膰 - zapewni艂 Knut.
- O co chodzi艂o? - Ailo tak偶e przygl膮da艂 si臋 Knutowi podejrzliwie.
- O szczeniaka znad morza, kt贸ry my艣la艂, 偶e Anjo jest nasz膮 matk膮 - wyja艣ni艂 Knut. Czu艂 si臋 troch臋 tak, jakby zdradzi艂 Anjo, ale wszyscy czworo 偶yli na tyle blisko, 偶e powinni wiedzie膰 o sobie tego rodzaju rzeczy.
- Anjo nie przejmuje si臋 takimi g艂upstwami! - wykrzykn膮艂 Heino. - Przecie偶 to bzdury. Tylko podlotki mog膮 przejmowa膰 si臋 czym艣 takim.
- A jednak Anjo si臋 przej臋艂a - odpar艂 Knut z powag膮. - Jest przecie偶 kobiet膮, prawda? Pod tym wzgl臋dem wszystkie kobiety s膮 takie same. Niezale偶nie od wieku.
- Nie musia艂e艣 jej chyba ca艂owa膰! - Z twarzy Heino nie znikn臋艂o napi臋cie.
Knut wzruszy艂 ramionami. Nie przejmowa艂 si臋 podejrzeniami Heino.
- Mo偶e i nie. Ale to j膮 ucieszy艂o. Mnie tak偶e. Zrobi艂em to ca艂kiem szczerze i po przyjacielsku. Czy warto si臋 tak piekli膰 z powodu niewinnego poca艂unku?
- Wiedzia艂em, 偶e b臋d膮 problemy, je艣li zabierzemy ze sob膮 kobiet臋! - warkn膮艂 Heino i odszed艂.
- Jakie znowu problemy? - zdziwi艂 si臋 Knut. Ailo te偶 nie rozumia艂 Heino. A gdy Anjo zesz艂a wreszcie ze swojej ska艂y, by艂a u艣miechni臋ta, oczy jej b艂yszcza艂y i zachowywa艂a si臋 prawie kokieteryjnie.
Nie usz艂o jej uwagi dziwne zachowanie Heino. Patrzy艂 na ni膮 niemal z odraz膮. Z dziwn膮 m艂odzie艅cz膮 pogard膮 pomieszan膮 z l臋kiem.
Anjo wszystko to zauwa偶y艂a, ale milcza艂a a偶 do czasu, gdy uzna艂a, 偶e wszyscy ju偶 zasn臋li. W贸wczas podpe艂z艂a do pos艂ania Heino i usiad艂a ko艂o niego.
- Jeste艣 na mnie z艂y, Heino? - zagadn臋艂a, widz膮c, 偶e nie 艣pi.
- Nie jestem z艂y - szepn膮艂. - Tylko nic nie rozumiem.
- Dlatego, 偶e Knut mnie poca艂owa艂 w policzek?
- Nie wiem.
- Nie widzia艂e艣 we mnie kobiety, prawda? Heino pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Masz dwadzie艣cia pi臋膰 lat, Heino. Jestem tylko dziewi臋膰 lat starsza od ciebie. Wcale nie by艂am doros艂a, gdy si臋 urodzi艂e艣. By艂am ma艂膮 dziewczynk膮. Pami臋tam ciebie z czas贸w, gdy by艂e艣 ch艂opcem. Wcale nie jestem taka stara. I czuj臋. Wszystko, co mo偶e czu膰 kobieta, Heino.
Heino nie patrzy艂 w jej stron臋. M贸wi艂a cicho, prawie szeptem. Nad jego g艂ow膮 brz臋cza艂 jaki艣 komar, szukaj膮cy ofiary.
- Bol膮 mnie s艂owa, kt贸re wydaj膮 mi si臋 niestosowne. Wiek wcale tego nie zmienia. Przez ca艂y czas mia艂am wra偶enie, 偶e jestem jedn膮 z was. I 艣wietnie si臋 w艣r贸d was czu艂am. Nie jestem przyzwyczajona do 偶ycia w艣r贸d innych. Nie mam rodziny. Nie mam dzieci. Jestem ju偶 taka stara, 偶e pewnie nie b臋d臋 ich mia艂a.
Niewielu m臋偶czyzn chcia艂oby mie膰 偶on臋 w moim wieku. Zw艂aszcza 偶e i ja jestem wymagaj膮ca. - Anjo wzi臋艂a g艂臋boki oddech i m贸wi艂a dalej: - Ju偶 dawno zapomnia艂am, 偶e jestem kobiet膮. Mam tyle innych spraw na g艂owie. Ale ten nieszcz臋sny ch艂opak sprawi艂, 偶e poczu艂am si臋 tak, jakbym sta艂a ju偶 nad grobem. Niewiele brakowa艂o, a skoczy艂abym z tej ska艂y, Heino. Gdyby Knut si臋 mn膮 nie zainteresowa艂 i nie sprawi艂, 偶e zn贸w si臋 poczu艂am jak kobieta, prawie jak pi臋kna kobieta. Niewiele mi trzeba, Heino. Wystarczy poca艂unek w policzek. Wystarczy na d艂ugo.
- Traktowa艂em ci臋 jak... ciotk臋 - wyzna艂 Heino. - Jak... matk臋. Nie mia艂em nikogo opr贸cz ciebie. Bo ty zna艂a艣 mojego ojca...
- A matki nie wolno po偶膮da膰 - wtr膮ci艂a cynicznie Anjo. - Matki nie czuj膮 po偶膮dania. Tw贸j ojciec by艂 du偶o starszy ode mnie - westchn臋艂a Anjo. - Nale偶a艂 do innego pokolenia. Moim narzeczonym by艂 jego najm艂odszy brat. Tw贸j najm艂odszy stryj. Niewiele starszy od ciebie. Traktowa艂e艣 go jak stryja, czy jak koleg臋?
- Jak koleg臋 - przyzna艂 Heino.
- Kobiety traktujesz zupe艂nie inaczej - westchn臋艂a Anjo. Przez chwil臋 偶a艂owa艂a nawet, 偶e nie jest m臋偶czyzn膮. - Boisz si臋 mnie dlatego, 偶e jestem kobiet膮?
Heino nie odpowiedzia艂. Przykry艂 si臋 tylko a偶 po sam膮 brod臋.
Anjo za艣mia艂a si臋 po cichu.
- Nie zjem ci臋, Heino. Jasne, 偶e kiedy patrz臋 na m艂ode cia艂o, to go pragn臋 - nie ma si臋 co czerwieni膰, ch艂opcze - ale ty mo偶esz czu膰 si臋 bezpiecznie. Za dobrze ci臋 znam. Jeste艣my sobie zbyt bliscy. Je艣li nie traktuj臋 ci臋 jak syna, to przynajmniej jak bratanka.
- Nie chcia艂bym si臋 za ciebie wstydzi膰. Nie chcia艂bym si臋 wstydzi膰 za to, co robisz...
- Wcale si臋 nie zmieni艂am. Tylko nie zwraca艂e艣 uwagi na pewne sprawy. Czy mia艂e艣 powody, by wstydzi膰 si臋 ciotki Anjo?
W rzeczy samej, nie mia艂.
- Pami臋taj jednak, 偶e to dotyczy nie tylko mnie - upomnia艂a go Anjo przed powrotem na swoje pos艂anie. - By艂abym szalenie rozczarowana, gdybym musia艂a si臋 wstydzi膰 za ciebie, Heino.
Knut pods艂uchiwa艂 i nawet nie czul z tego powodu za偶enowania. Wiele go kosztowa艂o, by le偶e膰 cicho.
W ci膮gu paru nast臋pnych dni pozycja Anjo w grupie bardzo si臋 zmieni艂a. Ona zachowywa艂a si臋 wprawdzie tak samo. Jak kumpel.
Ale oni traktowali j膮 inaczej.
Wcze艣niej zachowywali si臋 tak, jakby nale偶a艂a do ca艂kiem innego 艣wiata. Albo jakby by艂a ich matk膮. Szybko si臋 przekonali, 偶e to niew艂a艣ciwe podej艣cie. A gdy przyjrzeli si臋 jej nieco uwa偶niej, musieli uzna膰, 偶e wcale nie jest taka stara.
Nawet po nocnej rozmowie Heino czu艂 si臋 zak艂opotany, gdy przychodzi艂o mu spojrze膰 na t臋 now膮 Anjo. Anjo, kt贸ra bez w膮tpienia by艂a kobiet膮.
Ailo zwr贸ci艂 na ten fakt uwag臋 ju偶 na pocz膮tku. Wiek Anjo mu nie przeszkadza艂.
Knut obudzi艂 si臋 do艣膰 p贸藕no. A Heino trzeba by艂o si艂膮 otworzy膰 oczy.
Teraz wszyscy trzej zacz臋li uwa偶nie 艣ledzi膰 swoje poczynania. I zachowanie Anjo.
Pewnego dnia si臋 okaza艂o, 偶e zbli偶aj膮 si臋 do znanych sobie okolic.
- Czy偶by zamierza艂 schroni膰 si臋 u namiestnika - zacz膮艂 si臋 zastanawia膰 Knut.
Heino w to jednak pow膮tpiewa艂.
- Za du偶o si臋 o nim m贸wi. Wielu ludzi s艂ysza艂o o Albercie. Kjeldsen nigdy by nie zaryzykowa艂. Jest przecie偶 chytry jak lis. Podobnie zreszt膮 jak Feldt.
- Anjo powinna by艂a zosta膰 w domu. - Tym razem t臋 opini臋 wyrazi艂 Knut.
- A dlaczeg贸偶 to, je艣li wolno spyta膰? - wykrzykn臋艂a Anjo, bior膮c si臋 pod boki.
Knut nie odpowiedzia艂 na jej pytanie.
- Nied艂ugo wszyscy znajdziemy si臋 w domu - wyja艣ni艂 Heino. - Nie dokonali艣my niczego, tyle tylko 偶e si臋 na艂azili艣my jak g艂upcy. R贸wnie dobrze mog艂a艣 zosta膰 w Alcie. Pilnowa膰 swojego zaj臋cia. Twoja pozycja w domu namiestnika by艂a dla nas bardzo wa偶na. Nigdy ju偶 nie uda nam si臋 tam umie艣ci膰 swojego cz艂owieka. Hannu p臋knie ze 艣miechu, gdy us艂yszy, czego dokonali艣my!
Zacz臋li si臋 ju偶 czu膰 zm臋czeni w艂asnym towarzystwem.
K艂贸cili si臋 o g艂upstwa, stawiaj膮c namiot w pobli偶u nielicznych zabudowa艅. Na wodach fiordu ko艂ysa艂o si臋 kilka 艂odzi. Dwie 艂odzie rybackie wraca艂y w艂a艣nie do domu z po艂owu.
W zatoce rozlega艂 si臋 艣miech.
Rozbili sw贸j namiot wysoko, w cieniu stromej g贸ry, tak 偶e mogli obserwowa膰 otoczenie, sami nie widziani. Na tej wysoko艣ci nawet dym ich ogniska stawa艂 si臋 ca艂kiem niewidoczny na tle nieba.
Heino d艂ugo sta艂 na skale i przygl膮da艂 si臋 weso艂emu towarzystwu tam na dole.
Mieszka艅cy osady i rybacy bawili si臋 na ca艂ego. 艢miali si臋, ta艅czyli i nie przejmowali niczym. Wydawa艂o mu si臋 nawet, 偶e s膮 tam jakie艣 kobiety.
Poczu艂 rozpieraj膮c膮 go energi臋.
- Tu jeszcze nie pr贸bowali艣my zasi臋gn膮膰 j臋zyka - powiedzia艂 niewinnie i sam si臋 musia艂 u艣miechn膮膰. - Do diab艂a. - Poci膮gn膮艂 nosem. - 艢mierdz臋?
- K膮pali艣my si臋 przecie偶 trzy dni temu - pocieszy艂 go Ailo. - A mo偶na by pomy艣le膰, 偶e to by艂o wczoraj.
- Wygl膮dasz znacznie gorzej, ni偶 pachniesz, Heino. - Knut nie m贸g艂 sobie odm贸wi膰 z艂o艣liwostki.
- Musz臋 zobaczy膰 jakich艣 ludzi - o艣wiadczy艂 Heino, patrz膮c na Anjo. - Musz臋 zobaczy膰 innych ludzi, bo zwariuj臋. Musz臋 zobaczy膰 kogo艣 poza wami, musz臋 z kim艣 porozmawia膰. - Wszyscy go rozumieli. Sami tego potrzebowali, cho膰 mo偶e nie tak bardzo jak on.
Ailo starannie umy艂 twarz lodowat膮 wod膮 z potoku, kt贸ry p艂yn膮艂 tu偶 ko艂o ich namiotu.
- Mia艂by艣 co艣 przeciwko temu, gdybym poszed艂 z tob膮? - zapyta艂 beztrosko. - Zdaje si臋, 偶e tam na dole mo偶na przynajmniej ugasi膰 pragnienie. Mogliby艣my p贸j艣膰 wszyscy razem.
- Anjo nie powinna tam i艣膰 - sprzeciwi艂 si臋 Heino. - To nie najlepsze towarzystwo. Brakuje im kobiet. A tego rodzaju m臋偶czy藕ni my艣l膮 tylko o jednym, gdy widz膮 kobiet臋.
Ailo prze艂kn膮艂 艣lin臋, czuj膮c, 偶e troch臋 pospieszy艂 si臋 z t膮 propozycj膮.
- To ja te偶 zostan臋 - zaproponowa艂.
- Id藕cie sobie! - hukn膮艂 Knut. - Patrze膰 ju偶 nie mog臋 na wasze g臋by. Wytrzymam jeszcze kilka dni o suchym pysku.
- Chodzi ci o to, 偶e kto艣 mnie musi pilnowa膰? - wtr膮ci艂a Anjo, kt贸rej nikt nie zapyta艂 o zdanie, co j膮 naturalnie rozw艣cieczy艂o. Cho膰 jednocze艣nie z tkliwo艣ci膮 pomy艣la艂a, 偶e bardzo si臋 o ni膮 wszyscy troszcz膮. By艂o to ca艂kiem nowe uczucie dla kogo艣, kto przez ca艂e 偶ycie musia艂 dba膰 sam o siebie.
- Niewykluczone, 偶e jeden czy dwaj rybacy zapuszcz膮 si臋 a偶 tutaj - stwierdzi艂 Heino. Anjo w ko艅cu ust膮pi艂a, bo nie mia艂a si艂y na k艂贸tnie.
- W porz膮dku - odpar艂a niemal oboj臋tnie. - Id藕cie i niech Knut ze mn膮 zostanie. W jego towarzystwie czuj臋 si臋 ca艂kiem bezpiecznie. Zreszt膮 nawet je艣li co艣 si臋 wydarzy, to Anjo nie da sobie w kasz臋 dmucha膰.
- Bezpiecznie - mrukn膮艂 Heino, zerkaj膮c spode 艂ba na Knuta. Wygl膮da艂o na to, 偶e zaczyna mie膰 pewne w膮tpliwo艣ci.
Zwyci臋偶y艂a jednak ochota na wycieczk臋 do osady. Heino i Ailo znikli wkr贸tce na 艣cie偶ce prowadz膮cej w d贸艂.
- Je艣li masz ochot臋 p贸j艣膰 z nimi, id藕. Poradz臋 sobie sama.
Knut pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Wcale mnie to nie kusi - odpar艂, odwracaj膮c si臋 plecami do bawi膮cych si臋 nad morzem.
- Nie masz ochoty si臋 rozerwa膰 razem z lud藕mi w twoim wieku?
Knut spojrza艂 na Anjo uwa偶nie. Odpoczywa艂a swobodnie oparta o w艂asne baga偶e. W艂osy mia艂a zaplecione. Pogoda pozwoli艂a jej zrezygnowa膰 z szala i kurtki, siedzia艂a wi臋c w samej bluzce i sp贸dnicy. Zdj臋艂a kumagi i po艂o偶y艂a bose stopy na grzanych 偶arem ogniska kamieniach.
- Zdaje si臋, 偶e wci膮偶 du偶o my艣lisz o swoim wieku, Anjo?
Kobieta pokiwa艂a g艂ow膮 w milczeniu. R臋ce z艂o偶y艂a na kolanach i stara艂a si臋 zachowa膰 spok贸j.
Do艣wiadczenia nauczy艂y j膮, 偶e nie warto si臋 denerwowa膰.
Knut podszed艂 do ogniska i usiad艂 naprzeciwko Anjo, w stosownej odleg艂o艣ci. Popatrzy艂 na ni膮 tak, jakby zobaczy艂 j膮 po raz pierwszy.
Sk艂ama艂by, twierdz膮c, 偶e wygl膮da艂a m艂odziej, ni偶 na to wskazywa艂 jej wiek. Nawet poprzez smug臋 dymu wida膰 by艂o zmarszczki wok贸艂 ust i oczu. 艁agodne linie, kt贸re pozostawi艂 po sobie 艣miech.
Knut spostrzeg艂 te偶 kilka innych zmarszczek, kt贸re w k膮ciku ust wy偶艂obi艂o cierpienie.
Ale sk贸ra Anjo zachowa艂a g艂adko艣膰 i mi臋kko艣膰. Do艂eczki w policzkach, kt贸re tworzy艂y si臋 przy ka偶dym u艣miechu, o偶ywia艂y jej twarz jak krople rosy b艂yszcz膮ce w porannych promieniach s艂o艅ca.
W roziskrzonych, jasnych szaroniebieskich oczach odbija艂y si臋 do艣wiadczenie i m膮dro艣膰.
Niewielkie usta potrafi艂y rozpromienia膰 twarz Anjo wspania艂ym u艣miechem, ukazuj膮c mocne z臋by.
Twarz Anjo mia艂a kszta艂t serca, zw艂aszcza, gdy jej w艂a艣cicielka upina艂a wysoko w艂osy. Knut by艂 na tyle m艂ody, 偶e podoba艂y mu si臋 w艂osy rozpuszczone. Anjo wygl膮da艂aby wspaniale w takiej fryzurze. Mo偶e to i niezbyt praktyczne, ale m臋偶czy藕ni nigdy nie bior膮 tego pod uwag臋. Knut wiedzia艂, co si臋 kryje pod bluzk膮. Ho偶e, cho膰 naznaczone bliznami cia艂o.
Anjo mia艂a szerokie biodra, na kt贸rych mog艂a wygodnie wesprze膰 d艂onie, gdy by艂a z艂a. Kszta艂t n贸g, okr膮glejszych wprawdzie ni偶 te, o kt贸rych 艣ni艂 Knut, by艂 wcale poci膮gaj膮cy.
Ailo pierwszy to wszystko zauwa偶y艂. Trzeba mu przyzna膰, 偶e by艂 nader spostrzegawczy pod tym wzgl臋dem.
Anjo by艂a atrakcyjn膮 kobiet膮.
Odgad艂a, o czym my艣li Knut. Kobiety o jej do艣wiadczeniu wyczuwa艂y to na odleg艂o艣膰.
Knuta wcale to jednak nie zmiesza艂o. Nie ba艂 si臋 jej.
- Jeste艣 taki m艂ody - powiedzia艂a, poprawiaj膮c w艂osy. Wystarczy艂o wyci膮gn膮膰 szpilki i gumk臋, by opad艂y swobodnie na ramiona. Anjo nie zrobi艂a tego celowo. J u 偶 od dawien dawna nie spotka艂a m臋偶czyzny, kt贸remu chcia艂aby si臋 podoba膰. Zapomnia艂a wi臋c o tego rodzaju chwytach. - W艂a艣ciwie jeste艣 jeszcze dzieckiem, Knut.
Spojrzenie ch艂opaka zatrzyma艂o si臋 na jej rozpuszczonych w艂osach. Cho膰 ju偶 d艂ugo nie by艂y myte, w nowej fryzurze Anjo wydala si臋 Knutowi ca艂kiem inn膮 kobiet膮 ni偶 ta, kt贸r膮 widzia艂 przed chwil膮.
- Mam dwadzie艣cia lat. Prawie - oznajmi艂. - Ale czuj臋 si臋 znacznie starzej.
Anjo czu艂a si臋 tak, jakby sama mia艂a dwadzie艣cia lat. No, mo偶e troszeczk臋 wi臋cej. W ka偶dym razie nie czu艂a si臋 staro.
- W ka偶dej chwili mo偶esz zej艣膰 na d贸艂. Do tamtych. Knut pokr臋ci艂 g艂ow膮, jasna grzywka zata艅czy艂a nad czo艂em. Do艂o偶y艂 drew do ognia, by zaj膮膰 czym艣 r臋ce.
- Nie powiniene艣... - Anjo zwil偶y艂a wargi j臋zykiem, nie spuszczaj膮c z niego wzroku.
Knut po艂o偶y艂 palec na ustach i u艣miechem poprosi艂 Anjo, by zamilk艂a.
- Czterna艣cie lat - zacz臋艂a mimo wszystko i chcia艂a doda膰 co艣 jeszcze, ale Knut jej przerwa艂.
- Nie widz臋 w tobie matki - zapewni艂 j膮, podchodz膮c bli偶ej. Wyci膮gn膮艂 ku niej r臋ce, a ona chwyci艂a je i pozwoli艂a, by przygarn膮艂 j膮 do siebie. Knut trzyma艂 d艂onie Anjo pomi臋dzy swymi. - Nie widz臋 w tobie matki, tylko kobiet臋.
Ostro偶nie pochyli艂 si臋 nad ni膮. Poczeka艂, a偶 Anjo uniesie g艂ow臋 i rozchyli usta na powitanie. A potem j膮 poca艂owa艂, pieszcz膮c j臋zykiem jej podniebienie, pozwalaj膮c jej bawi膰 si臋 tym poca艂unkiem.
- 呕a艂ujesz? - zapyta艂a Anjo, gdy tylko ich usta si臋 rozdzieli艂y. - Wci膮偶 jeszcze mo偶esz si臋 wycofa膰. Zrozumiem.
Knut zn贸w pokr臋ci艂 g艂ow膮. 呕a艂owa膰? Czeg贸偶 mia艂by 偶a艂owa膰?
- Chcia艂bym czego艣 wi臋cej ni偶 poca艂unku - szepn膮艂. Jej ramiona zacisn臋艂y si臋 wok贸艂 jego pasa. Czu艂 oddech Anjo na swojej szyi.
- Mam do艣膰 do艣wiadczenia i lat, by to rozumie膰 - us艂ysza艂 tu偶 ko艂o swego ucha. - Nie gadaj tyle, lepiej od razu we藕 si臋 do roboty - doda艂a nieoczekiwanie, gdy Knut ca艂owa艂 jej skro艅 i policzki.
Napi臋cie znalaz艂o uj艣cie w 艣miechu. Teraz nie musieli si臋 nawet dotyka膰, by czu膰 napi臋cie, jakie zrodzi艂o si臋 mi臋dzy nimi.
Anjo wskaza艂a g艂ow膮 namiot.
- Jestem jednak troch臋 pruderyjna - u艣miechn臋艂a si臋, przytrzymuj膮c tkanin臋 zas艂aniaj膮c膮 wej艣cie. Knut by艂 o wiele wy偶szy ni偶 ona i musia艂 si臋 pochyli膰, by wej艣膰 do 艣rodka.
Chwyci艂 j膮 w ramiona, nim tkanina za nimi opad艂a. Gor膮czkowo szukali swych cia艂 i ust. Nie wiedzieli, ile maj膮 czasu. Nie tracili go na rozbieranie si臋, po prostu d艂onie szuka艂y nagiej sk贸ry tam, gdzie mo偶na j膮 by艂o znale藕膰.
Knut po艂o偶y艂 Anjo na sk贸rzanym pos艂aniu. W namiocie by艂o tak gor膮co, 偶e nie musieli si臋 przykrywa膰.
Pobrudzona sp贸dnica owin臋艂a si臋 wok贸艂 talii kobiety, jej d艂onie szybko upora艂y si臋 z pasem Knuta i z jego guzikami. Dobrze wiedzia艂y, czego szukaj膮 i jak si臋 z tym obchodzi膰.
Palce Knuta zakrad艂y si臋 mi臋dzy jej uda. Knut natychmiast si臋 zorientowa艂, 偶e Anjo ju偶 na niego czeka.
Anjo unios艂a biodra i pomog艂a Knutowi dotrze膰 tam, gdzie si臋 spieszy艂.
Przypomina艂a gi臋tkiego kota, nieobliczalnego i niezale偶nego, wcale nie zamierza艂a pos艂usznie pod膮偶a膰 za ka偶dym jego ruchem. Gdy ponosi艂a go nami臋tno艣膰 i zachowywa艂 si臋 zbyt gwa艂townie, sprawia艂a, 偶e musia艂 och艂on膮膰 na tyle, by mog艂a nauczy膰 go siebie, by mog艂a pokaza膰 mu, czego pragnie. Knut by艂 poj臋tnym uczniem.
Podporz膮dkowa艂 si臋 rytmowi jej cia艂a, a gdy uniesienie si臋gn臋艂o szczytu, gdy oboje pofrun臋li wysoko, by razem opa艣膰, zadr偶a艂. Anjo nie wypu艣ci艂a go z siebie, odpoczywa艂a w jego ramionach.
Jeszcze dwa razy prze偶yli podobne chwile, cho膰 Knut nie mia艂 poj臋cia, jak to si臋 mog艂o sta膰. Za ka偶dym razem czu艂 si臋 tak, jakby straci艂 ju偶 ca艂膮 energi臋, ale po paru sekundach r贸wnie gor膮co po偶膮da艂 Anjo.
- Ech, ta m艂odo艣膰 - za艣mia艂a si臋 Anjo, gdy odsun臋li si臋 wreszcie od siebie.
Sporo czasu min臋艂o od wyga艣ni臋cia ognia w palenisku. Dawno temu zapad艂 wiecz贸r.
Anjo usiad艂a i zacz臋艂a zaplata膰 warkocze wprawnymi ruchami. U nasady w艂os贸w pojawi艂y si臋 kropelki potu.
- Jak na takiego smarkacza, niez艂y z ciebie kochanek - u艣miechn臋艂a si臋 Anjo.
Knut pokaza艂 jej j臋zyk.
- Tobie te偶 nie brak wigoru, babuniu. 艢miech bardzo im pom贸g艂. Pojawi艂 si臋 w贸wczas, gdy mogliby si臋 poczu膰 skr臋powani.
Anjo zerwa艂a si臋 na r贸wne nogi i odchyli艂a zas艂on臋 namiotu.
- Lepiej b臋dzie, je艣li wywietrzymy. Pachnie tu mi艂o艣ci膮 na kilometr.
Knut podni贸s艂 si臋 niech臋tnie. Wola艂by wci膮偶 le偶e膰 i trzyma膰 j膮 w ramionach. Przeci膮gn膮膰 t臋 chwil臋 tak, by mia艂a posmak wieczno艣ci.
Anjo sta艂a ju偶 na zewn膮trz, po艣r贸d jasnej nocy.
Poca艂owa艂a go delikatnie w policzek.
- Wiesz, co to by艂o, Knut? - powiedzia艂a dr偶膮cym ze smutku g艂osem. - Co艣, co nigdy si臋 nie powt贸rzy. To by艂 tylko ten jeden jedyny raz.
Knut wiedzia艂. 呕adne z nich nie z艂o偶y艂o 偶adnej obietnicy. Oboje mieli ochot臋 na to, co si臋 miedzy nimi zdarzy艂o.
Knut w milczeniu pokiwa艂 g艂ow膮. Przyj膮艂 jej warunki.
Wci膮偶 jednak kr贸lowa艂a nad nimi noc, kt贸rej nie warto by艂o traci膰 na sen.
Knut zasn膮艂 na dworze. Anjo nakry艂a go sk贸r膮. Pr贸bowa艂 pozbiera膰 jako艣 my艣li, korzystaj膮c z rze艣kiego nocnego powietrza, ale sen zmorzy艂 go, zanim zdo艂a艂 cokolwiek uporz膮dkowa膰.
W pewnej chwili Knut poczu艂, 偶e kto艣 dotyka jego policzka.
To pr贸bowa艂 go obudzi膰 Ailo. Siedzia艂 obok niego, nie wygl膮da艂 najlepiej. Mia艂 przekrwione oczy.
- Heino ju偶 jest? - zapyta艂.
- A powinien by膰? - Knut potar艂 powieki i zajrza艂 do namiotu.
Ailo nie wsta艂 z miejsca.
- Nie艂atwo by艂o si臋 tu wdrapa膰 - wyja艣ni艂. - 艢wietny z ciebie stra偶nik, skoro nie wiesz, czy kto艣 do was przyszed艂. Anjo, czy Heino si臋 zjawi艂?
Anjo by艂a radosna jak skowronek. Pokr臋ci艂a g艂ow膮, wychodz膮c na dw贸r. Knut na jej widok prze艂kn膮艂 艣lin臋 i zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, czy zdo艂a przemieni膰 minion膮 noc we wspomnienie.
Od razu jednak zauwa偶y艂, 偶e Anjo patrzy na niego dok艂adnie tak samo jak przedtem.
Nie wiedzia艂, co o tym s膮dzi膰.
- Czujesz si臋 dobrze, Ailo? - zapyta艂a Anjo. I cho膰 w jej spojrzeniu nie by艂o niczego szczeg贸lnego, usiad艂a obok Knuta bez skr臋powania. - Bo nie wygl膮dasz najlepiej. Heino jest w podobnym stanie?
Ailo u艣miechn膮艂 si臋 krzywo i zerkn膮艂 na p艂yn膮ce nieopodal 藕r贸d艂o, w kt贸rym mo偶na si臋 by艂o przejrze膰.
Potem zanurzy艂 w wodzie ca艂膮 g艂ow臋 i otrz膮sn膮艂 si臋.
- By艂o nie藕le - o艣wiadczy艂. - Ca艂kiem nie藕le. Mn贸stwo ludzi. I wszyscy zachowywali si臋 jak przyjaciele. Mieli艣cie st膮d 艣wietny widok. Widzieli艣cie, jak Heino wdrapywa艂 si臋 na maszt? Za艂o偶y艂 si臋 z kim艣, 偶e to zrobi. Nigdy bym nie przypuszcza艂, 偶e taki z niego akrobata.
Anjo i Knut nic nie widzieli.
- To co wy艣cie, u licha, robili? - zapyta艂. Popatrzy艂 na Knuta i na Anjo i jego twarz rozpromieni艂a si臋 w u艣miechu. - Czy偶by Knut wywar艂 na tobie tak dobre 'wra偶enie, 偶e...? - nie doko艅czy艂.
- Zamknij si臋! - uci膮艂 Knut. - Jeszcze nie wytrze藕wia艂e艣.
Anjo unios艂a jedn膮 brew. Ciep艂o, kt贸re zgromadzi艂o si臋 w jej sercu, usposabia艂o j膮 przychylnie wobec 艣wiata.
- Dobrze wiem, o czym my艣la艂 - t艂umaczy艂 jej Ailo. - Najpierw mnie to przysz艂o do g艂owy. Takie nieprzystojne my艣li. A potem on je podchwyci艂, cho膰 nie pozwala艂 mi o tym m贸wi膰... - doko艅czy艂 ze 艣miechem.
Anjo tak偶e si臋 u艣miechn臋艂a, ale Knut mia艂 ponury wyraz twarzy.
- Lepiej b臋dzie, je艣li przestaniesz ju偶 m贸wi膰, Ailo - poradzi艂a mu Anjo. - Bo p贸藕niej mo偶esz 偶a艂owa膰. Dlatego, 偶e zrobi ci si臋 wstyd, albo dlatego, 偶e Knut nie wytrzyma i rozkwasi ci nos.
Ailo nie zupe艂nie rozumia艂, dlaczego zdaniem Anjo powiedzia艂 za du偶o. Powiedzia艂 przecie偶 tylko to, co wszyscy wiedzieli.
- Gdzie 艂odzie? Pospa艂bym jeszcze, ale oni musieli ju偶 wyp艂yn膮膰. O barbarzy艅skiej porze.
- Powinni ci臋 wrzuci膰 do morza!
- A Heino? Nie byli艣cie razem? Ailo usi艂owa艂 sobie przypomnie膰. Rozbola艂a go od tego tylko g艂owa.
- Kobieta - powiedzia艂 wreszcie. - Zdaje si臋, 偶e by艂a tam jaka艣 kobieta i 偶e Heino z ni膮 rozmawia艂. - Mokra grzywka przyklei艂a si臋 mu do czo艂a. - Potem znik艂 strasznie szybko. Ledwo si臋 zabawa zacz臋艂a, a on ju偶 znik艂. - Ailo wzruszy艂 ramionami. - Pewnie bardzo potrzebowa艂 kobiety.
Par臋 godzin p贸藕niej zjawi艂 si臋 Heino w r贸wnie op艂akanym stanie jak Ailo.
- Nareszcie jeste艣! - wykrzykn臋艂a Anjo. - Starczy ci ju偶 na jaki艣 czas innych ludzi?
Heino nie odpowiedzia艂, cho膰 nie mia艂 zwyczaju ignorowa膰 s艂贸w Anjo. Zatrzyma艂 si臋 przed Ailo i spojrza艂 na niego dziwnym wzrokiem.
- Martwi艂em si臋 o ciebie - powiedzia艂 ochryp艂ym g艂osem. - Ale nic nie mog艂em zrobi膰.
- Martwi艂e艣 si臋? - zapyta艂 Ailo. - Jestem przecie偶 doros艂y, no i nie pierwszy raz bawi艂em si臋 w艣r贸d marynarzy.
Heino si臋 u艣miechn膮艂.
- Nigdy jeszcze nie bawi艂e艣 si臋 w takim towarzystwie. Nigdy.
- W bardzo podobnym - zapewni艂 go Ailo.
- Nigdy przedtem nie pi艂e艣 w towarzystwie najwi臋kszego mordercy w Finnmarku - o艣wiadczy艂 Heino, siadaj膮c ci臋偶ko.
Ailo patrzy艂 na Heino szerokimi oczami. Chwyci艂 si臋 za g艂ow臋, zmarszczy艂 brwi i zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, cho膰 od my艣lenia g艂owa go okrutnie bola艂a.
- Po tym, jak si臋 wspina艂e艣 na maszt... - Ailo mru偶y艂 oczy z wysi艂ku. - Gdy nap艂yn臋艂a ostatnia 艂贸d藕...
Heino pokiwa艂 g艂ow膮.
- By艂e艣 wtedy po drugiej stronie. Nie mog艂em nawi膮za膰 z tob膮 kontaktu, cho膰 pr贸bowa艂em. Postanowi艂em wi臋c, 偶e si臋 ulotni臋, 偶eby nie zepsu膰 wszystkiego. I tak nie mogli艣my go tam dopa艣膰. By艂o za du偶o ludzi.
- Wielkie nieba - westchn膮艂 Ailo. R臋ce mu dr偶a艂y, gdy zrywa艂 kolejne 藕d藕b艂o trawy. Poprzednie dawno ju偶 prze偶u艂 i wyplu艂. - Kto by przypuszcza艂... - doda艂, nie pojmuj膮c, jak m贸g艂 pi膰 razem z morderc膮 ojca. Z cz艂owiekiem, kt贸ry zabi艂 Simona... - Wygl膮da艂 tak zwyczajnie. Ubrany tak samo jak inni. Szary sweter. Spodnie z samodzia艂u. Tylko patrzy艂 tak jako艣 ch艂odno... - Ailo podni贸s艂 wzrok na towarzyszy. - Tyle si臋 m贸wi艂o na temat jego lodowatego spojrzenia, 偶e spodziewa艂em si臋 czego艣 innego, bardziej niezwyk艂ego. S膮dzi艂em, 偶e od razu mo偶na po nim pozna膰, jaki jest niebezpieczny.
- Teraz wiesz ju偶, jak wygl膮da - powiedzia艂 Heino. - A ja wiem, w kt贸rym kierunku pop艂yn膮艂. Nie w stron臋 morza, jak reszta 艂odzi, ale w g艂膮b fiordu. Jest na tyle bezczelny, 偶e wraca.
- My te偶 mo偶emy kupi膰 艂贸d藕 - zaproponowa艂 Knut. - Z艂ota powinno wystarczy膰.
Anjo mia艂a ca艂kiem inne pomys艂y. Podobnie jak Ailo.
- Potrzebujemy raczej renifer贸w - zasugerowa艂. - M贸g艂bym si臋 nimi zaj膮膰. Potem wybieram si臋 przecie偶 do Lyngen. Zapomnia艂e艣 chyba, Knut, 偶e masz tam rodzin臋. Obaj mamy siostr臋, kt贸ra powinna si臋 dowiedzie膰 o losie Simona. A ja nie zamierzam nie艣膰 tego wszystkiego a偶 do Skibotn.
S艂owa Ailo brzmia艂y rozs膮dnie.
- Chcia艂bym, 偶eby to si臋 wreszcie sko艅czy艂o! - wybuchn膮艂 Heino. - Mam ju偶 do艣膰 tej nie ko艅cz膮cej si臋 w臋dr贸wki.
- Wracasz do domu? - zapyta艂a Anjo. - Chcesz p贸藕niej wr贸ci膰 do Finlandii?
Heino nie by艂 pewien, co zrobi. Nikt nie zapyta艂 Anjo o jej plany na przysz艂o艣膰.
Knut jej unika艂. Na tyle, na ile by艂o to mo偶liwe w tych warunkach.
Nie czu艂 si臋 najlepiej, trzymaj膮c si臋 od Anjo z dala, mia艂 si臋 jednak znacznie gorzej, gdy przychodzi艂o mu s艂ucha膰 z bliska jej oddechu.
Nie potrafi艂 znie艣膰 my艣li, 偶e m贸g艂by jej dotkn膮膰, gdyby tylko chcia艂.
Najmocniej cierpia艂 nocami. Zdarza艂o mu si臋 przecie偶 nawet le偶e膰 tu偶 obok i wyobra偶a膰 sobie, 偶e czuje ciep艂o jej cia艂a.
Zastanawia艂 si臋 czasami, czy Anjo zaspokoi艂a swoje potrzeby. Czy chodzi艂o jej tylko o to, by si臋 do kogo艣 przytuli膰, by poczu膰 czyje艣 ciep艂o i po偶膮danie, czy chodzi艂o tylko o fizyczn膮 blisko艣膰.
Anjo chcia艂a go utwierdzi膰 w przekonaniu, 偶e po prostu wykorzystali wzajemnie swoje cia艂a, 偶e nie pojawi艂a si臋 mi臋dzy nimi nuta prawdziwego ciep艂a i blisko艣ci.
Ale Knut nazwa艂 to w my艣lach kochaniem, cho膰 wiedzia艂, 偶e Anjo by zesztywnia艂a, us艂yszawszy to s艂owo.
Anjo nie chcia艂a, by uwierzy艂, 偶e za tym wszystkim kry艂y si臋 jakie艣 wy偶sze uczucia. Oboje wykorzystali chwil臋 po偶膮dania, ot i tyle. Knut cierpia艂 jednak na my艣l, 偶e to si臋 nigdy nie powt贸rzy.
Zbli偶ali si臋 ju偶 do Alty. Przenocowali na tej samej polanie, na kt贸rej rozbili pierwszy ob贸z podczas tej wyprawy.
Ailo chcia艂 porozmawia膰 z Knutem w cztery oczy.
- Jeste艣 jaki艣 niesw贸j - zacz膮艂 bez owijania w bawe艂n臋. - Co si臋 dzieje?
Knut rzuci艂 kamieniem najdalej jak potrafi艂. Potem chwyci艂 nast臋pny.
- S膮dzi艂em, 偶e mo偶emy by膰 wobec siebie szczerzy - nie ust臋powa艂 Ailo. - 呕e naprawd臋 b臋dziemy bra膰mi. A tymczasem ty coraz bardziej zamykasz si臋 w sobie.
- Polowanie na tego cz艂owieka wcale mnie ju偶 nie bawi. - Knut trafi艂 nast臋pnym kamieniem w jaki艣 krzak. - Nie wiem, czy potrafi艂bym kogo艣 zabi膰.
- Wcale nie o to chodzi. Przecie偶 zamierzamy z nim porozmawia膰.
Knut popatrzy艂 na przyjaciela i pokr臋ci艂 g艂ow膮, jakby go przejrza艂.
- Wiesz r贸wnie dobrze jak i ja, o co tu chodzi. Znajdziemy go i zabijemy. Ty, ja albo Heino. Czasem wydaje mi si臋, 偶e nawet Anjo mog艂aby to zrobi膰.
- Mo偶e. - Ailo przyzna艂, 偶e wszyscy o tym my艣l膮, 偶e to dodaje im si艂. 呕e w gruncie rzeczy chodzi w艂a艣nie o zabicie Feldta, a nie o sprowadzenie go po to, by 艣wiadczy艂 przeciwko namiestnikowi. - Ale wcale nie dlatego chodzisz wci膮偶 z grobow膮 min膮, Knut.
- G艂upiec ze mnie - rzek艂 Knut niech臋tnie. Jego spojrzenie pow臋drowa艂o w stron臋 namiotu, ale nie dostrzeg艂 tam Anjo. - Igra艂em z ogniem. - Knut opad艂 na mech i zacz膮艂 wyrywa膰 k臋pki, by nast臋pnie drze膰 je na strz臋py.
- Zdaje si臋, 偶e nie przespa艂e艣 tamtej nocy przy ognisku - odgad艂 Ailo. - W przeciwnym razie nie zdo艂a艂by艣 podtrzyma膰 ognia przez ca艂膮 noc.
Knut nie pomy艣la艂 o tym.
- Spa艂em niewiele - wyzna艂. - I?
- I czuj臋 si臋 beznadziejnie, fatalnie, jak dziecko, jak przegrany... Je艣li chcesz co艣 jeszcze us艂ysze膰, to prosz臋 bardzo. Ale to wystarczy: jestem przegrany. Ja, Knut Elvejord, przegra艂em.
- Akurat.
- Dla niej nie mia艂o to 偶adnego znaczenia - ci膮gn膮艂 Knut. - Przygoda jednej nocy i nic wi臋cej. A ja czuj臋 si臋 podle...
- To dla ciebie nie nowina. Prze偶y艂e艣 par臋 takich przyg贸d ostatniej zimy... - wtr膮ci艂 Ailo.
Knut dobrze o tym wiedzia艂. Mi臋dzy innymi dlatego mia艂 takie wyrzuty sumienia.
- A jak by艂o? - Ailo nie m贸g艂 pow艣ci膮gn膮膰 ciekawo艣ci. Knut rzuci艂 w niego kawa艂kiem mchu, ale nie trafi艂.
- 艢wietnie - powiedzia艂 w ko艅cu. Pami臋ta艂, 偶e przedtem zwyk艂 barwnie opisywa膰 tego rodzaju do艣wiadczenia. Tym razem jednak nie potrafi艂by tego zrobi膰.
- To w czym problem?
- Raczej w kim. We mnie - wyzna艂 przyjacielowi. - Problem jest we mnie. Ona zapowiedzia艂a, 偶e to si臋 nigdy nie powt贸rzy. I jestem pewien, 偶e nie kokietowa艂a, m贸wi艂a ca艂kiem powa偶nie. A by艂o tak fantastycznie... tak... - Knutowi zabrak艂o s艂贸w podziwu. - Ale si臋 sko艅czy艂o. I nie powinienem si臋 艂udzi膰 nadziej膮.
- Zakocha艂e艣 si臋 w niej? - zagadn膮艂 Ailo, patrz膮c uwa偶nie na przyjaciela.
- Nie wiem. Do diab艂a! - Knut uderzy艂 pi臋艣ci膮 w ziemi臋. - Sk膮d mam wiedzie膰, skoro trudno przewidzie膰, do czego to wszystko doprowadzi. Ona si臋 okopa艂a fos膮, Ailo.
- Pokonywa艂e艣 ju偶 takie przeszkody - wzruszy艂 ramionami Ailo. - Sam sobie stwarzasz problemy, Knut. Dlaczego s膮dzisz, 偶e Anjo nie zmieni zdania? Przecie偶 by艂o fantastycznie, prawda? Chyba dla niej te偶? Chyba nie my艣la艂e艣 tylko o sobie, gdy to robili艣cie?
Gdyby spojrzenie mog艂o zabija膰, Ailo nigdy by ju偶 nie wsta艂.
- My艣lisz, 偶e ona nie boi si臋 cierpienia? S膮dzisz, 偶e potrafi sobie wyobrazi膰 przysz艂o艣膰 u twojego boku? Na pewno nawet o tym nie marzy. Bezpieczniej powiedzie膰 鈥瀌osy膰鈥 po tym jednym razie i nazwa膰 wszystko zabaw膮. Ale nie spuszcza z ciebie wzroku, Knut. Nie zauwa偶y艂e艣 tego, bo koncentrujesz si臋 na tym, by jej unika膰 wzrokiem. Ale ja zauwa偶y艂em. I Heino tak偶e. Gdziekolwiek tylko si臋 ruszysz, Anjo 艣ledzi ci臋 spojrzeniem.
Trudno uwierzy膰 w co艣, czego cz艂owiek sam nie widzi. Zw艂aszcza gdy nie jest pewien, 偶e to mo偶e by膰 prawda.
- Czy czterna艣cie lat to du偶o? - zapyta艂 Knut, nawet nie patrz膮c na Ailo. Ba艂 si臋, 偶e dojrzy u艣miech na twarzy przyjaciela, 偶e spotka si臋 z szyderstwem z jego strony. - Nie mam nawet dwudziestu lat. W por贸wnaniu z ni膮 jestem g贸wniarzem.
Ailo spojrza艂 w stron臋 Anjo, kt贸ra energicznie przygotowywa艂a posi艂ek.
Jej cia艂o nie by艂o cia艂em m艂odej dziewczyny. Anjo nie odzyska ju偶 m艂odzie艅czej sylwetki. Ale kto powiedzia艂, 偶e szcz臋艣cie wi膮偶e si臋 z m艂odo艣ci膮? Czy rado艣膰 mo偶na znale藕膰 tylko u boku kogo艣 bardzo podobnego?
Czy偶 偶ycie nie jest pi臋kniejsze dzi臋ki r贸偶nicom? Uroda 偶ycia polega przecie偶 na tym, 偶e ka偶dy dzie艅 jest ca艂kiem inny ni偶 poprzedni, 偶e nic si臋 nie powtarza.
- Ona tyle przesz艂a - dorzuci艂 Knut. Ailo wyci膮gn膮艂 n贸偶, odci膮艂 kawa艂ek ga艂臋zi grubej jak palec i zacz膮艂 ostrzy膰 go na ko艅cu. Gdy mia艂 zaj臋te r臋ce, najlepiej mu si臋 my艣la艂o.
- Je艣li masz z tym jaki艣 problem - powiedzia艂 spokojnie - to rzeczywi艣cie powa偶na sprawa.
- My艣lisz, 偶e ona jest brzydka? - G艂os Knuta brzmia艂 niepewnie. Knut zacz膮艂 si臋 obawia膰, czy nie postrada艂 rozumu. Przecie偶 Anjo nie mog艂a si臋 r贸wna膰 urod膮 z m艂odymi dziewcz臋tami, do kt贸rych go przedtem ci膮gn臋艂o. A ju偶 w najmniejszym stopniu nie przypomina艂a Anny.
Trudno by by艂o je pod jakimkolwiek wzgl臋dem por贸wna膰.
- Rozmawiali艣my ju偶 na ten temat - westchn膮艂 Ailo. - Wtedy napad艂e艣 na mnie, podejrzewa艂e艣, 偶e zwariowa艂em. Nie, ja wcale nie uwa偶am, 偶e Anjo jest brzydka. Uwa偶am, 偶e jest wspania艂a. M膮dra. Bystra. Zabawna. I je艣li mam by膰 ca艂kiem szczery, to ch臋tnie zawar艂bym z ni膮 jeszcze bli偶sz膮 znajomo艣膰.
Knut zamkn膮艂 oczy i pr贸bowa艂 sobie wyobrazi膰, jak wraca do domu z Anjo. Anjo ma prawie tyle samo lat, co Reijo. Knut nie potrafi艂 przewidzie膰 reakcji ojczyma. Ida by si臋 szalenie zdziwi艂a, ale zaakceptowa艂aby Anjo. Anjo odznacza艂a si臋 przecie偶 mn贸stwem cech, kt贸re Ida tak bardzo ceni艂a.
Maja... Maja mia艂aby go w pogardzie. Mo偶e. Knut nie by艂 pewien jej reakcji. Lata zmieni艂y j膮 nie do poznania.
Z ca艂膮 pewno艣ci膮 ca艂y fiord hucza艂by od plotek.
- Nie chc臋 si臋 nad tym zastanawia膰. - Knut odsun膮艂 od siebie te my艣li. Mo偶na i w ten spos贸b podchodzi膰 do w艂asnych problem贸w. - Najpierw musimy za艂atwi膰 spraw臋 Feldta. I z艂ota. Dopiero potem si臋 zastanowi臋. Mo偶e przejdzie mi do tego czasu. To pierwsza kobieta, wobec kt贸rej co艣 poczu艂em od czasu Anny.
- A by艂o ich sporo - rzuci艂 Ailo z sarkazmem, wci膮偶 zaj臋ty ociosywaniem ga艂臋zi.
- To, co istotne, nie zaczyna si臋 w spodniach, tylko w g艂owie. - Knut zdziwi艂 si臋 trafno艣ci膮 w艂asnych s艂贸w. - Nigdy przedtem o tym nie my艣la艂em, ale to prawda. Tym razem jest ca艂kiem inaczej.
- To mo偶e i ja bym spr贸bowa艂? - zagadn膮艂 Ailo beztrosko. - Mo偶e ona mia艂aby ochot臋 na jeszcze jedno j臋drne cia艂o, a ja bez trudu pogodzi艂bym si臋 z tym, 偶e chodzi tylko o jedn膮 noc.
Knut siedzia艂 okrakiem na przyjacielu, nim ten sko艅czy艂 m贸wi膰. Wyrwa艂 mu n贸偶 i przycisn膮艂 go do ziemi, patrz膮c na niego pociemnia艂ymi z gniewu oczyma.
- Nawet o tym nie my艣l! - sykn膮艂 mi臋dzy z臋bami. - Nawet o tym nie my艣l, Ailo. Zabij臋 ci臋, je艣li si臋 zorientuj臋, 偶e z ni膮 spa艂e艣. Nawet nie pr贸buj! Obetn臋 ci r臋ce. I nie tylko r臋ce.
Ailo zagwizda艂 przeci膮gle, a Knut stoczy艂 si臋 na mech.
- O rany, co si臋 ze mn膮 dzieje! - j臋kn膮艂, le偶膮c z twarz膮 wtulon膮 w ziemi臋. - Pociemnia艂o mi w oczach, gdy to powiedzia艂e艣. Nie zdo艂a艂em si臋 opanowa膰.
- To powa偶na sprawa - zgodzi艂 si臋 Ailo. Uda艂o mu si臋 znale藕膰 i n贸偶, i j臋zyk w g臋bie.
- Co strugasz? - zapyta艂 Knut, pragn膮c wreszcie zmieni膰 temat.
- Ptaka. Zawsze strugam ptaki. Czasem udaje mi si臋 doko艅czy膰, ale najcz臋艣ciej nie. To b臋dzie ptak w locie. - Ailo pokaza艂 Knutowi swoje dzie艂o.
- Mama mia艂a kiedy艣 co艣 takiego - przypomnia艂 sobie Knut. - Nosi艂a go na szyi, na rzemyku. Chyba tw贸j ojciec go dla niej zrobi艂.
Ailo pokiwa艂 g艂ow膮. On tak偶e pami臋ta艂 tamtego ptaka. Pierwsz膮 zabawk膮, kt贸r膮 dosta艂 od ojca, by艂 tak偶e ptak. Mikkal cz臋sto je struga艂. Ailo poszed艂 w jego 艣lady.
Ptak w locie, z rozpostartymi szeroko skrzyd艂ami, sta艂 si臋 symbolem Mikkala. Symbolem jego t臋sknoty za wolno艣ci膮, za 偶yciem w zgodzie z natur膮. Lec膮cy ptak by艂 jak Mikkal, jak Raija...
Teraz ptak sta艂 si臋 symbolem Ailo. Jego znakiem rozpoznawczym.
- Pozw贸l mi podarowa膰 tego ptaka Anjo! - poprosi艂 Knut 偶arliwie. Pomys艂 przyszed艂 mu do g艂owy nagle i niespodziewanie.
Ailo wzruszy艂 ramionami i zn贸w zacz膮艂 si臋 bawi膰 no偶em. Robi艂 malusie艅kie naci臋cia, wyg艂adza艂 powierzchni臋 i 偶艂obi艂 艂uki tak, by ptak wygl膮da艂 jak 偶ywy. Wykorzystuj膮c niewielki s臋k, wyci膮艂 ledwo widoczn膮 dziurk臋 ponad jednym skrzyd艂em. W ten spos贸b mo偶na by艂o naniza膰 wisiorek na sznurek.
Poda艂 gotowe dzie艂o Knutowi. Ten prze艂kn膮艂 艣lin臋, wzruszony i uradowany.
- Musisz tylko znale藕膰 jaki艣 sznurek.
Knut zdj膮艂 sk贸rzan膮 kurtk臋, kt贸ra zawsze mia艂a za d艂ugie r臋kawy.
Bez chwili zastanowienia odci膮艂 kawa艂ek r臋kawa i zrobi艂 rzemyk wystarczaj膮co w膮ski, by m贸g艂 pos艂u偶y膰 do zawieszenia ozdoby.
Ailo si臋 u艣miechn膮艂.
- Mnie by to nie przysz艂o do g艂owy - przyzna艂. - Wydaje mi si臋, 偶e naprawd臋 mocno si臋 w to zaanga偶owa艂e艣, Knut. Nie rezygnuj z tej szansy.
Knut podni贸s艂 si臋 z miejsca. Jego wielkie palce nie nadawa艂y si臋 do precyzyjnej roboty. Zw艂aszcza 偶e d艂onie mu dr偶a艂y.
Tymczasem zbli偶a艂a si臋 ku nim Anjo.
Anjo sta艂a si臋 znacznie bardziej kobieca. Niewiele mia艂a wsp贸lnego z dawn膮 pyskat膮 Anjo, kt贸ra stara艂a si臋 jak najbardziej upodobni膰 do m臋偶czyzny.
Ostatnio upina艂a w艂osy lu藕no na karku. Okala艂y jej twarz mi臋kk膮 ram膮, powiewa艂y przed oczami. Anjo wygl膮da艂a na pogodniejsz膮 i szcz臋艣liwsz膮.
Knutowi wydawa艂o si臋, 偶e Anjo p艂ynie ku nim ponad mchem. Jakby jej stopy prawie nie dotyka艂y ziemi. Jakby by艂a przebranym za kobiet臋 anio艂em.
- Mam si臋 ulotni膰? - szepn膮艂 Ailo, got贸w natychmiast si臋 oddali膰.
Knut pokr臋ci艂 g艂ow膮. Nie zni贸s艂by spotkania z cztery oczy. Nie pouk艂ada艂 jeszcze sobie tego wszystkiego w g艂owie. Tak czy inaczej mia艂 jednak zamiar podarowa膰 jej wisiorek.
- Nie przeszkadzam? - zapyta艂a Anjo. Knut pospieszy艂 z zaprzeczeniem. Jak偶e by mog艂a przeszkadza膰? On jej, i owszem, unika艂, ale skoro inicjatywa wysz艂a od niej...
- Heino jest taki niespokojny - westchn臋艂a Anjo. - Zn贸w wyruszy艂 na rekonesans. Sprawdzi膰, czy nie nadp艂ywa 艂贸d藕... - Anjo za艂ama艂a d艂onie. - Powinnam si臋 cieszy膰, 偶e ten diabe艂 jest ju偶 tak blisko, ale wszystko si臋 we mnie przewraca. Czuj臋 md艂o艣ci, gdy o nim my艣l臋. Sama nie wiem, czy chc臋, by艣my go dopadli. Najbardziej bym chcia艂a, 偶eby艣my znale藕li go zagryzionego przez wilka albo nied藕wiedzia.
- Niezbyt to mi艂osierna modlitwa za nieprzyjaci贸艂 - u艣miechn膮艂 si臋 Ailo.
- To si臋 nied艂ugo sko艅czy - pocieszy艂 Anjo Knut, nie patrz膮c jej w oczy. Mia艂 nadziej臋, 偶e Anjo nie pomy艣li sobie, 偶e on m贸wi o czym艣 zupe艂nie innym. - Ale nie wyr臋czy nas 偶adne dzikie zwierz臋.
Anjo dobrze o tym wiedzia艂a i dlatego czu艂a si臋 tak fatalnie.
W ciszy, kt贸ra zapad艂a po jego s艂owach, Knut wyci膮gn膮艂 przed siebie r臋k臋 z wisiorkiem. Nie przywyk艂 do wr臋czania prezent贸w i zupe艂nie nie wiedzia艂, jak si臋 zachowa膰.
- To dla mnie? - zapyta艂a Anjo z niedowierzaniem. U艣miech rozja艣ni艂 jej oczy i wy偶艂obi艂 do艂eczki w policzkach.
Knut pokiwa艂 g艂ow膮. Co艣 dziwnie 艣ciska艂o go w gardle. Zazwyczaj wygadany, tym razem nie m贸g艂 znale藕膰 s艂贸w. Brakowa艂o mu nawet powietrza.
- Dla ciebie - potwierdzi艂 i z艂o偶y艂 ptaszka w jej d艂oniach.
Anjo by艂a prawdziwie poruszona. Musn臋艂a palcami male艅kie cudo. Ptak wygl膮da艂 naprawd臋 jak 偶ywy, jakby mia艂 lada moment ulecie膰 z jej d艂oni ku niebu.
- Jaki pi臋kny - szepn臋艂a prawie bez tchu. Zwr贸ci艂a w stron臋 Knuta wzruszon膮 twarz. - Sam to zrobi艂e艣?
Knut pokr臋ci艂 g艂ow膮. Za艣mia艂 si臋 troch臋 i skin膮艂 w stron臋 Ailo.
- To prawdziwy mistrz no偶a.
- Ale rzemyk jest od Knuta - wyja艣ni艂 Ailo z powag膮. - To kawa艂ek r臋kawa jego kurtki.
Anjo zamruga艂a oczami pe艂nymi 艂ez.
- Nigdy w 偶yciu nie dosta艂am nic r贸wnie pi臋knego od dw贸ch przystojnych m臋偶czyzn! - Spontanicznie zarzuci艂a ramiona na szyj臋 Ailo i u艣ciska艂a go. Potem obr贸ci艂a si臋 w stron臋 Knuta, popatrzy艂a na niego przez chwil臋 i unios艂a ku niemu r臋ce.
Knut post膮pi艂 krok w jej kierunku i wzi膮艂 j膮 w ramiona. Zanurzy艂 twarz w jej w艂osach i przytula艂 j膮 d艂ugo, stanowczo za d艂ugo.
Dotkn膮艂 ustami jej ucha. Nie poca艂owa艂, tylko dotkn膮艂. Anjo si臋 nie wyrywa艂a, ale te偶 nie podda艂a si臋 ca艂kowicie. Knut j膮 pu艣ci艂.
Samym spojrzeniem poprosi艂 j膮 o wybaczenie, ona za艣 wybaczy艂a mu nic nie m贸wi膮c.
Ailo odwr贸ci艂 si臋 dyskretnie.
Na twarzy Knuta dostrzeg艂 co艣, czego nigdy przedtem nie widzia艂: dojrza艂o艣膰 i zdecydowanie.
- Pomo偶esz mi za艂o偶y膰 wisiorek, Knut? - zapyta艂a Anjo, dr偶膮cym nieco g艂osem.
Knut skin膮艂 g艂ow膮.
Czu艂 si臋 jak niezdara, gdy jego palce mia艂y zawi膮za膰 cieniutki rzemyczek na jej szyi.
Anjo unios艂a w臋ze艂 ci臋偶kich w艂os贸w. Knut stara艂 si臋 nie dotkn膮膰 jej d艂oni. Musn膮艂 jednak sk贸r臋 na szyi.
Poczu艂, jak przeszywa go p艂omie艅. Anjo te偶 poruszy艂a si臋 niespokojnie. Czy偶by poczu艂a to samo? Czy jej cia艂o te偶 ogarn臋艂a p艂omienista niemoc?
Serce Knuta bi艂o coraz szybciej i szybciej...
- Za ciasno? - zapyta艂, przeklinaj膮c w duchu swoj膮 niezr臋czno艣膰.
- W sam raz - odpar艂a. Czy nie kry艂o si臋 za tym nic wi臋cej?
Czy on dzia艂a艂 na ni膮 tak samo jak ona na niego?
Knut wola艂 si臋 nad tym nie zastanawia膰. Skupi艂 si臋 na motaniu w臋ze艂ka. Potem odwr贸ci艂 Anjo ku sobie, chwytaj膮c j膮 mocno za ramiona. Chcia艂 zobaczy膰, czy do twarzy jej w wisiorku.
Zobaczy艂 jednak tylko jej usta. Wszystko poza nimi zasz艂o mg艂膮. Zapomnia艂 ca艂kiem o ptaszku i widzia艂 tylko wilgotne, kusz膮ce p贸艂otwarte usta, a ich widok zn贸w sprowokowa艂 go do marze艅, kt贸rych jeszcze niedawno 艣miertelnie by si臋 wstydzi艂.
G艂o艣no prze艂kn膮艂 艣lin臋, ale to go nie uspokoi艂o. Krew t臋tni艂a w jego 偶y艂ach tak samo jak przedtem.
Palce zacisn臋艂y si臋 jeszcze mocniej na jej ramionach, zostawiaj膮c prawdopodobnie 艣lady na sk贸rze. On jednak o tym wcale nie my艣la艂.
Nagle j膮 poca艂owa艂. Zupe艂nie nie wiedzia艂, jak do tego dosz艂o, przecie偶 nic takiego nie zamierza艂...
Ale gdy dotkn膮艂 jej ust, gdy odda艂a mu poca艂unek, nie mia艂 si艂y si臋 od niej oderwa膰.
Czul, 偶e trzyma r臋ce na jej plecach, i nie mia艂 poj臋cia, kiedy je tam przesun膮艂.
Czu艂 jej mi臋kkie ramiona na swojej szyi, jej palce zanurzone w jego w艂osy.
I usta, kt贸re oddawa艂y mu poca艂unek.
Czas przesta艂 istnie膰. Wyci膮gn膮艂 ku niej d艂o艅, gdy wymkn臋艂a si臋 z jego obj臋膰.
Anjo oddycha艂a tak samo ci臋偶ko jak on.
Wydawa艂o jej si臋, 偶e stoi tak ca艂膮 wieczno艣膰 tu偶 ko艂o niego, zbieraj膮c si艂y, by odsun膮膰 si臋 jeszcze dalej.
- Ustalili艣my przecie偶, ustalili艣my, 偶e to si臋 nie powt贸rzy - powiedzia艂a wreszcie. I uciek艂a. Mia艂a zamiar go powstrzyma膰, gdyby pobieg艂 za ni膮.
Twarz Knuta wykrzywi艂 grymas.
Ailo podszed艂 do niego cicho i obj膮艂 ramieniem.
- To powa偶na sprawa, m贸j stary. Chyba nie tylko dla ciebie.
Knut si臋 wykrzywi艂.
- Poczekam, a偶 to minie.
Heino 艣wietnie zna艂 Feldta. Nie na darmo towarzyszy艂 mu przez tyle miesi臋cy.
W艂a艣nie Heino zauwa偶y艂 i rozpozna艂 艂贸d藕.
Nie wygl膮da艂 na zaskoczonego, gdy przyni贸s艂 nowin臋 przyjacio艂om.
- Ten czort jest na tyle bezczelny, 偶e zjawi艂 si臋 w Alcie. Zacumowa艂 ju偶 przy brzegu i poszed艂 do osady.
Ca艂a czw贸rka by艂a zm臋czona. Wyczerpa艂a ich w臋dr贸wka po pustkowiu 艣ladem cz艂owieka, odpowiedzialnego za tyle b贸lu i cierpienia.
Cz艂owieka najwyra藕niej g贸ruj膮cego sprytem.
- Ko艂o si臋 zamkn臋艂o - rzek艂a w zadumie Anjo.
A wi臋c zn贸w jest w Alcie. Nie tego si臋 spodziewa艂a, gdy rusza艂a w drog臋 w towarzystwie trzech m艂odzie艅c贸w. Nawet w naj艣mielszych marzeniach nie potrafi艂aby sobie wyobrazi膰 tego, co si臋 sta艂o podczas wyprawy. My艣la艂a tylko o sprawie. Przypuszcza艂a, 偶e powr贸c膮 z tarcz膮. Mia艂a nadziej臋, 偶e triumfalnie wnios膮 oskar偶enie przeciwko namiestnikowi, oczami wyobra藕ni widzia艂a ju偶 zwyci臋stwo, widzia艂a, jak Kjeldsen ucieka z Alty, jak wypuszcza na wolno艣膰 Knuta Olssona, Knuta - Kwena...
Nie brakowa艂o jej marze艅, ale o mi艂o艣ci nie marzy艂a.
- Chc臋 do domu - powiedzia艂a Anjo, siadaj膮c. Nie mia艂a si艂y biec na ska艂臋, by popatrze膰 na 艂贸d藕 Hansa Fredrika Feldta. - Chc臋 si臋 wyk膮pa膰 i zasn膮膰 we w艂asnym 艂贸偶ku. Chc臋 zapomnie膰, 偶e kiedykolwiek spotka艂am cz艂owieka, kt贸ry si臋 nazywa艂 Hans Fredrik Feldt.
- Mo偶esz zrobi膰 wszystko z wyj膮tkiem tego ostatniego - oznajmi艂 Heino. - Wci膮偶 na ciebie liczymy. Najpierw musimy jednak porozmawia膰 z Hannu. Jestem bardzo zaniepokojony.
- Feldt planuje na pewno jakie艣 艣wi艅stwo - westchn臋艂a Anjo, bardzo zm臋czona. - Czy wie, 偶e to Hannu i Jussi mieli z艂oto?
Heino popatrzy艂 na Knuta i powiedzia艂 z westchnieniem.
- No w艂a艣nie. Wszyscy wiedz膮, kto zosta艂 obrabowany, ale tylko Feldt wie, co zgin臋艂o. Do diabla, zupe艂nie o tym nie pomy艣la艂em. Nigdy sobie nie wybacz臋, je艣li cokolwiek im si臋 sta艂o. - Heino popatrzy艂 na swych towarzyszy. - Nie mamy wyboru. Musimy zostawi膰 tu Anjo. Anjo sama dotrze do domu. My musimy p臋dzi膰 jak najpr臋dzej do Alty.
Nawet Knut uzna艂, 偶e nie ma innego wyj艣cia, i liczy艂 na to, 偶e Anjo to zrozumie.
- Zostawimy renifery w letniej szopie Hannu - zaproponowa艂, cho膰 wiedzia艂, 偶e w ten spos贸b b臋d膮 musieli nad艂o偶y膰 drogi.
- Wystarczy, 偶e jeden z nas pomo偶e Anjo je tam zaprowadzi膰. - Heino zacz膮艂 si臋 z miejsca zachowywa膰 jak urodzony przyw贸dca.
Ailo ofiarowa艂 si臋, 偶e to zrobi.
- Obaj macie wi臋cej powod贸w do zemsty - westchn膮艂. - No i ja najszybciej biegam. Powiedzcie tylko, gdzie to jest.
Knut szybko mu wyt艂umaczy艂.
Anjo nie spodoba艂 si臋 ten plan. Oczywi艣cie mog艂a wr贸ci膰 do domu sama, ale uwa偶a艂a, 偶e Knut i Heino nie powinni i艣膰 tylko we dw贸ch na spotkanie temu potworowi.
- On jest w gorszej sytuacji ni偶 my - uspokaja艂 j膮 Heino, cho膰 sam nie by艂 o tym do ko艅ca przekonany. - Nas jest dw贸ch.
Anjo pog艂aska艂a d艂oni膮 ich policzki. Popatrzy艂a Knutowi prosto w oczy i chcia艂a co艣 powiedzie膰, ale zaraz zamkn臋艂a usta.
- B膮d藕cie ostro偶ni - poprosi艂a. - Nie wiem, czy potrafi臋 si臋 za was modli膰. Nie pami臋tam chyba, jak to si臋 robi.
- Wystarczy, 偶e b臋dziesz o nas my艣le膰 - o艣wiadczy艂 Knut, patrz膮c jej prosto w oczy. Szuka艂 jakiego艣 znaku w jej spojrzeniu, ona jednak nie zamierza艂a ods艂oni膰 przed nim swego serca. Ca艂ymi latami wprawia艂a si臋 w sztuce ukrywania uczu膰.
- B臋d臋 na pewno. - Anjo umilk艂a na chwil臋, a potem wybuch艂a: - Nie oszcz臋dzajcie go! Niech cierpi jak najwi臋cej! Niech prze偶yje jak najgorsze upokorzenie!
- Pope艂nili艣my b艂膮d, m贸wi膮c, 偶e jest jeszcze wi臋cej z艂ota. - Heino wzi膮艂 na siebie ca艂膮 win臋. - Ale nic lepszego nie przysz艂o nam do g艂owy. Nic lepszego nie wymy艣li艂em. Simon od pocz膮tku by艂 zdania, 偶e to kiepski pomys艂. No i nie pisn膮艂 nawet s艂贸wkiem, sk膮d ma z艂oto. B艂膮d. Okropny b艂膮d.
- Nie my艣l o tym! - Knut nie mia艂 ochoty rozmawia膰 o Simonie. Natychmiast znowu ujrza艂 jego zmasakrowane cia艂o. Tak w艂a艣nie mia艂 pami臋ta膰 Simona. W jego wspomnieniach nie pozosta艂 czaruj膮cy, roze艣miany, 偶artuj膮cy Simon, ale trup.
Ruszyli biegiem. Od czasu do czasu zamienili par臋 s艂贸w. Tyle przecie偶 mieli sobie do powiedzenia, a nie wiedzieli, czy starczy im na to czasu.
- To musia艂a by膰 niezwyk艂a kobieta - rzuci艂 niespodziewanie Heino, zwalniaj膮c tempo.
- Kto?
- Twoja matka. - Heino patrzy艂 prosto przed siebie. - Ludzie gadaj膮, 偶e Feldt jej w艂a艣nie szuka. To niewykluczone. Ojciec te偶 jej szuka艂. Zapewne dlatego si臋 spotkali i dlatego ojciec zgin膮艂.
- Nie obwiniaj jej o to! - poprosi艂 Knut. - Bardzo ci臋 prosz臋! Raija nie jest wszystkiemu winna.
- Chyba pierwszy raz wym贸wi艂e艣 jej imi臋? Knut u艣miechn膮艂 si臋 z gorycz膮.
- W艂a艣ciwie wcale jej nie znalem. Nigdzie nie zagrzewa艂a miejsca. Zawsze w drodze. By艂em bardzo ma艂y, gdy z ni膮 mieszkali艣my. Potem musia艂a ucieka膰, bo oskar偶ono j膮 o czary. Razem z ojcem Ailo wyjecha艂a do Finlandii. Zabrali ze sob膮 Ailo. On pami臋ta j膮 lepiej ni偶 ja.
- A ty? I twoje rodze艅stwo?
- Raija wysz艂a za m膮偶 po raz drugi. Nasze stosunki rodzinne s膮 bardzo zawik艂ane. Jej drugi m膮偶 by艂 ojcem mojej najm艂odszej siostry i najlepszym przyjacielem mojego ojca.
Heino wzni贸s艂 oczy do nieba.
- Feldt zabi艂 Mikkala, ojca Ailo. Pr贸bowa艂 zastrzeli膰 mam臋, ale Mikkal j膮 zas艂oni艂. Raija zn贸w musia艂a ucieka膰, tym razem z Rosjanami. Mia艂a wr贸ci膰 po roku, ale nigdy si臋 nie pojawi艂a. Wiele lat min臋艂o od tamtych wydarze艅. Czterna艣cie lat. Raija pewnie nie 偶yje.
- Ojciec nie by艂 wi臋c jedyny... - zamy艣li艂 si臋 Heino. - Co to by艂a za kobieta? Zupe艂nie nie potrafi臋 sobie jej wyobrazi膰. Ojciec nie mia艂 szczeg贸lnie trudnego 偶ycia.
Mama nie by艂a gorsza ni偶 inne 偶ony. Wszyscy m臋偶czy藕ni miewali jakie艣 przygody, ale 偶aden nie opu艣ci艂 gospodarstwa i pi臋ciorga dzieci.
- Nie wiem. - Knut by艂 ca艂kiem szczery. - 呕a艂uj臋, 偶e jej nie zna艂em. Cho膰 prawie jej nie pami臋tam, to wiem, 偶e by艂a pi臋kna. Mia艂a ciemne, niemal czarne oczy, kt贸rych nigdy nie zapomn臋. Reszty nie jestem pewien. Nale偶a艂a w ka偶dym razie do os贸b, kt贸re wszyscy kochaj膮. S膮 tacy ludzie.
- Ale nie w ten spos贸b.
- Moja siostra jej nienawidzi - wyzna艂 Knut. - Ta, kt贸ra by艂a 偶on膮 Simona, Maja...
Heino dobrze rozumia艂 uczucia Mai.
- Wy tak偶e stali艣cie si臋 ofiarami. W gruncie rzeczy nie mieli艣cie przecie偶 matki. Dziewcz臋ta znacznie bardziej to prze偶ywaj膮. Dla ch艂opc贸w wa偶niejszy jest ojciec.
Knut pokiwa艂 g艂ow膮.
- Co potrafisz? - Heino bez uprzedzenia zmieni艂 temat. Zbli偶ali si臋 ju偶 do Alty. - Potrafisz si臋 bi膰? Masz mocne pi臋艣ci?
- Chyba tak - zawaha艂 si臋 Knut, bo nie lubi艂 b贸jek. - Jestem wytrwa艂y, je艣li to ma jakie艣 znaczenie. I mam n贸偶. Tylko 偶e nie pos艂uguj臋 si臋 nim najlepiej. Wszyscy m贸wili, 偶e nie spotkali nikogo, kto by艂by bardziej niezr臋czny przy szlachtowaniu renifer贸w...
- To dobrze. Czy nie tego chcia艂a Anjo? 呕eby艣my zrobili to w najgorszym stylu.
Anjo i Ailo r贸wnie偶 p臋dzili co si艂 w nogach. Anjo ledwo nad膮偶a艂a. My艣la艂a jednak tylko o tym, 偶e Knut i Heino b臋d膮 potrzebowali pomocy Ailo. Zn贸w czu艂a si臋 jak zb臋dny balast, jak kto艣 zupe艂nie bezu偶yteczny.
- Wola艂by艣 by膰 razem z nimi? Ailo nie mia艂 ochoty k艂ama膰 i zaprzecza膰. Anjo si臋 zatrzyma艂a. Byli ju偶 nieopodal zamieszka艂ej przez Kwen贸w Alty. Nieopodal jej male艅kiego domku.
- Niewa偶ne, co ludzie o mnie gadaj膮 - stwierdzi艂a Anjo. - Przywi膮偶 renifery do mojego p艂otu. Jeden renifer czy cztery, to przecie偶 nie ma znaczenia, ludzie i tak b臋d膮 plotkowa膰. - Ailo zawaha艂 si臋 przez chwil臋, bo propozycja by艂a kusz膮ca. Nie wiedzieli przecie偶, jak daleko zasz艂y sprawy. M臋偶czyzna, z kt贸rym Ailo niedawno pi艂 gorza艂k臋, wyp艂yn膮艂 na wody fiordu sam. Ale to by艂o par臋 dni temu, a w Finnmarku nie brakowa艂o w艂贸cz臋g贸w spod ciemnej gwiazdy. Feldt m贸g艂 z powodzeniem skaptowa膰 paru rzezimieszk贸w. A na dodatek Feldt by艂 cz艂owiekiem, kt贸ry zamordowa艂 ojca Ailo.
- Tu chodzi o twoje 偶ycie, Anjo - powiedzia艂 Ailo z powag膮. - Niewykluczone, 偶e Feldt wcale nie jest u Hannu i Jussiego. Mo偶e by膰 niebezpieczny tak偶e dla ciebie.
Anjo u艣miechn臋艂a si臋 odwa偶nie.
- Zaryzykuj臋. Ja si臋 tak bardzo nie licz臋. Trzeba my艣le膰 o innych i pami臋ta膰, 偶e ten cz艂owiek nie zrobi艂 nigdy nic dobrego.
- Knut nigdy by mi nie darowa艂, gdyby ci si臋 co艣 przytrafi艂o, wiesz?
D艂onie Anjo dotkn臋艂y wisiorka, palce zacz臋艂y si臋 bawi膰 ptakiem.
- Wiem - odpar艂a ze smutkiem. - Wiem, Ailo. Wracam do domu.
Ailo u艣cisn膮艂 j膮 mocno.
- Szkoda, 偶e nie mog臋 ci臋 poca艂owa膰! - wyrwa艂o mu si臋.
- Nie r贸b tego! - Anjo u艣miechn臋艂a si臋 z wysi艂kiem.
- Popatrz tylko, jak na tym wyszed艂 ten, kt贸ry to zrobi艂 ostatnio.
Po chwili byli ju偶 w osadzie. Anjo znalaz艂a klucz tam, gdzie go zostawi艂a. Ailo roz艂adowa艂 baga偶e i zni贸s艂 je do domku. Zwierz臋ta przywi膮za艂 do p艂otu.
- Jeste艣 chyba na tyle rozs膮dna, by nie wychyla膰 st膮d nosa? - Ailo spojrza艂 na ni膮 badawczo. Bardzo pragn膮艂, by to wszystko si臋 dobrze sko艅czy艂o. R贸wnie偶 dla Anjo.
- W ka偶dym razie za bardzo si臋 boj臋, by i艣膰 za tob膮 - wyzna艂a Anjo szczerze. - Musicie tu przyj艣膰 p贸藕niej. I opowiedzie膰 mi o wszystkim.
Ailo dobrze j膮 rozumia艂. Spojrzeniem mo偶na powiedzie膰 bardzo wiele, zw艂aszcza to, czego nie da si臋 wyrazi膰 s艂owami.
- Obiecuj臋 - odpar艂 Ailo. - Za nas wszystkich.
Anjo nie napomina艂a go, by by艂 ostro偶ny, by si臋 pilnowa艂... Wiedzia艂a, 偶e do pewnego momentu b臋dzie ostro偶ny, a potem wszystkie przestrogi strac膮 znaczenie.
Nienawi艣膰 potrafi zmieni膰 ka偶dego cz艂owieka.
Okna by艂y zas艂oni臋te. Pierwszy niepokoj膮cy znak, kt贸ry dowodzi艂, 偶e ich przypuszczenia mog膮 si臋 potwierdzi膰. I 偶e u Hannu i Jussiego nie wszystko jest tak jak nale偶y.
- On ma przewag臋. - Heino zatrzyma艂 si臋 przed s膮siednim domkiem. Opar艂 si臋 o drewnian膮 艣cian臋 i zmarszczy艂 brwi. - Nie zdo艂amy go tam zaskoczy膰, je艣li jeszcze stamt膮d nie wyszed艂. 艁贸d藕 jest wci膮偶 na brzegu...
- Co gorsza, mo偶e si臋 zdarzy膰, 偶e trzyma Hannu i Jussi w charakterze zak艂adnik贸w - Knut doko艅czy艂 my艣l Heino. - Dziwne, ale wcale si臋 go nie boj臋 - doda艂 zaskoczony. - Strach mnie jednak ogarnia, gdy pomy艣l臋, co m贸g艂 zrobi膰 z naszymi dwoma przyjaci贸艂mi. O siebie wcale si臋 nie l臋kam.
Heino pokiwa艂 g艂ow膮 i wzi膮艂 g艂臋boki oddech. Wyprostowa艂 si臋 i dotkn膮艂 no偶a, kt贸ry wsun膮艂 za pas. N贸偶 by艂 na swoim miejscu.
- Nie b臋dziemy tu tak sta膰...
Wcale si臋 nie umawiali, ale obaj jednocze艣nie przyst膮pili do dzie艂a. Podeszli do drzwi i zapukali.
呕adnej odpowiedzi. Nikt nie otworzy艂 drzwi. Heino zn贸w zapuka艂.
- Knut zawo艂a艂 niezbyt g艂o艣no:
- Hannu! Jussi! To tylko my! Cisza, kt贸ra zapad艂a po tych s艂owach, zaniepokoi艂a ich tak, 偶e wymienili spojrzenia. Zapukali ponownie. Nic.
- Albert - powiedzia艂 Heino g艂o艣no. - Je艣li tam jeste艣, wpu艣膰 nas! Porozmawiajmy przynajmniej. Nie r贸b nic tym dw贸m!
Cisza sta艂a si臋 jeszcze bardziej niepokoj膮ca.
- Albert - powt贸rzy艂 Heino. - To ja, Hans. 呕yj臋 i mam si臋 艣wietnie. Chcia艂bym z tob膮 pogada膰.
Wstrzymali oddech.
- Wywa偶am drzwi - szepn膮艂 Knut. - Nie mo偶emy tak tu sta膰 i krzycze膰. Za chwil臋 zleci si臋 p贸艂 wsi. Licho wie, co on wtedy zrobi.
Heino przy艂o偶y艂 ucho do drzwi i zacz膮艂 nas艂uchiwa膰.
- Kto艣 tam jest - szepn膮艂. - Gdyby wszystko by艂o w porz膮dku, byliby艣my ju偶 w 艣rodku. Hannu i Jussi nie maj膮 zwyczaju bawi膰 si臋 w chowanego.
Knut podj膮艂 b艂yskawicznie decyzj臋. Najbardziej m臋skim i stanowczym tonem, na jaki go by艂o sta膰, powiedzia艂:
- Hansie Fredriku Feldt! Wiemy, 偶e tam jeste艣. Chcemy z tob膮 porozmawia膰. Jestem te偶 pewien, 偶e ty ch臋tnie porozmawiasz ze mn膮.
Po d艂ugiej chwili us艂yszeli ostry g艂os:
- Kim jeste艣?
- Synem Raiji.
W 艣rodku przewr贸ci艂 si臋 jaki艣 sprz臋t. Sto艂ek stoj膮cy pod piecem, zgad艂 Knut. Us艂yszeli kroki. Deski pod艂ogowe skrzypia艂y jak zawsze.
W zamku zazgrzyta艂 klucz.
- Wchod藕cie! - rozkaza艂 im g艂os, kt贸ry idealnie nadawa艂 si臋 do komenderowania.
Teraz trzeba by艂o dzia艂a膰 rozwa偶nie. Pracowa膰 g艂ow膮. Nie pozwala膰, by nienawi艣膰 i gniew zm膮ci艂y im umys艂y. W przeciwnym razie wej艣cie do domu by艂oby ostatni膮 rzecz膮, jak膮 przedsi臋wzi臋li w swym 偶yciu.
Weszli do 艣rodka.
Knut zamkn膮艂 za sob膮 drzwi. Przekr臋ci艂 klucz, ale celowo nie zasun膮艂 zasuwy. W razie potrzeby z kluczem poradz膮 sobie bez trudu, gorzej z ci臋偶k膮 zasuw膮.
Sam nie wiedzia艂, sk膮d si臋 wzi臋艂y takie trze藕we my艣li. Nie mia艂 poj臋cia, jakim cudem udaje mu si臋 tak doskonale nad sob膮 panowa膰.
- Gdzie staruszkowie? - zapyta艂 Heino ostro. - Gdzie Hannu i Jussi?
M臋偶czyzna, kt贸ry sta艂 przed nimi, wskaza艂 g艂ow膮 drugi pok贸j. 艢ledzi艂 ich bacznym spojrzeniem przymru偶onych oczu. Trzyma艂 n贸偶 w pogotowiu. U jego pasa wisia艂 bicz.
Podszed艂 do nich powoli. Najpierw do Heino. Dobrze wiedzia艂, czego si臋 mo偶e po nim spodziewa膰. Nie m贸g艂 tego natomiast powiedzie膰 o Knucie. Przy艂o偶y艂 n贸偶 do gard艂a Heino. Ostrze znalaz艂o si臋 tu偶 nad 偶y艂膮, kt贸rej pulsowanie wida膰 by艂o go艂ym okiem.
Knut nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, 偶e Feldt jest got贸w u偶y膰 tego no偶a. Pami臋ta艂, jak wygl膮da艂 Simon. Sta艂 jednak nieporuszenie.
Feldt zabra艂 n贸偶 zza pasa Heino.
- Zawsze mia艂e艣 tylko ten jeden - za艣mia艂 si臋 cicho. - Czy to nie g艂upota?
Heino nie odpowiedzia艂.
- Co si臋 sta艂o z Hannu i Jussim? - zapyta艂. Straci艂 n贸偶, ale nie straci艂 godno艣ci. - Zrobi艂e艣 im co艣? Chc臋 ich zobaczy膰.
- Nie chcieli mi powiedzie膰, gdzie jest reszta z艂ota - wyja艣ni艂 Feldt mi艂ym, prawie przyjacielskim tonem. - W og贸le nie chcieli przyzna膰, 偶e by艂o go wi臋cej. Jak偶e mo偶na tak k艂ama膰? Zw艂aszcza w takim wieku. Musia艂em im zdradzi膰, 偶e s艂ysza艂em o tym od ich dobrego przyjaciela, Hansa, a Hans nigdy nie k艂amie. Musia艂em by膰 do艣膰 surowy, by...
- Jak surowy? Feldt nie raczy艂 odpowiedzie膰 na to pytanie.
- Pomy艣lcie tylko, 偶e niedaleko jest wzg贸rze z jaskini膮 wype艂nion膮 z艂otem - ci膮gn膮艂 Feldt, jakby prowadzi艂 rozmow臋 towarzysk膮 przy kawie. - Ca艂e wielkie wzg贸rze! W艂a艣ciwy cz艂owiek potrafi艂by wiele dokona膰, gdyby mia艂 tyle z艂ota. Czeg贸偶 ja bym w贸wczas nie dokona艂?
- Zasia艂by艣 jeszcze wi臋cej z艂a - przerwa艂 mu Heino - Chc臋 zobaczy膰 Hannu i Jussiego.
Feldt zdecydowanym ruchem pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Niemo偶liwe, by艣 m贸wi艂 powa偶nie, Hans. Ty, taki m膮dry ch艂opak - to m贸wi膮c, chwyci艂 Heino i przycisn膮艂 n贸偶 jeszcze mocniej do jego sk贸ry, tak 偶e par臋 kropel krwi sp艂yn臋艂o po ostrzu. - N贸偶! - rzuci艂 w stron臋 Knuta. - Nie b臋dziesz chyba taki g艂upi jak on?
Knut odda艂 n贸偶 Feldtowi.
Teraz nie m贸g艂 ryzykowa膰. Feldt uzyska艂 chwilow膮 przewag臋. W dalszym ci膮gu jednak ich by艂o dw贸ch, a on jeden. Trzeba mie膰 oczy i uszy otwarte, a nadejdzie chwila, gdy oni b臋d膮 g贸r膮.
Feldt by艂 tak偶e tylko cz艂owiekiem, musi wi臋c pope艂nia膰 b艂臋dy.
- Jeste艣 m膮drzejszy ni偶 twoja matka! Feldt pu艣ci艂 Heino i odsun膮艂 si臋 od nich. Postawi艂 sto艂ek, kt贸ry si臋 przedtem przewr贸ci艂, i usadowi艂 si臋 na nim wygodnie. W d艂oni mocno dzier偶y艂 n贸偶 i ani na chwil臋 nie spuszcza艂 m艂odzie艅c贸w z oka.
Odebrane no偶e po艂o偶y艂 ko艂o paleniska, wsuwaj膮c ich ostrza w 偶ar. Knut przypomnia艂 sobie opowie艣膰 Anjo o tym, jak bardzo Feldt lubi艂 pos艂ugiwa膰 si臋 przy torturach rozpalonym 偶elazem.
Knut i Heino wci膮偶 stali.
- W pewnym sensie nie k艂ama艂e艣 - powiedzia艂 Feldt do Heino. - Ca艂a g贸ra z艂ota to by艂a dla ciebie wielka pokusa. Jeste艣 do mnie podobny, Hans. Jeste艣 do mnie bardzo podobny.
Heino pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Mylisz si臋, Feldt. Nawet nie wiesz, jak bardzo si臋 mylisz!
- Moje nazwisko! Sk膮d znasz moje nazwisko? Heino u艣miechn膮艂 si臋 chytrze.
- Zastan贸w si臋.
- Wiesz, gdzie jest ta g贸ra? - Feldt nie spuszcza艂 z niego oka.
Knut musia艂 przyzna膰, 偶e spojrzenie tamtego naprawd臋 tchn臋艂o lodem. Cho膰 jednocze艣nie mia艂o w sobie pewien niepokoj膮cy czar.
Heino nie odpowiedzia艂 na pytanie.
- Na nic si臋 nie zda milczenie. Dobrze wiesz, 偶e ka偶dego potrafi臋 zmusi膰 do m贸wienia. Nawet ciebie.
- Nie ka偶dego - wtr膮ci艂 si臋 Knut. Nienawi艣膰 wobec tego cz艂owieka wzi臋艂a w nim g贸r臋. Mo偶e ryzykowa艂 za wiele, ale uzna艂, 偶e kto艣 musi si臋 mu przeciwstawi膰. Nie powinien czu膰 si臋 bezkarny, s膮dz膮c, 偶e jest panem wszystkich i wszystkiego. - Moja matka nic nie powiedzia艂a, prawda? Nie uda艂o ci si臋 zmusi膰 jej do zezna艅.
Feldt prze艂kn膮艂 艣lin臋 i b艂ysn膮艂 z臋bami. Nie lubi艂, gdy kto艣 mu o tym przypomina艂.
Syn tej czarownicy, co za skandal!
- Gdzie ona jest? - zapyta艂 bardziej poruszony ni偶 zazwyczaj. - Zawsze potrafi艂a si臋 wymkn膮膰, ta czarownica!
- Ona nie by艂a czarownic膮. - Knut pokr臋ci艂 g艂ow膮. - To nie czarownica ci臋 zwyci臋偶y艂a, Feldt. Ca艂kiem zwyczajna kobieta. Drobna, zwyczajna kobieta. Nic ci nie pomo偶e, 偶e b臋dziesz j膮 nazywa艂 czarownic膮. To niczego nie zmieni!
- Znajd臋 j膮 jeszcze i zabij臋!
Knut nigdy w 偶yciu nie widzia艂 tak zmienionej twarzy, nigdy nie widzia艂 takiej w艣ciek艂o艣ci, takiego szale艅stwa.
Feldt powt贸rzy艂 to kilkakrotnie, ca艂kiem spokojnie.
- Niewa偶ne, gdzie si臋 schowa艂a, i tak j膮 znajd臋. I zabij臋 - powt贸rzy艂 spokojniej Feldt.
- Nie dasz rady - rozwia艂 jego z艂udzenia Knut.
Feldt nie znosi艂, gdy kto艣 podawa艂 w w膮tpliwo艣膰 jego s艂owa.
- Sam mnie do niej doprowadzisz - u艣miechn膮艂 si臋 z艂o艣liwie. - To nawet lepsze rozwi膮zanie, ni偶 zak艂ada艂em. A ja j膮 zabij臋.
- Mama nie 偶yje, Feldt - wyja艣ni艂 Knut. - Nie 偶yje. Unikn臋艂a twojej zemsty.
Feldt mu nie uwierzy艂 i uwierzy艂 zarazem. Sam nie wiedzia艂, na co si臋 zdecydowa膰.
Ch艂opak m贸g艂 z powodzeniem k艂ama膰, ale m贸g艂 te偶 m贸wi膰 prawd臋.
- Co zrobi艂e艣 藕 Hannu i Jussim? - dopytywa艂 si臋 Heino, powoli podchodz膮c do m臋偶czyzny siedz膮cego na sto艂ku. Pochyli艂 si臋 nad nim, nie spuszczaj膮c z niego wzroku.
Hans Fredrik Feldt w okamgnieniu zerwa艂 si臋 na r贸wne nogi, wyci膮gaj膮c przed siebie n贸偶. Stan膮艂 przed paleniskiem, nie chc膮c dopu艣ci膰, by wzi臋li stamt膮d swoj膮 bro艅.
Knut nie ruszy艂 si臋 z miejsca. Domy艣la艂 si臋, do czego d膮偶y Heino, i wiedzia艂, jakie zadanie jemu przypadnie w udziale.
- S艂ysza艂em, 偶e mnie 艣ledzicie - odezwa艂 si臋 nieoczekiwanie Feldt. - Wiedzia艂em, 偶e kto艣 si臋 o mnie wypytuje, 偶e kto艣 depcze mi po pi臋tach. Wiedzia艂em, 偶e to ty, Hans. Nie w膮tpi艂em, 偶e 偶yjesz, bo twarda z ciebie sztuka. S艂ysza艂em, 偶e by艂o was czworo. Trzech m臋偶czyzn i jedna kobieta.
Heino podszed艂 do Feldta, a Knut niepostrze偶enie cofn膮艂 si臋 o krok. Sta艂 z r臋kami za艂o偶onymi za siebie.
- Czy to by艂a ona? - Feldt spojrza艂 na Knuta, kt贸ry zastyg艂 w bezruchu. Ch艂opak mia艂 nadziej臋, 偶e kapitan nie zauwa偶y艂, i偶 zmieni艂 pozycj臋. - Czy to by艂a Raija? Twoja matka...? Ona 偶yje, prawda?
- Da艂e艣 si臋 we znaki wielu innym kobietom, Feldt - wtr膮ci艂 si臋 Heino. - Pami臋tasz kt贸r膮艣 z nich?
- Ale偶 sk膮d! - Feldt by艂 najwyra藕niej oburzony t膮 sugesti膮. - Dlaczego mia艂bym je pami臋ta膰?
- No jasne, dlaczego?
Heino nie obejrza艂 si臋 za siebie, nie uczyni艂 偶adnego znaku, ale Knut wiedzia艂, 偶e nadesz艂a chwila, w kt贸rej Heino rzuci si臋 na m臋偶czyzn臋 uzbrojonego w n贸偶. Rzuci si臋 z go艂ymi pi臋艣ciami.
W tej samej chwili Knut skoczy艂 do drzwi i przekr臋ci艂 klucz. Do domku wpad艂 Ailo.
Heino by艂 tak samo silny jak Feldt, ale Feldt mia艂 n贸偶. Heino zdo艂a艂 odsun膮膰 r臋k臋 z no偶em od swojego gard艂a, unikn膮艂 艣miertelnego ciosu.
Feldt zrani艂 go jednak w oba ramiona.
Teraz Knut i Ailo rzucili si臋 na kapitana. Trzem m艂odzie艅com nie zdo艂a艂 sprosta膰 nawet najstraszliwszy niegdy艣 kat Finnmarku.
Wyrwali mu n贸偶. N贸偶 trafi艂 w r臋ce Knuta, jakby on mia艂 najwi臋ksze prawo do zemsty.
Heino powali艂 przeciwnika na pod艂og臋 i rzuci艂 si臋 na niego z pi臋艣ciami. Na o艣lep bombardowa艂 ciosami Feldta, przytrzymywanego w 偶elaznym u艣cisku przez Ailo i Knuta.
Heino bi艂 i bi艂 tak d艂ugo, a偶 zacz臋艂y go bole膰 pi臋艣ci. Feldt ledwo 偶y艂, ale wci膮偶 jeszcze nie straci艂 艣wiadomo艣ci.
- Podzielimy si臋 - szepn膮艂 pop臋kanymi ustami. - Schowa艂em swoje z艂oto. Mo偶ecie dosta膰 cz臋艣膰... nawet wszystko... - Nie mia艂 ju偶 szans na wygran膮, ale pr贸bowa艂 przynajmniej si臋 targowa膰. - Z艂oto za moje 偶ycie... Ch艂opcy si臋 roze艣miali. Heino usiad艂 okrakiem na piersiach powalonego.
- Zabi艂e艣 mojego ojca - zacz膮艂. - Nie wiedzia艂e艣 jednak wszystkiego, Feldt. Nazwa艂em si臋 Hansem, bo to by艂o twoje prawdziwe imi臋. Pomy艣la艂em, 偶e kiedy艣 zrozumiesz ten 偶art. Naprawd臋 nazywam si臋 inaczej. Heino. Heino Aalto. Moje nazwisko niewiele ci m贸wi, bo masz kiepsk膮 pami臋膰. M贸j ojciec nazywa艂 si臋 Petri Aalto, a ty go zabi艂e艣 z zimn膮 krwi膮.
- Pami臋tam go. - Feldt prze艂kn膮艂 艣lin臋. - Tw贸j ojciec by艂 tch贸rzem. On tak偶e jej szuka艂, cho膰 by艂 dla niej stanowczo za stary. Jak mog艂a si臋 nim przejmowa膰? A poza tym czarownice nikogo nie kochaj膮.
- Zabi艂e艣 go! - Tak.
Heino splun膮艂. Ailo spojrza艂 z nienawi艣ci膮 na pokrwawion膮 twarz Feldta.
- Mojego ojca tak偶e zabi艂e艣 - powiedzia艂 Ailo, pr贸buj膮c zachowa膰 zimn膮 krew, spok贸j i trze藕wy umys艂, by nie okaza膰 ani cienia s艂abo艣ci cz艂owiekowi, kt贸rym pogardza艂.
- Lapo艅czyka? W膮tpi臋.
- Ona go kocha艂a - u艣miechn膮艂 si臋 Ailo. - Ta czarownica, kt贸rej szukasz. Raija i m贸j ojciec si臋 kochali. To j膮 pr贸bowa艂e艣 zabi膰, ale on j膮 zas艂oni艂. Pami臋tasz strza艂, kt贸ry odda艂e艣 podczas jarmarku, dawno, dawno temu? Wtedy zabi艂e艣 mojego ojca, cho膰 on by艂 tysi膮c razy wi臋cej wart ni偶 ty. Nie da艂e艣 mu 偶adnej szansy. My ci臋 teraz potraktujemy tak samo.
Feldt zamkn膮艂 oczy i ujrza艂 przesz艂o艣膰 jak na d艂oni.
Nigdy by nie przypu艣ci艂, 偶e to mo偶liwe. Raija nie mog艂a kocha膰 Lapo艅czyka!
Dlaczego wci膮偶 pami臋ta艂 twarz tamtego? Dlaczego pami臋ta艂 jego szerokie plecy? Dlaczego sam podarowa艂 tamtemu tak膮 pi臋kn膮 艣mier膰?
Zastrzeli艂 go, a on wyzion膮艂 ducha w jej ramionach. Poca艂owa艂a go na po偶egnanie.
Ailo splun膮艂.
Knut tak偶e.
M臋偶czyzna nawet si臋 nie wykrzywi艂. 艢lina ciek艂a mu po policzkach, zamkn膮艂 oczy.
- To za mam臋 - wyja艣ni艂 Knut. - Za wszystko, co jej zrobi艂e艣 w twierdzy. I za nasze stracone dzieci艅stwo. Za to, co mnie samemu zrobi艂e艣. - Knut splun膮艂 jeszcze raz. - A to za Simona. Simon by艂 m臋偶em mojej siostry. Nie zas艂ugiwa艂 na tak膮 potworn膮 艣mier膰, jak膮 mu zgotowa艂e艣. - Knut splun膮艂 po raz trzeci. - A teraz za Anjo. Anjo, kt贸rej nawet nie pami臋tasz, cho膰 torturowa艂e艣 j膮 tak samo jak mam臋. W twierdzy. Za Anjo, kt贸r膮 musia艂e艣 wypu艣ci膰, bo si臋 wystraszy艂e艣. Za Anjo, kt贸ra jest milion razy wi臋cej warta ni偶 ty.
Wszystko, co mu chcieli powiedzie膰, ju偶 pad艂o. Wymienili wszystkie drogie swoim sercom ofiary tego kata.
Ale nienawi艣膰 nie przygas艂a. P艂on臋艂a takim samym ogniem. Feldt nie mo偶e si臋 im wymkn膮膰. 呕aden z nich nie chcia艂 jednak by膰 tym pierwszym, kt贸ry uniesie n贸偶.
- Zabija艂e艣 na zlecenie namiestnika? - Heino przypomnia艂 sobie, 偶e mieli co艣 wa偶niejszego do za艂atwienia. - Krad艂e艣, podpala艂e艣 i niszczy艂e艣 na czyj艣 rozkaz? Za pieni膮dze?
Wtedy Hans Fredrik Feldt otworzy艂 oczy. 艢lina o艣lepi艂a mu jedno z nich. Za艣mia艂 si臋 jednak ochryple.
- Chcecie wiedzie膰? Opowiem wam to i owo za cen臋 mojego z艂ota i mojego 偶ycia.
Oczy mu rozb艂ys艂y, gdy poczu艂 nadziej臋, 偶e ma jeszcze jak膮艣 szans臋.
- Wol臋 ju偶 i艣膰 do piek艂a! - Ailo pu艣ci艂 rami臋 le偶膮cego, zagryz艂 z臋by i wbi艂 n贸偶 w pier艣 kapitana a偶 po r臋koje艣膰. Czubek no偶a utkwi艂 w pod艂odze.
Heino i Knut tak偶e pu艣cili Feldta. Patrzyli, jak walczy ze 艣mierci膮. Patrzyli na krew, kt贸ra trysn臋艂a strumieniem, gdy Ailo wyci膮gn膮艂 n贸偶.
Knut wyj膮艂 narz臋dzie zemsty z r臋ki przyjaciela. Zwa偶y艂 je w d艂oni i zrobi艂 to samo co Ailo.
Potem w milczeniu poda艂 n贸偶 Heino, kt贸ry jako ostatni przebi艂 cia艂o Hansa Fredrika Feldta.
Potem umyli n贸偶. Zmyli starannie ka偶d膮 kropl臋 krwi tego z艂ego cz艂owieka.
Wszyscy trzej milczeli.
Nie przykryli cia艂a. 呕aden nie m贸g艂 si臋 na to zdoby膰. Feldt le偶a艂 na 艣rodku w ka艂u偶y krwi. Bez w膮tpienia martwy. M贸g艂 go zabi膰 kt贸rykolwiek z nich.
- Wcale tego nie 偶a艂uj臋 - powiedzia艂 Ailo. Knut si臋 nie odezwa艂. On 偶a艂owa艂. Wbi艂 n贸偶 w cia艂o drugiego cz艂owieka, w cia艂o bezbronnego, cho膰 z艂ego cz艂owieka. Nie zrobi艂 tego w obronie w艂asnej i dlatego czu艂 si臋 fatalnie. Heino otworzy艂 drzwi do s膮siedniej izby, po czym szybko je zamkn膮艂.
- Martwi - zakomunikowa艂 towarzyszom. Knut poczu艂 si臋 nieco lepiej.
- Id藕cie do Anjo i zosta艅cie tam - poleci艂 im Heino. - Nie by艂o was tutaj.
Nie chcieli, by to si臋 tak sko艅czy艂o. Mieli zamiar wzi膮膰 na siebie odpowiedzialno艣膰 za wszystko, w czym uczestniczyli.
- Sprowadz臋 lensmana - oznajmi艂 Heino. Jego spojrzenie zrobi艂o si臋 dziwnie nieprzeniknione. - Niewykluczone, 偶e on zrozumie wszystko lepiej, ni偶 wam si臋 zdaje. Nie wszyscy wysocy urz臋dnicy lubi膮 Kjeldsena.
Knut i Ailo popatrzyli na Heino. Domy艣lali si臋, co ma na my艣li, cho膰 wiedzieli, 偶e nigdy nie wypowie tego g艂o艣no. Pos艂usznie podnie艣li si臋 z miejsc.
- Powiedzcie Anjo, 偶e ju偶 po wszystkim. Wr贸c臋, gdy wszystko za艂atwi臋.
Musieli wspiera膰 si臋 na sobie wzajemnie, cho膰 do domu Anjo nie by艂o daleko.
Wszystko, co si臋 zdarzy艂o, mia艂o nieprzewidziane konsekwencje. Jak pocz膮tek i koniec snu.
Anjo zd膮偶y艂a si臋 przebra膰. Wystarczy艂o jedno spojrzenie, by odgad艂a, co si臋 sta艂o.
Chwiej膮c si臋 na nogach, podeszli do 艂贸偶ka i rzucili si臋 na nie. Brakowa艂o im s艂贸w, by opowiedzie膰 jej o wszystkim. Zabrak艂o im 艂ez.
- Co z Heino? - zapyta艂a ze strachem. - Wszystko w porz膮dku?
Knut pokiwa艂 g艂ow膮.
- Zosta艂, by co艣 za艂atwi膰. Z lensmanem. Czy lensman jest w to zamieszany?
- Niezupe艂nie - wyja艣ni艂a Anjo. - Ale nie mia艂by nic przeciwko temu, by Kjeldsen znikn膮艂 st膮d na zawsze.
- Dziwne i skomplikowane to wszystko - pokr臋ci艂 g艂ow膮 Knut.
Gdy zn贸w ujrza艂 Anjo, cho膰 przecie偶 r贸wnie dobrze m贸g艂 nie wr贸ci膰, poczu艂, 偶e 偶ycie odzyska艂o sens. Ze wszystkich si艂 pragn膮艂 偶y膰. Ailo opar艂 si臋 na jego ramieniu i wyci膮gn膮wszy n贸偶, zacz膮艂 wyciera膰 go o nogawk臋 spodni. Szuka艂 kropli krwi, kt贸re ju偶 dawno znik艂y z ostrza.
- To ten n贸偶? - zapyta艂a Anjo i wytar艂a d艂onie w sp贸dnic臋, nie odrywaj膮c oczu od ostrza.
Ailo skin膮艂 g艂ow膮.
- Ty to zrobi艂e艣? Ailo potwierdzi艂.
- I ja te偶 - doda艂 Knut. - I Heino. My wszyscy. Feldt wiedzia艂, kim jeste艣my i kogo chcemy pom艣ci膰. Wymienili艣my tak偶e ciebie, Anjo. - Anjo opar艂a si臋 o st贸艂. - Wcale nie jestem z tego dumny - ci膮gn膮艂 Knut. - S膮dzi艂em, 偶e b臋d臋, ale czuj臋 si臋 ca艂kiem inaczej.
- A ja niczego nie 偶a艂uj臋 - powt贸rzy艂 raz jeszcze Ailo. - Je艣li ktokolwiek zas艂u偶y艂 sobie na 艣mier膰, to w艂a艣nie ten cz艂owiek. Zamordowa艂by nas bez wahania. Widzia艂e艣, co zrobi艂 z Hannu i Jussim.
Anjo poblad艂a. Usiad艂a naprzeciwko m臋偶czyzn, po drugiej stronie sto艂u.
- Nie 偶yj膮?
- Nie 偶yj膮.
- Pr贸bowa艂 si臋 targowa膰. Opowiedzia艂by wszystko o Kjeldsenie, gdyby艣my mu obiecali 偶ycie i z艂oto - opowiedzia艂 Knut. - Ailo do tego nie dopu艣ci艂. 呕a艂uj臋, 偶e pierwszy si臋 nie zdecydowa艂em.
- To by艂 z艂y cz艂owiek - Anjo m贸wi艂a przyciszonym g艂osem. - Z艂y a偶 do szpiku ko艣ci. Ale ju偶 po wszystkim. Nie my艣lcie ju偶 o tej drugiej sprawie! Nie tak 艂atwo zrzuci膰 ze sto艂ka wielkiego cz艂owieka. Teraz trzeba si臋 zaj膮膰 spraw膮 Knuta Olssona. Podobno przywi贸z艂 list od kr贸la, cho膰 Kjeldsen temu zaprzecza. Niewykluczone, 偶e kto艣 b臋dzie musia艂 jeszcze raz pojecha膰 do Kopenhagi. Skoro uda艂o si臋 to staremu cz艂owiekowi, to m艂odzieniec tym bardziej da sobie rad臋...
Knut ch臋tnie by to dla niej zrobi艂. Gdyby go o to poprosi艂a, pojecha艂by do Kopenhagi.
Ale Anjo go nie poprosi艂a. Nie zapl膮ta艂 si臋 w wielkie s艂owa i obietnice.
Ailo schowa艂 n贸偶 do pochwy. Nie m贸g艂 przecie偶 znienawidzi膰 tego no偶a, skoro by艂 tylko 艣lepym narz臋dziem w jego d艂oni.
- Czuj臋 si臋 tak podle! - Knut w trudem t艂umi艂 w sobie p艂acz. - Czuj臋 si臋 fatalnie. Jakbym wcale nie by艂 lepszy ni偶 on.
Ailo m贸g艂 powiedzie膰 o sobie to samo. Nie 偶a艂owa艂 wprawdzie tego, co zrobi艂, ale czu艂 si臋 tak samo jak Knut.
- Oczywi艣cie, 偶e jeste艣 lepszy - uspokaja艂a go Anjo. - Wszyscy trzej jeste艣cie milion razy lepsi od tego cz艂owieka. Jego 偶ycie musia艂o si臋 tak zako艅czy膰. Przykro wprawdzie, 偶e to wy musieli艣cie wbi膰 ten n贸偶, cho膰 z drugiej strony by艂a w tym pewna sprawiedliwo艣膰 losu. Trzeba by艂o go zlikwidowa膰, by wreszcie przesta艂 rozsiewa膰 z艂o. 呕eby na pustkowiu nie by艂o ju偶 wi臋cej krwawych 艣lad贸w...
- On zn贸w zacz膮艂by zabija膰. - Ailo wiedzia艂, 偶e przynajmniej tyle mo偶na wyrazi膰 s艂owami. - A ja na pewno nigdy ju偶 tego nie zrobi臋. Nigdy.
Anjo u艣miechn臋艂a si臋 blado, cho膰 oczy i twarz mia艂a powa偶ne. Tylko na ustach pojawi艂 si臋 zm臋czony, smutny u艣miech.
- I na tym polega r贸偶nica mi臋dzy nim a wami. Widzicie i czujecie, 偶e zabijanie to co艣 z艂ego. A on robi艂 to wci膮偶 na nowo, nawet si臋 nad tym nie zastanawiaj膮c.
- To nie takie proste - pokr臋ci艂 g艂ow膮 Knut. - To znacznie bardziej skomplikowane. - Zapatrzy艂 si臋 w dal, a po chwili wybuchn膮艂. - Jestem taki brudny!
Anjo uzna艂a, 偶e to nie tylko przeno艣nia.
- Nie mam tu sauny - zmartwi艂a si臋. - A w tej sytuacji nie mo偶emy przecie偶 u偶ywa膰 sauny Hannu. Niech si臋 Pan B贸g zlituje nad jego dusz膮. I nad dusz膮 Jussiego. Nie zas艂ugiwali na tak膮 艣mier膰... - G艂os Anjo zadr偶a艂 niebezpiecznie. - Ale je艣li przyniesiecie wody, to j膮 wam zagrzej臋. Trzeba nape艂ni膰 bali臋. Gdy tylko zmyjecie to wszystko z siebie, poczujecie si臋 znacznie lepiej. - Wszyscy dobrze wiedzieli, 偶e woda nie wystarczy, by si臋 oczy艣ci膰, ale od czego艣 trzeba przecie偶 zacz膮膰.
Na pod艂odze stan臋艂a drewniana balia. Przesun臋li garnek w sam 艣rodek 偶aru i zacz臋li nape艂nia膰 go wod膮. Anjo zadba艂a o to, by woda nie zacz臋艂a wrze膰. Ailo i Knut przelali j膮 do balii. Pozostawa艂o tylko dola膰 kilka wiader zimnej wody.
Gdy wnosili ostatnie wiadra, w domku Anjo zjawi艂 si臋 Heino.
- Niekt贸rzy przychodz膮 na gotowe - za偶artowa艂 Knut, pr贸buj膮c poprawi膰 nastr贸j.
Nie uda艂o mu si臋.
Woda mia艂a jednak przestygn膮膰 w spos贸b naturalny.
- Nie pochowaj膮 go w po艣wi臋conej ziemi - rzek艂 Heino. - Wymy艣lili艣my prost膮 histori臋, w kt贸rej tkwi ziarno prawdy. Feldt napad艂 na Hannu i Jussiego i zabi艂 ich obu. Tymczasem ja przyszed艂em do nich w odwiedziny. Uda艂o mi si臋 go powali膰 i zad藕ga膰 w obronie w艂asnej. Kim naprawd臋 by艂 ten cz艂owiek, wiemy tylko my i lensman. Nie ma sensu tego teraz rozg艂asza膰.
Wszyscy si臋 z tym zgodzili, cho膰 nie mogli si臋 oprze膰 wra偶eniu, 偶e jednak Hans Fredrik Feldt odni贸s艂 po艂owiczne zwyci臋stwo po 艣mierci.
- Anjo si臋 b臋dzie k膮pa膰, czy wy? - zdziwi艂 si臋 Heino.
Anjo prychn臋艂a.
Heino spojrza艂 na swoje d艂onie i pokaza艂 je towarzyszom.
- Widz臋 krew. Bardzo wyra藕nie. Gdy wyci膮gn膮艂em n贸偶, trysn臋艂a krew... i wci膮偶 mam to przed oczami. Wiem dok艂adnie, w kt贸rym miejscu by艂y krople, i do tej pory je tam widz臋.
- Ty tak偶e powiniene艣 si臋 wyk膮pa膰. Ja wypior臋 wam ubrania. Z reszt膮 sami sobie musicie poradzi膰.
- Nie chcesz przynajmniej popatrze膰? - za偶artowa艂 Ailo.
- A uwa偶ajcie, uwa偶ajcie! - hukn臋艂a Anjo. - Mo偶e nie opr臋 si臋 pokusie. Cho膰 w艂a艣ciwie mam zamiar wyci膮gn膮膰 si臋 na 艂贸偶ku, odwr贸ci膰 si臋 do 艣ciany i zasn膮膰.
Heino doszed艂 do wniosku, 偶e zachowywa艂 si臋 g艂upio, 偶yj膮c w przekonaniu, 偶e tylko on jeden znaczy co艣 dla ciotki Anjo. Traktowa艂 j膮 prawie jak matk臋. Nies艂usznie.
Anjo by艂a niewiele starsza od nich. A podczas wyprawy ukaza艂a ca艂kiem inn膮, ja艣niejsz膮 i pogodniejsz膮 stron臋 swej natury. By艂a rado艣niejsza i bardziej kobieca. No i znacznie bardziej atrakcyjna.
Nie potrafi艂 ju偶 my艣le膰 o niej jak o ciotce Anjo. Sta艂a si臋 dla niego kobiet膮.
- Mo偶e si臋 jednak z nami wyk膮piesz - powiedzia艂 z b艂yskiem w oku. Mia艂 nadziej臋, 偶e Anjo zrozumie, i偶 za 偶artem kryje si臋 prawdziwe uznanie i pro艣ba o wybaczenie.
Anjo si臋 zdziwi艂a. Nie oczekiwa艂a takich s艂贸w ze strony Heino. Spodziewa艂a si臋 raczej, 偶e zamkni臋ty w sobie, ch艂odny Heino zn贸w si臋 obruszy na my艣l, 偶e mo偶na w niej widzie膰 kobiet臋, 偶e i ona mo偶e mie膰 pragnienia takie jak inne przedstawicielki jej p艂ci. Pomyli艂a si臋. I zrobi艂o si臋 jej ca艂kiem mi艂o.
Zrozumia艂a podtekst jego s艂贸w. On tymczasem bez za偶enowania 艣ci膮gn膮艂 koszul臋 i spodnie.
- Nie brak tu miejsca - dorzuci艂 Ailo, kt贸ry tak偶e zd膮偶y艂 ju偶 zdj膮膰 koszul臋.
Tylko Knut oci膮ga艂 si臋 z rozbieraniem.
Anjo musia艂a prze艂kn膮膰 艣lin臋, by opanowa膰 dr偶enie.
- Nie tym razem. Ale dajcie zna膰, gdy b臋dziecie wybiera膰 si臋 do sauny. Nie odm贸wi臋 sobie takiej uczty.
Anjo zorientowa艂a si臋, 偶e Knut nie jest zachwycony jej swobodnym zachowaniem, cho膰 u艣miecha si臋 tak samo jak inni.
Jego spojrzenie b艂膮ka艂o si臋 po k膮tach, unika艂 jej wzroku. Koszul臋 艣ci膮gn膮艂 przez g艂ow臋, by nie patrze膰 w jej stron臋.
Na plecach Knuta wci膮偶 wida膰 by艂o 艣lady jej palc贸w. Anjo je zauwa偶y艂a i u艣miechn臋艂a si臋 pod nosem. Potem odwr贸ci艂a si臋 w stron臋 艣ciany, ale jako艣 nie mog艂a zasn膮膰.
艢miech szybko ucich艂. Nie mieli przecie偶 za wiele powod贸w do rado艣ci. Rozmowa sta艂a si臋 powa偶na.
Oczy艣cili si臋 na zewn膮trz, ale woda nie obmy艂a ich od 艣rodka, a przecie偶 prawdziwy brud zagnie藕dzi艂 si臋 w艂a艣nie tam. Blizny i plamy z krwi ju偶 na zawsze naznaczy艂y ich dusze.
Wszyscy trzej zrozumieli, 偶e 偶ycie jest bardzo kruche, 偶e w ka偶dej chwili mo偶e si臋 sko艅czy膰. Tak niewiele do tego potrzeba. Ujrzeli 偶ycie w ca艂kiem innym 艣wietle: by艂o jak najwi臋kszy skarb, jaki znalaz艂 si臋 w ich posiadaniu.
- Nigdy ju偶 tu nie powr贸c臋 - o艣wiadczy艂 Knut z naciskiem. - Gdy wydob臋d臋 tyle z艂ota, ile trzeba, by nie martwi膰 si臋 o nic do ko艅ca 偶ycia i zapewni膰 lepszy los rodzinie, wyjad臋 st膮d. Post膮pi臋 tak, jak mi radzi艂 Hannu poprzednim razem. Zg艂osz臋 cz臋艣膰 z艂ota i zap艂ac臋 nale偶ny podatek. I nigdy ju偶 nie wr贸c臋 do Alty.
- To miejsce nie jest przecie偶 niczemu winne - t艂umaczy艂 mu Heino. - Tylko ludzie s膮 winni. Miejsca nigdy nie s膮 z艂e same w sobie. To taka pi臋kna okolica. Mia艂e艣 pecha, bo prze偶y艂e艣 tu same nieszcz臋艣cia.
- No, mo偶e niezupe艂nie - wtr膮ci艂 si臋 Ailo, zerkaj膮c w stron臋 Anjo, kt贸ra poruszy艂a si臋 nieznacznie, gdy Knut zacz膮艂 m贸wi膰. Czy偶by p艂aka艂a?
- Nie musz臋 przecie偶 nara偶a膰 si臋 na nieprzyjemne wspomnienia - upiera艂 si臋 Knut.
- Ja jeszcze nie wiem, co zrobi臋 - westchn膮艂 zm臋czony Heino, wychodz膮c z balii i ust臋puj膮c miejsca Ailo. Wyciera艂 si臋, dr偶膮c troch臋 z zimna. - Nie liczy艂em na to, 偶e wszystko si臋 sko艅czy tak szybko. Wiele lat swego 偶ycia po艣wi臋ci艂em na pogo艅 za tym cz艂owiekiem. S膮dzi艂em, 偶e to potrwa jeszcze bardzo d艂ugo. A tymczasem wszystko min臋艂o jak z bicza strzeli艂. Nie wiem, czy warto by艂o si臋 tak po艣wi臋ca膰. Nie wiem nawet, czy m贸j staruszek ucieszy艂by si臋, 偶e go w ten spos贸b pom艣ci艂em. On nie by艂 m艣ciwy. A ja przecie偶 zrujnowa艂em sobie w艂asn膮 przysz艂o艣膰, skupiaj膮c si臋 na zem艣cie. To by艂o straszne. Nie tak 艂atwo mi to przysz艂o i do ko艅ca 偶ycia b臋d臋 pami臋ta艂 艣mier膰 Feldta, cho膰 nie jest tego wart...
- Dzi臋ki nam nie zrobi ju偶 nikomu nic z艂ego - Ailo obstawa艂 przy swoim. - I tego nie powinni艣my si臋 wstydzi膰. Ale nie ma si臋 tak偶e czym chwali膰. Doskonale rozumiem, co czujesz. To nie by艂o bohaterstwo.
- Zrobili艣my, co zrobili艣my, i musimy z tym jako艣 偶y膰 - podsumowa艂 Knut. - Nie podoba mi si臋 historia, kt贸r膮 wymy艣lili艣my, 偶eby unikn膮膰 kary, cho膰 rozumiem, 偶e nie ma innego wyj艣cia.
- Tamci, kt贸rzy siedz膮 na g贸rze, te偶 nie graj膮 uczciwie - o艣wiadczy! Heino zdecydowanym tonem. - Nie mo偶emy zagra膰 z nimi w otwarte karty. Nie wierz臋 ju偶 w tak膮 mo偶liwo艣膰. Albo obie strony s膮 uczciwe, albo i tak nie b臋dzie sprawiedliwo艣ci. Z tego powodu nie mam 偶adnych wyrzut贸w sumienia.
- I ty chcia艂e艣 by膰 pastorem? - u艣miechn膮艂 si臋 Knut, zapinaj膮c spodnie. Jego spojrzenie pow臋drowa艂o w stron臋 Anjo i nic nie m贸g艂 na to poradzi膰.
- Kiedy cz艂owiek jest m艂ody, cz臋sto wierzy w idea艂y. Dopiero wtedy, gdy zaczyna si臋 zwyczajne 偶ycie, ujawniaj膮 si臋 jego ciemne strony. Za m艂odu patrzy si臋 na wszystko zupe艂nie inaczej. Wtedy cz艂owiek my艣li, 偶e zdo艂a zmieni膰 艣wiat.
Knut potar艂 nie ogolon膮 brod臋.
- Staruszek Knut musi si臋 ogoli膰, zanim zn贸w wyruszy na pustkowie, w przeciwnym razie za par臋 dni wyro艣nie mu siwa broda.
- Wyruszasz od razu? - zapyta艂 Heino jakby troch臋 zrezygnowany. Tak d艂ugo 偶y艂 zawieszony w pr贸偶ni. Miewa艂 wprawdzie r贸偶nego rodzaju towarzyszy, ale przecie偶 w gruncie rzeczy nic go z nimi nie 艂膮czy艂o. Odzwyczai艂 si臋 od rozm贸w, zamkn膮艂 w sobie, zapomnia艂, jak to mi艂o z kim艣 pogada膰.
Simon by艂 do niego pod tym wzgl臋dem podobny, mogliby si臋 nawet zaprzyja藕ni膰, gdyby sobie zaufali. Przed Simonem by艂o paru innych m艂odych ch艂opc贸w, kt贸rzy przypadkiem trafili do bandy Alberta. Heino pomaga艂 im si臋 z tego wypl膮ta膰. Ale 偶adna z tych znajomo艣ci nie zako艅czy艂a si臋 przyja藕ni膮. Ka偶dy z nich czu艂, 偶e ma ogromny d艂ug wdzi臋czno艣ci wzgl臋dem Heino, a w takiej sytuacji trudno si臋 otworzy膰. Od czasu, gdy opu艣ci艂 Tornedalen, by szuka膰 marnotrawnego ojca, Knut i Ailo stali si臋 jego najbli偶szymi przyjaci贸艂mi. Za przyjaci贸艂k臋 uwa偶a艂 Anjo, ale przecie偶 ona by艂a mimo wszystko kobiet膮, a z kobietami rozmawia si臋 ca艂kiem inaczej.
- Wyruszam, gdy tylko za艂atwi臋 tu par臋 spraw. - Knut by艂 zdecydowany. - M贸wi艂em ju偶, 偶e nie znosz臋 Alty. Wyjad臋 i nigdy nie wr贸c臋. Zostawi臋 tu kilka grob贸w, ale zmarli nawet nie zauwa偶膮 mojej nieobecno艣ci. Wa偶niejsze, by zawsze mieli swoje miejsce w mojej pami臋ci ni偶 zadbany gr贸b.
- Wydawa艂o mi si臋, 偶e mimo wszystko co艣 ci臋 tu trzyma - zauwa偶y艂 Heino.
Knut pochyli艂 g艂ow臋.
- To nie jest m贸j dom. Nie ma co si臋 艂udzi膰. Cho膰 zawsze b臋d膮 mnie z tym miejscem wi膮za膰 jakie艣 nitki...
- Ailo idzie z tob膮? Knut potwierdzi艂.
- W tej skalnej pieczarze jest pe艂no z艂ota - powiedzia艂 nagle. Mokra grzywka stercza艂a mu na wszystkie strony. - Wi臋cej ni偶 kiedykolwiek mog臋 potrzebowa膰. Nie damy rady za艂adowa膰 za wiele, skoro b臋dziemy jecha膰 tak daleko letni膮 por膮. Kamienie s膮 ci臋偶kie, a do Lyngen daleko. Dlaczego nie p贸jdziesz z nami, Heino?
- Dlatego, 偶e mnie nie zapraszali艣cie - odpar艂 Heino cierpko. Nie mia艂 odwagi uwierzy膰 w to, co mu w艂a艣nie zaproponowa艂 Knut. Pami臋ta艂 przy tym podniecenie, kt贸re poczu艂, trzymaj膮c z艂oto w swych d艂oniach.
- A chcia艂by艣?
- Je艣li naprawd臋 chcecie, 偶ebym wam towarzyszy艂. Zar贸wno Knut, jak i Ailo chcieli. Spojrzeli po sobie porozumiewawczo, a na ich twarzach pojawi艂 si臋 nieco zawadiacki, ch艂opi臋cy u艣miech.
Ailo, ociekaj膮cy wod膮, wyszed艂 z balii. Dooko艂a jego n贸g na pod艂odze zrobi艂a si臋 niewielka ka艂u偶a.
- Staniesz si臋 bogaty i wtedy b臋dziesz m贸g艂 zrobi膰, co zechcesz - powiedzia艂. - Ale najpierw musisz przej艣膰 pewn膮 pr贸b臋. Troch臋 dziecinn膮. - Ailo zacz膮艂 szuka膰 no偶a mi臋dzy fa艂dami brudnych ubra艅. - Nie mo偶e nam towarzyszy膰 kto艣, kto nie znosi widoku krwi - doda艂 z krzywym u艣miechem.
Odrobina czarnego humoru nigdy nie zawadzi.
- Taki skarb oznacza, 偶e musimy mie膰 do siebie pe艂ne zaufanie - oznajmi艂 Knut. - Musimy by膰 solidarni i podzieli膰 si臋 r贸wno. Kr贸tko m贸wi膮c, powinni艣my by膰 jak bracia.
Heino zrozumia艂, o co chodzi. Wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i zagryz艂 z臋by, 偶eby lepiej znie艣膰 b贸l.
Ailo szybkim ruchem naci膮艂 jego sk贸r臋. Potem naci膮艂 przegub Knuta i w艂asny.
Wszyscy trzej wstali i uroczy艣cie po艂膮czyli swe r臋ce tak, by krople krwi zmiesza艂y si臋 ze sob膮. Potwierdzili przyja藕艅 w najbardziej symboliczny spos贸b, jaki zdo艂ali wymy艣li膰. W pradawnym rytuale, znanym od tysi臋cy 艂at.
- Nie mo偶emy mie膰 ju偶 wi臋cej braci - o艣wiadczy艂 Knut, wysysaj膮c krew ze swej rany.
- No jasne, nie mo偶emy przecie偶 bez przerwy nacina膰 sobie sk贸ry - potwierdzi艂 Ailo.
Wszyscy trzej si臋 u艣miechn臋li. Odetchn臋li z ulg膮, gdy na moment uda艂o im si臋 uciec w krain臋 dzieci艅stwa.
- Nie mam braci - rzek艂 Ailo. - By艂em sam. To znaczy by艂a jeszcze Maja, ale to nie to samo. Z bra膰mi by艂oby zupe艂nie inaczej. Knut roz艂o偶y艂 r臋ce.
- Sk膮d mia艂bym to wiedzie膰? Przecie偶 mam same siostry. A to nie zawsze jest przyjemne.
- Ja te偶 mam cztery siostry.
Ubrali si臋 i wynie艣li na dw贸r bali臋, by j膮 tam opr贸偶ni膰. Gdy wr贸cili do 艣rodka, Knut zerkn膮艂 ukradkiem na Anjo. Domy艣li艂 si臋, 偶e nie 艣pi.
Przypuszcza艂, 偶e nie zmru偶y艂a nawet oka i 偶e s艂ysza艂a s艂owa, kt贸re musia艂a 藕le zrozumie膰.
Nigdy w 偶yciu nie by艂 tak pewien tego, co chce zrobi膰, jak w tej chwili.
Nie m贸wi膮c przyjacio艂om ani s艂owa, za艂o偶y艂 kurtk臋.
- Dok膮d si臋 wybierasz? - zdziwili si臋 tamci, zw艂aszcza 偶e w艂osy mu jeszcze nie wysch艂y.
- Id臋 z wizyt膮. - Nie chcia艂 nic zdradzi膰. - Mam pewn膮 spraw臋 do za艂atwienia. Wkr贸tce wr贸c臋. Mo偶e przygotujecie tymczasem co艣 do jedzenia? Nie bud藕cie Anjo, ona powinna si臋 wyspa膰. Wyprawa by艂a dla niej bardzo wyczerpuj膮ca, a i w przysz艂o艣ci nie b臋dzie jej 艂atwo. Za艂o偶臋 si臋, 偶e nikt jej jeszcze nigdy nie przygotowa艂 jedzenia.
- Co on m贸g艂 mie膰 na my艣li? - zdziwi艂 si臋 Heino. Ailo mia艂 swoje podejrzenia, ale nie chcia艂 zdradza膰 tajemnicy Knuta.
- Chcia艂, 偶eby艣my przygotowali co艣 do jedzenia - powiedzia艂. - Od dawna nic nie jedli艣my.
Knut z艂o偶y艂 sobie samemu uroczyst膮 obietnic臋, 偶e jego noga nigdy nie przest膮pi progu plebanii w Alcie.
Teraz mia艂 poczucie, 偶e od tamtej chwili dzieli go ca艂a wieczno艣膰.
Gdy jednak zobaczy艂 budynek probostwa, co艣 go 艣cisn臋艂o w piersiach. Pami臋ta艂 dok艂adnie, co czu艂, gdy wnosi艂 po tych schodach martwe, lodowate cia艂o Anny. Gdy zamyka艂 oczy, zdawa艂o mu si臋 nawet, 偶e czuje ten sam ci臋偶ar.
Musia艂 odczeka膰 chwil臋, nim si臋 uspokoi艂.
Odwiedzi艂 cmentarz i tam po偶egna艂 si臋 z ca艂ym swym dotychczasowym 偶yciem.
Zatrzyma艂 si臋 przy trzech grobach: ojca, Anny i Simona.
Zm膮drza艂 na tyle, by nie szafowa膰 obietnicami, kt贸rych by膰 mo偶e nie m贸g艂by spe艂ni膰. Nie s膮dzi艂, by mia艂 tu kiedykolwiek powr贸ci膰.
Musn膮艂 palcami z艂oty brzeg krzy偶a Anny. Poczu艂 przyjemny ch艂贸d metalu. Jej gr贸b powinien by膰 pi臋kny, tak samo jak wspomnienia o niej. Za 偶ycia nie b艂yszcza艂a tak jak jej krzy偶. Niewiele os贸b przekona艂o si臋, 偶e jest prawdziw膮 per艂膮. Dla wi臋kszo艣ci pozosta艂a obc膮 c贸rka pastora.
Gdy Knut odchodzi艂 od jej grobu, w plecy 艣wieci艂o mu popo艂udniowe s艂o艅ce. Wspomnienie o Annie mia艂o pozosta膰 w jego duszy na zawsze. Ale zmarli nigdy ju偶 nie powr贸c膮 i nie mo偶na budowa膰 na nich swego 偶ycia.
Knut opu艣ci艂 cmentarz, zamykaj膮c za sob膮 bram臋, i przest膮pi艂 pr贸g 艣wiata 偶ywych.
Zacz膮艂 od plebanii.
Poczucie godno艣ci nakaza艂o mu skierowa膰 si臋 w stron臋 drzwi frontowych.
By艂 przecie偶 艣wie偶o wyk膮pany, mia艂 na sobie nie po艂atane ubranie, nosi艂 nazwisko, z kt贸rego by艂 dumny. Czemu偶 mia艂by zgina膰 przed kim艣 kark? Nie wstydzi艂 si臋 tego, kim jest.
Dziewczyna, kt贸ra mu otworzy艂a drzwi, robi艂a dziwne miny, ale wpu艣ci艂a go do 艣rodka. By艂a m艂odziutka, a Knut uj膮艂 j膮 swym najbardziej czaruj膮cym u艣miechem. Wiatr osuszy艂 ju偶 jego g臋ste w艂osy. Br膮zowe oczy harmonizowa艂y z jasn膮 czupryn膮. Knut wzbudza艂 zaufanie. Dziewczyna zaczerwieni艂a si臋, odpowiadaj膮c na pytanie, czy pastor jest u siebie.
- Mo偶e m贸g艂bym z nim porozmawia膰? Dziewczyna wyra藕nie si臋 zawaha艂a.
- To sprawa 偶ycia i 艣mierci - wyja艣ni艂 Knut, zni偶aj膮c g艂os do dramatycznego szeptu. - To potrwa tylko chwilk臋, a ty dostaniesz ca艂usa, je艣li mnie wpu艣cisz.
Odpar艂a z rumie艅cem, 偶e nie powinien nawet o tym m贸wi膰 tu, na plebanii.
- Chyba mo偶ecie si臋 tutaj przynajmniej ca艂owa膰? - zapyta艂 niewinnie.
S艂u偶膮ca zachichota艂a i furkocz膮c sp贸dnic膮, znik艂a, nie czekaj膮c, a偶 go艣膰 powie co艣 jeszcze bardziej niestosownego.
Knut by艂 przekonany, 偶e wyjedna艂 sobie widzenie z samym pastorem. M贸g艂by oczywi艣cie wej艣膰 nieproszony, uzna艂 jednak, 偶e czasem warto przestrzega膰 regu艂.
Zw艂aszcza je艣li si臋 z艂ama艂o ju偶 kiedy艣 kilka zasad i nie mia艂o si臋 zamiaru na tym poprzesta膰. Trwa艂o to d艂ugo, ale w ko艅cu dziewczyna wr贸ci艂a. U艣miechni臋ta.
- Musia艂am przerwa膰 mu poobiedni膮 drzemk臋 - zdradzi艂a Knutowi. - Troch臋 zrz臋dzi, ale skoro to potrwa tylko chwilk臋, to chyba nic nie szkodzi.
Knut chwyci艂 j膮 za ramiona.
- Naprawd臋 zas艂u偶y艂a艣 sobie na ca艂usa - o艣wiadczy艂 i musn膮艂 jej mi臋kkie wargi.
Zarumieni艂a si臋 a偶 po nasad臋 w艂os贸w, a Knut oddali艂 si臋 z u艣miechem. Dziewczyna wygl膮da艂a na uszcz臋艣liwion膮, a jemu przecie偶 nic nie uby艂o. Kto wie, mo偶e to jego ostatni niewinny flirt.
- Wiem, gdzie szuka膰 pastora - wyja艣ni艂, zmierzaj膮c w stron臋 w艂a艣ciwych drzwi.
- Ju偶 ci臋 gdzie艣 widzia艂em - zmarszczy艂 czo艂o pastor, kt贸ry rzeczywi艣cie wygl膮da艂 tak, jakby go wyrwano ze snu. - To ty przywioz艂e艣 trupa, to najbardziej odpychaj膮ce cia艂o, jakie kiedykolwiek widzia艂em. Czy tym razem przychodzisz w podobnej sprawie?
- Wr臋cz przeciwnie - pokr臋ci艂 g艂ow膮 Knut. - Ale w r贸wnie wa偶nej. - Wzi膮艂 g艂臋boki oddech, popatrzy艂 na cz艂owieka, kt贸ry przed nim siedzia艂, pr贸buj膮c odgadn膮膰, co si臋 kryje za sutann膮. Nie by艂o to 艂atwe.
Pastor to pastor. Przedstawiciel w艂adzy. Dopiero dzi臋ki Annie zrozumia艂, 偶e w sutannach te偶 chodz膮 zwykli ludzie.
M臋偶czy藕ni.
- Czy pastor bardzo przestrzega wszystkich formalno艣ci? - zapyta艂 Knut. Zawaha艂 si臋 chwil臋, nim u偶y艂 tego trudnego s艂owa. Nauczy艂 si臋 go od Anjo. Gdy je wypowiedzia艂, i to prawid艂owo, poczu艂 si臋 znacznie pewniej. S艂owa tak偶e potrafi艂y dzieli膰 ludzi, wznosi膰 mi臋dzy nimi mur. Ka偶dy jednak m贸g艂 gromadzi膰 s艂owa potrzebne, by zrobi膰 wy艂om w tym murze.
- To zale偶y - odpar艂 pastor powoli, unosz膮c brwi. Zastanawia艂 si臋, czy ten m艂odzieniec chodzi艂 do szk贸艂. Nie spodziewa艂 si臋 us艂ysze膰 tak trudnego s艂owa z ust kogo艣, kto wedle wszelkiego prawdopodobie艅stwa 偶y艂 pod go艂ym niebem.
Ale 偶ycie bywa pe艂ne niespodzianek.
- Chc臋 si臋 o偶eni膰 - o艣wiadczy艂 Knut.
- W takim razie potrzebne ci s膮 dokumenty. Na to potrzeba troch臋 czasu - zamy艣li艂 si臋 pastor. - No i trzeba og艂osi膰 zapowiedzi.
- Na to tak偶e potrzeba czasu - odrzek艂 wyprostowany jak struna Knut. - W艂a艣nie tego chcia艂em unikn膮膰. Mia艂em nadziej臋, 偶e na takie formalno艣ci mo偶na spojrze膰 z innej perspektywy.
- To by艂oby bardzo trudne... Knut chrz膮kn膮艂.
- Czy sprawa b臋dzie prostsza, je艣li z艂o偶臋 jak膮艣 brz臋cz膮c膮 ofiar臋 na ko艣ci贸艂?
Zacz膮艂 grzeba膰 w kieszeniach. W ko艅cu wyci膮gn膮艂 sk贸rzan膮 sakiewk臋, rozsznurowa艂 j膮 i po艂o偶y艂 przed pastorem.
Sakiewka by艂a do po艂owy wype艂niona bry艂kami, z艂otymi bry艂kami...
- Na przyk艂ad tak膮... - dorzuci艂, patrz膮c duchownemu prosto w oczy. Nawet ten s艂uga Pana nie m贸g艂 pozosta膰 oboj臋tny. Obliza艂 swoje w膮skie wargi i chwyci艂 si臋 sto艂u. Nie m贸g艂 si臋 powstrzyma膰, by nie dotkn膮膰 metalu.
- Czy taka ofiara co艣 by zmieni艂a? - zapyta艂 Knut powt贸rnie.
Zapad艂a d艂uga chwila ciszy.
W ko艅cu pastor podni贸s艂 wzrok znad sto艂u.
- Taka hojno艣膰 z pewno艣ci膮 u艂atwi troch臋 spraw臋... Formalno艣ci mo偶na czasem za艂atwi膰 w inny spos贸b. Wygl膮dasz na inteligentnego m艂odzie艅ca, wi臋c zapewne to rozumiesz. Wszystko da si臋 zrobi膰... Musisz tylko przysi膮c na Bibli臋, 偶e ani ty, ani twoja wybrana nie jeste艣cie z nikim zwi膮zani, bo ma艂偶e艅stwo by艂oby niewa偶ne.
- Wszystko w porz膮dku - zapewni艂 Knut.
- Kiedy ma si臋 odby膰 uroczysto艣膰?
- Dzi艣 wieczorem.
- To niemo偶liwe. Knut spojrza艂 wymownie na sakiewk臋 ze z艂otem.
- Niemo偶liwe? - zdziwi艂 si臋. - Naprawd臋? To chyba nie takie trudne.
Pastor siedzia艂 przez chwil臋 z zamkni臋tymi oczami. Potem z determinacj膮 chwyci艂 g臋sie pi贸ro, kt贸re le偶a艂o na stole.
- Jak si臋 nazywasz? - zapyta艂 i zapisa艂 imi臋 i nazwisko Knuta.
- A narzeczona?
- Anjo.
- Nazwisko? Knut nie mia艂 poj臋cia. Powinien by艂 zapyta膰 o to Heino, ale nie pomy艣la艂 o tym w por臋.
- By艂a kuchark膮 u namiestnika. Mieszka tu od dawna... Pastor nie wiedzia艂, o kim m贸wi Knut. Pomy艣la艂 natomiast to i owo na temat tego ma艂偶e艅stwa.
- Zostawimy wolne miejsce - o艣wiadczy艂. - Spodziewam si臋, 偶e narzeczona b臋dzie w stanie uzupe艂ni膰 t臋 b艂ah膮 informacj臋.
- Chc臋 wzi膮膰 艣lub w ko艣ciele - za偶yczy艂 sobie Knut. Wytrzyma艂 jako艣 surowe spojrzenie pastora, kt贸ry mia艂 zamiar udzieli膰 tego 艣lubu po cichu, w tajemnicy nawet przed s艂u偶b膮.
- W ko艣ciele... - powt贸rzy艂 kap艂an z rezygnacj膮. - Ale nikomu ani s艂owa. Mo偶ecie wej艣膰 przez zakrysti臋. Potrzebujecie tylko dw贸ch 艣wiadk贸w.
To stanowi艂o najmniejszy problem.
- W takim razie schodz臋 ju偶 do ko艣cio艂a - o艣wiadczy艂 pastor, kt贸ry wola艂by mie膰 ju偶 to wszystko za sob膮.
Knut si臋 u艣miechn膮艂, zostawiaj膮c sakiewk臋 na stole.
- 艢wietnie. Zaraz tam b臋dziemy.
Knut bardzo si臋 spieszy艂. Bieg艂 raczej, ni偶 szed艂 z powrotem. 艢mia艂 si臋, zwracaj膮c twarz w stron臋 s艂o艅ca, kt贸re robi艂o si臋 coraz bardziej czerwone, w miar臋 jak chyli艂o si臋 ku linii horyzontu.
Dzie艅, kt贸ry zacz膮艂 si臋 tak strasznie, mia艂 si臋 sko艅czy膰 szcz臋艣liwie. Knut zaplanowa艂 najpi臋kniejszy fina艂, jaki m贸g艂 sobie wyobrazi膰.
- Troch臋 to trwa艂o - zauwa偶y艂 Heino, gdy Knut wpad艂 do 艣rodka jak wicher.
Anjo nakrywa艂a w艂a艣nie do sto艂u. W jej oczach czai艂 si臋 b贸l, kt贸rego Knut nie chcia艂by nigdy wi臋cej w nich widzie膰.
- Zapomnijcie o jedzeniu! - zawo艂a艂.
W jednej chwili znalaz艂 si臋 tu偶 ko艂o Anjo, kt贸ra sta艂a z drewnianym talerzem w r臋kach, nie mog膮c si臋 nadziwi膰 jego szalonemu podnieceniu. Obj膮艂 j膮 ramionami. Chcia艂a go odepchn膮膰, ale nie pozwoli艂 na to.
- Anjo, bierzemy 艣lub! - wykrzykn膮艂 rado艣nie.
- Zwariowa艂e艣, ch艂opcze! - Na nic wi臋cej nie mog艂a si臋 zdoby膰.
- Ale偶 sk膮d! Knut poca艂owa艂 j膮, wcale si臋 nie wstydz膮c. Ca艂owa艂 tak d艂ugo, a偶 sztywne i niech臋tne wargi zrobi艂y si臋 mi臋kkie i przyzwalaj膮ce.
- Nie chcesz? - zapyta艂. - Z ca艂ego serca i z ca艂ej duszy prosz臋 ci臋 o r臋k臋, a ty nie chcesz?
- Nie mog臋, Knut. - Policzki Anjo poczerwienia艂y, a oczy rozb艂ys艂y tak, jak owej pami臋tnej nocy. Usta wypowiada艂y s艂owa, kt贸re podsuwa艂 rozum, ale serce m贸wi艂o co艣 ca艂kiem innego. - M贸wi艂am ci ju偶. M贸wi艂am, 偶e to si臋 nigdy nie powt贸rzy. A ty twierdzi艂e艣, 偶e si臋 zgadzasz...
- Kocham ci臋 - przerwa艂 jej Knut.
- Mog艂abym by膰 twoj膮 matk膮. A poza tym nie mog臋 偶y膰 z m臋偶czyzn膮. To, co czuj臋 wobec siebie, wobec swojego cia艂a, sprawia, 偶e nie mog臋 偶y膰 z 偶adnym m臋偶czyzn膮...
Knut spodziewa艂 si臋, 偶e Anjo b臋dzie protestowa艂a. Nie zabrak艂o mu wyobra藕ni, by przewidzie膰 jej op贸r i argumenty.
- Chcesz powiedzie膰, 偶e nie odczuwasz rado艣ci, gdy si臋 kochasz? - zapyta艂. - Chcesz powiedzie膰, 偶e po prostu mia艂a艣 ochot臋 na moje cia艂o i nic wi臋cej?
Na twarzy Anjo pojawi艂y si臋 czerwone plamy. Rozpacz walczy艂a o lepsze ze szcz臋艣ciem.
Nie chcia艂a si臋 roze艣mia膰, ale jednocze艣nie pomys艂 wydal jej si臋 tak zwariowany, 偶e z trudem si臋 od tego powstrzymywa艂a.
- Chcesz powiedzie膰, 偶e nie by艂o ci ze mn膮 dobrze? - dr膮偶y艂 Knut. - R贸wnie dobrze ja m贸g艂bym powiedzie膰, 偶e nigdy nie trzyma艂em kobiety w ramionach.
Anjo si臋 roze艣mia艂a. Odchyli艂a g艂ow臋 do ty艂u i 艣mia艂a si臋 tak, 偶e a偶 trz臋s艂o si臋 ca艂e jej cia艂o. Za plecami Knuta rozleg艂o si臋 co艣, co do z艂udzenia przypomina艂o chichot. Ailo i Heino te偶 nie zdo艂ali zachowa膰 powagi.
- Dobry Bo偶e - westchn膮艂 Knut. - Panna m艂oda zwariowa艂a, a 艣wiadkowie te偶 nie s膮 szczeg贸lnie zdrowi na umy艣le.
- Nie mog臋 zrujnowa膰 twojego 偶ycia - o艣wiadczy艂a Anjo powa偶nie, ocieraj膮c 艂zy. Knut nie wypuszcza艂 jej z ramion. I nie zamierza艂 jej pu艣ci膰 za 偶adn膮 cen臋. - Jestem za stara. Mam za wiele gorzkich wspomnie艅. Nie mog臋 pozwoli膰, by艣 to zrobi艂. Musz臋 jednak przyzna膰, 偶e mnie kusisz.
- Wcale ci臋 nie kusz臋 - przerwa艂 jej Knut - tylko kocham. Zrozum to wreszcie, kobieto. Kocham ci臋 i mam zamiar si臋 z tob膮 o偶eni膰. Nie poddam si臋, dop贸ki nie powiesz, 偶e ty te偶 mnie kochasz i 偶e wyjdziesz za mnie.
Heino nie wiedzia艂, co o tym my艣le膰. Wszystko zdarzy艂o si臋 tak nagle. Ale Knut najwyra藕niej m贸wi艂 ca艂kiem powa偶nie.
- Zdaje si臋, 偶e spotka艂a艣 tego jedynego, Anjo - powiedzia艂. - M贸g艂 trafi膰 na znacznie gorsz膮 kobiet臋 ni偶 ty.
- Wystarczy jedno 鈥瀟ak鈥 - b艂aga艂 Knut. - Nigdy bym ci臋 o to nie prosi艂, gdybym nie by艂 pewien. Chc臋 dzieli膰 z tob膮 偶ycie. Chc臋 ciebie. Ciebie, Anjo. Nikogo innego. Nie chc臋 m艂odszej. Mi臋dzy Ann膮 a tob膮 przewin臋艂o si臋 wiele dziewcz膮t. Wszystkie by艂y m艂ode i pi臋kne... nie mia艂y 偶adnych blizn... Nigdy w 偶yciu mi nie przysz艂o do g艂owy, 偶e m贸g艂bym si臋 o偶eni膰 z kt贸r膮艣 z nich. Nie my艣la艂em powa偶nie o 偶adnej, p贸ki ci臋 nie spotka艂em. Chc臋 tylko ciebie, rozumiesz, kobieto? Ciebie razem z twoim cia艂em i wszystkim, co masz w sobie. Ciebie razem z twoim o艣lim uporem.
Knut musia艂 nabra膰 powietrza po tej d艂ugiej przemowie. Milcz膮c, ukl膮k艂 przed Anjo i wci膮偶 j膮 obejmuj膮c, przy艂o偶y艂 czo艂o do jej kolan.
- Prosz臋 ci臋, Anjo, wyjd藕 za mnie! Mog臋 nawet po艂o偶y膰 si臋 na pod艂odze, je艣li wtedy powiesz 鈥瀟ak鈥...
Anjo poci膮gn臋艂a go za grzywk臋. Stara艂a si臋 m贸wi膰 surowo, cho膰 艣miech cisn膮艂 si臋 jej na usta. 艢miech i tkliwe s艂owa. Ten ch艂opak, dla kt贸rego mia艂a w sobie tyle niebezpiecznej czu艂o艣ci, by艂 zupe艂nie inny ni偶 wszyscy.
- Nie zachowuj si臋 jak dzieciak, Knut. - Anjo zajrza艂a mu w oczy i pozwoli艂a, by chwyci艂 j膮 za r臋ce.
Decyzja by艂a bardzo trudna. Gdyby si臋 nie powiod艂o, nigdy by sobie nie wybaczy艂a.
Ale w Alcie nie mia艂a ju偶 zupe艂nie nic.
- Dobrze - zgodzi艂a si臋. - Wyjd臋 za ciebie. Zadowolony?
Knut przytuli艂 j膮 mocno, a potem czule uca艂owa艂. Zupe艂nie inaczej ni偶 za pierwszym razem, gdy zdo艂a艂 pokona膰 wysoki mur, kt贸rym odgrodzi艂a si臋 od 艣wiata.
- Cudownie - powiedzia艂, rozplataj膮c jej warkocz. - Nie mamy czasu na te wszystkie k艂贸tnie, bo pastor czeka ju偶 w ko艣ciele.
- Co takiego? - Anjo cofn臋艂a si臋 o krok. - Chcesz powiedzie膰, 偶e pastor czeka na nas? Teraz? Mamy wzi膮膰 艣lub tu i teraz?
Knut kiwn膮艂 g艂ow膮, a na jego ustach pojawi艂 si臋 figlarny u艣miech.
Anjo ju偶 nie wiedzia艂a, czy Knut 偶artuje, czy m贸wi powa偶nie. Ju偶 przedtem pozwala艂 sobie na 艣mia艂e 偶arty, ale tym razem przeszed艂 samego siebie.
A je艣li m贸wi艂 powa偶nie, to te偶 przeszed艂 wszystkie jej oczekiwania.
- Tak - odpar艂 kr贸tko. - Oto w艂a艣ciwa odpowied藕 na wszystkie pytania. - Tak.
Anjo zaczyna艂a powoli rozumie膰, 偶e Knut wcale nie 偶artuje. Mia艂a racj臋: jest zupe艂nie inny ni偶 wszyscy.
- Nie mog臋 wzi膮膰 艣lubu w tym stroju - krzykn臋艂a, rozpinaj膮c sp贸dnic臋 i zanurzaj膮c g艂ow臋 w skrzyni z ubraniami. - Mog艂e艣 przynajmniej da膰 mi troch臋 czasu - j臋kn臋艂a. - Nie zd膮偶y艂am si臋 nawet wyk膮pa膰 po tej cholernej wyprawie. Mam obtarte nogi, 艣mierdz臋 na odleg艂o艣膰, wygl膮dam okropnie...
- Pastor nie b臋dzie ci臋 w膮cha艂 - przerwa艂 jej Knut. - A my czuli艣my ten sam zapach od wielu dni i nie narzekali艣my. Moim zdaniem jeste艣 pi臋kna. Zawsze. To na mnie masz zrobi膰 wra偶enie, a nie na pastorze.
Anjo wydoby艂a ze skrzyni 艣wi膮teczn膮 sp贸dnic臋. 艢mia艂a si臋 i p艂aka艂a na przemian, zmagaj膮c si臋 z guzikami.
- Jeden Pan B贸g wie, czy to sen, czy jawa - 艂ka艂a. - Je艣li sen, to niech trwa jak najd艂u偶ej. Bo warto go zapami臋ta膰.
Obrzuci艂a bluzk臋 krytycznym spojrzeniem, ale w ko艅cu zaakceptowa艂a. Nie mog艂a za艂o偶y膰 od艣wi臋tnej bluzki, bo brakowa艂o jej guzika. A najwyra藕niej nie ma czasu, by go przyszy膰.
- Mo偶e by膰? - zapyta艂a. Czu艂a si臋 r贸wnie m艂oda i szalona jak Knut. Wiedzia艂a, 偶e nawet gdy by艂a dziewczyn膮 nie pozwala艂a sobie na takie szale艅stwa.
Knut skin膮艂 g艂ow膮. Poca艂owa艂 j膮 w czubek nosa, chwyci艂 za r臋k臋 i poci膮gn膮艂 za sob膮.
- Wygl膮dasz 艣licznie - o艣wiadczy艂.
Ailo pod膮偶y艂 za nimi bez zastanowienia.
- B臋dziesz 艣wiadkiem - rzuci艂 Knut przez rami臋. - Gdzie, u licha, podzia艂 si臋 Heino? Musimy mie膰 dw贸ch 艣wiadk贸w.
Heino tymczasem siedzia艂 na schodach i pl贸t艂 troch臋 krzywy wianek.
Poda艂 go Anjo z nie艣mia艂ym u艣miechem.
- Cz艂owiek si臋 nauczy艂 tego i owego od si贸str - powiedzia艂. - Jako panna m艂oda musisz mie膰 jak膮艣 ozdob臋.
Wzruszona Anjo w艂o偶y艂a wianek na g艂ow臋. Zamruga艂a, by pozby膰 si臋 艂ez, nap艂ywaj膮cych do oczu, i u艣cisn臋艂a go serdecznie.
- Ty te偶 jeste艣 艣wiadkiem - poinformowa艂 go Knut. - Pastor nie b臋dzie na nas czeka艂 przez ca艂y dzie艅. Pospieszmy si臋, zanim on albo narzeczona zmieni膮 zdanie.
Zatrzymali si臋 dopiero przed drzwiami zakrystii. W贸wczas Knut obr贸ci艂 si臋 gwa艂townie ku Anjo.
- O rany, ca艂kiem o tym zapomnia艂em. By艂oby g艂upio.
Anjo spodziewa艂a si臋 wszystkiego, co najgorsze. Wyobrazi艂a sobie, 偶e us艂yszy teraz, i偶 by艂 to tylko 偶art. Ba艂a si臋 o艣mieszenia...
- Pastor b臋dzie musia艂 jeszcze wpisa膰 twoje nazwisko, bo ja go nie zna艂em.
Anjo popatrzy艂a na niego bez s艂owa. Pewna, 偶e to tylko sen. Rzeczywisto艣膰 nie mo偶e by膰 tak pi臋kna. Heino zachichota艂.
- Raittila - wykrztusi艂 z siebie. - Anjo Raittila. Potem wepchn膮艂 m艂od膮 par臋 do 艣rodka.
- Nie zapomn臋 tego do ko艅ca 偶ycia. Pastor traci艂 powoli cierpliwo艣膰. Czeka艂 ju偶 bardzo d艂ugo. Zacz膮艂 nawet mie膰 w膮tpliwo艣ci, czy post膮pi艂 s艂usznie. Cho膰 ko艣ci贸艂 potrzebowa艂 dar贸w...
Ucieszy艂 si臋 na widok m艂odej pary, bo zacz膮艂 ju偶 zmienia膰 zdanie. Chcia艂 nawet odwo艂a膰 ca艂y ten 艣lub.
Zdziwi艂 si臋 stokrotnie, ujrzawszy narzeczon膮. Musia艂a by膰 du偶o starsza od ch艂opaka, kt贸ry rzuci艂 mu z艂oto na st贸艂.
D艂ugo im si臋 przygl膮da艂.
Wszystko wskazywa艂o na to, 偶e ch艂opak jest jej prawdziwie oddany. Na jej twarzy malowa艂a si臋 za艣 taka czu艂o艣膰, 偶e pastor zaniepokoi艂 si臋 o powag臋 艣wi臋tego miejsca.
No c贸偶, to przecie偶 ich 偶ycie.
- Dobrze - odezwa艂 si臋 najserdeczniej jak potrafi艂. - A zatem mamy tu Knuta Elvejorda i Anjo...
- Raittila - wtr膮ci艂 Knut.
- A 艣wiadkowie?
艢wiadkowie podali swe nazwiska. Pastor je zanotowa艂 i rozpocz膮艂 ceremoni臋. Skr贸ci艂 modlitwy do minimum, dbaj膮c tylko o to, by ma艂偶e艅stwo by艂o wa偶ne.
Anjo przez ca艂y czas mia艂a ochot臋 si臋 roze艣mia膰, bo wszystko wydawa艂o jej si臋 tak nierzeczywiste.
Sta艂a przed o艂tarzem w tym samym ko艣ciele, w kt贸rym zazwyczaj siadywa艂a w ostatnim rz臋dzie. Na g艂owie mia艂a wianek, a obok niej sta艂 m艂odszy o czterna艣cie lat m臋偶czyzna, kt贸ry twierdzi艂, 偶e j膮 kocha. Pastor wyg艂asza艂 stosowne formu艂y.
Knut powiedzia艂 鈥瀟ak鈥 d藕wi臋cznym i zdecydowanym g艂osem.
Przysz艂a pora na Anjo.
Ona tak偶e powiedzia艂a 鈥瀟ak鈥, bo c贸偶 mog艂a zrobi膰.
- Jeste艣cie teraz m臋偶em i 偶on膮 - zako艅czy艂 pastor. U艣cisn臋li sobie r臋ce. Knut podpisa艂 jaki艣 dokument.
Heino z艂o偶y艂 zamaszysty podpis. Ailo r贸wnie偶 skre艣li艂 swoje nazwisko. Anjo nie przypuszcza艂a, 偶e on potrafi pisa膰. Nawet pastor nie umia艂 ukry膰 zdziwienia.
Ona jako kobieta nie musia艂a bra膰 pi贸ra do r臋ki.
I ju偶 by艂o po wszystkim.
Gdy wyszli z ko艣cio艂a, Knut wzi膮艂 j膮 na r臋ce. Zata艅czy艂 z ni膮 na trawie, a偶 Anjo musia艂a chwyci膰 wianek, by nie spad艂 jej z g艂owy.
- Anjo Elvejord - zawo艂a艂 Knut rado艣nie. - Anjo Elvejord, czy ju偶 ci m贸wi艂em, 偶e ci臋 kocham?
Roze艣mia艂a si臋 na widok jego rozpromienionej twarzy i u艣ciska艂a go. Zas艂oni艂a si臋 jednak, gdy chcia艂 j膮 poca艂owa膰.
- Jeste艣my przed ko艣cio艂em, Knut!
- I co z tego! - Knut uni贸s艂 j膮 jeszcze wy偶ej, jakby by艂a ma艂ym dzieckiem, i uca艂owa艂 j膮 tak, 偶e zapomnia艂a o ca艂ym bo偶ym 艣wiecie. - Ca艂a Alta, co ja m贸wi臋, ca艂y 艣wiat musi wiedzie膰, 偶e ci臋 kocham.
艢mia艂 si臋 i p臋dzi艂 przez Alt臋, wo艂aj膮c:
- To moja 偶ona.
Zanim dotarli do domu, ca艂a osada zna艂a ju偶 nowin臋. Anjo pozwoli艂a si臋 porwa膰 temu szale艅stwu. Mia艂o nieznany jej do tej pory urok.
Heino otworzy艂 im drzwi. Knut przeni贸s艂 偶on臋 przez pr贸g. Posadzi艂 j膮 na 艂awie i popatrzy艂 na ni膮 uwa偶nie.
- 呕a艂ujesz? - zapyta艂 nagle. Anjo pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Jeszcze nie zrozumia艂am, co si臋 w艂a艣ciwie sta艂o - wyzna艂a. - Daj mi troch臋 czasu, nim zapytasz, czy nie 偶a艂uj臋.
- Musimy si臋 spieszy膰 - szepn膮艂 Knut. - Mamy bardzo ma艂o czasu. Tylko t臋 jedn膮 noc. A potem wyruszamy na poszukiwanie z艂ota.
Anjo pokr臋ci艂a g艂ow膮. Zaczyna艂a rozumie膰, 偶e u boku tego m艂odzie艅ca czeka j膮 barwne 偶ycie. Heino i Ailo zbierali swoje rzeczy.
- Prze艣pimy si臋 w szopie Hannu. Nie jeste艣my tak bezmy艣lni, by wam siedzie膰 na g艂owie. Czeka was wa偶na noc.
Knut zachichota艂. Wci膮偶 si臋 u艣miecha艂, zamykaj膮c za nimi drzwi, przekr臋caj膮c klucz i zasuwaj膮c zasuw臋.
- Jeste艣my ma艂偶e艅stwem, Anjo. M贸j Bo偶e, naprawd臋 uda艂o mi si臋 ciebie przekona膰.
Anjo pokiwa艂a g艂ow膮. Ona tak偶e by艂a w podnios艂ym nastroju.
- Naprawd臋 tego chcesz, Knut? Naprawd臋 chcesz, bym by艂a twoj膮 偶on膮?
Teraz on skin膮艂 g艂ow膮. Usiad艂 tu偶 obok na 艂awie, wcze艣niej k膮tem oka zauwa偶y艂, 偶e 艂aw臋 mo偶na roz艂o偶y膰 na podw贸jn膮 szeroko艣膰.
- I nie b臋dziesz 偶a艂owa艂? - Nie.
- A co powie na to twoja rodzina? Od razu zobacz膮, 偶e jestem du偶o, du偶o starsza...
- Zobacz膮 przede wszystkim, 偶e dzi臋ki tobie jestem szcz臋艣liwy - przerwa艂 jej Knut. - I to wystarczy. Nigdy wi臋cej nie powinna艣 my艣le膰 o wieku jako o czym艣, co nas dzieli. Nic nas nie b臋dzie dzieli膰.
- To nie do poj臋cia. Anjo wtuli艂a si臋 w jego rami臋. Dobrze si臋 poczu艂a, otoczona zewsz膮d jego ciep艂em. By艂a szcz臋艣liwa, 偶e cztery 艣ciany chroni膮 ich przed ca艂ym 艣wiatem i 偶e raz w 偶yciu post膮pi艂a tak nierozs膮dnie. Knut dotkn膮艂 pieszczotliwie jej ramienia.
- Ten dzie艅 zacz膮艂 si臋 tak okropnie... Zabi艂em, a potem si臋 o偶eni艂em. Takiego dnia nie da si臋 zapomnie膰, prawda? B臋d臋 mia艂 do czego wraca膰 wspomnieniami.
- Obudz臋 si臋 jutro rano i sen pry艣nie. To nie mo偶e by膰 prawda...
Knut pokry艂 jej czo艂o poca艂unkami.
- Je艣li tak bardzo l臋kasz si臋 przebudzenia, Anjo, moja najdro偶sza, to nie pozwol臋 ci zasn膮膰 przez ca艂膮 noc. To nie jest sen. To rzeczywisto艣膰. Na szcz臋艣cie ty te偶 jeste艣 cudownie rzeczywista. Chc臋 ci臋 ca艂y czas trzyma膰 w ramionach, chc臋 le偶e膰 ko艂o ciebie i ws艂uchiwa膰 si臋 w tw贸j oddech, chc臋 ci臋 obejmowa膰, chc臋 si臋 z tob膮 kocha膰, chc臋 z tob膮 zasypia膰 i z tob膮 si臋 budzi膰...
- Poca艂uj mnie - poprosi艂a oszo艂omiona tym p艂omiennym wyznaniem mi艂o艣ci.
Nie musia艂a powtarza膰 swojej pro艣by.
Anjo wyrwa艂a si臋, gdy Knut chcia艂 zapali膰 lamp臋.
- Jestem taka brzydka - t艂umaczy艂a. - Nie chc臋, 偶eby艣 na to patrzy艂!
Knut pog艂aska艂 j膮 po g艂owie i po艂o偶y艂 obie d艂onie na jej policzkach. Ukl膮k艂 przed ni膮 i pie艣ci艂 j膮 wzrokiem.
- Jeste艣 najpi臋kniejsza na 艣wiecie! - zapewni艂 j膮.
- Nigdy nie b臋d臋 taka jak ona...
- Nie. - Knut by艂 r贸wnie powa偶ny jak Anjo. - Nigdy nie b臋dziesz taka jak Anna. Nie o偶eni艂em si臋 z tob膮 po to, 偶eby mie膰 now膮 Ann臋. Wiedzia艂em, 偶e 偶eni臋 si臋 z Anjo. Bo w艂a艣nie Anjo pokocha艂em. Anna nie 偶yje. Ale na szcz臋艣cie moja Anjo 偶yje i ma si臋 艣wietnie. I jest najpi臋kniejsza na 艣wiecie, chocia偶 przy tym jest okropnie g艂upia.
- Moje blizny... - Anjo by艂a zrozpaczona. Tak bardzo si臋 ba艂a rozczarowania i odrzucenia.
W mroku mog艂aby si臋 ukry膰. W mroku cz艂owiek patrzy tylko r臋kami i wiele mo偶na ukry膰. W mroku sama nie musia艂aby ogl膮da膰 siebie z odraz膮.
- Kocham tak偶e twoje blizny. Knut zapali艂 lamp臋, ale odstawi艂 j膮 tak daleko, by jej 艣wiat艂o do nich prawie nie dociera艂o. Siedzieli wi臋c w swoistym, do艣膰 jasnym mroku. Knut po艂o偶y艂 na stole wianek Anjo. Zdj膮艂 go z jej g艂owy delikatnie, jak kr贸l zdejmuje koron臋 z g艂owy swojej kr贸lowej.
- Musimy go zachowa膰 - postanowi艂. - Wysuszy膰.
To b臋dzie pami膮tka po tym dniu. Zawi艣nie na 艣cianie w naszym salonie, prawda, Anjo?
Anjo si臋 roze艣mia艂a.
W salonie!
Wypowiedzia艂 to s艂owo tak naturalnie, jakby urodzi艂 si臋 w domu, w kt贸rym nie brakowa艂o salon贸w.
Przytulali si臋 do siebie coraz mocniej. Ci膮gn臋艂o ich ku sobie coraz bardziej.
- J u 偶 nie musimy si臋 przed tym broni膰 - szepn膮艂 Knut z u艣miechem. Jej palce majstrowa艂y przy guzikach jego koszuli. - Teraz mamy do tego pe艂ne prawo. Jeste艣my ma艂偶e艅stwem, Anjo Elvejord. - Z upodobaniem wypowiada艂 jej nowe nazwisko. Pasowa艂o do imienia.
Brzmia艂o w艂a艣ciwie.
- Teraz jest ca艂kiem inaczej.
- Dlatego, 偶e jest jasno? - zapyta艂, przypominaj膮c sobie g臋sty mrok, kt贸ry panowa艂 wtedy w namiocie.
Anjo skin臋艂a g艂ow膮.
- Tak si臋 boj臋 - powiedzia艂a. - Tak bardzo si臋 boj臋, 偶e zostan臋 zraniona. Tak bardzo si臋 boj臋, 偶e ci臋 rozczaruj臋 i 偶e sama si臋 rozczaruj臋...
- To si臋 nie zdarzy. Knut uca艂owa艂 jej oczy. Uca艂owa艂 policzki i lekko dr偶膮ce usta.
Obj膮艂 j膮 jednym ramieniem, a drugim zacz膮艂 j膮 pie艣ci膰.
- Kocham ci臋 - szepn膮艂 i zabra艂 si臋 do rozpinania guzik贸w bluzki.
Jej spojrzenie by艂o ca艂kiem bezbronne. Na policzkach pojawi艂 si臋 znany mu ju偶 rumieniec, kt贸ry dowodzi艂, 偶e ona pragnie tego samego. Jej cia艂o garn臋艂o si臋 ku niemu, ale w oczach czai艂 si臋 strach. Potrzebowa艂a tak bardzo ca艂ej jego mi艂o艣ci, ca艂ej czu艂o艣ci, jak膮 m贸g艂 jej ofiarowa膰. Ciep艂a, kt贸rym m贸g艂 j膮 otoczy膰.
Bardzo tego potrzebowa艂a, ale zarazem nie umia艂a uwierzy膰, 偶e to wszystko jest jej przeznaczone.
Knut zdj膮艂 z niej bluzk臋. Z艂o偶y艂 j膮 starannie i po艂o偶y艂 na 艂awie. Pomy艣la艂, 偶e chyba 偶aden pan m艂ody przed nim nie dba艂 a偶 tak bardzo o porz膮dek podczas nocy po艣lubnej.
Guziki przy sp贸dnicy trudniej by艂o rozpi膮膰. Anjo ze 艣miechem pomog艂a mu w tym przedsi臋wzi臋ciu.
- Taka jestem pr贸偶na, 偶e szyj臋 sp贸dnice, kt贸re s膮 za w膮skie w pasie - zdradzi艂a mu.
Knut zdj膮艂 jej sp贸dnic臋 przez g艂ow臋. Strzepn膮艂 j膮 starannie i u艂o偶y艂 ko艂o bluzki.
Jego palce nie przywyk艂y do tego rodzaju zada艅, ale zabra艂 si臋 do odpinania po艅czoch, po czym zsun膮艂 je z n贸g 偶ony.
Anjo skuli艂a si臋 w k艂臋bek w samej bieli藕nie. Nie chcia艂a mu pozwoli膰, by zdj膮艂 z niej halk臋.
Czas... Potrzebowa艂a czasu.
Knut u艂o偶y艂 si臋 na w膮skiej 艂awie i przyci膮gn膮艂 Anjo do siebie.
Nie by艂o tu 偶adnych ga艂臋zi ani sk贸r, kt贸rymi mogliby si臋 przykry膰. Pozostawa艂y im tylko ramiona.
Knut os艂oni艂 Anjo w艂asnym cia艂em przed 艣wiat艂em, kt贸rego tak bardzo si臋 ba艂a.
Jego usta w臋drowa艂y mi臋dzy jej uchem a nasad膮 szyi, pie艣ci艂 j臋zykiem sk贸r臋, pod kt贸r膮 pulsowa艂a krew.
Nie m贸g艂 ule偶e膰 spokojnie. Jedno kolano wsun膮艂 mi臋dzy jej nogi, przycisn膮艂 jej udo w艂asnym. Przylgn膮艂 do niej ca艂ym cia艂em, by poczu艂a, jak bardzo jej pragnie.
Nami臋tnymi, kipi膮cymi po偶膮daniem ustami szuka艂 jej warg. Ramionami ogarn膮艂 j臋drne cia艂o, g艂aska艂 je i pie艣ci艂.
Bardzo pragn膮艂 dotkn膮膰 jej sk贸ry. Marzy艂 o chwili, w kt贸rej b臋d膮 tak blisko, 偶e ich cia艂a zlej膮 si臋 ze sob膮. Przede wszystkim jednak chcia艂 zdoby膰 jej zaufanie. Pragn膮艂, by odda艂a si臋 mu w poczuciu bezpiecze艅stwa.
Tamta noc, kt贸r膮 ze sob膮 sp臋dzili, by艂a ca艂kiem inna. Niezobowi膮zuj膮ca. Mia艂a by膰 jedn膮 jedyn膮 i dlatego Anjo czu艂a si臋 pewniej.
Teraz Knut znaczy艂 dla niej wiele wi臋cej.
Knut rozchyli艂 jej usta j臋zykiem. Anjo westchn臋艂a z rozkoszy.
Knut rozpi膮艂 pas i spodnie. Powolnym ruchem poprowadzi艂 jedn膮 jej d艂o艅 w stron臋 swego przyrodzenia. Gdy go dotkn臋艂a, zaszumia艂o mu w uszach.
Potem uj膮艂 jej du偶膮, kr膮g艂膮 pier艣 i poczu艂, jak nabrzmiewa w nim po偶膮danie.
Musia艂 j膮 poca艂owa膰, musia艂 dotkn膮膰 jej sk贸ry j臋zykiem.
Anjo nie chcia艂a obna偶y膰 g贸rnej po艂owy swego cia艂a przy zapalonej lampie. Tam przecie偶 by艂y najstraszliwsze blizny, kt贸re w znacznym stopniu odar艂y j膮 z kobieco艣ci.
Uparcie odpycha艂a jego d艂onie skradaj膮ce si臋 ku piersiom i kierowa艂a je w stron臋 bioder. Unios艂a halk臋 i wygi臋艂a si臋 ku niemu.
Palce Anjo najpierw zatacza艂y kr臋gi na jego szyi, potem w艣lizgn臋艂y si臋 pod koszul臋, by wyci膮gn膮膰 j膮 ze spodni. W ko艅cu Anjo rozpi臋艂a koszul臋 m臋偶a. Teraz ju偶 mog艂a napawa膰 si臋 pi臋knem jego cia艂a.
On 艣ci膮gn膮艂 z niej majtki, tyle 偶e tym razem nie traci艂 czasu na to, by je porz膮dnie posk艂ada膰.
Rozsun膮艂 uda ukochanej, a ona j臋kn臋艂a z rozkoszy, garn膮c si臋 ku jego delikatnym d艂oniom. Knut pogr膮偶y艂 si臋 w s艂odkiej, wilgotnej, obezw艂adniaj膮cej mgle.
Kocha艂 j膮 ustami i d艂o艅mi a偶 do utraty tchu. Prawdziwa mi艂o艣膰 wymaga艂a znacznie wi臋kszej blisko艣ci i wi臋kszego zaufania ni偶 przypadkowy romans.
L臋k zacz膮艂 powoli opuszcza膰 Anjo.
- Chod藕 do mnie - poprosi艂a. - Pragn臋 ci臋 gor膮co, Knut!
Knut zobaczy艂 po偶膮danie, maluj膮ce si臋 na twarzy 偶ony. Wiedzia艂, 偶e Anjo jest ju偶 gotowa na wszystko.
Poca艂owa艂 j膮. Poca艂unek pachnia艂 mi艂o艣ci膮 i 艂zami, bo Anjo p艂aka艂a. Knut sca艂owywa艂 jej 艂zy.
- Kocham ci臋 - szepn膮艂. - Kocham ci臋 do szale艅stwa. Zacz膮艂 rozsznurowywa膰 jej bia艂y gorsecik. Obj膮艂 d艂o艅mi jej ci臋偶kie, dojrza艂e piersi, stwardnia艂e od blizn pozostawionych tam przez cz艂owieka, kt贸ry ju偶 nigdy nikogo nie skrzywdzi. Knut ca艂owa艂 je bez opami臋tania, ca艂owa艂 ciemn膮 sk贸r臋 w miejscu, w kt贸rym kiedy艣 by艂y brodawki sutkowe. Po偶膮da艂 jej wci膮偶 tak samo.
Nie czu艂 odrazy.
Anjo westchn臋艂a i zamkn臋艂a oczy, przyci膮gaj膮c m臋偶a ku sobie.
Ona tak偶e pragn臋艂a go do szale艅stwa.
- Kocham ci臋, Knut - wyzna艂a, gdy oboje dotarli do brzegu.
Pakowali si臋 przez p贸艂 nocy, a potem zjedli 艣niadanie w 艂贸偶ku. 艢miali si臋 i 偶artowali, karmili si臋 nawzajem i pie艣cili, le偶eli wtuleni w siebie, zapominaj膮c, 偶e 艂aw臋 mo偶na rozsun膮膰.
Ailo i Heino znale藕li ich u艣pionych i splecionych ramionami. Przekr臋cili klucz w drzwiach, by Ailo i Heino mogli wej艣膰 do 艣rodka, i zasn臋li ca艂kiem wyczerpani i nasyceni.
Na 艣rodku izby sta艂y spakowane baga偶e.
- O rany! - j臋kn膮艂 Heino. - Wi臋cej tego nie mieli?
Obudzili nowo偶e艅c贸w.
Anjo i Knut chwiejnie usiedli na 艂awie, wci膮偶 spleceni ramionami. Skoro si臋 wreszcie odnale藕li, skoro po艂膮czy艂a ich nami臋tno艣膰, nie mogli si臋 od siebie oderwa膰.
- Nie mieli艣cie nic lepszego do roboty ni偶 pakowanie? - zdziwi艂 si臋 Ailo.
- Od czasu do czasu trzeba przecie偶 troch臋 odpocz膮膰. - Oczy Knuta rozb艂ys艂y. - Cz艂owiek si臋 uspokaja, gdy zrobi co艣 po偶ytecznego.
Oboje si臋 roze艣miali. Mieli ju偶 co艣, co 艂膮czy艂o tylko ich dwoje.
- Ju偶 zjedli艣my - powiedzia艂 Ailo. - Zwlekali艣my tak d艂ugo jak si臋 da艂o, nim tu przyszli艣my. Tacy jeste艣my taktowni...
Anjo porusza艂a si臋 dziwnie lekkim krokiem. Nuci艂a pod nosem, rozczesuj膮c w艂osy.
Je艣li Heino mia艂 nawet jakie艣 w膮tpliwo艣ci co do tego zwi膮zku, to wszystkie prys艂y.
Knut by艂 w艂a艣ciwym cz艂owiekiem dla Anjo.
- Czeka nas d艂uga w臋dr贸wka - oznajmi艂 Knut, gdy mocowali baga偶e na grzbietach renifer贸w. Cz臋艣膰 pakunk贸w m臋偶czy藕ni musieli nie艣膰 na plecach. On i Anjo spakowali rzeczywi艣cie nieco wi臋cej rzeczy ni偶 powinni. Knut jednak nie chcia艂, by 偶ona musia艂a zostawi膰 co艣, co wola艂aby zabra膰 ze sob膮. Przecie偶 to mi臋dzy innymi z jego powodu straci艂a dom w Alcie, w kt贸rej mieszka艂a p贸艂 jego 偶ycia.
Knut nie chcia艂 odbiera膰 Anjo tego, co jej jeszcze pozosta艂o.
- Bardzo 偶a艂uj臋, 偶e nie mog臋 by膰 na pogrzebie Hannu i Jussiego - westchn臋艂a.
Hannu by艂 jej dobrym przyjacielem przez wiele lat. M臋偶czy藕ni czuli to samo co ona.
- Nie mo偶emy zosta膰 d艂u偶ej - o艣wiadczy艂 Knut. - Pr臋dzej czy p贸藕niej rozejd膮 si臋 plotki, a plotki rozprzestrzeniaj膮 si臋 szybciej ni偶 chwasty, Anjo. Ludzie przez ca艂y czas m贸wi膮 o z艂ocie. Gdy tylko minie szok po 艣mierci Hannu i Jussiego, zn贸w zaczn膮 snu膰 domys艂y i szuka膰. Do tej pory musimy ju偶 wydoby膰 to, co chcemy, i odej艣膰 st膮d. Z艂oto budzi w ludziach chciwo艣膰. Dobrze o tym wiem, bo sam to kiedy艣 prze偶y艂em.
Anjo zrozumia艂a.
Sp臋dzali ca艂e dnie na w臋dr贸wce ku s艂o艅cu i marzeniom. Prawie si臋 nie zatrzymywali. Spali tylko tyle, ile musieli. Lato by艂o ciep艂e i jasne.
Noc nie stanowi艂a przeszkody dla w臋drowc贸w. Ziemia pod stopami by艂a mi臋kka, wy艣cielana mchem i drobnymi krzewinami.
Wiele czasu min臋艂o od dnia, w kt贸rym Knut szed艂 t膮 sam膮 drog膮 po krwawych 艣ladach Heino.
Wiele tygodni temu 艣nieg wsi膮kn膮艂 w ziemi臋 i nas膮czy艂 j膮 偶yciodajnymi sokami.
Heino i Knut wspominali tamte dni, gdy ujrzeli w oddali ska艂臋 z osypiskiem. Nie powiedzieli jednak ani s艂owa.
Zmierzali ku tej skale przez ca艂y dzie艅. Wreszcie stan臋li nad wodospadem.
- Zatrzymamy si臋 tutaj? - zapyta艂a Anjo. Noc jeszcze nie zapad艂a. - Nie jestem zm臋czona. Mog臋 i艣膰 dalej.
Heino usiad艂 i 艣ci膮gn膮艂 obuwie, by och艂odzi膰 nogi w zimnej, przejrzystej wodzie.
- Nie idziemy dalej. - Nie potrafi艂 pow艣ci膮gn膮膰 triumfalnego u艣miechu. - To tu.
- Tu? - rozejrza艂a si臋 Anjo z niedowierzaniem. Cho膰 przecie偶 Knut nigdy jej nie ok艂ama艂.
- Tu? To naprawd臋 tu? - powt贸rzy艂 pytanie Ailo. Knut skin膮艂 g艂ow膮. Ailo zwr贸ci艂 si臋 w stron臋 ska艂y i spojrza艂 na ni膮 z szacunkiem.
- To ta ska艂a? - zapyta艂 szeptem.
- Owszem - odpar艂 Knut.
Anjo musia艂a si臋 wesprze膰 o m臋偶a. Knut obj膮艂 j膮 ramieniem i opar艂 brod臋 o jej g艂ow臋.
- Jeste艣my na miejscu, Anjo, moja kochana. Za par臋 dni b臋dziemy bogatsi od wszystkich, kt贸rych znamy.
Anjo si臋 roze艣mia艂a ze szcz臋艣cia, z rado艣ci. 呕ycie z Knutem by艂o jednym wielkim szale艅stwem. Od chwili, gdy zaci膮gn膮艂 j膮 do ko艣cio艂a, jej 偶ycie by艂o pe艂ne niespodzianek. Coraz trudniej by艂o j膮 czym艣 zaskoczy膰.
- Nie znamy tak wielu bogatych ludzi. Nie trzeba zbyt wiele z艂ota, by twoje s艂owa si臋 sprawdzi艂y.
- Sprawdz膮 si臋 jeszcze tej nocy - zapewni艂 j膮 z szelmowskim b艂yskiem w br膮zowych oczach. Pokaza艂 jej swoje kr贸lestwo r臋k膮. - Tam sta艂a moja chata darniowa - wskaza艂 podn贸偶e ska艂y.
Anjo rozejrza艂a si臋 po okolicy.
Ros艂y tu g臋ste, niskie krzaki, stroma ska艂a dawa艂a cie艅, chroni艂a przed wiatrem i lud藕mi. By艂o tu pi臋knie. Pusto, ale pi臋knie.
Heino poszed艂 sam w kierunku dawnej chaty Knuta. Zatrzyma艂 si臋 nieco dalej, obok kupki starych ga艂臋zi.
Knut chwyci艂 Anjo nieco mocniej za rami臋, a jego cia艂o si臋 napr臋偶y艂o.
Wtedy Anjo sobie przypomnia艂a.
To tutaj Hans Fredrik Feldt wzni贸s艂 co艣 w rodzaju domku.
- Tam zgin膮艂 Simon - powiedzia艂 Knut. - Nigdy si臋 nie zbli偶臋 do tego miejsca.
Anjo przytuli艂a si臋 do m臋偶a i chwyci艂a go za r臋k臋. Nie odzywa艂a si臋, ale by艂a z nim i dla niego.
Heino wr贸ci艂 z pobiela艂膮 i napi臋t膮 twarz膮. Z tym miejscem wi膮za艂y go liczne i bolesne wspomnienia.
- Drewno jest za suche, by艣my mogli je spali膰 - stwierdzi艂. - Musi tak le偶e膰. Chyba wiatr zburzy艂 tamt膮 chat臋.
Nie rozmawiali wi臋cej na temat pozosta艂o艣ci po chacie Feldta. I omijali je wzrokiem.
Rozstawili namiot nieco bli偶ej rzeki ni偶 stara chata Knuta, by by膰 jak najdalej od z艂owrogiego miejsca.
Knut wydoby艂 z baga偶y oskardy, kt贸re zdobyli jako艣 razem z Ailo znacznie wcze艣niej. Dr偶a艂y mu r臋ce i g艂os, gdy podawa艂 je przyjacio艂om.
Sam zabra艂 p艂on膮c膮 jeszcze lamp臋 i pusty plecak.
- Nie ma na co czeka膰, prawda, ch艂opcy? Oni tak偶e byli podnieceni i niecierpliwi. Wreszcie tu dotarli. Zrezygnowali nawet z jedzenia, cho膰 porz膮dnie ju偶 zg艂odnieli.
Nie mogli ju偶 d艂u偶ej czeka膰.
Pobiegli po osypisku. Ailo przypomnia艂 sobie ba艣nie o rozb贸jnikach ze wschodu, gdy zobaczy艂 t臋 ska艂臋. Wyobrazi艂 sobie ca艂膮 band臋, kt贸ra spada w przepa艣膰, zwiedziona przez fa艂szywego przewodnika w wietrzn膮 i burzliw膮 noc.
Nic dziwnego, 偶e to skaliste wzg贸rze przyci膮ga艂o awanturnik贸w wszelkiej ma艣ci. Takich jak Feldt...
- Musimy odsun膮膰 te skalne od艂amki. Knut od艂o偶y艂 narz臋dzia, by pokaza膰, kt贸rymi kamieniami trzeba si臋 zaj膮膰.
Ailo szybko zrozumia艂, 偶e chodzi o ska艂y, na kt贸rych mech r贸s艂 po niew艂a艣ciwej stronie.
Tylko cz艂owiek, kt贸ry 偶y艂 w zgodzie z natur膮, by艂 w stanie to zauwa偶y膰.
- Spostrzegawczy z ciebie go艣膰 - mrukn膮艂 z podziwem do Knuta. - Ja bym si臋 nie domy艣li艂, 偶e co艣 si臋 za nimi kryje.
Odsun臋li wreszcie ostatnie kamienie. Heino i Ailo spojrzeli na skaln膮 艣cian臋, le偶膮c膮 w g艂臋bokim cieniu, i nic nie zauwa偶yli.
Czy偶by Knut stroi艂 sobie z nich 偶arty?
Knut wskaza艂 co艣 palcem.
Wtedy spostrzegli jaki艣 ciemniejszy zarys. Jakie艣 zag艂臋bienie. Nic wi臋cej.
Ailo podszed艂 bli偶ej. Dopiero gdy znalaz艂 si臋 tu偶 obok ska艂y, zauwa偶y艂 otw贸r prowadz膮cy do jaskini.
Otw贸r by艂 mniejszy, ni偶 si臋 spodziewa艂, na tyle jednak du偶y, 偶e m臋偶czyzna m贸g艂 si臋 przeze艅 wczo艂ga膰 do 艣rodka bez trudu.
Odszuka艂 sw贸j oskard i na czworakach wszed艂 do jaskini.
Zorientowa艂 si臋, 偶e przyjaciele poszli jego 艣ladem, s艂ysza艂 ich oddechy, nier贸wne i rw膮ce si臋, tak jak jego w艂asny.
Wszystko by艂o tak samo jak za pierwszym razem. Knut prze偶ywa艂 to od nowa. Posuwa艂 si臋 jako ostatni. Widzia艂 tylko podeszwy Heino i czu艂 jeszcze wi臋ksze podniecenie ni偶 w贸wczas, gdy czo艂ga艂 si臋 t膮 drog膮 sam.
Tym razem prze偶ywa艂 to razem z innymi.
呕a艂owa艂, 偶e nie mo偶e tu zabra膰 Anjo. Nie chcia艂 jednak, by czo艂ga艂a si臋 po tych zimnych i wilgotnych kamieniach. Nie 偶yczy艂 sobie, by j膮 tak偶e d艂awi艂a okropna 艣wiadomo艣膰, 偶e nad g艂ow膮 wznosi si臋 ogromna ska艂a.
Sam nie m贸g艂 opanowa膰 przyspieszonego bicia serca. Gdy o tym my艣la艂, natychmiast poci艂y mu si臋 r臋ce.
W ko艅cu korytarz zacz膮艂 si臋 rozszerza膰.
Us艂yszeli g艂os Ailo, kt贸ry mrucza艂 pod nosem jakie艣 lapo艅skie s艂owa, wci膮偶 brn膮c na czworakach. Pod jego kolanami trzeszcza艂y kamienie. Za Ailo do groty wczo艂ga艂 si臋 Heino, a potem Knut, kt贸ry za艣wieci艂 lamp臋.
Zrobi艂o si臋 jasno.
Knut usiad艂 w wej艣ciu do korytarza, kt贸rym tu dotarli.
Patrzy艂 na twarze przyjaci贸艂, a nie na 艣ciany.
On dok艂adnie tak samo wygl膮da艂 rok temu, p贸藕n膮 jesieni膮.
Na jego twarzy te偶 malowa艂o si臋 zdziwienie pomieszane z marzeniami, niedowierzaniem i rado艣ci膮.
- M贸j Bo偶e - szepn膮艂 Ailo, wyznawca ca艂kiem innej wiary. - Nie przypuszcza艂em, 偶e to tak wygl膮da.
Lampa 艣wieci艂a mizernie, a 艣wiat艂o poch艂ania艂y czarne 艣ciany, wygrawerowane r臋k膮 natury ornamentami ze z艂ota.
Popi贸艂 i ziemia, kt贸rymi Knut stara艂 si臋 pomaza膰 艣ciany, nie ukry艂y wszystkiego.
Z艂ote b艂yski ta艅czy艂y bez przeszk贸d mi臋dzy kamieniami.
- O Bo偶e, Knut! - wykrzykn膮艂 Heino. - Nie mog臋 w to uwierzy膰.
Heino i Ailo otworzyli usta.
Podpe艂zli do 艣cian i zacz臋li ich dotyka膰, poklepywali z艂ote 偶y艂y, kt贸re w wielu miejscach mia艂y grubo艣膰 m臋skiego ramienia.
- To nie do wiary. - Heino usiad艂 pod 艣cian膮. - To niemo偶liwe. A przecie偶 mog臋 tego dotkn膮膰 w ka偶dej chwili. - Pokr臋ci艂 g艂ow膮 i roze艣mia艂 si臋. - Szale艅stwo, prawdziwe szale艅stwo!
Ailo u艣miecha艂 si臋 od ucha do ucha. Knut nie raz opowiada艂 mu o tym miejscu. S艂ysza艂 t臋 histori臋 tyle razy, 偶e sta艂a si臋 dla niego ba艣ni膮 tak膮 jak inne. Dosta艂 wprawdzie troch臋 z艂ota od Knuta i wiedzia艂, 偶e jest go znacznie wi臋cej...
Nigdy jednak nie przypuszcza艂, 偶e a偶 tyle!
- Wyobra藕cie sobie, jak si臋 czu艂em, gdy to odkry艂em. - G艂os Knuta odbija艂 si臋 echem od 艣cian jaskini.
- Ca艂a g贸ra z艂ota! - Ailo rozgl膮da艂 si臋 doko艂a. - Ca艂a g贸ra!
Knut powtarza艂 to tyle razy, 偶e te s艂owa zamieni艂y si臋 w 偶art. A teraz siedzieli w samym 艣rodku tej g贸ry.
Dopiero teraz zaczynali rozumie膰 to, z czym Knut 偶y艂 ju偶 od dawna.
Dopiero teraz poj臋li, jakie to ma dla nich znaczenie.
Wszyscy trzej mieli teraz g贸r臋 z艂ota.
- Pora si臋 zabra膰 do roboty - oznajmi艂 Knut. Wcale nie by艂 tak oboj臋tny, jakiego udawa艂, cho膰 przecie偶 widzia艂 te cuda ju偶 przedtem.
Podniecenie nie mog艂o by膰 r贸wnie wielkie za ka偶dym razem.
Zaczyna艂 z wolna przyzwyczaja膰 si臋 do tego uczucia.
Pracowali p贸艂 nocy. Wyczo艂gali si臋 z jaskini, gdy nape艂nili worek do po艂owy. Zanie艣li go triumfalnie Anjo, kt贸ra pilnowa艂a ogniska, robi膮c na drutach, i spojrza艂a na m臋偶czyzn, niezupe艂nie rozumiej膮c ich eufori臋.
Pomog艂a im jednak zapakowa膰 z艂oto do baga偶y tak, by zosta艂o r贸wno podzielone.
Patrzy艂a na te brudne kamienie i dziwi艂a si臋, 偶e s膮 tyle warte. Szkoda, 偶e zwyk艂e szare kamienie nie budz膮 takiego entuzjazmu w m臋偶czyznach.
Tak to ju偶 jednak jest na 艣wiecie, 偶e warto艣膰 ma tylko to, czego jest niewiele. P艂aci膰 mo偶na tylko tym, co tak trudno zdoby膰.
Z tego powodu na 艣wiecie nie mo偶e zapanowa膰 sprawiedliwo艣膰, uzna艂a Anjo.
Cieszy艂a si臋 razem z m臋偶czyznami, 偶e od tej pory s膮 ju偶 bogaci.
Knut zasn膮艂 dopiero nad ranem, zupe艂nie wycie艅czony i brudny, cho膰 szcz臋艣liwy w jej obj臋ciach.
Anjo d艂ugo wpatrywa艂a si臋 w jego twarz. Cz臋sto to robi艂a.
Patrzy艂a i nadziwi膰 si臋 nie mog艂a, 偶e le偶y w ramionach tego m臋偶czyzny o twarzy m艂odzie艅ca. Patrzy艂a i utwierdza艂a si臋 w przekonaniu, 偶e kocha go ca艂膮 swoj膮 dusz膮.
Tej nocy Knut u艣miecha艂 si臋 przez sen.
Podobnie zreszt膮 jak Heino i Ailo. Cho膰 jednocze艣nie wszyscy trzej byli jakby bardziej nieobecni z powodu skarbu, kt贸ry posiedli.
Anjo nie do ko艅ca to rozumia艂a, a nawet napawa艂o j膮 to strachem.
W ko艅cu by艂a kobiet膮, a kobiety nie znaj膮 si臋 na takich sprawach.
Anjo nie rozumia艂a nami臋tno艣ci, kt贸r膮 wzbudzi艂 w nich 偶贸艂ty metal. Ona mia艂a ju偶 wszystko, czego pragn臋艂a.
Podniecenie nie opu艣ci艂o ich w ci膮gu ca艂ych tych trzech dni, kt贸re sp臋dzili z oskardami w jaskini. Najch臋tniej pracowaliby dop贸ty, dop贸ki nie wydobyliby wszystkiego. W pewniej chwili odezwa艂 si臋 jednak rozs膮dek.
Nie zdo艂aliby zabra膰 ze sob膮 wi臋cej.
- Szkoda, 偶e nie kupili艣my konia i wozu w Alcie - narzeka艂 Heino.
Mia艂 racj臋, ale poniewczasie. Gdyby wr贸cili po konia, plotki wybuch艂yby ze zdwojon膮 si艂膮. A poza tym w贸z by pozostawia艂 wyra藕ne 艣lady. Wprawne oko znalaz艂oby w贸wczas to wzg贸rze bez wysi艂ku. Renifer贸w nie brakowa艂o na p艂askowy偶u, ich tropy nie by艂y wi臋c tak zdradzieckie.
艢wita艂o ju偶, gdy wtoczyli skalne bloki na miejsce. Zamaskowali wej艣cie do pieczary jeszcze staranniej ni偶 Knut.
Zatarli za sob膮 wszystkie 艣lady.
Baga偶e sta艂y si臋 znacznie ci臋偶sze. Musieli nawet skonstruowa膰 co艣 w rodzaju sa艅, kt贸re ci膮gn臋艂y dwa renifery.
Na razie nie byli w stanie ogarn膮膰 nawet swego bogactwa. Za艣wita! jasny dzie艅.
Knut obj膮艂 Anjo ramieniem. Tyle ju偶 osi膮gn臋li, a ona wci膮偶 si臋 l臋ka艂a.
- Wszystko b臋dzie dobrze - obieca艂 jej. - B臋dziesz 偶y艂a jak ksi臋偶niczka. Jedziemy do domu, Anjo, najdro偶sza. Do domu.